To jeden z częściej odwiedzanych sklepów w Hogsmeade przez uczniów, a to za sprawą tego, że sprzedają wszelakie artykuły papiernicze. Można tu dostać pergaminy we wszelakich kolorach, pióra o wybranych grubościach i długościach, a nawet te samopiszące. Po za tym mają szeroki wybór wszelakich notatników i zeszytów. Od niedawna można tam także zakupić niektóre miotły.
Dostępny asortyment:
► 10 arkuszy pergaminu ► Atrament w dowolnym kolorze ► Notatnik ► Pióro (gołębie/jastrzębie/orle/sowie/pawie) ► Zeszyt ► Proszek Fiuu ► Złoty Znicz - pozytywka - 20 g ► Samopiszące pióro – 40 g ► Kalendarzyk - 30 g ► Powtarzalny wisielec - 30 g ► Pióro Scamandra - 40 g ► Fałszywe pióro - 60 g (trudne do zdobycia, zobacz kostki poniżej) ► Łapacz snów - 50 g ► Magiczna kredka - 80 g ► Samorysujące pióro - 55 g ► Czarodziejskie ołówki - 90 g ► Magiczny dziennik - 60 g ► Samorzeźbiące dłuta - 120g ► Zestaw pędzli - 140 g ► Czarodziejski szkicownik - 100g
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Autor
Wiadomość
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Latał po mieście jak szalony i się jeszcze dodatkowo spieszył. Nic więc dziwnego, że do sklepu wpadł roztrzepany i brudny jeszcze od zielonkawego pyłu, gdy to przecznicę dalej wypadł z kominka jakieś babulki, która go później goniła z miotłą za roznoszenie brudu na podłodze. Pospieszył się zatem, aby nie wrócić potem do domu uszkodzonym i wpadł do sklepu Scrivenshafta niemal z rozbiegu. Jęknął gdy zobaczył kolejkę. Jak nie w Dolinie Godryka to tutaj. Westchnął i czekał, ale postępował przy tym z nogi na nogę. Potrzebował tylko jednego przedmiotu, a musiał odczekać osiem minut aż nadeszła jego kolej. Bez wahania poprosił o łapacz snów, który musiał chyba podrożeć. Ponownie dzisiejszego dnia wyciągnął portfel i bez mrugnięcia okiem zapłacił pięćdziesiąt galeonów. Miał tylko nadzieję, że ten przedmiot faktycznie ma magiczne właściwości jednak nie było czasu, aby to testować poza tym kto jak kto ale Jerry'emu prawie nigdy nic się nie śniło. Spakował przedmiot do plecaka i ruszył w drogę powrotną. Dobrze, że teraz było już bliżej do kamienicy, a więc wystarczyła jedna deportacja, aby wylądował przed swoim adresem.
| zt
___ kupno:___ - łapacz snów 50 galeonów
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Pragnę złożyć zamówienie na kilka przedmiotów z Państwa sklepu, mianowicie: 1 x samopiszącego pióra 1 x kalendarzyk 3 x notatnik 15 rolek pergaminu 1 x pióro jastrzębie
Opłatę dołączam do sakiewki przyczepionej do nogi sowy.
Chciałabym złożyć u Państwa zamówienie na jedną sztukę Magicznego Dziennika. Odliczona kwota znajduje się w sakiewce przy prawej nóżce sowy. Prosiłabym o dostarczenie zamówienia pod adres umieszczony na odwrocie pergaminu.
Łączę ukłony,
Éléonore E. Swansea
The author of this message was banned from the forum - See the message
Maelynn Breeden
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : Bardzo często nosi ze sobą pluszowego lisa o imieniu "Malia", miewa napady lękowe i ataki paniki
Układanie towaru w sklepie było miłą odmianą od ciągłej bieganiny w zamku. Wszystko szybko, na już, najlepiej kilka rzeczy naraz...tutaj mogła się nieco rozluźnić i nakarmić swoje oczy równo ułożonymi piórami na wystawie i powzdychać do pięknych, magicznych kredek. Obiecała sobie, że poświęci na nie swoją pierwszą wypłatę, co było kolejnym powodem do pracowania. Również ludzie odwiedzający sklep, czy to tylko przechodząc, czy chcąc coś kupić, stanowili miłe umilenie czasu. Rozmowa zmuszała Mae do odstawienia na bok zwyczajowej alienizacji, co wyciągało ją ze strefy komfortu. Pomimo początkowych natarczywych negatywnych odczuć, graniczących z atakiem paniki dała radę się przystosować. Kiedy w sklepie była sama, przechodziła na zaplecze, by obejrzeć nowy i stary towar. Cieszyła się jak małe dziecko, gdy odnajdywała coś nowego, a jeszcze bardziej, gdy poznawała jego sposób używania. Nauczyła się również mniej oczywistych sposobów na skorzystanie, chociażby z pergaminu. Powycinane kawałki zamienione w kuleczki i sklejone w postać ludzika...uważała, że każdy knut był tego warty. Istniał jeszcze jeden powód, dla którego zatrudniła się w tak często uczęszczanym miejscu. Na ostatnim spotkaniu partii otrzymała zadanie...to znaczy, sama go sobie zadała, by zachęcać czarodziejów do współpracy i większego porozumienia. Często nawet w głupich sprzeczkach na temat koloru kredek wyczuwała jakieś większe napięcie. Nie była na tyle głupia, by pouczać ludzi jak się powinni zachowywać, jednak jakieś delikatne sugestie czy wręcz prośby padały. Jednego z ponurych, deszczowych dni w sklepie zjawiła się ciekawa kobieta. Ubrana w piękną, czerwoną suknię kompletnie nie pasowała do panującej aury. Była niewiele starsza od Mae, bardzo urodziwa, a uśmiech, którym obdarzyła puchonkę był…zniewalający. Biedna dziewczyna zaczerwieniła się tak mocno, że jej twarz przypominała czerwoną kredkę leżącą na wystawie. Duszność i ogólne uczucie osaczenia powiązanego z przyśpieszoną akcją serca i przydługim „yyyy” dobrego pierwszego wrażenia nie zapewniło. Zakup łapacza snów który po chwili nastąpił był najgorszym i najlepszym wydarzeniem tego miesiąca. Zrobiła z siebie idiotkę, to było pewne, jednak dla tego uśmiechu zrobiła to ponownie bez najmniejszego zawahania. Ostatkami siły woli powstrzymała się od złapania długich i zadbanych blond włosów i zawinięcia ich na swój palec. Lubiła robić tak ze swoimi, bo ją to uspokajało. Moment wyjścia nieznajomej ze sklepu wywołał fale emocji i chęć krzyknięcia, by została. Zamiast tego Mae odprowadziła ją wzrokiem i po chwili udała się na zaplecze, by uderzyć kilka razy głową w ścianę. Wracając do części głównej zabrała nieco towaru, by nie robić pustego przebiegu i wciąż z rumieńcami na policzkach poczęła układać towar. Drżenie jej rąk utrudniało zrobienie tego w dokładny sposób, ale nie miała siły by poprawiać jedno pióro paręnaście razy. Nie dzisiaj, nie po tym co właśnie przeżyła. Powoli zaczęło do niej docierać, że najnormalniej w świecie zauroczyła się nieznajomą. Od tak, pstryknięcie palca i dowiaduje się, że jest biseksualna. A może to była wila? Coraz więcej pytań i coraz głośniejsze wzdychanie towarzyszyły Mae aż do przybycia następnego klienta. Przyłapała się na tym, że porównuje kobiety do blondwłosej. Ten stan utrzymywał się jeszcze kilka dni, aż w końcu zaczęła się zastanawiać, czy piękna nieznajoma nie była tylko wymysłem jej wyobraźni i postanowiła o tej sytuacji zapomnieć.
Łagodzenie sytuacji między domami: 1/4
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Chciałbym złożyć zamówienie na ręcznie wykonany magiczny dziennik. Projekt zostaje dołączony do pergaminu, a zapłata znajduje się w sakiewce przyczepionej do nóżki kruka. Gotowe dzieło proszę podesłać na wskazany z tyłu koperty adres.
Pozdrawiam,
Felinus Faolán Lowell
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Chciałabym zakupić dwie sztuki magicznego dziennika. W sakiewce znajdują się odliczone galeony. Proszę o wysłanie zakupów na podany na odwrocie adres.
Z poważaniem, I. de Guise
______________________
A star becomes a sun, under the pressure of darkness.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Nie mógł powiedzieć, że okłamał Lucasa. Czasu co prawda trochę mieli, ale wiedział, jak bardzo prefekt jest zajęty i jak ciężko może być im później zabrać się za całą organizację. Dlatego też, załatwianie rzeczy na raty zdawało się być dobrym pomysłem. W dodatku Solberg musiał przyznać, że się najzwyczajniej w świecie o przyjaciela martwił. Ostatnimi czasy nie wyglądał najlepiej i widać było, że coś go męczy. Nie wiedział jednak, jak podejść do tematu i liczył, że dziś uda mu się z nim nieco swobodniej porozmawiać. Jak zwykle wstał o świcie racząc kuchenne skrzaty wizytą. Uwielbiał jadać z nimi. Wielka Sala wciąż go przytłaczała, a w lochach miał nie tylko pyszne jedzenie, ale i względny spokój. Do tego nasłuchał się naprawdę wielu ploteczek z zamku, co czasem potrafiło poprawić mu z rana nastrój. Gdy tylko się najadł, wrócił do dormitorium, by przysiąść chwilę nad transmutacją. Wykorzystywał każdą wolną minutę do nauki, więc i teraz, gdy został mu czas przed spotkaniem, postanowił powtórzyć sobie materiał z zamiany kręgowców. Wkuwał więc ile się dało, by po wpół do dziesiątej wyruszyć na spokojnie w stronę Hogsemade. Pod sklep dotarł punktualnie o umówionej godzinie. Lucasa jeszcze nie było, więc wpatrywał się w wystawę szukając czegoś, co mogło zainspirować go do dzisiejszych zakupów. Normalnie czekałby na ziomeczka ze szlugiem, ale niestety stan zdrowia wciąż mu na to nie pozwalał, więc musiał szukać sobie innych rozrywek.
Prawda była taka, że Lucas był wiecznie zajęty. Ale kiedy wyszła sprawa z imprezą urodzinową, która miała być jednocześnie parapetówką jego nowego mieszkania na Pokątnej, od razu priorytetem były przygotowania. Wspólne urodziny z Solbergem zdawały się stać już tradycją, tak jak w tamtym roku, kiedy organizowali je razem z Kath. Tym razem jednak trzecią jubilatką była Julka, jednak chłopaki postanowili samemu zabłysnąć i zrobić wstępne zakupy potrzebnych rzeczy. Pewnie połowa z tego nie będzie pożyteczna, ale przynajmniej będzie z czego wybierać. Ponad to list od Maxa zmotywował go do spotkania z kumplem. Tak jak w pierwszym semestrze zaniedbywał swoją własną dziewczynę, zajęty obowiązkami, Eskilem i tworzeniem syreniego eliksiru ze Ślizgonem, tak przez ostatnie miesiące brakowało mu czasu dla przyjaciela. Dawno nie rozmawiali, a przecież Solberg mierzył się z amnezją, przez co na pewno miał trudny okres. Podobnie jak Lucas ostatnio, co nie umknęło uwadze kumpla. Najważniejsze było jednak to, że robią impreze wspólnie, zbliżają się wakacje i będzie więcej okazji aby spędzić czas razem (chociaż Sinclair nie wiedział jeszcze jakie plany ma Max na najbliższe miesiące). Dotarł do magicznej wioski, aby po kilku minutach pojawić się przy wejściu do sklepu papierniczego, w którym się umówili. Od razu obdarzył go szerokim uśmiechem, który z dnia na dzień stawał się bardziej autentyczny, co chłopak zawdzięczał emocjonalnemu wsparciu Alise. Była prawdziwym ideałem dziewczyny. - Siema. Serio będziemy składać jakieś cholerne origami, czy co? - zagadnął w ramach przywitania, podając mu rękę i klepiąc lekko po plecach, kiedy wchodzili do lokalu - Masz jakąś konkretną wizje tych dekoracji czy co to tam ma być? - sam nie miał duszy artystycznej dlatego nawet nie próbował nad tym myśleć. - A w ogóle, jak się czujesz? Głowa Cie już tak nie napierdala? - spytał po chwili, zerkając w jego kierunku, zastanawiając się na ile przypomniał sobie fakty ze swojego życia. Lucas nie wyobrażał sobie jakby sam miał miec taką dziure w pamięci.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
To prawda, wspólne imprezy zdawały się być już czymś nieuniknionym, a że do tanga trzeba trojga, to chłopacy potrzebowali kobietę dla równowagi, a że koleżanek o urodzinach w okolicy ich własnych mieli co najmniej kilka, mogli co roku zgarniać inną. Tego sezonu faktycznie padło na Brooks. Solberg nie wyobrażał sobie innego składu organizatorów. Wiedział, w tej chwili naprawdę już wiedział ile obydwoje dla niego zrobili i chciał dzielić ten dzień właśnie z tymi ludźmi. Impreza miała być skromna, ale lista gości ślizgona składała się z naprawdę najważniejszych dla niego w tej chwili osób. Zdecydowanie miał teraz za wiele na głowie, ale starał się nie dać temu pogrążyć. Musiał jakoś lawirować w tej pokurwionej codzienności, co patrząc po reakcjach ludzi w miarę mu się udawało. Cieszył się, że Lucas nie próbował go w żaden sposób zbyć. Przez cokolwiek teraz nie przechodził, widać dawał jeszcze radę funkcjonować jak człowiek i wrzucić się w wir planowania imprezy, do której co prawda zostało naprawdę dużo czasu, ale wcześniejsze przygotowania mogły im tylko pomóc. -No elo mordo! Magiczne origami? Jakkolwiek banalnie to nie brzmi, ma swój potencjał. Kilka kolorowych kartek i już coś mamy! - Wyszczerzył się w stronę kumpla, który w końcu pojawił się na miejscu, gdy Max akurat kontemplował nad zakupem nowego orlego pióra, które leżało na wystawie. -Wizji nie mam, ale raczej nic przesadnego. Nie chcemy zagracić Ci chaty. Przypomnij mi, jaki masz tam metraż? - Połączenie parapetówy i imprezy urodzinowej było ciekawe i ekonomiczne. Do tego Max nie mógł się doczekać, aż Lu pokaże mu swoje nowe lokum. Życie w Londynie było już czymś zupełnie innym niż wynajmowanie pokoju sto metrów od szkolnych bram. -No cóż, jak widać. - Rozłożył ręce, prezentując w ten sposób całą swoją sylwetkę, która była marna, ale przynajmniej w jednym kawałku. -Ciężko żeby nie napierdalała, jak zalewa ją morze gówna. Znaczy ten, ostatnio trochę więcej mi się przypomina. - Poprawił się na końcu, po czym stwierdził, że pora wejść do sklepu i to też uczynił tuż za Lucasem. Skierował się do pierwszej półki z brzegu, gdzie zaczął przeglądać dostępny asortyment w ciszy, jakby zastanawiając się nad czymś. -A Ty jak się trzymasz? Ostatnio... No nie wyglądałeś zbyt szczęśliwie. - Wydusił w końcu z siebie, nie patrząc jednak na przyjaciela. Czuł jakby ingerował w jego przestrzeń osobistą i nie chciał się narzucać, a jednocześnie szczerze się o studenta martwił.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kto wie, może za rok rzeczywiście będą robić urodzinową bibę z zupełnie inną koleżanką, ale jedno było pewne - każda taka impreza jest sztosem. A przynajmniej Lucas tak to odbiera, bo jemu naprawdę do szczęścia potrzeba tylko garstki przyjaciół i znajomych oraz mile spędzonego czasu (może jeszcze w towarzystwie szklaneczki Ognistej). W ciągu ostatniego roku wiele zadziało się w życiu zarówno jego jak i Maxa, dlatego tym bardziej taka rozrywka była wskazana. Przygotowywanie imprezy - na co de facto było jeszcze odrobinkę za wcześnie, ale co tam - miało stać się jednym z jego celów, które miały pozwolić mu zająć swoją głowę, żeby mógł "wrócić do siebie". Bo jednak problem Sinclaira tkwił pod jego czaszką i był w trakcie układania sobie w głowie pewnych kwestii, po to, aby znów mógł cieszyć się życiem tak jak wcześniej. Naprawdę cieszyło go, że zawsze może liczyć na kumpla, który nieustajnie wyciąga go do góry kiedy tylko widzi czy czuje, że coś jest nie tak. To właśnie Ślizgon zganił go kilka miesięcy temu za to, że przesadza z nauką i obowiązkami, zaniedbując najbliższych, w tym świeżo upieczoną dziewczynę. Za takich przyjaciół warto było wskoczyć w ogień, jak mówiła Alise. - W sumie głupi nie jest, ale trzeba byłoby kogoś zwerbować do składania, bo nie ogarniam tego zaklęcia... Nawet nie wiem jak to leciało - zaśmiał się, po czym pochylił ku gablocie, sprawdzając na co właśnie Max zwrócił uwagę. - Hmm, mówisz, że jak kupimy nowe pióro to egzaminy pójdą nam lepiej? - zagadnął jeszcze, posyłając mu rozbawione spojrzenie. Żartował i nawet z tego wszystkiego o dziwo w tym roku nie przejmował się aż tak testami (czytaj: nie przykładał się aż tak do powtórek, jak w zeszłym roku). - Dużo nie mamy do dyspozycji. Trzydzieści pięć metrów kwadratowych. Plus balkon - odparł na jego pytanie, przy czym wcześniej musiał sobie przypomnieć dokładniej metraż, bo oglądał kilka mieszkań, jednak to, na które ostatecznie się zdecydował zawładnęło jego sercem. Miał też nadzieję, że spodoba się Alise. W końcu to też o niej myślał, kiedy je wynajmował. - Powiem Ci, że też wcale się nie dziwie, ale wyobrażam sobie jakie to męczące i irytujące jednocześnie. Ale cieszę się, że wracają Ci wspomnienia, stary - oznajmił w końcu łagodnie, szczerze rad z tego, że kumpel nie ma dziur w pamięci. I też cieszył się cholernie, że tylko na tym skończyło się jego porwanie. Mogło być naprawdę dużo gorzej. Kiedy weszli do sklepu, od razu uderzył go charakterystyczny zapach pergaminu i atramentu, który był niezmiernie dla niego przyjemny. Rozglądając się po lokalu, dostrzegł regał z nowym wydaniem notatników, w śród których zainteresowały go wersje ze smokami. Dlatego sięgnął po jeden z dzienników, dokładnie w momencie, kiedy usłyszał pytanie Solberga. Potrzebował chwili, żeby zastanowić się co ma mu na to odpowiedzieć. Jednak Alise prościej było się zwierzyć z tego problemu, niżeli Solbergowi. Oczywiście był jego najlepszym przyjacielem, ale czuł się nieswojo z myślą, że kumpel dowiedziałby się jak bardzo jest słaby na psychice ostatnimi czasy. Ale przecież to był Max. Widział, że coś nie gra. Sam martwiłby się o niego w takiej sytuacji i chciałby wiedzieć co się dzieje. To normalne. - Po pogrzebie babci, trochę... miałem trochę gorszy okres. - zaczął po dłuższej chwili, wertując puste kartki notatnika, jakby w poszukiwaniu czegoś ciekawego w jego wnętrzu. Podniósł nawet na moment wzrok na Ślizgona i zmusił się do lekkiego uśmiechu, by za moment wrócić do przedmiotu, który trzymał w dłoniach - Wiem, że po mnie widać spadek nastroju już na pierwszy rzut oka. Chociaż, to chyba było coś więcej niż spadek nastroju... Ale wszystko jest już pod kontrolą - dodał jeszcze po chwili, odkładając dziennik i ruszając dalej. Teraz kiedy Max poruszył ten temat, czuł się w obowiązku, aby go uspokoić. Nie chciał, żeby się o niego martwił. Przecież to nic takiego...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Zdecydowanie po tym całym żałobnym i popierdolonym roku potrzebna była jakaś impreza, by wpuścić trochę słońca do ich życia. Każdy z nich walczył ze swoimi demonami, a Brooks... No cóż, ta niestety została wrzucona w walkę z nimi i choć z Lucasem nie trzymała się tak blisko, wciąż trzymała się pewnego starego paktu, który zawiązała z Maxem, a po którym ślad był delikatnie widoczny na wnętrzu jego prawej dłoni. Nie wyobrażał sobie w tym roku nie mieć krukonki obok, gdy nadszedł czas ich święta. Widać podobnie do tego podchodzili. Nie tylko jak do celebracji swoich urodzin, na co Solberg średnio miał w tym roku ochotę, ale przede wszystkim jako zajęcie czymś myśli i czasu. Do tego młodszy ze ślizgonów chciał jakkolwiek odwdzięczyć się przyjaciołom za to wszystko, co robili dla niego ostatnimi czasy i choć uważał, że impreza to za mało, obecnie nie potrafił wymyślić nic bardziej odpowiedniego. -Condere składa, Di siki ożywia. - Wyrecytował praktycznie odruchowo z pamięci, a widząc spojrzenie Lucasa, uśmiechnął się szerzej wzruszając lekko ramionami. -Hej, nie tylko Ty masz prawo walczyć o tytuł kujona roku. - Puścił mu rozbawiony oczko, bo choć żadnej takiej nagrody nie było, Max faktycznie pod tym względem mógł ostatnio z Lucasem konkurować. Prawdopodobnie siedział nawet więcej nad książkami niż Sinclair, który to miał na głowie jeszcze inne obowiązki. -Na pewno z większą klasą! - Ciężko mu było podejść do tego na poważnie, gdy usłyszał takie pytanie. Brakowało mu czegoś takiego. Luźnego spotkania, które odciągnie jego myśli od wszystkiego innego. Widać dawny Max się nie mylił i imprezy naprawdę były lekiem na całe zło. -W takim razie będzie skromnie. Tym razem bez żadnych lasek, na które nie możesz patrzeć. - Nawiązał do ich zeszłorocznej imprezy, kiedy to zaprosił zarówno Tori jak i Olivię. Gryfonki raczej nie miały najlepszych relacji z Lucasem ani Kath, ale ci ze względu na Maxa ostatecznie zgodzili się na ich obecność na urodzinach. Solberg nie potrafił zrozumieć tego gestu, jak i wielu innych, gdy ludzie szli mu na rękę praktycznie bez powodu. Dawniej o tym nie myślał, a teraz... Teraz czuł się winny i zdecydowanie tak, jakby na to nie zasługiwał. -Myślałeś już co kupisz Brooks? - Zapytał poniekąd w ten sposób szukając własnej inspiracji. Szukał czegoś naprawdę wyjątkowego, a nie było to wcale takie łatwe. Przynajmniej nie teraz. -Czas najwyższy, nie sądzisz? - Zażartował, by zamaskować fakt, że sam wcale się nie cieszył na powrót własnej przeszłości. To, co sobie przypominał nie tworzyło najlepszego obrazka, a w dodatku Max wiedział, że w końcu będzie musiał stawić temu czoła i podjąć kilka dość poważnych kroków, na które nie był jeszcze gotowy. Dlatego też oszukiwał sam siebie udając, że najważniejsze teraz są egzaminy i wypychając sobie każdą minutę dnia jakimiś zajęciami. W końcu weszli do środka i zaczęli przeszukiwać regały. Max zatrzymał się przy pierwszym i gniotąc w rękach naczynie ze zmieniającym kolor kałamarzem, wydusił z siebie to pytanie. Był pewien, że nie otrzyma odpowiedzi, ale w końcu Lucas odezwał się, a informacje, jakie podał nieco Solbergiem wstrząsnęły. Nie miał pojęcia o pogrzebie jego babci. -Tak mi przykro stary.... - Odwrócił się w jego stronę, kładąc rękę na ramieniu kumpla, który przeglądał smoczy notatnik. Czuł się źle z tym, że nie było go wtedy przy Lucasie, który z tego, co Max wyczytał z wizza, niedawno odkrył też, że ma kuzyna. -Jak się trzymacie? Ty, Sophie no i ten wasz nowo odkryty kuzyn.... Eskil? - Typa w życiu jeszcze nie poznał, ale Zośkę Max kojarzył bardzo dobrze i nie mógł powiedzieć, że jej nie lubi. Do tego wiedział, jak bardzo Lucas się o nią zawsze troszczył i część tego zachowania czasem przechodziło na niego, a skoro teraz przeżywali rodzinną tragedię, to był ciekaw jak wszyscy dają sobie w tej sytuacji radę. -Wiem, że głupio to słyszeć akurat ode mnie, ale chyba nic złego w przeżywaniu żałoby. Wiesz, nie musisz ciągle latać z wyszczerzem po zamku. - Próbował na końcu zażartować, jednocześnie czując się jak jebany hipokryta, ale próbował nie dać tym uczuciom wypłynąć. Nie dziś. -Jakbyś czegokolwiek potrzebował, wygadać się, ponapierdalać siekierą w drzewa, czy napić się ohydnej ziołowej herbatki, to wal śmiało. Jakby nie było od tego są kumple. - Zapewnił go, wracając do uginających się od towaru półek, by ukryć jakiś dziwny cień, który przemknął przez jego twarz. Nie wyobrażał sobie zostawić Sinclaira w tym wszystkim samego bez względu na to, o co ten by poprosił. Niewiele takich osób miał wokół siebie, ale student bez wątpienia łapał się na szczyt tej listy. Max wiele mu zawdzięczał i traktował go praktycznie jak rodzonego brata. -Chichoczące serpentyny? Nie wiem czy to dobry pomysł... - Mruknął, biorąc do ręki opisane w ten sposób pudełko i przyglądając się mu lepiej.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zajęcie myśli w swojej głowie zawsze było dobrym rozwiązaniem. A przynajmniej na jakiś czas. Obaj dostali ostatnio dość sporo po tyłku od życia, więc pomysł imprezy przyszedł idealnie, aby mogli zająć się jej przygotowywaniem. Najważniejsze było, aby miło spędzili czas w towarzystwie tych, którzy są dla nich najważniejsi. Jeśli tylko te osoby się pojawią, nic więcej nie będzie im trzeba - z pewnością te urodziny będą dla całej trójki niezapomniane. Nie można było nie zauważyć, że lekko wybałuszył na niego oczy, kiedy ten bez zająknięcia podał mu dwa zaklęcia, z którymi Sinclair wiecznie miał problem i nie mógł sobie przypomnieć ich inkantacji. Max zawsze był lepszy w transmutacje, zwłaszcza ostatnio, kiedy podszkolił się specjalnie na rzecz prac związanych z ich eliksirem. Kumplowi przychodziło to z jakąś taką niewiarygodną łatwością. Tak jak jemu samemu uzdrawianie. - Nie no, nic nie mówie. Dobrze, że Ty pamiętasz. Jakby trzeba było kiedyś stworzyć armię papierowych, krwiożerczych bzyczków do walki z czarnoksiężnikami - zażartował, podając absurdalny przykład i śmiejąc się w głos, kiedy wyobraził sobie tę niedorzeczną sytuacje. - No wiesz, ogólnie to ciężko było nie patrzeć na jakąkolwiek laskę w stroju kąpielowym. Myśle, że nawet Alise to rozumiała. Ale tak serio, to rzeczywiście fajnie, że tym razem będzie mniej "niezręcznie" niż w tamtym roku - odparł z lekkim rozbawieniem na kolejne jego słowa, kiedy tak stali przed sklepem. Mimo wszystko, zeszłoroczna impreza była naprawdę wyjątkowa. Dość huczna, bo zaprosili masę osób i jako że zorganizowana w ogrodzie przy basenie, mogli korzystać również z pięknej pogody i wody. Czego chcieć więcej po zakończeniu roku szkolnego, w wolnym czasie? Tym razem jednak będzie tylko garstka osób w jego nowym, dość małych rozmiarów mieszkaniu w Londynie - jednak wcale nad tym nie ubolewał. Czuł, że będą się świetnie bawić. - W sumie... Nie zastanawiałem się jeszcze. Myślisz, że coś związanego z Quidditchem będzie oklepane? - spytał, patrząc na niego z prawdziwym dylematem w oczach, bo faktycznie nie miał jeszcze okazji pomyśleć nad tym co takiego podaruje dziewczynie. Nie znał jej na tyle dobrze, aby wymyślić jakiś bardziej spersonalizowany prezent. Liczył na to, że przyjaciel coś mu podpowie, w końcu był z Julką bliżej niż on sam. - Zdecydowanie. Najważniejsze, że wróciły. Trochę chujowo by było, jakbyś od nowa musiał uczyć się pisać i czytać na przykład. A podobno takie przypadki się zdarzają. - nie wyobrażał sobie tego. Na szczęście wszystko dobrze się skończyło i Max wrócił do siebie, choć pewnie nie było mu łatwo przez ostatnie tygodnie. Niemniej, Lucas cieszył się, że nic poważnego mu się nie stało podczas pobytu w Inverness. To ogromna ulga, bo martwił się o niego i nie wiedział co by zrobił, gdyby poważniej ucierpiał. Rozmowa o śmierci Hanny jeszcze nie przychodziła mu do końca z łatwością. Za mało czasu minęło, aby mógł swobodnie o tym mówić. Do tego ten kryzys, który pojawił się zaraz po tym jak ją pochowali. Ciężko byłoby mu się pozbierać, gdyby nie Alise. Bardzo wiele jej zawdzięczał. Między nim a Maxem nigdy nie istniały żadne bariery, jeśli chodziło o rozmowy, jednak jakoś dziwnie byłoby mu przyjść do niego i podobnie jak to było w przypadku dziewczyny, wygadać się. To zbyt drażliwy dla niego temat. Wiedział też, że kumpel sam ma trudny okres, próbuje wrócić do siebie, pozbierać wspomnienia, jakoś ogarnąć swoje życie. Każdy miał jakieś problemy, a Lucas zawsze twierdził, że nie chce nikogo obarczać jeszcze swoimi. - Jest okej. Próbujemy się z tym pogodzić. W końcu wiedzieliśmy wszyscy, że kiedyś to nastąpi. Miała... już swoje lata. - odpowiedział, nadal wpatrzony w stronicę dziennika. - Ostatnie święta spędziliśmy z Soph u nich, więc dość mocno się zżyliśmy. Było ciężko... bo ledwo ją poznaliśmy, a już odeszła - oznajmił ciszej, zastygając w bezruchu przez chwilę, po to aby po chwili zamknąć notatnik i w końcu podnieść wzrok na Maxa. - Dzięki, stary. Wiem, że nie muszę, ale tak jest prościej. Wiesz, udawać, że wszystko jest okej. Przywykłem do tego. Łatwiej się żyje. - rzucił cierpko i choć bardzo doceniał, że przyjaciel chce pomóc, musiał przedstawić mu swoją perspektywę. Dotąd tak robił. Był wściekły na ojca, na matkę, ale starał się tego nie okazywać. Nikomu o tym nie mówił. Lepiej mu było zasłaniać się głupimi żartami, niż przeżywać to co teraz. - Ale perspektywa napierdalania siekierą w drzewa jest kusząca. Musimy kiedyś spróbować. Pomaga? - spróbował przechwycić temat i nawet widać było cień uśmiechu na jego ustach, kiedy to mówił. Naprawdę cieszył się, że ma wokół siebie takich ludzi jak Alise czy Max. - Hmm, może rzeczywiście lepiej nie mieć hałasujących ozdób w tle. Myślałem o tym, czy by w coś nie zagrać. Na przykład... - rozejrzał się po alejce, w której aktualnie się znajdowali, by przejść się jeszcze raz wzdłuż niej. - O, najzwyklejsza talia kart. Jest wiele gier opierających się na niej. Takich z alkoholem, żeby było ciekawiej - posłał mu porozumiewawczy uśmiech, unosząc mały kartonik na wysokość jego wzroku.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Transmutacja po prostu Maxa niemiłosiernie interesowała. Potencjał, jaki niosła ta dziedzina magii sprawiała, że ślizgona aż ciągnęło do roboty i pogłębiania wiedzy. Wystarczyło opanować kilka prostych zaklęć, by naprawdę ułatwić sobie nie tylko życie codzienne ale też zwiększyć szanse w jakimś pojedynku. Większość osób wolała jednak skupiać się na zaklęciach typowo ofensywnych i defensywnych, co było prostszym i bardziej oczywistym rozwiązaniem, z którego Max z powodu braku umiejętności musiał po prostu zrezygnować w swoim życiu. -Śmiej się, jeszcze taka armia Ci kiedyś dupsko uratuje. - Wyciągnął w jego stronę język, bo faktycznie wizja była raczej komiczna niż praktyczna. -Mniej niezręcznie, bardziej trzeźwo i na mniejszym metrażu. Starzejemy się mordo. - Pokręcił rozbawiony głową, wracając do oglądania asortymentu sklepu. Potrzebowali czegoś ciekawego, a jednocześnie nie tandetnego i przesadzonego. Miał nadzieję, że z czymkolwiek stąd nie wyjdą, Brooks będzie w miarę zadowolona i nie karze im tego zwracać, gdy tylko rzuci okiem na zakupy. -Szczerze nie mam pojęcia. Z jednej strony sprzęt zawsze się przydaje, bo się zużywa, a ona gra zawodowo. Bo gra, prawda? - Musiał się upewnić, że nie pojebał jakiś faktów. Sam miał problem z prezentem dla dziewczyny tak samo jak i z tym, który miał dać Lucasowi. Postawił sobie poprzeczkę niesamowicie wysoko i chciał w pewien sposób tym upominkiem odwdzięczyć im się za to, że wspierali go w ten trudny czas. Wszystko jednak wydawało mu się zbyt banalne, dlatego wciąż jeszcze szukał tego idealnego przedmiotu dla obydwu ze współsolenizantów. -Mhm... - Mruknął, zbywając temat, bo obecnie wcale nie uważał, by fakt że jego wspomnienia powróciły był czymś, z czego mógł się cieszyć. Wręcz przeciwnie. Ogromną ulgę przyniosłoby mu zapomnienie o wielu aspektach swojej przeszłości, która lawinowo zalewała umysł nastolatka. Mogli i być najlepszymi przyjaciółmi, ale niektóre sprawy dużo łatwiej rozwiązywało się z inną osobą i Solberg doskonale to rozumiał. Sam miał przecież problem, by na początku roku szkolnego, czy nawet przez lata znajomości, przyznać się przed Lucasem do swojego problemu z używkami, co przy Beatrice przyszło mu nienaturalnie łatwo. Nie wątpił, że Alise była odpowiednią osobą do tego, by studenta wysłuchać i wspomóc nie tylko bliskością ale i odpowiednią poradą, której Max mógłby nie być w stanie w tej sytuacji udzielić. -Niby człowiek wie, ale to chyba zawsze jest szok. - Przyznał już nieco bardziej pochmurnie, po czym podszedł i położył rękę na ramieniu kumpla, by tym prostym gestem dać mu do zrozumienia, że w razie czego jest tutaj dla niego. I zawsze będzie. -Do czasu. Ale masz rację, ignorowanie problemów zdecydowanie znajduje się też w moim top dziesięć sposobów na radzenie sobie z nimi. - Dorzucił już żartem, dając Lucasowi lekkiego kuksańca w bok. Temat był poważny, ale chyba żaden z nich nie chciał zbyt mocno pogrążać się w rozpaczy na środku sklepu papierniczego. -Pomaga. Ogólnie napierdalanie czymkolwiek w cokolwiek jest dobrym wyjściem. W Londynie jest mugolska strzelnica, jakbyś miał kiedyś ochotę też możemy się wybrać. - Sam odwiedził to miejsce tylko raz wcześniej, gdy odbierał ze Stacey Nicka, który wybrał się tam z kumplami. Zawsze chciał spróbować swoich sił z gnatem w rękach i choć ostatnio miał okazję zrobić to pod wpływem stresu, na szczęście z niej nie skorzystał. Zacieranie morderstwa na pewno nie było takie łatwe szczególnie z amnezją i ogólnie w dość nieciekawym stanie fizycznym. -Alko gry? Wiesz, że... - Nagle nieco przygasł, gdy przypomniał sobie, że pamięć może i wraca, ale reszta nie do końca wygląda tak dobrze. -Mogę być waszym krupierem. Proponujesz coś konkretnego? Myślę, że z dwie spokojnie można kupić. - Wziął jedną z talii, która przedstawiała znanych jasnowidzów i jak tylko zorientował się, kim są ci ludzie, od razu zaczął rozglądać się za czymś, co sprawiało, że trochę mniej miał ochotę się porzygać.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
George Walker
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 177
C. szczególne : intensywny zapach cygara na ubraniu, dobrej jakości ubrania, spod kołnierza, przy szyi wystaje gruba warstwa bandażu.
Pragnę złożyć zamówienie: pojedyncze samopiszące czarnym atramentem pióro oraz magiczny dziennik z ciemną okładką. Proszę o szybką realizację zamówienia. Opłata umieszczona jest w sakiewce, a adres podany na odwrocie tego pergaminu.
Każdego ciągnęło do czegoś innego. Każdy też miał predyspozycje do innego rodzaju magii, który sprawnie opanowywał. Sinclair lubił wiele dziedzin magii, a w tym gronie znajdowała się także transmutacja. Tylko, że odką odkrył, że swoją przyszłość chciałby związać z uzdrawianiem, skupiał na tym najwięcej swojej uwagi. Dlatego też, wiele nawet podstawowych zagadnień, zwyczajnie wylatywało mu z głowy. Na szczęście często używane zaklęcia lecznicze w niej zostawały. Parsknął śmiechem na jego żart odnośnie papierowej armii magicznych owadów, które zasłaniają go w momencie niebezpieczeństwa. Ale w sumie, to byłaby wcale nie taka głupia defensywa. - To za rok będzie boomerski zlot w starej altanie w Hogs całkowicie na trzeźwo? - rzucił do niego rozbawiony, idąc jego tokiem myślenia. I jednak mając nadzieje, że tak nie będzie. - Tak, w Harpiach z tego co kojarze. W tym roku poszło im zajebiście w lidze. - przypomniał sobie tabele rozgrywek i faktycznie drużyna z Holyhead na pierwszej pozycji prezentowała się naprawdę dumnie. Tylko z czego taka Brooks mogłaby się ucieszyć? Czy jest coś, czego jeszcze nie ma? Bo miał wrażenie, że co jak co, ale sprzętem to była obładowana na każdym szkolnym meczu. Rzeczywiście to wszystko się zużywało, ale przecież nie kupi jej zestawu do polerowania rączki miotły - a tego przecież schodziło najwięcej. Tematy związane z utratą pamięci Maxa i śmiercią babci Lucasa były naprawdę przygnębiające i dość niekomfortowe do rozmowy, przez co dość szybko najwidoczniej obaj stwierdzili, że lepiej ich nie ciągnąć. I choć wsparcie było potrzebne, to w tej chwili, przynajmniej w przypadku Sinclaira sytuacja była opanowana. Świadczyło o tym krótkie zaśmianie się, kiedy Max zażartował, że uwielbia tę metodę, wspomnianą przez niego do rozwiązywania problemów. - Musisz mi przedstawić całą liste. I musze je wypróbować. Choćby z czystej ciekawości - rzucił w jego stronę, już bardziej z wyrazu twarzy przypominając siebie, a nie ponurego, zmartwionego brytyjskiego nastolatka. - Strzelnica? Masz na myśli strzelanie z prawdziwej mugolskiej broni? - podekscytował się momentalnie, próbując sobie wyobrazić tę rozrywkę. Za dużo o tym nie wiedział, ale był pewien, że kumpel wszystko dokładnie mu wyjaśni. Jasne, że był chętny! Głupie pytanie. Jak niemagiczny świat nie za bardzo go ciągnął, tak akurat w tej kwestii bardzo chętnie by się doedukował. I w dodatku, można było się wyżyć. Idealnie. - Co wiem? - spytał po jego słowach, nie wiedząc dlaczego tak nagle urwał. Posłał mu wymowne spojrzenie. - Jeśli chcesz to możesz. Dwie na pewno. Nawet jeśli będzie kameralnie, to i tak sporo się nazbiera od każdego z naszej trójki. Hmm, jeszcze nie wiem, ale sie dowiem - na koniec wyszczerzył zęby i wziął od niego talię, którą miał w ręku (tak, te z jasnowidzami!) i dobrał drugą, po czym dołączył do reszty zakupów, do lewitującego za ich plecami pojemnika.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście wiedział, że Lucas całe serduszko oddaje uzdrawianiu i trzymał kciuki, żeby dostał wymarzoną posadę. Przeglądając wizzbooka mógł też przypomnieć sobie o jego i Alise planach o wyjeździe do Rumunii, co uważał za naprawdę dobry pomysł. Jeżeli coś jest głupie, a działa, to nie jest głupie - według tej zasady żył i choć może nie do końca jeszcze pamiętał kim zawsze był, tak była to kolejna rzecz, która nie ulegała zmianie. Pamięć wracała, ale niektóre szczegóły zostawały wciąż poza jego zasięgiem. -I bingo jako rozrywka! - Dorzucił, bo ta gra kojarzyła mu się wyjątkowo ze staruszkami, a jak już mieli organizować taką imprezę, to trzeba było pojechać po całości. -Widziałem właśnie, że wygrali. Brooks ma co świętować. - Przyznał, bo w rękę wpadło mu czasopismo o quidditchu, gdzie zobaczył wyniki tegorocznej ligi. Prezent praktyczny zawsze był dobrym pomysłem, ale też zazwyczaj każdy z nich raczej starał się, by nawet najzwyklejsze skarpetki były choć częściowo spersonalizowane. Dlatego też prezentem dla Julki nie mogło być coś przeciętnego, z czym sam obecnie miał mały problem biorąc pod uwagę fakt, że nie do końca mógł przypomnieć sobie o wszystkich jej zainteresowaniach. -Słuchaj stary, nie wiem czy jesteś na nie wszystkie gotowy, ale skoro chcesz, to podeślę Ci to sową, czy coś. - Zaśmiał się, wiedząc że raczej będą tam same wątpliwe i zdecydowanie nie pochwalane przez specjalistów metody na radzenie sobie ze stresem i ciężkimi sytuacjami. -Dokładnie to mam na myśli. Jest kilka broni do wyboru, ponoć z każdej strzela się inaczej. - Dorzucił kilka cennych informacji widząc zainteresowanie kumpla tematem. Musiał naprawdę tę propozycję przemyśleć, skoro widocznie obydwoje chcieli spróbować, jak to jest wystrzelić z czegoś takiego, bo choć Max w rękach już pistolet trzymał, to jednak nie wypalił z niego nawet raz. -Noo... Nie mogę pić. Moja wątroba jest nieprzygotowana na takie rozrywki i raczej prędko nie będzie. - Wyjaśnił nieco smętnie, ale skoro Lucas się nie domyślił reszty zdania, postanowił mieć to z głowy i mu to wyjaśnić. -Też tak uważam. Poza tym, jakiś wybór musi być, bo nie wiemy na co będą chętni, no nie? - Powiedział dość trzeźwo, po czym spojrzał ze zdziwieniem, jak Lucek pakuje trzymaną przez niego wcześniej talię do koszyka. -O nie, nie , nie. Kurwa, jestem tolerancyjny w wielu kwestiach, ale wolałbym już chyba talię z jednorożcami. - Wyjął karty i zamienił je na jakikolwiek inny egzemplarz, byle nie musieć oglądać tych jasnowidzących mord podczas najbliższej rozgrywki. -Dobra, to czego jeszcze potrzebujemy? - Mruknął, trochę do siebie i półek, a trochę do Lucasa. -Jakieś kubeczki do chlania masz? - Nie wiedział, jak dobrze wyposażone było nowe mieszkanie przyjaciela, a takie podstawy na pewno byłyby niezbędne.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Na pewno będzie robił wszystko, żeby oboje z Alise zostali w kraju, jednak nie można ukryć, że wymarzoną pracą dla dziewczyny mimo wszystko jest rezerwat w Rumunii i nie wie jak ostatecznie potoczą się ich losy. Prawdopodobnie skończy się tak jak przewidziała Krukonka: on będzie pracował tu, a ona tam. Cóż, w dobie świstoklików to nie tak bardzo uciążliwe, ale jednak. Zmarszczył brwi i posłał przyjacielowi pytające spojrzenie, słysząc nazwę która praktycznie nic mu nie mówiła. Ostatecznie jednak machnął ręką i zaśmiał się. On bardziej znał się na grach, a tym bardziej na mugolskich rozrywkach. - Żeby tylko skończyła przed rozpoczęciem roku szkolnego - zaśmiał się, wyobrażając sobie Julkę, która imprezuje codziennie przez dwa miesiące. W końcu taki sukces, że w sumie by się nie zdziwił... - A może mają w Scoopa jakieś wypasione witki czy coś, żeby mogła trochę podrasować swoją miotłe, co? Słyszałeś coś? - spytał po chwili, zastanawiając się już konkretniej na czymś z czego dziewczyna mogłaby się ucieszyć. - Jasne, dawaj. Może nie wszystkie wypróbuje jednak, choć problemów do sprawdzenia skuteczności by się znalazło, ale zobacze jak działa przynajmniej kilka z nich - obiecał mniej poważnie, bo oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ta lista nie istnieje. Chociaż może kiedyś Solberg na bazie swoich doświadczeń stworzy coś takiego dla potomnych. - I... nie zrobie sobie tym krzywdy, ani komuś? Nie dostane rykoszetem? - upewnił się, bo jednak to go nurtowało, a nie znał się kompletnie na mechanizmie działania mugolskiej broni. Choć ciekawiło go to teraz cholernie. I do tego dobrze robi na stres, więc warto było spróbować. Usłyszawszy o problemach z wątrobą, mocno się zdziwił. Nie spodziewał się, że kumpel miał jakieś problemy zdrowotne, bo mu o tym nie wspominał wcześniej. - Przejebane. Ale byłeś z tym u uzdrowiciela? Dostałeś eliksiry na regenerację? - dopytywał zaniepokojony, bo naprawdę martwił się o niego. Jeśli ma zniszczoną wątrobę, to już nie przelewki. Powinien o siebie zadbać, bo ma dopiero osiemnaście lat, na Merlina! - Na pewno kilkoro ludzi zwerbuje się do gry. W końcu mamy się tam bawić, a nie siedzieć jak jakieś dziadki. - oznajmił nastawiony typowo na imprezowy charakter tego spotkania. Czuł, że o ile ludzie dopiszą, to będzie niezapomniana impreza. Za chwilę jednak zaskoczony zerknął na Maxa, kiedy ten lekko oburzony, szybko wyjął jedną z talii z pojemnika. Zaśmiał się. - No weź, co za różnica. Tyle jasnowidze, co i jednorożce czy kotki... - skomentował rozbawiony, jednak nie powstrzymał go przed zamianą egzamplarza. Jemu to było wszystko jedno, ale skoro kumpel nie mógł przeżyć akurat tej talii... Niech bierze, które chce. - Hmm, nie mam. W sumie to nic nie mam w tym mieszkaniu za bardzo. Nic z takich rzeczy wiesz podręcznych, bo łóżko, stolik i kibel mam - podsumował, lekko wzruszając ramionami, a w kąciku jego ust czaił się lekki uśmieszek. - Dobra, to szukamy jakichś kubeczków, może jakieś talerzyki też na przekąski. Nie wiem, słomki do soczków? Dziewczyny pewnie będą sączyć jakieś słabiutkie drineczki, czy coś...
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Ciężko było zapewne pogodzić dwa tak odmienne marzenia, ale przecież mieli do dyspozycji świat magii. Na pewno dało się to wszystko jakoś pogodzić i Max trzymał kciuki, by tak się właśnie stało. -Znasz Brooks, po dwóch dniach zacznie marudzić, że dawno nie latała i wróci do treningów. - Wyszczerzył białe ząbki, bo akurat to była ta część Julki, którą ciężko było pominąć nawet, jeśli miało się dwumiesięczną amnezję. -Powinni mieć coś takiego. Trzeba skoczyć i się dopytać. - Powiedział, bo pomysł wydawał mu się być naprawdę ciekawy i warty sprawdzenia. -Jasne, spiszę wszystko i podeślę Ci sową. - Dodał tym samym tonem, bo chyba żaden z nich nie brał tej "listy" na poważnie. Chociaż może warto było rozpatrzyć sporządzenie czegoś takiego... -Po to jest strzelnica, żeby Cię ktoś poinstruował i pilnował, żebyś sobie, ani innym krzywdy nie zrobił. Spokojna Twoja. - Zapewnił go, bo jakoś sam nigdy nie pomyślał o tym, że coś w takim miejscu mogłoby się stać. Bardziej traktował to jako zabawę niebezpieczną bronią w bezpiecznych warunkach. Sam też nie był najszczęśliwszy z tego faktu, ale prawdą było, że sam sobie na to zasłużył nierozsądnie mieszając przeterminowany eliksir z alkoholem i ziołami. -Byłem, byłem. Eliksirów żadnych nie dostałem i nie dostaję. Każdy może mnie potencjalnie zabić. - Uśmiechnął się słabo, ale starał się powiedzieć to naprawdę lekkim tonem. Trochę się już do tego przyzwyczaił, ale i tak czasem było to niezwykle męczące. -Dokładnie! No i nie zapraszamy Pattola, który kręci na wszystko nosem, a porządne towarzystwo, które wie, jak się bawić. - Dodał już nieco raźniej, bo co do tego był akurat absolutnie pewien. Nie bał się jakoś, że impreza okaże się jedną wielką stypą. -Jasnowidze to gówno! Kotki są chociaż przydatne. - Zdecydowanie i ostentacyjnie odłożył talię na półkę, by zamienić ją na taką z uroczymi sierściuchami. Skoro Lucasowi nie robiło to różnicy, zrobił sobie z tego ich hermetyczny żarcik. -Czyli spanie, żarcie i miejsce do rzygania, jak za dużo pochlejesz. Najważniejsza trójca jest i za to szanuję! - Nie mógł pozostawić tego bez komentarza. Sam nie wiedział czemu tak go to rozbawiło. -Na pewno się przyda. Tylko może tym razem coś bez kotków? - Zaproponował z wyszczerzem, po czym zaczął zgarniać najbardziej neutralne, ale też w miarę estetyczne rzeczy, jakie wpadły mu w ręce.
+
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Znając życie - to było prostsze niż sądzili. To znalezienie kompromisu. Jednak Lucas nie chciał mieć Alise znowu z tymi wszystkimi ograniczeniami. Chciał się nią cieszyć w każdej wolnej chwili, a nie zastanawiać się czy nie zostanie kolejny dzień w kraju oddalonym o setki kilometrów, bo spóźni się na świstoklik... - Ty ją znasz lepiej - zauważył co do Julki, choć zgadzał się w stu procentach z jego słowami, nawet jeśli dziewczynę znał dość słabo. - Jestem pewny, że widziałem jakąś limitkę, jak ostatnio przechodziłem obok Scopa... - uważał, że coś takiego z pewnością spodobałoby się zawodniczce Harpii, a w dodatku, jeśli to była limitowana edycja, było mniejsze prawdopodobieństwo, że taki freak miotlarski jak ona, je już ma. Jasne, że żaden z nich nie brał na poważnie pomysłu spisywania całej litanii sposobów na problemy. Fakt faktem, gdyby ktoś coś takiego opatentował w formie książki-poradnika, zbiłby na tym z pewnością fortunę. Po tym jak Solberg zarzucił mu pomysł strzelnicy, już nie mógł się doczekać aż sam weźmie do ręki mugolską broń. To na pewno jest niezapomniane przeżycie! - Dobra, ale masz mnie pilnować jak radar Patola na pierwszaków - rzucił głupkowato, wspominając szurniętego profesora, któremu nic nigdy nie umyka. Mimo wszystko chciał być ubezpieczony i wiedzieć, że kumpel będzie miał na niego oko, podczas nauki, bo jednak nie chciał, żeby ten stał się jego pierwszą ofiarą. Obiecał sobie też, że będzie ostrożny. - Ja pierdole - skomentował bardzo inteligentnie, kiedy Max oznajmił, że nie może zażywać żadnego magicznego specyfiku. Przejebane... - Już widzę na zaproszeniach napis wielkimi literami "TYLKO PORZĄDNE TOWARZYSTWO" - zaśmiał się z jego słów krzepko, jednocześnie sporządzając w myślach swoją listę porządnych gości. Zaśmiał się, kiedy przyjaciel ostatecznie wymienił karty na te z kocurami. Chciał to ma... - Tak? Do czego ostatnio przydał Ci się sierściuch od Dear? - spytał dla czystej beki, próbując z niego wyciągnąć jakiś ostatni przypał z kociakiem w roli głównej. Rozmowy z Solbergiem wiecznie kończyły się tym samym. Bardzo niskim poziomem konwersacji. Lucas zwyczajnie czuł się zbyt swobodnie i pierdolił takie głupoty, że aż Maxa prowokowało to do takich wypowiedzi jak ta o "najważniejszej trójcy" mieszkania. - A jak! Na pierwszy tydzień, więcej mi nie trzeba. A potem reszte się szybciutko ogarnie - obiecał, przekonany, że sprawnie pójdzie mu urządzenie swojego nowego lokum. Zwłaszcza, że Alise obiecała mu pomóc. - Dobra, bez kotów i jasnowidzów - dorzucił po chwili, rozbawiony, wymownie na niego zerkając, aby mogli przejść w kolejną sekcję z artykułami papierniczymi i poszukać przydatnych rzeczy na imprezę.
|zt x2|
+
Camael Whitelight
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 185
C. szczególne : tęczówki w kolorze oceanu; bransoletka z morskiego szkła i syrenia bransoleta; zapach Lordków i drzewa sandałowego; tatuaż z Oazy Cudów na łopatce; pierścień kameleona
Chciałbym złożyć zamówienie na łapacz snów. Proszę je wysłać na wskazany niżej adres, w sakiewce załączona została odpowiednia suma galeonów.
Pozdrawiam,Camael A. Whitelight
______________________
She couldn't care less, and I never cared more, so there's no more to say about that.
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Moje poszukiwania idealnego prezentu dla Brooks nieco kończą się fiaskiem - początkowe plany wydają się być idealne, z realizacją jest jednak ciężko. Z domu udaje mi się ogarnąć naprawdę ładny prezent, a przede wszystkim oryginalny, ale jeżeli chodzi o cokolwiek więcej... jest mi naprawdę trochę trudniej, niż mógłbym się tego z początku spodziewać. Oczywiście nie staram się kupić niczego na siłę, skądże. Prędzej patrzę na praktyczność, znając okoliczności otrzymania przez nią kilku zestawów ochraniaczy i innych tego typu rzeczy do Qudditcha. Unikam zatem gotowych pakunków jak ognia, stawiając wszystkie karty na coś od siebie; jeżeli mam możliwość skomponowania czegoś oryginalnego, chcę to zrobić. W końcu Julia jest moją przyjaciółką i nie traktuję jej jako kolejną osobę, której z obowiązku trzeba wręczyć prezent, a jako kogoś, na kim naprawdę mi zależy. Końcowa podróż po zakupieniu bluzy, czapki i paru innych rzeczy wieńczy się w Sklepie Scrivenshafta gdzie szukam czegoś, co mogłoby nie tylko być ciekawe, ale również posiadać nieco praktycznego zastosowania. Ruch w okresie świątecznym jest ogromny i nie mogę temu zaprzeczyć; raz po raz przy kasie ustawiają się kolejki, z którymi nigdy wcześniej nie miałem w ogóle styczności. Jedne osoby trzymają specjalny, pakunkowy papier, inne natomiast kupują zestawy świąteczne. Ja szukam czegoś bardziej intrygującego, a gdy przechodzę pomiędzy kolejnymi regałami, moim oczom ukazują się magiczne dzienniki. W sumie - jak się tak zastanawiam - jeden egzemplarz mógłby stanowić dopełnienie reszty prezentu, który chcę sprawić. Szukam zatem idealnego wzoru okładki, który mógłby się spodobać dziewczynie. Początkowo nieco ciężko jest mi znaleźć coś zwyczajnego i pozbawionego nadmiernej ilości rzeczy, aczkolwiek gdy znajduję intrygujący mnie egzemplarz, bez zastanowienia po niego sięgam, by udać się w stronę sprzedawczyni znajdującej się za ladą. I choć oszczędności za wiele nie mam, tak decyduję się wykorzystać ostatnie galeony w tym właśnie celu. Nie umrę, jeżeli nie będę ich miał. Brzdęk monet utyka mi w pamięci na dłużej, mój portfel staje się już prawie pusty, a myślami staram się znaleźć gdzieś indziej - Święta nie są okresem, gdy mogę sobie pozwolić na cokolwiek więcej. Po udanym zakupie wychodzę ze sklepu, zażywając ponownie świeżego powietrza.
[ zt ]
Hawk A. Keaton
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : miodowe końcówki włosów, blada twarz, blizna na prawym przedramieniu po szponach sokoła, blizny na lewej dłoni i ręce po kugucharze, nosi mugolskie ciuchy
Chciałbym zamówić jeden magiczny dziennik z konstelacją gwiazd, znajdujący się na witrynie sklepowej - wystawiony tuż po prawej stronie. Do listu dołączam odpowiednią ilość galeonów i adres podesłania pakunku.