W ostatnim, dużym budynku na ulicy Pokątnej znajduje się jedyny taki w Londynie, nowo powstały, Magiczny Klub. Przychodzi tu wiele młodych czarodziejów z całego kraju. Wnętrze klubu utrzymane jest w ciemnych kolorach, rozjaśnionych przez jasno zielone fotele i w takim samym kolorze parkiet do tańczenia, oraz dające przez małe chochliki, światło. Stworzonka te znajdują się w całym klubie w niezwykły sposób rozświetlając ciemność. Bar obsługuje kilku barmanów gotowych zaserwować wszelakie alkohole. Na scenie natomiast można zobaczyć różne zespoły, zarówno najpopularniejsze jak i te dopiero zaczynające.
Wynajęcie klubu na prywatne przyjęcie – 75g
Dowolne wino Shot dowolnej whisky lub wódki Dowolny short drink Dowolny long drink Dowolny soft drink Dowolny drink z dodatkiem eliksiru rozśmieszającego – 12g Drink dnia (zapytaj barmana!) Dowolna paczka papierosów - 13g
- Nosić możesz, ale to byłoby na tyle. - Chyba nawet nieco odetchnął z ulgą, od samego Jacka dowiadując się, że praca w Ministerstwie Magii wcale nie jest jakimś jego życiowym marzeniem. Nawet ze względu na wspólne znajomości byłoby ciężko pewne poglądy ignorować... choć, prawdę mówiąc, to wcale nie zawodem Mefistofeles powinien się tak przejmować. I bez tego wiedział, że Moment nie tryska entuzjazmem na jego widok, a czy to było zależne bardziej od likantropii, czy mniej... Tego jeszcze nie wiedział. - Miło mi - podsumował jedynie, z przyjemnie rozbawionym wydźwiękiem. Humor poprawiał mu się z każdą sekundą i śmiało można było zrzucać winę na wypijanym w szybkim tempie alkohol. Rozmowa pozwalała się rozproszyć, zaś Czarny Quintin pilnował, by myśli nie odbiegły w niepożądanym kierunku. Może i noc dopiero się zaczynała, ale Nox już wiedział, że w końcu jest na dobrej drodze. - Słusznie... nie powinieneś. - Dobrze było usłyszeć, że ktoś się go nie boi. Liam zawsze wiernie wykazywał się tchórzliwością, a Neirin nie należał do szczególnie wiarygodnych - w drugą stronę, oczywiście. Jack z kolei jakby wiecznie miał wyjebane. - Niektóre ofiary lubią, kiedy się na nie poluje... Spokojnie. Postaram się nie denerwować cię na tyle, byś zmieniał zeznania. A zaraz potem mówił o tańczeniu i upijaniu, co nie wydawało się zbyt bezpieczne. Ślizgon spodziewał się prostego zaprzeczenia. W końcu Jack nie dał nawet dotknąć swoich kolczyków... piercerowi. Co dopiero pójść na parkiet i tańczyć? Ale odmowa nie nadeszła. - Może się do niej przyzwyczaisz? Albo nie na twarzy się skoncentrujesz... - Pod wpływem chłodu, wzdrygnął się gwałtownie i odsunął. Niby próbował to zamaskować drobnym uśmiechem, ale w gruncie rzeczy nie starał się jakoś szczególnie. Nie tylko Moment się tutaj płoszył. Nalał im po jeszcze jednej kolejce, nim nie podciągnął się do pozycji stojącej. Wysunął dłoń do Jacka z wyraźnym zaproszeniem, a w drugą rękę pochwycił butelkę. Nie była jeszcze pusta, więc po drodze odstawił ją na przechowanie jednemu z barmanów. Później pozostało już tylko wmieszać się w roztańczony tłum, spomiędzy którego połyskiwały zielone chochliki. W życiu by nie wpadł na to, że ten wieczór tak się potoczy.
Jack się nie bał. On czuł niezdrową satysfakcję przy kontakcie z ogromnym Likantropem… szczególnie po przemianie i najlepiej w zasięgu wzroku. Niekoniecznie pragnął kontaktu fizycznego, ale doceniał takie widoki. Nawet jeśli nie przepadał za zwierzętami, to wilkołaki należały również do elementów mugolskiego folkloru. Strasznie fascynowały go podobne zjawiska, które był w stanie zobaczyć na własne oczy i osobiście zweryfikować. Mefistofeles bez pełnego księżyca nad głową był po prostu człowiekiem. Co prawda węszącym wokół za kłopotami, jak kundel za obgryzioną kością, ale nadal człowiekiem. Nic fascynującego, gdyby nie gęsto dziarane tatuaże - ta irytująca ozdoba, która mimowolnie wydłużała każde spojrzenie, które prześlizgnęło się po osobie ślizgona. Zatem podsumowując - ogólna niechęć do Mefisto wynikała głównie z trudnego charakteru Puchona, oraz zachowania Noxa, a nie upośledzenia likantropią. Punkty ujemne sypały się z rękawa, niemal codziennie i w większości zasłużenie. Kiedy tylko mógł, starał się mieć na to wyjebane. Jednak osoba Noxa zbyt mocno panoszyła się wokół jego i jego przyjaciół. Którzy różnie na to reagowali, a tego już nie mógł przepuścić bez jakiejkolwiek reakcji. Zwykle negatywnej. - Lubię? - Ściągnął brwi, słysząc to stwierdzenie. Zabrzmiało jakby Mefisto zwalał na Momenta całą winę za ich spotkanie. Na szczęście reakcja na chłodne szkło widocznie była w jakiś sposób satysfakcjonująca, bowiem Jack mimowolnie się uśmiechnął, zanim wyraz jego twarzy wrócił do typowego sobie skrzywienia. - Sądziłem, że to czysto teoretyczne pytania. - Mruknął wymijająco, zapijając się ostatnią kolejką, zanim ciężar wilkołaka zniknął z kanapy, a wytatuowana dłoń nie zamajaczyła przed twarzą bruneta. - Szybko przechodzisz od teorii do praktyki, wiesz? - Odparł, ignorując wyciągniętą dłoń i wstając samodzielnie. Na szczęście dla niego miast uciekać, udał się w ślad za likantropem. Też potrzebował się nieco poruszać. Jednak dopiero pośród ścisku anonimowych amatorów tańca, zebrał w sobie wystarczająco odwagi, aby zbliżyć się do Noxa na tyle, by uznać te ruchy za wspólny taniec.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Chyba faktycznie trochę zrzucał winę na Jacka, ale równie dobrze można nazwać to przyznawaniem mu zasługi. W końcu nic złego się jeszcze nie wydarzyło, zatem nie wypadało cechować wszystkiego negatywnie... Mefistofeles nie był pewien, czy sam z siebie podszedłby do Puchona. Dręczyła go myśl (usilnie spychana na dalszy tor), że najprawdopodobniej po prostu uciekłby z klubu, gdyby Moment nie zwrócił na niego uwagi. Powitanie? Powitanie było zachętą. Wskazówką, że nie jest tak tragicznie. Tego wychowanek Slytherina nie był w stanie odrzucić. - Wolę praktykę - przytaknął, nie pozwalając aby odrzucenie podanej dłoni zraziło jego względnie pozytywne nastawienie. Ten gest i tak był mieszaniną szarmancji, żartu i praktyczności - zdaniem Mefisto, najłatwiej byłoby nie zgubić się w tłumie właśnie poprzez nawiązanie kontaktu fizycznego. Tak czy tak, nie naciskał, tylko raz oglądając się w celu sprawdzenia, czy Jack mu przypadkiem nie ucieka. Ku Noxowemu zaskoczeniu, nic takiego się nie wydarzyło. Dopiero tam, na parkiecie, rzeczywiście odetchnął. Całe spięcie opuściło jego ciało i w tej chwili liczyła się tylko dobra zabawa. Tańczący Mefisto był z pewnością widokiem przyjemnym dla oka - nawet jeśli nie wchodziły w grę jakieś niebywałe popisy, to samo jego zadowolenie robiło sporą część roboty. Mógł się zrelaksować i zniknąć pośród migających świateł. Sam potrzebował czasu, żeby odpowiednio docenić fakt, że nie tańczy tak po prostu, a z Jackiem. Który, zgodnie ze swoimi wcześniejszymi zapewnieniami, wcale się tak nie bał. - Będę potrzebował jakiegoś dowodu - poinformował Puchona, przysuwając się do niego na chwilę na tyle, by przekrzyczeć muzykę. Choć światło temu nie sprzyjało, wzrok Mefistofelesa subtelnie zawiesił się przy tym na kolczykach. - Bo nikt mi nie uwierzy... - Mrugnął do niego wesoło, co z łatwością mogło ujść niezauważone. Podobnie jak urocze dziewczę, które przez chwilę obłapiało wytatuowaną rękę wilkołaka, by zaraz pójść znaleźć sobie bardziej chętnego partnera. Ponowne przysunięcie do Momenta mogło mieć jakiś wpływ na jej decyzję, ale w takim tłumie... Kto wie, komu i o co tak naprawdę chodziło? Z tej perspektywy wszystko wyglądało inaczej. Klub już wcześniej nieźle się prezentował, jednak dopiero teraz dało się docenić jego nietypową magię. Muzyka nie ogłuszała, acz zachęcała do zabawy. Zielone światło nie raziło, tylko zapewniało niezbędne pole widzenia. A przynajmniej początkowo - kiedy jeden z chochlików przysiadł na ramieniu Jacka, Mefisto nie zdołał nie roześmiać się z powodu nietypowej poświaty rozlanej po sylwetce swojego towarzysza.
Nie bał się tańczyć. Dla niego była to kolejna rozgrywka na automacie. Trochę bardziej tłoczna, bez podświetlanej podłogi oraz ekranu zliczającego punkty, ale równie wymagająca. Przyzwyczajony był do panującej rywalizacji jeśli chodziło o wyzwania. W mugolskich klubach z automatami, każdy chociaż raz stanął na macie, przy mikserze, albo na stole by zmierzyć się z lepszymi lub gorszymi graczami. Sam Jack był w czołówce najlepszych wyników, na większości tych urządzeń - widać kto tu miał za dużo wolnego czasu. Tak więc jak mógłby tak łatwo zrezygnować? Szczególnie iż alkohol dodawał wiele pewności siebie. Zaś jak wiadomo, umiejętności taneczne oraz wokalne rosną proporcjonalnie do zażywanych procentów. Jedyną rzeczą jaka go martwiła, był fakt iż już raz znalazł się z Mefistofelesem w podobnej sytuacji. Wolałby, aby wilkołak nie przypomniał sobie o tamtej dziwnej meksykańskiej nocy i nie rozpoznał zamaskowanego Jacka. Czy Nox często oddawał się takim rozrywkom? Jeśli tak, to puchon niepotrzebnie się martwił. Wielu mogło mieć podobne ruchy. W przeciwnym wypadku, może się zrobić odrobinę niezręcznie? Przez to też chłopak starał się zachować ten minimalny dystans, w którym to nie musiał zbytnio tulić się do Mefistofelesa. A przynajmniej starał się do tego nie dopuścić. - Dowodu? - Spojrzał kątem oka na swojego partnera, a za chwilę odwrócił się doń przodem, by nie czuć na karku tego gorącego oddechu. Dostawał od niego dziwnych dreszczy wzdłuż kręgosłupa, na co kolczyki wybuchały feerią barw, niczym wrażliwe na ciepło kamienie z pierwszego lepszego bazaru. Czasem dominował jeden ton, a czasem pojawiał się delikatny odcień. Niestety wciąż nie był on jakoś specjalnie zdecydowany. Jack dalej uciekał. Pozostawał w ciągłym ruchu. Przynajmniej do czasu jak ruchy Noxa zostały nieco spowolnione przez nieznajomą. Zwolnił. Tamtego mrugnięcia okiem nie zauważył. Ale uciekającą od Mefisto dziewczynę, już owszem. Co to miało znaczyć? Znał ją? Albo może ona jego? Mimowolnie obejrzał się za młoda panną, przeoczywszy przez to chochlika na swoim ramieniu i źle zrozumiawszy śmiech likantropa. Co sobie pomyślał Nox? Że Jack zrobił się zazdrosny? Niedoczekanie. - Może parę siniaków na początek? - Rzucił, robiąc większy krok w stronę wilkołaka, aby niezbyt mocno uderzyć w jego pierś. Chochlik prawie spadł, trzymając się kołnierzyka puchona podczas tej małej kolizji. Chyba nie był zadowolony. - Będzie wystarczająco wiarygodnie? - Powiedział, tuż nad ramieniem Mefisto, przesuwając dłonią po jego torsie i odpychając się od niego zaraz, by powrócić do wcześniej utrzymywanego dystansu. Zielona poświata dość złowrogo konturowała rysy Momenta, próbując nadać jego ciemnym włosom i oczom innego koloru. Wrócił do tańca. Tym razem już nie oglądając się na innych.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie wspominał meksykańskiego festynu, choć przecież już wtedy miał przypuszczenia co do tożsamości zamaskowanego tancerza. Przykładał sporą uwagę do otaczających go ludzi, zatem kiedy Puchoni go pocieszali po występie mariachi, dostrzegł pewne podobieństwa. Nie dociekał wtedy, nie dociekał i teraz. To była impreza przepełniona dziwaczną magią. Była dawno. Mefisto wolał się skupić na tym co tu i teraz - tańczyli świadomie (może zachęceni alkoholem, ale czy to istotne?), niezamaskowani, bez ukrytych motywów. Brzmiało trochę nierealnie, jeśli ktoś by się nad tym porządnie zastanowił... Nie chciał też tego przerywać, stąd małe zainteresowanie potencjalną partnerką. I chociaż jej zakłopotane spojrzenie zamajaczyło jeszcze gdzieś w tłumie, to Ślizgon zupełnie tego nie zauważył. Przywykł do ściągania na siebie uwagi, czy to tej pozytywnej, czy negatywnej. Mimo wszystko, wyglądał charakterystycznie. Opuścił głowę, zerkając z niewielkim uśmiechem na chłopaka, który się do niego przysunął. W końcu! - Siniaki? Nie... - Jack mu uciekł, nim zdołał dokończyć swoją wypowiedź. Mefisto potrząsnął lekko głową, przegapiając dokładny moment, w którym poddenerwowany chochlik postanowił odlecieć. Dopiero wtedy sam zebrał się na pewniejszy krok, chwytając za szal Puchona. Palcem wskazującym zahaczył o węzeł, by przy pociągnięciu - które zaraz wykonał - nie zacisnąć go zbyt mocno. Drugą dłonią, znacznie delikatniej, musnął podbródek partnera; chciał trochę kontaktu wzrokowego. Lubił czuć na sobie spojrzenie czarnych oczu, z których ciężko było cokolwiek wyczytać. Gdyby był w ten sposób pilnowany, łatwiej byłoby uniknąć pokusie przyglądania się z bliska całej twarzy Momenta - chociażby długim rzęsom, czy dość wąskim wargom... - Co tak ostro? - Nie, żeby miał coś przeciwko ewentualnym siniakom, ale to mogłoby świadczyć o Jacka słabych umiejętnościach tanecznych. Na kłamstwie wilkołakowi nie zależało. Zresztą... cóż, podobało mu się to przysunięcie i sam nie widział niczego złego w owiewającym jego ciało ciepłym oddechu, toteż - nawet jeżeli żartobliwie - chętnie do tego dążył. Gorzej, że wystarczyła ta krótka chwila zatrzymania, by wypadli z rytmu wijących się dookoła ciał. Nieuniknione szturchnięcia tłumu jedynie zachęcały do bliskości. To jest, do chwili aż pobliskiej czarownicy nie wytrącono kolorowego drinka, który rozbity na podłodze wypuścił w stronę parkietu kłęby magicznego dymu. Ten zaś niósł nie tylko barwne ślady, ale i mocną chęć do dzielenia się jedynie prawdą...
Niedługo trwała wolność Momenta. Zupełnie nie spodziewał się tego gestu. Nagle przyciągnięty za szal, zatrzymał się ponownie na piersi Mefisto, dłonie opierając na jego barkach. Może jeszcze kołysałby się dalej w rytm muzyki. Jednak ten lekki szok sprawił, że zupełnie zapomniał o tym by się ruszać. Nie każdy lubi być ciągany ‘na smyczy’. Taki gest – nie ważne czy to krawat, czy szalik – mógł być uznany za swego rodzaju próbę podporządkowania sobie drugiej osoby. Dominacji? Uniósł spojrzenie w górę, czując muśnięcie opuszków na szczęce. Chyba nie czuł się z tym zbyt swobodnie, bo czarne do tej pory kolczyki pulsowały ostrzegawczo niczym zepsuta sygnalizacja. - Co? - Wypalił w końcu, przeskakując wzrokiem od jednego do drugiego oka. Mefistofeles znajdował się tak blisko, że pole widzenia Jacka zawężało się jedynie do niewielkich obszarów twarzy likantropa. Jeszcze chwila dłużej i po wzorach na zielonej tęczówce, będzie w stanie zdiagnozować u niego problemy z wątrobą… o ile wcześniej nie dostanie zeza. - Za ostro? Więc wolałbyś ślad szminki na karku? - wymownie wskazał kciukiem miejsce za swoimi plecami, w którym zniknęła kręcąca się wokół wilkołaka panienka. Jeśli Nox chce, to Jack nie będzie go powstrzymywać. Ale nie lubił być porzucany w samym środku zabawy. Szczególnie, że te przypadkowe kuksańce i potrącenia otrzymywane z różnych stron od rozbawionego tłumu, dość osobliwie przypominały Momentowi o tym gdzie stoi. Poza tym, lepiej nie tracić nad sobą kontroli. Babunia zawsze mawiała, że człowiek niepotrafiący zadbać o własne granice, jest jak ogród bez ogrodzenia, z którego każdy może korzystać, kiedy tylko mu się podoba. Dlatego po chwili zebrał się w sobie i naparł mocniej na wilkołaka, ujmując dłoń która zaciskała się na jego własnym szaliku. Trzeba nieco rozbujać swojego partnera i odnaleźć zagubiony w tym wszystkim rytm. - Dość niepewne alibi. - Dodał z przekąsem, smyrając jednym palcem, bok szyi Noxa, jakby ten już miał tam jakiś ślad po nierządzie. Strasznie irytowały go sytuacje, w których ktoś trzeci wbijał się między jego znajomych i zagarniał ich sobie na wyłączność. Noxa też się to tyczyło. Potrafił nie tylko zebrać całą atencję wszystkich wokoło, ale jeszcze rozdawać ową na lewo i prawo. Przy wsparciu Jacka, wykonali zaledwie jeden obrót, nim jedna z czarownic - z przebijającym się przez muzykę odgłosem tłuczonego szkła - nie wywołała lekkiego zamieszania swoją niezdarnością. - No żesz… -Wypadło z ust Puchona, kiedy biała koszula zabarwiła się delikatnie. Znów zareagował jak zwykły mugol, co mogło być odebrane za dość zabawne – dojrzały czarodziej przejmujący się przypadkowymi zabrudzeniami? Najwyraźniej czyste koszule to rzadkość jeśli chodzi o zasobność garderoby bruneta. - Może przesuńmy się gdzieś dalej?
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Nie odczuł wcale nagłego przypływu władzy, chociaż przecież miał Jacka bliżej niż na wyciągnięcie ręki. Ten gest dominacji nie mógł mieć zatem wielkiej mocy - i nie miał mieć, więc wszystko się zgadzało. Mefisto czuł się za to w tym ustawieniu całkiem nieźle, tylko raz przenosząc wzrok z ciemnych oczu partnera na jego połyskujące kolczyki. Humor jeszcze bardziej mu się poprawił pod wpływem świadomości, że jednak uciekanie Momenta nie jest w stanie zapewnić mu pełnej kontroli nad zdradziecką biżuterią. Lubił przekraczać granice, zarówno u siebie, jak i u kogoś. To zawsze dawało dodatkową wiedzę i potrafiło stać się przydatnym... Nie spojrzał za nieznajomą, chociaż zrozumiał, że o nią Jackowi chodziło. Jego uśmiech tylko się poszerzył, gdy znacząco zsunął spojrzenie na usta Puchona. - Jeśli lubisz się malować... - Przekrzywił lekko głowę, jak gdyby dając lepszy dostęp do swojej szyi; uległ też temu delikatnemu dotykowi, który ciemnowłosy mu zapewnił. Lubił przyciągać uwagę, ale tylko w konkretnych sytuacjach. Znacznie częściej wychodził z założenia, że jeśli to się wydarzy (a z jego prezencją, najprawdopodobniej tak), to może to ignorować i tyle. Marzył mu się jednak ktoś na wyłączność - ktoś, kto poświęci mu atencję, ale i komu on się odwdzięczy. Skoro nigdy nikogo takiego nie miał, to pozwalał sobie robić tragicznie głupie rzeczy, byle tylko przez krótki okres czasu poczuć się lepiej. Co brzmiało żałośnie i pewnie płaciło za większość wydatków Noxowego magiopsychologa. W końcu puścił materiał, przejmując zamiast tego dłoń Jacka. Ledwie odnaleźli się na parkiecie, a już wszystko zostało zaburzone przez jakieś niefortunne potknięcie. Mefisto zerknął na rozbryzganą plamę zieleni, która wmieszała się w czerwony wzór na jego koszulce. Dopiero teraz zorientował się, jak bardzo różnił się wyglądem od wychowanka Hufflepuffu. Podczas gdy Momenta można było aktualnie nazwać eleganckim, Mefisto bardziej zbliżał się w stronę stylu sportowego. Ale w końcu wcale nie planował balowania w magicznym klubie... - Pewnie - potaknął, zaraz prowadząc chłopaka gdzieś, byle dalej od rozsypanego szkła i zaniepokojonego (bądź znieczulonego alkoholem i obojętnego) tłumu. Reputacja Rozing zaczęła się pokazywać, bowiem przemieszczanie po parkiecie naprawdę nie należało do takich prostych... Mefisto w końcu odwrócił się z powrotem do Jacka i otworzył usta, by rzucić jakimś niewątpliwie błyskotliwym tekstem, który wyleciał mu z głowy wraz z biegiem następnych wydarzeń. Ciężko stwierdzić, czy winę można zrzucić na nieostrożne otoczenie, czy jednak chodziło o tego Czarnego Quintina - tak czy tak, Nox potknął się (bądź został popchnięty! Co brzmiało zdecydowanie lepiej i powinno zostać oficjalną wersją!) i, bez cienia gracji, runął na swego borsuczego towarzysza. Zabawnym plusem, a także i minusem, zaistniałej sytuacji było to, że Moment podprowadzony został niedaleko ściany i to właśnie na niej mógł zatrzymać się (a właściwie, ich) plecami. - Nie mogę cię rozgryźć - wymamrotał niemal nieświadomie, jednocześnie prowadząc bardzo trudną rozkminę, czy ma prawo być pijany, czy jeszcze nie. I jeśli tak, to czy jest, czy tylko chciałby być.
Szczęściem Jack stylem nie przejmował się nigdy. To, że wraz z nową pracą w jego garderobie pojawiło się kilka nieco bardziej schludnych i odświętnych ciuchów to zwykły dress code. Wymagali, więc się przemógł i zaopatrzył. Zapewne za niedługi czas jeśli nie będzie już popychadłem, a kimś z kim można iść na kielicha, szybko przestanie przejmować się wyglądem i etykietą. Na razie jednak musiał zachowywać to minimum savoir vivre, które nikogo nie raziło, wraz ze wszystkimi tego konsekwencjami. Natomiast jeśli o biżuterię chodzi, to nawet nie zdawał sobie z tego sprawy, co się z nią dzieje. Mógł jednak od czasu do czasu powiązać z ową nazbyt nachalne spojrzenie, lub dotyk. Tak jak to miało miejsce jakąś chwilę temu na kanapie. - Ja? To raczej ty jesteś tu tym, który lubi się malować. Te rysunki znikąd się nie wzięły. Hm? - Przestał go smyrać i przesunął dłoń na jego bark, chwytając za ramiączko by nieco odciągnąć od jego ciała luźną koszulkę. Cały w rysunkach, a to Jackowi wypomina się chęć malowania? Puścił go i z ochotą udał w ślad za nim, byle dalej od bałaganu. Nawet ucieszyłby się, gdyby przeszli w jakiś mniej zatłoczony kąt klubu - o ile to w ogóle było możliwe. Co więcej, to był pierwszy raz, gdy pozwolił się poprowadzić Wilkołakowi. Pierwszy i ostatni zapewne. Do tej pory strasznie się tego wzbraniał. Ale skoro i tak już trzymali się za ręce, uznał że wykorzysta aparycję ślizgona, do przetarcia sobie szlaku przez nieuważny tłum. A jak bardzo trzeba być pechowym, by ten pierwszy i jedyny raz tak pięknie spierdolić? Gwałtowny ruch Wilkołaka w jego stronę, nieco rozbudził umysł Jacka. Zaparł się nogą, aby nie upaść. Jednak impet z jakim potknął się jego towarzysz, mimowolnie zmusił bruneta do wykonania paru kroków w tył. Chłodna ściana na której się zatrzymali, co prawda bolała podobnie jak zabolałby prawdziwy upadek, ale przynajmniej nie zostali przez nikogo stratowani. - Nie? A więc w zamian uznałeś, że rozbijesz mi głowę? - Odparł z przekąsem przez zaciśnięte zęby, jeszcze chwilę napawając się bólem, jaki rozlał się po jego kręgosłupie. - Acz rozgryzanym też wolałbym nie być. Brzmi strasznie boleśnie. - Spojrzał na przyciśniętego do siebie wilkołaka. Dobre balety… ale jednak nie chciałby aby Nox nań nagle zwymiotował. - Wszystko w porządku? Jadłeś coś w ogóle zanim zacząłeś tyle pić? - Zainteresował się po Puchońsku. Nie żeby Jack był jakoś specjalnie trzeźwy. W końcu zaczął się bawić dużo wcześniej przed Noxem. Po prostu nagły przypływ adrenaliny wrócił mu tę odrobinę trzeźwości, która nakazywała mu, wedle sygnowania domu, zainteresować się niedomagającym kolegą oraz jego stanem. - Zróbmy sobie może krótką przerwę od tańca. - Nerwowo poklepał Noxa po ramieniu, sprawdzając czy jeszcze kontaktuje. Jeśli tak, mógłby się odeń odsunąć i nie napastować tak nadmiernie Jackowej strefy komfortu.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
- Czy ty porównałeś wbijanie pod skórę igieł z tuszem... do nakładania szminki na usta? - Wypowiedź Mefistofelesa wprost ociekała żalem i zawodem, co i tak prędko zginęło w otaczającej ich przyjemnej atmosferze. Spodziewał się czegoś więcej, ale na potrzeby słownych złośliwości był w stanie to zostawić... Na teraz. Jack mógł oczekiwać powrotu do tematu, o ile tylko Nox nie zapomni o tej potwornej gafie. Nie pytał, czy może poprowadzić. Wydawało mu się to dość oczywiste - co za różnica, który z nich będzie się przeciskiwał, a który grzecznie dreptał z tyłu? Szanse na wyprowadzenie w złe miejsce były niewielkie, toteż Mefisto nawet się nie zastanawiał czy nie robi czegoś nieodpowiednio. I nie uznał tego za nic nadzwyczajnego, głupio nie doceniając ofiarowanej mu przychylności. - Przepraszam? - Nie odsunął się za bardzo, ale podparł i odzyskał częściowo stabilność. Przesunął dłońmi po bokach Jacka, zatrzymując je w końcu na jego biodrach; jeśli Puchon był uważny to mógł zauważyć, że wszelki ból związany z uderzeniem zniknął wraz z tymi ruchami, ściągnięty przez leczniczy pierścień zdobiący wilkołaczy palec. - Mhm... coś. - W sumie to nie pamiętał swojego poprzedniego posiłku. Myślał, że po Azkabanie zabije go szaleńczy apetyt związany z możliwością odżywiania się czym tylko chciał... ale większość czasu czuł się tak niedobrze, że mało co w siebie wmuszał. Być może jeszcze nie zdołał w pełni pojąć wolności. - Ej, ale z tym rozgryzaniem, mam na myśli... no bo... - Zastukał lekko palcami w biodra Jacka, trochę zapominając o tym, że jego dłonie się tam znajdują. Próbował zebrać myśli, jednocześnie błądząc wzrokiem po wciśniętym w ścianę chłopaku. - Nie wiem o co ci chodzi... Co byś chciał? - I w końcu go puścił, postępując krok w tył. - Jesteśmy czarodziejami, są wakacje. A ty bujasz się w londyńskim klubie z pijanym wilkołakiem. Na co masz ochotę? - Gdyby się tak nad tym zastanowić, to mieli całkiem sporo możliwości na zorganizowanie sobie czasu w ciekawszy, może nawet ambitniejszy sposób. Mogli skoczyć na drugi koniec świata w szalenie bezproblemowy sposób, mogli... cóż, wiele. Trudno uwierzyć, że najbardziej satysfakcjonującą opcją było przeniesienie się do cichszego kąta Rozing.
Żal i zawód wynikał z porównania, czy też z tego, że Jack jednak nie wysmaruje swoich ust szminką? Jakieś dziwne fetysze się w wilkołaku odzywały. Niemniej, za mało procentów wlano Puchona, by tak się kompromitować. Acz byłoby to wykonalne. Kiedyś, przy dobrych warunkach… może nawet przegranym zakładzie, albo innym wyzwaniu. W końcu Jack lubił gry i egzekwował większość wiążących się z nimi reguł. Raczej nie powiązał tych ruchów ze znajdującym się na palcu ślizgona pierścieniem. Wręcz przeciwnie, totalnie zapomniał o jego istnieniu. Kto by się tym w ogóle przejmował w takiej sytuacji? O wiele bardziej niż ból, wyraźnie czuł dłonie Wilkołaka na swoich biodrach. Dziwne uczucie. Może to dlatego, że Nox przez Jacka do tej pory nie był wcale zdefiniowany? Ciężko nazwać go przyjacielem, ale obcy też już nie był. Więc kim? Strasznie łatwo przychodziła mu akceptacja Momenta. Albo to Jack, zwyczajnie wzbraniał się przed zaakceptowaniem jego. To by tłumaczyło dziwne zachowanie biżuterii. Gdyby to był Neirin, albo Liam, na pewno reagowałyby odrobinę inaczej. Tymczasem jednak, dało się zauważyć że mimo ciężkiego charakteru, ten typ nadal był Puchonem. Zamrugał i rozdziawił usta. Chyba właśnie Nox przypomniał mu, że jest czarodziejem. Poza Hogwartem, Jack naprawdę miał tendencję do zachowywania się jak prawdziwy mugol. Głównie z tego względu, by mieć spokój z ojcem. Co czyniło jego psychikę odrobinę zachwianą, jeśli otaczał się ludźmi którzy z magią byli związani. - Ja? - W końcu zamknął usta, przygryzając na moment wargę. Wcześniej było niezręcznie, teraz zrobiło mu się zwyczajnie głupio. Rzadko kiedy snuł takie dalekosiężne plany i rozważał podobne perspektywy. Liczyło się raczej tu i teraz. Ostatecznie więc w odpowiedzi wzruszył ramionami. - Nie powinienem? - Uśmiechnął się pobłażliwie. - Mam ochotę na arbuza - W końcu wakacje to wakacje. - I nie wyglądasz jak wilkołak. - Dodał, rozkręcając się powoli – Wypiłbym następną kolejkę. - W końcu ty stawiasz. - Nie obchodzi mnie gdzie pójdę, jeśli będzie tam woda. Siedziałem tu z nudów, by nie musieć iść do domu. Podobały mi się te światełka. Chciałem zabrać jedno, ale to chyba bez sensu trzymać w słoiku. - Wskazał w stronę latających chochlików, by następnie przenieść swój palec na osobę Noxa. – Zawołałem Cię, bo lubię gapić się na twoje tatuaże. Chciałem… - Urwał nagle, zdając sobie sprawę z tego, że trochę zbyt mocno się rozkręcił w swoich zeznaniach. Musiał ugryźć się w język, aby przestać tyle gadać. Alkoholowy rumieniec szybko przeistoczył się w jeszcze ciemniejszy pąs. Nie chciał mu tego mówić. Po co miał wiedzieć, że za każdym razem gdy był w pobliżu, Jack gapił się na niego? Co jeszcze wypaplałby gdyby mówił dalej? To nie są, rzeczy którymi powinien się dzielić z innymi tak swobodnie. - Podejdę do baru. - Odwrócił się na pięcie, by jak najszybciej zniknąć w tłumie korzystając z okazji, że ślizgon odsunął się na stosowną odległość.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Mefistofelesowi nie były potrzebne gry czy wyzwania. Chętnie je przyjmował, ale w gruncie rzeczy wiele potrafił zrobić sam z siebie, dla zaspokojenia ciekawości czy zdobycia nowego doświadczenia. I chociaż bolało go porównanie, to gdyby tylko został spytany - pewnie, że zdążył już wyobrazić sobie całą gamę szminkowych odcieni na ustach Jacka. Tak dla samego sprawdzenia, czy w jego głowie wyglądało to jakoś intrygująco. Ale skoro nikt nie pytał... Zalany został falą szczerości, której kompletnie się nie spodziewał. Nie zdołał wtrącić ani słowa, w milczeniu słuchając i tylko modląc się o to, aby nic mu nie umknęło przez klubową muzykę. Wyraźniejszą reakcję dało się u niego zaobserwować dopiero w momencie, gdy Moment wspomniał o jego tatuażach; Mefisto zmarszczył lekko brwi, jak gdyby nie wiedział o co może chodzić. Tak prawdę mówiąc, średnio rozumiał. Sam je uwielbiał, nawet jeśli niektórych zdążył po latach pożałować... ale większość ludzi wolała je krytykować. Niektórzy woleli ich nie widzieć. - Chciałeś...? - Nie przerywaj teraz! Mefisto skrzywił się i nawet spróbował Puchona złapać za rękę, ale nijak mu to nie wyszło. Zanim ruszył za nim, został jeszcze odepchnięty przez tłum, co tylko utrudniło sprawę. W końcu jednak dopchał się do baru, ale z braku miejsca siedzącego, zmuszony był przystanąć za Puchonem. Położył mu dłoń na ramieniu, żeby zaakcentować swoją obecność, chociaż teraz i jemu zrobiło się nieco głupio. Nie miał problemu z niczym, co Jack powiedział... miał problem z tym, że Jack miał z tym problem. O ile miało to jakiś sens. - Nie uciekaj - poprosił miękko. - Lubię twoje towarzystwo. - W końcu wcześniej pytał, więc może nareszcie zasłużył na konkretną odpowiedź? - Tak szczerze... Jestem gotów załatwić arbuza, wodę, nawet ciekawe światełka. Jeśli chcesz wyrwać się gdzieś jeszcze dalej od domu. Sam chętnie bym coś zrobił, wtedy przynajmniej tyle nie myślę... Znaczy, kiedyś. Nie musi być teraz. Może, bo raczej znajdziemy świstoklika bez problemu, chyba... - Sam nie wiedział jak udało mu się zdobyć w tym tłumie kieliszek, ale jakimś cudem znowu wlewał w siebie alkohol. Bardzo odpowiedzialnie! - A jak nie- no wiesz, jeśli nie masz planów, to mam samochód, więc można kiedyś... teraz nie, bo piłem, ale... Merlinie, chyba już nawet nie wiem co ci proponuję... - A potem doznał olśnienia, które najpierw skomentował śmiechem. - Wiesz, mam trochę tatuaży, których jeszcze nie widziałeś.
Ledwo oparłszy swój tyłek na wysokim siedzisku, zmrużył oczy szukając na półce jakiegoś dostatecznie silnego trunku aby… może by tak od razu stracić przytomność? Albo pozbawić jej Noxa? Nigdy nie był taki gadatliwy. Pyskaty owszem, ale zazwyczaj mówił niewiele i rozkręcał się dopiero w obliczu swoich przyjaciół. Oni byli sprawdzeni i zawsze po jego stronie. Zatem, co z Noxem? Nie chciał mu okazywać swojego zainteresowania. Właśnie dlatego, że chociaż większość podstawowych wartości miał w nosie, to nie miał zamiaru się stoczyć niżej. Dbał tylko o siebie i o swoich przyjaciół. Okazanie wilkołakowi zainteresowania, było niemal jak zachęta. Przyzwolenie na dalsze grasowanie pośród owiec. Bo przecież nikt się temu nie sprzeciwiał. Zaś później problemy jątrzyłyby się niczym z ropnej rany. Ile ich było? Nie szufladkował go. Może był zwyczajnym pechowcem jak Jack. Ale fakty mówiły same za siebie - większość problemów była wywoływana przez samego Noxa. Od początku jego nauki w Hogwarcie. Dreszcz przeszedł go po plecach, kiedy ciężka dłoń opadła na jego bark. Tak szybko? Jeszcze nic nie zamówił! Spojrzał na wilkołaka kątem oka, zaś gdy ten wspomniał o odczuwanej sympatii mimowolnie odwrócił się do niego przodem, aby wysłuchać co miał jeszcze do powiedzenia. Język strasznie mu się plątał. Czy to wynik alkoholu czy zdenerwowania wypowiadanymi słowami? Odrobinę trąciło desperacją. I… skąd on wytrzasnął ten kieliszek?! Zmiana planów. Jeśli jest pijany, lepiej byłoby go nie zostawiać samego. Jack wyciągnął dłoń i palcami zasłonił mu usta, powstrzymując przed kolejnym zalaniem się jakimś bliżej nieokreślonym płynem. - Zrozumiałem. Ale jeszcze parę szybkich kolejek i nie będziesz w stanie załatwić niczego więcej poza sobą samym. Trochę wolniej z tym, jeśli mamy w planach urozmaicenie tych baletów o nowe atrakcje. - Inaczej zostanę sam ze zwłokami i dodatkową robotą. Odjął dłoń od jego ust i odebrał mu kieliszek, aby dopić resztę znajdującego się w nim płynu. - Teraz jest po równo. - Odstawił szkło na blat. Mocne. Aż paliło gardło… czymkolwiek było. - Weź coś na wynos nim wyjdziemy. - Uśmiechnął się odrobinę niepewnie. To będzie jakiś cud, jeśli nie wpadną w żadne tarapaty. - Wiesz, może to i lepiej? Wielu rzeczy jeszcze nie widziałem i nie jestem pewien czy powinienem. - Odparł, po chwili zeskakując z taboretu, by dać Noxowi swobodny dostęp do baru. Nie ucieknie. Miał ochotę na wiele rzeczy, a Nox zadeklarował się spełnić te wszystkie zachcianki - z arbuzem na czele. Jacka zatrzymała przy nim zwykła pazerność. Zupełnie jak z Neirinem i Liamem. Dobra wola swoją drogą, benefity swoją. Od tego wszystko się zaczęło.
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Jeśli wypowiedź Mefisto tylko "odrobinę" trąciła desperacją, to można było uznać to za niezły sukces. W głowie Ślizgona wszystko brzmiało dużo gorzej i prędko zaczął żałować poplątanych słów, którymi Jacka zasypał... z niewiadomego sobie powodu. Pewnie nie powinien szukać wymówek i już odgórnie założyć, że to jego wina i koniec. Z prawdziwą ulgą przyjął to przymusowe wyciszenie, wyginając tylko wargi pod puchonimi palcami w krzywym uśmiechu. Aż tak nie dało się go słuchać? Logiczne. Skinął tylko lekko głową i już więcej się nie odezwał, zajmując miejsce Jacka przy barze. Chwilę musiał zaczekać aż zdobędzie uwagę barmana, ale przynajmniej mógł się nieco wyciszyć. Nie miał pojęcia co się przed chwilą wydarzyło i czemu wzięło ich na taką szczerość, ale przez to tym bardziej cieszyła go wizja opuszczenia Rozing. Analizował właśnie skąd zainteresowanie Momenta jego osobą, gdy barman spytał co mu podać... Nox zapłacił za wszystko i odszedł od baru z kolejną butelką Czarnego Quintina. Żeby nie mieszać i żeby nie przesadzić. Zresztą, brakowało mu aktualnie kreatywności i nie zamierzał się wysilać. - Chodźmy - rzucił tylko do Jacka, teraz już nie próbując go prowadzić. Do wyjścia raczej powinni trafić osobno i bez większego problemu spotkać się na zewnątrz, prawda? A odetchnięcie świeżym powietrzem sprawiło, że wilkołakowi aż zakręciło się w głowie. Przystanął przy ścianie budynku, obracając kilkukrotnie butelkę w dłoniach. - Tooo... w pełni świadomie dajesz się porwać, hm? Ale musisz mi najpierw powiedzieć, czy definitywnie eliminować piasek... I możemy skoczyć na dworzec po jakiegoś świstoklika. - A czekając na odpowiedź, wysunął w stronę Puchona rękę, by zaproponować mu teleportację łączną. Na szczęście tę formę transportu miał opanowaną do tego stopnia, że nawet po alkoholu nieszczególnie obawiał się rozszczepienia; na dworzec i tak nie mieli daleko. Głupio za to byłoby teleportować się oddzielnie i potem szukać po całym budynku.
Obserwował go przez chwilę, nim nie odwrócił się w kierunku parkietu. Dziwne uczucie. Taki chwilowy brak pracy. Jakiegoś zajęcia. Nawet popsztykać guziki w odtwarzaczu głupio, bo przecież znajdował się w klubie. Tutaj muzyka grała nieustannie… swoją drogą, nie miał pojęcia gdzie zniknęło jego urządzenie. Od dawna nie mógł go znaleźć i trochę się martwił, że ojciec mógł je wyrzucić myląc co mugolskie, a czarodziejskie. Zmarszczył brwi, próbując sobie coś przypomnieć, nim nie usłyszał głosu Mefisto. To wystarczyło, aby porzucił resztę myśli i sam skierował się do wyjścia. Fajka! To było to… ludzie, gdy nie mają co robić idą na fajkę. Stwierdził, zauważając garść niedopałków, leżących tuż przed wejściem do klubu. Szkoda tylko, że Jack nie pali. Może to i lepiej? Jego osoba przesiąknęłaby mdłą wonią tytoniu z domieszkami najgorszej smoliny, o ile nie przerzuciłby się na trawkę czy inną używkę. Głupi pomysł. Zerknął w stronę blednącego ślizgona i podszedł bliżej, stając tuż przed nim. - W pełni świadomie… - rozłożył dłonie na boki – A wolałbyś nie? Mam zacząć stawiać opór? Hm? - Parsknął - Wspominałeś wcześniej coś o polowaniu. Może jednak powinienem zawiązać sobie oczy? Za moment pokręcił przecząco głową. - Widzę, że ciężko mi go będzie wyeliminować, skoro tak bardzo go zachwalałeś i wciąż o nim wspominasz. Mam tylko nadzieję, że zapewnisz mi to minimum wody, abym nie czuł jak skrzypi mi między zębami. - Wzruszył ramionami, dając Mefisto do zrozumienia, że całkowicie zdaje się na niego. Cokolwiek tam sobie wymyślił… Jack i tak nie miał ochoty wracać do domu co najmniej przed świtem. A gdyby tak jeszcze zniknął bez zapowiedzi na parę dni, to już w ogóle bomba. Może potem wyśle ojcu sowę z pocztówką? Nie było lepszego planu wkurwienia pomylonego rodziciela, niż to. Na razie więc plan wydawał się być bliski ideałowi. Pochylił nieco głowę, uśmiechając się sam do siebie - wszyscy jesteśmy pomyleni. - Prowadź więc. Nie ma na co dłużej zwlekać. - Rzucił, chwytając pewnie dłoń Wilkołaka.
Angelus wstał dzisiaj rano z łóżka i w jednej skarpetce na nodze, a z drugą skarpetką w rozwalonych niczym istne czeluści chaosu włosach krążył po swoim domu z totalną nudą wypisaną na twarzy. Później ruszył do łazienki wziąć prysznic i ogarnął się, by wyglądać jak człowiek, trochę mu to zajęło, ponieważ dzisiejszego dnia miał ogromnego lenia. Całkowicie nie miał pojęcia dlaczego dzisiaj nie ma na nic ochoty i ogarnęła go taka apatia. Już miał się zabrać za smażenie jajek na patelni, gdy przypadkiem zerknął w magiczny kalendarz. Dopiero gdy spojrzał na datę piątego maja, to twarz która się tam pojawiła, krzyknęła: Dzisiaj twoje urodziny. Sto lat baranie! Angelus uśmiechnął się szeroko. --Zamknij się! Durny, wulgarny kalendarzu - odezwał się do przedmiotu po czym szybkimi susami skoczył do swojej garderoby by tam ubrać jeden ze swoich lepszych garniturów na wyjścia. W miarę eleganckich, ale prezentujących się też na tyle dobrze, że nie wypadał w nich na sztywniaka. Przy pomocy sieci fiuu przedostał się na ulicę pokątną i ruszył w stronę Magicznego Klubu Rozing, jeden ze znajomych mu kiedyś ten klub polecił, także teraz stwierdził, że to tutaj może się upić w swoje dwudzieste siódme urodziny. To będzie wyjątkowa okazja na zapicie w trupa, a może nawet przy odrobinie szczęścia znajdzie sobie jakąś panienkę na jedną noc. Los przekorny, więc później się okaże. W tym klubie nigdy nie pracował, miał jednak ukończone kursy barmańskie. Podszedł więc do baru siadając przy nim. -Najlepszego drinka jakiego macie w tym barze poproszę raz, dzisiaj moje urodziny- powiedział po czym, gdy tylko barman mu go podał zaczął go pić powoli. Na początek jeden rozchodniaczek, później wypije sobie kolejkę kilku shotów.
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris znowu wchodził do przybytku gdzie można napić się alkoholu. W ostatnim czasie to chyba przesadzał z tym ile chodził do klubów i barów. Jeszcze ktoś by pomyślał, że szef Biur Bezpieczeństwa jest alkoholikiem, a przecież nie mógł sobie pozwolić, żeby taka nieprawdziwa informacja krążyła w kręgach Ministerstwa. No nic, przekroczył próg Magicznego Klubu Rozing i... znowu dał się urzec kolejnemu już wystrojowi wnętrz. Doceniał to, że czarodzieje dbający o odpowiedni poziom procentów w krwi mają dobry gust. W przeciwieństwie do Luny, tutaj przeważała obecność młodych osób. Rosjanin jednak nie zważał aż tak na gości, którzy tłoczyli się przy stolikach i ladzie. Jedno z niewielu wolnych miejsc było obok elegancko ubranego na oko znacznie młodszego od Zagumova mężczyzna. -Można się dosiąść?- zagaił Boris, zachowując przy tym jakiś poziom. Mógł się dosiąść do niego bez pytania i od razu zamówić coś do picia. Jednak nie widział żadnego kelnera, który akurat byłby wolny, dlatego jedyne co mu pozostałe to czekać.
Czy picie samotnie było do bani, czy raczej ostatnio na czasie? Tego nie wiadomo. Trendy się pojawiały i znikały. Świętowanie urodzin samotnie nie należało jednak do tego co tygryski lubią najbardziej, więc kwestia czasu, gdy tylko wypije więcej i dosiądzie się do kilku ślicznych panien. Czystość krwi nie miała tutaj dla niego żadnego znaczenia. Najważniejsze było tylko to, aby były dobre w łóżku i potem zapomniały o niej i nie prosiły o ponowne spotkanie. Taka urodzinowa przyjemność, ale tylko na jeden cudowny wieczór. Sączył swojego drinka, gdy nagle jakiś mężczyzna usiadł obok niego przy barze. Cóż, zawsze byłoby lepiej gdyby podeszła do niego jakaś śliczna Pani, ale tak też mogło być. -Nie było rezerwacji miejsc przy barze, więc śmiało. Dwie kolejki poproszę- rzucił w kierunku barmana, machając przy tym ręką w jego kierunku. -Angelus, odpoczynek od dziewczyny w barze, czy jakaś inna okazja? - zapytał odrobinę zainteresowanym tonem. Miał nadzieję, że zaraz podejdą do nich jakieś seksowne panienki, albo pomylił klub magiczny rozing i nie jest tak interesujący jak inne kluby.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Zasiadł szybko przy stole i czekał aż nadejdzie osoba, która przyjęłaby ich zamówienia. Może zamówiłby sobie tylko coś lekkiego, a nie tak jak ostatnio, wóda z rumem i czarna wódka, chociaż nie mógł zaprzeczyć temu, że smakował mu taki przysmak. -Boris, raczej po prostu chcę się trochę napić bez szczególnej okazji- chwilę po tym jak skończył mówić podszedł do nich barman, który przyniósł zamówione przez młodego mężczyznę "napoje". -A pan ma jakąś okazję, czy też rekreacyjnie spożywa alkohol?- zapytał się nowego towarzysza od kielicha. Skoro już razem siedzieli, mógł dowiedzieć się o nim trochę więcej. Gdy tak siedział wpatrzony w przyniesionego mu drinka, usłyszał podniesione głosy, które dobiegały z drugiego końca pomieszczenia. Pewnie nie było to nic nadzwyczajnego, ale lepiej być przygotowanym, a przynajmniej tak uważał Boris, który sięgnął odruchowo ręką do kieszeni w poszukiwaniu różdżki.
Gość wydawał się interesujący, aczkolwiek Angelus nie gustował w facetach i ucieszyłby się gdyby za jakiś czas jakieś panny jednak do nich podeszły. Zgiął palce tak, że aż strzeliły mu kosteczki. Na każdym palcu miał inną literkę, co tworzyło napis "OPEN EYES" , jego autorski, trochę głupawy pomysł, który swego czasu zrealizował podczas strasznej nudy. Po wypiciu drinka, opróżnił jedną kolejkę i zanim wypił drugą to już zamówił kolejkę shotów. -Miło poznać Borisie, pozwól, że będę mówił po imieniu, nie znoszę uprzejmości typu Pan, Pani, przy alkoholu w barze- powiedział z lekkim uśmiechem na twarzy. Poprawił kołnierzyk i rozejrzał się po barze. Też usłyszał jakieś podniesione głosy, aczkolwiek nie miał wyrobionej reakcji tak jak Boris, więc nawet nie wpadł na to by choćby chwycić za swój patyczek, który trzymał obecnie w spodniach . -Kiedyś piłem typowo rekreacyjnie, dzisiaj świętuję urodziny. Niestety nie każdy ma tyle szczęścia, by świętować w towarzystwie. Dzisiaj trafiłeś mi ty, więc może zrządzenie losu. Napijmy się z tej okazji- rzucił hasło po czym wychylił do niego swój kieliszek. Może okaże się, że ten wieczór okaże się naprawdę przyjemny i po kilkunastu kieliszkach będą już wracać do domu jak najlepsi kumple obejmujący się za ramiona, śpiewając na ulicy Londynu sprośne piosenki i idąc zygzakiem, zastanawiając się kto tak kręci tą ulicą, że jest tak bogata w zakręty. -Mieszkasz w Londynie? - zapytał z lekkim zainteresowaniem w głosie.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Boris "przybił" kieliszek z Angelem, po czym wypił wszystko duszkiem. Napój smakował równie dobrze jak sobie wyobrażał. -W takim razie wszystkiego najlepszego- powiedział z uśmiechem do chłopaka, na wieść, że ten świętuje dzisiaj urodziny. Zapewne zbliża się do trzydziestki i gdyby nie on, to spędzałby urodziny sam, jak Rosjanin swoje ostatnie. Co innego jednak mogło popsuć celebrowanie dnia narodzin, mianowicie burda w klubie, która chyba nie przybierała na razie na siłę, a przynajmniej taką miał nadzieję. -Tak, w ładnej, zielonej okolicy- odpowiedział na pytanie - A ty gdzie mieszkasz? Czym się zajmujesz?- zapytał się nowego kolegi, przez którego nie było preferowane zwracanie się per pan.
Angel znów usłyszał jakieś krzyki w tle, ale nie były one na tyle skomplikowane by interweniować. W takich przypadkach zwykle używał zwykle pięści, a dopiero potem wpadał na ten pomysł, że może przecież użyć jak prawowity czarodziej różdżki, bo tak wypada. -Dziękuję zacny człowieku, widocznie dzisiaj nasz szczęśliwy dzień. Nie mam tortu, ale mogę zamówić coś na szybko. Chętnie bym podniósł sobie cukier- oznajmił siląc się na lekki uśmiech, bo w sumie to zjadły coś wyjątkowo słodkiego. -Też obecnie mieszkam w Londynie, jednakże większą część swojego życia mieszkałem w Nowym Orleanie w stanie Luizjana- powiedział, przy okazji dało się odczuć delikatnie zaciągany momentami francuski w jego tonacji. Chociaż próbował pozbyć się tego nawyku to niestety, ale to było od niego stanowczo silniejsze. Raczej nigdy nie uda mu się pozbyć tego zaciągania francuskim, aczkolwiek starał się głównie używać języka angielskiego i tym językiem głownie posługiwał się w każdym przypadku. -Ja jestem wolną duszą, artysta, tatuażysta z bardzo dobrą ręką, a już niedługo nauczyciel Sztuki w Szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, planuję także prowadzić zajęcia artystyczne dla osób dorosłych w Londyńskim teatrze- powiedział z pewną delikatną nutką dumy w głosie. Przynajmniej teraz nie musiał mówić, że jest wolną dusza, tatuażystą i przegrywem życiowym, który zawsze po piciu w klubie wdawał się w uliczne bójki i lubił walki w podziemiach. To były dawne dzieje. -A ty Borisie? Na artystę mi nie wyglądasz- powiedział przyglądając się mu uważnie.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Zjedzenie albo napicie się teraz czegoś słodkiego nie było złym pomysłem, ale w takim miejscu raczej nie dostaną niczego do jedzenia. Gdy Angel wyjawił skąd jest, Rosjanin lekko się zdziwił z powodu jego akcentu oraz tego, że ktoś zza oceanu przyjechał do niezbyt przyjaznego Londynu. -Czemu przyjechałeś tutaj, a nie do Francji? Brytole niezbyt lubią obcych- powiedział Boris, zerkając co chwilę w stronę barmana, by zobaczyć, czy ten nie podszedłby by zebrać kolejne zamówienia. -O, Howart...- powiedział jakby sam do siebie- Czy oprócz zajęć będą też przedstawienia reżyserowane przez ciebie? Talentu mam mało, a ten, który we mnie drzemie bardziej skupia się na malunkach.- Zagumov, gdyby miał okazję, chętnie polepszyłby swoje umiejętności w malowaniu, bo chociaż ma już jeden obraz na koncie, to nie był on najpiękniejszy. A gdyby nie mógł jednak uczestniczyć, to mógłby chociaż pooglądać jakieś sztuki wystawione w teatrze. -Artystą nie jestem.- a przynajmniej nie nazwałby tak siebie, ale to pozostawił w swoich myślach- Pracuję w Ministerstwie Magii na dość wysokim stanowisku- uzupełnił swoją wypowiedź, uśmiechając się jednocześnie przy tym lekko. Niedługo jednak mógł zmienić gabinet na większy, ale póki co nie chciał niczego ryzykować.
Angelus przez chwilę zastanawiał się, czy powinien mówić o swoich rodzinnych problemach obcej osobie, jednakże mimo wszystko uznał, że to co powie i tak już nie jest w stanie zaszkodzić mu w jakikolwiek sposób. -Urodziłem się w Nowym Orleanie, ale ojciec dupek zdradzał matkę i to ona uciekła do Londynu, jak zmarła, to jako nieletni każde wakacje musiałem spędzać u ojca w Nowym Orleanie. Mam sentyment do Londynu, stąd przywiązanie- wyjaśnił w miarę pogodnym tonem. Właśnie do ich stolika dotarło 6 shotów o dziwnej błękitnej barwie. Wskazał na kieliszki, że Boris ma się częstować, po czym ponownie kontynuował. -Spacer po Nowym Orleanie jest jak wyjście na koncert, każdy róg ulicy, każdy zaułek i każdy chodnik jest sceną. Muzycy grają od rana do wieczora i to co robią jest prawdziwym talentem. Jak chcesz się dobrze bawić to idealne portowe miasto- powiedział z rozmarzeniem w głosie po czym wypił na raz jeden kieliszek. Gdy mężczyzna wspomniał mu, że pracuje na wysokim stanowisku, uznał że znów kopnęło go szczęście. -Nie miałem okazji poznać jeszcze bliżej nikogo z Ministerstwa Magii, z prawem zwykle byłem zawsze na bakier, wydaje mi się czy ty za to masz wiele wspólnego z Rosją?- zażartował śmiejąc się przy tym gromko. Miał wrażenie, że jego nowy znajomy też odrobinę zaciąga z innym niż Londyński, akcentem.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Wziął kieliszek i szybkim ruchem ręki skierował zawartość do gardła. Starał się nie skrzywić, gdy nieprzyjemny posmak rozpłynął się po jego ustach. Chwilę później zaczęła docierać do niego smutna i przejmująca historia rodzinna Angelusa. Rosjanin z pewnością mógłby pochwalić się równie smutną, lecz znacznie mroczniejszą historią związaną ze śmiercią jego matki. No ale po co robić to niepytanym? -Przykro mi z powodu matki i ojca- odrzekł gdy skończył swoje rozmyślania- Nowy Orlean z pewnością musi być piękny, lecz to raczej nie miejsce dla mnie. Preferuję cichsze okolice, a w zatłoczonych miejscach jak to- wskazał palcem w okół siebie- bywam bardzo rzadko.- ostatnia część była pół prawdą, ponieważ ostatnio bywał dość często w klubach, ale kto by na to patrzył. Chwilę później lekko się zdziwił, ale nie tym, że chłopak nie znał nikogo z Ministerstwa, a tym, że ktoś, z prawdopodobnie przeszłością zabarwioną czarnymi plamami występków chciał uczyć w szkole, czym podzielił się szybko z Angelusem- Ktoś, kto był z prawem na bakier często, chce uczyć młodych ludzi w szkole?- mogło to zabrzmieć niemiło, lecz celem pytania było tylko pozyskanie informacji, w końcu ten osobnik niedługo miał uczyć jego córkę, więc lepiej byłoby ją uprzedzić, na wypadek, gdyby było to coś poważnego. -Aż tak wyraźny jest mój akcent?- zapytał z lekkim uśmiechem Boris, na pytanie o Rosję- Stamtąd się wywodzę, do szkoły jednak rosyjskiej nie chodziłem- skończył swój wywód opróżniając kolejny kieliszek.
Angelus wypił kolejnego shota, który leżał na ich stoliku, aż prosząc się o wypicie. Wzdrygnął się jeszcze, wszak odpowiednia reakcja, bo wódka nie powinna smakować. Na wspomnienia o rodzinie, machnął tylko ręką. -Było minęło, trochę już czasu upłynęło, więc człowiek dawno się uporał z nieprzyjemnościami, które go kiedyś spotkały- powiedział zgodnie z prawdą, po czym gdy tylko była mowa o Nowym Orleanie, dodał tylko - Jazz jest naprawdę świetny na poprawę nastroju. Obecnie gram tylko na prywatkach i dla pojedynczych osób, które zażyczą sobie fajną muzykę na żywo. Jestem dawnym członkiem zespołu Fallen Angels- wyjawił mu ową tajemnicę na końcu wieńcząc ją szerokim uśmiechem. Słowa dotyczące jego przeszłości nie zabolały go, a wręcz przeciwnie, dały mu sporo do myślenia, a tym samym możliwość do wyrażenia własnego zdania na ten temat. -Myślę, że za młodu każdy z nas popełniał błędy. Po stronie mugolskiej nie widnieję w żadnej bazie danych, po stronie magicznej także. Jestem jednak wolnym duchem, więc wartości jakie mogę przekazać młodej latorośli to przede wszystkim malarstwo, gra na gitarze, a także fakt, że warto rozwijać swoje pasje i talenty, nie tłumić ich w sobie. - - powiedział do swojego przyszłego nowego przyjaciela. -Mam tendencję do wyłapywania szczegółów, których inni na pierwszy rzut oka nie dostrzegają. Wracając do poprzedniego twojego pytania, ty nigdy niczego nie przeskrobałeś? Zawsze wierny narzuconym zasadom? - zapytał w dość intrygujący sposób.
Boris Zagumov
Wiek : 42
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177 cm
C. szczególne : Blizny po gniciu na szyi, klatce piersiowej i górze brzucha, rytualny krwawy znak na małym palcu prawej ręki, naszyjnik Ariadne zawsze zawieszony na piersi oraz mocno zmęczona twarz z widocznie podkrążonymi oczyma, które wydają się zapadać w sobie
Mężczyźnie zrobiło się od razu cieplej na sercu, gdy usłyszał, że Angelus nie jest smutny przez tę tragedię... albo to przez tego shota, którego dopiero co wypił zrobiło mu się tak gorąco. Nie było to ważne, bo jego myśli skupiły się ponownie na jego rozmówcy, który opowiadał o sobie coraz to więcej. -To ciekawe- odpowiedział na wzmiankę o zespole muzycznym. Samemu nie interesował się aż tak tym kierunkiem sztuki, ale skoro ktoś był w jakiejś kapeli, to na raczej na pewno zna się na tym co robi. -Taka już nasza natura, że błądzimy- lekko rozluźnił się, gdy dowiedział się, że do szkoły będzie szedł ktoś, kto faktycznie chce nauczać czegoś młodych ludzi z pasji, a nie z przymusu, czy braku innych alternatyw, co tylko by zamęczyło młode umysły, a kto wie, może jego córka byłaby w stanie coś wynieść z takich zajęć? -Swoich wartości nigdy nie porzuciłem- lepiej, żeby Amerykanin nie dowiedział się o jego przygodach w Rosji, czy o wizytacjach w jego domu i na Nokturnie, bo coś takiego mogłoby niezbyt dobrze podziałać w połączeniu z łatką pracownika Ministerstwa- Działam na korzyść Ministerstwa odkąd zacząłem tutaj pracować- kolejny raz już posługiwał się pół prawdą, bo w końcu obecnie jego interes był interesem Ministerstwa, więc nie było niczego zła w mniemaniu Borisa do podejmowania działań, które dają mu zysk. -Będziesz robił coś w oczekiwaniu na przyjęcie cię do Hogwartu- zapytał się ciekawy tego, czy chłopak będzie chciał sobie dorobić coś jeszcze. Chciał jeszcze coś dodać, ale nie był pewien, czy Angelus nie mówił już o tym, ale najwyżej uprzejmy mężczyzna jeszcze raz opowiedziałby o tym co zrobi przed wyjazdem do szkoły.