Victoria uśmiechnęła się lekko, aczkolwiek można było spokojnie uznać, że dość triumfalnie, jakby chciała pokazać swojej młodszej siostrze, że z nią wygrała. Przynajmniej tym razem i w tej zupełnie dziecinnej utarczce, która do niczego tak naprawdę nie prowadziła. Przekomarzały się, jakby znowu miały mniej dziesięć lat i próbowały udowodnić sobie wzajemnie, która z nich miała rację. Prawda była taka, że obie nadal były dzieciakami i miały prawo bawić się w ten sposób, ale Victoria zdawała się czasami o tym zapominać, jakby czuła się faktycznie o wiele starzej, jakby bliżej było jej lat trzydziestu, niż dwudziestu. - O nie, myślę, że jednak zostanę na lądzie. Nadawałabym się bardziej na gumochłona - stwierdziła, kręcąc głową i chociaż Liz nie sugerowała niczego złego, to przez twarz jej starszej siostry przemknął mało przyjemny grymas i dało się dostrzec, że dość nieoczekiwanie pobladła, czując jednak lęk i respekt, którego nie dało się w żaden sposób ukryć. Potrafiła wpaść w panikę, gdy ktoś wypominał jej jej lęk, ale teraz robiła wszystko, by nad tym zapanować, mając również inne rzeczy, na których mogła się skupić, o których mogła rozmawiać, przy których mogła się doskonale bawić. - Zapewne dlatego, że wtedy taka nauka stałaby się mniej emocjonująca - stwierdziła, słysząc doskonale, że głos nieznacznie jej jeszcze drżał, więc odchrząknęła. - Ale to brzmi jak świetny pomysł. Zrobimy sobie tor przeszkód w ogrodzie i przekonamy się, kto po latach radzi sobie najlepiej na miotle. Jestem pewna, że Jon i Patty są już na to nieco za starzy i lepiej radziliby sobie z szydełkowaniem, więc masz szansę ograć nas wszystkich. Musisz tylko najpierw podrzucić nam jakieś trujące jagody do herbaty przy śniadaniu - stwierdziła, odwołując się mimo wszystko do zamiłowania siostry. Wiedziała, że Liz nie była orłem, jeśli chodzi o miotlarstwo, wiedziała również, że ta bardziej interesowała się roślinnością, ale trudno było jej stwierdzić, czym ostatecznie dziewczyna zechce się zająć. Wkrótce miała zacząć studia, bo czas oczywiście leciał tak szybko, że pewnych rzeczy nawet się nie dostrzegało, i Victoria była niesamowicie ciekawa, jaki kierunek w karierze obierze jej młodsza siostra, nie chciała jej jednak teraz o to wypytywać. To, że Liz szukała u nich poklasku, że chciała zasłużyć na ich uwagę, wcale nie dziwiło starszej z sióstr, bo ona miała takie same odczucia w stosunku do Jona i Patty. Nie była również zbyt zdziwiona, kiedy Liz przez chwilę zdawała się całkowicie zbita z pantałyku, jakby nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić i zapewne gdyby nie to, że faktycznie postanowiła szukać Syreniego Księcia, Victoria uśmiechnęłaby się jak kot, który dostał śmietankę. - Liz! - krzyknęła jednak zaraz, z bijącym mocno sercem niemalże skacząc w stronę siostry, starając się zapanować nad kolejną falą paniki, gdy pomagała jej wyjść z wody, mając wrażenie, że przeżywa raz jeszcze to, co stało się przed kilkoma laty. Nawet nie zorientowała się, jak to się stało, że jej młodsza siostra dała nura do wody, bo jedyne, na czym się skupiła to to, żeby ją stamtąd wyciągnąć jak najszybciej.
Lubiła to, że przy Victorii nie musiała zupełnie nic udawać. Mogła sobie spokojnie tkwić w tym swoim dziecinnym świecie, oddawać się marzeniom i dalej czuć się jak młodsza siostra. A to było najlepsze uczucie świata! Jasne, przy innych ludziach nie zakładała maski, która przedstawiała ją w kompletnie innym świetle, ale jednak zdarzało się, że musiała być bardziej dorosła, że właśnie to tego od niej wymagano. Rozumiała - miała przecież już prawie siedemnaście lat i pewnym rzeczy od niej oczekiwano, ale kiedy trzeba było, potrafiła spojrzeć na życie poważnie. Ta swego rodzaju bańka, którą się otaczała chroniła ją od szarości, monotonności i skupieniu się na smutkach. Patrzyła na świat przez różowe okulary i było jej z tym bardzo dobrze. - Chyba dla was - uzupełniła, w duchu karcąc się za wcześniejsze wspominki odnośnie wody. Widziała, oczywiście że tak, jak Vickę to ruszyło i dlatego już nie kontynuowała, bo to nie było potrzebne. - Teraz jak to powiedziałaś to już jest spalony pomysł z tymi trującymi jagodami, ale spokojna głowa, wymyślę coś innego. Może chociaż tak będę miała z wami jakiekolwiek szanse - zaśmiała się, oczami wyobraźni już widząc ten wyścig śmierci. W normalnych warunkach nie mogłaby liczyć na "wygraną", bo chociaż od czasów dzieciństwa nauczyła się lepiej latać, to w porównaniu do pozostałej trójki rodzeństwa nadal pozostawała w tyle i raczej nie miało się to zmienić. Wolała zielarstwo, a jak się miała potoczyć przyszłość i jej kariera zawodową, to się dopiero miało okazać za kilka lat. Los najwidoczniej lubił płatać figle. To wszystko, co wcześniej mówiła - o syrenim księciu, obrazku na dnie, o tym że może znowu zanurkować w wodzie jeśli tylko Vic tego chce - było jedynie żartem, którego nie miała zamiaru urzeczywistniać. Nie wiedziała, co dokładnie się stało. Zarejestrowała tylko szturchnięcie, po którym straciła grunt pod nogami i poleciała do przodu z okrzykiem zaskoczenia na ustach. Nie miała czasu jakoś się z tego wyratować, bo to stało się tak nagle, że i tak jej reakcja byłaby spóźniona. A potem tak szybko, jak znalazła się w wodzie, została z niej wyłowiona. Zaczerpnęła powietrza, kaszląc przy tym i starając się otrzeć trochę twarz. - Wiesz co, Vicks? - spytała zachrypniętym głosem. - Nie znalazłam żadnego syreniego księcia - powiedziała i uśmiechnęła się lekko. Nie mogła się powstrzymać. Wiedziała, że siostra najchętniej by ją w tej chwili zabiła na tysiąc sposobów, ale tym razem to nie była jej wina. Ktoś najwyraźniej nie wykazał się wystarczającą ostrożnością i przyczynił się do wypadku. Spojrzała na dziewczynę z miną zbitego szczeniaka i nie zważając na to, że jest cała mokra, po prostu się do niej przytuliła.
Uzupełniały się i równoważyły w przedziwny sposób, który w dużej mierze odpowiadał również Victorii, pokazując jej, że faktycznie mogła być poważna, że mogła dbać o innych, a jednocześnie mogła łamać własne zasady, które faktycznie ostatnimi czasy naruszała. Troszczyła się jednak o Liz i wierzyła, że ta przejdzie przez życie spokojniej, niż ona, że zrobi wszystko tak, jak zrobić powinna, by być po prostu szczęśliwą. Być może właśnie dlatego powiedziała jej wcześniej, by nigdy nie robiła niczego, tylko dlatego, że robili to inni, być może dlatego starała się zapewnić ją, że próba przypodobania się innym, nigdy dobrze się nie kończy. Miała świadomość, że Liz powinna sama popełniać błędy i się na nich uczyć, ale mimo wszystko starała się oszczędzić jej niektórych problemów i rozczarowań, które z całą pewnością nie przyniosłyby jej niczego dobrego. - Och, zatrzymaj w takim razie swoje sekrety dla siebie. Jestem pewna, że zdołasz nas pokonać, jeśli tylko zechcesz. Ale obiecujesz, że jeśli będę chciała kogoś otruć w jak najmniej wyraźny sposób, to mi pomożesz? – zapytała, nie precyzując oczywiście, o kogo jej chodziło, choć być może miała kilka typów na myśli. Teoretycznie była ponad takie zagrywki, co jasno pokazała już w przypadku swojego byłego chłopaka, którego po prostu zostawiła za sobą, ale nigdy nie było wiadomo, czy w pewnym momencie nie postanowi zachować się w dziecięcy sposób i jednak nie zatruje komuś herbaty, chociażby po to, żeby przestać słuchać jego nieznośnych opowieści. W tej jednak chwili nic się nie liczyło, nawet wspomnienia, którymi właśnie się bawiły, nawet zabawne propozycje na przyszłość. Przeszłość bowiem wkroczyła w życie Victorii tak szybko, że nie zorientowała się, nawet kiedy to się dokładnie wydarzyło i jedynie rzuciła się przed siebie w panice. Była pewna, że zabrakło jej tchu, podobnie jak poprzednim razem i kiedy tylko zdołała wyciągnąć Liz z wody, miała świadomość, że dłonie całe jej drżały. Była w tej chwili przerażona, ale mimo to uśmiechnęła się na słowa młodszej siostry, choć uśmiech ten nie obejmował jej lodowato zimnych oczu, w których czaił się lęk. Zaraz jednak objęła ciasno Liz, przyciągając ją do siebie i podświadomie zaczynając lekko kołysać ją w ramionach, dokładnie tak, jak zrobiła poprzednim razem, próbując zrobić wszystko, by osiągnąć nad sobą kontrolę i nie spanikować, tak, jak w czasie niedawnej rozmowy z Larkinem. - Skoro teraz do ciebie nie przypłynął, nie ma sensu go szukać, nie wie, co traci! – stwierdziła stanowczo, mając wrażenie, że głos dość mocno jej drży. – Możemy się przejść, myślę, że wtedy znajdziemy wiele przyjemniejszych rzeczy. Jestem pewna, że w okolicy mamy jeszcze inne miejsca, z którymi wiąże się wiele przyjemnych wspomnień. Co ty na to, żeby faktycznie wybrać się w jedno z nich? – zapytała, nie chcąc zabierać jej jeszcze do zamku. +
Należała do tych szczęśliwców, którzy z rodzeństwem żyli w zgodzie. Owszem, zdarzały się sprzeczki, ale też były one nieuniknione, zwłaszcza że między nią a najstarszymi z ich czwórki była duża różnica wieku. Zawsze jednak ceniła rady, jakie od nich dostawała, choć może nie za każdym razem to okazywała i niekiedy przewróciła oczami, niby zirytowana tym "matkowaniem". Gdzieś tam z tyłu głowy jej one tkwiły, ale nie mogło się też obyć bez nauki na własnych błędach. To było zupełnie normalne i chociaż czasem jej się oberwało, to dzięki temu uczyła się życia. - Oczywiście, że tak, jeszcze pytasz. Daj tylko znać kto ma być ofiarą, gdzie i kiedy ma mieć miejsce zbrodnia i załatwione - odpowiedziała i mrugnęła do siostry porozumiewawczo. Cóż, mordować nikogo nie musiały i raczej nie to było w zamyśle, ale zawsze mogła podrzucić jakieś mało szkodliwe zielska, gdyby osoba była zbyt dużym upierdliwcem. Służyła pomocą i tak w razie co upewniła w tym Victorię. Ona zresztą nie pozostawała dłużna, bo to przecież dzięki jej pomocy Elizabeth tak szybko znalazła się z powrotem na lądzie. Samodzielne wyjście sprawiłoby jej pewnie problemy, po pierwsze przez zaskoczenie całą sytuacją, a po drugie przez nagłą zmianę temperatury. Nie ma się co oszukiwać, ale dzień był dość ciepły, a woda zdecydowanie chłodniejsza i to także robiło swoje, działając na niekorzyść dziewczyny. Widziała wyraźnie, że Vicka nie mogła się uspokoić i nie dziwiła się, bo znała jej stosunek do wody. W tej chwili dałaby wszystko, żeby ta sytuacja się nie wydarzyła. Śmiech śmiechem, mogły wcześniej sobie z tego żartować, ale w realu nie było tak kolorowo i powtórka z rozrywki mimo wszystko nie była przyjemna. Uśmiechnęła się lekko, kiedy jej uścisk został odwzajemniony i sama jeszcze go wzmocniła. - Okej, ten pomysł mi się podoba. Tylko najpierw może nas wysusz? - podsunęła, odsuwając się od siostry, żeby ta faktycznie mogła zrobić czary-mary. Zdecydowanie lepiej chodzi się w suchym ubraniu. - Tooo pamiętasz to miejsce niedaleko? Wiesz, to, w którym było tyle drzew i chyba była też mała... - mówiła, kiedy zaczęły już oddalać się od ściany wody, kierując się do następnego miejsca, z którym wiązało się wiele wspomnień.