Dział Ksiąg Zakazanych znajduje się na samym końcu hogwarckiej biblioteki. Potężne kraty bronią dostępu do ksiąg, które są zakazane dla uczniów i studentów ze względu na różne czynniki - skomplikowane treści, nielegalne tematy czy chociażby unikatowość. Aby mieć możliwość przedostania się do Działu, należy posiadać pisemną zgodę dowolnego nauczyciela bądź bibliotekarza, którą weryfikuje zaczarowana brama. Jeśli wszystko się zgadza, w bramie pojawia się dziurka od klucza, którego pilnują pracownicy biblioteki. Książek zwykle się stąd nie wynosi; najlepiej czytać je na miejscu, ponieważ spora część z nich jest dodatkowo zaklęta lub nawet spięta łańcuchami, o co dbają pracownicy biblioteki. Istnieje katalog ksiąg znajdujących się w tej części biblioteki, jednak zwykle uczniowie i studenci nie mają dostępu do jego całości, a prędzej wybranych stron dotyczących konkretnej dziedziny magicznej lub nawet dokładnego zagadnienia - czyli do tego, co zostało skonsultowane z nauczycielem.
Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela lub bibliotekarza – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
Nie widziała sensu w utrudnianiu uczniom życia. Wręcz przeciwnie, lubiła z nimi rozmawiać i budować jakieś relację, a potem pozwalać im nawet na odrobinę więcej. Nie miała problemu z wpuszczeniem ucznia do środka późnym wieczorem, czy o innych nietypowych godzinach. Jeżeli mieli potrzebę, to dlaczego nie? Istotne jednak było dla niej, żeby nie były to dla niej całkowicie obce osoby. Czasami prosta rozmowa czy drobna pomoc znaczyła dla Donny naprawdę wiele i otwierała sporo drzwi. Łatwo było sobie zaskarbić jej sympatię, lubiła ludzi i starała się ich jak najlepiej zrozumieć. Dlaczego często zerkała na chłopaka przenikliwie, szczególnie, że niewątpliwie był... szczególny. Warto było poświęcić trochę więcej uwagi takim osobom. Rozmowa z Neirinem z pewnością nie była standardowa i nudna. Cóż, głupie pytanie, głupia odpowiedź? Rzeczywiście, trudno doszukać się w spędzaniu czasu w bibliotece innego celu. Chociaż doświadczenie kobiety mówiło, że niektórzy naprawdę potrafili. - Jakich książek? - dopytała, jakby ta rozmowa dokładnie tak powinna przebiegać. Po co wyprosić ucznia, który kręci się po zakazanej części szkoły? Z drugiej strony, wybadanie sprawy dokładniej nie było znowu takie dziwne. - Nie czytałam, ale na pewno zajrzę - z uśmiechem przyglądała się niewielkiemu wężykowi. Aż się prosiło, żeby wyciągnąć w jego kierunku ręki, ale w takich kwestiach lepiej było zaufać właścicielowi.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zerknął gdzieś w dół, jakby licząc, że na posadzce znajdzie listę potrzebnych podręczników. Tak naprawdę jednak, starał się je sobie przypomnieć. Miał gdzieś listę... Zsunął ostrożnie węża z ręki, kładąc ją sobie na barkach (czym zarobił na posmyranie językiem po uchu, kiedy się samiczka rozglądała), zanim zaczął przeglądać torbę. Daleko mu było do posiadania stereotypowej "kobiecej torebki", jednak z dnia na dzień w jego ekwipunku coraz więcej było osobliwych rzeczy. Bandaże obok orzechów, opatrunki przy pudełku larw mącznika. Nosił ze sobą i szybką przekąskę dla zwierzaków, jak i rzeczy do załatania rannego. I teraz podał plastikowy pojemnik robaków Donnie. - Może pani potrzymać? - Po larwach przyszło kilka bandaży, a na koniec szklane pióro. I dopiero wśród zawiniątka pergaminów odnalazł właściwy. Wyciągnął w stronę Donny zwój, odbierając od niej swoje rzeczy. Zakładając, że ich nie upuściła do tej pory. Na pergaminie była lista podręczników do nauki wężoustości. - Profesor Swann był tak miły, że wypisał mi polecane przez niego pozycje. Ale jeśli zna pani jeszcze jakieś, bardzo chętnie je przyjmę. Mogę wypożyczyć je na wakacje? Chciałbym wykorzystać wolny czas na naukę - spytał grzecznie, układając znowu w swojej torbie, aby mniej więcej wiedzieć, co gdzie ma. Zazwyczaj jednak mniej niż więcej.
Obserwowała poszukiwania chłopaka spokojnie. Sporo tego nosił przy sobie. Spokojnie przejęła od niego pudełko i spokojnie poczekała na to, co chłopak wyciągnie ze swojej torby. Nie było jej to obce, sama we własnej torebce miała praktycznie wszystko. Pod ręką można było znaleźć praktycznie wszystko co mogło być w jakikolwiek sposób potrzebne. Kiedykolwiek. Jednak przy tym wszystkim był tam wyjątkowy porządek, wszystko miało swoją półeczkę, przegródkę, zapięcie i zamek. Dlatego kiedy tylko czegoś potrzebowała, sięgała po to i bez accio potrafiła wydobyć wszystko w przeciągu kilku sekund. To potrafiło nawet zrobić wrażenie, szczególnie biorąc pod uwagę ilość tych rzeczy. W końcu chłopak dokopał się do tego, do czego chciał, więc oddała mu trzymane wcześniej pudełko i zerknęła na listę. Było tego sporo i pokiwała głową. - Tak, chyba wszystko się znajdzie. Nie są to szalenie popularne pozycje, więc nie będzie problemu. Ciekawe zainteresowanie. Skąd chęć czytania o tym? - zerknęła na niego uważnie. Miał ochotę na pogawędki ze swoim pupilem? Sama nigdy w te tematykę się nie zagłębiała, nie interesowało jej to zbyt mocno, ale parę z tych pozycji było jej nawet znajomych. Zastanowiła się, co jeszcze mogłaby polecić chłopakowi. Pokręciła się trochę sprawnie między regałami przynosząc książki z listy, jak i pare dodatkowych. - To może nie jest temat w którym jestem nie wiadomo jak obeznana, ale dodałem parę lektur, które mogą pomóc.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Męskie torby nie zawsze były aż tak dobrze wyposażone. A nawet jeśli... Neirin po prostu nosił zwykłą szmaciankę, wrzucając w nią co popadnie. Była lekka. O ile zatem miał w niej tylko bandaż i dwa opatrunki, nie istniał sens noszenia czegoś więcej. Systematycznie jednak ilość rzeczy rosła, zmieniając wnętrze torby w istny chaos, którego nawet kobieta by nie ogarnęła. Musi pomyśleć o czymś lepszym. Bardziej zorganizowanym, ale też takim, co nie będzie mu przeszkadzać. Zbyt ciążąca torba jest tylko gorsza. - To jest zamknięty dział. Niewielu może je w ogóle widzieć - zacznijmy od tego, iż to główny powód, przez który nie są to rozchwytywane pozycje... Donna chyba ma dzisiaj gorszy dzień albo jest mistrzynią rzucania oczywistości. Czyżby pretendowała do tytułu kapitan oczywistej? Nei jej z chęcią przyzna. - Chciałbym lepiej komunikować się ze zwierzętami. Szkoda, że tylko z wężami, ale to też dobre. Myślę, że to bardzo pomoże w poznaniu niektórych gatunków - wyjaśnił. - Słyszałem, że da się tego nauczyć, ale to ciężkie. A do mnie parę razy już się wąż odezwał. Atet, pamięta go pani? Jak go pierwszy raz zobaczyłem, powiedział do mnie "hej". I potem kilka razy powiedział mi, że jest głodny. Może ze trzy? Ale nic więcej - zaczął, zakładając sobie torbę na ramię, kiedy już powrzucał wszystko, co jego. - Siedziałem przed nim godzinami i nic. A nie będę go przecież głodzić, aby zmotywować do rozmowy - nawet mu przez myśl nie przeszło takie barbarzyńskie traktowanie zwierzaka. A skoro już temat zszedł na jego węże, rozgadał się lekko. - Więc chyba długa droga przede mną. Acz jeśli w razie mam dar i mogę go wyćwiczyć, chciałbym. Szkoda byłoby marnować, skoro może przynieść wiele dobrego. Szczególnie, że nauczyć się tego samemu z siebie jest trudno. Chociaż Liam mówi, że po prostu mam halucynacje i mi się wszystko wydaje - podsumował, biorąc od bibliotekarki większość książek. - Tak? Dziękuję. Pomogę zanieść do biurka - trzeba jeszcze podstemplować, a wcale tego mało nie było. Zebrała się spora kupka. To dobrze. Im więcej materiałów do nauki, tym powinno być łatwiej. W teorii.
Wypiła dzisiaj jedną kawę za mało? Możliwe. A może to po prostu zbliżające się wakacje sprawiały, że była wyjątkowo rozproszona i mówiła co jej na język przyniesie, niekoniecznie poprzedzając to jakąkolwiek refleksją. Faktycznie coś tak zakazanego nie mogło się cieszyć sporą popularnością, chociaż nawet nie często dostrzegała, żeby ktoś chociaż próbował znaleźć lektury a podobnej tematyce. - Nie powinnam schodzić z ośmiu godzin snu. Chodziło mi raczej o to, że to nieczęsty obszar zainteresowania - sprostowała, kręcąc głową. Cały czas zerkała na stworzenie trzymające się blisko chłopaka. Nie powinna przekazywać mu takich książek, niezależnie od zamiarów, ale nie widziała sensu w odmawianiu chłopakowi takiej wiedzy. Raczej nie było w tym nic niebezpiecznego czy niepokojącego, w końcu po coś ten dział był. Zwyczajnie potrzebna była większa kontrola. - Tak, pamiętam, pamiętam - przyznała, rozglądając się po regałach. - No, to nie byłaby zbyt humanitarna metoda nauki - zgodziła się i po chwili razem z chłopakiem przeniosła książki do swojego biurka. Było tego całkiem sporo, więc pomocą nie pogardziła oddając mu połowę. - Dodźwigasz to do domu? Może by to zmniejszyć? - zaproponowała, widząc pokaźny stosik przed sobą. Podstemplowała wszystko jak trzeba i uzupełniła w swoich dokumentach.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
- Długo pani śpi - skomentował, zanim pokiwał głową. Tak, teraz to "robiło więcej sensu". Niewyspanie często plącze język i myśli. - Czym głównie uczniowie się w zakazanym dziale interesują? - To w zasadzie ciekawa kwestia, co jest najpopularniejsze z tych podejrzanych, niekoniecznie legalnych podręczników. Metamorfomagia? Animagia? Niesławne czytanie w myślach? Ha. Każdy z nich da się nietuzinkowo wykorzystać. Starczy tylko, aby trafił w nieodpowiednie ręce. Chyba, że coś znowu okaże się niemożliwe do wyuczenia. - Metamorfomagia jest dziedziczna? - Nie powinien raczej kierować podobnego pytania do bibliotekarki... Mocniej do Bergmanna albo Craine'a, oni są specami od transmutacji. Z drugiej strony, czy podobna umiejętność do czegokolwiek by mu się przydała? Nie kradnie. Nie podszywa się pod ludzi. Nie jest Cassanovą. Nie chce prowadzić nielegalnych interesów. A bycie rudzielcem bez duszy jest całkiem w porządku. Może prędzej animagia jako część rozumienia postawy zwierząt? Zobaczy. Pomyśli. Póki co ma i tak sporo do robienia przez te wakacje. Spojrzał po książkach. Na pewno do torby mu się nie zmieszczą. Ale hej, od czegoś ma te mięśnie. - Może lepiej nie. Zakłócenia szaleją. To tylko książki, ale podczas pojedynków pękały żebra i trzaskały nosy. Wolę unikać magii, jeśli tylko mogę - wyjaśnił swoją postawę. - Wysiłku fizycznego się nie boję.
Nie wiedziała, czy to kwestia wieku ale z czasem faktycznie coraz gorzej działało na nią zarywanie nocek, nawet takie częściowe. Znacznie lepiej i wydajniej funkcjonowała, kiedy miała za sobą te osiem godzin nieprzerwanego snu. Najchętniej kładłaby się dosyć późno i wstawała w południe, ale wiadomo, ta praca na to nie pozwalała. W poprzedniej było pod tym względem znacznie lepiej, zdecydowanie nie trzeba było się zrywać o świcie. Oczywiście przez te lata zdążyła się przestawić na ten tryb, ale nadal nie był on dla niej do końca naturalny i intuicyjny. - Hm, ciężko powiedzieć. Potrafią wynajdować różne dziwne rzeczy. Niektórych strasznie ciągnie do czarnej magii i często sami nie do końca wiedzą, czego szukają - stwierdziła. Ciekawość była jej dobrze znana i nie uważała tego za nic dziwnego, ale nie dało się ukryć, nie zawsze wychodziła człowiekowi na dobre. - Takie pytanie lepiej do nauczyciela transmutacji kierować, ale z tego co wiem to tak - pokiwała głową. Czyżby chłopak tym tematem też się trochę interesował? Na razie jednak skupili się na wężach i to z tymi książkami udali dalej. Faktycznie, chłopak wydawał się być raczej silny, pewnie sobie poradzi z kilkoma cięższymi tomami. A z zaklęciami faktycznie lepiej było nie ryzykować. - To skoro dasz radę to może i rzeczywiście lepiej nie bawić się w zaklęcia - potwierdziła i przygotowała wszystko do wydania.
Neirin Vaughn
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 196cm/106kg
C. szczególne : Oparzenia: prawa noga, część nogi lewej, część torsu, wnętrze prawej ręki. Blizny po porażeniu prądem: wewnętrzna część lewej dłoni i przedramienia.
Zaczął coś rozważać. To w sumie nie jest dziwne, że ciągnie ich do czarnej magii. Zakazany owoc kusi najmocniej, szczególnie, kiedy można nim wywołać sporo szkód albo po prostu użyć dla zdobycia przewagi nad nieświadomym przeciwnikiem. Nigdy nie wiesz, co cię ugodzi i jak wiele krwi przez to stracisz. - Nie do końca rozumiem, czemu niektóre zaklęcia są czarnomagiczne, jeśli mam być z panią szczery. To raczej od czarodzieja zależy, prawda? Zwykłym Aquamenti też można kogoś utopić - zauważył, poprawiając sobie węża i biorąc podbite już książki na ręce. Ten stosik ważył ładne parę kilo. - Profesor Craine zabrał nas ostatnio na lekcję z wilkołakami. Może jak doczekam, to i metamorfomagia się trafi - zważył zawartość rąk, oceniając, czy na pewno da radę dojść z nimi do stacji. Powinien dać. - Jak starczy mi czasu po wakacjach, poczytam też coś pod kątem czarnej magii. Na pewno da się ją dobrze wykorzystać. Ale na razie starczy mi lektur, jeszcze studia zacznę. Będę mieć sporo na głowie. Dziękuję raz jeszcze za pomoc. Porozmawiałbym dłużej, ale spieszę się na pociąg. Miłych wakacji. Niech pani wypocznie - pożyczył jej na odchodnym, zanim ewakuował się w stronę pokoju wspólnego. Ma trochę do przejścia z czwartego piętra do podziemi. Grunt, że z górki. Gorzej będzie to wszystko oddać, ale tym będzie się martwił w nowym roku szkolnym. Czy raczej już akademickim dla niego. I tylko po wyjściu zastanowiło go, że ani razu Donna nie spytała o zezwolenie na grzebanie w zakazanym dziale. Ot, dała mu, co chciał. Zdecydowanie była niewyspana. Albo wzmianka o Swannie utwierdziła ją w przekonaniu, że chłopak nie kradnie, tylko legalnie pożycza? Kto wie. Tak czy inaczej, na jego karcie będzie widnieć notka, co brał. Musiałby być idiotą, aby robić to tak otwarcie nie mając pozwolenia. Nie martwiąc się więcej stanem zdrowia bibliotekarki, udał się wrzucić lektury do kufra.
Faktycznie, to do czego dostęp był utrudniony zawsze przyciągało do siebie bardziej. Nie miała pojęcia z czego to wynikało, ale to palące uczucie, że warto by było zrobić coś co niekoniecznie jest dopuszczalne znała bardzo dobrze, więc nie trudno było jej zinterpretować myślenie uczniów. Pomijając już chęć zdobycia przewagi i siły, wystarczyła zwyczajna ciekawość. - To prawda. Chociaż niektóre naprawdę ciężko zastosować w jakimkolwiek dobrym celu - stwierdziła. Pewne zaklęcie po prostu robiły krzywdę i nie wyobrażała sobie, jak można ich użyć mając czyste intencje. Może chłopakowi uda się jednak znaleźć pozytywne zastosowanie do takich zaklęć? - Na lekcje z wilkołakami? - zapytała zaskoczona, to raczej nie był standardowy program. Nie miała pojęcia o co dokładnie chodzi i o dziwo nawet nie słyszała o tej lekcji. Po chwili chłopak zaczął już się zbierać, więc uśmiechnęła się i pokiwała głową. - Nawzajem, do zobaczenia - powiedziała spokojnie i zajęła się porządkami w pomieszczeniu. Zostało jej naprawdę niewiele i za chwile sama mogła zacząć świętować koniec roku.
/zt
Edgar T. Fairwyn
Wiek : 48
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 180
C. szczególne : kamienny, lekko znudzony i pogardliwy wyraz twarzy
Nawet nie słuchał chłopaka, gdy ten brnął w swoje idiotyczne tłumaczenia. Odczekał te pięć sekund wyłącznie dla formy, patrząc na Krukona obojętnym wzrokiem, po czym podniósł leżącą na podłodze książkę i odłożył ją na miejsce. Nie zamierzał już strzępić języka na wyjaśnianie mu, dlaczego jego wymówki nie mają sensu. Nie było też szans, żeby smarkacz przekonał go, że słyszał co innego, niż faktycznie usłyszał. Wyrównał grzbiety kilku książek, stojących obok tej odłożonej, po czym bez słowa podszedł do Deara, chwytając go za ramię i wyciągnął go z biblioteki. Całą drogę do gabinetu Bennett nie odezwał się do niego słowem. To już nie był jego problem.
//zt 2
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Zakazane. Czy nie było to piękne słowo? Potrafiło niejednej osobie zawrócić w głowie, a sam wydźwięk kusił swoją niedostępnością. To, co pozostało poza zasięgiem naszych dłoni od wieków niesamowicie nęciło ludzkość. Nieważne czy mowa o czarodziejach, mugolach, młodych czy starych, kobietach czy mężczyznach - zawsze znalazł się ktoś, kto łamał zakazy i przesuwał granice. Zawsze pojawiała się osoba niezniechęcona możliwością przypłacenia za swoje występki niekiedy surową karą. Fire też chciała wiedzieć więcej, potrafić więcej i rozumieć więcej. Zwłaszcza, gdy dotyczyło to tematów ogólnie postrzeganych jako swego rodzaju tabu, coś niegodnego człowieka, niepoprawnego wobec obyczajów i zasad, wyzbytego z pozoru wszelkich pozytywów. Długo można byłoby debatować nad tym czy czarna magia jest dobra. Bynajmniej nie interesowała się teraz przekonywaniem ludzi, że nie trzeba jej całkowicie tępić, wolała zająć się czymś znacznie bardziej przydatnym. Pod tym rozumiała po prostu uczenie się jej na miarę swoich możliwości jak najdokładniej. A możliwości zdołała znacznie rozszerzyć, co zresztą widać było po tym, jak wiele trudnych zaklęć opanowała już na dobrym poziomie. Nie dało się zaprzeczyć, że czarna magia pociągała Blaithin przede wszystkim dlatego, że stanowiła prawdziwe wyzwanie, a kto nie kochał wyzwań? Dzięki nim mogła poczuć satysfakcję po dziesiątkach prób i jednej tylko udanej. Po godzinach pełnych pracy i nierzadko poświęcenia w końcu opanowywała to, co dla innych dalej pozostawało zupełnie nieuchwytne. I to było niesamowite, tak jak niesamowita była moc samego słowa "zakazane" w uszach rudowłosej Dearówny. Kiedy tylko dowiedziała się o istnieniu ludzi, wyjątkowych czarodziejów, którzy zdołali opanować magię do tego stopnia, że wykorzystywali bez pomocy różdżek umysły innych osób... nic dziwnego, że ogarnęła ją fascynacja. Taka potęga początkowo wydawała się wręcz nierealna. Przekonać kogoś do zrobienia czegokolwiek tylko się zechce? Móc sterować nim niczym szmacianą kukiełką? Potrafić wmówić mu uczucia, myśli i wspomnienia, których nigdy nie było? Czy dało się osiągnąć wyższą moc w świecie magii? Z pewnością zamierzała spróbować. Miała nawet inną motywację, znacznie bardziej dyskretną i intymną. Złożoną z czegoś więcej niż ludzkiej chciwości i chorej ambicji osiągnięcia umiejętności hipnotyzowania ludzi. Bo jak się szybko okazało, zdobywanie informacji i wskazówek łatwe nie było, a nawet jak już jakieś trafiły w łapki Blaithin to okazywało się, że musiała długi czas próbować je zrozumieć. Tygodnie spędzone na wyłapywaniu skrawków w księgach mniej lub bardziej legalnych zmieniły się w miesiące, te zaś zgrabnie przeskoczyły w lata. Oczywiście, miała również mnóstwo innych rzeczy do roboty, więc co jakiś czas kusząca, zakazana umiejętność schodziła na dalszy plan. Musiała w końcu zdawać z roku na rok, miała też masę problemów różnego kalibru. Bardzo prawdopodobne, że po prostu odłożyłaby całkowicie hipnozę, gdyby nie pewien cel, który co jakiś czas powracał z pełną siłą do głowy Fire. Dzięki temu dalej wracała do nauki, dzielnie brnąc w świecie skomplikowanych mechanizmów kierujących ludzką psychiką. Tylko, że Gryfonce skończyły się materiały. Kiedyś już buszowała w dziale ksiąg zakazanych i znalazła tu mnóstwo ciekawych pozycji, więc to miejsce przyszło pierwsze na myśl dziewczynie. Potrzebowała sprawdzić czy jest tam książka o której słyszała trochę tu i ówdzie. Wydawało się, że dzięki niej mogłaby uczynić znaczny postęp. Dowiedzieć się, jak lepiej w praktyce próbować kogoś omamić. Parę razy już coś takiego robiła, ale nigdy nie zauważyła nawet cienia szansy, że rzeczywiście wpłynie na czyjś umysł. Była więc zdeterminowana, żeby zdobyć odpowiedni egzemplarz. Założyła ciemne spodnie, wygodne trampki i miękką bluzę z paroma nadrukami. Na taki strój zarzuciła czarną pelerynę, którą spięła pod szyją srebrną klamrą. Musiała zachować ostrożność, żeby nikt jej przypadkiem nie przyłapał. Będąc prefektem narażała się na małe konsekwencje, ale teraz nie posiadała odznaki. Ani żadnego pozwolenia na przebywanie wśród tych konkretnych półek. Krok miała bardzo cichy, czasem smukły cień migotał na ścianach, gdy mijała z daleka jakąś pochodnię. Drogę oświetlała sobie dyskretnie rozkładając wachlarz Sakura, a drobny magiczny pył pozwalał Fire poruszać się sprawnie i szybko po ciemnych korytarzach. Do kieszeni bluzy wsypała trochę kamyków ukrycia, w drugiej miała różdżkę, a poza tym nie zabrała ze sobą nic. Zadziwiająco mocno chciało jej się zapalić, gdy w końcu stanęła na środku działu ksiąg zakazanych i zaczęła przeglądać różne tomy. Odłożyła wachlarz i rzuciła Lumos. W absolutnej ciszy.
Ludzie byli istotami dążącymi do autodestrukcji; nie zmienili się nic od czasów Ewy, Ikara czy nawet Czerwonego Kapturka. Wystarczyło słowo "zakaz", aby w niemal archetypiczny sposób zaczęli dążyć do tego, co tkwiło poza zasięgiem, bezmyślnie jak ćmy do płonącej świecy. Mało komu chodziło o wiedzę i świadomy wybór; skoro coś było zakazane dla ogółu, musiało być wartościowe, a w świecie ciągłej rywalizacji, kto nie chciał choć przez chwilę spijać chwały pochodzącej z inności i cząstki potęgi? Z wyjątkowości. Ezra chciałby móc powiedzieć o sobie coś innego; czyż źle mu było, tak jak teraz? Czy do szczęścia potrzebna mu była czarnomagiczna praktyka ograniczająca cudzą wolę? Wiedział, że nie, ale... Zawsze było "ale". Kiedy w dzieciństwie człowiek czuje się gorszy od całej reszty, czuje, że jego zdanie i wola nie mają żadnego znaczenia, a rzeczywistość jest zbyt ciężka do udźwignięcia, bardzo łatwo wpędzić go w przekonanie, by zawsze sięgał trochę dalej niż pozostali ludzie. Ezra długi czas się na to nie odważał, jedynie dążąc do perfekcjonizmu w znanych mu dziedzinach. A potem wszystko nabrało tempa, sukces szedł za sukcesem, a skrzydła się rozrastały, wciąż pozostawiając jednak niedosyt. Chodziło o wiele aspektów - tych chlubnych i tych, do których lepiej było się nie przyznawać. Jedną z rzeczy była ambicja; własnymi siłami z cherlawego dzieciaka bez perspektyw stał się osobą, z którą należało się liczyć i po prostu każda nowa umiejętność napawała go ogromną dumą. Skoro więc zdobyte umiejętności były dla niego swego rodzaju miarą własnej wartości, to nikt nie powinien się dziwić, że po prostu nie potrafił odpuścić. Pomysł nauki hipnozy pojawił się w jego głowie dawno temu; być może niepokojący był fakt, iż zainteresowanie rozbudziło się w nim w momencie, gdy robił za żywą tarczę. Ale od tego czasu cały czas to do niego powracało z różnym natężeniem i można było wysnuć teorię, że Clarke sam nie wiedział, czego chciał. Bo owszem, pociągała go możliwość zapanowania nad czyimś umysłem, dosłowne owinięcie go sobie wokół... słowa. A jednocześnie bardzo się tego obawiał; był świadomy własnej słabości. Ile razy musiałby być zwodzony przez pokusę, aby tak potężną moc wykorzystać tylko ze względu na wygodę? Zbyt dociekliwemu rozmówcy powiedzieć "zapomnij", a osobie, której nie lubił z łatwością popsuć jakieś plany... Najpowszechniejsze dostępne materiały zdążył już przejrzeć, kiedy przygotowywał swoją pracę dyplomową - podpięcie zainteresowania pod obowiązek łączyło przyjemne z pożytecznym. Teraz jednak Ezra nie odpowiadał z wiedzą przed nikim, nie musiał tłumaczyć się z jakich książek wiedzę zdobywał... Stąd właśnie swoje kroki skierował w stronę działu zakazanego ich bogatej biblioteki, choć żadne pozwolenie nie zostało mu udzielone. Przylegający czarny materiał oblekał jego ciało, prawie nie odsłaniając ciała. Nawet dłonie obleczone były w cienkie rękawiczki - nadgarstek lewej ręki obwiązany był taśmą obłudy a materiał rękawa i rękawiczki upewniał Krukona, że tajemniczym sposobem nigdzie się nie zsunie. Do tylnej kieszeni wsuniętą miał czapkę niewidkę, gdyby sprawy zbyt mocno się skomplikowały. Śmiałości zaś dodawała mu odznaka prefekta, ukryta pod dodatkowym materiałem peleryny, tuż obok opadającego na klatkę piersiową globu zaginionych. Dotarcie do biblioteki nie było problemem; wiedział, że mógł tu być i nie musiał kryć się po kątach. Było już późno, a blask księżyca przypominał o tym przy każdym oknie, które Ezra mijał. W jego własnych uszach kroki odbijały się drażniącym echem, choć wcale nie był to dźwięk głośny, pewnie wcale nie wyróżniający się spośród nocnych odgłosów Hogwartu. Nie spodziewał się jednak, że w miejscu, do którego zmierzał, zauważy tlące się światełko. Początkowo zamarł, nie wierząc w tak ogromny zbieg okoliczności - nie myślał zbyt rozsądnie, gdy zakładał na głowę czapkę, umożliwiającą mu stopienie się z wszechobecną ciemnością, a potem ruszył w kierunku źródła światła. Jeśli Ezra miałby obstawiać, kogo mógłby znaleźć buszującego w dziale ksiąg zakazanych, to bez wątpienia Fire byłaby w tym niechlubnym gronie. A mimo to poczuł zaskoczenie; nie rozumiał, co dziewczyna robiła o tej porze w bibliotece, lecz gdy wziął pod uwagę jej charakter, nie mogło to być nic dobrego. Poruszał się powoli i miękko, zgodnie z długoletnią praktyką złodziejską - mógł jedynie liczyć, że Gryfonka będzie dostatecznie skupiona na poszukiwaniach i nie zwróci uwagi na ewentualne szurnięcia. Oboje byli tu po coś konkretnego; choć Ezra był ciekawy pobudek Fire, nie były one tak istotne, by zdemaskować samego siebie. Dlatego cofnął się pomiędzy regały - Ezra nie mógł pozwolić sobie na użycie Lumos, więc wytężał wzrok i w miarę możliwości korzystał ze światła dawanego przez różdżkę Dearówny. I w pewnym momencie wyraźny blask oświetlił okładkę jednej z książek - nie miał wątpliwości, że właśnie tego szukał, więc nawet nie myśląc, położył na niej rękę...
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
I wreszcie zrobiłem to. Naparłszy dziko na klamkę, wpadłem do środka, wtulając plecy w drewniane drzwi. Zamknąłem je za sobą nieco niedyskretnie, ale nie miało to większego znaczenia, skoro zaraz czmychnąłem pomiędzy regały. Nie wiedziałem od czego mam zacząć. Nie bywałem w bibliotece, jeżeli nie miałem ku temu naprawdę WAŻNEGO powodu. Także pewna dezorientacja była jak najbardziej wskazana. A jednak nawet mnie, kompletnemu troglodycie, gdy chodzi o czytanie ksiąg, wydało się naturalnym, aby interesująca mnie tematyka nie mogła znaleźć się w ogólnodostępnym dziale. Szalona była to myśl. Pozbywać się melancholii poprzez naukę. To nie było w moim stylu tak bardzo, że aż w pewnym momencie przestałem wypierać nielogiczność tego działania. Moje motywacje ostatecznie już bardziej do mnie pasowały. Nie mogłem znieść zależności od innych. Dość ironiczne jak na malarza aktów, lecz nie w tym rzecz. Napierająca konieczność, aby wykonywać polecenia tej Krukońskiej suki, zmuszała mnie do podjęcia odpowiednich kroków, a czy słyszałem o lepszej samoobronie od ataku? Nigdy. Zaślepiony koniecznością chronienia własnej godności, postanowiłem przeszukać dział zakazany. Skradając się pomiędzy regałami, przyświecałem sobie różdżką. Odcyfrowywałem niekiedy pościerane tytuły, zsuwając z nich kurtynę ciężkiego kurzu. Błąkałem się, aż w końcu trafiłem na coś zachęcającego. Sięgnąłem po księgę, obejmując ją w palcach delikatniej, niż kruche niemowlę. Tomiszcze było wyraźnie nadgryzione zębem czasu, ale zdecydowałem się zaryzykować. Odsunąłem okładkę, zaglądając do środka. Niepomny na mogące mnie napotkać nieszczęście (w postaci patrolujących nauczycieli), wczytałem się we wprowadzenie, połykając słowa niczym wygłodzony wilk. Zachłannie czerpałem wiedzę, przekonując się, że wybrałem odpowiedni sposób na zniwelowanie własnych problemów. Subtelne niuanse składające się na hipnozę, jakie tutaj opisano, może nie do końca były mi bliskimi. Preferowałem bezpośredniość działań i zawsze najpierw pierwszy posyłałem cios. Lecz co, jeżeli od jutra mógłbym manipulować prawdą i rzeczywistością? Popychając mojego wroga na lepką sieć umysłowego oszołomienia. Poczucie posiadania władzy nad inną osobą sprawiało mi nieposkromioną przyjemność. Hipnoza była kluczem do unikania zbędnych kłopotów. Do ataku i obrony, a nawet dziwne słowa, jakimi napisano księgę oraz rozliczne ostrzeżenia nie potrafiły odwieść mnie od mojego zamiaru. Nawet ta dziwaczna melancholia wyduszająca ze mnie życie nie zdołała tego uczynić. Skoncentrowany na celu, przesiedziałem w bibliotece kilka długich godzin. Przyświecając sobie różdżką, wcisnąłem się w kąt pomiędzy fotelem, a ścianę. Zwilżałem palce śliną, aby przerzucać kolejne stronice, ale nie byłem w stanie tego wszystkiego zapamiętać. Informacji było zbyt wiele, a ja, zbyt ograniczony, gdy chodziło o czarną magię, byłem zbyt niepojętnym uczniem. Nawet pomimo fotograficznej pamięci. Musiałem zabrać księgę ze sobą. Czy ktoś miał się zorientować, że jednej brakuje? Miałem nadzieję, że nie. A jeśli nawet, może mógłbym przetestować na nim kilka klątw, których zawiłe formuły znalazły miejsce w tomie wprowadzającym w tajniki hipnozy? Nie przyjmowałem do wiadomości możliwości popełnienia porażki. Błędnie oceniwszy swoje siły nie mierzyłem ich na zamiary. Ale miałem już to, po co tutaj przyszedłem. Ledwie ułamek wiedzy - mój pierwszy krok. I podręcznik, jaki wtulając w pierś wyniosłem z działu zakazanego. Wydawało mi się, że nie zostawiłem za sobą śladów, lecz kto wie czy za kilka dni nie zaczną szukać butnego złodziejaszka? Prześlizgnąwszy się z powrotem na korytarz, podążyłem do lochów, aby po kilkudziesięciu minutach wślizgnąć się z powrotem do łóżka. Jeszcze nigdy nie byłem aż tak pochłonięty lekturą, abym kontynuował ją do samego rana. A chociaż ogromne wory pod oczami były jakby namacalnym świadectwem popełnionej zbrodni, nikt mnie nie poszukiwał. Jeszcze.
|przy wejściu do działu. Ciemno zimno i w ogóle smutek
Półmrok. Morze nieokiełznanej szarości; gęsty płaszcz, zarzucany, deformujący kształty. Hogwart - zdawał się przeraźliwie pusty - niemniej, tętnił wówczas nieuniknionym ryzykiem. Tętnił wciąż przyjemnością, skrywaną razem z zerwaniem zakazywanej słodyczy, tętnił niebezpieczeństwem nauczycielskiej sylwetki - wyrastającej zza najbliższego zakrętu. Uśmiechnął się, sam do siebie; pełen ironii, pełen od drwiny, pełen pewności siebie. Nie miał nic do stracenia - o, słodka Morgano, roztaczająca się władza nocy była wręcz idealna, w ramach wymknięcia w stronę Działu Zakazanego. Wspaniałym, intrygującym dodatkiem, okazało się dostrzeżenie zupełnie innej sylwetki. Ucznia? Studenta? Wiedział - nie on sam, w owej chwili, postanowił wyjść z wieży; spróbować tego, co dotąd pozostało nieznane. Stąpał cicho, w odpowiedniej wpierw odległości; niedostrzeżony (żywił nadzieję) podążał wciąż swoim tropem. Prześlizgnął się, prosto do biblioteki; pochwycił klamkę - wiekowy, ociężały mechanizm, oznajmił jego obecność swym nieuchronnym skrzypnięciem. - K a r y g o d n e - oznajmił towarzyszowi (próbującemu się dostać do Działu Ksiąg Zakazanych), odrobinę zbyt głośno, odrobinę zbyt niebezpiecznie. Bawił się wyśmienicie - był w stanie wówczas poświęcić nawet najgorszy szlaban. - W dodatku Krukon - tu ściszył wreszcie ton głosu. - Będziesz gnić w gabinecie Craine'a. Doskonała hipokryzja, panie Therrathiél. Doskonała.
Nie myślałem o pierdołach Byłem sam. Kompletnie odcięty od świata. Otaczającej mnie nicości istnienia. Pragnąłem spokoju. Pragnąłem ciszy. Pragnąłem wiedzy. Tak wiele chciałem, tak mało posiadałem. W miejscach jak pokój wspólny byłem niewidzialny. Jednak nie nieistniejący. Czasem ktoś zerknął. Niekiedy ktoś się potknął. Wolałem tego uniknąć. Wiedziałem, jak tego dokonać.
Uciekłem. Tak by się mogło wydawać. Prawda była inna. Szukałem ulgi, wytchnienia. Dział ksiąg zakazanych wydawał się idealnym do tego miejscem. Pełnym wiedzy niedostępnej. Pełnym spokoju. W szczególności po zmroku. Gdy nikt niepowołany tam się nie kręcił. Gdy wszyscy mieli w dupie.
Zaintrygowała mnie. Ta książka była inna. Stała na półce. Niepozorna, może poniekąd niechciana. Nic dziwnego, że zwróciła moją uwagę. Jeszcze nim osiągnąłem swój cel. Bo czy nie chciałem wejść do działu ksiąg zakazanych? Złamać szkolną zasadę? Oczywiście, że tego pragnąłem. Tylko że pokusa była zbyt wielka. Ponownie: łaknąłem wiedzy. Ta wydawała się niezastąpiona. Granice dziedzin. Zaklęcia trudne w klasyfikacji. Nic dziwnego, że po to dzieło sięgnąłem.
Lektura mnie pochłonęła. Bez reszty, do cna. Nie wiem kiedy moje długie nogi wyciągnęły się na podłodze. Różdżka oświetlała kolejne karty księgi. A ja czytałem. Zachłannie, jakby jutro miało nie istnieć. Wtedy to usłyszałem. Łoskot. Triumfalny ton. Kompletnie nie pasujący do sytuacji. W niezgodzie z moją koncepcją wieczoru. Patrzyłem na tę postać, nierozumiejącym wzorkiem. Próbując ustalić, kto to kurwa jest. Umysł zaszedł mgłą. Powoli jednak wracał. Pozwalał na odczytanie informacji. Tych, w tym momencie, niezbędnych. -Jezu, Therrathiél - powiedziałem, znacznie ciszej niż krukon. Podniosłem się do pionu. Z radością zauważając, że znacznie góruję nad chłopakiem. Może nie tylko wzrostem? Postanowiłem to sprawdzić. -Co ty tu robisz? - patrzyłem mu prosto w oczy. Nie pozwalając ominąć własnych źrenic. Robiłem to, czego nie robiłem tak dawno. Wywierałem presję. Próbowałem go zmusić do powiedzenia, co tu robi. Wywierałem presję. Naciskałem na jego umysł pragnąc wiedzy. W końcu po to tu dziś przyszedłem, prawda?
To był spokojny dyżur. Dzisiaj nikt nie próbował wymykać się z pokoi, a przynajmniej Emily nikogo takiego nie zauważyła. Nie słyszała i nie widziała niczego podejrzanego, więc jedynie przemierzała korytarze, pilnując, żeby nic jej nie umknęło. Jednego naprawdę nie lubiła w tych dyżurach, miała stanowczo za dużo czasu na przemyślenia. Stała w miejscu. Poza książką, którą pożyczyła od Leo, nie miała żadnego źródła, z którego mogłaby chociaż spróbować dowiedzieć się czegoś więcej. Znała już na pamięć rozkład książek w księgarniach w Londynie. Tam jednak nie było nic interesującego, nic, co choćby wiązało się z jej problemem. No, może poza paroma wspomnieniami, czym jest wieczysta przysięga i jakie są jej konsekwencje. To jednak Rowle wiedziała doskonale sama. Aż za dobrze. Dział ksiąg zakazanych kusił ją już od dawna. Domyślała się, że Hogwart ma spory asortyment. Nie mogła mieć pewności, czy tam coś znajdzie, ale mogła chociaż spróbować. Rozważała też przejście się w nietypowe miejsca Londynu, ale zdawała sobie sprawę, że to znacznie bardziej niebezpieczne. Tu groził jej co najwyżej szlaban i strata punktów, tam ryzyko było już znacznie bardziej poważne. Postanowiła więc zacząć od tego co prostsze i po zakończeniu dyżuru, dyskretnie przekierowała kroki w tamtą stronę. Hogwart już spał, nawet dyżurujący tracili już czujność, miała nadzieje, że nie będzie większego problemu. Wycelowała różdżką w drzwi biblioteki i otworzyła je krótką alohomorą. Jakie było jej zdziwienie, kiedy okazało się, że ktoś stoi tuż za nią.
Co robisz Harlow ciemną nocą na szkolnych korytarzach? Jak białoboka, blada żmija pełgająca w drżących pod lampami cieniach. Hodowała w sobie niepokój już od zbyt wielu dni, lęki i pragnienia, które nie pozwalały spać, nie pozwalały jeść, nie pozwalały myśleć trzeźwo mimo, że przecież i tak nigdy nie sypiała, nie jadała i nie myślała zbyt wiele. Ciche kroki drobnych stóp nie wzbudzały niczyich podejrzeń, szczególnie, że wybrała swoją sprawdzoną trasę koło biblioteki. Wymykanie się nocą z najciemniejszego kąta lochów w piwnicy, aż po najwyższy szczyt wieży astronomicznej tylko po to, by móc chwilę popatrzeć na migoczące brokatem gwiazdy zaściełające niebo było absurdalne. Ale potrzebne do życia jak narkotyk trzęsącemu się w delirium mięczakowi. Byłaby minęła ją bezgłośnie, biorąc ją za kogokolwiek innego. Zasada wśród tych, którzy nocami przemierzają szkolne korytarze byłą prosta - nie wchodzić sobie w drogę. Problem w tym, że Harlow cierpiała na głęboki umysłowy dyskomfort, w jej życiu tkwił zagięty i wczepiony głęboko cierń, którego nie mogła dosięgnąć ani palcami ani zębami jak zwierze, przez co ze standardowo upierdliwej i uszczypliwej żmii stawała się powoli jędzą nie do zniesienia. Widząc płową głowę Rowle wślizgnęła się za nią do biblioteki i zakradła się niczym ten ninja-psychopata za jej plecy. Alohomora. Zamek szczęknął, poddając się naporowi magii, a Dina rozlepiła usta w gadzim uśmiechu. - Co tu robisz, Emily. - zaszeleściła szeptem w półmroku, zabrakło jej tylko rozwidlonego języka trzepoczącego w powietrzu. Jasne oczy lśniły w półcieniu jak dwa zdradzieckie lampiony, które lśniły wewnętrzną ciekawością. Gdyby była tu po prostu, Harlow pewnie nie zakradałaby się jak zwierze, ale włamywanie się do działu ksiąg zakazanych? To brzmiało jak przygoda, a choć blondyna przygód nie znosiła, bo były rzecz jasna nieprzewidywalne, to nie mogła odpuścić sobie możliwości poznania tajemnicy, jaka trapi prefekt do tego stopnia, by się ciemną nocą włamywała tam, gdzie włamywać się nie wolno. - Pomóc? - uśmiechnęła się, a był to uśmiech nieco zaczepny, nieco przyjacielski. Jak dawno temu w trzeciej klasie kiedy jeszcze lubiły trochę sobie dokuczać, trochę ze sobą konkurować, ale przede wszystkim motywować wzajemnie do osiągania więcej.
Aż podskoczyła. Trudno się było nie przestraszyć, kiedy dbając o jak największą dyskrecje, próbowało się w środku nocy dostać do działu ksiąg zakazanych. O godzinie, o której nie powinno się nawet chodzić po korytarzach Hogwartu. Tym, czego Emily się tu z całą pewnością nie spodziewała, było towarzystwo. Jasne, wzmogła czujność i nasłuchiwała, czy nie zbliża się jakiś nauczyciel, ale mimo wszystko zakładała, że nic nie powinno się wydarzyć. Nie o tej porze. Widocznie nie tylko ona miała coś nieoficjalnego do załatwienia. Raczej z byle powodu nie kręciło się po zamku o takich porach. Spojrzała na dziewczynę i zastanawiała się, jak dokładnie zareagować. Może mogłaby z tego jakoś wybrnąć? Powiedzieć, że jest tu tylko na dyżurze i zwabił ją podejrzany hałas, który zamierzała tylko sprawdzić? Z drugiej strony, mogła spodziewać się, że Harlow nie jest na tyle głupia, żeby nie dostrzec nerwowej postawy koleżanki z domu. - Ja? Właśnie skończyłam dyżur. A ty? - odbiła natychmiast, praktycznie szepcząc. Nie potrzebowała tu nikogo więcej, towarzystwa było aż nadto. To nie był czas na obronę przez atak, wiedziała o tym. Zwłaszcza, kiedy dziewczyna zaproponowała pomoc, mimo specyficznego tonu, brzmiąc przy tym dość szczerze. Prawda była taka, że nie powinna tym wzgardzić. Buszowanie po tym dziale w pojedynke, bez nadzoru było nie tylko niebezpieczne, ale i czasochłonne. - Właściwie... chciałam tylko poszukać czegoś konkretnego, czego nie ma nigdzie w normalnych książkach. Skoro już ewidentnie cierpisz na bezsenność, to może też się rozejrzysz? - zaproponowała, wchodząc do biblioteki głębiej i powoli kierując swoje kroki w kierunku działu ksiąg zakazanych. Spojrzała na Dinę pytająco. To chyba nie był typ osoby, który szczególnie obawiał się łamania zasad. W przeciwieństwie do Emily. Co ona wyprawiała?
Oczywiście Harlow aż się oczy zaświeciły z ekscytacji, kiedy Em podskoczyła w przestrachu. Była tak infantylna w swojej prostocie, że wciąż bawiły ją tak małe i błahe rzeczy jak wystraszenie kogoś znienacka. Jak dziecko chowające się za framugą drzwi by zrobić "bu!" wyskakując przed przechodzącego członka rodziny. Widziała w jej oczach tę chwilę zawahania, domyślała się, że Rowle waży swoją sytuację i różne opcje działania. Nie było żadnej wątpliwości, że dziewczyna miała jakiś plan, Dina wiedziała nie od dziś jakie Emily ma wartości przerobowe analizy umysłowej. Każdy zresztą wychowanek domu węża miał mniejszy lub większy talent taktyczny - z tego też powodu Harlow przestąpiła z nogi na nogę zastanawiając się jaki będzie wynik tego spotkania. Równie dobrze mogła właśnie zaskarbić sobie ujemne punkty dla domu i szlaban za włóczenie się po szkole ciemną nocą. - Przyszłam towarzyszyć Ci w drodze do dormitorium, cobyś nie nudziła się sama. - powiedziała niemal od razu, z taką lekkością jakby rzeczywiście łganie było dla niej jak oddychanie. Głowa w trybie natychmiastowym podsuwała różne warianty równie bezsensownych i absurdalnych wymówek, które jednak wygłaszała ze świętym spokojem, pełnym przekonaniem i absolutną uwagą w oczach. Ruszyła za Emily w głąb biblioteki i zmrużyła oczy zastanawiają się nad słowami koleżanki z domu. Była łatwa jak dziecko, wystarczyło jej zamachać przed nosem rzeczami nienormalnymi i niedostępnymi w w zwykłych podręcznikach, a już coś w niej podskakiwało i odbijało się jak kauczukowa piłeczka. - Nie ukrywam, że sama jestem ciekawa kilku tomów w zakazanym... - mruknęła cicho, gdy doszły na miejsce.- Może dwie pieczenie, przy jednym ogniu..? Partners in crime. - puściła jej oko. Jak za dawnych czasów, kiedy gorliwa konkurencja czasem popychała je do robienia rzeczy naprawdę głupich. Teraz zrzucała to na karb ich ówczesnej młodości, ciekawe jak będzie sobie tłumaczyć to włamanie za kilka, kilkanaście lat. Oblizała lekko usta wysilając wzrok w półmroku. - Czego szukamy..? - nie mogłaby wesprzeć Ems w rozmyślaniu nad tym, cóż ona najlepszego wyprawia. Z tego prostego względu, że dla niej było to normalne.
Szkoda, że jej kłamstwo nie przychodziło tak lekko. Byłoby znacznie łatwiej. Zamiast tego, nawet kiedy już się na nie zdobywała, była na tyle przewidywalna, że uważny obserwator dokładnie by dostrzegł, w którym momencie choćby mija się z prawdą. A tak to stała jak głupia i sto lat zastanawiała się, co powiedzieć Dinie, automatycznie zdradzając się, że robi prawdopodobnie coś niezgodnego z przepisami. Ta natomiast nie musiała długo zwlekać z usprawiedliwieniem, które chociaż wypowiedziane wiarygodnie, było oczywistym kłamstwem. Nie była aż tak naiwna, żeby uwierzyć, że Harlow nagle poczuła potrzebę odprowadzenia jej do łóżka. Póki co jakoś sama wracała z dyżurów. - Mhm - spojrzała na nią, kręcąc głową, ale nie zamierzała bawić się w ujemne punkty. Sama robiła coś niezgodnego z regulaminem, więc to byłby szczyt hipokryzji. Zresztą po czymś takim nie trudno byłoby o odwet z jej strony. Już nie mówiąc o tym, że odejmowałaby punkty swojemu własnemu domowi w zupełnie nieoficjalnej sytuacji, trudno byłoby doszukiwać się w tym mądrej decyzji. Weszły razem do środka, a u Emily od samego przekroczenia progu działu zakazanego był widoczny ogromny stres. Co prawda lubiła adrenalinę i teraz też nie można było powiedzieć, żeby nie czerpała z tego napięcia żadnej przyjemności, ale jednak fakt, że była prefektem, nie pozwalał jej w pełni cieszyć się drobnym wybrykiem, głównie dlatego, że razem z tą funkcją, przestał być on takim drobnym. - Zgoda. A czego szukasz? - zapytała cicho, bo przyglądając się poszczególnym półką, mogła dostrzec coś co było przydatne również dla niej. Ona z kolei nie wiedziała, czy powinna odpowiadać jej na te pytanie. O przysiędze mogła mówić, ale oczywiście nie rozpowiadała o tym na prawo i lewo, bo i dla niej mogłoby to być w pewien sposób niebezpieczne. Zwłaszcza, że nie mogła zdradzać szczegółów, a wygadać się było bardzo łatwo. - Czegoś o wieczystej przysiędze - wydusiła w końcu, bo skoro były tu we dwie, to i tak nie była w stanie tego całkowicie ukryć. A perspektywa tego, że dzięki pomocy Diny może zyskać na czasie, była zbyt zachęcająca. Zwłaszcza, że nie mogły tu przesiadywać w nieskończoność.
Właściwie z moralnego punktu widzenia to całkiem dobrze, że Emily nie kalała się takimi talentami łgarskimi jak Harlow. Ponadto reprezentowała odpowiedzialne stanowisko prefekta więc tym bardziej wręcz nie wypadało, żeby takimi się szczyciła umiejętnościami. Nie stało to jednak na przeszkodzie dziewczynom krzyżować swoje ścieżki, a gdyby taka sytuacja się objawiła Dina z pewnością nie miałaby nic przeciwko łganiu w imieniu Rowle. Czy też nawet i bez jej wiedzy. Blondynka rozkleiła usta w uśmiechu sugerującym, że nie ma nic złego na myśli, kiedy prefektka obdarzyła ją pełnym wątpliwości spojrzeniem. Podążyły w stronę działu zakazanego, a w odróżnieniu od koleżanki Dina zamiast stresu poczuła bardzo przyjemny dreszcz podniecenia kiedy wstąpiła w dziwnie chłodne powietrze zastygłe między regałami książek. Zachłanne spojrzenie przebiegło po grzbietach tomów poustawianych na półkach jakby samym wzrokiem chciała je wszystkie skraść i poznać ich tajemnice. Dlaczego były zakazane? Cóż takiego sprawiało, że uczniowie byli niegodni znajomości zawartych w nich treści? Wyciągnęła rękę i dotknęła palcami krawędzi jednej z mijanych półek, niemal pieszczotliwie, niemal jak skóry kochanka. Ściągnęła usta w tutkę mrużąc oczy. - Czegoś czego nie chcą mi pokazać. - powiedziała dość zagadkowo. Woda Życia była legendarnym eliksirem, którego tajemnice ponoć znali jedynie słowiańscy zaklinacze, a Źródła Pełni pilnowały najstarsi z Borowych, spędzała jej sen z powiek od kilku lat. Nie chciałą jednak werbalizować otwarcie swoich pragnień, choćby z tego głupiego względu, że kiedy powiedziała o swoich inspiracjach rodzinie jej siostry natychmiast ją wyśmiały. Nie ufała nikomu innemu na tyle, by podzielić się z nim swoimi eksploracyjno-wynalazczymi pragnieniami i podnietami. - Głównie o narkotykach. - dodała, by nie brzmiało to pusto. Jeśli nawet papierosy były zakazane na terenie szkoły, była przekonana, że jeśli znajduje się tu jakiś przepis na potężne halucynogeny to z pewnością znajdzie je właśnie tu. Chwila milczenia zawisła między nimi jak materiał, na co Dina obejrzała się na Ems przez ramię, jednak gdy dziewczyna podzieliła się swoimi wątpliwościami zmarszczyła brwi i zatrzymała się. - Ale gówno. - powiedziała w końcu. Nie ma co, Harlow to ma wyższy talent do bycia wsparciem. Patrzyła chwilę na koleżankę ważąc każde słowo i zastanawiając się jak ubrać myśli w zdania- Na to chyba nie ma lekarstwa... Było jedno lekarstwo na wszystko, nie sądziła jednak, że Emily będzie kiedykolwiek skłonna je zażyć.
Im dłużej chodziła między regałami, tym mniej przejmowała się tym, co robi. Nawet, gdyby ktoś pozbawił jej za to odznaki, jakie to miało znaczenie? Nawet najgorsze konsekwencje tej wycieczki były niewspółmierne do tego, dlaczego potrzebowała się tu znaleźć. A przynajmniej wydawało jej się, że tego potrzebuje. Po każdą z książek sięgała ostrożnie i zachowywała taką czujność, jakby któraś z nich miała się na nią w końcu rzucić. To nie było zresztą aż takie nieprawdopodobne, trudno było powiedzieć, co dokładnie tu znajdzie. Wszystko, co choćby brzmiało, jakby mogło mieć związek z przysięgą, otwierała, przeglądała, sprawdzała. Jedną książkę nawet schowała do torby, chociaż były w niej głównie opisane czarnomagiczne zaklęcia i szansa, że znajdzie coś konkretnie w interesującym ją temacie, była niewielka. Prawda była jednak taka, że Emily zdawała sobie sprawę, jak nierealne jest znalezienie istniejącego rozwiązania. Za to, jeśli pogłębi swoją wiedzę w tej dziedzinie, może kiedyś wynajdzie własne. - O narkotykach? To nie brzmi zbyt... - miała powiedzieć "rozsądnie", ale zahamowała się w ostatniej chwili i jedynie kiwnęła głową. Nie jej było oceniać, kiedy sama nie zachowywała się zbyt rozważnie. Przepisy na niedozwolone w Hogwarcie eliksiry były niczym w porównaniu z magią, do jakiej ona chciała dotrzeć, więc krytyka była nie na miejscu. Cóż, może podsumowanie Diny nie było zbyt empatyczne, ale było prawdziwe, więc Emily znowu kiwnęła głową. Sytuacja była beznadziejna, nie ważne czego dotyczyłaby przysięga, sam w sobie proces budził niepokój. Gdyby ktoś jej kiedyś powiedział, że jest czymś takim uwiązany, wzdrygnęłaby się z przerażeniem. Nawet, gdyby w jej treści była największa drobnostka. Teraz była jeszcze bardziej świadoma, jak trudne to jest do zniesienia. - Nie wiem. Możliwe. Chyba tak - westchnęła, przeglądając kolejną książkę. - Ale chce wierzyć, że na wszystko jest jakieś lekarstwo. Gdzieś, jakimś cudem. Musi coś być. Jak przez tyle lat mógł tego nikt nie wymyślić - nie rozumiała tego. Wiedziała, jak duża determinacja jest w niej samej. Może, gdyby w Hogwarcie czarna magia nie była owiana tak dużą tajemnicą, to ktoś zainteresowałby się rozwiązaniami na tego typu sytuacje. A tak, to była wiedza dla nielicznych, zamknięta za wieloma drzwiami, zablokowana na wszelkie sposoby. Szkoda tylko, że mimo tej dokładnej ochrony, wcale przed niczym nie dało się naprawdę uciec.
Sięgnęła ostrożnie po pierwszą, drugą, kolejną książkę, przeglądając pobieżnie tytuły, które mogły wskazywać na to, że traktują o eliksirach. Nie wiedziała czego właściwie szuka, co było śmieszne, bo była w tym równie zagubiona do sama Rowle, choć obie zdawały się zgrywać dobrą minę do złej gry. Coraz bardziej fascynowało ją, że raz za razem bierze w dłonie tomy których treści praktycznie nie rozumie. Niby tyle lat w szkole, niby tyle wiedzy przekazanej a jednak i tak wciąż pewne tajniki magii pozostawały poza ich zasięgiem. Im dłużej przeglądała te treści tym mniej była z tego zadowolona, jakaś pestka żalu i pretensji wpadła w żyzną glebę jej parszywego nastroju i pękła bladym korzeniem prąc w dół prosto w serce myślą, że to strasznie niesprawiedliwe odejmować swoim uczniom możliwości poznania. Czyż to nie jest podstawową wartością nauczania każdej szkolnej placówki? Spojrzała na Emily przez ramię trzymając w dłoniach wąską książkę w zwykłej, starej i sparciałej materiałowej obwolucie. No tak, to nie brzmiało rozsądnie, bo to łgarstwo, jedno z wielu jakimi pluła na lewo i prawo ale przecież kłamała cały czas więc skąd tu poznać kiedy mówi rzeczywiście bez sensu a kiedy wypracowuje w sobie ten element wypowiedzi. Wzruszyła lekko ramionami, ciesząc się przez chwilę faktem, że nigdy nie uchodziła ani za rozsądną ani za wybitnie inteligentną jednostkę - w tym przypadku nikt nie kwestionował jej nietrafionych wyborów moralnych. Marszczyła brwi obracając w głowie myśl o wieczystej przysiędze. Pytanie czy to Emily chciała kogoś nią związać, czy się od niej uwolnić brzmiało niczym maleńki dzwoneczek gdzieś na krańcu jej świadomości. Wpatrywała się bezmyślnie w pożółkłe strony książki przerzucając te pytania w głowie jak kolorowe kamyki i obserwując jakie wnioski układają się z tych szalonych wzorów. Kiedy jednak Rowle wspomniała o lekarstwie wszystko zazębiło się we wniosek ostateczny. Zamknęła książkę z cichym trzaskiem na co znieruchomiała robiąc wielkie oczy jakby miał się na ten dźwięk nagle jakiś alarm włączyć i po chwili nieruchomej ciszy, upewniona, że nie dostanie żadnym karnym zaklęciem między oczy podeszła do Emily. Poczuła jakąś niewypowiedzianą przykrość w jej imieniu, ktokolwiek kazał jej składać wieczystą przysięgę był skończonym kretynem, a jeśli Rowle szukała na to remedium sam fakt przysięgania musiał wiązać się z czymś absolutnie parszywym. - Emily - dotknęła ostrożnie ramienia koleżanki przeglądającej tomy naprzeciwległej półce- Na pewno tak jest. - powiedziała z nutą dziwnego przekonania w głosie- Mój ojciec zjeździł pół świata badając magiczne stworzenia, opowiadał mi o tym jak wszystko jest odmienne na krańcach świata, na pewno gdzieś jest jakaś możliwość. Znamy tylko ten skrawek magii na tym zasranym kawałku świata. - spojrzała na nią z takim przejęciem, bo sama nigdy nie chciałaby być związana czymś równie obrzydliwym choćby z tego banalnego względu, że wolność słowa to ostatnia wolność jaką można komuś odebrać- Spędził kilka lat na Sycylii, gdzie wśród mafiozów obserwował tajniki piekielnych eksperymentów, opowiadał mi o cudach jakie widział w towarzystwie grupy Buriackich szamanów w okolicach Bajkału, wśród Australijskich Aborygenów, szukał środka świata wraz z ich Karadji. Są takie rzeczy w tym magicznym świecie, których istnienia nie możemy sobie wyobrazić. Na pewno się da.
Może gdyby zwróciła się do któregoś z nauczycieli, znalazłaby jakąś odpowiedź. Być może ktoś chciałby jej pomóc, ale czy pakowałby się w to bez znajomości szczegółów, których przecież nie mogła zdradzić? Kto wie, jak by się to skończyło. Nie miała do nikogo tak dużego zaufania, żeby próbować sięgnąć po wiedzę "z pierwszej ręki" o ile w ogóle można było tak powiedzieć. Nauczyciel co najwyżej powiedziałby jej to, co może wiedzieć, a nie to, czego potrzebuje. Wiedziała, że zwykła magia to za mało, sprawa była zbyt skomplikowana, zresztą, sama przysięga z pewnością opierała się na czarnej magii i zwykła wiedza z zakresu obrony to było za mało. Jak daleko musiała sięgnąć, żeby cofnąć coś tak okropnego? Kto wie, może jedynym wyjściem było splamienie sobie rąk i z czasem zaczęła zastanawiać się, czy nie jest to coś na co byłaby gotowa w akcie desperacji. Takiej drogi z pewnością nikt nie wskazałby jej oficjalnie, musiała sama poszperać, jeśli chciała coś osiągnąć. Czy powinna ufać akurat Dinie? Trudno było powiedzieć. Znały się długo. Czy dobrze, to już była inna kwestia. Emily nigdy nie była szalenie otwarta, ale czuła, że ich relacja pozwala na szczerość, na którą się zdobyła. To oczywiście była kwestia tego, że akurat na nią wpadła. Nie wiedziała, czy przysięga była w ogóle jej tajemnicą. To nie jej zależało na dyskrecji, z drugiej strony, nieodpowiedzialne powiększanie grona ludzi, którzy wiedzą że nie może czegoś powiedzieć - to mogło być niebezpieczne. Była wyjątkowo łatwym celem, kiedy wystarczyło, że powie za dużo (choćby pod wpływem veritaserum), żeby stała jej się poważna krzywda. Nawet jeśli teraz nie było takiego ryzyka, obiecała sobie, że będzie rozsądniejsza i przestanie brać swoje bezpieczeństwo za pewnik, bo już raz się na tym przejechała. - Tylko nikomu nie mów - poprosiła, zdając sobie sprawę, że rzuciła tą informacją stanowczo zbyt luźno, żeby wybrzmiało, że jest nie jest to nic czym nie chce dzielić się z większą ilością osób. Poczuła jej uścisk na ramieniu i spojrzała na nią, słuchając. Oby ślizgonka miała rację. W zasadzie wierzyła, że magia sięga dużo dalej, niż to o czym wiedzą. Nie wiedziała za to, czy jest w stanie dotrzeć tak daleko, ale zawsze mogła mieć nadzieje, że tak będzie. - Dzięki. Mam nadzieje, że masz rację. Tylko nie sądziłam, że kiedykolwiek będę grzebać tak głęboko. A jednak - uśmiechnęła się słabo. Kto wie, może miała się dzięki temu czegoś nauczyć? Wolałaby bardziej pozytywną motywację, ale trzeba było brać co było. - Nie wiem gdzie szukać. Pewnie nawet ten dział to za mało, ale nie mam pojęcia... o niczym poza tym co wiemy ze szkoły. Chodzę po omacku - westchnęła, zastanawiając się, jak jej próby odnalezienia czegokolwiek może jej w ogóle pomóc. Przeglądanie jakichś starych książek, które mimo wszystko, były ukryte w szkolnym zamku? To nie brzmiało jak sposób na rozwiązanie takiego problemu.
Gdyby pytała Harlow o zdanie - czego nie robiła zapewne z tego prostego względu, że Diny o zdanie się po prostu nie pyta - pewnie odrzuciłaby pomysł zwracania się z tym do nauczycieli. Claudine przez wiele lat dzielnie pracowała na swoją metkę osoby, która nawet jeśli doradzi to w taki sposób, byś finalnie wyszedł na tym źle, a najlepiej Ty źle, a ona bardzo dobrze - nigdy też jakoś za bardzo nie próbowała swojej reputacji poprawić, co też wpływało na to, że rzadko ktoś dzielił się z nią jakimiś prywatnymi bolączkami. Odruchowo już, jak bezdomny pies, wolała kąsać uszczypliwymi komentarzami niż dawać rzeczowe, jasne i jednoznaczne odpowiedzi - bo to było łatwiejsze i niczym lis z książki Saint-Exupery'ego nie musiała brać odpowiedzialności za przyjaźnie i relacje do których się przywiąże. Mimo to i ponad wszystko miała bardzo małe poważanie odnośnie kadry nauczycielskiej będącej przez ostatnich kilka lat w Hogwarcie - pedagodzy zamiast zajmować się sprawami uczniów i dbać o ich wykształcenie, dobre wychowanie i etykę współżycia w społeczeństwie woleli zajmować się pierdołami pokroju pogoni za punktami, dopierdalaniem się do stroju czy też zwyczajnym przeżywaniem napięcia przedmiesiączkowego cały miesiąc. Żaden z obecnych pracowników oświaty nie jawił się w jej głowie jako ktoś, do kogo poszłaby mając w życiu kłopot czy dylemat i to było niesamowicie smutnym zjawiskiem, bardzo niepedagogicznym, bardzo nietrafionym. Chciałaby kiedyś wierzyć w to, że szkoła jest dla wychowanków drugim domem, Dina jednak nawet błąkając się samotnie po Dolinie Godryka czuła się bardziej w domu niż w tych murach. Nikt nigdy nie wie czy Dinie warto ufać, Dina też nie wiedziała, czy warto ufać innym. Zarówno Harlow jak i Rowle składały się z wielu elementów będących częściami układanki w ciągłym ruchu, zmieniającej się i dostosowującej do zastanej sytuacji. Takie były cechy wychowanków domu Slytherina. Czy to sprawiało jednak, że były sobie bliższe? Czy budziło wzajemne podejrzenia na każdym kroku? A może jedno i drugie jednocześnie. Wpatrywała się w oczy Emilki z pewną dozą poważnego przejęcia, choć jej twarz uboga była w ekspresje inne niż te obrazujące niezadowolenie z jakiegoś powodu. - Mam Ci to przysiąc? - zmrużyła żartobliwie jedno oko, sekret Emily był z Diną bezpieczny bo choć blondi była parszywą żmiją, nikt nigdy nie mógł jej zarzucić wypaplania cudzych sekretów. Pilnowała ich równie gorliwie jak swoich własnych- Ktokolwiek to zrobił zasługuje na darmową próbkę mojego ostatniego wynalazku. - powiedziała uścisnąwszy lekko, pocieszająco ramię dziewczyny w odpowiedzi na jej słaby uśmiech i wróciła do przeglądania zawartości kolejnej półki- Wymyśliłam nowy eliksir, nazywa sie Paralityk. - powiedziała kucając do jednego z niższych segmentów i wyciągnęła tom, którego tytuł sugerował wzmianki o magicznych substancjach w zakazanych ludowych prawidłach i wsadziła ją pospiesznie do torby- Wywołuje taką srake, że kończyny drętwieją z odwodnienia. - lepiej nie pytać na kim i w jaki sposób testowała właściwości tego specyfiku- Daj znać jakby coś, wyślę Ci fiolkę. - mruknęła.
Emily również miała mieszane uczucia jeśli chodziło o nauczycieli Hogwarcie. A może bardziej, jeśli chodziło o sam Hogwart. Miała wrażenie, że dużym problemem jest to, że trafiła właśnie do Slytherinu. Nie rozumiała tego podziału na domy, który jej zdaniem przynosił więcej szkody, niż pożytku, ale była pewna zależność, która nie była wcale jasno określona w cechach domu, a jednak często pasowała jak ulał. Ślizgoni często byli bardziej zdystansowani, mniej ufni, nie czuli się tak pewnie dzieląc się swoimi uczuciami, jak na przykład puchoni, czy gryfoni. To oczywiście było dość stereotypowe myślenie, ale miało swoje odbicie w rzeczywistości i jej zdaniem, była to właśnie kwestia nauczycieli i systemu w szkole. Kiedy grupa jedenastolatków zostaje oddzielona od rodziców na prawie cały rok i jedni zostają wrzuceni do przytulnie urządzonej wieży, a drudzy do chłodno urządzonych lochów to nietrudno było przypuszczać, kto wyjdzie na tym lepiej. Opiekunowie też znacznie różnili się między sobą, a przecież dla zagubionych w zamku dzieci to miało ogromne znaczenie. W zasadzie wszyscy dość szybko musieli radzić sobie sami, ale atmosfera w domu Slytherina była inna, cięższa, co pewnie miało swoje plusy i minusy, ale nie było bez znaczenia. Nie była ufna, wręcz przeciwnie, czasem miała z tym problem, ale nie potrafiła też kłamać i ukrywać czegoś bezpośrednio. Powoli to się zmieniało, ale praca nad tym nie była aż tak łatwa, bo zdecydowanie bardziej czuła że powinna być skryta i opanowana, niż faktycznie była. - Już wole, żebyś wygadała - powiedziała rozbawiona, bo faktycznie od kolejnej przysięgi, nie ważne po której stronie by stała, wolała wszystko inne. Miała nadzieje, że nigdy już nie znajdzie się w sytuacji, która będzie od niej tego wymagać. Trauma była za duża. - Brzmi zachęcająco - przyznała, kiedy dziewczyna wymieniła nazwę swojego nowego specyfiku i pokręciła głową, słysząc dokładny opis. Wczytała się w spis treści jednej z książki, w której było sporo informacji o legilimencji. Nieprzyjemne wspomnienie uderzyło ją niespodziewanie, ale mimo wszystko nie bez zainteresowania przejrzała pierwsze strony. To nie miało związku z przysięgą, za to miało związek z osobą, która była za to odpowiedzialna. Zamyśliła się chwilę, zastanawiając, czy ktoś zauważy brak tak głęboko schowanej lektury, ale obiecała sobie, że weźmie tylko konkretne, potrzebne jej rzeczy. Po chwili spojrzała znowu na Dinę. - Cóż, pomoc nigdy nie zaszkodzi - przyznała, kręcąc głową i zerknęła w kierunku wejścia do działu ksiąg zakazanych, zastanawiając się, czy przypadkiem nie usłyszała podejrzanego odgłosu. Nikt jednak się nie zbliżał, więc może się pomyliła, a może po prostu wpadała w paranoje.