To jeden z częściej odwiedzanych sklepów w Hogsmeade przez uczniów, a to za sprawą tego, że sprzedają wszelakie artykuły papiernicze. Można tu dostać pergaminy we wszelakich kolorach, pióra o wybranych grubościach i długościach, a nawet te samopiszące. Po za tym mają szeroki wybór wszelakich notatników i zeszytów. Od niedawna można tam także zakupić niektóre miotły.
Dostępny asortyment:
► 10 arkuszy pergaminu ► Atrament w dowolnym kolorze ► Notatnik ► Pióro (gołębie/jastrzębie/orle/sowie/pawie) ► Zeszyt ► Proszek Fiuu ► Złoty Znicz - pozytywka - 20 g ► Samopiszące pióro – 40 g ► Kalendarzyk - 30 g ► Powtarzalny wisielec - 30 g ► Pióro Scamandra - 40 g ► Fałszywe pióro - 60 g (trudne do zdobycia, zobacz kostki poniżej) ► Łapacz snów - 50 g ► Magiczna kredka - 80 g ► Samorysujące pióro - 55 g ► Czarodziejskie ołówki - 90 g ► Magiczny dziennik - 60 g ► Samorzeźbiące dłuta - 120g ► Zestaw pędzli - 140 g ► Czarodziejski szkicownik - 100g
1, 6 - chyba przypadłeś sprzedawcy do gustu, bo bez problemu podaje ci to, czego chcesz 2, 3 - sprzedawca twierdzi, że obecnie nie mają tego przedmiotu na stanie, ale możesz spróbować za tydzień 4, 5 - sprzedawca dziwnie na ciebie patrzy i twierdzi, że nigdy czegoś takiego nie oferowali
Uwaga! Przedmiotów trudno dostępnych nie można kupować listownie!
Weszła do sklepu, a po chwili z oczu zniknęła jej Lily. - Lilka, kurczę, gdzieś ty polazła ? - spytała samą siebie. Po chwili odnalazła ją przy regale i podeszła do niej. - Severusa tu nie znajdziesz - zaśmiała się. - Co kupujesz ?
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Szkoooda! - ułożyła usta w podkówkę i zamyśliła się. - Masz rację, Kath, on sam mnie znajdzie! - jej twarz rozpromieniła się na tą myśl. - Mhm, szukam kolorowego papieru i jakichś wstążeczek, czy innych takich rzeczy, ale nigdzie czegoś takiego nie widzę - westchnęła i podeszła do regału. - Wiesz może, gdzie mogę coś takiego znaleźć? - spytała przyjaciółkę. W razie problemów ze znalezieniem podejdzie do sprzedawczyni. Zaczęła się dokładniej rozglądać po pomieszczeniu. Jakby miała już podejść do kasjerki i spytać o wstążki, to lepiej żeby się nie okazało, że stoi zaraz koło nich! Wyszłaby na kretynkę... - A ty? Co bierzesz? Masz już jakiś konkretny pomysł na prezent? - spojrzała na Gryfonkę zza ramienia.
Uciekając przed zimnem weszła do pierwszego sklepu z brzegu. Rozejrzała się po sklepie. Całą jedną ścianę zajmowały różnorakie miotły, od Dębowego gromu 79, aż po Błyskawice, najszybszą miotłę na świecie. Z drugiej strony było widać wiele rzeczy niezbędnych w Hogwarcie: pergaminy, atramenty, notatniki. Elizabeth podeszła do lady, za którą stał wysoki mężczyzna. Ze względu na swój wzrost patrzył na Eli z góry. - Dzień dobry, poproszę notatnik. Mężczyzna uśmiechnął się - Jakiś kolor panienka sobie życzy? - Niebieski. Scrivenshaft podszedł do jednej z półek i spróbował wyciągnąć niebieski notatnik spod ogromnej sterty notatników i zeszytów. Widząc, że mu się to nie uda westchnął, wyjął różdżkę i mruknął: - Accio niebieski notatnik. Wszystkie rzeczy znad tej wyszukiwanej uniosły się na około dwa cale, a szukany notatnik podleciał do ręki właściciela sklepu. Ten uśmiechnął się gdy wszystkie zeszyty wróciły na swoje miejsce. Mężczyzna powrócił za ladę i podał zeszyt brązowowłosej. - Należy się sześć sykli i siedem knutów. Dziewczyna podała odliczone pieniądze i wyszła ze sklepu.
Kątem oka zauważyła Elizabet. - Cześć - zawołała, ale dziewczyna chyba jej nie usłyszała. - Chyba wezmę samopiszące pióro dla kogoś i atrament w różowym kolorze dla kuzynów! - zaśmiała się. - Ale będzie ubaw, gdy zaczną nim pisać! Poza tym, nie mam pomysłu. Kupić coś Luke'owi ? Nie wiem... czy nie wyjdę na idiotkę - powiedziała cicho.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Dla kogoś? - zmarszczyła delikatnie czoło. - Kogo? - spytała. Czyżby wyłapała "słowo-klucz" ? Podeszła do regału i zaczęła przeglądać pióra różnego rodzaju i o różnych barwach. Następnie skierowała wzrok na pergaminy i kolorowy papier, który przyda się do pakowania prezentów. No i te cholerne wstążki... znajdzie tu takie? - Jaki kolor radzisz? Podoba mi się ten indygo... ale khaki jest o wiele ładniejszy - stwierdziła, patrząc na cennik. Boże, jakby nie mogli po prostu napisać granatowy, czy coś... - pomyślała. - Co do Luke'a... możesz mu coś kupić, przecież się nie obrazi. No i nie wyjdziesz na idiotkę. Problem w tym, czy on wie, że ty wiesz o nim. - powiedziała, zastanawiając się, czy Kath zrozumie, co miała na myśli... Zaraz, czy ona już kiedyś o to nie pytała? Nie ważne. -Mogłoby to nawet pomóc w nawiązaniu jakiegokolwiek kontaktu między wami. O ile tego chcesz, co prawda... Kto wie, może on też coś planuje dla ciebie? A jak już się dobrze poznacie, to mi go przedstaw! - przypomniała dziewczynie, po czym wzięła ją w swoje ramiona i mocno przytuliła. Niech się nie martwi na zapas! Wszystko się ułoży. - Lil uśmiechnęła się w duchu. No bo czemu miałoby nie? Kathleen zasługiwała na wszystko, co najlepsze.
Ostatnio zmieniony przez Lily Autumn dnia Pią Lis 26 2010, 16:28, w całości zmieniany 1 raz
Ruszył do Hogsmead w poszukiwaniu chociaż chwili odpoczynku... Wrócił z wesela ojca, otoczony zewsząd pesymistycznymi myślami. Uwielbiał to miejsce. Nie do końca rozumiał, co takiego kusi go w zimnych kątach sklepu, jakiegoś osiwiałego już mężczyzny w średnim wieku, ale ten sklep miał w sobie coś magicznego. Zapach świeżego pergaminu, obłoki kurzu, które uwidoczniało słońce wyglądające nieśmiało zza obskurnych okiennic. Przysiadł koło jakiejś nieznajomej dziewczyny, wyciągając się na lodowatym murku i zatapiając w refleksjach. Kto w ogóle wymyślił te słowa małżeńskiej przysięgi? Jak można komukolwiek przysięgać miłość? Uczciwość, wierność, no, to tak. Na pewno są tacy, co potrafią w razie czego wziąć na wstrzymanie i zalecaną przez księży metodą wysublimować popędy w twórczość artystyczną albo wyżyć się w bieganiu i zimnych prysznicach. Uczciwość, lojalność to są rzeczy, nad którymi możesz zapanować, a jeśli nie zapanujesz, może ci ktoś kazać czuć z tego powodu winę. Ale miłość? Nagle, pewnego dnia spotykasz inna kobietę, i okazuje się, że to jest właśnie ta, której szukałeś, całe twoje ciało wyrywa się do niej jak pies na łańcuchu - i co masz z nim zrobić? Nagle, pewnego poranka patrzysz na kobietę w swoim łóżku i uświadamiasz sobie, że od dawna już twoje ciało daje ci sygnały: nie, dość, pomyłka, zawracać! I co na to poradzi przysięga, choćby nie wiem jakimi kapłańskimi klątwami ją składano? W każdą sobotę i niedzielę tysiące par przed tysiącami ołtarzy pokornie powtarza za księdzem te bzdury, nie zdając sobie sprawy, że miłości sobie przysięgać nie można - a po paru latach i tak wszystko im się rozłazi, krzywdzą się nawzajem, nienawidzą, żrą jak pies z kotem, wciągają w to dzieci i nikt się nie zastanowi, że coś jest spieprzone w samym pomyśle. O tak, sam to przeżywał... To on był tym biednym dzieciaczkiem, który tyle razy przeżywał rozwody ojca, że nawet zaczynał ignorować coraz to nowe macochy. Nigdy nie ożeni się pod wpływem impulsu, przynajmniej ze względu na przyszłe pokolenie małych, wrednych ślizgonków. Nie mógł jednak ubolewać nad sobą zbyt długo, ponieważ już po chwili dostrzegł Kathleen i Lily, dwie znajome Gryfonki, które darzył sympatią. W ostateczności posłał każdej łobuzerski uśmieszek.
Dziewczyna weszła do sklepu, z misją do wykonania. Miała znaleźć tutaj turkusowo-fioletowo-sino-koperkowy pergamin. O tak, to niełatwe zadanie. Spokojnym wzrokiem błądziła po regałach, szukając odpowiedniego formatu. W oczy rzuciły jej się dwie Gryfonki. Uśmiechnęła się i pomachała do Kath. Skręciła w lewo i zaczęła gorączkowo szukać w torbie portfela. Nie patrzyła, gdzie idzie, a właśnie wtedy wpadła na jakiegoś chłopaka. Spojrzała na niego, i stwierdziła, że musi być od niej starszy. - Przepraszam... - mruknęła i odwróciła się na pięcie, aby nie zauważył jej zakłopotania.
- Tak, będzie dobrze - odparła. - A indygo jest w porządku, pasuje - doradziła. Co mu kupić ? Co mu kupić ? Miotłę! - Kupię mu miotłę! Ale jaką ? Zauważyła łobuzerski uśmiech, tak dobrze jej znany. Przecież to Wilkie! Pan Twycross odwiedził skromne progi sklepiku i natknął się akurat na nie. Co za szczęście! Jak dla kogo... - Hej, Wilkie! Przyłączysz się do szczegółowego wybierania kolorów atramentów i pergaminów ? To doprawdy trudne zadanie - parsknęła śmiechem. Odmachała do Lauren, która niespodziewanie weszła do sklepu. Ale tłumy!
Co to właściwie za sklep?, przemknęło Hayley przez myśl, gdy przeszła przez próg. Rozejrzała się i... - Mioooootłyyyyy! - krzyknęła rozradowana. Wyszczerzyła wszystkie zęby w radosnym uśmiechu, gdy potykając się o własne nogi biegła w ich stronę z wyciągniętymi przed siebie rękami, niczym szaleniec pędzący do... czegoś. Podeszła do gabloty z Błyskawicą i spojrzała na nią z namaszczeniem, wciągając głęboko powietrze. Trochę czasu minęło, zanim wyzwoliła się z jej mocy. Zamrugała kilka razy oczami i uświadomiła sobie, że w sklepie jest jeszcze kilka osób. Super, znów daję ludziom dowody na to, że jestem kretynką. Ale zbytnio się tym, w sumie, nie przejęła - ci, na którym Hayley zależało, akceptowali w niej ten zalążek chorej psychicznie idiotki. Odwróciła się i przyjrzała obecnym w sklepie. - Wilkie! - wykrzyknęła radośnie, w podskokach podchodząc do Ślizgona. - Błonia są tam! - Pokazała palcem kierunek, w jakim znajdował się Zamek. - Ale w sumie, skoro już tutaj oboje jesteśmy, to nawet lepiej. - Uśmiechnęła się do niego i przeniosła spojrzenie na pozostałe osoby. - Hej - przywitała się z nimi ogólnie, machając ręką.
Miał zamiar wyjść ze sklepu, ponieważ ten spełnił już swoje zadanie. Uspokoił się i jego myśli momentalnie zwolniły. Czuł się maksymalnie odprężony, jakoby skończył właśnie 2 godzinny masaż, kolejny 2 godzinny masaż, a po nim 3 godzinny masaż. Jego rozluźnione mięśnie jednak szybko spięły się, ponieważ jakaś zabiegana dziewczyna właśnie na niego wpadła. Zaklął pod nosem, po czym spojrzał nań i z pewną satysfakcją odkrył, że to bodajże Lorelain. Krukonka z którą miał okazję zamienić kiedyś parę słów. Posłał jej wymuszony uśmiech. - Nie ma za co. Mogłem uważać. - Wywrócił ramionami, po czym odświeżył cel swojej wędrówki. Nie mógł jednak przekroczyć progu, ponieważ zaraz zawołała go Kathleen. - Cóż, dla Ciebie wszystko. Tylko musimy się sprężać, bo za pół godziny jestem umówiony z Hay. - Odpowiedział, po czym podszedł do dziewcząt. Dygnął na przywitanie niczym nastoletnia dziewczynka z epoki wiktoriańskiej i ponownie uśmiechnął się łobuzersko. - Hej Autumn, witaj Katusiu. - Do tej pierwszej puścił oko. Dawno nie miał okazji się z spokojnie porozmawiać z Lili. Za to Gardner spotyka poza szkołą... chyba po raz pierwszy. - Okej, to zdradźcie mi, jaki jest cel naszych poszukiwań. - Zaczął, unosząc ku górze jedną brew. Wtem w jego stronę wyskoczyła Hayley, wyjąc wniebogłosy jego imię. Wrzasnął pod wpływem jej krzyku i wzdrygnął się, jakoby ktoś właśnie poraził go prądem. - Haaaaaaaaaaaay! - Krzyknął również potwornie głośno, chociaż jego głos nie miał w sobie aż tyle entuzjazmu. Mimo to uśmiechał sie od ucha do ucha. Miło było ją spotkać. Zawsze podziwiał jej ekscentryzm i wciąż go inspiruje.
- Wiiiiilkieeeeee! - powtórzyła znowu z braku pomysłu na coś oryginalniejszego. - HA! - Na twarzy dziewczyny pojawił się triumf. - Przestraszyłam cię! Czekaj, kiedy powiem to w Hogwarcie! - Wyszczerzyła do niego zęby w uśmiechu. - Skoro już spotkaliśmy się tutaj, to chyba nie musimy lecieć znowu na błonia, żeby było oficjalnie? - powiedziała zanim pomyślała nad sensem tego co mówi (jak zwykle). - Możemy iść do, powiedzmy, trzech mioteł i się upić, a potem zrobić coś szalonego, żeby w szkole przestało być nudno. - Skończyła swój monolog, po koniec splatając ręce na piersi, wyraźnie dumna ze swojego pomysłu, nadal uśmiechając się triumfująco, jakby miała zaraz dostać puchar.
I znów ktoś wszedł do sklepu. Tym razem to kuzynka Kath - Hayley. - Okej, Wilkie. Nie przeszkadzamy - uśmiechnęła się i pociągnęła Lil za sobą. - Hej Hay - krzyknęła jeszcze do Gryfonki i zniknęła z panną Autumn między półkami. - Liliii, żyjesz ? Mam mu kupić miotłę ? - spytała, patrząc na przyjaciółkę.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Nagle Kathie pociągnęła ją w drugą stronę. Zdezorientowana podążyła za nią, kiedy zauważyła nikogo innego, jak dość znanego jej Ślizgona. Te całe „dość” było z pewnością niedomówieniem. Klnąc pod nosem stanęła na przeciwko Wilkiego. - Cześć - odparła krótko i uśmiechnęła się mimo woli. A niech to! Niedobrze., pomyślała, po czym szturchnęła swoją towarzyszkę. Wtedy właśnie usłyszała nagły krzyk, który mógłby być uznany za jeden z tych, z serii „ cieszę się, że ciebie widzę!”, ale dla Lil był to po prostu przerażający, wkurzający, wywracający wszystko w żołądku pisk jednej z niepohamowanych dziewcząt, które to zachwycały się latającymi konikami i pomidorami na obrazach, które ich zdaniem kryją w sobie tajemniczą treść i posiadają głębię, którą tylko one mogą dojrzeć! Słysząc, że Kath żegna się z Wielmożnym Panem Twycross, poczuła lekkie rozczarowanie, które zaraz jej przeszło. - Miotłę mówisz? Myślę, że miotła to dobry pomysł, o ile jej już nie ma. Zawsze mogę spytać, chcesz? - uśmiechnęła się dziarsko.
- Pa Kath i Autumn! - Zawołał tylko, po czym pociągnął dziewczynę za rękę i skierował się prosto do trzech mioteł. O taaak, tylko tego teraz potrzebował. Chwili beztroskiego oddechu u boku Hayley. Chwili uśmiechu i szaleństwa. Od zawsze był infantylny, jednakże okazywał to jedynie w towarzystwie Splend. Przy nikim innym nie mógł sobie na to pozwolić... Nie czuł się na tyle swobodnie. - Ja stawiam. - Puścił oczko, po czym usiadł przy ławie, gdzie gościła jeszcze jedna persona. Mianowicie jakiś starszy czarodziej, pomarszczony niczym shar pei z długą tiarą na głowie, zakrzywioną nieco przy czubku.
Zaśmiała się cicho. nie chciała urazić Lily, ale wiedziała, że ta się nie obrazi. - Pogadasz z nim! - uśmiechnęła się cwanie. Strzyknęła zimnymi palcami i poprawiła czarne spodnie. - Miotły, miotły, kochane, chodźcie do tatusia - szeptała do siebie, krążąc wśród półek. - Zaraz ? Tatusia ? Do mamusi! No, chodźcie, czekam na was - wydawałoby się, że mówienie do mioteł to jej codzienność. - Lily, gdzie są miotły ? - spytała, stojąc tyłem do ogromnej ścianie, na której znajdowały się miotły.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Spojrzała na Kath, która próbowała pohamować swój śmiech. Przez moment też miała ochotę się roześmiać, widząc jej starania. - Nie wiem, o czym mówisz. - powiedziała i ruszyła za nią, rozpoczynając poszukiwania. Słysząc pytanie o miotły, spojrzała na nią ze zdumieniem. Przez moment zastanawiała się, czy dziewczyna sobie z niej żartuje, czy mówi poważnie. Doszła do wniosku, że chyba jednak nie żartuje. - No nie wiem... - powiedziała ironicznie. - Tak mi się wydaje, że powinny być za tobą, ale nie jestem pewna. Może to wcale nie są miotły, a zwykłe mugolskie mopy? - spytała kpiąco, złapała Kath za ramiona i obróciła ją w drugą stronę. - Zresztą, sama nie wiem, po kija ty mu coś kupujesz. Nie należy mu się! - mówiła sama do siebie, ale chyba trochę zbyt głośno. Możliwe, że Gryfonka to usłyszała.
- Dobrze wiesz, słońce - rzekła. Obróciła się i przetarła oczy. No tak, Kathleen zawsze miała problemy z orientacją w terenie. Debilizm totalny! - Dzięki - powiedziała, czując ulgę. Rozglądała się za odpowiednią. - Przed chwilą mówiłaś, żebym kupiła - uniosła lewą brew w górę.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
Zignorowała odpowiedź Gryfonki. Nie będzie się przejmowała, ot co. - Nie ma sprawy, jak zawsze do usług. - powiedziała krótko, unosząc obojętnie ramiona. - Cóż, wiem, co mówiłam. Po prostu... nie wiem co robić, Kath. Nie znamy tego człeka, prawda? Skąd możesz wiedzieć, jak potraktuje swoją ewentualną, nową miotłę, którą miałby dostać? Uciesz się? Wkurzy? Wyśmieje cię? I ciekawe, czy tobą się interesuje tak, jak ty nim.
- Masz rację! Jaka ja jestem dziwna - stwierdziła. - To ja biorę dwa różowe atramenty dla kuzynów - roześmiała się. Widziała, że nastrój Lily uległ zmianie. Wszystko przez Wilka! Martwiła się o nią, przyjaciółkę, osobę, której ufa. - Nie denerwuj się, przecież nie chcę cię wkurzyć - spojrzała niepewnie na Gryfonkę.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Nie jesteś dziwna. A różowe atramenty, dla chłopaków, to świetny pomysł. - przekonywała. Wbrew pozorom jej zmiana nastroju nie była spowodowana pojawieniem się pana Twycrossa, o nie! Po prostu, martwiła się o Kath bardziej, od kiedy dowiedziała się, że jej dziwny brat łazi sobie od pewnego czasu luzem po korytarzach. - To ja biorę zeszyt, pióro i granatowy atrament. Czarny mi się znudził, a tak pognębię trochę nauczycieli. Chociaż... może lepszym pomysłem będzie żółty. A tam, wezmę dwa.
Wyobrażając sobie Lilkę piszącą żółtym atramentem cicho się roześmiała. Szczerze współczuła nauczycielom, którzy mają sprawdzać jej prace. Podeszła do kasy i zapłaciła za swoje zakupy. - Chodźmy do Zonka! Mają tam łajnobomby! Prooooooooooooooooszę - spojrzała na Lily oczami a'lla kot ze Shreka. Zawsze działało.
Lilyanne Wayland
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : fachowe robienie zdjęć lucjanowi pod prysznicem ♥
- Do Zonka? Mogę wiedzieć, po co ci łajnobomby? Myślałam, że masz tam jeszcze w szufladzie ze skarpetkami mały zapas. Nie mów, że już wszystko wytraciłaś! - odpowiedziała, śmiejąc się z dziewczyny. Przecież dokładnie pamiętała, jak jeszcze niedawno były u Zonka i kupowały mnóstwo akcesoriów do płatania innym figli. - Nie jęcz tak, nawet nie wiem, po co ty się mnie o to pytasz, zamiast wziąć mnie za rękę i ciągnąć w stronę wyjścia. Oczywiście, że z tobą pójdę, moja mała wiedźmo. - powiedziała uszczypliwie i ściągnęła dziewczynie czapkę z głowy, śmiejąc się.
Kochała spędzać z Twanem czas. Po prostu kochała. Do sklepu weszła pierwsza słuchając uważnie uwag Twana co do mioteł. Stanęła jak wryta. Wow! Nie widziała nigdy tylu mioteł na raz. - To którą bierzemy? - zwróciła się do Twana. W końcu on się lepiej na tych cackach znał niż ona.
Uśmiechnął się szeroko, widząc minę Angie. Łaaaaa, miotły! Czy istniał równie cudowny widok? - Błyskawica niby jest najlepsza, ale skoro dopiero się uczysz to będzie aż za bardzo, a przy tym gdybyś ją niechcący rozwaliła, to szkoda by było tyle pieniędzy - powiedział, już widząc jak dziewczyna wpada w słupek jednej z pętel i łamie miotłę na pół. Ale nie, nie, nie mogło do tego dojść póki on miał jej pilnować, nie pozwoliłby by, coś jej się stało. - To może Nimbus 2000, na początek? - poszedł do wiszących mioteł i pogładził rączkę tej, o której mówił.
Słysząc aluzję Twana co do tego, że jest łamagą, która szybko połamie miotłę, miała coś powiedzieć, ale się powstrzymała. W końcu miał trochę racji. Szkoda pieniędzy na Błyskawicę. Nimbus 200? Zaciekawiona podeszła do Twana stojącego przy wspomnianej miotle. Spojrzała na cenę. Uf, nie spłucze się zupełnie. Szybko przeliczyła swoje oszczędności. Zostanie jakieś 20 galeonów. - To bierzemy, tak? Jesteś pewny, że będzie dla mnie odpowiednia? - zapytała się z wyraźnym wahaniem w głosie.
Aluzję? Aj, no niech będzie, może i zasugerował jej to baaardzo delikatnie, ale chciał tym zaznaczyć, żeby nie kupowała czegoś bardzo drogiego. Martwił się o nią i tyle. - Yhym - przytaknął. - Chyba, że chcesz coś tańszego, to możesz wziąć Kometę - tu ruchem głowy wskazał miotłę o której była mowa, - ale nie wiem czy się opłaca. Wyjął Nimbusa ze stojaka na którym był umieszczony i podał go Angie, żeby mogła dotknąć tego co zaraz kupi i wreszcie się zdecydować. Tymczasem on sam stanął za dziewczyną i objął ją ręką, opierając brodę na jej ramieniu. - To jak, bierzesz? - uśmiechnął się, mówiąc te słowa wprost do ucha puchonki.