Dziurawy Kocioł mieszczący się przy ulicy Charing Cross Road jest jednym z najpopularniejszych czarodziejskich barów, wszystko za sprawą znajdującego się na jego zapleczu przejścia na ulicę Pokątną. Jest to spory bar mieszczący wiele stolików. Zawsze można tu spotkać dużo osób, a wśród nich zapewne trafi się ktoś znajomy. Na piętrze można wynająć tu niedrogo pokój. Natomiast znajdujące się na półkach różnorakie trunki od rumu po whisky, kuszą klientów.
Jagodowy jabol Smocza Krew Stokrotkowy Haust Różowy Druzgotek Ognista Whisky Sherry Malinowy Znikacz Rum porzeczkowy Papa Vodka Tuică Uścisk Merlina Piwo kremowe Dymiące Piwo Simisona Boddingtons Pub Ale Wino z czarnego bzu Rdestowy Miód Łzy Morgany le Fay
Boginy - 10g Volde-Morty - 12g Feniksowe – 13g Lordki – 13g Magia 69 – 14g Pocałunek Dementora – 13g Wynajęcie pokoju na dobę – 15g Danie dnia (zapytaj obsługę)
Bla, bla, bla wakacje szybko mijały. I co z tego?! Czemu ludzie zamiast cieszyć się wolnym czasem jaki im został umartwiają się, że rok szkolny już blisko. Oczywiście nie każdy musi tak myśleć, skądże! Jednak Rainę nieco irytowało ten cały szał przed nauką. Miesiąc przecież jest wolnego, po co się tak spieszyć? W końcu przez te calutkie trzydzieści jeden dni można TYLE ZROBIĆ! Między innymi zagrać z kimś w pokera, bądź w inną grę karcianą. Znów to samo! Ona nie może przestać o tym myśleć. Ciągle widzi karty. I co ma zrobić, biedna. Obiecała przecież, że już ich nie ruszy, jednak. Upierdliwa miłość, co tu zrobić? Och dobrze Raino, to już ostatni raz. – ten głos cały czas ją prześladuje. Nie ma dnia, godziny, minuty, żeby się za przeproszeniem odpierdolił. A ona głupia go słucha. Nie powinna przecież, ile razy sobie obiecywała, że już kart nie dotknie. NIE! Powstrzymać się nie może. Musi gdzieś wyjść, nie może siedzieć w jednym miejscu i modlić się do tych paskudnych KART. DOŚĆ! W końcu są wakacje, musi coś zrobić, cokolwiek żeby wyrzucić z głowy ten pieprzony nałóg. Och, dobrze ostatni raz i koniec! – no nie znów się odezwał. I co ma zrobić? Dobrze ostatni raz i już się do nich nie dotyka. Hehe oczywiście, że to bujda. Nie raz się dotknie. W końcu hazard to nie przelewki. Po chwili dziewczyna wyszła z mieszkania. Od zakończenia roku szkolnego przebywa w Londynie wraz mugolską przyjaciółką – Zoe, oraz z jej matką. Nie chciała wracać do Detroit. Jeszcze nie zastałby ojca w domu, który szlaja się pewnie po knajpach i gra o wysokie sumki, a nie chciałaby przecież patrzeć na niego chlejącego do rana i ubolewającego nad swoim nędznym życiem. Tu w Londynie przynajmniej ma z kim spędzać czas. To znaczy dziś wyjątkowo nie, gdyż współlokatorki wyjechały na jeden dzień do rodziny gdzieś na końcu Anglii. Nie chciała sama siedzieć, cisza ją przerażała. Od początku wakacji nie dostała żadnego listu od Haydena i Farleya. Może dowiedzieli się, że kontaktowała się z Faridem? Nie mogliby, bo wtedy by chcieli się z nią spotkać i to wszystko dokładnie omówić. Cóż, mają pewnie dość ciekawe zajęcia do roboty. Tak czy inaczej, Myers wyszła i szukała odpowiedniego miejsca, aby miło spędzić dzień, bądź po prostu chwilę. Od dłuższego czasu zastanawiała się nad Dziurawym Kotłem. W sumie czemu nie, może ktoś skusi się na partyjkę pokera? Tak więc to uczyniła i ruszyła w kierunku baru, zaś tam zajęła gdzieś stolik na końcu i zaczęła tasować karty. Może ktoś tam się przypałęta?
Favian nie pojechał do Egiptu z innymi z bardzo prostych powodów. Po pierwsze i tak nie miał ochoty, po drugie musiał zająć się matką, po trzecie- i tak optymistyczne byłoby, gdyby rodzice w ogóle dali mu pieniądze na wyjazd. Dlatego też spędził całe wakacje w Westray. Nie robiąc praktycznie nic. Kto jak kto, ale on nie mógł doczekać się aż wróci do Hogwartu. Na dodatek będzie studentem. Jedynym minusem jest fakt, że to kolejny rok, który go przybliża do odejścia ze szkoły. A na to wcale nie miał ochoty. Przecież nie wróci tutaj kiedy ukończy Hogwart. Prędzej pociacha na kawałeczki każdego mieszkańca jego małej wyspy. Kiedy dostał list z podręcznikami na nowy rok, najszybciej jak pozwoliła mu na to matka przeniósł się na Pokątną, jego ulubioną ulicę w Londynie. W zasadzie to nie tutaj zwykle kupował rzeczy do szkoły, ale ślepy los skierował go dzisiaj. Jednak ledwo wyszedł z pierwszego sklepu z paroma książkami już uznał, ze upał go przerasta. Skierował się do dziurawego kotła po coś orzeźwiającego. Stał przy barze zastanawiając się co chce, bezmyślnie patrząc się na barmana krążącego od jednego człowieka do drugie. W zasadzie nie do końca bezmyślnie. - Wodę z cytryną – poprosił kładąc parę knutów na stół i przeczesując rude włosy dłonią. Barman miał krzywe zęby. Powinien je sobie wyrwać. Każdy po kolei bez znieczulenia, może krzyczałby z bólu, ale na pewno dbał by później o swoją nową sztuczną szczękę. Może i był stary i powinien o siebie dbać. Ciekawe czy od razu po zabiegu mocno plułby krwią. Whinery uśmiechnął się miło do mężczyzny i odszedł od baru. Kierował się do wolnego stolika zastanawiając się którą książkę zacząć już czytać, kiedy zauważył dziewczynę tasującą karty, samą przy stoliku. Normalnie nie zwróciłby na nią uwagi. Jednak okoliczności się zmieniły. Zatrzymał się nad nią i podniósł wzrok z kart na nią. - Raina Myers . Ni to zapytał, ni to oznajmił. Zerknął na wolne miejsca obok niej. Pomyślał, że na pewno ma wywinięty kołnierzyk w swoim czerwonym polo, ale przez fakt, że w jednej ręce miał siatki, a w drugiej wodę nie mógł tego sprawdzić. - Można? – tym razem to było z pewnością pytanie. Wskazał przy tym głową na krzesło. Interesowała go, gdyż wiedział, że jest przyjaciółką Farley’a i Haydena. I równocześnie znał fakt, że kontaktowała się z Faridem. Nigdy się nie opowiadała po żadnej ze stron, z tego co wiedział, ale z pewnością nie obstawiałby Lunarnych, gdyby to zrobiła. Kto wie, może była po prostu szpiegiem? Ale Faird na pewno by to sprawdził, gdyby tak było. Powoli stawiał na stole szklankę z wodą, szurając mokasynami po drewnianej podłodze.
Wprost ‘kocha’ to uczucie, kiedy ten upierdliwy głos szepcze jej do ucha o kolejnej partyjce w pokera. Ciągle powtarza o wygranej, wielkiej fortunie, szacunku i innych bzdetach, których tak naprawdę Raina nie potrzebuje. Ma przecież przyjaciół, znajomych, po co jej jeszcze do szczęścia sława i chwała? Chociaż po partyjce królem raczej się nie zostaje. I dobrze, bo wychwalana to raczej nie lubi być. Ale jednak ten głosik zawsze musi coś zniszczyć. Cały czas w kółko powtarza o wygranej. To ona jest najważniejsza, reszta się nie liczy. O Merlinie, gdyby autorka tego posta kierowała się nieznajomym głosem to by prędzej ją do zakładu psychiatrycznego w Tworkach ją zabrali i odzialiby jeszcze w stylowy biały kombinezonie (ach te stereotypy). Mimo iż, bar obskurny i czuć było smród piwa Raina po części miała sentyment do tego miejsca. Co jak co, ale właśnie w tym miejscu zaczęła grać w czarodziejskiego pokera o dość pokaźne sumki. Czasem i nawet wygrywała, ale to oczywiście lata praktyki. Także miała podejść do baru i zamówić coś, jednakże była tak skupiona tasowaniem kart, że kompletnie o tym zapomniała. Na szczęście z kilkuminutowego transu obudził ją pewien głos. No patrzcie to on! - O Favian – zaskoczona obecnością chłopaka odłożyła na bok karty po czym ponownie rzekła - Tak, tak jasne wolne – i pokazała gestem dłoni wolne krzesło. Cóż, nie spodziewała się w tym miejscu chłopaka. W sumie dawno go nie widziała. Może to okazja, żeby na nowo odnowić jakąś relację? O tak, w tej chwili potrzebowała jakiegoś znajomego skoro Farley i Hayden się nie odzywają. Po chwili Myers wzróciła uwagę na siatkę, którą właśnie niósł krukon. Obiekt dokładnie zbadała wzrokiem, zaś ponownie spojrzała na Whinery’a. I znów na siatki. -Co tam masz? – zapytała i znów na niego spojrzała. Oh jej, bo zaraz pogubi się przez te błądzenie wzrokiem. Może rzeczywiście powinna ruszyć dupę i zamówić coś do picia? Chociaż zaraz jakaś kelnerka będzie kręciła się po pomieszczeniu to będzie okazja, aby coś zamówić. O! Właśnie przechodziła koło ich stolika, toteż zawołała kobietę i poprosiła o to samo co Favian zamówił, tyle że przy barze. Kelnerka szubko przyjęła zamówienie, a już po kilku minutach na jej stole leżała woda cytrynowa. Upiła łyk i czekała, aż rudowłosy odpowie.
Kiedy przez chwilę stał nad dziewczynę, ta zdawała się go w ogóle nie zauważać. Dopiero gdy powiedział jej imię i nazwisko, ona podniosła zaskoczona głowę. Favian spojrzał na karty, które odkłada na bok. Byli z tego samego rocznika, więc chcąc nie chcąc natykał się na nią dość często jak na Hogwart. Był też z nią na niewielkiej liczbie imprez. Skojarzył więc łatwo, że Raina często jako pierwsza krzyczała na temat gry w karty, machając talią. Nawet w Wielkiej Sali widział czasem jak gra z przyjaciółmi z wrogiej grupy. - Nie czekasz na nikogo? – zapytał spokojnie pokazując palcem na odłożone przez nią karty. Może nie zapraszałaby go do stolika, gdyby Hayden bądź Farley mieli do niej dołączyć, ale wolał się upewnić. Usiadł na wolnym krześle, upijając łyk wody. Faktycznie, niezłą i niezwykle przyjacielską osobę chciała sobie wybrać do odnowienia relacji. Favian powiedziałby gdyby to usłyszał, że raczej nie dorówna jej przyjaciołom, jeśli chodzi o robienie ciekawych rzeczy w czasie wolnym. - Książki – odpowiedział krótko, również zerkając przelotnie na siatkę. Może powinien wykazać się większą elokwencją, ale jakoś nigdy nie miał drygu do prowadzenia rozmów, kiedy chciał o coś zapytać. Miał za dużo myśli w głowie. A dobrze wiedział, że powinien zagadać o czymś normalnym zanim przejdzie do tematu, który chce poruszyć. No cóż. Spojrzał na kelnerkę obojętnym wzrokiem w trakcie gdy do nich podchodziła oraz jak przynosiła wodę Rainie. Nie podobały mu się włosy kelnerki. Chcąc nie chcąc podpalał je ze stoickim spokojem w myślach, czekając aż płomienie obejmą skórę głowy kobiety. Oblizał powoli wargi, spoglądając na dziewczynę. - Słyszałem, że kontaktowałaś się z Faridem – powiedział dość cicho, patrząc na swoją szklankę, którą ponownie podnosił. Jeśli nie wiedziała, że jest w Lunarnych, to teraz będzie wiedzieć. - Twoi przyjaciele chyba nie są zadowoleni – dodał kładąc łokcie na średniej czystości stoliku i przeniósł wzrok na Gryfonkę.
Owszem dziewczyna także dość dobrze kojarzyła Faviana. Głównie właśnie przez ten sam rocznik oraz imprezy, na których tak lubi przebywać. Co jak co, ale tam łatwo kogo jest namówić na małą partyjkę pokera i to na dość pokaźną sumkę. Niekiedy można ją zauważyć wWS czy też w dormitorium grającą często z Haydenem oraz Farleyem. Oni zawsze są chętni na grę. Nie ma dnia, żeby odmówili. A jeżeli chodzi o całą resztę? No cóż, nie każdy uważa tą czynność jako hobby, tudzież inne zainteresowanie. Raina nie potrzebnie się tym przejmuje. Ona uprawia hazard, a inni mogą chować kaktusy czy też inne bardzo oryginalne pasje. Niestety od czasu kontaktowania się z Faridem dziewczyna nie spotykała się ze swymi zakręconymi przyjaciółmi. Jak już wcześniej wspominałam, pewnie mają inne dość ważne rzeczy do roboty, niż spotkać się z przyjaciółką przynajmniej w dziurawym kotle na grę w kenta czy inne gry karciane. Oczywiście towarzystwo krukona wcale jej nie przeszkadza, skądże! Cieszy się, że wreszcie mogła go spotkać i to tak niespodziewanie. Wreszcie będą mieli okazję spokojnie pogadać, bo raczej na imprezach nie było możliwości. - Nie czekam. Sama przyszłam. – odpowiedziała na pytanie, po czym ponownie wzięła do rąk karty i zaczęła je tasować. Nawet przy rozmownie z kimś one zawsze muszą wleźć jej do rąk. Po chwili znów skierowała wzrok ku Favianowi. Ach no tak książki. Cóż, Raina też powoli powinna zabrać się za szkolne zakupy. Przecież te wszystkie przedmioty same się nie kupią (a może?). Tak czy inaczej będzie musiała, ale teraz nie będzie o tym zbytnio myśleć. Przecież jest tu Favian, a pogadać z chęcią by chciała. Może nie koniecznie na ten temat, który właśnie przed chwilą zaproponował. Bardzo dobrze wiedziała, że Hayden jak i Farley są w Argenach (wie prawda?). Jednakże poglądy Farida przemówiły do dziewczyny. Jedynie pozostało jej milczenie przed swoimi przyjaciółmi. - Owszem, kontaktowałam się – odparła przy czym upiła łyk wody. I znów nastała cisza, jednakże pewien huk wydany przez kelnerkę obudził Myers. - Nic im nie mówiłam i raczej mówić nie będę – odpowiedziała dość spokojnie. Za wszelką cenę Graves i Howland nie mogą się dowiedzieć, bo co by było gdyby doszli do wniosku, że Raina jest w Lunarnych? Mało tego! Jeden z nich zabił siostrę Haydena. Tym bardziej musi milczeć.
Ach tak, ona może nie była na każdej lekcji, ale imprez jego rocznika nie przepuszczała. I zawsze grała. I nawet teraz siedziała z kartami. Favian spojrzał na nie po raz kolejny. No cóż, on również nie spotykał się ze swoim przyjacielem w wakacje. W zasadzie zastanawiał się czy Ollie zdaje sobie w ogóle sprawę, że nie musi chodzić do Hogwartu, bo ma wolne. Może budzi się rano i zastanawia się, czemu nie jest w dormitorium? Chociaż nie, pewnie jego myśli są wypełnione długością makaronu w Rzymie od razu po pobudce. Kiwnął głową na jej odpowiedź. - Szukałaś kogoś do gry – wywnioskował patrząc jak dziewczyna sprawnie tasuje karty. Musi być w tym naprawdę dobra. Gdyby karty były ostre przy takim tasowaniu prawdopodobnie nie tylko poraniłyby jej palce, możliwe też, ze zupełnie by pocięły. W tej melinie brakuje właśnie jeszcze tylko takich kawałków palców na stole. Jej kolejna wypowiedź była znacznie spokojniejsza niż poprzednie dość spontaniczne reakcje. Nie spodobał jej się temat. Whinery podniósł na nią wzrok. Również upił łyk wody, czekając na jej odpowiedź. Znowu była dość lakoniczna i zbyt spokojna. Przez chwilę nastała ponownie cisza pomiędzy nimi, wypełniona gwarem Dziurawego kotła oraz szelestem tasowanych kart. Favian w końcu uśmiechnął się lekko do dziewczyny. Wyciągnął dłoń i złapał ją lekko za nadgarstek, by skupiła na nim spojrzenie. - Dobrze zrobiłaś Raina. Mógłby dodać, że jej przyjaciele i tak się niedługo dowiedzą, ale nie było sensu. Na pewno wiedziała, że utrzymanie tego w sekrecie nie będzie trwało wiecznie. - Zawsze widuję cię z kartami. Nawet na lekcjach czasem grasz, zauważyłem, bo siedziałem za tobą na historii magii. Ponownie uśmiechnął się lekko. Akurat ten przedmiot mieli z Gryfonami. Zawsze trudno było się skupić na notowaniu, a kiedy przed nim ktoś gra, tym bardziej mu to utrudniało życie. Całe szczęście, że Ollie był rok młodszy. Wtedy zupełnie nie miałby życia na lekcjach.
Nie chciała myśleć o Olliem. Przerażał ją samym zachowaniem. Jeszcze bardziej incydentem, który dość niedawno zdarzył się na jednym z korytarzy. Cały czas przed sobą ma ten sam widok. Chłopaka znęcającego się nad biedną siostrą Haydena. Czego on właściwie chciał od młodszej Graves? Zrobiła mu coś, zdradziła? Tym bardziej, że dość często spotyka się z Skaylą, zaś ona często ma przy sobie Twydella. Stara się go unikać, jednakże on zawsze znienacka musi gdzieś przyleźć i opowiadać te swoje historyjki. Ponownie spojrzała na karty. - Wątpię czy ktoś chciałby zagrać – o tej porze pewnie nikt nie ma czasu grać. Chociaż, gdyby wpadła do jednego z mugolskich pubów zainteresowanie grą w pokera nie byłoby małe. W końcu z nimi tak dobrze się gra! Nagle poczuła rękę Faviana, która dotyka jej nadgarstka. Oczywiście, że wybrała dobrze. W końcu facet dobrze gadał. Tylko jednak cały czas martwiła się o to, aby jej dobrzy przyjaciele się nie dowiedzieli. Nie chciałby przecież widzieć ich reakcji na to jak Raina trafiła do Lunarnych. Sama wiedziała gdzie przystąpić i już. Nie musi być konieczne w grupie Abriendy. Dziewczyna także rzuciła uśmiech w stronę krukona. W końcu to jest jeden z Lunarnych i w stu procentach może mu ufać. Uważnie słuchała Whinery’a wpatrując mu się w oczy. Tak, rzeczywiście z nim siedziała. Raina nie przepada za tym przedmiotem. Często na nim śpi, bądź po prostu tasuje i starannie układa karty. Czasem i je policzy czy są aby wszystkie. O dziwo jeszcze żadna jej się nie zgubiła. I dobrze, bo wtedy co to by za gra była bez jednej karty. Owszem, tylko bez jednej. Wtedy nie ma ich równo. A może to byłby jakiś król czy inny as? Kolejny raz spojrzała na niego. - Przeczuwam, że ty też się z nim kontaktowałeś – szepnęła i znów zaciągnęła łyk wody.
To dobrze, że nie zaczęli jego tematu wobec tego. A to ciekawe, przyjaźni się ze Sky, chociaż boi się Olliego. W zasadzie Favian dobrze by zrozumiał ostrożność wobec jego przyjaciela. W końcu delikatnie mówiąc jest dość dziwny. I na szczęście lub nieszczęście Whinery nie miał pojęcia, że jego przyjaciel jest odpowiedzialny za śmierć tej dziewczyny. On stawiałby na samego Farida, chociaż nie ma pojęcia, czemu miałby zabijać akurat nią. A nie na przykład córkę Abriendy. - Mógłby z tobą zagrać, ale na pewno byś mnie ograła. To byłoby równie sprawiedliwe co robienie teraz testu z historii magii kto jest lepszy – powiedział ponownie leciutko się uśmiechając. Jego ręka z powrotem obejmowała szklankę. Pociągnął mały łyk wody. Fakt, że Lunarni okazuje się nawet zabijają czasem popleczników Abriendy, może odrobinę utrudnić jej przyjaźń. Ciekawe byłoby jakby to ona musiała zabić swoich kumpli. Czy by płakali i krzyczeli. Czy odważyłaby się wyciągnąć wnętrzności któregoś z nich po morderstwie, gdyby Farid jej kazał. Flaki, serce, wątrobę. Kiwnął głową. - Inaczej nie wiedziałbym, że jesteś teraz w Lunarnych- zauważył wyciągając nogi przed siebie, układając się nieco wygodniej na drewnianym krześle. - Będziesz jakimś szpiegiem? – zapytał w końcu, wcześniej milcząc dłuższą chwilę, zastanawiając się czy może zadać to pytanie. Miała przecież do tego idealne predyspozycje. - Skyla cię namówiła? – dodał jeszcze, zastanawiając się nad powodem jej przejścia do nich. Przypomniał sobie, że parę razy Sky mówiła coś o kolegowaniu się z Rainą i o kolorach włosów, w której byłoby jej do twarzy. Słuchał tego, mając przed oczami zazwyczaj widoki zupełnie odmienne obrazy, ale mimo wszystko zapamiętał, że się spotykają.
Ze Skaylą dość często się spotykała, między innymi na kolejną metamorfozę jej włosów. Wszystko pięknie wygląda do czasu, kiedy Ollie się pojawia. Niemal zawsze myśli o tym czy, aby nie powiedzieć Haydenowi. Gdyby mu wyjawiła tajemnicę chłopak nie żyłby w przekonaniu, że to ktoś inny zabił. Podobno podejrzewa o to Amadeusa. Wtedy zachowałby się wobec niego szczera. Chociaż z drugiej strony tak samo jak Raina należy do Lunarnych. Teraz wszystko zależy od samej Myers. Czy wyjawi prawdę swojemu najlepszemu przyjacielowi, czy nadal będzie milczeć i udawać, że nic się nie stało? Jednakże będzie ją zadręczać fakt czemu właśnie padło na siostrę Graves’a. Przecież była z niej dobra dziewczyna. A może to pozory? Nie, to nie możliwe! Czy Twydell był na tyle szalony, żeby ją zabić? Na propozycję Faviana dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Z chęcią zagrałby z nim tak więc nie proponując mu od razu zaczęła rozdawać karty. Rzeczywiście ciekawe jest czy na prośbę Farida zabiłaby swoich przyjaciół. Nie odważyłaby się. Nie mogłaby rzucić na jednego z nich avadą. W końcu i tak nie widzą, że przystąpiła do ugrupowania Farida. Wolałaby nie spotkać się z takim incydentem. A gdyby musiała? To oczywiście prawda wyszłaby na jaw, ale nie mogłaby ich zabić. - Poniekąd tak się czuję – odparła i dopiła resztkę wody ze szklanki. Od dłuższego czasu zastanawiała się czy, aby nie zacząć trochę podpytywać Farleyna bądź Haydena o ich ugrupowaniu. Z jednej strony sporo by wiedziała i mogłaby donieść samemu Faradowi. Jednak głupio by się czuła, bo przecież z większością osób z przeciwnej drużyny się przyjaźni. Chyba, że dozna błyskawicznej przemiany duchowej i przejdzie do nich. Raczej nie możliwe, Sherazi za bardzo ją przekonał swoimi poglądami. - Farid mnie przekonał swoimi poglądami to doszłam. Ze Skaylą znam się od dłuższego czasu. Często jej farbuję włosy – ze stoickim spokojem odpowiedziała na kolejne pytanie, które zadał chłopak. Aż nagle przypomniało jej się, że karty rozdała. -No wiec o co gramy? Chyba, że nie masz ochoty. – oczywiście musiało paść to pytanie. Dla niej gra w czarodziejskiego pokera zawsze o coś musi być. O cokolwiek, nawet o kromkę chleba.
Zazwyczaj ludzie unikają Olliego przez jego dziwactwa, więc fakt, że ludzie uciekają kiedy go widzą, nie jest zbyt niezwykły. Dlatego gdyby zauważył reakcję Rainy na chłopaka Sky pewnie by się nie zdziwił. I w życiu by się nie domyślił, że była świadkiem takich rzeczy. A Amadeus zdecydowanie wygląda na takie co mógłby zabić w przeciwieństwie do jego szalonego przyjaciela, który przypomina nieszkodliwego szaleńca. Favian prawdopodobnie by milczał, ale nie wiedział jak to jest być w takiej specyficznej sytuacji jak Raina. Teraz można się tylko modlić, żeby nie powiedziała jednak Haydenowi. Whinery naprawdę nie chciałby zobaczyć śmierci przyjaciela. No chyba, że byłaby naprawdę spektakularna. Najpierw jakiś odcięty nos, potem krew wypływająca z uszu, obcięcie jego różowych włosów, wbijanie gwoździ w jego chude nóżki i napisanie nożem Skyla, na jego klatce piersiowej. Może to byłaby śmierć chociaż trochę godna szalonego Olliego. Favian chyba nie miałby trudności z zabiciem kogokolwiek. - Dowiedz się ile możesz, bo w końcu się dowiedzą. Wiesz o tym – powiedział wyciągając piegowatą dłoń po karty i zerkając co tam ma. Nie prezentowało się to najlepiej, odłożył na razie z powrotem. Pokiwał głową na jej odpowiedź. No tak, Farid umiał przekonać do swoich poglądów. Na dodatek widać nie samych szaleńców. - A tobie nigdy ona nie farbuje? Na pewno byś wyglądała niesamowicie w kolorze fioletowym albo turkusowym – powiedział uśmiechając się lekko. Nie jeden raz Sky namawiała go do zmiany włosów. Raz nawet praktycznie siłą. - Kto przegra zdejmuje bluzkę – zaproponował biorąc z powrotem karty w rękę. Ciekawe jakie w dotyku byłyby karty z ludzkiej skóry. I ciekawe czy ktoś kiedyś takie zrobił. Pewnie trudno byłoby wyciąć z niej idealne prostokąty, potem pozbyć się wszelkich tkanek i jakoś je usztywnić. Osobiście mógłby nawet użyczyć trochę swojej skóry na takie karty.
Jak można w ogóle z Olliem się związać? Przecież taki związek to czyste samobójstwo! To znaczy dla Rainy, niekonieczne dla innych jak na przykład Skayli. W sumie tworzą idealny duet. Obydwoje mają kolorowe włosy, dobrze się ze sobą dogadują. Myers tak by nie mogła. Nie jest taż tak pokręcona jak ta dwójka i wątpię czy kiedykolwiek znalazłaby z nim nić porozumienia. W końcu to on zabił siostrę jej najlepszego przyjaciela. Amadeusa także się lęka. Ta fascynacja demonami przeraża dziewczynę. Nie dziwota, że to on jest posądzony o brutalne morderstwo. - Eh wiem – westchnęła. Naprawdę by nie chciała, żeby się dowiedzieli. Straciliby do niej zaufanie, odwróciliby się, nawet by zaprzestali nawiązywać z nią kontakt. To by było straszne. Nie zniosłaby tego. Nawet nie wyobraziłaby sobie, że nie przyjaźni się z tak dobrymi oraz zaufanymi gryfonami jak oni. Na razie niech nikt o tym nie wie. Tak będzie najlepiej, nic nie mówić, nie wspominać, nie myśleć. Zakopać ją gdzieś lub najlepiej wyrzucić z pamięci. Także obejrzała swoje karty. Cóż, jak dla niej wygraną miała już w kieszeni, ale to oczywiście się okaże. Typowe przemyślenia pokerzysty. Ma pewność, że wygra a jedna coś jest nie tak. - Namawia mnie, jak na razie rozmyślam nad tym – odparła z lekkim uśmiechem na twarzy. Może by jednak zdecydowała się i strzeliła sobie te niebieskie pasemka do których Skayla namawia ją od dłuższego czasu. Wyróżniałby się, a ona raczej za tym nie przepada. Nie chce przecież wokół siebie tłumu ludzi gapiących się na jej włosy. Jedynie potaknęła głową na propozycję Faviana. Gryfonka przecież i tak ma na sobie z trzy pary bluzek. Tak, zimno jej. Karty z ludzkiej skóry? To by było coś strasznego, a jednocześnie ciekawego. Chociaż znając Rainę zasypywałaby wieloma pytaniami na temat takich kart. Osobiście autorka tego posta prędzej zemdlałaby na ten widok (bo się wszystkiego boi hehe).
Idąc tutaj, dałem przymusowo dziewczynie swoją bluzę, okrywając nią Gryfonkę. Nie chciałem żeby zmarzła. - Wybacz, musisz ją przyjąć, bo się obrażę na Ciebie śmiertelnie - Powiedziałem hardym tonem, po chwili łamiąc to, bo zacząłem się śmiać. Stojąc przed Dziurawym Kotłem, otworzyłem jej drzwi, aby weszła pierwsza. Później przy wybranym przeze mnie stoliku, podsunąłem jej krzesło, a później ją wsunąłem, zapewne sprawiając wrażenie, że jestem silny. Pewnie teraz zauważyła przez mój sweter, na moje wyrzeźbione ciało. Poprawiłem sweter, po czym usiadłem naprzeciw towarzyszki. - Czego się napijesz? Ja to chyba zamówię ognistą. Pomimo, że wolę lepszy alkohol niż jaki tutaj serwują, ale jakoś uboleję. Kiedyś pokażę Tobie moją, hmm.. Skromną kolekcje - Uśmiechnąłem się, uwydatniając sarkazm - Och. Nie żebym był jak każdy inny w tej szkole. Taka demoralizacja jest w tych czasach. Nie pijam, żeby się upić, a dla kunsztu smaku danego trunku. - Zerknąłem na Lukrecję. Wydawała się być taka spokojna. Tak więc przeniosłem ją na krzesło naprzeciw. Żeby się położyła. Po czym natychmiast wróciłem do pięknych brązowych oczu Martinne.
Grynfonka musiała przyznać, że w towarzystwie tego faceta czuła się wyjątkowo dobrze. Nawet pozwalała sobie na coraz częstsze uśmiechy. Zdjęła z siebie jego bluzę i rozchyliła sweter, ukazując szarą koszulkę na ramiączka. Przeszedł ją delikatny dreszcz, ale po chwili zaczęła się przyzwyczajać do temperatury. -A ja lubię się upić. Lubie przyjść, usiąść, zamówić parę kolejek ognistej i siedzieć tak z pustą głową. A jeszcze lepiej kupić sobie litr i pić w zaciszu swojego... łóżka. Albo mieszkania. Chociaż moi dziadkowie nienawidzą kiedy piję. Mówią że mi to nie przystoi i popadnę w alkoholizm, ale tak często tego nie robię. Co to to nie. - Martinne poczuła że za bardzo się rozgadała, ale nie przeszkadzało jej to już. - Moja babcia kocha wparować do mojego domku bez zapowiedzi o świcie i robić mi porządki. Nigdy potem nie wiem gdzie co mam. A jeszcze, jak jej sie zechce naprawiać moją lodówke to już katastrofa. Ostatnio prąd ją kopnął i musiałam budzić naszego sąsiada, lekarza żeby przepadał czy nie trzeba jechać do szpitala. Nie wybaczyłabym sobie, gdyby coś jej się stało.
Patrzyłem uważnie na sposób, jaki mówi brązowooka. Pogłębiając się w jej spojrzeniu, jakbym chciał wejść jej do głowy. Co chwilę się uśmiechając. - To poczekaj, skoro tak lubisz alkohol, to nam przyniosę. - Uśmiechnąłem się, po czym ją przeprosiłem, podążając do baru, szybko wróciłem z szklankami i butelką całej ognistej, jak szaleć, to szaleć. Usiadłem obok, tak jak poprzednio nadal patrząc na jej oczy, zahipnotyzowała mnie nimi. Polałem nam trunek do szklanek, a następnie podałem dziewczynie. - Dziadki Ciebie kochają. - Przyznałem - Moi mają mi sprezentować za parę dni dość pokaźny dom.. Sam nie wiem czemu, ale się zgodziłem. Wiem, że tylko ja będę mieć klucz. Jak już wszystko będzie przygotowane w stu procentach, to zapraszam Ciebie uprzejmie do mnie - Sięgnąłem ognistej, podnosząc ją lekko do góry. Po czym upiłem łyk, odstawiając trunek. Przypomniało mi się, że miałem cygara w kieszeni. Szybko je wyjąłem. Wydobyłem z siebie pocieszny dźwięk. - Uwielbiam cygara! Próbowałaś kiedyś Martinne? - Zapytałem się rozentuzjazmowany. Szukałem zapalniczki po kieszeni, ale nie mogłem znaleźć. Nie chciałem czarować jakoś dzisiaj, nie miałem do tego weny, zerknąłem po pomieszczeniu czy są jakieś świeczki.. Na szczęście były!
Martinne zerknęła na bursztynowy napój w swojej szklaneczce. Miała ochotę wypić wszystko na raz, ale wiedziała że to nie wypada. Przy nowym osobniku trzeba się trochę pokazać. Dlatego zamiast wypić całej szklaneczki, wlała w siebie połowę. -No ładnie, cały nowy dom. Trochę ci zazdroszczę mój drogi. - Gryfonka wyraźnie się rozszalała. - Mieszkam w małym domku po moich rodzicach, a dziadków mam naprzeciwko. Czy tego chcę, czy nie, zawsze do mnie przyjdą. A to żeby pomóc, a to żeby podenerwować. Są starymi, prostymi ludźmi i za to ich kocham. Dziewczyna dopiła swoją whisky i poczuła delikatny zawrót głowy. Ma strasznie słabą bańke. Zerknęła na cygara i uśmiechnęła się ukazując wszystkie zęby, które szczerze mówiąc nie do końca były równe, bowiem blondynka w młodości upierała się że nie będzie nosiła aparatu. -Cygara... Szczerze mówiąc jestem przeciwna papierosom i innym takim. Boję się że się uzależnię, zajdę w ciążę i narażę dziecko przez to, że nie będę umiała rzucić. Niby z alkoholem miałam taką samą obawe, ale wiem że akurat od tego się nie uzależnię.
Popatrzyłem na nią z zniesmaczoną miną, jakby pełną bólu. Sięgnąłem po trunek, po czym chlipnąłem go w całości. Czekając chwilę w ciszy, aż zacznie działać. Nie chciałem na trzeźwo czegoś wypowiedzieć, co mi przyszło do głowy, po tym jak dziewczyna wyjawiła mi swoje obawy. - Nie będę alkoholikiem, ani nigdy dziecka mieć nie będę. - Powiedziałem lekko niemiłym tonem. Prawda jest taka, że chłopak jak był mały, miał poważną styczność z rzeczą ciężką, a jego kroczem. Od tamtego momentu ma stwierdzoną bezpłodność. Tym palnięciem Gryfonka trochę chłopakowi popsuła humor. Stąd Florian ma takie zamiłowanie do zwierząt. Jego kolega z domu, gdy żartuje iż Florian zostaje sam i tuzinem kotów na starość, dostaje mega kuksańce. Popatrzyłem tępo na butelkę, a następnie sobie polałem jeszcze trochę. Wypijając wszystko do połowy. - Może i jestem farciarzem, ale nie do końca. Los mnie skrzywdził moja droga.. - Wyjawiłem bardziej, czując coś dziwnego w okolicy serca, przez co nie patrzyłem już dziewczynie w oczy. Nie miałem zamiaru.. Chłopie, coś Ty sobie wyobrażał? Potrząsnąłem głową, wracając spojrzeniem na Lukrecję, która spała smacznie, dopiłem do końca, następnie dolałem towarzyszce.
Dziewczyna spojrzała wyraźnie zmartwiona na chłopaka. Nie wiedziała, co przeżywa wewnątrz siebie, ale wiedziała że musi cierpieć. W normalnych okolicznościach zostawiłaby go, ale po tym wszystkim co dla niej zrobił, nie miała zamiaru. Gryfonka wyjęła dłoń spod stolika i powoli dotknęła dłoni mężczyzny. Nie chciała się sama sobie przyznawać, ale... zależało jej na nim? -Nikt nie ma idealnie. Wszystkich spotyka zły los. Niektórych w gorszym stopniu, niektórych oszczędza. Ważne to starać się nie przejmować i pomimo trudności iść dalej przed siebie. Przykładowo ja nie potrafię. - dokończyła szeptem. Zerknęła na szklaneczkę z trunkiem, ale jakoś straciła na nią ochote. -Jestem zamknięta w sobie, nienawidzę obcych ludzi. Mało kogo dopuszczam do siebie. Morgane to moja jedyna przyjaciółka. Wciąż rozpamiętuję to co się stało, nie mogę zapomnieć i przez to źle wszystkich traktuje. Przepraszam jeśli powiedziałam coś, co cie uraziło. Uwierz mi że nie chciałam, mimo tego że jestem wredna. Za dobrze mi się z tobą rozmawia żeby cie ranić. Wszyscy widzą we mnie widmo bez wyrazu twarzy, wszyscy się tego boją, a ty... Ty mimo tego chciałeś mnie poznać. Dziękuję. - dokończyła piskliwie. Blondynka uśmiechnęła się i poczuła, jak ciężkie, krokodyle łzy spływają jej po policzkach. Nie wytrzymała wzroku chłopaka i po chwili rozpłakała się na dobre. Od pogrzebu rodziców i brata nie płakała, a teraz pękła.
Gdy dotknęła mojej dłoni, całe moje ciało oszalało od nadmiaru emocji. Czułem się bardzo dziwnie. Te motyle w brzuchu, żal do lasu. Wszystko się wymieszało! Bardzo mnie poruszyło, to co powiedziała. Ruszyła moim sercem, pomimo bólu jaki czułem w tym momencie. Mówiła tak czysto z serca, co doceniam. Była mi tak nieznana, a jednocześnie tak bliska. Powiadają, że najłatwiej właśnie takiej relacji zaufać, póki kogoś się nie zna bardzo dobrze, póki się nie ma wątpliwości. - Stanęłaś na tamtym wydarzeniu, a wszystko wokół szczelnie zamknęłaś, żeby nie wyjść z niego. Czujesz chłód w środku.. To Ciebie przytłacza. - Powiedziałem, to jak odczuwałem jej psychikę. Gdy tylko zauważyłem, że Gryfonka płacze, poderwałem się do niej, żeby ukucnąć naprzeciw niej. Wytarłem troskliwie jej łzy z policzka, delikatnie dłonią. Objąłem jej policzek po czym wstałem i ją przytuliłem. - Proszę nie płacz. Nie wiem co się stało, ale.. Taki już Twój kamień, jaki będziesz musiała nieść przez całe życie. Jeśli nie ostudzisz emocji do żalu, to skończysz marnie. Chyba że.. - Brakowało mi odwagi, żeby wypowiedzieć te słowa, więc zrobiłem przerwę - Oddasz mi trochę, żeby sobie pomóc. Może opowiedz co się stało? Ulży Tobie - Miałem przyjemny ton, żeby podnieść młodą kobietę na duchu. Wplątałem palce w jej włosy, delikatnie je miziając. Napawałem się jej zapachem, musiałem się uspokoić. Chyba przesadziłem, sam nie wiem co robię, czuję się zdezorientowany. Nigdy tak nie miałem.
Jego dotyk podejrzanie ją uspokoił. Zerknęła przez łzy w jego duże oczy pełne troski i spróbowała się uśmiechnąć. -Pewnie wyszedł mi jakiś grymas, prawda? Ehh, właściwie tylko Morgane o tym wie, ale zaufałam ci. Mimo tego, że to nasza pierwsza rozmowa. Martinne położyła dłoń chłopaka na swojej. Gdy czuła ciepło bijące od niego, uspokajała się. -Więc zaczynam. Przyszłam na świat czwartego maja. Ale nie byłam sama. Parę minut przede mną urodził się mój brat bliźniak, Martin. - Gryfonka na samo wspomnienie brata rozpłakała się jeszcze bardziej, ale postanowiła jako tako kontynuować. - Nasza rodzina nie należy do najbogatszych, dlatego mieszkaliśmy z dziadkami. Od samego początku nie byliśmy lubiani w naszej dzielnicy. Działy się wokół nas dziwne rzeczy. Aż w końcu dostaliśmy list z Hogwartu. Ja trafiłam tutaj, a mój brat do Slytherinu. Byliśmy najszczęśliwszymi dzieciakami pod słońcem. Ale nie na długo. Dwa lata później, w wakacje ciężko zachorowałam i przebywałam w szpitalu. Któregoś dnia przyszła do mnie babcia, była cała zapłakana. - Martinne zrobiła przerwę, czuła gulę w gardle, wszystko ją paliło, ciało trzęsło się jak galaretka. - Moi rodzice i Martin zginęli. Na pogrzebie strasznie padało, poślizgnęłam się i wpadłam do grobu, prosto na trumnę mojego brata...
Głaskałem ją, żeby tylko ukoić Martinne. Bardzo się przejąłem historią dziewczyny, miałem gęsią skórkę. Wydawała się taka biedna, wprost do przygarnięcia i pokochania, do zadbania się nią. Takie uczucia wywołała we mnie. - Faktycznie musisz przeżywać traumę kochana. Spokojnie, jestem. Obiecuję już zawsze być. Możesz zawsze mówić mi wszystko o swojej rodzinie, co się stało, co sobie przypomnisz. Grunt, żebyś zaznała spokój. Staraj sobie przypominać te najwspanialsze chwile. Bez smutnych.. A co do uśmiechu, to najpiękniejszy wyraz twarzy jaki kiedykolwiek widziałem. Przyrzekam na wiarę swoją w Merlina. - Splotłem jej dłoń w swoją. Chciałem ją jeszcze bardziej poczuć. Nie wiem co mnie podkusiło. Jednak siłą rzeczy moje wargi, wylądowały na jej policzku, dając w miłym geście skromny pocałunek. - Też Tobie coś wyznam.. Przez to, że rodzina trzyma mnie w swoich przekonaniach, nigdy nie zaznałem prawdziwej miłości. Nie miałem żadnego związku, ani nawet najmniejszej przygody z kobietami.. - Zerknąłem w jej brązowe oczy, chłonąc każdy jej najmniejszy ruch twarzy. Wydawała się jeszcze piękniejsza przez ten płacz. Może to samolubne, ale bardziej mnie kręciła w tym wydaniu. Zawadiacko tyknąłem ją w jej nos, chcąc ją jakoś zaczepić, rozweselić. Następnie pocałowałem ją w czubek nosa.. Po chwili jednak poczułem głęboko pod skórą, że zapala się czerwone światło w mojej psychice, że chyba przesadziłem. Sam nie wiem, co dokładnie robię. Czuję, więc to okazuję. Tak myślę..
Dziewczyna poczuła, że zaczyna się trząść jeszcze bardziej. Nie przez płacz, przez emocje które nią targają. Z jednej strony czuje straszny smutek i żal, z drugiej... Sama nie wie co. Najpierw dostała buziaka z policzek, potem w nos. Czy to było tylko żeby ją pocieszyć, czy on tak sam z siebie? Nie miała pojęcia. Chciała to sprawdzić, ale jeszcze nie teraz. Spojrzała mu w oczy. Co ktoś taki jak ona robi o północy w pubie z kimś takim jak Florian?! Ooo nie, jak tylko wrócą, wyśle sowę do Morgane. Jego słowa, tak nią zawładnęły, że nie miała teraz w głowie nic. Puch i nic innego. Nie wiedziała nawet jak się nazywa. W umyśle huczały jej tylko jego ostatnie słowa. -Florian... - szepnęła tylko na tyle cicho żeby nikt inny oprócz niej i młodego mężczyzny, nie mógł tego usłyszeć.
Nadal miała na sobie moją bluzę. Pomyślałem o tym iż będzie nią pachnieć teraz już cały czas, będę hołubić ją jak relikwie. Nie wiedziałem, czy chciała coś dokończyć czy nie, ale zacząłem się martwić o jej stan. Wydawała się być coraz bardziej pogrążona. Podałem jej butelkę whiskey do ręki, zapewne popatrzyła teraz na mnie jak na idiotę i kretyna. Uśmiechnąłem się do niej, podając śpiącą Lukrecję. - Muszę z Tobą coś zrobić.. Jesteś przemęczona negatywnymi myślami, zdrzemnij się. Niech to będzie głęboki sen - A gdy to mówiłem, podniosłem się, lekko przenosząc Martinne na swoje ręce. Tak właśnie oto wylądowała na jego ramionach. Dał jej całusa w czoło. Jak dobrze pamiętałem, były tutaj pokoje do wynajmu. W zasadzie doszły do mnie słuchy o szlabanie Morgane, po tym co tutaj zrobiła.. Haniebne zachowanie jak dla mnie. Skierowałem nas do baru, prosząc o kluczyk, miałem prośbę do Martinne, żeby wyciągnęła mój portfel, co zrobiła. Dostaliśmy pokój numer trzy, tak oto zaniosłem ją, Lukrecję oraz naszą najlepszą przyjaciółkę, czyli ognistą.
To czemu Laikowa opuściła muru Hogwartu można wytłumaczyć na sto różnych sposobów, a to zakupy, a to coś innego... Ale czemu towarzyszył jej pewien facet? Plotki ploteczki mogłyby nieźle puścić wodze wyobraźni, ale ogólnie to taka sytuacja, że to był jej ojciec. Znaczy jest... A to czemu poszła do Munga to jest jeszcze grubsza historia... Ekhem. Pomińmy pewne wątki. W sumie nie uśmiecha się mi tłumaczenie tego rozkładając na czynniki pierwsze, jak i drugie, a w końcu trzecie. Trzeba dawkować napięcie... Tak czy owak staruszek trochę nie wierzył, że to jest jego córka... Podobno Laila strasznie się zmieniła. Urosła (heheszki). Ale to wszystko nic... Howett'ówna już się bała, że ojciec chce jej przekazać jakiegoś super niusa o tym, że będzie jeszcze jeden Howett, bo patrzył na nią, jakby była największym w jego życiu kredytem do spłacenia. Na całe szczęście nie dowiedziała się o co chodzi, bo oto... Impreza stała się prosta. Laila zaraz po badaniach w ogóle nie chciała słuchać lekarzy i innych czarodziejów, którzy chyba są w stosunku do niej zbyt opiekuńczy... Pokręciła głową i bardzo szybko ściągnęła z wieszaka kurtkę ogłaszając, że do zamku to ona wróci z bratem... Otóż to. Przecież nawet gdyby skłamała to z pewnością samotnie by szybciej dotarła niżeli jeszcze godzina słuchania o tym, że nalezy na siebie uważać... Oczywiście ona wszystko uważała za kontrolne, więc "osochodzi". Uśmiechnęła się lekko, kiedy przechodziła przez ulicę, nawet wygrzebała z kieszonki spodni jakieś drobniaki by rzucić je jakiemuś żebrakowi... Zawsze to jakiś dobry uczynek. Bum, bum. Ulica za ulicą, przemyślenia. Życie jest jedno, a potem znowu i impreza jest. Tak czy tak... Laila westchnęła zanim po raz kolejny zdała sobie sprawę, że musi iść na około. I wreszcie dotarła do Dziurawego Kotła. Co prawda, kiedy tam przybyła pub świecił pustkami, ale to właściwie pozwoliło jej na zajęcie ulubionego miejsca przy oknie. Uśmiechnęła się delikatnie do barmana, kiedy spróbowała zamówić sobie ciastko i herbatę. Po chwili zamówienie stało przed nią, a ona była tak szczęśliwa, że mogła teraz spokojnie czekać na Emrysa i Alana.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan nie miał zielonego pojęcia o żadnych badaniach Laili. A nawet gdyby, to i tak o nich by zapomniał. Był zbyt szczęśliwy, aby zaprzątać sobie głowę takimi pierdołami. Oto nastała chwalebna chwila, wreszcie pogodził się z najukochańszą na świecie Jude i już nic totalnie go nie martwiło! Odzyskał swoją dawną werwę i znów wszędzie było go pełno, w końcu przyjezdni muszą się przekonać, kto w tej szkole rządzi, hehe. W każdym bądź razie stęsknił się za swoją malutką siostrzyczką, dlatego zgodził się spotkać we trójkę. Dobra, siksa nie była taka malutka i wyrosła straszliwie, ale dla niego i tak będzie już na zawsze tym dzieciakiem, co to ślinił się w wózku jeszcze nie tak dawno. Przebrał się w jakieś normalne spodnie, bo po zamku paradował od samego rana w dresach, jak prawdziwy chuligan, taki miał kaprys! Nawet znalazł gdzieś pod łóżkiem swoją lampę policyjną, którą zwinął w siódmej klasie z mugolskiego radiowozu! To się nazywa życie na krawędzi. Powróćmy jednak do rzeczywistości. Alan musiał zapierniczać Błędnym Rycerzem do tego cholernego Londynu, bo biedaczek zapomniał o czymś takim jak teleportacja, zresztą nie był nawet pewny, czy to potrafi. Nie pamiętał, tak jakoś wyleciało mu z głowy. Tymczasem kiedy wreszcie dotarł do Dziurawego Kotła, zrobił prawdziwe wejście smoka. Można byłoby pomyśleć, że to jakiś sanepid czy coś, bo drzwi otworzyły się z niemałym hukiem, a sam on zaczął rozglądać się po całym pomieszczeniu w poszukiwaniu Laili lub Emrysa. Wreszcie dostrzegł smarkulę, kulturalnie zamknął za sobą drzwi i przepraszającym wzrokiem spojrzał na barmana, bo jakoś nie uśmiechało mu się wyrzucenie z baru już na samym początku. Najpierw powinien coś przekąsić. - Cześć, Laila - przysiadł się do stolika i chłopak widać nie próżnował, bo bez pytania wziął jej ciastko i zaczął wesoło pałaszować. Na chwilę zmarszczył brwi i po chwili zastanowienia bezkarnie przywłaszczył sobie również herbatę, tak na sucho przecież jeść nie będzie! Kiedy już wszystko pochłonął, oparł się i założył ręce za głowę. - No ja mam nadzieję, że Emrys ruszy dupsko, bo nie mam zamiaru długo na niego czekać. Na Merlina, gdzie on się podziewa?
No zapomniał. Najnormalniej w świecie zapomniał, że w grę dzisiaj wchodziło jakieś spotkanie i to nie przypadkowe a umówione i to mnie z jakąś napaloną laską a jego BBF'em i jego siostrą. Leżał sobie własnie wygodnie w wannie, gdy przyszło do niego uczucie, że to nie koniec, że coś miał jeszcze zrobić. Wiecie jak to jest, korbki w mózgu zaczęły pracować, ale zanim porządnie się rozruszały, to woda w której siedział zaczęła robić się chłodnawa i wtedy to go olśniło. Dziurawy Kocioł! Miał się tam dzisiaj przecież spotkać z wymienioną wcześniej dwójką. Już czuł jaki opieprz już na samym początku m,u zgotują. Pewnie Alan nie da mu spokoju, bo dzięki Jude wrócił do formy i humoru, co nie zawsze było dobrą rzeczą. Westchnął więc wtedy okropnie chłopak, w czasie kiedy biegł do dormitorium, narzucił na siebie ciuchy, wyszedł poza tereny zamku i teleportował się pod owy bar. Przeczesał dłonią włosy i wpadł do środka mniej więcej w podobnym stylu jak Alan. Tylko że Emrys nie przejmując się Barmanem od razu ruszył w stronę czekającej na niego dwójki. Gdy już łaskawie do nich do maszerował, stanął nad nimi i powiedział. -No siema misiaczki.- po czym ułożył dłoń na głowie Laili i porządnie ją wytargał. Co do prezentacji. Jak zwykle wypadał całkiem nieźle, pomijając fakt, że na głowie miał istne tornado, a koszula o dziwo była źle zapięta. Dobrze, że spodni nie założył tył na przód.
Idioci! Wszędzie idioci! No spójrzmy! Alan - idiota pierwszy! Pożarł jej ciasteczko i zapił herbatą (znowu jej!). Potem zanim zdążyła wydukać jakąkolwiek odpowiedź wpadł ten adoptowany do ich rodziny, gdzie w sumie zmiana nazwiska to tylko formalność! I co zrobił? No przecież wytargał ją za włosy, a ona miała taką seksowną fryzurę na podryw i teraz już niestety będzie musiała zawiesić łowy. Czujecie tę fazę? No ona nie zbyt, bo zmierzyła oboje wzrokiem zabójcy. Koniec. Zabawa się skończyła. Trzeba wymierzyć sprawiedliwość (ale to się zrobi w odpowiednim czasie z zaskoczenia). No nic. Laila miała nawet dobry humor biorąc pod uwagę, że jej braciszek się pozbierał i już nie emeuje. Dzięki czemu to nie zagraża temu, że jej mały sekret się wyda. Ziom joł. Punkt dla młodszej siostrzyczki. Pokręciła głową i przewróciła oczami biorąc pod uwagę zachowanie tej dwójki. - No po prostu idioci. Jesteście niereformowalni. - Uśmiechnęła się drwiąco przyglądając się barmanowi, który wydawał się mniej więcej wkurzony za wejście Emrysa. No w sumie niech by ktoś jeszcze raz tak trzasnął drzwiami, a ona sama by pomogła go zabić czy coś... Mimo to zastanowiła się, co teraz powinna zrobić i jak się domyśliła (zdolna dziewczynka) powinna zamówić coś potrójnie, aby nikt nie zabrał jej niczego! O tak. - Hm. Po kremowym piwie? - Zwróciła się do nich... W sumie dawno nie widziała swojego kochanego brata... Emrysa co prawda częściej, ale jakoś tak miło było ich spotkać razem, choć domyślała się, że cało z tego nie wyjdzie. Zaraz ją czymś usmarują. Taki urok bycia młodszą siostrą. Szał na mieście i nic więcej. No poczekamy zobaczymy co dzisiaj dla niej wymyślą.