Dział Ksiąg Zakazanych znajduje się na samym końcu hogwarckiej biblioteki. Potężne kraty bronią dostępu do ksiąg, które są zakazane dla uczniów i studentów ze względu na różne czynniki - skomplikowane treści, nielegalne tematy czy chociażby unikatowość. Aby mieć możliwość przedostania się do Działu, należy posiadać pisemną zgodę dowolnego nauczyciela bądź bibliotekarza, którą weryfikuje zaczarowana brama. Jeśli wszystko się zgadza, w bramie pojawia się dziurka od klucza, którego pilnują pracownicy biblioteki. Książek zwykle się stąd nie wynosi; najlepiej czytać je na miejscu, ponieważ spora część z nich jest dodatkowo zaklęta lub nawet spięta łańcuchami, o co dbają pracownicy biblioteki. Istnieje katalog ksiąg znajdujących się w tej części biblioteki, jednak zwykle uczniowie i studenci nie mają dostępu do jego całości, a prędzej wybranych stron dotyczących konkretnej dziedziny magicznej lub nawet dokładnego zagadnienia - czyli do tego, co zostało skonsultowane z nauczycielem.
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela lub bibliotekarza – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Niezbyt często pełniłem dyżury na korytarzach – niezależnie czy to dzień, czy noc, miałem na głowie małe córki i pracę naukową, zaś dyrekcja była w tej kwestii bardzo liberalna i pozwalała na to bym skupiał się na nauczaniu i życiu rodzinnym. Byłem naprawdę wdzięczny nauczycielowi i innym nauczycielom, że ułatwiali mi życie i łączenie kariery zawodowej wraz z opieką nad moimi wspaniałymi córeczkami. Wszystko to jednak sprowadzało się do tego, że w nocy rzadko bywałem na terenie szkoły i chyba, że potrzebowałem skorzystać z jakichś pomocy naukowych, niedostępnych u mnie w domu – w tej kwestii życie w Czechach było wygodniejsze, niemniej nie zamierzałem narzekać, bo w Anglii mimo wieloletniej nieobecności czułem się naprawdę dobrze, wydawało mi się, że wręcz jak w domu. Tej nocy postanowiłem jednak złamać mój zwyczaj i wybrać się w nocy do Hogwartu – pisałem ważny artykuł dotyczący relacji pomiędzy przyrządzaniem eliksirów czarnomagicznych, a ruchami planet. Wiedziałem, że w hogwarckich zbiorach znajdę odpowiednią pozycję, która pomoże mi uzupełnić informacje. Po krótkim upewnieniu się, że skrzat pilnuje dziewczynek udałem się śpiesznym krokiem w stronę zamku, a następnie do biblioteki. Od razu pokierowałem kroki do Działu Ksiąg Zakazanych, gdzie zamierzałem znaleźć odpowiednią pozycję. Z rozrzewnieniem wspomniałem czasy, w których skradałem się tutaj bez wiedzy nauczyciela, aby przygotować się do płatania kolejnych figli. Dziś byłem mądrzejszy i miałem świadomość jak niebezpieczne zbiory skrywa ten dział, z drugiej jednak strony cieszyłem się szerokim dostępem do informacji, o których nie śniło mi się za dzieciaka. Przechadzając się pomiędzy półkami usłyszałem dwa kobiece głosy – początkowo myślałem, że to nauczycielki, szczególnie sądząc po tym, że dosłyszałem wzmiankę o wieczystej przysiędze. Nie skupiałem się na tym co mówiły będąc zajętym własnymi poszukiwaniami, jednak po chwili dotarły do mnie głosy o szkolnej wiedzy i wzmianki o ojcu – nie miałem pojęcia o czym kobiety rozmawiają, ale urywki, które do mnie dotarły bez wątpienia świadczyły o tym, że żadna z nich nie jest nauczycielką. Miałem ochotę uderzyć się z rozpędu dłonią w twarz, bo dziewczęta nawet nie usiłowały porządnie się ukryć – ja w czasach szkolnych zawsze gdy się wymykałem dbałem o odpowiednie zabezpieczenie, chyba że sam chciałem wpaść i stracić punkty dla mojego domu. Wszystko wskazywało na to, że moje poszukiwania musiały poczekać. Kierując się za głosem dziewczyn przeszedłem powoli dwa regały dalej, starając się stąpać tak cicho by mnie nie usłyszały. Gdy w końcu doszedłem do celu moim oczom ukazały się dwie Ślizgonki. - Panno Rowle, panno Harlow – rzuciłem zaskakująco poważnie - Możecie mi powiedzieć, co na na spocone gumochłony, robicie tu w środku nocy? Zmierzyłem obie dziewczyny dochodząc do wniosku, że może warto zrobić sobie z nich żart. Nabrałem poważnej, lekko skwaszonej miny osoby zniesmaczonej istnieniem jakiegokolwiek życia, tak aby jak najbardziej przypominać mojego brata. Całej sytuacji sprzyjał fakt, że byłem ubrany wyjątkowo schludnie, a przy okazji wiedziałem, że Edgar nas nie zaskoczy, gdyż tego dnia miał wieczór autorski.
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Przechadzanie się po szkolnych korytarzach nigdy nie należało do moich ulubionych obowiązków, nawet za czasów szkolnych. Obowiązek patrolowania korytarzy rzadko kiedy miał większy sens. Rash miał wrażenie, że Hogwart od zawsze miał w swoich murach uczniów, którzy nie przejmowali się regulaminem na tyle, aby prędzej czy później znaleźć się nocą poza dormitoriami. I robili to wciąż i wciąż, niezależnie od liczby przydzielonych szlabanów. Chyba jeszcze nie zdarzyło się, żeby Rekinowy szlaban faktycznie odwiódł kogoś od szukania problemów po nocach. Kto wie, może kiedyś nastąpi ten moment? Nie łudził się, że właśnie dziś. Prawdę mówiąc, miał nadzieję, że nikogo dzisiaj nie napotka. Snuł się po korytarzach niewyspany i ewidentnie zmęczony. Jego bezsenność zaczęła osiągać punkt krytyczny. Przekroczenie tej granicy mogło nareszcie wepchnąć go do łóżka na wielogodzinny, regenerujący sen, albo sprawiłoby, że postradałby zmysły lub dostał halucynacji. Z jakiegoś powodu, Sharker uznał, że warto było podjąć to ryzyko. Po prostu miał już dość. Nie tylko tego, że niezwykle drażniło go wiecznie towarzyszące mu zmęczenie, ale także z uwagi na niemożliwość odpoczęcia od samego siebie. Od wspomnień wiążących się nierozerwalnie z tymi murami, a jakie w tym właśnie momencie stanowiły dla Rasheeda coś, co uwierało go jak nic innego. Aż chciałoby się wycelować różdżką w samego siebie i szepnąć, tylko raz szepnąć. Obliviate. Odejść wreszcie od tego wszystkiego. Od przykrych oddechów przeszłości wyczuwalnych na karku. Nie tylko od kobiet dzielących jego serce na kawałki, ale i od smutków dnia przedwczorajszego. O brutalnym morderstwie ojca, wieczystych przysięgach, jakie sam musiał składać. Był zmęczony życiem, w którym nie miał nawet grama spokoju. Dorósł czy po prostu się zestarzał? Trudno powiedzieć, a jeszcze trudniej wyjść z tego wszystkiego. Zamknięty w swojej szklanej pułapce, snuł się po świecie jak duch. Ledwie cień siebie samego sprzed lat. Natykając się w końcu na Davida, Emily i Claudine nawet nie wyraził zaskoczenia. Słyszał ich z daleka. Nie uszami, a cichym zmysłem pracującym gdzieś głęboko w nim samym. Nasłuchiwał legilimencją, chociaż nikogo konkretnie. To były jedynie niewyraźne szepty ich umysłów, tańczące gdzieś na samej granicy jego świadomości. Skupił się na nich silniej dopiero wówczas, gdy faktycznie objął ich wszystkich spojrzeniem. Davida, robiącego podejrzanie groźne miny, a także dwie uczennice, z których jedna wydawała się może nie tyle spłoszona, co rozumiejąca co zaraz ich czeka. A on, chociaż naprawdę w nosie miał punktację domową, nie mógłby sobie odpuścić okazji do ubarwienia sobie wieczoru. Skoro już i tak nie mógł spać, mógł coś ze sobą zrobić. Coś więcej, niż tylko odbyć kolejny spacer do pokoju węży. - Profesorze Fairwyn - mruknął zza pleców Davida, wtedy jeszcze nie zdając sobie sprawy z tego, z którym z nich tak naprawdę ma przyjemność. - Odprowadzę je do lochów, niech się profesor nie kłopocze. - Powiedział już głośniej, świdrującym spojrzeniem obejmując oczy Emily Rowle. Wyłącznie dlatego, że w jej umyśle słabym echem usłyszał coś, co go zainteresowało. Wieczysta przysięga. Czy ona nie mogła przestać go prześladować? Nie mógł uznać tego za zbieg okoliczności. Miał nadzieję, że to nie było jedynie jego lunatyczne wyobrażenie i kolejne jej myśli tylko potwierdzą to przeczucie. Nie był w formie, zakładał popełnienie błędów jeszcze zanim tak naprawdę poznał prawdę. - Rowle, Harlow proszę za mną. - Przerwał chwilową ciszę, chociaż jego słowa wcale nie były głośne. Kiwnął Fairwynowi i wycofał się z działu ksiąg zakazanych na korytarz, czekając aż dziewczyny pójdą jego śladem.
Harlow najchętniej wzięłaby ze sobą połowę zakaznego działu. Nie była orłem w nauce, ale ciekawością niestety przewyższała najbardziej zakutego kujona w Ravenclawie i bardzo chciała przeczytać wszystko, co też mogło się skrywać w tomach znajdujących się poza dozwolonym zasięgiem uczniów i studentów. Zaraz za pierwszą spakowaną książką wcisnęła do torby wysłużony atlas trucizn i składników trujących i już chciała w kuckach jak kaczuszka iść do następnego regału, kiedy drogę zastąpił jej posiadacz męskiego obuwia i eleganckich spodni. Powoli prześledziła spojrzeniem nogawki, kolana, krok i brzuch osobnika, by zaobserwować, że to przecież nauczyciel Astronomii i nieszczęsny pomiot lędźwi kogoś z rodziny Fairwynów. Aż zasłabła na myśl o tym, że to mógłby być Edgar więc z ulgą przyjęła nieco skwaszoną twarz przyjezdnego nauczyciela. - Jakto co, randkujemy. - powiedziała uśmiechając się z dołu z niewinnością pięcioletniego anioła i powoli podniosła się z ziemi. Plus w życiu był taki, że mogła przynajmniej próbować w takich sytuacjach operować swoim urokiem wili, jeśli miał się kiedyś w życiu rzeczywiście do czegoś przydać to właśnie najlepiej do wykręcania się z kłopotów. Uśmiechnęła się więc bajecznie do nauczyciela, gotowa wpatrywać mu się w oczy jak łania niewinna i czysta, kiedy ponad jego ramieniem dostrzegła zarys kolejnego gościa. Chuj strzelił cały ten cyrk bo zamiast kuć żelazo pókgorące, jej gęba wykrzywiła się w niezadowoleniu, a oczy przewróciły w czaszce tak bardzo, że aż ją w środku zabolało w głowie. No świetnie, więcej ich tu powinno przyjść - może w ogóle zebranie grona pedagogicznego! Słysząc swoje nazwisko wyplute ot tak przez Sharkera bo ani to profesjonalne ani byli kolegami, żeby tak po nazwisku. Po nazwisku to po pysku jak to mawiała Coralina na wspomnienie czego blondynka uniosła brwi wydymając usta i chrząknęła znacząco. Co za różnica, facet to facet. Rozkleiła usta w czarującym uśmiechu niewinnej anielicy i szukając wzrokiem spojrzenia rozmówcy uznała, że zamierza się z tej imprezy wykręcić tak szybko i lekko jak tylko będzie w stanie. Niestety, paskudna osobowość żmii to coś co niełatwo uciszyć szczególnie, kiedy miała w perspektywie kontynuowanie przeszperów w zakazany dziale. - Oczywiście, PANIE RASHEED. - powiedziała z przekąsem - Ledwie zaczął być nauczycielem już jaki ważny sie zrobił... - mruknęła niezadowolona. Pamiętała jeszcze czasy jak się jej starsza siostra, Koralina, uganiała za jego suchym tyłkiem kapitana drużyny z przekonaniem, że będą mieć piękne dzieci. Zbierało jej sie niezdrowo na tę myśl, bo ani pasował do Koraliny ani ona do niego, na chwile obecną jedyne co do niego pasowało to żeby sobie stąd poszedł.
Zaskoczył ją spokój Diny, bo sama była przerażona tym obrotem zdarzeń. Jednak nie miała paranoji, ale zdecydowanie za słaby słuch, skoro tylko wydawało jej się, że w oddali coś szemra, kiedy nauczyciel po sekundzie znalazł się tuż obok nich. Kręcenie się po dziale ksiąg zakazanych bez najdrobniejszego zabezpieczenia, nawet zaklęcia kamaelona, to była zwyczajna głupota i Emily zastanawiała się, kiedy zacznie lepiej myśleć nad tego typu cudownymi pomysłami. Z drugiej strony, co ktokolwiek robił tu o tej godzinie? Były cicho, wątpiła, żeby ktoś usłyszał ich z daleka, a nie spodziewała się kontroli tego miejsca o tak absurdalnej porze. Z drugiej strony uczniowie Hogwartu miewali różne pomysły i dobrze o tym wiedziała jako prefekt patrolujący w nocy korytarze. Spojrzała na nauczyciela, nie umiejąc zdobyć się na tak swobodna reakcje jak Dina. Przegryzła wargę i odszukała w głowie jakaś sensowna wymówkę. W zasadzie taka nawet istniała - z łatwością mogłaby wkopać dziewczynę, była tuż pod dyżurze, mogła tu wejść, widząc że ślizgonka kręci się w pobliżu i zareagować jak na prefekta przystało. Była zażenowana, że taka myśl w ogóle przyszła jej do głowy. Odrzuciła ją i zamiast tego liczyła, że Dnie uda się naprawić sytuację, bo zdecydowanie więcej miała w sobie tego slizgońskiego sprytu, który Emily gdzieś po drodze chyba gubiła. Kiedy usłyszała głos kolejnego nauczyciela, zaczęła się zastanawiać, czy to naprawdę jakiś żart, czy jej pech postanowił przypomnieć o swoim istnieniu. O tak absurdalnej godzinie chodziło się po korytarzach ledwo przytomnym, a nie było tak czujnym, a przynajmniej tak mogłoby się zdawać, bo już drugi nauczyciel w tym wielkim zamku zdołał znaleźć ich akurat w tym jednym miejscu. O ile jeszcze z jednym może dałoby się coś ugrać, albo wynegocjować chociaż niewielką karę, to dwójka zwiększała powagę sytuacji. Nie znała Rasheeda, ale był znacznie młodszy, więc może na stwierdzenie, że to on ich odprowadzi byłaby nawet spokojniejsza - w końcu nie powinien być tak surowy i zasadniczy. Jednak to czujne i dość intensywne spojrzenie jakie skierował tylko na nią, trochę ją zaniepokoiło. Znał ją? Tak to wyglądało, ale nie miała pojęcia, jakim cudem mógłby ją kojarzyć z czegoś innego niż że szkolnej ławki, w której była na ogół ambitną, ale raczej niewyróżniająca się uczennicą. Nie miała pojęcia o co chodzi, ale nie były w dobrej pozycji, żeby wdawać się w dyskusję. - Jak bardzo przechlapane mamy? - zapytała cicho dziewczynę, która zdawała się znać go lepiej. Szły kilka kroków za nim, ale spojrzała jeszcze przepraszająco do profesora Fairwyna i nie bez żalu opuściła te kopalnie nietypowej wiedzy, doskonale zdając sobie sprawę, jak mała jest szansa, że drugi raz odważy się na taką wycieczkę. Może bardziej przemyślaną? Póki co postanowila darować sobie szperanie w Hogwarcie.
/zt
Ostatnio zmieniony przez Emily Rowle dnia Pią 3 Sty 2020 - 11:43, w całości zmieniany 1 raz
Naprawdę nie miałem nic przeciwko drobnym, żartobliwym wykroczeniem, bo pamiętałem siebie z czasów szkolnych, niemniej to co dziewczęta robiły wiązało się raczej z czymś naprawdę niebezpiecznym. Gdyby któraś z dziewcząt chciała pomocy - nie tylko w kwestii rady, ale również ewentualnego podpisu na Dział Ksiąg Zakazanych to chętnie pomógłbym w tej kwestii. Byłem otwarty na problemy uczniów i w krótkim czasie udało mi się zdobyć zaufanie sporej grupy, więc załatwienie tego ze mną byłoby zdecydowanie wygodniejsze niż skradanie się w nocy po bibliotece, w najlepiej strzeżonym dziale. - W środku nocy pomiędzy półką dotyczącą błyskawicznego rozpruwania kogoś od środka, a regałem traktującym o siedemdziesięciu czterech najbardziej makabrycznych sposobach mordowania? - uniosłem brwi spoglądając na Dinę z pełną powagą, choć w gruncie rzeczy lekko zirytowała mnie jej buta - Niezmiernie romantycznie. Chciałem powiedzieć coś jeszcze, lecz wtedy poczułem dziwny zachwyt młodą Harlow. Zapewne trwałbym w nim jeszcze dłużej niż te kilka sekund i odpuściłbym dziewczęciu całkowicie, gdyby nie fakt, iż w korytarzu pojawił się asystent nauczyciela OPCM, który wyraźnie wytrącił Ślizgonką z równowagi. To dziwne, błogie uczucie natychmiast mnie opuściło i już wiedziałem, że dziewczyna użyła przeciwko mnie jakiejś magii - nie miałem pewności na co się zdecydowała, ale w gruncie rzeczy podejrzewałem urok wili, gdyż w przeszłości miałem nieprzyjemność paść ofiarą takiego czaru, zaś objawy były bliźniaczo podobne. Wściekłem się – to nie były już niewinne żarty, czy chęć przeżycia przygody podczas nocnej eskapady w zamku, ale jawna i niezwykle perfidna manipulacja, a tym rzecz jasna gardziłem do cna. Nie zamierzałem odejmować dziewczętom punktów za szukanie ksiąg, lecz takie zachowanie było w moim mniemaniu nieakceptowalne. - Dobrze – odparłem w stronę Sharkera - Będę wdzięczny jeśli wymierzy też pan odpowiednią karę. Już zamierzałem odejść w stronę mojego regału, lecz myśl o zachowaniu Ślizgonki wciąż była dla mnie niezmiernie upierdliwa. Podniosłem więc wzrok i spoglądając jej prosto w oczy dodałem. - Harlow, za ten numer, którego próbowałaś dwadzieścia punków – powiedziałem tak zimno, że aż sam byłbym w stanie się nabrać, że jestem Edgarem - Jeśli złapię cię na tym jeszcze raz to będziesz szorowała puchary w Izbie Pamięci do końca świata. Nie zamierzałem się tłumaczyć ani drugiej Ślizgonce, ani Sharkerowi – najważniejsze, że główna zainteresowana wiedziała co się stało i za co utraciła punkty. W gruncie rzeczy uważałem, ze i tak nie byłem szczególnie surowy, bo w mojej opinii używanie mocy do oszustwa było absolutnie niedopuszczalne. Nie mówiąc nic więcej skinąłem w stronę asystenta, a następnie wróciłem do moich książkowych poszukiwań. Trudno było mi się skupić na szukaniu odpowiedniej pozycji, bo w gruncie rzeczy zazwyczaj wierzyłem w uczniowską uczciwość, czy raczej przynajmniej brak perfidii podczas manipulacji. W końcu jednak wyrzuciłem Harlow ze swoich myśli i zabrałem się do pracy, aby skończyć moje zadanie jak najszybciej.
/zastanawiam się czy w środku nocy Dina poznała bliźniaczo podobnego brata Edgara po kroczu czy po brzuchu? XD
/zt
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Profesor @Alexander D. Voralberg w swojej wspaniałomyślności udzielił jej zezwolenia na wejście do działu ksiąg zakazanych, dlatego nie zamierzała zwlekać ani chwili dłużej i udać się tam na swego rodzaju rozpoznanie. Spakowawszy na szybko do torby jeden z obitych w skórę notatników i przybory do pisania, wyszła z dormitorium, upewniając się jeszcze czy aby na pewno pisemną zgodę od opiekuna z kieszeni swojej szaty. Całkiem szybko pokonała schody prowadzące na czwarte piętro, a następnie skierowała się do biblioteki i interesującego ją działu. Z fascynacją przyglądała się pozycjom widocznych na regałach. Z początku podchodziła do nich ostrożnie i z pewną dozą nieufności, ale w końcu zdecydowała się na to, by dotknąć kilku grzbietów i przeciągnąć palcami po wytłoczonych na nich zdobieniach czy też literach. Przeszła całą długość jednej z bibliotecznych alejek nim w końcu zdjęła jeden z woluminów z należnego mu miejsca i zaczęła go przeglądać w poszukiwaniu czegoś, co by ją zaciekawiło. Nie zamierzała się ograniczać w żaden sposób. Obrała sobie za cel zapoznanie się z literaturą traktującą o czarnej magii i nic nie mogło jej odwieść od tego zamiaru. Przewracała kolejne kartki, śledząc uważnie wypisane na nich ciemnym tuszem słowa. Wyglądało na to, że trafiła na idealny skrawek biblioteki. Rzut oka na tytuły znajdujące się w pobliżu takie jak Najczarniejsze Zakamarki Magii sprawił, że postanowiła rozbić niewielki obóz właśnie w tym miejscu. Torba wylądowała na podłodze, a dziewczyna siadła tuż obok niej, trzymając w ręku czytaną książkę. Właściwie po omacku otworzyła notatnik i sięgnęła po pióro. Wczytywała się w podane tam informacje, starając się pojąć wiedzę, którą autor książki zawarł w swoim dziele. Czas jakby przestał mieć dla niej znaczenie. Skupiła się w pełni na swoim zadaniu, czytając stronę za stroną. Obok niej utworzyła się mała grupka książek, które wcześniej ściągnęła z regału, by również je przejrzeć i poszukać w nich interesujących faktów oraz wiadomości. Zapewne wszystko przebiegałoby o wiele sprawniej, gdyby nie to, że musiała poświęcić nieco czasu, by chociaż w szczątkowej wersji przepisać niektóre fragmenty. Czasem wystarczyło jej jakieś proste słowo klucz, które mogłoby podziałać stymulująco i przypomnieć jej przeczytany ustęp z książki, czasem były to frazy, a innym razem równoważniki zdań. Choć i zdarzało się, że przepisywała niektóre urywki słowo w słowo, by nic jej nie umknęło. Większość treści dotyczyło raczej wszelkiego rodzaju teorii i rytuałów niż konkretnych zaklęć. Mimo wszystko Strauss natrafiwszy na jakieś cicho pod nosem szeptała inkantacje, na które się natknęła lub ćwiczyła odpowiedni ruch różdżki. Nie zamierzała nic rzucać, ale wolała sobie przyswoić zarówno odpowiednie słowa i gesty. Najważniejsza była jednak dla niej teoria. Tym bardziej, że Voralberg zapowiedział jej, że za praktykę w najlepszym wypadku może zostać wyrzucona ze szkoły, a mimo wszystko raczej wolała tego nie ryzykować. Zaczytywała się kolejnymi pozycjami, skupiając się nie tylko na obecnych w nich tekstach, ale i przyglądając się uważnie niektórym obecnych w nich ilustracjom. W przypadkach jakiś istotnych symboli, które ostrożnymi ruchami starała się przepisać do swojego notatnika z odpowiednią adnotacją z czym są one związane. Spędziła długie godziny w Dziale, przeglądając interesujące ją woluminy i wyławiając wśród nich najlepsze jej zdaniem zagadnienia. Nie miała czasu, by przeczytać je w całości. Niekiedy po prostu sprawdzała czy może znaleźć więcej informacji na dany temat w innej z książek. Dopiero, gdy pora była już późna, a ona zgromadziła odpowiednią liczbę notatek, które jeszcze pobieżnie przejrzała, mogła zacząć zbierać się do wyjścia. Oczywiście musiała wcześniej jeszcze przygotować dla Profesora Voralberga listę swoich czarnomagicznych lektur, ale to nie stanowiło dla niej większego wyzwania, bo nawet dla własnej informacji zapisywała po które z pozycji sięgnęła. Ot gdyby jeszcze kiedyś chciała do nich wrócić i doczytać coś więcej lub by po prostu wiedzieć, które już miała w ręce, gdyby chciała jednak skorzystać z czegoś nowego.
/zt i think
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
| ostatni dzień przed feriami. Finn wypił 1 porcję Felix Felicis oraz 1 porcję eliksiru niewidzialności oraz nałożył na swoje obuwie zaklęcie wyciszające kroki. |
Wybrał odpowiedni moment na przekradnięcie się do Działu Ksiąg Zakazanych. Wbrew pozorom nie był to późny wieczór przed zamknięciem biblioteki, a poranek, kiedy to pierwszy rocznik nauczania podstawowego miał tutaj zastępstwo. Zanim wszedł do biblioteki zastosował na swoje obuwie zaklęcie "Silienco vado" oraz z ekscytacją zażył jedną porcję Felix Felicis oraz eliksiru niewidzialności. Uczucie pływającego w żyłach szczęścia było nie do opisania. Zyskał bardzo silną pewność, że wszystko mu się dzisiaj uda. Przecież dopisuje mu szczęście, prawda? Mógłby zagrać w loterii i stać się najbogatszym człowiekiem w Wielkiej Brytanii, mógłby śledzić Nirah bez obaw o wykrycie czy zlecić Frytkowi popełnienie samobójstwa, choć tego ostatniego żałował, wszak oddał skrzata Rileyowi. Z ogromnym uśmiechem na twarzy (jakże doń nie pasującym) przekradł się do biblioteki. Dzięki niewidzialności nie miał z tym żadnych problemów. Bezszelestnym krokiem skierował się do Działu Ksiąg Zakazanych. Miał ochotę wzlecieć wysoko do górnych półek i zostać tu na tak długo aż nie pozna wszystkich interesujących go inkantacji. Szukał odpowiednich książek dobre piętnaście minut aż znalazł dwie w grubej, czarnej oprawie z tytułem "Zaklęcia zakazane". Przytulił je do klatki piersiowej niczym najdroższy skarb, a nieprzyjemne wibracje płynące z okładki odbierał jako słodką obietnicę potęgi. Pogładził grzbiet książki z niebywałą czułością, a jego błękitny wzrok złagodniał, gdy poczuł zapach starych stronic. Zaszył się w najciemniejszym kącie tego działu, bowiem pomimo szczęścia i niewidzialności musiał zadbać o dodatkową niewykrywalność i zachowanie ciszy. Wyciągnął swój zeszyt i rozpoczął przepisywanie interesujących go zaklęć. Raz na jakiś czas podnosił głowę, nasłuchiwał czy nikt się nie zbliża, a i upewniał się, że eliksiry wciąż działają. Skrobał piórem po papierze, kopiował słowo w słowo, nie zastanawiając się nad treścią, bowiem analizę zostawi na lepsze okoliczności. Tyle zaklęć... aż mu serce biło z radości, wszak najbliższe indywidualne tajne treningi będą owocowały w testowanie nowych zaklęć. Wiedział, że wiele z nich jest poza jego zasięgiem lecz samo studiowanie i świadomość jak ich używać dodawały mu animuszu. Zamierzał zachować tę wiedzę i wykorzystać ją później a gdy uzna, że jest gotowy, zastosować ją w praktyce... rzecz jasna jako trening. Już wyobrażał sobie minę Leonela, gdy ten odkryje, że Finn uczy się również na własną rękę. Gdy wskazówki zegara przesunęły się bliżej dziesiątki wiedział, że eliksiry długo już nie podziałają. Dopisał kilka ostatnich zdań, nałożył na swój zeszyt dwa niewerbalne zaklęcia - Flagrante oraz Tumultum i zaklęciem lewitującym umieścił przedmiot w plecaku. Odświeżył zaklęcie wyciszające kroki, z ogromnym żalem odłożył książki na miejsce, żegnając się z nimi jak ze starymi przyjaciółmi i gdy pierwszoroczni wychodzili szturmem z biblioteki, podążył za nimi, w odpowiedniej odległości. Wszystko szło po jego myśli. A to uczucie szczęścia... wiedział, że mógłby się od niego uzależnić, jednak rozsądek podpowiadał, aby resztę Felix Felicis zostawić na inną okazję. Wyszedł niezauważony.
| zt
Maxime LaVey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : Kolczyk w nosie, tatuaże, kot kręcący się pod nogami
Gdy drzwi się otworzyły, z cichym brzęknięciem w dziurce od klucza, Maxime ostrożnym ruchem uchyliła je jakby chciała mieć pewność, że nie będą wydawać zbytniego hałasu. Ostatnie przecież czego teraz chcieli to zwrócić czyjąkolwiek uwagę na dźwięki z biblioteki. Wśliznęła się zgrabnie do środka a gdy obydwoje byli już w środku zamknęła drzwi. Biblioteka o tej porze wydawała się być o wiele bardziej klimatyczna i trochę... Przerażająca? Wewnątrz nie paliło się żadne światło, jedynie światło księżyca wpadające przez wielkie okna dawało jakiekolwiek źródło światła. Maxime choć do tej pory była pewna siebie a nawet PEWNA swojej pewności siebie, odczuła to dziwne uczucie w żołądku, jakby jej całe ciało nagle się spięło. - Musimy iść na sam koniec. - Odezwała się w końcu cicho, patrząc lekko w górę na swojego towarzysza. Jego blada cera zdawała się być nienaturalnie jasna przy tym świetle, zupełnie jakby był duchem. A może zwyczajnie chłopak z Hufflepuff'u zaczął odczuwać strach? Max miała nadzieję, że ten się teraz nie wycofa. Złapała go więc za rękaw i zaczęła ostrożnie ale sprawnie iść do przodu, tam gdzie miał znajdować się dział ksiąg zakazanym - Bałam się, że nie przyjdziesz.- Powiedziała pół szeptem, idąc dalej przed siebie. Biblioteka zdawała się być dziś większa niż zazwyczaj. Rozglądając się niespokojnie po mijanych działach wreszcie mogła ujrzeć jakby trochę schowany zakamarek biblioteki. To było dokładnie to czego szukali. Nie zwlekając ani chwili dłużej przyspieszyła kroku i machnęła różdżką - Lumos... - Szepnęła a wokół jej różdżki pojawiła się jasna poświata - Jesteśmy w domu... Teraz tylko pomóż mi znaleźć książkę Ariusa Greena - "Czarna magia, zaklęcia i uroki". To z niej miałam wyrwaną kartkę... Sam też się nie krępuj. Kiedyś je oddamy... i tak nikt tego nie czyta - Powiedziała do niego cicho, oświetlając po kolei grzbiety starych, zakurzonych książek
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Niezliczone zakamarki, w których to przejawiał się mrok - mrok, którego często się bał, ale starał się tego nie okazywać. Nie był sam - nie było absolutnie ciemno - miał koleżankę u boku. Nie bał się ciemności za to, jaką jest - bał się bardziej tego, iż ktoś to może wykorzystać. Nie miał się na razie czego bać, gdyż miał przecież znajomą przy sobie; dopiero świadomość tego, iż na zawsze będzie sam, iż jedyne, co go będzie otaczać, stanie się właśnie ciemność. Księżyc odbitymi promieniami przeszywał ją. - Rozumiem. - oznajmił krótko i cicho, coby nie zwracać na siebie pełnej uwagi. Jego cera, w tymże półmroku, była rzeczywiście blada - poniekąd bardziej blada, niż kiedykolwiek indziej. Mógł jednak wytłumaczyć się rzadkim wychodzeniem na słońce - wszak w lecie porządnie się opalił, a dopiero zima spowodowała, iż powrócił do swojej pierwotnej bladości. - Nie jestem aż tak godny zaufania? - zapytał, poniekąd ofensywnie, poniekąd defensywnie, ale słowa wypowiedziane z jego ust nie były głośne - szept pozwalał mu na pozostanie niezauważonym pod względem dźwięku. Jego strach w tej kwestii oscylował między byciem samotnym a byciem otoczonym przez niewiadomą. Dopóki nic go nie przestraszyło, dopóki - jak się okazuje, nic nie powodowało u niego większego ataku paniki, trzymał się stabilnie. Do tego nie do końca byli otoczeni przez mroczne korytarze - większość z nich była dobrze oświetlona, ale w niektórych punktach wysoce krytyczna. Felinus uwielbiał wykorzystywać to na swoją korzyść - dopóki jednak nie otacza go całkowita pustka. Możliwość zrobienia jednego, nieprawidłowego kroku. Dlatego trzymał się blisko Maxime; mając świadomość, iż nie jest sam, była w pewien sposób pokrzepiająca na duchu. Sam chwycił za różdżkę i użył zaklęcia Lumos, by w ten sposób poratować się przed nieszczęsną ciemnością. - Albo będziemy mieli szczęście, albo tego nie znajdziemy w ogóle. - odpowiedział, powoli przyglądając się grzbietom poszczególnych książek. Wyróżniały się one na tle tych normalnych - przykuwały uwagę, zdawały się mieć przeróżne tytuły - mniej i bardziej przyjemne. Intrygowało to Faolana. - Rzadko który Puchon włamuje się do tego działu, masz świadomość tego? - rzucił cicho i ironicznie, jakoby próbując udowodnić swoją niewinność. - Wiesz doskonale, iż mogę powiedzieć, iż to nie moja ręka grzebała właśnie w tym miejscu. Podobno po śmierci następuje ciemność.
Maxime LaVey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : Kolczyk w nosie, tatuaże, kot kręcący się pod nogami
Zignorowała jego pytanie o zaufanie, uznając je za retoryczne. Z resztą odpowiedź była jasna - gdyby Maxime mu nie ufała, to w życiu by go ze sobą nie zabrała... A może ? W końcu bez ryzyka nie ma zabawy. W tym wypadku była niemal pewna, że nic złego się nie zdarzy a i jej partner jej nie wkopie, gdyby padły na nich podejrzenia o kradzież książek. Dziewczyna nie czuła oporu przed zastraszaniem kogoś jeśli stanął jej w jakikolwiek sposób na drodze a już szczególnie nie uznawała litości w przypadku czarodziei o niezbyt czystej krwi. Cóż, widocznie to rodzinna tradycja. Kiedy to czytała możliwie spokojnie kolejne tytuły książek, po chwili zaczęła odczuwać frustrację. Minęła bowiem już chwila czasu a konkretnej książki ani nic związanego z nią nie mogła z lokalizować, odniosła też wrażenie że wracając wzrokiem w widziany już obszar znajdują się zupełnie inne tomy. A może jej się po prostu zdawało? Zaciekle rozglądała się po mrocznych regałach, jednak te ostatnie zdania, które wypowiedział wywołały u niej dodatkową frustrację. W jednej chwili odwróciła się agresywnie w jego stronę, celując swoją różdżką w jego podbródek. Wyglądało to dość komicznie z racji, że Felinus był od niej znacznie wyższy i większy. - W takim razie co tutaj robisz, PUCHONIE? - Rzuciła przez zęby, na ostatnie słowo delikatnie podnosząc głos. - Teraz jesteśmy w tym razem. I jak stąd wyjdziemy, to nadal będziesz tak samo winny niż ja.- Uniosła delikatnie różdżkę do góry, zmuszając go by podniósł również swoją głowę - Więc korzystaj z okazji. Zmień swoje życie na lepsze, albo zniszcz je komuś... Wszystko nam wolno - Gdy skończyła mówić, jej oczy się jakby zaświeciły. na regale za Felinusem zobaczyła bowiem książkę z wdzięcznym napisem na grzbiecie "A. Green"
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Lubił irytować. Lubił patrzeć, jak ludziom wali się grunt pod nogami, gdy nie powodował prawdziwej krzywdy, a zamiast tego skupiał się na tym, jak być bardziej złośliwym. Mechanizm obronny, który pozwolił mu na dotarcie aż tutaj. Adaptacja, o której tak mało się słyszy, a z której tak wiele się zyskuje. Nie uważał tego jednak za dar, a bardziej za przekleństwo; wiedząc, że sam fakt odkrycia tego, jak jest fałszywy wobec większości, mógł zmieszać go z błotem. Nie chciał budować swojego wizerunku tylko i wyłącznie na czystej grze; w głębi duszy znajdował się tak naprawdę dzieciak, skulony i najmocniej przeżywający wszystko, co się w jego życiu odbywa. Obelgi spływały po nim jak po kaczce, chociaż tylko w pozornym tego słowa znaczeniu - tak naprawdę to przechowywał je gdzieś w głębi duszy, by móc atakować nimi samego siebie w gorszych chwilach. Zazwyczaj, mimo wszystko i wbrew wszystkiemu, myślał pozytywnie. Wierzył, nawet jeżeli coaching średnio go interesował, że będzie mógł żyć spokojnie tylko i wyłącznie wtedy, gdy koszmar powiązany z życiem publicznym po prostu się skończy. Gdy znajdzie własne, cztery ściany, zamiast dusić się w dormitorium. Brakowało mu prywatności. Brakowało mu przede wszystkim samego siebie - uśmiechniętego, pozbawionego trosk i problemów. Złe wycelowanie w podbródek. Mógł podjąć dwie opcje - przyjąć postawę gotową do walki albo po prostu zrezygnować z niepotrzebnego wyżywania się na LaVey. Pod tymi słowami "złe wycelowanie" miał na myśli to, iż na każde zaklęcie potrzebuje przede wszystkim odpowiedniego machnięcia różdżką lub wypowiedzenie słowa. Mógł w ten sposób łatwo się odsunąć bądź jednocześnie złamać narzędzie do rzucania zaklęć i uroków - kosztem oczywiście własnego podbródka. - Puchoni są na szczęście potulni. - powiedział, pokazał jej dominację w tej kwestii, by następnie, jak gdyby nigdy nic, zwyczajnie powrócić do zdobywania jeszcze większej wiedzy oraz oglądania poszczególnych okładek książek. Zauważył jednak, iż tej oczy skupiły się na czymś innym. - Czyżby to było to, czego szukasz? - zapytał się, robiąc jej miejsce. Sam skupił się na czymś obok, przeglądając tytuły kolejnych okładek, aż natrafił na jedną. Bez niczego, po prostu jakby zapomniano dać jej jakiekolwiek imię. Książka niepodpisana, jakby będąca pewnego rodzaju swoistym poradnikiem, który został spisany rękoma któregoś z czarodziei, poplamiony i brudny. Wstęp przeczytał. A już na samym wstępie były informacje, o których wcześniej nie wiedział, przede wszystkim podstawy i wstęp. Różdżką oświetlał sobie treść. Jak wiele ukrywał przed nimi Hogwart?
Maxime LaVey
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 163
C. szczególne : Kolczyk w nosie, tatuaże, kot kręcący się pod nogami
Doskonale wiedziała, że z tym położeniem różdżki w rzeczywistości nie mogłaby nic zrobić. Prawdę powiedziawszy, gdyby Felinus chciał zareagować równie agresywnie, byłaby zdecydowanie na przegranej pozycji cała sytuacja miała jedynie wyglądać dramatycznie. LaVey najzwyczajniej czerpała ogromną satysfakcję z udowadniania wszystkim dookoła, że ma nad nimi kontrolę. Być może jej partner zbrodni nie był jednak takim prostym do czytania czarodziejem jak jej się wydawało? To właśnie sprawiło, że zacisnęła mocniej palce na swojej różdżce a jej wzrok wydawał się móc mordować. Powinna spodziewać się takiej odpowiedzi, a jednak się nie spodziewała. Biła się z myślami, żeby nie dać mu w twarz. Przecież w końcu nie miała by za co - student tylko używał jej własnych słów. I to było najgorsze. Maxime opuściła różdżkę dając mu swobodę ruchu i zrobiła krok do książki, która wreszcie pojawiła się w jej zasięgu. - Tak... Na to wygląda, że to ona - Max uśmiechnęła się sama do siebie pełna emocji. Przez lata wstrzymywała się przed włamaniem do biblioteki zablokowana przez strach. O dziwo nawet taka rządna wiedzy dziewczyna mogła go czuć a nawet przede wszystkim. Jeśli ktoś potrzebuje do szczęścia lektury Pana Green'a, to najwyraźniej coś go w życiu przeraża i chce udowodnić, że cały ten strach się go nie ima. Teraz kiedy ślizgonka nie była sama, wycieczka tu okazała się być niemalże prosta jak nocna wycieczka do toalety. Wystarczyło już tylko zabrać to po co tak naprawdę tutaj przyszła. Nie zwlekając więc więcej wyciągnęła rękę po tom. Na ich nieszczęście to nie mogło okazać się tak proste. Gdy dziewczyna już niemal dotknęła palcami grzbietu, z regału za nią wyleciała jedna z książek uderzając i odbijając się od jej pleców - Ah! Co to ? - Odwróciła się szybko widząc jedynie książkę z twardą czerwoną okładką leżącą na podłodze. Rzuciła niepewne spojrzenie Felinusowi i schyliła się by podnieść książkę. Jej serce zdawało się bić nieco szybciej i głośniej - Ał! - Ten krzyk był już mniej kontrolowany niż poprzedni gdyż kiedy podniosła książkę by odłożyć ją na miejsce ta oparzyła ją w dłoń. Max upuściła ją z hukiem. Jej ręka dawała uczucie oblanej wrzątkiem, miała nadzieje że skóra nie zejdzie z jej palców. Teraz jednak nie było więcej czasu na zastanawianie się. Drugą ręką szybko złapała interesujący ją tom i schowała go za szatę. - Uciekajmy stąd. - Spojrzała pokornym i przerażonym wzrokiem na Felinusa jakby oczekiwała, że pójdzie pierwszy, albo magicznie zrobi coś, żeby jej serce przestało tak szybko bić.
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Na szczęście Felinus brzydził się poniekąd agresją - szczególności tej w czynach, kiedy to nie mógł nic zrobić, a sam obrywał, gdyż był słabszy. Bardziej nastawiony na pokojowe rozwiązania, nakierowane przede wszystkim przez charakter dyplomaty, ale również osoby nalewającej od czasu do czasu oliwy do ognia. To nie tak, że lubił patrzeć, jak świat płonie. Lubił patrzeć na to, że ma nad nim jakąkolwiek kontrolę - nawet jeżeli w opłakanym stanie. A to dlatego, gdyż każdy, a raczej większość (wszak szkoda dramatyzować, to miano należy pozostawić innym) rzeczy działa się bez jego zgody, bez jego potwierdzenia. Chciał wiedzieć, że chociażby panuje nad sytuacją. Emanował dziwnym spokojem, pokornością, lecz także dominacją w postaci wygranego konfliktu. Sprawiało to wrażenie, iż Faolan jest osobnikiem, który planuje większość swoich kroków, jakoby chcąc - w szczególności w tym miejscu - wyjść z tego w jednym kawałku. Miał po co. Jeszcze, na razie, dopóki nie stanie się jeszcze bardziej zwykłym człowiekiem, wtapiającym się w tłum. Ale nadal, starał się myśleć pozytywnie na temat swojej przyszłości. - Cieszę się Twoim szczęściem. - powiedział, ironicznie, jakoby chcąc podważyć chwilę sukcesu, w którym znalazła się Maxime. Na szczęście te słowa były wypowiedziane delikatniej od poprzednich, dlatego dziewczyna nie mogła raczej czuć się tak samo osaczona, jak wcześniej, podczas konfrontacji. Trzeba mu przyznać, że jest na swój sposób sklepieniem przeciwności i dziwności charakteru. Więc szkoda by było, gdyby ktoś ich zauważył. Mógł oddać się kolejnemu przeglądaniu ksiąg, w tym jednej, nienazwanej, niepodpisanej, jakoby tajemniczej, która emanowała wokół okładki i łączenia stron enigmą. Warstwa kurzu spotkała się z jego opuszkami palców, jakby ta nie była otwierana od bardzo długiego czasu. Intrygowało go to, mocno. Nie bez powodu schował ją pod bluzę, której to kaptur miał na swoich rozczochranych, widocznych w półmroku włosach. Niebezpieczeństwo? Wcześniej tej książki tam przecież nie było. Zdziwiło go to, jak dziecinny krok wykonała LaVey, jednak zanim zdążył chwycić jej ramię i powiedzieć "Nie dotykaj tego", stało się to, czego się zwyczajnie spodziewał - nieszczęście. Ślizgonka krzyknęła, jej krzyk zaalarmował wszystkich w otoczeniu; trzeba było działać szybko. Nie tylko krzyk, ale także huk spadającej książki - nie mieli czasu do stracenia. - Fringere. - rzucił na szybko, pod wpływem adrenaliny, zaklęcie, by następnie zawrócić z dziewczyną w stronę wyjścia, gdy ta wzięła ze sobą to, co miała wziąć. Dotknął ją, delikatnie popchnął, trzymając cały czas dłoń na ramieniu, jakoby chcąc tym samym okazać wsparcie. - Jak najszybciej. Zniknęli, w odmętach ciemności. Zgasił po tym wszystkim różdżkę, ponownie zamknął zamek Colloportusem w drzwiach od biblioteki. Nie do końca to była udana noc.
zt x2
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
/przepraszam, nie mogłem stracić tego posta a to i tak połowa, bo bez Per. Pozdrawiam Maxime i Feliciusa!
....Zdecydowanie wolał wieczorno-nocne dyżury, aniżeli te poranne. I tak chodził spać późno, tak więc czemu nie skorzystać przy okazji ze sposobności pozwiedzania zamku po raz dwutysięczny trzydziesty ósmy? Przemierzanie górnych pięter w poszukiwaniu niesfornych uczniów nie było szczególnie zajmującą czynnością, niemniej jednak dość ciekawą, jeżeli już znalazło się jakiegoś gagatka, a ten musiał piąte przez dziesiąte z językiem na wierzchu tłumaczyć jakim cudem się tu znalazł. Szczerze mówiąc Alexander mógłby ich wyłapywać dla samych historii, bo te bywały naprawdę pomysłowe i zajmujące, ba! potrafił odpuszczać im ich przewinienie i po prostu kazać im wracać do dormitorium, jeżeli ich – zazwyczaj głupie do reszty – usprawiedliwienie było dość ciekawe. ....Dzisiejszy wieczór był jednak nadzwyczaj nudny. Przez chwilę pomyślał, że mogła to być kwestia stukotu jego laski, odbijającego się echem po pustych korytarzach i skutecznie informującego o jego nadejściu. Wkrótce nawet rzucił na nią zaklęcie wyciszające, jednakże wciąż nie działo się nic, co mogłoby zwrócić jego uwagę. W zasadzie nawet nie wiedział po co ją wziął - służyła mu teraz bardziej z przyzwyczajenia po ostatnich wydarzeniach, aniżeli faktycznie z potrzeby. Niemniej pozostało mu jedynie wzruszyć ramionami i ruszyć na dolne piętra, bo być może tam odbywało się coś, co umykało jego świadomości i to być może dzisiaj to Ślizgoni spróbują swoich sił w nocnej grze w podchody zamkowymi korytarzami. ....Nic jednak nie zmieniło się w stosunku do poprzednich poziomów. Wciąż panowała na nich względna pustka. Nawet obrazy wydawały się być dzisiaj bardziej spokojne niż zazwyczaj, choć w gruncie rzeczy zamienił z kilkoma parę słów na dobranoc. Dochodząc na czwarte piętro skierował swoje kroki do jednego ze starszych pomieszczeń Hogwartu, wchodząc do nań ostrożnie - nie miał ochoty spotykać bibliotekarki, a i też płoszyć potencjalnych ofiar. W środku było pusto, a już na pewno bardzo ciemno. Musiał przez chwilę przyzwyczaić się do panującego zewsząd mroku, ale nie zajęło mu to długo, szczególnie kiedy dostrzegł oddaloną o kilkanaście regałów poświatę. Zmrużył oczy i choć w pierwszej chwili założył, że to jednak - ku jego niepokojowi - personel, to jednak wolał to sprawdzić. Powoli ruszył do Działu Ksiąg Zakazanych i wyjrzał zza regału, z którego pochodziło światło, zastając tam w istocie – bibliotekarkę. Przeszło mu nawet przez myśl, że w sumie po cholerę tu przychodził, skoro wciąż wisi jej kilka książek, ale kiedy go zobaczyła, nawet nie wspomniała o tym słowem. ....- Profesorze Voralberg, ktoś tu był. – mruknęła z niezadowoleniem, odstawiając ostrożnie czerwony wolumin na miejsce. – Wie pan, że te książki zwykle wypadają z czyjąś pomocą. – dodała, uśmiechając się blado. Spojrzał na nią powstrzymując się, aby się nie unieść kącików ust do góry i rzucił krótkie „spróbuję się tym zająć”, po czym grzecznie pożegnał się i ruszył w kierunku wyjścia. Wystarczyło tylko znaleźć osobę, której szkarłatna księga zrobiła krzywdę i choć w sumie sam nie wiedział, czy chciało mu się prowadzić to dochodzenie (jeśli mu się nie uda ich dogonić), to jednak idealnie się składało - miał ochotę na całkiem niezłą, uczniowską historię i być może jeszcze dziś ją usłyszy. [zt]
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Już od dłuższego czasu nie wiedziała, co takiego powinna ze sobą począć. Coraz częściej korzystała ze spokoju i ciszy dormitorium, by przeglądać na nowo notatki, które poczyniła w Dziale Ksiąg Zakazanych w czasie swojej ostatniej wizyty. Śledziła skopiowane swoją ręką teksty, które w dużej mierze były nieco uproszczone lub zawierały jakieś krótkie uwagi. Tylko część z nich przepisała słowo do słowa, a były to głównie inkantacje lub inne instrukcje związane z zaklęciami i rytuałami czarnomagicznymi. Opuszkami palców przesuwała również na może i niedoskonałych szkicach wszelkich run, znaków i rycin, które udało jej się nakreślić na wolnych fragmentach pergaminu, a gdy miała pewność, że na pewno nikt nie będzie jej w tym przeszkadzał mamrotała pod nosem niektóre z formuł, by przećwiczyć ich wymowę. Co prawda nie planowała ich na nikim wykorzystywać, ale robiła to dla samej praktyki. Zresztą kto wie czy kiedyś nie okażą się one przydatne... Nie wykluczała żadnej możliwości. Wiedziała, że z pewnością będzie chciała wrócić do tego działu. Nawet z cofniętym pozwoleniem od Voralberga. I okazja do tego nadarzyła się, gdy okazało się, że zażyty przez nią eliksir postarzający (który jakiś cudem dosięgnął swoimi skutkami również innych w Hogawrcie) dał jej dosyć dobrą sposobność do tego. W końcu może uczniowie mieli zakaz wstępu, ale nikt raczej nie zwracałby większej uwagi na dorosłego. Albo przynajmniej dorosłego, który miałby jakiś powód do tego, by się tam znajdować. Tym razem jednak postanowiła zaangażować kogoś innego w swój plan. Jej wybór padł na Darrena, który również padł ofiarą postarzania dzięki czemu mogli w dwójkę podawać się za około czterdziestoletnią parę czarodziejów, która prawdopodobnie była nowym nabytkiem kadry Hogwartu. Spotkała się w pokoju wspólnym z chłopakiem, a następnie skierowała się z nim na czwarte piętro. Plan był prosty: wejść, zachowywać się naturalnie tak jakby to było miejsce, w którym mogli i niemalże powinni się pojawić. Strauss tym razem robiła użytek z nauk wyniesionych z rodzinnego domu. Trzymała się prosto i patrzyła przed siebie z dumą i pewnością siebie, która była tak charakterystyczna dla starszych czarownic czystego statusu krwi. Eleganckie czarne szaty powiewały przy każdym jej kroku, a spojrzenie ciemnych oczu było niezwykle przenikliwe i uważne. Nie zwracała zbytnio uwagi na osoby, które mogły się w tym czasie kręcić po bibliotece, niemal od razu poszła w kierunku wejścia do działu ksiąg zakazanych, dokładnie wiedząc czego chciała. Po przekroczeniu progu wskazała swojemu towarzyszowi odpowiednią alejkę między regałami i poprowadziła go do miejsca, w którym ostatnio przerwała swój research. I choć na pewno inni uczniowie czy też nauczyciele korzystali z tego miejsca to zapamiętała dokładnie regał i półkę, z której brała swoje poprzednie lektury. - Jest coś, co cię szczególnie interesuje? - spytała jeszcze Krukona, sięgając po obity w skórę tom, który tym razem przykuł jej uwagę. Przekartkowała go i skupiła się na fragmencie, który wydał jej się niezwykle interesujący.
Rankiem tego dnia Darren musiał wypić coś naprawdę niezdrowego - i nie było to tym razem kremowe piwo z dodatkową pianką ani mugolski napój gazowany, który stał przez całe wakacje na słonecznym dachu. Po wypiciu go przy śniadaniu postarzał się w trakcie posiłku o dobrych kilkanaście, jeśli nie dwadzieścia lat, co wprowadziło go w niemałą konsternację, jednak oprócz tego nie miał żadnych ubocznych oznak tego, że na przykład za chwilę miał eksplodować lub zamienić się w niuchacza. Kiedy Viola - którą także tknął efekt postarzający - wyszła z inicjatywą "wizyty" w dziale ksiąg zakazanych, Shaw nie miał nic przeciwko. Będąc starszym, w innym stroju, z inną barwą głosu - jeśli uda mu się poprawnie rzucić zaklęcie - nie powinno być większych problemów z podszyciem się pod nowych pracowników naukowych uczelni i pomyszkowanie po obszarze biblioteki, gdzie wstęp dla uczniów i studentów był zabroniony bez pozwolenia. Co prawda Darren i tak zamierzał o nie wystąpić i porozmawiać z nauczycielem zaklęć po następnej lekcji, jednak nie przeszkadzało mu to w tym, by i tak zajrzeć do działu zakazanego - propozycja Strauss pobudziła ciekawość Krukona, co skończyć się mogło tylko marszem w stronę biblioteki, zaraz po zahaczeniu o pokój wspólny i... - Cholera - mruknął pod nosem, patrząc na swoje odbicie w lustrze, wiszącym gdzieś na ścianie - Wcześnie osiwieję. Działanie eliksiru postarzającego - które u Violi trwało względnie krótko - u Shawa było zdecydowanie bardziej widoczne. Nie tylko całkowicie osiwiał, ale dodatkowo też wyrosła mu broda i wąsy, do tej pory regularnie golone. Wyglądał na - plus minus - jakieś sześćdziesiąt lat. Na szczęście jednak proces zatrzymał się całkowicie, na razie, szybko więc transmutował swój strój w jakiś niemodny od sześćdziesięciu lat garnitur i pomknął w stronę hogwarckiej biblioteki. - To chyba nie będzie problemem, pani...? - zrobił pauzę, wpatrując się wyczekująco w osobę-mającą-dwadzieścia-lat-wcześniej-nazwisko-Strauss - Ufam, iż wcześniej się nie przedstawiłem - dodał, kątem oka spoglądając na paru czwartoklasistów próbujących wymyślić sześć sposobów użycia skrzeloziela. Co? To nie ma tylko jednego... a, nieważne. - Hildegard Morgenstern - szepnął, nie chcąc mimo wszystko za bardzo naruszać spokoju biblioteki - Słyszysz, V... ekhm, słyszy pani? - syknął jeszcze, wchodząc za nią do działu ksiąg zakazanych. W środku jego uwagę od razu przykuło tomiszcze o egipskich klątwach chroniących krypty faraonów i wysokich kapłanów różnych bóstw. Nie tracąc więc ani chwili podszedł doń sprężystym krokiem - na szczęście z działaniem eliksiru postarzającego nie szły w parze artretyzm i bolące korzonki - i wyciągnął go z półki, po czym chuchnął na niego by usunąć kurz i otworzył na pierwszej stronie, próbując odszyfrować hieroglificzne zapiski. - Klątwy, droga pani, znajdują się w mej szerokiej sferze zainteresowań - powiedział, unosząc na chwilę wzrok - Oczywiście, kierują mną jedynie badawcze pobudki - dodał, chrząkając i przewracając stronę. Ciekawe. Może też opieczętuje swój grób tak, że gdy ktoś mnie wykopie to w jego rodzinie do ósmego pokolenia wszyscy będą mieli czyraki?
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Chyba naprawdę jej się pofarciło z tym eliksirem. W końcu skończyła w dosyć... nie ukrywajmy, atrakcyjnej postaci dojrzałej lecz wciąż urodziwej czarownicy. Miała tylko nadzieję, że w przyszłości faktycznie będzie wyglądała podobnie, a nie jest to jedynie efekt wypitego specyfiku. O tym jednak zapewne się przekona za jakieś dwadzieścia lat. Oczywiście nieco zaskoczyło ją to, że Darren był skory do odgrywania jakiejś szopki w bibliotece. Zdecydowanie obyłoby się bez tego, ale skoro show już zostało rozpoczęte to zdecydowanie podejrzanym byłoby, gdyby się od niego odcięła i nie wzięła w tym udziału. I naprawdę nie wiedziała czemu Shaw zdecydował się na dobór niemiecko brzmiącego nazwiska i co gorsza żeńskiego imienia. Praciotka Hildegard zapewne płakała, a babka Brigitte, z domu Morgenstern, przewracała się w grobie. Niemniej jednak postanowiła się odwdzięczyć mężczyźnie i również się przedstawić. - Helena Silberstein - odpowiedziała, nie zaszczycając go ani żadną formułką typu miło mi ani nawet nie zdobywając się na odrobinę uśmiechu. W jej głowie powstała właśnie cała nowa persona: czystokrwista czarownica z rodu Silbersteinów, ucząca dotychczas w Trausnitz. Jej specjalnością są starożytne runy, ale jest też wyśmienita jeśli chodzi o Obronę Przed Czarną Magią, gdyż dodatkowo zajmowała się prowadzeniem Klubu Pojedynków dla swoich byłych podopiecznych. Brzmiało to całkiem rozsądnie. - Klątwy... - mruknęła, stukając palcem w grzbiet trzymanej przez siebie książki. Wypowiedziała to jakby w zamyśleniu, śledząc uważnie akapit dotyczący jednego z czarnomagicznych zaklęć, starając się w pełni pojąć jego zastosowanie i powtarzając w głowie jego inkantację, której przyglądała się bacznie, starając się przyporządkować odpowiednie głoski do zapisanych liter. Najchętniej przepisałaby odpowiedni fragment na czysty kawałek pergaminu, ale tym razem nie miała przy sobie przyborów do pisania. Nie chciała tracić czasu na notatki i wolała skupić się na tym, by z tej wizyty wynieść jak najwięcej. - Polecam panu w takim razie zajrzeć do Tajemnic najczarniejszej magii - dodała po chwili, przewracając powoli i z namysłem stronicę książki, by skupić się na kolejnym widniejącym w nim zagadnieniu. Widząc kolejne dosyć pomysłowe zaklęcie jej usta już same zaczęły układać się delikatnie w bezdźwięcznej inkantacji, którą w jej umyśle zaczął dyktować jakiś wewnętrzny głos. Zdecydowanie chciała skupić się na wyciąganiu ile tylko mogła z tych ksiąg. Nawet jeśli nigdy nie miałaby użyć tych czarów to jednak wolała je znać. Wiedzieć na ile kreatywna jest magia, co z nią można zrobić, do czego wykorzystać... Poza tym po prostu coś ciągnęło jej do tej zakazanej wiedzy. Wiedzy, przed którą niejednokrotnie była ostrzegana przez babkę, a którą ojciec z chęcią wyjawiłby jej, ale na odpowiednich warunkach, a na te zdecydowanie nie chciała przystawać.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Dziękuję za tytuł, droga... - Shaw odwrócił się, sprawdzając czy w promieniu kilku metrów nie znajduje się żaden intruz, oprócz dwójki Krukonów oczywiście, po czym westchnął i dokończył - No dzięki. Przekartkował jeszcze wyciągnięty przez siebie tom, przeklinając nieznajomość egipskich piktografów. Oczywiście, lwia część dzieła była przetłumaczona na angielski, jednak nikła wiedza o piśmie faraonów dała chłopakowi przynajmniej tyle wiedzy by wiedzieć, że tłumaczenie klątwy powodującej, że we wnętrznościach ofiary zaczynają urzędować skarabeusze próbujące wygryźć sobie drogę na zewnątrz na pewno nie było tak samo "soczyste" jak w oryginale. Przejrzał jeszcze parę wykresów mówiących o mumifikacji żywych osób i wpływu piasku na cerę osób tych mniej żywych, po czym odłożył tomiszcze i zajął się poszukiwaniem poleconego mu przez Violę dzieła. Nie musiał szukać długo - choć dział ksiąg zakazanych był wciąż sporych rozmiarów, to dzięki temu że zaglądało doń na co dzień o wiele mniej odwiedzających odkładających księgi gdzie popadnie, był on o wiele bardziej uporządkowany. Dlatego też osiwiały Darren - a raczej, jak powinien myśleć o sobie przez kolejne, miał nadzieję, parę godzin, Hildegard Morgenstern, po paru minutach przesuwania wzrokiem po grzbietach ksiąg w końcu natrafił na Tajemnice najczarniejszej magii, wyjął księgę z półki i położył ją na najmniej rozklekotanym biurku. Morgenstern podsunął sobie krzesło i odetchnął głęboko. Z okładki wyziewały jakieś staroangielskie teksty, a sama oprawa wyglądała jakby nie dość że pamiętała Merlina, to jeszcze z Merlina była zrobiona. Przetarta tu i ówdzie skóra, która prawdopodobnie nie była jedynie człowiekopodobna, upstrzona były ćwiekami i szwami, trzymającymi starą stertę papieru i pergaminu w kupie. Krukon wyciągnął rękę i dotknął okładki. Po jego dłoni przebiegł dreszcz, a włosy na szyi stanęły dęba. Chłopak zacisnął zęby i otworzył księgę. Mógł przysiąc, że zaskrzypiała ona lekko - nie jak nienaoliwione drzwi czy nieruszane od miesięcy okno, ale jak pierwsze łkanie jakiegoś klasztornego mnicha, przed którym stało zadanie przepisania dzieło wypełnionego nieludzkimi okropieństwami... ..i zaklęciami na czyraki. Darren zmarszczył czoło, nie spodziewając się czarnomagiczne księgi wprowadzały taką przystępną krzywą nauczania, zaczynając swoje strony od czegoś tak prostego jak uroki na czyraki, eliksiry na wywołanie zeza czy klątwy powodujące, że kury znosić będą zgniłe jaja. Z drugiej strony jednak, Krukon nie spodziewał się też że Viola - która, był pewny na dziewięćdziesiąt procent, była bardziej zaznajomiona z tematyka czarnej magii - rzuci go od razu na głębokie wody i poleci dzieło zawierające na przykład traktaty o zaletach stosowania zaklęć niewybaczalnych na niesfornych uczniach, wchodzących bez pozwolenia do Działu Ksiąg Zakazanych. Darren mruknął pod nosem coś o "sztuczkach sołtysa" i zatopił się w lekturze rozdziału mówiącego o zaklęciach kwaszących mleko czy powodujących przymrozki.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 39
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Nie przepadał za tym dniem. Wywoływał w nim poczucie niepokoju i podenerwowania, a przede wszystkim dziwnej nieobliczalności. Miał wrażenie, że za chwilę sufit spadnie mu na głowę lub pojawi się ktoś kto wyceluje w niego różdżką i rzuci mordercze zaklęcie. Albo wyskoczy na niego magiczne stworzenie przyprawiające go o niewyobrażalny ból sprzed dwudziestu dwóch lat, który odczuwa do dzisiaj. Zamek jednak stał tak jak stoi i nic nie zapowiadało, żeby miała wydarzyć się to za chwilę jakaś tragedia albo masowa rzeź. Nawet pogoda była względna, ale choć słońce wręcz uderzało go w białe oczy przez hogwardzkie witraże, to jednak nic nie było w stanie zmienić jego rokrocznego, beznadziejnego humoru. A najgorszy w tym wszystkim był fakt, że miał dzisiaj urodziny. I to nie tak, że jakoś żałował, bo i tak nie miał powodu, aby je obchodzić, ale perspektywa, że ten podobno wyjątkowy dzień dzieli z wybiciem połowy czarodziejskiego świata nie była zbytnio pocieszająca. ....Hebanowa laska stukała dość mocno o szkolne posadzki informując o nadejściu nauczyciela zaklęć, a choć zwykle w normalnym trybie witał się z mijanymi uczniami, tak dzisiaj chyba wyczuli, że lepiej nie wchodzić mu w drogę, bo na swojej ścieżce nie spotkał ani żywej duszy. Być może wszyscy postanowili skorzystać z ładnej pogody i zażyć dzisiejszego słońca? Kto to wiedział. Miał olbrzymią nadzieję, że ten weekend będzie nad wyraz spokojny. Oczywiście nie byłby sobą, gdyby w swojej wyjątkowej naiwności się nie mylił. ....W tej dziwnie kojącej ciszy w ostateczności nie spodziewał się, że napotka na swojej drodze innego człowieka, a już na pewno nie nauczyciela. Naprawdę nie miał ochoty rozmawiać. I choć przez chwilę patrząc z daleka miał wątpliwości z kim miał do czynienia, bowiem chód drugiej osoby wykluczał pewne podejrzenia, tak wkrótce był pewien w stu procentach, że widzi profesor magii leczniczej - pannę, tzn... panią Whitehorn. Był bliski przewrócenia oczami i zawrócenia na pięcie, niemniej jednak jego wewnętrzna ciekawość nie pozwoliła mu na zrobienie tego, ponieważ coś zdecydowanie w tym wszystkim nie grało. Wiedział co wydarzyło się jakiś czas temu w lesie, powiedział mu o tym jeden z samych zainteresowanych, ale nie wspominał jakoby uzdrowicielka miała oberwać tak mocno, że słaniała się na nogach. Podszedł bliżej i bardzo szybko zrozumiał co się stało. ....- Dzień dobry. – mruknął może niezbyt miło, choć raczej podchodziło to pod czystą, alexandrową neutralność. Tak dobrze jej zresztą znaną. Zmarszczył brwi przyglądając się jej uważnie i bez cienia większej wątpliwości podał jej swoją hebanową laskę bo - tak się składało - dzisiaj ją wziął już bardziej w ramach rehabilitacji, aniżeli potrzeby, więc bez problemu mógł się nią podzielić. I choć nie była robiona pod jej wzrost, tak w jej sytuacji było to lepsze niż nic. – Weź. Wiem jak to jest bez trzeciej nogi. Bez dyskusji, tak w Twoim stylu. – uniósł delikatnie kącik ust do góry w geście zrozumienia. Czy on żartował? Jakoś w tym momencie nie potrafił się na nią gniewać, choć w gruncie rzeczy to… chyba ona była na niego obrażona? ....- Nie wiedziałem, że w lesie straciłaś też laskę. – jego ciekawość była może troszkę nie na miejscu, jednakże nie miał ochoty stać jak ten ostatni (wielki) kołek i tylko obserwować jak dalej się męczy. Po prostu nie wypadało (nie, żeby ostentacyjnie wypadało pytać o wydarzenia z akromantulami w roli głównej). Nie czekając na jej odpowiedź – bo w zasadzie nie było w tym większej różnicy przy tym, co chciał powiedzieć – spojrzał przez jej ramię i przez chwilę zatrzymał wzrok. – Idę do biblioteki, nie chcesz mi, hm, potowarzyszyć? – sam nie wiedział co mówi, bo gdzieś bardzo głęboko naprawdę miał ochotę spędzić ten dzień w samotności. A mimo wszystko zapytał. Może jednak potrzebował dzisiaj czyjegoś towarzystwa. ....Zaczekał na nią i faktycznie skierował swoje kroki do jednego ze starszych pomieszczeń Hogwartu, wchodząc do nań ostrożnie i ustępując jej miejsca w pierwszej kolejności. Kilku uczniów siedziało to tu, to tam pogrążonych w lekturach. Zapewne szykowali się do egzaminów, które miały nastąpić już wkrótce. Sam nie wiedział jakim cudem ten rok zleciał tak szybko, jeszcze niedawno dopiero wrócił tu, aby rozpocząć pracę. Lustrował pomieszczenie jeszcze przez chwilę, zanim jego oczom ukazała się bibliotekarka najwyraźniej zmierzająca w ich stronę. O nie. Pewnie znowu nie oddał jakieś książki i zaraz dostanie dożywotni zakaz wstępu. Jeszcze dzisiaj mu tego brakowało. Bana na bibliotekę. Wtedy pozostanie mu tylko samobójstwo. ....- Profesorze Voralberg, profesor Whitehorn. – zaczęła powolnym, nieco przeciągłym i tajemniczym głosem. Oho. Może złapała ucznia, który spalił sobie rękę tym cholernym czerwonym tomiszczem, którego niestety w ostateczności nie znalazł. Dzieciaka, nie książki. – Do Działu Ksiąg Zakazanych weszli jacyś nieznani mi ludzie, nie mam pojęcia kim są, nie jestem pewna czy to nowi nauczyciele… czy ktoś wdarł się na teren zamku. Chciałam wzywać dyrektora... – to by było na tyle z tego wspaniałego, spokojnego dnia. W ostateczności mordobicia się nie spodziewał, ale on też nie słyszał o nowych nabytkach kadry, tak więc jeśli byli to intruzi, to dział ksiąg zakazanych zamieni się w pole bitwy. Nauczyciel zaklęć zerknął na swoją towarzyszkę wymownym spojrzeniem i wyciągnął różdżkę, którą zwyczajowo okręcił sobie wokół palców, jakby miał piętnaście lat i próbował kogoś wyrwać na ten trik, mruknął: - No dobrze, sprawdźmy to. ....Ruszył w tamtym kierunku i po chwili przyspieszył kroku - być może zostawiając nawet przez chwilę Perpetuę w tyle - docierając do Działu Ksiąg Zakazanych, aby po chwili wynurzyć się ze swoistym spokojem zza regału i pokazać dwójce intruzów. Zdecydowanie nie wyglądał na zadowolonego z ich widoku, a już na pewno na nieco bardziej niespokojnego niż zwykle. Szczególnie że kobieta wyglądała dziwnie znajomo, a był przekonany, że nie spotkał jej nigdy w swoim życiu. Spojrzał na nich wymownie swoimi białymi oczami i splatając ręce na piersi zapytał bez większych ceregieli: ....- Dzień dobry. Czy mogą mi państwo powiedzieć... co robią w zamku? Wiedzą państwo, względy bezpieczeństwa. – kącik jego ust drgnął w parodii uprzejmego uśmiechu, a jego białe oczy wbijały się w nich, jakby chciał przelustrować ich dusze na wylot. Zdecydowanie nie miał dzisiaj humoru. Oj nie miał. A już na pewno nie miał ochoty im wierzyć.
C. szczególne : Styl vintage i aura wesołości | Wspiera się na artefakcie: Jarzębinowej Feruli | Na lewym nadgarstku - srebrna bransoletka z tancerką zmieniającą się w łanię; na prawym - bransoleta Wielkiej Wezyrki | Gdy Hux jest obok - mimowolnie roztacza wokół urok
Na dobrą sprawę - nawet nie skojarzyła jaki jest dzień. Wyjątkowo nie skojarzyła - bo dalej nie doszła do siebie po ostatnich przygodach w Zakazanym Lesie z akromantulami w roli głównej. Oczywiście, udało jej się doprowadzić wszystkich do porządku: zwłaszcza Chrisa, który miał priorytet, ale też siebie (w tym swój policzek i rozharataną nogę) i pogryzione kostki Shercliffe'a. Choć sama nie ucierpiała bardzo podczas samej ekspedycji ratunkowej - tak po powrocie do zamku musiała swoje odchorować. Sama Perpetua, ale i jej ciało - nie były przyzwyczajone do takich ekscesów z toną adrenaliny we krwi. Wielogodzinna wędrówka (bieg, właściwie) po lesie, walka z akromantulami, obmyślanie taktyk i opatrywanie ran na bieżąco... to tylko kropla w tym, co Whitehorn przeżyła w następstwie tej przygody. Trudno to było przyznać - ale miała już swoje lata, nie była nawykła do tak intensywnych fizycznych aktywności i... bardzo trudno jej było bez laski. Nie sądziła, naprawdę nie sądziła, że brak jej trzeciej nogi będzie tak znamienny w skutkach. Przez ostatnie dni - jeśli już chodziła - wędrowała przy ścianach, zawsze po prawej stronie, żeby choć trochę odciążyć swoją nogę. Zaklęcia znieczulające nie dawały rady, więc nawet nie marnowała na nie energii. Wiedziała, że po prostu... musi to przeżyć. Przeboleć. A bolało naprawdę, bardzo. Mimo to, Perpetua, jak to ona, nie traciła swojej pogody ducha. Choć trzeba przyznać, że nie była tak promienna jak zawsze - oprócz problemów z nogą... Miała problem ze swoją różdżką. Kompletnie nie wiedziała, gdzie ją teraz trzymać! Tak więc, obijając się o ściany i po raz kolejny przekładając swoją lakierowaną na biało różdżkę z jednej kieszeni do drugiej, usłyszała... Bardzo dobrze jej znany, acz ostatnio bardzo rzadko słyszany głos. Stanęła jak wryta, podnosząc wzrok na Voralberga. Blady, nieco zakłopotany uśmiech wypłynął na jej wargi, podkreślając jedynie cienie pod oczami, których kobieta zdążyła się nabawić. - D-Dzień dobry - odparła, opadając plecami na ścianę korytarza i wcale się przy tym nie krzywiąc. Wcale. - Dobrze wyglądasz - stwierdziła, bardziej do siebie, niż do niego, z zadowoleniem odnotowując stan mężczyzny jako dobry. Cóż, na pewno lepszy niż ona sama. Wlepiła spojrzenie w proponowaną jej laskę - na początku nie bardzo rozumiejąc o co profesorowi zaklęć może chodzić. - Ja nie... Westchnęła ciężko, nawet nie podejmując walki. No tak, kto jak kto, ale ten osobnik nie nabierze się na jej słodkie słówka i uniki. - ... potrzebuję. - Ujęła czarne drewno w swoje dłonie, ważąc laskę w dłoniach. Zdecydowanie nie była stworzona dla mniejszych osób... ale stanowiła dosłownie wybawienie w tym momencie. Mogła voralbergowej laski używać bardziej jako kija włóczęgi, ale to zawsze było odciążenie dla jej nogi. Wdzięczne spojrzenie powędrowało wprost do tak dobrze jej znanych, białych tęczówek. Cieszyła się, że go widziała - całego i zdrowego. Czy była na niego obrażona...? Może przez pierwszy dzień. Ale potem... potem zwyczajnie nie chciała mu się narzucać, dokładnie tak jak tego sobie życzył. - Złamałam ją na akromantuli - stwierdziła po prostu, jakby była to najzwyczajniejsza rzecz na świecie, uśmiechając się przy tym, dość... nostalgicznie. Któż by podejrzewał taką radosną drobinę o tyle pary, żeby strzaskać lakierowane drewno na pajęczaku wielkości domowego skrzata. Słysząc jego propozycję - która, bez mała, naprawdę ją mile zaskoczyła - pokiwała z entuzjazmem głową. Cóż innego miała do roboty? Odebranie książek od Fawleya mogło spokojnie zaczekać. Podążyła za Voralbergiem bez zwłoki - i znacznie sprawniej, wspierając się pożyczoną hebanową laską. Wyjątkowo w czasie drogi nie odzywała się - nie przez zakłopotanie jednak. Zwyczajnie... cieszyła się towarzystwem Alexandra, po cichu. Być może intuicyjnie dostrajając się do jego dzisiejszego nastroju. Co jakiś czas jedynie łypała na niego spod złotych loków, uśmiechając się, acz bez słowa. Czy to była ta słynna... komfortowa cisza? - Pani Gloom... coś się stało? - pytanie z ust Whitehorn okazało się jednak zbędne, gdyż bibliotekarka zaraz wyjaśniła powód swojej... dyskrecji. Na wieść o prawdopodobnych intruzach, Perpetua zerknęła na swojego towarzysza w tym samym momencie co on na nią. Nieproszeni goście w Hogwarcie - ba! w Dziale Ksiąg Zakazanych! - nie brzmieli najlepiej. Tutaj rzeczywiście nie trzeba było więcej słów. Skinęła głową Alexandrowi - który dobywszy różdżki ruszył prosto w kierunku wskazanym przez bibliotekarkę. Sama złapała jeszcze kobietę za ramię, uśmiechając się łagodnie - acz oczy zdradzały powagę. - Bardzo proszę wyprowadzić uczniów z biblioteki. Na wszelki wypadek - przekazawszy krótkie polecenie, sama ruszyła śladami Voralberga, zadziwiająco żwawym jak na siebie krokiem. Laska robiła jednak swoje - i adrenalina, która już rzuciła jej się do krwioobiegu. Kolejne spokojne popołudnie...? Jej ciało reagowało już automatycznie. Wynurzyła się zza regału, niczym cień profesora zaklęć akurat jak zadawał pytanie nieznanej im dwójce. Wlepiła w nich uważne spojrzenie niebieskozielonych oczu, nawet niewiele ustępując we wzroku bazyliszka swojego towarzysza. Nie znała ich. Nie kojarzyła - a Perpetua miała wybitną pamięć do twarzy. Tym bardziej pozostawała poważna - a rysy jej twarzy stwardniały.
Violetta Strauss
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
- Nie ma za co - odpowiedziała wciąż tkwiąc w zamyśleniu. Odłożyła trzymany wcześniej tom na miejsce i tym razem sięgnęła po pozycję, która koncentrowała się nie tyle na użyciu czarnomagicznych zaklęć, ale na wszelkich rytuałach, w których wykorzystywano również runy. To było naprawdę fascynujące jakich to też rzeczy można było dokonać opanowawszy jedynie starszy futhark, który dawał wiele różnych możliwości. Naprawdę żałowała, że nie miała teraz nic, co pomogłoby jej skopiować przeróżne wzory, by mogła im się bliżej przyjrzeć w świetle dormitorium i postarać się zrozumieć ich znaczenie. W końcu na to nie miała teraz zbytnio czasu. Starała się je wyryć w swojej pamięci, by móc je potem odtworzyć, ale mimo wszystko o wiele ciekawsze wydały jej się być zapisane w szpaltach tekstu informacje obecne przy wszelkich magicznych symbolach i dokładnych rycinach. Najwyżej jeszcze kiedyś tu wróci, aby bliżej zbadać tę pozycję. Bo oczywiście nie wyniesie jej z działu ksiąg zakazanych. Może i tak nie ryzykowałaby wpadki przy kilku włamach, ale sądziła, że wynoszenie stąd czegokolwiek było niezbyt rozsądne. O wiele mniej rozsądne niż wbijanie tu w przebraniu dorosłych czarodziejów. Wciąż uważnie studiowała tekst tomiszcza, które miała w dłoniach, przyswajając przy tym wiedzę z kolejnych stron, gdy nagle zarejestrowała odgłos kroków. Wyglądało na to, że mieli jakieś towarzystwo. I choć zrobiła to niechętnie to powoli i z rozwagą odwróciła głowę od tekstu, by spojrzeć na Voralberga, któremu towarzyszyła Whitehorn. Nie spodziewała się, że zobaczy ich tutaj we dwoje, ale w zasadzie niewiele to zmieniało. Flegmatycznie zamknęła trzymaną w lewej dłoni książkę, spoglądając ze spokojem na dwójkę nauczycieli. To czego teraz potrzebowali to opanowanie. I nadzieja na to, że ci zbyt szybko ich nie przejrzą. W każdym razie przynajmniej trzeba było sprawiać wrażenie wiarygodnych i całkowicie niepodejrzanych. - Dzień dobry - przywitała się, gdy tylko zaklęciarz zwrócił się do niej. Mówiła spokojnie, dosyć monotonnym głosem i lekko wyczuwalnym niemieckim akcentem. Na co dzień nie posiadała takowego i posługiwała się nienaganną angielszczyzną. Teraz jednak postanowiła skorzystać z możliwości, które dawała jej dwujęzyczność. Nie chciała jednak przesadzić i stworzyć przerysowanej postaci, której wypowiedzi brzmiałyby niemal karykaturalnie. Wystarczyły pewne subtelne zmiany w fonetyce. - Chyba nieco państwa zaniepokoiliśmy. Proszę mi wybaczyć - dodała następnie, zerkając jeszcze na stojącą tuż obok Voralberga Whitehorn, która wydawała się być w o wiele bardziej bojowym nastroju niż zwykle. Niebywałym było podziwiać ją bez jej zwyczajnego pogodnego uśmiechu. Jednak nie miała czasu na podobne rozmyślania. Jej wzrok ponownie spoczął na stojącym przed nią mężczyźnie, który górował nad nią potężną dawką kilkudziesięciu centymetrów. Mimo wszystko to ona starała się tu zachować aurę dystyngowanej wyższości skutecznie przytłaczaną przez Alexandra. Po raz pierwszy czuła się prawdziwą czystokrwistą damą z krwi i kości, a wpajane jej od dziecka przez ojca zasady dotyczące powściągliwego zachowania oraz trzymania odpowiedniej postury przychodziły jej łatwiej niż kiedykolwiek przedtem. - Helena Silberstein, aplikuję na pozycję tutejszej nauczycielki starożytnych run. Całe szczęście, że trzymana przez niej aktualnie książka dotyczyła dokładnie tego zagadnienia. Przynajmniej dzięki temu mogła powoli budować swoją historię w razie następnych pytań i podejrzeń dwójki nauczycieli. Na razie nie oferowała im większej ilości informacji. Helena nie była zbyt rozmowną czarownicą, cechowała ją typowo niemiecka małomówność, bo nie lubiła strzępić niepotrzebnie języka. Podawała konkrety, o które ją pytano i nic ponadto. Miała jedynie nadzieję na to, że jej nowa persona nie wyda się aż tak podejrzana. Chociaż znając życie zapewne skończy to się marnie. Mimo to zawsze warto próbować.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Powiedzenie, że Darren spodziewał się wpadki to jak nie powiedzieć niczego. Miał z tyłu głowy małego skrzata, który wiercił mu tam dziurę, non stop szepcząc złowieszcze przepowiednie na temat Craine'a wychylającego się zza jakiegoś regału, zamieniającego go we fretkę i zostawiającego razem z dwudziestoma innymi tak pojmanymi niegrzecznymi uczniami na wielkie battle royale w Zakazanym Lesie... Albo był to zwykły, czarnowidzki charakter Shawa, który codziennie wróżył mu spadnięcie z Wielkich Schodów i akurat tym razem miał rację - co skończy się kurczowym trzymaniem poręczy następne parę razy gdy Krukon będzie się wspinał po schodach. Gdy Violetta przedstawiła się swoim przybranym imieniem oraz dała znać, że przybyła do zamku by objąć pozycję nauczyciela starożytnych run. Darren miał już podążyć w jej ślady, jednak wnet uświadomił sobie że ni w ząb nie potrafił naśladować germańskiego lub skandynawskiego akcentu osoby o imieniu Hildeberg. W takiej sytuacji mógł zrobić tylko jedną rzecz i użyć jedynej umiejętności, której nie spodziewał się że szybko użyje, a którą nabył podczas długich miesięcy wakacji u dziadków. Siwy mężczyzna chrząknął i zmarszczył nos, przesuwając wzrok z wykresu przedstawiającego wnętrzności zwierząt gospodarczych tkniętych pomorem na opiekunów Ravenclawu i Hufflepuffu. Zamknął księgę i odsunął ją lekko, będąc święcie przekonanym że część okładki której właśnie dotykał była kiedyś nosem jakiegoś pechowca. - Dobrry dzeń, drrodzy państfo - powiedział Darren z najsilniejszym walijskim akcentem na jaki go było stać, co sprawiało że brzmiał bardziej jak pasterz spędzający pół roku jedynie z owcami niż osoba mająca choć minimalną styczność z cywilizacją - Brochfael fab Pwyll, z urroczego Dyfed, miło niezmierrnie państfo poznać. "Brochfael" spojrzał na "Helenę", jednak czarownica nie paliła się do powiedzenia niczego więcej, więc fab Pwyll chrząknął raz jeszcze i kontynuował swój wywód. - Takkże jak ta młoda panna... - wskazał podbródkiem na Violę - ...aplikoffałem na pozycję nauczyciela, jedna... jednakowożż, transmutacji, gdyżż, jak wiadomo, należy dbać o młodzież i gwell dysg na golud oczywiście, lepiej uczony niż bogaty, jedna... jednakowoż, spotkała mnie tu inforrrmacja iż pozycja ta zajęta jest. Już zajęta, tak. Shaw odetchnął. Walijski akcent nie wychodził mu najgorzej - przydały się nawet niezliczone powiedzonka i przysłowia, którymi karmiła go jego babka częściej niż baraniną. Kto by się spodziewał, że bardziej przyda mu się jakiś gwell niż porcja baraniego uda. - Takkże, dla małego, jak to mówią, dod yn ôl at fy nghoed, toteż mówię o relaksie, zdecydowaliśmy się popodziwiać przez chffilę tenże... barrdzo imponujący księgozbiórr - ciągnął Darren, ignorując skrzata wrzeszczącego mu z tyłu głowy że każde słowo jedynie dokłada mu lat w Azkabanie - Albowiem hedyn pob drwg yw diogi, lenistffo źrródłem jest zła wszelakiego. Jednak... jednakowoż, jeśli naruszyliśmy zasady tejże instytucyji, prosimy o wybaczenie. Al-albowiem, heb ei fai, heb ei eni jak państfffo wiedzą, osoba bez wad nie narrrodziła się jeszcze. Groza sytuacji w której znalazł się Krukon - który wcześniej nie naraził się przecież jeszcze regulaminowi szkolnemu - zaczęła powoli ujawniać się nie tylko w wygadywaniu głupot, ale też zauważeniem że opiekunka Puchonów bez swojego zwykłego uśmiechu mogła wydawać się straszniejsza niż Voralberg, który zawsze miał bardziej niż mniej surowy wyraz twarzy. I nawet jeśli Darren na co dzień przychylał się do ogólnoszkolnej opinii, że opiekunowie żółtych i niebieskich domów tworzyliby szkolną parę, to teraz wolałby pocałować Craine'a w policzek niż siedzieć przed nimi i popisywać się znajomością walijskich przysłów.
Nie jesteś w stanie już zliczyć ile godzin umknęło Ci z życia na chłonięciu słowa po słowie, zdania po zdaniu, strony po stronie i książki za książką. W pewnym momencie po prostu... Nie mogąc sięgnąć po kolejną. Stos polecanych Ci lektur stopniał bezpowrotnie pod wpływem intensywności zaangażowania i uwagi, jakie od Ciebie dostał, ale Tobie... Wciąż mało, prawda? Czegoś brakuje, czegoś nie rozumiesz, bo przecież wiesz, że coś Ci umyka i to jest najbardziej w tym wszystkim irytujące, że... nawet nie wiesz co. Bibliotekarka naprawdę stara się Ci pomóc i wertuje dość długo katalogi, ale w końcu i ona się poddaje, mówiąc, że dalej szukać możesz już jedynie na własną rękę, licząc na... odrobinę szczęścia. Prowadzi Cię do sekcji pamiętników i dzienników mniej lub bardziej znanych czarnoksiężników, ale i wybitnych czarodziei balansujących na pograniczu białej i czarnej magii. W końcu... ktoś przed Tobą też na pewno miał podobny problem i może odpowiedź na nurtujący Cię brak kryje się w którymś z setek zapisanych woluminów?
☆☆☆
Nie ma znaczenia kto z Was był tutaj pierwszy, ani czy w ogóle na siebie spojrzeliście. Niezależnie od tego czy skorzystaliście ze swojego towarzystwa wcześniej, powitaliście się krótko czy zupełnie zignorowaliście, to nastała właśnie sytuacja, która integracji zwyczajnie wymaga, bo gdy drobna dłoń Ofelii sięgnęła pewnie po jeden z cieńszych notatników, to ten tuż po wysunięciu z półki nabrał absurdalnej ciężkości i z hukiem runął na ziemię. Prawie bezskuteczne okazują się próby podniesienia go dziewiczymi ramionami, bo zeszyt ledwo odrywa się od kamiennej posadzki, a wszelkie zaklęcia odbijają się od okładki, posyłając wokół jedynie kilka toksycznie zielonych iskierek. Czy Ofelia poprosi Wilkołaka o pomoc? A może sam Nox ruszy od razu w odsieczy? To już zależy jedynie od Was, a ja zostawiam Was samych z losem.
Kostki na cały wątek:
Rzuć kością k6, by dowiedzieć się czy wybrana przez Ciebie książka jest w jakikolwiek sposób pomocna. 1, 3, 6 - nie znajdujesz niczego wartego Twojej uwagi 2, 4, 5 - znajdujesz jeden przydatny fragment
Uwaga: W czasie jednego posta możesz sprawdzić tylko jedną książkę. Trzy znalezione pomocne fragmenty = zdobycie jednej przydatnej informacji, która pozwoli zaliczyć ten wątek jako udany.
Rzuć kością k100, by dowiedzieć się czy znaleziony egzemplarz niesie ze sobą jakiś efekt: Jeśli Twój wynik jest mniejszy niż 75, rzuć kością litery na efekt: A, B: Ledwo rozchylasz okładkę książki, a już nagle zalewa Cię gorąca fala pożądania, zupełnie jakbyś zanurzył się w basenie pełnym wzmocnionej Afrodisi. Zachłystujesz się tym elektryzującym uczuciem i przez jeden post tracisz nad sobą kontrolę. C, D: Na rogu przeglądanego pamiętnika narysowany jest jakiś tajemniczy symbol oka, od którego nie byłeś w stanie oderwać wzroku, aż ten do Ciebie nie mrugnął. Do końca tego wątku i przez jeden następny (dowolny rozpoczęty w maju) masz wrażenie, że ktoś Cię stale obserwuje. E, F: Wertując kolejne strony pamiętnika stale natykasz się na opisy tego, jak autor manipulował psychicznie swoimi ofiarami, że te ufały mu bezgranicznie i uwielbiały go niezależnie od tego, jak źle je traktował. Do końca tego wątku i przez jeden następny (dowolny rozpoczęty w maju) masz problem z zaufaniem i wydaje Ci się, że każdy, nawet najbliższy Ci przyjaciel, tak naprawdę Tobą manipuluje. G, H: Natrafiasz na niezwykle realistyczne rysunki efektów, jakie osiągnął autor poprzez eksperymenty czarnomagiczne na ludziach. Zareaguj zgodnie ze swoją postacią, ale przynajmniej raz wspomnij w przyszłym wątku o tym, że ten widok powrócił do Ciebie w koszmarach sennych. I, J: Wraz z dokładniejszym wczytywaniem się w tekst obraz przed Twoimi oczami ciemniejsze, aż w zupełności tracisz wzrok i odzyskujesz go dopiero w następnym poście.
Efekty się nie powtarzają, więc w wypadku dostania drugi raz tego samego - rzucacie ponownie!
☆ Podczas rozpatrywania efektów poza tym wątkiem należy oznaczyć mnie poprzez tag #mistrzskaj , abym mogła z łatwością sprawdzić czy wywiązaliście się ze wszystkich i w razie potrzeby miała je pod ręką. ☆ Skargi, pytania, zażalenia i wyrazy miłości proszę kierować do @Skyler Schuester
______________________
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Przesiadywał ostatnio w bibliotece hogwarckiej częściej, niż kiedykolwiek. Powoli zaczął narażać się na docinki w sprawie nagłego zainteresowania własną pracą dyplomową, ale prawda była zupełnie inna - Mefisto już dawno zakończył tę sprawę, konsultując się z nauczycielem Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami. Nie było to żadnym niezwykłym wyczynem, skoro sporą część miał gotową już w zeszłym roku, zanim... zanim został odciągnięty od Hogwartu i wszystkiego, co się w nim działo. Teraz miał zupełnie inny cel, który zdawał się wymagać jeszcze więcej książkowych poszukiwań, a nawet jeśli nie, to po prostu bardziej frustrujących. Nie dostawał prostych odpowiedzi i nieustannie tylko stawiał samemu sobie kolejne pytania, coraz bardziej irytując się z powodu własnej niewiedzy. Zgromadził dużo materiałów, korzystając z najprzeróżniejszych źródeł, ale Merlinie... czegoś mu brakowało. Czegoś, co sprawi, że po prostu podniesie różdżkę i zdecyduje, że czas spróbować. Jakkolwiek legilimencja by go nie pociągała, tak zwyczajnie nie był w stanie rzucić się bezmyślnie na głęboką wodę - nie w momencie, w którym wiedział, że testować musi na kimś. Nox nie był w stanie zdecydować, czy bibliotekarka ma już go dosyć, czy może weszli na nowy etap przyjaźni. Tak czy tak, nie wyganiała go za drzwi, a zamiast tego prowadziła go pomiędzy masywne regały, ostatecznie porzucając go w Dziale Ksiąg Zakazanych. I, chociaż początkowo cholernie go to zdziwiło, po prostu odetchnął z ulgą. Może o to właśnie chodziło? Żeby sam poszukał. Sam sprawdził, na których okładkach opuszki palców chętniej się zatrzymują, a od których pospiesznie uciekają. Sam zorientował się, czy ten tytuł brzmi jak coś przydatnego, czy może traktuje o czymś kompletnie innym. Nie wspominając już o tym, że mógłby przy okazji zerknąć na jakąś inną tematykę... Mimowolnie zaczytał się w pamiętniku dotychczas obcej sobie czarownicy, w którym zaczął wyczuwać wzmianki legilimencyjne. Szukał czegoś bardziej konkretnego i nawet znalazł intrygujący go fragment, ale... potrzebował zrozumieć kontekst, bo utrudnienie stanowiło nie tylko pismo, ale i sam starodawny język. Mefisto zmarszczył lekko brwi, orientując się, że... to już było o legilimencji. Manipulacja czarownicy, mieszanie w uczuciach i wspomnieniach, próby zbudowania złudnego zaufania... wspierało się również na tej jednej umiejętności, którą wilkołak chciał opanować. I wydawało się stanowczo zbyt proste, zupełnie jak gdyby ludzie używali tego niemal nieświadomie... - Huh? - Mruknął z zaskoczeniem, odrywając się od swojej lektury pod wpływem niespodziewanego dźwięku. Przesunął spojrzeniem po walczącej z jakimś notatnikiem dziewczynie, ściągając brwi jeszcze mocniej i powoli odkładając czytany pamiętnik na brzeg jednej z półek. Kojarzył ją, widział ją ze Sky'em. To za nią wybiegł z domu na imprezie.- Czekaj, może pomogę - zaproponował po krótkiej chwili zawahania, bo nie mógł pozbyć się wrażenia, że to wyjątkowo wygodne - ściągnąć na siebie jego uwagę w taki niedyskretny sposób. W końcu wiadomo było, że się obejrzy, że pewnie nawet właśnie zaoferuje pomoc... Tylko po co?
Egzemplarz:przydatny Zebrane efekty: "Do końca tego wątku i przez jeden następny (dowolny rozpoczęty w maju) masz problem z zaufaniem i wydaje Ci się, że każdy, nawet najbliższy Ci przyjaciel, tak naprawdę Tobą manipuluje." Pomocne fragmenty: 1/3
Ofelia Willows
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.76
C. szczególne : Brak łuku kupidyna na górnej wardze.
Zgoda od Albescu leżała na etażerce przy moim łóżku dosyć długo. Zanim się zorientowałam, ta pokryła się wierzchnią warstwą kurzu. Sama nie wiem, czemu tak się wstrzymywałam przed wyprawą do Zakazanego Działu. Co prawda nigdy tam nie byłam i nie wyobrażałam sobie tego miejsca pozytywnie, a aura od niego bijąca, mnie przerażała. Moja tchórzliwa natura skutecznie wstrzymywała mnie przed wyprawieniem się do biblioteki. Nie byłam nawet pewna, czy znajdę tam jakiekolwiek odpowiedzi. Bałam też się, że może kogoś tam spotkam. Chciałabym uniknąć pytań i podejrzliwych spojrzeń od znajomych. Wolałabym zostać incognito podczas tych poszukiwań i nie wdawać się w głębszą interakcję z innymi. Gdy tylko poczułam się na siłach na odwiedziny tych mrocznych ksiąg, zdecydowanym krokiem weszłam na teren biblioteki. Jak zwykle przywitał mnie zapach stęchlizny i nieprzyjemny wzrok bibliotekarki, który poczułam mocniej, podając jej zgodę na wejście do Zakazanego Działu. Niechętnie zaprowadziła mnie pod wejście do danego miejsca, a gdy ta odeszła, przekroczyłam próg, lekko się wahając. Miałam przy sobie listę lektur, które poleciła mi Albescu. Nie była długa, ale miałam czego szukać. Ruszyłam w stronę regału, kiedy wyczaiłam, wśród tych czarnych i karmazynowych okładek, pierwszy cel z danych lektur. Czułam lekką aurę niepokoju i niepewności. Może sama ją stwarzałam? Mój niespokojny oddech, gdy kartkowałam księgę, był dla mnie niezwykle przytłaczający. Nie jestem pewna, ile czasu zajęło mi przeglądanie tych cegieł, zwanych czarnomagicznymi egzemplarzami. Oczy mi się lekko przekrwiły od wysuszenia, a soczewka w oku już nie chciała się skupiać na tekstach. Nie znalazłam nic przydatnego, choć zostało mi jeszcze parę lektur do sprawdzenia. Zawsze myślałam, że nie mam problemów z cierpliwością, ale dziś została wystawiona na próbę. Ruszyłam po następną księgę, bez żadnej nadziei na sukces. Zaczerwienionymi oczami czytałam o czarnoksiężnikach, wróżbiarzach i o innych dziwnych rzeczy, od których można tylko zwariować, aż tu nagle napotkałam interesujący fragment: -”Kadzidło Trwogi?”- Pomyślałam zaskoczona, czując, że to jest przedmiot, którego szukam. Życie nagle wróciło do moich zmęczonych oczu, a ja znowu odzyskałam motywacje. Dokończyłam fragment, a następnie resztę lektury, po czym odłożyłam ją na dosyć duży stos sprawdzonych już ksiąg. Spojrzałam jeszcze raz na listę. Zostało mi już tylko kilka do sprawdzenia. Szybkim krokiem ruszyłam w stronę regałów i sugerując się zakładkami, szukałam danej książki. Po chwili dostrzegłam dany egzemplarz. Fakt, że wyglądał na dosyć cienki, mnie ucieszył – szybko go przeczytam i wezmę się za następne lektury. Sięgnęłam po niego, a gdy tylko wysunęłam go z półki, ten runął na podłogę, niemal miażdżąc mi stopę. Z wytrzeszczonymi oczami spojrzałam na małą książeczkę, która wydawała się ważyć tonę. Schyliłam się, żeby spróbować ją podnieść, ale moje wątłe ręce nie były w stanie jej udźwignąć. Męcząc się z egzemplarzem, usłyszałam zza ramienia męski głos. Z nadzieją odwróciłam się w stronę jakiegoś chłopaka, a gdy rozpoznałam tę twarz i szerokie barki, lekko skamieniałam, co ślizgon mógł dostrzec: - Oh, dzięki - Odpowiedziałam, odsuwając się od księgi. Liczyłam, że brunet może mnie nie rozpoznał. – Nie wiem o co chodzi, nagle zrobiła się taka ciężka... - Wytłumaczyłam się z lekko napiętym głosem. Tak cienka książka powinna być lekka. Na myśl przychodzą mi tylko jakieś zaklęcia ochronne. Może nie powinnam do niej zaglądać?
Egzemplarz:Przydatny Efekt: Brak Zebrane fragmenty: 1/3
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
W Dziale Ksiąg Zakazanych niewątpliwie panowała nietypowa atmosfera, której Mefistofeles nie był w stanie nawet nazwać. Coś zawsze zdawało się nie pasować i nawet jeśli miało się w kieszeni podpisaną przez nauczyciela zgodę, nawet jeśli bibliotekarka osobiście zachęciła do samodzielnych poszukiwań... to i tak ciężko było pozbyć się wrażenia, że robiło się coś nielegalnego. I choć Ślizgon miał bardzo luźne podejście od tej kwestii, samej wiedzy nie uważając za cokolwiek złego, tak nie mógł ukryć tego, że najzwyczajniej w świecie głupio mu było sterczeć nad tymi książkami. Odrobina interakcji z drugim człowiekiem nie powinna zaszkodzić, przynajmniej czysto teoretycznie. Mefisto oderwał notatnik od ziemi z lekkim zaskoczeniem wymalowanym na twarzy, bo rzeczywiście musiał się postarać, żeby w ogóle cokolwiek z nim zrobić. Odłożył go na biurko, czując jak ciężar znacząco zmienia się wraz z puszczającymi go delikatnie palcami. Notatnik znowu był po prostu notatnikiem. - Nawet się nie dziwię... to pewnie tylko jedno z licznych zabezpieczeń, jakie ponakładano na te książki - wymamrotał, przesuwając spojrzeniem po zabałaganionym regale. Wydawało mu się, że widział wcześniej tutaj jakiś interesujący tytuł, ale teraz dostrzegł już swój błąd; chociaż nie miał pojęcia w jakim języku zapisane było podejrzane tomiszcze, to nie było najmniejszej szansy, żeby chodziło o legilimencję. - Szkoda tylko, że bibliotekarka ich nie pozdejmowała, jak nas tu zostawiła. To chyba może być bardziej niebezpieczne od samej treści tych książek... - zauważył, dopiero zerkając na Puchonkę. Może tak właśnie było najlepiej? Iść jej na rękę, dać się złapać na tę gierkę, którą mogła prowadzić. Zobaczyć o co chodzi, czy ma to jakiś związek ze Sky'em, czy... czy może jednak spotkali się przypadkiem? - Chociaż... nie wiem jakich informacji szukasz, może się mylę - dodał zaraz, z kącikiem ust już mknącym ku górze.
Egzemplarz:nieprzydatny Zebrane efekty: paranoja z wcześniejszego posta Pomocne fragmenty: 1/3