Jesteś fanem stylowo urządzonych lokali? A może jazz jest Twoim ulubionym rodzajem muzyki? Lubisz posłuchać muzyki na żywo? Pub Jazzowy zaprasza! Codziennie od 18 występy okolicznej kapeli jazzowej umilą Ci spotkanie w gronie przyjaciół, a miła i profesjonalna obsługa zadba o to, by na Twoim stoliku nie zabrakło trunków!
Czy Laila była dziewczyną, którą możesz przedstawić rodzicom? Zapewne tak. W sumie nie miała żadnych odchyłów psychicznych, więc z pewnością nie sprawiłaby jakiegoś problemu. Jedynie rodzice poprzedniej połówki mogłyby robić problemy ze względu na jej status krwi, lecz teraz nie było to tak bardzo istotne. Teraz. Bo to taki przyjemny czas, kiedy wszystko jest inaczej niż było i można spokojnie uśmiechać się do mężczyzny, który przygwoździł ją do ściany... Już nie chodziło o siłę, z jaką ją trzymał, chodziło raczej oto, że ona chciała tu zostać, chciała tkwić w tym uścisku, chciała słuchać kolejnych słów... Chciała brać wszystko, co jej dawał, a on mógł jej jeszcze zaproponować. Uśmiechnęła się do niego po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, czas leciał i wcale nie chciał się dla nich zatrzymać, co nieco ją nurtowało... Bo jeśli za chwilę ją tu zostawi? Z pewnością dziś zaśnie z jego imieniem na ustach, choć wolałaby gdzieś obok niego. Ale tego nie mógł jej dać, a ona nie mogła tego wszystkiego wymagać w ramach... Właśnie? W ramach czego? Przecież to wszystko była dla nich nowa zabawa. Choć z pewnością byliśmy świadkami narodzenia się nowego uczucia. Pewne ciepło przebiegło po jej ciele, gdy ją pocałował, dotknął, przytulił, zjechał dłonią na jej pośladek, chciał smakować jej, chciał czuć zapach jej włosów... Mogła mu zaproponować te proste rzeczy, bo była ich posiadaczką. Była dziś pewniejsza siebie, jakby pchnięta do przodu za pomocą niewidzialnej siły, która emanowała z Blake i zaczynała się dokładnie od pierwszej litery jego imienia i kończyła na ostatniej jego nazwiska. No daj mi wszystko - zniecierpliwione myśli Howett mogły być teraz niesubtelne, niebanalne, niegrzeczne... Nieprzeznaczone do większej publikacji ku światu. - A może cała zabawa polega na tym, że chcę Cię drapać? - Spytała przesuwając paznokciem przy jego szyi po chwili chyląc się tam by złożyć tam kilka drobnych pocałunków, które podążały teraz tą samą ścieżką co paznokieć. Uśmiechnęła się do niego wtulając się w jego tors na moment zapominając o wszystkim, co tak właściwie jest złe. Nieodpowiednie. Zadarła głowę ku górze skupiając się na jego wargach, które w magiczny sposób szybko odnalazły ją, aby znów zamknąć w pocałunku o wiele zachłanniejszym niż te wszystkie. Momentalnie jakby wtuliła się w niego jeszcze bardziej, jakby jednocześnie zapewniał jej bezpieczeństwo. Odwzajemniała każde muśnięcie pozwalając sobie na drażnienie go językiem. Gdzieś tam w tle zagrała nieco szybsza muzyka na co Lai prychnęła jakby wybijając się z rytmu... - Nadal się spieszysz? - Spytała pomiędzy kilkoma pocałunkami, kiedy to przyłożyła swoją dłoń do miejsca, w którym znajdowała się delikatna malinka, którą jej zrobił... To ten pierwszy krok w jedną stronę... Wspólny.
Och, bo Laila była słodka, urocza, inteligentna i przede wszystkim, można było ją poznać z rodzicami, z zupełną odpowiedzialnością, że dziewczyna nic nie zrobi. W końcu jak mogła cokolwiek odwinąć, skoro i umiała się zachować w towarzystwie czarodziejów jak i zarówno mugoli, a przecież pod kątem krwi było dokładnie tak samo między nimi. Też był półkrwi, czego piekielnie się wstydził, ale nie potrafił się nikomu do tego przyznać. Może to kwestia tego, że nienawidził tak cholernie tej durnej kobiety, która powinna być nazywa przez niego „matką”? Tylko, że matka nie powinna być kimś, do kogo nie ma się szacunku. I tak, Laila nie powinna się bać .Owszem, może odrobinę. Znajomość może okazać się cholernie zła i uzależniająca, i byleby nie okazała się krzywdząca dla tej słodkie dziewczyny, którą tak cenił. Nie chciał jej skrzywdzić, ale przecież wszystko zawsze wychodziło jakoś tak samo, prawda? Nigdy nic nie szło po jego myśli, dlatego też zwątpił gdy zdał sobie sprawę z tych wszystkich kłamstw. Nie, dość. Blake – nie myśl o tym. Wybrniesz z tego jakoś. Na pewno Ci się uda, ale teraz po prostu… Daj się ponieść chwili. Robisz z siebie ciotę frajerze. Nie rozmyślaj nad problemami jak kobieta, tylko skup się na tym co się działo, a chyba nie powiesz mi, że Cię to nie podnieciło gdy tak… Drasnęła Twoją skórę paznokciem? Tak, wiem, że Ci się to podoba. Laila jest w tym niezła. Uśmiechnął się konspiracyjnie do dziewczyny, a zaraz potem przyciągnął ją jeszcze bardziej do siebie, by napawać się tym elektryzującym zapachem jej włosów, ciała. Tym jak serce szybko jej biło i jedyne co miał w głowie, to nie ulec jej. Nie tym razem. Nie da jej tej satysfakcji, choć ciało mówiło zupełnie co innego niż umysł. Trzymał ją w pewnym uścisku, po czym odchylił szyję, gdy tak… Odważnie muskała swoimi delikatnymi wargami jego szyję. Cóż ta Laila robi, ona taka niegrzeczna. Ale to dobrze, on bardzo lubił niegrzeczne dziewczyny, dodatkowo kiedy zawracały mu w głowie swoim perwersyjnym zachowaniem, a Howett robiła to od jakiegoś czasu już. -Panno Howett, jeśli chcesz mnie drapać wystarczy powiedzieć. Zabiorę Cię do jakiegoś ustronnego miejsca, ściągnę swoją koszulkę… I sprawiając Ci niemało przyjemność, pozwolę się drapać, ile żywnie będzie Ci się podobało, ale… - Zawiesił nieco głos, wsuwając palec pod jej brodę i zmuszając do tego by na niego spojrzała. Powinna, zwłaszcza teraz. Musiała na niego patrzeć. -Niegrzeczne dziewczynki zasługują na karę. – Puścił jej oczko, a po chwili dłoń przeniósł na tył jej głowy i przybliżył ku sobie, całując delikatnie w czoło. No taki romantyk z tego Blake’a. Czasami udawało mu się być super kozackim facetem, który potrafi zadbać też o dziewczynę, niczym książę z bajki. -Nie chodzi o to, że mi się spieszy. Wiesz, że dziewczynki nie mogą być same. Gdybym mógł, to teraz bym Cię porwał do Paryża, na jakiś romantyczny spacer… Ewentualnie te dziewięćdziesiąt osiem minut spędzimy w jakiś nieziemski sposób, a po skończonej pracy zabiorę Cię do siebie, co Ty na to? – Nie puszczał jej ,nie chciał by mu uciekła, bał się tego. Bał się, że gdzieś mu wypadnie z rąk i po prostu zniknie. A co jeśli tak mogłoby się stać, kiedy wróci Charles? Nie mógł tego przekreślać, to chyba logiczne, a co jeśli on był tylko jej pocieszeniem? Tak bardzo żałosne, że aż zaniechał pospiesznie tych myśli. -Powinnaś już chyba wracać, do pracy co?
Laila przytuliła się do niego... Ale nie tak jak jeszcze przed chwilą, gdy próbowała w między czasie musnąć go swoimi niewinnymi wargami. Nie była dziewczyną z doświadczeniem i bagażem, który mógłby zaprocentować w technikach. Ona była normalna. Jakie to niespotykane zdanie, szczególnie jeśli chodzi o Hogwart... Uśmiechnęła się pod nosem, jakby szukając w jego ramionach bezpieczeństwa, które potrafi dawać pięcioletnim dziewczynkom. Dopiero po chwili skupiła się na kolejnym ze śmielszych pocałunków. Przykładając dłonie do jego szyi, obejmując go co raz mocniej powoli zapominała o tym, co się wokół nich działo. Wszak byli w publicznym miejscu, a ona nie powinna tak mocno szaleć. A czemu to robiła? Oj Laila, kim Ty dzisiaj jesteś? - Hm, niemała przyjemność przez ściągnięcie koszulki? Jeśli zapytam co tam masz? To czy to będzie nieodpowiednie? - Spytała nawinie jakby specjalnie podciągając materiał tshirtu do góry, jakby spodziewała się, że rzeczywiście coś stamtąd wybiegnie, ukaże się. Zamiast tego powolnie wsunęła tam dłoń przez moment biegnąć po aksamitnej skórze... Jednak po chwili zaprzestała tego manewru jakby pozwalając mu na kolejne sztuczki z drobnymi pocałunkami. - Hm, niebiańskie dziewięćdziesiąt osiem minut, a później zabierzesz mnie do siebie? Hm. Na tyle kuszące, że chyba zmuszona przez Ciebie przystanę na tę propozycję... Choć musisz wiedzieć, że wcale nie chciałam być niegrzeczna. - Zaśmiała się mówiąc ostatnie zdanie. Wszak przypomniała się jej całkiem ciekawa pioseneczka... A wyrzuty zostawiła sobie na potem, o ile jakiekolwiek będzie miała. Uśmiechnęła się do Blake, jakby odrywając się od niego już na stałe. Złapała go za dłoń i pociągnęła do sali pubu idąc w stronę wieszaka, gdzie niewątpliwie zostawiła kurteczkę, którą bardzo powoli na siebie zakładała, wszak jej myśli wędrowały już w zupełnie innym miejscu. I wyszli z tego pubu, a dokąd, a po co... Chyba nawet nie uregulowała rachunku, ale czy to było teraz istotne?
Skoro Tanner miał okazję zabrać gdzieś kogoś - zawsze z niej korzystał. Nieważne czy to nowo poznana osoba, dawny, dobry znajomy czy też przyjaciel, dziewczyna czy chłopak, to wszystko nie miało dla niego żadnego znaczenia. Uśmiechał się pod nosem, prowadząc dziewczynę do jego ulubionego pub'u w Hogsmeade. Uwielbiał ten lokal. Panowała w nim kameralna atmosfera, w sam raz na spokojne spotkanie, z wypiciem drinka, ewentualnie siedmiu. Gdzieś w tle leciała sobie cicho muzyka. Idealnie wręcz na jego zmienny humor. Może to, że odrobinę się wyciszy i ucieknie przed światem będzie dla niego zbawienne? Otworzył dziewczynie drzwi, wpuszczając ją przed sobą do środka. Gdy weszli, przywitał się po koleżeńsku z barmanem i podszedł wolnym krokiem do najbardziej oddalonego od wejścia stolika, czekając aż dziewczyna ściągnie kurtkę, żeby powiesić ją na wieszaku. - I jak? Mam nadzieję, że się podoba, bo naprawdę się wysiliłem. Niewielu osobom pokazuję to miejsce - mrugnął do dziewczyny wesoło, przekrzywiając głowę i czekając na jej reakcję. Co prawda, była już trochę podpita, ale on wyjątkowo dzisiaj jeszcze nie zamoczył dzioba w czymś mocniejszym, toteż trzeba było przecież nadrobić zaległości. Co do tego, że nie zabiera w to miejsce zbyt wielu osób - absolutna prawda. Odkrył je któregoś wieczoru, przez przypadek, w swoich pierwszych dniach pobytu w Anglii, gdy szwendał się po Hogsmeade, szukając nie wiadomo czego - chyba szczęścia. No i tak zostało, nikogo tu nigdy nie przyprowadzał. Sądził, że nikt nie jest godzien przebywania tutaj. No i po części nie było też okazji kogokolwiek tu zabrać. - To co, pijemy coś mocniejszego czy wystarczy nam kremowe piwo? - osobiście miał ochotę wypić o wiele więcej, niż nakazywała przyzwoitość, jednak powstrzymywał się przed tym jak mógł. Jeśli dziewczyna wypije kremowe, to dla niego nawet lepiej, może nie wróci do zamku na czterech nogach, zamiast na dwóch. W głębi duszy wolał jednak, żeby zdecydowała się na coś mocniejszego. Byłoby zabawniej. I milej. Zdecydowanie byłoby zabawniej i milej. Westchnął ciężko, rozglądając się dookoła z lekkim, rozmarzonym uśmiechem na twarzy.
Georgina lubiła się bawić, kiedy już zapominała o tym, że jej słabo, że ma dużo nauki, egzaminów i dość ludzi, którzy tworzyli tylko nowe problemy np. taki Lorrain. Jednakże to te krople alkoholu uwalniały ją od jakichkolwiek zmartwień. Łatwo być nią? Polecasz? Znasz? Oceniasz? Georgina przymknęła powieki idąc drogą do Hogsmeade, w duchu dziękowała swojemu Bogu, że włożyła trampki i była w stanie stawiać kroki na tej równinie, na której i tak znikąd wyrastały kamyki... Kiedyś lubiła je zbierać i rzucać nimi o taflę jeziora, jednak sporo się zmieniło od tamtego czasu np. dawno nie była nad jeziorem. Bo nikt nie był godnym towarzyszem, by ją tam zaprowadzić. Uśmiechnąwszy się do Tannera szybowała krokami wyciągając ręce na boki jakby to były jej skrzydła, choć aniołowie jej świadkami, że nie chciała umieć latać. Choć może byłoby łatwiej niż z miotłą? Przygryzając suchą wargę wart brnęła dalej co nie raz odpowiadając coś bezsensu, albo coś zabawnego, wszak błyskotliwością nie grzeszyła. Spojrzała na niego spokojnie gdy weszli do magicznej wioski, zawsze ją interesował fakt, czy inne magiczne wioski są równie komercyjne jak ta. Tutaj było mnóstwo pubów, aleje mieszkań... Ale nie chcieli stać się miasteczkiem. Mini Londyn? Miała na to kilka pomysłów, może gdy już będzie dorosła zabierze temu miejscu cały urok i nazwie je "miastem", wszak uwielbiała nazywać rzeczy po imieniu nie licząc się w konsekwencjami. Przebrnęła przez próg pokazywanego jej miejsca. Fakt faktem dawno tu nie była... Albo nie była wcale. Nie pamiętała. Tu na moment zamknęła oczy przestraszona, że znów straci pamięć, szczególnie gdy Tanner zaproponował jej alkohol. Co jeśli nie będzie pamiętała tego miejsca? Usiadła przy stoliku śmiejąc się głośno z jakiegoś drobiazgu, który teraz zakrzątał jej głowę. - Łzy Morgany le Fay poproszę. - Wymyśliła sobie wybierając najmocniejszy alkohol zamiast pozostać przy kremowym, może po prostu uważała, że nie warto pozostawiać dobry humor sam? - Podobno to co pijemy mówi wiele o nas. Więc co Ty zamówisz? - Spytała próbując skupić na nim wzrok.
Parsknął cichym śmiechem, zastanawiając się nad alkoholem, jaki powinien wybrać. Dziewczyna postawiła mu wysoką poprzeczkę, zamawiając właśnie taki napój alkoholowy. Nie wiedział, co ma sobie zamówić, więc zanurzył nos w karcie, czytając każdą nazwę po kolei. Chapman jednak zdecydował się na coś innego, alkohol, którego dawno, bardzo dawno, nie miał okazji mieć w ustach. - Burbona poproszę - uśmiechnął się lekko do kelnera, który już krążył przy ich stoliku niczym sęp, czekając, aż coś zamówią. Co prawda, wielkiego ruchu tutaj nie było, ale jeśli już ktoś przychodził, to z pewnością nie na kremowe piwo. Może trochę z taką właśnie nadzieją zabrał tu Georginę? Kto wie, co może wydarzyć się po butelce czegoś mocniejszego? - Skoro alkohol dużo mówi o człowieku, to co burbon mówi o mnie? - uśmiechnął się lekko, przekrzywiając głowę i spoglądając na dziewczynę z lekkim roztargnieniem, widocznym w jego oczach. Co się z nim dzisiaj działo? Dlaczego zachowywał się jak pies, widzący innego przedstawiciela swojej rasy? Nikt nie znał odpowiedzi na to pytanie, a już nie na pewno najbardziej zainteresowany jego odpowiedzią. Miał nadzieję, że dziewczyna nie zauważy tego, jak wodzi oczami za każdym ruchem jej ręki czy też obserwuje każdą zmianę w jej oczach, nawet tą najmniej dostrzegalną. W końcu głupio byłoby tak od razu przyznać się, że dziewczyna bardzo mu się podoba. Na takie wyznanie trzeba poczekać dłuższy okres czasu, a konkretniej do momentu, gdy będą bardziej pijani i żadne z nich nie będzie tego pamiętać. - I jak, podoba Ci się tu? Byłaś tu już kiedyś? - nie wiedział za bardzo o czym ma rozmawiać z Krukonką. Przecież w ogóle się nie znali. Jasne, kojarzył ją ze szkolnego korytarza czy też z kilku wspólnych lekcji, jednak rozmawiali ze sobą pierwszy raz w cztery oczy, co było nieco krępujące. Swoją drogą, zaczynać znajomość od picia alkoholu? To mogło skończyć się na dwa sposoby - zostaną dobrymi znajomymi albo prześpią się ze sobą i nigdy więcej żadne z nich nawet na drugie nie spojrzy. Ciężko wybrać tutaj mniejsze zło. Westchnął lekko, rozglądając się po innych stolikach czy może jest tu jeszcze ktoś znajomy. Nikogo jednak nie dostrzegał, więc wrócił swoim spojrzeniem do śledzenia każdego, nawet najmniejszego gestu jego dzisiejszej towarzyszki wieczoru.
Georgina była zanadto roztargniona, by zwracać uwagę na to, że bacznie się jej przygląda. Zaprawdę nie zawracała sobie teraz myśli takimi rzeczami, wszak tutaj kieliszki się rozstawiały i zawartość ich pachniała aż odcięciem od zdrowych zmysłów, co Georgina potrafiła przyjąć, bo przecież nie odrzucić. Nie umiałaby zrobić sobie takiej "krzywdy". Uśmiechnąwszy się do niego przyjęła swój trunek i dokładnie obejrzała szklaneczkę zamiast spożyć od razu. Nigdy tego nie robiła. Nienie. To pierwsza oznaka alkoholizmu, jak już nie oglądasz naczynia tylko od razu wszystko wypijasz. Dlatego zamierzała popastwić swoje oczy przez dłuższy moment próbując poskładać w głowie milion myśli, które byłyby odpowiedzią na tannerowe pytanie. Bo co takiego burbon może mówić o człowieku? Odrzuciła włosy do tyłu szukając w głowie jakiś informacji. - Burbon to bardzo mocny alkohol. - Zaczęła powoli przypominając sobie, że po destylacji musi zawierać co najwyżej osiemdziesiąt procent etanolu. Przymrużywszy powieki dopowiedziała sobie w myślach, ze to dla niej za mocny trunek. - Cóż, ponadto zawiera zazwyczaj sporo wyciągów z kukurydzy, więc musisz lubić ten posmak, co automatycznie wiąże Cię z naturą i innymi warzywami, więc natura to Ty. - Zwieńczyła inteligentnie przyglądając się teraz dla odmiany jemu. Przyciągnęła do ust szklaneczkę z jej alkoholem i upiła z niego łyk przy okazji układając usta w charakterystyczny dziubek, który skąpany był w cieczy. - Zaprawdę powiadam Ci, że powinieneś spróbować. - Czyżby plan się zmienił i to ona zamierzała go upić? Chyba nie, wszak i tak już podpita była. Czas ogarnąć inne rzeczy i zdać się dziś na Tannera, jakiekolwiek niecne plany by miał, to ona musiała mu dziś zaufać i długo namawiać jej nie było trzeba. Przecież siedziała z nim tutaj. - Miejsce jakże klimatyczne. Polecam jeśli chcesz potem kogoś uwieść i wyprowadzić w las. Ale Ty przecież wcale nie masz takich intencji, prawda? - Spytała niby to naiwnym głosem, lecz właściwie to już sama nie wiedziała, o co dokładnie jej chodzi. Z jej ust wyrwało się krótkie westchnienie i znów spróbowała alkoholu. Ona nie miała takich problemów z prowadzeniem rozmowy, co on. Po alkoholu mogła wszystko. Gdyby spotkali się w innych okolicznościach z pewnością byłaby bardziej nieśmiała, ale teraz? Teraz rzeczywiście mogła zrobić coś zupełnie szalonego i choć może teraz dopiero zrozumiała, że przygląda się z jej uwagą to nie przeszkadzało jej to. Wszak etanol zmieniał człowieka.
Jak zauważył Tanner, dziewczyna w ogóle nie zwracała uwagi na to co robi jej towarzysz wieczoru, więc ułatwiało mu to zadanie. Mógł patrzeć sobie do woli, bez obawy o to, że zostanie przyłapany na śledzeniu ruchu jej ręki czy też głowy. Czemu dzisiaj tak bardzo go to fascynowało? Odpowiedzi na to pytanie niestety nie znajdzie nikt. Chapman był typem chłopaka, którego nie dało się zrozumieć. Czasem zwracał uwagę na wszystko, czasem na nic. Często można było poznać go w dwóch sytuacjach, które kompletnie zaprzeczały sobie, a mimo to istniały. Nie oceniał czy to dobrze, czy źle, po prostu żył dalej, bez żadnych głębszych przemyśleń. Uśmiechnął się do siebie szeroko, widząc, jak dziewczyna ogląda szklankę z alkoholem. Sam nigdy tego nie robił, jednak teraz, zainteresowany, przyjrzał się swojej, jakby miał znaleźć tam jakieś skarby. Poszukiwania zakończyły się jednak fiskiem, więc nic nie myśląc wziął dość dużego łyka, upijając jedną trzecią zawartości szklanki. - Nie wiem czy zgodzę się z Twoją oceną, jednak jeśli to wszystko powiedział Ci burbon.. - uniósł szklankę, na znak, że dziewczyna ma rację i wziął kolejnego, tym razem mniejszego, łyka - ..nie pozostaje mi nic innego niż przyznać Ci rację - tak naprawdę wcale tak nie uważał. To znaczy, jasne, lubił naturę, błonia w Hogwarcie, zielarstwo i te sprawy. Nie czuł się jednak jakoś specjalnie z nią związany. Nie oddałby za nią życia, za to, żeby pobyć odrobinę na świeżym powietrzu nie zabiłby nikogo. Gdyby nie mógł, nie odczuwałby potrzeby długich, samotnych spacerów. Tak naprawdę słuchał tylko pijackiego gadania dziewczyny poznanej na treningu Quidditcha, więc.. czym tu się przejmować, prawda? - Obiecuję, że następną kolejką będzie Twój trunek - wyszczerzył zęby w uśmiechu, spoglądając na swoją szklankę. Następna kolejka chyba już niedługo, prawda? Ciekawe jak uda mu się zapłacić za ten cały rachunek. Przez momencik, ale tylko przez moment, zaczął zastanawiać się czy wziął ze sobą jakieś pieniądze. Po chwili wzruszył jednak beznamiętnie ramionami - jeśli nie wziął, trudno, wszyscy go tu znają i wiedzą, że prędzej czy później odda im te kilka galeonów. - Aktualnie nie. Wszystko zależy od ilości wypitego alkoholu i Twoich chęci na takie działanie - uśmiechnął się po raz kolejny, mrugając do niej jednym okiem wesoło. Odpowiedział na jej pytanie zgodnie z prawdą, teraz nie miał ochoty nikogo upijać i uwodzić, ale z każdym kieliszkiem rosło prawdopodobieństwo, że taka ochota go najdzie. Jeśli więc Georgina nie lubi spontanicznych sytuacji i niezaplanowanego budzenia się rano w łóżku z facetem.. powinna wiać jak najprędzej i jak najdalej od Chapmana. Niestety, przebywanie z nim wiąże się właśnie z takimi konsekwencjami.
Przychodził powoli ten moment kiedy wszystkie zmysły Georginy krzyczały "wypij moje zdrowie, wypij ze mną, zapomnij mojego imienia, wszak i ja jego pamiętać za chwilę nie będę". Nie odstawiła od siebie naczynia z alkoholem. Nie miała tyle odwagi, silnej woli? Nauczyła się przez ten czas, że ludzie wolą ją pijaną, mniej trzeźwą, bo wtedy nie jest nudna. Nie cytuje bezsensu miliona definicji, które dla Ciebie nie mają znaczenia. Pewnie powiedziałaby coś teraz o kinetyce chemicznej, albo o bezkręgowcach, szkarłupniach i o innych rzeczach, gdyby już sama nie wyparła z siebie osobowości. Już nie chciała spojrzeń na Georginę de Nevers. Ciężka ona... Choć sylwetka filigranowa. Przyciągnęła do ust szklaneczkę opróżniając ją do końca, cykając na kelnera palcami, by zaraz przyniósł jej następną porcję tego napoju. Nie tak, żeby rozpić całą siebie, do leżenia pod stołem. Chciała rozpić siebie, by znów mieć to poczucie humoru, lekkość na języku, lekkość w ciele. I nie chciała uciekać bez względu na zamiary jegomościa, który dziś ją zabawiał. Nie obawiała się go, jego planów. Może dlatego, że po prostu go nie znała jeszcze tak dobrze, a ufając ogólnym opiniom nie należał do niebezpiecznych. Nie musiała uciekać. - Jeśli uwiedzenie mnie przez Ciebie wymaga jeszcze moich chęci, to powinieneś zrobić coś ze swoją męskością! - Rzuciła to zdanie w powietrze nie reagując na to, że ktoś spojrzał na nich zdziwiony, a ktoś pokręcił głową na znak, że głos dziewczyny nie powinien przebijać się przez spokojną muzykę. Mieli rację, zapewne mieli rację. Georgina na trzeźwo rzeczywiście była ułożona, grzeczna, przewidywalna, ale gdy alkohol zaczynał krążyć w jej krwi stawała się o kilka tonów głośniejsza, jakby ktoś poprzestawiał wszystkie jej funkcje, co by robiła wszystko na odwrót. Jakby rzeczywiście stawała się szalona, dawała upust emocjom. Tak było, nie? No spójrz na nią. Blond włosy opadły na twarz gdy roześmiała się szczerze obserwując jak pewien mężczyzna przy barze odepchnięty przez barmankę spada ze stołka. Zaprawdę ją to bawiło, kiedy jego pulchne ciało znalazło się na zapewne twardej i zimnej podłodze. Georgina już chciała podzielić się z Tannerem swoim spostrzeżeniem, ale coś znów za szybko ją rozproszyło. To pewnie te światła, które teraz z jaśniejszych stały się ciemniejsze. Przepalona żarówka... Czy magia jest w stanie szybko ją zmienić? Pewnie jeszcze kilka godzin temu wyrecytowałaby formułkę zaklęcia wraz z definicją do niego, a potem użyczyłaby swoich perfekcyjnych zdolności, ale teraz... Teraz zanurzyła usta w alkoholu czując, jak delikatnie obmywa jej wargi, jak jego cierpki smak dotyka podniebienia, by pobiec zaraz dalej. - Myślę, że masz ładnie wyrzeźbione usta. Chcę dotknąć. - Powiedziała śmiało wycierając opuszki palców o serwetkę, jakby się bała, że może zniszczyć to piękno, odebrać temu cały urok.
Ostatnie dni były wietrzne, ale przez chmury zaczęły przebijać pierwsze promienie słońca. Mimo wszystko nie przypominało to w żaden sposób słonecznej Hipszanii, za którą Sparks cholernie tęskniła. To było zupełnie tak jakby dać dać kobiecie łóżko i ogórka zamiast porządnego faceta. Wiem, wiem, fantastyczne spostrzeżenie, ale jestem w trakcie oglądania 'Seksu w wielkim mieście' i tak wyszło. W każdym razie to pewnie to spowodowało, że Chiles snuła się po zamku z nadąsaną miną, gotowa urwać głowę i powyrywać powoli każdą kończynę pierwszej lepszej osobie, która powie coś nie tak w jej stronę. Możliwe również, że szykowała się comiesięczna stresująca wizyta, która powodowała u niej każdego ranka gigantyczne huśtawki nastroju, które z namiętnością godną kochanki, rozładowywała na swojej siostrze bliźniaczce, którą w mieszkaniu jedynie tolerowała. Na dobrą sprawę sama nie wiedziała, dlaczego jeszcze nie zostawiła tej niezrównoważonej psychicznie osoby w ich mieszkanku, a sama nie znalazła sobie nowego. W gruncie rzeczy mogła po prostu ją wywalić i zaoszczędzić na tym na kosztach, ale chyba wbrew temu co mówią posiadała jakieś tam resztki dobroci w sercu. Prawdopodobnie to to popchnęło ją do Gryffindoru, a nie gdziekolwiek indziej. A może po prostu Tiara wiedziała, że oprócz ognistego serca posiada równie ognisty temperament i umiejętności... no jakieś tam. W każdym razie fantastycznie się nadają tam gdzie je wykorzytuje. Możecie wierzyć mi albo jakimś fajnym Latynosom. Hiszpankę można śmiało nazwać osobliwym charakterem, toteż równie udziwniony pub sobie wybrała za miejsce dzisiejszego spoczynku. Wchodząc, skrzywiła się nieznacznie, bo wnętrze przypominało jej dom jakiejś starej ciotki z Irlandii, a zapach też jakoś czule nie pobudzał jej zmysłów. Mimo to, nabrała powietrza w płuca i zajęła jeden ze stolików żeby zaraz potem zamówić kremowe piwo. Na stoliku położyła książkę, której wcale nie miała zamiaru otwierać, ale skoro zaczyna już pić o tej godzinie, warto zachować trochę kultury.
Wszystko tak gwałtownie się popierdoliło, że ostatnie dni były próbą ogarnięcia rzeczywistości i ponownego wrócenia do tego świata. Wciąż, mimo prób ignorowania, rozpamiętywał ostatnie wydarzenia, które zepchnęły go na dosłowny skraj życia. "Po", było niczym letarg, podczas którego niezupełnie wiedział, co ma z sobą zrobić. Jasne, cieszył się, że nie zdechł w jakichś cholernych ruinach, ale jednocześnie wkurwiało go, że słowa jakie wymienił z Lsd nie zostały pogrzebane. Coś ostatnio się zmieniło. Znów grał. Tak bliskie otarcie się o śmierć przypomniało mu, że był muzykiem i od paru lat niczego nie stworzył. Nie myślał o trasie, płycie, po prostu, znów tak zwyczajnie chciało mu się grać. Pierwszy raz też zamek go męczył. Oczywiście, to normalne, że po tym wszystkim nie miał ochoty siedzieć w lochach, jednak po prostu chciał się już wydostać z tej szkoły. Nawet rozważał, by ją rzucić nim dobiegnie czerwiec, nigdy nie zależało mu na dyplomach. Jednocześnie, Vanberg ostatnio trochę złagodniał. Nie miał ochoty na sprzeczki z tymi wszystkim pannami, po tym jak zgalopował się w jednej z awantur z Lsd w roli głównej. Nie podjudzały go też różne używki, bo ostatnio od nich nieco bardziej stronił. Oczywiście nie oznacza, to, że był na jakimś odwyku, tylko nie chlał. Jedna rzecz, jednak w jego życiu pozostała niezmieniona. Kobiety. Rozmawiając z właścicielem gdzieś nieopodal wejścia na zaplecze, dostrzegł brunetkę wchodzącą do baru. Rzucił ku niej jedynie przelotne spojrzenie, by po chwili znów ku niej się zwrócić. Zupełnie jakby dopiero teraz do niego dotarło, kogo ujrzał. Szybko zakończył rozmowę ze swym kumplem, by podejść w jej kierunku. Zajął miejsce na wprost niej, biorąc do ręki książkę, którą położyła na blacie. - Zamiana Calpiatto na Hogwart, to kiepski pomysł - dodał orientując się, że jej lektura jest w jej ojczystym języku. Może i Vanberg był niesamowicie światowym chłopcem, jednak bez przesady z tą jego znajomością obcych języków. Podniósł wzrok spoglądając na dziewczynę, którą ostatni raz widział wiele lat temu. Dawno, gdy i on mieszkał w słonecznej Hiszpanii, gdy zerwali kontakt i już na zawsze mieli pozostać dla siebie obcymi. - Co tu robisz Chiles?
Skoro już zdecydowała się na to żeby zacząć pić o tak nieprzyzwoitej godzine, miała nadzieję że chociaż piwo będzie dobre, a jej nie będzie nikt przeszkadzał. No dobra, nie miałaby nic przeciwko temu żeby dosiadł się do niej jakiś przystojny, tajemniczy, nieznajomy, który nie chciałby wyjawić jej swojego imienia, a ona poczułaby się jak w jednej z wielu książek, które w ostatnim czasie czytała. Odbiegały nieco od materiałów, z których miała się przygotowywać do egzaminów, jednak nie potrafiła ich sobie odmówić. Należała do kobiet, które nie stroniły od facetów, czy zabawy, a ostatnio za często siedziała z nosem w książkach, czy na naukach języka angielskiego, bo wcale jeszcze tak perfekcyjnie nie mówiła. Nie żeby miała z tym problem, ale czasami głupio jej było kiedy zapominała się i zaczynała do kogoś nawijać po hiszpańsku. Poza tym lubiła perfekcję i sama też chciała być perfekcyjna. Co nie znaczy, że jakiś super nieznajomy by jej w tym w jakiś sposób przeszkadzał. Omiotła szybkim spojrzeniem pomieszczenie, ale nie udało jej się zauwazyć nikogo kto przykułby jej uwagę. Tak naprawdę, ciężko jej było dostrzec w ogóle kogokolwiek, a jeśli już ktoś znalazł się w jej polu widzenia, to był to jakiś łysiejący, tęgi pan albo za bardzo wyperfumowana kobieta, z której makijaż wręcz się sypał. Wzdrygnęła się aż, wyobrażając sobie jak resztki tapety lądują w jej piwie. Co za głupoty jej chodzą po głowie. Boże Chiles, ogarnij się. Upiła kilka głębokich łyków, nie pozostawiając po sobie żadnych wątpliwości, że jest stuprocentową damą. Brakowało tylko momentu, w którym z łoskotem odłożyłaby szklankę na blat i głośno beknęła. Znowu zerknęła w kierunku książki, ale tą trzymał już ktoś w ręku. To naprawdę fantastycznie, że w ogóle do Sparks doszło, że ktoś do niej poszedł. Na widok osoby trzymającej książkę w ręku, serce jej na chwilę zamarło, a zaraz potem zaczęło mocno łomotać w piersi, a ona niemalże czuła jak zaraz eksploduje. Na jej twarzy wykwitł rumieniec, a jedynym fartem było to, że był mało widoczny ze względu na ciemniejszą karnację Hiszpanki. - Miałam nadzieję, że może okaże się że jednak to dobry pomysł, ale w tej chwili wszystkie moje obiekcje zostały rozwiane - odpowiedziała, nie siląc się na uprzejmości. Wcale zimna, wietrzna Anglia jej się nie podobała, a zwłaszcza skoro w tym miejscu pojawił się i on. Za wiele wspomnień, które już nigdy miały nie wrócić. - A wiesz, śmieszna sprawa, studiuję. A Ty?- zapytała słodko, walcząc ze sobą żeby nie wstać i nie przyłoić mu w twarz. Nie żeby jeszcze to rozpamiętywała. Po prostu zachował się wobec niej bardzo nieładnie, a ona będzie o tym pamiętała.
Jedna z tutejszych kelnerek podeszła do ich stolika wręczając Vanbergowi wcześniej zamówione piwo. Za sprawą srebrnej zapalniczki otworzył swe dymiące Piwo Simisona, czekając, aż ulotni się z niego odpowiednia ilość zaczarowanej pary. Odpalił jednego z papierosów, a mała wila, dołączona do opakowania w postacie breloczka, lekko zaczęła tańczyć wewnątrz do połowy pustej paczki. Lekko się uśmiechnął słysząc złośliwy komentarz Sparks, jakby przypomniał sobie stare czasy. Kiedyś, nim jeszcze cokolwiek między nimi wynikło, też się z nim drażniła. Pewnie dlatego go pociągała i dlatego uparcie, wiele czasu spędził przypadkiem znajdując się w jej otoczeniu. Magia latynoskiej krwi. Podparł się lekko ręką o blat, gdy już jej lekturę położył przed sobą. Miło było widzieć Chiles. Właściwie zbyt miło. Kontakt ograniczył do minimum, lata temu łapiąc się na tym, że jest zbyt miło. Nie chcąc popełniać starych błędów, urwał relację. Teraz jednak przecież już nic tu nie groziło, ni wisiało w powietrzu. Wszystko wszakże zostało ucięte, czyż nie? - Och nie udawaj, musiałaś bardzo tęsknić, skoro pokonałaś pół europy, żeby znów być tam gdzie ja - rzekł odrobinę rozbawionym głosem, po czym upił pierwszy łyk swojego dymiącego się piwa. Właściwie liczył, że jego reputacja wszystko tu wyjaśnia. Że Chiles nie ma prawa być na niego zła, bo przecież "każdy wie, jaki jest Vanberg". No i oczywiście, każda również wie, że prędzej czy później zniknie, tym samym więce, Dex przekonany był, że dziewczyna nie powinna być rzeczywiście rozzłoszczona tamtym zerwaniem relacji. Nawet jeśli wcześniej wydawali się często, a i może zapowiadało się, iż to się utrzyma. Ochotę miał powiedzieć na swoje usprawiedliwienie, że przecież wie, jaki on jest. Bez względu na to, jak zawiła w gruncie rzeczy była tamta sytuacja, cicho wmawiał sobie, że ma wytłumaczenie. - Ja? Zostałem gajowym i wypasam barany na błoniach. No też studiuje. Przecież wiesz, że po Hiszpanii tu przyjechałem na studia, nie wiedziałem tylko, że zapoczątkowałem trend uciekania z Calpiatto - rzekł nie zachowując zbytniej powagi, w tej ich czarującej rozmowie. Podrzucił zapalniczkę, zgrabnie łapiąc ją w dłoń.
Chciałaby powiedzieć z czystym sumieniem, że przez te kilka lat nie myślała ani razu o Vanbergu, ale byłoby to kłamstwo. Z drugiej strony, ona umiała kłamać jak z nut, więc na dobrą sprawę wszystko było w normie. Z trudem opanowała przyspieszony oddech, bo przecież dalej był tym samym, beznadziejnym chłopcem z Anglii, który od momentu pojawienia się w Hiszpanii irytował ją na każdym kroku. Po jakimś czasie udało jej się go nawet polubić, a i doszło do jakiegoś spoufalenia, ale ona przecież dobrze zdawała sobie sprawę z tego, że on wyjedzie, a z tego i tak nigdy nic by nie wyszło. To była tylko zabawa, na którą pozwoliła, bo ot taki miała kaprys. Nie rozpaczała z tego powodu. Może troche było jej smutno, a wzrok bezwiednie wędrował do okna, zastanawiając się czy może dostanie jakiś miły list, ale gdyby ktoś ją o to zapytał, na pewno powiedziałaby że zastanawia się czy dzisiaj spadnie deszcz albo odpowiedziałaby równie błaho. Fakt, że na przeciwko niej siedział facet, z którym przeżyła kilka naprawdę ładnych chwil, spływał po niej jak po kaczce. W każdym razie tak powinien myśleć, bo przecież dobra z niej aktorka. Może nawet kąciki ust mimowolnie się uchyliły w uśmiechu, bo na dobrą sprawę ucieszyła się, że go zobaczyła? Nie no, nie rozpędzajmy się aż tak daleko. Latynoski mają to do siebie, że o pewnych sprawach nie zapominają, a urazę chowają aż do śmierci. Przynajmniej w przypadku Chiles to się sprawdzało. - Najpierw musiałbyś mi powiedzieć gdzie uciekłeś żebym mogła Cię gonić, cwaniaczku - wymruczała pod nosem, a na jej usta wypełzł krzywy uśmiech. Może gdyby dostała od niego chociaż jeden, cholerny list, rzeczywiście mogłaby tu być mowa o pokonywaniu połowy Europy specjalnie dla niego. Na ten moment po prostu w jej głowie rozgrywała scena jak z tych dziwnych snów, kiedy to nie wiesz czy śnisz, czy to koszmar, czy najadłeś się dużo świństw wieczorem. Najśmieszniejsze jednak było to, że ona doskonale wiedziała jaki był Vanberg. Nie potrzebna była jej czyjaś opinia żeby zawczasu nabrać do niego dystansu kiedy tylko pojawił się na jej drodze. Błędem jednak było pozwolenie mu na wejście do jej bezpiecznej strefy, której planowała nigdy mu nie pokazywać. Przez krótki czas nawet myślała, że może się co do niego pomyliła, ale nie. Teraz gówno ją obchodziło kto wie jaki on jest. - A wiesz... Zapomniałam. Tyle się działo przez ten czas, że... Zresztą nieistotne. Tęsknię za Calpiatto, Hogwart ssie. Jest jak ogromny, zatęchły loch, w którym nie ma co robić - pokręciła smętnie głową, zręcznie zmieniając temat ze wszystkiego co dotyczyło jego, ich i w ogóle, pomijając nawet fakt tego super zapoczątkowanego przez niego trendu, chociaż może trochę nawet miał co do tego racji. Ależ ta Chiles była nie na czasie!
Dexter wyrzucił z głowy Chiles. Aczkolwiek wcale nie był to tak szybki proces, jak można by w jego przypadku zakładać. Początkowo idąc do łóżka z kolejną brunetką, mimowolnie przypominał sobie Hiszpankę, jednocześnie świadom tego, że dobrze zrobił zrywając kontakt. W końcu jednak brunetki się zmieniały, pojawiło się trochę blondynek i gdzieś w tym wszystkim rzeczywiście zapomniał o dawnym romansie. Mimo wszystko, dość dziwnie było widzieć teraz dziewczynę tutaj, na wprost niego, kiedy to zaplanował nigdy więcej jej nie widzieć. Źle i dobrze jednocześnie. - Listy pożegnalne nie są w moim stylu - stwierdził, zaraz podnosząc szklankę i upijając trochę napoju. Uważał, że wysłanie notki, w której oświadcza dziewczynie gdzie się wybiera, a co więcej, pisze o tym, że pewnie nigdy więcej się nie zobaczą, było wedle niego po prostu słabe. Rzeczywiście wolał zniknąć jednego dnia, tym samym gwałtownie zerwać znajomość, niż ostrzegać, że chociaż mówił, iż tak nie będzie, to jednak ma dla niej tylko słowa, do widzenia. Najgłupsze w tym wszystkim było to, że Vanberg wcale nie uczył się na błędach i postępował podobnie nie raz. Różniły się tylko okoliczności. No i to, że od Chiles w gruncie rzeczy wcale nie miał ochoty odchodzić. Przywodziła na myśl wspomnienia Hiszpańskich ciepłych wieczorów, mocnego słońca. Gdzieś w głębi ducha miał ochotę wrócić w południowe rejony na chwilę tam zostając. Brunetkę pewnie chętnie porwałby ze sobą, parę dni później orientując się, że źle zrobił. Uniósł lekko brwi dalej słuchając jej dalszych słów. - Działo się aż tak dużo, że wyjechałaś do innego kraju? - Zapytał obserwując ją. Był ciekaw, czy narobiła sobie problemów w Hiszpanii, czy może twierdząc, że wiele się działo, wciska mu kit. Pewnie to nie była jego sprawa, no ale skoro już tak pięknie sobie siedzieli pijąc alkohol, to przecież mogą szczerze porozmawiać! No, mniej więcej.
Czas, w którym zastanawiała się nad tym co kierowało go 'porzucając' ją nie był ani krótki, ani długi. W największej mierze kierowała nią ciekawość, zaraz potem urażona duma, a za nimi goniło kłucie w sercu, które konsekwentnie ignorowała za każdym razem kiedy pojawiało się żeby jej dowalić. Rzadko pozwalała sobie na to żeby ktoś zawrócił jej w głowie, mieszając w jej zasadach, których tak bardzo nie chciała odpuszczać. Tak właściwie to prawie wcale. Zazwyczaj to ona pojawiała się, a kiedy coś jej nie pasowało zostawiała bez słowa, bo wszystko według niej było jasne i klarowne nie wymagając żadnego tłumaczenia. Często nie miala nawet na to czasu, bo za bardzo kochała siebie żeby na siłę szukać kogoś kim mogłaby się zadowolić. Spojrzała na niego rozbawiona, a ustami wykonała wymowne cmoknięcie. - A czy ktoś mówił, że pożegnalny? - zauważyła sprytnie, jedną reką grzebiąc gdzieś na dnie przepastnej torby, w której miala niezwykły nawet jak na nią bałagan. Przebierając ręką między pustymi paczkami papierosów, w końcu natrafiła na pełną. Z racji latynoskich korzeni, jakis czas temu udalo jej się nabyć Błękitne Gryfy, które wręcz wypalały jej płuca, a ona była z tego uczucia bnardzo zadowolona. Ostatnio nawet próbowała Zielonych Trolli, ale żaden facet się nie rozebrał, a papieros zaczął biegać jej po ramieniu, tworząc uroczą, wielką dziurę w jej ulubionej bluzce. Odpaliła powoli papierosa, wydmuchując kłąb miętowego dymu gdzieś w bok, mimo że korciło ją żeby zadymić temu neidobremu Vanbergowi buźkę. - Umiesz dochować tajemnicy? - zapytała zniżając konspiracyjnie głos, po czym nachyliła się nad stołem, tak że ich twarze dzieliło raptem parę centymetrów. Może to smak papryczki chilli, a może papierosy były tylko przykrywką, ale na jej twarzy pojawiły się urocze wypieki. Dla podtrzymania napięcia, zrobiła chwilową przerwę na zaciągnięcie się swoim pysznym papieroskiem i zastanowiła się co by tam dalej powiedzieć. - Wiesz, że moja siotra jest trochę inna niż wszyscy co nie? Jest totalną psycholką! No więc tam w Hiszpanii... Dopuściła się zabójstwa, ale przypadkiem, więc musiałyśmy uciekać, a że ja jestem jedyną normalną osobą w tej popieprzonej rodzinie, to muszę teraz się nią opiekować i hamować jej mordercze instynkty - skończyła z bardzo poważną miną co by wypaść przekonująco ze swoją super historią, którą wymyśliła na poczekaniu. Trochę była niezadowolona z tego, że wpadła na tak słaby pomysł, ale koniec końców... - Tras tormenta, gran bonanza
Nie mogę wyjeżdżać z domu, bo potem nie potrafię odpisać na stare wątki, wybijam się z rytmu i wszystko jest nie tak jak być powinno. Ale dobra, będę pilna, będę grzeczna, wracam do postów. - Trzymanie relacji na odległość nie jest moją mocną stroną - zauważył, też równie sprytnie, a przynajmniej szczerze. Nigdy nie udawało mu się realnie utrzymywać relacji na odległość. Był na tyle zajęty wszystkim tym tu i teraz, że powroty do tego, co tam kiedyś było, stawało się niewygodne. Akurat w przypadku Chiles nie wyglądało to tak, że lada chwila zapomniał o niej, wprost przeciwnie. Tylko, że to zerwanie relacji było zdrowe. Jakkolwiek absurdalnie to nie brzmi. Mimowolnie spojrzał na jej kształtne usta, gdy zalotnie nachyliła się nad stołem, by wyjawić swój wielki sekret. Krótką chwilę gorzej szło mu koncentrowanie się na słowach, aniżeli na wargach, które znów miał ochotę pocałować. Niedobra dziewczyna. Uśmiechnął się lekko, przenosząc wzrok na jej duże oczy, słuchając jednocześnie fascynującej opowieści. Dosłownie mimowolnie jego ręka oparta o blat, po tym jak sam się nieco nachylił, by wysłuchać tajemnicy, natrafiła na pukiel jej długich włosów, który sobie owinął wokół placów. - Czyli, właściwie powinienem cieszyć się, że jeszcze żyję i być dobrym chłopcem, inaczej ją na mnie napuścisz? - zapytał bardzo lekko ciągnąc ją za brązowego loka, niby to sprawdzając, co zrobi. Zaraz jednak sam przysunął się jeszcze parę centymetrów, by ustami zbliżyć się do jej ucha. Nim rzekł cokolwiek, nieco łapczywie wciągnął powietrze do płuc, przypominając sobie jej południowy zapach. - Ładnie kłamiesz Chiles, ale na pewno tylko ona w waszej rodzinie jest trochę inna niż wszyscy? - Zapytał właściwie dość dwuznacznie traktując tą odrębność. Niemniej jednak, zaraz po tych słowach zupełnie się cofnął, by swobodnie napić się swego alkoholu. Uniósł szklankę, którą uderzył lekko o tą z jej alkoholem (chociaż nie pamiętam czy coś piła, ale zakładam, że jednak tak!). Ta rozmowa dosłownie przypominała Hiszpanię, nawet jakby cieplej zrobiło się dookoła.
Poszedłem dzisiaj do klubu Jazzowego. Jazz to dobra muzyka przy której mogę się rozluźnić dlatego też kiedy zobaczyłem że posada barmana w tym klubie jest wolna od razu poszedłem do właściciela. -Dzień dobry Odparłem. Kiedy dostałem odpowiedź powiedziałem -Widziałem ogłoszenie o prace jako barman, a jako że lobię Jazz, jestem komunikatywny i lubię prace z ludźmi Po 10 minutach w których właściciel lokalu zadawał mi pytania na które odpowiadałem, w końcu usłyszałem cieszącą mnie odpowiedź -Dobrze. Ma pan tę prace zaczynasz od jutra.
Kobiety są przyzwyczajone do skomplikowanego życia, a Vivi nie jest przyzwyczajona do tego, żeby komuś się podobać. Zawsze spoglądała na pary, które spacerowały po parkach, w barach zerkała kątem oka na mężczyzn, którzy podrywają panienki. Biernie przeglądała się rzeczywistości, w której żyła i przechodziła obok wszystkich wydarzeń. Nie miała to nikomu za złe, zawsze wolała być bardziej obserwatorem niż kimś więcej. Ludzie jej zwykle nie zauważali, miała taką zdolność, potrafiła wyciszyć się do tego stopnia, że stojąc z kimś, ta osoba może jej nawet nie dostrzec, ale to tylko dlatego, że nie zwracała na nią większej uwagi. Może przez to zawsze wychodziła gdzieś sama? Spoglądała na ludzi w ciszy i żyła… ich życiem? Słysząc jego słowa dziewczyna uśmiechnęła się i złapała go pod ramię. No cóż poczuła się trochę niepewnie, ale czemu nie? Może i tylko kojarzyła tego chłopaka, ale nie jest totalnie bezbronna! Wróć… i tak by nic nie zrobiła, a zresztą nie pomyślała o tym, że mogłoby jej coś się stać, tylko ja jako nadopiekuńcza autorka wymyślam jakieś głupoty… Och gdyby ona usłyszała, że została wybrana jako zastępczy towar to by nie cieszyła się już tak bardzo z powodu tego, że chłopak podszedł do niej. Ale nie miałaby do niego pretensji, po prostu… przyjęłaby to do wiadomości i bawiła się dalej. Gdy dotarli do pubu Jazzowego dziewczyna uśmiechnęła się szeroko i spojrzała na niego. - Uwielbiam to miejsce – skwitowała i kiedy znaleźli miejsce zamówiła wino z czarnego bzu. Nie bardzo wiedziała jak zacząć temat, no ale coś skleiła, na początek to coś! - Lubisz jazz? A co do rozgadania to nie jestem pewna czy chłopak na pewno chce, by gryffonka przedstawiała swoje niesamowite monologi.
Nie jest przyzwyczajona..? No a to akurat źle. To znaczy, zdaniem Piątka każda kobieta na świecie powinna być utwierdzona w tym przekonaniu że jest piękna, inteligentna, wrażliwa i takie tam inne. Stąd czasem robiło mu się smutno, że jest facetem, jak tak widział niekiedy zachowanie dziewcząt, nawet w szkole. Puszczać je w drzwiach przodem, traktowane jak.. coś tak niespotykanego, że wręcz można byłoby pod to wydarzenie podpiąć rangę cudu. Cóż.. Ale może to dobrze? Może powinien się z tego cieszyć? Może właśnie dlatego miał takie powodzenie u płci przeciwnej? Bo po prawdzie nie grzeszył wyglądem, ale inteligencją, wrażliwością i obyciem? Skromność maks., tak wiem. No, ale to chyba jedyne zalety Piątka jakie mi i jemu samemu przez to również, przychodzą do głowy. A życie życiem innych…? Cóz, nie bardzo to lubił. Może dlatego, że jego własne wydawało mu się na tyle interesujące? No i w sumie robił wszystko, aby takie było jak najdłużej. Niemniej, nie przepadał za takimi ludźmi. Czemu? Cóż, wystarczy przejrzeć posty Obserwatora z zeszłego roku.. Całkiem dużo tam o nim pisano. Niekoniecznie zgodnie z jego wolą. I to chyba najbardziej go denerwowało, że często był na językach ludzi, często go znali, zwracali na niego uwagę, tak jak ona dziś na lekcji. Choć to akurat światły przykład dziewczyny, człowieka, który potrafi w jego obecności zbudować sensowne i logiczne zdanie, nie różowiąc się przy tym, jak nie wiem i w ogóle drobić jak kaczka, pączek z lukrem etc. I nie, nie była traktowana jako towar zastępczy. To po prostu.. Tamta panna zwróciła jego uwagę. Jak widać do tego stopnia, że nie zauważył jaki skarb tutaj się do niego uśmiecha. Cóż lepiej późno, niż wcale, prawda? Oczywiście, że prawda! Tymczasem, słysząc uwagę Vivi Piątek tylko się uśmiechnął po czym gestem zaprosił do środka. Chwilę później już siedzieli i oczekiwali na swoje zamówienie. Dwa razy to samo. W sumie,, nie pił tego nigdy wcześniej, ale wierzył że będzie dobre. Poza tym, trzeba próbować nowych smaków, nie? No i to pytanie. Oj, chyba nie wie, co zrobiła. – Czy lubię Jazz? Oczywiście, że tak. Wiem, może nie wyglądam, ale bardzo bardzo lubię ten gatunek muzyki. Jest po prostu cudowny, nie wiem, może dlatego, że taki różnorodny? Kto wie. Ale jest świetny, bo nieważne, czy nowy, czy stary. Jakiego wielkiego twórcę nie wziąć na warsztat, jest wielki. I nie tylko oni.. Wystarczy spojrzeć na kogokolwiek. Poza tym, te wszystkie odmiany Jazzu. Jezu. Tak. Szczególnie Free Jazz. Nie wiem, czy kojarzysz? Jest nieziemski, naprawdę. Świetni muzycy, świetne innowacje… - i tak jeszcze przez kilka minut napierdalał, wymieniając trochę innych gatunków, zachwycając się nowym Orleanem, waląc swoje ciekawe i urzekające historie z życia i wyprawy właśnie do Nowego Orelanu, po czym zapytał, co ona sądzi o tej muzyce. Jak długo jej słucha i tak dalej. I tak, sądzę, że jej monologi nie będą mu specjalnie straszne.
No tak, każda kobieta, a większość mężczyzn jak kobietę jej nie traktowało, bardziej jak dziecko, a dlaczego? Sama tego nie wiedziała. Po prostu tak było i koniec. Nie można było z tym dyskutować, bo to nic by i tak nie zmieniło. Chociaż nawet dziewczynkę traktowało się z takim szacunkiem, jak chłopak mówił. Przepuszczanie przez drzwi, całowanie w dłoń, traktowanie jak płatek od kwiatka… ale nie wszyscy tacy byli, większość mężczyzn po prostu przychodziła i chciała wyrwać dupę. Niczego nie można się spodziewać od takich mężczyzn. Nawet nie jestem pewna czy można ich mężczyznami nazywać. Każdy miał inne kryteria i lepiej o tym nie dyskutować. Jeżeli Piątkowi wydawało się, że to było bardzo złe wspomnienie o czymś takim to się myli. Pod tym względem byli podobni, kiedy ona miała mówić o czymś co uwielbia to rozgadywała się do tego stopnia, że zaczynała irytować ludzi. Ale jeżeli ktoś inny to robił to… nie miała nic przeciwko, lubiła słuchać jak ktoś nawija o czym co kocha. Wtedy ona nie musiała nic mówić, a dowiadywała się co nie co o innych. - To tak jak ja. Jak słyszę Jazz to po prostu odpływam, rozluźniam się do tego stopnia, że nie wiem co się ze mną dzieje. Ma w sobie to coś, czego nie ma inny gatunek, tą swoją wyjątkowość. A ona słuchała z szerokim uśmiechem i wielkim zainteresowaniem.
Wiadomo, tak chyba najłatwiej można dowiedzieć się czegoś o drugim człowieku. Choć Piątek.. nie praktykował tego. To znaczy, stawiał na rozmowę oczywiście, ale czyjeś słowa i w ogóle cała werbalna otoczka interesowała go równie mocno, co niewerbalna sfera ludzkiego komunikatu. Ta była ciekawa i ciągle.. taka obca dla niego. Może dlatego ostatnimi czasy zaczęła go wybitnie interesować mimika twarzy? Ona i różne emocje, które za jej pomocą, można było oddać. Dzięki Merlinowi i wszystkim mugolskim bogom za mimów oraz aktorów, którzy byli tak świetnym obiektem badań, a później także inspiracją dla kolejnych szkiców obrazów i grafik. Podobnie było teraz. Ewidentnie było widać, że dziewczyna znacznie od czasu tej rozmowy na lekcji, się rozluźniła. Cóz, może dlatego, że po prostu spędzili więcej czasu i jakoś powoli się ze sobą oswajali? A może to także kwestia audytorium? W sumie teraz było bardziej.. intymnie? Tak, chyba mogę użyć tego słowa. W każdym razie, wiadomo o co chodzi. Byli sami. No, z winem. I z Jazzem.. – Nie wiesz, co się z Tobą dzieje? – zapytał, z uśmiechem. Ciekawe wyznanie, trzeba przyznać. Ale niestety nie mógł się pokusić o tę uwagę, której tak bardzo nie chciał powiedzieć. – W takim razie, może ja się odsunę. Wiesz, Jazz, wino.. A potem coś mi zrobisz, niekoniecznie przyjemnego i ujdzie Ci to na sucho, bo będziesz niepoczytalna.. – rzekł, nawet serio odsuwając się odrobinę z fotelem, po czym szybko wrócił do stanu początkowego. Miał cichą nadzieje, że wybaczy mu tę małą prowokacje. W sumie, musiała. Znaczy, zawsze mogła wyjść, prawda? – a tak w ogóle, to na którym jesteś roku? I w ogóle z którego domu?
Dziewczyna od dawna interesowała się emocjami wyrażanymi przez twarz. Przez większość czasu gdy przebywała wśród ludzi nie miała za wiele do roboty, nikt na nią nie zwracał uwagi, ale nie miała nikomu za to za złe. Po prostu znalazła sobie jakieś zajęcie w tym czasie. Spoglądała na to jak ludzie reagują w różnych sytuacjach, jak ich twarz reaguje, jakie emocje występują, każde drgnięcie było ważne i mogło wyrażać nawet ukryte emocję, cała gestykulacja człowieka mówiła o nim dużo. Szybko zaczęła dostrzegać znaczenie tego wszystkiego, znaczenie gestykulacji lub jej brak. Nauczyła się też trochę rozpoznawać kłamstwa. To była bardzo przydatna zdolność, ale nie lubiła jej nadużywać. Co jej da, że będzie wiedziała, że człowiek ją okłamał? Jedynie jej będzie przykro… Jak ja to zawsze porównuję Vivi do dzikiego zwierzątka: żeby przestało się bać musi dostrzec, że nic mu nie grozi, żeby się całkowicie rozluźniło, musi dostrzec, że nikt go nie skrzywdzi. Po prostu zachowała naturalne instynkty w poznawaniu człowieka i może dziwnie się czasami zachowywała, ale to pomagało i bardzo! - Tak… czasami się wyłączam i po prostu słucham i nie kontroluje swoich ruchów, jakbym stała się całkowicie inną osobą… to takie cudowne uczucie… – ona nie zwierza się z takich rzeczy nikomu, no chyba, że wyjdzie to z rozmowy, która ją pasjonuje. Na samo wspomnienie tej bezmocy zamknęła oczy i poczuła dreszcze na plecach. Nie zawsze to było dobre, ale jeszcze nie zdarzyła jej się negatywna strona tego stanu. Słysząc jego słowa zaśmiała się i puściła mu oczko unosząc lampkę. - Możesz już się bać… ale odsunięcie się Ci nie pomoże, czasami mogę być niebezpieczna i… nieobliczalna – w jej oku można było dostrzec dziwny błysk, którego nie dało się konkretnie określić. Widać było, że wybaczyła, a dodatkowo popłynęła wraz z nim do stworzenia czegoś… dziwnego? To chyba było dobre. - Jestem z Gryffindoru i tak jakby jestem na pierwszym roku – nie chciała mówić, że powinna być na drugim, ale też nie chciała się przyznawać do pierwszego i tak jakoś wyszło. - A ty?
Zaiste. Cudowne. Tak wyjść czasem ze swojego ciała, stanąć obok, tak bardzo odpłynąć. Stracić panowanie nad własnym ciałem, wysłać rozum „do spania” i pozwolić działać swojej podświadomości.. Dawno się tak nie czuł. To znaczy, te stany zdarzały mu się już od dawna, lecz dopiero od niedawna bez sztucznego wspomagania. Cudowne czasy, kiedy wystarczyło płótno, pędzel i chwila wolnego czasu, żeby skupić się tylko na tym. Całkowicie przestać odbierać inne bodźce. Podobnie było jeszcze z muzyką. Ale to w czasach kiedy Krukon dosiadał harmonijki, gitary, czy saksofonu.. A potem? Cóż potem przyszedł alkohol. Papierosy. Mimo wszystko, to chyba nie takie złe, prawda? W końcu narkotyki niszczą ludzi, ale tworzą legendy! - Rozumiem Cię doskonale.. – powiedział spokojnie, z rozmarzonym wzrokiem. Niesamowita sprawa, naprawdę. No, a potem cały ten dowcip. I to.. wyznanie? Niebiezpieczna? Nieobliczalna? Popatrzył na nią przez chwilę. Nie wyglądała na taką..? Nie, zdecydowanie. Ale chyba o to właśnie chodzi, prawda? W końcu, cicha woda brzegi rwie, jak mawiał klasyk.. – Wiesz, tak długo jak długo twoje.. odpłynięcie miło mogłoby się dla mnie skończyć, chyba nie miałbym żadnych obiekcji.. – if you know what i mean. Popatrzył na nią z uśmiechem, nawet pozwolił sobie delikatnie musnąć jej dłoń, celem dodatkowego podbicia komunikatu. Po chwili tylko się roześmiał cicho, co by na pewno wiedziała, że żartował chłopak. Chociaż.. może niekoniecznie? Cóż kto wie. Poza tym, nie pytaj próżno bo nikt się nie dowie, jaki nam koniec szykują bogowie, cytując kolejnego klasyka. Ech. Coś klasycznie dziś. Przejdźmy może lepiej do jej przynależności, zwłaszcza, że to chyba o wiele ciekawsze.. – Tak jakby? – spytał, nie bardzo rozumiejąc co chciała przez to powiedzieć. Cóż, może wyjaśni, może nie. Nieważne, za język je j ciągnąć nie będzie. – Ja na drugim, no ale w sumie powinienem być teraz na trzecim.. – odparł z uśmiechem, wcześniej biorąc dość duży haust powietrza. – Wiesz, zachciało mi się wojaży po świecie i tak to się skończyło, że mam rok w plecy. Grunt, że przynajmniej było warto. – dodał, z jeszcze szerszym uśmiechem, przypatrując się jej uważnie. Ciekaw był reakcji. Może ona też postanowiła kidyś tam wyjechać? - Ach, byłbym zapomniał. Krukon od maleńkości, choć czasem żałuję, że nie jestem z Gryffu..
Można w różny sposób interpretować używki. Jako coś złego, albo coś nie zbyt szkodliwego. Ale za każdym razem dla dziewczyny wychodziły same negatywy. Może i jest ta racja, narkotyki niszczą ludzi, ale tworzą legendy, jednakże trzeba zadać sobie jedno pytanie. Czy narkotyki zmieniają ludzi? A jeżeli tak, to ta legenda nie jest już tym samym człowiekiem jakim był na początku, a więc to nie jest sukces tego człowieka… Więc po co? Człowiek pracuje całe życie po to, żeby w końcu osiągnąć sukces i móc się nim cieszyć, ale jeżeli osiągnął go ktoś inny? To naprawdę wszystko jest zależne od postrzegania rzeczywistości. Wyznanie było po części żartem, po części prawdą, sama nigdy nie wiedziała, czego ma się po sobie spodziewać. A lepiej było kogoś ostrzec niż później żałować. Ale jego słowa zaskoczyły ją, a na jej twarzy mimowolnie pojawił się uśmiech. - To zależy od tego… czy będziesz grzeczny – wyszeptała spoglądając na niego kątem oka. Właściwie to nie była pewna dlaczego to powiedziała, po prostu… to zrobiła. - No cóż ja powinnam być na drugim roku właśnie – powiedziała puszczając mu oczko. Nie lubiła się tym chwalić. Może dlatego, że była zła na siebie, za to. Może jej było głupio. Albo po prostu kiedy o tym wspominała wszyscy pytali się o to, dlaczego tak się stało? A ona nie chciała odpowiadać, bo to budziło jeszcze większą ilość pytań. - Dlaczego? Nie podoba Ci się w Ravenclaw?
Człowiek w dowolnym momencie życia nie będzie tą samą osobą, którą był powiedzmy rok, dwa temu. Z resztą, o czym mowa. Wystarczy kilka minut w tył. I to wcale nie w jakiś skrajnych sytuacjach, jak na przykład zawał, czy widok śmierci ukochanej osoby. Nie, nie. Wystarczy, że coś pójdzie, lub przeciwnie, po naszej myśli. No bo.. wystarczy rano nie zjeść śniadania. Wiem, przykład bardzo gimbusiarski, niemniej. To nie tylko prochy niszczą ludzi. To nie tylko one ich zmieniają. Chociaż, nie można zaprzeczyć, że mają niesamowity wpływ. Najlepszym przykładem Piątek. Bo.. dużo się u niego zmieniło przez ostatni rok. No. A nie trzeba było mu dużo. Zaczęło się od papierosów, potem alkohol, a pozostałe używki przyszły z czasem.No i też nie przeadzajmy, bo nie był jakimś ćpunem na potęgę, nigdy nie zaznał poczucia głodu. Nie miał też jakiegoś mocnego zjazdu spowodowanego tym, że akurat nie wziął. Nie, on raczył się zielonymi listkami, tabletkami, albo innymi rzeczami tak bardzo.. hobbystycznie. – Czy będę grzeczny? Naprawdę? Myślisz, że mam pięć lat i kręcone włoski?! - zapytał, udając oburzenie. – No dobra, kręcone włoski mam, ale to wcale nie znaczy, że pięć lat też, tak? Trochę już za późno na wychowywanie mojej osoby i jakieś tanie przekupstwa, ale… powiedzmy, że mnie przekonałaś… - dodał po chwili, bardzo wymownie akcentując pewne zdania. Wyrazy. Oczywiście, ze wszystkim żartował. Pytanie, jak z nią? W sumie tak na niego dziwnie, jakby znacząco patrzyła. Hmm.. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Nie. Ech. Piątek i jego rozbuchane ego. No dobra, chciałbym, by było rozbuchane. W każdym razie. Nie, nieważne. Zostawmy to. - Czyli coś nas łączy. – podjął nagle temat, po tym jak zarzuciła z tym rokiem. – Oboje z różnych powodów, mniej lub bardziej szlachetnych, olaliśmy szkołę, przez co kiblujemy. – takie twierdzenie. Kapituła Noblowska? Tak! Nagroda, tutaj! A tak poważnie to w sumie chętnie by zapytał co się stało, może też pojeździła sobie po świecie (?), ale jakoś niespecjalnie odniósł wrażenie, że dziewczę było zainteresowane rozmową na ten temat. Cóż, spoko. Przecież nic wielkiego w sumie się nie stało, nie? Na pytanie dotyczące czemu nie Ravenclaw, odparł zdawkowo, ze cieszy się ze jet tu gdzie jest, no ale zawsze jakoś tak, od maleńkości pociągał go Gryffindor raczej. I chyba niczego złego w tym nie ma, prawda? W końcu jest masa ludzików, którzy nie podostawali się tam gdzie chcieli. Cóż, Tiara Przydziału bywa bezwzględna i okrutna. Ale i szczera oraz troskliwa, bo przecież.. kieruje się dobrem ucznia. Prawda?