Kawiarnia została zaczarowana w taki sposób, że padający deszcz czy śnieg nie dosięga stolików stojących przed urokliwą kamienicą. Kawiarnie wypełnia zapach cynamonu i pieczonego ciasta. Możesz zawsze liczyć na słodkości, które poruszą Twoje zmysły. Nie obawiaj się kalorii. Wchodząc do środka, czujesz, że możesz całkowicie się zatracić i nie istnieją już żadne problemy.
Dostępny asortyment::
► Yin i yang ► Imbirowa mątwa ► Cytrynowy Raj ► Malinowy Chruśniak ► Sen Memortka ► Wiśniowy Gryf ► Zielona herbata ► Herbata jaśminowa/goździkowa/kardamonowa ► Herbata z dzikiej róży/z czarnego bzu ► Herbata z konfiturą/z sokiem/z miodem i cytryną ► Dyptamowy smakosz ► Smocze espresso ► Chochlikowe cappuccino ► Bazyliszkowe Macchiato ► Syrenie Latte ► Frappucino smakowe z bitą śmietaną i polewą ► Czekolada orzechowa/waniliowa/piernikowa/biała ► Czekolada z rumem/irish coffee ► Czekolada z likierem owocowym/z musem owocowym ► Świeżo wyciskany sok/smoothie owocowe/koktajl ► Drink dnia (zapytaj obsługę)
Śniadania: ► Croissant z konfiturą, sok ze świeżych pomarańczy, jogurt z granolą i owocami ► Tosty francuskie z dowolnymi składnikami, kawa lub herbata ► Grzanki serowe, jajko po benedyktyńsku, bekon, kawa lub herbata ► Ciabaty zapiekane na ciepło, świeżo wyciskany sok
Słodkości: ► Malinowy sernik ► Szarlotka z lodami ► Eklerki 3 sztuki ► Tiramisu ► Deser lodowy z bitą śmietaną i owocami sezonowymi ► Naleśniki na słodko z dowolnymi składnikami ► Creme brulee ► Rurki z kremem 2 sztuki ► Kanarkowe kremówki ► Suflet czekoladowy ► Ciastka nasączane eliksirem rozśmieszającym
Dłonie Ramony zderzyły się ze sobą w powolnym, cichym klaśnięciu radości, zaraz splecione wyginając rumiany policzek, który o nie wsparła, siadając przy najbliższym stoliku, gdy tylko zgodziłaś się zostać na dodatkowy repertuar. Drobna blondyneczka natomiast nieco zawstydzona, ale wyraźnie podekscytowana usiadła Ci na kolanach z czystą fascynacją przyglądając się temu jak Twoje palce z subtelnością muskają kolejne klawisze, aż w pewnym momencie zawiesiła drobne rączki w powietrzu, przymykając oczy i wyobrażając sobie, że i ona gra właśnie na fortepianie, choć chudziutkie paluszki jedynie przypadkowo naciskały na wyimaginowane dźwięki. Staruszka, która zatrzymała się tuż przy wyjściu, słysząc, że znów zaczynasz grać, odwiesiła swój płaszcz ponownie na jednym z wieszaków i wsparła się o ścianę, by zostać choćby na jeszcze jedną piosenkę, delikatnie dociskając usianą starczymi plamkami dłoń do piersi. - Och, Yuu, myślę, że nawet jeśli nie na wieczorki, to z pewnością zaproszę Cię choć raz na zlecenie, aaaaale...- zawiesiła głos dramatycznie, łapiąc Cię za dłoń dla wzmocnienia Twojej wyrozumiałości i z uśmiechem wycelowała w Ciebie nieco przepraszający wzrok do połowy przykryty czarną woalką rzęs - Mam kilka drobnych uwag - powiedziała powoli, po czym dla kontrastu zaczęła pospiesznie wyrzucać z siebie dźwięczne słowa krytyki przeplatanej pochwałami, dając Ci drobne praktyczne wskazówki, jak osiągnąć konkretny efekt, którego brak zauważyła w przedostatnim wygrywanym przez Ciebie utworze. Szybko orientujesz się, że ten przymusowy wykład ubarwił Twoją wiedzę o naprawdę przydatne informacje (Zdobywasz 1 pkt z Działalności Artystycznej) i musisz przyznać, że nie spodziewałaś się, że za tym rozmarzeniem Ramony stoi jakakolwiek konkretna wiedza. Przeliczając zebrany napiwek okazuje się, że zarobiłaś akurat tyle, ile straciłaś na rezerwacji spotkania (Tracisz 20 galeonów, które zdobyłaś kostką). Ramona żegnając się z Tobą, może niezbyt profesjonalnie, objęła Cię ramionami w delikatnym uścisku i łagodnie, w miękkości swojego głosu nie musząc przechodzić w szept, nakreśliła koło Twojego ucha słowa: - Zdecydowanie masz duszę artysty, Yuu
★ zt, dziękuję ślicznie za szybką reakcję na ingerę
______________________
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine dawno nie było w tych okolicach. Długo by opowiadać, co się działo z jej życiem przez ostatnie kilka miesięcy. Świat wywrócił jej się do góry nogami do tego stopnia, że zgodziła się wybrać z bratem na wyjazd do eksluzywnego kurortu na narty. Teraz wróciła, by załatwić kilka ważnych spraw, przede wszystkim musiała kupić sobie mieszkanie i załatwić ostatnie papiery związane z jej działalnością. Chciała, by każdy wierzył w jej stuprocentową legalność. Za czasów szkolnych była królową i po jej skończeniu nie zamierzała zejść z tronu. Tak szczerze to weszła do tej knajpy tylko przez sentyment. Lubiła tą kawiarnię za klimat jaki w niej można było odczuć i za obsługę, która zawsze była nienaganna mimo iż ona nie zawsze odpowiednio zachowała się jak powinna zachować się kulturalna osoba. Zerknęła z przyzwyczajenia do menu, ponieważ tak naprawdę znała je na pamięć. Od dawna mieli zawsze te same pozycje i nic się tutaj nie zmieniało za wyjątkiem kwiatów w wazonach, stojących na każdym ze stolików po prawej stronie od chusteczek. Machnęła ręką na kelnera. Od razu podeszła do niej blondwłosa dziewczyna ze słodkimi dołeczkami i szerokim uśmiechem na twarzyczce. Na jej tabliczce widniało imię SCARLETT. -Dobry wieczór, co dla Pani? - zapytała przyjemnym głosem, który melodyjnie wpadał w ucho. Katerina wysiliła się na uprzejmy uśmiech i pokazała palcem na pozycje, które ją interesowały, praktycznie nie patrząc w kartę dań i napojów. -Bazyliszkowe Macchiato raz poproszę i do tego malinowy sernik, tak jak zawsze niech będzie dobre- powiedziała po czym oddała menu i wróciła do ponownego przeglądania danych w swoim magicznym notesie. Kelnerka zanotowała jej zamówienie i odeszła od stolika. Chwilę potrwa zanim wróci z jej kawą i ciastem, więc postanowiła przejrzeć jeszcze raz wszystkie dokumenty. Nie spodziewała się nikogo tutaj spotkać, nawet lokal dzisiaj świecił pustkami.
Przez ostatnie pare dni miał na głowie tyle zajęć i obowiązków, że nie był wstanie nawet na spokojnie zaplanować wypadu do Hogsmeade. Potrzebował paru książek, których w szkolnej bibliotece nie mógł znaleźć a były mu niezbędne do skończenia eseju ze starożytnych run. Dlatego zaglądniecie do magicznej wioski wydawało mu się najrozsądniejszym rozwiązaniem w tej sytuacji. A nóż w którymś antykwariacie znajdzie te pozycje, które umożliwią mu postawienie ostatniej kropki na pergaminie jego pracy domowej. Tamtego popołudnia na ulicach Hogsmeade nie było sporego tłumu. Większość ludzi, których napotykał na swojej drodze niezbyt śpieszyło się do swoich obowiązków. W każdym razie mały ruch powodował, że sprawnie przeszedł kilka sklepów z używanymi książkami i szczęśliwie w ostatnim znalazł to o co mu chodziło. Miał już wracać, jednak przechodząc obok kawiarni, którą znał z przesiadywania ze znajomymi przez szybę zauważył dość znajomą twarz. W pierwszej chwili oczywiście wydawało mu się, że to tylko przypadek i to na pewno nie Katty, ale jednak. Bez chwili zastanowienia, wszedł do środka. -Dzień dobry- oznajmił do kelnerki przechodzącej akurat obok wejścia. Jego wzrok od razu padł na stolik, przy którym siedziała Russeau. Kiedy ich spojrzenia spotkały się, kącik jego ust powędrował do góry, w geście subtelnego uśmiechu. Miał nacje, to była ona. -Witaj, Katty - podszedłszy do niej, stanął naprzeciwko, jakby czekając na jej reakcję -Chyba jesteś ostatnią osobą, jaką bym się spodziewał tutaj spotkać. Jednocześnie, bardzo miło Cię widzieć, my Queen- dodał po chwili żartobliwie, zajmując wolne miejsce przy niej. Nie pytał czy może. Ona też by nie spytała na jego miejscu.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katty ziewnęła. Ostatnie dwie noce spędziła na siedzeniu w dokumentacji prawnej oraz na podróży. Tutaj zawitała tylko na moment, ze względu na wspomnienia i już musiała wracać do Londynu. Matce powiedziała, że w domu zamieszka tylko wtedy, jeśli ojczulek ukochany łaskawie zawinie kopytkami w magiczny kalendarz. Czekała cierpliwie na wymarzoną kawę. Nie lubiła teleportacji, więc dotarła tutaj wyjątkowo pociągiem. Za okno zerknęła odruchowo, bo przecież nie czekała na nikogo w tym jakże męczącym dniu pełny wrażeń. Widząc znajomego mężczyznę odprowadziła go zdawkowo i ledwie dostrzegalnie wzrokiem do drzwi, a potem ponownie wróciła do lektury. Nie mogła pokazać po sobie, że jej zależy. Wszak ostatnimi czasy nie zależało jej na nikim i niczym poza jej własną personą. Gdy się z nią przywitał, odwzajemniła uśmiech, tutaj naprawdę szczery uśmiech. -No proszę.... Lucas, Lucas Sinclair. Skłamałabym jakbym powiedziała, że czekałam aż ktoś się do mnie dosiądzie - powiedziała znanym mu głębokim i na swój sposób przyjemnym tonem, aczkolwiek w jej tonacji zawsze czuć było dziwne ostrza, które metaforycznie gotowe były w każdej chwili każdego pociąć. Podniosła zgrabny tyłek z fotela i pochyliła się w jego kierunku, nie czekając na jego reakcję, gdy tylko się pochylił, dała mu szybkiego buziaka w policzek, a potem przytuliła. Nadal używała tych samych perfum co pół roku temu i dwa lata temu także. Nie znosiła zmieniać upodobań i przyzwyczajeń. -Również miło cię widzieć, my Prince - szepnęła do ucha po czym wróciła na swoje miejsce. Widocznie ma okazję zmienić trochę plany i chwilę się odprężyć w dobrym towarzystwie. - Masz ci los, co cię sprowadziło dzisiaj do Hogsmeade, pogoda nie zachęca na spacery- powiedziała bacznie mu się przyglądając, uwielbiała utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą. Przypomniała sobie, że zaraz otrzyma zamówienie, a on będzie siedział i patrzył jak ona konsumuje puste kalorie. -Zamówić ci to co zwykle biorę? Ta kawiarnia ma w sobie tak wiele wspomnień, mam wrażenie, że gdy wrócę tu za kilka miesięcy to nadal tutaj czas się zatrzyma- powiedziała. Zwykle mieli te same bądź podobne upodobania. Chociaż od kawy zawsze lepsza była Whiskey. W międzyczasie wsunęła notes do torby. Później do niego wróci.
Rzeczywiście, prawdą było, że kawiarnia pod nazwą "Francuski Pocałunek" miała swój klimat. Była jedną z tych przytulnych kawiarenek, do których przychodziło się z pewnym sentymentem i poniekąd po to aby sprawdzić czy coś aby się nie zmieniło. Niektóre stoliki w lokalu miały nawet swoją historię, do której w owym towarzystwie, w którym teraz znajdował się Lucas lepiej było nie wracać. Oboje tego nie chcieli. - Nikt do Ciebie nie dołączy? To nie w Twoim stylu, Russeau. W Hogwarcie otaczałaś się zawsze tylko wyborowym towarzystwem, dlatego właśnie mnie wtedy u Twojego boku nie brakowało. - wspomniał, wywołując dawne czasy i z sentymentalnym uśmiechem na ustach. Pamiętał dobrze tą charakterystyczną zadziorną nutę w jej głosie, która zawsze mówiła wszystkim w około, że królowa jest tylko jedna. Uśmiechnął się łobuzersko i kiedy podniosła się z krzesła i nachyliła w jego kierunku, nadstawił nieznacznie policzek. Tak jak pamiętał, miał słabość do jej dotyku, dlatego wystarczyło, że niewinne przytulenie a wspomnienia z przeszłości powróciły. Efekt spotęgował zapach jaki omiótł go zaraz po tym, dokładnie ten sam który w jego głowie kojarzył się z ciemnowłosą Ślizgonką. - Ładnie wyglądasz i ładnie pachniesz. Jak zwykle... - rzucił z dosadnym zaznaczeniem tych ostatnich słów. - Szukałem paru książek, potrzebnych do eseju. Uwierzysz, że biblioteka szkolna pod względem starożytnych run tak kuleje? - drażnił się, wiedząc, że dziewczyna nie lubiła, jak zaczynał nudne tematy przestarzałych nauk, jakimi z pewnością dla niektórych były runy. - Dziękuje, zaraz coś sobie wybiorę. I oby tak było jak mówisz, chociaż nie wierzę w to, że czas może być tak łaskawy nawet w tym miejscu. - powiedział, omiatając wzrokiem wystrój kawiarni. Rzeczywiście wiele się chyba nie zmieniło. Chwilę później złapał kelnerkę i zamówił dla siebie orzechową gorącą czekolade i eklerki. Zauważywszy notes, który Kat chowała do torby zwrócił uwagę także na teczke,leżącą na stoliku, z której wystawała sterta dokumentów. Marszcząc nieco brwi, przeniósł wzrok na dziewczynę. - Masz jakieś problemy? - spytał bez namysłu. To pierwsze co przyszło mu do głowy. Oczywiście nie podejrzewał jej o żadne machloje, jednak w pierwszej chwili dla niego papiery oznaczały kłopoty.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine wzruszyła ramionami na wspomnienia o tym, że zawsze otaczał ją krąg wiernym wielbicieli jej wyznań i mimo iż jej szczerze czasem nie znosili to nigdy nie powiedzieli jej tego prosto w twarz. -Gdybym może kogoś poinformowała, byłoby tutaj więcej osób w kręgu piaskownicy i samouwielbienia, ale jestem tutaj przejazdem- powiedziała po czym przesunęła palcem po cienkiej bransoletce z czarnego złota, którą miała na prawej dłoni. Pamiątka, którą dawno już powinna wyrzucić, albo komuś oddać. Wspomnienia z nią związane nie należały bowiem do przyjemnych wspomnień. Kath jednak była niczym sroka i zachowywała wszystkie prezenty i znaleziska, niczym pirat swoje skarby. Nawet gdyby wyrzuciła bransoletkę, albo komuś oddała, blizna na sercu nadal by pozostała. Magiczne zniknięcie przedmiotu nie sprawiłoby zniknięcia pozostałości po rannym sercu. Gdy wspomniał o Runach o mało co nie przewróciła oczyma, nie lubiła nigdy tego przedmiotu, ale w końcu to ona zadała pytanie, więc nie mogła mieć do niego pretensji o to, że odpowiedział zgodnie z prawdą. -Starożytne Runy, nigdy nie były moją mocną stroną. Dziwne, że biblioteka tak zubożała, powinni bardziej zainwestować w wiedzę uczniów... - mruknęła z lekkim przekąsem. -Jak ci idzie z zaklęć albo obrony przed czarną magią? Jeśli chcesz, chętnie poćwiczę z tobą i nauczę kilku zaklęć, których nie znajdziesz w obecnym spisie - powiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy i błyskiem w oku. Bardzo lubiła zaklęcia, w kuferku miała ponad 35 punktów z tego, więc spokojnie mogła uczyć innych jak dane zaklęcia wykonać poprawnie(jeżeli Lucas chce się nauczyć jakiegoś zaklęcie, które przekracza trochę jego obecne pkt w kuferku to mogę pomóc). Chłopak zamówił orzechową gorącą czekoladę, zupełnie jakby zrobił to celowo. Miała uczulenie na orzechy i już ma sto procent pewności, że nie zamoczy ust w jego napoju. Nie chciała zbytnio poruszać tematu swojej teczki i dokumentacji, ale skoro już zapytał to uznała, że może mu o tym powiedzieć. Wyciągnęła swoją różdżkę i mruknęła szeptem zaklęcie muffiato. -Dziś odbieram klucze do nowego domu w Dolinie Godryka - powiedziała jednakże bez największego entuzjazmu. - a później jadę ogarnąć miejsce związane z klubem. Mam już wszystko, tylko pozostaje mi uiszczenie opłat i złożenie ostatnich podpisów i mogę zacząć działać i zatrudniać personel. Klub będzie w Londynie - oznajmiła z dumą. Dzięki zaklęciu tylko ona i chłopak mogli uczestniczyć w rozmowie, a nikt inny nie słyszał co się wokół nich dzieje.
Zaśmiał się, słysząc określenie "krąg piaskownicy i samouwielbienia". - Szkoda, że tylko przejazdem. Myślałem, że zostaniesz choć na chwilę, żeby przypomnieć sobie stare dobre czasy... - spojrzał na nią wymownie, rozsiadając się wygodnie na krześle i wkładając ręce do kieszeni kurtki. - Wyszlibyśmy gdzieś się zabawić, napić. Dawno tego nie robiliśmy. To była prawda. Nie pamiętał kiedy ostatni raz imprezował z Kat. Na pewno było to wtedy kiedy jeszcze była w Hogwarcie, co już sugerowało, że od tamtej pory minął szmat czasu. Pamiętał nie tylko szkolne imprezy, w których brali udział. Pare razy zdarzyło się także zabalować w Hogsmeade a nawet w londyńskim pubie. Kolejny raz tego dnia z sentymentem wracał do tamtych wspomnień. Tak jak właśnie się spodziewał, jego wzmianka o runach poruszała nieco Russeau. Dokładnie tak jak planował. Trzeba było troche się z nią podroczyć. W końcu tak dawno tego nie robił. - Nie tyle zubożała, co coraz więcej pozycji zamyka się w dziale Zakazanych. Ja nie wiem, w czym komu przeszkadzają starożytne znaki... A jeśli chodzi o OPCzM i zaklęcia - bardzo chętnie się podszkole. Wiesz dobrze jaki mam stosunek obydwóch tych dziedzin - nigdy nie jest się wystarczająco dobrym. - niedługo po złożeniu jego zamówienia, kelnerka przyniosła to o co wcześniej prosiła Katherine. Sinclair dobrze wiedział, że jest ona uczulona na orzechy, jednak tego dnia miał ochote na gorący, gęsty i słodki napój właśnie o smaku orzechowym. Nie od dziś wiadomo, że jest łakomy na słodkie i praktycznie zawsze ma zachcianki, których nic ani nikt nie jest w w stanie mu wybić z głowy. Jak tylko dziewczyna użyła zaklęcia wyciszającego na ich stolik, uznał, że sprawa jest poważna, jednak nie spodziewał się kompletnie takiego jej rodzaju. Usłyszawszy o jej nowym domu i klubie, z niewielkim opóźnieniem kiwnął znacząco głową. - Wow, w takim razie gratuluje tego pomysłu i odwagi, że podjęłaś się takiego wyzwania. No i oczywiście życzę Ci powodzenia, Katty. - oznajmił szczerze. Cieszył się sukcesem Kat i wierzył, że uda jej się rozkręcić ten lokal, zwłaszcza, że znała podstawy każdej dobrej imprezy od podszewki. - A jeśli potrzebowałabyś pomocy z czymś, to służę. Możesz na mnie liczyć. Nawet mogę robić drinki za barem. - było to prawdą. Jeśli tylko potrzebowałaby pomocy, z pewnością zrobiłby wszystko o co by go poprosiła. Taki już był. Nie mógł zostawić przyjaciela, jeśli jakoś mógłby przyczynić się do jego sukcesu.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Smutno się jej zrobiło na myśl o tym, że już nie przekroczy progu Hogwartu, tak wiele się tam działo. To było miejsce, gdzie człowiek czuł się bezpiecznie. Wszystko inne co go wokół otaczało nie miało znaczenia. -Niestety czas pędzi jak szalony Abraksan, ani myśli się zatrzymać i dać nam odsapnąć- powiedziała z lekkim uśmiechem na twarzy. Kelnerka właśnie przyniosła jej zamówienie, więc bez słowa zabrała się za kawałek ciasta praktycznie go pochłaniając, jakby dłuższy czas nie jadła. Cóż, w istocie tak było. Ubrudziła się lekko w kąciku ust nie zauważając tego, po czym upiła łyk ulubionego ciepłego napoju. -Wpadłam na ciekawy pomysł Lucas! Czy ty możesz swobodnie przemieszczać się do Londynu? Ogarnij kilku porządnych ludzi i zrobimy parapetówę z okazji zakupu mojego nowego domu, to może być fajna impreza- pełen entuzjazmu głos, miała nadzieję, że pomysł wypali. Wiedziała, że Lucas wie, że pod pojęciem "porządni ludzie" kryją się czarodzieje od ewentualnie 75 % czystej krwi wzwyż. To miłe, że chciał jej pomóc, co bardzo było jej na rękę, bo wolała nie mieć z tyłu głowy ciągle informacji, czy ktoś jej nie okrada na Galeony. -Jeśli masz kurs barmana to bardzo chętnie, jeśli nie to ja ci go zasponsoruję. Czego się nie robi dla przyjaciół- oznajmiła, po czym ponownie zamoczyła usta w kawie. -Ogólnie mam drobny problem- zaczęła po czym wyjęła jedną z kartek z teczki. Tam znajdowały sie różne loga i nazwy - nie wiem jaką nazwę wybrać dla klubu: Queen's Paradise , Ilusion Paradise , Insomnia , Ambrosia Club, Club Russeau's, Amnesia Club .... - zaczęła wymieniać. Nieuniknione, że jeszcze z godzinę tutaj posiedzą w tej kawiarni. Ona sama nie wiedziała na jaką nazwę się zdecydować.
Czasy szkolne zawsze odzywały się w głowie echem z sentymentem. Tak już było, że kiedy miało się ten czas jeszcze do dyspozycji, nie doceniało się go nigdy w wystarczającym stopniu, a później gdy mijał - brakowało go tak bardzo. Usłyszawszy jej kolejne słowa, zaśmiał się melodyjnie, patrząc na nią. - Zabrzmiało to tak filozoficznie, że aż mam ciarki. Mam wrażenie, że dorosłaś Kat. - kiedy ostatni raz widział sie z dziewczyną jej podejście do życia było nieco inne, ale jak widać stanie się absolwentem wywołuje w ludziach życiowe przemyślenia i popycha ich do zmian. Słysząc o pomyśle z zorganizowaniem parapetówki, od razu się ożywił. Miał właśnie cichą nadzieję, że jego wzmianka o starych czasach spowoduje, że Katty zatęskni za starym towarzystwem i balangowaniem do białego rana. - Jak impreza, to ja zawsze jestem chętny. "Porządnych ludzi" też nie zabraknie, spokojna głowa. Cieszę się, że wróciłaś, Kat. I cieszę się, że udało mi się dzisiaj na Ciebie wpaść. - oznajmił, widocznie zadowolony z tego spotkania i rozmowy z przyjaciółką. - Nie, nie ja tylko żartowałem. Po drugiej stronie baru już nie ma tak zabawnie. Ale jeśli chcesz to mogę popytać czy ktoś ze znajomych ma kurs, albo aktualnie szuka pracy, może to Ci pomoże. A co do nazwy - podoba mi się Illision Club. Nie widziałem lokalu, ale bardzo pasuje do Ciebie, więc ja byłbym za Iluzją. - wypowiedział swoją opinię, skinąwszy kelnerce, która przyniosła mu ciastka i czekoladowy napój. - Ewentualnie Amnesia też brzmi fajnie, ale zostałbym przy Iluzji.
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katie uśmiechnęła się, gdy powiedział jej że w końcu dorosła i dojrzała, jednakże ona miała dopiero 22 lata i tak naprawdę poza fotograficzną pamięcią, dzięki której szybko przyswajała wszelaką wiedzę to nie miała zbyt wiele z wzorcowej uczennicy, a tym bardziej osoby, która w końcu jest normalna i gotowa się ustatkować. -Dziękuję Luca to naprawdę bardzo duży komplement z twojej strony- oznajmiła, zabawnie sądziła, że chłopak zauważy, że się ubrudziła i zetrze jej z kącika ust resztki piankowego ciasta. Nie ważne ile razy jeszcze się sparzy, ona i tak zawsze włoży rękę prosto w ogień. Taka po prostu była. Gdyby tylko chłopak widział ją taką jaką widzieli ją Ambroge Friday albo Lucas Kray to dawno by uznał ją za wariatkę. To oni widzieli jej największe upadki, no i oczywiście rodzina. Uznała jednak, że już pora zwodzić dobrego przyjaciela i powiedzieć mu całą prawdę. Widać było, że się zaangażował. -Ilussion to świetna nazwa, czasem mam wrażenie, że całe moje życie jest iluzją. Mam wrażenie, że fakt iż ktoś pokocha taką złośnicę jak ja jest totalną iluzją i farsą. Przyznasz mi chyba rację? - powiedziała lekko ironizując z tym swoim typowym uśmiechem, który należał tylko do Katherine Russeau. Została jej resztka kawy, więc dopiła a potem spojrzała mu prosto w oczy. Schowała wszystko do torby łącznie z teczką. -Teraz uważaj, bo powiem coś szokującego. Jeszcze będziesz się musiał ze mną pomęczyć bo jednak wracam do szkoły. Chciałam się tylko z tobą podroczyć. Nie było mnie tutaj z innych powodów. Oczywiście imprezę zrobimy, ale w szkole w Pokoju Życzeń, co ty na to? Mam ochotę się nieźle zabawić i wypić, już dobre kilka miesięcy nie miałam alkoholu w ustach, tylko ojciec nie może się o tym dowiedzieć, inaczej znowu mnie uziemi albo odbierze kieszonkowe- powiedziała z przestrogą. Lucas mógł mieć wrażenie, że Katherine zwariowała, gdy to wszystko mu mówiła, ale ona jednak była w tym strasznie poważna. Jednakże wiadome było, że czy to przyjaciel czy nie, nigdy nie potrafiła trzymać rąk przy sobie bo nigdy nie była grzeczną dziewczynką, a jej spojrzenie częściej bywało figlarne niż poważne.
Naprawdę uważał, że coś zmieniło się w zachowaniu Russeau, co pozwalało mu twierdzić, że stała się trochę bardziej dojrzała. Znał ją może i nie tak długo, jak on niektórych swoich przyjaciół, ale jednak mógł porównać to, jaka była kiedyś z tym co teraz widział przed sobą. Pokręcił dosadnie głową. - Nie, tym razem nie mówię tego tylko po to, aby sprawić, żeby Ci było miło, ale naprawdę ta sądzę. - miał wrażenie, że Kat bardzo liczyła się z jego zdaniem, ale chyba było to tylko jego wrażenie. Zawsze była indywidualistką, która nie oglądała się na innych, nie potrzebowała ani raz ani wskazówek, jednak zauważył, że jeśli sam z siebie czasami coś zasugerował, o dziwo szanowała jego zdanie, co równało się z tym, że postąpi zgodnie z nim. - Hmm, uważasz, że jeśli ktoś by Cię pokochał to na pewno nie byłoby prawdziwe? - powiedział jakby sam do siebie i jakby poprzez wypowiedziane słowa zastanawiając się nad ich sensem. - Dlaczego tak uważasz, Kat? - zwrócił się tym razem konkretnie do niej i podnosząc do ust filiżankę z napojem, który zamówił. Po jej kolejnych słowach, rzeczywiście był w niezłym szoku. Najpierw mówi mu, że kupiła do w Dolinie Godryka, później, że otwiera klub, a teraz... - Russeau... - rzucił przez zęby, patrząc na nią z udawaną pretensją, po czym momentalnie zrzucił tą maskę i na jego twarzy zamiast niej zagościł szeroki uśmiech - Super, że do nas wracasz. Patrz, nawet mnie wkręciłaś. Poczekaj, odegram się. Impreza musi być, koniecznie. Zorganizujemy taką powitalną. Będzie jak przed tym, kiedy wyjechałaś. - mówił dalej, widząc, że ślizgonka sama niesamowicie cieszy się z powrotu do szkoły. W końcu spędziła tam połowę swojego życia, a widać było od początku ich rozmowy, że nigdy nie chciała się z nią rozstawać.
Ostatnio zmieniony przez Lucas Sinclair dnia Wto 7 Kwi 2020 - 21:39, w całości zmieniany 1 raz
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Westchnęła obracając w dłoniach wysoką szklankę w której nie było juz ani kropli kawy, a ona chciała by ona się tam magicznie pojawiła, aby miała co zrobić z rękoma albo ustami. Niestety od jakiegoś czasu ciężko jej się mówiło o swoich własnych uczuciach. Utworzyła wokół siebie dziwną tajemniczą skorupę, mimo iż starała się nikomu tego nie pokazywać. Nawet najlepszym przyjaciołom, tylko rodzina znała największe sekrety. Wstała od stolika i zaniosła brudny talerzyk ze szklanką do okienka przy barze, gdzie składowane były brudne naczynia gości. Odsunęła się na moment tak jakby potrzebowała chwili na zastanowienie. Potem wracając stanęła za Lucasem i oparła się o jego ramiona po czym pochyliła się lekko do przodu tak że jego twarz była na równi z jego, patrzyła w tym momencie w okno widząc lekki zarys ich twarzy, odbicie w szybie, na dworzu już panował półmrok. -Sam zobacz, wystarczy, że otworzę się bardziej i komuś zaufam. Jak czuje się ktoś, kto oddaje drugiej osobie swoje serce na tacy, a ta druga osoba albo je wyrzuca do śmieci, albo zamyka w skrzyni i zostawia? Ja się tak właśnie czułam za każdym razem, gdy miałam wrażenie, że jednak ktoś pokochał mnie za to jaka jestem naprawdę, a nie ta udawana wersja, która robi wszystko by odsunąć od siebie innych i zrazić wszystkich dookoła do własnej osoby- powiedziała szeptem. Wszystko to było powiedziane wolno i z uczuciem lekkiego bólu. Jednakże to co było kiedyś już dawno przetrawiła. Odsunęła się później by szybko odwrócić wzrok. Nie chciała by zobaczył, że jest słaba. Nigdy nie lubiła jak ktoś widział jej łzy. Łzy były oznaką słabości. Szybko przetarła dłonią małą łezkę w oku i szybko ruszyła w kierunku miejsca na którym wcześniej siedziała. -najlepsza impreza powitalna na moją cześć, poproszę by skrzaty w kuchni zrobiły dla mnie tort - powiedziała siląc się na wielce szeroki uśmiech by pokazać że nie jest jej ani odrobinę smutno. -Proszę zabierz mnie stąd już, to miejsce zrobiło się nagle strasznie ponure - poprosiła go, mając nadzieję, że wyjdą stąd jak najszybciej.
Od razu zauważył, że temat uczuć nieco skrępował Kat. Widział po jej zachowaniu, że nie była chętna aby go poruszać, ale jednocześnie możliwe, że chciała się nimi z kimś podzielić. Jak się później okazało, na pewno chciała... Widząc, że ślizgonka wstaje bez słowa od stolika, nie bardzo wiedział co zamierza, ale po chwili zobaczył, że odnosi swój talerz i szklankę w przeznaczone do tego miejsce. Jak tylko zorientował się co robi, odwrócił się z powrotem do stolika i ponownie przechylił kubek ze słodkim, gorącym napojem. Już miał odwracać się kolejny raz, aby sprawdzić do z Katie, bo długo nie wracała na miejsce, kiedy poczuł, że do niego podchodzi i kładzie brodę na jego ramieniu. Podniósł wzrok na szybę, w której w tym momencie widniały ich odbicia. Słuchając jej wywodu, zwał sobie sprawę, że tego oblicza Russeau jeszcze nie znał. Odezwał się jednak dopiero kiedy wróciła na miejsce. - A nie sądzisz, że na tym polega właśnie bycie z kimś? Na otwieraniu się przed kimś i zaufaniu. Jeśli tego nie zrobisz to nie masz szansy na coś prawdziwego, ale z drugiej strony zawsze tak jest, że najpierw jest pare "falstartów" i wiadomo, że są bolesne. Czasami nie da sie wyczuć prawdziwych intencji drugiej osoby i tak po prostu jest. A tym bardziej, jeśli na zewnątrz pokazujesz kogoś innego, to może właśnie to dezorientowało tego kogoś. W końcu nie wiedział co jest autentyczne a co nie. - czasami czuł się podobnie. Miał kilka incydentów w życiu, kiedy mógł podobnie oddać swoje serce na tacy, jednak z tą różnicą, że chłopak starał się kiedy poczuje, że włącza sie zaangażowanie u drugiej osoby, uciąć tę relację. Nie potrafił pozwolić komuś zbliżyć się na tyle, aby móc z kimś stworzyć jakiś poważny związek. Za bardzo bał się, że zostanie porzucony, tak jak został porzucony przez własną matkę. Nie chciał znowu zapychać pustki, jaka została po kobiecie. Więc zanim którakolwiek kobieta weszła w jego życie, on sam zamykał dostęp, aby nie mogła w nim zostać i ulokować miejsca, które później razem ze swoim odejściem wyszarpie brutalnie, pozostawiając dziurę do zapełnienia. Spojrzał na Katherine i widząc jej przeszkolone oczy, uśmiechnął się. - Impreza jakich mało. A tortu nie może zabraknąć, wiesz jak ubóstwiam słodkości. - oznajmił, pełnym entuzjazmu głosem. Słysząc kolejne słowa dziewczyny, znów posłał jej szczery uśmiech i dopijając swoją czekoladę wstał z kubkiem w ręku i talerzykiem w drugim. - To chodź, przejdziemy się. - zaproponował, zmierzając ku miejscu, gdzie Kat chwilę temu odniosła swoje brudne naczynia. Dziewczyna poczekała na niego przy wejściu i razem wyszli z kawiarni.
zt x2
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Co to za paździerz? - pytam przyjaciela siadając na różowym krzesełku przy różowym stoliczku przed różowym budynkiem. Cóż za kicz. No nic, wiedzieliśmy tylko od którejś z naszej koleżanek, że są tu świetny kawy, wiec umówiliśmy się tu z Nessą na śniadanie, które nie uwzględniało parówek i chleba. Na smyczy trzymałem niewielkiego psidwaka, którego wziąłem na ręce kiedy usiadłem, by pomówić do niego głupim głosem i dać się po raz kolejny oblizać durniowi po mordzie. Po chwili jednak puszczam go, by biegał sobie przy naszych nogach. Kelnerka przyniosła nam jakieś karty rozpływając się nad tym jaki to uroczy piesek, równie uroczy co właściciele, ale niestety nie była to próba podrywu, a raczej skomplementowania mnie i Boyda jako pary. Cóż w takim miejscu nie dziwne, więc tylko uśmiecham się i patrzę z przerażeniem na kartę, którą dostaję. Po chuj tu tyle tych kaw? - Kochanie, wybierz ty - mówię do przyjaciela, a ja podnoszę pieska, by pobawić się z nim chwilkę. Poprawiam mu zieloną smycz ze znakiem Slytherinu oraz niewielką kokardę przy obroży. Do tego na niewielkim godle ma dumny napis: Parówczak oraz nasz adres. Tak na wszelki wypadek, żeby każdy wiedział jak się nazywa i skąd przyszedł jakby nie daj boże się zgubił. - Mógłbyś się jakoś ładniej ubrać na naszą randkę - dodaję jeszcze patrząc krzywo na przyjaciela, jakby moje czarne przylegające ciuszki, w tym cienki sweterek były najelegantsze na świecie.
Miejsce, w którym umówili się z Nessą i jego słodko-pierdząco-różowa otoczka niekoniecznie były w jego guście, dlatego w ślad za przyjacielem rozejrzał się po lokalu ze średnio zadowoloną miną, jednak ostatecznie wzruszył ramionami, opadając na siedzenie. - Nessa ma być zadowolona, nie my - stwierdził wspaniałomyślnie, przesuwając bezceremonialnie stojący na blacie fikuśny wazonik z jakimiś chabaziami, który zasłaniał mu widok na przyjaciela, i podrapał za uchem Parówczaka. Był początkowo sceptyczny co do pomysłu zakupu psidwaka, ale potrzebował niecałego dnia, żeby przekonać się o tym, że ten dureń to jest całkiem niezły kompan, zwłaszcza w duecie z Fillinem, który mówił do niego ciągle jakieś głupoty śmiesznym głosem. Odebrał kartę od kelnerki i przejrzał, równie skonsternowany ilością dostępnych napojów co towarzysz. - To ja proszę smocze espresso - brzmiało najbardziej jak kawa spośród tych wszystkich wypisanych w karcie fyrkasów - A dla Felicjana pani przygotuje jakiś specjał, coś najbardziej luksusowego co macie, bo zasługuje na wszystko co najlepsze. Dziękujemy - powiedział uprzejmie, uśmiechając się do kelnerki i udzielił mu się ten romantyczny nastrój który Fillin wywołał, nazywając go kochaniem. - Odczep się, chuju - dorzucił po chwili z równie wielką miłością, kopiąc pod stołem ukochanego adidasem w goleń, na co ten ewidentnie zasłużył, krytykując jak zwykle jego staranną, przemyślaną stylizację - Co ci znowu nie pasuje, przecież to nie ortalion, czysta bawełna, zobacz, zobacz kurwa jaka elegancka - dodał, wymachując mu rzeczywiście bardzo szykownym dresem przed twarzą, na chwilową wrzawę Parówczak zareagował wielką ekscytacją i akompaniował im głośnym szczekaniem.
Nie miała pojęcia, dlaczego wybrali akurat różową knajpę, jednak nie zamierzała dyskutować. Chociaż wciąż u nich pomieszkiwała, dawno się nie widzieli i nie zamierzała w żaden sposób tego psuć. Dwa głupki, a zdążyła się za nimi stęsknić. Wyszła wcześniej ze szkolnego dormitorium, po nocnych patrolach i krótkiej drzemce, zaglądając jeszcze do Doliny po papiery ze sklepu oraz futerał ze skrzypcami, a potem do mieszkania kupionego przez chłopaków. Myślała, że ich tam złapie – po otwarciu drzwi nie zastała jednak nikogo poza juniorem, wesoło wyżerającym resztki z zostawionej przez Boyda miski. Pokręciła głową, zerkając na zegarek i wyjmując różdżkę. Kilkoma niewerbalnymi zaklęciami ogarnęła mieszkanie, spakowała swoje rzeczy i odesłała walizkę, upewniając się, że nic nie zostało w pokoju Fillina lub w łazience. Zostawiła Ghulowi swojego buta, którego uwielbiał i zamknęła drzwi, wzdychając ciężko. To był dobry dzień, żeby przestać im siedzieć na głowie. Teleportowała się przed kawiarnie, zsuwając z nosa okulary przeciwsłoneczne. Pogoda była piękna, słońce leniwie wyglądało zza chmur i ciepły wiatr uderzał ją w twarz, wprawiając w ruch rude kosmyki włosów. Miała na sobie krótkie spodenki z wyższym stanem z czarnego sztruksu, białą bluzkę z tych koszulowych – na krótki rękaw, zapinaną na perłowe guziki i wysokie, czarne buty. Oprócz tego niewielki plecak ze sztucznej skóry zamiast torebki futerał na skrzypce w ręku. Włosy miała związane w kitkę, uwieńczone cienką, ciemnozieloną wstążką. W uszach tkwiły perły, z którymi ostatnio się nie rozstawała, a na nadgarstku bransoletka z kosem, którą dostała od Fillina. Weszła do kawiarni z uśmiechem, od razu odnajdując spojrzeniem swoich dwóch ulubieńców. Podeszła do nich, przewieszając niedbale plecak na oparciu krzesła i dała każdemu z nich całusa w policzek, przytulając ich krótko poprzez objęcie szyi. - Cześć skarby. -brzmiała pogodnie, odkładając skrzypce na podłogę i siadając na krześle, założyła nogę na nogę. Wtedy też dostrzegła kulkę – uroczą, małą i z kokardą. Przekręciła głowę na bok, lustrując zwierzę wzrokiem i mrugając w zaskoczeniu, przesunęła palcem luźny pukiel za ucho, zahaczając czerwonymi paznokciami o chłodny kolczyk. - Kupiliście sobie psa, bo będziecie za mną tęsknić i nie będzie miał wam kto marudzić nad uchem? Zapytała z autentyczną ciekawością, nawiązując do swojej wyprowadzki. Oczywiście o tym wiedzieli, chociaż też nie całkiem.. Nie wspomniała, że już wzięła rzeczy. Nie wspomniała, że przełożyła plecak na kolana tylko dlatego, żeby oddać im klucze i wręczyć po drobiazgu, który dla nich miała w podziękowaniu. To była dobra decyzja, chociaż ślizgonka czuła dziwny uścisk w środku, bo naprawdę się do nich przyzwyczaiła. Niezależnie czy Boyd chrapał, zawsze zachwycał się naleśnikami czy zupą z kalafiora, którą dla niego nauczyła się przygotowywać. Fillin mógł być odrobinę pedantyczny i marudzić, gdy o północy potrafiła wyskoczyć mu z pytaniem o zaklęcie i przeciwzaklęce z transmutacji z ksiąg zaawansowanych, ale znosił to dzielnie. Potrafili ubarwić codzienność. Dresiarz i golfiarz. Lew i wąż. Woda i powietrze. Westchnęła cicho, zaciskając palce na tobołku i raz jeszcze przesunęła wzrokiem po ich twarzach, zatrzymując się w końcu na zachwyconym Fillinem psie, który lizał go po policzku, jakby się zakochał. Junior nie będzie taki samotny. Prawda była taka, że bystra Pani prefekt kompletnie nie skojarzyła faktów, a o swoich urodzinach zdążyła zapomnieć.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
- Myślałem, że to wygląda trochę lepiej... Ale skoro Nessa ostatnio woli trzymać się z jakimiś Orzechujskimi czy tym creeperem z Nokturna, nie sadzę, że to są jej klimaty - stwierdzam z uniesionymi brwiami szczerze zdziwiony tym jak wygląda to miejsce. Szybko jednak oddaję pałeczkę Boydowi, a sam zajmuję się rozmawianiem z Parówczakiem na temat tego jak słodki i wesoły z niego psidwak, na co piesek entuzjastycznie machał ogonami i próbował mnie lizać po mordzie. Zdążam jedynie uśmiechnąć się szeroko do odchodzącej od nas kelnerki. - Weź te swoje kulasy, Parówczaka tylko niepotrzebnie podjudzasz - mówię ze skrzywieniem pozostałym po tym jak kopnąłeś mnie w nogę. Próbuję uspokoić przeszkadzającego wszystkim pieska, mówiąc do niego znowu śmiesznym głosem zarezerwowanym dla słodkich zwierząt coś w stylu No co się dzieje? Czemu piszczymy? Przeszkadzasz ludziom, paróweczko. Nie dziwne więc, że nie zauważam od razu, że przychodzi do nas Nessa. - Hejka! - mówię radośnie wyciągając głowę po pierwsze, by pocałować Nessę, po drugie by schować parówczaka pod stół, po miałem nadzieję, że uda nam się wsadzić go do koszyka przed jej przyjściem, ale niestety moja i Boyda nagła kłótnia kochanków uniemożliwiła nam doprowadzenie przedsięwzięcia do końca. Dlatego peszę się odrobinę tym pytaniem, że tak marnie przeprowadziliśmy operację. Zanim odpowiadam na pytanie, kelnerka przynosi właśnie nasze kawy, dając mi coś co wygląda jak tęczowo- kawowy wyrzyg. - Jeszcze Irish Coffee - domawiam za Nessę, zerkając pytająco na przyjaciółkę, czy może ma ochotę na co innego i źle wybrałem. - Nie, w zasadzie... To żebyś ty miała kogoś kto pierdzi albo ujada niepotrzebnie - mówię oczywiście wspominając o przywarze Boyda (pierdy) i mojej (nieustanne pieprzenie). - Pisałem, że mamy coś jeszcze z okazji urodzin, wybacz że tak późno - mówię i podnoszę pieska, który właśnie był zajęty próbą wspinaczki na moje ramię, z którego pewnie próbował po prostu spaść. - Parówczak, pożegnaj się z zastępczym tatą i przywitaj ze swoją prawdziwą, nową mamą - mówię do niego swoim psim głosem i pozwalam pieskowi polizać mnie po nosie. Wstaję z miejsca i podchodzę najpierw do Boyda, by nieświadomy rozstania szczeniak mógł pożegnać się również z wujkiem Bodziem, aż w końcu wylądować na kolanach rudowłosej mamy, do której pochylam się, by pocałować Nessę w policzek blisko ust i przytulić na krótką chwilę, zanim Parówczak nie zaczął niepokoić się zbytnią bliskością swoich przybranych rodziców.
- No, racja, może powinniśmy wybrać jakieś miejsce, w którym podają kawę w wydrążonych czaszkach, czy coś w tym stylu... - odparł na całkiem trafny komentarz Fillina, niestety było już za późno na zmianę lokalu na jakiś bardziej wpasowujący się w ich (lub Nessy) gusta i wyglądało na to, że solenizantka będzie musiała się zadowolić tym wszechobecnym różem. Szybko jednak doszedł do wniosku, że na pewno ich wspaniałe towarzystwo, ekscytacja związana z nowym zwierzakiem i jakaś powalająca kawa, którą jej postawią, przyćmi wszystko inne i koniec końców przyjaciółka będzie zadowolona nawet w tym mało gustownym otoczeniu. Zajęty zaczepianiem towarzysza, też początkowo nie zauważył nadchodzącej Nessy i tak fatalnie się złożyło, że nie dość że nakryła ich na jakichś mało eleganckich przepychankach pod stołem, to jeszcze od razu zwróciła uwagę na Parówczaka. Niespodzianka spalona! Na szczęście po krótkiej przerwie związanej z obecnością kelnerki, która zdecydowanie wzięła sobie do serca jego słowa o najbogateszej kawie z oferty dla Fillina, mogli już przystąpić do wyjaśnień i przekazać Nesce nowego pupila. Trochę, tylko tak troszeczkę, nostalgicznie poklepał psidwaka po łebku w ramach pożegnania, gdy ten wylądował w jego ramionach zanim został przekazany prawowitej właścicielce; taktownie patrzył gdzieś w różową kawiarnianą przestrzeń, gdy Fillin zaczął przytulać dziewczynę i obdarzać całusami prawie w usta, żeby ich nie krępować podczas tych czułości, a jak już skończyli, to sam porwał Nessę w przyjacielskie objęcia, starając się jednocześnie wyrazić serdecznym uściskiem wszystkie pozytywne uczucia, jakimi ją darzył i nie pogruchotać jej przy tym żeber. - Wszystkiego najlepszego! Parówczak cię będzie kochał jak my łącznie z ghulem razem wzięci - powiedział, wypuszczając ją wreszcie, by z radością spoglądać, jak psidwak z wielką ekscytacją merda ogonem i obwąchuje intensywnie swoją nową mamę. Miał nadzieję, że Nessa zareaguje równie pozytywnie, co zwierzak i że z prezentem udało im się trafić lepiej niż z lokalizacją tego spotkania.
W chwili zobaczenia Fillina oraz Boyda lokal przestał mieć jakiekolwiek znaczenie. Na dobrą sprawę mogłaby siedzieć nawet w puchatym, tęczowym pokoju w otoczeniu setek serduszek tak długo, jak miałaby ich towarzystwo. W pewien sposób dla Nessy było to odkrycie przerażające, chyba wzbudzające znacznie więcej niepewności niż poczucia ulgi, że jednak nadawała się jeszcze do zawierania głębszych relacji. Nie lubiła tego całego zaangażowania emocjonalnego, jednak z dwójką Irlandczyków to inne rozwiązanie nie było po prostu możliwe. Czarowali sobą tak, że nawet ktoś tak zdystansowany, jak ona ulegał. Nic dziwnego, że byli tak popularni. Trudno było ukryć jej uśmiech na widok, który rozjaśnił bladą, pokrytą kilkoma piegami buzię. Przywitała ich dość wylewnie, krótkim całusem i przytuleniem – w końcu najpewniej to jedno z ich ostatnich spotkań na najbliższe dwa miesiące, o ile plany nie ulegną zmianie. Usiadła, przyglądając się z uwagą zarówno im, jak i psiakowi. - Podwójne. - dodała jeszcze za kelnerką z uśmiechem, nieco rozbawiona trafnością ślizgona nad jej zamówieniem. Mogła dziś odrobinę zaszaleć zamiast zwykłego, smoczego espresso.- Myślałeś, żeby wziąć udział w loterii? Rzuciła zaczepnie w jego stronę, puszczając mu oczko i machinalnie zgarniając kosmyk włosów za ucho, poprawiła się na krześle. Słuchała ich z uwagą, chociaż każde kolejne słowo wzbudzało zaskoczenie. Nie była pewna, czy dobrze rozumiała, ale czy ona właśnie miała odpowiedzialnie zająć się psem? Rozdziawiła usta w osłupieniu na kilka sekund, przekręcając głowę na bok i marszcząc brwi, zupełnie jakby nieco wolniej niż zwykle docierało do niej, co tu się właśnie wydarzyło. Przecież ona nigdy nie miała psa! Miała Tofu po Holdenie, ale ona snuła się po rezydencji Lanceleyów i była dość niezależnym kotem, który wcale nie lubił, gdy się nad nią skakało. Puchara kulka z kolei z tymi pięknymi, błyszczącymi oczyma wyglądała na dość antyajencyjną. - M..Mamą? Parówczak? Obserwowała Fillina, aż w końcu piesek trafił na jej kolana, a ona dostała całusa. Chwilę potem bratersko przytulił ją też Boyd, wkładając w to zdecydowanie zbyt dużo siły, ale doskonale wiedziała, ile pozytywnych emocji się za tym kryło. Gryfon był w końcu uroczo nieporadny i reagował impulsywnie, co Nessa szczerze w nim uwielbiała. Zwłaszcza że gdy po poznaniu bliżej okazało się, że wcale nie ma bójek i pstra w głowie, ale również martwi się o przyszłość i jest cholernie opiekuńczy. Przełknęła ślinę, kiwając głową i przenosząc wzrok na psa, który chyba był równie zaskoczony co ona, bo zdążył się już do dwójki tatusiów przyzwyczaić. Powolnie uniosła dłoń, przesuwając ją w stronę pyska zwierzęcia, aby mógł ją powąchać, a następnie podrapała go pod brodą, dochodząc do wniosku, że jest najbardziej uroczym stworzeniem na świecie. Może nie potrafiła się tak ekscytować i otwarcie cieszyć, jak normalne przedstawicielki płci pięknej na widok puchatego pieska, ale oczy jej błyszczały, a policzki zarumieniły się delikatnie razem z uśmiechem, który przez chwilę pojawił się na jej twarzy. - Nie mam pojęcia, czy umiem być mamą i opiekować się psem chłopcy. Jest jednak.. Jest niesamowicie słodki, dziękuje. - zaczęła w końcu, podnosząc na nich wzrok i jednocześnie miziając psa, na chwilę zapomniała o słodko-gorzkim charakterze tego spotkania i o tym, co tkwiło w jej torebce. Nachyliła się, dając zwierzakowi buziaka w czoło. - Zdecydowanie nie może mieć na imię Parówczak.. Może wymyślimy razem coś.. Nie wiem, bardziej przyzwoitego? No, chyba że już tak go nauczyliście, że reaguje. Dodała jeszcze z delikatnym wzruszeniem ramion, uciekając palcem od małych zębów. Psidwak wyglądał na zadowolonego, ganiając za pomalowaną na czerwono płytką paznokcia. Kiwnęła głową w podziękowaniu kelnerce, która właśnie podała im zamówienia. - Miałam coś do załatwienia w Szkocji, przepraszam, że was nie zaprosiłam we właściwym dniu na picie, ale obiecuję, że jakoś to nadrobimy pod koniec sierpnia! Tylko wróćcie mi cali z wakacji, dobrze? Oznajmiła z uśmiechem, nieco śmielej głaszcząc psa. Westchnęła bezgłośnie, wolną dłonią sięgając po filiżankę i upijając trochę podwójnej, Irlandzkiej kawy.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Krzywię się odrobinę na tą myśl o podejrzanym ziomku Nessy z którym spędza zdecydowanie za dużo czasu. Czyli ilekolwiek, bo nie sądzę że Reed jest kandydatem do spotkań, którego bym w jakikolwiek sposób zaakceptował u mojego bliższego znajomego; o Boydzika też bym się martwił jakby nagle miał takiego koleżkę. Po chwili jednak zjawia się Nessa, której trafnie zamawiam kawę, a na zaczepkę przyjaciółki wzruszam lekko ramionami. - Nie tam, to kwestia tego, że Cię tak świetnie znam. A losowań nie znam aż tak - oznajmiam z uśmiechem, zerkając podejrzliwie na swoją przesadnie elegancką wyglądającą kawę. Bo krótkich życzeniach patrzę jak Nessa zapoznaje się z pieskiem. Na szczęście ten wygląda na zadowolonego z nowej mamy, a szczególnie że ma niesamowite czerwone, uciekające paznokcie, których nie posiadali poprzedni właściciela. Wzdycham bo trochę mi smutno jednak, że żegnamy się z parówczakiem. Oczywiście kocham Fuja, ale z nim czułości są raczej obleśne, a nie słodkie jak z psidwakiem i ogólnie jest dość... obrzydliwy czasem. I durny. No ale nic, dzieci się nie wybiera. - Daj spokój, nie znam bardziej odpowiedzialnej osoby niż ty - prycham na jakiekolwiek wątpliwości Nessy. - Albo nie jednak przesadzam. Zapomniałem o twoich randkach z tym creeperem. Jesteś jedną z bardziej odpowiedzialnych osób - zmieniam jednak zdanie przypominając sobie o Srawnie. Na pytanie o zmianie imienia robię przerażoną minę. - No wiesz co! Zobacz ma już nawet na obroży Parówczak! Przecież to nie jest nieprzyzwoite w żadnym wypadku! Chyba że dla wegetarian - stwierdzam i wyciągam rączkę, by pogłaskać pieska po łebku. - Nie przejmuj się mamcia wcale nie krytykowała Twojego pięknego imienia - mówię swoim psim głosem, pocieszając na pewno złamane serduszko pieska. Macham ręką uspokajająco na jej przeproszenia, że nie miała jak się z nami spotkać przez jakieś szkockie biznesy. - Nie wiem jak bez nas wytrzymasz - stwierdzam wzdychając z ręką na piersi. Nie dość, że całe wakacje, to potem jeszcze koniec szkoły. Brzmi jak masakra!
Ich prezent w postaci zawadiackiego psidwaka był tak zajebisty, że spodziewał się że Nessa zrobi na środku kawiarni salto z radości, zaleje się łzami wzruszenia nad ich hojnością i pomyślunkiem i natychmiast pobiegnie do sklepu zoologicznego żeby kupić nowemu podopiecznemu piętnaście kilo karmy, ona tymczasem zaczęła smęcić coś o tym, że nie nadaje się na psią matkę. Skandal. Trzeba jej wybić z głowy wszelakie wątpliwości. - Ochujałaś? Zajmowałaś się nami przez pół roku i zobacz jak pięknie wyrośliśmy. Dasz radę z psem! A wiesz, jak będziesz chciała porandkować z tym creeperem... albo z jakimś przyzwoitym człowiekiem dla odmiany... to nam podrzucisz Parówczaka i my się nim zajmiemy - rzucił entuzjastycznie, choć doskonale wiedział, że Fillin nie będzie zachwycony z jego zachęcania Nesski do randek z tym typem spod ciemnej gwiazdy; łyknął swojej kawki i aż się zakrztusił, gdy przyjaciółka w tak bezceremonialny sposób zaczęła krytykować imię, które wybrali dla psa. Spojrzał na nią z niedowierzaniem, odkaszlując uporczywe resztki smoczego espresso, które poleciało mu chyba nosem do mózgu, i pokiwał głową z zaangażowaniem na znak poparcia dla słów Fillina. - Nessa, znamy się nie od wczoraj. Naprawdę uważasz, że PARÓWCZAK to jest to nieprzyzwoite imię, na które wpadliśmy? Czy ty wiesz jak trudno było nam wymyślić coś nie rubasznego? - oburzył się, bo wśród innych pomysłów królowały wszelakie wulgarne i sprośne, Parówczak zaś był w porównaniu do nich zupełnie neutralny. Niewinny. Uroczy - Oczywiście, że reaguje na Parówczak. I lubi parówki - fuknął, wyciągając rękę żeby też pokrzepić psidwaka pogłaskaniem po grzbiecie; tak teoretycznie to powinien mieć w nosie to jak Nesska nazwie swojego psa, ale wydało mu się to wielkim nietaktem, że dziewczyna tak wprost skrytykowała ich inicjatywę. Zero kultury. Spodziewał się po niej więcej. Ale i tak ją kochał, wiadomo. Ona ich też i z pewnością bardzo dotkliwie przeżywała nadchodzącą rozłąkę i wcale pewnie w głębi duszy się nie cieszyła, że choć na chwilę będzie miała spokój od duetu idiotów. - No, stara, to będzie dramat. Obwiesimy ci całe mieszkanie naszymi zdjęciami w rzeczywistym rozmiarze, żebyś aż tak bardzo nie tęskniła - dorzucił podobnie żałosnym co kolega tonem. Biedna Nessa! Prawie dwa miesiące samotności! - Na pewno nie chcesz jechać z nami? To kto nas tam będzie karmił kalafiorową? - pokusił się jeszcze o próbę zachęcenia jej z pomocą subtelnego szantażu emocjonalno-kulinarnego.
Trudno było zaprzeczyć, że Fillin znał ją tak, jak nikt inny. Martwił się i wiedział, że kochała Irlandzką kawę, a to był wystarczający powód do obdarowania go uśmiechem. Nauczyła się ignorować jego negatywne nastawianie względem Shawna, bo nawet gdyby chciała – nie mogła mu powiedzieć, nad czym pracowali. Dla jego własnego dobra i bezpieczeństwa. Usiadła wygodniej, kiwając ostatecznie głową. - Pewnie tak. Pamiętałeś o cynamonowej bułeczce? - dopytała jeszcze z zaczepnym uśmiechem, przenosząc zaraz wzrok na psiaka, który był zaabsorbowany jej paznokciami. Jedną ręką drapała go za uchem, drugą natomiast uciekała przed małymi ząbkami, które usilnie polowały na jej palce. Trudno było powstrzymać rozczulony uśmiech na widok merdającego ogonem psiaka, nawet komuś tak zdystansowanemu, jak ona. Przeniosła spojrzenie na Boyda, posyłając mu rozbawiony uśmiech.- Każdy chciałby mieć takiego brata czy tam syna, jak Ty, zapewniam... A poza tym.. Chciała kontynuować, kiedy to drugi z jej ulubieńców wtrącił swoje dwa grosze. Podniosła spojrzenie, przekręcając głowę na bok i pozwalając, aby rudy kosmyk włosów spłynął do przodu, uwieńczając jego wypowiedź prychnięciem i teatralnym wywróceniem oczu. Uczepił się tego Reeda. - To nie są randki. Nie chodzę na randki w przeciwieństwie do was. To w celach edukacyjnych, pracujemy nad wpływem koncentracji na rzucanie zaklęć oraz sile werbalnych inkantacji nad tymi niewerbalnymi do mojej pracy. A poza tym, ma mi pomóc lepiej poznać magię bezróźdkową. -wyjaśniła z delikatnym wzruszeniem ramion, spokojnym głosem. Nie miała pojęcia, jak określić jej relację z mężczyzną, poza tą nauczyciel-uczeń. Nie była dobra w takie rzeczy, nie miała doświadczenia i po swoich towarzysko-związkowych porażkach, zwyczajnie unikała zobowiązań, oddając się w pełni nauce. Całe wakacje zamierzała na to poświęcić. Przesunęła dłonią po grzbiecie psidwaka. - Oh, widzę, że Tatuś się wczuł w rolę. Uroczy jesteś, mój Drogi. -rzuciła rozbawiona, przyglądając się tej scenie i już ignorując kwestię porównywania tej ślicznej, puchatej kluski do pospolitej parówki, bo z tą dwójką i tak nie wygra. Zwłaszcza że miał już nawet zawieszkę przy obroży, jak słusznie zauważył ślizgon. - Będę musiała. Mam trochę zajęć, muszę popracować nad nowymi instrumentami i poćwiczyć zaklęcia. Powinnam też skupić się na treningu szybszej przemiany i właśnie na tej magii bezróźdkowej, w międzyczasie myśląc, co zrobię z własnym życiem bez Hogwartu. - oznajmiła, łapiąc za filiżankę i robiąc łyka kawy, wcześniej jednak pomagając przejść pieskowi na Fillinowe kolana, bo chyba się już za swoim opiekunem stęsknił. Nie omieszkał wspiąć się na łapy i dać mu całusa w polik, na co Nessa uśmiechnęła się pod nosem. Trudno było poznać, jak bardzo przerażała ją myśl zakończenia edukacji, była od niej uzależniona równie mocno, co od kawy. - No tak. Mogło być gorzej niż Parówczak. Skąd w ogóle wpadliście na ten pomysł, Boyd? W sensie na psa? - zapytała bruneta z ciekawością, odstawiając filiżankę. Poprawiła się na krześle, zakładając nogę na nogę, pozbywając się wolną dłonią reszty sierści z ubrania.- To zależy. Jeśli miejsce będzie sprzyjało moim planom i projektom, to pojadę. Jednak nie imprezować, mam mnóstwo do zrobienia. Poza tym skarbie wydaje mi się, że już macie kandydatki na karmienie kalafiorową. Jednak nie martw się, zawsze Ci przygotuje, gdy będziesz chciał. Przecież dla Ciebie się nauczyłam. Odparła krótko, wyciągając dłoń i unosząc się nieco, aby zmierzwić włosy gryfona. Zamilkła, gdy znów oparła się o krzesło, wędrując spojrzeniem pomiędzy jednym chłopakiem a drugim. Niedobrze. Nie powinna się do nich tak przyzwyczajać. No i kto będzie ich pilnował, gdy jej nie będzie? O Victorii miała jakieś pojęcie, była doskonałą uczennicą i zdaniem Nessy idealną kandydatką, aby dostać po niej odznakę prefekta naczelnego. Sumienna, ułożona. Wyglądała, jakby miała Filina pilnować. Bonnie natomiast była przesłodka, względnie nowa i cicha. Kontrastowała z gryfonem, ale może to pomoże go zrównoważyć? Czuła się trochę jak taka mama, faktycznie, wypuszczająca z gniazda swoich dwóch chłopców w obce łapska. Paskudne uczucie. Westchnęła ciężko, znów pijąc kawę. - Wszystko u was w porządku? Czas mijał im szybko, na plotkach i wymianie doświadczeń w zakresie opieki nad zwierzakami. Nie ma co ukrywać, całą uwagę skupiał Parówczak.
Chłodne, piątkowe popołudnie. Kawiarnię znajdujesz bez większych trudności, a gdy przekraczasz jej próg, to od razu otula Cię zapach świeżo parzonej kawy i cynamonu. Po chwili wita Cię uśmiechnięta menadżerka lokalu, która wyjaśnia, że to ona wysłała do Ciebie sowę. Przedstawia też właścicieli i wskazuje na uroczy kącik, nieopodal okna, gdzie czeka na Ciebie małe podwyższenie, a także wysoki taboret wykończony welurową poduszką. Zanim rozpoczniesz swój występ, panna Daquin przedstawia Cię z wielką ekscytacją i wnet rozlegają się zachęcające brawa ze strony zebranych gości. Wśród nich większość stanowią starsi czarodzieje, ale możesz dostrzec też kilka zakochanych par, które wybrały się na romantyczną randkę. Na jaki repertuar się zdecydujesz?
_____________________________
Jeśli napiszesz post na min. 3000 znaków - z czego większość opisu będzie dotyczyć gry na skrzypcach - otrzymasz 1pkt z DA w rozliczeniu za pracę. Twoja kreatywność będzie dodatkowo nagrodzona przez MG Proszę o podlinkowanie swojego rzutu kostką.
Rzuć kością litery:
Każda litera odpowiada procentom Twojego powodzenia. Odpowiednio: A to 10% sukcesu, B - 20%, C - 30% etc. Im wyższy % osiągniesz, tym Twój występ będzie lepszy (bardziej przypadnie do gustu publiczności i właścicielom kawiarni). Możesz dodać sobie modyfikator +10% za każde 30pkt z DA.
10%-40% - Może to stres, może trema, a może po prostu gorszy dzień? Coś jednak jest nie tak i nie idzie Ci najlepiej. Mylisz się parokrotnie, a brzmienie skrzypiec nie jest idealne, zupełnie jakby ponownie się rozstroiły... Nadrabiasz jednak swoim wrodzonym wdziękiem i dzięki temu nikt na Ciebie krzywo nie patrzy, ani nie komentuje Twoich potknięć. Właściciele kawiarni proszą Cię jednak, byś zeszła już ze sceny i... napiła się herbatki. Na dzisiaj wystarczy. Może... innym razem?
50%-70% - Co tu dużo mówić - jesteś bardzo dobrym muzykiem! Poproszenie Cię o występ było świetnym pomysłem. Nie można Ci niczego zarzucić, Twoja muzyka idealnie wpasowuje się w klimat kawiarni, jednak... nie wybija się niczym wyjątkowym. Ot, dobre tło do picia smacznej kawusi. Goście i właściciele są zadowoleni, ale czy zapamiętają Cię po opuszczeniu lokalu?
80%-100% - Twój występ był niesamowity! Zbierasz owacje na stojąco, goście kawiarni są oczarowani przepięknym brzmieniem skrzypiec, a menadżerka uroniła nawet łzę wzruszenia. Z pewnością zaproponują Ci stałą współpracę, ale to już od Ciebie będzie zależało, czy zechcesz tu wrócić. Otrzymujesz 30 galeonów napiwku! Upomnij się o nie w odpowiednim temacie.
_____________________________ W razie jakichkolwiek pytań/próśb/zażaleń/wątpliwości - pw @Éléonore E. Swansea bądź GG/Discord
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Widząc list, który otrzymała od managerki kawiarni mogła jedynie poczuć pewne uczucie satysfakcji związane z tym, że udało jej się wypracować taką pozycję, że oferty same do niej przylatywały w dziobach sów i innych ptaków. Nie musiała samej wyszukiwać każdego drobnego zlecenia i wprost prosić się o to, by zostało jej ono przydzielone. Przygotowała się solidnie do tego, by pojawić się we Francuskim Pocałunku o wyznaczonej porze i przywitała się z właścicielem, który już na nią czekał. Zamieniła z nim kilka słów, a następnie skierowała się ku podwyższeniu, by tam odstawić na miejsce swoje rzeczy i sięgnąć po skrzypce, które leżały w futerale. Całe szczęście nie musiała się przejmować tym czy na pewno są odpowiednio nastrojone. Wystarczyło jedynie, by po wejściu na scenę umieściła instrument na swoim ramieniu, dociskając go do niego podbródkiem i ułożyła palce dłoni trzymającej szyjkę skrzypiec w odpowiedni sposób tak, by ich umiejscowienie odpowiadało pierwszym dźwiękom obranego na sam początek utworu. Dopiero wtedy w ruch poszła druga dłoń, dzierżąca smyczek, który przemknął po strunach wydobywając z nich początkowe takty spokojnej piosenki. Kolejne nuty wybrzmiały w rytmie przesuwającego się po strunach smyczka prowadzonego przez zręczny nadgarstek. Palce również wędrowały po strunach naciskając na nie w odpowiednich miejscach, aby dziewczyna mogła wygrać akurat to, co chciała. Występ przeciągał się w czasie, a Puchonka powoli zatracała się w wygrywanej melodii, chcąc przekazać przez nią jak najwięcej emocji, które mogłaby wzbudzić wśród siedzących w kawiarni klientów. Miała nadzieję, że przypadnie im do gustu jej występ. Miała przygotowany repertuar, który idealnie nadawał się do podobnych miejsc. Muzyka spływała spod jej palców w długich kombinacjach dźwięków, które wykrzesywała z instrumentu zupełnie jakby smyczek był krzesiwem uderzającym o skałkę, by rozpalić iskrę odpowiadających utworowi emocji. I chyba jej się to udało. Widziała reakcje swoich słuchaczy, które zdecydowanie należały do tych pozytywnych. Udało jej się ich poruszyć i przykuć ich uwagę na pewną chwilę. Jeszcze przez jakiś czas wygrywała kolejne utwory, skupiając się w pełni na wibracjach płynących spod znajdującymi się pod jej palcami strun. Wykonała jeszcze kilka posuwistych ruchów w górę i w dół, kierując smyczek, który wygrał jeszcze kilka ostatnich taktów na zakończenie całego występu, który szczęśliwie zasłużył na stojącą owację od zgromadzonych w kawiarni słuchaczy. Kanoe skłoniła się im, przyjmując z promiennym uśmiechem wyrazy uznania od swoich słuchaczy. Wyglądało na to, że udało jej się podbić ich serca i... portfele. Bowiem, gdy tylko przyszło do zapłaty okazało się, że do obiecanej za występ sumy doliczony został całkiem pokaźny napiwek, na który udało jej się zapracować swoimi umiejętnościami. Wyglądało na to, że naprawdę wiele zmieniło się od zeszłego roku, kiedy to mogła jedynie liczyć na drobne galeony, które jakaś zbłąkana dusza postanowiła dorzucić do jej wypłaty.
z|t
Thaddeus H. Edgcumbe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 195cm
C. szczególne : Zaraźliwy uśmiech, szkocki akcent, drobna blizna obok ust, wielkie dłonie i jeszcze większa muskulatura
Z prawdziwym uporem maniaka przechodził od mieszkania do mieszkania rozglądając się za czymś odpowiednim. Nie chciał przesadzić w wyborze - żeby go potem Moses nie skopała w ramach zemsty po nerkach, a doskonale wiedział, że byłaby do tego zdolna. Ostatecznie jednak dał sobie spokój i czas na zastanowienie - nie bardzo z resztą mógł się skupić na dobrych wyborach, kiedy z tyłu głowy siedziało mu nadchodzące spotkanie z Julią Brooks, z którą... Naprawdę dawno się nie widział. A sumienie go żarło niesamowicie, że nie zdołał jej osobiście pogratulować zdobycia Mistrzostwa... i w ogóle, złapać w Arabii. Toteż podając dziewczynie w liście odpowiednie miejsce (bardzo wymowne) i porę (śniadaniową) - sam znalazł się w nim już znacznie wcześniej, rozgaszczając się przy jednym z zewnętrznych stoliczków. Musiał wyglądać nieco groteskowo, ogromny i muskularny, rozwalony jak żaba na liściu na - zdawałoby się za małym dla niego - czerwonym, składanym krzesełku. Przeglądał sobie niefrasobliwie Proroka Codziennego, z jedną nogą założoną na kolano. Za jego plecami stał zaparkowany nieodłączny Bravo, jasno wskazując w jaki sposób Edgcumbe się tutaj znalazł. Sam chłopak pozostawał incognito - z okularami przeciwsłonecznymi na nosie; przynajmniej dopóki kątem oka nie dostrzegł zmierzającej w jego stronę znajomej sylwetki. — Brooksie! — zerwał się z miejsca momentalnie, rzucając na stolik zarówno gazetę jak i oksy, ponownie przybierając swą charakterystyczną tożsamość - odzianą w szalenie charakterystyczną koszulkę. Wyszczerzył się szeroko, od ucha do ucha, momentalnie zamykając Harpię w swoim mocnym, niedźwiedzim uścisku. Niemal zachłysnął się zapachem lawendy, na co zaśmiał się ochryple we włosy kumpeli, odsuwając ją od siebie na odległość ramienia. Przyjrzał się jej z ciekawością godną uradowanego szczeniaka. — Nie wiedziałem, że masz piegi — skwitował swoje pierwsze wrażenie, dalej błyskając zębami w uśmiechu. — Chodź, zamówimy coś najpierw, bo zaraz umrę z głodu, tyle na Ciebie czekałem! Pomachał przez okno do kelnerki kawiarni dając znak, żeby do nich podeszła, a sam po dżentelmeńsku odsunął krzesło Brooks, nim sam wrócił na swoje miejsce. Złożył Proroka na pół, odkładając go na bok. — Czytałaś wywiad z Hampsonem? Może i w dyrekcji szykują nam się zmiany... — parsknął śmiechem, bawiąc się okularami i nie spuszczając rozradowanych tęczówek z dziewczyny. — Dobrze Cię widzieć — dodał jeszcze, ze szczerością na jaką tylko jego było stać - i podsunął Julce jedno z pobranych wcześniej menu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Nie pamiętała, kiedy ostatni raz wyszła, żeby zjeść śniadanie. Te kojarzyły jej się z dietą pudełkową fundowaną jej przez klubowego dietetyka albo z Gwizdkową owsianką w Hogwarcie. I nie było w tym nic złego. Kiedy jednak na śniadanie zaprasza Cię nowy idol nastolatek i nadzieja Szkockiej kadry, to po prostu nie odmawiasz. I pojawiasz się choćby i w Hogsmeade. Tego poranka wstała wcześniej niż zwykle. Dodatkowe godziny snu, które łapała z powodu klątwy, sprawiały, że coraz częściej witała nowy dzień, pijąc na balkonie dyptamowego smakosza i podziwiając wschód słońca. Albo fundując Williamowi długie spacery po Hyde Parku. Nim wybiła dziesiąta, była gotowa już od kilku godzin. I tak nie miała nic ciekawszego do roboty, poza sprzątaniem mieszkania czy prasowaniem za dużych bluz z kapturem. W końcu jednak nadszedł czas spotkania. Założyła więc na głowę swój epicki berecik i poszła świecić swą opaloną i piegowatą brytyjską gębą gdzie indziej. Aportowała się kilkaset metrów od lokalu, tak więc resztę drogi musiała pokonać pieszo. A gdy tylko zobaczyła Tadka, który z trudem mieścił się w koszulkę ze Shrekiem, bo najwyraźniej całe wakacje przewalał żelastwo na siłowni, wybuchła śmiechem. I kiedy olbrzym ze Szkocji tulił ją na powitanie, ona wciąż rżała mu w koszulkę, zostawiając na niej łzy rozbawienia.
- Kiedy ją kupowałam, nie sądziłam, że ją kiedykolwiek założysz – powiedziała lekko, ocierając oczy i zdejmując berecik. – Nie wiedziałam, że Szkoci mogą być tak brązowi – odcięła się z uśmiechem, komentując jego hebanową opaleniznę, która mocno kontrastowała ze śnieżnobiałym uśmiechem. – Na zdjęciu w „Czarownicy” nie rzucała się tak mocno w oczy. W przeciwieństwie do tych pereł– dodała, wskazując na uśmiech chłopaka i zajmując miejsce przy stoliku. Z wdzięcznością przyjęła dżentelmeński gest Puchona i sięgnęła po kartę z menu. Od razu wiedziała, co wybrać. Nic tak nie pasowało do romantyzmu, którym emanowało to miejsce, jak tłuste grzanki z serem, jaja i bekon. No i herbata, tak dla pozorów.
- Widziałam tylko nagłówek. I sądzę, że jest zmęczony ciągłym porażkami na konwencjach fanów bonsai, a nie tym, co dzieje się w szkole. Przecież i tak nie wychodzi ze swojego ganinetu. – uśmiechnęła się lekko. Hampson był w jej odczuciu nieśmiertelny i przyspawany do stołka jakimś potężnym zaklęciem. Prędzej Hogwart upadnie, nim on zrezygnuje z wygodnej posadki na stare lata.
- Ciebie również. Dziwnie było nie mijać cię na szkolnym boisku, gdy grałeś za oceanem. W każdym razie cieszę się, że wróciłeś. – Krukonka podniosła dłoń, przywołując krzątającego się między stolikami kelnera i oddała mu kartę, składając jednocześnie zamówienia. – A tak w ogóle, to opowiadaj, co słychać u najprzystojniejszego zawodnika młodego pokolenia! Jak było w stanach i co ciekawego porabiałeś w Arabii?