To jeden z częściej odwiedzanych sklepów w Hogsmeade przez uczniów, a to za sprawą tego, że sprzedają wszelakie artykuły papiernicze. Można tu dostać pergaminy we wszelakich kolorach, pióra o wybranych grubościach i długościach, a nawet te samopiszące. Po za tym mają szeroki wybór wszelakich notatników i zeszytów. Od niedawna można tam także zakupić niektóre miotły.
Dostępny asortyment:
► 10 arkuszy pergaminu ► Atrament w dowolnym kolorze ► Notatnik ► Pióro (gołębie/jastrzębie/orle/sowie/pawie) ► Zeszyt ► Proszek Fiuu ► Złoty Znicz - pozytywka - 20 g ► Samopiszące pióro – 40 g ► Kalendarzyk - 30 g ► Powtarzalny wisielec - 30 g ► Pióro Scamandra - 40 g ► Fałszywe pióro - 60 g (trudne do zdobycia, zobacz kostki poniżej) ► Łapacz snów - 50 g ► Magiczna kredka - 80 g ► Samorysujące pióro - 55 g ► Czarodziejskie ołówki - 90 g ► Magiczny dziennik - 60 g ► Samorzeźbiące dłuta - 120g ► Zestaw pędzli - 140 g ► Czarodziejski szkicownik - 100g
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Gdy dotknęła miotły, odpłynęła. Wyobraziła sobie siebie samą na miotle ścigającą się z Twanem....hmm....Gest Gryfona sprowadził ją na ziemię. Spojrzała chyłkiem na towarzysza i mimowolnie się uśmiechnęła. Wygodnie jej było, temu nie można było zaprzeczyć. - Biorę - szepneła - Tylko, wariacie, jak mam dojść do kasy? - zapytała z rozbawieniem nie zmieniając pozycji. - Nie przeczę, że mi wygodnie. - dodała pospiesznie nie chcąc, żeby Twan odebrał to jakby chciała się wyzwolić z uścisku.
- Mogę ci pomóc, jeśli sama nie dajesz rady - z błyskiem w oczach wyszczerzył zęby, po czym trochę się pochylił, jedną ręką objął Angie w pasie, drugą w kolanach i poderwał ją do góry. Trzymając dziewczynę mocno, podszedł do kasy. Co prawda nie była ciężka, ale to, że on sam był dość drobny sprawiło, że trochę się tym namęczył. Mimo to, wciąż trzymał ją na rękach, lekko bujając się raz w prawo, raz w lewo. - Teraz też wygodnie? - spytał i posadził ją na ladzie, nic nie robiąc sobie z niezbyt przychylnego spojrzenia sprzedawcy. Był zazdrosny, ot co! Ale niech nie myśli, że odda mu swoja Muszkę, niech sobie znajdzie własną, starą babę, idealnie do niego opasującą, a nie tak. Delikatnie wziął miotłę od dziewczyny i podał facetowi.
Nie o to jej chodziło, ale to było spontaniczne i cudowne, czyli Twanowe. Angie czuła jak Twan buja się na lewo i prawo, dlatego bezskutecznie chciała stać się lżejsza. Gdy posadził ja na blacie, dostrzegła minę sprzedawcy. Zrobiła maślane oczka. - Przepraszam bardzo - powiedziała uprzejmym tonem i zeskoczyła z lady - za mojego niesfornego kolegę - poczochrała Twanowi włosy. Jak uroczo wygląda! Wyszczerzyła się do niego, po czym grzecznie zapłaciła, podziękowała i odwróciła się do towarzysza - To co, idziemy latać? - zapytała ochoczo. Wahała się między tym, aby udawać pierdołę i dawać się poprawiać Twanowi, czy postarać i pokazać mu jak świetnym jest nauczycielem? Jak dojdą na boisko Angie pewnie bedzie już wiedziała.
A Twan by nie przeprosił, o! Spojrzał jeszcze niby to groźnie na sprzedawcę, czyli typowo po tłanowemu, kiedy kogoś bardzo nie lubił i odwrócił się na pięcie, nie racząc nawet się z nimi pożegnać. Nigdy więcej tu nie przyjdzie, dopóki to właśnie on będzie obsługiwał klientów, pff. - Może najpierw zajdziemy do Wielkiej Sali czy coś? No wiesz, żeby co nieco przekąsić - zaoponował, wychodząc pierwszy na ulicę i przytrzymując Angie drzwi. Między czasie, opatulił się lepiej szalikiem i naciągnął czapkę na uczy. Zaczęli powoli iść w stronę Hogwartu. Kto by pomyślał, że tak nieprzyjemnie rozpoczęty dzień, może zmienić się w naprawdę fajny!
Nie chciałabym być na miejscu tego faceta. Tłanek obdarzył go takim spojrzeniem, że gościu powinien już leżeć martwy. No ale Angie jest w łasce Tłaniątka, o. Dopiero gdy kompan wspomniał o jedzeniu, Puchonce przypomniało się, że dziś niewiele jadła. - Dobry pomysł, ale z miotłą się nie rozstanę. - powiedziała stanowczo. Choć musiała wyglądać dość dziwnie, w jednej ręce trzymała koszyk z Ines, a w drugiej miotłę, nie chciała prosić Twana o pomoc. -Jak myślisz wypuścić Ines, czy dopiero w zamku? Ma takie cienkie futerko - powiedziała z troską głaszcząc kotkę palcem przez klatkę.
- Zgubiłam gdzieś - powiedziała, a usta wykrzywiły się w podkówkę. Wyglądała komicznie - czekoladowe loczki spływające w dół, radosne iskierki w czarnych oczętach oraz smutna minka. Kath była doskonałą aktorką, choć nawet o tym nie wiedziała. - To idziemy! - zawołała dziarsko i złapała Autumn za rękę. Pociągnęła ją w stronę kasy. - Trzy atramenty. Dwa w różowym kolorze, a jeden w czerwonym - poprosiła i położyła na ladzie dwanaście knutów oraz trzy sykle. Odebrała pakunek i poczekała aż zapłaci Gryfonka. Przypatrywała się jej uważnie, choć znała tę twarz na pamięć. Piękne, błękitne oczy, które okalały czarne rzęsy. Chciała zapamiętać tę buzię na zawsze. Lily była w jej sercu od początku. Bo kto potrafi tak dobrze pocieszyć ? Kto sprawia, że się zaczyna śmiać, mimo ogromnego smutku ? Przyjaciel ? Nie, Lily nie była przyjacielem, bo Kathleen średnio ufała przyjaciołom. Ona po prostu była. Zawsze i wszędzie. Bratnia dusza, mhm. No, w Zonku potem napisz ;d
Carmen weszła do środka strzepując śnieg z płaszcz.Rozejrzał się po sklepie. Potrzebowała trochę pergaminu,atramentu i...nowe pióro. Każdy rozsądny zapytałby po co je kolejne pióro. W tym rzecz że Carmen nie miała pióra. Wczoraj gdy pisał wypracowanie na astronomię upadło jej i jakiś chłopak jak gdyby nigdy nic jej zdeptał. Carmen chciała krzyknąć do chłopaka że mógłby patrzeć pod nogi ale się nie odważyła. Zebrała z podłogi szczątki swojego ulubionego pióra,wyjęła ostatnie,bardzo stare i dokończyła wypracowanie. Ponieważ stare pióro robiło masę kleksów, potrzebowała nowego. Podeszła do lady czekając na ekspedientkę. gdy takowa podeszła odezwał się na tyle głośno aby było ją słychać szalika: -Dzień dobry. Potrzebuje 30 arkuszy pergaminu. Granatowego atramentu a i czy mogłabym zobaczyć pióra?-ekspedientka podał jej pergamin i atrament razem z pytaniem. -Samopiszące czy zwykłe?-zapytała szorstkim głosem. I tu Carmen miał dylemat. Czasem myślała ze fajnie by było mieć takie samopiszące pióro,jednakże nic nie zastąpi delikatnego ból w nadgarstku,plam atramentu na dłoniach i własnego pisma. Po tych rozmyśleniach zdecydował i odrzekła: -Zwykłe poproszę.-ekspedientka położyła przed nią około tuzina piór rożnej długości i koloru.Po 5 minutach rozmyślań Carmen zdecydował się na średniej długości butelkowozielone. -No dobrze ile płacę?-zapytał aby się upewnić gdyż już dawno podliczyła koszt zakupów. Zapłaciła spakował i zakupy do torby rozejrzała się po sklepie. Dopiero teraz zdała sobie sprawę że ma ochotę pogadać miotły. Nie dużo więcej myśląc podeszła do gabloty.
Sam Matias też był właśnie przyklejony to szklanej tafli chroniącej jakieś stare Komety przed złodziejami. Nie był zbyt bogaty; ojciec jako mugol nie posiadał jakiejś ogromnej ilości galeonów, matka też nie była jakąś świetnie zarabiającą czarownicą. Przez pierwsze lata Matias zmuszony był posługiwać się jakimś starym badziewiem, kiedy inni śmigali na najnowszych modelach. Teraz jednak myślał trochę inaczej. Jednocześnie chciałby mieć nową miotłę, dręczył go sentyment do starych typów, a w mózg wbijała się myśl ,,jestem już za stary na miotłę”. Jakoś nigdy nie latał na nich dobrze, więc na starość nie chciał się ośmieszać. - Jestem za dobry na miotłę. – prychnął w końcu tak, jakby chciał sam siebie przekonać. Poza tym należało zaznaczyć, że właśnie prowadził ze sobą monolog. - Powinienem wszystko załatwiać przez teleportację. – stwierdził znowu, no i znowu do siebie. W końcu nie było tu nikogo. Nikogo? Zerknął kątem oka na stojącą obok dziewczynę. Odwrócił jednak wzrok, aby jednocześnie ogłosić, że on nic nie mówił.
Tak, tak. Matias mówił, że tu będzie. Margaret miała dziś wybitny humor. Taki, jakiego nie miała od dawna. Zauważyła chłopaka stojącego przy gablocie. Obok niego stała jej znajoma Carmen. To ci los! Podeszła bliżej, żeby grzecznie się przywitać. - Cześć wam! - powiedziała radosnym głosem, ciągle się uśmiechając.
Wam? Nam? Aha, okazało się, iż grupa jest większa niż Matias przypuszczał. Grzecznie jednak każdy powinien się przywitać, tak jest uprzejmie. - Witaj, Margaret. - lekko skinął głową. Chociaż taki ruch był raczej koleżeński, to u niego wyglądało to tak jakby ciągle zachowywał się bardzo formalnie. Lepsze jednak to, niż padanie komuś do stóp i całowanie palców. Od samego wyobrażenia ledwo powstrzymał uśmiech. Biedna Margaret, której pewnie ucierpiałyby palce. Matias odkleił się jednak od szyby (ktoś mógłby pomyśleć, że będzie stał tak przez wieki...), dając jednocześnie znak, że szanuje sobie osobę rozmówcy. W końcu... przecież to nieuprzejme tak mówić do kogoś będąc przyklejonym do czegoś! Powiedział do niej po imieniu. Postęp, chociaż nie dla niego. Dopiero teraz zrozumiał, że powinien powiedzieć: - ...znaczy... Witaj, panno Gate. - poprawił się, ale po jakiejś chwili. Pamiętał ją z tego, że lubi dużo mówić, toteż niecierpliwie wyczekiwał aż zacznie się nad czymś rozpływać. W końcu on sam jakoś nie potrafił mówić o jednym, raczej najpierw przeprowadzałby dyskusję swojego ego oraz alter ego... W świetle lamp błysnęła jego odznaka SOMM przypięta do marynarki. Mógłby zacząć rozmowę o tym, jednak czy to tak wypada? A gdyby okazało się, że ma do czynienia z dręczycielkami mugoli? Hm... Nie, aż tak źle chyba być nie mogło... - ...oraz panno... - spojrzał na drugą dziewczynę, która chyba była z Hufflepuffu.
Carmen zauważyła chłopaka który stał przy gablocie z miotłami. Uznała w duchu ze jest nawet przystojny. Słyszał że coś tam do siebie mamrocze. Zorientowała się z na nią zerka. I grzecznie wpatrywał się w miotły. nagle usłyszał znany sobie dobrze głos,głos Margaret. Odwróciła się do niej i rzuciła ciche "cześć". Zerknęła na chłopaka który patrzył się na miotły i usłyszał jego głos: -oraz panno -Carmen-dziewczyna rzekła pospiesznie-Wystarczy Carmen.-obdarzyła chłopaka ciepłym spojrzeniem.
O nie, nie, Matias uważał się za przeciętnego i jak na razie był z tego zadowolony. Twierdził, że najważniejszą rzeczą jest higiena - tak więc mył siebie oraz wszystko co było brudne. No i prasował skarpetki. Jednak nikt o tym nie musiał wiedzieć. - Bardzo mi miło, panno Carmen. - kiwnął do niej głową. - Jestem Matias, uczęszczam do domu Ravenclaw. Właśnie wydawało mi się, że widziałem panią już nie raz. ,,Panią". Taaa. Matias, chociaż by mu ktoś chciał wbić siłą do głowy, nie mógł jakoś odzywać się inaczej. Poza tym mówił właśnie bardzo dużo. W normalnych warunkach brzmiałoby to mniej więcej: ,,miło mi, jestem Matias". A tutaj... no-no, szkoda, że nie widzi go Sisi Sol, byłaby bardzo dumna z Brata Matiasa. - Panno Carmen... - spojrzał na nią... dziwnie. Naprawdę, patrzył dziwnie, badawczo oglądając jej twarz szaro-niebieskimi oczyma. - ...Panna... akceptuje mugoli? Pytanie zadane ostrożnie, z rezerwą, jakby Matias był po drugiej stronie płotu. Naprawdę zależało mu na odpowiedzi, to mogłoby mieć wpływ na dalszą znajomość.
Margaret o mało co nie wybuchnęła śmiechem słysząc, jak Matias się do niej zwraca. - Chyba żartujesz? Jestem Margaret, Marg. Byle nie jakaś panna Gate! Czuję się teraz jakby.. staro? - Margaret była szczerze rozbawiona zachowaniem chłopca. Nigdy jeszcze nic podobnego jej się nie przytrafiło. - Oby mi to było ostatni raz, jasne? - Powiedziała półżartem, półserio i szczerze się roześmiała.
Carmen popatrzyła na chłopaka z lekko przechyloną głową. -Miło mi Matias-uśmiechnęła się delikatnie. Coś w tym chłopaku było ,coś niezwykłe. nie wiedział czy to jego ubiór a może jego wygląd sprawił takie wrażenie. Carmen przygryzła wargę w nerwowymi tiku gdy Matias znów zwrócił się do niej per panno.prawdopodobnie aura bijąca od chłopak tak na nią podziałała ze rzekła dość głośno jak na sama siebie; -Czy mogę mieć do ciebie prośbę?-popatrzyła w jego magiczne oczy-Mów mi Carmen.-Do jej uszu doszło pytanie Matiasa.Odpowiedziała od razu bez głębszego zastanowienia jak to się może skończyć: -Tak,mugole mi nie przeszkadzają. Większość mojego życia z nimi spędziłam. a po za tym moja znajoma-Carmen znów mówiła cicho- jest czarownica z mugolskiej rodzinny. I osobiście uważam że mugole i czarodziej o mugolskiej krwi zazwyczaj są bardziej życzliwi niż ci o nieskazitelni czystej krwi którzy mają o sobie za wysokie mniemanie.-dokończyła swoja wypowiedź i mimo woli popatrzyła w oczy chłopaka.
Spojrzał kątem oka na naśmiewającą się z niego Margaret. Nie będzie mówił do niej Marg, ponieważ to kojarzy się ze słowem piarg, czyli ze stożkiem usypiskowym. Ona jednak na stożek nie wyglądała... - Margaret i Carmen. - odpowiedział z wielkim trudem. Zmarszczył brwi z wysiłku. Dlaczego? Dlaczego kobiety zawsze wymagały rzeczy niemożliwych? Jedne kazały ubierać się po normalnemu, inne właśnie zalecały mówić sobie po imieniu, reszta nawet sugerowała, by zwracał się nieformalnie do kota! Gdzie ten świat, w którym aż roiło się od tej wytwornej formalności? Pewnie zniknęły wieki temu... Matias skupił się znowu nad tematem. Nie chciał jakoś mówić o sobie. - Carmen znaczy tyle co pieśń. - powiedział cicho, zdradzając swoje oczytanie; uwielbiał czytać. - Margaret... to kojarzy się ze złocieniem, aczkolwiek najprawdopodobniej znaczy perła... o ile dobrze pamiętam.
Margaret patrzyła badawczo na Matiasa... Był dobrze wychowany, wytworny. Takich facetów teraz było już coraz mniej. Margaret chciała pokazać, że podoba jej się zachowanie chłopaka. - Dożo wiesz, co? Perła... Znakomicie! - Margaret cieszyła się z tego, że chłopak przełamał się i powiedział do niej i Carmen po imieniu. Lubiła dobrze wychowanych chłopaków, ale miała problem z oficjalnością, bo sama nigdy nie była tak wychowywana.
Carmen zobaczyła trud jaki chłopak włożył w wymówienie jej imienia. Westchnęła cicho i równie cicho powiedział aby tylko Matias ją usłyszał: -Jak będziesz czuł się lepiej możesz mówić do mnie panno Carmen-uniosła delikatnie głowę. Chłopak był zamknięty w sobie to było widać. Nie lubił wchodzić w bezpośrednie kontakty z ludźmi. Carmen coś o tym wiedziała. Gdy usłyszała ze chłopak tłumaczy co oznacza jej imię spostrzegła kompletnie innego człowieka. Widać było jest oczytany. Dziewczynie zrobiło się ciepło na sercu. Myślę ze jest wspaniałą osoba która warto poznać pomyślała
Odetchnął z ulgą, ponieważ usłyszał to wyczekiwane ,,znakomicie" oraz uwagę, że może mówić ,,panno Carmen". W gruncie rzeczy chyba nie potrzebował pozwolenia, ponieważ nazajutrz sam zacząłby mówić ,,panno Carmen" oraz ,,panno Margaret". Nie można się czuć staro, kiedy słyszy się ,,panno", ponieważ panna jest to oznaka stanu niezamężnego. Matias nigdy nie zastanawiał się nad tym czy stryj będzie chciał go zaręczyć ,,z rozsądku". Sama wizja stryja, który ,,swata" była dla Matiasa ciosem między żebra. Chłopak uwielbiał być chwalony, ale bez przesady. Już się napatrzył na sąsiadki, które czasami podchodziły do niego i szarpały za policzek. Uśmiechnął się tylko lekko, zadowolony z siebie. Nie był taki jak inni, no ale miał nadzieję, że jakoś to nie będzie nikomu przeszkadzało.
Kurcze, jak on się słodko uśmiecha - rozmarzyła się Margaret, ale bardzo szybko widok uśmiechu Matiasa przysłoniła wizja uśmiechającej się do niej twarzy Steva. Przecież nie może sobie fantazjować, kiedy go kocha. To byłoby bardzo niesprawiedliwe. Sama nie chciałaby, żeby Steve miękł dla jakiejś innej panny niż ona. - Nie wiem jak wy, ale ja chętnie poszłabym napić się herbatki. - Popatrzyła pytająco na towarzyszy.
Popatrzyła na Matiasa i Margaret. Miał już dość tego sklepu. Najchętniej by stąd wyszła. ale było coś co jej nie pozwalało mianowicie Matias Carmen czuła się samotna odkąd pamiętała. Dzieciaki w sierocińcu traktowały ją jak dziwaka. Nikt nie chciał się z nią bawić nikt nie chciał rozmawiać. Opiekunowie w domu też nie należeli do najprzyjemniejszych. Nie zwracali uwagi na dziewczynkę. nie rozumieli jej pasji czytania jak i malowania A Matias wydawał się kimś z kim będzie można porozmawiać o czymś innym o czymś błahym a zarazem ważnym. Poczuła ze chce z chłopakiem spędzić czas chce się zaprzyjaźnić. Pierwszy raz od wielu lat poczuła potrzebę przebywania z druga osobą.
Lau wędrowała sobie główną ulicą Hogsmeade, szukając szyldu z napisem " Sklep Scrivenshaft'a", gdyż koniecznie musiała sobie kupić nowy atrament. Niestety, ale stosy prac domowych czekały, w tym cztery wypracowania, a dłużej nie można było tego odkładać. Podeszła do drzwi i pchnęła je mocno. Z ulgą stwierdziła, że jest tutaj o wiele cieplej, niż na dworze, także ruszyła przed siebie, szukając produktu, po który tutaj przyszła. Nagle przed oczami mignęła jej ruda czupryna. Dość znajoma zresztą. Podeszła bliżej, i kogo zobaczyła? - Margaret! - uśmiechnęła się wesoło i podeszła do dziewczyny, po czym ją objęła - Co cię tutaj sprowadza? - spytała, nie przestając się uśmiechać. Gryfonka promieniała, i to było widać. Ciekawe, czy już wszystko w porządku z nią i Stevem? Nie wiedziała, czy wypada o to pytać, zwłaszcza przy Puchonce, którą dopiero teraz zauważyła. Nie znała jej, więc kiwnęła jej głową i rzuciła krótkie "cześć" w jej stronę. Zaraz się z nią zapozna, bo wyglądała na miłą duszyczkę. - I jak tam leci? - spytała, unosząc brew, aby dziewczyna się domyśliła, o co jej chodzi. Miała nadzieję, że Steve się zmienił w stosunku do Margie. Przecież taka fajna z niej dziewczyna!
- No nie wierzę! - krzyknęła Margaret, kiedy zobaczyła Lauren - Ty żyjesz? - zaśmiała się i przytuliła dziewczynę. - Nie powiem, że jest źle, bo jest wręcz dobrze. Muszę ci się pochwalić: już oficjalnie jestem ze Stevem! - Margaret uwielbiała się chwalić. To było bardziej niż uzależniające. Miała nadzieję, że Lauren będzie się cieszyła wraz z nią. - Myślę, że moja supermowa jakoś na niego zadziałała, bo spiął się w sobie. Troszkę pohisteryzowałam, ale osiągnęłam cel, a to chyba najważniejsze, co? - Jak zwykle rozgadała się jak wściekła, choć wszystko w koło tylko patrzyli i słuchali jak ona ożywiona opowiada o swoich miłosnych przeżyciach. Lauren, musimy się spotkać w cztery oczy to wszystko ci opowiem. Ze szczegółami. - Wyszczerzyła zęby. - A teraz chętnie posłucham co się działo z tobą jak się nie widziałyśmy. - Tak, teraz Margaret słuchała.
- To uwierz, nie jestem żadnym hologramem! I tak, jeszcze jakoś żyję! - zaśpiewała, śmiejąc się. Musiało być dobrze, bo Margaret naprawdę wyglądała o wiele lepiej, niż wtedy, kiedy ostatni raz ją widziała. Jej cera nabrała koloru, uśmiech był szczery, oczy błyszczały... Wyglądała cudownie! I wtedy właśnie usłyszała potwierdzenie do swoich myśli. - Poważnie? Jesteście razem? Jejku, gratuluję! Tak się ciesze! - powiedziała całkowicie szczerze. Cieszyła się, że jej przyjaciółka jest już szczęśliwa. Całkowicie. I miała nadzieję, że będzie już tak zawsze. - No bo tobie, kochanie, nie można się oprzeć! To było pewne, że wróci. Mówiłam, że tak będzie? Zresztą, musisz mi go przedstawić kiedyś, bo nigdy z nim nie rozmawiałam, tyle co znam go z widzenia. - paplała, nie zwracając uwagi na spojrzenia innych ludzi. - U mnie... u mnie też jest w miarę dobrze. - powiedziała. Nie pamiętała, żeby kiedykolwiek oficjalnie jej mówiła o tym, że kocha Luke'a. I chyba nadszedł czas na to, aby jej to zdradzić. - Słuchaj, chyba będę z Lukiem. To znaczy, mam takie wrażenie, że mnie teraz nie zostawi, bo jestem z nim bliżej, niż kiedykolwiek indziej. - wyrzuciła z siebie, a jej oczy błyszczały. - Trzymaj kciuki, dobrze? - szepnęła jej na ucho, uśmiechając się. Zresztą, wszystko jej opowie, jak się już spotkają. Miała zaproponować już spokojną rozmowę, ale Gryfonka ją wyprzedziła. - Oczywiście, z wielką chęcią! To gdzie i kiedy? - spytała, poprawiając sobie włosy.
Margaret tak cieszyła się, że i u Lauren sprawy wyglądały o wiele lepiej i że jest równie szczęśliwa jak ona sama. - Będę trzymała tylko jednego, bo ponoć trzymanie dwóch przynosi pecha - roześmiała się wesoło. - Powodzenia szepnęła uśmiechając się przy tym delikatnie. - Proponuję małą herbatkę dziś wieczorem. Co ty na to? Wtedy wszystko sobie poopowiadamy. Mam nieodpartą chęć wygadania się komuś, podzielenia swoją radością. Jejuuu, jaka ja jestem szczęśliwa - Margaret znów paplała sama do siebie. Prawie zawsze robiła tak w przypływie wielkiej radości. To nic, że Carmen i Matias tylko stali i patrzyli na to co one - dwie, podniecone i szczęśliwe dziewczyny wyprawiały. Margaret czuła, że tego wieczoru z Lauren zaprzyjaźni się jeszcze bardziej niż do tej pory. Miała taka nadzieję. Potrzebowała przyjaciółki z prawdziwego zdarzenia, która zawsze znajdzie dla niej czas i będzie jej podporą w każdym momencie. Nie zawiedzie. Chciała, żeby to była Lauren.
Gdyby Matias usłyszał myśli Margaret, to na pewno zwróciłby jej uwagę, że mężczyźni nie uśmiechają się słodko - ich zadaniem jest być zimnym jak lód, a ich serce powinno być twarde jak diament. Teoretycznie powinno się mówić twardy jak głaz, ale w końcu jeden mądry mugol ustanowił skalę twardości minerałów. No i diament był najtwardszy, a teraz grafen. Oczywiście, herbatka była bardzo odpowiednią opcją dla Matiasa. W Anglii jest to bardzo ładny nawyk, bardzo elegancki... Zerknął kątem oka na miedzianowłosą Carmen, a kiedy odczuł na sobie jej... taki jakiś... zamyślony wzrok, to mrugnął do niej porozumiewawczo. To nie było grzeczne, o nie! No ale nie mógł się powstrzymać, trzeba było jakoś zareagować. Odzywać się nie miał zamiaru, nie chciał przerywać Margaret rozmowy z Siostrą Lauren (przyjaciółki Matias nazywał Siostrami, a przyjaciół Braćmi), a widać były czymś bardzo zaaferowane. Nie był w temacie, toteż trochę się cofnął, aby być na równi z Carmen. Nie chciał podsłuchiwać czy wtrącać się w czyjeś sprawy, toteż skierował swoje słowa do Puchonki. - Uwielbiam herbatę pomarańczową z cynamonem. - oświadczył powoli, a każde słowo było przemyślane. - A pa... a ty? - to końcowe pytanie było dla niego zawsze trudne. Prawie udało mu się powiedzieć ,,a pani?", jednak poprawił się.
Ostatnio zmieniony przez Matias Alaja dnia Wto 28 Gru 2010 - 13:28, w całości zmieniany 1 raz
Carmen pogładziła się po szyj i popatrzyła zakłopotana na Margaret i jej ciemnowłosą towarzyszkę. Właśnie dlatego nie przepadała za towarzystwem zbyt wielu dziewczyn. Jak już miał się z kimś spotkać to z jedną i to wystarczyło. Dziewczyny rozmawiały o chłopakach,makijażu ubraniach,zakupach a Carmen w ogóle nie potrafił się w tym odnaleźć. wolała usiać i porozmawiać o książkach o sztuce o czymkolwiek byle nie o tych 'dziewczęcych sprawach'. Kolejną trudnością była nieśmiałość Carmen. Dziewczyny w czasie tych rozmów mówiły bardzo głośno i tak jakby je to wszystko bardzo podniecało. Tak rozmyślając Puchonka zauważyła że Matias do niej...mrugnął? Było to dość szybkie ale wystarczające aby zwróciła na to uwagę. odmrugnęła i mimo woli się uśmiechnęła ale tylko delikatnie tka dla samej siebie. Gdy ten wysoki Krukon się do niej zbliżył usłyszał jego głos. Musiała przetrawić informacje zaserwowane przez chłopaka. po chwili opowiedział cichym głosem aby tylko on go dosłyszał. -Dawno nie piłam herbaty...ale przepadam za herbatą pomarańczową z goździkiem.