W ostatnim, dużym budynku na ulicy Pokątnej znajduje się jedyny taki w Londynie, nowo powstały, Magiczny Klub. Przychodzi tu wiele młodych czarodziejów z całego kraju. Wnętrze klubu utrzymane jest w ciemnych kolorach, rozjaśnionych przez jasno zielone fotele i w takim samym kolorze parkiet do tańczenia, oraz dające przez małe chochliki, światło. Stworzonka te znajdują się w całym klubie w niezwykły sposób rozświetlając ciemność. Bar obsługuje kilku barmanów gotowych zaserwować wszelakie alkohole. Na scenie natomiast można zobaczyć różne zespoły, zarówno najpopularniejsze jak i te dopiero zaczynające.
Wynajęcie klubu na prywatne przyjęcie – 75g
Dowolne wino Shot dowolnej whisky lub wódki Dowolny short drink Dowolny long drink Dowolny soft drink Dowolny drink z dodatkiem eliksiru rozśmieszającego – 12g Drink dnia (zapytaj barmana!) Dowolna paczka papierosów - 13g
Apple stanęła przed klubem. Na szczęście, nie było zbyt długiej kolejki. Wystarczył kuszący uśmiech, a po chwili już była wewnątrz pomieszczenia. Dzisiaj stylizacja klubu była utrzymana w nastroju latynoskim, co bardzo odpowiadało Ap. Zerknęła przelotnie na Willsa po czym powędrowała na parkiet.
Wszedł zaraz za Apple, chociaż jego piękny uśmiech nie działał już tak skutecznie, jak uśmiech dziewczyny. Rozejrzał się po pomieszczeniu. Dziewczyna wydawała się być usatysfakcjonowana wyglądem klubu, co dało Willowi do myślenia. Może była z Hiszpanii albo z Portugalii? Idąc na parkiet, zabrał kieliszek z drinkiem jakiejś dziewczynie, która była już zbyt pijana, żeby cokolwiek zauważyć.
Spojrzała sceptycznie na to co zrobił, ale nic nie powiedziała. Nie będzie mu przecież prawić morałów. W klubie rozległa się rytmiczna salsa, co od razu wprawiło Apple w ruch. Jak to na latynoskę przystało, czuła muzykę całym ciałem. Nie krępowała ją obecność Willsa, ani innych ludzi. Dla niej ten taniec był zupełną normalnością, czymś tak oczywistym, a zarazem pociągającym dla niej i obserwatorów.
Wydął wargi niezadowolony. Salsa? W życiu! Ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, prawda? Zerknął przelotnie na tańczącą Apple, chcąc nie chcąc, musiał przyznać, że nieźle sobie radziła na parkiecie. William dokończył "pożyczonego drinka" i wcisnął komuś do ręki pusty kieliszek. Po chwili odnalazł tą pijaną dziewczynę, posłał jej czarujący uśmiech i pociągnął na parkiet. Nie był jeszcze wystarczająco podpity, żeby tańczyć z Ap.
Parsknęła śmiechem, widząc Willsa pląsającego z jakąś pijaną dziewczyną. No cóż, nie kwestionowała jego gustu, ani tym bardziej nie miała zamiaru doprowadzać się do takiego stanu, jak partnerka Ślizgona. Gdy salsa zamieniła się w 'przytulańca', zrobiła zażenowaną minę i skierowała się w stronę baru. Zamówiła dość mocnego drinka i zaczęłą go powoli sączyć. Jeden, a mocny. Z takiego wychodziła założenia. Uśmiechnęła się pod nosem, widząc, że po obu jej stronach pojawili się mężczyźni. Wywróciła tylko oczam i czekała na dalszy przebieg zdarzeń.
Co z tego, że się z niego śmiała? Nic. Zupełnie nic. Przynajmniej dobrze się bawił, a jego "ofiara" dobrze się ruszała, co zapewne było jednym z efektów znaczącej ilości alkoholu, jaka krążyła w jej żyłach. Po pewnym czasie William jednak doszedł do wniosku, że nie ma ochoty dłużej przebywać w towarzystwie tego dziewczęcia, więc przy najbliższej okazji wywinął się i udał w stronę baru. Wywrócił wymownie oczami, widząc rozanieloną Apple, po czym zamówił drinka.
Kątem oka spojrzała na Willsa. - Już nie tańczysz? - spytała, ukrywając rozbawienie. - Wyglądaliście w tańcu jak z obrazka. - dodała przesłodzonym głosem. Upiła spory łyk drinka i nie czekając na odpowiedź, pomknęła na parkiet. Zaczęła poruszać się zmysłowo w rytm muzyki. Tak, to był jej żywioł.
- Chyba jak obrazek z okładki kiepskiego horroru. - mruknął cicho. - Romantycznie zaczyna się noc, lecz, niestety, dziś jestem zajęty. - wyjaśnił piskliwym głosem, przykładając dłoń do policzka w przesadnym geście. Przez chwilę śledził ją wzrokiem, jakby nie dowierzając, że jedna osoba może tak szybko się przemieszczać i ciągle być w ruchu.
Uśmiechnęła się przelotnie do chłopaka po czym powróciła do żywiołowego tańca. - Noc jest jeszcze młoda, ale masz zamiar tak siedzieć i podziwiać? - spytała ironicznie. - Masz mnóstwo dziewczyn dookoła. - wskazała wymownie na wyraźnie chętny kącik. Więcej nie zamierzała go namawiać.
- Oczywiście. Siedzieć i podziwiać! - potwierdził zbyt gorliwie, niemal trzęsąc się ze śmiechu. Muzyka była tak głośna, że aż miał wrażenie, iż dudni mu w płucach. Powiódł za spojrzeniem Apple i faktycznie, zauważył pełno wolnych dziewczyn. Przynajmniej tymczasowo wolnych. Czyli jednak przydawało się czasem rozejrzeć! Uśmiechnął się sam do siebie, po czym dokończył drinka, wyminął śmigających po parkiecie tancerzy, w tym Gryfonkę i dosiadł się do stolika dziewczyn, czekając aż muzyka trochę się zmieni.
Apple wywróciła wymownie oczami, nie opuszczając parkietu. Podeszła do grupy tańczących chłopaków i zaczęła wywijać wraz z nimi. Już po chwili zapomniała o ponaglającym ich czasie i oddała się przyjemności, wynikającej z tańca.
David wszedl do klubu i zobaczyl dziewczyne pijaca kremowe piwo Po chwili dziewczyna poszla tanczyc a kufel zostawila prawie pelny' David skorzystał z okazji wziął do ręki piwo i się napił -AAA tego było mi trzeba Wypił do końca duszkiem i poszedł tańczyc
Jak to już na osobę niesamowicie zmienną i kapryśną przystało, Williama szybko znudzili otaczający go ludzie i atmosfera panująca w lokalu. Muzyka zaczęła dudnić w uszach i irytować, dziewczyny nagle przestały mówić z sensem, a ich słowotok i głupie chichoty działały na nerwy jak mało co, tak samo jak alkohol stracił smak. To się rozumiało samo przez się, że najwyższa pora zmywać się z klubu, zanim do czegoś dojdzie. Nie bawiąc się w uprzejmości, wstał z miejsca, wyminął lekko oburzone jego zachowaniem podpite panienki i nawet nie szukając Ap, wyszedł na zewnątrz, gdzie teleportował się.
Weszła do klubu. No tak... I wejściówka za 3 g! Podeszła do barmana. - Dwa piwa kremowe poproszę.- Powiedziała Selen i dała 2g na ladę. - Proszę bardzo.- Barman podał dwa piwa kremowe Selen i wziął pieniądze. Selen poszła do jednego z krzeseł przy ladzie i usiadła na nim, nie wylewając ani kropli piwa kremowego. Mogła czekać na jedną osobę, na tą na którą czekała.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Teleportowała się do Londynu. Wyjątkowo zdecydowała się na delikatne podkręcenie włosów. Założyła na siebie sukienkę sięgającą kolan (oczywiście standardowo w czarnej barwie). Strój dopełniła ukochaną sobie biżuterią. Tego dnia postawiła na turkusowe dodatki. Delikatna bransoletka na nodze idealnie pasowała do uroczych butów na niewysokim obcasie. Długie kolczyki zwieszały się z jej uszu, dyndając wesoło, gdy szła ulicami miasta. Do tego długi łańcuszek z zawieszką. Umówiła się z Namidą pod klubem, tak więc tam czekała. Pominęła fakt, że zerwali, przecież dalej mogli czasem się razem pobawić. A to, jak wyglądała było raczej oznaką dbania o wizerunek.
Namida zerknął na zegarek... No tak, jak zawsze się chwilę spóźni... A to wszystko przez to, że musiał się wyszykować... uh, jego próżność go kiedyś zabije. Ubrał czarne, obcisłe rurki i czarny t-shirt z fioletowymi nadrukami niecenzuralnych słów. Trampki na nogach, skórzane rękawiczki na dłoniach. Tak jak zawsze, nawet na imprezę nie zrezygnował z wisiorka i sygnetu. W końcu nawet w klubie reprezentował swoją rodzinę. Z daleka już zobaczył swoją dzisiejsza randkę. Kiedy był dostatecznie blisko uśmiechnął się, ujął jej dłoń i ucałował, jak na dżentelmena przystało - Witaj... cudownie wyglądasz.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Uśmiechnęła się delikatnie dostrzegając Ślizgona. Była przyzwyczajona do jego małych spóźnień, więc nie złościła się za to. - Namida, łezko moja - ucieszyła się. - Dziękuję - odpowiedziała na komplement. - Ty nie gorzej, świetny t-shirt - skomentowała, unosząc kąciki ust nieznacznie w górę. Podeszła do czarodzieja stojącego przed wejściem i wręczyła mu zakupione wcześniej wejściówki. Po przejściu do wnętrza klubu stanęła, zastanawiając się, czy najpierw mają iść tańczyć, czy napić się czegoś. Zdała się na Ślizgona, patrząc na niego pytająco.
Namida objął dziewczynę, kładąc dłoń na jej talii. - Może najpierw się czegoś napijemy? - zaproponował, prowadząc ją w stronę baru - Wolisz coś procentowego, czy pasujesz? - spytał, posyłając Lorelei jeden ze swoich czarujących uśmiechów.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się. Pytanie było zbędne, ona zawsze i wszędzie znajdowała pretekst do upicia się. Żałowało potem, po fakcie, więc po co miała teraz o tym myśleć. Udała, że zastanawia się nad tym poważnie. - No nie wiem, chyba pasuję - pokiwała głową, zajmując miejsce na wysokim stołku przy barze. - Dobrego drinka z Martini - powiedziała głośno do barmana. - No, Nami. Jak ci idą wielkie podrywy? - zapytała poruszając brwiami w charakterystyczny sposób. - Kogo ostatnio wydobyłeś?
- Whisky z lodem. - powiedział za raz po dziewczynie, a barman szybko podał im zamówienie. Namida przysiadł na barowym stołku, sięgając po szklankę i kieliszek, podając go ciemnowłosej. - A wiesz, różnie to bywa... z kwiatka na kwiatek skaczę, jak zawsze... Jak to się mówi "żeby życie miało smaczek - raz dziewczynka raz chłopaczek"... - dodał ze śmiechem, rozpamiętując jego ostatnie miłostki - Ale jak zawsze, nic na stałe.
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się i upiła łyk ze szklanki. Drink okazał się wyśmienity, zanotowała sobie w pamięci, aby pamiętać o nim na przyszłość. - Rozumiem - odparła. - Ale ja jednak zostaję przy samych mężczyznach - posłała mu olśniewający uśmiech. - Również nie na stałe. I ani myślę, aby to w najbliższym czasie zmieniać. Była zadowolona ze swojego trybu życia. Nic na siłę, a i cieszyła się, że może się zabawić z kim jej się podobało, nie bojąc się konsekwencji. A zazdrosnego chłopaka z pewnością można by było do takich zaliczyć.
- Dokładnie! Za bycie singlem! - zaśmiał się i stuknął swoją szklanką w szklankę dziewczyny i upił spory łyk, czując jak grzeje go w gardło. O tak, to zdecydowanie będzie dobry wieczór. Nami odwrócił się na stołku i spojrzał na tłum ludzi tańczący na parkiecie przy głośnej muzyce elektronicznej. Każdy ocierał się o każdego, jednak nikomu to nie przeszkadzało, wszyscy dobrze się bawili bardziej lub mnie pijani czy naćpani...
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Położyła swoją dłoń na jego palcach, aby zwrócić na siebie uwagę. Kiwnęła głową w stronę pary, która najwyraźniej doskonale się bawiła. Byli tak napici, że ledwo stali na nogach, ale chwiali się, dzielnie utrzymując jako taki pion. Nie tańczyli w rytm muzyki, ciężko było określić ich kroki tańcem, po prostu podrygiwali obok siebie nierówno. - Myślisz, że też tak skończymy? - zapytała chichocząc. Nie pamiętała, aby było z nią aż tak źle. Owszem, nogi odmawiały posłuszeństwa, a koordynacja ruchowa potrafiła zaskoczyć, ale jeszcze nigdy nie zdarzyło jej się tak dziwnie tańczyć.
- Noc jeszcze młoda, kto wie! - zaśmiał się tylko, widząc tych ludzi... Sam również nie raz był w podobnym stanie ale zwykle wiedział, z kim pije i że Ci ludzie nie pozwolą mu zrobić z siebie kretyna kiedy nie będzie kontaktował. - Ciekawe z drugiej strony, który z "magicznych proszków" wciągali... - powiedział, nadal cicho się śmiejąc i popijając whisky. Nami nie stronił od wszelakich trunków, chociaż ćpanie jakoś go nie pociągało... No, chyba, że "bezpiecznie" w znanym towarzystwie i tylko te wypróbowane...
Lorelei L. E. Coleridge
Rok Nauki : I
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Zaśmiała się cicho, zamawiając kolejnego drinka. - Nie mam pojęcia, nie znam się na tym - odpowiedziała szczerze. - Nigdy nic nie wciągałam i jakoś niespecjalnie mi się do tego spieszy - dodała. Po co miała psuć sobie wizerunek? Jeszcze zaczęliby nazywać ją ćpunką, a to z pewnością by Lei nie pasowało. Wolała nie myśleć jakim zaklęciem oberwałby ktoś, gdyby określił ją w ten sposób. A byłoby na pewno celne, co do tego nie miała najmniejszych wątpliwości. Każde było celne, i te mniej i bardziej niebezpieczne, wysłane pod wpływem złości. Nigdy nie trudziła się dłuższą kłótnią, wolała od razu działać i strzelać zaklęciem.
Skoro Lorelei nie robiła takich rzeczy, Namida wolał się nie przyznawać do eksperymentów. Uśmiechnął się jedynie i popił jeszcze alkoholu. Rozglądał sie jeszcze chwile po tłumie tańczących, aż zatrzymał wzrok na Lei. - Masz na coś ochotę...? Zatańczyć, czy coś? - spytał. Może nie był najlepszym tancerzem, ale jako muzyk miał poczucie rytmu.