Do hogwarckiej kuchni prowadzi boczny korytarz zakończony owalnymi drzwiami z klamką w kształcie gruszki. By wejść do środka należy ją połaskotać. W środku znajduje się skrzacie królestwo, a mianowicie niezbyt duża kuchnia. Jest tu gorąco oraz duszno, a przede wszystkim roztacza się tu mix cudownych zapachów. Każdy zbłąkany czy głodny uczeń dostanie tu coś ciepłego, o ile zachowuje się wobec skrzatów życzliwie i uprzejmie. Głównymi skrzatami dowodzącymi w tym miejscu są Bambuś, Bryłka, Chmurka oraz bardzo włochaty Gwizdek o donośnym głosie.
Chyba każdy ma problemy z nazywaniem uczuć. Ale niektórzy mają się trudniej, ponieważ mają ogromne problemy z zrozumieniem swoich emocji. A szczególnie ona. Niewiele przeżyła, niewiele mogła tak naprawdę określić. Jedyna jej wiedza na temat związków bierze się z romansów, z opowieści Ikuto. Przez to w jej głowie funkcjonuje jedynie pojęcie, że wszystko zawsze dobrze się kończy, miłość zawsze zwycięża i jeszcze wiele innych głupot, które chyba tylko zranienie tego dziecka mogłoby wyperswadować. Choć ją często zranić. Chyba, że fizycznie... Kyaaa, aż jej się przypomniało, jak Dracon brutalnie uderzył nią o ziemię! Momentalnie zakończyła smutne tematy i uśmiechnęła się niezwykle wesoło. Odwróciła się w stronę Finna uchylając wargi. - Finn... Eto... Kojarzysz może takiego chłopaka... Draco – No nie mogła nie zapytać. Miała ochotę przeprosić za to, że schodzi na taki temat, ale ją aż tak strasznie korciło, że aż ją przechodziły ciarki. Jeju! Ona by powiedziała, że przy takiej rozmowie, gdzie się dowie jak cudny jest Dracon nie zliczy orgazmów. Kyaaaa! - Nie pouczaj mnie, bo wiem lepiej niż ty. Co ty możesz wiedzieć o holenderskim ty ty... HOLENDRZE! - Powiedziała wytykając lekko język w jego stronę, uśmiechając się zabójczo po tym sztucznie patrząc na niego z wyższością, bo przecież ona wie lepiej i rybak nie będzie w stanie podważyć jej inteligencji i genialności O! Sama również zaczęła jeść chociaż zdecydowanie wolniej, jakby zastanawiając się nad każdym kęsem. Jajecznicę lubiła jeść, delektować się nią nawet w towarzystwie. W innym wypadku nie chciałaby z kimś jeść, ponieważ... Ta dziewczyna wstydzi się tego, że używa sztućców na odwrót, a więc widelec w prawej ręce, a do tego dzieli danie od tego, co najmniej smaczne do tego co najsmaczniejsze i w takiej kolejności wszystko je nigdy nie mieszając dwóch rzeczy ze sobą. - Nie nauczę cię, bo ten przepis to ogromna tajemnice. Zdradzę go tylko mężowy, bo on mi będzie robił takie wykwintne śniadanka do łóżka – Skomentowała zadowolona, że jak zwykle jakże najprostsza do zrobienia potrawa robi ogromną furorę. Powinna zostać kucharką!... Haha! Dobreee! Nie no, Van w kuchni. Szkoda gadać. Skrzaty to by chyba już tutaj nie wróciły, gdyby zaczęła pichcić coś „dobrego”.
Ostatnio zmieniony przez Agavaen Brockway dnia Sro Maj 23 2012, 16:54, w całości zmieniany 1 raz
Autor
Wiadomość
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Popatrzył na Elaine przeciągle, przyglądając się rysom jej twarzy, które znał na pamięć z każdym najdrobniejszym szczegółem – tym bardziej, że jej metamorfomagia jeszcze do niej nie wróciła i bardziej niż kiedykolwiek przypominała dziewczynkę z tych czasów, kiedy oboje nie za bardzo panowali nad tą mocą. Z całą pewnością potrafił dostrzec w niej delikatną nutę podejrzliwości, może... złośliwości? Takiej siostrzanej, zupełnie nieszkodliwej, w pewnym sensie cechującej się pewnym urokiem. Chyba zauważyła, że rozmowa z Isą kleiła mu się nad wyraz dobrze i zastanawiał się czy czeka go z tego powodu prywatna pogawędka. Elaine miała wyjątkową umiejętność wyczuwania nawet najniewinniejszego flirtu na kilometr. Z dyptamowym smakoszem miał do czynienia na co dzień; ze względu na odstresowujące i pobudzające właściwości była chętnie i często zamawianym napojem. Nie zwlekając, wziął się do roboty. Przelał mleko do garnka i podgrzał je do odpowiedniej temperatury, dokładnie tak jak robił to w swojej pracy, a potem przy użyciu zaklęcia spumato spienił mleko do idealnej wręcz konsystencji. Po wcześniejszych niedociągnięciach, poczuł niewypowiedzianą ulgę, że coś w końcu wyszło mu wystarczająco dobrze. Z zadowoleniem patrzył na gęstą, ale delikatną mleczną piankę i postanowił nie zwlekać ani chwili dłużej. Opłukał kubek lodowatą wodą gdyż wiedział, że jest to ważny element i zaczął wlewać rękę. Nie wiedział jak to się stało, że nagle mu się omsknęła, przecież był skupiony... może za bardzo się starał? Niemniej, kawa rozlała się na blat, na jego koszulę i rękę @Isabelle L. Cortez, a w kubku ostatecznie niewiele już zostało. Wściekły na cały świat, ale przede wszystkim na siebie, co przejawiło się ognistą czerwienią jego kędzierzawej czupryny, zaczął sprzątać bałagan, którego narobił, niewybrednie przeklinając w myślach. Wiedział, że nie zdąży zrobić drugiej kawy i całe jego starania poszły na marne. Do końca zajęć nie powiedział już ani słowa.
Zapisując się do kółka Kulturalnych Kucharzy, nie wiedziała, że będzie tak miło spędzać czas po zajęciach. Lubiła te spotkania bardziej niż spotkania Entuzjastycznych Eliksirowarów. Po prostu przy przygotowaniu smakołyków czy poważniejszych dań mogła się zrelaksować, nie to, co przy eliksirach, które wymagały większego skupienia. Przy kuchni można było się poparzyć, a przy kociołku wylecieć w powietrze. Tym razem jakaś paskudna infekcja dopadła skrzaty, które zajmowały się przygotowaniem posiłków. Kulturalni Kucharze mieli zastąpić skrzacią obsługę i przygotować posiłki. Elizabeth razem z Holdenem, którego nie musiała długo prosić, udała się do kuchni w celach przygotowaniem plumpków duszonych w sosie miodowym. Cortez cieszyła się, że przy tym zadaniu pomoże jej Holden i przede wszystkim nie dlatego, że jego kulinarne umiejętności były na wysokim poziomie (te 13 punktów w kuferku), ale przede wszystkim dlatego, że przyjaźnił się z Fire, skąd się ona tego dowiedziała? No miała swoje źródła. Zresztą obserwowała Blaithin, która niemal zawsze na zajęcia przychodziła z tym Thatcher'em. Tylko jak tu teraz zagadać, skoro trzeba było zająć się plumpkami, jak od ryby przejść do Dear — zdecydowanie powinien być jakiś poradnik. - Zajmiesz się rybami? - Zerknęła w stronę gdzie leżały, a sama zabrała się za przygotowanie sosu. Wszystkie składniki już mieli, inni członkowie kółka dostarczyli im czego trzeba, więc nie musieli szwendać się po spiżarni. Zabrała się za mielenie goździków, które według przepisu miały być bardzo drobno zmielone. Chociaż Elizabeth L. Cortez wcale nie myślała o goździkach, tylko, jak zapytać Holdena o Fire, żeby nie brzmiało to podejrzanie, cały czas przedstawiała sobie w głowie różne warianty tej rozmowy, ale nie mogła natrafić na ten dobry. - Holden, tak? - Miał takie dziwne imię, zastanawiała się, czy dobrze je wypowiedziała z tym swoim hiszpańskim akcentem. - Znasz może Fire? - Palnęła, jak skończona idiotka, a kto nie zna Fire. Na Merlina zaraz spali się ze wstydu. Zostaw te goździki i uciekaj stąd. Przecież oni na pewno są bliskimi przyjaciółmi, a on przekaże gryffonce wszystko i Eliz będzie spalona. To już wolała spalenie na stosie — zdecydowanie. - Heh... - Westchnęła. - Znaczy głupie pytanie. Przyjaźnicie się, no nie? - Poprawiła się szybko albo bardziej się pogrążała. Zaczęła miażdżyć te goździki z wielkim skupieniem, jakby właśnie przed chwilą nic nie powiedziała. Nie miała pojęcia, czy kontynuować ten temat, czy po prostu go uciąć, póki była jeszcze okazja.
Nigdy wcześniej nie przygotowywała Dyptamowego Smakosza, choćby dlatego, że już bez magicznej kawy cierpiała na chroniczną bezsenność. Było to o tyle uciążliwe, że pora nocna wzbudzała u Billie uczucie dyskomfortu i każda dodatkowa godzina, podczas której nie mogła zmrużyć oka bardzo źle na nią wpływała. Z tego powodu dobór tematu przez profesora nie uczynił jej najszczęśliwszą osobą w tej kuchni - pewne było przecież, że swoich specjałów będą próbować. Samo przygotowywanie składników tak czy inaczej sprawiało jej jednak radość. Tym razem postanowiła być już ostrożniejsza z różdżką i zaklęciami, więc procesu spieniania mleka dokonywała ze zdecydowanie większą uwagą niż na to zasługiwało. Ale właśnie dzięki temu wpasowała się w czas idealnie, nie psując nic na tym etapie. Odetchnęła więc z ulgą, oglądając delikatną piankę, którą udało jej się wytworzyć - nie była ani sztywna, ani zbyt płynna i Billie wierzyła, że w smaku również nie będzie jej można nic zarzucić. Chciała już przelewać swoje składniki do kubka i naprawdę w ostatniej chwili zorientowała się, że przecież kluczem do sukcesu jest przelanie naczynia lodowatą wodą. Z pośpiechu zrobiła to mało dokładnie; nie zwróciła aż takiej uwagi na temperaturę, która być może była odrobinę zbyt chłodna. Układanie wart szło jej za to bardzo ładnie i Billie ostatecznie była naprawdę dumna z przygotowanego naparu. Aż szkoda było go pić... Ale ciekawość również pobrzmiewała, więc Billie bez oporu skusiła się na łyczek. I natychmiast poczuła się bardzo zrelaksowana, jakby zupełnie nic nie miało siły popsuć jej dobrego nastroju ani rozemocjonować. Nie wiedziała jednak jeszcze, że to będzie spokojna, ale bardzo długa noc...
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
- Okrutna? - Cmoknęła z dezaprobatą, słysząc to słowo. - Mocniej bym to określiła zawodową ciekawością. Który kucharz nie krył w sobie odrobiny dziecięcej dociekliwości? Eksperymentowanie w kuchni, bawienie się z teksturami, gatunkami mięsa, przyprawami, warzywami... Gotowanie dla siebie, dla innych, oglądanie radości na ich twarzach i pękanie z dumy, gdy wpadło się na nowy, nietypowy przepis. Brakowało jej tego teraz, kiedy niemalże na stałe przerzuciła się na wymagający, sportowy tryb życia. Ciężko pogodzić te dwie ścieżki ze sobą - kucharza i zawodnika. Zawsze któryś ucierpi. Ewentualnie ucierpi ona sama, próbując chwycić dwie sroki za ogon. Zmarszczyła delikatnie brwi. To powiedzenie można odebrać zbyt dosłownie, biorąc pod uwagę, że Eastwoodowie grają w Srokach. Pokręciła lekko głową, wyrzucając z głowy niepotrzebne myśli. - Roszpunka? - Oczywiście, że kojarzyła film, o którym Holden mówił. Znacznie bardziej lubiła kulturę mugolską niż magiczną, uśmiechnęła się zatem szeroko, dostając patelnię i w przerwie między zadaniami zakręciła ową. - Będziesz moim Flynnem? - Puściła mu oczko, opierając sobie krawędź patelni o bark. Można było odebrać ten gest albo jako żart, albo próbę flirtu. Znając jednak Hem, ciężko podejrzewać ją o jakiekolwiek romanse, prędzej subtelnie docinała Holdenowi, określając go złodziejem i krętaczem. Schowała zbędne akcesorium kuchenne, kiedy nauczyciel zabrał się za tłumaczenie zadania. Uśmiechnęła się tylko lekko do towarzyszącego im Ślizgona, dziękując tym za komplement, zanim skupiła się na kolejnej części lekcji. - Oh tak. Szkoda, że nie rozważył kariery nauczyciela gotowania, skoro już został w szkole - ale kim ona jest, by stawać na drodze Leo. Nie tylko pod względem fizycznym, Vin-Eurico by ją wziął pod pachę albo na ramię niczym worek ziemniaków, ale przede wszystkim pod względem upodobań i marzeń. Jeśli czuje się lepiej jako profesor onms, so be it. Równie dobrze można rzec, iż ona marnuje talent kulinarny wybierając miotłę ponad nóż. Przelała mleko i spieniła je. Odrobinę za krótko, ale nie chciała przesadzić. Najwyżej będzie ostrożnie tworzyć warstwy w kolejnym etapie. Poczuła gorąc, kiedy przytknęła palec do rozgrzanego metalu. Nie mogła jednak puścić teraz garnka, subtelna pianka by się rozleciała. Zacisnęła więc zęby i pomimo dyskomfortu przelewała mleko, koncentrując się na zadaniu w całości. Odstawiła garnek dopiero, kiedy skończyła. Machnęła ręką, zanim wsadziła oparzony palec w usta. Jęła kontemplować efekt końcowy, patrząc na warstwy tak równe, jakby je ktoś nożem pokroił. Aż za mocno chyba to wyszło? Wyciągnęła palec z gęby, aby upić kawy. Przyjemne ciepło rozlało się po jej ciele, przynosząc łagodne pobudzenie i całkowite zrelaksowanie. Czuła, że może wszystko i najbardziej monotonna lub denerwująca praca nie byłaby w stanie jej zniechęcić. - Dobrze. Chcesz łyka? - Zaproponowała Hodlenowi, przyglądając się jego kawie. Też wyglądała świetnie, bowiem wizualnie dziewczyna nie mogła zauważyć glutkowatego mleka. Trąciła go pięścią w ramię. - Masz talent. Zostaniesz baristą? - Rozsiadła się wygodniej na krześle i uniosła szklankę, sądząc dalej kawę. W przeciwieństwie do Gryfona, Peril nie szczędziła sobie kofeiny. A teraz, wypiwszy dwa tak mocne napary na raz, z pewnością nie uśnie długie godziny. Nie potrafiła nawet przejąć się bąblami na palcu; ewidentnie efekt rozluźniający kawy był przesadnie silny.
C. szczególne : anorektycznie chudy, ma kilka tatuaży i kolczyków, naderwane ucho, blizny na twarzy, rękach i plecach, bardzo widoczne cienie pod oczami
Może i Hemah miała rację z tą kulinarną ciekawością. Zwłaszcza że w świecie magii trzeba się było naprawdę nakombinować, żeby stworzyć jakieś danie bez udziału zwierząt. O eliksirze nawet nie wspomnę, chociaż z tym poddałem się już dawno temu, przestając szukać ingrediencji, które pozwolą ominąć szczurze ogony czy chitynowe pancerze. - Wolałbym Pascalem – odpowiadam jej, uśmiechając do niej szeroko, chociaż Flynnem nie mogę gardzić. Lubię gościa, nawet jeśli jest tylko narysowany i w rzeczywistości nikogo takiego jeszcze nie spotkałem. Jednak kameleon, który często wpada w kłopoty, też mi się podoba. Mógłbym się zakraść wszędzie bez ryzyka złapania mnie, bo przecież wtopiłbym się w tło. Chociaż zaraz… Zaczynam myśleć jak Flynn, a to niekoniecznie dobrze dla Gryfona. A może jednak? - Zawsze ty możesz uczyć gotowania, jakby ci się znudził quidditch – zauważam i dociera do mnie, że ostatnio aż za często proponuję wszystkim karierę belfra, podczas gdy sam prawdopodobnie nawet nie skończę studiów. Po zalaniu mlekiem własnej kawy, przyglądam się, jak Hemah dokańcza własną, ciekawy tego, jaki efekt wyjdzie jej. Jest o wiele lepsza w gotowaniu ode mnie, poza tym pewnie już wcześniej robiła ten trunek, podczas gdy dla mnie to pierwszy raz, więc nikt nie powinien ode mnie zbyt wiele wymagać. - Pokaż no tę idealną kawę – mówię, kiedy proponuje mi jej spróbowanie i biorę łyka, ale chociaż jest smaczniejsza od mojej, to nadal zbyt gorzka jak dla mnie. – Jakbym lubił kawę, to pewnie bym stwierdził, że perfekcyjna – mówię, bo jedyne porównanie, jakie mam, to mój własny kubek. Ostatecznie podsuwam jej też swój własny kubek, stwierdzając, że szkoda to wylewać, podczas gdy sam nie dopiję napoju. – Coś ty. Jaki by był ze mnie barista, skoro nie lubię kawy? Rozglądam się przez chwilę po kuchni, sprawdzając, jak idzie pozostałym, ale nie jest to nic niezwykłego. Po prostu grupka dzieciaków zaaferowana napojem w kubku. Czasem mam wrażenie, że w tej szkole robią wielkie halo z czegoś, co dla mugoli jest zupełną normalnością. Większość z tych tutaj pewnie nigdy nie miałaby w ręku noża, gdyby nie te lekcje. W końcu wracam spojrzeniem do Hemah i dopiero teraz zauważam, że ma poparzony palec. Wywracam oczami, zastanawiając się, dlaczego nic z tym nie robi, ale ona wydaje się nie do końca zwracać na to uwagę, choć podejrzewam, że pewnie celowo, bo ja sam nie zignorowałbym bąbli. - Pomóc ci z tym? – pytam, wskazując na poparzenie i wyciągam w jej stronę rękę, żeby oparła o nią swoją. W drugiej trzymam różdżkę, gotowy załagodzić jej to oparzenie, gdyby tego potrzebowała.
_________________________________________ zadanie kółka kulturalnych kucharzy @Elizabeth L. Cortez Robię tak, żeby nie wstawiać dwóch postów obok siebie.
Zawsze chciałem pomagać skrzatom domowym w kuchni, tym samym podnosząc nieco swoje kwalifikacje, ale one nie były aż nadto chętne, żebym się wtrącał. Nie wiem, czy uznawały mnie za szkodnika, czy może przeszkadzało im po prostu to, że wiecznie nawiązuję do ich praw, ale w końcu musiały ustąpić, choć nie z własnej woli. Przeszkodziła im choroba i miałem nadzieję, że koło uzdrowicieli szybko się z nią rozprawi, bo skrzaty każdą infekcję przechodzą o wiele gorzej od ludzi. Kilka z nich nadal pozostawało jednak w kuchni, a ja i Elizabeth mieliśmy im pomóc przy dzisiejszym obiedzie. O wiele łatwiej było mi przyjść tutaj po południu, niż zrywać się z łóżka z samego rana i przygotowywać śniadanie dla wszystkich, nim zaczną się zbierać koło godziny ósmej w Wielkiej Sali. Dopiero teraz rozumiem, jak ciężkie to zadanie dla niewielkiej liczby osób i dlaczego pracuje tu aż tyle skrzatów. Fakt, że magia naprawdę ułatwia wykonywanie posiłków, a tym stworzeniom jej nie brakuje, ale choroba może przeszkodzić w planach każdemu. - Niech ci będzie – mówię, przygryzając usta, zanim powiem coś więcej na temat ryb, których oprawcą muszę się stać. Mam ochotę się nad nimi rozpłakać, albo je przytulić i wyprawić im należyty pogrzeb, ale zamiast tego jestem zmuszony pozbawić je łusek i ości, żeby nadawały się do zjedzenia. Na początku ręka trochę mi się trzęsie, ale w końcu biorę głęboki oddech i wmawiam sobie, że to warzywo i tak naprawdę nikt tutaj nie cierpi. Plumpka jest martwa, więc i tak nic ją nie boli, ale sama myśl o tym, jaki ją wcześniej spotkał los, jest zatrważająca. Na pewno nie oberwała zaklęciem niewybaczalnym, więc ktoś ją musiał zamordować w jakiś inny sposób, ale czy profesora Forrestera to obchodzi? Zlecił nam pomoc w kuchni, więc nie mamy nic do gadania, nawet jeśli wolałbym teraz piec paszteciki na deser. - No tak – mówię, odrywając się na chwilę od filetowania plumpki i spoglądam na dziewczynę. W odpowiedzi na kolejne pytanie kiwam tylko głową, unosząc brwi w akcie zdziwienia, bo nie spodziewałem się raczej, że Krukonka nawiąże do Dear. – Można tak powiedzieć – stwierdzam w końcu, obracając w dłoni nóż, co nie wygląda zbyt bezpiecznie, ale w tym momencie nie przejmuję się przedmiotem. – Zrobiła ci coś? – pytam, bo jak znam Blaithin, to mogła ją trochę pozaczepiać, zabrać jakąś książkę czy warknąć na nią, że nie patrzy, gdzie idzie, a ludzie zazwyczaj przez to nieco się boją. – Albo ty jej? – dopytuję jeszcze, tak dla pewności, ale nie czekam już na odpowiedź i wracam do obrabiania nieszczęsnych ryb.
Obserwował poczynania uczniów spokojnie, jedynie wtrącając swoje uwagi, tak, żeby za bardzo im nie przeszkadzać. Szczególnie, że szło im całkiem nieźle. Widocznie miał przed sobą całkiem zdolną grupę, albo prawdziwych kawomaniaków, którzy dobrze wiedzieli co i jak, a ten sposób przygotowywania gorącego napoju nie był dla nich obcy. Oczywiście jednym szło lepiej, innym gorzej, ale walka była naprawdę wyrównana. Przekonał się o tym, próbując wszystkich kaw po kolei. Trzeba było przyznać, że zarówno gryfoni i krukoni przyłożyli się do zadania i bez wahania nauczyciel umieścił ich w czołówce. Ciężko było wybrać pomiędzy tymi dwoma domami, ale ostatecznie zastosował się do narzuconej przez samego siebie zasady - jakiego miejsca @Elijah J. Swansea by nie zajmował (nawet, jeśli było ono ostatnie), był następny w kolejce, a co za tym idzie - dawał decydującą przewagę swojemu domowi. Nie zamierzał postępować niezgodnie z obietnicą, ale nie chciał też, żeby czerwona grupa była zbyt poszkodowana, dlatego postanowił ich wkład także docenić. - Najlepiej z zadaniem poradziła sobie panna @Hemah E. L. Peril i @Billie Jean. Drugie miejsce zdecydowanie zajmują @Holden A. Thatcher II i panna @Elaine J. Swansea, zaważyły szczegóły. Cała czwórka spisała się świetnie, zresztą, jak wy wszyscy. Pewnie widzicie, że jest remis. Co prawda pan @Elijah J. Swansea mógł bardziej dopracować swoją kawę... jednak zgodnie z zasadami, to Ravenclaw wygrywa konkurencję. Wiem, że walka była bardzo wyrównana, dlatego każdy obecny krukon otrzyma 15 punktów dla swojego domu, a każdy gryfon 10. Gratuluje. Postarajcie się trochę po sobie posprzątać wychodząc - podsunął nauczyciel i pożegnał się jeszcze z uczniami, a potem opuścił kuchnie.
Elizabeth L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Tatuaż przy prawej łopatce, będący anielskim skrzydłem. Blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Lekki akcent hiszpański.
Miała ochotę wyjść stąd. Uciec jak najdalej. Może Holden nie zamierzał kontynuować tematu, ale przecież na pewno musiał coś odpowiedzieć na pytanie, które padło. Właściwie nic konkretnego, ale jeśli to jakoś źle odbierze? Na Merlina Eliza, w co ty się wpakowałaś? Już nie będzie spędzać się tak miło czas na zajęciach kulinarnych. Miała wrażenie, że jak spojrzy na Thatchera to zostanie spetryfikowana ze wstydu. Ciekawe czy na to też pomagają mandragory. Powoli zerknęła na gryffona i aż przestraszyła się, widząc, jak ręka mu zaczęła drżeć nad tą rybą. Kurwa Elizka wymyśl coś szybko. Krzyknij pożar, czy skrzacia grypa. Cokolwiek jak mu już dłonie się trzęsą to zły znak. Wpłynęłaś na złe wody. - Można tak powiedzieć? - Powtórzyła jak ghul, szybko starając się uaktywnić, dezaktywowaną część swojego mózgu. Automatycznie wykonała krok do tyłu, kiedy Holden obrócił dość niebezpiecznie nóż — spodziewała się ataku, a może to tylko jej paranoja, wywołana właśnie niegroźnym pytaniem o Dear. - Nie. Nic z tych rzeczy. - Obróciła się ładnie w stronę szafki, chcąc uratować sytuacje i szukając sproszkowanego kamienia księżycowego. Miała nadzieje, że nie będzie musiała go proszkować. Drobno rozmielone goździki to jedno, ale kamień? Ręcznie na pewno nie zamierzała tego robić. - Wiesz... tak się zastanawiałam, jak do niej zagadać? - Kolejne słowa, tym razem zasługiwały na kose pod żebra. Gdzie jest kurwa ten sproszkowany księżyc. Znalazła go, niby miała go na wyciągnięcie dłoni, ale nadal gapiła się na półki, chcąc sprawiać wrażenie, że nadal szuka tego bardzo potrzebnego składnika.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
W kuchni pojawiła się, o dziwo, jako pierwsza. Skinęła głową na powitanie ze skrzatami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Spodziewała się, że chociaż któryś z Puchonów okaże się na tyle łasuchem, że świadomie, bądź nie, znajdzie w kuchni na długo przed lekcją Bozika, a potem z rozpędu na niej zostanie. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Czy wszyscy mieli jeszcze dość ucztowania po obchodzeniu pierwszego dnia szkoły w Wielkiej Sali? Korzystając z wolnej chwili, zaczęła się przyglądać fruwającym po pomieszczeniu potrawom oraz staraniom skrzatów związanym z przygotowywaniem szkolnych posiłków. W pewnym momencie zagadała nawet któregoś z zabieganych magicznych cudaków, jednak okazało się, że to niezbyt rozmowna ekipa. Przynajmniej nie dziś, albo po prostu zaczepiła nie tego, którego powinna. Zarówno dania, jakie czekały na kolację, jak i te, którymi miał zamiar poczęstować ich Hynek pozostawały zagadką. Zresztą - nawet, gdyby skrzaty podzieliły się nazwami czeskich przysmaków, niby co by jej to dało? Przecież tam wszystko brzmiało jakoś abstrakcyjnie. Za to smakowało całkiem nieźle. I dopóki, jak przywiezione magiczne piwa, nie zaskakiwały właściwościami wykraczającymi poza walory smakowe, była do nich bardzo pozytywnie nastawiona. - Tych beczek jeszcze tyle zostało? - zagadnęła w pewnym momecie, jak gdyby sama do siebie, zauważając cały składzik browarniczych wyrobów zebrany pod ścianą. I pewnie nie kończyło się na tym. Jeden ze skrzatów spojrzał na Davies nerwowo, jakby się obawiał, że zostanie oskarżony o podpijanie trunków. Po ostatnich skrzacich ekscesach wszystko przecież było możliwe.
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Stukot małych obcasów zwiastował przyjście kolejnej osoby. Była nią Elaine, już w świeżo wypranym i wyprasowanym mundurku, składającym się ze sweterka i spódniczki. Elegancki delikatny makijaż, dobrze upięte włosy, wyprostowane plecy i pewny siebie krok. Sprawiała wrażenie idealnej pani prefekt. Weszła do kuchni i zastała w niej jakaś Gryfonkę wraz z krzątającymi się skrzatami. Popatrzyła na nie trochę z góry i wymijając podeszła do blatu, do którego przysunęła stołek. Zerknęła na brunetkę i jeśli ta na nią spojrzała, przywitała się łagodnym "cześć". Nie zwracała szczególnej uwagi na skrzaty, wyjęła książkę traktującą o czeskich specjałach, którą planowała przeczytać przed zajęciami, a czego nie zdążyła zrobić. Tłumaczenie było ciężkie, więc potrzebowała skupienia aby zapoznać się chociaż z jednym specjałem. Domyślała się, że będą przygotowywać danie zagraniczne, a chciała podszlifować swoje umiejętności gotowania, aby nie truć nigdy więcej kuzynów i braci. Była ciekawa zagranicznego nauczyciela tak samo jak wszystkich uczniów z wymiany.
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie zwykł opuszczać lekcji gotowania, kiedy ktoś decydował się je organizować. Nie był to główny przedmiot w Hogwarcie, więc nie było to znowu tak często, a jako student mógł pozwolić sobie na kilka dodatkowych obowiązków – nie miał ich teraz zbyt wiele. Od zawsze lubił trochę pobawić się w kuchni, czy to zajmując się głównym daniem, czy z jubilerską wręcz dokładnością przyozdabiając ciastka, które wyszły spod jego ręki, ale dziś to nie zamiłowanie do gotowania sprawiało, że tak energicznie przemierzył wszystkie piętra zamku, by z wieży Ravenclawu dostać się do kuchni. Nie tylko ono. Dziś wabiła go przede wszystkim perspektywa poznania nowego nauczyciela i poznania kuchni, która zapewne znacznie różniła się od tego, co już znał. Kiedy wszedł do kuchni, od razu zauważył znajomą sylwetkę siostry; to właśnie ona pochłonęła całą jego uwagę, a skupienie, w jakim pochłaniała treść czytanej przez siebie książki zachęcała do tego, by podkraść się do niej bezszelestnie. Zaszedł ją od tyłu i przytulił mocno, jednocześnie całując ją w policzek. – Co czytasz? – zagadnął, zaglądając jej przez ramię po czym dodał – rano poszłaś na śniadanie tak szybko, że nie mogłem Cię dogonić. Jeszcze trochę i pomyślę, że mnie unikasz. – zagroził z uśmiechem błąkającym się na wargach, co mogła zobaczyć w momencie kiedy w końcu się wyprostował i powiódł spojrzeniem po kuchni. – Moe, hej – posłał @Morgan A. Davies szerszy uśmiech. Było mu głupio, że nie zauważył jej w pierwszym momencie. – Przesłuchujesz te biedne skrzaty?
Elaine J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy; metamorfomagicznie zwiększony wzrost;
Tłumaczenie tej książki pozostawiało wiele do życzenia. Westchnęła z rezygnacją uznawszy, że lepiej będzie rozejrzeć się po kuchni, spróbować zagadać do tej cichej dziewczyny i wyglądać armii Swansea. Gdy nagle została przytulona, lekko podskoczyła z cichym "Ojej", jednak na widok znajomych dłoni momentalnie się uśmiechnęła. Przymknęła oczy ciesząc się buziakiem i przytuliła przez chwilę jego ręce. - Beznadziejne tłumaczenie czeskiego na angielski. Nie polecam. - skwitowała zamykając książkę. Odwróciła się przodem do Elijaha z bardzo szczęśliwym uśmiechem. - Musiałam skoczyć do sowiarni, a potem uciekałam przed profesorem Cromwellem, na wypadek gdyby chciał ze mną porozmawiać. - wyjaśniła chwytając go mocno za rękę i ciągnąć tak, by usiadł obok. Ten jednak zagadnął do Gryfonki, a więc i ona powiodła do niej wzrokiem. Oparła brodę o ramię Elijaha i zerkała na nią przyjaźnie. - Zapoznaj mnie ze swoją koleżanką. - szepnęła ciepło do brata. Nigdy w życiu nie chciałaby go unikać. Ona za nim chorobliwie tęskniła w każdej sekundzie rozłąki. Próbowała tylko zbyt głośno z tego tytułu nie cierpieć, aby nie wyjść na nienormalną. Musiała podzielić swoją miłość na wszystkich kuzynów, choć Elijah i tak miał jej najwięcej.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Początkowo jedynie skinęła głową w stronę Elaine, aby odwzajemnić powitanie, jednak szybko okazało się, że na tym ich rozmowa się nie skończy. Głównie za sprawą jej nowo przybyłego bliźniaka. Zdążyła już wrócić do przyglądania się zmieszanym skrzatom, kiedy usłyszała znajomy głos zza pleców. - Chciałam się tylko dowiedzieć, ile beczek przypada na jednego nabombionego skrzata. - rozłożyła ręce, jakby gestem ukazania dłoni sugerując, że nie miała wcale złych zamiarów. Uśmiechnęła się przy tym, bo jej wyobraźnia zdążyła już zadziałać na własną rękę, rozrysowując scenę, w której skrzat kładzie się na podłodze, podnosi beczkę ponad siebie, przechyla ją i tankuje. - Moe. - zbliżyła się do bliźniąt i wystawiła dłoń w stronę Elaine. To chyba rzeczywiście było ich pierwsze bezpośrednie spotkanie, nie licząc przepełnionych twarzami szkolnych zajęć. Swansea nie musiała się przedstawiać, Gryfonka doskonale zdawała sobie sprawę, z kim rozmawiała. - Niby lekcja integracyjna i kulturoznawcza, a przyjezdni się jakoś do kuchni nie palą. - skomentowała niedługo potem, choć zdawała sobie sprawę, że wszyscy, którzy wybierali się na lekcję mieli jeszcze trochę czasu przed jej rozpoczęciem. Co jednak, jeżeli z Hynkiem było coś nie tak i uczniowie z wymiany doskonale zdawali sobie z tego sprawę, omijając faceta, wraz z jego naukami, szerokim łukiem?
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Nadszedł ten legendarny moment, w którym Jeremy z braku laku postanowił nauczyć się… gotować. Żył na gotowych daniach, które zamawiał z Hogsmeade, stołował się w knajpkach, a tak na dobrą sprawę w jego kawalerce próżno było znaleźć chociażby patelnię. Jednak kiedy ostatnio zatruł się makaronem postanowił zmienić zdanie na temat nauk gotowania w szkole. Dwa dni cierpienia błyskawicznie zmotywowały go do przeprowadzenia swych troków na lekcje. Co prawda obawiał się, że spali kuchnię, ale palić głupa to on umiał. Lochy kojarzyły mu się z ukrytym za drzwiami pokojem alkoholowym, a nie z pysznościami. Wszedł do kuchni, a wyglądał jakby znalazł się tu przypadkiem. Spotkał… trzy osoby. Wyszczerzył się szeroko, odsłaniając rząd równych zębów. - Serwuuuuus, przyszedłem spalić kuchnię. Ej, żartowałem! Zostaw mnie! Ej! - ledwie to powiedział, a jakiś skrzat zaczął okładać go chochlą po udzie, na którym miał siniaka po wakacyjnych atrakcjach na bludgerze. - Kysz, sio, ej, nabijam się, ogarniasz temat? Zostaw, mam tu siniaka, ej, nosz cholera . - świadom, że robi z siebie pośmiewisko wskoczył na stół i usiadł na samym jego środku. O dziwo skrzat nie wspinał się za nim, a groził mu krzywym paluchem. Jeremy wywrócił oczami . - Siema krukońskie bliźniaki, nie przywitam się, bo mnie chcą zabić. Srewus, Moe, doczepiam się dziś do ciebie, okej? - humor mu dopisywał wyśmienity mimo, że skrzat obił mu obolałe udo. Suszył zęby niezrażony śmiesznym wejściem. Siedział na stole, skrzyżował nogi i czekał aż ktoś odpędzi starego skrzata czającego się na jego życie. Zero poczucia humoru, zero!
Po rozpoczęciu roku szkolnego w Wielkiej Sali miał wątpliwości czy aby na pewno chce degustować kolejne piwa uwarzone przez przyjezdnych. Mimo tego, kiedy tylko usłyszał o zajęciach z magicznego gotowania z nowym profesorem, wiedział że nie może go na nich zabraknąć. A co tam, najwyżej nie będzie spożywał żadnych doprawionych dziwnymi rzeczami trunków… albo spróbuje ich i zaliczy kolejną gafę, trudno. Pod opieką nauczyciela nie powinno się chyba wydarzyć nic złego, prawda? Nie mógł się natomiast doczekać, kiedy będzie mógł spróbować nowych dań. Nawet co nieco wiedział o niektórych potrawach jadanych w krajach, z których pochodzili uczniowie Souhvězdí. Był kiedyś z ojcem na Węgrzech i tamtejsze jedzenie naprawdę przypadło mu do gustu. Pikantne, niezwykle aromatyczne… jadł chyba wtedy zupę gulaszową. Czeska i polska kuchnia były zaś dość podobne do niemieckiej, a tę znał z domu rodzinnego przez wzgląd na narodowość ojca i liczne wycieczki. Nigdy nie był jednak na Słowacji, w Słowenii, ani też na Litwie czy Łotwie. Miał więc wiele do nadrobienia i miał nadzieję, że na zajęciach miło się zaskoczy. Co prawda coś mu podpowiadało, po analizie imienia i nazwiska, że profesor Bozik jest Czechem, ale to jeszcze nie oznaczało przecież, że ograniczą się jedynie do jego lokalnych przysmaków. Wszedł do kuchni akurat w tej chwili, w której jeden z Gryfonów zrobił niemałe zamieszanie. Jego groźby nie brzmiały poważnie, ale najwyraźniej jeden ze skrzatów miał o tym inne zdanie, bo zaczął okładać go chochlą po udzie. Ciekawie się zaczynało. - Siema. – Przywitał się ze wszystkimi, ale wpierw postanowił pomóc Dunbarowi. Znał go z innych zajęć i wiedział, że chłopak jest naprawdę w porządku. Tak samo miał świadomość, że jeśli skrzaty na coś się uprą, to nie ma zmiłuj – był wszak częstym bywalcem szkolnej kuchni i sam nieraz musiał się z nimi nieźle nawykłócać. Podszedł więc do rozeźlonego skrzata i schylił się nad nim, szepcząc mu coś na ucho. Co mogło być dla niektórych dziwne, ten nagle odwrócił się na swojej małej piętce i powrócił do mycia garnków. - Możesz już złazić, nic Ci nie zrobi. – Rzucił wesoło do Jeremy’ego, próbując przekonać go do tego, by nie spędzał cały zajęć siedząc na środku stołu. Nie byłoby to zbyt wygodne ani dla niego, ani dla reszty uczniów. – Ale na przyszłość darowałbym sobie takie żarty w ich towarzystwie. – Mruknął już nieco ciszej, wskazując głową na krzątające się po kuchni skrzaty. Gdyby był jakimś chamskim prefektem, pewnie mógłby znaleźć powód, by odjąć Gryfonowi punkty za… robienie żartów z czegoś, z czego się nie powinno albo za brak szacunku dla służby, ale nie oszukujmy się, to było nawet zabawne i przede wszystkim zupełnie nieszkodliwe. Zresztą akurat pod tym kątem niespecjalnie przekonany był do swojej funkcji. Nie przepadał bowiem za odejmowaniem komuś punktów. Nie chciał nikomu robić krzywdy, więc zwykle starał się najpierw przemówić delikwentowi do rozumu, a dopiero w razie konieczności sięgać po najbardziej dotkliwe środki.
To właśnie przypadkowe spotkania wpływają na nasze życie, czy coś. Na pewno wpłynęły na Gabriela, bo nawet jeżeli początkowo nie wybierał się na lekcje gotowania do profesora Bozika, to teraz żwawo szedł w stronę kuchni. Szybkie tempo sprawiało, że nie musiał martwić się gadaniem i opowiadaniem o zamku, szczególnie, że Czeszka musiała się nieźle natrudzić, żeby utrzymać jego tempo. Nie był jednak na tyle okropny, kiedy widział, że Pandora nie nadąża specjalnie zwalniał i wspominał coś o jakimś super skrócie przy obrazie czy zapadających się stopniach. Już po chwili byli przy kuchni. Kiedy nie gubiło się co najmniej kilka razy w ciągu drogi pomieszczenia nie były wcale tak daleko, od miejsca w którym ta zaczepiła go o drogę. Uśmiechnął się do dziewczyny i nawet szarmancko otworzył jej drzwi, żeby mogła wejść przed nim. Podążył za nią, przy okazji witając się ze skrzatami, bo nigdy nie traktował ich jako służby, po czym wszedł do tego pomieszczenia, które miało być traktowane jako klasa. Zobaczył swoich kuzynów, którzy już tam stali, po czym nie patrząc na resztę ludzi podbiegł do Elaine i uściskał ją mocno. Równie cieplutko przywitał się z Elim, przytulając go równie mocno do siebie, nie przejmując się wzrokiem innych osób. Stęsknił się za nimi, w końcu byli prawie jak rodzeństwo. Odsunął się od rodziny i odsunął się trochę, żeby Pandora mogła do nich podejść. - Moi kuzyni - Elaine i Elijah - przedstawił blond postacie Pandorze, po czym tak samo postąpił z Czeszką. Nie wiedział o tej całej sytuacji z Wielkiej Sali. On to chyba w ogóle nic nie wiedział, biorąc pod uwagę fakt, że cały wieczór starał się nie wyjawić połowie Hogwartu swoich sekretów. Jednocześnie przywitał się z resztą towarzystwa krótkim skinieniem głowy i nikłym uśmiechem. Nie miał ochoty na zbyt wielkie rozmowy, jeżeli Ci chcieli z nim porozmawiać to mogli sami się odezwać, prawda? Stał więc koło Elaine, obejmując ją jednym ramieniem i czekając na lekcję.
Jej uwagę zwróciło nagłe wtargnięcie do pomieszczenia rozkrzyczanego żartownisia, którym, rzecz jasna, okazał się Jeremy. Goniony i okładany losowymi przedmiotami przez skrzata wyglądał na jeszcze bardziej rozbawionego, niż w momencie wejścia do kuchni. Davies niby miała zamiar uspokoić sytuację, ale zarówno ona za dobrze bawiła się, obserwując to, jak i sam Dunbar nie wyglądał na szczególnie przejętego zastaną sytuacją. Przedstawienie przerwał dopiero Rosenberg, któremu udało się wyłonić z puchońskiej groty znajdującej się tuż obok kuchni. Za nim wszedł kolejny kuzyn Swansea. Ta rodzina rozpierzchła się po szkole, jak karaluchy. Na szczęście to był ten typ pociesznych, uroczych, kochanych, przystojnych i/lub sympatycznych karaluchów. Nic szkodliwego, wręcz ozdoba szkoły. Póki co. I pojawiła się też jeszcze jedna dziewczyna. Tym razem spoza Hogwartu. - Masz coś na twarzy. - zauważyła, spoglądając na Gryfona z pozornie zaciekawioną miną. Doskonale wiedziała, że w burzy piaskowej rozszczepił się przy samobójczej próbie teleportacji i szczerze liczyła na to, że rozcięta buźka była jedynym rezultatem bezmyślnego narażania życia. Jeżeli tak, miał sporo szczęścia. Choć i tak je miał, bo teleportował się wtedy na tyle daleko, aby nie narazić się na pierwszy wybuch gniewu Moe, kiedy chciała go rozszarpać za kretyńskie pomysły. - Powiedziałeś mu, że po lekcji dasz mu piwa? - zażartowała półgłosem, wcześniej zbliżając się do Jonasa. Po ostatnich wypadkach piwo mogłoby być niezłą kartą przetargową dla skrzatów. Chyba, że wyciągnięto wobec nich takie konsekwencje, że już alkohol był nie w smak uszatym chudzielcom.
Jako uczeń z domu Helgi Hufflepuff, kuchnia była bardzo blisko jej bezpiecznej strefy. To w niej spędzała znaczną część swojego czasu, jak większość Puchonów, mająca znacznie większą łatwość w zdobywaniu przepustki przez skrzaty, jako, że mieszkali od nich w bliskim sądziedztwie. Caelestine imiennie znała każdego z tych uroczych stworków. Lubiła ich towarzystwo. Skrzaty były bardzo nieinwazyjne. Poruszały się swoimi ścieżkami, nie zagadywały jej, o ile tego nie chciała. Nie przeszkadzały jej w nauce. Czasem prosiły grzecznie o opuszczenie kuchni, kiedy wyciągała szkicownik. To akurat potrafiła zrozumieć, bo wszystkie narzędzia, których używała, mogły mieć zwodniczy wpływ na potrawy, gdyby się do nich coś z jej farb dostało. Czego jednak nie rozumiała wcale, to jak można było w tak bestialski sposób potraktować biedne skrzaciątka, strasząc je podpaleniem kuchni. Jej policzki zapłonęły żywym rumieńcem, kiedy usłyszała daremne tłumaczenia Jeremy’ego Dunbara, że wcale nikomu nie groził. Słyszała, jak nastraszył biednego Fircyka. I była z Fircyka dumna, kiedy zaczął okładać Dunbara chochlą. Coś na czego sama nie miałaby odwagi zrobić. Tymczasem, jej wzrok, wyjątkowo łagodny i pozbawiony złej energii, jak na kogoś kto wewnętrznie płonął z oburzenia, utkwiony miała na Jeremym. Podeszła bliżej, kucając przed rozwścieczonym skrzatem. — Dzień dobry, Panie Fircyk — delikatny, cichy głos Caelestine na chwilę uspokoił go, zachęcając go do spojrzenia w jej kierunku. — Pan mu wybaczy To Gryfon. Uśmiechnęła się do Fircyka, dawno już odkrywając, że jej uśmiech działał na niego uspokajająco, dlatego pogniewany, pokręcił lekko głową, ale ostatecznie z krzywą miną wrócił do swoich zajęć. Celeste została w miejscu, kucając przed stołem, na którym siedział Jeremy. Drgnęła, kiedy wydarł się nad jej głową w kierunku drugiej gryfonki. Głośny, skupiał na sobie za dużo uwagi. Wypełniał sobą całe pomieszczenie. Miała wrażenie, jakby osoby tak pełne entuzjazmu i energii, dusiły jej wenę i wrażliwe usposobienie. Przez co czuła, że było jej jeszcze bardziej gorąco, a gdyby brak jej było przyzwoitości, jak Dunbarowi, prawdopodobnie rozpięłaby jeden z guzików koszuli, jak on. Tymczasem zamachała ręką przed twarzą, czując, jak robi jej się słabo w tej kuchni. Gdzie profesor… Boniek? Boshik? Rozglądając się za nim, dostrzegła, co ważniejsze, kilka znajomych. Przyjaznych twarzy. Pomachała do wszystkich Swansea, dosiadając się do najbliższego Gabriela, mrucząc z ulgą i czystą rodzinną sympatią: — Gabryś.... I wychylając się zza jego ramienia, dostrzegła i Elaine, uśmiechając się do niej ciepło. Elijaha uniknęła spojrzeniem, nie chcąc narażać go na zbyt duże zachwianie jego spokoju, gdyby akurat dzisiaj nie chciał się z nią przywitać.
Nie pożegnała się z latem na dobre, a sama temperatura nie zdążyła jeszcze spaść, więc pierwszą połowę września planowała chodzić w cienkich, zwiewnych sukienkach. Szybko okazało się, że przez mury Hogwartu ciepło nie przechodzi zbyt dobrze, więc do każdej zwiewnej kreacji musi dołączyć zdecydowanie cięższy sweter. Prawie nikogo nie znała w tej szkole, więc wydawało jej się niezwykle istotnym, żeby wyglądać dobrze, jednak nie potrafiłaby się do tego przyznać na głos. Chciałaby wierzyć, że nikt nie będzie osądzał jej po wyglądzie ani jej akcencie, jednak wie jaka jest rzeczywistość i woli chociaż dodać sobie trochę pewności siebie, wyglądając tak, jak jej się podoba. Dziś założyła może zbyt krótką, jak na swój gust, sukienkę (a zdecydowanie nie chce żeby na tej podstawie oceniali jej wygląd), więc postarała się zrównoważyć to najdłuższym ze swoich swetrów. Co prawda zawsze na lekcję chodziła w podobnych zestawach, w których centralnym punktem była biała koszula, tworząc na swój sposób pandowy mundurek, ale.. lekcje z Hynkiem rządzą się swoimi prawami, więc postanowiła pojawić się w ubraniu, w którym spędziła poranek. Na pewno przebierze się w coś odpowiedniejszego na zajęcia z Działalności Artystycznej. Może to przypadek, może to willowy czar, a może chęć polepszenia stosunków między nimi, które były… specyficzne. Hynek podpadał jej wielokrotnie, chociażby swoim luźnym podejściem do pracy, spoufalaniem się z uczniami, nie wspominając już nawet o pogardzie dla jej weganizmu, a mimo to jakoś nie potrafiła naprawdę go nie lubić. Chociaż opuściła słoneczne błonia dużo wcześniej, to zdecydowanie spóźniłaby się na lekcje, gdyby nie @Gabriel R. Swansea , który pokierował ją odpowiednią drogą, dzięki czemu mogła poświęcić ten czas na rozmowę z nim, zamiast na gubienie się po korytarzach. Starała się go zbytnio nie zagadywać w czasie drogi, ale prawda jest taka, że nawet gdyby próbowała, to byłoby to bardzo ciężkie. Cała jej uwaga padła na to, aby nadążyć za chłopakiem, a jednocześnie przytrzymywać tył sukienki, aby nie pokazać za wiele mijanym na korytarzach osobom. Uśmiechnęła się do Gabriela i skinęła głową w podzięce, gdy ten przepuścił ją pierwszą w drzwiach. Wchodząc do kuchni jej oddech był nieco przyspieszony, ale raczej nie na tyle, aby ktoś zwrócił na to uwagę. Poprawiła niesforne kosmyki i jak najmilej przywitała się ze skrzatami, dopiero później wchodząc głębiej i rozglądając się po obecnych. Od razu zauważyła (a może najpierw usłyszała?) @Jeremy Dunbar , którego tak naprawdę oficjalnie nie znała, ale był on pierwszą osobą, która się do niej uśmiechnęła w Wielkiej Sali. Prawdopodobnie nawet jeżeli nigdy nie porozmawiają, to będzie się do niego uśmiechała za każdym razem, gdy go tylko zobaczy. Tak też zrobiła i tym razem, posyłając mu nieśmiały uśmiech i mając nadzieję, że jednak uda im się kiedyś poznać bliżej. Szła dalej za Gabrielem, chcąc mu podziękować za pomoc, gdy ten nagle do kogoś podbiegł, aby czule się przywitać. Jego zachowanie trochę ją zdziwiło, ale przede wszystkim mile zaskoczyło. Chłopak był w stosunku do niej miły, ale wycofany, więc rozczuliło ją, że ma bliższe osoby, przy których zachowuje się zupełnie inaczej. Oczywiście martwiło ją trochę, że może jednak to jej wina i jest taki tylko w stosunku do niej, jednak odgoniła te myśli, czując ciepło na sercu, gdy przedstawił ją rodzinie. Gdy Gabriel się odsunął, to mogła w pełni przyjrzeć się przedstawionym osobom i szybko dotarło do niej, że są to @Elijah J. Swansea i @Elaine J. Swansea . - Oj, cześć! My się już znamy wzajemnie. - powiedziała wesoło, unosząc delikatnie brwi. Chciała odruchowo uścisnąć dziewczynę, jednak zdusiła w sobie to uczucie, wciąż czując wstyd przez sposób ich poznania. Pandora wybaczała bardzo szybko, ale nie samej sobie. - Ja Ciebie chciałabym przeprosić jeszcze i podziękować za czekoladę - powiedziała, ostatecznie przegrywając z odruchem i kładąc dłoń na ramieniu Elaine. - Ty jesteś naprawdę kochana i nie dziwię się Ejże, że tak od razu szedł Ciebie obronić. Miłe z was rodzeństwo.. - dodała, przenosząc wzrok na Elijaha, któremu dziękowała już w Wielkiej Sali. - Ja nie będę Wam teraz przeszkadzać. Chcę po kuchni rozejrzeć się zanim profesor przyjdzie. - powiedziała, gdy do rodziny dosiadła się rudowłosa uczennica. - Dziękuję Tobie, że mnie zaprowadziłeś. Mam nadzieję, że lekcja się Tobie spodoba i nie będziesz żałował - Uśmiechnęła się jeszcze raz, aby wiedzieli, że nie czuje się wcale przegoniona i zapytała się pewnej skrzatki, czy może przyjrzeć się bliżej wyposażeniu pomieszczenia. Gdy usłyszała, nie bez cienia nieufności, odpowiedź twierdzącą, zaczęła swoje zwiedzanie od przyjrzenia się półkom chłodzącym.
Ostatnio zmieniony przez Pandora J. Doux dnia Pon Wrz 09 2019, 13:33, w całości zmieniany 1 raz
Jeremy Dunbar
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 179
C. szczególne : Ruchome tatuaże na prawym ramieniu, wyszczerz na gębie, kocia sierść na ubraniu, zapach gumy balonowej.
Siedział sobie beztrosko na środku stołu, z buciorami rzecz jasna i czekał na zbawienie, którego… doczekał się od Puchona! Jak na zawołanie wyszczerzył się do Jonasa. - Dzięki stary, wiszę ci piwo. Niech mi ktoś nie mówi, że one są łagodne jak gumochłony. Nie uwierzę. Zero poczucia humoru. - wywrócił oczami i zeskoczył momentalnie ze stołu, aby uścisnąć dłoń Jonasowi. Zerknął na Moe i dumnie wypiął pierś. - To zajebistość, Morgan. Mam na twarzy zajebistość. Fajnie wygląda, c'nie? - odwrócił ku niej policzek oszpecony stosunkowi świeżą cienką blizną. Nie miał absolutnie żadnych kompleksów z tego tytułu. Otwierał usta, aby rzucić jeszcze jakimś barwnym komentarzem - uwielbiał być w centrum uwagi - gdy poczuł na sobie czyjś wzrok. Zlokalizował Puchonkę, jedną ze Swansea, kucającą przed skrzatem. Słyszał ten komentarz jednak wbrew pozorom nie poczuł się szczególnie urażony ani sprowokowany do odszczeknięcia. - Pocieszasz skrzata? Ej, ja też chcę być pocieszony. Wiesz jak mi ciężko że świadomością, że skrzat mnie nie lubi? - udawał, nawet pociągnął nosem, przystroił się w smutną minę, próbując wyżebrać więcej uwagi, a nawet i fizycznego pocieszenia od @Caelestine Swansea. Ta scena nie trwała jednak długo, bowiem zerknął w kierunku otwierających się drzwi. Na widok ubioru @Pandora J. Doux aż mu szczęka opadła. Uśmiechnął się bardzo szeroko do dziewczyny, a gdy ta się odwróciła, zerknął niby to ukradkiem na jej odsłonięte nogi. To była radość dla jego oczu, a i momentalnie zapomniał, że miał udawać zbolałego. Niewiele było trzeba, aby go ucieszyć. Sięgnął po taboret, ustawił je z dala od skrzatów i usiadł wygodnie, bowiem nie wiedział kto go dzisiaj chciał do potencjalnej pary. Moe wyglądała trochę groźnie, a nie wiedział absolutnie czym miał jej podpaść. Strach się bać tych Gryfonów.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wstała późno, co było dla Szkotki nietypowe. Zazwyczaj zrywała się wcześnie, żeby móc w pełni skorzystać z całego dnia i wycisnąć z każdej mijającej minuty jak najwięcej korzyści. Uczyła się, grała na skrzypcach bądź czytała książki, na co w końcu znalazła czas odkąd zrezygnowała z pracy na Nokturnie. Poprzedniego dnia zasiedziała się przy nauce hipnozy - głównie praktykowała panowania nad własną silną wolą, a także czytała dużo o amnezjatorach i czarodziejach, których praca dotyczyła grzebania w ludzkich umysłach. Zasnęła na tyle mocno, że przespała transmutację (nie żeby jakoś przez to płakała!), więc zdecydowała się udać na magiczne gotowanie. Wskoczyła w mundurek Durmstrangu, dopełniając go prostym, czarodziejskim płaszczem z czarnym kapturem. Na nogi wsunęła glany, a usta upiększyła ciemnoczerwoną szminką. Upewniła się, że na prawe oko założyła czarną opaskę ze złotymi zdobieniami na krańcach szwów. Dotarła do pomieszczenia w dobrym czasie - Forestera (a przynajmniej tego nauczyciela się spodziewała) jeszcze nie było w środku. Za to sporo innych uczniów już wesoło się ze sobą witało. Wzrok Blaithin przykuła osóbka o podobnym jej wzroście, która ewidentnie pierwszy raz była w tej kuchni i prawdopodobnie szkole. Była Gryfonka wywnioskowała to po tym, jak wzrok płomiennowłosego dziewczęcia badał przestrzeń dookoła siebie. Niczym przyczajony na uboczu tygrys, Dear podążała za nieznajomą spojrzeniem, a wyraz twarzy miała na tyle tajemniczy, że nie dało się przewidzieć, co zamierzała zrobić. Podejść i przywitać się, co nie byłoby dla niej żadnym problemem, bo pewności siebie miała dostatek? Czy może zamierzała znudzić się obserwacją i po chwili zignorować obecność ciekawskiego okularnika? Siadając na pierwszym lepszym krześle w taki sposób, że oparcie znalazło się pomiędzy szczupłymi udami Szkotki, sięgnęła dyskretnie po różdżkę. Gładki ruch nadgarstka i niewerbalne zaklęcie pomknęło ku rudowłosej pannie, a konkretnie - ku swetrowi, który tak zgrabnie przysłaniał dół sukienki. Podmuch powietrza nie był może bardzo intensywny, bo Fire perfekcyjnie kontrolowała siłę czaru, ale wystarczył, żeby oko ujrzało nieco więcej szczegółów. Na bladych wargach zatańczył cień łobuzerskiego uśmiechu, który szybko przysłonił jednak poker face. Jeśli tylko @Pandora J. Doux rozejrzała się (być może w poszukiwaniu sprawcy, bo kto wie czy to tylko przeciąg?) mogła dostrzec Blaithin powoli unoszącą rękę. Pomachała jej krótko, nie mówiąc nic - w międzyczasie wsuwając różdżkę z powrotem do rękawa płaszcza, tak że mogła jeszcze to zauważyć.
Pandora J. Doux
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 161
C. szczególne : Piegi, wyraźne kości policzkowe, błędy językowe i silny akcent
Co chwilę to otwierała, to zamykała jakieś szafki, zaglądając do środka, aby zapoznać się z ich zawartością. Raz na jakiś czas pytała się o coś krzątające się dookoła skrzaty, odpowiadając im potem grzecznym “dziękuję”. Sięgała właśnie na palcach do wysoko zawieszonej półki, gdy nagle poczuła, że jej sukienka wraz ze swetrem unoszą się, odsłaniając bieliznę. Zdusiła w sobie pisk i błyskawicznie złapała za ubranie, zasłaniając swoje prywatne partie. Szybko wykluczyła możliwość przeciągu w kuchni, więc jej głowa odwróciła się w stronę czarodziejów, omiatając wzrokiem podejrzanych. W pierwszej chwili pomyślała o chłopakach, jednak @Jeremy Dunbar i @Jonas Rosenberg wyglądali dosyć niewinnie, zważywszy, że nie mieli nawet różdżek w rękach. Zrobiło jej się głupio, że była gotowa ich oskarżyć, tylko dlatego, że byli mężczyznami. Zwłaszcza, że (do tej pory) nie spotkały ją żadne przykrości ze strony płci przeciwnej, ani w Souhvězdí ani w Hogwarcie. W ostatniej chwili dostrzegła podejrzany ruch ręką @Blaithin ''Fire'' A. Dear, która, chyba w odpowiedzi na jej spojrzenie, pomachała jej ręką. Rozkojarzona ledwo zauważyła, że dziewczyna chowa różdżkę, jednak tyle jej wystarczyło. Nie było innych podejrzanych, nie było więc też miejsca na wątpliwości. Podeszła do Fire, starając się mieć poważną i groźną minę, jednak brak doświadczenia w okazywaniu złości, zaowocował bardziej niedowierzaniem wypisanym na jej twarzy. - Jeżeli Ja się Tobie podobałam, to wystarczyło porozmawiać - powiedziała, pół żartem, patrząc uparcie w jej zdrowe oko. - Albo zrobić tego dyskretniej. - dodała marszcząc brwi tak, że aż okulary przesunęły jej się na nosie. Sama nie wiedziała, jaki efekt chciała osiągnąć. Zawstydzić dziewczynę? Marne szanse. Zdobyć jej względy? Zdecydowanie nie - nawet by nie wiedziała jak zareagować (ale Katerina pewnie by jej przyklasnęła). Usłyszeć przeprosiny? Na to na pewno nie miała co liczyć i zdawała sobie z tego sprawę. Nikt nie robi czegoś takiego, żeby kilka sekund później za to przeprosić. Może po prostu zabrakło u jej boku mężczyzny, który stanąłby w jej obronie, niczym rycerz na białym koniu? Tak, mogło o to chodzić. Sama musi stanąć w obronie swojego honoru!
Skyler Schuester
Wiek : 24
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 179 i PÓŁ!
C. szczególne : Ciepłe spojrzenie, zapach cynamonu i Błękitnych Gryfów/mugolskich fajek; łatwy do wywołania uśmiech; czasem da się wypatrzeć malinkę czy dwie (jedna to tatuaż przy obojczyku); ciepły, niski głos i raczej spokojne tempo mówienia, tatuaże (dziennik); pierścionek zaręczynowy
Otworzył drzwi i wsunął głowę do kuchni, aby zorientować się w sytuacji. Był pewien, że lekcja już się zaczęła, więc planował cichaczem wmieszać się w tłum, jednocześnie będąc też gotowym, że wszystkie głowy odwrócą się w jego stronę i będzie musiał przepraszać za spóźnienie. Nic takiego się jednak nie wydarzyło. Każdy był zajęty sobą, a nauczyciela wciąż nie było widać. Wsunął więc resztę swojego ciała wraz z torbą wczorajszych dyniowych pasztecików, które były wciąż smaczne, ale nie nadawały się już do sprzedaży na kolejną dobę, bo nabrałyby wilgoci przez noc. Nie był pewny czy jego przyjście na lekcję było dobrym pomysłem, biorąc pod uwagę stopień jego niewyspania, jednak ciężko było mu odmówić zdobycia nowej wiedzy z gastronomii. - Siemanko, Panie Fircyk. Piękna spódniczka, Wywłoczko. - rzucił, spoglądając w stronę skrzatów, które doskonale były przyzwyczajone do jego beznamiętnego wzroku i nauczyły się już dostrzegać nieznaczne drgania ust, które miały być w tym wypadku uśmiechem. Ogarnął pomieszczenie wzrokiem, aby przyjrzeć się obecnym. Większość z nich znał, co nie było trudne, skoro chodzili razem do tej samej szkoły przez 8 lat. - Gratuluję odznaki - mruknął do @Morgan A. Davies zaczepnie, częstując ją dyniowym pasztecikiem. Po drodze zahaczył o @Blaithin ''Fire'' A. Dear i Pandore, którym również zaproponował poczęstunek, nie zatrzymując się przy nich dłużej, nie chcąc przeszkadzać w dramach przyjezdnych. Poczęstował mafię Swanseów, czyli @Elaine J. Swansea, @Elijah J. Swansea, @Gabriel R. Swansea i @Caelestine Swansea. - Jak zawsze piękni - skomentował, w końcu uśmiechając się nieco mocniej i przyjaźnie puścił oczko Elaine, powstrzymując się od tego samego gestu w stosunku do Eliego. Nie potrafił wyzbyć się skojarzenia z tą rodziną wampirów ze Zmierzchu. Piękni, uzdolnienie, względnie popularni, zawsze trzymający się razem. Usiadł niedaleko @Jeremy Dunbar i @Jonas Rosenberg podsuwając im worek z pasztecikami. - Tylko nie jedz za dużo, bo Ci miejsca nie starczy na czeskie specjały - powiedział sennie do Jeremego, znając jego możliwości żywieniowe.
Ostatnio zmieniony przez Skyler Schuester dnia Sro Wrz 11 2019, 01:20, w całości zmieniany 1 raz
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Absolutnie kochał hogwarcką kuchnię. Wydawała mu się tak przyjazna i żywa, że najchętniej przesiadywałby w niej całymi godzinami. Kiedy studiował, notorycznie odwiedzał skrzaty i pałętał im się pod nogami (albo raczej, działało to odwrotnie), byle tylko skorzystać z niezwykłych składników przeciążających półki szkolnej spiżarni. Zawsze miał dryg do gotowania i skoro już znajdował się z dala od domu - w którym szefową kuchni była tylko i wyłącznie pani Vin - to potrzebował jakiegoś miejsca, w którym mógł się kulinarnie wyżyć. Kiedy miał mieszkanie, to dalej często przychodził właśnie tutaj. Może zaczynał czuć się trochę za bardzo jak w domu? Skrzaty powitały go szerokimi uśmiechami i natychmiast posypały się pytania, czy czegoś nie potrzebuje, czy chciałby coś zjeść, czy planuje coś do kółka KK. Stworzenia wypowiadały się stanowczo zbyt głośno, najwyraźniej uważając, że w ten sposób łatwiej będzie wielkoludowi je dosłyszeć. Meksykanin zaś wcale nie narzekał, szczerząc się od ucha do ucha i zapewniając, że wszystko jest w porządku. Prawda była taka, że powinien zająć się stertą papierów, które na powitanie dał mu Swann. Jakieś programy lekcyjne, plany na wycieczki, dowozy zwierząt na zajęcia... Wszystko to czekało, powciskane w teczki wręcz wypadające z leonardowej torby. Uparcie jednak twierdził, że to może zaczekać, a on zarwie nockę lub posprawdza drobiazgi w biegu. Inna sprawa, że potem czekała go sesja zdjęciowa... Nie mógł ominąć pierwszej lekcji Magicznego Gotowania, którą prowadzić miał nauczyciel z Souhvězdí! Hynek Bozik oczarował Vin-Eurico jeszcze podczas Wielkiej Uczty. Nim uczniowie wtoczyli do sali beczki pełne piwa, Leo już zagadywał półwila ze ślinką cieknącą po brodzie, zafascynowany nie tylko jego niezaprzeczalnymi urokami wizualnymi, ale również zainteresowaniami. Gdzieś umknęły mu te wszystkie Eliksiry, bo przecież najważniejsza była gastronomia! Dałby się zatem pokroić, byle tylko wpaść do kuchni odpowiednio przed czasem. Z tysiąc razy się upewniał, czy jako asystent nauczyciela w ogóle może tutaj być... - Dzień dobry - przywitał wszystkich, którzy byli tutaj dlatego, że liczyły im się oceny. Zrobiło mu się na chwilę trochę głupio za tę nadgorliwość, ale zaraz doszedł do wniosku, że to w gruncie rzeczy nic złego. Wszyscy wiedzieli jaką rolę w jego życiu pełni gotowanie, więc nikogo jego widok tutaj nie powinien szczególnie zaskoczyć. Leonardo przystanął sobie przy ścianie, poprawiając bałagan w torbie i, tym samym, rezygnując z jakiegoś bardziej entuzjastycznego zagadywania ludzi.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Naprężyła odrobinę swoje mięśnie. Czekała na reakcję obsypanej uroczymi piegami dziewczyny, na jakiś kontratak, dobrze wyprowadzony cios, który miał dodać do dnia Fire trochę więcej adrenaliny. Lubiła podkręcać tempo, więc wywoływanie odrobiny chaosu jak najbardziej pomagało Blaithin czuć się bardziej w swoim żywiole. Merlinie. Popatrzyła na nieznajomą z lekko uniesioną brwią. To było szczerze mówiąc dość żałośnie... życzliwe z jej strony i wywołało coś na kształt politowania w błękitnej tęczówce Blaithin. Gdyby dziewczyna podeszła i trzasnęła Fire prosto w twarz za taką zaczepkę (co, notabene, dokładnie ona by zrobiła na miejscu rudowłosej...) to właściwie o wiele lepiej by w oczach uczennicy Durmstrangu wypadła. A jakby zamiast tego użyła jakiegoś zakazanego zaklęcia to kto wie, może faktycznie by się blondynce spodobała. O dziwo, potrzebowała jakiegoś starcia po tak długim czasie spokoju. Dear powoli przeniosła nogę nad oparciem krzesła, żeby wstać i się wyprostować. Z podniesionym podbródkiem mogła się wydawać nieco wyższa, a przynajmniej lubiła uważać, że tak właśnie jest. Podeszła nawet nieco bliżej, żeby nie każdy w kuchni musiał słyszeć ich rozmowę. Krótko przejechała wzrokiem po nogach rudowłosej, ale niezbyt nachalnie. Dopiero teraz zwróciła uwagę, że faktycznie - piegowata miała naprawdę piękne dolne partie ciała. Dlaczego miałaby się wstydzić je pokazywać? - Nie schlebiaj sobie. Zastanawiałam się tylko czy faktycznie są takie krzywe, jak mi się wydawało na pierwszy rzut oka - palnęła bezlitośnie, celując w to, co dręczyło większość dziewczyn w nastoletnim wieku - kompleksy na punkcie swojego wyglądu. Nie wiedziała, dlaczego akurat ta biedna osóbka musiała paść ofiarą jej ciętego języka. Niczym kompletnie się nie naraziła, a jednak Fire odruchowo wyczuła w rudowłosej coś, co ją poniekąd przyciągało. Łagodność. Ostra i bezkompromisowa ex-Gryfonka wprost nie mogła znieść ludzi, którzy posiadali tę cechę. O dziwo, nie było to kierowanie się wyłącznie wrodzoną złośliwością - miała w tym swój cel i swój powód, ale mało kto próbował zrozumieć. - Chociaż prędzej masz coś nie tak ze zgryzem. Zrobić tego dyskretniej? - przedrzeźniła niewyraźnie akcent i błędy dziewczyny, krzyżując ramiona na piersi i przekrzywiając głowę nieco w bok. Nie rozpoznała skąd pochodzi, ale skoro mogła doczepić się akurat do tego to nie omieszkała odpuszczać takiej okazji. Puchon, którego imienia zapomniała (@Skyler Schuester), zaproponował im dyniowe paszteciki. Jak kelner. Albo może chciał utożsamić się ze skrzatami, jakaś akcja WESZ lub coś. Choć Blaithin cisnęło się na usta pytanie, czy buty też jej wyczyści, jeśli poprosi, zachowała je już dla siebie. Zajęcia się nie zaczęły, a ludzie pewnie zdążyliby spróbować ją spalić na stosie za wredne zachowanie. Odmówiła zwyczajnie. Usłyszała jednak komentarz chłopaka do dziewczyny z Gryffindoru - @Morgan A. Davies, jeśli dobrze pamiętała. Jakimś trafem, błyszcząca odznaka prefekta spoczywała właśnie na piersiach tej kompletnie niczym niewyróżniającej się z tłumu osoby. Całkowicie przypadkowej i nic nieznaczącej, do tego na pewno głupiej, bo w końcu jaka szesnastolatka potrafiła używać rozsądku? - Kim ona niby jest? - zapytała całkiem głośno, ale nikogo konkretnie, patrząc dalej na szatynkę i próbując wyszukać w pamięci jakieś fakty, które miały świadczyć o tym, że faktycznie zasłużyła na zajęcie JEJ miejsca. Ale zdawało się, że to po prostu jakaś tam szara myszka. Ponarzekałaby na to chętnie z @Leonardo O. Vin-Eurico, skoro już przytaszczył swój ćwierćolbrzymi tyłek na gotowanie (mogła się tego spodziewać), ale z drugiej strony nie chciała przeszkadzać. Po zobaczeniu swojego przyjaciela zniknęło trochę tego bojowego nastroju, w jaki wpadła.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nie przyglądała się długo bliźnie Jerry'ego, bo szybko odwróciła wzrok, podobnie zresztą, jak on, na widok kolejnych pojawiających się osób. Uśmiechnęła się smutno w duchu, widząc jego zaangażowanie w rozmowę z nią i rozchodzącą się na wszystkie strony uwagę. Nie miała mu jednak tego za złe, za dobrze znała jego zachowania w stosunku do dziewcząt i nie spodziewała się w tej materii szczególnych zmian. A teraz dodatkowym czynnikiem byli przyjezdny, pośród których Dunbar mógł szukać kolejnych obiektów, które jeszcze nie obdarowały go brutalnym koszem. - Chyba źle znosisz jej efekty. - odparła mu wreszcie, choć pewnie bardziej do siebie, bo zdążyło go porwać do Caelestine, a potem zamarł na widok jednej z uczennic z wymiany. Finalnie okazało się, że było ich dwie, jednak drugą Moe doskonale znała, podobnie, jak znał ją cały Hogwart. I to właśnie Dear postanowiła podokuczać Pandorze, a Davies przyglądała się ex-Gryfonce podczas tego aktu z uniesioną brwią i przekrzywiając nieco głowę. - Wzajemnie. Teraz będziesz musiał czasem wyjść z piwnicy. - z zamyślenia wyrwały ją gratulacje Skylera, na co błyskawicznie odpowiedziała, postanawiając przy okazji wbić mu drobniutką, mentalną szpileczkę pod żebro. Trochę znała jego niechęć do czegokolwiek związanego ze szkołą nawet, jeżeli nie widywała go za często. Cóż, może właśnie przez to. Obowiązki prefekta jednak nie miały litości dla leniuszków. A może po prostu sama bardzo się pod nimi uginała, chcąc sobie udowodnić, że ze wszystkimi nowymi zajęciami da sobie radę? - A Ty? - odparła zaczepnie po chwili, odwracając się w stronę Blaithin. Przez kilka sekund miała poważną minę, ale potem uśmiechnęła się szeroko. Dear nie dało się tutaj nie kojarzyć. A Davies? Wystarczył komentarz przyjezdnej-Gryfonki, aby podsumować całą sprawę. To jednak nie był dla Moe żaden argument. W szkole z dziesięcioma rocznikami była ledwie za połową cyklu edukacji. Nie miała zamiaru martwić się, czy jest znana, czy nie ani kiedy wreszcie szerzej o niej usłyszą. Rolę prefektki odbierała jako funkcję użytkową, z której czerpała wymierne korzyści i która stawiała przed nią nowe wyzwania, a nie jako wejście w grono szkolnych celebrytów. Zmierzyła wzrokiem ex-panią-wódz swojego domu, po czym z wolna wsunęła sobie do ust dyniowy pasztecik od Schuestera.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kiedy @Jeremy Dunbar wparadował do kuchni i skrzat zaczął okładać go chochlą, leniwie obserwował całe zamieszanie, a kiedy @Caelestine Swansea odezwała się do skrzata tak, jakby bycie Gryfonem było obelgą samą w sobie, uśmiechnął się nieznacznie. Ten uśmiech został zresztą na jego wargach, bo zaraz w kuchni pojawił się @Gabriel R. Swansea w towarzystwie uroczej @Pandora J. Doux. Zerknął przelotnie na siostrę, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku – w końcu ostatnim razem między dziewczętami doszło do spięcia, które, choć nie było do końca ich winą, doprowadziło obie do łez. – Tak, tak, zdążyliśmy się poznać – potwierdził po rudowłosej, przyglądając się Gabrielowi z zaciekawieniem. Dlaczego przyszli razem? Zdążyli się już poznać, czy może wpadli na siebie przypadkiem? Wyglądało na to, że dziewczyna wpadła w sidła Swansea i była skazana na ich towarzystwo. Oparł się wygodnie o blat, na dłuższą chwilę wyłączając się z oczekiwania na przyjście nauczyciela. Nie miał ochoty uczestniczyć w rozmowach, więc, oparty o ramię Elaine, jedynie leniwie obserwował twarze zebranych w kuchni osób, cicho ciesząc się towarzystwem jej oraz kuzyna. Jego uwagę przykuł dopiero wybijający się ponad inne swoim akcentem głos Pandory. Pnadory, która z jakiegoś powodu była wyraźnie niezadowolona. Błękitne tęczówki podążyły w stronę tego dźwięku, aż w końcu napotkały nie tylko coraz bardziej znajomy odcień rudych włosów, ale i blond, w niedalekiej odległości. Zmarszczył brwi, gdy dostrzegł @Blaithin ''Fire'' A. Dear; nie zauważył jej wcześniej i nie wziął tego za nic dziwnego, wszak wcale... nie powinno jej tu być, prawda? O ile dobrze pamiętał, Gryfonka wróciła do Durmstrangu. Wyciągnięcie odpowiednich wniosków nie zajęło mu zbyt długo, ale Fire zdążyła odezwać się nieprzyjemnie do Pandory nim zjawił się u jej boku. A trzeba przyznać, że zrobił to bezzwłocznie, przepraszając porzucone łabędzie jedynie krótkim „poczekajcie chwilę”. – Chyba o czymś zapomniałaś, Fire – odezwał się do dziewczyny, krzyżując ręce na piersi. Nieświadomie wyprostował się przy tym, przez co przy niskiej Pandorze wyglądał nieco groteskowo – najwyraźniej zapomniało Ci się, że nie jesteś już w Durmstrangu i wypadałoby zachowywać się jak człowiek – w tonie jego głosu pojawiła się pojedyncza, choć skoncentrowana kropla jadu, oczy natomiast patrzyły na nią spokojnie – a jeśli tak bardzo nie podobają Ci się tutejsze zasady, zawsze możesz wrócić.