Po wejściu do sali okazuje się, że w środku stoi duży, czarny i pusty regał. Czyżby sławetna klasa pełna słodyczy okazuje się kłamstwem? Nic bardziej mylnego. Wystarczy trzykrotnie stuknąć różdżką w regał i wypowiedzieć słowa " ostendam quod est occultatum", by powietrze przed meblem zafalowało i odsłoniło wściekle turkusowy mebel pełen słoików ze słodyczami. Uwaga. Można zajadać je ile się zapragnie, bo się nie kończą, jednak każde łakocie wyniesione poza pomieszczenie zamienia się od razu we wiór. Ktoś najwyraźniej nałożył na słodycze zaklęcie chroniące przed kradzieżą.
Autor
Wiadomość
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Być może i miał rację, bo Helga nie potrzebowała wielkich dowodów, żeby przyłączyć ucznia do jej domu. Jednakże Tan się mylił. Uważał, że puchoni są bardzo solidną marką. Byli naprawdę pracowici i przede wszystkim uczciwi. Nigdy nie przekreślają innych osób, są tolerancyjni aż za bardzo. Każdy miał szansę zostać ich przyjaciółmi. Ponoć niektórzy twierdzą, że puchoni są kreatywni. W jego przypadku to akurat nie pasowało, ale słyszał o wielu takich przypadkach. Pewną cechą tego domu było koleżeństwo więc potrafili zaufać wprawdzie każdemu. Puchoni są zazwyczaj dość zagubieni, sami nie wiedzą czego chcą i często szukają tej prawdziwej drogi. Są na pewno ludźmi dość interesującymi, bo nie wiadomo czego się tak naprawdę po nich spodziewać. Tak naprawdę wszystkiego. - Każdy ma swoje marzenia i pragnienia. Tak naprawdę to jest ciężki orzech do zgryzienia. Wiele ma się marzeń, a ja nie jestem w stanie na ten moment stwierdzić czego bym tak naprawdę chciał i pragnął w tym momencie. Więc nie jestem Ci w stanie tego odpowiedzieć. - powiedział. Zawsze Ci puchoni są niezdecydowani. Chyba nie ma możliwości, żeby od razu stwierdzili czego tak naprawdę chcą, a tym bardziej Adrian. On z pewnością należał do bardziej niezdecydowanych i trudnych do określenia uczniów. Wolałby czasami wiedzieć czego tak naprawdę chcieć, ale on sam nie wie czego chce i czego tak naprawdę pragnie. Tan najwidoczniej chciał wiedzieć coś więcej o jego życiu co tak naprawdę go nieco uspokoiło, a nawet ucieszyło. - Miałem ciężkie dzieciństwo... Ale przechodząc do rzeczy, mój dziadek potrzebował operacji, która była możliwa tylko w Londynie dlatego też przeniosłem się tutaj razem z dziadkami, bo tak naprawdę tylko oni byli moją prawdziwą rodziną. - powiedział. Więcej nie miał zamiaru wspominać, chyba że Tan będzie chciał tego słuchać to co innego, ale jak na razie nie wykazywał szczególnej chęci, więc po co go męczyć?
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Z taką wiarą w swój dom i jego potencjał Adrian mógł spróbować przekonać ślizgona, jeśli kiedykolwiek zejdą na taką rozmowę. Było to jednak mało prawdopodobne ze względu na to, że Tan mało się uzewnętrzniał. Rzadko kiedy wyrażał swoje w pełni realne myśli, jeśli nie miało to przynieść mu większych korzyści - lub jeśli nie była to rozmowa z kimś bardzo mu bliskim. Teraz jednak widział przede wszystkim to zagubienie. O jezusie. Gaduła piątego stopnia na pięciostopniowej skali. Nawał słów wydobywający się z Adriana aż go zaskoczył. Przechylił lekko głowę obserwując go i nawet nie ważąc się mu przerwać, bo cóż - mówił sporo, ale w sposób logiczny i poukładany. No i miał głos przyjemny dla ucha. Lubił to w mężczyznach, choć interesowały go też kobiety. Niski głos powodował, że nigdy nie bolały człowieka uszy jak przy nagłym, damskim pisku. -Ludzie niezdecydowani podobno szybciej umierają - Niemalże jakby w tamtej chwili czytał mu w myślach. Skomentował jego słowa w taki sposób, że nie brzmiało to jak wredna uwaga, a raczej jak stwierdzenie faktu. Tan był cóż... Specyficzny w sposobie wyrażania się. Znów poddawał testowi jego reakcję. Bez przerwy i na okrągło. -Teraz już z nim lepiej? - O proszę, jednak wykazał jakąś chęć usłyszenia większej ilości szczegółów. A może to nadal chodziło o przyjemny dla ucha ton Puchona? W każdym razie postanowił dopytać. Wciąż nie zmieniał pozycji w której siedział za to trochę bardziej zagłębił się w wygodnej kanapie. Zaczął też rytmicznie uderzać palcami o oparcie, co mogło stanowić dźwięk dość irytujący, gdy działo się za czyjąś głową - a tak właśnie było w tej chwili.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Tak głos Adriana był dość specyficzny. Był dość gruby i niski nawet szczerze powiedziawszy uważał, że do niego samego on wcale nie pasował, ale nie miał najmniejszego zamiaru się tym przejmować. Nikt mu jeszcze nie wyraził opinii na temat jego głosu, nie no może raz się to zdarzyło. Ponoć dla kobiet jest dość, a nawet bardzo męski. Sam zresztą tak uważał, bo bez wątpienia nikt nie mógłby pomylić go z kobietą. Chociaż i takie kobiety się zdarzają, które mają bardzo niski ton głosu. On natomiast od dziecka taki miał. Nawet jako kilkulatek mówił już jak nastolatek. Po mutacji jeszcze bardziej nabrał ciężkiego tonu. Sam się zdziwił, że tyle do niego gadał. Zazwyczaj siedział cicho i słuchał tylko to co inni mają do powiedzenia. Odzywał się jedynie, jeżeli naprawdę mu na tym zależało, bądź rozmowa była dla niego interesująca. W tym przypadku chyba chodziło o to pierwsze. Tak zależało mu na poznaniu tego ślizgona. Miał go na oku już od kilku miesięcy, ale sam z siebie pewnie nigdy by nie zagadał. Na szczęście ślizgon często spędza czas samotnie więc w każdej chwili można do niego podejść. Jednakże sam był typem samotnika i dobrze wiedział jak irytujące jest zagadywanie innych jeżeli nie ma się na to ochoty. On w przypadku Tana wcale się tym nie przejmował, bo przecież nie miał nic do stracenia, tak? - Nie wierzę w takie gadanie... - powiedział. Ludzie umierają i umierać będą na wszelakie powody. Jedna chwila nieuwagi i można bezpowrotnie zamknąć oczy. Ale chyba nie mają zamiaru teraz rozmawiać o śmierci, prawda? Życie dziadka bardzo mu leżało na sercu. Może nie był taki jak jego babcia, ale również był dobrym człowiekiem. Obawiał się, że kiedy przyjedzie na wakacje okażę się, że choroba się nawróciła. Lekarz mówił, że można tylko ją załagodzić, ale całkowicie z organizmu nie da się jej usunąć. Żałował dziadka, ale jeżeli nie dało się nic zrobić... Sam nie wiedział jak przyjdzie jego kres co wtedy stanie się z jego babcią. Była już dość podeszłą kobietą i różnie mogłaby to przejść. Jednakże na razie nie ma co się martwić, bo leki działają i dziadek ostatnio miał się dobrze. Miał nadzieję, że tak już zostanie. - Lepiej... Medycyna potrafi zdziałać cuda. - mruknął i skrzywił się.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Gdy uroczy blondynek nagle zaczynał mówić stawał się w momencie znacznie ciekawszy i wydawało się, że mógłby pokazać pazurki gdyby odpowiednio go do tego zmotywować. Bez słów pozostawał jedynie słodkim Puchonkiem - przynajmniej dopóki nie dane mu było (a właściwie nie starał się o to) poznać go lepiej. I nie dziwił się, że chłopak może się podobać kobietom. Miał wiele cech, które za tym przemawiały. Tan wprawdzie przez większość życia spotykał się z paniami, ale potrafił docenić męski urok. Najwyraźniej Adrian nadrabiał za nich oboje i pozwalał ślizgonowi pozostawać w pozycji słuchacza, dzięki czemu ta rozmowa nadal jeszcze jakoś funkcjonowała. Gdyby ten zaczął go wypytywać o jego życie, ciągnąć za język i naprzykrzać się tak Ntanda po prostu by go opuścił. Jak na razie jednak nie miał takiego zamiaru. - Załóżmy hipotetycznie - Zaczął i odchrząknął jakby chcąc przygotować gardło do jakiejś dłuższej wypowiedzi - Stoisz pod zamkiem. Nie możesz się zdecydować, czy wejść do środka czy iść na błonia. Zastanawiasz się. Na głowę spada Ci skrzynia wyrzucona przez kogoś za okno. Gdybyś szybciej zdecydował, już by Cię tam nie było - Mówił krótkimi zdaniami i wydawało się, że każdą kropkę przeciąga dłużej niż ktokolwiek inny. Jakby mówienie męczyło go na tyle, że po każdych kilku słowach musiał zrobić sobie przystanek. I może tak było, na prawdę nie był do tego przyzwyczajony. Czy to nadal byłą rozmowa o śmierci? Raczej bardziej piła w niezdecydowanie, bo w końcu oberwanie skrzynią w głowę nie jest jednoznaczne z karawanem. - Tym bardziej ta magiczna - Zawtórował mu myśląc w tamtej chwili o swojej małej siostrze, która niemal non stop łapała jakieś infekcje, a był dni że zastanawiali się czy jeszcze się rano obudzi. Dobrze rozumiał jak to jest bać się o życie człowieka, którego się kocha. Nie móc patrzeć na cierpienie swojej rodziny, a nawet myśleć o tym że chciało by się z nią zamienić. Gdyby nie magia, prawdopodobnie dziewczynki imieniem Afiya (co paradoksalnie znaczy zdrowie) już dawno by na świecie nie było. Trochę się zrobiła stypa. I zaczęło mu to ciążyć na ramionach. Może dlatego jego dłoń nieustannie uderzająca o kanapie w jednostajnym rytmie nagle przeniosła się na kark chłopaka, skąd zgarnął jeden z loczków bawiąc się nim między palcami jak gdyby miał na to pełne przyzwolenie właściciela. -Naturalne? - U typowych europejczyków na prawdę rzadko widywał tak silny skręt. Był ciekawy ile jest w tym magii, a ile natury. Nawet przez chwilę pomyślał, że bóstwo stworzyło człowieka na swoje podobieństwo, to Adrian mógł być jego bratem bliźniakiem z tym swoim anielskim wyglądem. Anioły są piękne. Anioły też szybko upadają, a ich upadek bywa spektakularny.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Adrian był ciekawym osobnikiem? Szczerze powiedziawszy nigdy by tak o sobie nie powiedział. Może i jego życie dotychczasowe było dość skomplikowane, wiele wzlotów i upadków i pewnie miałby o czym wnukom na starość opowiadać, ale raczej sam o sobie dobrego słowa nie powie. Jest zwyczajnie za bardzo nieśmiały, żeby na głos głosić jaki on to nie jest i co w życiu osiągnął, bo jeżeli chodzi o osiągnięcia to ciężko byłoby znaleźć cokolwiek. Może poza stworzeniem kilku ciekawych eliksirów, ale to pewnie każdy uczeń potrafi jak tylko będzie dobrze słuchać na lekcjach. Oczywiście, że go interesowało życie Tana, ale widział już z dzisiejszej rozmowy, że jeżeli sam nie zacznie jakiegoś wątku zwyczajnie sobie trzeba odpuścić. Nie chciałby, żeby Ntanda powiedział dość i poszedł. Dzisiaj to i tak wiedział, że rozmowa będzie zwyczajna, luźna, ale przecież do wszystkiego trzeba mieć dystans i dać czas żeby to wszystko jakoś się potoczyło. Jakoś nie myślał w przód, czekał na to co wydarzy się teraz. - Ale to jest jak sam zasugerowałeś hipoteza. Jasne, może mieć miejsce takie wydarzenie, ale to jest jeden na milion. Poza tym jestem bardziej spontaniczny niżeli mam przemyślać co jest, a co dopiero będzie. - mruknął do niego. Każdy ma swoje przewidywania. - No o magicznej jest mi się ciężko wypowiadać, bo tak naprawdę nigdy nie miałem z nią styczności, prócz Skrzydła Szpitalnego, a tutaj bardziej mówimy o zaawansowanej medycynie. - powiedział. Ale na pewno jest o wiele więcej możliwości niżeli w tej mugolskiej. Jednakże on kompletnie się na tym nie znał i nie miał najmniejszego zamiaru ciągnąć tego tematu. Gdy tylko odpowiedział zachowanie ślizgona go niesamowicie zaskoczyło. Czegoś takiego raczej sobie nie wyobrażał, ani nawet nie pomyślał, żeby on mógł się tak zachować. Co prawda nie znał go, ale z samego zachowania stwierdził, że taki gest kompletnie do niego nie pasował. Ale Adrianowi to się bardzo spodobało, wręcz nawet podnieciło. - Tak, nigdy nic z nimi nie robiłem. Nawet rzadko kiedy je czesze, bo ich się tak w ogóle nie da uczesać... - mruknął i wzruszył ramionami. Czasami miał zwyczajnie ochotę je obciąć, ale nawet w takiej kwestii się wahał. Z jednej strony je uwielbiał, bo doskonale zdawał sobie sprawę, że dodają mu uroku, ale z drugiej strony chętnie by się ich pozbył i to był dylemat na których chyba nigdy się nie zdecyduje.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Ciekawy był jako osoba, której się nie zna. Być może przy bliższym poznaniu Tan odebrał by go jako nudnego i niewartego większej uwagi. Bardzo często mu się to zdarzało - szukał, badał, analizował, a gdy już wyciągnął wnioski i ustalił jaka jest jego opinia, w większości przypadków kończył daną relację lub pozostawiał na niej płaszcz obojętności. Wiele osób bardzo interesujących z początku, ostatecznie okazywała się nie wystarczająca, by chciał mieć z nimi jakiś większy kontakt. Dlatego Adrian miał jeszcze szanse zmienić jego zdanie i mogło się to stać bardzo szybko. Czemu ta rozmowa nie miała by być zwyczajna, luźna? Cóż, Natanek nie miał pojęcia, że Puchon ma wobec niego jakieś swoje plany. I nawet się po nim nie spodziewał czegoś takiego. Nie pomyślałby, że ten z jakiegoś powodu zwraca na niego większą uwagę niż na innych. Jak dla niego, Puchon był po prostu... Puchonem. Był miły. Do zrzygania miły dla całego świata. Że też go to nie męczy. -Nie wyglądasz jak ktoś spontaniczny - Stwierdził schodząc swoim spojrzeniem od jego oczu aż po same stopy i z powrotem. Było widać, że sobie go obejrzał. Nawet się z tym specjalnie nie krył - Co najbardziej spontanicznego zrobiłeś w życiu? - Zapytał gdy już wrócił spojrzeniem na jego twarz. Jak na razie odpowiadało mu to, co widzi i jak reagował na jego zaczepki słowne Miał własne zdanie, to duży plus w oczach ślizgona. -Jesteś mugolakiem? - Zapytał gdy ten stwierdził, że niewiele ma wspólnego z magiczną medycyną. Jako ktoś o wyjątkowo czystej krwi mógłby uznać to za wadę. Jednak osoby niskiego statusu nie przeszkadzały ani jemu, ani jego rodzinie - dopóki nie przyszło by się z nimi mieszać. Jako znajomi? Okej. Jako przyjaciele? W porządku. Jako partner życiowy? Nie ma takiej opcji. Choć życie bywa przewrotne i on doskonale o tym wiedział. -Yhym - Jak zwykle bardzo rozpięta odpowiedź zawierająca wbrew pozorom znacznie więcej informacji niż mogło by się wydawać, bowiem jego postawa do tego dodana mogła mówić znacznie więcej niż same słowa. Oczy bowiem mówiły "podobają mi się", choć nie znając go dobrze można było zupełnie tego nie wyłapać. Puścił kosmyk jego włosów i zabrał zza Adriana rękę, po czym jak gdyby nic wstał. Jednak nie ruszył w stronę drzwi, a w stronę regału, przeglądając go tak, jakby miał jeszcze na coś konkretnego ochotę. Jednak tak na prawdę w tamtym momencie coś sprawdzał.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Był naiwnym człowiekiem całe życie, można mu było każdą bzdetę wepnąć i by w to uwierzył. No tego w swoim charakterze niestety nie zmieni, bo wiele osób już poznał i wiele razy próbował być w tej kwestii mądrzejszy, ale nie był. Pewnie wiele osób to w nim irytowało, ale jemu absolutnie nie przeszkadzało tym bardziej, że przez to nie doznał żadnej krzywdy. Może inaczej by na to spojrzał gdyby było inaczej. Ale nikt nigdy go nie wykorzystał jakieś tam odrabianie lekcji może i miało miejsce, ale co to takiego? To robił jedynie z potrzeby pomocy innym, a to jedna z cech puchonów. Nigdy by nie przeszedł obok leżącego człowieka, nawet gdyby okazałby się jego największym wrogiem. Pewnie nie raz się to na nim zemści, ale już taki był. Nadzwyczaj dobry. - Nie znasz mnie jeszcze na tyle, żeby to stwierdzić. - powiedział do niego i prychnął. Może i zbyt bardzo to wyolbrzymił, ale nie musiał się przed nim tłumaczyć. Nie znał go na tyle, żeby stwierdzić, że było inaczej więc po co miał się z nim na ten temat sprzeczać, nie warto. - Uciekłem z domu. - mruknął. Bo to jedynie przyszło mu do głowy. Oczywiście, nie kłamał. To był fakt autentyczny. Było to jeszcze w Niemczech, ale wolałby sobie o tym nie przypominać, bo wrócił tak poobijany, że własny brat go nie poznał. - Tak, a masz z tym jakiś problem? - spojrzał na niego pytająco. Mogło to i zabrzmieć jak groźba, ale wcale nie miał tego na myśli. Miał tylko nadzieję, że ten nie zaprzestanie z nim rozmowy tylko dlatego, że posiadał niemagiczne korzenie. Kogo to tak naprawdę obchodzi? Małżeństwem nie będą więc nie musiał się przejmować, że zmiesza swoją czystą krew. Poza tym dla niego to była bzdura, ponieważ według niego nie ma rodziny w której nie byłoby choć jednego mugola. Jest to wręcz niemożliwe. Ślizgon wstał i obawiał się, że ma zamiar sobie iść, jednakże ten podszedł do regału i szukał czegoś, jednakże miał dziwne wrażenie, że wcale nie poszedł tam po łakocie i chyba się nie mylił. Nie widział, żeby był zainteresowany słodyczami dlatego przyglądał mu się bardzo uważnie. Od stóp do głów i lekko przekręcił głowę. No naprawdę ten ślizgon bardzo mu się podobał! Cholera Neuhoff tylko się nie zakochaj!
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Wszystko zależy czy kogoś naiwność bawiła lub uważało się ją za uroczą. Naiwną osobą trzeba się opiekować. Trzeba ją pilnować, by nie dała się zmanipulować złym ludziom. Musiały się otaczać znacznie bardziej asertywnymi ludźmi. Tan był jednak z tych osób, które zapewne wykorzystały by ten fakt, że można mu wcisnąć każdą ciemnotę. Niejednokrotnie puszczał w obieg jakąś plotkę i obserwował jej konsekwencje - kto w nią uwierzy, kto na nią zareaguje. Adrian byłby niemal idealną osobą, by ewentualnie przekazać mu taką zmyśloną informację na rozesłanie w świat. Pytanie tylko czy faktycznie przekazałby cokolwiek dalej? Ile zaufania można było do niego mieć? -Nie znam. Mówię tylko, że nie wyglądasz - Odpowiedział mu podkreślając jakich dokładnie słów wówczas użył - Zawsze możesz pokazać, że jest inaczej - Dodał jeszcze tonem, który brzmiał jak pewnego rodzaju prowokacja. I nie musiał długo czekać na to, by Puchon rzucił zdaniem, które miało podkreślić jaki to jest nieprzewidywalny. Zaśmiał się cicho słysząc to. -I jak było? - Czekał na monolog mówiący o tym gdzie spał, jak szybko wrócił i jak mu się podobało tego typu przeżycie. O ile oczywiście było ono prawdziwe, bo nie mógł być pewny że nie zmyślił tego tylko po to by mu się przypodobać. -Co gdybym miał? W końcu jestem ze Slytherinu, to prawdopodobne, że tak właśnie jest - Wyglądało to trochę tak, jakby swoją odpowiedź zamierzał uzależnić od jego zdania. Można było więc pomyśleć, że chce mu się w jakiś sposób przypodobać. -Chcesz czekoladę z chili? - Odezwał się dostrzegając słoiczek z ów łakociem i zerkając przez ramię na Puchona. W zależności od odpowiedzi albo wziął ów smakołyk i do niego podszedł wraz z nim podając mu, albo po prostu odwrócił się przodem do chłopaka nic nie mówiąc. Powoli szykował się do opuszczenia tego miejsca, ale coś go tu wciąż trzymało. Jakby jakaś niewidzialna siła.
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Był naiwny i lekkomyślny, ale z pewnością jest osobą zaufaną i nie można mu zarzucić, że nie dotrzymałby tajemnicy. Dla niego tajemnica to rzecz święta której nie można nikomu wyjawić. Adrian nie był ani wścibski, ani nie interesowało go co robią inni. Opiekować się? Adrian zawsze sobie radził sam doskonale. Może trochę Tori mu pomagała, ale przecież nie wołał jej do każdej bzdury. - Ja nikomu nie muszę nic udowadniać mój drogi. Jestem jaki jestem i jak się komuś to nie podoba to przecież ja nie trzymam nikogo przy sobie na smyczy. - powiedział do niego i prychnął. Pff. Nie miał zamiaru się przed nim łaszczyć co prawda on taki akurat jest, ale gdzieś czuł, że też musi być troszkę postawny, żeby nie wyjść na kompletnego nieudacznika, choć w głębi serca uważał, że właśnie takim jest. Ale jeżeli będzie przed Tanem udawał, że tak nie jest to on się sam nie domyśli, bo niby skąd. To teraz Adrian decyduje w jakim świetle ukażę się ślizgonowi. A taka opcja mu się nawet podobała. - Wziąłem ze sobą namiot więc miałem gdzie spać, a że było wtedy lato było dość ciepło. Jednak nie uciekłem daleko od domu. Zwykły dziecięcy wybryk. - mruknął. Uciekł na jeden dzień, więc nie miał za dużo do opowiadania. - To jest tylko i wyłącznie Twoje zdanie, a ja nie mam zamiaru w nie ingerować, jeżeli brzydzisz się mojej osoby, bądź Ci nie odpowiadam nie widzę przeszkód, żebyś stąd poszedł, tak po prostu. - oznajmił. No co miał innego powiedzieć? Przecież nie będzie się mu aż tak bardzo podlizywał, trochę musiał trzymać dystans. - Czekolada z chili? - zapytał z ciekawości. Kiwnął jedynie głową przytakując. Przecież mógł spróbować, nie? Adrian lubił ostre rzeczy więc raczej niczego do picia nie będzie potrzebował, ale kto tam go wie. Lepiej mieć różdżkę w pogotowiu w razie ewentualnego jej użycia w kwestii wlania z niej strumienia wody do przełyku.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Zatem jeśli chodzi o roznoszenie plotek, to Puchon będzie mu zupełnie nieprzydatny. Może się jednak okazać, że użyteczny będzie w zupełnie innych aspektach. Dlatego też jak na razie bawił się rozmową, poznawał go na swój własny sposób - po części analizując jego zachowanie, po części słuchając tego co mówi. -Uroczo się złościsz - Odpowiedział zaraz po jego prychnięciu uśmiechając się przy tym z ewidentnym zadowoleniem. O to mu chodziło. Żeby Puchonek się stawiał. Żeby się buntował. Żeby nie dawał z sobą robić co tylko chce. Żeby był ciekawszy przez to, że nie jest w 100% przewidywalny. Wyciągał z niego hart ducha i twardą dupę. Był ciekawy co jeszcze uda mu się w duszy Adriana znaleźć i wydobyć. -Ucieczka do ogródka to nie jest ucieczką, ale niech Ci będzie - Skoro nie daleko od domu, to wyobraził sobie małego, lokatego blondynka koczującego w namiocie pod domem dopóki nie dostanie nowej zabawki. Sam ten widok wywołał na jego twarzy nikły uśmiech, gdy przypomniał sobie jak on sam w wieku 5 lat potrafił przestać oddychać tylko po to, żeby wymusić coś na rodzicach. Działało za każdym razem. -Wyglądam jak bym się brzydził? - Kolejne pytanie na pytanie. Wciąż w pełni świadomie go prowokował, denerwował. Czekał aż słodziak w końcu wybuchnie, albo zrobi coś innego na tyle zaskakujące, żeby Ntan miał ochotę jeszcze raz czy dwa się z nim zobaczyć. Jak na razie wszystko było na dobrej ku temu drodze. Zatem zgodnie z powyższym, podszedł i podał mu ów czekoladę. A raczej wydawało mu się, że podaje, bo gdy tylko ten podniósł dłoń Tan odsunął rękę. Wyjął jedną z większych kostek po czym kucnął przed kanapą, a więc i przed Adrianem, i włożył ją do ust blokując zębami tak, że połowa wystawała poza jego wargi. Patrzył na niego z dołu i czekał. Czekał na to, co Puszek zrobi widząc tą jawną prowokację.
11
Adrian Von Neuhoff
Rok Nauki : VII
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 181
C. szczególne : Blizna na nadgarstku po opaleniu papierosem. Długie do ramion kręcone blond włosy.
Adrian był sam sobą dzisiaj bardzo zdziwiony. Nigdy aż tyle zdań nie padło z jego ust. Chyba nawet jak rozmawiał z Tori to tak dobrze mu nie szło jak tutaj. Apropo niej. Pewnie będzie musiał się z nią w najbliższym czasie spotkać, żeby obgadać tę sytuację. Może lepiej powiedzieć jej, że podoba mu się pewien chłopak? Może by mu doradziła? Poza tym musiał jej powiedzieć przede wszystkim o swojej orientacji co sobie przecież obiecał i musiał tego dotrzymać. Zawsze to lepiej jeżeli będzie miał takie wsparcie niżeli od zwykłej przyjaciółki. Powierzy jej tajemnicę, największą tajemnicę swojego życia więc naprawdę będzie musiała czuć się wyjątkową. Tak z Adriana można powiedzieć był jeszcze taki nieoszlifowany brylant. Jego tak naprawdę dopiero się tworzy poprzez innych ludzi których poznawał. Owszem miał swoje słabości, swoje wady których pewnie nigdy się nie pozbędzie. Ale przede wszystkim był niezdecydowany i w każdej chwili może być aniołem z aureolą, a za chwilę diabełkiem z ogonem. Słowo uroczo bardzo go przyjaźnie połaskotało. Tak jakby Tan zaproponował mu randkę czy coś w tym stylu, dlatego od razu na jego ustach pojawił się dość szeroki uśmiech. No tak jeżeli chodzi o ucieczkę do ogródka to faktycznie nie popisał się. - Miałem zaledwie kilka lat... - mruknął w usprawiedliwieniu samego siebie. Tak Adrian również wiele próbował, żeby rodzice uznali go za lepszego syna od jego brata, ale to zawsze tamten był dla nich oczkiem w głowie, dlatego on zawsze był uzależniony od samego siebie. Dlatego uważał, że jest bardzo odpowiedzialny i sam sobie ze sobą najlepiej poradzi. Bo nikt lepiej go nie zna jak on sam. Chociaż teraz to różnie można na to patrzeć. - Trudno mi stwierdzić... - oznajmił i wzruszył ramionami. Gdy chciał wziąć kostkę Tan tak jakby się zaczął z nim droczyć. Schował z powrotem swoją rękę i spojrzał na niego pytającym wzrokiem, ale to co się teraz stało to przeszło jego największe oczekiwania. Czy Tan myślał, że Adrian go pocałuje poprzez wzięcie tej kostki? A więc ok. Nachylił się przed chłopakiem dość intensywnie patrząc mu w oczy. Albo mu się wydawało, albo miał właśnie takie hipnotyzujące spojrzenie. Coraz bardziej przybliżał się ustami do jego ust, dopiero gdy naprawdę zorientował się że usta chłopaka i Tana się stykały przymknął oczy. Czy naprawdę aż tak bardzo chciał tej czekolady czy jego. Sam nie wiedział co on w tej chwili wyprawiał, dlatego w momencie odgryzł kawałek czekolady i szybko się wyprostował od razu wstając. Był w lekkim szoku, ale taki bardzo pozytywnym.
Ntanda A. Rufaro
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188 cm
C. szczególne : Blizny na wnętrzach dłoni, stwardniałe opuszki, tatuaż na plecach.
Z jakiegoś nieznanego nikomu powodu (dop. autorki ) Tan nie znając dziewczyny pomyślałby raczej, że po prostu w relacji Vittoria-Adrian, to dziewczyna była tą która non stop mówiła - wówczas on nie musiał. Tu było inaczej. Ntan mu nic nie ułatwiał, sam musiał starać się podtrzymywać rozmowę. I jeszcze przy okazji rozmówcy nie zanudzić, bo pewnie przyjaciółka nigdy by mu nie powiedziała nic nieprzyjemnego na ten temat. W tej chwili w oczach Ntana tego diabełka z ogonkiem nie było. Tak jak przed chwilą mu powiedział - Puchon był uroczy. Miał więc skrytą nadzieję, że kiedyś zobaczy to jego drugie oblicze. I planował go prowokować do tego, by ten pokazał różki. Wzruszył ramionami, gdy ten w obronie przyznał, że był wtedy dzieckiem. Tan domyślił się tego, to też jedynie skwitował to rozbawionym spojrzeniem i nic ponadto. Nie wiedział, że powód był istotniejszy niż mógłby się zdawać. Że nie chodziło o durną zabawkę, a o jakieś rodzinne problemy. Jednak nie pytał też o to, więc nie mógł wiedzieć. Chyba to, co zrobił chwilę później jednoznacznie uświadomiło ślizgonowi, że się nie brzydzi. Obserwował go będąc na prawdę ciekawy jego reakcji na prowokację. Zaczerwieni się i ucieknie? Zaśmieje się myśląc, że też żartuje? Miał na co innego nadzieję... I Adrian spełnił je idealnie. Właśnie tego od niego oczekiwał. Żeby się zbliżył. Żeby ich wargi zetknęły się ze sobą. I żeby zobaczyć jak spłoszony chłopak odsuwa się najwyraźniej zdziwiony sam sobą. Pozostałą część ostrej czekolady schował w swoich ustach by potem oblizać wargi i również powoli wstać. -Do zobaczenia, Puszku - Rzucił zerkając na niego spojrzeniem lwa, który właśnie upolował bezbronną zebrę. Następnie odwrócił się tyłem do niego i ruszył w stronę drzwi, znikając w nich bezpowrotnie.
zt x2
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Inwazja psotników na zamek była istną tragedią wiążącą się jedynie z wszechobecnym chaosem i zakłóceniem porządku w zamku. Nie wspominając już o wyrządzanych przez nie szkodach. Jako prefekt czuła się odpowiedzialna za utrzymywanie spokoju w zamku. Być może dlatego postanowiła chociaż zająć się niuchaczami i chochlikami, które znajdowały się w podziemiach, stanowiąc zagrożenie dla rezydujących tam uczniów i studentów. I choć z początku planowała iść sama na wyłapywanie zabłąkanych w zamku zwierząt tak... Niedaleko wyjścia z dormitorium Hufflepuffu natrafiła na Keyirę, która chyba też chciała polować na psotniki i zadbać o to, by nie panoszyły się już po Hogwarcie. I tutaj jej zamysł, by zająć się tym w pojedynkę legł w gruzach. Tym bardziej, gdy przypomniała sobie o tym, że Ignacy jeszcze nie tak dawno apelował, by nie udawali się na podobne wyprawy samotnie. Zresztą... Shercliffe naprawdę dobrze znała się na magicznych stworzeniach i tym lepiej było mieć ją przy sobie w trakcie takiego wyjścia. Pierwszym pomieszczeniem, które postanowiła sprawdzić była sala łasuchów, z której dobiegały dosyć dziwne dźwięki. Wystarczyło tylko, że otworzyła drzwi, by jej oczom ukazała się chmara chochlików ciskająca naczynia o podłogę i ściany, stwarzając eksplozje ostrych kawałków oraz spora ilość niuchaczy, które kręciły się po sali, szukając tylko czegoś do zwinięcia. Nie było dobrze. Naprawdę... Zerknęła jeszcze na stojącą obok Ślizgonkę i przygotowała różdżkę, by rzucić Immobilus na trzymające właśnie dosyć sporą wazę do zupy chochliki.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
KOSTKA:2 LITERA:C - chochliki uszkodziły rurę kanalizacyjną/namówiły pomnik w fontannie do psot/niosą wiadra z wodą, która zalewa teren przed Tobą. Każdy krok grozi poślizgiem. Gdy niuchacz przed Tobą uciekał to przeturlał się w taki sposób, iż z jego torby wypadło 20 galeonów. Wyłów je z tej brei i możesz je zachować.
Od momentu ogłoszenia inwazji, jej głównym celem stało się wyłapanie wszystkich chochlików pałętających się po zamku i siejących zamęt, a nie samych niuchaczy, które wykorzystywały zaistniały chaos by kraść co popadnie, gdyż z dwojga złego, to pierwszy gatunek był o wiele bardziej niebezpieczny. Niebieskie wróżki stanowiły wyzwanie nawet dla uczniów starszych klas, a co dopiero dla tych pierwszych, które były szczególnie narażone na ich psoty i ataki. Jeszcze zanim Keyira na dobre zadecydowała dokąd chce się udać na polowanie, do jej uszu dotarł odgłos kroków kierujących się w stronę drzwi. Odepchnęła się więc od ściany i chwilę później zlustrowała czujnie postać, która pojawiła się przy wejściu do dormitoriów. Na jej usta wkradł się blady uśmiech, kiedy dzięki blasku padającemu od pochodni rozpoznała w uczennicy Yuuko. — Cześć, pandziu — przywitała się z wyraźnym entuzjazmem i ruszyła za nią uznając, że co dwie pary rąk to nie jedna. Dobre towarzystwo zawsze było zresztą w cenie, chociaż Shercliffe nie wiedziała jeszcze dokładnie czy bardziej lubiła japonkę drażnić czy też może na nią patrzeć. W przypadku azjatki uroda była na pewno tym, czego akurat nie można jej było odmówić... Egzotyczne rysy zawsze przyciągały wzrok. Gdy tylko Kanoe zbliżyła się do wybranej sali, Ślizgonka niewerbalnym zaklęciem przywołała do siebie klatkę - których ostatnimi czasy namnożyło się w Hogwarcie niemal tyle, co szkodników, które należało w nich zamykać - i przystanęła w gotowości zaraz obok niej. Zaczekała aż jej partnerka unieszkodliwi pierwszą grupę chochlików, po czym wślizgnęła się do pomieszczenia i spetryfikowała kolejne, które ruszyły pierwszej drużynie z odsieczą. Zyskując chwilę do namysłu, Keyira wyprostowała się i rozejrzała po zaistniałym pobojowisku. Wszędzie szczątki naczyń, woda, a nawet resztki jedzenia. I sztućce, niebezpiecznie unoszące się w powietrzu. — Protego! — rzuciła, machnięciem różdżki nakładając magiczną barierę na Yuu, gdy jakiś chochlik posłał trzy noże prosto w jej głowę.
Naprawdę nie wiedziała skąd w Shercliffe wziął się cały ten entuzjazm, z którym ją przywitała. Cóż na pewno było to miłe choć nieco nieoczekiwane. Z pewnością jednak miała pewność, co do tego, że Ślizgonka nie chowała do niej urazu po jej dość ostrej reakcji na rozsyłane na WDŻ rysunki. I wiedziała, że na pewno prezent na przeprosiny spodobał jej się do tego stopnia, że najwyraźniej przyczynił się on do zyskania nowego przezwiska. - Hej - przywitała się z nią z delikatnym uśmiechem, nie oczekując w zasadzie tego, że Keyira postanowi ot tak się do niej przyłączyć. - Nie uwolnię się teraz od pandzi, prawda? Cóż nie przeszkadzało jej to jakoś szczególnie, ale może nieco... dziwnie? Sama nie umiała określić dokładnie tego uczucia, które towarzyszyło jej za każdym razem, gdy słyszała to słowo opuszczające usta Shercliffe. Powiedziałaby, że jest ono raczej przyjemne, ale z drugiej strony chyba nie znały się jeszcze na tyle, by zwracać się do siebie w podobny sposób. Z drugiej strony za każdym razem podobne konflikty uczuć tłumaczyła sobie pewnym konfliktem kulturowym i faktem, że gdyby znajdowała się w ojczyźnie to jej relacje z innymi uczniami wyglądałyby nieco inaczej. W Hogwarcie jednak... Ludzie byli bardziej bezpośredni. Tak mogła to określić. I nawet pomimo faktu, że znajdowała się w nim od ponad roku to wciąż przyłapywała się na tym, że pewne rzeczy w jakimś stopniu odbiegały od tego do czego przywykła w Japonii. Całe szczęście chochliki można było w miarę szybko unieruchomić jeśli tylko użyło się odpowiedniego zaklęcia. Miała jedynie nadzieję, że efekt ten będzie utrzymywał się na tyle długo, by mogły spokojnie działać i pozgarniać rozrabiające psotniki do klatek. Wciąż jednak latające stworzenia były dosyć niebezpieczne. Puchonka spojrzała z przestrachem na latające sztućce, które odbiły się od wyczarowanego protego niebezpiecznie blisko jej twarzy. Czuła jak serce zaczyna w panice obijać się w klatce piersiowej, nerwowo pompując krew w żyły, a gardło zaciska się z nerwów, zerknęła jeszcze szybko w kierunku Keyiry, która ją uratowała. Jednak naprawdę cieszyła się z tego, że miała przy sobie Ślizgonkę. - Dzięki - wydusiła w końcu z siebie, nie potrafiąc się jednak wysilić na choćby drobny uśmiech, który mogłaby posłać dziewczynie. Zamiast tego po prostu porwała w dłonie dwa niuchacze, które dotychczas nie zwracały na nią większej uwagi, bo kłóciły się właśnie o jakiś świecący łańcuszek, który wzajemnie próbowały sobie wyrwać z łapek. Przynajmniej dzięki temu Kanoe mogła je chwycić za karki i przebiec do ustawionej w rogu pomieszczenia klatki, by móc je tam wrzucić. Dopiero wtedy zauważyła, że drzwiczki są uszkodzone. Sięgnęła więc po własną różdżkę i naprawiła je dzięki szybkiemu Reparo, by następnie spojrzeć raz jeszcze na całe pobojowisko i zorientować się w sytuacji.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Z całą pewnością nie miała w stosunku do Puchonki żadnych zły, podstępnych czy ogólnie niecnych zamiarów. Faktycznie - określenie jej mianem zwierzątka, do tego w sposób ewidentnie pieszczotliwy, wziął się od pluszaka, którego Japonka jej podesłała i tak już prawdopodobnie miało pozostać. Szczęśliwie lub nie, chociaż zawsze mogła znaleźć dla niej jakieś gorsze przezwisko, prawda? Jak przystało na wyrodną, złośliwą, oślizgłą wychowankę domu Salazara... Przewróciła oczami na tą myśl. Stereotypy krążyły po korytarzach Hogwartu na porządku dziennym, a niektórych z nich nie było już nawet sensu naprostowywać. — Nie — zgodziła się z uśmiechem. — Raczej się nie uwolnisz — przyznała, bo kłamać też nie miała w zwyczaju. Sytuacja w sali jednak skutecznie wypleniła z niej wszystkie oznaki dobrego humoru. Chochliki w jednej chwili przestały być zabawnymi wróżkami, które utrudniały im życie; w jednej chwili ewoluowały w magiczne stworzenia z kategorii "groźne", które należało koniecznie unieszkodliwić. — Wszystko w porządku? — dopytała, przyglądając się Yuuko uważnie. Zmarszczyła brwi w konsternacji, ale wiedząc jak dziewczyna zabiera się za dalszą pracę, sama także skupiła się na swoim zadaniu. Najpierw spowolniła niebieskich złośliwców, którzy targali ze sobą wiadra wypełnione chlupoczącą wodą. Posadzka była nią pokryta, gdziekolwiek nie spojrzeć, więc Shercliffe musiała co chwilę przeskakiwać spojrzeniem pomiędzy kałużami, latającymi przedmiotami i samymi szkodnikami, które ledwo nadążała petryfikować. O mało nie poślizgnęła się w jednym miejscu, ale dzięki temu, że przy pomocy dzikich pląsów próbowała utrzymać równowagę, udało jej się uniknąć znokautowania przez wielką, metalową chochlę. I dostrzec pierwszego niuchacza. — Mam cię paskudo — mruknęła, paraliżując go natychmiast i przetransportowała go do klatki, skoro na to przeznaczyła ją Kanoe. — Kto to wszystko posprząta? — westchnęła, chociaż nie kierowała tego pytania do nikogo konkretnie, po prostu puściła je w eter.
Dawno przestała już zwracać uwagi na stereotypy, które krążyły o hogwarckich domach. Może i był jakiś powód, dla którego powstały, ale poznała naprawdę wielu niezwykle miłych ślizgonów czy też miała okazję do obserwowania Krukonów niewykazujących się większym pomyślunkiem. Zresztą nawet nie miała w zwyczaju doszukiwania się w ludziach złych intencji. Oj temu, że chochliki nagle stały się o wiele groźniejsze nie sposób było zaprzeczyć. W pobliżu znajdowało się zdecydowanie za dużo przedmiotów, które te mogłyby wykorzystać na szkodę dwóch studentek. Yuuko mogła jedynie przykleić Zlepem do podłogi krzesło, które chochliki próbowały podnieść, by cisnąć nim gdzieś o ścianę albo co gorsza w jedną z nich. Naprawdę nie podobało jej się to wszystko. - W porządku - potwierdziła, gdy tylko zarejestrowała pytanie Shercliffe po czym skupiła się w pełni na znajdujących się wokół stworzeniach, co wcale nie było takie proste. W pomieszczeniu panował zbyt ogromny chaos, by mogła ogarnąć wszystko, co się działo i w porę zareagować. Dopiero po pewnej chwili zauważyła to jak Ślizgonka próbuje desperacko zachować równowagę i nie przewrócić się poślizgnąwszy się na jednej z kałuż. - Keyira... - już miała jej ruszyć na pomoc, gdy nagle w jej kierunku pomknęła jakaś metalowa miska, która zapewne została przez chochliki popdrowadzona z kuchni. Yuuko mogła jedynie zasłonić się przed nadlatującym obiektem, który dzięki temu uderzył ją w przedramię zamiast w głowę. Przynajmniej tyle dobrego. Cisnęła kolejne zaklęcie petryfikujące w kierunku złośliwych chochlików, a następnie skupiła się na wypatrzonym niuchaczu, który biegł w kierunku jednej ze srebrnych łyżek, która musiała zostać porzucona przez chochliki bawiące się wcześniej zastawą. Całe szczęście udało jej się w miarę szybko unieruchomić złodziejskiego krecika i wrzucić go do klatki. - Tym się na razie nie martw - ktoś na pewno to posprząta... Możliwe, że nawet Puchonka, bo jednak nie chciała zostawiać po sobie aż takiego chaosu w pomieszczeniu. W tej chwili naprawdę współczuła szkolnemu woźnemu, który prawdopodobnie nie wyrabiał z robotą przez te wszystkie psotniki.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Musiała przyznać, że dzisiejsze polowanie na niuchacze na pewno zapamięta na dłużej. Chyba od samego początku inwazji nie spotkała się z bardziej problematyczną grupką chochlików. Im było ich więcej, tym robiły się coraz bardziej śmiałe, a co za tym idzie - groźne. Nikt nie miał nad nimi kontroli, nikt też nie kwapił się do ich należytej, odpowiedniej eksterminacji, zrzucając odpowiedzialność za wyłapanie ich na uczniów, studentów i pracowników Hogwartu. Sytuacja była naprawdę beznadziejna. — Daję radę — odpowiedziała głośno, unosząc dłoń, kiedy do jej uszu dotarło zawołanie Japonki. Uśmiechnęła się do niej, jak gdyby nigdy nic, a potem raz jeszcze, kiedy Puchonka kazała się jej nie przejmować. Miała jednak rację, bo wysprzątanie pomieszczenia było w tej sytuacji ich najmniejszym problemem. Shercliffe skinęła jej głową na zgodę i potarła czoło wierzchem dłoni, zaraz mrużąc oczy, kiedy dostrzegła kolejnego niuchacza, który sam wpadł w pułapkę niebieskich wróżków i pokonał połowę posadzki, turlając się niekontrolowanie. Zauważyła także coś błyszczącego, co wypadło mu przy okazji z kieszeni. — Ty bestyjko, zaczekaj, bo jeszcze sam coś sobie zrobisz! — zawołała i ruszyła mu z pomocą, po drodze petryfikując kolejne chochliki. Ominęła największe plamy wody, na koniec wykorzystując impet biegu, by ślizgiem dotrzeć do szkodnika. Unieruchomiła go i przycisnęła do klatki piersiowej, rozglądając się po sali w poszukiwaniu potencjalnego zagrożenia.
Chochliki jakie były każdy widział. Raz potrafiły sprawiać mniejsze, a raz większe problemy, a te tutaj... Wyglądało na to, że naprawdę były dobre we wszczynaniu chaosu i zajmowaniu studentek w niezwykle uciążliwy i niebezpieczny sposób. Oby tylko udało im się szczęśliwie wyjść z tego wszystkiego bez uszczerbku na zdrowiu. Chociaż bestyjki bardzo się starały zrobić im jakąś krzywdę. - To dobrze - odparła dosyć szybko, unikając jakiegoś ciśniętego w jej kierunku przedmiotu. Nawet nie miała okazji do tego, by zarejestrować co to było. Na wszelki wypadek rzuciła zaklęcie osuszające, by pozbyć się znajdującej na podłodze wody i zapobiec kolejnym niebezpiecznym poślizgnięciom. Zresztą dopiero teraz zauważyła, że niekiedy większe kałuże ukrywały ostre kawałki szkła, którymi chyba również powinna się zająć. Chociaż może chwilowo miały nieco inne zmartwienia. - Osłaniam cię! - zawołała jeszcze w kierunku Ślizgonki, gdy tylko dostrzegła to jak Shercliffe porwała jednego z niuchaczy i przyciska go do siebie. Chwilowo nie musiała przejmować się chochlikami, bo Yuuko postanowiła się nimi zająć i roztoczyć nad swoją towarzyszką protego, by zatrzymać nóż do masła i metalową chochlę, które zostały posłane w jej kierunku. Chwilowo priorytetem było zapewnienie bezpieczeństwa im dwóm i pozwolenie Keyirze na to, by spokojnie wpakowała kolejnego niuchacza do klatki.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Keyira miała to do siebie, że przez swoją brawurę zdarzało jej się bardzo często zapominać nie tyle może o otaczającej ją rzeczywistości, co o towarzyszących jej ludziach, a przede wszystkim o tym, że i oni mogą w danej sytuacji wykazać się swoimi umiejętnościami w celu udzielenia jej pomocy. Zazwyczaj pracowała sama i wynikało to z tej właśnie samodzielności w podejmowaniu nagłych decyzji, gdy wymagała tego sytuacja, bez oglądania się na innych, a nie z egoizmu. Miała tendencję do działań lekkomyślnych szczególnie wtedy właśnie, gdy komuś (człowiekowi czy zwierzęciu, nieważne) zagrażało jakieś niebezpieczeństwo. Uświadomiła sobie, że zrobiła to po raz kolejny dopiero wtedy, gdy Yuuko krzyknęła za nią, zapewniając o swoim wsparciu. — Doceniam! — odpowiedziała, śmiejąc się zarówno do niej, jak i do siebie. Zupełnie tak, jakby sytuacja wcale nie była tak niebezpieczna, jak się wydawało. Była, to po prostu Shercliffe zdawała się bawić równie dobrze pod presją, co bez niej. Rozejrzała się, upewniając się, że nie grozi jej chwilowo żadne niebezpieczeństwo, po czym podniosła się ostrożnie do pionu i ruszyła w stronę klatki, po drodze likwidując kilka kałuż wody czy innych, bliżej nieokreślonych cieczy. Po wysuszeniu jednej z nich przypomniała sobie o zgubionej przez niuchacza błyskotce. Wróciła się po nią, z zadowoleniem odkrywając, że to po prostu 20 galeonów. Umieściła zwierzę w klatce, po czym stanęła obok Puchonki i westchnęła. — Przepraszam, od teraz koniec z samowolką — mruknęła, pośpiesznie związując włosy na czubku głowy. — Od czego zaczynamy? — dopytała, zerkając na swoją partnerkę, gotowa do działania.
Naprawdę nie miała nic przeciwko temu. W sumie nawet lepiej, że to Ślizgonka się wykazywała, a ona sama mogła po prostu robić za nieme wsparcie. Ufała w jej umiejętności i wiedziała, że ta na pewno poradzi sobie ze sprowadzeniem małych niuchaczy do klatek, gdzie znajdowało się ich miejsce. Przynajmniej tam nie będą już sprawiały problemów. Unieszkodliwiła jeszcze kilka chochlików zaklęciem unieruchamiającym po czym zyskawszy pewność, że te na pewno nie będą już aż tak rozrabiały spojrzała na Shercliffe, która właśnie umieściła jednego z psotników w klatce. Wyglądało na to, że chwilowo zapewniły sobie spokój. - Nie masz za co przepraszać. Poradziłaś sobie świetnie - odparła z uśmiechem po czym ogarnęła wzrokiem całe pomieszczenie. - Chyba wpierw wypadałoby zgarnąć chochliki do jakiejś klatki póki są niegroźne. No i odgarnąć na bok to całe szkło, żeby przypadkiem się nie pokaleczyć. Chwilowo chciała skupić się na konkretnym zadaniu. Nie wiedziała czy roztrzaskane na wszystkie strony talerze będzie można jakoś złożyć przy użyciu Reparo dlatego postanowiła zostawić je na później. Przy pomocy kilku prostych zaklęć odgarnęła odłamki na bok, starając się jakoś oczyścić środek pomieszczenia. Niestety przechodząc kawałek dalej zauważyła dwa kolejne niuchacze, które ukrywały się pod ustawionym w pomieszczeniu stołem. Z czego jeden z nich wyraźnie wydawał z siebie piskliwe dźwięki. Kanoe chwyciła pierwszego z nich, który kręcił się wokół leżącego kompana i dopiero wtedy dostrzegła, że drugi z niuchaczy spoczywa w całe szczęście niezbyt rozległej kałuży krwi. Na ten widok zaklęła cicho w ojczystym języku, sięgając ostrożnie do zakrwawionego zwierzęcia. - Keyira! - rozejrzała się szybko po pomieszczeniu, chcąc odnaleźć spojrzeniem Ślizgonkę. - Lepiej zbierajmy się stąd szybko. Jeden z nich jest ranny - mówiąc to ostrożnie wyjęła spod stołu zranionego niuchacza, który z piskiem boleści ułożył jej się na dłoni, w które mieścił się przez swoje wyjątkowo małe rozmiary.
C. szczególne : magiczny tatuaż w formie węża | blizn zbyt wiele, by można je było zliczyć | tęczówki w odcieniu sztormu | jakieś zwierzę jako częsty towarzysz
Skinęła głową i zgodnie z życzeniem Yuuko przywołała kolejną klatkę, do której pośpiesznie "zagarnęły" unieszkodliwione tymczasowo chochliki. Udało im się nawet spetryfikować kolejne osobniki, korzystając z chwili przestoju w ich atakach, wywołanego znacznym ubytkiem w liczebności. Następnie Ślizgonka względnie oczyściła większą część pomieszczenia za szkła i niebezpiecznych odłamków. Zdążyła nawet poukładać część nieuszkodzonej zastawy nim dotarł do niej okrzyk partnerki. Keyira poderwała głowę, lokując zaniepokojone spojrzenie w twarzy Japonki, podejrzewając, że to właśnie jej stała się jakaś krzywda. Zaraz potem przeniosła je niżej, na rannego niuchacza w jej dłoniach. Na ten widok zmarszczyła brwi, rozejrzała się kontrolnie i podeszła bliżej, by lepiej przyjrzeć się poszkodowanemu stworzeniu. — No dobrze, wycofaj się pierwsza, a ja się upewnię, że żadna z tych niebieskich paskud nie wbije nam noża w plecy — mruknęła. W przenośni i dosłownie... — Ruszaj — ponagliła Kanoe machnięciem dłoni i rzuciła kolejne protego, które miało odgrodzić je od pozostałych "napastników", podczas gdy Puchonka wynosiła rannego, a Shercliffe transportowała klatki na zewnątrz i zamykała za nimi salę. — Zaopiekuj się nim, a ja zajmę się tą resztą — zapewniła z pokrzepiającym uśmiechem i pożegnała się z dziewczyną skinieniem głowy. Nie miała wątpliwości co do tego, że Japonka będzie wiedziała co zrobić.
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Święta były już blisko, a jak to przed świętami - niby tyle spraw było do załatwienia, a jednocześnie nie mając co robić Kryśka łaziła bez celu po zamku, szukając jakiegokolwiek zajęcia. I oczywiście uciekając od nauki, bo to była tradycja, której Grimowa trzymała się kurczowo od lat, jak żadnej innej. Choć coś czuła, że zbyt już nie za długo uda jej się od tej nauki wiać. W końcu wypadałoby zacząć być odpowiedzialnym czy coś w ten deseń. Nic o czym Christi chciałaby myśleć. Podczas tej swojej wędrówki, gdzieś w okolicy Wielkiej Sali, wpadła na nią sowa z przesyłką adresowaną do niej i Severinusa. Nie ma co - trochę się zdziwiła, bo rzadko dostawali listy do wspólnego odbioru. Nie zaglądała jednak do paczki, a skierowała się do lochów, gdzie miała nadzieję spotkać swojego brata. W końcu jeśli starszy Grim nie był w dormitorium lub jego okolicach, to może znajdzie go w kuchni lub jej okolicach? Zanim jednak zajęła się szukaniem Sevcia, wepchnęła paczkę pod pachę i zajrzała do Sali Łasuchów, bo nabrała po drodze ochoty na coś słodkiego. Pech chciał, że nie wzięła ze sobą nic słodkiego, co mogłaby podjadać po drodze, więc mała przerwa na coś słodkiego wydała jej się idealna. Gdy już znalazła się w pomieszczeniu, zaczęła przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu różdżki. Gdzieś przecież musiała schować ten patyk. Nie ruszała się z niego poza dormitorium, bo w tej szkole i tej rzeczywistości to był jej jedyny atut.
Kiedyś całkiem przypadkowo usłyszał czyjąś rozmowę i dowiedział się, że w szkole istnieje jakiś pokój, w którym znajduje się ogromny regał ze słodyczami. Nie, żeby jakoś wybitnie za nimi przepadał, niemniej jednak kiedyś wymyślił sobie, że chciałby odwiedzić wszystkie pomieszczenia w Hogwarcie. Im więcej czasu mijało, tym coraz bardziej uzmysławiał sobie, że nie uda mu się tego dokonać. Pokoi było zbyt wiele, niektóre były tak poukrywane, że nie sposób ich znaleźć, ponadto miał wrażenie, że zawsze zmieniają swoje lokalizacje. Jakim cudem, to nie miał pojęcia. Najważniejsze, że dormitorium cały czas było na swoim miejscu i od niego było niedaleko do wielkiej sali. Nie musiał tracić przesadnie dużo czasu na wędrówkę do sali z pustym żołądkiem - czego nie można było powiedzieć o Gryfonach i Krukonach. Nie chciałby się z nimi zamienić. Zamyślenia zaprowadziły go do pomieszczenia, w którym faktycznie stał jakiś duży regał, jednak był on pusty. Chyba trafił źle... Już miał wracać do wyjścia, kiedy niemal stratował jakąś małą istotkę. - Kiedyś cię chyba rozdeptam przez omyłkę. - Uśmiechnął się szeroko do młodszej siostry, która wyglądała na wielce zaaferowaną poszukiwaniem czegoś w swoich kieszeniach. - Co ci zaginęło?
C. szczególne : Niski wzrost, chorobliwa bladość, blizny po poparzeniu na lewej stronie ciała, blizny na lewej ręce po nocy z Drejczim. Dziecinny wygląd. Ubrania z motywami mugolskimi.
Skąd właściwie Kryśka dowiedziała się o Sali Łasuchów - nie pamiętała. Może od Russella, może jeszcze z jeszcze innego źródła. Zdarzało jej się tu jednak czasem zajrzeć, więc wiedziała, jakie czary miały tu miejsce, jak sprawić, by te wszystkie pyszności ukazały się oczom. W chwili obecnej jedynym problemem była różdżka, której Grimowa nie mogła znaleźć w licznych kieszeniach swojego stroju. Z poszukiwania magicznego patyka wyrwało ją dopiero nagłe uderzenie. Kryśka, z racji swojego karlego wzrostu, była już przyzwyczajona do tego, że ludzie na nią wpadają i taranują ją przy każdej okazji. Odwróciła się więc ze swoim mściwym spojrzeniem, by już rzucić jakąś kąśliwą uwagą, ale zamiast tego uśmiechnęła się szeroko. Oto okazało się, że wpadł na nią nie kto inny jak jej własny brat. - Ooo, co za cudny zbieg okoliczności - powiedziała wesoło, poprawiając włosy, które podczas zderzenia opadły jej na oczy. Trafiła tu, bo szukała brata, ale on sam ją w pewnym sensie znalazł. Czy mogło być lepiej? - Proszę mnie nie deptać. Niskie osoby też mają swoje prawa - dodała rozbawiona, szturchając Sevcia łokciem w żebra. Jeśli to ktoś z jej bliskich żartował na temat jej niskiego wzrostu, to Kryśce wcale to nie przeszkadzało. Dlatego nie obraziła się teraz na Severinusa. - A różdżki nie mogę znaleźć. Może i przez przypadek zostawiłam ją w dormitorium. Masz swoją? Bo potrzebna jest do ukazania słodyczy - powiedziała, ruchem głowy wskazując pusty regał. W końcu Sev też mógł rzucić to zaklęcie, nie?
Jej uśmiech był miodem na jego serce. Chyba powinien wpadać za nią za każdym razem, jak się spotkają; przynajmniej dzięki temu od razu będzie wiadomo, w jakim jest humorze, choć wątpił, żeby miała na niego nawrzeszczeć. W Hogwarcie jednak nie spędzali już ze sobą całych dni, a dziewczyna wpadła w nowe towarzystwo i kto wie? Może jej charakter nieco się zmienił. Pomimo tych wszystkich pozytywów, które oferowała szkoła, ciężko czasem było mu pogodzić się z faktem, że mija się z siostrą. - Rozumiem, kajam się, proszę wybaczyć madame - zażartował, robiąc krok w tył, żeby nie naruszać dłużej jej przestrzeni osobistej. Nie miał łaskotek, toteż jej szturch w jego żebra wywołał tylko większy uśmiech na twarzy Puchona. - Musisz na mnie rzucić Levicorpus, może wtedy oduczę się ciebie tratować raz na zawsze. Nie powinno go dziwić, że różdżka jest potrzebna do tego, żeby pojawiły się słodycze. - Obawiam się, że nie przerabialiśmy jeszcze wyczarowywania słodyczy - powiedział niepewnie, niezadowolony, że musi odmówić siostrze. To była dziwna sytuacja, często się zdarzało, że Chris miała w torbie coś słodkiego, a teraz? - Chyba, że sama jakoś opanowałaś to zaklęcie, zatem proszę bardzo. Zaczął szperać w plecaku w poszukiwaniu swojego patyka. Czy wyczarowane słodycze są tak samo dobre, jak te "zwykłe"?