To jeden z częściej odwiedzanych sklepów w Hogsmeade przez uczniów, a to za sprawą tego, że sprzedają wszelakie artykuły papiernicze. Można tu dostać pergaminy we wszelakich kolorach, pióra o wybranych grubościach i długościach, a nawet te samopiszące. Po za tym mają szeroki wybór wszelakich notatników i zeszytów. Od niedawna można tam także zakupić niektóre miotły.
Dostępny asortyment:
► 10 arkuszy pergaminu ► Atrament w dowolnym kolorze ► Notatnik ► Pióro (gołębie/jastrzębie/orle/sowie/pawie) ► Zeszyt ► Proszek Fiuu ► Złoty Znicz - pozytywka - 20 g ► Samopiszące pióro – 40 g ► Kalendarzyk - 30 g ► Powtarzalny wisielec - 30 g ► Pióro Scamandra - 40 g ► Fałszywe pióro - 60 g (trudne do zdobycia, zobacz kostki poniżej) ► Łapacz snów - 50 g ► Magiczna kredka - 80 g ► Samorysujące pióro - 55 g ► Czarodziejskie ołówki - 90 g ► Magiczny dziennik - 60 g ► Samorzeźbiące dłuta - 120g ► Zestaw pędzli - 140 g ► Czarodziejski szkicownik - 100g
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Co za bzdury. Łażenie i wydawanie cennych galeonów. Lepiej je zbierać i się wzbogacać, a nie szastać nimi na prawo i lewo. Notatnik, pff. Scarlett jak tylko to usłyszała na ostatniej lekcji to aż jej się słabo zrobiło. Karma to jednak suka. No ale ruszyła dupę z Londynu. Miała samochód, prawo jazdy, więc czego więcej chcieć od życia? Podjechała w tempie ekspresowym do Hogsmeade, pod sklep Scrivenshafta i zaparkowała gdzieś jak najbliżej. Zamknąwszy auto, weszła do środka pomieszczenia. Od razu, od progu, uderzył ją zapach pergaminu, atramentu i drewna. Pooglądała chwilę te wszystkie miotły, które były wystawione na sprzedaż. Przez chwilę nawet myślała o tym, czy nie zakupić jednej z nich, ale przypomniała sobie smutną wieść - że jest raptem rezerwową w swej domowej drużynie, więc nie będzie na darmo wydawać takiego grubego hajsu. Zażądała więc notesu i samopiszącego pióra, bo przecież ona nie będzie się przemęczać, bez przesady. Zapłaciła, wyszła, wsiadła do samochodu i odjechała z powrotem do swej super willi z basenem.
Nie był zbyt bogaty, dlatego na wieść o konieczności posiadania notesu, a więc także pióra samopiszącego (tak bardzo leń), zrobiło mu się bardzo przykro. I w związku z powyższym pomieszkiwał przez ostatnie kilka dni u rodziców, by potem bez skrupułów wyłudzić od nich cenne galeony. Szczególnie, gdy dowiedzieli się, że dostał stypendium, to bardzo się ucieszyli. Ale na wszelki wypadek skłamał, że dają teraz mało hajsów no i że to stypendium z zaklęć. Na to jeszcze mogli się nabrać, bo gdyby wymyślił chociażby transmutację, to chyba padliby trupem ze śmiechu. A tak to nie muszą niepotrzebnie świrować, że nie robi nic innego tylko tańczy i w ogóle się nie uczy. Wilk syty i owca cała. Dlatego teleportował się z domu do Hogsmeade, by potem sprawnie przekroczyć próg upragnionego sklepu. Rozejrzał się po nim z zainteresowaniem, lecz to i tak nie były rzeczy dla niego. Ograniczył się do kupna notesu i pióra. Pożegnał się ze sprzedawcą, po czym ponownie teleportował się do domu. Ta umiejętność to jednak fajna sprawa.
No cóż, skoro trzeba to trzeba. Oczywiście miała zamiar się przygotować na lekcje, jakżeby inaczej - czy to nie pierwszy raz? Jednak mimo wszystko uważała to za coś zbędnego, niepotrzebnego i przede wszystkim - mocno odbiegającego od przyjętych norm. Niemniej jednak weszła do niesamowitego sklepu, w którym zakupiła dwa niesamowite przedmioty, a potem zapłaciła swoimi galeonami z niesamowitej sakiewki. Oczywiście po drodze przydarzyły jej się mniej ciekawe rzeczy, bo zdążyła się potknąć, a finalnie wylądować tyłkiem w błocie. Miała chyba bardzo zły dzień. Jednak gdy dokonała już swoich niesamowitych zakupów - postanowiła wrócić do szkoły, wszak tyle galeonów poszło na naukę, a na piwo kto będzie miał? Biedactwo!
Katniss przestała lubić wyprawkowe zakupy w wieku trzynastu lat. Od tamtej pory oglądanie mnóstwa kolorowych atramentów, różnorakich piór, małych i dużych notatników nie sprawiało jej przyjemności. Kiedy więc dowiedziała się o konieczności posiadania nowego notesu (jakby stary nie był jeszcze wystarczająco dobry i pusty), zagryzła zęby i ruszyła do Hogsmeade. W końcu te kilka galeonów kieszonkowego mogła poświęcić dla transmutacji, zwłaszcza, że zbliżały się Owutemy. Gryfonka nie mogła odpuścić sobie zajęć z tak błahego powodu jak niechęć kupienia głupiego notatnika. Doszedłszy do sklepu, szybko wzięła interesujący ją przedmiot. Zapłaciła odliczoną kwotę i już jej nie było.
zt
Emmet Andy Thorn
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Wilkołak, Kapitan Hufflepuffu, Ścigający
Nigdy nie był szczególnym orłem z transmutacji, toteż zakup notesu na zbliżające się zajęcia był jak najbardziej na miejscu. Dobrze, że sklepy w Hogsmeade oferowały taką możliwość i musiał pisać listu z prośbą o zakupu albo samemu teleportować się do Londynu. Totalna strata czasu, dlatego zjawiwszy się u Scrivenshafta, zaczął krążyć między półkami, celem znalezienia jakiegoś porządnego notesu. W międzyczasie przeglądał resztę asortymentu, nabywając nagłej ochoty na zakup wszystkiego, co posiadali. Ot, taki kaprys, kiedy miało się nadmiar gotówki. A tak naprawdę, to Emmet zamierzał dobrze spożytkować ostatnie kieszonkowe. Nie dostał tego zbyt dużo, ale posiadał jeszcze trochę własnych oszczędności i koniec końców wyruszył właśnie na te zakupy. Wracając do jego przeglądania notesów i piór, musiał przez chwilę powstrzymać się przed podejściem do mioteł. Aż tyle galeonów nie przewalało się przez jego plecak, toteż szybko złapał za pierwszy lepszy notes, po czym podszedł do lady, by zapłacić. Zaledwie sześć galeonów. Całe szczęście wydał je tylko na to, rzucając tęskne spojrzenie w stronę upatrzonej miotły. Kiedyś sobie taką kupi. A teraz pora na transmutację, jeśli chciał ją zdawać w nadchodzącym roku.
W czymś prace domowe trzeba było pisać, a skoro zarządzenie profesor Marquett mówiło wprost o notatniku, Echo nie miała innego wyjścia niż wybrać się po taki notesik. Jako że była bardzo spontaniczną Gryfonką, w gorącej wodze kąpaną zdecydowanie, postanowiła umilić sobie dzień, miesiąc, a może nawet cały rok, nagłą decyzją o nabyciu własnej miotły. Pieniądze zbierała od dłuższego czasu, miała więc sporo oszczędności, które docelowo miały być przeznaczone na płótna, farby, pędzie i wszystko inne, co miało służyć jej artystycznej duszy, ale że trafiła się taka okazja... Uznała więc, że kupi miotłę. I to nie byle jaką. Najwyraźniej była bardzo zdolna, skoro zarobiła aż tyle na wykonywanych pracach, że było ją stać na cudowną błyskawicę, mającą przynieść szczęście na meczach. Ten cel stał się więc głównym celem podróży! Zanim poprosiła ekspedienta, spędziła przy błyskawicy całe wieki, oglądając ją od witek po rączkę. W końcu jednak oderwała się od niej i zdecydowanym głosem zażądała tej właśnie miotły, za którą rzecz jasna zapłaciła. Całe pięćset galeonów. Było jej trochę ciężko wydać tyle pieniędzy na raz (gdyby nie zaklęcie ćwierćwagi, pewnie nie doniosłaby tych galeonów do sklepu) i prawie zapomniała o notatniku na transmutację, ale wróciła się po niego, żeby móc odrabiać prace domowe.
Ah ta transmutacja! Najpiękniejszy przedmiot na świecie no i niestety najbardziej kosztowny. Tak się złożyło, że jego notesik do transmutacji - już piąty z rzędu - został zapisany podczas ostatniej lekcji z profesorem Ralph'em. Tak się też złożyło, że na te zajęcia z transmutacji pani profesor kazał im kupić nowe notesiki, więc młody Gryfon nie był na tym ani odrobinkę stratny. Z szerokim uśmiechem na twarzy wszedł do sklepu, witając się z kasjerem miłym skinięciem głowy i ruszył prosto do półki z notesikami. Długo zajęło mu poszukiwanie tego najlepszego, jego zdaniem, ponieważ były one w tak wielu kolorach, że nie mógł się zdecydować. Wreszcie wziął czarny, najprostszy, bez żadnych wzorków. Jego zdaniem najbardziej do niego pasował, bo chociaż Björkson zdecydowanie nie był tak samo ponury jak notatnik, który zakupił, to jeśli chodzi o naukę, wolał, żeby otaczały go przedmioty, które nie rozpraszają jego uwagi. Strasznie szybko się rozpraszał. Był taki niezorganizowany - gubił wątek w połowie rozmowy, odrabiając pracę domową z eliksirów nagle łapał się na tym, że myśli o tym, kiedy ostatnio mył zęby i przez jak długi czas to robił. Po prostu wszystko, co go dekoncentrowało musiało znajdować się daleko, daleko od niego. Zapłacił sprzedawcy skandalicznie wysoką cenę sześciu galeonów i z zadowoleniem udał się prosto do zamku na lekcję transmutacji, która miała się odbyć już za pół godziny. Oby tylko nie pomylił trasy!
Oczywiście, że Nix przyszła po ten głup zeszyt, przecież za nic w świecie nie przegapiły transmutacji nawet jeśli cały jej nowy imidź temu przeczył. Chociaż jednocześnie zdziwił ją fakt iż musiała kupić jakiś notes. Na jasną cholerę, poco komuś notes przy rzucaniu zaklęć? Nie miała pojęcia, nie zamierzała jednak się z tym kłócić tylko ruszyła do sklepu, w którym znalazła przedmiot, zapłaciła i wyszła.
Liam wszedł szybkim krokiem do sklepu i zaczął gorączkowo rozglądać się po półkach. Potrzebował Notatnika na zajęcia i to jak najszybciej. Zaczął podchodzić do półek i przeszukiwać je w poszukiwaniu notatnika. Nigdzie nie mógł żadnego znaleźć. No jak to tak? Nie ma notatników? O nie, tak być nie może! Skrzywił się na myśl, ze nie kupi tego czego potrzebuje. Na szczęście jeden udało mu się znaleźć. Może to był ostatni? Hmm, teraz można stwierdzić " że głupi ma zawsze szczęście ". Heh no tak. Liam uśmiechnął się sam do siebie wziął zeszyt do ręki i poszedł za niego zapłacić. Po wszystkim wyszedł ze sklepu i udał się do szkoły.
Sunny jak zawsze z szerokim uśmiechem na twarzy udała się do sklepu Scrivenshafta po notatnik, którego aktualnie nie miała w swoim posiadaniu. Zadowolona rozglądała się po sklepie szukając notatnika. Nagle natrafiła na cały stos takich notatników. Zadowolona swoim odkryciem wybrała jeden, który najbardziej się spodobał i udała się do kasy. Po zapłaceniu za zeszyt pożegnała się grzecznie i opuściła sklep z uśmiechem na twarzy.
Notatnik? Serio? Też sobie profesorka wymyśliła. D’Angelo najpierw musiała się postarać o szczególne zezwolenie dyrektora na wypad do Hogsmeade. Typowe dla Ślizgońskiej psorki, że nie pomyślała o upierdliwości i niesprawiedliwości tej swojej, niech ją szlag, zachcianki. Bo co uczeń, bez jakiegokolwiek środka transportu mógł zrobić, żeby cholernej babie załatwić kawałek pergaminu? Jakby ten, który szykowali sobie uczniowie Hogwartu na takie właśnie okazje, jej nie wystarczał. Potrzebowała specjalnego papieru? Może chciała nim sobie podcierać szlachetny tyłek? D’Angelo naprawdę była zbyt cięta na tak egoistyczne zagrywki, żeby dłużej się nad tym zastanawiać. Po prostu ruszyła do sklepu, ciesząc się nie samą wycieczką, a jej szybkim rytmem. Weszła do pomieszczenia, nie zachwycając się nad zapachem atramentu, wonią drewna, którą przecież lubiła. Nad niczym. Wpadła i wypadła z opłaconym notatnikiem. Z masą myśli, jak poprawić sobie humor dzisiejszego dnia. I każda z nich przewidywała przy tym zrujnowanie go komuś innemu. Niestety. Może powinna była jednak wylądować u Ślizgonów? Nieee…. Nope. To było głupie. Dom Salazara ległby w gruzach pod naporem takiego geniuszu.
Noel nie był zbyt pilnym uczniem, ale był na tyle zdolny, ze do tej pory radził sobie bez zarzutów. Gdy jednak przyszło co do czego okazało się, ze jako mało przykładny uczeń nie ma notatnika. Cóż, sowa mu uskubała poprzedni, z nerwów, ze musi zapierdalać non stop z listami. Wte i we wte. Kazdy by się wkurzył, co nie? Więc po prostu bezczelnie przycupnęła któregoś dnia na jego biurku i wcisnęła cały notatnik. Nie dosłownie, bo kawałek po kawałku, skubała, śmiecąc przeokropnie. i to nie tylko ckliwa, lecz prawdziwa historia. Dlatego by sprawdzić się na lekcji i przykładnie oddać zadanie domowe musiał się wyposażyć w nowy. Wszedł do sklepu i zamiast rozejrzeć się za takowym od razu ruszył do jakiejś dziewczyny, która wyglądała na obeznaną. Może to właśnie tutaj lubiła spędzać wieczory i popołudnia, myśląc godzinami nad wyborem odpowiedniej okładki, która podkreślałaby jej szklankowe okulary. Wystarczyło, by spytał o notatnik, a już miał go w rękach. Nie zdążył jej nawet oczarować swoim uśmiechem. Cóż, miał to co chciał. Po drodze zgarnął jeszcze samopiszące pióro bo był dość leniwy. I rozrzutny przy okazji. Ale KTO BOGATEMU ZABRONI. No kto? Opłacił swoje zakupy i zniknął wszystkim z pola widzenia, mając jedynie nadzieję, ze ten notatnik przetrwa więcej niż poprzedni.
Kolejna lekcja transmutacji, kolejna nauczycielka, kolejny problem. Po co miał kupować ten cholerny notatnik, który kosztował go całe sześć galeonów? Dla Chapmana nie był to ani problem, ani jakiś spory wydatek, jednak była to rzecz zbędna. Z całą pewnością użyje go tylko raz, na te cholerne zajęcia przeznaczone właśnie dla niego. Chociaż może tak kobieta będzie go wymagała na każde następne zajęcia? Wywrócił więc tylko oczami i posłusznie udał się do sklepu Scrivenshafta, w którym chyba jeszcze nigdy nie był. Zawsze wszystkie potrzebne rzeczy kupował przed rozpoczęciem roku w Londynie i to starczało mu przeważnie na cały semestr. Podczas przerwy zimowej dokupował kolejno potrzebne rzeczy i miał spokój przez cały rok szkolny. Ewentualne braki domawiał za pośrednictwem sowy. Wybór notatników przeraził go tak bardzo, że zdecydował się na ten najbardziej oczywisty - z zielono-srebrnym wężem Slytherinu wijącym się na okładce. Z niezadowoleniem oddał sześć galeonów sprzedawcy i wyszedł ze sklepu kręcąc z niedowierzaniem głową. W duchu obiecał sobie, że nigdy więcej nie będzie kupował po tak skandalicznie wysokiej cenie. Był bogaty, jasne, ale czy to upoważnia go do wyrzucania pieniędzy w błoto?
Krótka wycieczka do Hogsmeade kosztowała go rzecz jasna drobne zakupy na nadchodzącą lekcję transmutacji. Jakoś wcześniej nie miał okazji wpaść po notatnik i właśnie teraz nadrabiał ową zaległość. Uwielbiał zmienianie jednej rzeczy w drugą, toteż za nic w świecie nie mógł sobie odpuścić uczestnictwa właśnie w tych zajęciach. Co prawda Sfinks i szperanie w bibliotece zajmowało całkiem dużo czasu i mimo braku przykładnych zdolności organizacyjnych, zawsze znajdował godzinę lub dwie na wycieczkę po potrzebne materiały. W samym sklepie zeszło mu jakieś pięć minut. Bez kolejek, zbędnego przeglądania szpargałów. Tylko zakup notatnik i z powrotem do zamku. Oczywiście nie potrafił powstrzymać się od tęsknego spojrzenia na te śliczne, zaczarowane pióra albo nową buteleczkę atramentu, jednak nie miał przy sobie wystarczająco dużo galeonów na większe szaleństwo i zapłaciwszy miłej pani za ladą te sześć złotych monet, ruszył w dalszą wędrówkę.
Jak to się stało, że szykując się na nowy rok szkolny, Vacheron zapomniała o tak podstawowej rzeczy, jaką był notatnik? Co prawda miała swój ukochany notatnik, z miękkimi stronami i niekończącym się zasobem pergaminu, który mogła rozkładać w dowolne formaty, właśnie ten, który jakiś czas temu dostała od Gittan, jednak ten notatnik był specjalny, tylko i wyłącznie do jej ukochanych starożytnych run, które potrzebowały wyjątkowych materiałów piśmienniczych. Na transmutację nie miała takich wymagań. Dobrze jednak, że zanim udała się na zajęcia, ktoś jej przypomniał o tym jakże istotnym szczególe, który tak pominęła, a że miała akurat przerwę w zajęciach, popędziła do Hogsmeade, do pierwszego lepszego sklepu, o którym wiedziała, że sprzedają notatniki. Upolowała jeden egzemplarz, wręczyła odliczoną sumę sprzedawcy i popędziła na lekcję.
Do Cezara chyba w końcu powoli docierało, że za kilka miesięcy skończy się ostatni rok szkolny, który spędzał teoretycznie na uczeniu się przydatnych w dorosłym życiu rzeczy i należałoby ogarnąć dupę i zacząć w końcu chodzić na lekcje. Gdyby na ścieżce kariery były potrzebne rekomendacje nauczycieli, miałby przechlapane, to pewne. Średnio podobał mu się pomysł latania po sklepach i kupowania jakiś rzeczy z dedykacją do danego przedmiotu, ale cóż, jak mus to mus, dlatego po drodze do Hogwartu przed zajęciami wstąpił do Sklepu Scrivenshafta i nabył niezbędny notatnik za cenę całych sześciu galeonów. Szaleństwo. Wręczył zapłatę sprzedawcy, zabrał swój nabytek i udał się prosto do zamku.
Cały rok w Hogwarcie traktowała profesora Morrisa jak najlepszego, szwedzkiego zioma. Patrząc na niego na lekcjach, cały czas powtarzała sobie w myślach, że Aden musi mieć jakieś skandynawskie korzenie. Był taki piękny. I w dodatku miał durne pomysły. Dlaczego wymagał aż dziesięciu sztuk pergaminu? Svensson miała go tylko dziewięć sztuk, a w sklepie nie sprzedawali go pojedynczo. W dodatku pióro, przeczytała na głos, patrząc na wymagania dotyczące lekcji. Szkoda, że nie mogła użyć swojego. Już widziała jakby pożyczyła je Morrisowi, a ten zapisałby pytanie na pergaminie. Pewnie zorganizowałby jakąś kartkówkę. A nagle na kartce zanim zdążyłby oddać ją Svensson pojawia się napis: i ty tego nie wiesz? skandal! Grzecznie podeszła do sklepu, przeglądając jeszcze notatniczki. Myślała o Frejce, co by jeszcze jej kupić, ale niestety nie było tu żadnych finezyjnych. Poprosiła o pióro oraz pergaminy, płacąc przy kasie. Wróciła z powrotem do Hogwartu, zastanawiając się, co mogłaby zjeść pysznego, żeby się rozgrzać. Oj, tak! zt
Leonardo stwierdził, że musi się wreszcie zaopatrzyć w niezbędne przyrządy, które potrzebne są każdemu uczniowi, bez wyjątku. Dziesięć arkuszy pergaminu kończy się stanowczo za szybko, a pióro.. ma ich masę. Wolałby jednak mieć coś, dzięki czemu nie będzie musiał sam skrupulatnie notować całego przebiegu lekcji. Postanowił więc kupić samopiszące pióro, za kosmicznie wysoką cenę dwudziestu czterech galeonów i pergamin, który na historię magii był mu bezwzględnie potrzebny. Wywrócił tylko oczami, gdy znalazł się w sklepie i rozejrzał się po wszystkich półkach, żeby namierzyć i podejść do tej właściwej. Nie skupiał się jednak na zakupie. Jego myśli całkowicie pochłonęła możliwość nauczenia się animagii. Wiedział, że jego wcześniejsze próby, przeprowadzone jeszcze w Stavefjord były do niczego, ale był wtedy dzieciakiem.. miał za małą wiedzę z transmutacji i nie było szans, żeby próby zakończyły się sukcesem. Teraz miał przed sobą wizję długich godzin nauki z profesorem Ralphem, co napawało go wszechobecną radością i optymizmem. Zapłacił za cały swój zakup dwadzieścia pięć galeonów i wyszedł ze sklepu, pędząc od razu do klasy historii magii.
Właściwie Merlin jeden raczy wiedzieć, co robiła Freya, kiedy powinna przygotowywać się do rozpoczęcia roku szkolnego, skoro już na samym jego początku co chwila była uświadamiana o karygodnych brakach w swoim inwentarzu przyborów piśmienniczych i co chwila musiała lecieć na złamanie karku do sklepu. Ostatnim razem skończyło się to spóźnieniem i niezbyt udaną lekcją, dlatego też tym razem postanowiła być mądrzejsza i udać się na zakupy dzień wcześniej w drodze powrotnej z zamku do mieszkania w Hogsmeade. Przywitała grzecznie sprzedawcę, poprosiła go o całą paczkę arkuszy pergaminu i pióro samopiszące o zawrotnej cenie. Zaraz jednak przez głowę przeszła jej myśl, że Adena chyba szlag trafi, gdy zobaczy, że zaczarowane pióro pisze za nią, a ona siedzi sobie wygodnie z założonymi rękami, dlatego też postanowiła dodatkowo zaopatrzyć się w zapasowe pióro (w końcu w trakcie pisania ostatniego wypracowania dla Morrisa złamała aż dwa pióra!) i swój ulubiony atrament w kolorze ciemnośliwkowym. Jej budżet ubogiego studenta został tymi zakupami mocno nadszarpnięty, dlatego z żalem odliczyła galeony wręczane sprzedawcy i mogła liczyć tylko na to, że w najbliższym czasie nie będzie musiała ponownie pędzić do sklepu po jakiś wydumany ekwipunek.
Tak tak, nie minął nawet tydzień, a Weatherly już powracał do Scrivenshafta po kolejne rzeczy, które nauczyciele z uporem maniaka pchali na listę rzeczy niezbędnych do wzięcia udziału w zajęciach. Doprawdy, jakby chcieli wszystkich zniechęcić do przychodzenia na lekcje. Cesaire jednak ostatecznie postanowił zadbać o swoją edukację w ostatnim roku szkoły i tym oto sposobem ponownie zawitał w niewielkich rozmiarów sklepie z przyborami piśmienniczymi, przed powrotem do mieszkania po treningu quidditcha. Porozmawiał chwilę z sędziwym sprzedawcą, pytając o najlepiej ścięte pióro i najlepszą gramaturę pergaminu, po czym nabył dziesięć arkuszy, pióro i atrament w kolorze wyjątkowo ciemnej butelkowej zieleni. Zapłacił za zakupy, poczekał na resztę i z paczką pod ręką opuścił sklep.
Kolejna wizyta w sklepie Scrivenshafta to żadna nowość, kiedy zużywa się pergamin w takim tempie, w jakim robił to Taeheon. Kolejne kartki znikały, jakby ktoś potraktował je zaklęciem znikającym. Wszak nie był zdolny do rzucania fałszywych oskarżeń, że zostały skradzione. Doskonale znał samego siebie i wiedział, że wykorzystywał swoje szkolne przybory w zatrważająco krótkim czasie. W każdym bądź razie, tym razem wpadł na jeszcze krótszą chwilę, gdyż musiał wyjątkowo rzetelnie przygotować się do nadchodzących zajęć z historii magii. Chęć tę popierał faktem uczestnictwa w projekcie Złotego Sfinksa, toteż musiał mieć jak najlepsze wyniki, by żadne z zadań go nie zaskoczyło. Co prawda sam udział był już jakimś prestiżem, ale Lavern miał dużo większe ambicje i chciał zająć jak najwyższą notę w całym przedsięwzięciu. A wizyta w sklepie była dobrą okazją, do przemyślenia tego, co już się zdarzyło. Wprawdzie to tylko kilka minut poświęcone na zakup arkuszy pergaminu oraz pióra, ale najmłodszy z Earlów już wiedział, czego jeszcze będzie potrzebował. Dlatego grzecznie podziękował pani za ladą, po czym opuścił sklep i ruszył w drogę powrotna do zamku.
Richelieu tak dawno już nie robiła zapasów swoich przyborów piśmienniczych, że wcale się nie zdziwiła, gdy przed następnymi zajęciami odkryła, że został jej już tylko jeden arkusz pergaminu, a resztki atramentu zaschły w kałamarzu na wiór. Kto to jednak widział, żeby była pani prefekt przychodziła na zajęcia nieprzygotowana! Kanadyjka, przy okazji ostatniego włóczenia się po Hogsmeade przed wyprowadzką do Londynu, zajrzała do sklepu Scrivenshafta, by nabyć kilka pierdół, między innymi nieszczęsną ryzę pergaminu, nowe pióro i atrament. Nie była ostatnio zbyt towarzyska, więc nie wdawała się w rozmówki ze sprzedawcą, zamiast tego wręczyła mu odliczoną sumę pieniędzy, jej zdaniem zbyt wysoką i opuściła sklep.
Tanner bardzo długo zbierał się do wyjścia z dormitorium. Perspektywa spaceru do Hogsmeade i późniejszego powrotu na lekcje wcale nie napawała go optymizmem. Nie miał ochoty po raz kolejny słuchać nudnego wykładu na historii magii i gdyby nie fakt, że Angven gdzieś zniknęła, z pewnością nie skusiłby się na tą jakże mało interesującą ofertę. Wywrócił tylko oczami, gdy zimny wiatr otulił jego ciało tuż po wyjściu z zamku. Jesień. Najgorsza pora roku. Zaraz zacznie padać i zrobi się ciemno, ponuro i zimno. Już lepiej, żeby była zima, wtedy przynajmniej można porzucać śniegiem w jakieś ładne dziewczyny. Dotarł do Hogsmeade i od razu udał się w stronę sklepu Scrivenshafta. Od razu kupił dziesięć arkuszy pergaminu i samopiszące pióro, coby nie musieć samemu sporządzać notatek. Uwielbiał wygodę i zdziwił się ogromnie, że nigdy wcześniej o nim nie pomyślał. Przecież to takie oczywiste! Do zamku udał się z niezadowoloną miną, od czasu do czasu przystając po drodze, a to na papierosa, a to żeby podziwiać widoki lub po prostu chwilę odpocząć i odwlec w czasie pojawienie się na lekcji historii magii.
Musiała poczekać nim udało się jej ogarnąć pieniądze na szkolne wydatki. Kiedy akurat sprzedała kilka futer, postanowiła cześć galeonów zachować dla siebie, by móc kupić najważniejsze przybory. Zawsze to odwlekała, przez co większość jej notatek mieściła się na starych, w większości zapisanych pergaminach, które zaklęciami próbowała odnowić. Kiedy jednak ostatnie pięć kartek cudem jakimś zamiast wyczyścić, spaliła, uznała, że najwyższa pora dokupić nieco papieru. Przy Scrivenshaftcie była przy okazji, tam bowiem dokonywała swych tajemniczych wymian. Widząc na wystawie szkolne przybory, postanowiła, że wstąpi. Wedle wskazań, jakie tyczyły się najbliższych zajęć kupiła dziesięć arkuszy pergaminu i jedno z tańszych piór. Wszakże i tak nie zamierzała nim pisać więcej, niż było to konieczne. Jak zwykle, na głowie miała znacznie ważniejsze sprawy.
Jak to jest w sumie, że nie miał ani jednej rolki pergaminu? Ej i pióro też gdzieś przepadło.. A może po prostu nie zabrał ich ze sobą z domu? Cóż, każda opcja była jak najprawdziwsza. W sumie, to chwała profesorowi Morrisowi, że zrobił te zajęcia akurat w czasie, kiedy Benjamin miał chwilę wolnego czasu i bez obawy o to, że potem będzie miał zapierdol ze wszystkim, mógł spokojnie udać się do sklepu w celu nabycia wszelkiego ekwipunku, potrzebnego nie tylko na te, ale także kolejne zajęcia. Sklep Scrivenshafta.. Tam go wysłano. Za cholerę nie wiedział, gdzie to może być. Okej, okej. Byłby i pewnie trafił, gdyby nie fakt, iż koledzy z Pokoju Wspólnego, kiedy go instruowali nie zrobili tego do końca. Czemu? Ano dlatego, że Soons zapewnił ich, że wie jak dojść dalej i spokojnie t rafi. Cóż, konfrontacja z rzeczywistością na ogół bywa bolesna. Mimo wszystko, jakoś się nie zrażał, popytał ludzi o drogę i w końcu odnalazł cel swojej podróży. Tak bardzo jak Odys. Znalazł swoją Itakę. W ogóle, chyba będzie się musiał przeprowadzić, w sensie wynająć jakieś mieszkanko, bo przecież trzeba jakoś bardziej ogarniać okolicę Hogwartu. No, ale o tym będzie myślał przy jakieś innej tam okazji, bo teraz ważniejsze było zapłacić za wszystko i lecieć na zajęcia.
Callisto Marquett
Dodatkowo : opiekun Slytherinu, legilimencja, oklumencja
W jej obecności u Scrivenshafta nie było niczego nadzwyczajnego. Zwykle wpadała tu wieczorami na szybkie zakupy najpotrzebniejszych do pracy materiałów, jak czerwony atrament, który zużywała w ilościach hurtowych czy pergaminy, na których pisała notki dla tych nieco bardziej rozbrykanych uczniów, zapraszając ich jednocześnie na szlaban. Nie zastanawiała się długo przed wejście do sklepu. Po prostu otworzyła drzwi i przekroczyła próg, udając się wprost do lady. - Dobry wieczór - rzuciła cicho i nie musiała mówić już nic więcej. Zamówienie nigdy się nie zmieniało. Pergaminy, atrament, czasami nowe pióro. Wszystko zapakowane i gotowe do odbioru, oczywiście po opróżnieniu sakiewki z galeonami. To, czego Marquett nie można było odmówić, to zamiłowanie do wszelkiego rodzaju artykułów piśmienniczych. Chociaż ładne były w cenie, ładne i praktyczne okazywały się wabikiem na galeony Callisto. Cóż, każdy ma zmysł kolekcjonera. Widać go tylko w różnych dziedzinach życia.