Tamiza ma 346 kilometrów długości i jest jedną z najdłuższych rzek Wysp Brytyjskich. Uchodzi do Morza Północnego tworząc estuarium, które rozpoczyna się już w Londynie, kilkadziesiąt kilometrów od morza. Nad jej brzegiem znajduje się pełno malutkich kawiarenek, restauracji i sklepów z pamiątkami i nawet deszczowa pogoda nie jest w stanie zniechęcić turystów do spacerowania nadbrzeżem.
Dobra, dobra już ona sobie poradzi. Uda jej się jakoś doprowadzić do sytuacji w której on będzie nagi, a ona będzie stała za sztalugą. Najwyżej jeśli nie zadziała jej elfi urok, dorzuci mu coś do picia, kiedy nieopatrznie odwróci wzrok od swojego piwa, bo zapomni rad mamy (mwahahah). Roześmiała się na widok jego miny po jej wyjątkowo śmiesznym i wprawiającym w lekkie zakłopotanie żarcie. Nie kontynuowała jednak tematu, prezentując tylko swój szeroki uśmiech. To prawda, pod tym względem, że mogła wyrazić bardziej siebie przez malowanie, to był zdecydowany plus. W zasadzie ona ogólnie tak sobie marudziła, a w życiu nie zamieniłaby farb na aparat. - Super – powiedziała tylko kończąc temat sesji. Niech on potem wszystko wymyśli i się postara, ona woli wybierać kolor farb, a nie miejsca do pozowania czy coś w tym stylu. Ach, niezwykły gentelman z Haydena. Kolejna z jego niesłychanie licznych zalet. Trixie Froy chyba właśnie poznała nieświadomie ideał każdej kobiety. - Tak? Ja nie znam się w ogóle na jakichkolwiek ranach czy zwichnięciach. Lubię jedynie bandażować. Bandaż jest przyjemny w dotyku – paplała bez żadnej głębszej myśli obserwując resztę zdjęć. Po chwili zrobiła sesję Gravesowi. Cóż jej zdjęcia nie wyglądały tak dobrze jak jego, ale przynajmniej miała spoko modela. - Teraz dobrze. Chociaż ogólnie pobyt w Londynie niespecjalnie – powiedziała, wplatając w to zdanie w sumie komplement dla chłopaka. Roześmiała się krótko na parę śmieszniejszych zdjęć. Przestała na chwilę cykać fotki i spojrzała na niego z zainteresowaniem po jego pytaniu. Pomilczała chwilę po czym wzruszyła ramionami. - Chętnie. Jeśli oczywiście nie masz zamiaru zaciągnąć mnie do obskurnego hotelu i proponować niemoralne rzeczy – zażartowała, robiąc mu jeszcze jedno zdjęcie. Nagle wyciągnęła rękę i pomachała do kogoś tuż za chłopakiem. - Przepraszam pana – krzyknęła wstając dość pokracznie i ostrożnie zmierzając do faceta spacerującego z psem. Wręczyła mu aparat, uśmiechnęła się słodko i wróciła na miejsce obok Haydena. Facet zaś podszedł do nich i zrobił im zdjęcie, do którego Trixie położyła lekko głowę na ramieniu czy tam czymś chłopaka. Podziękowała grzecznie i wzięła z powrotem aparat. - Będziesz miał teraz zdjęcie z prawdziwym mistrzem fotografii – zażartowała znowu, uśmiechając się zadowolona z siebie.
Pfffff, tyle mam do powiedzenia na ten temat. Poczekaj, jeszcze jedno pffffffff. Hm! Rzadko zdarzało się, że Hayden nie rozumiał czyiś żartów, częściej bywało odwrotnie. Nie będę dociekała, dlaczego akurat takie rzeczy go nie śmieszą, a Trixie Froy owszem. Haydenowi jak na razie nie zdarzyło się narzekać na to co robi. Może nie rozważał wszystkich negatywów uprawiania tej pasji, a może po prostu nie leżało to w jego naturze. - To tak jak ja. - przytaknął. Uśmiechnął się, słysząc niezbyt dobrze ukryty komplement. - Przejrzałaś mnie! - wyznał żartobliwie i roześmiał się zaraźliwie. Zaraz potem Trix zaczepiła jegomościa, aby zrobił im zdjęcie. No cóż, pomysł nie jest zły. Podniósł się zwinnie, jednym susem znajdując się przy dziewczynie, aby asekurować ją w razie ewentualnego potknięcia. Gdy już facet obczaił co i jak, Gryfon ze śmiechem stanął z Trix przed aparatem obejmując ją w pasie i szczerząc zębiska w radosnym uśmiechu. Po kilku cykniętych fotkach, Hayden odebrał mężczyźnie aparat z nabożnością wycierając ślady paluchów zostawione przez poprzedniego użytkownika. - Uf, jak gorąco. Przypadkiem wiem, gdzie mają pyszne lody, skusisz się? - Zapytał gdy już zebrał wszystkie swoje rzeczy, aparat wieszając na szyi w stanie gotowości. Nie czekając na odpowiedź, pociągnął dziewczynę w stronę miasta.
Jak dobrze, iż nie musiał siedzieć w Hogwarcie tak jak uczniowie. W sumie oni też nie musieli, ale jego nikt za to nie karał. Jednak pamiętał to uczucie adrenaliny w żyłach, gdy cichaczem chodziło się ulicami Londynu. Oczywiście tak by nie wykrył tego żaden z pracowników szkoły. O, ile razy mu się upiekło! Aż miło wspomina się takie zdarzenia przez pryzmat lat. To miasto nigdy mu się nie znudzi. Uważał, że było tu więcej magii niż w całym Hogu. Przemierzając ulicę stolicy Anglii zatrzymał się na jakże okazałym moście. Widok z niego po prostu marzenie! Naciągnął mocniej ciemny kaptur i oparł się o barierkę. Znajdował się gdzieś pośrodku mostu, więc patrząc w dół widział środek rzeki. Przerażała go i zachwycała jednocześnie. Przechylił głowę bardziej, przyglądając się kroplą deszczu rozbijającymi się o taflę wody. Ledwo można było to dostrzec przez silny nurt Tamizy. Wyjął stary zegarek i zaczął obracać go w dłoniach. Śmieszna rzecz, do której w jakimś sensie był przywiązany. Jednak wiedział, że umiał by bez niej przeżyć. Obchodziły go bardziej wspomnienia z nią związane. Przecież ten zegarek nawet już nie działał. Dobrze pamiętał, że znalazł go właśnie na tym moście. Na początku próbował znaleźć właściciela, bo wyglądał na dość drogi... jednak z niepowodzeniem. W końcu tak bardzo się do niego przyzwyczaił, że nawet zapominał o jego istnieniu. A teraz krople deszczu odbijały się od złotego wieczka zegarka.
Co ta Leah znowu wymyśliła? Mogła przecież spokojnie ten dzień spędzić w bibliotece w towarzystwie swojej bibliotecznej rodzinki, a tak to zachciało jej się spacerków po Londynie. W dodatku taka paskudna pogoda. Deszcz pada, a ona sobie wymyśliła wycieczkę w poszukiwaniu ciekawych książek w mugolskich księgarniach. Ach ta Leah. Jeszcze braciszek zacznie się martwić gdzie ta kobitka się podziewa, znowu coś jej się stanie. Nie daj Boże ktoś ją potrąci tymi strasznymi mugolskimi pojazdami zwanymi samochodami. Tak bardzo się bała. Ale czego? Głupiego wypadku do Londynu? Otóż tak! Jest dziwna, więc nie zwracajmy na to uwagi. Dziś specjalnie wcześniej wyszła z biblioteki. Jak dobrze, że druga bibliotekarka przyszła i z chęcią przesiedziała kolejne godziny. Szybko pobiegła do swojego domu (oczywiście nie użyła teleportacji, bo przecież musiała zapomnieć), aby zorientować się, czy Harry jest w domu. Pewnie siedzi jeszcze w Hogwarcie, albo wybrał się z jakimś kolegą do Hogsmeade. Wzięła ze sobą swoją szmacianą torbę, ponownie włożyła na siebie płaszcz, a na koniec teleportowała się do Londynu. Po chwili znalazła się...nad Tamizą? Najsampierw chciała zawitać kilka sklepów na Pokątnej, no ale cóż. Różnie to bywa z jej teleportowaniem się. Co jej szkodzi teraz spacerek nad Tamizą? W sumie nic, tylko ten deszcz. Uważnie przypatrywała się niebu, nawet nie zwróciła uwagi na to, że szła do tyłu i w taki oto sposób wpadła na jakiegoś uroczego pana, co spokojnie stał na moście i wpatrywał się w rzekę. A to niezdara. Zaczęła przepraszać, nerwowo wywijać rękoma, nawet nie spojrzała na twarz osoby, bo po prostu było jej wstyd.
Rozmyślał sobie nad różnymi sprawami. Ważnymi jak i tymi z mniejszym znaczeniem. Może i marnował teraz czas, stojąc jak sierota nad Tamizą. Jednak nie chciało mu się odrywać wzroku od wód rzeki. Trochę go to odprężało, pozwalało odepchnąć niechciane myśli i zmartwienia. Pogładził złote wieczko zegarka kciukiem, rozcierając tym samym krople deszczu. Pewnie wiele zakładało, iż w chwili zderzenia bezcenny przedmiot w jego dłoni spadnie w odmęty ciemnego nurtu. Nic bardziej mylnego. Myles odruchowo zacisnął dłoń w pięść, dzięki czemu zegarek pozostał bezpieczny w uścisku blondyna. Odwrócił się pośpiesznie w kierunku delikwenta, który na niego wpadł. Jego oczom ukazała się ładna, zdenerwowana kobieta. Machałą rękoma jakby chciała zabić stado much. Wyglądała doprawdy uroczo, gdy tak nerwowo przepraszała. Jakby miał ją co najmniej zabić, za to, że jego potrąciła. - Nic się nie stało. - uśmiechnął się nieznacznie - Nic pani nie jest? Przyjrzał się kobiecie, bo może miała jakiś napad, padaczkę czy Bóg wie co jeszcze. Albo najnormalniej w świecie mogła sobie coś zrobić wpadając na blondyna. -Myles Abernathy - wyciągnął dłoń na przywitanie. Nigdy nie ma złej pory na poznanie ciekawych ludzi. Jednak za chwilę prawie nie padł ze śmiechu. Przecież on ją znał i to bardzo dobrze! Poczuł dziwne łaskotanie, jak zawsze gdy ją widział. Była jego przyjaciółką, jednak on potajemnie żywił do niej inne uczucia. Coś go w niej onieśmielało, więc wyjawienie tego co do niej czuje było dla niego takie trudne. -Leah! Prawie Cię nie rozpoznałem! - roześmiany przytulił lekko kobietę, a serce zabiło mu mocniej. Nie denerwował się tak nawet podczas Mistrzostw. Tak długo się nie widzieli, gdyż miał musiał wyjechać na rozgrywki. Bardzo tęsknił, przez co mógł przemyśleć parę spraw.
Ostatnio zmieniony przez Myles Abernathy dnia Sob Kwi 20 2013, 22:51, w całości zmieniany 1 raz
Tak jej głupio się zrobiło. Przecież nie celowo wpadła na tego człowieka, który spokojnie stał na moście. Teraz będzie sama siebie winić, za to , że przypadkowo wpadła na osobę, którą dość dobrze zna. A właśnie! Czy to czasem nie Myles? Ten Myles w którym Leah zakochała się bez pamięci w piątej klasie? Czyż to on? O Merlinie, co za zbieg okoliczności. Zaraz, czy ona nie powinna teraz bardziej panikować? Właśnie zaczęła, w tej chwili, choć nie powinna. Już jest dorosła, więc to uczucie gdzieś zanikło, już nie miękną jej kolana jak kiedyś. Ciekawe czy ja jeszcze pamięta? Pewnie nie. Kto by zwracał uwagę na niskiego kujonka z pucholandu, który nie widział świata poza książkami i nauką. Ten pewnie ma wiele ciekawych wspomnień, niż zapamiętywanie jakiegoś chuchra z lat szkolnych z którym się nawet nie rozmawiało. - Nic nic, wszystko jest w porządku. To znaczy mam taką nadzieję - w końcu wypowiedziała to z trudem, bo kompletnie język jej się poplątał. - Ja cię znam. - potaknęła głową i tym samym podała mu dłoń na przywitanie. W końcu zorientowała się, że powiedziała to na głos. - To znaczy w latach szkolnych, no. Ty w quidditcha chyba grałeś i ogólnie często w szkole Ciebie widuję - zaczęła się tłumaczyć, oczywiście jej ciągłego jąkania nie zabrakło. - A właśnie zapomniałabym, Leah Rosenberg - przedstawiła się, a następnie wzięła głęboki oddech, by móc się uspokoić. Potrzeba jej ziółek i to od razu. Jak wróci do domu to od razu zaparzy sobie dwa wielkie kubki rumianku. Fajnie byłoby. gdyby ją pamiętał. Przypominaliby sobie cudowne lata szkolne i ogólnie byłoby sielankowo. Potem ślub, dzieci i będą żyć długo i szczęśliwie. Jednak okazało się, że to Myles. Oczywiście bała się przedstawić jako pierwsza, nie chciała mu zwracać uwagi. No wiesz o co chodzi (chyba), nie wiem jak się rozpisać. Rzeczywiście długo go nie widziała, tęskniła za nim i to bardzo. Teraz jest przy nim i nic się jej nie stanie (jeju jakie to słodkie) - Ja też bardzo tęskniłam - no powiedziała, to znaczy tak niewyraźnie, że Myles miał prawo jej nie zrozumieć.
Z rosnącym uśmiechem przyglądał się kobiecie. Musiał w myślach powstrzymywać się przed palnięciem czegoś głupiego. Zawsze towarzyszyło mu przy niej to dziwne uczucie. Rozmawia z nią na luzie, ale stresuje go myśl, iż może zrobić coś nie tak. Przy innych ma to kompletnie gdzieś, jakby coś miało dla niego znaczyć zdanie innych. Dobre sobie! Nie stój tak jak dupa wołowa, zrób coś w końcu. Przeczesał ręką włosy, że można było je opisać jako 'artystyczny nieład'. Czuł się trochę jak beznadziejnie zakochany nastolatek, jakie to żałosne. Ile on miał w końcu lat? Trzeba kiedyś dorosnąć, założyć rodzinę. Przecież czarodzieje szybko się żenili i wychodzili za mąż. To chyba normalne, nie? Po co czekać i iść do ołtarza wspierając się drewnianą laską? Niedorzeczne, jak się kogoś kocha, to się nie czeka! - Co u Ciebie słychać? Mam nadzieję, że nie porzuciłaś pracy w Hogwarcie! - zaśmiał się, starając się jakoś grać na czasie. Odwlekał jak najbardziej się dało pewną rzecz. Jednak już postanowił, nie będzie się cackać jak jakaś ciota. W końcu był mężczyzną i musiał podjąć jakże MĘSKĄ decyzję. Oczywiście nie dyskryminuję kobiet, bez urazy! Oparł się o barierkę mostu, która wcale nie wyglądała na godną zaufania. Gdzie niegadzie można było dostrzec rdzę, ale na szczęście jeszcze nie spadł razem z nią w odmęty Tamizy. Jeszcze. Kątem oka ujrzał dwójkę mugoli przenoszących sporą szybę. Od dość ostrych krawędzi odbijały się promienie słońca. Chyba poprawiała się pogoda, chociaż znając Londyn w każdej chwili mógł pojawić się deszcz. Uśmiechnął się szerzej słysząc jej słowa, że tęskniła. To utwierdziło go w przekonaniu, iż powinien w końcu to powiedzieć. Nie róbmy tu teraz zanzibarskiej telenoweli i jakiejś dwusetnej dramy. Raz się żyje. -Chciałbym Ci coś wyznać... - powiedział kierując swoje spojrzenie ku jej oczom. Poczuł się dziwnie lżej, gdy już miał to wyrzucić z siebie. Najwyżej zleje go i sobie pójdzie, a on jakoś się pozbiera. Zawsze zostaje mu sport, co w sumie jest dość dobrym pocieszeniem. Nagle jednak pojawili się obok nich turyści i cały czar prysł. -Ładnie dziś wyglądasz, Leah. Może nie skłamał, ale nie to chciał jej wyznać. Może właśnie stracił jedyną okazję by to zrobić?
Ostatnio zmieniony przez Myles Abernathy dnia Pią Lip 04 2014, 23:37, w całości zmieniany 1 raz
Matt był specyficzny. Lubił się maskować wśród ludzi. Wolał być niedostrzegany. Czy to w Hogwarcie, czy Hogsmeade. Nawet jak zwiedzał Dolinę Godryka to starał się nie wyróżniać. Tak samo było w wakacje. Co roku wraz z zamknięciem Hogwartu jak nigdzie nie przebywał maskował się wśród mugoli. Na prawdę była to fajna odskocznia od magicznej codzienności. Może nie przystawało to Ślizgonowi ale co z tego? On był sobą i zachowywał się tak jak chciał. Za dwadzieścia lat nikt nie będzie pamiętał z jakiego domu wyszedł. Nad Tamizę wybrał się przez takie jego widzi mi się. Ubrał się w typowe ubrania nastolatka w jego wieku. Czemu? Po co miał zwracać uwagę na siebie? Przydługa bluza, czapka na głowę, lekko podarte dżinsy i stare trampki to wszystko co pozwoliło mu się wpasować w tłum. Do tego ubrał okulary przeciwsłoneczne, żeby nie każdy musiał napotykać jego prześladujący wzrok. Nad Tamizę poszedł, bo brakowało mu takiej bliskości natury. W Hogwarcie miał ją na co dzień, a Londyn był na tyle zatłoczony, że pozostawało mu tak jak dziś spacerować nad brudną Tamizą wśród porozrzucanych śmieci dookoła dróżek.
Ciężko byłoby nie przyznać, że Corta również była specyficzna. Przynajmniej na swój sposób. Generalnie nie lgnęła do ludzi, bo ceniła sobie chwile samotności, choć nie przeszkadzało jej to w tym, by spędzać chwile również z znajomymi czy przyjaciółmi. W więziach się angażowała, ale dla przeciętnych, zwykłych osobowości potrafiła być dość oschła, jakby na dostanie od niej szansy trzeba było sobie zasłużyć. Była czarownicą, czystokrwistą, która przez to w wielu aspektach nie potrafiła zrozumieć mugoli. Lubiła jednak fakt, że mieli oni czas na to, by chodzić z miejsca na miejsce, a nie wygodnie się teleportować. Bo, może nie wszystkim mugolom było to na rękę, ale starali się planować dnie tak, by zagospodarować czas na te przyjemności. Dla Corty była to pewnego rodzaju przyjemność, bo mogła iść, nie przejmować się nikim, myśleć i odpoczywać. Mieszkając w Londynie ciężko byłoby jej nie pozwiedzać przez to wielu miejsc. Ten dzień nie był jednak szczególnie udany. Nie chodziło już nawet o to, że wszystko, co chwytała, od razu się psuło, ani nawet o to, że miała wrażenie, że tępy ból uderza w jej głowę. Od razu jak wstała, miała wrażenie, że nadchodząca doba nie będzie najlepsza. Miała po prostu zły humor, tak trafiło. Nie musiała w końcu codziennie mieć nastroju do wszystkiego, prawda? A mając dość tego, że nic jej nie wychodziło, zdecydowała się właśnie na odprężający spacer, który tak bardzo lubiła. Nie przejmowała się za bardzo strojem. Zawsze ubierała to, co akurat podwinęło się jej pod rękę. Dzisiaj była to zwykła, biała bluzka, do tego luźna, bo trochę za duża, kurtka jeansowa oraz wysokie, czarne rurki. W dodatku czarne buty na wysokiej platformie, a jak. Lubiła wykorzystywać mugolskie elementy strojów, ale z pasowaniem tego do siebie było nieco gorzej. Mimo wszystko ciężko było jej wyczuć tę obcą modę. No ale, jakoś się tym nie przejmowa. Wędrowała wzdłuż rzeki, która przyjemnie szumiała. To jej zupełnie odpowiadało. Mogła wyłączyć myśli, nawet jeżeli wokół był tłum. Ludzie nie przeszkadzali jej, dopóki nic od niej nie chcieli. Przynajmniej teraz. Po prostu potrzebowała tej chwili dla siebie. No, nie spodziewała się, że ten spokój dość szybko zostanie zakłócony… Nie uważała za bardzo, przez co nawet nie zwróciła uwagi, kiedy wpadła na jakąś osobę, dość mocno ją potrącając… choć w jej odczuciu i ona została potrącona. Skąd jednak mogła wiedzieć, że to jej wina? Wyłączyła się zupełnie, a teraz była pewna, że to wina… Rozejrzała się wokoło… O, właśnie tego chłopaka! Popatrzyła na niego wrogo, może nawet z niechęcią. -Głupi mugole, cholera – warknęła pod nosem. -Po tylu latach praktyki mogliby chociaż chodzić prosto.
W swoim - jak na czarodzieja - krótkim życiu spotkał wiele. Ludzie często go wyzywali od odludków i dziwolągów. Tylko dlatego, że nie lubił błyszczeć w towarzystwie tak jak inni. Nie chodziło o to, że nie potrafił. Rozmawiać umiał nawet lepiej niż inni. Potrafił być duszą towarzystwa. Często zdobywał ludzi nietuzinkowymi podtekstami. Ale nie robił tego za często. Uważał, że to głupota. Próbować dopasować się do towarzystwa. Jeśli znajdzie kogoś godnego siebie to czemu nie. Ale przecież nic na siłę. Tym razem jednak sam się zaskoczył. Spacerując nad Tamizą można spotkać wiele osób. Raz widział człowieka, który przebierał się za wampira. Chyba tak. Ludzie na prawdę są ignorantami. Gdyby tylko wiedzieli jak w życiu jest na prawdę. Tym razem jednak nie było mu do śmiechu. Nawet nie zauważył jak na kogoś wpadł. Usłyszał tylko jakieś wyzwiska od mugoli. Tego mu jeszcze brakowało. Widać, że do czynienia ma z ignorantką. - Na Merlina - zaklął cicho pod nosem i otrzepał się cały. Zachował się co najmniej, jak ktoś wrzucił go do wielkiej kałuży błota. Brrr. Nienawidził brudu i na samą myśl o tym przeszły go ciarki. Po chwili popatrzył na sprawczynię całego zdarzenia. Był przekonany, że to ona jest prowodyrem całej tej sytuacji. Przecież on szedł tak jak powinien. Ignorantka.. - Jak Ty mnie nazwałaś? - zapytał zniesmaczony. Wyraz twarzy przypominał mu zmieszanie. Zachowywał się, jakby nie wiedział o co jej chodzi. Przecież to jej wina. Jeszcze na niego skacze z pretensjami!
W zasadzie Corta chciała już iść dalej. Po prostu pomarudziła trochę pod nosem na niego, by ruszyć w swoją stronę, bo choć zdarzały już jej się takie sytuacje, nikt nigdy nie reagował, zdziwiony tym nieznanym mu słownictwem. A ten co? Oczywiście zamiast iść dalej, to się do niej zwraca. Aż uniosła nieznacznie brwi z zdziwienia. -No, w sumie to niezbyt ważne… Nazwałam Cię durniem, bo nie umiesz chodzić, ale poza tym… - Rozłożyła ręce z bezradną miną, jakby nie miała już na to wpływu, a jej słowa były oczywistą oczywistością. Zastanawiał ją jego zniesmaczony wyraz twarzy, choć kto wiedział tych mugoli. Nieznane słowa, które brzmiały tak podejrzliwie, mogli rozumieć jako coś obraźliwe, stąd ta mina. Choć miała naprawdę zły dzień, by o tym teraz rozprawiać. Jakoś szczególnie nie obchodziło ją, co on sobie tam myśli. Niech chodzi po prostu prosto, a nie wpada na przypadkowe osoby, które mija po drodze. A potem nie stać go nawet na przeprosiny! -Po prostu chodź prosto i wszystko będzie w porządku – mruknęła z nutą złości w głosie. Sama nie wiedziała dlaczego, ale nie potrafiła nad tym panować. Był poniekąd ofiarą, na której trochę się wyżyła, choć być może to złe słowo. Jeszcze była opanowana, tylko trochę ukazywała swoje negatywne emocje. Poza tym… No, cóż, jeżeli poszłoby to dalej, to rzeczywiście mogłoby być gorzej i rzeczywiście by się wyżyła, ale póki co… Szkoda czasu na mugoli.
Gdyby tylko nie patrzyła na czubek własnego nosa wiedziałaby o co mu chodzi. Trochę kultury jeszcze nikomu nie zaszkodziło. Wiedział, że ona jest czarodziejką. Usłyszał słowo mugol z jej ust. Byle kto tego nie mówi, zwłaszcza z taką zawiścią. Na bank chodzi do Slytherinu. W jego domu tylko byli tacy jak ona. Sam zachowywał się podobnie, z wyższością. Nie nawiązywał do pochodzenia. Bardziej wywyższał się nad wszystkimi głąbami jakich spotykał. Nienawidził wręcz głupoty. No i co mu z tego przyszło? Wściekał się na głupotę całego świat i nie przynosiło mu to nic dobrego. Ta dziewczyna chyba też była głupia. Chociaż nie zależało mu na tym, żeby go poznała. Powinna jednak wiedzieć, jak wyczuć czarodzieja. W końcu od każdego bije w jakimś stopniu magia. Po co ma jej zresztą to ułatwiać? Niech myśli, że jest mugolem. Nieźle się zdziwi we wrześniu. - Ty nie patrz na czubek własnego nosa, damulko. - powiedział do niej z jadem w głosie. Nie cierpiał takiego unoszenia się względem niego. Zazwyczaj ludzie unosili się przy nim, bo nie miał wielu przyjaciół. Głąby. Co oni wiedzieli o życiu? Jeden przyjaciel wiosny nie czyni.
Corta nieznacznie się skrzywiła. Co prawda nieraz zdarzało jej się specjalnie kogoś prowokować, bywała złośliwa, często też kogoś wprost krytykowała, czy prawiła mu niemiłe wiązanki, gdy zaszedł jej za skórę. W takiej sytuacji jednak od razu poszłaby dalej, bo była zdecydowanie bardziej obojętna i chłodna. Tym razem, w tym dniu, niestety nie potrafiła tego tak zostawić. No, o ile na początku była okazja do zostawienia tak tego, teraz już zaczęło się to rozwijać. Słowo „damulko” zabrzmiało tak jadowicie z jego ust, że nie potrafiła ukryć zdziwienia. No nie, brakowało tylko, by mugol ją przezywał. -Ciekawe kto tu patrzy na czubek własne nosa – prychnęła, zakładając ręce na piersi. No, no, powoli zaczynała się na nakręcać, a to źle wróżyło. –Damulką możesz nazywać swoją przyjaciółkę czy dziewczynę, ale nie mnie, którą sam popchnąłeś na ulicy. Co za facet – mruknęła kąśliwie. Mimo wszystko pohamowała się, by nie powiedzieć czegoś więcej. Nie, nie, nie będzie tracić czasu na zwykłego mugolskiego chłopaka. Co to, to nie. Szczególnie, że był taki niemiły już na dzień dobry. Na co on jeszcze w ogóle czekał? Mógł ją przeprosić i po prostu iść dalej, a nie… Nie podobał jej się jego stosunek do niej, po prostu. No bo mimo wszystko, chociaż trochę kultury, no nie?
Podziwiał czasami ludzi, którzy z błahostki potrafili zrobić problem wręcz międzynarodowej rangi. Jakby od tego miało zależeć przeznaczenie złóż ropy w Azji, albo los całej Europy Zachodniej. Sam problemy rzadko traktował serio. Nie potrzebował kreować sobie samemu problemów, które zazwyczaj i tak go nie dotykały. Jedyne co w życiu go mogło poruszyć to cokolwiek związanego z rodziną. Do tego Matt był bardzo przywiązany. Może nie okazywał uczucia ani przy bliskich, ani w ogóle ale wiedział, że to jedyne co może go zmienić. Więc dlaczego miałby się przejmować jakąś młodą dziewczyną? Do tego tak zapatrzoną w siebie, że nie akceptowała jakiejkolwiek krytyki na swoim punkcie. Matt nie rozumiał tej dziewczyny praktycznie w ogóle. Sama na niego wpadła i jeszcze śmiała do niego odnosić się z wyższością. No tak, nazwała go mugolem! Chyba ciężko by jej w takim razie było jakby ją ktoś upokorzył? Ciekawe czy ktoś kiedykolwiek udawał, że jest mugolem. Może jemu się uda? Popatrzył na nieznajomą i już wiedział co ma zrobić. Uśmiechnął się zalotnie i zaśmiał. - Wybacz. Mam zły dzień. - powiedział i podrapał się po włosach. Dobrze, że miał okulary przeciwsłoneczne. Nie musiała chyba widzieć jak przypatrywał się jej twarzy. - Dasz się przeprosić? - dodał po chwili. Miał zamiar dodać jeszcze, że chyba jest wróżką, bo go oczarowała, ale po tym mogłaby zacząć się czegoś domyślać. Na co mu to było? Niech troche pogra w jego 'gre'.
Jej ignorancja miała więc mieć swoją cenę. Nie przypuszczała nawet, że mogła wpaść na czarodzieja – w końcu to takie oczywiste, że gdy wychodzi poza miejsca magiczne, spotyka samych mugoli. A ten chłopak? Z wyglądu wyglądał przecież zwyczajnie, nie wyróżniał się. Z resztą, po jaką cholerę jakikolwiek czarodziej miałby iść tutaj na spacer? Oni mieli inne środki transportu. Teraz, kiedy założył maskę, już w ogóle nie doszuka się jego prawdziwej natury. Przynajmniej na razie. Westchnęła cicho, odgarniając zwinnym ruchem ręki włosy, które spadały jej na twarz. -To również nie jest mój najlepszy, jeśli mam być szczera – mruknęła, przyglądając się jemu uśmiechowi. Nie odwzajemniła go, gdyż bez powodu nie lubiła tego robić. Miała nadzieję, że w końcu będzie mogła ruszyć w swoją stronę, lecz wtem w końcu chłopaka olśniło i zechciał ją przeprosić. Aż uniosła nieznacznie brwi z wrażenia. –Zwykłe „przepraszam” wystarczy, wybaczę przecież. Jej głos w końcu stał się spokojny. Och, że też tyle nerwów z tymi mugolami. Żeby zrozumieli podstawy kultury, najpierw trzeba im bezpośrednio wytknąć ich błędy. Już nie będzie tego i tak roztrząsać, bo i po co, skoro sprawa zaczynała się stabilizować? Aż przejechała dłonią po twarzy, z czystą rezygnacją. Chyba nawet nieznacznie się uśmiechnęła, choć było to tak mało widoczne, że tylko jej znajomi, którzy spędzili z nią więcej czasu, mogli to zauważyć. Brak jej było sił na nieczarodziei, po prostu.
Przez chwilę mogło się wydawać, że i tak przyjmując przeprosiny nieznajoma jest arogancka. Jakby czuła się od kogoś ważniejsza. Podobno słońce świeci dla każdego. Swoją pyszałkowatość i wywyższanie wyniosła chyba z domu. Znał takich czarodziejów. Myśleli, że są nie wiadomo kim. A nie mieli do tego żadnych podstaw. Oczywiście nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Zawsze w kimś jest trochę dobra. Tylko trzeba je dostrzec. Jak można byłoby ją osądzać, żeby samemu nie być osądzanym? Każdy ma prawo do bycia takim jakim chce. Chociaż lepiej jest być tym dobrym. Ona chyba go zbywała. Jakby jego towarzystwo jej przeszkadzało. Chyba nie spotkała wiele osób na swojej drodze, które oparłyby się jej wpływom. Emanowała czymś takim, co pozwalało mu sądzić, że musi mieć wszystko czego chce. Może to chwila złości tak na nią wpływała. Właściwie w tym momencie sam nie był święty. - Lubisz okazywać wyższość? - zapytał jej wykrzywiając usta i marszcząc brwi w geście, który miał jej pokazać, że zastanawia się nad tym jaka ona jest na prawdę. Nie można oceniać ludzi po pierwszym spotkaniu. To trochę niesprawiedliwe. Ale co takie jest? Na pewno nie życie, oj nie.
Czy rzeczywiście go zbywała? Zdecydowanie. Nie dlatego, że szkoda jej było czasu na zwykłego mugola. Była taka z natury – mało komu pozwalała na dostęp do jej osoby. Pełna obaw i nieufności, zdecydowanie trzymała ludzi na dystans. W końcu jednak myśl o tym, by „iść stąd jak najszybciej, proszę, błagam, nie chcę tu już dłużej stać”, ustąpiła miejscu ciekawości, dlaczego ten chłopak ciągle kontynuuje rozmowę. Jakby z jakiegoś powodu chciał ją ciągnąć jak najdłużej, jakby chciał się… czegoś dowiedzieć? Coś osiągnąć? Nie wiedziała, choć może ten zalotny uśmiech sprzed paru chwil był dość jednoznaczny… W zasadzie musiała się dowiedzieć, o co chodzi, gdy teraz zwróciła już na to uwagę. Gdy ją to zaintrygowało. Teraz już o tym nie zapomni, o nie. Wejdzie w grę, której zasad nie zna, do której nawet nie ma pewności, że się toczy. Nawet nie zdefiniowała tego w głowie jako „gra”, raczej bardziej jako pewnego rodzaju skomplikowaną sytuację, którą chciała po prostu rozwiązać. -Nie mogę powiedzieć, że nigdy jej nie podkreślam – powiedziała nieco zamyślona. Jej brew nieznacznie drgnęła, unosząc się wyżej. –Chyba każdy ma swoje niedoskonałości, a pokaż mi kogoś, kto choć raz w życiu jej komuś nie okazał. Generalnie jednak to, co definiujesz wyższością, ja widzę jako zwykłą ostrożność.
Cholera. Była całkiem mądra. Próbował ją przewyższyć. Czasami jednak fajnie spotkać kogoś, kto umie się wybronić. I wie dlaczego jest taki, a nie inny. Sam często wywyższał się na innych. Ona tego nie wiedział, ale on jak najbardziej. Nie wierzył w ludzi, którzy nie potrafili go zrozumieć. Albo chociażby przeciwstawić się jego zarzutom. Dawno nie miał do czynienia z kimś takim. To chyba komplement. Tym ciężej będzie mu ją wykorzystać. Kluczem do tego wszystkiego była ciekawość i zaufanie. Jak widać musiała chcieć wiedzieć o nim coś więcej skoro dalej sobie nie poszła. A zaufanie zdobędzie przy okazji. To chyba nic trudnego. - Całkiem nieźle potrafisz się tłumaczyć. - powiedział i uśmiechnął się. Nie przyzna jej się, że sam okazuje innym wyższość. Przecież ona myśli, że jest zwykłym mugolem i mogłaby go wyśmiać. Aczkolwiek nie musiałaby. - Dlaczego jesteś taka ostrożna? - zapytał po krótkiej chwili. Nagle zdał sobie sprawę, że nie jest całkiem odważna i zachowuje w sobie jakieś pierwiastki, które odpowiadają za obronę. W głębi duszy każdy się czegoś boi. Najtrudniej jednak znaleźć to coś. On też miał wiele sekretów. Nie chciałby, żeby ktoś się o nich dowiedział. Za nic na świecie.
Więc targnęła w to dalej. Zastanawiały ją te ciągłe pytania, choć nie miała pojęcia, czy strzela nimi przypadkowo, czy może wszystko analizuje, a dopiero potem je zadaje. Wydawało się jednak, że waży słowa. To było dość niezwykłe jak na mugola, choć zdarzali się i tacy – mimo wszystko wszędzie trafiały się mądrzejsze jednostki, czy to w królestwie zwierząt, wśród mugoli czy czarodziei. Zaczynała kłonić się do zdania, że chłopak był zupełnie przypadkowy, wcale niczego od niej nie chce, tylko… taki już jest. Lubi zagadywać, gdy już nadarzy się okazja, bo słowa mają dla niego dość duże znaczenie. Nie znała go. Nie potrafiła go dlatego dobrze ocenić, bo po prostu go nie znała. Zawsze tworzymy analizy na temat osób, które dopiero co poznajemy - potem okazuje się, czy były błędne, czy też prawidłowe. -Odpowiadam na pytanie, ni mniej, ni więcej. – Uśmiechnęła się nieznacznie. –Wiesz, chyba taką mam naturę. Ostrożności nigdy nie za wiele, prawda? W zasadzie robisz dokładnie to samo, może nawet nieświadomie. Gdybyś był nieostrożny, to mówiłbyś więcej o sobie. W zasadzie całą rozmowę skupiasz na mnie, odwracając temat od Ciebie, a tym samym nie zdradzając się z żadnych informacji. To także jest ostrożność, prawda? Przyglądała mu się uważnie, chcąc wychwycić jakieś zmiany na twarzy. Ciekawe, co teraz jej odpowie?
Niektórzy rodzą się ostrożni. Nie lubią działać w rozmachu i przy blaskach fleszy. Rozmach często wywiera presję na ludziach. Czy był ostrożny? Może w głębi duszy. Bardziej nie chciał zwracać na siebie uwagi. Każdy mądry człowiek powinien tak robić. Po co się wyróżniać ze swoją szczególnością? Większość osób tylko to wykorzystuje - jak nie dla własnej korzyści materialnej to chociażby do przebywania w Twoim towarzystwie. Głęboko wierzył, że sam jest jedyny w swoim rodzaju. Co mu innego pozostało? Każdy musi w coś wierzyć. Jedni wierzą w Boga, inni wierzą w przyjaciół, a on wierzył w siebie. Przynajmniej wiedział, na co go stać i się nie zawodził. - Ja bardziej unikam rozgłosu. Nie każdy musi wiedzieć kim jestem. - powiedział do niej i głęboko się nad tym zastanowił. Może zrozumie o co mu chodzi po dwóch zdaniach ale chyba lepiej tłumaczyć coś za wczas. - To tak jakbyś miała nowy komputer. Kupujesz go dla siebie, żeby sama z niego korzystać. A nie rozpowiadasz rodzeństwu jaki to nie jest ekstra, bo będą Cię męczyć, żeby z niego korzystać. Logiczne, prawda? - dodał po chwili wcielając się w rolę pospolitego mugola. O tak. W tym momencie będzie musiała uwierzyć, że jest zwykły i przeciętny. Przynajmniej dla kogoś takiego jak czarodziejka.
Zabawne, że już coś ich łączyło, choć nawet nie mieli o tym pojęcia. Jeżeli Corta miała wybór, to zdecydowanie wolała stawać po kątach, byleby uniknąć zwrócenia na siebie uwagi. Wiedziała, że ludzie lubią wykorzystywać innych, a gdyby miało ją otaczać jeszcze więcej fałszywych osób, to czułaby się już zupełnie przez to zagubiona. Niektórych oczywiście dopuszczała do siebie, ale zawsze, naprawdę zawsze, pozostawała za jakąkolwiek barierą, choćby miała być chuda i krucha, to bez niej czułaby się naga, zupełnie obnażona przed kimś, kto, nieważne jak bliski, nie był nią, nie miał więc prawa jej w ten sposób znać. W stu procentach ufała tylko sobie, wierzyła tylko w siebie. -Nie musisz tłumaczyć. – Pokiwała głową, choć nie do końca zrozumiała ten przykład. Nie wiedziała, o co do końca chodzi, ten cały komputer. Ale nie miała potrzeby dochodzić tego, bowiem zrozumiała, co ma na myśli. –W tym wypadku wychodzi na to, że uważasz siebie za pewnego rodzaju skarb, nie mylę się? Znasz swoją wartość, wiesz, że nie jest mała, lecz zamiast się nią afiszować, wolisz ją ukrywać przed innymi – podsumowała zgrabnie, przykładając palec do brody. Temat schodził w końcu na chłopaka, a to dobrze. Umiała dość dobrze manipulować tematami, szczególnie wtedy, gdy zbyt długo utrzymywał się przy jej osobie. Słowa zaś od zawsze grały dla niej dużą rolę, dlatego też dość szybko nabyła umiejętność zabawy nimi.
Pierwszy raz w swoim krótkim życiu spotkał kogoś, kto rozumiał jego tok myślenia. Może był lekko egoistyczny, ale to czyniło go tak wyjątkowym. W głębi duszy nie miał w sobie wiele z egoisty. Tylko tyle, że przekładał swoje dobro nad innych. I to nie zawsze. W życiu jednak trzeba być egoistom, żeby nie skończyć z niczym. Takimi prawami rządzi się dzisiejszy świat. W pewnym momencie zdał sobie sprawę, że dziewczyna zgrabnie zmieniła temat. Widać, że wie jak to robić. Zrozumiał też, że od dobrej chwili stoją w miejscu jak mury Hogwartu. Nie po to chyba tu przyszedł. Jedyne co mu przeszkadzało to stagnacja. Uwielbiał progres. Całe życie iść do przodu. Chyba o to w nim chodzi? Zerknął dziwnie na nieznajomą i się uśmiechnął. - Może gdzieś się przejdziemy? Męczy mnie to stanie w miejscu. - powiedział obserwując jej twarz. Wydawała mu się znajoma. Musi być z tego samego domu. Patrząc na jej charakter nie sądził, żeby znał kogoś takiego na swoim roku. Dziwne, że nie spotkali się jeszcze. Ale to może i dobrze. Nie mógłby teraz pokazać jej kto jest lepszy. Nie robił tego z zemsty. Po prostu chciał. Postawił sobie takie wyzwanie. Nie ma serca? Cóż. Nie każdy je ma.
Nie zmierzała w żadnym konkretnym kierunku, w końcu trwały wakacje, a w odróżnieniu od mugoli, którzy to potrafili całe dnie przesiadywać na „komputerach”, ona właśnie wychodziła na zewnątrz, by tak pospędzać czas. Mogła odmówić, znaleźć jakąś wymówkę, ale ciągle była ciekawa – w końcu połknęła haczyk, który od zarzucił, zupełnie nieświadomie. -Możemy, takie stanie nie jest najlepszą rozrywką – przyznała, zaczepiając kciuki o kieszenie swoich spodni. Robiło się coraz bardziej interesująco, choć wątpiła, by osoby trzecie, poza nią i nim, to zauważyły. Tym razem to on uciął temat i nie wątpiła, że zrobił to świadomie. Czyżby prowadził podobną taktykę do jej? Gdy mógł, to uciekał od rozmów o sobie? To by znaczyło, że odnalazła kogoś poniekąd do niej podobnego. Człowiek ma jednak tyle cech i przyzwyczajeń, że zawsze czymś dzielił się z innymi, czy to preferencją picia zimnego kakao, czy właśnie unikania wypowiadania słów o sobie. Ruszyła więc, nie widząc powodu, dla którego dalej miałaby stać. Niech ich gdzieś zaniosą nogi, co tam. Mimo wszystko fakt, że wchodziła w taką relację z mugolem, nieco ją niepokoiła. Czym sobie zasłużył, że dla niego była w stanie świadomie poświęcić więcej czasu? Ech, niech już się dzieje. Trochę urozmaicenia się przyda. -Nie szedłeś w jakieś konkretne miejsce? – zapytała uprzejmie, wiedząc, że mugole raczej rzadko wychodzą na spacery dla czystej przyjemności. Nie mieli na to czasu, bo żyli szybko, a gdy znaleźli parę minut na przyjemności, to je zawsze marnowali. Przy okazji po raz kolejny pytanie dotyczyło jego, a to było wygodne, mimo wszystko.
Trzeba było powiedzieć, że była całkiem cwana. Zgrabnie unikała jakiegokolwiek tematu, który dotyczyłby jej osoby. Może na prawdę nie była taka zła? Niedocenienie 'przeciwnika' to największy błąd jaki można popełnić. A w życiu trzeba założyć, że każdy jest naszym przeciwnikiem. A to, czy traktował innych tak jak nakazywało mu sumienie to jego prywatna sprawa. Sam osobiście nie miał nic przeciwko niej. Widząc jak dziewczyna zaczyna iść w bliżej nieokreślonym kierunku zdziwił się. Zazwyczaj sądził, że ludziom, czy też mugolom, czy czarodziejom, nie chce się już chodzić bez celu. Przez chwilę odezwał się jego męski pierwiastek i obejrzał dziewczynę od góry do dołu. Całkiem ładna. Jednak szybko wyleciało mu to z głowy. Powoli ruszył za nią. Zrównując się w kroku przypomniał sobie o czymś.l - Przepraszam, zapomniałem o kulturze. Matt. - powiedział zerkając na nią i wyciągając rękę. Czemu przedstawiał się dopiero teraz? Może dlatego, że wcześniej miałaby gdzieś to jak się nazywa. - Biegałem. Dla zdrowia. Jakbyś nie była tak rozkojarzona to byś wiedziała. - dodał po chwili i się zaśmiał. Nie był może to najlepszy atak na nią. Ale chociaż zaczął mówić o niej, a nie o sobie. To może być dziwna znajomość. Jak tak dalej będę unikać rozmów o sobie to jego plan może się ziścić szybciej niż sądził.
O tak, niedocenianie przeciwnika to największy błąd. Corta o tym zupełnie zapomniała, bo nie patrzyła na niego przez ten pryzmat. Choć momentami zapisywała w głowie informacje o tym, że odwraca temat od siebie, było to dla niej tak naturalne, że zapomniała, że innym nieczęsto zdarza się tak samo niechętnie rozmawiać o samym sobie. Może można to było zrzucić na jej poczucie wyższości? Jako czarownica tym bardziej nie chciała wdawać się w rozmowę o sobie, bo w końcu całe jej życie opierało się na magii. On, jako mugol, żył w zupełnie innych standardach. Łatwo mogła popełnić wpadkę, powiedzieć coś, co dla mugoli wcale nie jest tak naturalne, jak dla niej. W dodatku fakt, że nie miała zielonego pojęcia o prawdziwym mugolskim życiu sprawiał, że miała wrażenie, iż porusza się po najprawdziwszym polu minowym. Skupiła się więc tak bardzo na tym, by się nie zdradzić, że zupełnie wypadło jej z głowy, że i on mógł coś ukrywać. W końcu to przeciętniak, prawda? Prawda! A w takim razie nie dopatrzyła się w jego osobie niczego niepokojącego, przynajmniej na razie. -Czysta formalność – powiedziała, uśmiechając się nieznacznie i pojadając mu dłoń. –Cortacesped. Miło mi, zupełnie serio. Powtórzyła sobie jego imię jeszcze raz w głowie, wiedząc, że ma tendencję do ich szybkiego zapominana. W zasadzie zaskoczyło ją, jak atmosfera nagle się zmieniła. Na początku przecież pałali do siebie niechęcią, a teraz… -To rzeczywiście całkiem zdrowe. Biegasz dla przyjemności, czy może forma jest Ci potrzebna, no nie wiem, do jakichś ćwiczeń, treningów? – Uwagę o niej puściła mimo uszu. Miała jednak problem z formułowaniem pytań, by się nie odkryć co do tożsamości… Niewiedza bolała. Ciężkie życie czarodzieja.
Całe szczęście, że Matt lubił obserwować innych. Wiedział co zazwyczaj robią mugole i jak się zachowują. Większość czynności jakie wykonują są czymś wymuszone. Jedni biegają, bo są za grubi. Inni ćwiczą, bo są za chudzi. Rzadko spotykał takich, którzy robili to dla przyjemności. Chyba w ogóle nie wiedzieli jak czerpać radość z życia. Wydawało mu się, że są ograniczeni. Boją się wysunąć nos z własnego domu jakby czekało tam na nich coś złego. Zdziwiło go to, że zapytała go o tak banalną rzecz. Nie było to właściwie nic tak prywatnego. Spodziewał się innego rodzaju pytań. W pierwszej chwili nie wiedział co ma odpowiedzieć. Chyba lepiej jak uda przeciętnego mugola i powie jej, że biega bo musi. Uda jakąś chorobę. Niech się jeszcze trochę przez niego pomartwi! - Wiesz co, to trochę prywatne.. Muszę biegać, żeby podtrzymać jakoś zdrowie. - powiedział uśmiechając się słabo z najbardziej przejętą miną jaką mógł zrobić. Był wredny. To nie ulegało wątpliwości. Ale chyba tak w dzisiejszych czasach wywołuje się poczucie winy? Żeby złagodzić lekko sytuację postanowił tym razem zadać bardziej prywatne pytanie. Miał nadzieję, że w końcu Cortacesped się przed nim otworzy. Lubił czytać z ludzi jak z książki, a ona mu w tym nie pozwalała. Chyba była warta całego wysiłku. W przeciwnym wypadku straci sporo czasu, który poświęci na rozpracowanie jej. - Trudne imię do wymówienia. Nie jesteś stąd? - zapytał i uśmiechnął się lekko. Zalatywało mu latynoską krwią. Znaczy, że miała charakter.