Nikt do końca nie jest pewien, skąd właściwie wzięła się nazwa tego lokalu, którego właściciel niezmiennie twierdzi, że właśnie w tym miejscu Trzej Królowie, a przynajmniej jeden z nich, zrobili przerwę w trakcie podróży do Betlejem. Mało prawdopodobne? A jakie to ma znaczenie, skoro wnętrze jest wyjątkowo przyjemne, a trunki w dobrych cenach!
Dostępny asortyment:
Alkohole: ■ Jagodowy jabol ■ Miętowy Memortek ■ Smocza Krew ■ Absynt ■ Boddingtons Pub Ale ■ Grzane wino z korzeniami i koglem−moglem ■ Stokrotkowy Haust ■ Jagodowy jabol ■ Rdestowy Miód ■ Papa Vodka ■ Uścisk Merlina
Nie zaprzątała jego głowy od samego początku, nie siedziała w myślach i nie zmuszała do siedzenia w oknie. Nie początkowo, bo później i owszem. Przeklinał każdy kolejny dzień na wypatrywaniu sowy, która przeniesie od niej wiadomość. Jedno słowo, drugie i trzecie połączone w zdanie za zdaniem. Zna jej charakter pisma na pamięć. Nauczył się też poznawać po nim kiedy jest zła, wesoła, rozgoryczona… Wiele emocji można przekazać słowami i nauczył się je wyłapywać, nazywać i pomagać jej kiedy tego potrzebowała. Zmusiła go do tego w subtelny sposób, tak naturalnie, że nie zauważał tego do czasu kiedy zaczynało brakować listów. Każdy miał czasem dość, miał prawo do tego, aby przerwać wszystko bez słowa wyjaśnienia. Jednak to nigdy nie nastąpiło. Obdzierał się coraz bardziej ze wszystkiego co chował przed resztą świata. Pozwalał poznawać się głębiej i intensywniej z każdym dniem. W zamian dawała siebie. Prawdziwą. Tak myślał i w to chciał wierzyć. Wyobrażał sobie jej uśmiech, jej dłonie, głos. Całą. Doskonałą i idealną. Wiedział, że obraz z głowy nie będzie się miał nijak do rzeczywistości, ale i tak jeszcze chwilę przed jej wejściem widział ją oczami wyobraźni. Tylko po to, żeby oniemieć. Taka chwila kiedy zapomniał jak się oddycha. Pierwszy krok najtrudniejszy, tak mówią. A co mówi Merkury? Nic. Na razie podziwia. Pozwala chwili trwać, a przyłapany na wpatrywaniu się jej bezczelnie nie peszy się i nie ucieka wzrokiem. Prowadzi ją do stolika stojącego na uboczu, tam gdzie cisza bawi się w berka z nudą. Oni to przełamią, bo znają lepsze zabawy. W bajkach książę ratuje księżniczkę z opresji, walczy ze smokiem albo czymś o wiele gorszym. Dla niej Merkury byłby w stanie zmierzyć się ze wszystkim. Każdym lękiem po kolei i ze wszystkimi na raz. Znał ją. Czuł, że tak było, a jednocześnie wydawała mu się cholernie obca. Ale chciał być jej księciem w srebrnej zbroi. Serce biło mu mocniej, a próba uspokojenia go poszła na marne. Zdąży jeszcze, bo póki co nie mógł oderwać od niej wzorku. To nie było realne, to było o wiele lepsze. - Patrz co znalazłem na strychu domu tego lata - posłał jej grzeczny uśmiech, pod którym kryły się zupełnie inne zamiary, wyprzedzające jego działanie. Była to książka z biblioteki szkolnej, wypożyczona kilka lat wcześniej i zupełnie zapomniana przez Merkurego. - Przyjmę każdą karę - powiedział od razu, bez ani chwili zawahania. Mogła mu zadać najgorszą karę na świecie, ale wiedział, że w jej ustach i tak będzie brzmiało to wspaniale. Próbował się opanować, ale nie mógł. Nie chodziło o to, że nie umiał, ale najzwyczajniej w świecie nie chciał. Ona była wyjątkowa i nie chodziło o wygląd. O całokształt. Wszystko i nic tak naprawdę. Nie wiedział dlaczego tak długo go zbywała, ale nie naciskał na spotkanie. Pozwolił wybrać jej moment w którym staną się dla siebie kimś więcej niż tylko zapisanym pergaminem. Słowem pisanym. Wyobrażeniem. Skinieniem głowy podziękował kelnerce. Prawie w tym wszystkim przegapił moment kiedy alkohol wjechał na stół. Ciekawe. Nigdy, ale to nigdy sobie na to nie pozwalał. Nie było tajemnicą, że kelnerki zawsze były seksowne, chętne i ponętne. Dlatego nie przegapiał momentu kiedy wchodząc przyciągały spojrzenia. Sam był jednym z tych kretynów, którzy zawsze zawieszali wzrok na tych tyłkach albo cyckach. Ale nie dzisiaj. - I jak rzeczywistość kontra wyobrażenie? Już planowałem udać się do szkoły, aby cię w końcu poznać. Ale to byłoby nie fair względem ciebie. Zresztą obiecałem, że poczekam. Za co się pije w takich chwilach? Za nas, spotkanie? Czy coś bardziej abstrakcyjnego?
Mieli nigdy się nie poznać. W końcu Camilla żyła w tej swojej Australii, Mercury w Londynie, dzieliły ich trzy lata różnicy, a później był ten kurewsko dobry zbieg okoliczności. Gdy zaczęli pisać mieli po naście lat, Taylor wysyłała listy do wujka, a tu proszę, co się stało. Siedziała teraz naprzeciwko młodszego faceta, niesamowicie zadowolona z tego spotkania, już nie w Melbourne, a w Hogsmeade, dorosła, mniej porywcza. Spędziła z Leightonem kilka lat, ale nie u jego boku, ale z myślą o tym, że gdzieś tam jest, gotowy przeczytać wszystkie wylane na papier smutki i radości. Mogła na niego liczyć. Zawsze mogła zająć mu minutę lub dwie, chociaż oczywiście list dochodził o wiele dłużej, ale odpisanie było kwestią kwadransa. Za te kilka liter dawała mu całą siebie, prawdziwą i niepodrobioną, jedyną taką chodzącą po świecie. To był najuczciwszy i najbardziej niewymuszony układ, jaki udało jej się w życiu zawrzeć. Flirtowała z nim, żaliła się mu, opowiadała o sobie absolutnie wszystko. Gdy była już w Londynie, sama i zmęczona, czasami marzyła o tym, żeby siedział tak z nią i tak jak ona się nie odzywał. Po prostu był obok. Pocieszał ją samą obecnością. Zaufała kartkom papieru. Chciała być jego księżniczką. Księżniczką, którą obroni przed wszystkim, chociaż teoretycznie to w końcu niemożliwe. Ale teraz nie liczyła się teoria, bo teoretycznie miała się z nim nigdy nie spotkać, a wszystkie słowa, które ułożyła sobie na powitanie pozamieniały się miejscami, by zniknąć z jej głowy. Mogła być tylko sobą, impulsywną i prawdziwą, nie recytującą napisanych już wierszy, a tworzącą nowe. Spojrzała lekko zdziwiona na książkę. Grzbiet był tak starty, że nie dało się nawet rozczytać tytułu, ale Taylor była pewna, że niedawno właśnie jej szukała w bibliotece, w labiryncie półek, na życzenie jednego ze studentów. Ile lat nie była tam, gdzie powinna? Cztery? Pięć? - Każdą, mówisz? - spytała, zaciskając lekko wargi. To, co chciała powiedzieć było nadzwyczaj bezpośrednie i odważne, a w dodatku cholernie dwuznaczne. Ale kim byłaby Camilla, gdyby długo zastanawiała się nad tym, co miała w głowie. - Pozwolisz mi u siebie spędzić niedługo kilka dni. Muszę sprzedać mieszkanie i kupić tańsze, a to może zająć jakiś tydzień - zamyśliła się na chwilę, upijając łyk absyntu i unosząc jakby w obronnym geście wolną dłoń. - Oczywiście przyjęcie kary nie jest obowiązkowe. Bo wiesz, szlaban na korzystanie z lustra jest naprawdę surowy - dodała z lekkim uśmiechem. To musiało brzmieć przezabawnie. Słuchaj, nie stać mnie na mieszkanie, poślij mi na kanapie, dopóki nie znajdę tańszego niż najtańsze? Ale w końcu nie miała zbyt dużego wyboru, a zatrzymanie się u Leightona wydawało jej się najbardziej rozsądną opcją. Nie miała w końcu nikogo innego, kogo mogłaby o coś takiego poprosić. Gdyby ją do siebie przyjął pewnie nawet zminimalizowałaby zużycie na własne korzyści wody i gasiła światło przed dwudziestą drugą, chodziła tylko na palcach i nawet nie pokazywała się mu na oczy, byleby tylko nie robić mu kłopotu. W końcu nie chciała być uciążliwa, nie chciała być problemem, obciążać go zbędnymi kosztami i tak dalej. Dopiero co się zobaczyli, a ona już prosiła go o coś takiego, więc tylko zakłopotana skrzyżowała pod stolikiem kostki u nóg, pochylając jakby lekko głowę. - W moich wyobrażeniach nie byłeś tak seksowny. Może trochę podobny, ale nie tak seksowny - uśmiechnęła się lekko, jakby kusząco, upijając jeszcze łyk ze szklanki. - A jak z twoimi wyobrażeniami? Chociaż w połowie przypominam bibliotekarkę? - spytała, muskając palcami leżące na stoliku wrzosy. Chciał iść do niej do pracy? W tym tłumie uczniów, nauczycieli i studentów albo by jej nie wypatrzył, albo pomylił z jakąś laską z trzeciego roku, bo Camilla na swoje dwadzieścia pięć lat raczej nie wyglądała. Większość ludzi, których poznawała przypadkiem pytała się, jak jej idzie na studiach, od czego Australijkę brała cholera, bo nie chciała wracać do szkoły jako uczestniczka zajęć. - Za wszystko, co już się wydarzyło i co może jeszcze się wydarzyć. I za nas, oczywiście - dodała, unosząc lekko prawą brew. To wszystko naprawdę zabrzmiało tak dwuznacznie? Dobrze. Niech jego wyobraźnia zacznie pracować. Może niedługo będzie mógł ją podglądać w łazience.
Mógł napisać wszystko. Opowiedzieć najładniejszą bajkę pod słońcem, a później brnąć w kłamstwa z przekonaniem, że nigdy się nie spotkają. Ich drogi nigdy nie skrzyżują się w Wielkiej Brytanii ani tym bardziej Australii. Kłamanie powinno przyjść wtedy łatwo, bez najmniejszego wysiłku. Nie musiał się zmieniać, wymyślać na szybko historii, a jedynie powoli ją tworzyć. Nie zrobił tego nigdy. Nie skłamał, ani jednym słowem. Był najprawdziwszy dla niej niż dla swojego rodzeństwa, przyjaciół, wszystkich. Otwierał się powoli, nic nie było wymuszone. Nie naciskała go nigdy ponaglając o kolejna fakty z życia. Pisał co w danej chwili czuł, że powinno znaleźć się na papierze. Wiedział, że od jakiegoś czasu była na wyciągnięcie ręki. Blisko, a zarazem daleko. Pozwolił jej wybrać kiedy mają się spotkać. Zadecydować czy w ogóle chce, aby Merkury z listów okazał się człowiek z krwi i kości, a nie tylko mglistym wyobrażeniem. Nie wymienili się zdjęciami, oboje tego nie chcieli, bo nawet nie pamiętał, aby kiedykolwiek padł taki pomysł. Tak miało być lepiej i było. Ile to lat? Ile lat wyobrażał sobie Cam? Przestał liczyć, bo to były tylko nic nieznaczące cyfry. Zapomniał jak to było kiedy nie pisał. Kiedy nie siedział na pergaminem pozwalając się sobie samemu uzewnętrzniać. Przelewać na papier emocje, pisać własną historię, która nie mogła być najładniejszą bajką na świecie. Przede wszystkim główny bohater nigdy nie był ideałem. I daleko mu do niego było. Coś go tknęło któregoś dnia, aby pójść na strych w domu rodziców. Nie dawało mu to spokoju tak długo, że musiał w końcu znaleźć się w zagraconym i zakurzonym pomieszczeniu, które nie było przyjaznym miejsce. Kichał długo, ale ostatecznie znalazł książkę. Starą i zapomnianą przez wszystkich. - Każdą - kolejny raz powiedział to bez najmniejszego zawahania. Co mogło być stawką? Nie wyglądała na psychopatkę ani w listach, ani tym bardziej w tej chwili. Musiał się skupić, aby w jednej chwili nie przyciągnąć jej mocno do siebie, aby na pewno sprawdzić czy jest prawdziwa. Nie chciał jej przestraszyć, zmusić do ucieczki w nieznane. Była dla niego ważna. Najważniejsza. - To o mieszkanie chodzi? Mogę ci pomóc z rzeczami choćby i zaraz, tak samo jak ze znalezieniem czegoś. Popytam znajomych zawsze lepiej tak niż zupełnie w ciemno - nie widział w tym nic złego. Nie była obcą osobą, bo przecież znał ją… Od lat. Mógł mu ktoś krzyknąć głośno do ucha, że pisanie listów to jedno, a wpuszczanie go do mieszkania to sprawa zupełnie inna. Tylko, że Merkury wpuścił ją już dawno do siebie. - Tak czy inaczej musisz zamieszkać ze mną. Ktoś musi pohamować moje narcystyczne zapędy i pozbawić moje mieszkanie luster - nie wziął jej słów za coś złego. Przy każdej innej osobie reakcja na coś takiego nie przyszłaby z uśmiechem i dalszym żartowaniem z tego… Drażliwego tematu. Nie poczuwał się do obowiązku przygarnięcia jej pod swój dach. Żadne niepisane prawo mu tego nie nakazywało. On tego chciał. Nie odbierał tego jako kłopot. Może jako szansę? - Wooo, to ta chwila w której niekontrolowanie się rumienię i uciekam wzrokiem w bok - odpowiedział łagodnie na jej komplement, ale żadna z tych dwóch rzeczy się nie stała. Spojrzał na jej uśmiech powtarzając w myślach, że Camilla jest… Tak cholernie seksowna. Na wyciągnięcie ręki, ale nie chciał zepsuć tego czegoś niezwykłego co między nimi było na rzecz kilku chwil zapomnienia. Symfonii jęków i całej reszty, która teraz krążyła mu po głowie. - Z każdym listem wyglądałaś inaczej, ale nawet w połowie nie tak dobrze jak teraz i zdecydowanie… Nie. Na miejscu studentów nie opuszczałbym biblioteki - kusiła go każdym jednym spojrzeniem, a jemu coraz bardziej to się podobało. Oczywiście, że chciał. Nawet planował zrobić to w taki sposób, aby przy ewentualnym spotkaniu nie wyszło na to, że już wcześniej się spotkali. Mógł się zmienić w dowolnego ucznia, jakiegokolwiek dzieciaka, a później godzinami przesiadywać w bibliotece. Nie zrobił tego, był uczciwy do samego końca. - Oczywiście - powtórzył prawie, że nieświadomie za nią. Wiedziała jak pobudzić i jak działającą na wysokich obrotach wyobraźnię. Cholera, ona nie powinna być taka seksowna, ani uwodzicielka. A już na pewno nie powinna być na wyciągnięcie ręki.
Nigdy nie bawiły jej kłamstwa ani owijanie w bawełnę. Zawsze była bezpośrednia, otwarcie mówiła, czego chce, była impulsywna i zdecydowana. Nie znosiła, gdy ktoś kłamał przy niej jak z nut i umiała to rozpoznać, więc była pewna, że Merkury był wobec niej szczery w każdym ze swoich listów. Nie bała się, że wszystkie jej wyobrażenia runą. Mogłaby powiedzieć, że nauczyła się go na pamięć, jakkolwiek to nie zabrzmi. Nie znała tylko jego ciała, ale je też chciała już wkrótce poznać. Poznać wszystkie jego reakcje, słyszeć jego przyspieszony oddech, czuć silne dłonie na swojej talii. Zbyt mocno fantazjowała, ale te fantazje były jedną z najcudowniejszych rzeczy, które przyszyły jej ostatnio do głowy. Słyszała już swój własny szept, widziała swoje rozchylone usta, słodko smakujące jego imieniem. I jego ustami. Obrazy w jej głowie zmieniały się błyskawicznie, by po chwili zastąpiła je po prostu radość. Chciała go przytulić. Podziękować za to, że się zgodził. Wynagrodzić mu to wszystko w jakikolwiek sposób. Przysługą, resztkami pieniędzy, seksem. W końcu sam fakt, że będzie u niego mieszkała wykluczy na pewien czas z jego życia sprowadzanie do domu innych kobiet, bo Taylor będzie je z hukiem wypędzała za drzwi, krzycząc, że na pewno nie będą pieprzyć się na jej oczach. A jeśli nie na jej oczach, to nie będą drażnić nieustającymi jękami jej uszu. Oczywiście całą tą reakcję powodowałaby tylko zazdrość, ale Camilla wolałaby zwalać to na swoją delikatność, staroświeckość i - Merlinie! - religijność, bo zgodnie z jakąś tam wiarą seks przed ślubem jest zabroniony. Australijka znalazła kiedyś książkę na ten temat w biblioteczce w domu, ale niekoniecznie przyciągnęła jej uwagę. Miała dwanaście lat i nawet nie rozumiała większości słów, między innymi nie była w stanie pojąć, kim jest Bóg albo jak można zajść w ciążę przez wymienienie z jakimś Duchem kilku słów, a już na pewno nie uważała tej kupki informacji za wyznacznik kierunku życia. - Serio? - mimowolnie uśmiechała się, przestając uparcie łączyć kostki. Widocznie jej ulżyło. - Dzięki. Wielkie dzięki - dodała, usiłując zapanować nad euforią, która właśnie ogarniała jej umysł. Nie dość, że miała gdzie spędzić najbliższe kilka dni, to jeszcze miała je spędzić z nim. Z Mercurym. Merlin jeden wie, jak mocno przyspieszyło to bicie jej serca i jak odważne wizje przywołało przed jej zielone oczy, ale na pewno to wszystko było czymś nadzwyczajnym. Nadzwyczajnie mocnym. - Ja się ich nie pozbędę. Ustawię je dookoła mojej kanapy i zabronię ci do nich dostępu pod karą przeniesienia się do twojego łóżka i skazania cię na dalszy los na podłodze - na jej ustach pojawił się niesamowicie uroczy i niewinny uśmiech. Tylko oczy błyszczały kusząco, jakby obiecując mu, że chociaż raz będzie dzielić łóżko razem z nim. Pragnęła go na każdy możliwy sposób, ciałem i umysłem. Ciekawe, od jak dawna. - Lubią wpadać wieczorem, a ja rzadko konfiskuję butelki Ognistej, a jeszcze rzadziej odsyłam do dormitorium osobę, która taką ma... Ale wiesz, może miałam dla siebie studenta. Albo dwóch. Albo trzech. Z reguły z ostatniego roku, bo reszta ledwo zdobyła pozwolenie na picie, a już myśli, że może zdobywać świat. Chodzi o to, że dojrzali mężczyźni są o wiele lepsi - starała się, żeby to wszystko zabrzmiało tak niezobowiązująco, jak tylko się da. Chyba marnie jej to poszło, więc ukryła uwodzicielski uśmiech za krawędzią szklanki, upijając łyk absyntu. - Kończymy pić i idziemy do mnie... Oczywiście żeby wziąć moje rzeczy, gdyby przypadkiem przemknęło ci przez myśl coś innego - dodała, ponownie gładząc opuszkami bukiecik wrzosów. To zdanie zabrzmiało na jej ustach tak obojętnie, jakby tłumaczyła właśnie, jakie papierosy paliła przed wyjściem z mieszkania. Nie miała w końcu na myśli nic, co wykraczałoby poza ramy jej standardowych znajomości!
Valyria potrzebowała przerwy od natłoku myśli. Był to jeden z tych wieczorów, podczas których zbierało jej się na smutne wspominki i przypominała sobie matkę. Jak to każdemu, zdarzał się taki czas, gdy potrzebowała kogoś do wyżalenia się, pogłaskania jej po główce czy powiedzenia, że nie jest sama. Wcale nie chciała w takich momentach myśleć o mamie, nie w sposób, który wywoływał u niej bolesne odczucia. Rzadko kiedy sięgała wtedy po alkohol, jednakże tego dnia zdawał się on być jedyną drogą ucieczki od bezustannie przelatujących przez umysł wspomnień. Trafienie naprzeciw Trzech Króli nie zajęło jej zbyt długo. Lubiła ten pub, gdyż ludzie nigdy nie przychodzili tam tłumnie. Nie zdarzyło jej się także spotkać tam grubych, spoconych samców, polujących na młodsze o kilkanaście lat, upite damulki. Był to po prostu lokal kameralny i stosunkowo spokojny, cieszący oko nawet wystrojem. No i podobno sam jeden z Trzech Króli tu gościł! Gdy przekraczała próg lokalu, dzwoneczek nad drzwiami zadzwonił cichutko, sygnalizując gościom, iż pojawił się nowy klient. Na szczęście Valyrii, w środku zastała jedynie kilka osób, które i tak wolały zajmować się sprawami ciekawszymi niż oglądanie każdego, kto postanowił zagościć w tymże pubie. Jedyną zainteresowaną osobą zdawał się być barman, który podniósł głowę znad lady i kiwnął dziewczynie głową na dzień dobry. Nagle spostrzegła młodego chłopaka, siedzącego raczej na uboczu niżeli w gromadzie z innymi klientami. Z daleka wydawał jej się znajomy, szczególnie motyw z papierosem co rusz wędrującym do ust przypominał jej osobę, którą niegdyś całkiem dobrze znała. Nie widzieli się oni jednak dość dawno, choć - zważywszy na szklankę trunku, którą chłopak trzymał przed sobą - podobieństwo było uderzające. Kilka sekund zajęło Valyrii, zanim doszła do wniosku, że przecież potrzebuje w tej chwili towarzystwa, a ktoś, z kim można było pogadać i wypić co nieco, nie mógł być złym wyborem. Poszła w ciemno, zbliżyła się do stolika i przy nim była już pewna, że siedzi przed nią sam Jasper Beckett, chłopaczek, z którym poznała się jeszcze za dzieciaka. Kontakt urwał im się, ponieważ wciągnęły go używki i poprztykali się przez to. Dwyres nigdy nie pochwalała wgłębiania się w ten temat aż tak, jak czynił to Jasper. Najwidoczniej los postanowił dać im szansę na odbudowanie znajomości, więc trzeba było być bezpośrednim. Bez pytania o zgodę, Val dosłownie walnęła się na krzesło obok Jaspera, po czym zawadiackim głosem powiedziała: - Cześć. - tu oparła się wygodnie o krzesło - Co mi polecisz? - zapytała, wymownie kiwając głową w kierunku baru.
Cudowne święta. Idealne dla kogoś, kto spędzał je w Hogwarcie, całkowicie izolując się od wszystkich towarzyskich złudzeń. Nie czuł potrzeby rozmawiania w tym całym hałasie, więc każdą chwilę wolną od snu spędzał albo w swoim dormitorium, albo w bibliotece. Ewentualnie tutaj, jak już pozbył się przeklętego choróbska, które złapało go po nauce na kamiennym moście. Czy też raczej uciążliwym czytaniu książki oraz nieszczególnie przyjemnej rozmowie... z kuzynem. Nie chciał o tym myśleć, ale przy każdym łyku absyntu, między kolejnymi zaciągnięciami niegdyś znienawidzonych papierosów marki Morgana le Fay, wspomnienia powracały. Całe szczęście, trzecia szklaneczka alkoholu wprawiła Jaspera w dość błogi stan oraz dziwne uczucie szczęścia, których nie potrafił opisać. Ba, nawet nie chciał. Nie zależało mu na tym, skoro był sam i cieszył się samotnością. Nic więcej do szczęścia nie potrzebował, chociaż czasami wracały myśli związane z dotykiem tej jednej osoby. Wyjątkowo miłe muśnięcia dłoni, przyjemne pocieranie się dwóch ciał splecionych w intymnym uścisku i... i tyle powinno wystarczyć. Przecież doskonale wiedział, jak to się skończy, więc nie było sensu próbować ponownie. Chyba. Samotność zawsze brzmiała dobrze. Po co to zmieniać? Po co chcieć być z kimś, kiedy ten ktoś nie odwzajemniał uczuć i potrafił tylko krzywdzić? Właśnie. Esencja pytań stawianych przez Becketta. Albo czysta głupota, jak wmawiał sobie, gdy miał dość alkoholu. Może już tego wystarczy? Nie. Kiwnął ręką w górę, przywołując do siebie kelnera z kolejną szklaneczką do kolekcji. Błyszczącym wzrokiem patrzył na szmaragdowy płyn oraz świetlne refleksy od jakiejś świeczki, a z paczki położonej na środku stołu wyciągnął następnego papierosa i przypaliwszy go końcem różdżki, zaciągnął się dymem, przytrzymując w płucach zdecydowanie dłużej niż zwykł to robić. Wypuściwszy dość sporą chmurę nad blat, dostrzegł kogoś zbliżającego się zdecydowanie zbyt szybko. Skądś kojarzył tę twarz. Była zbyt charakterystyczna, by tak łatwo dała się zapomnieć i już po paru sekundach doznał lekkiego szoku. Instynktownie spiął całe ciało, obrzucając dziewczynę najbardziej podłym spojrzeniem, na jakiego było go w tej chwili stać. Naruszała jego prywatność. Przecież nie miał przy stoliku tabliczki z napisem dosiądź się i wymacaj na powitanie, czyż nie? - Zajęcie miejsca po drugiej stronie sali - odpowiedział cicho tonem zabarwionym lekkim sarkazmem, wpatrując się uważnie w Valyrię Dwyres, jeśli dobrze pamiętał jej nazwisko. Kilka krótkich chwil poświęcił na dostrzeżenie zmian powstałych od czasu ich ostatniej rozmowy, bo - prawdę mówiąc - Jasper nigdy nie liczył na odnowienie kontaktu akurat z tą Krukonką. Właściwie z nikim, jeśli coś zostało zakończone. - Absyntu? - Poruszył sugestywnie szklaneczką trzymaną w dłoni i wziąwszy kolejną porcję nikotyny w płucach, skierował spojrzenie ku barowi. Intensywnie wpatrywał się w pewnego barmana, aż wyczuł na sobie jego spojrzenie. Trik ten nie działał zbyt idealnie, właściwie wcale, gdyby wiedzieli, ile naprawdę miał lat. Może to noszenie długich włosów w połączeniu ze specyficznym zarostem odnosiło taki efekt? Może. Po co się nad tym zastanawiać, skoro zawsze dostawał upragniony alkohol.
Jasper nieznacznie zmienił się od tego młodzika, jakim Valyrii dane było go zapamiętać. Mimo tego, że przy tym spotkaniu alkohol nadał jego ciemnym oczom zaszklony błysk, zaś i samo spojrzenie rozmyło się pod wpływem trunku, chłopak wciąż potrafił zdobyć się na równie podlące spojrzenie jakim uraczył ją w dniu, w którym się poznali. Dwyres była przygotowana na to, iż Jasper nie zareaguje zbyt entuzjastycznie na jej widok. Dodatkowo mało kto lubi, jeżeli ktoś bezpardonowo przysiada się do jego stolika, roszcząc sobie prawa do wygodnego krzesełka obok. Nie zraziła się jednak, przyszła się tu napić i obrała sobie również nowy cel, którym było wydrapanie choć małej dziurki w osłabionej alkoholem skorupie chłopaka. A Val swe cele zawsze realizuje, toteż złapała podbródek między palce w zastanawiającym geście i teatralnie przeleciała wzrokiem całą powierzchnię pubu. - Podziękuję. Wydaje mi się, że tu jest całkiem sympatycznie. - stwierdziła i położywszy dłoń na blacie stolika, przyjrzała się dokładnie trunkowi, jaki pił Jasper. Najbardziej oko przyciągała jego szlachetna, szmaragdowa barwa. Absynt, powiadasz. Zastanawiała się przez moment, czy jego ziołowy kolor nie jest zwodzący, jednakże rzekła sobie w duszy standardowy w takich momentach zwrot raz kozie śmierć i przywołała kelnera. Po chwili na ich stoliku pojawiła się kolejna szklaneczka zapełniona alkoholem. Nie można powiedzieć, by Valyria miała z nim duże doświadczenie. Nie należała do osób, które wszystkie smutki uparcie w nim zatapiały, licząc na to, że wtedy magicznie znikną. Owszem, bywały dni jak ten, kiedy i ona próbowała doznać błogiego zapomnienia dzięki procentom. Starała się jednak, by nie zdarzało się to zbyt często. Od alkoholu, zdecydowanie bardziej wolała papierosy. Obie te rzeczy są równie trujące, jednak paląc można było poczuć więź ze smokami, buchając obłokami dymu z własnych płuc. To jedyne, co jej się w tym podobało. Chwyciła w dłoń szklankę ze swoim trunkiem, odczekując chwilę, aż nadejdzie moment na jakże uroczystą degustację. Uniósłszy go do ust, spojrzała na Jaspera i uśmiechnęła się nonszalancko, po czym pociągnęła całkiem spory łyk. Napój ogniście potraktował jej gardło, pozostawiając po sobie lekko ziołowy i gorzkawy posmak. Było to specyficzne, jednak nie było złe. Sumą sumarum, całkiem okej. - Niezłe. - powiedziała po krótkiej chwili, odstawiając szklankę na stół, acz nie zdejmując z niej dłoni - Dużo tego potrzebujesz by Cię powaliło? - zapytała - Mogę się założyć, że wypiję więcej niż Ty. - tak, to było wyzwanie. Utrzymywała to w formie swoistej zabawy, mogła się uchlać, mogła wrócić pijana w trzy dupy... mogła nawet wcale nie wracać, tylko wylądować w jakimś rowie przy czyjejś kamienicy, robiąc dla właścicieli miłą, poranną niespodziankę. Nie przejmowała się swoją reputacją. Teraz chciała tylko przebrnąć jakoś przez ten wieczór i liczyła, że może nawet całkiem miło.
Życie bywało przezabawne. Czasami jedna rzecz potrafiła zmienić wszystko. Benj ostatnio doświadczył czegoś podobnego w swoim życiu. Z w miarę spokojnego chłopaka zmienił się w wręcz rozimprezowanego chłopaka, który nie potrafił odmówić żadnej znajomej osobie wychylenia jednego głębszego. Zachowywał się jakby znów miał 16 lat i pierwszy raz pił alkohol, który dziwnym trafem okazał się całkiem smacznym wynalazkiem. Jednym z nielicznych pubów, których w Hogsmeade nie odwiedził jeszcze Benj był Pub Trzech Króli. Słyszał o nim niewiele, nie wiedział nawet skąd wzięła się ta nazwa, ale musiał zaznaczyć kolejne miejsce na swojej imprezowej mapie miasteczka. Wchodząc do środka zdał sobie sprawę dlaczego włąściwie do tej pory nigdy tu nie był. Po prostu nie miałby go kto tutaj zaprowadzić, bo pub prawie świecił pustkami. Przeszedł się po sali, skinął głową do barmana mrucząc pod nosem, że zaraz zamówi i usiadł gdzieś z boku odpalając papierosa.
Des miała nadzwyczajną potrzebę napicia się jakiegokolwiek alkoholu. Ostatnio była bardzo miła i uprzejma dla ludzi, których spotykała. Stwierdziła, że musi być coś nie tak i tylko piwo może rozwiązać ten problem. Sama nie wiedziała jak się tu znalazła, ani co ją tu sprowadziło, ale nie miała siły na zmianę lokalu, więc postanowiła zostać. Kiedy już otworzyła drzwi zaglądając do środka, nie była pewna czy nie zmieni zdania i jednak znajdzie inny pub. W prawie pustym pomieszczeniu ciężko było znaleźć żywą duszę. Jej uwagę przykuł siedzący z boku blondyn. Zniechęcał ją ten papieros w ręku chłopaka, ale nie miała nic lepszego do roboty, więc się dosiadła. - Postawisz mi coś do picia, czy nie?- spytała. Oczywiście, że zapomniała portfela, bo jakby inaczej? Ano inaczej się nie da. Zawsze czegoś brakuje i zawsze coś umyka. Tak, była pewna siebie, ale musiała sobie jakoś poradzić, jeśli chciała się jeszcze dzisiaj czegoś napić.
W ostatnim czasie alkohol był jednym z najlepszych przyjaciół Benja. Właściwie jak nie jedynym. Nie miał nikogo bliskiego, komu mógłby się zwierzyć i wygadać. Nie miał komu podsunąć swoich idiotycznych pomysłów. Dlatego wieczorami po prostu siadał i zamawiał sobie whisky. Ewentualnie zdarzało się na kilku butelkach. Ale były to raczej pojedyncze wieczory w tygodniu. Czy wiedzial, że to niezdrowe i nie może tak długo żyć? Jasne. Ale póki co się tym nie przejmował. Cieszyło go to, że miał chwile, w których mógł się otworzyć sam przed sobą i pogadać do szklanki. Oczywiście w towarzystwie innych osób. Siedząc w pubie zdążył wypalić już dwa papierosy. Podczas odpalania trzeciego usłyszał, że ktoś się do niego zbliża. Po chwili kroki ustały gdzieś niedaleko, ale nie chciało mu się odwracać głowy. Po chwili sytuacja się wyjaśniła i usłyszał jeden ze standardowych tekstów kobiet, które chcą zaczepić faceta przy barze, który wygląda na takiego, co mógłby im zapewnić chociaż 30 minut zabawy przy jednym drinku. - A wyglądam na frajera, który szuka przygodnego seksu? - zapytał odwracając się. Nie martwił się tym co dziewczyna mu odpowie. Właściwie w ogóle nie chciało mu się z nikim gadać. A czy wyglądał na frajera.. Pewnie tak, w końcu siedział sam w praktycznie pustym pubie i palił papierosy. Nawet alkoholu nie miał obok.
Co on znowu robił pałętając się uliczkami Hogsmeade? Spacerował? Nudził się? Czy może nie miał co ze sobą zrobić? Jedno łączy się z drugim. Nie miał ochoty siedzieć samotnie w mieszkaniu, bez Vulpes. Musiała gdzieś wyjść, nie był z tego powodu zbyt zadowolony. Bardzo się o nią martwił, to była jedyna kobieta w jego życiu, która nie dawała mu spokoju niemalże przez cały czas. Ciągle się o nią martwił i zamartwiał, może nawet aż za bardzo? Zgrywał typowego, nadopiekuńczego starszego braciszka, no dobra... Z pewnym dodatkiem, ale to nieważne. Nie wiedział co robiła teraz, nie wiedział z kim i gdzie jest, cholernie się martwił. Musiał się trochę rozerwać. Dostałby chyba obłędu, gdyby siedział ciągle w domu, zamartwiając się. Mijał wiele budynków po drodze, lecz najbardziej rzucił mu się w oczy Pub Trzech Króli, dość ciekawa nazwa, nie rzekłby, że nie. Taka świąteczna, aż sie zaczął zastanawiać czy z tymi trzema królami to tylko taka legenda i bajeczka, żeby przyciągnąć klientów, czy serio tak było. - Co mi szkodzi?- Zapytał sam siebie, po czym bez zawahania wszedł do środka. Wnętrze było naprawdę ładne, zobaczymy, czy napoje też mają dobre. Chociaż w sumie... Sam nie wiedział, czy miał ochotę się czegoś napić. To był chyba jeden z tych dni, które wolałby spędzić sam, bez alkoholu. No dobra, jakieś miłe towarzystwo byłoby w sam raz, miał nadzieję, że z kimś porozmawia. Ile miał sie zastanawiać co się dzieje z jego siostrzyczką? Byłą dorosła i sobie radziła sama. Zajął miejsce przy jednym ze stolików, zastanawiając się co wypić.
Zaczynała się powoli nudzić w zamku gdzie prawie nikogo nie było. Ileż można siedzieć samemu w dormitorium i udawać, że coś się robi? Po kilku dniach było to już nie do zniesienia. Gryfonka rzecz jasna nie zamierzała tak bezczynnie siedzieć, no proszę was... nie byłaby sobą. Postanowiła tak po prostu wybrać się do Hogsmeade. Może nikt nie zauważy jej zniknięcia, przynajmniej taką miała nadzieję. Nie miała konkretnego celu, chodziło jej raczej o zajęcie wolnego czasu, niż załatwienie jakiejś sprawy. Przechadzała się uliczkami wioski, aż nie zrobiło jej się zbyt zimno, aby móc dalej przebywać na zewnątrz. Wślizgnęła się do pierwszego lepszego miejsca, które było otwarte. Akurat trafiło na trzech króli. Uśmiechnęła się czując przyjemne ciepło powoli rozgrzewające jej ciało, właśnie tego jej brakowało, rozejrzała się w poszukiwaniu baru, w którego stronę zaraz się udała. Niestety nie udało jej się dotrzeć do celu, nie, nie przewróciła się po drodze czy coś równie zabawnego i strasznego dla niej samej, ale ujrzała postać Cole'a. Jej twarz od razu przybrała niemal obronny, a za razem wyzywający wyraz. -Hej- Przywitała się, dokładnie go obserwując. Nie zauważyła przy nim żadnego napoju, więc albo na niego czekał lub na kogoś, albo już skończył i miał właśnie wychodzić.-A ty co... zabłądziłeś czy mnie prześladujesz?- Nie wiedziała jak często tu bywa czy coś, po prostu tak wypaliła, a jej usta wykrzywiły się w delikatnym półuśmiechu. Nigdy nie wiedziała jak akurat chłopak się wobec niej zachowa.
Już trochę zmienił swoje nastawienie. Nie musiał długo czekać na rozwianie myśli, same zniknęły, gdy tylko zauważył młodą kelnerkę, która do niego podeszła. No miała ładne sto siedemdziesiąt centymetrów i długie, zgrabne nogi. Tak, to było pierwsze co rzuciło mu się w oczy, dopiero później spojrzał na jej twarz. Nie była zbyt ładna, nie w jego typie. O wiele lepiej patrzyło mu się na jej nogi, ale oczywiście musiał spojrzeć na jej twarz, w końcu jak miał złożyć zamówienie? Odchrząknął i rozsiadł się wygodniej, patrząc na nią. - Jak na początek jagodowy jabol. - Powiedział po chwili namysłu, rozciągając się. Cóż, kelnerce najwidoczniej zebrało się na flirt... Nawet nie chciała specjalnie odchodzić, tylko go zagadywała. Oczywiście, typowe. Odetchnął z ulgą, gdy ta sobie poszła. Miał nadzieje, że nie przyniesie zbyt szybko tego jabola. Nie minęło dziesięć minut a w pubie pojawiło się więcej osób. Wśród grupki ludzi dostrzegł znajomą sylwetkę, lecz po prostu postanowił, że uda iż jej nie zauważył. Ot tak, żeby było zabawnie. Zagwizdał i zerknął w bok, lecz chwilę później usłyszał znajomy głos niemalże tuż nad głową. - Znamy się? - Rzucił, obrzucając ją pytającym spojrzeniem. Oczywiście, że sie znali! Wiadomo, Cole lubił się z nią droczyć. - Ja prześladować? Ciebie? Pfff! Chyba sobie żartujesz? Byłabyś ostatnio osobą, którą chciałbym śledzić. - Odpowiedział, kręcąc głową. - Ale z tego co widzę... to Ty mnie śledzisz. Przyznaj się, że się za mną stęskniłaś i próbujesz to zamaskować. - Dodał, zastanawiając się przez chwilę, czy dać jej usiąść. Chociaż w sumie, a niech siada. - Siadaj nieznajoma, napijemy sie czegoś. Co Ty na to? - Zapytał z uśmiechem. Oby tylko inna kelnerka przyniosła jego zamówienie...
No tak... tak bardzo dla niego typowe, poudajmy, że się nie znamy, będzie super zabawnie. Swoją drogą mógłby poćwiczyć gwizdanie, bo jej babci już lepiej wychodzi ta sztuka, oczywiście nie omieszka wypowiedzieć tej uwagi na głos przy pierwszej nadarzającej się okazji. -Przepraszam, chyba cię z kimś pomyliłam.- Odpowiedziała, podłapując wersję, że widza się pierwszy raz w życiu, ale no cóż, Allie była tylko sobą i nie potrafiła na długo powstrzymać uśmiechu. -Po raz kolejny okażę swoje dobre serce i nie każę ci się dalej kompromitować, przyznając mi rację. Wiem, że nieudolnie próbowałeś mnie śledzić, ale udała ci się ta trudna sztuka zgubienia mnie i wylądowałeś tutaj.- Głupi, głupi uśmiech, gdyby nie on nie tylko by brzmiała wiarygodnie, ale i wyglądała, no ale nie można mieć wszystkiego.-Och... nie zapominaj, że ja nie mam problemów z okazywaniem uczuć i gdybym zaczęła umierać z tęsknoty po prostu wysłałabym sowę.- Dodała i przyjęła jego propozycję z radością. W sumie liczyła na to i byłaby rozczarowana gdyby postąpił inaczej. -No dobrze, ale ty stawiasz.- Stwierdziła rzucając swój płaszcz obok. Niestety Allie była tylko uczniem i musiała dbać o swoje finanse.
Typowa sztuka, taka stara i wszystkim znana. No, ale chwila. Jak to kurwa nie umiał gwizdać? Do tej pory uparcie twierdził, że to jego mocna strona. Wiadomo, ze Allie mu tego nie powie, ale chyba jednak faktycznie będzie musiał troche poćwiczyć. Poza tym, rzadko gwizdał. Na ogół uważał, że ta umiejętność przydaje się tylko po to, żeby zawołać psa. Nadal tak uważał. - Możemy się poznać. - Rzucił do niej, rozkładając się na krześle. Będzie ciekawie, on już to wiedział! Będą mogli sobie porozmawiać i się pośmiać, czyli wszystko będzie idealnie. - Ależ nie, w życiu. Mapę, kompas i nawigację to ja mam w głowie. Po prostu przyznaj się do tego, że chciałaś być asasynem, to było Twoje marzenie od zawsze i nagle stwierdziłaś, że się sprawdzisz. Wtedy wyczaiłaś mnie w jakiejś uliczce, nie wiedząc oczywiście, że to ja i ruszyłaś za mną. Ja oczywiście jako prawdziwy, sprytny asasyn stwierdziłem, że doprowadzę Cię do tego miejsca i właśnie tu odbędzie się desynchronizacja, no i bum! Właśnie tak ja odkryłem kim jesteś, a Ty odkryłaś kim ja jestem. Podeszłaś do mnie i stwierdziłaś, że porozmawiamy. Ja, jako asasyn pirat postanowiłem, że nawiążemy sojusz przy lapce rumu, którego nie ma... Więc zostaje nam jabol i będziemy walczyć razem, to wiadome. - Powiedział, starając się jak najbardziej zachować powagę. No tak, asasyni. Fajnie by było, co nie? Kto nie chciałby być płatnym zabójcą. - No tak, sowa. Faktycznie. Wysłałabyś mi list z wyznaniem miłości, oraz słowami świadczącymi o Twej tęsknocie. O tym jak usychasz niczym kwiat bez wody, gdy mnie nie widzisz. Wiem skarbie. Znam Cię. - To byłoby całkiem zabawne, gdyby faktycznie wysłała mu tego typu list. Oczywiście nawet o tym nie myślał, przecież co jak co i kto jak kto, ale Allie na pewno nie wysłałaby mu takiego listu. Może jakby umierał to faktycznie wysłałaby mu coś naprawdę miłego. - Domyślam się, w końcu to ja proponuje sojusz. Więc, na co masz ochotę, moja miła? - Zapytał tonem lorda, patrząc na dziewczynę.
Spokojnie, spokojnie, po cóż tak się denerwować, poćwiczy trochę to gwizdanie i dojdzie do perfekcji... nie ma co się załamywać. Przecież nie każdy musi być mistrzem we wszystkim. Rzucił te słowa jakby dziewczyna powinna czuć się zaszczycona, że zgodził się aby się "poznali". -Dziękuję, to dla mnie zaszczyt.- Ciągnęła dalej tą grę, w tym momencie brakowało jej jeszcze długiej sukni, powinna dygnąć i z opuszczoną głową udać się na swoje miejsce, niemal jak przed sułtanem, ale niech nawet na to nie liczy. -To już wiem dlaczego nie starcza ci miejsca w głowie na mózg skoro masz tam kompas i mapę.- Rzuciła, szczerząc się, ale po chwili jej twarz przybrała wyraz zszokowania, kiedy wsłuchała się w jego historyjkę. Jeszcze to jego pełne skupienie i powaga... -No nie... nie sądziłam, że ktoś tak szybko odkryje kim jestem.-Powiedziała usiłując włożyć jak najwięcej smutku i rozczarowania w ton swojego głosu.- Na szczęście też jesteś Asasynem, więc nie muszę cię zabijać żebyś nie wyjawił nikomu prawdy. I tak, zgadzam się na sojusz, to tak jakbym miała jednak coś do powiedzenia na ten temat.- Z góry założył, że się zgodzi, albo po prostu nawet nie dawał jej szansy decyzji, ale przynajmniej zachowała choć trochę honoru, udając że miała coś do powiedzenia. Bycie asasynem to genialna sprawa, nawet jeżeli są nimi tylko w swoich głowach. -Dokładnie tak, już mam nawet przygotowanych kilka kopi takiego listu, a do tego jeszcze na koniec zagrożę ci samobójstwem jeśli szybko mnie nie odwiedzisz.- No nie, nie było szans aby dostał taki list od niej, no chyba, że pod wpływem zaklęcia niewybaczalnego. -Wezmę to samo co ty, przynajmniej będę miała pewność, że nie jest zabójcze.- Odpowiedziała normalnym tonem, śmiech nie pozwoliłby jej na przybranie jakiegokolwiek innego.
Oj, jakby tak przed nim uklękła to nie miałby nic przeciw temu. Jak to się mówiło "na kolana i do pana". Wtedy to by dopiero poczuł władzę. Chętnie by ją w sumie z takiej sukni rozebrał, lecz na to nie miał w ogóle co liczyć. Poza tym, była jego przyjaciółką. Allie nigdy nie traktował tak, jak traktuje się na ogół obiekt pożądania. Nie czuł wobec niej pociągu seksualnego, traktował ją tylko jak przyjaciółkę. Nawet jakby chodziła obok niego w staniku i w majtkach... Nie odebrał by tego jako zaproszenie do seksu, czy coś. Była zgrabna i bardzo atrakcyjna, lecz była jego przyjaciółką. Nie umiałby na nią spojrzeć jak na przyszłą dziewczynę, lecz wiedział, że gdyby znalazła chłopaka rozszarpałby go z zazdrości. Miał do niej ogromną słabość, nawet gdyby miał dziewczynę, która by go męczyła i kazała urwać kontakt z Allie... Nie zrobiłby tego. W końcu co jak co, ale dziewczyna przyjaciół nie będzie mu wybierać. - Może faktycznie czasem mam problem z myśleniem, lecz to nie oznacza, że nie mam mózgu. Czuję, ze tam jest i ma się całkiem dobrze. Jak pukniesz to nic nie usłyszysz. Poza tym "głodny głodnemu wypomni", wychodzi na to, że też nie masz mózgu, jesteś głupsza ode mnie. - Odpowiedział, posyłając jej aż nazbyt miły uśmiech. - No widzisz. Chociaż dojdziemy do porozumienia. Ja nie zabiję Ciebie, a Ty nie zabijesz mnie. Dałbym Ci wejściówkę na mój statek, lecz jak to mówią... Kobieta na statku przynosi pecha. Nie masz innego wyboru, musisz się zgodzić na sojusz. - Rzekł, po czym machnął ręką niczym prawdziwy znawca. Co z tego, że był asasynem tylko w swojej główce. W końcu każdy może marzyć. - Sama się do tego przyznajesz. Do tego uczucia, którym mnie darzysz. Jeżeli to nie jest prawdziwa miłość, to cóż by to było innego? - Zapytał, starając się nie wybuchnąć śmiechem. Serio, starał się, lecz z minuty na minuty stawało się to coraz trudniejsze. Poza tym, gdyby tak ktoś z boku posłuchał o asasynach i o tym wszystkim, to by pomyślał, że albo są psychicznie chorzy, albo urwali się z innej epoki. Oczywiście opcja numer jeden była bardziej prawdopodobna. - To co ja, no dobra. Na początek spróbujemy jagodowego jabola. - Powiedział i zamówił butelkę jagodowego jabola. Kelnerka postawiła ją na środku stoliczka i przyniosła szklaneczki. Cole otworzył butelkę i rozlał po pierwszym szocie. - Chodź, założymy się kto najebie się jako pierwszy. Odprowadzę Cię później do domu. - Zaproponował, posyłając jej wyzywające spojrzenie.
Piękna wizja, ale niech nie liczy, że którakolwiek z tych wszystkich rzeczy się spełni. Ani pokłony, klękanie, ani cokolwiek innego. Z resztą to nie realne aby pomiędzy nimi cokolwiek było, byli przyjaciółmi, traktowała go bardziej jak brata, to byłoby kazirodztwo, to aż źle brzmi, więc w sumie może zakończmy temat, bo wyobraźnia pracuje, a chcę móc zasnąć dzisiejszej nocy. Ale bardzo mocno doceniała, że nie miał zamiaru z niej rezygnować. -Oj wmawiasz sobie tylko, że masz coś tam w środku.- Stwierdziła całkowicie pewna swego.-Wiesz co to są mózgojadki?-Zapytała nie dając mu czasu na odpowiedź.-To takie małe insekty zjadające mózgi i od bardzo dawna głodujące w twojej głowy, zaraziłeś mnie nimi przez ciebie mi też zaczyna go brakować. Wiesz co... ten jeden raz nie musiałeś się dzielić!- Dodała jeszcze niemal się obrażając. -Zapominasz, że ja nigdy nie przynoszę pecha. Jestem największym szczęściem w twoim życiu i jak zawsze tego nie doceniasz!- Jak to nie miała wstępu na jego statek!? To nie fair! Ale nie ma problemu, jeśli nie chce na swoim statku najlepszego Asasyna na świecie, to nie. On na jej własny też nie będzie mógł wejść.-No dobra, ale poudawajmy chociaż, że mam jakiś wybór... zostaw mi choć trochę honoru!- Jeżeli mają pozostać partnerami to tyle mógłby dla niej zrobić. -Oczywiście nic innego, ale pamiętaj, że przy świadkach się tego wyprę.- Poklepała go pocieszająco po ramieniu, jakby miał się z tego powodu załamać. W końcu kelnerka przyniosła im ich zamówiony trunek(piękne słowo, brzmi niemal tak piracko). -Dlaczego sugerujesz, że to ja przegram?-Zapytała słysząc jego propozycję. Oczywiście nie mogła zareagować na słowa "założymy się" inaczej jak się zgodzić i Cole pewnie doskonale o tym wiedział. Pewnie ma marne szanse na to, że wygra, ale nie miała zamiaru się poddać. -Żebym to ja nie musiała odprowadzać ciebie!- Zastrzegła, uniosła swoją szklaneczkę i wypiła do dna.-No na co czekasz? Zaraz przegrasz na starcie za oszustwo!- Zarzuciła mu, patrząc równie wyzywająco co on.
Było zimno. O wiele zbyt zimno jak dla mnie, o ile lekki chłód byłam w stanie znieść, o tyle w nawet niewielką ujemną temperaturę miałam ochotę zostać w Hogwarcie. Ale w końcu, gdzie się nie upiję, jak nie w Hogsmeade? pomyślałam i ubrana w moją ulubioną kurtkę wyruszyłam do wioski. Przez jakiś czas jak zwykle szwędałam się bez celu jakimiś cichszymi uliczkami, jednak w końcu zmarzłam na tyle, by iść się gdzieś ogrzać. I ten właśnie sposób, kolejny raz wylądowałam w przypadkowym pubie. Jak to ostatnio miałam w zwyczaju, zaraz po wejściu do pomieszczenia lekko zsunęłam swoje okularki w celu dokładniejszego rozejrzenia się po wnętrzu. - Trzech Króli? - mruknęłam do siebie, lekko unosząc lewą brew i z powrotem nasuwając okularki. - Czarodzieje naprawdę są pojebani - dodałam przyciszonym głosem. Powoli dotarłam do baru, gdzie zamówiłam Papa Vodkę, Miętowego Memortka i kupiłam paczkę Boginów, po czym udałam się do jedynego wolnego miejsca jakie udało mi się wcześniej wypatrzeć. W jednym z ciemniejszych zakątków sali ostał się jeden stolik. Jeden, jedyny stolik, który jakby na mnie czekał, a przynajmniej sprawiał takie wrażenie. Rozsiadłam się wygodnie na kanapie, swoją kurtkę zamiast odwiesić na wieszak położyłam obok siebie. Co prawda po drugiej stronie stolika, naprzeciwko mnie również było miejsce, ale... Gdyby ktoś usiadł przy mnie, tak tuż obok, że jeszcze nie daj Bóg czułabym na swoim ciele ciało tej drugiej osoby, to chyba bym zabiła. Dzięki tej kurtce czułam się bezpieczniej, serio. Kiedy kelnerka przyniosła zamówione przeze mnie trunki od razu zabrałam się za picie, a co. Zauważyłam, że po wypiciu tej magicznej wódki przestała mnie boleć łepetyna i takie wow, że przecież jak to. Do tej pory raczej trzymałam się starej dobrej ognistej, albo trunków nie różniących się za bardzo od tych mugolskich, ale teraz tak jakoś uznałam, że chyba zacznę częściej pić magiczne alkohole. Po Miętowym Memortku natomiast poczułam się taka orzeźwiona jak mało kiedy i zaczęłam dobierać się do Boginów. - Kurwa, nie mam zapalniczki - mruknęłam, po przeszukaniu wszystkich kieszeni, nawet tych w kurtce. Dziko byłoby tak podejść do innego stolika i poprosić o ogień, tym bardziej, że sama się od ludzi chciałam odgrodzić. Zamówiłam jeszcze Absynt i Smoczą Krew, i po wypiciu pierwszego trunku położyłam wyciągniętego z paczki papierosa na stoliku, po czym odpowiednio ułożyłam ręce, by o splecione dłonie oprzeć podbródek.
Parę godzin wcześniej, gdyby ktoś powiedział jej, że będzie dziś piła, zwierzała się, jak i normalnie rozmawiała z Vittorią Broockway nie uwierzyłaby mu. Prawdopodobnym jest, że również by go wyśmiała. A jednak, siedziała z nią właśnie przy jednym ze stolików w Pubie Trzech Króli. Było to tak nierealne, że wręcz chciała aby trwało dalej. Być może dzięki temu zażegnają swój spór i zaczną normalnie ze sobą rozmawiać jak i przebywać w swoim towarzystwie. Z pewnością nie będzie to taka relacja jaką miały poprzez listy, jednak mogły wracać do niej małymi kroczkami. Niby kto im zabroni? Chyba, że Vittoria widziała to w zupełnie inny sposób. Wtedy z pewnością nie będzie jej przekonywała do tego, a jedynie wycofa się znów w cień jak i z daleka od niej. Zamówiła dwa Absynty. Dla siebie i dziewczyny. Spojrzała na nią biorąc swój w rękę. - To może za nowy początek i nie patrzenie wstecz, co? - spojrzała na nią niepewnie, po czym przechyliła zawartość która od razu znalazła drogę do żołądka.
Dla niej natomiast nie było już rzeczy zaskakujących. W każdej chwili mogło się coś przydarzyć. Mogła wymyślić coś durnego i zrealizować to, zanim dotrze do niej iż jest to bez sensu. Dlatego też nigdy nie wiadomo czego się po niej spodziewać, a już tym bardziej po jej otoczeniu. Picie ze swoim największym wrogiem? Oczywiście bez problemu. Jednak nie zamierzała traktować Oriany w ten sposób. Na pewno ciężko będzie przywrócić w pełni tą przyjaźń, którą rozwinęły w listach. Może się to już nigdy nie zdarzy. Jednak jak na razie traktowała ją w sposób taki badawczy. Trochę pozytywny, trochę neutralny. Zobaczymy co z tego wyniknie. Gdy weszły do Pubu zajęła dla nich pierwszy lepszy stolik i od razu poprosiła Orianą o zamówienie tego, po co tu przyszły. W tym czasie ta rozejrzała się, czy nie ma tu nikogo z ich szkoły. Raczej nie miała ochotę na bycie podsłuchiwaną szczególnie, że Ria pewnie jeszcze nie raz nie dwa będzie miała potrzebę pożalić jej się na beznadzieję sytuacji z Lucasem. - Tak, to dobry pomysł – Odpowiedziała z lekkim uśmiechem na jej toast i wypiła absynt na dwa razy. Ciekawe, czy jej średniej mocy głowa wytrzyma dzisiejsze spotkanie. Spodziewała się, że nie jest to pewne. Możliwe, że obie skończą w różnych sytuacjach i z urwanym filmem, ale czy nie o to chodziło? Ślizgonka chciała wyluzować i zapomnieć. Titka natomiast? Luzowała cały czas. Zapominać nie miała o czym, bo i tak już odrzuciła swoje dawne życie. Po prostu lubiła pić. - Skoro już tu jesteśmy, to może skorzystamy z okazji i trochę się zabawimy? - Zagaiła do dziewczyny najwyraźniej będąc twórcą jakiegoś szalonego pomysłu. Była ciekawa, czy uda jej się kumpelkę w to wciągnąć.
Ten kto powiedział, że alkohol nie zabija sutków był w błędzie. Może i następnego dnia będzie czuła skutki zbyt obfitego picia, jednak w tym momencie nie widziała ku temu przeciwskazań. Wręcz przeciwnie. Już dawno nie czuła się tak wspaniale jak po ty jednym Absyncie. Czuła, że całą wypłatę przepuści na picie z młodszą od siebie dziewczyną ale co tam. Przecież za miesiąc dostanie kolejną, później następną i... i tak w kółko. Póki nie znajdzie odpowiedniej pracy po studiach. Coraz bardziej utwierdzała się w przekonaniu aby uczyć wróżbiarstwa w Hogwarcie jednak mało miała z nim ostatnio do czynienia. A może po prostu nie chciała się już mieszać w to co będzie później? TAK, to zdecydowanie była lepsza odpowiedź. Zadane przez Vittorię pytanie pobudziło endorfiny szczęścia jak i adrenalinę w organizmie Rii. Kiedyś zawsze była chętna do zabawy. Oczywiście tej nie obejmującej seks jak i wszystko co z nim związane. Spojrzała na dziewczynę swoimi wielkimi, brązowymi oczyma uśmiechając się tajemniczo. - Czyżbyś miała jakiś dobry pomysł na tą "zabawę" ? - przechyliła głowę wyczekując na odpowiedź. W duchu modliła się aby coś takiego miała. Nie chciała zostać rozczarowana.
Sutków może nie zabija, ale smutki na pewno ( dop. aut. :D). Dlatego jak na razie nie obchodziło ją co będzie następnego dnia. Chciała po prostu się napić i sprawić, by Oriana utopiła swoje problemy w Absyncie. Sama ich nie miała to też jedyne co mogła to ją w pewien sposób wspierać. Byle by tylko ta nie popadła w taki alkoholizm, jaki dręczył Vittorię. Starczy, że już jedna nie potrzebuje powodów by szwendać się po barach. Po prostu to robi. Znów coraz to częściej. Nie miała ochotę uprawiać z nią seksu na stole, także spokojnie. Poza tym nie miała by nawet czym! Także akurat to nie o to jej chodziło w zabawie. Miała ochotę trochę namieszać. - Co ty na to żeby wysłać listy miłosne do dwóch przypadkowych osób i powiedzieć im by się tutaj spotkali? Miały byśmy się z czego pośmiać – Zaproponowała. To był właśnie ten jej szalony pomysł, którego zrealizowanie mogło spowodować przeróżne skutki.
Szczerze powiedziawszy nie tego się spodziewała. Oczywiście, żadne seksy również nie chodziły jej po głowie. Nie szła do łóżka ze wszystkimi. Choć w najbliższym czasie mogło się to zmienić. Nie zmieniało to jednak faktu iż była całkowicie i stu procentowo hetero. Ale wracając do jej rozczarowania. Czemu nie spodziewała się tego? Może po prostu myślała, że Vittoria będzie miała lepszy pomysł niż to. Mieszanie w relacjach innych mogło być zabawne jednak jaką frajdę mogły mieć one z tego? Patrzenie i obserwowanie poczynań pary mogłoby w pewnym momencie się im znudzić. Jej bardziej chodziło o coś czego nigdy jeszcze nie próbowała, a mianowicie narkotyki. Sama ich nie posiadała i prawdę powiedziawszy nie miała zielonego pojęcia jak je zdobyć ale może Titi miała o tym większą wiedzę. Na razie jednak musiały jej starczyć papierosy które zabrała jednej ślizgonce z dormitorium. No cóż, najwidoczniej święta to ona nie była. Odpaliła go kładąc paczkę na Feniksowych na stole. Titi w każdej chwili sam mogła wziąć sobie go. Dopiero gdy wypuściła dym z płuc mogła odpowiedzieć. - Pomysł ciekawy, jednak nie wiem czy ktoś o tej porze się tutaj wybierze. - strzepnęła popiół z papierosa na podłogę. Od kiedy panna Carstairs paliła? Właśnie w tym problem. Ona nigdy nie paliła. Był jej to pierwszy raz przez co czuła lekkie zawroty głowy, pieczenie jak i drapanie w gardle. Kaszlu nie miała za co dziękowała losowi. - Wiesz, że chciałam sobie zrobić tatuaż. Nigdy jednak nie miałam odwagi. Dziś chętnie bym to zmieniła. - znów zaciągnęła się dymem spoglądając na dziewczynę. Może i ona zdecydowałaby się na niego zamiast okaleczać swoje ciało.
Vittoria raczej nie pozwoli jej na chodzenie do łóżka z byle kim. Sama wprawdzie sypiała z więcej niż jednym facetem, ale ona nie była taka dobra i poukładana jak Oriana. Ślizgonka natomiast nie powinna podłamać się z powodu jednego faceta. Był i go nie ma. Musiała się z tym pogodzić i byle by alkohol jej na tyle pomógł, by następny dzień powitała z kacem, ale z uśmiechem na ustach. O narkotykach nie myślała. Szczerze mówiąc aż tak nie chciała kombinować. Nie bardzo podobało jej się utracenie na jakiś czas świadomości. Mimo wszystko musiała się kontrolować, bo cały czas nad karkiem sapał jej wilkołak. Nie wiadomo jak mogło by się skończyć np. jakieś niewinne ugryzienie, które wykonała by dla zabawy. A po narkotykach nie będzie wiedziała co robi. Mogła by też za dużo powiedzieć. - Może masz rację – Mruknęła słysząc, że jej pomysł faktycznie ma trochę wad. Skoro tak, to czekała czy może Oriana zaproponuje coś lepszego? Po papierosa nie sięgnęła. Jakoś tak nie smakowało jej to, a przez ten fakt nie zamierzała próbować. Nawet dla szpanu. Chyba Ria obecnie miała podobnie nieprzyjemne odczucia względem papierosa, ale nie pytała. - W sumie... To dobry pomysł. W Londynie jest studio tatuażu, a ja już nie mam namiaru od dawna więc może faktycznie się tam wybierzemy? - To mówiąc zaczęła się zastanawiać co mogłą by sobie zrobić. I gdzie. Oh coraz bardziej jej się podobała ta idea! Mogła by tatuażem zasłonić jakoś ranę po ugryzieniu. O tak! Chodźmy!
Ucieszyła się, że również i dziewczynie spodobał się ten pomysł. Ona sama już wiedziała doskonale co sobie wytatuuje. Z pewnością dla niej będzie miało to jakieś znaczenie ale czy każdy musiał o tym wiedzieć? No właśnie. Podniosła się z miejsca dogaszając przy okazji resztkę papierosa. Zdecydowanie nie weźmie tego ponownie do ust. Może i pozwalało na chwilę poczuć jakiś taki przypływ endorfin ale na tym się kończyło. Jak szybko się pojawiał tak szybko znikał. Skierowała natomiast swoje kroki do baru chcąc zamówić Vodkę. Nigdy tak naprawdę jej nie piła i ciekawość zwyciężyła. Jak zawsze. Wracając na miejsce z zamówieniem rozejrzała się po Pubie. Cichy głosik w jej głowie krzyczał "co ty robisz?" jednak skutecznie go uciszała kolejnymi łykami alkoholu. Popatrzyła na ludzi siedzących i patrzących sobie głęboko w oczy, z uczuciem. Kiedyś również tak patrzyła w czyjeś oczy. Jednak była to przeszłość. Może kiedyś będzie w stanie znów tak na kogoś spojrzeć... Usiadła przy stoliku podając jedną szklankę Vittori. - Cieszę się, że spodobał Ci się mój pomysł. Od dawna o ty myślałam jednak bałam się iść tam sama. - upiła trochę trunku ze szklanki. Musiała przyznać iż był mocniejszy niż Absynt i niemiłosiernie palił w gardło. I właśnie o to chodziło. Tego szukała i miała nadzieję, że Vodka jej to da. Zapomnienie. Choć na chwilę. Odstawiła szklankę na stół opierając na ni łokcie mimowolnie bawiąc się naszyjnikiem od Lucasa. Prezentem który miał być zamiast pierścionka. - Co robiłaś przez te trzy tygodnie gdy nie było Ciebie w szkole? Wybacz, jeśli nie chcesz nie musisz odpowiadać. - stary nawyk. Zawsze dawała ludziom wybór. Nie wyciągała z nich natarczywie informacji. Jeśli będzie chciała to jej to powie, jeśli nie... Oriane nie będzie na to naciskać.