Ten ogród nie jest wielkich rozmiarów, ale za to mieści się w nim wiele rodzajów róż. Miejsce idealne dla romantycznych dusz i zakochanych par. Nikt nie wie kto się opiekuje tym miejscem jednak jest pewne, że robi to po mistrzowsku.
- Hmm... - mruknęła spacerując powoli po alejce wśród kwiatów, wystających spod topniejącego śniegu. Rozglądała sie trochę zdezorientowana. "Ciekawe, to na pewno hogwart? Jeszcze nigdy tu nie byłam" Zmarszczyła brwi i kucnęła. Zamyślona zaczęła głaskać żółty paczek. Rozejrzała sie powoli i po chwili cały zły humor uciekł sobie gdzieś daleko. Uśmiechnęła sie przyjaźnie kiedy zobaczyła znajoma twarz. "Felicity" przemknęło przez głowę, kiedy Van już wstawała i w podskokach doszła do dziewczyny. Zaszła ją od tylu i : - Buu! - powiedziała i wyskoczyła zza jej ramienia - przestraszyłaś sie? Zaśmiała sie i powoli zaczęła spacerować obok koleżanki.
Leżałem już kilka godzin ciesząc się miłymi i co najważniejsze ciepłymi promieniami słońca, kiedy usłyszałem dziewczęcy głos, który wyrwał mnie z błogości. - Buu! Przestraszyłaś się? - spojrzałem w kierunku z którego padły słowa i ujrzałem dwie uczennice w niewielkiej odległości ode mnie. Jak mogłem ponownie nie zauważyć obecności innych osób! Już nie pamiętam który raz wypominam sobie tą sprawę odkąd zacząłem uczęszczać do tej szkoły. No cóż westchnąłem nic przecież się nie stało, pozwoliłem by Ylia weszła w rękaw mojej kurtki, a potem oplotła moje ciało w wygodny dla siebie sposób. Cała ta sytuacja ją lekko wystraszyła, ale powinna się do tego przyzwyczaić. Spojrzałem na dziewczyny swoim chłodnym okiem i lekko się uśmiechnąłem. - Witam...- wstałem z ławki i lekko się ukłoniłem, doszedłem do wielu wniosków odkąd się przeniosłem do tej akademii. Warto poznawać nowych ludzi, więc co najmniej powinienem się przedstawić. - Nazywam się Yavan Hyjandal... - powiedziałem miłym dla ucha głosem, starając się by wyszło przyjacielsko. - Także podziwiacie piękno tego miejsca? - jak zawsze moje pytania były dziwne lub zbyt oczywiste. Ale już tak miałem.
Rozmawiała właśnie z Van, kiedy podszedł do nich nieznany jej chłopak i zaczął rozmowę. - Yyyyy Hej mam na imię Felicity Coffler. Co do miejsca to... tak, uwielbiam Kwiecisty Ogród - starała się uśmiechnąć tak, żeby nie było widać jej zakłopotania. Nie za bardzo wiedziała co teraz powiedzieć, więc zdała najbardziej banalne pytanie - Ty też lubisz oglądać to miejsce??
Odmalowało się zauważalne zakłopotanie na twarzy jednej z dziewczyn, cóż rozmowy z nieznajomymi nie należały do najprostszych i najmilszych zajęć. Sam tylko dzięki praktyce dawałem sobie radę z takimi sytuacjami, chociaż w tej szkole miałem z tym wielkie problemy. - Miło poznać. - lekko się uśmiechnąłem, może i zdawkowo ale szczerze – Cóż jestem tu po raz pierwszy, tak po prawdzie nigdy nie byłem w podobnym miejscu, mogę tylko powiedzieć że mnie urzekło i zapewne będę częstszym gościem. Macie może ochotę na gorzką czekoladę? - no chyba to pytanie będzie standardowym przy nowych znajomościach, pomyślałem bezradnie. Jak zawsze miałem problemy z prowadzeniem rozmowy z uczennicami i uczniami tej szkoły.
Van uśmiechnęła się. -Witam - powiedziała i machnęła ręką- Jestem Vanille - rozejrzała sie po ogrodzie i przytaknęła - Tak, jest pięknie i już sobie wyobrażam jak to będzie wyglądać w lecie. Spojrzała na Felicity i ledwo powstrzymała sie od zachichotania, czym ona sie tak przejmowała? Potem zmierzyła wzrokiem chłopaka. Nagle zrobiła poważną minę i zamyśliła się. Próbowała sobie przypomnieć czy go kiedyś widziała, chociaż Vanille nie zwraca zazwyczaj uwagi na ludzi z klasy. Y... Jak mu było? Nie mogła sobie przypomnieć. Yivan? Nie cos przekręciłam... Yavan, tak chyba tak. Zdaje sie że nawet chodził z nią na niektóre lekcje... Oprzytomniała tak samo nie spodziewanie jak zapadła w "trans", uśmiechnęła się. - Kocham czekoladę, tym bardziej gorzką.
Felic z uśmiechem przypatrywała się Van. Rzeczywiście - uwielbiała ona gorzką czekoladę - a czy Felicity miała na nią ochotę?? Szczerze mówiąc sama nie za bardzo wiedziała, ale pomyślała, że może czas wreszcie otworzyć się na ludzi. Nie namyślając się długo odpowiedziała, może trochę za głośno - Oczywiście, ja tez chętnie pójdę.
O ile się orientowałem nie wszyscy lubili gorzką czekoladę więc odpowiedź dziewczyn podniosła mnie na duchu. Ale iść? Chyba opacznie mnie zrozumiały. - Wybaczcie, ale chyba się nie zrozumieliśmy. - odpowiedziałem z rozbawieniem. Zacząłem przeszukiwać kieszenie mojej mugoskiej kurtki o dwa rozmiary za dużej co jak zwykle musiało wyglądać komicznie. Ale cóż począć miała same plusy, dzięki niej nie zamarzałem, Ylia miała ciepło i mogłem wiele rzeczy schować. Tylko czemu zawsze znalezienie czegoś trwało tak długo?! Już mam! Wyciągnąłem pośpiesznie tabliczkę czekolady. - Miałem na myśli taką czekoladę, z moich rodzimych stron gorzka zaprawiona mocnymi korzeniami, nie każdemu smakuje uprzedzam. - powiedziałem figlarnie - Vanille? To dość niecodzienne imię.
Felicity zaśmiała się cicho uświadamiając sobie swoją wpadkę. Zrobiła się też lekko czerwona. Często popełniała takie małe błędy w towarzystwie i teraz starała się nie myśleć, co o niej uważa Yavan. Uśmiechała się tylko lekko, śmiejąc się w duchu z siebie. Sięgnęła po kawałek czekolady i włożyła go do ust.
-Taką też lubię - wzruszyła ramionami z uśmiechem na ustach. Sięgnęła po czekoladę, odgryzła kawałek i wsadziła sobie do ust. Chwile cieszyła sie gorzkawym smakiem, po czym powiedziała - Tak wiem, dziwne, ale moja mamusia uznała ze skoro ona kocha zapach wanilii to ja tez pokocham. - ponownie wzruszyła ramionami. - Mów mi Van, jest krócej i dużo fajniej. Przełknęła czekoladę i od razu poczuła ochotę na następny kawałek. -Mogę jeszcze? - zapytała i od razu sie zaśmiała - Chyba zjemy Ci całą..
Lekki uśmiech nie schodził mi cały czas z ust, lubiłem się dzielić, przynajmniej tego rodzaju smakołykami. - Oczywiście, nie ma nic przeciwko jeśli cała zniknie po tą ją noszę cały czas przy sobie. - odpowiedziałem Van, jeśli sobie życzyła by Ją tak nazywać to nie widziałem żadnych przeszkód. - Cóż twoja mama wybrała Ci ciekawe imię nie pozbawione uroku. - zwróciłem się do drugiej z dziewczyn – Nie przejmuj się niczym, przecież nic się nie stało kiedy ja bym opowiedział o którejś z moich wpadek to dopiero byłaby historia. Przeniosłem się niedawno do tej szkoły więc mam niewielkie problemy z asymilacją, ale usilnie z tym walczę. - posłałem dziewczynie miły uśmiech, tak zwykła rozmowa jest w stanie rozluźnić człowieka.
Uśmiechnęła się do chłopaka. Było jej miło, że tak życzliwie się z nim rozmawia. - Czekolada jest naprawdę pyszna - pasował jej ten smak. Taki... inny, a jednak naprawdę dobry. - A jeśli chodzi o asymilację w Hogwarcie... to ja jestem tu od sześciu lat i nadal nie znam nawet połowy osób z mojego domu, ale postanowiłam to nadrobić. - uśmiechnęła się jeszcze szerzej. - A ty skąd pochodzisz?? też masz niecodzienne imię.
Felicity pojaśniała w oczach to dobrze, milej się rozmawia z osobami rozluźnionymi. - Ja tylko od ponad miesiąca, a z mojego domu znam ze dwie może trochę więcej osób. - cóż zaczynałem sądzić, że nieco to dziwne znałem więcej osób z innych niż z własnego, ale nie zamierzałem się tym zbytnio przejmować. - Pochodzę...jakby to dobrze wyjaśnić...z Bliskiego Wschodu wychowałem się na pustyni i tam mieszkałem do niedawna, co powoduje trudności w rozmowach z innymi, prosta różnica kulturowa. - tak jasne :bardzo prosta” powiedziałem w myślach do siebie - Mam pewne pytanie, nurtuje mnie odkąd przybyłem do tej szkoły, o co chodzi z przydziałami do domów? Zdaje mi się że przez niektórych jestem oceniany na podstawie tej przynależności.
Van przytaknęła. - Każdy z domów przyjmuje uczniów o wybranych cechach charakteru i o celach do których dążą - powiedziała - Ślizgoni nie są zazwyczaj mili, chcą do celu dojść nie zwracając uwagi na innych. Gryfindor ceni odwagę i honor, krukoni mają oddawać sie nauce i rozwijać swój umysł, czy jakoś tak. Niestety nigdy sie nie domyśliłam co ma hufflepuff. Myślę że chodzi o dobre serce i chęć poznawania innych. - ostatnie słowa prawie że wymruczała zamyślona, Zaraz jednak jej twarz sie rozjaśniła i dziewczyna wesoło dokończyła - ale od każdej zasady są wyjątki. Jak na przykład miły ślizgon, bo mam nadzieje że nie okażesz sie zdradziecką łajzą. Wzięła jeszcze jeden kawałek czekolady.
„Zdradziecka łajza” zabawne określenie, dość nieprzyjemne szczególnie dzięki pierwszemu członowi. - Nie martw się mam bardzo negatywny stosunek do zdrady. - moje słowa okazały się chłodniejsze niż chciałem, tak to już się dziej kiedy przychodzą na myśl bardzo niemiłe wspomnienia. - Wybaczcie za mój ton. - powiedziałem przepraszająco - Dziękuję że zechciałaś mi to wytłumaczyć, to całkiem wiele wyjaśnia. Może odbiegam od stereotypu, ale nadal należę do tego domu, więc proszę nie oczekuj zbyt wiele. - mrugnąłem do dziewczyny, byłem miły bo było to częścią mojej natury, do tego jest to według mnie najbardziej opłacalna postawa, jedno nie wykluczało drugiego z czego byłem bardzo zadowolony. - Wielu ludzi skrywa swoją mroczną naturę, ja się jej nie wyrzekam, ale zamierzam trzymać mocno na wodzy. - powiedziałem prawdę, byłem przeciwieństwem świętego i chciałem by każdy z kim rozmawiam to zrozumiał. Jeśli mnie akceptował po tym wyznaniu byłem wdzięczny takiej osobie, jeśli stało się odwrotnie nie żywiłem urazy. Każdy miał swoje własne zdanie które starałem się uszanować.
Felicity zastanowiła się nad wypowiedzią chłopaka. Jej mina zrobiła się poważna, i przez chwilę zatopiła się w rozmyślaniach. Po chwili kiwnęła głową, na znak, że się zgadza z Yavanem i dodała - Tak... to dobre określenie: trzymać na wodzy swoją mroczną naturę ale się jej nie wyrzekać - podobało jej się ono i sama się do niego ustosunkowała. - każdy ma tą "złą" stronę i inny człowiek powinien ja akceptować, ale też nie powinniśmy jej ukazywać zawsze i wszędzie - dodała, po czym sięgnęła po następny kawałek czekolady.
- Nie zmuszam by inni akceptowali lub nawet poznawali moją mroczną naturę, chcę tylko by o nie wiedzieli. - powiedziałem spokojnie, dziewczyna przemyślała moje słowa i co ważne nie przestraszyła się. To prawda że w tej szkole jest wiele osób silnych, odważnych ale nie koniecznie akceptujących innych. - Pamiętaj, że nie zawsze jest się w stanie panować nad sobą, ale dość o tym. Mogę zapytać z kąt pochodzicie? - osoby od czasu do czasu zadawały mi takie pytanie, a ja stroniłem od niego w sumie nie wiedząc dlaczego.
Hmmm ja pochodzę z Londynu - odpowiedziała Felic. - Jak cała moja rodzina. No... może oprócz mojego przyrodniego brata, który pochodzi z Francji. - Przez chwilę posmutniała na myśl o domu. Dalej nie mogła zrozumieć zdrady ojca... ale teraz nie chciała o tym myśleć. Postarała się wziąć w garść i znowu uśmiechnąć, lecz nie za bardzo jej to wyszło. - Ale Brandon od pewnego czasu przeniósł się tez do Londynu i Hogwartu.
A więc bliskich ma niezwykle blisko, kontakty rodzinne są naprawdę ważne, ale dziewczyna nie posiada tylko miłych wspomnień związanych z nimi. Cóż jak każdy, ale w Jej wzroku zauważyłem całkiem inny ból niż ten który ja czułem. Strata, ale czemu przychodził mi Amon na myśl, pożyjemy zobaczymy. - A więc twój brat uczy się w Hogwarcie? Podobnie jak moja Siostra, chociaż nie dzielimy tej samej krwi i tak jest mi bardzo droga. - także poczęstowałem się kostką czekolady, to jedna z moich słabości której folguję cały czas. - Masz częsty kontakt z rodziną?
Chociaż sama czuła smutek, zobaczyła,że nie tylko ona ma takie odczucia. W oczach Yavana zobaczyła... właściwie sama nie wiedziała co. Ból? - No cóż... wcześniej byłam z moją rodziną bardziej związana, ale ostatnio widujemy się tylko w wakacje. - odpowiedziała. - Chociaż wtedy też mało czasu spędzam z nimi. Tak naprawdę, to najbardziej jestem związana z moim przyrodnim bratem - Brandonem. A Twoja siostra chodzi do której klasy?
- Moja rodzina mieszka na Bliskim Wschodzie, więc kontakt z nimi jest ograniczony, do tego polityka rodu powoduje że nawet listów nie wolno mi wysyłać zbyt często. Nie wiem co się stało w twojej rodzinie, ale każdy ma tylko jedną jakakolwiek by nie była. - i każdy musi stawić jej czoła. Tego nie wypowiedziałem głośno. - Cóż to dobre pytanie. - lekko się zmieszałem, no naprawdę nie wiedziałem. Nigdy nie zadawałem Jej takich pytań najzwyczajniej w świecie czuliśmy że jesteśmy rodzeństwem i tyle nam starczało. - Wiem że jest krukonką, ale co do wieku to nie zadaję takich pytań kobietom. Może znasz nazywa się Sigrid Weisen. - podobno wcześniej stroniła od innych, więc byłem ciekaw czy Felicity Ją kojarzy. - Czymś się interesujesz? - cóż moje małe skrzywienie często skakałem z tematu na temat zadając dziwne pytania lub wybierając na tą czynność nie odpowiedni moment.
Lekko zdezorientowana Felicity odpowiedziała - yy no więc Twojej siostry nie kojarzę. A jeśli chodzi o moje zainteresowania to... umm sama nie wiem. Uwielbiam czytać książki, słuchać muzyki, i oglądać dobre mugolskie filmy - dokończyła lekkko zakłopotana. Nie każdy czarodziej podzielał jej zamiłowanie do takich filmów, a niektórzy wręcz nimi gardzili. Dlatego nie była do końca pewna jak zareaguje Yavan. - A Ty? Czym się interesujesz?
To że ktoś nie znał mojej Siostrzyczki było całkowicie zrozumiałe, po prawdzie zdziwiłbym się gdyby uczennica Ją znała. Wysłuchałem słów które padły, dzięki czemu miałem jakiekolwiek rozeznanie w tym co interesowało Felicity. - Ja za książkami nie przepadam, może dlatego że zawsze zmuszano mnie do czytania podręczników, nie było w tym żadnej przyjemności tylko obowiązek. - cała prawda w domu nigdy nie pozwalano mi się rozerwać, no chyba że uciekałem, ale zdarzało się to bardzo sporadycznie. - Co do muzyki to także uwielbiam jej słuchać, a jeśli chodzi o filmy to nigdy w życiu nie widziałem żadnego, w moich stronach nie posiadamy telewizji. - całkiem naturalne, jestem nomadem nigdzie nie zagrzewam miejsca na stałe. - Oprócz tego sztuki walki i akrobatyka to chyba dwie najważniejsze rzeczy którymi się zajmuję. Szkolę się od małego i sprawia mi to wielką przyjemność. - tak w tym momencie na chwilę mój wzrok oddalił się wspominałem godziny spędzone na treningach i chwile kiedy udało mi się podnosić moje umiejętności na wyższy poziom.
- O wow. Ja szczerze mówiąc nigdy nie byłam na żadnych zajęciach z sztuki walki, i kompletnie się na tym nie znam. - Uśmiechnęła się lekko - A jeśli chodzi o akrobatykę... to kiedy byłam mała chodziłam na zajęcia, ale w wieku 10 lat powiedziano mi, że nie mogę ćwiczyć, ponieważ jestem za wysoka. - lekko posmutniała, ponieważ bardzo lubiła te lekcje - No a później zainteresowałam się muzyką i zaczęłam grać na wiolonczeli. - Zakończyła.
Jak to nie mogła ćwiczyć, co ma wysokość do treningów i samej akrobatyki? Nie rozumiałem tego w najmniejszym stopniu, byłem naprawdę oburzony! Ale możliwe że w Europie są całkiem inne wymogi. Jak ja ich wszystkich nie pojmowałem. - Nie wiem jakim prawem ktoś powiedział że się nie nadajesz, według mnie każdy powinien rozwijać się w czym chce! - już chciałem wspomnieć coś na temat sztuk walki kiedy usłyszałem następne zdanie Felicity. - To dość rzadki instrument, zgadza się? Nie wiem za wiele na jego temat, po prawdzie nigdy nie słyszałem go na żywo.
Van przymknęła oczy i zaczęła sie powoli wycofywać mając nadzieje, że parka jej nie zauważy. I tak byli już praktycznie całkowicie pochłonięci rozmową. Zrobiła krok do tyłlu i skrzywiła się kiedy usłyszała zgrzyt żwiru pod stopami. Zrobiła szybciutko zwrot i ruszyła jak najciszej przed siebie. Kiedy była już za krzakiem odetchnęła, wyprostowała sięi spokojnym krokiem ruszyła do zamku. Jeszcze nie miała pomyslu co bedzie robić, ale na pewno jeszcze kiedyś się spotka z Fleicity lub Yavanem. Uśmiechnęła się sama do siebie.
Niemal z rozbiegiem wpadł wśród miodem pachnące kwiaty, z arystokratyczną gracją zataczając taneczne piruety wokół krzewów róż. Ach, wiosna, słodko-gorzka przyjemności!
Z iście infatylnym urokiem, magicznie przypisanym tylko jemu, Narciss kroczył wśród kolorowych kwiatów, które pokonaly srogą zimę. Choć to wciąż nie jest pełnia sił przyrody, gdzieniegdzie jeszcze szara trawa uśmiechała się podle.
Nic to! Narciss uśmiechał się przebiegle, czując nowe siły. Od dawien dawna nie uwiódł żadnego pięknego i bogatego chłopca. Mógłby to być też, ewentualnie, seksowny i niedostępny mężczyzna pokroju Salvatore. Och! Salvatore!
... z każdą chwilą rumieniec na licu młodego Księcia pogłębiał się. Salvatore!