Urocza ścieżka, ciągnąca się przez cały park. Co jakiś czas na jej uboczu znajdują się wygodne ławeczki, na których można przysiąść, by spędzić trochę czasu na świeżym powietrzu i posłuchać radosnych treli ptaków. Nie brakuje tu roju bzyczków, much siatłoskrzydłych, pary zakochanych memortków czy na krańcu parku drzewa opanowanego przez chochliki kornwalijskie. Uwaga też na niuchacze, podobno gdzieś nieopodal znajduje się ich nora.
ozdabianie ścieżki:
Ozdabianie głównej ścieżki
Kwiaty, wianki i girlandy, majowe bukiety i miniaturki wiklinowych kukieł, to wszystko czeka, żeby zostać rozwieszone wzdłuż całej głównej ścieżki! Czas udekorować park tak, by nawet leśne istoty widziały z daleka, że czarodzieje obchodzą Beltane!
Przez całą długość tej alejki porozstawiane są kosze z najróżniejszymi ozdobami. Uliczni muzycy przygrywają celtyckie rytmy, wróżki latają rozwieszając kwiaty na lampach, ławkach i wszystkim, co może zostać ozdobione. Oczywiście każdego przechodnia też zaciągają do pomocy! Chce się mieć piękne Beltane? Trzeba je sobie przygotować!
Rzut k6 na ozdabianie:
1 Magiczna drabina wydawała się dobrym pomysłem, wydłuża się i chodzi tam, gdzie akurat chcesz coś powiesić. Tylko że ta twoja jest fanką wyścigów i mocnych wrażeń, co chwila gdzieś cię ponosząc lub wystrzeliwując zbyt gwałtownie i wysoko.
Rzut k6 co kolejkę:
Parzysta - gratulacje! Choć to nie było łatwe przy jej najnowszym wybryku, udaje ci się utrzymać! Nieparzysta - niestety, ten trick wziął cię z zaskoczenia i spadasz z drabiny! Nie, drabinie wcale nie jest przykro.
2 Jeżeli wianki są magiczne, powinni o tym wcześniej ostrzegać, prawda? Cóż, nie zrobili tego... I ta magia jak widać cię dotknęła. Z twoich paznokci wyrastają kwiaty, a wszystko co chcesz łapać czy podnieść jest nimi oplatane. Jeżeli przedmiot jest zbyt ciężki, żeby utrzymać się na łodygach, upada, wyrywając za sobą kwiatki. Tak, boli to jak wyrwanie paznokcia! 3 Wśród wszystkich ozdób dostrzegasz jajeczną pozytywkę! Skoro ktoś ją tu zostawił, znaczy, że już jej nie potrzebował, prawda? Możesz zatrzymać przedmiot! Koniecznie upomnij się o przedmiot w odpowiednim temacie! 4 Wróżki szaleją wszędzie! Tym razem jednak ich psoty całkiem ci pomogły, chyba musiały wziąć bardzo na poważnie to przystrajanie, bo wyczarowały ci skrzydła! I to nie byle jakie! Z twoich pleców wyrastają skrzydełka jak u hipnotyki mesmeri ze wszystkimi ich właściwościami. Możesz spróbować zahipnotyzować kogoś: Wraz z hipnotyzowaną osobą rzucacie 2k6, osoba o wyższym wyniku wygrywa. Jeżeli hipnotyzujący wygrał - osoba hipnotyzowana jest pod wpływem hipnotyzującego przez jedną swoją kolejkę. Hipnotyzujący może w następnej spróbować po raz kolejny ją zahipnotyzować. Jeżeli osoba hipnotyzowana wygrała - opiera się hipnozie i, co więcej, nie da się jej już zahipnotyzować! 5 Spośród kwietnych ozdób wyskoczył na ciebie maratus!
Rzut k6, by zobaczyć co się stało:
Parzysta - Maratus nie jest zachwycony, że grzebiesz w jego kwiatkach! Kąsa cię halucynogennym jadem i to kilka razy, przez co wszystko nabiera przesyconych barw i faluje! Nieparzysta - Maratus zdaje się akceptować twoje towarzystwo, a chyba nawet cię polubił! Wskakuje ci na ramię jak papuga i powtarza za tobą każde słowo!
6 Przypałętał się do ciebie całkiem przyjacielski żabert, który bardzo chce ci pomagać. Cóż, co cztery ręce to nie dwie, a on bardzo sprawnie porusza się po drzewach i wiesza razem z tobą girlandy! I tylko czasami za bardzo interesuje się twoją różdżką...
Rzut k6 co kolejkę:
Parzysta - widzisz, że żabert zasadza się na twoją różdżkę i w porę jej dobywasz, żeby pokazać mu jakieś magiczne zaklęcie i na chwilę zaspokoić jego ciekawość. Nieparzysta - żabert nie tylko sprawnie wiesza girlandy, ale z równą wprawą wykrada różdżki! Właśnie udało mu się ją zabrać i teraz próbuje samodzielnie coś wyczarować, machając nią na prawo i lewo!
Prawda jest taka, że zawsze się coś dzieje. Istnieje jedynie pewna różnica w tych zmianach. Jedna jest taka, że mamy sami wpływ na to, co się dzieje... A druga, kiedy zmiany są jak niespodzianki. Nic o niech nie wiemy, kiedy przyjdą i co ze sobą niosą... On zawsze miał wszystko pod kontrolą. Bo przecież nie dopuściłby do siebie czegoś, czego nawet nie chce. Pan swojego losu? Zawsze mienił się tym określeniem. Był niemalże dumny z tego, co potrafił zdziałać iż wpływ na niego nie może wywrzeć społeczeństwo czy bodźce zewnętrzne... Czy taka jest prawda? Ah te filozoficzne przemyślenia, nie wypił przecież nic! Spodziewał się jakieś rzutu, krzyku, zaciśniętej pięści, która kieruje się w jego stronę jak na jakiegoś zbira. Owszem, był nim, jednak nie dokładnie w tym momencie. Zaśmiał się pod nosem i chwycił jej drobną piąstkę w nadgarstku. Jednak kiedy jej uścisk zelżał, nie odsunął się a jego palce wciąż zaciskały się na jej nadgarstku. Patrzył na nią... A co mówiło to spojrzenie? Bardzo wiele. Potrafi to dostrzec? -Myślałem, że nie jesteś jak każda dziewczyna...-Powiedział spokojnie i pochylił nieco głowę w jej kierunku.-Poza tym, myślałem, że to lubisz.-Jego wargi lekko drgnęły a słowa zmieniły się w szept. Do czego zmierzał ten człowiek? Jaki miał cel? A kto to wie...
Grace zawsze chciała mieć pełną kontrolę, ale zbyt często zdarzało się jej aby ta władza wypadła z jej rąk. Nie miała do tego siły o nie. Ale! Ale! To nie znaczy, że ona tak łatwo poddawała się innym. A w życiu! Była bardzo zdeterminowana i NIGDY nie pozwoliłaby sobą zawładnąć. Nim w ogóle jej dłoń zdążyła zetknąć się z jego twarzą, poczuła jak jej ręka zatrzymuje się w uścisku jego dłoni. Spojrzała na niego nie kryjąc lekkiej irytacji. A wtedy...napotkała jego wzrok. Wyjęła rękę z jego uścisku. Dziwnie się czuła, ale ukryła to pod zwykłą maską obojętności, którą zakładała codziennie w obawie, że ktoś ją wyczai. Co...udało się Anthony'emu, nieprawdaż? - Nie jestem. - zmarszczyła czoło. - Może i lubię, ale to nie znaczy, że masz mnie straszyć. - przewróciła oczami. Słysząc jego szept powstrzymywała się by nie przebiegł ją jakiś głupi dreszcz. - Co Ty tu właściwie robisz? Śledzisz mnie?
Pamięta jak ostatnio mówiła, a raczej wspominała, że nigdy o nic nie walczyła? Nie musiała lub nie odczuwała takowej potrzeby. Czyżby teraz to się zmieniło? Czyżby Grace w końcu dostrzegła, że wszystko sprowadza się do walki? Nawet bycie sobą, co wydaje się dosyć śmieszne. Jednak patrząc na to przez pryzmat lat i doświadczeń, wcale nie ma z czego się śmiać. Więc nie pozwól mu tego dokonać, ponownie. Nie pozwól aby przejął kontrolę choćby na minutę. Aby jego myśli krążyły wokół tej kontroli, którą jawnie i z premedytacją przejmował. A gdyby spojrzeć na to z innej strony... Skoro tak bardzo chcemy kontroli, musimy całkowicie unikać ludzi. Bo bez względu na to, czy tego chcemy czy nie, druga osoba wywiera na nas pewien wpływ. Same myśli o tej drugiej sprawiają, że już w pewien sposób jesteśmy uwięzieni. Trzeba nauczyć się czytać między wierszami, dostrzegać to co niedostrzegalne. W końcu istnieją inne sposoby aby do tego dotrzeć. Udało się... Ale co? Co dokładnie miała na myśli. Przecież to było zaledwie spojrzenie rzucone od niechcenia, co będzie jak naprawdę się postara? Reagowała dokładnie tak jak powinna, wykreowany schemat, który już dawno przestał być dla niego problemem. Bo niezmiernie łatwo mu było, wywieść ją z tego martwego pola, które nazywa swoją osobowością. -Straszyć?-Zmarszczył delikatnie brwi. Schował ręce do kieszeni spodni, uprzednio poprawiając niesforny kosmyk jej włosów, który niezmiernie irytował tego młodego człowieka. -Gdybyś nie miała niczego na sumieniu, pewnie nie zrobiłoby to na Tobie wrażenia. -Zerknął na nią i posłał jej uśmiech.-Czyżbyś się czymś martwiła? Coś nie daje spokoju Twoim myślom?-Uniósł brwi, jakby zainteresowany tym co za chwilę miałby usłyszeć. -Zgadłaś! Śledziłem Cię...-Powiedział i wywrócił oczyma.-Zamierzałem odwiedzić dzisiaj krainę nietrzeźwości ale skoro mam takie towarzystwo...-Uśmiechnął się pod nosem.
Grace miała w głowie mętlik. Wszystkie sprawy o których ostatnio myślała, nagle zwaliły się na jej głowę. Nie miała czasu zastanawiać się nad tym wszystkim teraz. Musiała coś robić, jakby nareszcie miała cel by walczyć. No, ale przecież nie przyzna się do tego Anthony'emu, nieprawdaż? Nie pokaże, że myliła się czy, że on ma rację. Nie chciała dać mu tej satysfakcji, więc zamknęła swój umysł na kłódkę. - Straszyć. - potwierdziła jego słowa. - Jestem tylko człowiekiem, mam prawo się bać. Tak naprawdę żałowała, że powiedziała te słowa. Może walnęła to bez zastanowienia bo nie wiedziała co powiedzieć? Zawsze uważała, że nie jest tchórzliwa, że jak by co umie się obronić czy coś w tym rodzaju. - Nieważne. - wymamrotała po chwili. Gdy powiedział, że coś ma na sumieniu, Blakely zmarszczyła czoło. Nie, nie miała nic na sumieniu. Myślała, że jest sama i nikt ją nie zaczepi, więc pozwoliła sobie na chwilę dekoncentracji. Zacisnęła mocno usta tak bardzo, że powstała wąska kreska. - Wiesz co? - mruknęła. - Nie twoja sprawa. Huh. Przez chwilę bawiła się zamkiem od kurtki, a po chwili spojrzała na niego z dezaprobatą. - Mam prawo tak myśleć. - wzruszyła ramionami. Przygryzła lekko wargę, a po chwili kącik jej ust drgnął. - Takie, to znaczy? - uniosła brew.
Wiesz dlaczego czytał z niej jak z otwartej księgi? Jakby doskonale znał jej myśli, jej tor myślenia a nawet to, co mogłoby ją dręczyć... Bo umiał patrzeć. Umiał połączyć dwa punkty i wywnioskować z nich prawdę. Oczywiście, nie był kurna jasnowidzem, nie wiedział DOKŁADNIE wszystkiego. Po prostu starał się zrozumieć. Ludzka natura jest jedną z ciekawszych, ponieważ potrafi zmienić się z minuty na minutę... Dlatego lekceważenie jej jest kompletną głupotą. On obserwował, analizował... Główną rolę odgrywały jej oczy. Zimne i obojętne? A wręcz przeciwnie. On nie widział w nich nic obojętnego. A zawsze gdy coś przysłaniało jej myśli, jej oczy robiły się takie... Mętne? Kurczę, nie potrafił znaleźć dobrego określenia. -Czemu akurat mnie...-Powiedział spokojnie i spojrzał na nią. Była jedynie człowiekiem, miała prawo do wielu rzeczy... Bać się... Już dawno nie odczuwał tego w taki sposób. Boisz się wtedy, kiedy masz coś do stracenia, prawda? Coś trzyma Cię tutaj, powoduje, że nie chcesz się z tym jeszcze żegnać. Anthony dawno nie posiadał takowej rzeczy. Chwila, która dzieliłaby go od końca, zwykle wypełniona obrazami... W jego przypadku byłaby pusta... A ta nicość jedynie by go wciągnęła. A tak? Robi to powoli. -Ważne. Chce wiedzieć.-Powiedział a jego wyraz twarzy, zacięty, lekko zmarnowany na myśl przypominał chłopca. Chcącego zrozumieć, mimo trudności i problemów. -Nie rób tak.-Mruknął i chwycił jej podbródek dwoma palcami. Lekko pociągnął uwalniając dolną wargę dziewczyny. Zmarszczył lekko brwi. Nie lubił kiedy tak robiła i chciał aby wiedziała. Wiedza to potęga, a tak chyba łatwiej jej będzie zrozumieć... Może... Kiedyś. -Wiesz... Odkąd spędziłaś u mnie ten przemiły wieczór, uznałem, że jednak moja.-Uśmiechnął się pod nosem, przesunął się w bok i dłoń lekko ułożył na jej plecach, ruszył w kierunku ławki a jego dotyk mógł być ledwo wyczuwalny. Jednak nie chciał aby została z tyłu.. Nie tym razem. -Oczywiście, że masz. Jednak najpierw pomyśl zanim powiesz... Po co miałbym Cię śledzić? Jaki byłby w tym cel? Czy miałem już coś w zamiarze? Skąd wiedziałem gdzie będziesz...-Spojrzał na nią, jakby w oczekiwaniu na odpowiedzi na pytania, które przed chwilą zadał. Kto wie, może naprawdę czekał na odpowiedź. -Chcesz wiedzieć?-Uniósł lekko brwi i usiadł na ławce, a raczej siadając na oparciu a nogi położyć tam gdzie powinien być jego tyłek.
Grace czuła się nie raz jak dziecko, a w szczególności w jego towarzystwie. Ten spokój, który zawsze ze sobą miała gdzieś odpływał. Jakby ktoś przekręcił gałkę i otworzył drzwi do jej umysłu, a ona musiała walczyć z samą sobą, żeby czegoś nie wypaplać albo nie walnąć coś bezsensu. Możliwe, że zaczynała uczyć się na błędach lub po prostu trzymała język za zębami. Co się z nią ostatnio działo? Nie była pewna niczego co mówi, co myśli, co robi. Ten powrót do domu we ferie był dla niej koszmarem, szczególnie gdy dowiedziała się czegoś czego nie powinna. - Może dlatego, że nikogo się nie spodziewałam? - wymamrotała. - Nie boję się ciebie po prostu nie uważałam. Nie czuła się jakoś zagrożona w jego obecności czy coś w tym rodzaju. Tylko cholera czuła się teraz taka bezbronna. Nie powinna była tracić uwagi. Nie powinna pokazywać prawdziwej siebie. Musi dalej odpychać od siebie ludzi. Ha, przecież tak dobrze jej szło przez te wszystkie lata. A teraz co? Chwila dekoncentracji i jest otwarta, że można z niej czytać jak z otwartej księgi. Cudownie. - To, że chcesz niekoniecznie znaczy iż ci powiem. - powiedziała pewnie. Wkładając dłonie w kieszenie. Zmarszczyła czoło i znieruchomiała gdy dwoma palcami uwalniał jej dolną wargę. Powstrzymała się, żeby znowu tego nie zrobić. Bo czemu nie? Posada wkurzatora skądś się wzięła. - Och, nie - pokręciła głową. - Jeden wieczór nie oznacza, że musisz wszystko wiedzieć. Zbyt wielka wiedza boli, nie słyszałeś? - przechyliła lekko głowę. Poczuła jego dłoń na plecach. Dotyk był tak delikatny, że normalny człowiek by tego nie poczuł, ale nie ona. Grace była wyczulona na gesty w jej stronę. W końcu normalnie do nikogo się nie zbliża. Mimo wszystko powędrowała za Anthony'm, który zajął miejsce na oparciu ławki. Stanęła na przeciw niego. Może zaraz usiądzie? W sumie nie wie. Nie chciała się zbliżać i znów tracić uwagi. Nie mogła być rozproszona podczas rozmowy z nim. Dziewczyna wzruszyła ramionami, nie odpowiadając na jego pytanie. Bo po co ma się bardziej pogrążać? - Chcę. - powiedziała. - Chyba mnie już bardziej nie zaskoczysz.
Nie musiała się tak czuć. Bo czy naprawdę to wszystko było jego wina? Tak, najlepiej zwalić na faceta, który po prostu jest jaki jest... Nie zmienisz tego. Jednak zmienić możesz to, jak się przy nim czujesz. Będzie to trudne, bo czy on Ci na to pozwoli? Będzie chciał widzieć opór? Cóż, w tym cała ta zabawa. Bez tych wszystkich sprzeczności, niedopowiedzeń nie byłoby do czego wracać. Gdyby uznał, że naprawdę nie posiadałaby potencjału, zapewne wcale by teraz z nią nie rozmawiał. Nie widziałaby potrzeby... Anthony niczego tak bardzo nie cierpi jak nijakości. Poza tym, wyglądała całkiem zabawnie w postaci dziewczynki, która uważa na każdy swój krok i słowa w jego obecności. Powinna jednak powiedzieć, że nie musi tego robić... Nie musi szukać wyszukanych słów, oszukiwać jego a przede wszystkim siebie. Bo nie w tym rzecz. -To dlaczego jeszcze się zachowujesz jak przestraszone dziecko?-Między jego brwiami pojawiła się zmarszczka a on poprawił czapkę na głowie. Chciał ją sprowokować? Poznać jej odpowiedź? Chciał wielu rzeczy.. Zobaczymy co zrobi Blakely. Odpychanie od siebie ludzi posiada swoje zalety, jednak wszystko co istnieje nie jest pozbawione wad. W końcu ludzie są pełni takich luk i niedoskonałości. Może jedni posiadają ich więcej? Mhm. Dlaczego czuła się bezbronna.. Nie dlatego, że udała się podejść ale dlatego, że wiedziała. Wiedza potrafi być zgubna. A w tym przypadku? Niewiedza również potrafiłaby doprowadzić do szału. Tak, obłęd. Tego chciał. Nie tak łatwo wytrącić go z równowagi. W końcu to człowiek spokojny, czujny a pod spodem ogarnięty obojętnością. Tak przejmującą, że czasem samego chłopaka to boli. -Słyszysz się? Powiedzmy, że masz wybór. Wybierasz wiedzę czy niewiedzę? W moim mniemaniu niewiedza jest bardziej zgubna. Będzie wierciła dziurę w brzuchu, a ty nawet nie będziesz zdawać sobie sprawy z tego co się dzieje. -Prychnął cicho. Jakby było to zabawne.-Nieważne jak bardzo popieprzona czy bolesna jest wiedza, wciąż jest lepsza. -Powiedział spokojnie. Tak. Wiedza to kontrola, a czy tego naprawdę nie chciała? Oh, nie bądźmy cnotkami, dobrze? W końcu ich poziom dotyku znajdował się na wyżynach możliwości. Czyżby był aż tak dobry i zajebisty, że wtedy jej to nie przeszkadzało? Mhm. Niech wierzy lub nie, nie potrzebował bliskiego kontaktu by sprawić aby straciła uwagę. Mógł to robić gdziekolwiek chciał... Tylko musiała na to pozwolić, a jakby nie zauważyła, bardzo często to robi. Ułatwia mu zadanie. Ułatwia mu zbliżenia się na odległość, której sama jeszcze nie pojmuje. On również tego nie pojmuje. Ekscytacja, nieprzewidywalność... Uśmiechnął się pod nosem i podniósł spojrzenie na dziewczynę. Przy okazji odpalił papierosa, którego tak szybko nie da sobie odebrać. -To, że chcesz nie oznacza, że Ci powiem.-Powiedział z uniesionymi brwiami. Przypominało jej to coś? Jej słowa. I jakby dając znać jej, że właśnie walczy jej bronią, posłał jej jeszcze szerszy uśmieszek, godny dupka jakim wprawdzie jest.
Gdyby był tutaj mur albo ściana z cegieł to zapewne uderzyłaby w niego głową. Jej myśli buzowały, wszystko wymieszało się, tworząc jedną, wielką tykającą bombę w jej wnętrzu. Gdyby była typowa to zapewne obraziłaby się o Bóg wie co i odeszłaby w stronę zachodzącego słońca. Grace zmarszczyła brwi, wciskając mocniej dłonie w kieszenie. - Nie zachowuję się jak przestraszone dziecko. - stwierdziła spokojnie, obserwując coś na przeciw niej. Dziewczyna była wybuchowa i w tej chwili z trudem powstrzymywała swój wewnętrzny głos. W końcu nie wydrze się na środku ścieżki jak jakaś psychiczna, niedorozwinięta studentka. Nie była dzieckiem, ale nie raz dobrze wiedziała, że tak się zachowuje. Była ona jedną wielką mieszaniną wad i zalet, gdzie wady przyćmiewały te dobre cechy. No cóż, jakoś tą reputację zdobyła. Ale...Jaka ta opinia w sumie była? W zamyśleniu przeniosła wzrok na swoje stopy, a raczej adidasy. Niewiedza mogła być czasem przydatna, mogła ochronić ci tyłek albo uratować od nieszczęsnych uczuć czy wypadków. A wiedza? Ona zawsze boli. Po co mieć tą wiedzę skoro tylko cię trapi, przytłacza? - Nie - powiedziała pewnie. - Wiedza wcale nie jest lepsza, bo może cię wyniszczyć, dobić. Chyba, że jesteś na to i cały świat obojętny, ale wtedy wszystko wygląda inaczej. Po chwili dziewczyna zmarszczyła czoło, zdając sobie sprawę, że Anthony wykorzystał jej własne słowa. To nie fair. Ona nie musiała mu mówić o swoich prywatnych rzeczach, a co ma do tego określenie... Ugh. W końcu oklapła na ławkę, tak jak przystało. - Chcieć to móc. - uniosła brwi, kładąc nogi wzdłuż ławki.
Bomby nie są takie złe. Szkoda tylko, że jak wybuchają to niszczą wszystko co znajduje się wokół. Chyba, że ta bomba znajduje się wewnątrz... Wtedy może nie wszystko jest na straconej pozycji. Może coś da się uratować, ochronić. Ale co? Czy coś jest warte tej ochrony? Tak! Niech pokaże uczucia, nie pokaże co siedzi jej tam w środku. Męczyła się. Dlatego bomby nie są takie złe. Wyrzucają wszystko co zalega... Ale jak wspomniał. Wszystko ma i wady i zalety. Taka już naturalna kolej rzeczy. -Doprawdy?-Mruknął i uniósł wysoko brwi. -Udowodnij.-Powiedział, a jego słowa, mocne a jednak przepełnione spokojem zdawały się dochodzić głębiej. Tak, niech mu to udowodni, to iż nie jest dzieckiem, które boi się tego, co starszy pan powie i zrobi. Albo tego, co ona sama może zrobić. Chciała coś zrobić? Niech zrobi! Czym jest powstrzymywanie samego siebie! Oblega wobec życia, cofanie się do początku. Marnowanie tego co jest nam dane. Niech pokaże mu swoją psychopatyczną postać! Niech widzi, że ma uczucia, niech pokaże mu siebie. Pragnął tego bardziej niżeli mógłby sobie wyobrazić. Czemu? Bo mógł to spowodować? Dlaczego mu tak zależało? Bo to zajebiste uczucie. Czuć. Widzieć. Wiedzieć. Pragnąć. Jakby był prawdziwy. Wiedział o czym myślała. Każdy tak myśli, każdy idzie w ten wytyczony punkt. Dlaczego tak uważają? Bo takie myślenie jest łatwiejsze, prostsze, choć odpowiedz jest na wierzchu. Widzisz ją a może nawet znasz... -Niewiedza bardziej. Zjada Cię powoli, powoduje, że zaczynasz dosłownie wariować. Czy wiedza boli? Jak cholera. Niszczy? Owszem. Posiadając ją posiadasz kontrolę Grace. Jesteś pieprzonym operatorem swojego życia. A posiadając nic? Tę twoją upragnioną i piękną niewiedzę? Masz gówno. I gówno jesteś warta. -Wzruszył ramionami, spoglądając do góry. Na niebo. Co mu powiesz?-Pójście na łatwiznę to nie jest rozwiązanie.-Teraz spojrzał na nią.-Skoro prawisz się mianem innej od innych, niemalże lepszej w swojej postawie. Pokaż to. -Zaśmiał się pod nosem i ponownie poprawił czapkę.-Ale przecież zrobisz co zechcesz. To Twoje zasrane życie. -Tylko go nie spieprz. Żyj. Oczywiście, że jest to fair. On zawsze gra fair... No dobra, nie zawsze. Jednak teraz? Wszystkie chwyty dozwolone kochanie. -To czemu sobie tego nie weźmiesz. Chcesz... To znaczy, że możesz wydrzeć ze mnie tę wiedzę. O Twoja chęć jest prawdziwa.-Wzruszył ramionami zaciągając się papierosem. Co, może jeszcze ma jej ułatwić sprawę? O nie, chyba sobie jaja robi.,
Żywą, chodzącą tykającą bombą z pewnością mogłabym nazwać Grace, która jak na taką drobną osobę jest bardzo wybuchowa. Gdyby stało się coś złego zapewne eksplodowałaby i rozerwałoby biedne dziewczę na milion malutkich kawałeczków. Jej myśli z jednej wielkiej czarnej dziury leżałyby na ziemi po której wszyscy by deptali. No, ale nie ma co myśleć jakby to było gdyby Blakely wybuchła, a do tego często jest blisko. - Nie będę ci nic udowadniać, Anthony. - warknęła, pierwszy raz od dawna używając jego imienia. - Wiem co czuję i robię. Dziewczyna zmarszczyła czoło zbyt zamyślona nad jego słowami, żeby od razu odpowiedzieć. Nie zgadzała się z nim i wątpiła, żeby zmieniła zdanie. - Niewiedza chroni. - powtórzyła z uporem. - Co z tego, że kontrolujesz swoje życie jak jesteś tak cholernie nieszczęśliwy? To bezsensu. Grace była sfrustrowana. Nie dość, że miała głowę przepełnioną tym wszystkim to jeszcze ten chłopak dał jej do myślenia. Czy ona zawsze musi tyle myśleć? Cholera by to wzięła! Przyłożyła sobie dłonie do głowy, udając, że wyrywa sobie włosy i jęknęła zbyt przytłoczona tym wszystkim. Miała ochotę wydrzeć się i przeklinać cały ten pieprzony świat. Uniosła gwałtownie głowę i wstała z ławki niemal błyskawicznie. - Możesz przestać?! - krzyknęła. Miała gdzieś to, że ludzie będą się patrzyli. Poprawiła czapkę, która podczas jej gwałtownego ruchu opadła na oczy. - Ciągle mnie prowokujesz, no cholera jasna! Czy ona świrowała? Zapewne. Chłopak nie wybrał dobrego momentu na takie rzeczy by coś udowadniała, a poza tym nie miała ochoty. Mogła wyglądać jak niezrównoważona, ale co z tego. Bolała ją głowa i została chwila a podejdzie do jakiegoś drzewa i w niego walnie. Spojrzała na niego ze złością. Podeszła do niego, wyrwała mu papierosa po czym rzuciła na ziemię i podeptała. - Oszaleję zaraz. - powiedziała głośno. - Argh! Pójdę na łatwiznę, przynajmniej nie będę cierpiała tak jak teraz! Za dużo wiem, za dużo myśli! Po chwili jęknęła jakby z bezradności i spojrzała w inną stronę.
To z pewnością byłby dziwny widok. Jeszcze nigdy nie widział ciała rozerwanego od środka. Wie jakie to uczucie a przynajmniej wrażenie, jednak jak to wygląda? Wydaje mu się, że nawet nic by nie poczuł, jedna sekunda i puf. Nie ma go. Zmarszczył lekko brwi, jakby coś w tym całym obrazku mu nie pasowało. Westchnął cicho a jego ramiona opadły. Ze zrezygnowania? -A mi się wydaje, że jednak nie.-Powiedział spokojnie i spojrzał na nią.-Powiedz... Powiedz mi Grace, co się dzieje?-Przyglądał się jej i czekał. A w jego głowie mogłaś usłyszeć prawie autentyczne uczucia. Chciał wiedzieć? Może chciał jej... Pomóc? W pozbywaniu się nadmiaru informacji. Znał to uczucie, wiedział jak bardzo mogło ono wyniszczyć. Czy może ponownie poddaje ją pieprzonemu badaniu? Bo nie potrafił być normalny, nie potrafił normalnie funkcjonować. -Skoro tak uważasz, miałem rację mówiąc, że jesteś jeszcze dzieckiem.-Powiedział i wzruszył ramionami. On wiedział, że w tym wypadku ma rację. Bo tak po prostu było.-Głupotą jest myślenie iż niewiedza chroni. I zapomniałaś jeszcze, że moja stwierdzenie, wcześniejsze, nie miało się do JEDNEJ konkretnej sytuacji ale do ogółu. Więc przemyśl to.-Mruknął. Jednak wiedział, że do niej niż już nie dotrze. -Z góry zakładasz, że wiedza sprawia, że jesteś nieszczęśliwa. Mówisz to przez pryzmat tego, co dzieje się TERAZ w Twoim życiu. Dlatego nie mógłbym brać Twoich słów na poważnie.-Powiedział i ponownie spojrzał w niebo.-Z tego czego sam doświadczyłem i przeszedłem wiem, jak jest naprawdę.-Tutaj swoje spojrzenie przeniósł na jej osobę.-Nie masz prawa więc uważać, że masz rację. -Przegryzł lekko wargę. Przesadził z prawdą? Oh, Anthony. Prawda nigdy nie jest przesadą. Niektórzy są po prostu zbyt głupi aby ją przyjąć. I jak osioł, będzie się z tobą spierał. -Czym Cię sprowokowałem. Prawdą? -Uniósł lekko brwi.-Nie ruszyłoby Cię to tak bardzo, gdybyś nie wiedziała, że mam rację.-Patrzył na nią i ją widział. Nie była twarda, nie była obojętna, nie była tym za kogo tak usilnie się podaje. Wstał i zeskoczył z ławki, jakby nagle siedzenie tam wydawało mu się niewłaściwie. Choć bardziej wyglądało to tak, jakby chciał ją wyminąć szybko i odejść. Słuchał jej, jednak jej słowa jakby do niego nie docierały. Uh, zabrała papierosa i podeptała? Taka dorosła... Wyglądała w tym momencie jak jego młodsza siostra, która kiedyś zrobiła dokładnie to samo kiedy widziała go z fajką buzi. Mała dziewczynka wyrwała go i zrzuciła, depcząc z miną, która wyrażała pogardę i obrzydzenie. A on się śmiał. -Pójście na łatwiznę nie oznacza rozwiązania problemu.-Powiedział.-Jeżeli chcesz aby to zniknęło, musisz się postarać. Popracować.-Wbił ją swoje spojrzenie. Cholera. Chciał aby zrozumiała. Chciał aby coś w końcu do niej doszło!- -Powiedz mi.-Mruknął cicho, tuż nad jej uchem. Bo nagle, znalazł się blisko niej, pochylony nad nią. Z nieodgadniętym wyrazem twarzy a wzrokiem wbitym w jeden punkt. I nie mogła tego widzieć. Mogła jedynie poczuć, że jego zainteresowanie tym razem nie jest popędzone chorym usposobieniem.
Dziewczyna przygryzła policzek od środka, czując napływającą rozterkę. Chwila... To nie ona. Ona nigdy nie ma rozterek. Zmarszczyła brwi, nie będąc pewna czy powinna cokolwiek powiedzieć. To co dla niej mogło być powodem do zmartwień dla niego mogło być czymś co nic nie znaczy. Odchyliła głowę, nie będąc pewna co ma zrobić. Może najrozsądniej byłoby odwrócić się i odejść? - Dlaczego to cię obchodzi, co? - spytała wprost, nadal patrząc w niebo. Zapewne dziwnie musiała wyglądać w takiej pozycji, ale cóż. Bolała ją głowa, a do tego z każdą sekundą miała ochotę coraz bardziej kogoś uderzyć. - Czy dla ciebie liczy się cokolwiek innego niż kontrola? - powiedziała jakby bezradnie. - Poza tym mam prawo uważać, że mam rację. Jakbyś nie zauważył mamy inne spojrzenie na świat. I to jak różne. Grace zacisnęła dłonie w pięści. Czy on musiał być tak bardzo pewny siebie i tego co pieprzy? Jeszcze chwila, a jej niewielka piąstka znajdzie się na jego twarzy. Ona nie miała siły pracować. Kurde, może to był zły pomysł, że wybrała się na ten spacer. - Nie. - wymamrotała. Odsunęła się o krok. Nie miała siły na gierki, czy coś w tym rodzaju. A może... Może powinna zrobić coś, żeby się oderwać?
Nawet nie zdajemy sobie sprawy jak bardzo możemy się zmienić pod wpływem chwili. Pod wpływem tego, z czym dane jest nam się zmierzyć. Skoro dla niej to coś znaczy, jakie ma prawo sugerować, że jest to nic warte? Skoro wywiera to na niej taką presję, skąd on może sądzić, że to błahostka? Owszem, posiadali różne poglądy, kierowali się innymi wartościami. Jednak w tych różnicach znajdziesz i podobieństwa. Nie skreśla się człowieka tylko dlatego, że ten krąży myślami wokół czegoś innego. Dla każdego z nas, coś jest ważne a coś innego zrzucamy na dalszy plan. Nie innym decydować czy tak powinno być. -Nie wiem. I powiem Ci, że jest to zabawne uczucie... Pragnąć czegoś. Stęskniłem się za nim. Tak samo jak stęskniłem się za obecność drugiej osoby. Nieważne jakiej. Nieważne gdzie. -Powiedział spokojnie i przymknął na moment powieki. Bo skąd ona mogłaby to wiedzieć? Czy kiedykolwiek spytała? Pomyślała, jak to jest z nim? Chciała wejść do jego głowy? Nie. Uśmiechnął się pod nosem. -Wiem jak trudno jest uwierzyć, że komuś po prostu zależy. Pyta od tak, jakby z troski o drugiego człowieka. To aż takie trudne?-Wzruszył ramionami. I w tym momencie, jakby wrócił stary i poczciwy Anthony. Jakby jego rozbawienie światem ale i ta nieposkromiona nadzieja wciąż istniała. -Nie zmienię zdania.-Powiedział krótko-Wiem, że mam rację. A skoro Ty uważasz iż Ty również ją posiadasz... Cóż. Mów tak, abym i ja uwierzył.-Spojrzał na nią a jego wargi drgnęły, na wzór lekkiego uśmiechu, osłabionego. Całe życie to praca. Samo istnienie to praca. Nie musi być ona ciężka, nie musi przynosić korzyści. Liczy się satysfakcja. Czemu uważała, że z nią teraz pogrywa? Nosz kurwa mać! Czy nie wystawił w jej kierunku ręki? Chciał jej ulżyć, prawda? Dawno nie widział takiego Anthonego. Jakby i ta skorupa, którą on nosił na chwilę opadła pozwalając odetchnąć mu pełną piersią. -Nie będę Cię zmuszał... Jednak wiedz, że czasem lepiej po prostu jest to z siebie wyrzucić. Uderzyć.-Powiedział i zmarszczył lekko brwi. A on jej teraz na to pozwolił. Nie będą musieli o tym nigdy więcej rozmawiać czy wracać do tego. Zrobił przysłowny krok w jej kierunku, zaoferował coś. Czuł się jak cel, jak pieprzona przynęta. A jej wzrok wbity gdzieś w dal...
Dziewczyna przez moment milczała, żeby wszystko sobie przyswoić. Przez parę minut zastanawiała się czy może jak mu powie, choć tą najmniejszą drobnostkę, która ją męczy to poczuje jakby ciężar spadł z jej ramion? Przyjrzała mu się niepewnie. Może gdyby wyrzuciła z siebie ten kawałek to coś da? Zmarszczyła brwi, czując zaskoczenie, a także lekkie zdezorientowanie. - Zabawne uczucie czegoś pragnąć? Tęsknić? - wymamrotała, słysząc o tym, że za kimś tęsknił. Nigdy nie słyszała tego słowa z jego ust. Westchnęła cicho, mając nadzieję, że nie wygląda jak kompletna sierota. Dla niej to było trudne do zrozumienia, bo nie znalazła człowieka, który wprost spytałby się czy coś nie tak. A teraz co? Tak nagle ktoś jest tym zainteresowany? Nowość. - Tak, jakoś ciężko mi w to uwierzyć. - powiedziała głośno, przenosząc wzrok na coś innego. Grace czuła nieodpartą chęć wyrzucenia wszystkiego z siebie, ale wiedziała, że nawet gdyby chciała mogłaby powiedzieć jedną rzecz. Ta druga trwała tak długo, że chyba nigdy nie pozbędzie się tego ciężaru całkowicie. Przygryzła automatycznie wargę. Zawsze tak robiła jak się czymś denerwowała, albo nie wiedziała co ma zrobić. - Dobra. - wypuściła powietrze z ust. - Moja rodzina mnie oszukuje. Nie wiem co się dzieję, ale wyraźnie widzę, że coś jest nie tak z moją matką. - ostatnie osiem słów niemal wycedziła przez zaciśnięte zęby. Była wkurzona? Tak. Zawsze gdy coś się złego działo w domu to była o tym informowana, a teraz czuła się jak odtrącona. Miała taki dobry kontakt ze swoją rodzicielką, a teraz znów się coś schrzani. Spojrzała na niego niepewna czy zaraz wybuchnie śmiechem, czy po prostu zignoruje to co powiedziała. Powiedziała to co ją w tamtej chwili, kiedy samotnie przechodziła ścieżką, tak bardzo ją męczyła. Chociaż coś. Może jakby powiedziała to wszystko na głos to by jej ulżyło. Lepsze to niż gadać do siebie samej albo co gorsza do ściany. - Mój brat nie wrócił na ferie do domu. - wymamrotała. - A jej nie ma ciągle w domu i kłamie. Wiem, że to robi. - zacisnęła zęby. Czuła się bezradna. Chciała jak najszybciej wynieść się z domu.
Stał jak ten idiota, otworzywszy niemalże wszystkie swoje karty. Jednak skoro ona pozwoliła sobie na ten jeden moment słabości. Czy on nie może zrobić czegoś w jej kierunku? Jak myślisz, dlaczego to robi? Własne doświadczenie potrafi uczyć. Wiedział jak się czuła, a przynajmniej znał to uczucie... Cholernie frustrujące, prawda? Tylko, że mu nie było dane tego wyrzucić. Dlatego jej dał szansę. -Tak. Człowiek myśli, że wypruty jest z tego wszystkiego. A później okazuje się, że jakaś część nas naprawdę tego pragnie. Tacy jesteśmy. Przynależymy do kogoś lub czegoś. Powiedz mi, skoro nie posiadamy tego... Czym się stajemy...-Zmarszczył lekko brwi. Znał odpowiedź, oh, przez lata nabrał pewności, że taka ona właśnie jest. A kim był on. Przynależał, czy jednak został tego pozbawiony. A wspomnienia wcale nie pomagają. Pamiętamy to uczucie, widzieliśmy je i byliśmy świadkiem jak powstaje. Jednak czy jest to do końca prawda? Kiedyś zawsze uważał, że coś było nie tak. Coś mu nie pasowało w rodzinnym obrazku, w sobie, który stał tam razem z nimi, rozmawiał i śmiał się. Jakby był tam, ale również istniał poza tym wszystkim i przyglądał się temu z boku... -Szczególnie, że w pierwszej kolejności kogoś odrzucasz. Skoro to robimy, w jaki sposób możemy poznać tę bezinteresowność drugiego człowieka?-Wzruszył lekko ramionami.-Zamknięcie się oznacza krzywdę. A co jest najzabawniejszego? My popełniamy tę zbrodnię myśląc, że tak jest najlepiej.-Czuł się jak jakiś popieprzony filozof... Jednak nic nie mógł poradzić na to, że jego myśli same wychodziły z jego ust. Nawet nie musiał się nad nimi długo zastanawiać czy analizować. Zmarszczył brwi kiedy usłyszał z jej ust odpowiedź, tę o którą sam prosił. Problemy rodzinne? Tak, mogłaby oczekiwać z jego strony cichego śmiechu. Jednak tym razem... Nie zrobił tego. W tym temacie na pewno posiadali odmienne zdanie. Byli inaczej wychowywani, model rodziny również wyglądał u nich inaczej. Jednak różność nie musiała oznaczać zakończenia tematu. W końcu tak czy siak, mógł podzielić się z nią tym, co sam by zrobił. Tym co myśli. Lub po prostu być. Owszem, problemy rodzinne to dla niego śmiechu warte, bo sam już dawno jej nie posiadał. A to co najcenniejsze, zostało mu odebrane. -Mniemam, że posiadałaś dobre stosunki z rodziną.-Zaczął spokojnie i ponownie usiadł nad ławce, tak jak poprzednio. Sadowiąc cztery litery na oparciu ławki.-Jedynym wyjściem jest powiedzenie im co o tym myślisz. Skoro nie powiesz im, nigdy się nie dowiedzą a Ty utkwisz w tym martwym punkcie. Jeżeli zaczniesz węszyć, wypytywać gdzieś za ich plecami... Cóż, odradzam. Naprawdę, najlepiej dowiedzieć się z pierwszej ręki co jest grane. Jeżeli mają jakąś niespodziankę w pakiecie, lepiej aby to oni cię o tym poinformowali i byli przy tobie.-Wzruszył lekko ramionami i odpalił papierosa, który leżał na dnie kurtki. -Sama mówiłaś. Chcieć to znaczy móc. A wierzę, że chcesz naprawić to, co uważasz aby się zepsuło. Skoro rodzina jest dla ciebie ważna, ten kontakt z nimi. Na pewno zdołasz to naprawić.-Uśmiechnął się lekko. Nie w jego stylu było wchodzenie do cudzego życia. Nie w jego stylu było dawanie rad z dosłownym tego zamiarem. Nie był opiekuńczy czy miły... Choć z tym pierwszym to kwestia sporna. Nowa rola nie przypadła mu jednak do gustu, jakby nie czuł się dobrze z tym, co teraz robił. -Może jest na wycieczce organizowanej przez szkołę. Pisałaś do niego?-Spytał i spojrzał na nią. Westchnął ciężko i zdjął czapkę, po to aby przeczesać palcami włosy.-Konfrontacja jest najlepszym wyjściem. Bo chcesz wiedzieć, prawda? -Przekrzywił lekko głowę w bok.-Nie dowiesz się, nie rozmawiając.-Zaciągnął się papierosem, chcąc aby dym jak najszybciej objął jego płuca. Przymknął powieki.
Grace była rozkojarzona, choć zdawała sobie sprawę, że nie powinna. Nie chodziło tylko i wyłącznie o to, że znajdowała się w jego towarzystwie, ale po prostu miała wrażenie, że powinna wrócić do domu. Takie zachowanie nie było u niej normą i nie podobało jej się to wszystko, a jednak życie troszkę namieszało, więc jej reakcje są na miejscu. - To dziwne. - zmarszczyła czoło. - Zawsze jest miejsce do którego przynależymy, nawet nieświadomie. Grace wychowywała się w pełnej, szczęśliwej rodzinie. Zawsze byli ze sobą zżyci, cała czwórka. Nigdy nie mieli jakichś ważniejszych problemów, oprócz tego, że mała Blakely często obrażała się na swojego brata. Sielanka po prostu. Oczywiście, wszystko zepsuło się gdy zginął jej ojciec i to było zbyt dramatyczne jak dla nich. Wszyscy zaczęli się psuć, a z nimi ich kontakt. Dziewczyna dopiero teraz dopuściła do siebie świadomość, że tęskni za tym. Zawsze starała zgrywać się silną, ale widoczne było to jak bardzo zmieniła ją śmierć ojca. Gdyby nie to, to jaką by była teraz osobą? Może byłaby optymistyczną do granic możliwości dziewczynką, która nigdy nie wzięłaby alkoholu czy fajki do ust i siedziałaby nad lekcjami z starszym bratem? Nie żałowała tego kim była teraz, ale mimo wszystko takie myśli pojawiły się w jej głowie. - No tak, jeśli kogoś odrzucamy to w ogóle go nie poznamy. - powiedziała w zamyśleniu. - Zamknięcie się nie oznacza krzywdy, a bardziej odizolowanie się od innych ludzi. Nie skomentowała jego ostatniego zdania na ten temat, bo ona tak uważała. Myślała, że odpychając ludzi, ochroni ich przed tym. A może przed nią? Na świecie znajdowali się ludzie, którzy mimo szczerych chęci odepchnięcia ich od siebie i tak dalej wdrążają się w Ciebie. Ktoś może tego potrzebować, takiej świadomości, że ktoś się stara mimo przeszkód, ale dla niej? Dla niej to byłby istny horror. - Taa, ale te dobre kontakty zaczęły się psuć parę lat temu. - nie wiedziała czemu była szczera. Zdaje się, że naprawdę tego potrzebowała. Wygadania się komuś. - Myślisz, że się nie starałam? - wymamrotała. - Matka mnie unika, więc mimo moich szczerych chęci to...odpycha mnie. - zamilkła na chwilę zdumiona. - Zastanawiam się co może być takiego, że czuć gęstą atmosferę w domu. Słowa, które potem usłyszała z ust Anthony'ego niemal ją zmroziły. Poczuła zaskoczenie, że ją pocieszał? Albo doradzał? Tak, istna nowość. - Skończył szkołę. - powiedziała niepewnie. - Podróżuje po świecie, ale zawsze gdy mam wolne od szkoły to przyjeżdża, żeby spędzić czas z rodziną. Byłam z nim zżyta i czuję się nieco zawiedziona, że nie napisał ani nic. Grace poprawiła czapkę, podążając wzrokiem za Anthony'm, a po chwili westchnęła bezsilnie. - Oczywiście, że chcę wiedzieć. Nie sądziła, że kiedykolwiek będzie rozmawiać z chłopakiem o problemach rodzinnych. - Nie miałam pojęcia, że w ogóle będziesz tego słuchał. - wyjęła dłonie z kieszeni i splotła ramiona na piersi.
Reakcja jest dobra. Naprawdę. Świadczy o tym, że jeszcze coś cię obchodzi. Iż los swój czy nawet innych nie jest ci obojętny. Bo co by było gdyby tak naprawdę wcale się tym nie przejmowała? Co by było gdyby problemy, które teraz miała spływały po niej jak po kaczce? Pokręcił lekko głową a jego słaby uśmiech wydawać się mógł nawet smutny.-Wątpię abyś poznała to uczucie Grace. I mam nadzieję, że nigdy tego nie doświadczysz, naprawdę.-Spojrzał na dziewczynę. Nie, nie zamierzał jej w tej sytuacji przekonywać, mówić jej, że to on ma rację... Zrozumieć oznacza poznać. W tym wypadku, niewiedza zdecydowanie jest lepsza. Wydawał się być zmęczony? Może. W jednym momencie wszystko się zmieniło. On się zmienił. Tak, jak wtedy powiedziała mu pewna kobieta. Anthony też wychował się w pełnej rodzinie. Zawsze miał tatę, mamę i siostrę. Tylko zawsze coś było nie tak. A jeszcze bardziej odczuwalne było to, kiedy urodziła się jego młodsza siostra. Jego oczko w głowie, sens jego istnienia. Śmierć rodziców niczego nie zmieniła. Okropnie jest to, że kiedy zniknęli z jego życia nie poczuł żalu, nie uronił ani jednej łzy. Śmierć wcale go nie zmieniła. Jego myśli wcale nie trwały w tym jednym temacie. Nie cierpiał. Dziecko, młody chłopak... Czy już wtedy przestał istnieć? Czy było tak całe życie tylko niedawno zdał sobie z tego sprawę. Gdybanie. To chyba nasz wróg, nie sądzisz? Myślimy o tym, co by było gdyby i zaczynamy żałować lub tęsknić za tym, co tak naprawdę nigdy nie miało miejsca czy nigdy nie miałoby mieć miejsca. -Co prowadzi do krzywdy, w pewien sposób.-Powiedział spokojnie.-Izolacja? Nie wiem czy takie określenie powinno istnieć. Oznacza ono, całkowite, kompletne odcięcie się. A przecież masz kontakt z ludźmi, rozmawiasz z nim codziennie, przebywasz wśród nich.-Ponownie zaciągnął się papierosem, przez moment rozmyślając nad tym co powiedział. Tak, niektórzy ludzie mimo naszych szczerych chęci i tak potrafili wejść do naszego życia. Jednak nie udałoby się to bez naszego wahania. Łatwo jest wyczuć słabość i wykorzystać to. Niekiedy takie działania są robione z czystych intencji. Gorzej jak trafimy na nieodpowiednią osobę. -Nie wierzę, że nie umiesz dopiąć swego.-Powiedział i uśmiechnął się szerzej, tak jakby wierzył w jej możliwości. Cóż, podobno wejść za skórę to ona potrafiła.-Nie brzmi to ciekawie, ale musisz naciskać. Nie wiadomo jak mocno i długo, jednak w końcu ten mur pęknie. Jesteś jej córką, w jej genach zakodowana jest bezwarunkowa miłość. Widok cierpiącego dziecka, a szczególnie takiego, które walczy jest niezłym kopniakiem.-Mruknął.-Co jeżeli nic nie powie? Nie mam pojęcia. Czy dobrze byłoby odpuścić? Pytanie brzmi, czy uda ci się z tym żyć. Czy gotowa jesteś przełożyć swoją dumę, ciekawość a nawet miłość nad prawdę.-Uniósł lekko brwi.-Nie ma gotowych odpowiedzi. Poza tym, gadaniem nic nie zdziałamy. Trzeba przejść do czynów.-Spokój w jego głosie potrafił nawet jego zmrozić. Wszystko wychodziło z jego wnętrza jednak jakby do niego nie należało. Brat. Ta historia wydaje mu się podoba. On i Kat? Nie Tony, to już dawno skończone. Tylko w jego przypadku, widok siostry był zakazany. Groźby, sędziowie, zakaz zbliżania się... To wszystko było jak jeden wielki żart. A brat, który zostawił siostrę? W jego osądzie nie może być nic gorszego. Ale co on wie? -Ty napisz do niego. Może ma kłopoty i nie ma czasu? Pomyśl, co pomyśli kiedy dostanie od ciebie list? Będzie wiedział, że wciąż ma ciebie. Swoje oparcie. W świecie, który czasem może przerosnąć nawet jego.-Powinien studiować kierunek psychologiczny. W pierwszej kolejności umiejscowi siebie na jakimś dobrym oddziale. Brawo Anthony. -Skoro chcesz. Dowiesz się.-Powiedział. Jakby to było takie proste, prawda? Nie powinien jej mówić co ma robić. Mógł jedynie sugerować, nakierować na odpowiedni tor. Wyciągnął dłoń w jej kierunku. Nie wiedział sam dlaczego, po co, jaki miał w tym cel. Chciał aby po prostu ją przyjęła. Czy było widać zdezorientowanie na jego twarzy? Owszem. Chciał aby to widziała. -Wielu rzeczy o mnie nie wiesz... Jak na przykład tego, że lubię słuchać.-Powiedział i lekko się uśmiechnął.-Wcale nie jestem takim potworem, za jakiego mnie macie.-Dodał po chwili i spojrzał na nią. Oh, oczywiście, że był.
Nie skomentowała tego, bo i tak nie wiedziałaby jak. Nie zamierzała wtrącać się w jego życie, bo gdyby chciał to by jej powiedział, co jest mało prawdopodobne. Zobaczyła jego słaby uśmiech i nie wiedziała jak to wszystko interpretować. Dziewczyna zmarszczyła brwi. Ona mimo wszystko czuła, że gdzieś ma miejsce na świecie. Dobrze, może jej rodzina się psuła, działo się między nimi coś niedobrego, ale jednak wiedziała, że gdzieś tam są. A mimo, że Grace grała obojętną to odepchnięcie od rodziny jednak czuła i to intensywnie. No bo cholera kogo ona miała oprócz mamy i Mark'a? Nikogo. Więc ich odrzucenie bolało najbardziej. Śmierć ojca ledwo przeżyła psychicznie. A co dopiero jakby wszyscy by się od niej odrzucili? Ramiona Grace luźno opadły, jakby wyobrażając sobie tę scenę, jej duch gdzieś uciekł. - Masz kontakt, ale taki suchy... - dziewczyna nie wiedziała jak ubrać swoje myśli w słowa. - Bo rozmawiasz z nimi i tak dalej, ale to z przymusu. To co myślała było pokręcone i nie miała pojęcia jak to powiedzieć. Nie była dobrym mówcą. Wolała w takim momencie po prostu się przymknąć. Przymknęła oczy, wolno wypuszczając powietrze z ust. Oddychaj, dziewczyno. Odpręż się. - Umiem. Wiem, wiem, że będzie ciężko i jest, no ale... - skrzywiła się lekko. - Najwidoczniej nie będę miała wyboru jak naciskać. Nie chcę ciągle żyć w nieświadomości, a wtedy w najmniej oczekiwanym momencie dowiedzieć się czegoś okropnego. Tak. Jeśli będzie trzeba to pojadę do niej do Ministerstwa i to załatwię. - powiedziała, jakby chcąc sobie dodać pewności. Gdy pomyślała o swojej bracie, niemal w jej oczach pojawiły się łzy. Tak dawno z nim nie rozmawiało, że to było nie normalne. Wiecznie nie rozłączni. A teraz jakieś głupie nieporozumienie ma to zepsuć? Westchnęła ciężko. Może rzeczywiście powinna do niego napisać. W końcu to Mark, nie zdziwiłaby się gdyby wpadł w kłopoty. Widząc jego wyciągniętą dłoń, Grace nie wiedziała co zrobić, a potem spojrzała na jego twarz. Widziała to zdezorientowanie, ale znowu nic nie powiedziała. - No nie wiem. Dyskutowałabym o tym. - uniosła brew, przygryzła lekko dolną wargę, a w końcu podeszła i ujęła jego dłoń. Nie wiedziała po co. Była dziwna, może zrobiła coś źle, ale zrobiła to.
Przestał żyć przeszłością. Już dawno stwierdził, że nie ma to najmniejszego sensu. Liczy się to co tu i teraz. Bo nie wpłynie na to, co miało miejsce dawno temu. Nie zmieni czasu, nie naprawi błędów, które sam popełnił. A przyszłość? Jest jedną wielką niewiadomą a poznanie jej zakończenia jest krzywdą dla nas samych. Bo kto chce znać każdy szczegół swojego życia? Nawet tego, które jeszcze nie nastąpiło? Jaki jest wtedy sens istnienia. Wszystko jest zaplanowane a Ty nawet nie masz pola do popisu. Strata rodziny jest bolesna o ile więź między nimi była prawdziwa. Nie będzie jej mówił jak to bardzo boli, ile to będzie jeszcze trwać... Bo nie wiedział. Może nie miał prawa z nią o tym rozmawiać? Bo kim. Jego człowieczeństwo wydaje się jedynie picem na wodę, zwykłą ułudą. On chciałby je stworzyć, jednak z nim trzeba się też urodzić. Rodzina kojarzyła mu się z imitacją, iluzją, kłamstwem. Nie była niczym więcej. -Jednak go posiadasz. Jakikolwiek. Więc kompletna izolacja nie jest w tym wypadku możliwa.-Wiedział do czego zmierzała i nawet rozumiał sens jej niezbyt sensownej wypowiedzi. Uśmiechnął się pod nosem. Przecież nie musieli rozmawiać. Równie dobrze mogła usiąść na ławce, spojrzeć się gdzieś w dal i zostawić to wszystko za sobą. Pomilczeć przez pięć minut, oczyścić swój umysł. Aby spojrzeń na wszystko świeżym i czystym umysłem. -I takie nastawienie mi się podoba.-Uśmiechnął się i zaciągnął papierosem, jakby witał się z starym dobrym przyjacielem. -Nie pasuje Ci rola bezradnej i zagubionej dziewczynki, wiesz?-Uniósł lekko brwi. Nie brzmiało to najlepiej ale czy kiedykolwiek zastanawiał się jak to jego słowa mogą wpłynąć na drugą osobę? Mhm. Piękne słowa wcale nie oznaczają tych najlepszych.-Walcz.-Mruknął.-Walcz o to co jest dla Ciebie cenne. Brzmi banalnie ale to klucz do sukcesu.-Wzruszył lekko ramionami. Można powiedzieć, że był zadowolony z tego, że udało jej się zdobyć na odwagę i powiedzieć mu o tym. Bo zdecydowanie nie było to najłatwiejsze zadanie. W końcu to Anthony, nigdy nie wiesz jaka będzie jego reakcja. Bracia to osobny temat. Widział w jej postawie osobę, która była bliska jemu samemu. Tak samo jak ona była bliska swojemu bratu. Sam mógł tego przyjrzeć się temu, co w przyszłości będzie czekać jego siostrę. Więc chyba lepiej, że już wtedy mu ją odebrano. Ból zelży a ona w ostateczności zapomni. Odetchnął. Jakby wypuszczając z siebie tę obawy, którą było odsunięcie się od niego w tym momencie. Może ona była mu teraz bardziej potrzebna niż on jej? Tylko w jakim celu, co? Przecież nie działo się z nim nic złego. Ten proces już trwał od dawna. A może przez to, co sama powiedziała. Rodzina. Rodzeństwo. Tematy, których tak dawno nie poruszał. Nawet w myślach, nawet w tej swojej pieprzonej samotni. Trzymając jej dłoń przyciągnął ją bliżej. Spokojnie wpatrując się w jej jasne oczy. Ponownie chciał czuć.-Więc dyskutuj. Powiedz, czym takim Ci podpadłem.-Czym zawiniłem, co zrobiłem źle... Na te pytanie jednak nie mogła mu odpowiedzieć. Uniósł lekko podbródek, patrząc na nią lekko z góry. Jego szczęka zacisnęła się w oczekiwaniu. Czemu teraz tak dziwnie się zachowywał? Czyżby chciał i w niej coś poruszyć?
Jak już kiedyś wspominałam, Grace jest typem, który wszystko analizuje. Przeszłość - zastanawia się co by było gdyby, a co by się stało jakby była inna i w ogóle. To co teraz robi również podlega jej badaniu, myśli czy jeśli zrobi to, to czy jutro będzie inaczej? Wszystko co robi nieświadomie to ciągła analiza własnego zachowania, życia. Wszystko musi być poukładane, ogarnięte, a jak coś jest nie tak, nie może czegoś przemyśleć to od razu się denerwuje. Teraz po tym wszystkim z rodziną myślała aż za dużo. A co jeśli od dawna coś nie grało, a ona o tym nie wiedziała? Bardzo możliwe było to, że ona ignorowała podświadomość, która krzyczała, że dzieje się coś złego. Spojrzała na niego lekko kiwając głową. Zgadzała się z nim? Whoah! - W sumie... - W jakimś tam procencie miał rację. Grace chociaż nie lubiła przyznawać się do błędu to wiedziała, że pod tym względem miał rację. - Chyba ta... Usłyszawszy z jego ust, że podoba mu się to nastawienie, jej brwi wystrzeliły ku górze. A potem automatycznie przypomniała jej się ich rozmowa o walce. No proszę, jednak przytrafiło jej się coś o co musi walczyć. O prawdę. Kto by pomyślał... - Nie pasuje? - wymamrotała w zamyśleniu. - W takim razie, jaka rola mi pasuje? - kącik jej ust drgnął w rozbawieniu. Nie miała zbytniego wyboru, jeśli chciała otrzymać prawdę albo chociaż wyjaśnienie. Musiała walczyć, żeby zdobyć te informacje. Co się dzieje z jej bratem? Czemu matka przed nią ucieka? Wszystkiego będzie musiała się dowiedzieć w najbliższym czasie. Pewnie będzie ciężko. Grace ma tak bardzo podobny charakter do matki, że naprawdę będzie musiała się wysilić. Gdy przyciągnął ją bliżej, Grace zrobiła parę kroków w jego stronę. Wzruszyła lekko ramionami. - Podświadomość mi to mówi. - powiedziała. - Mam takie wrażenie... - zmarszczyła brwi. Znowu. Znowu analizowała czy to co powiedziałaby było dobre. Spojrzała prosto na niego. A w jej oczach pojawiła się obawa? A może odwaga? Milion odcieni.
Dlaczego w takim razie chciał pokazać jej inny sposób? Gdzieś podświadomie chciał nauczyć ją łatwiejszego życia. Widział w jej potencjał, który dotychczas wykorzystywany był w niewielkim stopniu. Dlaczego... Dobre pytanie. Jednak czy analizowanie w tym przypadku doprowadzi ich do jakiś konkretów? Wątpliwe. Nie może pozwolić aby to wszechświat czy wydarzenia, które mają miejsce nami rządziły. Nie może pozwolić aby jedno małe potknięcie spowodowało, aby jej równowaga zostało naruszona. Tak po prostu nie powinno być. Bo przecież nawet ona nie lubi tego uczucia, prawda? Ignorancja to ich największy wróg. Sam nie raz oberwał właśnie za to, że coś zlekceważył. Dlatego teraz już tego nie robi. W końcu uczymy się na własnych błędach, prawda? Co nam po zapewnieniach innej osoby. Uśmiechnął się kiedy przyznała mu rację. Punkt dla niego! Zdawała sobie chyba sprawę, że nigdy jej tego nie zapomni, prawda? Będzie to jego as w rękawie. Dziękuje bardzo panienko Blakely. Jej reakcje dzisiejszego dnia chyba nigdy go nie znudzą. Teraz odsłaniała się całkowicie i nie to wcale nie było złe. Nie straciła w jego oczach czy w poprzeczce, którą sama sobie ustaliła. Po prostu widział ją teraz z kompletnie innej strony. I o to w tym chodziło. Czyżby ponownie chciała przyznać mu rację? Teraz tylko w sprawie walki, którą toczymy każdego dnia. Nawet nie zdając sobie sprawy. Walka o samego siebie. To też coś z czym mamy do czynienia każdego dnia. -A jaka rola Ci odpowiada? To pytanie chyba powinno być skierowane do Ciebie.-Powiedział spokojnie i wzruszył lekko ramionami. Jaki odpowiedź była bardzo prosta. -Nieważne jest to, jak ja widzę Ciebie ale jak Ty widzisz siebie i co pokazujesz innym.-Powiedział spokojnie., Zmarszczył lekko brwi, zastanawiając się nad tym co właśnie mu powiedziała. Podświadomość... Jakiś pierwotny, szczery i prawdziwy twór, który wprawdzie zawsze ma rację. Coś jak ten instynkt, który dochodzi z naszego wnętrza. I miał rację. -Jakie wrażenie?-Spytał, a jego głos mógł przybrać na sile. I nie, ta siła wcale nie przejawiała się w uścisku, którym ją obdarzył. Jakby chciał sam siebie ukarać. Jakby wypowiedzenie tych słów na głos przez nią, miało być tą karą. Obawa przed nim? Naprawdę chciał się w to bawić? Nie był pieprzonym męczennikiem. Potwierdzenie tego, co i tak nad nim wisi. Jego małe fatum. Jego "ja".
W życiu Grace bywały momenty, kiedy chciała po prostu przestać myśleć. Najzwyczajniej w świecie wyłączyć się, nie analizować wszystkiego co robi. Nie było to jednak takie proste...Szczególnie gdy pewna osoba żyje w otoczeniu, które ją do tego zmusza. Do rozmyślania, planowania, uzupełniania. Gdyby było to u niej takie łatwe...Ponieść się chwili, nie skupiać się na niczym. Choć na chwilę uporządkować swoje myśli. To by było niesamowite. Dla niej. Taki odpoczynek od bijących ją zmartwień, które z każdym dniem rozrastają się coraz bardziej i bardziej. Dziewczyna nie była zadowolona przyznając mu rację, więc widząc uśmiech na jego twarzy, skrzywiła się lekko. Zdawała sobie sprawę, że nie odpuści jej tego. Tak, coś czuła, że nigdy nie zapomni tego, gdy to Grace Blakely przyznała komuś rację. To pierwszy i ostatni raz. Dziwnie się czuła z tą świadomością. Jakby była...pokonana. - Co pokazuję? - powtórzyła jego słowa, wciskając wolną dłoń z powrotem do kieszeni. Jej pasowała rola silnej kobiety, która nie da sobą pomiatać. Dziewczyny pewnej siebie, nie bojącej się przyszłości, ani przeszłości. Takiej, która żyje chwilą i nie analizuje wszystkiego. Ale...Dlaczego tak się nie czuła? To chyba bardziej by było wyobrażenie siebie, rozmyślanie o tym jaka by chciała być. Spuściła na chwilę wzrok, jakby zastanawiając się jak ubrać to co myśli w słowa. - Myślę, że... - rozchyliła usta, a po chwili zaczęła mówić dalej, wbijając w niego swój wzrok. - Że jestem kolejną dziewczyną, która poddajesz jakiejś swojej psychoanalizie. Popatrzysz, pomyślisz, a wtedy dogadasz, coś zrobisz... - zmrużyła oczy, jakby mówiąc coś nad czym myślała od dawna. - Sprawisz, że coś w niej będzie buzowało. A wtedy Twoje badania Ci się znudzą i biedna dziewczynka niech sobie radzi. - zmarszczyła nos. I tak nie było to wszystko co chciała powiedzieć. Wypuściła wolno powietrze z ust.
Myślenie nie jest trudne, jednak zaprzestanie choć na moment tej czynności potrafi sprawić trudność. Dlatego nie dziwne jest, że miała z tym problem. Najłatwiej jest mówić, gorzej już z czynami. A jeszcze gorzej, jak jesteśmy przyzwyczajeni do pewnych procesów, zachowań... Tego nie da się od tak ominąć, zlikwidować. Coś co weszło nam głęboko pod skórę zostanie już tam na zawsze. Odpoczynek. To nie jest takie złe, jak to wszyscy zapracowani ludzie myślą. Bo w końcu, jak można opuścić coś nad czym się pracuje i od tak, po prostu, dać sobie na pięć minut spokój? Czasem trzeba ochłonąć, przewietrzyć się, dotlenić. Tak, aby móc na spokojnie do wszystkiego podejść. Odpoczynek nie jest taki zły, pozwala nam zregenerować siły. Gorzej, jak ten odpoczynek trwa znacznie dłużej. Wtedy nazywa się to lenistwem, może nawet ucieczką od problemu. A tchórze to najgorszy rodzaj ludzkości. On ogólnie nie zapomina. Nigdy. Ma bardzo dobrą pamięć, potrafi nią manipulować i to go odróżnia. Bo każdy szczegół jest istotny. Wszystko ma znaczenie. Każdy gest, ruch, słowa, które z pozoru nic nie znaczą. Spojrzenie, które ucieka w bok. Mimika twarzy, najdrobniejsze drgnienie. -Siebie. A przynajmniej tę, którą chciałabyś być cały czas. Silna, niezależna.-Uśmiechnął się lekko.-Nie wątpię, że taka jesteś... Dumna. Tylko w tym całym przekonywaniu siebie jaka nie jesteś, czyli słaba i bezradna, zapomniałaś. O tym, że słabość to wcale nie taka straszna rzecz. One również Cię tworzą.-Powiedział, przyglądając się jej. Analizował? Tak. Czekał. Bo naprawdę chciał poznać jej zdanie, jej myśli. Jakby był to jego pieprzony priorytet. Zmarszczył brwi. Podobało mu się to co powiedziała? Prychnął pod nosem, pocierając go i kręcąc lekko głową. Wyglądał na nieźle nabuzowanego. Był jednocześnie wściekły i rozbawiony, to po prostu go bawiło. Był naprawdę powalony. -I co, udało mi się? Buzuje coś w Tobie?-Uniósł wysoko brwi i zszedł z ławki, wciąż jej nie puszczając i stając naprzeciwko niej. Tak, że czubki ich butów stykały się.-Sprawiam, że czujesz się analizowana? Poddawana pieprzonemu badaniu? Dalej. Wiem, że masz tego tam więcej. Chcę posłuchać. Zaintrygowałaś mnie... Cholernie.-Powiedział spokojnie. Ten spokój był niepokojący, tak samo jak jego postawa, jego wzrok, który został utkwiony w jej porcelanowej twarzy. To było ciekawe! Nawet nie wiedziała ile frajdy mu sprawiała. To było nowe uczucie... Jeszcze nie wiedział czy bardziej go to irytuje czy sprawia, że chce w to brnąć dalej.
To się robiło dziwnie. Analizowanie było głównym punktem jej życia. Zastanawiała się czy kiedykolwiek uda jej się wyłączyć. Bo w tym całym szaleństwie w jej głowie znajdowała się jakaś cząstka, która chciała odpocząć. Nie na zawsze, ale na chwilkę. Chociaż na parę minut. Lubiła rozmyślać, ale nie raz stawało się to uciążliwe. Dziewczyna nie przywiązywała do wszystkiego tak dużej wagi. Zapamiętuje najważniejsze wydarzenia, słowa i gesty, ale to wszystko. Nie skupia się jakoś szczególniej na nich. - Chciałabym być. - powiedziała, marszcząc czoło. - I jestem. Poza tym nie da się zapomnieć o słabościach, przecież one są cały czas. Stale dają nam o sobie znać i w ogóle, ale mnie irytują. Pokazują, że jestem...że dana osoba jest słaba. Grace widziała jak chłopak się podnosi. Nie wiedziała rozbawiło go to co powiedziała czy bardziej zirytowało, ale miała to gdzieś. Rozkręciła się, więc czemu nie miałaby dokończyć swojej myśli? Teraz kiedy zaczęła mówić... - A jak myślisz? - uniosła brew. - Gdybym nie czuła się poddawana tej cholernej analizy to bym Ci tego nie mówiła, nieprawdaż? Cały czas mam wrażenie, że śledzisz wszystko co mówię, albo robię... To jest po prostu... I nie dokończyła swojej myśli. Mimo, że stał tak blisko i niesamowicie ją to rozpraszało nie skończyła tego co zaczęła mówić. Przygryzła policzek od środka, podnosząc na niego wzrok. Pusty wzrok. - Wiesz co? Nie powiem Ci więcej. - cofnęła się o krok. Malutki krok. Mogłaby powiedzieć, chociaż nie była pewna czy by jej ulżyło. Po prostu nie miała zamiaru o tym gadać jakby ją to obchodziło. A..obchodziło? Hm.
Nic jej się nie stanie kiedy zrobi coś innego. Rozluźni się, da sobie spokój. To nie oznacza, że odpuszcza, że poddała się... Nieprzestrzeganie zasad nie oznacza, że coś jest nie tak. Najważniejsze jest to aby robiła wszystko czego o na chce, z czym ona będzie żyła w zgodzie. A on przywiązywał to tego wagę. Bo wszystko miało znaczenie, najmniejszy ruch... Wszystko mogło się zmienić przy pomocy czegoś niewinnego i niewielkiego. I w tym tkwi całe piękno, całe popieprzenie tego świata. Bo w końcu ile razy to właśnie z powodu tych najdrobniejszych rzeczy dzieje się tyle krzywd? -Nie, nie da. Jednak żyjąc z nimi i próbując je schować, to tak, jakbyś się poddała. Trzeba z nimi walczyć, sprawić aby przerodziły się w siłę.-Powiedział spokojnie, jakby od niechcenia.-Widzisz, to słabości stanowią siłę. Trzeba jedynie odpowiednio je wykorzystać.-Przecież nie mówił, że ich nie ma.-To siedzi jedynie w Twojej głowie. To, co o sobie myślisz. Słaba jesteś jedynie w momencie, kiedy dajesz wygrać temu przekonaniu iż taka jesteś.-Wzruszył ramionami. Bo wszystko zawsze sprowadza się do nas. Chciał aby mówiła, bo było to całkiem niezłe doświadczenie. Jeszcze nikt nie dotarł tak daleko. Może w jej słowach kryła się jakaś prawda? Może naprawdę obierał sobie cele i je analizował, przyglądał się nim... A kiedy uważał, że skończył robotę... Znika z ich życia, pozostawiając po sobie pustkę. Bo wiedział, że ta pustka to jedynie złudzenie. Szybko zostanie wypełniona. Bo kim był? -To jest po prostu jakie, co?!-Zaśmiał się, unosząc lekko głos.-Nie pomyślałaś, że robię to z jakiegoś powodu? Powiedzmy, że masz rację, że właśnie tak postępuje. Co z tego? To czyni mnie tym rzekomym potworem. To, że chce poznać, dowiedzieć się, zakosztować życia. I co, myślisz, że wkraczam do ludzkich żyć mimo, że tego nie chcą? Oni tego kurwa potrzebują. Mnie.-Powiedział i pokręcił lekko głową. Poszedł za nią. Nie pozwoli jej odejść... -Czemu nie. Zaczęłaś i wiem, że nie chcesz kończyć. Tobie również się to spodobało. Możność powiedzenia mi czegoś.-Powiedział i przegryzł mocno wargę. Jakby się powstrzymywał przed czymś. Gdyby ją to nie obchodziło, nigdy nie zaczęłaby tematu, nigdy takie myśli nie wkradłyby się do jej głowy. Więc odpowiedział za nią. Nie ma za co.
Poddawanie się nie było w jej stylu. Gdyby tak szybko odpuszczała to czy doszłaby do tego co ma teraz? Dziewczyna nie była samolubna, ale nie rzucała się, aby pomagać innym. Nie zbliżała się, nie mówiła tylko obserwowała. Ta obserwacja zamieniała się w analizę, a kolejnego dnia Grace pamiętała tylko szczątki z ostatnich wydarzeń. Miała słabą pamięć chyba, że chodziło coś naprawdę ważnego. Gdy coś będzie miało na nią naprawdę wielki wpływ to nie zapomni tego nigdy. Ale tak? Nie widziała sensu w przyglądaniu się czemuś co nie miało dla niej sensu. - Ja się nie poddaje. - Grace skrzywiła się lekko. - Walka? Ciągle walka. Zawsze ta głupia walka. - zmarszczyła brwi, zastanawiając się nad tym. Bolała ją głowa od tego myślenia. Wszystko musiała uważnie przemyśleć..Co mówi Anthony, co ona o tym myśli. Zamilkła na chwilę, przenosząc wzrok na coś innego. - To jest denerwujące, wiesz? - warknęła, lekko poirytowana. - Niby z jakiego? - pokręciła głową. - Przestań. - zacisnęła dłonie w pięści. - Jesteś zbyt pewny tego co mówisz. Nie zdajesz sobie sprawy, że... - zawiesiła głos, jakby najpierw chcąc przemyśleć to wszystko. - W ogóle skąd możesz wiedzieć, że to może mi się podobać?! - gdyby mogła, zapewne wyrwałaby sobie włosy z głowy. - Nie pomyślałeś, że może wolę nie być poddawana jakimś pieprzonym badaniu? Poza tym rzekomym potworem? I ci to pasuje? - spytała. W jej głosie było słychać niedowierzanie. Uniosła dłonie do głowy, naciągając mocniej czapkę na głowę, że niemal przykryła jej oczy. Arrrgh!