W tym niewielkim pomieszczeniu nie znajduje się nic, poza wielkim wahadłem, które nieustannie, leniwie się porusza. Pomieszczenie to zwykle jest zamknięte wielkimi drzwiami, a zagląda tam tylko woźny konserwujący stare mechanizmy... no i oczywiście uczniowie, szukający pustego kąta w zamku!
Uwaga! Możesz rzucić kostką wyłącznie jeden raz! W każdym następnym wątku, który tu rozpoczniesz, kości oraz płynące z nich straty/korzyści już Ci nie przysługują!
Spoiler:
1 - Wahadło najwidoczniej Cię zahipnotyzowało - i to dosłownie! Spoglądasz na nie z zaciekawieniem, aż w pewnym momencie stajesz się odrobinę nieobecny, jakby jakaś ciemna chmura zaćmiła myśli i uniemożliwiła podjęcie jakiegokolwiek racjonalnego wyboru. W następnym poście będziesz odczuwał w pewnym rodzaju otępienie, przez które słowa wydobywające się z ust będą trudne do zrozumienia.
2 - całkowicie nic się nie dzieje. Nie znajdujesz nic, niczego nie gubisz, nic Ci się nie stanie. Możesz spędzić tu czas w świętym spokoju bez obaw, że psotny los będzie Cię nagabywać.
3 - wiatr przywiał do Twoich rąk jakąś ulotkę, która okazuje się bezimiennym zaproszeniem do Koła Dzielnych Dysputantów. Po drugiej stronie zapisane są przez kogoś wskazówki w jaki sposób walczyć z jąkaniem. Ta wiedza sprawia, że zyskujesz +1 punkt do Działalności Artystycznej. Zgłoś się po nie w odpowiednim temacie.
4 - wystarczy, że raz się rozejrzysz, a zobaczysz wąską dziurę w deskach na podłodze. Jeśli wsuniesz tam rękę wymacasz sakiewkę z Nopureunem. Możesz zgłosić się po niego w odpowiednim temacie, jeśli chcesz go zatrzymać.
5 - W pewnym momencie czujesz dziwne łaskotanie w okolicach kostki. Gdy spoglądasz w dół, dostrzegasz zabłąkany, możliwie bezpański zabawkowy kwintoped, który ewidentnie upodobał sobie właśnie Ciebie jako swoją "ofiarę". Możesz go zatrzymać, jeśli chcesz - upomnij się o niego w odpowiednim temacie
6 - Uwaga! Nie zauważasz rozlanej przez kogoś nieznanej cieczy, która to zjawiła się pod podeszwą Twoich butów. Rzuć jeszcze raz kostką: parzysta - na szczęście udało Ci się uniknąć niefortunnego upadku na ziemię; co prawda wyglądało to zabawnie, ale zachowałeś równowagę, a nawet otrzymałeś mały aplauz od przechodzącego obok studenta!; nieparzysta - nieszczęśliwie upadasz, w wyniku czego obijasz sobie prawą rękę, która zaczyna Cię niemiłosiernie boleć. Po dłuższych oględzinach okazuje się, że jest stłuczona. Potrzebujesz wsparcia medycznego - jeśli masz odpowiednią ilość punktów w kuferku, sam sobie to opatrzysz, a jeśli nie znajdź kogoś lub udaj się do skrzydła szpitalnego po pomoc (jeden post na minimum 2000 znaków, gdzie pielęgniarka udziela Ci pomocy).
Prawda była taka, że Ian kompletnie nie wiedział, co miał zrobić. Odnosił wrażenie, że cała ta magia nie działała tak, jak powinna, a to go frustrowało i musiał przyznać, że działo się tak w wielu sytuacjach. Zupełnie, jakby był przekonany, że jednak nie należał do tego świata, jakby miał świadomość, że wpadł tutaj całkowitym przypadkiem i chociaż działo się tak w wielu książkach, jakie czytał, nie umiał się w tym do końca odnaleźć. Nie był tak odważny, jak większość bohaterów powieści, by nie powiedzieć, że zaliczał się raczej do osób, które działały dopiero w skrajnych sytuacjach, czyli był raczej tchórzliwy. Pewnie, gdyby przyszło co do czego, to walczyłby do upadłego, ale z reguły trzymał się po prostu na uboczu, nie próbując mieszać się w to, co się działo, nie próbując sięgać tam, gdzie nie powinien. I właśnie jemu trafiały się dziwne przypadki, to za nim chodziły przerażające biesy, to on wpadał w jakieś wisielcze sznury, aż w końcu trafiło mu się magiczne wahadło, jakie hipnotyzowało w ten sposób, że nie był do końca w stanie dotrzeć do Fern. Nie znosił takich sytuacji, a jednocześnie najczęściej znajdował w sobie wtedy samozaparcie do działania i pewnie właśnie dlatego nie pobiegł na poszukiwanie pomocy, ale czekał cierpliwie, jak dziewczyna się poczuje, próbując do niej dotrzeć, w końcu oddychając głębiej, czując, że dłonie lekko mu drżały. - Ulga, że weź – powiedział, zapominając, że nie mogła go usłyszeć, by zaraz zamachać rękami i spojrzeć kątem oka w stronę wahadła, ale na nim nie robiło żadnego wrażenia. Nieco nerwowo przestąpił z nogi na nogę, kiedy Fern pisała mu odpowiedź, by zaraz unieść brwi, kiedy doczytał, co miała do powiedzenia i jeszcze raz spojrzał w stronę winowajcy, przesuwając dłonią po karku, jakby to miało mu w czymś pomóc, a potem przekrzywił lekko głowę, zastanawiając się nad tą sprawą. – Teoretycznie to całkiem możliwe, że takie wahadło mogłoby mieć w sobie zdecydowanie więcej magii, niż cała okolica, ostatecznie Hogwart to jest siedlisko bałaganu różnego rodzaju, co nie, więc tak właściwie to całkiem możliwe, że faktycznie… A zaraz, po co ja… – rzucił, po czym uderzył się w głowę i odwrócił w stronę Fern, robiąc to dość energicznie i aż wpadł w jakąś skrytkę, jakiej wcześniej nie widział, czerwieniąc się jak burak, bo to było z jego strony niesamowicie fortunne, ale okrasił to śmiechem – dość piskliwym, bo głos akurat teraz postanowił go zawodzić – i spróbował się oswobodzić. Może to wahadło ma jeszcze jakieś inne zdolności – napisał pospiesznie, próbując uwolnić się spomiędzy desek, w jakie wpadł, jak skończony idiota, przy okazji wzruszając ramionami na jej ostatnie pytanie, oddając jej znowu notes, by kucnąć i spróbować poradzić sobie z problemem, by razem z nogą wydobyć buteleczkę z eliksirem, którym potrząsnął lekko, próbując rozpoznać, co to jest. I co to właściwie tutaj robiło?
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Nie do końca zrozumiała, dlaczego dzieci wychowywane przez niemagicznych rodziców, obawiają się magii lub reagują na nią wręcz z panicznym lękiem. Nie każdy taki był, niektórzy oddawali się fascynacji i głupocie, brakowało im ostrożności. Jednak trafiali się też tacy jak Ian strachliwi, chociaż Fern nie miała pojęcia, dlaczego chłopak przez chwile wyglądał, tak jakby to on potrzebował pomocy, a nie ślizgonka. Sama Young jako czarownica półkrwi manewrowała między dwoma światami. Dostosowywała się, nawet to wahadło, które na chwile porwało ją w otchłań pustki, nie mogło ją wyprowadzić z równowagi. Miała niewiele lat, ale początek obecnego roku sprawił, że przeżyła wiele, aż nadto, jak na szesnastolatkę. Może to sprawiło, że wszystko gdzieś skrywała w sobie, wyglądając na całkiem niewzruszoną, dla niej nic się nie stało. Widocznie była przyzwyczajona, albo świat magii nie stawiał ją w takich niekomfortowych sytuacjach, jak Iana. Wcale się nie zdziwiła, że postanowił wyrazić swoją ulgę na głos. Obserwowała, jak jego usta poruszają się i układają w słowa, które mogła trochę zrozumieć. Kiedyś ją to denerwowało, teraz nie widziała, w tym problemu inni często coś gadali w jej obecności, nawet pomimo tego, że wiedzieli, że nie słyszy taki Ike. On cały czas coś mówił, ale obserwacja mowy ciała dawała wgląd niemal w ludzką psychikę. Słowa bywały zbędne. Widziała, jak się rozkręcił, zaczął coś mówić, ale już nie mogła wyłapać sensu potoku tych słów. Zaśmiała się pod nosem na jego reakcje, chociaż siebie nie słyszała. Powoli przestawało być to dla niej problemem, że wydaje różne dźwięki, a tylko otoczenie może je usłyszeć. Nie było już to takim wielkim problemem dla dziewczyny, jak na początku roku. Skupiła się na odpisywaniu, ciekawa czy tylko na nią wahadło tak działało. Jeśli na MacTavisha nie, to co z nią było nie tak, że dała się tak podejść sile hipnozy, czy była podatna na taką magię? Przez chwile zastanawiała się nad tym, ale zaraz jej uwaga powędrowała do krukona, który wpadł w sidła desek. Zostawiła notes i zeskoczyła na równe nogi. Chciała pomóc Ianowi, ale sam sobie świetnie poradził. To miejsce było pełne niespodzianek, kiedy razem z uwolnioną nogą, wyciągnął też eliksir. Fern jak na córkę eliksirowara i pasjonatkę od jakiegoś czasu warzenia mikstur niemal wyjrzała chłopakowi za pleców, chcąc również dowiedzieć się, co to jest i od razu rozpoznała. Purpurowa ciecz z widocznymi drobinkami. Uśmiechnęła się do krukona. Wiesz co to za eliksir? Naskrobała, aby zaraz mu pokazać wiadomość. Spojrzała na niego, ale nie czekała na jego odpowiedź. To nopuerun.
Dla Iana odnalezienie się w tym świecie nie było wcale takie proste. Nie umiał do końca pogodzić się z tym, że posiadał bliżej nieokreślone zdolności, że coś w nim tkwiło, istniało i było w stanie kreować rzeczywistość. brzmiało to jak z powieści, musiał to przyznać, ale zupełnie inaczej się o tym czytało, a zupełnie inaczej się to przeżywało i doświadczało. Kiedy okazywało się, że samemu było się głównym bohaterem niezwykłej opowieści, przygody stawały się większe, straszniejsze i mniej przychylne, a do tego dochodził problem własnej tożsamości, jaki nieustannie zaburzany był przez różnego rodzaju wydarzenia i uwagi, jak choćby te ze strony jego babki, jaka nie wierzyła w magię i traktowała go momentami jak antychrysta. Znajdował się, ni mniej, ni więcej, między młotem a kowadłem, a te tkwiły w jego głowie, powodując, że choć od kilku lat wiedział, że był czarodziejem, nie umiał się opisać i odnaleźć, zaś teraz gdy dojrzewał, problemy te jedynie spotęgowały się buzującymi w nim hormonami. Było je widać również teraz, kiedy zaczął gadać, zapominając całkiem o tym, że Fern musiała raczej zgadywać, co dokładnie robił i dlaczego, bo zwyczajnie nie była w stanie go usłyszeć. A później zaczęła się śmiać i Ian spłonął po czubki uszu, przypominając pomidora w pełnym rozkwicie, tuż przed tym, jak miał zgnić. Nie wiedział, z czego dziewczyna tak naprawdę się śmiała, czy z niego, z tego, jak się zachowywał, czy ogólnie była w tej chwili radosna i wesoła, czy miała w sobie coś, co mogłoby popchnąć ją dalej. Trudno było mu to wszystko odgadnąć, ale zanim zdołał się zdenerwować nie wiadomo z jakiego powodu, wpadł w pułapkę, w jakiej pozostał przez chwilę, a kiedy już udało mu się z niej wydostać, Fern napisała pytanie, na które najpierw zrobił zeza, a później pokręcił głową. Jedynie po to, żeby rozdziawić usta i przez chwilę patrzeć na nią z niedowierzaniem, czując, jak już po chwili krew odpływa mu do stóp. I jeśli to było w ogóle możliwe, zarumienił się jeszcze mocniej, bo w życiu nie wpadłby na to, że właśnie trzymał w rękach eliksir antykoncepcyjny. Na dokładkę rozmawiając z dziewczyną. Nigdy go nie widziałem. Ani nie przygotowywałem, więc - napisał i wzruszył ramionami, wyglądając przy tej okazji, jakby miał spanikować, co było jeszcze głupsze, bo zdecydowanie NIE CHCIAŁ panikować i wychodzić na jakiegoś dzieciaka, czy coś podobnego. Tobie się udało? Znaczy, bo chyba chodzisz na kółko z eliksirów, nie? - jego pismo zrobiło się w tym miejscu nieco koślawe, a pod nosem wymamrotał jedynie: jobby.
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Przed wypadkiem wszystko było łatwiejsze. Na pewno pełne przeróżnych dźwięków. Nie doceniała niegdyś swojego słuchu, słyszenie było dla niej tak oczywiste jak oddychanie. Potem nastała cisza i cały czas Fern powtarzała sobie, że kiedyś to było... Ale to nie była prawda, bo jej mama już wcześniej chorowała, a tata popadał w coraz to większą obsesję wyleczenia Amandy. Powtarzała lekarzom, że jest głucha i nie ma na to wpływu, mimo że twierdzili inaczej, że to wszystko tkwi w jej psychice. Wiedziała, że mieli racje, nie chciała słyszeć. Nie umiała się przed sobą do tego przyznać, chciała obwiniać wszystkich za to co jej się stało, ale powoli przestawała to robić, zatracając się w ciszy. Rozumiała ten świat lepiej, ignorując to, że może istnieje dla niej lepsze życie, tylko musiała sobie na to pozwolić. Wszystko jednak zależało od niej, a utrata rodziców nadal była świeżą raną. Kompletny bezdźwięk pozwalał jej wyłapywać to czego wcześniej nie zauważała. Mowa ciała mówiła więcej niż tysiąc słów, dlatego nauczyła się dobrze obserwować innych, a także swoje otoczenie. Bywało, że jej wzrok wyłapywał prędko coś, co zauważyłaby dopiero później lub wcale. Dlatego od razu spostrzegła, że Ian z pewnością poczuł się zakłopotany. Sama nie widziała w ich małej konwersacji nic dziwnego, w końcu pogadanki o eliksirach nawet antykoncepcyjnych nie były niczym szczególnym, kiedy było się wielkim pasjonatem mikstur, to do czego służył wywar, miało drugorzędne znaczenie, albo nawet trzeciorzędne, kiedy zagłębiało się w składniki czy cały proces przygotowawczy. Tak, chodzę. Ciebie chyba nie widziałam na lambmedzie, nie przepadasz za eliksirami, uzdrawianiem? Zaczęła skrobać dla niego wiadomość, nic sobie nie robiąc z tego, że właśnie Ian znalazł eliksir antykoncepcyjny, w końcu ich rozmowa daleka była od rozmowy na temat magicznego zabezpieczania się, co oni o tym wiedzieli? Fern z pewnością coś wiedziała, ale jak ojciec był eliksirowarem, a matka pracowała jako położna na oddziale św. Munga to ciężko byłojej rodzicom zignorować ten temat pojawiających się w ich domu samoistnie. Wiesz nie jest to jakiś trudny eliksir jeśli ma się podstawową wiedzę z magii leczniczej. Dodała zaraz już w myślach odnajdując przepis na nopuerun. Kiedy Ian skupił się na przeczytaniu to, co dla niego napisała i zastanawianiu się, jak tu nie spanikować i nie uciec z krzykiem, Fern już pisała dla niego kolejną wiadomość. Wydaje się dobrze uwarzony, zachowaj go, może kiedyś się przydać, albo możesz go komuś sprzedać. Puściła do niego oczko, kiedy przeczytał.
Tak się składało, że Ian był naprawdę ekspresyjną osobą, łatwo się uśmiechał, łatwo się nakręcał, a kiedy już to się działo, zaczynał machać rękami, jak jakiś wiatrak, którego nie dało się w żaden sposób zatrzymać. Podświadomie zdawał sobie sprawę z tego, że był wręcz żałosny w tym, jak się zachowywał, że był dzieciakiem, nad którym należało się pochylić i pokiwać głową ze zrozumieniem dla jego głupoty. Kiedy miało się szesnaście lat, podobne rzeczy były dość normalne, świat zdecydowanie nie wyglądał, jakby nosiło się różowe okulary, a on nie umiał do końca odnaleźć siebie i powiedzieć, kim w tej chwili był. Bo z jednej strony czuł się niesamowicie dorosły, a z drugiej wręcz przeciwnie, bał się, wstydził, rumienił, nie umiał się zachować, odnosząc wrażenie, że to, co dotyczyło jego znajomych było dla niego zdecydowanie odległe, jakby nie był w stanie doświadczyć tego, co dla nich było całkowicie naturalne. Właśnie z tego powodu Fern mogła czytać z niego, jak z otwartej księgi, mogła patrzeć na niego, widząc w nim każde uczucie, każdy lęk, każdą drobną złość, bo to zwyczajnie malowało się na jego twarzy, rozlewając się po całym jego ciele. Jego brwi i wargi poruszały się, unosiły, opadały, marszczyły, a jego oczy zdawały się opowiadać dosłownie wszystko. Daleki był od spokoju ducha, daleki był od tego, by zaznać ukojenia, jakie dałoby mu spokój ducha, na to nie zanosiło się jeszcze przez kilka kolejnych lat, co oznaczało, że znajdował się w położeniu co najmniej beznadziejnym i nie wiadomo było, kto miał go z tego wyrwać i uratować, stawiając na właściwej ścieżce. Dlatego kiedy zadała mu pytanie, Ian mimowolnie potarł dłonią kark, uciekając spojrzeniem w bok, patrząc na ziemię, jakby przyznanie na głos, że coś mu nie odpowiadało, było jakąś skończoną zbrodnią. Odetchnął głęboko, zacisnął zęby na wardze, parsknął zaszurał nogami, a potem spróbował przyjąć jak najbardziej nonszalancką pozę, co o dziwo wyszło mu całkiem dobrze, co nie powinno być czymś naturalnym, nie dla kogoś tak pogubionego, jak on. - No, nie, zupełnie nie – powiedział, a potem wzniósł oczy ku niebu, bo zdał sobie sprawę z tego, że Fern co najwyżej mogła się teraz domyślać, co mówił, więc napisał jej to od razu, dodając, że zwyczajnie wolał historię magii, wszystko, co związane z przeszłością, prawem i zasadami, wolał te zajęcia, jakie rozwijały jego pamięć i wiedzę na temat świata magii. Prawdę mówiąc, nawet zaklęcia zdawały się mu bliższe, choć być może konkretniej transmutacja, skoro przejawiał talenty podobne do tych, jakimi władał jego dziadek. Nie mógł być mugolskim inżynierem, ale nadal był twórcą i umiał kreować różne rzeczy, choć w większości dość proste. Nie umiał jednak najwyraźniej spokojnie przejść do porządku dziennego nad kwestiami związanymi ze sprawami, jak się wydawało, dorosłych. I chociaż był już w tym wieku, w którym sprawy damsko-męskie, czy ogólnie sprawy uczuć, seksualności i tego całego wariatkowa były zwyczajne, on płonił się jak jakaś, nomen-omen, dziewica, zachowując się, jak skończony idiota. I pewnie dlatego zarumienił się jeszcze mocniej, kiedy Fern nie tylko przyznała, że to był prosty eliksir, ale dodała również coś, co spowodowało, że serce podskoczyło mu w piersi, zabiło jak oszalałe i musiał odchrząknąć, żeby nie zachować się, jak skończony idiota, którego już i tak z siebie robił. Jeśli jest zdatny do użytku przez kilka lat, być może będę miał kiedyś okazję z niego skorzystać, ale teraz to nie sądzę, żeby w ogóle istniała taka możliwość – odpisał jej, nieco chwiejnie, wiedząc, że przez to pewnie robił z siebie dzieciaka, ale nie było sensu kłamać.