Po wejściu do sali okazuje się, że w środku stoi duży, czarny i pusty regał. Czyżby sławetna klasa pełna słodyczy okazuje się kłamstwem? Nic bardziej mylnego. Wystarczy trzykrotnie stuknąć różdżką w regał i wypowiedzieć słowa " ostendam quod est occultatum", by powietrze przed meblem zafalowało i odsłoniło wściekle turkusowy mebel pełen słoików ze słodyczami. Uwaga. Można zajadać je ile się zapragnie, bo się nie kończą, jednak każde łakocie wyniesione poza pomieszczenie zamienia się od razu we wiór. Ktoś najwyraźniej nałożył na słodycze zaklęcie chroniące przed kradzieżą.
Od dziecka skręcał tylko dlatego, żeby zobaczyć jak zareagują rodzice. Z czystej przekory, a później weszło mu to już w nawyk. Teraz nie za bardzo to już zauważał, stało się to dla niego czymś naturalnym, a od czasu kiedy zaczął studia to i rodzice mało kiedy wtrącali się w jego sprawy. Szczególnie ojciec, bo matka od zawsze pozwalała mu podążać własną ścieżką. Może dlatego był tak inny od Westa, który jednak liczył się ze zdaniem rodziców bardziej niż Slim. Może gdyby było inaczej nie siedziałby teraz z Felą i nie mówił tego wszystkiego. To było dla niego ważne. Nie chciał jej stracić. - Gdzie teraz jesteś? - spytał jak tylko zamknęła oczy, ale sam nie miał zamiaru tego zrobić. Wpatrywał się w nią uważnie, jakby to miało mu pomóc w czymkolwiek. Odgadnięciu o czym teraz myśli i w jakim kierunku potoczy się dalej wszystko. - Tak, tak właśnie myślę. A o przynoszenie kwiatków się nie martw, to moja działka. Nadal będę Slimem, więc nie wiem czym się tak martwisz? I nie musimy być tacy jak inni, po prostu bądźmy sobą, ale ze sobą. Razem. - Już nie wiedział czy mówiła na poważnie czy sobie zaczęła żartować. Najbardziej ucieszyłby się z prostej odpowiedzi, a nie martwieniem się już teraz rocznicami i innymi rzeczami, których nie było. Bo jak rozwiązać problem którego nie ma? Nie można było, więc po co w ogóle zawracać sobie nim głowę? - To co byś chciała zmienić? Kiedy już usiadła mu na kolanach pogłaskał ją ponownie po włosach i bezwiednie zaczął się nimi bawić. Robił to tak często, że jakby teraz powiedziała mu, żeby przestał to poczułby się głupio i przez jakiś czas nie wiedziałby co zrobić z rękami. To było tak naturalne, że bez tego czegoś by brakowało. Może nie istotnego, ale z pewnością coś byłoby nie tak. - Ale to ma działać w dwie strony. Okej? Jak ja zrobię coś nie tak, to też mi o tym powiesz - nie chciał kilka razy powielać zachowań, które były nieodpowiednie, a nie zawsze sam będzie umiał ich wyłapać. Wiedział o tym. Zawsze tak było i dopóki ktoś mu czegoś nie wytknął to uważał, że wszystko było w porządku. Nim zdążył odpowiedzieć na jej pocałunek już został przerwany, czego nie przyjął ze zbytnim entuzjazmem, ale po chwili już się śmiał z jej kolejnych słów. - Na pewno w końcu tyle ich mam - powiedział z wyczuwalną ironią w głosie, ale tylko pokręcił głową na zakończenie tego tematu. Nie było czego komentować, bo żadnych fanek nie było. A przynajmniej mu na temat nie było wiadomo. Przytulił ją do siebie i najchętniej nie ruszałby się z miejsca jeszcze przez długi czas. Ale jak zawsze nie ma lekko. Nie mogli chyba tak przesiedzieć całej nocy, chociaż jeżeli chodzi o Slima to nie widział w tym nic złego. - Powiedz, że nie musisz dzisiaj wracać do pokoju wspólnego. Tylko za niedługo wrócimy do mieszkania.
Zamknij strach w szklance. Zamknij też oczy i obejmij siebie spokojem. Spójrz na coś z perspektywy wariata, zakręć się dwa razy, wyzbądź się wrażenia popełniania błędów. Bądź tak dobry, spróbuj polecieć wolniej niż zwykle. Przyciśnij do dołu swoje emocje, czasem... Czasem są niepotrzebnym ciężarem. Wypij też kieliszek wątpliwości, które towarzyszą Ci każdego dnia. Niech zapłoną w gardle jak najmocniejszy alkohol, a potem ulotnią się z tlenem, bo przecież nie zostaną tam na zawsze. Felicie potrzebowała wykonać wszystkie te czynności, w miarę jednak jak tylko przytulała się do slimowej piersi zdawała sobie sprawę jak bardzo zdekoncentrowana jest. Chciała mu powiedzieć, że ufa mu, że to jest to czego chce spróbować. Ale nie mogąc znaleźć żadnych słów, które wyraziłyby emocje, po prostu milczała pogrążając się w słowach, którymi on ją otulał. Pytał gdzie jest. Bardzo chciała odpowiedzieć, określić miejsce, opisać krajobraz, powiedzieć czy jest ciepło czy zimno. Zamiast tego uśmiechnęła się lekko ściskając jego dłoń, gdy splatała wspólnie ich palce. Zaraz potem westchnęła krótko kiwając ze zrozumieniem głową gdy tak mówił do niej i mówił... To uspokajało. To kołysało do jakiegoś dziwnego rytmu nieprzypadkowym zdarzeń, które wydarzyły się w ramach losu na loterii. - Nic... Nie chcę zmieniać. Ale samo się zmieniło. Po prostu zróbmy coś... Coś takiego, co będzie nasze w sumie i też trochę będzie się łączyć z tym wszystkim. Jakiś nowy zwyczaj? - Zaproponowała nieco zadowolona ze swojego "pół pomysłu" przez wzgląd na to, że nie była go pewna całkowicie. Co jeśli Slim nie chciałby żadnych nowych zwyczajów, swoistego nowum, które determinowałoby kształt wszystkich starości? Znów zamknęła oczy, ale tylko po to by po sekundzie je otworzyć i wzruszyć ramionami. - Jasne, że powiem. Przecież zawsze mówię. Możesz na mnie liczyć, nadal. Nie oszczędzajmy się w tej kwestii, znaczy... Wiesz o co chodzi. - Oczywiście w jej myślach pędziły swoiste sznureczki myśli, że może teraz chroniąc siebie zbyt mocno będą ograniczać szczerość, ciąć koszta w momencie gdy powinni być ze sobą bezpośredni do bólu, do krwawienia z tętnic. Naprawdę nie chciałaby tego stracić. W tym wypadku i właśnie dlatego po prostu cmoknęła ustami sprawiając, że ich barwa przybrała purpurę. - Tak, wróćmy tam. Wypadałoby chyba rzucić jakieś "chłoszczyść". Zapomniałam Ci powiedzieć, że w sobotę mój tata nas odwiedzi. - Uśmiechnęła się lekko wstając powoli z fotela wciąż ściskając jego dłoń, musnęła go gdzieś po drodze w policzek i nim się obejrzała mogli już zmierzać w zupełnie inne miejsce.
Spokojnie, jutro będzie lepiej, powiedziała do siebie Aleks. Miała taką nadzieje, bo na razie czuła się okropnie. Siedziała wczoraj do późna odrabiając prace domową z transmutacji. Na treningu była przez to strasznie zmęczona, no i jeszcze nie zdążyła na obiad. Jezu, jaka ona była głodna, a do kolacji tak daleko. Jeszcze trzy godziny. Powoli wyszła z pokoju wspólnego puchonów, mocno trzymają się za brzuch. Ruszyła prosto do sali Łasuchów, miała nadzieje, że spotka tam kogoś przyjaznego, z kim będzie mogła porozmawiać. Weszła do sali i zatrzasnęła za sobą drzwi, nikogo nie było. Podeszła do jednego z wielu stołów zastawionych pucharami, wyciągnęła różdżkę z wewnętrznej kieszeni szaty i wycelowała w najbliżej stojący puchar: - Confoodus - powiedziała. Puchar napełnił się jej ulubioną sałatką La Bella Vita. Potem wycelowała w drugi puchar i wyczarowała trochę Syreniego Latte. Usiadła na krześle i zaczęła szybko pochłaniać swoje danie. Usłyszała otwierane drzwi. Odwróciła się lecz z początku nikogo nie zobaczyła, dopiero po chwili dostrzegła kota przemykającą pod ścianą. Był szaro-biały i smukły, na pewno go już gdzieś widziała, ale nie pamiętała czyi dokładnie był, chyba tej krukonki z VI klasy... Jeszcze raz wyciągnęła różdżkę i wyczarowała miseczkę mleczka. Położyła ją na blacie i zawołała kota. Zwierzak chwilę się wahał po czym przybiegł, zwinnie wskoczył na stół i zaczął pić. Aleks wyciągnąć rękę i chciała go pogłaskać, ale wtedy kocur zasyczał, podrapał ją i zeskoczył wylewając na nadgarstek Aleks gorącą Latte. Krzyknęła, złapała z różdżkę, którą zostawiła na stole i przyłożyła do nadgarstka. - Fringere - powiedziała. Nie do końca umiała to zaklęcie, więc nie znieczuliło całego bólu, ale przynajmniej trochę go załagodziło.
- Lisa! Ty mała rozrabiako, coś ty znowu zrobiła, co? - Ashley spojrzała groźnie na swoją pupilkę, na co zwierzę tylko miauknęło cicho. Dziewczyna uniosła znacząco jedną brew, wyrażając tym samym swoją nieufność wobec kotki. Pewna, że zaraz będzie musiała coś po niej naprawić wkroczyła do Sali Łasuchów. Oczywiście, tak, jak się tego spodziewała, przez wybryki Lisy w pomieszczeniu przebywała jedna osoba poszkodowana. Ashley łypnęła groźnie w stronę przyczyny zamieszania, ale tej już nie było. Westchnęła i podeszła do dziewczyny. - Daj, zerknę na to - powiedziała i wyciągnęła różdżkę, dając dziewczynie znak, że wie, co robi. Zwykle ludzie w takiej sytuacji usiłują się odsunąć, zapewniają, że sami sobie poradzą. Krukonka była tym bardzo zmęczona i miała nadzieję, że tym razem obejdzie się bez długiej dyskusji. Już wystarczyło jej to, że musiała odnaleźć Lisę, zanim narobi ludziom więcej szkód. Nigdy więcej żadnego zwierzaka, nakazała sobie w myślach i spojrzała wyczekująco na poszkodowaną.
Aleks spojrzała na dziewczynę, która dopiero co weszła i uśmiechnęła do niej, a przynajmniej chciała to zrobić, bo specjalnie jej to nie wyszła, przez niestający ból w nadgarstku. Więc już wie czyi to kot. Przyjrzała się dziewczynie, miała długie, brązowe włosy i była bardzo ładna, widziała ją parę razy na korytarzu, lecz jeszcze z nią nie rozmawiała. Patrzyła z wściekłością na zwierzę. Podeszła do Aleks, jednocześnie wyciągając różdżkę i prosząc o pokazanie zranienia. Aleks nie zawahała się, zazwyczaj ufała inny ludziom i pokazała jej nadgarstek, który zaczął coraz bardziej puchnąć. - Jestem Aleks - przestawiła się dziewczynie. - A ty? - lecz nie czekając, na odpowiedź, kontynuowała - trochę się poparzyłam, przez twojego kotka, ale to chyba nic wielkiego. Jest nawet ładny - rozejrzała się w jego poszukiwaniu. - A gdzie on, jest tak właściwie? On wszystkich nie lubi czy tylko mnie? Długo go masz? Jesteś krukonką, prawda?. Umilkła nagle, żeby jej nie rozpraszać i z zaciekawieniem oglądała co robi.
Unosząc nieznacznie brew chwyciła delikatnie rękę czerwonowłosej i obejrzała ją z każdej strony. - Rzeczywiście, nic wielkiego. Jednak domyślam się, że daje o sobie znać? - uniosła wzrok na puchonkę i, nie czekając na odpowiedź, uniosła różdżkę cicho wypowiadając odpowiednie zaklęcie. Po chwili po poparzeniu pozostał tylko ledwo widoczny, różowy ślad. - Lepiej? - spytała, ale dobrze wiedziała, że czar zadziałał. - Jestem Ashley i tak, należę do Ravenclawu. A ty zapewne jesteś puchonką? - przyjrzała się dziewczynie jeszcze raz. Wydawała się być całkiem miła. Inna od reszty. - Naprawdę przepraszam cię za Lisę. To taki... nieokiełznany kot. Lubi robić wszystkim na złość. Szczególnie mnie - stwierdziła z przekąsem, po raz kolejny oglądając się za swoim zwierzakiem. - A teraz znowu gdzieś wybyła i zapewne zaraz narobi komuś kolejnego kłopotu. Kolejny raz spojrzała na dziewczynę i uśmiechnęła się delikatnie. - Lepiej w przyszłości trzymaj go na dystans. Najlepiej dopóki sam nie zacznie się łasić - poradziła i mrugnęła do towarzyszki znacząco.
Poczuła wielką ulgę gdy, tylko zaklęcie Ashley zadziałało. - Miło poznać. - powiedziała Aleks i szeroko się uśmiechnęła. Uścisnęła dłoń dziewczyny. Potem chwyciła swoją różdżkę i wyczarowała dwa puchary Syreniego Latte. - Napijesz się? - chwyciła jeden z pucharów i wcisnęła Ashley w dłoń. - Naprawdę dobre. Taka lekka czekolada z piankami... Z Lisą się nie przejmuj, nic się w końcu nie stało. Sama mam w domu psa, więc wiem jak to jest. – Uśmiechnęła i też puściła do niej oko. - Jesteś z stąd? Bardzo dużo ludzi ostatni przyjeżdża na wymianę, zawłaszcza że zaczął się Złoty sfinks. Ja jestem tu od początku, od kiedy oczywiście dowiedziałam się o … - naglę urwała w pół zdaniaa jej uśmiech nieco zbladł. Badawczo przyjrzała się Ashley. Nie miała zamiaru zdradzać od razu, że ma rodziców mugoli, jeszcze zacznie jej dokuczać jak niektórzy ślizgoni. – Zresztą… nie ważne.
Spojrzała na puchonkę i uśmiechnęła się delikatnie. - Jeżeli chciałaś coś powiedzieć, to na pewno nie jest to "nieważne", jak to ujęłaś - stwierdziła spokojnie. Upiła łyk podanego jej przez dziewczynę napoju i kiwnęła z uznaniem głową. - Rzeczywiście dobre - stwierdziła - A co do twojego pytania... Tak, jestem tu od pierwszej klasy. Poza tym... chciałaś chyba powiedzieć, że odkąd dowiedziałaś się, że jesteś czarownicą? - odgadła i uśmiechnęła się do Aleks znacząco. - Nie można się wstydzić swojej rodziny, jakakolwiek by ona nie była. Nie ważne, że inni się śmieją, albo coś w tym stylu. Ważne, że ty jesteś z niej zadowolona. Uniosła puchar do ust i upiła kolejny łyk Syreniego Latte. Aleks wydawała jej się bardzo miłą osobą. Może zbyt szybko ufała innym. Ktoś mógłby to kiedyś wykorzystać. westchnęła i spojrzała w dół, czując dziwne ciepło przy nodze. - No proszę, nasza kochana rozrabiaka raczyła się tu przywlec. Zgłodniałaś, futrzaczku? - powiedziała nieco ironicznie. Kotka miauknęła i wbiła w Ashley spojrzenie swoich zielonych, kocich ocząt. - O nie, nie, moja droga. Nie mydl mnie tu oczami. Znowu nabroiłaś, a ja musiałam po tobie posprzątać. Zachowujesz się jak małe kocię, a masz już prawie rok - warknęła pouczającym tonem i rozejrzała się. Zauważyła niedokończone mleko i postawiła je na podłodze. - To jeszcze nie koniec tej rozmowy - mruknęła i odwróciła swoją uwagę od zwierzęcia. Spojrzała na Aleks spodziewając się ujrzeć coś na kształt zdziwienia, albo zniesmaczenia... zwykle ludzie uważali za dziwactwo rozmawianie z kotem jak z człowiekiem. No cóż, nawet prawie idealna Krukonka Ashley ma swoje dziwactwo.
Słowa Ashley dodały Aleks nico otuchy. - Tak, od kiedy dowidziałam się, że jestem czarownicą. Dziękuje, to miłe... To co powiedziałaś - powiedziała i uśmiechnęła się. Wydawała się Aleks miłą osobą, przynajmniej nie zamierzała śmiać się z niej. Nie znosiła tego, jak niektórzy oceniają na podstawie tego, czy jego rodzice są czarodziejami, czy nie. Odprężona, usiadła na blacie i zaczęła popijać swoje Latte. Przyglądała się chwilę, jak Krukonka rozmawia ze swoim kotem, nie uważała tego za niezwykłe, czy dziwne. Gdy tylko Ashey rzuciła ostatnie wściekłe spojrzenie na pupila, kotka zwróciła swoje wielkie, zielone oczy na Aleks. Odruchowo cofnęła się o krok. Zrobiła to trochę zbyt nerwowo, bo potknęła się, stanęła na końcówkę szaty i wylądowała na ziemi. Szybko wstała i otrzepał się. Spojrzała na Ashley spodziewając się gwałtowne parsknięcia śmiechem... Szybko udała, że to się w ogóle nie wydarzyło i postanowiła zmienić temat. - Czym się interesujesz? Trenujesz może Quidditcha?
Uniosła minimalnie jedną brew, widząc upadek dziewczyny. W pierwszym odruchu chciała jej pomóc, ale kiedy ta wstała uznała, że nie ma co wałkować tematu. Była też nieco zaskoczona tym, że nie powiedziała nic na temat jej niedawnej rozmowy z kotem. Spiorunowała zwierzę wzrokiem, ale ono kompletnie nic sobie z tego nie robiło. Spojrzała znów na Aleks i popiła nieco swojego Syreniego Latte. - Ja? Nie, sport raczej odpada. Wolę rysować, albo pisać... - powiedziała wzruszając ramionami. - A ty? Co lubisz robić w wolnym czasie? - spytała, chcąc odwrócić uwagę od swojej osoby. Nie lubiła zbytniego zainteresowania jej "sztuką", jeśli tak można nazwać to coś, co inni nazywają "czymś pięknym" albo "wspaniałym". Dla niej zawsze coś mogło być zrobione lepiej. Kreska mogła być bardziej wyrazista, wers wiersza mógł brzmieć lepiej...*
Aleks uśmiechnęła się do Ashley znacząco. - Taka artystyczny dusza, rozumiem. Mnie nigdy nic takiego się specjalnie nie udawało. Próbowałam różnych rzeczy. Rysunku, malarstwa, fotografii... - powiedział nie będąc jednak pewna czy Ashley wie co to jest. - Jedyna rzeczą jaką jednak naprawdę lubię jest balet. Odsunęła się dwa kroki i zrobiła ładny piruet, o mało przy okazji nie zrzucając pucharu ze stołu. - No i ostatnio zaczęłam trenować w drużynie Quiddicha - dodała i dumnie wypięła pierś. Miała wrażenie jednak, że trochę za dużo mówi o sobie. - Będę mogła zobaczyć jakąś twoją pracę? - zapytała, lecz widząc raczej sceptyczną minę Krukonki, nie oczekiwała zbyt wiele. - Muszą być świetne. Proooszę - przekonywała i dla większego efektu zrobiła maślane oczy, nie wierząc specjalnie żeby to cokolwiek dało.
- Fotografia? Nieźle - przyznała Ashley. Dobrze wiedziała, o co chodziło. - Moja mama kiedyś się tym zajmowała. Tak dla rozrywki. Też kiedyś chciałam spróbować, ale nie wyszło. Skinęła głową z uznaniem, widząc jej piruet. - Ładnie. Naprawdę grasz w drużynie Quiddicha? - zaciekawiła się. Podziwiała ludzi, którzy wsiadali na miotły i tak zwinnie się na nich poruszali. Osobiście nigdy by tego nie zrobiła. Nienawidziła latania, w jakikolwiek sposób. Czy to mugolski, czy czarodziejski. Uniosła brew słysząc prośbę dziewczyny. - Nie sądzę, aby było w nich coś wartego oglądania - stwierdziła. W tym samym momencie Lisa postanowiła dać o sobie znać i wskoczyła swojej właścicielce na nogę, boleśnie wbijając jej swoje pazury w uda. Ashley krzyknęła i ze złością zrzuciła z siebie zwierzę. - Ty przebrzydły futrzaku! - wrzasnęła, całkowicie wytrącona z równowagi. - Czekaj no, niech ja cię dorwę! Módl się, żeby żadna praca nie była przedziurawiona! Kotka, spłoszona nagłym wybuchem gniewu, cofnęła się o kilka kroków, a po chwili uniosła ogon w górę, i wielce obrażona wymaszerowała z Sali Łasuchów. - Przebrzydła bestia. Trzeba było kupić sowę. Co mi strzeliło do głowy, żeby brać kota?! - biadoliła i wyjęła różdżkę, aby uśmierzyć ból. Sięgnęła do magicznie powiększonej kieszeni swoich jeansów i wyjęła stamtąd blok z rysunkami. Odetchnęła z ulgą, gdy okazało się, że jest cały. - Jak sądzisz, kot mógłby w jakiś sposób ulec wypadkowi, na przykład jakby coś na niego spadło. Najlepiej jakieś wyjątkowo paskudne zaklęcie! - Ostatnie zdanie specjalnie wykrzyczała tak, aby kotka wiedziała, że od tej chwili powinna na siebie bardziej uważać.
Sarah błąkała się po szkole w poszukiwaniu jakiejś rozrywki. W końcu wpadła na pomysł, że zobaczy, czy ktoś nie siedzi przypadkiem w sali łasuchów. Może trafi na jakąś fajną imprezkę? Wbiegła na schody, przebiegła przez korytarz i wparowała przez do sali. W środku były tylko dwie osoby - kochana, rudowłosa Aleks i jakaś krukonka, której nie znała. Oraz kot. Chyba rozmawiały. -Hej - powiedziała, biorąc ze stołu kawałek jabłkowego, mugolskiego placka. - Nie przeszkadzam wam? Uznała, że umiejętność nierumienienia się w każdej dziwnej sytuacji, można zapisać jako coś baardzo przydatnego. - Jestem Sarah - powiedziała jeszcze do krukonki i wpakowała sobie placek do buzi.
Obserwowała jak obrażona kotka, wychodzi z Sali Łasuchów. Z powrotem spojrzała na Ashley, która z nieszczęśliwą miną wyciągała z kiszeni blok rysunkowy. Położyła go na stole i zajęła się swoją krwawiącą raną na nodze. Aleks chciała podejrzeć jeden z rysunków, niestety był zasłonięty i widziała tylko kawałek. Domyślała się, że może to być jakiś portret. Jeszcze raz spojrzała na Krukonkę, która dalej zajęta była swoją nogą. Tylko zerknie, tylko raz, chwileczkę, wyciągnęła rękę i przyjrzała się obrazkowi. Był śliczny, miała w sobie coś co sprawiało, że nie nie dało się oderwać wzroku od rysunku. Przedstawiał jakiegoś młodego chłopaka, którego Aleks chyba wcześniej widziała, ale nie była tego do końca pewna. Ashley miała wielki talent. W tym momencie do Sali weszła Sarah. Uśmiechnęła się do niej. - Część. Nie, nie przeszkadzasz. Mamy tu tylko taki mały... problem - powiedziała i szybko schowała, rysunek za plecy. Dokładnie w chwili, gdy Ashley się do niej odwróciła.
Sarah uśmiechnęła się do dziewczyn. -Co się stało? - Spytała. - Jaki problem? Mogę pomóc? Jej wzrok padł na rysownik, za plecami Aleks. Normalnie od razu rzuciłaby się zobaczyć, co tam się rysuje, ale... Coś było nie tak. Coś w atmosferze mówiło jej, że nie powinna tego robić. Nie tym razem. -Co rysujesz? - Spytała tylko i podeszła do stolika. Ach, no i jeszcze jedno, zasadnicze pytanie... Taaak, jakoś wcześniej zapomniała. -Jak masz na imię? - spytała krukonkę.
Ashley kolejny raz machnęła różdżką i krew w końcu zniknęła z jej ubrania. - Zabiję tego wrednego kocura. - warknęła i spojrzała na nowo przybyłą. - Ashley. Miło mi - uśmiechnęła się przyjaźnie. Przynajmniej miała taką nadzieję. W głowie nadal miała plan, jak sprytnie pozbyć się niegrzecznego futrzaka. Zerknęła na Aleks słysząc pytanie kolejnej puchonki, najwyraźniej skierowane do niej. Uniosła znacząco jedną brew i wyciągnęła do niej rękę. - Nie sądzę, aby było tam coś ciekawego do oglądania - powiedziała znacząco, ale w jej oczach pojawiła się iskierka rozbawienia. - Poza tym i tak by ci się nie spodobały - dodała uśmiechając się krzywo.
Aleks uniosła brew do góry i spojrzała na Ashley jak na wariatkę. - Zwariowałaś? - zapytała. Wyciągnęła szkicownik zza pleców i podsunęła jej pod nos portret chłopaka. - Twoje rysunki są fantastyczne. Na prawdę masz talent! - krzyknęła entuzjastycznie i położyła na blacie szkicownik. - Kto to jest? - zapytała i na chwile się zamyśliła. - Chyba już go gdzieś widziałam. Czy on nie jest przypadkiem Krukonem... a może Ślizgonem? Upiła jeszcze trochę Syreniego Latte dla pobudzenia. Spróbowała wysilić swoje szare komórki, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Jeszcze raz spojrzała na rysunek. Krótkowłosy szatyn, krótkowłosy szatyn...
- Możliwe, że gdzieś ci kiedyś mignął - przyznała delikatnie odsuwając rysunek. - To mój brat. Rok temu ukończył Hogwart i uczy się w Szkole Aurorów. Lubię rysować swoją rodzinę. Delikatnie wyjęła Aleks z rąk rysunki i przewróciła kartkę. Na rysunku była cała jej rodzina. Pamiętny piknikowy obrazek. Jasnowłosa Nicole siedziała naburmuszona, Bob różdżką, po kryjomu podpalał trawę tuż obok jej nóg. Dość niska kobieta mówiła coś do Ashley, a wysoki, brązowowłosy ojciec szukał czegoś w koszyku. Wszyscy jak żywi. Westchnęła. - Jakoś nie mam ostatnio żadnych ciekawszych tematów - stwierdziła, chociaż wiedziała, że gdzieś tam pod spodem był widok na jezioro, Zakazany Las... I na Hogwart w blasku wschodzącego i zachodzącego słońca. Wzruszyła ramionami. - Nic nadzwyczajnego - dodała. W tym samym momencie s przedziurawionej przez kota kieszeni wypadł jej notatnik z wierszami i otworzył się akurat na stronie z wierszem "Nie Zapominajmy". Nie no, wszystko chyba sprzysięgło się przeciwko niej. Najpierw kot, przez którego musiała wyjąć swoje rysunki i narazić je na oglądanie przez inne osoby, to jeszcze ten głupi notatnik! Zacisnęła zęby i szybko go podniosła, mając nadzieję, że dziewczyny tego nie zauważyły.
Sarah oczywiście widziała notatnik, który Ashley, nowo poznana dziewczyna upuściła na ziemię, ale nic nie powiedziała. - Też myślę, że twoje rysunki są piękne - powiedziała z uśmiechem. A wiersze jeszcze lepsze pomyślała, ale nie powiedziała tego na głos. Zjadła jeszcze kawałek ciasta. - Ej, wiesz co? Może mnie narysujesz? Wyszczerzyła zęby do dziewczyn. -No co? To taki zły pomysł? Był beznadziejny, ale co z tego!
Wzruszyła ramionami, spoglądając na dziewczynę. - W sumie nie ma problemu. Wątpię tylko, żeby ci się spodobało - powiedziała i machnięciem różdżki naprawiła kieszeń, chowając do niej nieszczęsny notatnik i rysunki. Wygrzebała za to swój stały ekwipunek. Ołówek i kilka innych przyborów do rysowania. "Zaraz, co ja robię?! Przecież ten rysunek będzie beznadziejny, tak jak wszystkie inne!" wrzasnęła na siebie w myślach, ale nic nie powiedziała. Zerknęła tylko na swoje towarzyszki. - Na pewno chcesz taki portrecik? - upewniła się.
Aleks dostrzegła wypadający z kieszeni Ashley notatnik z wierszami. Wiedząc jednak, że dziewczyna wolała, żeby został niezauważony, szybko odwróciła wzrok. - Wiesz chyba masz racje, możliwe, że widziałam twojego brata w zeszłym roku - powiedziała i uśmiechnęła się. Przyjrzała się kolejnemu rysunkowi, wszyscy byli jak żywi. Poczuła nawet lekko zazdrość, ale szybko skarciła się za to w myślach. Wzięła kawałek ciasta od Sarah i ugryzła. - To naprawdę świetny, pomysł żebyś narysowała portret Sarah
- Jeśli chcecie, możecie być na nim obie, nie ma problemu - stwierdziła Ashley, wzruszając ramionami. - Chociaż wątpię, żeby wam się to podobało - dodała. Rzuciła okiem na Sarah, jej posturę. Zastanowiła się chwilę, po czym zabrała się do pracy, co chwilę na nią zerkając, aby wyłapać każdy element jej twarzy. Nawet o tym nie myśląc nakreśliła dziewczynę siedzącą na stole, z szerokim uśmiechem na twarzy i pucharem z Syrenim Latte w dłoni. Odruchowo wychwyciła padanie światła i wyraźne rozluźnienie mięśni. Następnie, za pomocą starego zaklęcia, którego nauczyła ją dawno temu prababcia (miała wtedy zaledwie 5 lat, ale i tak je pamiętała), sprawiła, że szary ołówek nadawał pracy kolory. Po jakimś kwadransie praca była gotowa. Ashley kolejny raz na nią spojrzała. Sprawdzała pod każdym kątem, to mrużąc, to szeroko otwierając oczy. Wprowadziła kilka poprawek, które dla niewprawnego oka mogłyby w ogóle nie istnieć, po czym, z lekką niechęcią do, jak uważała, niezbyt udanej pracy, podała go dziewczynie. - I jak? - spytała.
Sarah usiadła, by pozować dziewczynie. Wow, to serio był kretyński pomysł. Rzeczywiście, Ashley rysowała niesamowicie, ale... tak jej się narzucać? Ale Sarah już taka była. Najpierw mówiła i robiła - potem myślała. Minął mniej więcej kwadrans, kiedy praca była gotowa. Dziewczyna bardzo się zdziwiła widząc pracę krukonki. Oj tak, talentu to jej nie brakowało... Portret był naprawdę piękny. Siedziały tam obie - Sarah, a tuż obok Aleks. Choć widziała, że dziewczyna używała tylko ołówka, obrazek był kolorowy. -Jak to zrobiłaś? - spytała - te barwy... Spojrzała jeszcze raz, a potem przeniosła wzrok na nowo poznaną dziewczynę. -Śliczne... Wiesz co, jak chcesz mogę ci znajdować ludzi, których możesz rysować! Jestem dobra w znajdowaniu! To był jeszcze głupszy pomysł, ale Sarah to nie przeszkadzało. Lubiła takie wyzwania.
Próbowała podejrzeć jak rysuje Ashley, lecz usiadła za daleko. Siedziała jak na szpikach, nie mogąc doczekać się efektu końcowego. Patrzyła jak wprawną ręką kreśli coś na kartce, po chwili Krukonka wyciągnęła różdżkę i wypowiedziała jakiś zaklęcie. Po skończonej pracy, Aleks zeskoczyła ze stołu, odłożyła puchar i obejrzała rysunek znad ramienia Sarah. Zobaczyła siebie, czerwonowłosą dziewczynę siedzącą na blacie, a obok niej Sarah z kawałkiem szarlotki w ręce. Obie szeroko uśmiechnięte Wszystko było idealnie uchwycone na rysunku: kontrast, światło... Aleks może jakoś bardzo się nie znała na sztuce, więc mogła tylko powiedzieć, że Ashley na prawdę ma duży talent. Kątem oka zobaczyła jakiś szaro-biały ruch przy drzwiach. Po chwili zorientowała się, że to Lisa. - Twoje kotka wróciła - oznajmiła i wskazała na nią ręką. Lisa przemknęła między nogami stołów i podbiegła do dziewczyn.
Uniosła brew wyrażając tym samym swoją dezaprobatę. Ładne, też coś. Uśmiechnęła się za to przebiegle, słysząc pytanie Sarah o nadanie barw. - Stare zaklęcie. Bardzo mało osób ma w ogóle o nim pojęcie - powiedziała, ale wyraz jej twarzy zdradzał, że nie powie nic więcej. Im mniej osób wiedziało o zaklęciu, tym lepiej.Duży rozgłos równa się duży raban, a tego wolała z całych sił uniknąć. Gdy usłyszała propozycję Sarah, niemal od razu pokręciła głową. - Wątpię, by był to dobry pomysł - stwierdziła. - Nie lubię dużego rozgłosu o sobie, a taki na pewno się zrobi, gdy zacznę rysować portrety przypadkowych ludzi. Ale dzięki za dobre chęci - uśmiechnęła się i zerknęła w stronę wędrującego ku niej kota. - No proszę, a mówią, że koty mają bardzo dobry słuch. A tu proszę, dumna przedstawicielka wrednej rasy najwyraźniej nie dosłyszała, że nie chcę jej na razie widzieć na oczy - warknęła. - Paszo won, bo ci futro powyrywam! - wrzasnęła, ale Lisa nic sobie z tego nie zrobiła. Wybrała tylko dawne, stary sposób na udobruchanie swojej pani. Mianowicie wskoczyła najpierw na stół, potem miękko na ugiętą rękę dziewczyny, na koniec delikatnie wczepiając się w jej bluzę, aby nie spaść z prawego ramienia czarodziejki. Miauknęła przy tym cicho i zamruczała mrużąc oczy. - Mała, wredna, przebiegła bestia - mruknęła ledwo słyszalnie, ale podrapała delikatnie pupilkę za uszami.
Sarah uśmiechnęła się szeroko do... do wszystkich. Jak to ona zawsze. -Okey, skoro nie chcesz, to nie, rozumiem! W tym momencie do sali ponownie weszła kotka, którą Sarah wyminęła w wejściu. Miała lśniącą, szaro-białą sierść. Dziewczyna uwielbiała koty. -Należy do ciebie? - Zapytała naiwnie krukonkę. - Przepraszam,w sumie głupie pytanie. Widać na pierwszy rzut oka, że jest twoja. Wiesz, uwielbiam koty. Wyciągnęła rękę, aby pogłaskać zwierzaka, ale ten drapnął ją pazurami. Zadrapanie nie było głębokie, Sarah tylko się roześmiała i owinęła rękę kawałkiem materiału, który nie wiadomo skąd znalazła w kieszeni. Zawsze nosiła ze sobą wiele różnych, na ogół nie przydatnych rzeczy.