Lekko zachwiał się, kiedy chłopak uderzył go w głowę. Już miał rzucić mu pewne zawiści spojrzenie, na szczęście wszystko pozostało w sferze żartów. Na początku nie rozumiał jego zachowania. On naprawdę się martwił. Ale po chwili, gdy Sammy zaczął mu wszystko tłumaczyć, przejaśniło się to niebo, ponad nimi. – Tak, masz racje.. Przepraszam.. – powiedział do niego. Jakby na to nie patrzeć, to nie przeżył tego, co większość uczniów i studentów, jadąca Expressem. Był tam, to prawda, ale w końcu stracił tą przytomność.. Hańba do końca życia. Poza tym mina Sama wskazywała na to, że musiał przeżyć jakąś traumę.. - Tak. Masz stuprocentową rację. Pójdę po koce, chyba, że masz swój, a Ty w tym czasie zajmij nam jakieś łóżka. Pod warunkiem, że nadal chcesz na mnie patrzeć – rzucił mu pełen serdeczności, ale w dalszym ciągu wstydu uśmiech. Może gdyby był do końca przytomny czułby to samo co chłopak? Zasadniczo, wiedział jakie to uczucie. Widział reakcje matki, na samo wspomnienie o Wilkołakach. Doskonale rozumiał. Ich oboje.. - Zaraz wra… - przerwał mu krzyk jakieś osoby, wzywającej pomocy. – Zaraz wracam! – rzucił do niego, po czym pobiegł w stronę drzwi, bo tam znajdowało się źródło hałasu. Ktoś wzywał pomocy! Kolejne Wilkołaki?! A może coś innego! Co by to nie było, na pewno tym razem nie pęknie i uda mu się zwalczyć zagrożenie! Może nawet ta Ślizgonka popatrzy na niego, bardziej przychylnie? Kto wie? - Co się stało? – zapytał, łapiąc oddech. Sam bieg nie był męczący, choć bieg z przeszkodami… Tak, Thomas nienawidził czegoś takiego. A tu przeszkód była masa, w postaci ciągle chodzących w te i we w te uczniów, łóżek, Skrzatów.. Mimo to jego czas nie był najgorszy.
Nie było w tym dniu niczego nadzwyczajnego, może za wyjątkiem kolejnego spotkania z Athene Wakefield. Merlinie, dojście z nią do porozumienia było nie lada wyczynem i Upsilon z trudem przychodziło zrozumienie, że Ups dogadywała się z tą wariatką z taką łatwością. Nie zmieniało to jednak faktu, że dzisiaj była z nią w jednej drużynie i póki co Ups nie było nawet widać na horyzoncie. Panna Wild musiała więc radzić sobie zupełnie sama. Nie było nawet sensu próbować oszukiwać Ateny, bo jej mała przyjaciółka była zbyt specyficzna i używała słów, które Upsilon nie przeszłyby nawet przez usta. Och, to bycie w jednym ciele było diabelnie do kitu. Nawet jeśli przeskoki świadomości dawały każdemu z nich jakąś prywatność. Mimo wszystko Upsilon wolałaby wiedzieć, co działo się wokół niej, gdy kompletnie nie była sobą. Na razie jednak musiała skupić się na miejscu, w którym przebywała i ludziach, z którymi miała się tu spotkać. Wielkie powitanie Salemczyków... Dlaczego ktokolwiek w ogóle się tym trudził? Och, oczywiście, było to jakby... miłe. Niemniej sama Upsilon nieco obawiała się zatłoczonego pomieszczenia i tego, co mogło ją spotkać, zwłaszcza u boku Ateny. Dysponowała niezwykle ograniczoną wiedzą na temat tego, co je dzisiaj czeka. W liście znalazła niewiele ponad informację, że któraś z nich ma kopertę. Na razie nie chciała jednak grzebać w kieszeniach, skoro wszystko miało pozostać tajemnicą. Rozglądała się więc tylko nerwowo, poszukując wzrokiem Wakefield i nauczycielki opieki nad magicznymi stworzeniami, Sparks. Omicron pewnie by się ucieszył. Zwierzęta całkiem nieźle go uspokajały. Ale teraz nie było tu ani Omicrona, ani Ups. Była zupełnie sama i musiała sobie z tym jakoś poradzić.
Znał ją, ale nie tą. Niby taka sama, lecz trochę inna. Jeszcze nie odgadnął nastawienia, a raczej powodów, choć był tak bliski temu... To on stał się argumentem do tego, by nabrać dystansu, a przecież nie chciała czuć tak okropnego uczucia względem Noela. Starała się ze wszystkich sił zmierzyć z przeszłością i szło jej całkiem nieźle, dopóki nie dotknął delikatnego ciała Eiv. Był zły, że chciała go porzucić? Miał prawo, ale przecież tak traktował Henley przez ostatnie lata. Nie chciała czuć czegoś takiego znów, a im więcej ją zaskakiwał, tym bardziej chciała go odkrywać. Uczyć się na nowo i dać mu szansę. Ofiariować pewnego rodzaju szczęście i uśmiech, by ta apodyktyczna natura ustąpiła, bo przecież... Był ojcem Venice, prawda? Patrzyła na niego zszokowana, gdy zagrodził jej drogę ucieczki. Nie mówiła już nic, po prostu słuchała Noela i jego hipnotycznego głosu, który wdzierał się w nią i siał spustoszenie. Kiwała główką jak mały piesek i raz po raz przytakiwała słowom Payne'a. Tęczówki wbite były w te noelowskie i im dłużej to trwało, tym bardziej była uległa. Z lekkością prześlizgnęła dłonią po dekolcie, a zaraz potem zatrzymała smukłe palce na dużym wycięciu w bluzce z prawej strony. Bezpardonowo wsunęła rękę pod materiał, ale gdy już miała wyciągnąć kopertę z koronkowego stanika, poczuła nagłe popchnięcie i wpadła twarzą na tors mężczyzny, który stał przed nią. -Kurwa! - Krzyknęła, gdy wreszcie doszła do siebie, a jej spojrzenie nie było już tak otępiałe. Spojrzała na małego puchona, który ją popchnął i chwyciła za ramię, by do siebie przyciągnąć. -Mam nadzieję, że potrafisz szybko biegać, bo ci zaraz wsadzę w dupę twoją różdżkę. - Warknęła przez zaciśnięte zęby, a po chwili odepchnęła chłopaczka od siebie, by wrócić do rozmowy z Noelem. -Mam dość. - Mruknęła jeszcze nieco rozkajarzona, bo ta zabawa zaczynała ją meczyć, a poszukiwanie jakiegoś typa trwało zbyt długo.
Patrzyła na chłopaka (@Zoell E. Wells)uważnie, gotowa na tą sprawiedliwą wymianę. Mogłaby się z nim nawet tą kopertą podzielić, gdyby nie poszedł na ten układ, ale musiała mieć jakąś kartę przetargową, tą, którą @Voice C. Cheney w tym momencie jej ukradła. Shenae aż syknęła, patrząc na nią trochę rozdrażniona. Gotowa aż byłą rzucić żartem poniżej jej poziomu, bo nie był to jeden z tych dni, w których bezkarnie można było jej podpadać. Nawet sympatia do Ślizgonki nie była w stanie jej uratować. W zasadzie tak szybko, jak szybko zorientowała się, że jej różdżka leci w kierunku Voice, tak szybko załapała wszystkie przesłanki wokół niej. Zdążyła nawet chwycić Zoella za przedramię, zaciskając palce na jego koszuli, bo przecież stała bliżej niego, Cheney musiała jeszcze do niego dojść, a nie szło jej to wcale subtelnie, skoro zwróciła na siebie uwagę widowiskową kradzieżą. Uwagę D’Angelo rozproszyło jednak warknięcie @Eiv C. Henley. Gryfonka stala nieopodal, wyżywając się na jakimś bogu winnym pierwszaku. — Henley, na Godryka, co ty wyprawisz? — z tego swojego dziwnego poczucia sprawiedliwości wobec młodego, spiorunowała ją spojrzeniem. Mówiąc już nawet do niej jej własnym językiem, po gryfońsku. — Przecież on się zaraz posika! I niech stado gumochłonów pochłonie Voice i jej paskudnie przebrzydły radosny uśmiech. Puściła amerykańca i jebane różowe koperty, próbując uśpić ich czujność. Szkoła była duża, Cheney, ale w żadnym stopniu się przed She nie ukryjesz. Nie odpuściła sobie jednak za nią zawołać, kiedy dostrzegła jej biały łeb między innymi głowami! — Bardzo dojrzale, Cheney! — i nie potrzebowała nawet zaklęcia wzmacniającego głos żeby było ją dobrze słychać. Adrenalina i dzisiejszy nastrój działały lepiej niż różdżka.
Szafir jak to Szafir… Stała gdzieś w centrum całego zajścia, starając się całkowicie zapanować nad tym, co działo się dookoła. Wiadomo, że często-gęsto było to trudne, zważywszy na fakt, że wiele sytuacji problematycznych popuszczała krukonom. Dokładnie tak, jak było teraz w przypadku @Shenae D'Angelo, która wbrew pozorom była osobą bardzo odpowiedzialną i musiała mieć konkretny powód do działania, którego się dopuściła. Może to dlatego Sparks nie kiwnęła nawet małym palcem u lewej stopy? Tak już bywa. Rozglądała się jednak za dwoma uczennicami z Salem i choć jeszcze ich nie widziała (pominę, że Sapph ich ogólnie rzecz biorąc nie zna), to dostrzegła kątem oka nieprzyjemną sytuację. Prowodyrem była oczywiście @Voice C. Cheney, a Sapphire jako dawny sekundant klubu pojedynków nie mogła puścić dziewczynie tego płazem. Nie dlatego, że użyła zaklęć i rozbroiła podopieczną Ravenclawu, a dlatego, że zabrała różdżkę She, co zdaniem nauczycielki było kompletnie nie na miejscu. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem, a już po chwili poszła w tamtą stronę, gdzie ślizgonka chciała udać się ze swoim kolegą. -Panna Voice… – Powiedziała głośno i bardzo dobitnie, gdy wreszcie zagrodziła tej dwójce drogę, a następnie wyciągnęła rękę w stronę blondynki. -Brałaś kiedyś udział w zajęciach z pojedynków? Podejrzewam, że nie, a to co zrobiłaś na rozpoczęciu jest nieodpowiednie, więc jeżeli nie chcesz by twój dom rozpoczął od minusowych punktów, to… – Zawiesiła na moment głos, by zrobić krok w przód. Nie miała zamiaru się cackać z nikim, bo to nie był czas na odstawienia jakiegokolwiek przedstawienia. Cała impreza miała na celu coś innego, toteż głęboko wierzyła, że dziewczę wraz z towarzyszem okażą nieco zrozumienia. -Oddaj te różdżki i swoją także. – Rzuciła tonem, który nie znosił sprzeciwu, a następnie posłała przeciągłe spojrzenie dyrektorowi, z którym żyła w bardzo dobrych relacjach. -Dodatkowo cała trójka dostaje ode mnie zadanie; tak na dobry początek… Wąż Morski – charakterystyka, występowanie. Praca na oceny. – Skwitowała krótko i bez zastanowienia sięgnęła po różdżki, które trzymała Voice w dłoni. Schowała narzędzie zbrodni w połach szaty, a następnie posłała szalonej dwójce subtelny uśmiech. -Odzyskacie je dopiero po oddaniu wypracowania, a oczekuję ich w listach do przyszłej środy. – Wyjaśniła rzeczowo i ruszyła w stronę Shenae, by poinformować ją o zadaniu, które otrzymała tak samo, jak Cheney wraz z @Zoell E. Wells. Nie spodziewała się, że ta będzie tkwiła tak blisko @Noel Payne, a także jakiejś gryffonki. Bezpardonowo musnęła opuszkami palców ramię mężczyzny i posłała mu dość wymowne spojrzenie. -Chyba miałeś rację, co do naszego spotkania… – Mruknęła wprost do jego ucha i bez zastanowienia odsunęła się na krok. -Miłego dnia. – Powiedziała spokojnie, a zaraz potem w końcu dotarła po jakże długiej wędrówce do @Upsilon Wild i zwrócić się do niej słowami: wym-Wybacz, że tyle to trwało, ale uczniowie postanowili sprawiać kłopoty już od samego początku.
/Zadanie dla Voice, Zoell'a i Shenae jest obowiązkowe. Dostaniecie za nie po 1 punkcie z ONMS. Wtedy też odzyskacie różdżki.
Zaczął się zastanawiać o co chodzi z tą kopertą. Miał jej pilnować, ale widać ktoś inny musiał mu ją odebrać. A padło oczywiście na kogoś z Hogwartu. Dobrze, że jeszcze nie rzuciła się na niego z pazurami. Chociaż przezornie spodziewał się po niej wszystkiego. Widać nikt jej dawno porządnie nie wyruchał skoro zachowywała się tak, a nie inaczej. Nim zdążył w jakikolwiek sposób zareagować zobaczył na horyzoncie Voice, która odzyskała jego różdżkę. Tyle dobrego. Nie zdążył podążyć za blondyneczką, bo został złapany za ramię. Serio? - I jeszcze powiedz, że nie maczałaś w tym palców - powiedział jak już się oddalili od brunetki, która zaczęła coś wykrzykiwać. Nie zrozumiał nic z jej słów, bo wszędzia panował hałas. A szkoda, bo dowiedziałby sie jednej, ale za to bardzo ciekawej rzeczy. Nie zdążył nic dodać, bo zanim zdążył się nacieszyć odzyskaną różdżką znów została mu ona odebrana. Tym razem padło ja jakąś nauczycielkę, jak szybko można było się zorientować uczyła ONMS. Czyli jednego z przedmiotów, na którym nigdy się nie pojawi. Nie żałował w najmniejszym stopniu. Nie skomentował tego w żaden sposób, ani nie zaczął się bronić w momencie kiedy odebrała Voice różdżki. Wiedział, że strzępienie języka w tym momencie nic nie da. Jego spojrzenie też nie wyrażało niczego więcej poza obojętnością na całą sytuację w której się znalazł. Przeniósł wzrok na Voice próbując nie komentować tego wszystkiego. - Szybko się za mną stęskniłaś - musiał przyznać przed samym sobą, że bez różdżki nie czuł się komfortowo. Zdecydowanie - Poczekaj chwilę, jak ona się nazywa? - powiedział do blondyneczki i jak tylko dostał odpowiedź udał się za nauczycielką. Nie zamierzał zostać bez magicznego patyka. - Przepraszam. Mogę na słowo, profesor Sparks - zawsze mógł usłyszeć, żeby spadał, ale nie dowie się dopóki nie spróbuje. Zresztą nie widział swojej winy w całym zajściu. Zamieszanie, zamieszaniem, ale bez przesady.
Dla Sparks nie było dyskusji. Widziała, że She próbowała odebrać różdżkę chłopakowi, ale nie zarejestrowała momentu, w którym jej się to udało. Problem pojawił się w chwili, w której dostrzegła to w przypadku osoby Voice. Niemniej jednak podjęła decyzję, która zapadła i nie było od niej odwołania. Niestety. Wywodziła się z domu Roweny. Była prefektem z opinią osoby, która musi mieć wszystko poukładane w pełni. Teraz stała się opiekunką Ravenclawu, więc chciała by uczniowie, z którymi ma do czynienia, będą respektować pewne zasady, które wejdą w życie, a które i tak z pewnością znają, o ile kiedykolwiek mieli do czynienia z Sapph. Miała zamiar wdać się w dyskusję z Upsilon, ale przerwał jej Zoell. Odwróciła mimowolnie głowę w stronę salemczyka i uśmiechnęła się w ten swój sposób, który nie wrażał kompletnie niczego. Przeprosiła swoją towarzyszkę i odeszła na bok tak, jak sobie tego życzył. -Słucham? – Zrobiła krok w jego stronę i nie spuszczała wzroku z jego tęczówek, z których próbowała wyczytać cokolwiek. Nie przejmowała się rzecz jasna tym, że ktokolwiek miał odstawiać teraz fochy, bo wina była zbiorowa. Tak samo jak odpowiedzialność.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Blythe nie do końca wiedział jakim cudem jego nazwisko znalazło się na liście ochotników do tej idiotycznej zabawy. Być może Irka wpisała je tam przez przypadek. Chciał zrezygnować, najzwyczajniej w świecie, jednak takie wyjście nie wchodziło w grę. Nie miał ochoty ściągać na siebie uwagi nagłym wykręcaniem i tłumaczeniem, że nie będzie się bawił. Nie był przecież małym, rozpieszczonym dzieckiem. Z zimnym spokojem wstał ze swojego miejsca, aby przejść w bardziej ustronny zakątek. Obserwował całe zamieszanie, opierając się ramieniem o chłodną ścianę. Wrzaski Henley pozwoliły jej na przyciągnięcie dłuższego spojrzenia, ale nie reagował, widząc jak (profesor) Sparks podejmuje jakieś działania. Nie miał najmniejszej ochoty udzielać się w tym wszystkim. Wpatrywał się tylko w swoją kopertę, unosząc nieświadomie jedną brew. Nie dowiedział się zbyt wiele. Nie miał zamiaru biegać po całej sali w poszukiwaniu ucznia, którego nawet mu nie opisano. Zamiast tego uniósł różdżkę, z prawdziwie znudzonym wyrazem twarzy, unosząc tym samym kapelusz z głowy Irki. Kiedy nie wiedziało się, kogo szukać, najlepiej było szukać pani Blythe.
Był pewien, że w Salem nie doszłoby do czegoś takiego. Może i był uprzedzony do Hogwartu, ale teraz przynamniej miał przyajmniej do tego podstawy. Niewyjaśnione sprawy nie były czymś co lubił, dlatego zdecydował się na taki, a nie inny ruch. Nie znał profesor Sparks, więc zupełnie nie wiedział czego może się po niej spodziewać. Zamiast szarpać się i kłócić wolał na spokojnie wyjaśnić całe zajeść. Mógł co prawda skłamać, ale nie musiał. Nie zrobił nic złego. Może nawet po raz pierwszy wszystko rozegrało się obok niego, a nie z nim. Dziwnie było przestawić się na taki bieg wydarzeń, ale może właśnie dzięki temu uda mu się odzyskać swoją różdżkę. Tym bardziej, że o magicznych zwierzętach wiedział tyle, że są. A siedzenie w bibliotece i szukanie o nich informacji było jedną z ostatnich rzeczy na jakie miał ochotę. Winy zbiorowej nigdy nie uznawał. W Salem było tak samo, widać Hogwart rządził się swoimi prawami. Nie był do tego przyzwyczajony, dlatego zareagował tak, a nie inaczej. Nie uciekł od spojrzenia Sapphire, a na spokojnie mówił. Nie starał się na siłę dobierać odpowiednich słów. Nie było to potrzebne. - ... i tak to wszystko się przedstawiało - opowiedział nauczycielce wszystko zgodnie z prawdą. Nie dodał nic, co byłoby nieprawdą. Teraz tylko mu przyjdzie czekać na to co ona powie.
Co ja tu w ogóle robię? Z pewnością nie raz i nie dwa przeszło to już przez moją myśl. Nie miałem przygotowanej na to odpowiedzi - Salem spłonęło, dyrektor wpadł, teraz czekał na mnie Hogwart. Tego pewnie nawet mój dziadek nie potrafiłby przewidzieć. Ze znudzeniem, ale i wymuszonym uśmiechem na twarzy wsiadłem do łodzi i „podziwiałem piękne jezioro”, czy też raczej jakiś błotnisty staw. Najwyraźniej jaki kraj takie jezioro. Spokojnie, lecz nieco znudzenie wpadłem do Wielkiej Sali. Z pewnością nie była aż tak wielka, jak mówiono. Mruknąłem coś pod nosem, jedno z przekleństw w obcym języku, bacząc jednak by nikt mnie nie usłyszał. Westchnąłem i wyprostowałem się, po czym ruszyłem żwawym krokiem przed siebie. Udało mi się dostrzec kilka znajomych twarzy. Uśmiechnąłem się specyficznie w stronę @"Shenae D’Angelo", mojej starej znajomej z nudnych bankietów. Machnąłem ręką w stronę paru innych osób, jak @Zoell E. Wells, @Eiv C. Henley czy nawet @Upsilon Wild mając szczerą nadzieję, że jej osobowości nie zaczną nagle świrować. Chwyciłem swoją kopertę, uważnie oglądając jej zawartość - która nie dała mi wszakże żadnej wskazówki na temat mojej drużyny, czy czegokolwiek takiego. Rozumiałem ogólny zarys tego, co znajdowało się w środku, ale uniosłem jedną brew do góry, w tym typowym geście "Co to u licha ma być?". Brytyjczycy - oni są zdolni do wszystkiego. Ja też jestem, możliwe, że to właśnie przez moją brytyjską krew. Interesujące, że nigdy nie chcieliśmy z Ceres odwiedzać rodziny matki. Wakacje w ich towarzystwie, były, hmpf, ciekawe. Podobnie jak Atlantyda, miasto, które nie powinno istnieć. Zdążyłem już zauważyć, że Hogwart równa się czystemu szaleństwu, chaosowi. Nie jednak takiemu za jakim ja przepadałem. Zobaczymy, czy Amerykanie prędzej się do tej szkoły przyzwyczają czy może szybciej rozniosą ją w pył? Druga opcja jest zdecydowanie bardziej prawdopodobna. Uniosłem głowę, rozglądając się w tłumie i szukając kogokolwiek, kto mógłby podrzucić mi jakąś wskazówkę. Wertując ludzi natrafiłem na różne intrygujące osoby, które zapewne kiedyś będę musiał poznać - i wykorzystać.
Nie spodziewała się, że profesor Sparks całą sytuację potraktuje jak coś wykraczającego poza ramy regulaminu. Odkąd sprowadziła na siebie uwagę rady pedagogicznej szkoły swoją prośbą o powtórzenie testów magicznych, raczej nie starała się ściągać na siebie złej sławy. Serio. Nawet na fakt, że zwinęła tymczasowo nieznajomemu różdżkę miała wytłumaczenie. W gruncie rzeczy, planowała ją tylko zamienić na kopertę, którą trzymał, a która przecież według zaleceń dyrektora, miała jej pomóc w zleconym przez niego zadaniu. I niech szlag wszystkie zbieżności losu trafi. Miałaby nawet na to dowód z przybitym sygnetem Hogwartu, gdyby szalony papier nie spłonął jej wcześniej w rękach. Teraz nie miała pojęcia jak to się stało, że pierwszego dnia zarobiła już karne zadanie i zabrano jej różdżkę, ale przynajmniej wyjaśniła się jedna rzecz… — Więc jesteś nauczycielem, Saaaa….. Sparks? — i jak tu miała się przestawić skoro były sobie po imieniu — Wąż Morski? — powtórzyła po niej, ale nie to, ze chciała z nią dyskutować, tylko rozmowa z nauczycielem ONMS nieco obniżyła jej morale. Kiwnęła mimo wszystko z zrozumieniem głową. — Będzie to pani miała na jutro, pani psor — zdecydowała się w końcu na taką formę wypowiedzi, skoro rozmawiały między sobą. Uświadamiając sobie dlaczego ONMS wywołało w nią taką falę frustracji, skrzywiła się znacząco — Niech to szlag… — bąknęła bardziej do siebie, analizując jeszcze jedną rzecz, o którą zapomniała spytać byłej prefekt krukonów. Ruszyła w jej kierunku, dorzucając. — Ale pani Profesor… — zawiesiła ton widząc, ze obok niej stał już jeden z samelczyków, ten z magiczną kopertą, której zawartość ją interesowała. Przystanęła z boku, przysłuchując się jego historii, ze zmęczeniem przecierając oczy dłonią. To była jego wersja wydarzeń, w której z tego, co się zorientowała, przedstawił ją jako agresora, a siebie jako bezczynną, niewinną owieczkę, a tyle o ile łapała to D’Angelo, a łapała tylko na podstawie żartobliwej koperty, którą sama otrzymała, to… szlag, ukradł to co nie należało do niego. — On ma rację, ale nie zdążyłam mu wytłumaczyć, że koperta, którą mu próbowałam zabrać, ma w sobie ponoć jakieś informacje o tym, kogo mam oprowadzać po szkole, a mój biedny Salemczyk już się gdzieś pewnie zgubił. Mogę dostać ten dokument i swoją różdżkę... tylko na moment? Profesor Sparks? Mogę to udowodnić.
Spojrzał na brunetkę, której nie zdążył jeszcze imienia poznać, a już działała mu na nerwy. - Możesz się nie wcinać? - spytał czysto retorycznie, bo wątpił, aby to coś dało. W końcu już się przekonał z jakim typem dziewczyny ma do czynienia - Nie mam tej koperty - mruknął jeszcze, zanim ktokolwiek zdążył zareagować. Nie miał zamiaru oddawać jej w niepowołane ręce, a już na pewno nie wspomnianej wyżej brunetki. W tym wszystkim gdzieś mignął mu Julian, więc odmachał mu nad ramieniem krukonki. Miał w planach z nim pogadać, ale to nie był najodpowiedniejszy moment. Może później uda mu się go złapać. No chyba, że w Hogwarcie nie można na spokojnie nic zrobić, wtedy znajdzie go później. Po tej uczcie, która w jego mniemaniu była jednym wielkim fiaskiem, ale co on tam wie. Jest tylko Salemczykiem. - Twój biedny Salemczyk będzie mi dziękował, że oddalił się z tego miejsca - odpowiedział z szerokim uśmiechem, nie mając zamiaru odnosić się do jej wcześniejszych słów. Może w Hogwarcie normą jest to co zobaczył do tej pory. Nie pozostanie mu nic innego jak przywyknąć do takiej sytuacji. Walczyć z wiatrakami nie zamierzał.
Cóż… Sapphire miała twarde zasady. Bardzo twarde. Niemniej jednak próbowała podejść do całej sytuacji z dystansem, by w żaden sposób nie ingerować w to, co się miało jeszcze wydarzyć. Wiedziała, że czarodziej bez różdżki, raczej nic nie zdziała, dlatego też dała się odciągnąć na bok, by móc wysłuchać chłopaka, który jakże obszernie opowiedział jej całą sytuację. Może pochopnie oceniła pewne sprawy? Nie chciała już w to wchodzić, toteż nabrała powietrza w płuca i sięgnęła do kieszeni szaty, ale moment, w którym miała zamiar oddać mu różdżki, pojawiła się She. -Jestem opiekunką Ravenclaw, d’Angelo. – Powiedziała zgodnie z prawdą i posłała dziewczęciu subtelny uśmiech, który miał być oznaką, że nie powinna się niczym przejmować. Przynajmniej na razie. -Liczę, że ta praca nie będzie dla ciebie problematyczna. – Mruknęła pod nosem i wyciągnęła magiczne patyczki, których tak mocno pragnęli. Zaraz potem wbiła wzrok w Zoella i zastanawiała się przez dłuższą chwilę, czy powinna oddawać mu przy okazji różdżkę Voice, bo jak pracy nie miała zamiaru im znosić, tak w tym momencie chyba nie miała wyboru. -Shenae, razem z koleżanką zjawicie się na dodatkowej lekcji pojedynków, a później pomyślimy co z wami zrobię, a kolega... - Wskazała palcem na Wells'a, by nie miał pretensji, bo nie były potrzebne. -Będzie odzywał się kulturalniej i da kopertę D'Angelo. – Oddała im różdżki, tak jak zdecydowała, ale nie do końca była świadoma tego, bo przecież nie sprawdzała, która należała do kogo, że oddaje im wymieszane całkowicie kijki. Taki to już pech był. Po zakończonej wymianie zdań, wróciła z powrotem do @Upsilon Wild.
Voice ma różdżkę Zoella, Zoell różdżkę She, a She różdżkę Voice.
Był jaki był i prawdopodobnie wiele różnych sytuacji z życia sprawiało, że taki się z czasem stał. Jego nastawienie wobec Eiv też się z czasem zmieniło. Przecież to ona go zostawiała, to ona miała tę przykrą manię. Wyjeżdżała bez słowa, a miała przecież wyjść do sklepu. Znikała na kilka miesięcy i wracała milcząca, nie chcąc powiedzieć nic. I raniła go raz za razem, gdy jeszcze jako gówniarz był w niej szaleńczo zakochany. Na tyle, by dać się szmacić, kiedy to wolała być obracana przez jego kumpli. I to powtarzało się dopóki… nie zabił jej ojca. Dopiero wtedy odzyskała wiarę we wszystko i uśmiech, ale on był już inny. Od jakiegoś czasu. To on miał teraz inne cele i aspiracje. On wyjeżdżał, poszukując w świecie magii, umiejętności i magicznych przedmiotów, bo żądza władzy przyćmiła nawet jego zainteresowanie kobietami, które po prostu przestały go bawić. Brakowało takich, które potrafiły się kręcić, bawić, szaleć, wzbudzić jego zainteresowanie, bo większość z nich była pusta. I to właśnie sprawiło, że nie miał granic, nawet wobec Henley. Uzyskanie koperty było bliskie, ale wtedy właśnie na ciemnowłosą wpadł jakiś puchon, który wszystko spierdolił. Zacisnął więc szczękę, ale nie zrobił nic, bo nie zamierzał teraz zgrywać nauczyciela. Ściskał palce w pięściach tak mocno, że aż zbielały mu knykcie i pewnie gdyby nie @Shenae D'Angelo , która zwróciła się do Eiv, dalej czułby smak irytacji. I nienawidził tego, więc szukał ukojenia dla własnych nerwów, byle nie wybuchnąć tu i teraz, na oczach wszystkich. Trenuj, kurwa, jebaną cierpliwość. Nad jej ramieniem zobaczył @Voice C. Cheney, na widok, której przekrzywił nieco głowę, zatrzymując wzrok nieco dłużej pewnie niż powinien, ale miał zboczenie analityczno-obserwatorskie, więc należało mu wybaczyć ten przenikliwy wzrok. A przecież cała ta kąpiel… Całe zamieszanie rozbiła @Sapphire Sparks, której obecność… nie tyle go zirytowała co sprawiła, że spiął się momentalnie ściągając brwi. I śledził ją wzrokiem do chwili, gdy znalazła się tuż przy nim, dotykając przelotnie jego ramienia na co się wzdrygnął. Nie z obrzydzenia, rzecz jasna, bo była absolutnie piękna i przyciągała spojrzenie każdego. Była legilimentką, a on czuł się zagrożony każdą stycznością z nią, nawet jeśli ten dotyk był przelotny. — Lubię mieć rację, ale wobec Ciebie wolałbym się mylić — mruknął w odpowiedzi, podążając za nią wzrokiem, a gdy odeszła ściągnął brwi ku sobie jeszcze mocniej. I wtedy też uświadomił sobie o Eiv i o kopercie, którą chciał dostać i w ułamku sekundy stwierdził, że to idiotyczne zabawa i wcale nie zależy mu na tym. — Wiesz co, Henley? — spytał, unosząc wzrok na wysokość jej jasnych, lśniących oczu, a zwrócił się do niej jak do dzieciaka, z którym bawić mu się nie chciało. Bo całe to wyciąganie koperty to jakiś chory żart. — Właściwie to ja też — dodał jeszcze, po czym rozłożył ręce na boki, jakby chciał powiedzieć, że trudno, odwrócił się na pięcie, ruszając przed siebie. Czy szedł w kierunku Sparks, czy może wyjścia? Kto wie.
@Julian O'Shea: Gdzie leziesz?! Nie dość, że się gapisz w to papierzysko co trzymasz w ręku to jeszcze nie dość poprawnie witasz dobrych znajomych. Mijając grupkę dzieciaczków zgromadzonych wokół Sapphire niemalże potrąciłeś D’Angelo, ale pomógł Ci w tym jakiś pierwszak. Jakoś dzisiaj wyjątkowo zagubieni, kręcili się mocno pod nogami, a Tobie wytrącili mapę z ręki. Ktoś nie szukał zagubionego?
@Felix Lockwood: Nie stój jak cielę co się gapi w malowane wrota!
@Archibald Blythe: Nie kradnij. Tak głosi jedno z Przykazań Bożych. Ale ty przecież nie wierzysz w Boga… no trudno. A w granice przyzwoitości, tak?
@Sapphire Sparks: Koperta, którą Shenae dotknęła swoją różdżką, przestawiając się przy tym po łacinie, wymieniając swoje imię i nazwisko, z niewiadomego względu wskazała na papierze dwa nazwiska: nadawcy koperty, jako @Zoell E. Wells i jego adres zamieszkania, a w drugim miejscu, odbiorcy: Shenae D’Angelo.
Zastanawiało ją, czy Sparksównę też te grzecznościowe formułki irytowały w ten sam sposób, co ją samą? Zawiesiła na niej wzrok, krzywiąc się nieznacznie, gdyby nie obecność innych uczniów wokół, spytałaby o prostu czemu się picza nie chwaliła, ze zatrudniła się w Hogwarcie. I czemu akurat wąż morski. A nie coś przyjemniejszego. „Jak zabić dzikiego, niecywilizowanego Peruwiańczyka?” czy coś… Sparks zrozumiałaby do czego D’Angelo piła. Tylko, że profesor Sparks wcale nie była zainteresowana rozmową, ani nawet udowadnianiem niczego przed jej majestatem. No... w sumie ją rozumiała. Na jej miejscu też miałaby dość zwad uczniowskich. Dlatego nie zastanawiając się czy kopertę dała jejw kredycie zaufania czy żeby się pozbyć utrapienia, użyła jej według wskazówek jakie udzieliła jej treść jej własnej koperty. — @Zoell E. Wells. To tego właśnie kurewsko zbłąkanego salemczyka zgubiłam. Dyrektor mnie zabije, jak się dowie, ze mój przyjezdny błądzi gdzieś sam po Hogwarcie… dzięki, kolego. Posłała mu sztucznie słodki uśmiech wdzieczności. — Jules! — zaczepiła kolegę (@Julian O'Shea) — ty chodziłeś do Salem, prawda? Znasz jakiegoś Wallesa? Wellesa? Wellsa? — wymieniając to nazwisko trzeci raz, tym razem poprawnie, wspomogła się kopertą, którą w końcu w raczej bardzo niefortunny sposób odzyskała, a teraz obojętnie mogła ją oddać nieznajomemu Wellsowi, dla ironii.
Archibald Blythe
Wiek : 44
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : zaklęcia bezróżdżkowe, opiekun Gryffindoru
Ciemne tęczówki powoli przeskakiwały z jednego obiektu zainteresowania na kolejny, nie zatrzymując się w żadnym miejscu dostatecznie długo, żeby wywnioskować coś konkretnego. Zabawa ze swoim kapeluszem, obecnym kilka metrów dalej i lewitującym wesoło wokół głowy pani Blythe, też mu się znudziła. Nie żeby nie lubił się z nią bawić. W takim gronie nie było to tak łatwe i przyjemne, dlatego darował sobie, ostatecznie pozwalając żonie na złapanie kapelusza. Nawet jeśli znaczyło to ponowne umieszczenie go na jej głowie. Wtedy jego uwagę przyciągnął salemczyk, którego imienia nie znał. Ciężko było zorientować się we wszystkich i choć Blythe nie miał żadnego problemu z zapamiętywaniem nazwisk, z tym najwyraźniej nie miał jeszcze styczności. Podszedł do chłopaka (@Julian O'Shea), znajdującego się całkiem blisko, w międzyczasie niewerbalnym Wingardium Leviosa przejmując mapę i wtykając mu ją tym samym zaklęciem w ręce. Tak się złożyło, że reszta obecnego przy nim towarzystwa (She i nie ogarniam dokładnie kto jeszcze), była nieco bardziej zorientowana niż on sam. Byłoby mu smutno, gdyby nie był Archibaldem. - Dobry wieczór - rzucił leniwie. - Świetna zabawa - skomentował neutralnym tonem, w którym nie dało się wyczuć żadnych objaw sarkazmu. A było go, uwierzcie, mnóstwo. - Język, D'Angelo - przestrzegł sucho, kierując na moment wzrok w kierunku Sapphire, sugerując Krukonce, że mimo wszystko wciąż powinna się pilnować.
-Wlazł we mnie, okay? – Warknęła nieco na D’Angelo, bo nienawidziła tego, gdy obcy ludzie zgarniali jej przestrzeń osobistą. Czuła się wtedy taka osaczona. -Niech się zesika, będzie zabawnie, prawda… Szczylu? – Prychnęła jeszcze pod nosem do puchona, a gdy She się ulotniła… Spuściła głowę, jakby w geście, który miał sugerować, że naprawdę się stara, ale sytuacja zdaje się ją przerastać. W normalnych warunkach chciałaby przecież chwycić Noela za dłoń. Przytulić się do niego i powiedzieć, że tęskniła. Była przecież wbrew pozorom szczęśliwa, że wrócił, ale nie umiała tego okazać. Zapomniała o takich uczuciach, a także o tym, że mógł jej potrzebować. Bo tak było, prawda? Bała się zaryzykować; nie chciała kolejnego rozczarowania, a z drugiej strony… Kurwa, Henley, raz się żyje, nie? I pewnie dalej by tak myślała, gdyby nie to w jaki sposób Payne oglądnął się za Voice i Sparks. Posłała mu wręcz gromiące spojrzenie, ale nie pisnęła nawet słówkiem. Dobrze wiedziała, że nie tylko kobiety miały do niego słabość, ale on względem nich też takowe defekty przejawiał. Starała się to akceptować przez całą znajomość, która trwała już wiele lat, ale dziś coś w niej pękło. A co jeśli jednak nie dzisiaj, a trochę wcześniej? Po słowach jakie wypowiedział, ruszyła za nim. Nie zastanawiała się nad tym, że może być nauczycielem, bo chciała go zatrzymać. I tak było zamieszanie, a tłum zdawał się wpaść w jakiś wir nie wiadomo czego. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem i wtedy ujęła jego przegub, by odwrócić go gwałtownie w swoją stronę i nie wiedzieć czemu, po raz kolejny postawić wszystko na jedną kartę. Dosłownie. -Zawsze, Noelu Payne. – Po tych słowach zsunęła smukłe palce na wysokość nadgarstka mężczyzny, by choć na ułamek sekundy spleść z nim palce. Potrzebowała tego dotyku. Pewnego rodzaju zapewnienia, że pomimo zmiany, jaka w nim zaszła – nadal był tym, którego… Kochała, a czego przyznać chyba przed sobą nie potrafiła. Mimowolnie odwróciła na moment wzrok, a gdy ich dłonie rozplotły się z delikatnego uścisku, dostrzegła Juliana, który zdawał się być bardziej zagubiony niż zgraja pierwszoklasistów. Zrozumiała w tym jednym momencie, że w swojej ekipie ma właśnie dobrego przyjaciela i Noela, który miał pierwszą i niepowtarzalną szansę zobaczyć, że jego Evelyn Cara Henley nigdy nie zrobiła nic złego, czego mogłaby się wstydzić. -Chcę żebyś kogoś poznał. – Powiedziała ledwie słyszalnym szeptem, a następnie skierowała się w stronę Julka, by posłać mu przeciągłe spojrzenie, gdy tylko natrafił tęczówkami na jej intensywnie niebieskie oczy. -Chyba się zgubiłeś, c’nie? – Zagaiła luźno, gdy w końcu była wystarczająco blisko i odezwała się ponownie. -To jest Noel Payne, a to @Julian O'Shea. Chyba wpadliśmy do jednej ekipy i mam nadzieję, że już żadnych ekscesów nie będziemy mieć, po za tym, że chyba musimy zmienić lokal. - Nie spodziewała się, że @Shenae D'Angelo znów pojawi się na horyzoncie, toteż wbiła w nią ciekawskie spojrzenie. -#Wow! Ty też się zgubiłaś? - Poof, a potem jeszcze dostrzegła nauczyciela. -Dzień dobry, profesorze @Archibald Blythe.
Koniec końców odzyskał różdżkę... Prawie. Spojrzał jedynie pytająco na Voice czy jest w posiadaniu jej magicznego patyka i kiedy zrozumiał, że nie wzruszył tylko ramionami. Spojrzał na profesor Sparks i otworzył usta, żeby skomentować tego kolegę, ale ostatecznie ugryzł się w język. - Z pewnością będzie - powiedział z nikłym uśmiechem, którego zaraz się pozbył i sięgnął po swoją różdżkę. Dobrze, że miała ją Voice, a nie ta druga dziewczyna. Od razu poczuł się lepiej, więc mógł dalej uczestniczyć w tej całej farsie. Gdyby nie to, że jak coś zaczął to robił wszystko, aby nie zostawiać tego w połowie to już dawno by się zmył. A tak wpatrywał się w kopertę na której zobaczył swoje nazwisko. Opanował się przed parsknięciem, wyrażającym swoją ogromną radość. Zawsze mogła zapytać o jego, a skoro tego nie zrobiła... Niech błądzi. Odpowiedział jej takim samym uśmiechem i na odchodne pomachał jej własną różdżką. Widać nie była jej tak naprawdę potrzebna skoro o niej zapomniała. Ostatecznie uznał, że popatrzy jak szuka Zoella Wellsa. Może przy odrobinie szczęścia zginie gdzieś w tłumie i więcej jej nie zobaczy?
Przeszła się od Louisa wokół niego, bo chciała do przodu, ale oczywiście zaczepiła się rękawem szaty o jego krzesło i zakręciła wokół niego, stając po jego drugiej stronie, w zamyśleni majstrując przy rękawie, kiedy patrzyła już nie na Lumiera, a na Sverre. — Jakbyś czytał mi w myślach, profesorze Vigsteinsson — chciała się sprawdzić w wypowiadaniu jego nazwiska, próbując jak najbardziej nienagannie je wypowiedzieć, ale krótka lekcja islandzkiego jaką jej dał w Bibliotece to chyba było dość mało. Już miała się odplątać z krzesła Louisa, kiedy poczuła uciekający jej kapelusz. — Właśnie mamy oprowadzać uczniów, co powiesz, żeby oprowadzić również też Ciebie? — uśmiechnęła się uroczo, bardzo naturalnie ściągając kapelusz na swojej głowie w dół. Jakby codziennie kapelusze sobie same z siebie lewitowały. Odegrała to tak bardzo swobodnie, niewzruszona tym stanem, rzucając jeszcze pod nosem z uśmiechem: — Witaj, Archie — ale Archiego nie było, nawet kiedy kapelusz przestał się poruszać, dlatego obejrzała się za nim, dostrzegając go w innym kącie Wielkiej Sali. Akurat wtedy kiedy zamachała mu jego własnością, mężczyzna był zajęty czymś innym. Przykre… tak bezwstydnie olewać żonę.
Kosmos. Tu Shenae, tam jakaś młoda pani profesor, chyba fanka Niebieskich, tu Zoell, Noel, któremu posłała delikatny uśmiech, noelowa panna, Salemczycy, Hogwartczycy, nauczyciele, to tu, to tam. Nim Cheney zdążyła się obejrzeć, została bez różdżek, za to z pracą z ONMSu, a chwilę potem goniła swoją parę, która postanowiła porozmawiać z panną Sparks. Pięknie. Tak więc Cheney trzymała się gdzieś na uboczu, bo jeszcze poza różdżką straciłaby inny element stroju codziennego, i wysłuchiwała Wellsa, który najwidoczniej do wszystkiego podchodził tak samo - bez emocji. Po drodze znów wpadła D'Angelo, której Voice miała ochotę z tego zgrabnego tyłka wyrwać nogi. Ale koniec końców, żeby nie przedłużać... Ślizgonka zobowiązała się przyjść na pojedynek, oddała koledze różdżkę, aż nagle padło nazwisko Zoella, jakoby to She miała się nim zajmować. Dobre żarty! Na tyle dobre, że Voice nachyliła się do ucha Salemczyka i pospiesznie wymruczała, żeby nie przyznawał się do tego, kim jest, bo to pewnie jakiś chory podstęp, a jeśli nie, to Shenae jest większym złem od niej. Samego przyjezdnego z resztą chyba bawiła ta sytuacja, więc zanim Jules, czy jak mu tam, zdążył odpowiedzieć, uśmiechnęła się do Krukonki, życzyła miłej zabawy, zabrała kopertę, dyskretnie wyjęła jej z dłoni swoją różdżkę (tak to jest, gdy człowiek skupia się na czymś innym, niż własnym magicznym patyku), chwyciła Zoella pod ramię i ponownie zaczęła przedzierać się przez tłum. Oddałaby D'Angelo jej różdżkę, ale cóż... Nie ona ją posiadała, prawda? - To co robimy, panie różowa koperta? - zapytała w końcu, gdy już odciągnęła go kawałek od tłumu.
Nie minęła chwila i jakaś grupka zdezorientowanych pierwszaków wytrąciła z mojej ręki mapę. Wzruszyłem ramionami, we wnętrzu siebie wręcz gotując się ze złości. Już miałem się po nią schylać, gdy @Archibald Blythe za pomocą zaklęcia posłał mi ją prosto ku dłoniom. Uśmiechnąłem się sympatycznie, lustrując profesora wzrokiem. Z pewnością musiał być to interesujący człowiek, nie mówiąc już o tym, że nauczał mojego ulubionego przedmiotu. - Dobry wieczór, panie profesorze i dziękuję - rzuciłem pogodnym tonem, w stronę dorosłego mężczyzny - Zaiste, nie wyobrażam sobie lepszego sposobu na spędzenie tego urokliwego wieczoru Mój ton, podobnie jak nauczyciela, jest pozbawiony choćby cienia ironii, lecz wypowiedziane słowa z pewnością nie oddają panującej ti atmosfery. Słysząc znajomy głos odwracam się na chwilę do Shenae. - Wells. To ten tutaj, który ma okazję stać przed Tobą - wskazuję na chłopaka, starając się uniknąć rozbawionego głosu. A raczej miał okazję, bo po chwili porwała go @Voice C. Cheney. W całym tym zamieszaniu pojawiła się także @Eiv C. Henley, która jak gdyby nigdy nic wyrosła tuż przed nim. - Zgubiłem się? Cóż, można tak powiedzieć, Evelyn - rzuciłem w jej stronę, zadowolony z ponownego spotkania. Może jednak nie będzie aż tak nudno, jak się spodziewałem? Cóż, czas pokaże. Tymczasem zwróciłem uwagę na mężczyznę przyprowadzonego przez Eiv, która przedstawiła go jako @Noel Payne. - Miło mi poznać - rzekłem, nie wiedząc co więcej dodać - Wygląda na to, że w rzeczywistości musimy zmienić lokację, chociaż jestem w stanie spodziewać się wszystkiego po tym, jak wakacje spędziłem na Atlantydzie
Jako nauczyciel powinien ją zganić za to zachowanie, prawda? Powinien postawić puchona na nogi, otrzepać go i kazać udać się do swojego świata cało i bezpiecznie, a Henley opierdzielić. Pewnie Archibald by to zrobił, co nie? Albo Sparks. Byli w tym lepsi. Ale on w gruncie rzeczy miał to gdzieś i to tak serio. To jak go potraktowała, to jak się czuł. Jako ślizgon był o wiele gorszy w swoich reakcjach wobec szlam, czy krukonów. Dlatego nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia i po prostu to zignorował, pozwalają temu płynąć swoim torem, przynajmniej dopóki nikt nie zwracał na to uwagi, a on nie musiał zgrywać obrońcy ludzkości, bo to dopiero byłaby zajebista sztuka. Eiv miała kiedyś na niego ogromny wpływ i owinęła go sobie wokół palca. Latał za nią jak głupi, szukając jej i denerwując się, gdy uciekała. Dzisiaj… było mu już wszystko jedno. Dorósł, a może wyrósł z uganianiem się za kimkolwiek. Gdyby była inną panną, zrobiłby co by chciał. Ale z Henley kłócić się nie chciał, nie tutaj, bo ich awantury były jak huragan - potrafiły zmieść wszystko z powierzchni ziemi. Gdy złapała go za przegub, zmarszczył brwi i zaskoczony spojrzał na nią. Dla niego nie było w tym nic dziwnego, w końcu kiedyś byli razem. Ale nie wydarzyło się nic, po prostu go zatrzymała, nawet jeśli dla niej, czy dla nich to miało zupełnie inny wydźwięk. Spojrzał jej w oczy z zainteresowaniem, ściągając brwi nad prostym nosem. Zawsze, Evelyn Henley. Ale nie powiedział nic. Wbił w nią tylko spojrzenie, a po chwili sam zwolnił uścisk dłoni, wsuwając ją do kieszeni spodni, bo tak było bezpieczniej. Dla nich obojga. Leniwym krokiem podszedł do złotowłosego nieznajomego, ukradkiem prześlizgując się spojrzeniem po nauczycielach, a gdy Henley się odezwała powrócił i ciałem i duszą do "towarzystwa". — @Julian O'Shea. — powtórzył po chwili, spoglądając na chłopca. A może młodego mężczyznę, który wyglądał niezwykle młodo, ale i nieszkodliwie. Bo oczywiście skąd miał wiedzieć, że jest hipnotyzerem? Otaksował go wzrokiem, oceniając… No właściwie co? Możliwości? Aparycję? Pierwsze wrażenie? Doskonale wiedział jakie to powierzchowne, więc starając się tępić wrodzoną niechęć postawił na chłodny profesjonalizm. — Salem. To ciekawa szkoła. Wiele o niej słyszałem. Wiele plotek krąży na temat… pewnych rodzajów magii— zaczął i w gruncie rzeczy, nie kpił, tak jak zwykle. Nawet jeśli w jego głosie brzmiała jakiekolwiek szyderstwo było ono naturalne i wcale nie zamierzone.
@Zoell E. Wells, @Eiv C. Henley, @Archibald Blythe, @Julian O'Shea: Nie wiedziała jak to się stało, że kiedy upewniła się, że Sapphire znika z pola widzenia, pojawił się przed nią profesor Blythe. Z dwojga złego wolała wyklinać przy Sparks, skoro wiązała ich jakaś wspólna, koleżeńska, znajomość, natomiast Archibald… nikt nie chciałby narażać się nauczycielowi prowadzącemu dwa z ulubionych swoich przedmiotów. Zaraz po historii magii. Wypuściła z zawodem powietrze z płuc. — Moment temu u profesora nie było. — rzuciła na swoje wytłumaczenie, mając nadzieję, ze takie mu wystarczy, bo innego nie miała, a nauczycieli nie zwykła okłamywać. Co najwyżej czasami mijała się trochę z prawdą — Tylko niech mnie profesor nie karze szlabanem pierwszego dnia szkoły — dodała ze zrezygnowaniem już zmęczona tym dniem, pokazując mężczyźnie swoją kopertę. — Sama nie wiem czy się dobrze bawię, kiedy mój przyjezdny się zgubił zanim się zdążył znaleźć. I w dodatku Halvorsen… jak mógł jej popsuć humor ktoś, kogo nawet tu nie było? A mówił, ze wróci do szkoły. A jak się z nim rozstała na statku, tak słuch o nim zaginął, jak zresztą i o Ettore. Miała pewne podejrzenia, że po prostu przenieśli się do innej szkoły. Szkoda, ze nic jej o tym nie informując. Przeniosła spojrzenie gdzieś za ramię mężczyzny, mocno rozdrażniona, rozkojarzona, zaciskając usta w wąską linię, bo tak naprawdę towarzystwo nauczyciela, przy którym trzeba było zachowywać spokój nie było jej teraz na rękę. Szczególnie kiedy zauważyła, ze ktoś zawija się z jej różdżką. Zerknęła na tą, którą trzymała w dłoni, faktycznie, ta nie należała do niej. Nic dziwnego, ze tak ociężale reagowała na czarowanie, kiedy przykładała ją do koperty. — Profesor pozwoli… ale… moja różdżka, ja… — urwała słysząc komentarz Julka — i mój przyjezdny. Przepraszam. Niech się Pan nie zraża Panie Blythe. Jeśli będzie trzeba napisać kolejną pracę, to ja napiszę, nawet kilka, tylko naprawdę. Przepraszam! I dygnęła, czaicie to? DYGNĘŁA! Przed profesorem, bo śpieszyło jej się do swojej własności, ale po drodze jeszcze zdążyła wyłapać komentarz Eiv. — Nie, zgubiłam kogoś. Módl się, Henley, żeby ten dzień skończył się szybciej! Szybkim krokiem podeszła do Zoella, dotrzymując u kroku. — Ty naprawdę lubisz zabierać rzeczy, które należą do mnie, prawda? Jeśli to jest jakiś sposób na podryw to… — nie był, widziała to, ale nie przeszkadzało jej z tego zakpić — … to ci naprawdę nie idzie — dorzuciła zagradzając mu drogę.
Mój wzrok na dobre skierował się w stronę @Noel Payne. Przyglądałem mu się uważnie, choć nienachalnie, podobnie zresztą jak on mi. O ile moja niewinna i stosunkowo młoda aparycja była idealną przykrywką dla hipnozy czy czarnej magii, nauczyciel obdarzony był bardziej barczystą budową i sprawiał wrażenie większego, nawet będąc niższym ode mnie samego. Prześlizgując zręcznie spojrzenie po zebranych dookoła, w tym po Shenae i Archibaldzie, wróciłem do rozmowy. - Niezwykle ciekawa - rozpocząłem neutralnym tonem, nie wyrażającym ani drwiny ani znudzenia. Cóż innego można było powiedzieć o jego szkole? O stowarzyszeniu pełnym dzieciaków z przeróżną przeszłością? Nie zabrakło w niej nawet dziewczyny o wielu osobowościach. Mój własny dziadek zamknął wilkołaczkę w piwnicy, tylko po to by testować na niej przeróżne "lekarstwa" na likantropię. - Zdecydowanie. Pomyśleć tylko, że nasz dyrektor został posądzony o praktykowanie i nauczanie zakazanych rodzajów magii. Od pożaru Salem stało się obiektem przeróżnych plotek, z czego część z pewnością jest prawdziwa, podobnie jak druga połowa całkowicie wyssana z palca - kontynuowałem, nie sugerując niczego, przynajmniej nie w prost. Swoją drogą, niezmiernie ciekawe czy i w Hogwarcie nie znalazłoby się takich paru, którzy parali się czarną magią. Szczególnie wśród Ślizgonów napotkałem kilka osób, które wydawały się zainteresowane tematem. Ciekawe, czy tylko na pokaz - nie wiedząc o niej orawie nic - czy może w istocie. Brytyjska szkoła magii zawierała w sobie jeszcze więcej tajemnic niż Salem. Tajemnic, które zdecydowanie musiałem zdemaskować.
A chciał popatrzeć jak brunetka bezskutecznie go szuka. No trudno widać ta tania rozrywka nie była dla niego. Zresztą nie musiał się długo zastanawiać z kim wolał spędzić czas. Voice wygrała w przedbiegach, więc dał się odciągnąć od tego wszystkiego. Nadal z różdżką D'Angelo w dłoni, może lepiej zrobi jak w końcu ją odda? - Zmywamy się stąd? - odpowiedział pytaniem, bo coraz poważniej myślał i o tym - Zawsze możesz oprowadzić mnie po szkole według swoich zasad. Zawsze to mniejsze prawdopodobieństwo, że... - nie dokończył, bo ktoś wszedł mu w słowo. Nie musiał nawet odwracać głowy, aby wiedzieć kto zrównał z nim i Voice krok. I choć starał się nie okazywać po sobie rozdrażnienia tak w tym wypadku nie udało mu się go zamaskować. - Zdecydowanie na podryw. A teraz łap! - wyrzucił różdżkę wysoko, a następnie to on pociągnął Ślizgonkę za rękę w przeciwnym kierunku niż teraz zmierzali. Nawet nie obejrzał się za siebie aby zobaczyć czy D'Angelo wykaże się refleksem. Kiedy już znaleźli spokojne miejsce, oby tym razem tak się stało, zwolnił kroku i spojrzał na Voice - Po pierwsze to zamordujmy D'Angelo czy jak jej tam, a później posiekajmy dla pewności, że za chwilę znów się nie pojawi w pobliżu.
Jej relacja z Noelem była skomplikowana. Nie dało się ubrać tego w słowa, które zamkną ich opowieść w kilku słowach. Musiała jakoś sobie z tym poradzić i oczekiwała, że tak właśnie będzie. Mężczyzna dał jej jednak nadzieję, pewnego rodzaju uspokoił rozkołatane serce, a to tylko dlatego, że w oczach tliło się to, co widziała zawsze. Odetchnęła więc z ulgą, bo cóż innego mogła teraz? Nie miałaby problemy żeby po prostu odciągnąć go na bok, ale jego zachowawczy sposób bycia sprawiał, że sama starała się trzymać na dystans. Może to i lepiej, że znalazła się w większym gronie? -@Julian O'Shea, no patrz… Tym razem ratuję cię z opresji z Noelem. Zobaczysz, jaka to zabawa. – Powiedziała z rozbawieniem i puściła chłopakowi oczko, bo przecież niegdyś tak było. Payne i dwójka Henley’ów siali istny pogrom na dzielni. #terror_squad -@Shenae D'Angelo, ja się mam modlić? Powiedz tylko słowo, a będzie uzdrowiona dusza twoja. – Rzuciła konspiracyjnie, bo krukona z pewnością zdała sobie sprawę do czego Heleny piła. Wrogowie przyjaciół Evelyn, są i jej wrogami. Logiczne, right? Kiedy zatem Noel i Julek przedstawili się sobie i wywiązała się pewnego rodzaju dyskusja, ale pozbawiona drwiny i złośliwości, odetchnęła z ulgą. Dla niej to było bardzo ważne. -O’Shea… Nie gadajmy o Atlantydzie, bo chyba wszystkim dała się we znaki, c’nie? – Zagryzła policzek od środka I uśmiechnęła się szerzej, a żeby dodać sobie nieco niewinności, bo przecież – serio – nie zrobiła nic złego, wzruszyła lekko ramionami. Słuchała ich wymiany zdań i nie chciała się wtrącać, bo dla niej to była istna czarna magia...