Jesteś fanem stylowo urządzonych lokali? A może jazz jest Twoim ulubionym rodzajem muzyki? Lubisz posłuchać muzyki na żywo? Pub Jazzowy zaprasza! Codziennie od 18 występy okolicznej kapeli jazzowej umilą Ci spotkanie w gronie przyjaciół, a miła i profesjonalna obsługa zadba o to, by na Twoim stoliku nie zabrakło trunków!
Wiosna to najbardziej zdradziecka pora roku; nawet gdy plecy przygrzewają słoneczne promyki, wystarczy tylko na parę chwil dać się skusić i ściągnąć wierzchnie nakrycie, by nabawić się paskudnego przeziębienia. I nikt nie zostaje w tym starciu oszczędzony - ani nierozsądni studenci Hogwartu, ani rozpoznawalny zespół jazzowy, który pewnego popołudnia uwierzył w bajki na temat rozgrzewających właściwości alkoholu. A w ramach puenty skończył w łóżku, z eliksirem pieprzowym i nagłą utratą najbliższych terminów koncertów w Pubie Jazzowym. Tego dnia przeglądając wizbooka nietrudno było się zatem natknąć na - trochę desperackie - ogłoszenia właściciela pubu, szukającego zastępstwa na wieczór bądź dwa. Czy od razu poczułaś, że mogła być to szansa dla Ciebie, @Yuuko Kanoe? Nawet jeśli nie, za namową przyjaciela lub zbyt dużą ilością wolnego miejsca w sakiewce, zdecydowałaś się zgłosić. I teraz jesteś tu, w klimatycznym lokalu, którego centralny punkt stanowi pianino Lanceley'a, jakby czekające, aż ktoś odważny za nim zasiądzie. Właściciel okazuje się sympatycznym mężczyzną w średnim wieku i nie ma zbyt wielu wymagań. Poza Tobą zatrudniona zostaje dojrzała czarownica z saksofonem, z którą masz podzielić się uwagą gości podczas tego wieczoru. Tobie występ przypada jako pierwszej.
W tym miejscu rzuć kostką w jakim stopniu udaje Ci się opanować pianino::
1,2 - Nawet jeśli miałaś szansę grywać na podobnym instrumencie, to pianino nie chce z Tobą współpracować - po kilku minutach gubisz się w tym, co chciałaś przekazać, a niesmak koneserów tego typu muzyki zaczyna Ci się pod wpływem magii udzielać. Swoją pierwszą część występu kończysz niezadowolona z siebie, nawet jeśli obiektywnie i tak poradziłaś sobie dobrze. 3,4 - Czuć, że masz trudności i muzyka czasem wymyka Ci się spod kontroli - generalnie jednak zawsze wracasz na właściwy tor, a czar, który wydobywasz z instrumentu zdaje się przyćmiewać te drobne pomyłki. 5,6 - Czyżby ten model pianina stworzony został tak, by być łaskawym dla ludzi na nim grających? A może to zwyczajny talent? W każdym razie radzisz sobie idealnie; przekazujesz swoim słuchaczom dokładnie te emocje i tę energię, którą chciałaś osiągnąć.
Niezależnie od tego, jak sama czujesz się ze swoim występem, na sali znajdują się osoby, które z prawdziwą przyjemnością zatonęły w magicznych uderzeniach klawiszy. Gdy przechodzisz obok jednego ze stolików (by napić się wody/przewietrzyć się/cokolwiek) Twój nadgarstek zostaje pochwycony z siłą zupełnie nieprzystającą do smukłej i delikatnej dłoni. Spoglądasz na jej właścicielkę; filigranową blondynkę o dużych niebieskich oczach i zabawnie zadartym nosku, której szeroki uśmiech przynosi za sobą wrażenie słodyczy dojrzałej brzoskwini, takiej, której sok obficie ścieka po palcach i brodzie. - Merlinie, Merlinie, to ty tak pięknie nam przygrywałaś! Yuuko, prawda? Jeszcze przed chwilą byłam przekonana, że nie lubię jazzu, ale teraz słowo daję, dawno nie słyszałam niczego śliczniejszego. Nie wychodzisz jeszcze, prawda? - trajkocze dziewczyna, swoim ciepłym zachwytem dominując całą atmosferę. Do tego stopnia, że trudno Ci pewnie wzrok skupić na jej dwóch blond towarzyszkach, bynajmniej urodą jej nie ustępujących. - Bardzo chciałabym coś jeszcze usłyszeć. I Sapphire też, prawda? - Cóż, to był jedyny moment, kiedy Bambi milczała, więc byłaby to ogromna przyjemność - potwierdza druga z nich z rozbawieniem, z wyglądu dojrzalsza i bardziej stonowana, w której uśmiechu jest coś hipnotyzująco pociągającego. Jeśli nie od razu przyszło Ci to do głowy, to właśnie przez ten zniewalający uśmiech uświadamiasz sobie, że masz do czynienia z wilami. - Ale pewnie masz zobowiązania, a my już zaraz wychodzimy. - Chyba że ty też zaraz wychodzisz... - wtrąca trzecia z pań, sącząc napój przez słomkę, a w kącikach jej oczu majaczy rozmarzenie. Jej słowa zaraz podłapuje Bambi - która dalej trzyma Cię za nadgarstek, uniemożliwiając odejście - i tym sposobem w kilka minut dowiadujesz się, że to wielki dzień dla Sapphire, że organizują wieczór panieński, że idą dołączyć do kilku znajomych i że byłoby im bardzo miło, gdybyś tylko zechciała przygrywać im do tańców. - Nie daj się prosić, gwarantuję ci, że tego nie pożałujesz. Gdzieś z tła dociera do Ciebie głos właściciela lokalu i dźwięki saksofonu, sprowadzające Cię trochę na ziemię. Może lepiej nie spoglądaj w te czarujące niebieskie oczy, jeżeli chcesz podjąć świadomy wybór?
W poście musisz zawrzeć::
1) W jak dużym stopniu Twoja postać zna muzykę jazzową. Jeśli nie zna - w jaki sposób przygotowywała się do tego wystąpienia. 2) W jakie brzmienie Twoja postać celuje: cięższe, dosyć szybkie i przykuwające uwagę (jazz-rock), spokojne i relaksujące, sprzyjające small-talk i trawieniu jedzenia (smooth jazz), lekkie i skoczne, aż noga sama podryguje (free jazz/acid jazz) - a przynajmniej tak mi się wydaje, proszę nie bić za uproszczenia 3) Wybór pomiędzy pójściem z wilami na tajemniczy wieczór panieński, a pozostaniem w pubie, by dokończyć występ i wywiązać się z zobowiązania wobec właściciela lokalu.
Przydatność informacji dla mnie będzie zależała od Twoich decyzji. Wszelkie pytania/zastrzeżenia/skargi kieruj proszę do @Ezra T. Clarke
______________________
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie spodziewała się tego, że okazja ku temu, by zagrać w jednym z pubów w Hogsmeade nadarzy jej się tak szybko i... właściwie przypadkiem. Tym bardziej, że był to lokal, w którym już zdarzyło jej się kiedyś wystąpić. Chyba znaczyło to tyle, że coś ciągnęło ją do jazzu nawet jeśli nie był to jej preferowany gatunek muzyczny. Z pewnością jednak wiedziała jak powinien on brzmieć. Głównie dlatego, że starała się nie ograniczać i poznawać coraz nowsze i ciekawsze odmiany muzyczne, ale również i ze względu na to, że bywała na wielu wieczorkach muzycznych, na których wielu muzyków skłaniało się właśnie do opcji jazzowej. Czuła jednak, że musi się odpowiednio przygotować do wystąpienia w pubie, by zaprezentować się od jak najlepszej strony. Dlatego od kilku dni w komunie puchońskiej niemalże nieustannie można było usłyszeć dźwięki spokojnych i relaksujących utworów jazzowych wygrywanych przez Japonkę na stojącym w salonie pianinie. Przestudiowała wiele arkuszy z nutami, starając się nauczyć kilku interesujących kawałków, ale także starała się w miarę możliwości improwizować, by nadać swojej muzyce bardziej swobodnego charakteru, tak typowego dla jazzu. W dniu występu pojawiła się w swoim lokalu zdecydowanie przed czasem. Miała ze sobą również skrzypce, na których ćwiczyła jeszcze niedawno w jednej z sal Hogwartu po zakończeniu zajęć. Wszedłszy do środka przywitała się uprzejmie z właścicielem, zamieniając z nim jeszcze kilka słów, a następnie rozmawiając z przybyłą saksofonistką. Dopiero wtedy przystąpiła do oględzin pianina, które miało jej służyć w czasie występu. Z zadowoleniem stwierdziła, że trafił jej się ten sam model, który posiadali w puchońskim mieszkaniu. Nie mogła się wprost doczekać uczucia znajomych klawiszy pod palcami. Występowała jako pierwsza tego wieczoru. Dla nikogo, kto znał ją wystarczająco długo nie było zaskoczeniem to, że zdecydowała się na zdecydowanie spokojniejszy choć zdecydowanie piękny w swoim aksamitnym brzmieniu smooth jazz. Dokładnie ta odmiana muzyczna była najbliższa jej sercu, a poza tym idealnie nadawała się do podkreślenia klimatycznej atmosfery pubu. Nie chciała być zbyt nachalna i atakować dużo bardziej energicznym i cięższym brzmieniem. Dzięki temu kto chciał mógł jej słuchać, a komu zbytnio na tym nie zależało miał przynajmniej miłe dla ucha dźwięki wypełniające ciszę w czasie rozmów ze znajomymi lub znajdujące się gdzieś w tle dla odprężenia. Sama Yuuko również mogła się zrelaksować przy pianinie zupełnie jakby nie znajdowała się w tej chwili na scenie, a w zaciszu puchońskiego salonu. Wszystko szło zgodnie z jej intencją, instrument poddawał się jej woli, a muzyka płynęła spokojnie spod palców. Mogła rozkoszować się trwającą chwilą i wykorzystywać ją w pełni póki nie nadszedł czas na to, by zrobiła sobie przerwę i oddała scenę saksofonistce. Puchonka całkiem zadowolona z siebie miała już ruszyć do baru, by napić się tam szklanki wody, gdy nagle poczuła na swoim nadgarstku żelazny uścisk, przez który serce podskoczyło jej do gardła. Kompletnie nie spodziewała się, że trzymająca ją silnie dłoń może należeć do przepięknej blondynki siedzącej przy mijanym przez nią właśnie stoliku. Wzrok Kanoe na dłużej zatrzymał się na twarzy nieznajomej, a w szczególności na osadzonych w niej oczach o niezwykłej niebieskiej barwie, które w świetle pubu wydawały się być jeszcze cudowniejszymi. Na moment niemalże zapomniała o całym świecie, skupiona wyłącznie na blondwłosej, która zaczęła ją niezwykle szczerze komplementować i zagadywać swoje towarzyszki. Yuuko czuła jak szkarłatny rumieniec bezwiednie wpływa na jej policzki z każdym kolejnym słowem siedzących w pobliżu kobiet. Bliższe przyjrzenie się im, utwierdziło ją w przekonaniu, że trafiła na trzy wile o niewątpliwej urodzie. To zdecydowanie byłoby odpowiednie wytłumaczenie nie tylko dla ich wyglądu, ale i tego dlaczego czuła się przez nie przytłoczona ciężką dominującą aurą, której chyba zbyt łatwo się poddawała. Zdecydowanie coś ją do nich mocno ciągnęło i sprawiało, że z chęcią wykonałaby każde ich polecenie, dając sobą kierować tak jak sobie tego życzyły. Gdzieś w tyle usłyszała dźwięki saksofonu oraz głos właściciela lokalu. Nie była jednak w stanie stwierdzić czy wołał ją czy może wydawał polecenie komuś z obsługi. Wiedziała jednak, że przed nią znajdowała się jeszcze jedna część koncertu, który znajdował się obecnie co najwyżej w swojej połowie. - Ja... - zaczęła cicho zbyt onieśmielona spojrzeniem wil, które się na niej znajdowało. ...muszę dokończyć występ dopowiedziała w myślach, ale zamiast tego, gdy tylko spojrzała w oczy trzymającej ją za rękę blondynki z jej ust wyrwało się zupełnie inne dokończenie zdania. -... muszę tylko wziąć swoje rzeczy. Czuła jak wciąż obecny na jej twarzy rumieniec niemal pali jej policzki, ale nie mogła odmówić kobietom. Wiedziała, że miała zobowiązania odnośnie właściciela, ale jedyne o czym mogła teraz myśleć to trzy przepiękne nieznajome, które zapewne użyły na niej swojego uroku, by zaciągnąć ją dokładnie tam gdzie chciały. A ona im na to pozwoliła, zastrzegając jedynie tyle, że przed wyjściem z lokalu musi tylko wziąć swoje skrzypce.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Spośród wszystkich starych ramoli i tak najlepiej na tym wyszła. Być może dlatego, że w jej rodzinie wiek był w dużej mierze wyłącznie liczbą. April wyglądała i zachowywała się jak niewiele starsza siostra Morgan, Eileen chyba przez przypadek ustatkowała się przy mugolskim mężu, Carmen, choć miała za sobą z 75 lat, nadal zachowywała się jak nieodpowiedzialna studentka. Nie mówiąc już o tym, w jakiej kondycji znajdowały się wszystkie z wymienionych dam. Pozazdrościć. - To jak się gra w to bin- Znaczy gargulki. - zapytała ze śmiechem, chyba nieszczególnie potrafiąc się w czuć w nowe ciało, ale mimo to mając w sobie silne postanowienie, by odebrać cały niefortunny przypadek z odpowiednim dystansem i na wesoło. Efekt eliksiru musiał się kiedyś skończyć, prawda? - Kto przegra ten wraca do szkoły w mundurku. - zakłady były zbyt naturalną częścią jej charakteru, aby nie wspomnieć o jakimś wyzwaniu jeszcze przed rozgrywką. Czy jednak w gargulkach dało się ustalić największego przegranego? I czy efekt eliksiru miał się utrzymać na tyle długo, by wszyscy ujrzeli jakiegoś odzianego w szkolny strój wapniaka? Teraz się nad tym nie zastanawiała. Pora grać! - Siadaj, babciu. Nogi masz jedne. - zarządziła, zaczepiając Felixa i uśmiechnęła się łobuzersko. Miała pierwszą okazję w życiu, by podokuczać osobom starszym. I pewnie ostatnią, bo dla tych prawdziwie starszych nie byłaby w stanie być złośliwą małpą. Teraz więc nie pozostało jej nic innego, jak skorzystać z okazji. Poczekała, aż cała reszta również zajęła miejsca przy stole i rozłożyła 'planszę'. - Rzucam. Poznajcie siłę dojrzałości. - raczej przekwitania. Ale chyba poszło jej całkiem nieźle. O ile cokolwiek kojarzyła z zasad.
Kostki:3 i 5 Twoje punkty: 3 +2 = 5 (jakimś sposobem pierwszym rzutem zbijam swoją kulkę )
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Dokuśtykał w końcu na to niecodzienne spotkanie. Nie mógł się nie uśmiechnąć na widok swoich znajomych postarzonych o tyle lat. Prawda, on oberwał najbardziej na tej przemianie, ale nie miał zamiaru narzekać. -A bo ja wiem. Próbowałem ogarnąć reguły, ale te literki były takie małe... - W tym wieku to ani wzrok, ani słuch, ani nic tak naprawdę nie działało już sprawnie. -Jestem za! Tylko... Mam wracać w damskim, czy męskim? - Nie miał nic przeciwko takiej stawce gry. Nie takie zakłady się już przegrywało, żeby nie był w stanie wrócić do szkoły w babskim mundurku, gdyby zaszła taka potrzeba. Do tego i tak był starą babcią, która ni cholerę nie przypominała jego prawdziwej osoby. Grzecznie posadził swoje babcine pośladki, jak przykazała mu Moe. Czuł się lekko zmęczony dzisiejszym dniem, ale przecież nie da tego po sobie poznać. -Może i nogi jedne, ale nie myślcie sobie, że tak łatwo wygracie. - Pogroził im pomarszczonym palcem śmiejąc się z samego siebie. Nie spodziewał się kiedykolwiek ujrzeć siebie w takim wydaniu. Nie dość, że nie wróży sobie tak długiego życia, to jeszcze zmiana płci.... -Odsuń się młoda damo, babcia Felicja pokaże wam, jak się gra. - Zwlókł się z miejsca i ruszył w stronę planszy do gry. Rzucał trochę na oślep, ale udało mu się wybić kulkę Morgan, która dodatkowo opluła dziewczynę.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Jak się bawić, to się bawić, drzwi wyjebać, okna wstawić. Skoro był już tym starym dziadem, o całkiem przystojnej gębie, musiał przyznać, to należało to, kurwa, wykorzystać. Żaden wieczorek brydżowy, czy gra w bingo, nie mogła obyć się bez dawki alkoholu, o tym był przekonany, a teraz całkiem spokojnie i legalnie mógł sobie zamówić, co tylko chciał. Miał wrażenie, że to będzie zajebiście dobra zabawa, bo tak głupia, że głupsza już po prostu być nie mogła. Ostatecznie bowiem wszystko było wypierdolone do góry nogami i świetnie się zapowiadało, ciekaw więc był, co odpierdoli się jeszcze dalej i jak długo będą tkwili w tych zajebistych formach. - Stolik pięknych pań zdecydowanie życzy sobie czegoś mocniejszego - powiedział, kiedy tylko miał już taką możliwość. Mrugnął przy okazji do kelnerki, zastanawiając się jednocześnie, czy w tej swojej wykurwiście dobrej wersji starego dziada wygląda dostatecznie pociągająco, żeby się za nim oglądać. - Przyda nam się jakaś brandy, absynt, może memortek, rdestowy miód i rum porzeczkowy - zadecydował w końcu, chociaż tak naprawdę to nie miał, kurwa, pojęcia, co właściwie zamawia i co z tego wyjdzie, ale domyślał się, że lokal opuszczą najebani w trzy dupy, bo pewnie wszyscy do tej pory pijali tylko piwko, ewentualnie czasem coś mocniejszego. Tak czy siak, liczył na to, że będą się w chuj dobrze bawić, już teraz robiło się zabawnie, skoro tak po prostu wzięli i spierdolili ze szkoły, żeby zająć się czymś o wiele ciekawszym, a zabawa w imprezę dorosłych była wręcz debilnie zabawna, co mu się podobało. - Drogie panie, wkrótce dostaniemy napitki. Może orzeszki do tego? Czy co się tam je na takich "imprezach" - rzucił, kiedy znalazł się przy ich stoliku i wymawiając ostatnie słowo, zrobił w powietrzu cudzysłów, po czym spojrzał na planszę do gargulków i aż parsknął, bo to było kurwa niemożliwe! Mieli się napierdalać w jakąś debilną grę w kulki w klubie i chlać do oporu. Bardziej pojebanej akcji chyba jeszcze nie odpierdalał. Podwinął rękawy koszuli, odsłaniając tatuaże, które wyglądały całkiem nieźle na tych starych rękach i wziął się do gry. Parsknął zresztą zaraz z ubawienia, bo udało mu się wybić kulę Moe, a gargulek postanowił ja opluć, co Brewer skwitował głupim uśmiechem i równie głupim poruszeniem brwiami. - To która z was, moje piękne damy, wraca w tym mundurku?
Już nie raz doświadczyła dziwnych efektów, związanych, ze spożywanym jedzeniem. Mieszkając w hogwarcie nie trudno było w pewnym momencie do tego przywyknąć, ale jednak kiedy po śniadaniu zaczęła się dziwnie czuć, a po drzemce obudziła się w jakimś innym ciele to była całkiem zaskoczona. W zasadzie to nie było "inne" ciało, bo wciąż było jej własne, z tym, że o jakieś 20 lat starcze. Jak każdy szanujący się młody czarodziej, postanowiła podzielić się tą informacją na wizbooku i szybko okazało się, że dziwna przypadłość dopadła większą ilość osób. Pomysł na spędzenie wieczoru na najbardziej boomerskiej grze i piciu alkoholu brzmiał wspaniale, więc szybko przeczesała swoje krótkie (!) włosy, pociągnęła usta czerwoną szminką, do czego normalnie by się nie posunęła, ale chciała bardziej wczuć się w klimat i ruszyła do umówionego pubu. - Dobry wieczór kochani. - Przywitała się i po kolei wycmokała wszystkie osoby w policzek, tak jak to robią ciotki podczas odwiedzin. Ostro wczuwała się w rolę, choć ciężko jej było powstrzymać śmiech na widok Maxa. Zdecydowanie trafił najmocniejsza porcję i do tego doprawiona jakimś dodatkowym eliksirem. Nancy natomiast miała ochotę doprawić się czymś mocniejszym, bo raz, że na trzeźwo nie mogła zaakceptować swojej nowej fryzury, która kojarzyła jej się z panią z księgowości, a dwa czemu by właściwie nie. Spojrzała tęskno w stronę baru, spradzając, czy może przypadkiem zamówienie złożone przez Maxa już do nich zmierza. - Obawiam się, że Felicja mogłaby mieć problem z orzeszkami... - Stwierdziła poklepując biedną babcię po ramieniu. Chwyciła kulkę w palce i rzuciła do środka kiedy nadeszła jej kolej. Niestety w tym wieku to już wzrok nie ten, a okularów nie posiadała i nie trafiła w ogóle w pole do gry. No żenada. Prychnęła z niezadowoleniem, a w tym czasie jedna z kulek postanowiła ją opluć. Zapowiadało się po prostu wspaniale. Spięła się w oczekiwaniu na jakiś paskudny efekt, ale uniosła się jedynie w powietrze. Cóż, przynajmniej zmęczone nogi jej nie rozbolą...
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Tak nagła zmiana wyglądu związana z wiekiem nie była w sumie aż taka zła. Może i przybyło jej lat, ale nie wyglądała w sumie tak źle. Wciąż czułą się dobrze w swoim ciele i z ulgą dostrzegła, że jako kobieta około czterdziestoletnia jest niesamowicie podobna do własnej matki. Patrząc w lustro z pewnością wolała o wiele bardziej widzieć rysy twarzy, które były charakterystyczne dla Jennifer niż widzieć w sobie obraz Petera. Podobnym pocieszeniem był również fakt, że nie tylko ona padła ofiarą źle przygotowanego eliksiru postarzającego. Dlatego też postanowili uskutecznić wraz z innymi ofiarami losu boomerskie spotkanie, które pomogłoby im się nieco bardziej wczuć w swój aktualny stan. I być może dlatego właśnie spotykali się w klubie jazzowym, który normalnie raczej by jej nie przyciągnął. Zjawiwszy się na miejscu przywitała się z całą resztą o wiele starszych uczniów. Czyżby tak miało wyglądać ich życie po zakończeniu nauki? Spotkania na gargulki i dziwne drinki. Uśmiechnęła się, gdy tylko Nancy na powitanie pocałowała ją w policzek jak to miały w zwyczaju robić panie w średnim wieku, a następnie skupiła swoją uwagę na Brewerze, który jak to prawdziwy mężczyzna w tym zacnym gronie postanowił zająć się zamówieniem alkoholu. - Och, dziękuję ci bardzo, drogi Maximilianie. Mogą być orzeszki - odpowiedziała chociaż w sumie nie miałaby nic przeciwko nachosom. Czy w ogóle mieli tutaj nachosy? Usiadła przy stole, który zajęli całą bandą, rozkładając się już do gry w gargulki. - Może jeszcze ty skończysz w mundurku, Brewer - skomentowała, obserwując rozgrywającą się już grę. Pierwsze oplucia już się pojawiły w grze, a przy tym Williams nawet zaczęła lewitować. Wyglądało na to, że będzie naprawdę ciekawie. Tym bardziej, że gargulka rzucona przez Strauss wybiła aż dwie inne, które znalazły się poza polem. Czy to nie był prawdziwy sukces?
Na pocieszenie miała tyle, że jej mundurek pasowałby chyba najbardziej spośród zebranej ekipy staruszków. Zamrugała, kiedy jedna z gargulek prawie chybiła, sprowadzając efekt do tego, że jej dłoń na dobre przylgnęła przez dziwną gargulkową substancję (ślinę?) do ramienia Nancy. To była ta cała kapitańska więź? No to pięknie. - Brandy brzmi jak trunek dla największych pierdzieli świata. - jej ton sugerował, że właśnie na niego się zdecydowała, jednak szybko okazało się, że, przynajmniej podczas gry, nie za bardzo miała się go doczekać. Kolejna kulka potraktowała ją oburzonym splunięciem - tym razem prosto w twarz, zaklejając jej usta i uniemożliwiając ich otworzenie. Przewróciła oczami. I nie był to wcale ostatni cios, bo następny gargulek już podążał z kolejną ofensywą, tym razem przez jej własny rzut. I trafił w obojczyk, sprowadzając na niego uporczywe mrowienie. Zadrżała. Nawet nie mogła się solidnie poodgrażać, bo zamknięto jej usta. A przed nią było jeszcze więcej wrażeń.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Max zachował się jak na faceta wśród dam przystało i skołował im coś do picia. Solberg poczęstował się absyntem i w dobrym momencie odłożył szklankę, bo Brewer właśnie wybił jego kulkę, która opluła Babcię Felicję z takim impetem, że ta wylądowała kawałek dalej na swoim zadku. -Jasna cholera! Czy będzie ktoś tak miły i pomoże mi wstać? To ciało do niczego się nie nadaje. Próbował sam się podnieść, ale nie był w stanie. Dopiero, gdy otrzymał pomoc, udało mu się stanąć na nogi. Miał wrażenie, że bolą go wszystkie kości i dziwił się, że nie usłyszał, jak któraś z nich się łamie. Jednak, gdy tylko powrócił do pionowego świata, inna gargulka opluła go czymś w twarz. Na całe szczęście była to tylko czekolada. -I gdzie tu szacunek, dla seniorki? - Oparł się o stolik i przyssał do szklanki z absyntem. Kompletnie nie pomyślał, że tak mocny alkohol może mieć na niego zły wpływ, zwłaszcza, że przed chwilą wypił szklankę ognistej podczas obiadu z Wespuccim. -Nancy ma rację, nie będę ryzykować. Zdecydowanie bardziej wolę przyjmować płyny. - Dziwnie było mu patrzeć na nich w tym wieku, chociaż w końcu kiedyś oni wszyscy będą tak wyglądać. No, może nie każdy DOKŁADNIE tak będzie wyglądał. -No, no Davies, widzę, że stosujesz się do zasady "Dzieci i ryby głosu nie mają". - Zaśmiał się, gdy Morgan zlepiło usta. Może i śmiech to zdrowie, ale Solberg teraz powinien to zdrowie ograniczyć. Gdy zaczął się śmiać, z jego usta wyleciała sztuczna szczęka. Ledwo dał radę schylić się i ją odzyskać. -To ja może już rzucę tę kulkę. - Powiedział, gdy ulokował zęby spowrotem na swoim miejscu. Udało mu się popchnąć jedną ze swoich kulek do przodu. Poza tym jednak nic ciekawego się nie wydarzyło.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max zamierzał bawić się tak dobrze, jak się tylko, kurwa, dało. Skoro już i tak utknął w tym ciele, które chyba faktycznie nie było takie złe i w sumie mógłby tak wyglądać mając te prawie pięćdziesiąt lat, czy ile on teraz właściwie miał. Impreza dopiero się rozkręcała i Merlin raczy wiedzieć, gdzie i kiedy się skończy. - Moja droga Violetto, ja? Nigdy w życiu, ale specjalnie dla ciebie, mogę ubrać mundurek - rzucił zaczepnie, całkiem dobrze bawiąc się w roli podstarzałego amanta, który czaruje całą okolicę. To było w chuj zabawne, tak samo jak patrzenie na wszystkich zebranych, którzy sprawiali wrażenie niedopasowanych do otoczenia. Swoją drogą, ciekaw był niesamowicie, jak wyglądają w oczach pozostałych, całej obsługi i w ogóle, bo pewnie odpierdalali srogo, a na dokładkę pytaniem pozostawało, czyją babcią była babcia Felicjana, bo trudno byłoby uwierzyć, że... Max uśmiechnął się pod nosem nieco złośliwie. - Ależ mamo! Musisz na siebie koniecznie bardziej uważać! - rzucił, zrywając się z miejsca, kiedy tylko Ślizgon nagle elegancko pierdolnął o ziemię i pozbierał go prędko, bo nie zamierzał tutaj odpierdalać żadnego syfu i pokazywać wszystkim, że w ogóle nie dbają o biedną staruszkę. Przyglądanie się, jak Nancy lewituje, a Davies nie może nic powiedzieć, było w chuj zabawne, tak samo jak popijanie memortka i rzucanie prośby o jakieś przekąski, niemalże z błagalną miną i złożonymi w proszącym geście dłońmi, do których dołączyło nieco zaczepne mrugnięcie w stronę kelnerki, potem zaś wrócił do gry, bo to była jego kolej. Rzucił gargulkami, jedna jego kulka została popchnięta naprzód i nagle się okazało, że chyba tutaj, kurwa, prowadzi! - O do chuja, teraz to pewnie wszystkie na mnie się sprzysięgniecie, piękne panie - stwierdził rozbawiony.
Gra zaczynała się bardzo ciekawie, ledwie minęła pierwsza runda, a już część osób została obdarowana różnymi, śmiesznymi efektami. Tak oto Nancy została przyklejona do Morgan, co było w zasadzie całkiem fajne, bo przynajmniej miała teraz pewność, że nigdzie nie odleci i nie musiała już na wszelki wypadek trzymać się stołu. - To ja w takim razie pójdę w pirackie klimaty. - Kiedy napitki zostały podane do stolika sięgnęła po rum porzeczkowy, bo brzmiał jak coś wyjątkowo smacznego. Od razu upiła nieco trunku krzywiąc się przy tym niemiłosiernie, bo absolutnie nie spodziewała się takiej mocy. - Troche pali... - Sapnęła, zupełnie nie przyzwyczajona do tak wysokoprocentowych substancji, bo zazwyczaj najchętniej sięgała po prostu po piwo. Sytuacja przy ich stole była tak komiczna, że nie potrafiła się powstrzymać przed śmiechem, kiedy staruszka się przewróciła, a Max zaczął grać syna Solberga. I choć to jeszcze miała szansę przetrzymać z kamienną twarzą, to na widok wypadającej szczęki po prostu parsknęła śmiechem. Kobieta z klasą, nie ma co. Zdecydowanie ich wesoła gromadka nie wzbudzała absolutnie żadnych podejrzeń. Typowe spotkanie dorosłych, poważnych ludzi. Chwyciła kulkę i rzuciła w odpowiednie miejsce. Tym razem poszło o niebo lepiej i zgarnęła kilka punktów, co wywołało uśmiech na puchońskiej twarzy. Z zadowoleniem sięgnęła po szklankę z rumem. - Zdrowie moi drodzy! Bo zdrowie w tym wieku najważniejsze! - Wzniosła toast i napiła się, tym razem gotowa na palący smak i skrzywiła się tylko odrobinę.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wszyscy zaczęli sięgać po drinki więc nie mogła być gorsza. Sama zdecydowała się na rdestowy miód, który pewnie normalnie nie byłby trunkiem jej pierwszego wyboru, ale jak widać dzisiaj planowała próbować nowych rzeczy po raz pierwszy. W końcu trzeba było jakoś zaszaleć skoro już znajdowała się w swojej około czterdziestoletniej odsłonie. - Trzymam cię za słowo, Maximilianie - odpowiedziała jeszcze na temat mundurka i skupiła się już w pełni na grze. Pierwsze splunięcia gargulków, a ona sącząc drinka patrzyła jak świat płonie jak jakiś pieprzony Neron. Tym bardziej, że sama się do tego niejako przyczyniła i najprościej mówiąc wyjebała babcię Felicję z krzesła tylko po to, by jej wierny syn pomógł ją pozbierać z podłogi. Ależ to było cudowne uczucie. Spojrzała jeszcze na Nancy, kiedy ta postanowiła wznieść toast i sama również do niego dołączyła, unosząc przy tym nieznacznie swoją szklankę nim ponownie przytknęła ją do ust, by pociągnąć kolejny łyk miodu. - Zdrowie - powtórzyła niejako za Puchonką, lustrując jeszcze wzrokiem ich towarzystwo. Miała nadzieję, że spędzą ze sobą naprawdę miło czas. I skończy się na braku większych uszczerbków na zdrowiu. Z taką właśnie myślą, sięgnęła po gargulkę, którą cisnęła na planszę. Nie było tak źle, ale nie uderzyłą w żadną ze znajdujących się na planszy kulek. Może i lepiej, bo jednak nie chciałaby skończyć ochlapana magicznym płynem, gdyby coś poszło nie tak.
Skrzywiła się karykaturalnie na złośliwą uwagę babci Felicji i zaczęła czujniej obserwować przebieg całej zabawy. W końcu cóż jej zostało ponad nakopanie im wszystkim mimo bycia na straconej pozycji? Na toast jedynie przewróciła oczami, a kiedy większość z nich częstowała się trunkami, Davies szalała na polu gry, zdobywając jakąś rekordową liczbę punktów. Znowu. I już wiedziała, że czekał ją za to tłumny lincz. Nie mówiąc już o mordzie ze strony gargulków. Po rzucie uniosła swoją szklankę ku górze, również wznosząc swój niemy toast. A może to było w zwycięskim geście? Nie nabrała zbyt wiele pewności co do tego, że miałby ją ominąć kurs do szkoły w mundurku, ale wizja babci ubranej w jego męską wersję brzmiała dużo bardziej rozrywkowo i to właśnie na nią na szczęście bardziej się zapowiadało. Pytanie tylko, czy Felicja nie miała w zanadrzu jeszcze kilku asów, czy jokerów, które mogłyby odwrócić tabelę do góry nogami. Kto wie, jakie taktyki kryły się w tym starym umyśle.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Pierwsze dwie rundy nie poszły mu jakoś zjawiskowo. Z jednej strony nie oberwał aż tyle co inni, ale z drugiej był na szarym końcu tabeli. Co oznaczało, że jeżeli nie wymyśli, jak wybić się na szczyt, to babcia Felicja wmaszeruje do szkoły w swoim mundurku. -Oh, dziękuję Ci synku. - Z ulgą przyjął pomoc Maximiliana. Postanowił, że teraz już będzie raczej siedzieć. Nie miał zamiaru umierać w takim stanie i to jeszcze przez głupią grę. -Żebyście wszyscy dożyli mojego wieku! - Wzniósł toast razem z resztą tego komicznego grona. Był pewien, że reszta klienteli ma ich za co najmniej świrów. Do poważnych dorosłych było im raczej daleko. Pod koniec rundy, Davies wybiła się na prowadzenie. Gdy nadeszła jego kolej, Felix złapał gargulkę i cisnął na planszę. Udało mu się wybić jedną z Morganowych kulek. -Chyba jeszcze na starość coś potrafię. Zobaczycie, jeszcze to wygram! - Zaśmiał się tym razem uważając na swoją szczękę. Mimo, że zostały do końca jeszcze dwie rundy, szanse na wygraną babcia miała bardzo małe.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
- Musisz koniecznie na siebie uważać, mamo! W twoim wieku takie popisy to prawdziwe szaleństwo - stwierdził, starając się grać troskliwego syna, ale tak naprawdę chciało mu się śmiać w chuj i nie był w stanie nad tym w żaden sposób zapanować. Prędko więc wniósł z nimi toast i napił się znowu memortka, który jakoś mocno nie kopał, ale Brewer nie wiedział jeszcze, że im więcej go wytrąbi, tym będzie z nim ciekawiej. Na razie nawet nie szumiało mu w głowie, a przynajmniej tak mu się wydawało. - Powinniśmy pójść na potańcówkę - wypalił na chwilę przed tym, jak rzucił swoją kulkę, zdobywając trzy punkty, a gargulki dziewczyn zaczęły fantazyjnie rzygać, co spowodowało, że parsknął z ubawienia, bo to robiło się coraz bardziej komiczne. I nie, nie chodziło wcale o te wszystkie efekty gry, ale o całokształt! Pili, bawili się i pewnie uchodzili za skończonych, jebanych wariatów, ale tak naprawdę chuj go to bolało, nikt nie mógł im udowodnić, że coś z nimi jest nie w porządku! Przecież po prostu zachowywali się jak popieprzeni na starość dorośli, co nie? Uśmiechnął się do nich wszystkich zaczepnie i dość zabawnie poruszył brwiami, jakby na znak, że on bawi się świetnie i na pewno nie zamierza przestawać. Odchylił się później na krześle i nieznacznie na nim zakołysał, jakby miał tylko z siedemnaście lat, bo i kurwa, tyle miał. Ciekawe, jak taka pierdolona nonszalancja wyglądała u starucha w jego obecnym wieku!
W zasadzie nie wyobrażała sobie, że mogliby wykorzystać ten dziwny dzień w lepszy sposób. Bawienie się w szalonych staruszków było doprawdy komiczne już bez tej dziwnej gry, a dołączając do tego przewracające się babcie i latanie to już był szczyt komedii. Popijała tego swojego drinka uśmiechając się troszkę głupkowato, a na pewno nie w sposób w jaki na dojrzałą kobietę przystało. Zresztą wszyscy w tym udawaniu starszych byli dosyć kiepscy. I całe szczęście! Wczuwanie się w boomera wcale nie było w tym wieku przydatną umiejętnością. Im później trzeba będzie to zrobić, tym lepiej, Nancy wcale się nie spieszyło do takich rzeczy. - Max, myślę, że to świetny pomysł! - Przytaknęła ochoczo, ciekawa na co stać to ciałko, które było już trochę podstarzałe, ale wciąż w niezłej formie. Na pewno na więcej niż to które trafiło się Felixowi... Właśnie wyobrażała sobie pląsającą na parkiecie babcię, kiedy Brewer załatwił niemal wszystkich za jednym rzutem. - O chol... - Nie zdążyła nawet dokończyć myśli, bo jakaś dziwna siła odrzuciła ją z impetem do tyłu, a że Morgan wcześniej się do niej przykleiła to... No cóż, gryfonka miała dziś ewidentnie pecha. Nancy podleciała ponownie do stołu, ciągnąc za sobą kapitan i przepraszając ją po drodze, za to szarpanie. Na szczęście Davies nie miała do powiedzenia ani słowa sprzeciwu… Złapała za gargulka i rzuciła tak, by odbić kulkę leżącą na planszy i ku jej zaskoczeniu, kolejny raz trafiła niemal idealnie wyrównując się na chwile punktami z Maxem. Uśmiechnęła się do niego zaczepnie czując już powoli smak wygranej, choć pewnie zaraz czymś oberwie i tyle będzie z prowadzenia w rankingu.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Gra robiła się coraz zabawniejsza i pełniejsza emocji, bo punkty niespodziewanie szybowały w górę, by zaraz paść na dół. Emocje większe niż na grzybobraniu. Przytaknęła jeszcze Brewerowi na propozycję potańcówki, bo w ich stanie mogło być naprawdę zabawnie, gdyby poszli w tango. Zwłaszcza babcia Felicja. Z pewnością byłby to niezapomniany widok. Strauss zauważyła także, że naprawdę sporo osób kończyło z eksplodującym płynem, który odrzucał ich od stołu. Ledwo podobny efekt dotknął Nancy, a Krukonka już leciała w ślad za nią, lądując niemalże na puchońskiej pani kapitan. Uśmiechnęła się do niej jedynie zawadiacko, starając się ułożyć jakoś wygodniej na podłogowych deskach. - Hej, mała. Jak się bawisz? Bo ja bombowo - zagadnęła ją dosyć... cringe'owo? Jednak jak mogła sobie odpuścić skoro aktualnie znajdowała się w zupełnie innym ciele, do którego podobne teksty pasowały do niego. Dopiero wtedy podniosła się z parkietu i pomogła wstać również Williams, by ponownie podejść do stołu i kontynuować grę. Usiadła na swoim krześle, wzięła zdrowy haust swojego trunku po czym chwyciła gargulkę, by cisnąć ją na pole gry, z którego udało jej się wytrącić dwie kulki. Chyba faktycznie była dzisiaj w dobrej formie i nawet mała eksplozja tego nie zepsuje.
Z dłonią przyklejoną do Nancy, twarzą zaklejoną gargulkową mazią i swędzącym obojczykiem nadal walczyła całymi siłami, jednak powoli traciła radochę z rozgrywki, w której nawet nie mogła podzielić się swoim bólem istnienia, czy pochwalić się jakimś komentarzem odnośnie potraktowania jej przez los. Nawet brandy nie było jej dane na ukojenie i otarcie łez. A na tym ostrzał się nie kończył. W pewnym momencie dostała ponownie i jej garderoba zrobiła się w pełni różowa. Nie byłoby to takie tragiczne, gdyby zaraz nie dostała również cuchnącym pociskiem cieczy, dzięki któremu stała się jakąś śmierdzącą, różową ropuchą. Już nawet 'ja Wam pokaże' nie przebijało się przez niecierpliwe wyglądanie końca tego wszystkiego. Jedyną pozytywną myślą było to, że być może miała odkryć na sobie wszystkie rodzaje gargulkowych ataków. A to byłoby prawie tak wiekopomne, jak wypisanie dwunastu sposobów na smoczą krew. Jej kolejny rzut był zemstą za wszelkie nieprzyjemności, bo po nim tak Nancy, jak i Max-nie-babcia oberwali od swoich magicznych kulek. Szkoda tylko, że nie udało jej się pójść z punktami o zbyt wiele do przodu.
★ Każdy chętny rzuca kością k100. Wynik równy lub większy 70 umożliwia skorzystanie z ingerencji. ★ Każde 1pkt z ONMS = +1 pkt do wyniku. ★ Macie czas do 15.05, więc do tego czasu możecie jeszcze podbić sobie ilość punktów z ONMS.
Uwaga 1: Liczba punktów kuferkowych liczy się z momentu rzucenia kością. Uwaga 2: Sukces jest gwarantowany dla min. 2 osób, więc w sytuacji gdy nikt nie przekroczy progu 70 punktów lub zrobi to tylko jedna osoba, zapominamy o progu i zakładamy, że udało się to po prostu dwóm osobom z najwyższym wynikiem.
Ingerencja
Uwzględnij w poście moment sprzątania swoich gargulków.
Gra zakończona, a więc garda opuszczona, bo przecież teraz już nic Ci nie grozi, prawda? A jednak ledwo dotykasz porzuconego na ziemi gargulka, a ten jakąś mściwą resztką swoich sił spluwa Ci w twarz, a Ty wyraźnie możesz odczuć, że oprócz podejrzanie gęstego płynu w Twoje czoło trafia też twarda, drobna kulka. Zlekceważyłeś ją i po prostu zostawiłeś na ziemi? Twoja strata, bo jeśli jednak wyda Ci się podejrzana i pójdziesz za doświadczeniem ze świata magicznego, w którym nigdy nic nie jest po prostu tym, czym może się wydawać, to z pewnością uda Ci się odkryć prawdziwe przeznaczenie kulki.
Uwaga: Kulka zaczarowana jest w ten sposób, że nie reaguje na żadne rzucane w nią zaklęcia poza Disclore. Jeśli nie znacie jeszcze tego zaklęcia, to cóż, możecie poprosić kogoś o pomoc w jej odczarowaniu lub zwyczajnie zdobyć brakujące punkty z transmutacji/nauczyć się zaklęcia poprzez samonaukę. Nie ma jednak tak łatwo, że wpadniecie na ten pomysł od razu, więc możecie odczarować kulkę dopiero w następnym wątku/jednopostówce.
Rzuć k6, by dowiedzieć się jaką kulkę otrzymałeś: 1 - biała 2 - czarna 3 - złota 4 - zielona 5 - czerwona 6 - niebieska
Gdziekolwiek zrealizujecie odczarowanie swojej kulki - proszę oznaczyć @Skyler Schuester w poście, a MG przybędzie, by zdradzić co konkretnie Ci się trafiło! Po wszelkie pytania, zażalenia, pospieszania, błagania lub wyrazy miłości również zapraszam do mistrza Skaja Najlepiej na gg (69042261), ale może być też discord (Haerowen#7689) lub pw.
______________________
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Gdy Max wypalił pomysł z potańcówką, Solberg nie mógł powstrzymać uśmiechu. Wyobraził sobie tę zgraję wywijającą na parkiecie. -Zawstydzimy młodzież naszymi kocimi ruchami. - Zaśmiał się i zaprezentował swoje najlepsze babcine ruchy. Próbował w każdym razie, bo coś mu strzeliło w biodrze i jego zdolności motoryczne uległy lekkiemu pogorszeniu. -Chyba muszę zacząć szykować swój mundurek. - Praktycznie nie było już możliwości, że Felix wygra tę grę. Co prawda obrywał najmniej z całej boomerskiej zgrai, ale też zdobywał najmniej punktów. Coś za coś. Chwycił gargulkę, żeby przystąpić do kolejnej rundy, zamachnął się i.... Wybił własną kulkę. To trzeba mieć talent. Do tego został jeszcze opluty i poczuł, że przykleja się do Maxa, który stał tuż obok. -Wybacz synku, mamusia będzie Cię teraz pilnować. - Wyszczerzył się w jego stronę licząc, że efekt płynu zniknie tak szybko jak się pojawił. Nic dziwnego, że babcia przestała widzieć cel, skoro miała już lekki szum w głowie od tego całego alkoholu. W końcu absynt to ciężki towar dla takiej staruszki.
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Zabawa była w chuj przednia, a alkohol, chociaż wcale nie taki mocny, całkiem przyjemnie wlewało się do gardła, więc, kurwa, żyć i nie umierać, taki dokładnie był wniosek Brewera. Podobała mu się ta cała, niezbyt mądra zabawa, nie czuł się z jej powodu jak kretyn, czy coś podobnego, wręcz przeciwnie, po prostu z przyjemnością przyjmował to, co się dookoła niego działo. Z przyjemnością odnotował fakt, ze Nancy była skłonna iść z nim potańczyć i pewnie z tego właśnie powodu nie zorientował się, kiedy gargulek na niego splunął i chwilę później on również lewitował. O w chuj! To było dopiero, kurwa, coś! Złapał się stołu i zabawnie poruszył brwiami patrząc na Puchonkę, która również towarzyszyła mu w tej zabawnej niewoli i miał już coś powiedzieć, kiedy nagle oberwał kolejnym gargulkiem w czoło, co było już co najmniej obrazą majestatu. - O wy knury paskudne - rzucił, trudno powiedzieć, czy w stronę towarzyszek, czy może bardziej do gry i spróbował rzucić kulką, co z jego obecnego miejsca było bardzo, ale to bardzo niewygodne, więc nic dziwnego, że wybił własną kulkę. Chciał już coś powiedzieć, kiedy gargulek na niego splunął i skończyło się gadanie, bo zakleił się cały, jakby wpierdalał jakąś tonę mordoklejek, czy czegoś podobnego. No i cześć, no i chuj! Pomachał rozbawiony do Moe, wiedząc już teraz, co ona czuje i uznając to za niesamowicie zabawne, kurwa, zajście. Nie przypuszczał nawet, że grając w tak głupią grę, jak teraz, może mieć taki ubaw, właściwie to w ogóle nawet nie sądził, że będzie w stanie dogadać się ze wszystkimi, którzy tutaj siedzieli, ale tak w sumie, to bawili się w chuj dobrze, a jemu to odpowiadało.
Kiedy po gargulkowym ataku wylądowała wraz z Morgan na ziemi, a chwile później do ich "kanapki" dołączyła Viola to Nancy parsknęła mało eleganckim śmiechem. -Czy ktoś jeszcze ma ochotę się tu na nas położyć? Ja zapraszam, a Morgan się nie sprzeciwia! - Zażartowała z ich obecnej sytuacji, starając się zapanować nad nagłą wesołością i niekontrolowanym chichotem. Przez myśl przeszło jej pytanie jak to w ogóle możliwe, że nikt ich jeszcze z tego pubu nie wyprosił? Czyżby podstarzali czarodzieje faktycznie bawili się w ten sposób i ich wesoła gromadka wcale nie wyglądała tak komicznie i nienaturalnie jak mogłoby się wydawać? Albo obsługa miała po prostu wyjątkowo dużo cierpliwości... Wyjście na prowadzenie na równi z Brewerem bardzo szybko się na nich zemściło. Kolejne gargulki zaatakowały, tym razem jednak nie wypluły w kierunku Williams żadnej paskudnej cieczy, a same postanowiły cmoknąć ją w czoło. Wyskoczyły w kierunku jej twarzy zostawiając za sobą dwa pokaźne guzy! Jęknęła z niezadowoleniem, ale koniec końców nie było to najgorsze. Mogła na przykład stracić mowę i zdolność picia jak para gryfonów. Już jej powoli szumiało między uszami od tego rumu. Miała słabą głowę do alkoholu, a wysokie procenty uderzały zdecydowanie szybciej niż piwo. Nie hamowało jej to jednak przed wlaniem sobie w gardło kolejnej porcji trunku. W przeciwieństwie do Maxa zdążyła już złapać niezłą wprawę w rzucaniu gargulków z wysokości, więc trafiła idealnie w swoją kulkę i nabiła kolejne punkty, które ponownie zapewniły jej pierwszą pozycję w tabeli. - No to wiemy już kto na pewno nie wraca w mundurku. - Wyszczerzyła zęby z satysfakcją i zerknęła na Violę, od której zależała ostateczna punktacja, która chyba nie powinna już jej zaszkodzić po ostatnim, dobrym rzucie.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kto by się spodziewał, że stworzą taką niezwykłą kanapkę na parkiecie. I kompletnie nikt nie zwracał na to w tym momencie uwagi. To było naprawdę niesamowite i zaskakujące. Czyżby taką moc właśnie posiadali dorośli czarodzieje? Mogli siać chaos i nikt na to nie reagował? Cudownie. Strauss już się nie może doczekać czterdziestki. Po powrocie do stołu cała banda zaczęła kontynuować swoją grę, by rozstrzygnąć w ostatniej rudzie to kto będzie wielkim przegranym i będzie musiał wracać do zamku w mundurku, który niekoniecznie pasował do ich obecnych postaci. Dlatego dobrze, że Viol udało się uniknąć miejsca na dole tabeli punktowej. Ostatni rzut w całej grze pozwolił jej nawet na dostanie się na drugie miejsce, co było dosyć dobrym wynikiem. - To chyba znaczy, że Moe wraca w mundurku - oświadczyła na koniec gry po czym zaczęła zajmować się sprzątaniem stołu i zbieraniem gargulków, które rozrzucili w czasie swojej rozgrywki. Trzeba przyznać, że zabawa była przednia, ale koniec partyjki wcale nie oznaczał tego, że musieli rezygnować ze wspólnej zabawy. Dlatego też po chwili Strauss wyszczerzyła się i spojrzała na znajdującego się w towarzystwie Gryfona, wyszczerzając się do niego w łobuzerskim uśmiechu, który zapewne nie wyglądał aż tak psotnie na obliczu dojrzałej czarownicy. - To jak z tą potańcówką, Brewer? - spytała jeszcze najwyraźniej zaintrygowana propozycją imprezy, która padła jakiś czas wcześniej. Teraz z pewnością się wybawią za wszystkie czasy.
- Rany, myślałam, że zejdę. - przyznała, wreszcie mogąc otworzyć usta, jednak nie miała chyba większego zamiaru rozgadywać się jakoś szczególnie. Trochę miała wrażenie, że duża część rozgrywki najzwyczajniej jej umknęła głównie przez to, że ciągle miała w głowie niemą przypadłość. Raczej nie zapowiadało się na to, by szybko wróciła do gargulek. - Trzeba było grać w bingo. - podsumowała z raczej udawanym żalem i sięgnęła po szklankę z brandy, na moment zapominając o tym, że właściwie nie miała jeszcze styczności z alkoholem nie licząc jakichś absolutnie abstrakcyjnych mikstur na whisky, których działanie było co najmniej podejrzane. Chyba po prostu potrzebowała napić się czegokolwiek. Wyraźnie się skrzywiła po łyku, ale jeżeli miałaby tańczyć, zdecydowanie potrzebowała pomocy procentowej. - Pierwsze wspólne latanie mamy za sobą. - zagadnęła Nancy, na której trening ostatecznie się nie wybrała, nie chcąc, by nagle połowa składu rywali z najbliższego meczu dotarła na wspólne ćwiczenia w pierwszym dniu jej kapitaństwa. Uh, te całe gargulki były zaskakująco nawołującą do ruchu zabawą. Lewitacja? Odrzucenia? Ciężko było się w tym wszystkim połapać. - Wracam w mundurku. I tak by mnie pewnie brali za studentkę. - wzruszyła ramionami, trochę przy tym żałując, że to nie Felix skończył na ostatnim miejscu, bo widok takiej babinki w ślizgońskim ubranku to byłoby coś. Po jej zasiedzeniu łatwo było uznać, że chyba najmniej paliła się do tańców. Czy oni rzeczywiście mieli to w planach? Zamiast brać się za wstawanie, postanowiła trochę opanować pobojowisko, które zostawili po sobie przy graniu. Zbierając jednak jedną z gargulek z podłogi, ta charknęła na nią zjadliwie jakimś kamykiem, który odbił się Gryfonce od czoła i wylądował na stole. Obejrzała go i schowała do kieszeni w koszuli.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Bardzo chętnie dołączyłby do staruszkowej kanapki, ale było zbyt duże ryzyko, że ciało Felicji już się po tym nie podniesie. Zamiast tego wzniósł toast za boomerskie szaleństwo i zadbał o stały poziom alkoholu we krwi babuszki. Ostatni rzut Felicji był o tyle dobry, że wzniósł ją z ostatniego miejsca tabeli. W końcowym rozrachunku, okazało się, że to Morgan przypadnie powrót do szkoły w mundurku. -Jeżeli to jest ostatni dzień mojego życia, to nie wyobrażam sobie go nie przetańczyć! - Ciężko było zaprzeczyć, że Felicja miała już widoczne oznaki alkoholu we krwi. -Mamy muzykę na żywo, czy potrzeba czegoś więcej? - Soralberg nie pojmował czegoś takiego jak "zły pomysł". Jeżeli miał okazję, to czemu by z niej nie skorzystać. W końcu takie dni zdarzają się raz w życiu. -Daj, pomogę Ci. - Schylił się obok Morgan i również zabrał się za sprzątanie pobojowiska, jakie po sobie zostawili. Udało mu się odsunąć i uniknąć zderzenia z dziwną kulką, która trafiła gryfonkę. Tego jeszcze brakowało, żeby Felicji pękła czaszka od jakiejś dziwnej kulki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Max bawił się naprawdę w chuj dobrze. Może nawet trochę żałował, że zakończyli tę partię, ale mogli się bawić dalej, to mu w niczym nie przeszkadzało. Mogli się zawsze jeszcze czegoś napić! Kiedy tylko mógł, sięgnął po resztkę swojego drinka, łyknął go szybko i zamrugał, potem zaś zaczął przyglądać się temu, co robią pozostali, chyba nie do końca zdecydowany, co by tutaj odpierdolić. - Miałem nadzieję, że to mama będzie musiała wrócić do swoich szkolnych czasów! - zakomunikował na uwagę Moe, zerkając jednocześnie na chłopaka, który pomimo starczego ciała radził sobie całkiem nieźle ze zbieraniem tych kulek i całego bajzlu, a następnie oznajmił, że idzie jeszcze po coś do picia, bo skoro mają tańczyć, to muszą być w zdecydowanie dobrych nastrojach. Nie chodziło o to, żeby się napierdolili - a może i chciał, chuj go tam wie. Tak czy inaczej - ruszył dupę i po chwili przyszedł znowu do stolika, schylił się i zebrał jakąś kulkę. - Mamo, no naprawdę, co to za wygibasy! - rzucił jeszcze, a później zerknął na Moe. - To co, mnie też w końcu weźmiesz do drużyny? - zapytał i mrugnął do niej, nawiązując do swoich debilnych wypowiedzi w czasie urodzin Nancy. Nadal śmiać mu się chciało, że oznajmił dziewczynie, iż jest zajebistym graczem, podczas gdy nigdy nawet nie siedział na pierdolonej miotle! To było dopiero coś, musiał przyznać. Ale bawił się tam naprawdę zajebiście i niczego nie żałował. Tak jak tego dnia dzisiaj, bo było w chuj zabawnie i czuł się naprawdę w porządku, jakby trafił na swoje miejsce, więc na co miałby niby, kurwa, narzekać?