Na to pomieszczenie nałożone jest zaklęcie wyciszające. Nie słychać nic z zewnątrz i wewnątrz, bowiem czar jest bardzo skomplikowany i zmaksymalizowany. Świetne miejsce do nauki, ćwiczeń czy potajemnych schadzek.
Mathilde to jak zwykle wracała myślami do bliskich. Chwilowo odpadła gry, bo w jej głowie mamrotała Marie, która ewidentnie była jej kochaną matką, a Math nie dorastała jej do pięt. Zdecydowanie za często umniejszała swoją rolę, jednak teraz siedząc tu z nową wylosowaną kartą potrzebowała czymś zająć myśli. Nie pomagała jej znikająca ręka Echo, ani mizianie się kuzynek. Żałowała, że nie ma teraz aparatu, aby uwiecznić tę scenę. W końcu jednak uśmiechnęła się szeroko sięgając po kolejną kartę, która była sądem ostatecznym. Pamiętała jej znaczenie z ostatniej rozgrywki i wcale jej nie cieszyło to, że taka sytuacja, więc jedyne co zrobiła to odłożyła ją obok pustego kubka po herbacie mając nadzieję, że nie będzie musiała wyjawiać swojego super sekretu. Oj nie. - Ok, kto następny? - Niecierpliwiła się już trochę!
Echo jakoś zapatrzyła się na przeuroczą Shane, która przykleiła się do Sheili. Lyons chichotała sobie cicho pod nosem, widząc jej rozanieloną minę. Amortencja była zabawna, ale bliżej jej było do potężnej mocy, której nie można było nadużywać. Zdecydowanie konsekwencje malowały się mniej śmiesznie niż niewinne mizianie podczas gry w eksplodującego durnia. Ale fakt, szkoda, że Echo nie miała aparatu! Swoją sprawną ręką Gryfonka chwyciła kubek, z którego wypiła trochę herbatki, zjadła ciastko, a potem sięgnęła po kartę. Moc. To chyba znaczyło, że miała tańczyć. Nie przeszkadzałoby jej to zbytnio, o ile ich partia okazałaby się krótka, szybka i sprawna. Na dłuższą metę taniec bez końca byłby bardzo męczący. - Um, Math, a wiesz, że mieszkam obok Ciebie? - zapytała, bo przecież ostatnio nabyli super domek tuż obok Villadsen! Echo nie wiedziała, że kuzynki mieszkają z nią (bo tak, co nie?), a nie miała okazji powiedzieć Puchonce, że już nie sypia w dormitorium, ale we własnym, ślicznym pokoju.
Przyklejona do Sheili nie myślała już w ogóle o opcji zjedzenia czegoś jeszcze, co było bardzo dziwnym zjawiskiem, ale cóż amortencja to amortencja. Mimo tego, że minęła następna tura zupełnie tego nie ogarniała. W końcu trzeba było jej przypomnieć o tym aby to wylosowała kartę, nie wspominając, że trzeba było jej to powtórzyć kilka razy, bo za pierwszymi trzema myślami wracała do tego co akurat odczuwała dzięki temu iż poprzednim razem przegrała. Te karty... Kiedy w końcu jakimś cudem ogarnęła życie wylosowała kartę - głupiec. Więc cóż tym razem? Nie będzie ogarniała jeszcze bardziej? Spoko, czemu nie, już w normalnych warunkach jej się to zdarzało, a teraz cóż... niezła faza. Jednak tym razem będzie to jej trzecia przegrana więc to wszystko jej minie prawda? Oby.
Och, auć! Karty ułożyły się w tak zwaną kupkę i uderzyły ją kilkukrotnie po dłoniach, sprawiając, że ich wierzch zrobił się czerwony, a sama właścicielka cicho jęknęła, walcząc ze łzami, które dość niespodziewanie napłynęły jej do oczu. - Cholerne karty - mruknęła pod nosem, pocierając delikatnie swoje ręce i gdzieś w głębi duszy chcąc już zakończyć grę. Wszystko było fajnie i miło, dopóki nie musiała mierzyć się z tym, że to ona przegrała rozdanie i trzasnęło ją po łapkach. Teraz chciałaby wymoczyć łapki w chłodnej wodzie… - Och, naprawdę? - zareagowała radośnie na słowa Echo, a w jej stronę poleciało kilka skrzacich obelg - To super! Zróbmy jakieś pidżama party! Co z tego, że to miało naprawdę miało mało sensu skoro mieszkały drzwi w drzwi, ważna była sama idea! No, to ten, przypominała Shane kilka razy o tym, że to pora na branie karty, a sama ponownie wyciągnęła sprawiedliwość, już w duchu jęcząc na samą myśl o tym co by było, gdyby przegrała.
-Och! - Sheila wydała z siebie zduszony okrzyk, gdy talia kart jej siostry nagle eksplodowała tuż przy niej. Mimo wszystko nie ruszyła się z miejsca, spoglądając podejrzliwie na resztę kart, a konkretniej na swoje. Była niemalże pewna, że teraz jej początkowy fart się na niej zemści i nie dość, że przegra razem z Shane to jeszcze w jakiś wyjątkowo okropny sposób. Mimo wszystko nie będzie życzyła reszcie źle, nie była przecież taka. Ba, po prostu miała nadzieję, że któraś z nich wygra, bo już zdążyła obdarzyć Echo sympatią. Spojrzała na to co wylosowała i cicho przełknęła ślinę. Uch, nie miała ochoty na to, aby zasnąć w cichej klasie… w razie czego ją później odniosą na odpowiednie miejsce, prawda?
Math siedziała jakaś spochmurniała szczególnie po tym jak talia kart eksplodowała przy Shane. Już chciała utulić kuzynkę i wyjść z nią na moment na zewnątrz, co by może w innym pomieszczeniu złapała nieco dystansu do swojej nowej miłości. Jednak nic takiego się nie wydarzyło, bo jeszcze gorszym zdarzeniem było to, że talia kart zaatakowała Sheilę. Mathie zachichotała, choć szybko urwała przez wzgląd na to, że los pewnie zamierzał się na niej zemścić. I już sięgała po kartę gdy Echo rzuciła coś o sąsiedztwie. Oczarowana perłowłosa otworzyła szerzej oczy nie dowierzając, aż w końcu przytuliła się mocno do Echo po drodze starając się oczywiście nie skrzywdzić znikniętej rączki Gryffonki. Musnęła ją w policzek i teraz zaczęła się zachwycać: - Och nie żartujesz? Naprawdę? Mieszkacie w tym ładnym domu z ciekawym dachem? Zaprosisz mnie? Bardzo bym chciała zobaczyć jaki macie widok z balkonu na najwyższym piętrze! Pewnie musi być tam pięknie, co? Jak tylko przyjechałam i siedziałam w ogrodzie to wyobrażałam sobie, że mieszkają tam wróżki. Słońce śmiesznie się odbijało od szyb! A deszcz pięknie bębnił! Koniecznie muszę Cię odwiedzić. Teraz będziemy mogły się często odwiedzać. Sheili i Shane mieszkają ze mną, więc koniecznie musimy sobie urządzić jakieś wspólne przyjęcie! - Ekscytowała się dopiero teraz sięgając po kartę, którą odłożyła na bok, gdyż w ogóle nie była zainteresowana tym, co ta mogła jej zgotować.
- Au - mruknęła odruchowo, widząc jak karty karzą biedną Sheilę. Wyglądało okropnie, a jak dopiero musiało boleć? Echo nie czuła znikania swojej ręki (tylko psychicznie jęczała nad jej brakiem, a swoją drogą, właśnie zaczęło jej znikać kolano i łydka. Smutek!), więc nawet zaczęła się zastanawiać, czy gdyby dostała w rękę, która jest, ale jej nie ma, to czy poczułaby cokolwiek. Koniec końców pomyślała, że po prostu dostałaby w drugą. - Tak, zróbmy! - podekscytowała się. Nigdy nie była na pidżama party w czarodziejskim stylu i teraz momentalnie zaczęła zastanawiać się, czy różni się czymś od mugolskiego. Jeśli nie, trudno, takie zwykłe też były prześwietne! Podskoczyła lekko, gdy talia Shane eksplodowała. UUU, dlatego eksplodujący był ten dureń! - Nono, serio! Jasne, że zaproszę, jeszcze pytasz - oburzyła się. - Wygonimy Setha i dom będzie cały nasz, no i oczywiście Florci! Jest ślicznie, mam nawet pracownię. Muszę ją co prawda dzielić z Sethem, ale jakoś sobie poradzimy. A wy znacie Florę? Jak nie to poznacie, polecam! - odpowiedziała, ciągnąc swoją kartę, skoro dziewczyny miały już swoje.
Nie, nie znała Flory, ale w gruncie rzeczy teraz się tym nie przejmowała, bo przegrała kolejne rozdanie, aż uderzyło w nią coś okropnego. - Ugh - jęknęła, bo przed oczami zatańczyły jej gwiazdy, a ją samą dopadła okropna senność, która wręcz nakazała jej zamknąć oczy, chociażby na chwilę. Zrobiła to, ale natychmiast poczuła, że jeśli zaraz ich nie otworzy to zaśnie. Potrząsnęła głową niczym pies, który chce pozbyć się wody z futra i przetarła ślepia kilkukrotnie. - Która godzinaaa? - zapytała, przeciągając ostatnią literę, bo akurat w tej chwili zabrało się jej na ziewanie, które ukryła za koszyczkiem z rąk. Dawno nie była tak okrutnie śpiąca. Mimo wszystko trzymając się dzielnie, sięgnęła po kolejną kartę. Cesarzowa. Świetnie, a więc teraz ona się w kimś zakocha? Może nawet by się zbulwersowała, gdyby to wszystko nie było takie zamglone… Przesunęła się na ławeczce, wynajdując jakieś wygodne ramię, nie bacząc na to czy to ręka Math czy Echo i po prostu starała się utrzymać oczy otwarte, zupełnie wyłączając się z rozmowy. Kiedy wreszcie koniec? Może to ona teraz odpadnie i będą mogły iść się wyspać?
[4, cesarzowa] + losowałam na amortencje w razie czego [1, 2, 3 - Echo] [4, 5, 6 - Math], a kosteczka była [3]
Echo zaśmiała się mimowolnie pod nosem, obserwując Sheilę, która walczyła ze snem. Chciała jej zaśpiewać kołysankę, ale byłoby to dosyć wredne, skoro miały grać, a piosenka na pewno zmuliłaby ją doszczętnie. Powstrzymała się więc, ale nie odwracała wzroku, tylko śledziła jak dziewczyna potrząsa głową i wraca (częściowo) do żywych. - Jeszcze wcześnie! - powiedziała dosyć głośno, ale zaraz skuliła się przed karcącym sykiem skrzata, który rozbawił ją jeszcze bardziej. Ale potem zauważyła, że jej noga zdążyła już zniknąć, więc zaczęła wiercić się niepewnie na swoim miejscu. Spojrzała z cierpliwym uśmiechem na Sheilę, która zdążyła się już położyć na jej ramieniu i wyciągnęła kartę. Pozezowała chwilę, nie chcąc zbytnio manewrować ramieniem i dostrzegła na karcie diabła. Fujka, w sensie mieli jej dorobić rogi, futro i ogon? No cóż, to prawie jak przebieranki w sali teatralnej, ale czarne futro nie brzmiało zbyt interesująco. Gdyby Logan zobaczył ją w takim stanie, pewnie oddaliłby się bardzo szybko!
[4, diabeł] mamy z Sheilą 4 więc na wszelki wypadek losowałam jeszcze raz, wypadło 4
Mathilde natomiast była zmartwiona tym, że dziewczęta przysypiają. Aczkolwiek znała bardzo wiele ładnych kołysanek, więc właściwie to bardzo fajnie jej było siedzieć tutaj i tak sobie myśleć o życiu i tak dalej. Uśmiechnęła się nawet szeroko gotowa już zacząć nucić teraz coś pod nosem. Aczkolwiek wciąż czuła, że to niewłaściwy moment. Szczególnie, że ten okropny skrzat ją denerwował swoją obecnością. Chyba już nawet najgorszy kurdupel zorientowałby się, że jest tu niechciany i by zniknął. Choć właściwie to one były na jego terenie. Mathilde jednak nie przejęła się tym i wyciągnęła kartę z talii. Znów kochankowie? Znów czyraki dla Kaia? To nic. Pewnie nie zauważy. Jak wszystkich listów od niej. Cóż... Życie jest takie trudne. Westchnęła, a szmaragdowe oczy zaszły mgłą smutku, jednak uśmiechnęła się do dziewcząt czekając na to co mogło się teraz wydarzyć.
Zatem gdy nie zdążyła mrugnąć, talia nagle postanowiła ukarać Echo? Math aż na moment otworzyła usta ze zdziwienia, kiedy znikającą przyjaciółkę w widocznych partiach ciała zaczęło porastać futerko, a z pośladków wydostawał się ogonek, jak i diabelskie różka. Matthie zachichotała przykładając dłoń do futerka licząc na to, że będzie super mięciutkie w dotyku. Niestety zawiodła się, bo futerko w żaden sposób nie przypominało jej kaszmirowego sweterka, który tak uwielbiała nosić w zimne wieczory. Tak czy tak patrzyła teraz na zaspaną Sheilę i Echo, która wydawała się nieco poza zasięgiem teraźniejszości. W głębi duszy cieszyła się jednak, że czyraki nie dosięgnęły znów Kaia. Byłoby jej chyba bardzo wstyd. Sięgnęła jednak po kolejną kartę i znów odłożyła ją na bok. - Echo, wyglądasz cudownie! Powinni nam teraz zrobić razem zdjęcie! - Chojraczyła dotąd nietknięta Mathilde. Wreszcie spojrzała na kuzynkę, która jeszcze miała grać. - Losuj Sheili! Losuj, losuj! Potem zabiorę was obie do domu to odpoczniecie. - Obiecała z uśmiechem.
Sheila nie ogarniała co się dzieje, taka była zaspana. Błądziła wzrokiem po stoliku, próbując znaleźć coś co postawiłoby ją na nogi, jednakże oględziny, chociaż dokładne wypadły raczej kiepsko, bo prócz ciasteczek w czekoladzie, nic nie wyglądało wystarczająco… elektryzująco. W każdym razie na moment oderwała się od ramienia Echo i wciągnęła na szybko parę ciach, popijając je herbatą. Nic to nie dało, więc znowu klapnęła sobie na ramię Gryfonki, tracąc kontakt z rzeczywistością. Zamknęła na chwilę oczy, nie mogąc poradzić sobie z tą okropną sennością, a otworzyła je dopiero, gdy usłyszała głos Math. Więc to nie ona przegrała? Zerknęła na talię kart. Skoro jeszcze nie eksplodowała jej w twarz to było okej. Skierowała spojrzenie na Echo, co było swoją drogą nie lada wyczynem i jak dojrzała co ma na sobie to cicho jęknęła. - Też takie chce! - wydęła usta w podkówkę i przytuliła się do niej jak do swojej kotki, ale zaraz rozluźniła uścisk, aby wziąć kartę. Wiedziała, że jeśli teraz przegra to skończy się jej gra, dlatego nie przejęła się zbytnio tym, że zostałaby ubrana w jakieś łachmany.
[5, pustelnik. Z ponownego rzutu na zaś wypadło 3]
Ba dum tss. Wszystko się kiedyś kończy, w przypadku Echo - bez ręki, bez nogi, a do tego w demonicznym wydaniu z czarnym futrem. Pewnie była świetną poduszką dla Sheili, ale kto tam wie, jakie futro mają diabły? Może jednak szorstkie i nieprzyjemne? Było takie, Mathilde szybko to sprawdziła! Echo jęknęła w duchu, a jej jęk wydał się też na zewnątrz, w zrezygnowanym westchnieniu. - Taktak, zróbmy zdjęcie, tylko niech Logan nigdy go nie zobaczy - przestrzegła - Ale chyba musimy się spieszyć, bo zaraz zniknę - smutnęła. - Chciałabym cię zobaczyć w tym wcieleniu - rzuciła prowokacyjnie, bo przecież Math bardziej przypominała aniołka. Kontrastowały ze sobą nieźle. - Ha, nie ma, ja taka wyróżniona - powiedziała do Sheili, szczerząc się. Spojrzała, jak wyciąga kartę. - Dobra, to teraz przegrywam, ale ty nie śpij, kocie - powiedziała do Sheili, po czym sięgnęła po swoje przeznaczenie. No, wiedziała, wiedziała!
Koniec rundy 9. Przegrała Echo, która oprócz tego, że znika, to otrzymała wcześniej diabelskie wdzianko, a teraz reszta jej fatałaszków zamieniła się w szaty pustelnika. Pogratulować! Tym samym odpada z dalszej rozgrywki!
Math siedziała tu już jak na szpilkach obawiając się, aby diabelskie karty nie zaatakowały żadnej z jej przyjaciółek. Wszak to nie był eksplodujący dureń tylko jakaś klątwa najgorsza i w grze nie było nic zabawnego, no może poza strojem Echo, który z chwili na chwilę wydawał się co raz bardziej osobliwy. Aczkolwiek nie o tym. Gra wydawała się dla Mathilde po prostu jakimś złośliwym żartem i absolutnie nie podobało się jej to, że najbliższe jej sercu osoby musiały cierpieć. Sheila przysypiała, Shane też wydawała się być poza zasięgiem, a Echo wyglądała jak siedem nieszczęść i ósme dojeżdżające. Uśmiechnęła się pocieszająco, jednak wyglądało to pewnie bardziej na: "dam ci 2 galeony na jedzenie", niż: "łączę się z tobą w bólu moja najdroższa przyjaciółko". Tak czy owak nieśmiało sięgnęła po kartę wzdychając. Oby ostatni raz, prawda? A zatem księżyc. - No dawaj Sheili zaraz koniec. - Dopingowała siostrę zastanawiając się, co też ona może wylosować i co je spotka. Jej karta nosiła tytuł księżyca. Cóż, chyba nie wyleci w kosmos, prawda?
Ale Sheila nie ogarniała. Była taki zmęczona, że sięgnięcie po następną kartę stanowiło dla niej jakieś nieludzkie osiągnięcie i to, że wyciągnęła jednak rękę, musiało wręcz zasługiwać na gromkie oklaski. Mimo wszystko zrobiła to i wyciągnęła, no zgadnijcie co? Jęknęła cicho, odrzucając kartę od siebie i zdecydowanie nie chcąc jej znowu widzieć. Księżyc. Karta, która w poprzednich rundach sprawiła, że niemalże zasnęła i straciła kontrolę nad sobą, padając na twarz w środku gry. - Powodzenia w następnych grach - powiedziała do Math sennie i ścisnęła jej dłoń pocieszająco. Nie miała najmniejszych wątpliwości, że dobrze jej pójdzie, ale mimo wszystko szczęście zawsze się przyda. Nie mogłaby jej przecież życzyć źle! Żadnej z nich by nie mogła. Były taką uroczą drużyną, że mimo, iż karty były bezwzględne to gra bardzo się jej podobała i chętnie wzięłaby udział w następnych starciach. Może wtedy by nie zasypiała?
Mathilde czekała zniecierpliwiona na to, co mogło się wydarzyć gdy Sheili wylosuje swoją kartę. Gdy po nią sięgnęła i życzyła jej powodzenia nagle zasypiając, to perłowłosa mruknęła coś pod nosem niezadowolona, bo nie było z kim świętować zwycięstwa. Mimo to zapatrzona była w swoją ostatnią kartę zastanawiając się czy ten księżyc przyniesie jej szczęście. Zanim jednak zdążyła zamyślić się na dobre, to spojrzała na Echo, która zaczęła wracać do normalnego stanu, a dziewczyny chyba dało radę wynieść, prawda? To znaczy, że gdzieś tam czyraki Kaia też przestały istnieć, prawda? Villadsen jeszcze nie wiedziała co to znaczy wygrać, ale machnęła na to ręką. Nieważne. I tak będzie fajnie... Ale chyba poprosi dziewczyny, żeby poszły z nią na nastepny pojedynek jako mentalne wsparcie!
Na napisanie wypracowania ze run Puchon wybrał własnie Cichą Klase w której było pełno w książek których potrzebował do wypracowania stolików i krzeseł. Zdecydowanie historia trochę męcząca,do pisania nie miał głowy do tego pisania jakichkolwiek wypracowań na temat czarownic w piętnastym wieku. To chyba nie było takie nudne. Jednak wolał najpierw przeszukać kilka książek w poszukiwaniu informacji jednak wybrał dwie opasłe księgi,więc to na pewno nie będzie wielkiego dzieła z dziedziny Starożytnych Run. Przeleciał wszystkie książki wybrał najciekawsze fragmenty do wypracowania, Było tego dość bardzo dużo, ale nie ograniczył się do najpotrzebniejszych informacji. Podał parę przykładów,run i ich odwrotnośc, coś o śmierci i jej przypadkach kilka słynnych znanych nazwisk... O tak w kilka minut cała praca skończona. I to całkiem dośc nieźle! To co wiedział na temat napisł no ale na nastepną lekcje sie dokładnie przłozy. Spakował torby do i wyszedł z klasyaby jak najszybcje wysłac profesorowi wypracownie z/t
Amelia od razu po przybyciu do Hogwartu zmuszona była do odbycia stażu, który wcale za bardzo jej się nie podobał. O ile pierwszy tydzień poszedł jej całkiem nieźle, to nie wiedziała, jak mogą potoczyć się jej dalsze losy tutaj. Uwielbiała uczniów i uwielbiała eliksiry, ale czy tak naprawdę będzie potrafiła prowadzić tak cudowne lekcje, jak inni nauczyciele tej szkoły? Oczywiście jej przewagą był fakt, że sama niedawno była uczniem. Wiedziała doskonale czego pragną uczniowie i jak powinna wyglądać interesująca lekcja, ale wiedzieć a potrafić coś zrobić, to dwie, kompletnie różniące się od siebie rzeczy. W każdym razie, z tego co zauważyła, jej przełożony był nastawiony do niej bardzo miło i pozytywnie. Traktował ją odrobinę lepiej niż innych stażystów, co na początku strasznie jej sprzyjało, a dopiero później zaczęła się zastanawiać: jak długo będzie tą uprzywilejowaną? Aktualnie dostała piętnaście galeonów premii, co podobno nie zdarza się tak często na stażu. Była z siebie strasznie dumna! Mało tego, usłyszała, że chce on przyjąć kogoś na stałe i wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby tą osobą była właśnie panna Wotery. Z dobrym humorem i uśmiechem na twarzy wykonywała swoje codzienne obowiązki. Mało tego, udawało jej się pomagać jeszcze innym nauczycielom w wypełnianiu ich obowiązków - cudownie! Plusy, jakie łapała z tego właśnie powodu były jej teraz bardzo potrzebne. Oby wszystko szło dalej tak samo dobrze jak teraz!
Szef: 6 Staz: 1
Callisto Marquett
Dodatkowo : opiekun Slytherinu, legilimencja, oklumencja
Anglia wydawała jej się ciekawym miejscem, gdzie mogła spokojnie ukryć się przed ludźmi, z którymi nie chciała mieć niczego do czynienia. Początki jej dorosłego życia nie były jednak takie, jak się spodziewała. Ucieczka przed ojcem kosztowała ją wiele nerwów, choć nigdy nie dała tego po sobie poznać. Podobnie zresztą denerwowało ją poszukiwanie dobrego stażu, nie wspominając już o samej możliwości dostania się na niego. Nie miała z tym jednak większego problemu. W końcu była świetna z transmutacji. Chociaż podchodziła do niego z całkiem sporą dozą pewności siebie, początki nie były dobre i wszystko szło nie tak, jak powinno. Wiedziała, że dyrektor docenia jej wysiłki, lecz mimo to była z siebie kompletnie niezadowolona. Jej chłód w relacjach z innymi tylko pogarszał sprawę. Były momenty, gdy Callisto obawiała się o swoje miejsce na stażu i nie było przy niej nikogo, kto mógłby w jakikolwiek sposób uciszyć jej obawy. Przyjmowała jednak tak odpychającą postawę, że posiadania kogoś podobnego graniczyło z cudem. Była przekonana, że ze wszystkim poradzi sobie zupełnie sama, nawet jeśli miałaby wykończyć się psychicznie. Potrzebowała bardzo długiego czasu, by przyzwyczaić się do obecności dzieciaków i odnaleźć się wśród reszty nauczycielskiej kadry. Jednocześnie miała nadzieję, że kolejne tygodnie stażu okażą się lepsze.
Kostki: 2,2 (omfg)
Callisto Marquett
Dodatkowo : opiekun Slytherinu, legilimencja, oklumencja
Być może początek stażu nie był najlepszy, ale pierwsze dwa tygodnia Callisto mogła spokojnie zaliczyć do najgorszych. Wydawało jej się, że po początkowych trudnościach z zaaklimatyzowaniem się i innymi pracownikami wyjdzie jakoś na prostą. W tym zamku... Och, było w nim coś takiego, że Marquett czuła się wyjątkowo pewna siebie. Chłód, jaki emanował od ceglanych ścian był tym, co sprawiało jej przyjemność po ciężkim dniu. Tym bardziej, że na zewnątrz wciąż było dość ciepło. Jeszcze całkiem pełna ambicji i pewnego rodzaju entuzjazmu Callisto uczestniczyła w kolejnych zajęciach i zdobywała kolejne umiejętności. Choć jej starania rzadko były doceniane, była z siebie wystarczająco zadowolona, by nie poddać się tak łatwo. Przyszedł jednak moment, kiedy po raz pierwszy w życiu poczuła, że emocje, które jak dotąd z łatwością trzymała na wodzy, zaczynają rosnąć i przebijać się przez warstwę opanowania. Spędziła bite dwa tygodnie, pracując za dwóch, gdy jej godni pożałowania koledzy opowiedzieli przełożonemu o tym, że jest leniwa. Leniwa! Callisto była wściekła. Wiele razy przypominała sobie te dni, kiedy zapędzano ją w dzieciństwie do kolejnych zajęć, a ona uczestniczyła w nich bez słowa sprzeciwu. Można było powiedzieć o niej wiele rzeczy, poczynając od tego, że jest chłodna w kontaktach z innymi, a kończąc na prostackim "suka". Ale "leniwa" zdecydowanie nie należało do trafnych określeń! Najgorsze było jednak to, że przełożony uwierzył we wszystko, nie kwapiąc się nawet, by z nią porozmawiać. Z zaciśniętymi zębami Callisto przetrwała cały ten czas, przyrzekając sobie, że odwróci się na pięcie, gdy któryś z tych półgłówków będzie potrzebował jej pomocy. Poza tym... nie warto było zadzierać z legilimentką.