• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
• Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć maksymalnie aż z trzema rywalami naraz!
• Na każdego przeciwnika z jakim walczycie kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji (nie więcej niż 50). Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście.
• Atak powyżej 130 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 65-120, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 65 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony.
• Jeśli walczysz z dwoma przeciwnikiem i jeden z nich Cię trafi, masz -30 do obrony przeciwko drugiemu napastnikowi! Jeśli walczysz z trzema kara od pierwszego przeciwnika wynosi tyle samo, ale jeśli w tej samej rundzie również trafi Cię drugi przeciwnik, nie masz możliwości obrony przed trzecim z nich, automatycznie odnosi on sukces.
• Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na ziemie, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia.
• Jeśli walczysz z więcej niż jednym przeciwnikiem, wystarczy przegrana z jednym z nich, by ulec paraliżowi!
• Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
- Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
- Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Genetyki:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie literką, żeby zobaczyć, co przydarzyło wam się w trakcie walki:
Scenariusze:
•F,G,H,I - Nie dzieje się nic. •A.....kromantule w natarciu - Walczycie w najlepsze, gdy nagle pojawia się dodatkowe zagrożenie. W waszą stronę zmierzają akromantule, a przynajmniej coś, co je do bólu przypomina. Rzuć k6 . Wynik 1-3 oznacza, że omijają was i pędzą dalej. Wynik 4-6 oznacza, że stajecie się celem ich ataku i musicie bronić się przed zupełnie nowym zagrożeniem. Nie macie szansy na obronę przed atakiem przeciwnika. W dodatku kończycie z raną po ugryzieniu na dowolnej części ciała. Może lepiej, by obejrzał to uzdrowiciel? •B...ijący blask - Jedno z otaczających was zaklęć podpala przestrzeń wokół. Co rundę, obydwoje rzucacie dodatkowe k100, by sprawdzić, czy ranicie się o płomienie. - 1-35 Sprawnie tańczycie wokół ognia. Nic wam się nie dzieje. - 36- 70 Zbyt mocno zbliżacie się do płomienia, który delikatnie was parzy. Otrzymujecie -20 do obecnej obrony i -10 do następnego ataku, jaki wyprowadzicie. - 71-100 Nie każdy ma oczy dookoła głowy i widać Ty należysz do takich osób. Wpadasz w płomienie, które mocno parzą Twoją skórę. Otrzymujesz na stałe -20 do wszystkich zaklęć rzucanych podczas rekonstrukcji. i poparzenie, które należy opatrzyć po walce! •C....entaury w galopie- Mieszkańcy Zakazanego Lasu włączyli się do rekonstrukcji i galopują między wami. Rzuć k6. Jeśli wynik jest parzysty, nic się nie dzieje. Wynik nieparzysty oznacza, że obrywasz (1,3 - kopytem, zakręć kołem by zobaczyć która kość ulega złamaniu ; 5 - obrywasz strzałą, zakręć kołem, by zobaczyć, gdzie) i otrzymujesz -20 do trzech następnych zaklęć, jakie rzucisz. •D....ylemat moralny - Widzisz, że jeden z Twoich sojuszników nie radzi sobie najlepiej. Masz wybór pomóc mu, ale tym samym stracić szansę na obronę zaklęcia, które Cię atakuje lub bronić siebie, ale Twój sojusznik obrywa atakiem, bez względu na jego kości. Obowiązkowo oznacz osobę, którą ratujesz/skazujesz na brak obrony. •E...kscytujące wybuchy - Jak to w walce bywa, nie jesteście tu sami, a walki wokół wpływają na waszą potyczkę. Ktoś obok popisał się niezłą Bombardą sprawiając, że w waszą stronę lecą różne odłamki, które pogarszają wasz wzrok i powodują dzwonienie w uszach, a pył uniemożliwia wam wypowiadanie zaklęć. Rzuć k6 - wynik parzysty oznacza, że efekt dotyczy Twojego przeciwnika, wynik nieparzysty oznacza, że dotyczy Ciebie. Następne dwa zaklęcia osoby, której efekt dotyczy muszą być niewerbalne i otrzymują karę -30. •J....adowite tentakule - Już myślałeś, że przeciwnik będzie Twoim największym zmartwieniem, gdy nagle wpadasz na coś, co kompletnie zlało Ci się z otoczeniem. Kolce jadowitej tentakuli przebijają się przez Twoje ciało, wprowadzając jad do organizmu. Każde następne zaklęcie jest ma karę -10 większą (pierwsze -10, drugie -20, trzecie -30 itd...) ze względu na osłabienie organizmu. Jeśli posiadasz przynajmniej 20pkt. z zielarstwa w kuferku możesz dorzucić k6, gdzie wynik parzysty pozwala Ci na czas rozpoznać roślinę i uniknąć efektu tej literki!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Rozgrzewka:5 (+1 do następnego etapu) Ćwiczenie 1:2 (-1 do następnego etapu)
Skoro już wrócił do szkoły to zdecydowanie szukał jakiejkolwiek przyjemności w tym burdelu. Znalazł jak dotąd tylko jedna - trening ślizgonów, czy też raczej paralityków, bo w tym roku ani trochę nie wydawali się być gotowi na sezon, a pierwszy mecz przecież już za pasem. I to z gryfonami, którym trzeba uśmiech z mordy zetrzeć. Najlepiej tłuczkiem. -Naprawdę liczysz, że nie pospadamy? - Rzucił po tekście Lockiego, gdy już pojawił się na polanie i zaczął przystępować do rozgrzewki. Nadzieja była, bo rozgrzewka szła Maxowi naprawę dobrze. Zresztą nie tylko jemu, jasnowłosa dziewczyna, którą znał z labmedu i sam Łabądź, też dawali radę, co mogło oznaczać, że dalej pójdzie jak z płatka. Mogło, ale zdecydowanie nie musiało. Gdy tylko Max wskoczył na miotłę poczuł, że coś jest nie tak, absolutnie nie panował nad tym kawałkiem drewna z witkami i choć się starał ze wszystkich sił, coś tam nie poszło.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Kiedy zobaczył, że na trening przyszła tylko dwójka ślizgonów, zrozumiał, że nie ma sensu mieć większych nadziei na jakikolwiek sukces podczas meczy. Obecność podczas treningów zawsze była w domu węża dość słaba,, ostatnio jednak bili rekordy sami swoje. Westchnął, mimo to kontynuował, bo choćby miał być jeden obecny, Loki nie zamierzał łatwo dać Gryfonom tej wygranej. Może nie każdy podzielał jego ambicje, może powinien im to wybaczyć, ale też nie musiał wcale. Uśmiechnął się do młodej Dearówny: - Jak widać niektórzy mają inne rzeczy na głowie. Ważne, że takie małe ślizgonki zawsze przychodzą na zawołanie. - puścił jej zaczepne oko. Przeniósł spojrzenie na maksa, który choć z rozbiegu szło mu dobrze, ewidentnie nie miał dziś weny na latanie na miotle. Mógł jedynie żyć nadzieją, że w dniu meczu zapłonie w nim iśście zimny i śliski ślizgoński ogień. - No zaczynam mieć pewne wątpliwości... - ocenił, patrząc na to, jak dziś miotła odmawia mu wszelkiej współpracy. - No ale spróbujmy... - objaśnił pozostałej dwójce zasady, po czym sam wdrapał się na miotłe i ruszył w tany. Niestety, co chwile łapał śniegową kule na morde, a kiedy przyszło mu rzucać do pętli tak mu szumiało w głowie, że choć trafił, to bez popisowych wygibasów. Trochę wstyd.
Ćwiczenie 2 - Trening Zwinności Zaczarowane kule ze śniegu robią za tłuczki i trzeba ich uniknąć! Rzuć k6, aby zobaczyć, jak dobrze unikasz zaczarowanych śnieguł. Tu możesz dodać/musisz odjąć bonus z etapu 1. Wyniki: 1-2: Zderzenie ze śniegową kulą. Kontuzja?! 3-4: Udane uniki, ale z kilkoma bliskimi spotkaniami. 5-6: Świetne uniki, pokazowe umiejętności zwinności.
Ćwiczenie 3 - Celność Wsiadłszy na miotłę, masz w rękach trzy śnieżki i musisz trafić to obręczy, która lata po przestrzeni między drzewami tropem muchy. Rzuć 3k6, aby określić skuteczność rzutów. Wyniki: 1: Pudło. 2-3: Celny strzał, ale grupowo oceniamy, że łatwy do obrony. 4-5: Dobry strzał, komisja ocenia, że trudny do obrony. 6: Idealny strzał, nie do obrony. Bijemy brawo.
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
On to akurat nie liczył na jakiś nagły zryw talentu, choć musiał przyznać, że towarzyskie spotkanie, jakie niedawno odbyli napawało go jakąś nadzieją. Na boisku szło im zdecydowanie lepiej niż na treningach, choć zwycięstwo zawdzięczali też puchonom, którzy pokazali niezły kunszt i przede wszystkim złapali znicza. -Się nie zajebać? - Dokończył ze śmiechem, bo to jedyne, co mogli próbować. A przynajmniej na to wyglądało, choć los miał się nieco odwrócić. Chyba pierwszy raz w życiu tak dobrze poradził sobie z zadaniem na zwinność. Możliwe, że wpływ na to miał fakt, że nieco mniej ostatnio jadł. Powoli chyba metabolizm wracał mu do normy, ale nie był tego w stu procentach pewien. Z celnością już było mniej dobrze. Początkowo trochę rzucał jak ślepy, a raczej jak bezręki, bo może i trafiał, ale i Callahan po randce z pustnikiem by to odbił. Gdy jednak Max się rozgrzał, udało mu się oddać jeden niepokonany strzał, co jak dla niego było sukcesem wystarczającym, by uznać dzisiejszy trening za udany. -Następnym razem weź ponaklejaj celom mordy gryfonów. Wolę mieć w co celować. - Szturchnął żartobliwie kumpla, gdy zlecieli już na ziemię.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Aoife Dear-Aasveig
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 165cm
C. szczególne : Farbowane na biało włosy, bardzo jasna cera, trochę piegów na nosie, jasnobłękitne oczy, ubiera się jak gotka.
Aoife latała na miotle bardzo elegancko, zwinnie unikając śniegowych tłuczków. Czuła się doskonale w tej roli, ale już same rzuty z początku szły jej kiepsko. Zarówno pierwszy, jak i drugi strzał były celne, ale nikt nie miał wątpliwości, że gryfonom łatwo przyjdzie go obronić. Porażki podziałały na jej ambicję, więc kolejny rzut dowaliła wręcz z agresją, ciskając nim tak, że nie sposób było go obronić. No. To przynajmniej było widać jakiś progres dzięki tym ćwiczeniom. - Nie takie złe te treningi - wyraziła oszczędnie uznanie, kiedy już dała swój popis. - Nawet jeśli frekwencja nie powala. Nie wiem jak wy, ale ja jestem gotowa trenować o wiele więcej niż dotychczas. Może nie codziennie, ale jej osobista porażka z utratą kafla na poprzednim meczu dała jej się we znaki i budziła irytację. Widziała jak dobrze wyszkoloną i zgraną drużynę mieli gryfoni, nie spodziewała się cudów. Ale i tak chciała powalczyć. W końcu ostatnio dzięki Cleo zdobyli znicza i wygrali, może tym razem też się uda?
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Poszło im wcale nie najgorzej, chociaż Lockie nie spodziewał się wiele. Zależało mu na treningach z tej prostej przyczyny, że nie lubił przegrywać, więc nawet, gdyby miał trenować tylko z Aoife - byłby tu i to trenował. Wyszczerzył zęby do Maxa na jego komentarz: - Duly noted, masz jakichś szczególnych w preferencji, których mam poprzyklejać więcej? - uniósł brwi. Pokiwał z uznaniem głową na zamachy Dearówny, bo rzeczywiście dawała czadu, jakby ją niesamowite wyrzuty sumienia cisnęły, co zapewne było prawdą. - Przyjmę ten komplement. - powiedział rozbawiony, kiedy młoda uznała, że nie było tak źle - Zobaczymy jak ze zdrowiem Royce'a, pewnie będzie ich więcej. - dodał, wspominając pana kapitana. - Dobra. Jakbym miał hasło do łazienki prefektów, to bym wam dał, żebyście wymoczyli mięśnie przed jutrem, ale nie mam. Więc powodzenia w moczeniu sie w łazience dla śmiertelników. - zakomunikował, przyzywając obręcze i rozwalając śnieżki kilkoma depulso. - Coś bym teraz zjadł... - mruknął, oglądając się na zamek.
zt dla wszystkich
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Czy referaty były jego ulubionymi zajęciami? Nie. Czy wolał to niż użeranie się przez kolejne kilka godzin z jakimś żywym gównem, które nie będzie go słuchało? Zdecydowanie. Matagot, z którym pracował podczas ostatnich zajęć Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami był dość wyjątkowy i choć Solberg znał o wiele gorsze szkodniki niż te kocury, to jednak nie za bardzo cieszył się z wizji kolejnych wspólnych chwil. Postanowił jednak dokończyć to, co wtedy zaczęli i do perfekcji opanować ze zwierzakiem polecenie "przynieś", czy tam "aport", jak nazywali to normalni ludzie. -To znowu ja, nie ciesz się tak. - Mruknął do matagota, biorąc jakąś zabawkę w łapę, by na niej popracować. -Znasz zasady, ja rzucam Ty łapiesz i mi oddajesz. - Wytłumaczył kotu, jak krowie na rowie, jakby ten miał możliwość tak po prostu pojęcia tego konceptu. Ślizgon jednak tak założył, bo po prostu mu rzucił zabawkę i czekał. Matagot spojrzał na Solberga i na tym się ta próba skończyła, więc Max sam sobie przyniósł przedmiot i spróbował jeszcze raz, tym razem wrzucając do zabawki nieco przysmaczków. To widać zadziałało o wiele lepiej, bo zwierzę od razu pobiegło za przedmiotem. Niestety problem się pojawił w części oddania. I tak źle i tak chujowo... Skoro jednak były jakieś postępy, to Max uznał już, że zakończy ten temat. Posiedział z kotem, próbując różnych taktyk i wyglądało na to, że w końcu tamten nauczył się polecenia na tyle, by powtarzać je za każdym razem. -Super. Mam nadzieję, że do zobaczenia nigdy. - Pożegnał się z kotem, dając mu na odchodne jeszcze trochę przysmaków, po czym oddał zwierzę gdzie trzeba i wrócił do zamku, bo od tego wąchania kociego żarcia sam zrobił się powoli głodny.
//zt
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Początek roku szkolnego zawsze był nieco rozmyty. Pogoda jeszcze niosła echo ciepła pojedyńczych słonecznych dni angielskiego lata, uczniowskie głowy pełne były jeszcze przygód i wspomnień wakacji, a i sam Rosa jeszcze w sobie nosił szczyptę lenistwa dwumiesięcznej laby od obowiązków. Zajęcia więc nie mogły być szczególnie wymagające, zarówno dlatego, że miał rozum i godność człowieka, żeby nie gnębić uczniów i studentów już od startu, jak i dlatego, że żam potrzebował rozbiegu przed wskoczeniem w kolej zadań roku szkolnego. Czekał na uczniów na dębowej polanie, w towarzystwie kilku transporterów i wiklinowych koszy, uśmiechając się i witając przychodzących. Po podejściu bliżej zauważyć można było, że transportery są puste, a ciche "O Ty łajzo! Łajza! Łajza!" dochodzące gdzieś z oddali, spomiędzy wysokich traw, mogło w jakimś stopniu sugerować, z czym będą mieli dziś doczynienia.
Na lekcje można przychodzić do piątku do końca dnia. Pierwszy etap pojawi się w sobotę.
Proiszę w pierwszym poście uzupełnić kod:
Kod:
<zgss>Punkty z ONMS:</zgss> ilość w kuferku <zgss>Nastawienie:</zgss> humor na skali 1-10 <zgss>Strój:</zgss> czyli w czym przychodzisz na zajęcia
Punkty z ONMS: Okrągłe 0 Nastawienie: Mocne 6 za te „łajzy” Strój: Mundurek szkolny, wygodne obuwie o płaskiej podeszwie
Była podekscytowana nadchodzącymi zajęciami i to z kilku powodów. Po pierwsze: kiedy otępienie wywołane różnicą kulturową, powoli spadało, jedenastolatka coraz śmielej wykazywała ciekawość otaczającego ją świata. Świata, którego stawała się częścią. Po drugie, przemierzając ulice Pokątną podczas przygotowań do rozpoczęcia roku szkolnego, natknęła się na sklep z magicznymi zwierzętami. Urzekła ją ta różnorodność i odmienność od tego, co było jej znane. Po trzecie - i najważniejsze, błądząc po korytarzach w poszukiwaniu drogi prowadzącej na lekcje, natrafiła na @Fern A. Young, która zmierzała w dokładnie tę samą stronę. Miały wspólne zajęcia! Aiyana przez całą drogę była niezwykle "rozgadana". I to do tego stopnia, że gdyby nie odpowiednie reakcje ze strony towarzyszącej jej Ślizgonki, kilkukrotnie wpadłaby na jakiegoś ucznia. Główny temat rozmów kręcił się wokół zbliżających się zajęć, a mianowicie magicznych zwierząt. Choć młoda czarodziejka dość dużo uwagi poświęcała słodkości Puszków Pigmejskich, określanych przez nią "puchatymi, słodkimi kuleczkami". Jeżeli mogłaby wybierać, z jakim stworzeniem chciałaby pracować, zdecydowanie padłoby na nie. I to właśnie był drugi temat rozmów - jakie fascynujące zwierzę pozna na pierwszej lekcji. Czy będzie to tylko i wyłącznie teoria, czy może wejdą w kontakt z tą cudowną, magiczną naturą? Jako, że rok szkolny dopiero się rozpoczął, a ona uczęszczała do pierwszej klasy, spodziewała się czegoś na poziomie puszków. Jakież wielkie było jej zdziwienie, gdy dotarły w końcu na miejsce zajęć. Pierwszy szok minął, a dziewczynka mogła w końcu przywitać się z nauczycielem należycie, choć nadal w dość otępiały sposób. Nie została przygotowana na przeklinającą trawę. „W tej trawie chyba coś jest i bardzo brzydko mówi,” napisała do swojej koleżanki. Na tym etapie edukacji, nie potrafiła oszacować czy te słowa padają z "ust" samej rośliny, czy może raczej czegoś, co się w niej ukrywa. Niemniej jednak, to właśnie tam zawędrowała cała uwaga pierwszoroczniaczki.
Ruby Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Punkty z ONMS: 42 +3 za owijkę na różdżce Nastawienie: 10 Strój: ogrodniczki i wzmocnione buty typu treki
Obiecała sobie w tym roku nie opuszczać tyle zajęć. No dobra, nie opuszczać zajęć, które ją interesowały, ale całe szczęście ONMS było właśnie takim przedmiotem. Powrót z wakacji był dla niej trudny, nie dość, że wracała na studia to i do pracy wróciła też na pełnej. Pracy miała ogrom, nauki tyle samo, w końcu w tym roku czekała ją praca dyplomowa i jeszcze nie wybrała jej tematu… A czas gonił. Pojawiła się jednak na dębowej polanie o czasie, a nawet chyba trochę wcześniej, bo o dziwo miała gdzie zaparkować w Hogsmeade, a to nowość. Żwawym krokiem jednak podeszła do nauczyciela, ubrana w swoje jeansowe ogrodniczki i mocne buty, bo spodziewała się wszystkiego, a skoro mieli pracować z dzikimi zwierzętami… Co prawda wróciła też od Zuzi, a praca z młodą mleczuchą w sandałach mogła nie skończyć się najlepiej. — Wie pan, że adoptowałam mleczuchę? Z u z i ę — powiedziała, jakoś nie myśląc o „dzień dobry” czy innych uprzejmościach, za to już grzebała w torbie, szukając tej jednej rzeczy, którą wcisnęła pomiędzy inne pergaminy, luźno pogniecione w jej torbie, która widziała lepsze czasy — Fajna, nie? — w końcu znalazła fotkę swojej magicznej krowy i już wyciągała ją w stronę @Atlas Rosa.
Uśmiechnął się na widok @Aiyana Mitchelson, zatopionej głęboko w rozmowie ze starszą koleżanką. Widok pierwszorocznych na jego zajęciach zawsze był pocieszny, miał to szczęście, że zawsze znajdowali się starsi uczniowie chętni wziąć młodszych pod skrzydła i pomóc im w razie jakichkolwiek problemów, bo najczęściej nie chcieli oni zagadywać o pomoc swojego profesora. Z różnych względów - Atlas wolał uważać, że z nieśmiałości związanej z pobytem w nowym miejscu, a nie wstydem przed nim samym. Obejrzał się na wysokie chaszcze, które obrzuciły dziewczynkę wiązanką i uniósł rozbawiony brwi. - Cóż. Po to mamy dziś te zajęcia. - przyznał. Chwilę później dołączyła jego już będąca na ostatnim roku, tak dla kontrastu, gryfońska prymuska, którą również przywitał uśmiechem. - Ruby. - przywitał ją i uniósł zaskoczony brwi. Zaraz z zainteresowaniem wyczekiwał zdjęcia, a kiedy je zobaczył, uśmiechnął się szeroko - Och, przepiękna! Zaczekaj. - sięgnął do kosza ze swoimi przyborami, w poszukiwaniu notesu, służącego mu za wizzbooka i przekartkował go (uważając, by Ruby nie zobaczyła za dużo z tego, co tam ukrywał), by pokazać jej fotografię swojej podopiecznej - Milenka. - zaśmiał się. Te imiona, które pasterze nadawali krowom, wydawały mu się niebywale urocze. @Ruby Maguire
Punkty z ONMS: 3 Nastawienie: 5 (niby uśmiechnięta, ale trochę udaje szczęśliwą, za to nastawienie do lasu i lekcji na 10) Strój: wygodny, adekwatny do leśnej wycieczki, w odcieniach zieleni i beżu
Lekcje ONMS pod dowództwem półwila były zjawiskiem bardzo interesującym dla kogoś takiego jak Lily, która podzielała jego genetyczną przynależność i która była z zasady odporna na jego czar, z wzajemnością z resztą. Żałowała, że Atlas został opiekunem ślizgonów, bo przecież nie miał swych korzeni w Slytherinie, a Puchońskie siły były w wiecznym deficycie, czy to chodziło o szkolne rozgrywki, czy o walkę o puchar, czy tak jak w tym wypadku o kadrę. Może Li Wang zakładała, że borsuki są mniej problematyczne od węży i poradzą sobie z połową składu opiekuńskiego? Trudno ocenić. Na szczęście na lekcje Rosy można było przychodzić bez żadnych podziałów, mimo że teraz profesor był bardziej "ich" niż "wszystkich". Bo to, że nauczyciel był otwarty na każdego ucznia czy studenta, to jedno. A zewnętrznie narzucone grupy społeczne to drugie. Pani-Jeszcze-Blackwood stanęła sobie spokojnie na uboczu i odetchnęła głęboko przyjemnym, leśnym zapachem. Dzisiaj trzymała urok wili na wodzy, bo nic nie powinno odciągać uwagi od wspaniałości przyrody.
//Można śmiało podbijać!
Fern A. Young
Rok Nauki : V
Wiek : 16
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.71 m
C. szczególne : długie kręcone włosy, pieprzyki po lewej stronie twarzy
Punkty z ONMS: 0 Nastawienie: 5 Strój: wygodne ubrania przeznaczone na wyjście w plener, szata z godłem slytherinu, odpowiednie sportowe buty na taką wyprawę
Nie zamierzała wagarować, nie na lekcjach profesora Rosy, ulubieńca jej ciotki. W końcu mógł poinformować Celine, że z Fern dzieje się coś niedobrego, a Young nie chciała zwracać na siebie uwagi i tak już zwracała swoją głuchotą. Jej nastawienie do lekcji ONMS było całkowicie obojętne, chociaż też trochę obawiała się tego, głównie dlatego, że nie słyszała, a to utrudniało zajmowanie się zwierzętami, mogły wydawać niespokojne dźwięki, a ona nie wiedziałaby wtedy, czy odsunąć dłoń, uciekać czy może wykonać odpowiedni ruch. Zadowolona jednak była z entuzjazmu Aiyany, która co chwile pisała coś na kartce i dawała jej do przeczytania. Nie przeszkadzało jej to, sama odpisywała dziewczynce sprawnie, przyzwyczajona do tego, aby mieć na uwadzę wszystko dookoła, nie tylko kartkę z długopisem. Za to Mitchelson kilka razy prawie wpadłaby nie tylko na przechodzących, gdyby nie szybka reakcja Fern. Narażała tą małą puchonkę, dlatego tak skrupulatnie jej pilnowała. Kiedy tylko zjawiły się na dębowej polanie, przywitała się z nauczycielem lekkim skinieniem i prześlizgnęła się po jego oczach szybkim spojrzeniem, a następnie przeczytała to co napisała jej Aiyana, sama nie słysząc wydobywających się z trawy dźwięków. Spojrzała właśnie w tamtą stronę, w głowie przedzierając się przez swoją wiedzę z zakresu ONMS. Może to Wozak... Odpisała i pokazała kartkę dziewczynce, ale zdała sobie sprawę, że nic jej to nie powie, dlatego postanowiła dopisać krótkie wyjaśnienie. Taka przerośnięta fretka, która brzydko mówi.
Punkty z ONMS: 0 Nastawienie: 9 Strój: prosty t-shirt, spodnie, buty na grubej podeszwie (mniej-więcej tak)
Wczorajszy trening Quidditcha nie trafi na listę moich najlepszych wspomnień i przeżyć, ale nie wiem jak źle musiałoby mi pójść, żeby mógł ostudzić mój entuzjazm. Naprawdę cieszę się z powrotu do zamku, widzę wyraźnie, że mam w sobie nową energię i aż nosi mnie, żeby ją spożytkować. Jest nawet większa niż w tamtym roku – może dlatego, że teraz nie jestem tu już tak do końca nowy i czuję się znacznie swobodniej? Mój angielski też jest w nieco lepszym stanie, w każdym razie kiedy wystarczająco skupię się i postaram, więc mam z głowy jedną z barier, która mnie ograniczała. Cieszę się nawet bardziej, gdy na horyzoncie widzę czarną czuprynę. Długość włosów co prawda się nie zgadza, Wilkie musiał ściąć je na wakacyjne upały, ale kiedy miga mi profil twarzy, całkiem nabieram pewności, z kim mam do czynienia. Może po prostu widzę to, co chcę widzieć. Przyspieszam kroku i kładę mu rękę na ramieniu. — Przepraszam? — zaczynam tak, jak wtedy, kiedy zaczepiłem go przed lekcją u Swnasea — Ja szukaju dębowa polana, ty znajesz gdzie to? Celowo mówię z wyraźnym zaśpiewem, z akcentem nie do pomylenia, ale zanim wybucham śmiechem, trochę uradowany własnym żartem, ale głównie ciekawy, czy Wilkie zrozumiał nawiązanie, chłopak odwraca się i okazuje się, że to całkiem nieznana mi twarz. Że patrzą na mnie oczy nie ciemne, a bursztynowe, i przede wszystkim w całkiem inny sposób. Mój śmiech więc nie wybrzmiewa, a ja peszę się i zatrzymuję, próbując nie dać po sobie poznać, jak bardzo jestem zakłopotany. — Izvini. Znaczy ee przepraszam. Ja cię z kimś pomyliłem.
- Dzień dobry, profesorze. - powiedziała cicho, być może zbyt cicho, a jeśli popatrzył na nią chociaż przez kilka sekund to uciekła wzrokiem i lekko poczerwieniała. Nie potrafiła przywyknąć do jego niezwykłej urody. Peszył ją i onieśmielał. Nic dziwnego, że czym prędzej czmychnęła w kierunku dowolnej osoby z Hufflepuffu i oto stanęła przed starszą i równie śliczną Lily. - Cześć. - przywitała się i stojąc plecami do profesora dyskretnie klepała się po policzkach wierząc, że to przywróci im trochę normalnego koloru. - Wybacz, że tak się wpraszam do twojego towarzystwa... - mówiła cicho, na tyle aby tylko Lily mogła to usłyszeć. - ... lecz urok profesora mnie peszy i jeśli będzie na mnie patrzyć za długo to zapadnę się pod ziemię a naprawdę chcę polepszyć swoje umiejętności opieki nad zwierzętami. - wyjawiła szczerze swoje pobudki. Profesor potrafił skutecznie dekoncentrować umysły nastolatek... albo przynajmniej ten należący do Iris. Przez cały okres wakacyjny trenowała ze swoim psidwakiem Merkurym różne komendy. Zamiast bawić się na Podlasiu (choć słyszała, że wcale nie było tak fajnie) to przeznaczyła mnóstwo energii i wolnego czasu dla swojego pupila. Nic dziwnego, że chciała rozwinąć swoje umiejętności i jakimś cudem zaimponować profesorowi Rosa opieki.
Punkty z ONMS: 2 pkt Nastawienie: 7 Strój: mundurek szkolny – na pewno mają jakąś jego wersję plenerową
I stało się, namówiła go, miał nie chodzić na lekcje ONMS na studiach, ale Holly nie potrzebowała nawet używać żadnych słów, kiedy poczuł wyrzuty sumienia, że nie będzie jej ani razu na żadnej towarzyszył. Dlatego chciał się zjawić jako jeden z pierwszych, chociaż nie należał do czołówki osób, które chętnie chciały brać udział w zajęciach. Jeśli był pozytywnie nastawiony, to dlatego, że czekał na Holly i był przekonany, że poznając jej pasję i jej zainteresowania, Holly będzie potrafiła go zarazić swoim entuzjazmem, a przynajmniej dużą jego częścią. Wolał jednak trzymać się na uboczu i podziwiać ekscytację innych, szczególnie tej jednej gryfonki, na którą czekał przed wyjściem na błonia. Siedział na jednej z kamiennych ławek dziedzinca, od razu podrywając się z miejsca, kiedy ją zobaczył. Poprawiając torbę na ramieniu, ruszył w jej kierunku. Póki jeszcze nie doszli na polanę, w milczeniu chwytając jej dłoń w swoją. — Mam nadzieję, że będziemy oglądać pufki pigmejskie. Są bardzo dzikie i nieposkromione. Wyraził swoją opinię, czekając na jej – miał jednak dziwne przeczucie, że zwykłe pufki, jakie widzi się w co trzecim domu magicznym nie zaspokoją jej ciekawości. Tak jak on czuł się niezaspokojony krótkim spacerem na polanę, po którym uwolnił jej dłoń, kiedy znaleźli się w zasięgu wzroku profesora.
Punkty z ONMS: 1 Nastawienie: 8,5 Strój: Buty z twardą podeszwą, spodnie, których nie szkoda ubrudzić, normalna bluzka z krótkim rękawem, nic specjalnego.
Rok szkolny czas, start! Pierwsze lekcje rozpoczęły się z przytupem i od razu wszystko wskazywało na to, że będzie ich dużo i będą one ciężkie. Imogen nie zamierzała narzekać na ten akurat aspekt. Ona sama po jakże marnych wakacjach, nie mogła doczekać się powrotu do Hogwartu i do związanej z tym wszystkim rutyny. Zajęcia, prace domowe, praca w Miodowym Królestwie, czyli spokojne i normalne życie. Zjawiła się na polanie przed czasem z naprawdę dobrym nastrojem. Zjadła naprawdę dobre drugie śniadanie, toteż wciąż odczuwała je w brzuchu, co poprawiało jej nastrój. Po drodze na polanę, związała swoje długie blond włosy w koka na czubku głowy, aby mieć pewność, że nie zostaną zaatakowane przez żądne dziwne zwierzę, lub zwyczajnie nie będą jej przeszkadzać przy pracy. Rzuciła krótkie "dzień dobry" w stronę profesora, pomachała swojej siostrze (@Iris Skylight) i odeszła gdzieś na bok, aby nie przeszkadzać, póki nie zacznie się lekcja. Nuciła sobie pod nosem piosenkę, która od jakiegoś czasu siedziała w jej głowie i oglądała swoje paznokcie w poszukiwaniu jakichś niedoskonałości. Kiedy takowe znalazła, próbowała usunąć je za pomocą metamorfomagii. Musiała przyznać, że w takich sytuacjach jej umiejętność bardzo się przydawała, bo dzięki niej miała zawsze idealnie wypielęgnowane dłonie.
- Irys! Wpraszaj się, kiedy tylko chcesz! Zawsze jesteś mile widziana. - Lily szczerze się ucieszyła z towarzystwa młodszej koleżanki. Zadziwiające jak bardzo półwila mogła być niepewna siebie i jak cieszyły ją wszystkie przejawy sympatii w chwili, kiedy nie używała uroku. Posłuchała tego, co puchonka ma do powiedzenia na temat profesora i zachichotała cichutko, zniżając głos do dyskretnego szeptu. - Nic dziwnego, profesor rozsiewa urok naokoło praktycznie bez przerwy, taki już ma sposób bycia. Ja dzisiaj robię wszystko, by trzymać własny na wodzy. Nawet sobie nie wyobrażam, jakie to musi być rozpraszające! Trudno jej było się utożsamiać z pełnej krwi ludźmi pod tym względem, a pobyt na Podlasiu jeszcze bardziej pogłebił u niej poczucie odrealnienia i oderwania od ludzkiej społeczności. Miała ochotę zatracić się w świat dziczy, być bardziej jednym z biesów, niż człowiekiem. Wiły, wyszymory, brzeginki. Jako półwila pasowała do nich doskonale i obecnie tęskniła za wszystkimi znajomościami, które nawiązała w Polsce. - Umiejętności opieki? - postanowiła pociagnąć temat, żeby odciągnąć myśli od trudnych emocji. Podejście Lily do zwierząt było nieoczywiste i dalekie od zachwycania się puchatymi stworzonkami, ale lubiła o nich rozmawiać z innymi. - Nie wolisz skupiać się na poznawaniu dzikich stworzeń w ich naturalnym środowisku?
Punkty z ONMS: 5 (patrząc na sumę punktów w jego kuferku, to bardzo dużo! xD Nastawienie: 9 Strój: nieco znoszone buty trekingowe, jeansy, ciemnozielony t-shirt
Nie mógł powiedzieć, że wszystko szło po jego myśli, ale poświęcił cały poranek na to, by rozpisać sobie wszystkie wydarzenia ostatnich dni w swoim dzienniku, rozkładając na czynniki pierwsze nie tylko zachowania innych, ale i swoje własne emocje. Wydawało mu się, że teraz wie, czego chce od tego roku, nawet jeśli nie był jeszcze pewien, czego będzie oczekiwał po zakończeniu szkoły. Próbował przetłumaczyć sobie, że nigdy nie będzie w pełni wolny od relacji międzyludzkich, więc i powinien postarać się lepiej je zrozumieć - zwłaszcza na jakimś bezpieczniejszym od Iris czy Lockiego gruncie. Ruszył więc na zajęcia z ONMS pełny motywacji, by zapoznać się z kimś nowym, bo i lekcja w plenerze z kradnącym atencję wszystkich pół-wilem wydała mu się najwygodniejszą ku temu okazją. Zaczepiony przez nieznanego sobie Ślizgona wpierw spojrzał na niego w kompletnym niezrozumieniu kocio przymrużonych oczu, nie mogąc pojąć czemu ten go dotyka, by zaraz uśmiechnąć się ciepło i w pełni szczerze pod myślą, że idealny do jego planu chłopak sam właściwie wlazł mu pod nogi. - Nie szkodzi, chętnie Cię zaprowadzę - zapewnił spokojnie niespiesznym tonem, od razu układając dłoń na jego łopatce, by łagodnym naporem naprowadzić go w odpowiednią stronę. - Sam zresztą tam idę i wiem też, jak ciężko się odnaleźć w nowej szkole. Dopiero co wróciłem z wymiany z Calpiatto - zdradził, mentalnie przybijając sobie samemu piątkę za to, że odpowiada pełnymi zdaniami i dodaje coś od siebie, zamiast zbyć chłopaka pomrukami i zwyczajnie wskazać mu drogę, jakby sam wcale nie szedł w tym samym kierunku. Wiara, że chłopak jest tutaj zupełnie nowy, dodawała mu też śmiałości, by faktycznie utrzymać z nim kontakt wzrokowy, gdy układał już dłoń na własnym sercu, wybierając tę formę przy ciepłym "Jestem Gael" zamiast uścisku dłoni, za którym nigdy nie przepadał. - Jeśli chcesz, mogę Cię przedstawić dziewczynom z Hufflepuffu - zaproponował, bo i z oddali dostrzegł już @Lily Blackwood i swoją @Iris Skylight, do których gotów był w każdej chwili uśmiechnąć się na powitanie.
Iris Skylight
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 163,5 cm
C. szczególne : filigranowa postura, pieprzyki rozsiane po ciele, kilka piegów na twarzy, skromna biżuteria; zapach fiołków;
- To jest bardzo rozpraszające. Ach, jestem wciąż czerwona czy już nie? Czasami zazdroszczę mojemu rodzeństwu, że potrafi sobie wymazać rumieńce z twarzy. - pytała cicho przepięknej Puchonki. Mogłaby popaść przy niej w kompleksy gdyby nie własne przekonanie, że i ona dobrze wygląda. O ile Lily nie zabiera pełnej uwagi osób, które Iris osobiście uwielbia, tak będzie pałać do niej naturalną dla Puchonów sympatią. Pomachała do Imogen, rejestrując jaśniejszy odcień jej włosów a jej uwagę zaraz zwrócili nadchodzący chłopcy. Wyprostowała szyję i uniosła dłoń do Gaela aby się przywitać na odległość. Na jej twarzy odmalowała się ulga, jakby naprawdę nie spodziewała się, że chłopak zmieni zdanie i znów zniknie. Wróciła wzrokiem do Lily. - Jeśli w naturalnym środowisku tych dzikich zwierząt jest profesor to się na tym nie skupię. - zachichotała i zasłoniła usta, aby nie zwracać na siebie niepotrzebnej uwagi. - Jak myślisz, jakie stworzenia nam dziś przyprowadzi? - przestąpiła z nogi na nogę i oplotła swoje ramiona dłońmi, poprawiając zaraz to kawałek rękawa żółtego sweterka.
Punkty z ONMS: 13 Nastawienie: mocne 2/10 Strój: munduerk szkolny, w torbie ma bluze
Pierwsze, na co zwrócił uwagę po wejściu na polanę, to nadzwyczaj wysoka frekwencja Puchonów. Nowy rok szkolny najwidoczniej oznaczał – przynajmniej dla części uczniów - świeżą dawkę motywacji do nauki, bo co po niektórych Terry ostatni raz widział na zajęciach w okolicach marca. Sam nie podzielał tej ekscytacji, jak co roku spędzając pierwsze tygodnie września w nastroju iście wisielczym. Szesnastolatek najchętniej nie wychodziłby z łóżka aż do jesieni, marudząc i użalając się nad sobą tak długo, dopóki pogoda za oknem nie zaczęłaby odzwierciedlać jego stanu ducha. Promienie słońca, tak przyjemnie ogrzewające twarz, ilekroć opuściło się mury zamku, były dla chłopaka niczym kopanie leżącego. Taka ładna pogoda tak zmarnowana… Mimo wszystko próbował zachować pozory, uśmiechając się już niemalże odruchowo, kiedy witał się ze wszystkimi, nim zajął miejsce trochę na uboczu. Nie był w najlepszym nastroju, ale nie chciał swoimi humorkami psuć dnia innym, Bogu ducha winnym uczniom. Byle tylko stworzenia, którymi mieli się dziś zajmować nie wyczuły od niego tego pesymizmu…
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Punkty z ONMS: 54pkt. Nastawienie: 5 - po prostu jest Strój: wygodny dresik w wężowych kolorach
Zaczynanie lekcji od Opieki Nad Magicznymi Kurwiszonami, nie było najgorszym, co Max mógł sobie wyobrazić. Zazwyczaj postrzegał te lekcje jako dość lajtowe i przychodził dla nich bardziej dla zabawy, niż faktycznie zebrać jakąś wiedzę. Zabrał więc pod pachę @"Lockie I. Swansa" i udali się na polankę. -Dobry. Będzie coś o dzikach? - Wyszczerzył się do @Atlas Rosa, wspominając spotkane na wakacjach zwierzę, któremu obiecał przecież romantyczną kolację przy świecach, więc musiał się jakoś do niej przygotować. -A Tobie kto narzygał do owsianki? - Zagadał stojącego na uboczu @Terry Anderson , stając obok chłopaka i przypatrując się reszcie zgrai.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Punkty z ONMS: 21 Nastawienie: 9 Strój: zielony, ślizgoński dresik i wygodne obuwie sportowe
Nie był amatorem zwierząt, to nie było żadną tajemnicą, ale teraz był gęsim rodzicem i zdawało mu się, że chyba powinien być obecny na zajęciach mogących nakreślić mu przynajmniej ramy empatii względem bydląt czworonożnych, albo tych pokrytych piórami. Na wiadomość o opiece nad kurwiszonami zaśmiał się, jak na debila przystało i oczywiście, że poszedł za Maxem, z daleka kiwając głową profesorowi Rosie i rozglądając się po zbiegowisku z pewną niechęcią, bo oczywiście okazało się, że ślizgonów to jak na lekarstwo, a pucholand pączkował niczym drożdże w ciepłej dupie. - O nich wiem tyle, że srają w lesie. - powiedział Maxowi na tyle cicho, by Rosa nie usłyszał, jaki z niego inteligent. Kiedy ten zaczepił Andersona, wesoły uśmieszek Swansea spełzł, a on sam przewrócił teatralnie oczami i westchnął, bo chłopiec widać miał nos zwieszony na kwintę a Lockie po niefortunnej uczcie na rozpoczęcie roku szkolnego jeszcze był trochę sfochany.
Sytuacja nie byłaby może taka najgorsza, gdyby nie to, że tak bez sensu go dotknąłem. Jestem wyczulony na tym punkcie, bo sam przez taniec mam nienaturalnie poprzesuwane granice komfortu i leżą one o wiele dalej, niż dla większości ludzi. Dlatego też zwykle staram się tego pilnować, nawet jeśli z różnym skutkiem. I choć Wilkiego zaczepiłem w ten sam sposób, to wtedy jednak miałem do tego konkretny powód, a teraz? Cóż. Teraz nie bardzo wiem, jak to wyjaśnić, tym bardziej że chłopak po chwilowym zaskoczeniu od razu próbuje mi pomóc, wprawiając mnie w jeszcze większe zażenowanie. Co powinienem teraz zrobić? Udawać, że pomoc rzeczywiście jest mi potrzebna pomoc? Już prawie podejmuję decyzję, że będę rżnąć głupa tak długo, aż uda mi się zniknąć z jego oczu, a wtedy on mówi coś o nowej szkole i budzi się we mnie protest, który poprzedza szczere zdziwienie. — O nie, nie. O nie... — wpierw przeczę energicznie, ale za drugim razem jest to raczej jęk rozpaczy. Paradoksalnie w swoim zaskoczeniu i zakłopotaniu brzmię, jakbym tyle co wylądował po świstokliku prosto z Moskwy. — To przez ten akcent, da? Ja tylko tak żartował, bo myślał, że to mój znajomy. Ale nieznajomy nie bardzo o to dba, bo nawet się nie orientuję, gdy delikatnie, ale stanowczo pcha mnie w kierunku polany, na której miała odbyć się zbiórka. Trochę godzę się ze swoim losem, trochę postanawiam, że zaraz w bardziej dosadny sposób powiem, że nie jestem aż tak nowy, ale przede wszystkim cieszę się, że rozmawiam z kimś nowym. Po wakacjach jestem złakniony towarzystwa, mam też nadzieję, choć bardzo cichą i nieśmiałą, że w tym roku uda mi się poszerzyć grono znajomych, więc kiedy opada we mnie zdziwienie, zaczynam cieszyć się z atencji, jaką od niego otrzymuję. Była na tyle przyjemna, że znów zastanawiam się, czy nieprzyznanie się do prawdy było aż tak złą opcją. — O jak ty się ładnie nazywasz. Znaczy przedstawiasz — pokazuję ruch dłoni, żeby wyjaśnić o co mi chodzi, po czym dodaję ciszej: — ale nazywasz też... Galej? — w moich ustach nie brzmi to nawet w połowie tak dźwięcznie, jak w jego, ale nie bardzo się tym przejmuję. — Calpiatto to w Ispanii? Byłeś tam kilka lat? Zgaduję, że był tam dość długo, bo w jego angielskim słyszę obce nuty, a skoro mnie udaje się je dosłyszeć, to znaczy, że muszą być mocne. Generalnie gdyby zaczął mówić zbyt szybko, pewnie miałbym spory problem, dlatego modlę się w duchu, by jednak tak nie robił. W końcu orientuję się, że ja się jeszcze nie przedstawiłem i szybko naprawiam swój błąd. — Ja jestem Daniil. Po waszemu to raczej Daniel, to Ty mów jak Ci wygodniej — skoro on nie wyciągał do mnie dłoni, to i ja tego robię i zamiast tego uśmiecham się do niego przyjaźnie. — Ja przyjechał z Rosji, ale już rok temu. Ale Twoich koleżanek ja akurat nie znaju. Znam za to @Terry Anderson, na którym zawieszam spojrzenie i uśmiecham się w jego stronę. Nie podchodzę z trzech powodów – po pierwsze ma już niezłą obstawę, po drugie wyraźnie średni humor, a po trzecie i chyba najważniejsze: kompletnie nie mam pojęcia, jak zachować się w jego towarzystwie. Gdybym był na wakacjach, pewnie byłoby teraz mniej niezręcznie.
Rosa zwrócił uwagę, kiedy @Lily Blackwood przyszła na łąkę, mając w pamięci sytuację, jaka wydarzyła się pod koniec zeszłego roku. Zdawał sobie sprawę, że młodzi, targani hormonami ludzie nie zawsze znajdowali rozsądek w chwilach porywających serce, ale sam będąc reprezentantem tego szlachetnego grona potomków wil, w jakimś stopniu czuł dyskomfort wiedząc, że na tej płaszczyźnie zaczynają się w szkole pojawiać problemy. To była presja działania, której nie potrzebował, a którą musiał zaakceptować. Skinął głową, widząc znajomą twarz @Daniil Egorov, którego kojarzył przelotnie sprzed roku, a także @Gael Camilton którego mniej więcej dokładnie tyle samo czasu nie widział na terenie szkoły. Witał się z każdym z uczniów na tyle, na ile chcieli wchodzić z nim w interakcję, starając się zarejestrować ilu i z którego domu przychodzi. - Dzień dobry, Iris. - uśmiechnął się miękko do @Iris Skylight, która szybko czmychnęła do swoich koleżanek, posyłając uśmiech również @Ced Savage o którym wiedział, że ten nie planował podejmować się nauk o magicznych stworzeniach na studiach, tym bardziej miło mu było go zobaczyć. - Dzień dobry, dzień dobry. - kiwnął głową @Imogen Skylight, która go minęła i zaśmiał się cicho, słysząc komentarz @Maximilian Felix Solberg - Panie Solberg, zapewniam, że jak tylko będzie lekcja o dzikach, zaproszę Pana indywidualnie, oddzielną sową. - położył dłoń na piersi w geście zobowiązania. Uśmiechnął się, odprowadzając go wzrokiem do stojącego nieco na uboczu @Terry Anderson i spojrzał na zegarek. Mieli jeszcze chwilę, ale to bardzo dobrze, że tyle rąk ... znaczy uczniów, stawiło się na zajęcia.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Punkty z ONMS: 21 Nastawienie: 7 Strój: cyk, plus płaskie buty typu lordsy, takie szkolne pewnie, ot co
Na lekcje ONMS zawsze była podekscytowana, w końcu magiczne stworzenia interesowały ją na tyle, że nawet rozważała związać z nimi swoją karierę w przyszłości. Niestety marzenia te na chwilę spłynęły na drugi plan, bo po licznych niepowodzeniach poprzedniego roku jakoś ciężko było jej na nowo zaangażować się w ten pomysł. Nie zamierzała jednak z tego powodu zrezygnować z lekcji, na pewno nie u profesora Rosy. Nawet jeśli znów miało ją coś opluć, pobić, kopnąć, osrać czy inne takie, przynajmniej miała na kogo popatrzeć. Okazało się, że na polanie zgromadziło się już naprawdę wiele osób, a przekrój przez uczniów i studentów był tak duży, jak tylko się dało. Spojrzała na niewielką pierwszoklasistkę, a potem na ogromnych pałkarzy Slytherinu, zastanawiając się, czy przy akompaniamencie wybrzmiewających w powietrzu "łajz" bardziej kuriozalne wydawała jej się obecność pierwszaka na lekcji, czy cholernego Swansea. - Dobrze, że jesteś - powiedziała do @Imogen Skylight, przywierając na moment do jej ramienia. Nie umiała wyjaśnić, czemu była w tej chwili tak clingy, ale ewidentnie potrzebowała wsparcia kogoś bliskiego.
Stała sobie tak z boku, nie wadząc nikomu, zatopiona w swoich myślach i urzędując w swoim własnym świecie. Nie spodziewała się, że nagle zostanie w tak jakże brutalny sposób zaatakowana przez inną osobę. Była na tyle odcięta od świata, że nie zauważyła nadejścia @Kate Milburn, dopiero je poczuła, kiedy to przyjaciółka przykleiła się do jej ramienia. Zaskoczona przerwała nucenie utworu w połowie nuty i rozejrzała się wokół gotowa... no właśnie, na co? Kiedy spostrzegła drugą Gryfonkę i jej minę, ponownie rozejrzała się wokół. - Co się sta... - ale nie zdążyła dokończyć słowa. Zatrzymała się w połowie, kiedy jej wzrok wylądował na pewnym Ślizgonie, który prawdopodobnie był winny spowodowania takiego samopoczucia u jej przyjaciółki. Usta Imogen ułożyły się w jakże malownicze "O", kiedy zrozumiała o co tu chodzi i szybko powróciła spojrzeniem do ciemnowłosej dziewczyny. - Jest ok? - zapytała tylko cicho. Ułożyła swoją dłoń na jej własnej, jakby chciała ją w ten sposób pocieszyć, dodać otuchy, mogła sobie to tłumaczyć jak chciała. W tym momencie nie miała za bardzo możliwości, aby zrobić cokolwiek więcej. - Jeśli będziemy pracować w parach, to jesteś ze mną, bo kompletnie nie ogarniam opieki nad magicznymi stworzeniami - dodała po chwili szeptem, pochylając się w stronę ucha Kate, aby ta informacja na pewno dotarła tylko do niej.