Opustoszałe, zakurzone, nie używane od lat pomieszczenie. Początkowo, miało to być miejsce organizowania różnorodnych przyjęć i okazji, a także wspaniałe miejsce ćwiczeń dla kółka teatralnego. Jednakże przez brak zarówno prowadzącego, jak i chętnych sala ta pozostała nieużywana. Na ziemi można znaleźć pare pergaminów, zawierających zgubione notatki studentów, czy też początkowe rysopisy scenariuszy jeszcze sprzed wielu lat. Dzisiaj, uczniowie przybywają tu najczęściej tylko po to, by odpocząć od hałaśliwych rówieśników i zaznać nieco ciszy i spokoju.
Ta sytuacja była wyjątkowym paradoksem. Znikąd pojawia się nauczyciel, który próbuje wychowywać nieswoich uczniów, do tego grozi im i daje szlabany. Może warto napisać do Daisy, aby zaopiekowała się naszym kochanym Caerellem? Choroby psychiczne to wielka plaga dzisiejszych czasów! Zatroskana, wręcz stęskniona, obejrzała się jeszcze za siebie, a nuż biedny stoi tam? - Wiesz, nauczyciele są czasami naprawdę spoko. Lecz ten człowiek ma wielkie doświadczenie w Ministerstwie Magii - wytłumaczyła wesołym głosem. Pomimo złości jaka się w niej skumulowała, nie chciała psuć sobie dobrego humoru. Przecież tyle miłych rzeczy spotkało ją w tym tygodniu! Poza tym, niedługo zacznie prawdziwe życie studentki, imprezy i witaj wolność! - Tam po dłuższym czasie człowiek wariuje - szepnęła do chłopaka, zakreślając w powietrzu palcami kółko, ukazując tym samym stan umysłu urzędników. Spojrzała jeszcze czy nikt za nimi nie idzie, nie miała już ochoty z nikim się użerać, a co więcej wykłócać, kto co może. Zmarszczyła delikatnie brwi, popychając majestatyczne drzwi. Od kurzu kichnęła cichutko, zapraszając chłopaka teatralnym ruchem do środka. - To... jest sala teatralna. Tajne pomieszczenie - mówiła wręcz konspiracyjnie przechodząc przez małą widownie. Czerwone obicie foteli pod stertą kurzu za nic nie przypominało dawnego, intensywnego koloru.
- Dobrze wiedzieć, mam ojca w ministerstwie, tylko czekać, aż staruszek zbzikuje... - odpowiedział na słowa dziewczyny i mrugnął do niej. Gdy otworzyła drzwi ruszył za nią. Tak, pierwszy raz tu był, a kto wie, czy nie ostatni, teatr wyglądał na nieuczęszczany, może ktoś uzna, że nieuczęszczany równa się niepotrzebny i go stąd magicznie usuną, no nic, Marvolo postanowił jednak nacieszyć się tym pierwszym razem w teatrze i zaraz rozejrzał się dookoła otwierając szeroko oczy i rozdziawiając usta. - Łaa... - z jego ust wyrwał się cichy pomruk podziwu. - Tajne pomieszczenie? - zapytał szeptem podłapując ton od dziewczyny - i nie wszyscy mogą tu wchodzić? - dopytywał rozglądając się dookoła. Zaraz jednak przechodząc koło jednego z zakurzonych siedzisk rozłożył je, czemu towarzyszyło głośne i przeciągłe skrzypnięcie, po czym bez namysłu zasiadł na usłanym pajęczynami siedzeniu. Nie zrobił tego delikatnie, a wręcz gwałtownie rzucił się na fotel, co sprawiło, że w powietrze uniosły się drobiny kurzu. Chłopak pomachał przed sobą dłonią by je rozgonić. - I gdzie Ci aktorzy? Ludzie przychodzą tu na spektakl, a tu same pustki... - rzekł i westchnął teatralnie udając zmartwienie i kiwając głową. Wzrok podniósł na dziewczynę i uśmiechnął się do niej.
I nagle poczuła się niezręcznie. Cóż za pięknie faux pas! Uśmiechnęła się blado, chcąc odwrócić sytuację ogonem. - Przynajmniej ostrzegłam, wystarczy spojrzeć na tych starszych urzędników jakim jest Mortheus. - Pan Cearell pracował w Departamencie Przestrzegania Prawa, a teraz sam je łamie, aby odnieść prywatne sukcesy. Oj, nieładnie. - Nie chciałam Cię urazić - dodała szczerze, wchodząc po schodach na scenę. Pomimo kurzu, jaki wokół panował, powietrze nie było duszące. Ukłoniła się nisko tuż przed Marvolo. Gdy tylko wróciła do szkoły, mogła doświadczyć humoru i zabawy. Tam, w świecie dorosłych, wcale tak nie było. Uśmiechnęła się, podnosząc do pionu. - Paniczu, wszak to nie dla wszystkich widoki, spójrz no, ile tu bogactw. Czy każdy mieszczanin powinien je ujrzeć? - spytała na brzegu sceny, po czym przeszła wesoło na drugą stronę. - Mało osób odważy się tu wejść, kurz nie zawsze przyjemny jest! I skąd ta kobieta miała w sobie tyle siły i energii? Skąd ochotę, aby grać przedstawienie dla jednej osoby? Przykucnęła i teatralnym gestem, strzepnęła nieco duszącego kurzu z podłogi. Szybko zaczęła się od niego odganiać, kaszląc raz po raz. Podniosła wzrok, obserwując, czy Marvolo się podoba i nie robi z siebie za dużej idiotki. - Aktorzyna z każdego była marna, a i sam wielki mistrz, nie chciał pracować z takimi - zawiesiła głos na chwilę - amatorami.
Chłopak nie poczuł się urażony, skądże znowu, dlaczego miałby? Przecież to nie on pracował w Ministerstwie, a jego ojciec, z którym powiedzmy sobie szczerze ostatnio dobrych kontaktów nie miał. Na słowa dziewczyny machnął więc tylko ręką i uśmiechnął się. Kiedy Cass rozpoczęła przedstawienie usiadł wygodniej na krześle obserwując ją z uśmiechem na twarzy. Z każdą chwilą owy uśmiech poszerzał się, w końcu chłopak powstał z miejsca i ruszył powoli w kierunku sceny, zatrzymał się tuż przed nią, po czym spojrzał do góry na dziewczynę i zaklaskał w dłonie, zaraz oparł się o brzeg sceny, jeszcze przez chwilę wpatrywał się w Cass, po czym zasiadł na scenie i spojrzał ponownie do góry. - O! mów, mów dalej, uroczy aniele, bo ty mi w noc tę tak wspaniale świecisz jak lotny goniec niebios rozwartemu od podziwienia oku śmiertelników, które się wlepia w niego, aby patrzeć, jak on po ciężkich chmurach się przesuwa i po powietrznej żegluje przestrzeni - rzekł, a zaraz zamilkł wzroku nie spuszczając, wstał stając niedaleko dziewczyny i uśmiechnął się do niej szeroko.
Poczuła się o wiele lżej, gdy zignorował jej uwagę, która bądź co bądź nie była na miejscu. Cassandra od dziecka była szczera i otwarcie dzieliła się z innymi wnioskami. Po cóż by miała je kryć? Nawet w swojej arystokratycznej rodzinie wychodziła przed szereg, nie dla niej były zasady, które mocno ją ograniczały. Ujrzawszy, że chłopak wstaje, pojawiła się pewna myśl: opuszcza ją. Zawiesiła głos na chwilę, spuszczając jednocześnie wzrok na zakurzone podłoże. - Sam przeżył niewiele na tym padole, bowiem ukrócił swe cierpienia niewiele po pierwszym wystąpieniu. Uwierzysz, paniczu, że niezły był z niego krętacz i oszust? - podniosła wzrok, zauważając, że stoi tuż przy niej. Była ciekawa jego imienia, lecz teraz nie było ono tak ważne. Tak istotne. Dla niej może być tajemniczym znajomym. Ha! I on znał tego bakcyla. Wstała z kolan, idąc wprost do niego, okrążając jego postać. - A do tego ukradł wiele niewieścich serc! O biedne one! wow!- lamentowała, unosząc dłoń do czoła. Ach, ma pewien pomysł! Zgodzi się, nie zgodzi się? Uśmiechnęła się szeroko, klaszcząc w dłonie. - Lecz w Tobie, paniczu, - rzekła, stając naprzeciw niego i spoglądając w oczy - widzę skryty talent. Możemy się postarać, aby owa sala przestała być zakurzona! Spójrz, ile tu tylko miejsc! Słyszysz już oklaski widowni?
Kiedy Cassandra zbliżyła się do chłopaka ten obserwował ją, jednak nie poruszył się nawet z miejsca. Gdy dziewczyna go okrążała wodził za nią spojrzeniem. Oczywiście jemu również przez myśl przeszło, że się nie przedstawił, że nie poznał jej imienia, postanowił jednak nie przerywać przedstawienia i w myślach nazwał dziewczynę piękną nieznajomą. Kiedy Cass stanęła na przeciwko niego początkowo uśmiechnął się delikatnie i również spojrzał w jej oczy, zaraz jednak mina jego spoważniała, a on rozejrzał się i przeszedł po scenie zatrzymując tuż obok dziewczyny. - Tak, waćpanna rację ma, słychać już oklaski unoszące się pod sam sufit, a cóż to...? - Zatrzymał wzrok na kilku miejscach znajdujących się na końcu sali - czyż to owacje na stojąco?.. Czyżby talent waść został doceniony? Nie tylko mnie olśniła błyskotliwość waćpanny, oklaski nie milkną, domagają się dwakroć więcej.
Przeszywający wzrok chłopaka sprawiał, że traciła swoją pewność siebie. Tajemniczy nieznajomy miał dryg do sceny i koniecznie musiała coś z tym zrobić! W końcu działoby coś się w tej szkole, lecz doskonale wiedziała, iż żaden nauczyciel nie będzie chciał zajmować się "durną sztuką". - Niechże się Panicz nie wygłupia. - skarciła go spojrzeniem - Widownia domaga się prawdziwych przedstawień, tych za czasów królowej Elizabeth I. - rzekła jakże skromnie. Któż by dorównał teatrowi elżbietańskiemu? To byłby dopiero przedstawienia, gdzie sam Szekspir uczestniczył, bawił się i wino pił. Był czas i na łzy i na śmiech. Każde słowo miało swą wartość oraz piękny akcent. A i miłość była ta obca, nieznana, tajemnicza. Dla niej się umierało i dlań się żyło. - Tak, to właśnie o to klaszczą i wiwatują, mój drogi! Oczekują i Twego wystąpienia.
Chłopak spojrzał na Cass, a zaraz uśmiechnął się do niej, a po chwili stanął przodem do pustych siedzeń i spoważniał. Wysunął przed siebie dłoń, jakby coś w niej trzymał i przemówił. - Być, albo nie być... Oto jest pytanie. - rzekł głośno, po czym nieco przyciszył głos, jednak ciągnął dalej - Jestli w istocie szlachetniejszą rzeczą, znosić pociski zawistnego losu, czy też, stawiwszy czoło morzu nędzy, przez opór wybrnąć z niego? - tu zerknął na Cass, a zaraz dokończył jeszcze ciszej - Umrzeć... zasnąć... I na tym koniec! - ostatnie zdanie wypowiedział podniesionym tonem, po czym spuścił głowę i zamilkł. Przeszedł się po scenie stając za plecami dziewczyny, zbliżył się do niej i wysunął rękę nad jej ramieniem wskazując puste miejsca. - Widzi waćpanna publiczność znudzona, tam ktoś ziewa, tam przysypia, a tam dalej jeszcze para rozmową zajęta. Cóż nie poznali się na mym talencie, ale spróbuj przepiękna Pani Ty przemówić do tego pospólstwa i swym urokiem uwagę ich przyciągnąć na tyle, by chociaż raz i na mnie spojrzeli okiem przychylnym... - rzekł i uśmiechnął się do Cassandry.
Niebywale jego ton potrafił obudzić zmysły i sprawić, iż nie czuło się, że jest się na ziemi. Ginęło się gdzieś w przestworzach, urzeczonym słowami mistrza. Kochała dzieła Szekspira i cóż, miała do nich ogromną słabość! Przymknęła oczy, klaszcząc co i raz z "tłumem". - Gdzież tam, widać uśmiechy i łzy wzruszenia, o tam! - wspięła się na palce, pokazując sam koniuszek sali. Tej, zakurzonej, brudnej sali, och, jakby ją posprzątać! Jakby... Po jego słowach parsknęła śmiechem, siadając na krawędzi sceny dla wielkich aktorów. Spojrzała na niego przepraszająco. - Wybacz, nie mogłam dłużej, ale czyż nie uważasz, że warto otworzyć znowu teatr? Sztuki mogłyby odbywać się w zasadzie sporadycznie, lecz uczniowie zapoznaliby się z kulturą - zaczęła machać nogami, spoglądając w górę na tego "wielkoluda". Och, różniło ich co najmniej metr siedemdziesiąt! Jakże wysoko musiała zadzierać czuprynę! Loki tylko co i raz drgały przy każdym najmniejszym ruchu głowy.
Spojrzał we wskazane przez Cass miejsce gdy wspomniała o uśmiechach i łzach wzruszenia, po czym ukłonił się nisko w tamtym kierunku, a zaraz wyprostował patrząc na dziewczynę, właściwie trudno mu było oderwać od niej spojrzenie, te loki dodawały jej jeszcze uroku. Chłopak stwierdził, że w tym zakurzonym teatrze od Cass aż promieniuje jakaś taka energia, coś co strasznie mu się podobało i przyciągało go. Dawno nie bawił się tak świetnie, więc gdy dziewczyna stwierdziła, że nie mogła dłużej wzruszył tylko ramionami i uśmiechnął się do niej ciepło. Zbliżył się nieco, jednak nie przysiadł koło niej, a przez chwilę obserwował ją z góry, co sprawiło, że wydawała się malutka, to, że zadzierała głowę otoczoną loczkami sprawiło, iż wyglądała niczym dziewczynka. Marvolo uśmiechnął się sam do siebie i przykucnął obok Cass rozglądając się dookoła. - Myślisz, że byli by chętni? Na widowni na pewno ktoś by zasiadł, chociażby z czystej ciekawości, ale czy ktoś chciałby wyjść na scenę? - zapytał zerkając na Cassandrę.
Ona już czuła ten stres związany z pierwszym przedstawieniem. Gardło ją niesamowicie drapało. Wyobraziła sobie właśnie, że jest ostateczna przymiarka strojów - wszystko musi być zapięte na ostatni guzik. Salę wypełnia relaksująca muzyka, która jest skutecznie zagłuszona poprzez krzyki niziutkiej, pulchniutkiej kobiety. Czy to ona jest tu reżyserem? A może główną aktorką? - Ręce w górę, kto głosuje za nową konstytucją? Panie! Tak Ty! Nie lada z Ciebie szlachcic, lecz wyżej ta ręka! - mówiła tubalnym głosem, ochoczo gestykulując. - Waćpan widzi? Prawie 3/4 głosów! - rzekła dumna z szlachty. Zaczesała kosmyki na bok i zaczęła pleść grubego warkocza. - Skąd Twe pytanie, paniczu? Sam masz talent. Inni zobaczą, jakie to jest fajne i przyjdą do nas. - wzruszyła ramionami - To taki będzie nasz trick, a ich odruch bezwarunkowy. Jeśli widzą, że to jest naprawdę coś, sami zapukają w tamte drzwi - wskazała je końcówką warkocza, na którą już zakładała gumkę, znajdującą się uprzednio na nadgarstku. - Nie chciałbyś? - spytała cicho, odwracając się w jego stronę.
Rozglądał się po sali, po wolnych siedzeniach. Bardzo spodobał mu się pomysł wystawienia jakiejś sztuki, ale czy by podołał, myślał nad tym chwilę patrząc przed siebie bez mrugnięcia okiem. Przez moment nie słuchał nawet słów Cass, zaraz jednak dotarły one do niego i przeniósł spojrzenie na dziewczynę. Usiadł na brzegu sceny krzyżując nogi. Zerknął na drzwi, kiedy Cassandra je wskazała, zerknął również na jej nową fryzurę, o wiele bardziej podobały mu się loki, jednak w warkoczu również wyglądała ślicznie. Uśmiechnął się, po czym westchnął ciężko, a zaraz wyciągnął przed siebie nogi, ugiął je w kolanach i wyłożył się na deskach podkładając pod głowę ręce. Spojrzał w sufit. - Czeka nas masa sprzątania, ogólnie sporo roboty, ale ja w sumie ostatnio się nudziłem, więc to zależy od waćpanny, czy i ona czas ma by się tym zająć? - zapytał zerkając na dziewczynę i przekręcił się na bok podpierając głowę ręką. Tak, zdecydowanie był dziwny, mógł się położyć tam gdzie stał i leżeć jakby nigdy nic.
Nie potrafiła oderwać od niego wzroku. Był taki charyzmatyczny. Jego wygląd - tak sama aparycja - mogła wywoływać wiele uczuć. Pierwszym z nich była zdecydowanie sympatia. Wydawał się być bardzo sympatyczny, roztrzepany i co tu dużo mówić - kreatywny. Był charakterystyczny. Nie da się zapomnieć burzy loków, kolczyka w przegrodzie nosowej czy też chusty, z którą, jak myślała Cass, rzadko się rozstawał. Przez tą mieszankę cech wiele osób mogło go nienawidzić. Jednak nie dało się zapomnieć chłopaka. Sam tempr głosu sprawiał, że przechodziły ciarki po plecach. Nadawał się, bardzo się nadawał. - Och, mój drogi, od czegoś mamy tę magię - rzekła leniwie, przechodząc do tej samej pozycji jak chłopak. Sufit był bardzo zakurzony, lecz pod stertą ohydnego pyłu kryło się coś niepowtarzalnego. Fresk! Jakże chciała go zobaczyć, teraz widziała same jego kontury - A czy będziesz mi towarzyszył przy tworzeniu kółka? Stanowimy zgrany duet - zauważyła, mając na myśli tylko i wyłącznie kontakty wielce formalne. Miała przecież męża! Oj, Cass... Obrączka potrafi sprawić, że nagle tracisz swą naturę i stajesz się odpowiedzialna, poważna i wierna.
Magię... Tak, w końcu magia była tu na porządku dziennym, jednak chłopak z lenistwa chyba, właściwie rzadko jej używał, ale to już jego problem, zresztą przy sprzątaniu zapewne wolałby machać jedynie różdżką niż wspinać się pod sufit i szorować go, chociaż to mogłoby być całkiem zabawne. Potrząsnął delikatnie głową. - No tak, jednak samo wysprzątanie sali to dopiero początek - odezwał się i ponownie położył na plecach wzrok wbijając w sufit. Milczał przez chwilę obserwując sklepienie, możliwe, że również dostrzegł fresk na suficie, jednak nic na ten temat nie powiedział, a zerknął tylko kątem oka na Cass. - Z wielką przyjemnością będę Ci towarzyszył przy tworzeniu kółka - powiedział i uśmiechnął się, po czym usiadł na deskach patrząc przed siebie - przy sprzątaniu nie koniecznie, ale do kółka jestem chętny - dodał z uśmiechem i dopiero teraz ponownie spojrzał na dziewczynę. Właściwie sprzątnąć też pewnie pomoże, chociaż to na pewno przyjdzie mniej chętnie.
A to leniuch! Niedobrze, nie dobrze. Ona zdecydowanie wolała utrzymywać porządek - może dlatego, że jej matka była perfekcjonistką i tego właśnie ją nauczyła. Cóż, wtedy jeszcze nie zrobiła kariery. Przewróciła się na bok, obserwując Marvola. Jak to możliwe, że ciągle nie znani swojego imienia? To był dopiero urok! - To prawda, ale zaklęciem to będzie chwila moment. A i trzeba by coś dodać do sali. Masz jakieś pomysły? - spytała zaciekawiona. Cieszyła się, że będą razem tworzyć coś nietuzinkowego. Pomoże im to przeżyć wspaniałe przygody, nabrać doświadczenia i ruszyć młodzież do zmieniania nudnego świata na coś pożytecznego. Chyba lepiej było spotkać się na próbie niż pić piwo w pubie? Choć na odpowiedzią Cass by się zastanowiła. No tak! Faceci są bardzo chętni do tworzenia czegoś nietuzinkowego, lecz jeśli chodzi o sprzątanie to umywają rączki. W odwecie za ten tekst, zaczęła łaskotać go po brzuchu. - Leniuszku! to tylko kilka ruchów nadgarstkiem!
Leniuch...? Właściwie tak, chociaż w umie zazwyczaj do wszystkiego był pierwszy, ale jeśli chodziło o sprzątanie okazywał się strasznym leniem. Ale cóż na to poradzić? Niektórzy lubią porządek, a innym brud zbytnio nie przeszkadza, i chłopak należał do tej drugiej grupy. Sam właściwie chyba zapomniał, iż nie zna nawet imienia swej towarzyszki, właściwie rozmawiało mu się z nią tak dobrze, jakby znali się od lat, a przecież dopiero co się spotkali. Kiedy Cass spytała o pomysły odwrócił się w jej stronę i rozejrzał, po czym ponownie spojrzał na dziewczynę. - Najchętniej to bym dodał jakiś barek wypełniony trunkami różnej maści, jednak to chyba by nie przeszło... - rzekł i wzruszył ramionami. W sumie jak dla niego wszystko było w porządku. Siedzenia na widowni, scena, czegóż chcieć więcej? No może przydałaby się jeszcze czerwona kurtyna i obicia krzeseł, one również musiały być szkarłatnej barwy. Gdy Cassandra zaczęła go łaskotać początkowo starał się utrzymać powagę, jednak łaskotki miał i zaraz roześmiał się głośno. Wylądował na podłodze i delikatnie chwycił dłonie dziewczyny by przestała. Uśmiechnął się do niej raz jeszcze, po czym odezwał. - Mam straszne łaskotki, ale tak już bywa, że te leniuszki mają łaskotki - mrugnął do niej - jednak możemy sprawdzić, czy takie ładne panny lubiące teatr i nie bojące się sprzątania też mają..
Ależ spokojnie, nie spotkała jeszcze żadnego mężczyzny, który z uśmiechem na ustach sprzątał własne skarpetki. Co więcej, w soboty, gdy owe sprzątanie domu miało zazwyczaj miejsce, biedaczki wielce chorowali! Już przyzwyczaiła się do takiego stanu rzeczy, lecz tu mogli korzystać z magii, czy to wielka filozofia? Zdecydowanie należała do osób, które lubią utrzymywać porządek i miała nadzieję, że z wiekiem oraz przez wpływ nijakiego kapitana to się nie zmieni. - Barek schowamy w skrytce dla suflera! - rzekła błyskotliwie, zacierając dłonie tuż przed łaskotaniem chłopaka. Czy imię było tu ważne? Ależ skąd. Może i nie powiało zbytnio kulturą, lecz najważniejsze, że genialnie się dogadali. On jako tajemniczy nieznajomy. Wiedziała, iż trzeba będzie co nieco wymienić, ale może Valentin by jej pomógł? Cały Slytherin trąbił, że ten to szyje! A jeśli nie, to wybiorą się do Hogseamde! Gdy usłyszała śmiech chłopaka, od razu uśmiechnęła się od ucha do ucha. Poza tym... jego ciało niesamowicie działało na Cassandrę. Wszyscy wiedzą, że jest dotykowcem, więc łaskotki były czymś w rodzaju dokładnego zapamiętania osoby jaką był Parker. - I dlatego leniuszki trzeba karać łaskotkami! - powiedziała zanim została unieruchomiona. Ach jej delikatne dłonie! Ona się nie zgadza! - Veto! - powiedziała od razu, wijąc się. Nie chciała pozwolić mu się połaskotać! O nie, nie! Przecież miała okropne łaskotki.
Początkowo wystawił dłoń w jej kierunku jakby chciał ją połaskotać, ale widząc jej reakcję uśmiechnął się tylko szeroko i usiadł patrząc jej w oczy. - Sprawdzę innym razem, bo chyba jeszcze będę miał okazję skoro ustaliliśmy, że teatrem zajmiemy się razem - rzekł puszczając dziewczynę i mrugając do niej. Zastanowił się nad czymś moment patrząc w sufit, po czym wzrok ponownie wlepił w Cass - chociaż nie mogę być pewny, czy jeśli mnie trochę poznasz nadal będziesz chciała ze mną współpracować. W sumie, sam nie wiem czy chciałbym coś współtworzyć właśnie ze mną... Bo wiesz, ktoś ostatnio mi powiedział, że jestem dziwny... - ostatnie słowo wypowiedział konspiracyjnym szeptem z pełną powagą, jednak zaraz na jego ustach ponownie zagościł uśmiech. Wstał i wyciągnął dłoń do Cass. - To co bierzemy się do roboty? Chociaż ja w sumie napiłbym się najpierw herbaty i w sumie można by się rozejrzeć za kurtynami... - rzekł zerkając na boki - mogę już sobie nawet wyobrazić teatr bez tego braku z trunkami, ale bez kurtyn jednak nie.
Jedyne co jej pozostało do własnej obrony, były zęby, których na pewno nie chciała użyć. Zatrzepotała więc rzęsami w błagalnym geście. Musiało podziałać! Przynajmniej zawsze działało jak była mała i jak nie chciała czegoś robić. - I tak nie pozwolę. Za łaskotki powinno się ... - urwała, nie wiedząc jak dokończyć. Co wzruszyłoby go najbardziej? Spojrzała na sufit, próbując chociaż tam dostać jakąś wskazówkę. Kurz - sprzątać cały zamek! - powiedziała dynamicznie, wyciągając do niego dłoń, aby pomógł jej wstać. Niby mogła zrobić to sama, ale w końcu Marvolo był mężczyzną. Uśmiechnęła się do niego, otrzepując się z kurzu - Hm... Mówisz, żeś dziwak. No nic, każdy artysta ma w sobie nieco choroby psychicznej. - poruszyła brwiami w górę i w dół. Toż to była prawda! Najpiękniejsze obrazy powstawały w przykładach z depresją i schizofrenią. One miały w sobie coś, co zachwycało a jednocześnie przerażało. Czy ich teatr też będzie taki? - Zdecydowanie. Musimy się udać do Madame Malkin! - rzekła wesoło, ponownie ujmując jego dłoń i ciągnąć go w stronę Hogseamade. Czy było to ważne, że byli bez płaszczy? A tam, coś porwą po drodze.
Dziś był wielki dzień dla każdego początkującego człowieka na deskach teatru. To właśnie dziś okaże się, jacy są naprawdę i czy potrafią przybrać twarz na maskę, aby pokazać skrywane uczucia. Najważniejsze w tym wszystkim było to, by nie poddać się, gdy coś nie wychodzi. Marvolo wraz z Cassandrą przygotowali salę teatralną dwa dni temu. Mogli w końcu oczyścić ją z kurzu i wymienić kurtynę, którą objadły mole. Szarłat wszechobecny w owej sali przemawiał wyjątkowo do wyobraźni. Można było się poczuć jak za złotych czasów Elżbiety I, gdzie teatr odnosił swoje sukcesy. Parker & Persu nie chcieli wiele tu zmieniać, chyba zakochali się w klimacie. Po rozesłaniu listów do wszystkich zainteresowanych Cassandra weszła na górę, aby otworzyć na oścież drzwi. Wszak każdy mógł przyjść i się sprawdzić! Usiadła na scenie, wesoło przebierając nogami. W końcu znudzona, zaczęła bawić się własnym lokiem, mając nadzieję, że zaraz się ktoś zjawi. Toż dziś odbędzie się specjalne szkolenie! Czy podołają wszyscy? Okaże się wszystko wkrótce.
Rose obudziła się o czwartej nad ranem i nie udało jej się ponownie zasnąć. W takie bezsenne noce przychodziły do niej zazwyczaj wspomnienia ojczyma, jego dłoni na jej ciele, ale tym razem usiłowała je wyprzeć, zajmując myśli dzisiejszym spotkaniem kółka teatralnego. Przeleżała tak trzy godziny, wpatrując się w sufit, po czym ubrała się i zeszła do Wielkiej Sali. Wypiła szklankę mleka i na tym poprzestała; i tak zbierało jej się na wymioty. Nie wiedziała, czy to stres związany z teatrem, czy może koszmar, który ją nawiedził. W każdym razie wzięła głęboki oddech, próbując odzyskać zwykły spokój. Rozważała nawet przez chwilę możliwość nie pojawienia się na zajęciach, ale szybko ją odrzuciła. Zbyt zależało jej na tym, żeby na nie uczęszczać. Weszła do sali teatralnej, a na jej twarzy trwał nieodgadniony wyraz. Dostrzegła jedyną osobę, która przebywała w pomieszczeniu. Kąciki jej ust na chwilę uniosły się lekko, żeby potem znów swobodnie opaść na swoje właściwe miejsce. - Cass! Jestem za wcześnie? - spytała, rozglądając się po sali. Dostrzegła, że z pewnością ktoś tu posprzątał. Zapewne to właśnie Phersu i Parker się tym zajęli. Pokiwała głową z uznaniem.
Cassandra odpłynęła myślami bardzo daleko. Wyjazd z dala od Anglii bardzo jej się podobał i zaczęła się zastanawiać, czy mogłaby wyjechać do Salem, ot tak postudiować jeden semestr, może dwa. Uwolniłaby się od natrętnych myśli. Miała dość tego złe poczucia, nocnych koszmarów i braku apetytu. Jakby nie mogło być o wiele prościej! Pokręciła głową, czując kolejną walkę rozum kontra serce. "Rozum, zrobisz coś dla mnie? To bardzo ważne. Nigdy ci tego nie zapomnę. Zrobisz? Mógłbyś mi wyłączyć na jakiś czas Sumienie? Dokucza mi. Strasznie mi dokucza." I tak właśnie chciała zrobić, a dążąc dalej swoim rozumowaniem, bardzo chciała na jakiś czas zniknąć, wmówić sobie parę rzeczy i wrócić jako prawdziwa pani Phersu. Z krwi, kości, idealna żoneczka, która pstryknięciem palców potrafi zamknąć przeszłość. Kiedy wyrwał ją z zamyśleń głos, podskoczyła do góry i złapała się za 'krwawiące' serce. - Troszeczkę, ale zajmij miejsce - wskazała szkarłatne siedzenia na widowni. Momentalnie zaczęła się zastanawiać, jak owa dziewczyna ma na imię. Tyle ich przyszło na zapis, że trudno było zapamiętać. Zmrużyła oczy, przygryzając dolną wargę. - Rose, tak? - spytała dla upewnienia.
Wzruszyła ramionami. Ostatecznie studentka nie wyglądała na zajętą, więc raczej nie zrobiło jej różnicy jej wczesne przybycie. Usiadła na jednym z wygodnych foteli w drugim rzędzie - tak, aby dobrze widzieć scenę, a jednocześnie, żeby nie była na widoku. Znudzona rozejrzała się po sali. Słysząc pytanie Cassandry, zatrzymała na niej na chwilę wzrok. - Tak, a dokładnie Rose Elizabeth Harm. Z Hufflepuffu - uzupełniła, ignorując fakt, że dziewczynę pewnie niewiele to obchodziło. Ważne będzie to, kim ma być na scenie i jak jej to wyjdzie, a nie, kim jest w szkole i w swoim życiu. Może dlatego właśnie tu przyszła? Codziennie grała twardą, aspołeczną osobę. Chciała pobyć sobie kimś innym, kimś z inną przeszłością i przyszłością. Wciągnęła w nozdrza zapach starości i kurzu, który musiał przecież gdzieś pozostać. Prawie zapomniała o mdłościach.
Hanna spokojnie przemierzała szkole korytarze, jeszcze puste. Wszyscy zapewne spali, a ona nigdy nie mogła przespać całej nocy. Szczególnie trudno było jej zmrużyć oczy, gdy oczekiwała na coś niezwykłego. Takim właśnie wydarzeniem był teatr. Kochała wszelakie rzeczy z nim związane. Uwielbiała stroje, grę aktorów. Nigdy nie uważała się za specjalnie dobrą w tej dziedzinie, ale jeśli włożyłaby w to całe serce na pewno byłaby w miarę dobra. Wszak jeśli coś kochasz, nie potrzebny Ci jest talent, ważne, że niezwykle się starasz. Tak przynajmniej wmawiała sobie rudowłosa, dla polepszenia humoru. Do sali weszła szybkim krokiem, zauważając swoje lekkie spóźnienie. Osób, na razie nie było wiele, choć miała nadzieję, że z czasem zacznie ich przybywać. Uczniowie Hogwartu uwielbiali się spóźniać, co zauważyła nie tylko na swoim przykładzie.
Dzisiaj był ważny dzień dla Gabrielle, wszak miało się odbyć dziś pierwsze spotkanie nowo utworzonego kółka teatralnego! To było coś, czego ona potrzebowała, tak. Bardzo się cieszyła, że owe kółko powstało i od razu, jak tylko się o nim dowiedziała, zapisała się na nie. Lubiła grać, występować na scenie i choć nieraz trema nie dawała jej spokoju i bała się, ze coś nie wyjdzie, zawsze wypadała co najmniej dobrze. Taka sprzeczność - niby nie chciała być w centrum uwagi, a lubiła występować na scenie. A przecież wtedy zwracano na nią uwagę. No nic. Okaże się, czy się do tego nadaje. Umiała dobrze oddawać emocje i nieźle recytowała, ale to zawsze mogło nie wystarczyć. Miała małe problemy z dotarciem do sali, ale się jej udało, choć była chwilę spóźniona. - Dzień dobry - przywitała się z obecnymi. Zdziwiła się, że tak mało osób było. Może też się spóźnią, tak jak ona?