Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Izba na szczycie bocznej wieży

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 12 z 17 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17  Next
AutorWiadomość


Cornelia Somerhalder
Cornelia Somerhalder

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : teleportacja, wilkołak
Galeony : 1616
  Liczba postów : 2144
http://czarodzieje.my-rpg.com/t2503-cornelia-somerhalder
http://czarodzieje.my-rpg.com/t4053-corin-somerhalder#120896
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 2 Maj 2012 - 11:46;

First topic message reminder :




Wpada tu bardzo dużo słońca, a co za tym idzie kafelki tutaj są bardzo nagrzane. Jeśli szukasz odosobnionego miejsca to jest właśnie ono dla Ciebie, jeśli tylko pokonasz sto osiemnaście kamiennych schodków prowadzących do tej izdebki.



Opis zadań z OWuTeMów:

Zazwyczaj nie lubiła wchodzić na tak wysokie punkty. Schody są przecież jej największym wrogiem i tego się będzie trzymała do końca życia. Jednakże kiedy tak sobie myślała ostatnio – jeśli pojawiłaby się sytuacja każąca jej uciekać, to łatwiej jest schodami w dół do dormitorium niż w górę, prawda? Szczególnie, jeśli ktoś ma bardzo słabą kondycję.
Pięćset schodów zdawały się mordować wręcz, ale widok był tego warty. Gdy wieczór rozciągał się wokół Hogwartu i zatapiał w sobie wszystkie pobliskie tereny, ten lekki półmrok unoszący się zza pięknych krajobrazów... To wszystko było takie spokojne. Takie przeciwne do jej ostatnich przeżyć, które wywoływały w niej wiecznie rozemocjonowanie tak, jakby cały czas miała okres... Zabawne, że mówię o tym akurat teraz. Kiedy to ma się spotkać z Finnem.
Oparła się plecami o jedną z barierek uparcie wpatrując się w wejście na wierzę. Ubrana wyłącznie w jakąś skromną, czarną sukienkę na ramiączkach ze spokojem przyjmowała ciepły wiatr uderzający o jej ciało i rozwiewający długie włosy. Dobrze, że było już blisko do lata. Dzięki temu nie marzły jej nogi odziane wyłącznie w krótkie, czarne stopki. Czekała w zniecierpliwieniu. Powie, co ma powiedzieć i stąd pójdzie. To najlepsze rozwiązanie.
Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyWto 28 Kwi 2015 - 13:00;

Podeszła do stolika z kartami, wpatrując się w nie przez chwilę w milczeniu. Tarot? Nie wiedziała nawet jak powinna zabrać się za zadanie. Przerzuciła kilka kart w szczupłych palcach, szukając celu w jednym z finałowych zadań. Jej piękna facjata błyszczała w blasku księżyca, kiedy pochylała się nad talią. Ujęła w palce w końcu jedną z kartonowych karteczek, wpatrując się w figurę na jej odwrocie. Nie potrafiła stwierdzić, czy ona miała stanowić dla niej wskazówkę co do dalszego przebiegu zadania. Jednak świadomość, że wyciągnęła ją jako pierwszą obudziła w niej poczucie obowiązku odnalezienia pewnego sensu dla tej karty. Wpatrywała się w zarys niesympatycznego, niezadowolonego z życia człowieka, nie widząc w nim nic pięknego. Co mogło być wspaniałego w odbieraniu sobie życia? Nie była pewna. Nie mogła jednak nie ulec wrażeniu, ze z każdą minutą obserwacji, czuła coraz większy wtręt dla mężczyzny przedstawionego na jej karcie. Wisielec… nie miała szacunku dla ludzi, którzy odbierają sobie szansę na życie. Nie potrafiła tego zrozumieć. Wraz z kolejnymi sekundami jej oddech stawał się głębszy. Potrzebowała coraz większych dawek powietrza, żeby zapełnić nim płuca. W końcu rytm oddychania był płytki. Brała szybkie, urywane oddechy, nie odrywając spojrzenia z dotychczasowego punktu patrzenia. Po kilku minutach jej rumiane usta rozchyliły się, kiedy zaczerpnęła gwałtownie tchu, chwilę przed tym, jak jej drobne ciało opadło na posadzkę. Nie czuła tego, jak powoli osuwa się na zimną ziemię. Dopiero obudzona z rana przez nauczyciela odczuła na sobie efekty omdlenia. Nieładne zasinienie oszpeciło jej perliste ramię. Dlatego właśnie z obrzydzeniem i niechęcią dla tego miejsca, opuściła je, wracając do ciepłego dormitorium, gdzie czekało na nią miękkie łóżko z liczną ilością poduszek i aksamitnej pościeli, wyścielającej jej miejsce do snu. Wypoczęta, z niechęcią i nieukrywanym sceptycyzmem wróciła na szczyt wieży, tego dnia zdeterminowana na szybsze znalezienie odpowiedzi na dalszy przebieg zadania. W drzwiach minęła jednego z uczestników, odsuwając się do tyłu. Jej szata zafalowała w powietrzu, kiedy przysunęła się do zimnego muru, przywierając do niego w osłonie przed rozentuzjazmowanym, znającym swój cel Halvorsenem. Prychnęła za jego plecami, dopiero kiedy zniknął z zasięgu jej wzroku i sama weszła do pomieszczenia. Nie była pewna w jaki sposób karta pomogła jej zinterpretować treść zadania, ale zarówno ona, jak i długi czas, w jakim przypatrywała się otoczeniu, sięgając wzrokiem daleko na widok rozpościerający się z wieży, pomogła jej zrozumieć, w jakim kierunku teraz powinna zmierzać. Pozwoliła sobie jeszcze chwilę z przymkniętymi oczyma kompletować powiew wiatru na twarzy, rozsiewający lawendowy zapach jej szamponu wokół i dopiero wtedy z ciężkim westchnieniem ruszyła do Sali Przyszłości. Spodziewając się, że tam będzie mogła kontynuować dalsze etapy Złotego Sfinksa.

Wylosowane karty tarota: cesarzowa/wisielec --> świat
Ilość dni: 2
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 17 Cze 2015 - 22:13;

Jego życie było całkiem proste. Jasno wyznaczone cele, podążanie ścieżką, którą sam sobie z góry narzucił. Nigdy nie zbaczał z drogi, nigdy nie oglądał się za siebie, jakby przeszłość wcale nie miała znaczenia. Tak to wyglądało kiedy ponownie stał się dzieciakiem bez duszy, kiedy wyjechał z rodzinnego miasta i zamieszkał w obcym, kompletnie innym i nieprzyjaznym. Ale czy dom TAM i dom TU różnił się od siebie aż tak bardzo? Nigdy nie chodziło o miejsce, lecz o ludzi. Swoje miejsce na ziemi posiadał jedynie w pewnym okresie swojego życia. Był to moment, a gdy do niego wraca wydaje mu się, że jakby nigdy on nie istniał. Jakby był to wytwór jego wyobraźni. I na to liczył. Na to, że dał ponieść się ułudzie, marzeniu. A te kręcone rude włosy były jedynie jego iluzją.
Dlaczego na to liczył?
Co się stało przez te lata, że wolał myśleć o najlepszym okresie w swoim życiu, jak o czymś co nigdy nie istniało?
Pogodził się z faktem, że musiał wyjechać. Z tym, że ojciec zdradził matkę a później zniknął z jego życia. Nigdy jednak nie potrafił dojść do porozumienia w kwestii, która została poruszona jakieś dwie godziny temu. Kiedy to studiował jedną z wielu książek do nadrobienia. Niespodziewany stukot w okno i list, który od razu wydał mu się znajomy. Kiedyś wyobrażał sobie ten moment, tę chwilę, która miała na moment zatrzymać bicie jego serca. Dlaczego wtedy jego pierwszą reakcją była kpina? Przez fakt, że uznał dawne czasy za iluzję? Pragnienie, które wciąż pozostaje jedynie pragnieniem?
Jego dłonie stały się dziwnie lepkie, co zdecydowanie go nie uszczęśliwiło. Czy po tych wszystkich latach, ilości zakopanych uczuć... Wciąż? Był typem człowieka, który nie kieruje się uczuciami. Jasno spogląda na świat, wszystko widzi w czarnych lub białych kolorach. Nigdy nie stawia na kompromis, nie szuka złotego środka. Był uparty, co nigdy jeszcze nie wyszło mu na złe. Bo wiedział. On po prostu czuł, co jest poprawne a co nie. Teraz nie odczuwał niczego. Milion pytań, milion odpowiedzi, milion scenariuszy. Jego idealny porządek został zakłócony, co zdecydowanie nie było jego broszką. Nie był dobry w niewiedzy.
Oparł się o barierkę i czekał. Skrzyżowane dłonie na klatce piersiowej pomagały mu myśleć. Jak? Co? Czemu? Odpuszczenie sobie dawnych czasów było najgorszą i jak uważał, niemożliwą rzeczą do zrobienia. Bo niby jak? Jak mógłby zapomnieć o kimś, kto uszczęśliwiał go jednym uśmiechem? Nie czuł się skrępowany, tak jak w domu, kiedy rodzice spoglądali na swoje nazbyt dojrzałe dziecko. Nie czuł się tak, jak wśród rówieśników, którzy wytykali go palcami za jego inność. Wynikająca jedynie z innego spojrzenia na świat.
Postawa sprzeczna. Z jednej strony pragnął spotkania, z drugiej, wciąż zachowywał ten zimny dystans. Oj, zdecydowanie nie pasuje mu rola, w której nie zna ani tekstu ani scenariusza.
Powrót do góry Go down


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 17 Cze 2015 - 23:44;

Nikt nigdy w jej życiu nie potraktował jej tak, jak on to zrobił. Nawet nie matka, która w wieku dojrzewania swoich córek, jedyne co miała im do powiedzenia to: „bądźcie dobrymi wilami, dzieci”, co zresztą nawet nie przekazywała w bezpośrednim komentarzu. Trzeba jednak zaznaczyć, że kobieta upewniła się, że córki zrozumieją, że w tym przypadku bycie dobrą, znaczy bycie złą. Tą, która manipuluje, zwodzi, wykorzystuje, oszukuje, mami. Cheri nigdy nie mogłaby uwierzyć, że stanie się jedną z tych osób. Miała pewną barierę, która przypominała jej, że nie musi być tą właśnie osobą. Niezależnie od genów, przyzwyczajeń, wychowania, miała drogę wyboru. Przy nim. Była zawsze sobą. Nie tą, którą chciano od niej żeby była. Była stuprocentową Cherisee. Przypadkowo rudowłosą, młodą dziewczynką, wierną swojemu przyjacielowi i lojalną jego opiniom. Bo było coś niezwykłego w tym, jak zawsze miał rację. Uwielbiała go słuchać. I uwielbiała się z nim droczyć, ze tego nie robi, chociaż z zafascynowaniem zawsze podążała za jego słowem, a później i za tonem, bo był już wtedy mężczyzną, kiedy ona była jeszcze dzieckiem. Dojrzałym chłopcem, przy którym czuła się naprawdę bezpiecznie. Oddawała mu powoli siebie… a on bestialsko zabrał jej ją samą, wraz ze swoim wyjazdem. Zupełnie bez żalu, bo nie dał żadnego znaku, że mogło być inaczej. Żadnej odpowiedzi, na żaden z listów. Przez ckliwe pożegnania przyjaciela po szczere wyznania miłości, żadne z nich, tych listów, go nie obchodziło. Myślała, że umarł, a wraz z brakiem wieści od niego jej pamięć o nim. Ale tak nie mogło być. Był dalej tam, w jej głowie, zajmując wysoki piedestał, tam, gdzie nie powinien, w jej sercu i w duszy, bo czuła go jeszcze bliżej, kiedy nie było go obok. Doświadczała jego braku, a to był najgorszy z możliwych testów sprawdzających jej uzależnienie do jego osoby. Przegrała. A teraz był tu, bardziej realny niż wcześniej, bardziej niż w jej wspomnieniach i bardziej niż w fantazjach, jakie czasami, ostatnio, rzadko, o nim miewała.
Przymknęła oczy, przystając na schodach kierujących ją na szczyt wierzy. Przytrzymała szczupłą dłoń na barierce oddychając miarowo. Nie był już jej Remym. Był kimś, kto nawet nie zauważył jej obecnośći, a przecież kręciła się tu już od niespełna roku. Włóczyła się po zamku, szukając swojego domu, tam, gdzie nigdy nie potrafiłaby go znaleźć. Odetchnęła. To tylko chłopiec – upomniała się. Jeden z wielu.
Ruszyła przed siebie, zgrabnym, pewnym krokiem, przystając dopiero w drzwiach. Zaczesała włosy na jedno ramię, przypatrując się jego facjacie w blasku księżyca, chylącego się ku wieży, jakby niesfornie chciał wpuścić więcej światła do pomieszczenia. Nie wiedziała, że jest tak późno. Przegapiła moment, w którym jasny nieboskłon ustąpił miejsca ciemnej kurtynie nocy. Podeszła bez słowa do okna wieży, przystając obok niego, przy jego ramieniu, wpatrując się w gwiazdy. Z wieży astronomicznej, jak zauważyła, był najlepszy widok. To była tylko jedna rzecz, jakiej nie uświadczyłaby w Beauxbatons. I był jeszcze tylko jeden osobnik, którego tam nie było. Zawiesiła na nim wzrok, choć nie dało się wyczuć w nim żadnej ckliwości, czy utęsknienia. Patrzyła zimno, niczym lodowa figura, jaką pewnie chciałby żeby była. Łatwo było ją wtedy nienawidzić, prawda?
— Zmieniłeś się — zauważyła, lustrując uważnie jego twarz, pierwszy raz z bliska, a przecież pamiętała każdy najmniejszy szczegół. Nie potrafiła sobie odmówić objęcia jego twarzy uważniejszym spojrzeniem. Przygryzła wargę, wyciągając nawet dłoń, żeby sprawdzić, czy faktura jego skóry, wyglądała na faktycznie bardziej szorstką, zwłaszcza w okolicach brody, niż to zapamiętała. Miękkie, delikatne policzki, które lubiła brudzić wykwintnymi deserami, żeby sprawdzić, czy ta poważna twarz mogła wykrzywić się w prostym uśmiechu. Zawiesiła jednak dłoń w powietrzu, a na jej twarzy wykwitł uśmiech jakiego zwykle się nie widziało, bo nie chciała, żeby ktokolwiek go widział. Cyniczny grymas. Z jakiegoś powodu chciała, żeby uznał jej odruch za świadomy, niedokończony przesycony zgryźliwością gest. Opuściła rękę, patrząc w jego tęczówki bez skrępowania.
— Jest tyle rzeczy, które chciałam Ci powiedzieć, Remy Xavier… a teraz, kiedy stoję przed Tobą, dochodzę do wniosku, że wcale nie chcę z Tobą rozmawiać.
Jej wypowiedź zakrawała o odrobinę złośliwości, choć prawda była taka, że, owszem, łapała się na tym, ze wcale nie chciała z nim rozmawiać. Najchętniej zamknęłaby go w tęsknym uścisku i wybaczyłaby mu wszystkie jego winy, które wyrządziły jej tyle zła, od razu. Bez rozmowy. Gdyby to tylko było możliwe… ale nie było.
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyCzw 18 Cze 2015 - 20:39;

Był okropnym człowiekiem. Zostawił ją, co z pewnością zrobił specjalnie. Bo przecież nie ma innego wytłumaczenia, prawda? Żadnego rozsądnego, poważnego problemu, który wpłynął na decyzję o wyprowadzce. Był samolubnym dzieciakiem, który w dupie miał uczucia osoby, która była dla niego najważniejsza. Taka prawda. Nikt się nie liczył. Nie matka, która myślała jedynie o sobie i o opinii innych. Nie ojciec, który nigdy nie wiedział czego chciał a w ostateczności zaginął. Nawet nie dziadek, który stał mu się bliższy przez te kilka ostatnich lat. Podaj mi powód, dla którego zrobił to co zrobił... Przecież nigdy nie podważali swoich uczuć wobec siebie... Czy w ogóle mogli zdawać sobie sprawę z tego, kim dla siebie byli? On zdał sobie z tego sprawę kiedy odszedł. Kiedy matka spakowała go w nocy bez słowa wyjaśnienia. Kiedy pisał listy, kiedy szedł w kierunku skrzynki...
Tylko ona była poszkodowana? Tak bardzo skupiała się na sobie, że całkowicie zapomniała o tym, co mógł czuć on. Z góry go osądziła i uznała, że zrobił to specjalnie, iż uznał ich znajomość za żart. To był znak, że wcale mu nie wierzyła. W jego oddanie i przywiązanie. To przykre, po prostu przykre.
On nigdy jej nie obwiniał. Nie obarczył swoją złością czy nienawiścią. Po prostu nie pisała. Miała powód, dla którego nie chciała się z nim kontaktować. Być może było to za trudne? Kto wie. Bleau żył w kłamstwie, kompletnie nie zdając sobie z tego sprawy. A może coś podejrzewał? W końcu nigdy do końca nie wierzył w to, że Cher zapomniała o nim. Nie mogła. Nie chciał jej na to pozwolić. Nie potrafił o niej zapomnieć, o cieple z jakim go przyjęła, o rzeczach, które poznał tylko dzięki niej.
Zabawne, miała rację co do niesprawiedliwości świata. Znajdowali się pod jednym dachem a nigdy na siebie nie "wpadli". R. rzadko kiedy można spotkać na szkolnych korytarzach. Był cieniem, który przemieszcza się po hogwardzkich murach... O ile wyjdzie z dormitorium, zza sterty książek i pergaminów.
Odkąd tutaj przyjechał, wieża była jego ulubionym miejscem. Sam nie wiedział dlaczego, tak po prostu. Może z powodu widoku? Nie tylko na cały teren szkoły, ale w szczególności na niebo. Miało to związek z przeszłością ale i z wieczorami, które spędzał w posiadłości w Anglii. Kiedy podczas długich wieczorów siedział z dziadkiem na tarasie i po prostu oglądał niebo. Pomimo swojej oziębłości i dystansu, był człowiekiem. Prawdopodobnie, ktoś w to jeszcze wierzy?
Poczuł jej obecność dopiero w momencie kiedy zrównała się z nim ramieniem. Chciał odwrócić się i spokojnie zlustrować jej postać. Przyjrzeć się, sprawdzić jak wiele go ominęło. Jednak nie zrobił niczego, co mogłoby sugerować zmianę w jego nastroju czy tęsknotę, która wciąż w nim tkwiła. Dawno temu obiecał sobie, że nie będzie rozpamiętywał przeszłości. Nie chciał czuć, nie chciał aby jego własne widzi-misie sprawiło, że straci czujność. Ruch jej dłoni sprawił, że na moment odwrócił wzrok. Odruchem dla niego było chwycenie jej dłoni w połowie drogi. I tak zrobił. Chwycił jej drobną dłoń, a jego kciuk, jakby w naturalnym geście pogłaskał wierzch jej dłoni. Było to dziwnie przejmujące uczucie, znajome a jednak było w nim coś obcego. Jej skóra. Nie była taka jak to pamiętał, była równie delikatna i miękka, jednak bardziej koścista. Piegi znajdowały się na tym samym miejscu a w jej oczach widział te same maleńkie plamki, których obecność widać jedynie z bliska.
-To zrozumiałe, minęło kilka lat, prawda?-Skomentował krótko jej słowa i spojrzał w punkt gdzieś ponad jej głową. Tak, jakby kompletnie go to nie wzruszyło, jakby nie miało wielkiego znaczenia to co powie.
Był tą samą osobą. Czy tego chciała czy nie. Z wiekiem kształtuje się charakter i osobowość człowieka. A wpływ na nie ma wiele różnych czynników, przeżytych doświadczeń. Z nim było inaczej. Jakby z góry zostało osądzone kim jest i ma być. Nie przeszkadzało mu to bo idealnie to niego pasowało.
Po chwili zabrał dłoń i schował je do kieszeni spodni, tam gdzie powinno być ich miejsce. Jego nienagannie wyprostowana postać spojrzała na błonia i zawiesiła na moment głowę. Jakby się nad czymś zastanawiał.
-Nie chcesz a jednak wciąż tu stoisz. Przyszłaś tutaj w jakimś celu. Nawet jeżeli była to zwykła ciekawość, chęć zobaczenia mnie, sprawdzenia czy nie jestem wymysłem Twojej wyobraźni.-Kącik jego warg lekko drgnął.-O cokolwiek Ci chodzi, dostaniesz to.-Teraz spojrzał na dziewczynę, jakby dopiero teraz ją zauważył. Czy było to zbyt trudne? Nie zawiódł się widząc ja dzisiaj. Była dokładnie taka jak to sobie wyobraził, a może nawet i lepsza. Sam jednak nie przyzna przed sobą, że coś w nim drgnęło.
Czekał na ten moment bardzo długo, chciał dowiedzieć się dlaczego nie odpisała na jego listy. Dlaczego nie spróbowała innej formy kontaktu. Jednak bardziej obchodziło go, co się działo z nią samą. Jakie przygody ją spotkały, kogo poznała, w kim się zakochała, komu zniszczyła życie... Nie obchodziło go już, "dlaczego", "po co"... Było między nimi wiele niedomówień, które narastały z chwili na chwilę. Kolejna rzecz, która mu nie pasowała.
Powrót do góry Go down


Lethe A. Nevaeh
Lethe A. Nevaeh

Nauczyciel
Rok Nauki : VII
Wiek : 26
Czystość Krwi : 90%
Galeony : 211
  Liczba postów : 89
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10972-lethe-aaliyah-nevaeh
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11034-zapomniana-sowa
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11035-lethe-aaliyah-nevaeh
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySob 4 Lip 2015 - 18:17;




OWuTeMy - Astronomia

Wchodzisz na szczyt wieży, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Jest wieczór. To jedyny egzamin, który odbywa się tak późno. Wybrałeś Astronomię. Dobrze. Stajesz więc na samej górze, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany ci Darryl Kersey oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Souhvězdí. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku.
Pierwszym zadaniem jest bez użycia mapy nieba rozpoznać jak najwięcej gwiazdozbiorów znajdujących się na widnokręgu. Oczywiście gwiazdozbiory zawierające się w innych też są liczone, więc masz spore pole do popisu. Drugie zadanie dotyczy jest już nieco bardzie skomplikowane, komisja bowiem wybrała noc, w czasie której widać po świcie da się zauważyć Jowisz za pomocą zwykłej lupy. Zadaniem zdającego jest obliczyć odległość od ziemi Jowisza za pomocą znanych mu sposobów oraz podać datę kolejnego pojawienia się tej planty na widnokręgu.

Zasady:
Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.

Oceny:
Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski:
2-3 - Okropny
4-5 - Nędzny
6-7-8 - Zadowalający
9-10 - Powyżej Oczekiwań
11-12 - Wybitny
Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbierstwa można dodać +1 do punktów.

Opis wyników:

zadanie nr 1:
wynik:

zadanie nr 2:
wynik:

Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astrologia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny
<retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę
<retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę
<retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka
<retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę
<retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki

Powrót do góry Go down


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPon 13 Lip 2015 - 21:24;

Spojrzała na jego rękę, utkwioną na jej własnej i wysnuła ją z pod jego uścisku. Okrążyła go dookoła, stając po drugiej jego stronie. Oparła się o barierkę z jego prawej strony i wychyliła do przodu, pozwalając rudym pasmom włosów spłynąć z jej ramion na klatkę piersiową. Spojrzała w dół, udając zainteresowanie, czymkolwiek, poza nim. On na nią nie patrzył. W odwecie, nie poświęcała mu już żadnej uwagi. Przynajmniej póki nie było to konieczne. W końcu, bezgłośnie wzdychając, podniosła spojrzenie wyżej, na gwiazdy i tam zawiesiła wzrok, zaczesując włosy za ucho. Objęła się ramionami, chroniąc się przed chłodem na szczycie wieży i uniosła kąciki ust w lekkim uśmiechu. Jakby niewzruszona w żaden sposób tym co powiedział. Grała. Grała tak, jak grać przy nim nigdy nie chciała, ale sam niemo ją o to prosił swoją postawą. Słowami, jasno sugerującymi jak wielka powstała między nimi przepaść przez te lata.
— Zmieniłeś się nie tylko fizycznie. Patrzysz na mnie zupełnie inaczej.
Odwróciła się tyłem do barierki, opierając się o nią pośladkami i wsunęła się na nią, siadając niebezpiecznie na krawędzi. Przodem do chłopaka, wpatrując się w niego przez chwilę z góry, dopóki nie pochyliła się, przesuwając się zręcznie na bok, dokładnie naprzeciwko niego. Przerzuciła ręce przez jego szyję, zmniejszając między nimi dystans. Weszła w swoją grę. Chciał, żeby taka była. Jeśli poprawnie interpretowała jego milczenie, uległ plotkom, jakoby była tylko zwykłą, wykorzystującą go dziewczyną, gorzej, wilą, one nie miały w tej kwestii poczucia wstydu. Właśnie tak sądziła, ze o niej myślał. Dawała mu dokładnie to, czego chciał. Jej zdaniem.
— Tak bardzo Cię obrzydzam, Remy? — szepnęła mu na ucho, przez chwilę sama ulegając swoim genetycznym instynktom. Zacisnęła zęby, nieznacznie oblizując wargi, wypuszczając ciepłe powietrze na jego szyję chwilę później. Kontrola… Nie mogła sobie pozwolić, żeby rozmowę rozproszyły jej geny. Nie chciała ich używać przeciw niemu. Była ciekawa, czego w niej nie lubił. Jej samej, tej naturalnej, niedoprawionej mistyczną magią, czy jej odziedziczonej natury?
— Dlatego się nie odzywałeś? — cofnęła się, prostując plecy i wychylając się bardziej, niebezpiecznie do tyłu — Chcę… — zawiesiła ton, patrząc mu wprost w tęczówki i dodała trochę zbyt zmysłowo, żeby naprawdę znając ją kiedyś uwierzył, że to był jej pierwotny ton — … sam mi powiedz. Czego twoim zdaniem chcę?
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPon 13 Lip 2015 - 21:59;

Czekał na coś? Aż sobie pójdzie? Aż znowu będzie mógł wybudować mur, którym szczelnie się opatulił? Przez lata przyzwyczaił się do komfortu, jakim była jego samotnia. Wraz z listem od Cher... Nie, wraz z zobaczeniem jej tutaj, dobre pięć minut temu, mur znikł i został tylko on. Nigdy nie przejmował się tym, że może zostać niezaakceptowany, ludzie w jego mniemaniu nie byli nikim ważnym, nie wnosili do jego życia nowości. Przecież ta dziewczyna nigdy nie rządziła się tymi prawami, ustalała własne, które mimo wszystko stały się kompatybilne z jego. Za to uwielbiał ich kontakt, za to myślał o niej każdego dnia od przeprowadzki. Za różnice, które zamiast ich dzielić, łączyły.
Oczywiście, że ją obserwował, chciał zapamiętać każdy jej ruch, każdy gest, każdy wdech, który lekko unosił jej klatkę piersiową. Widział ją, a jednak coś wciąż przysłaniało mu widok. Nie chciał aby emocje wzięły górą, już zapomniał jakie to uczucie... Stać obok niej, oglądać z nią niebo, obok siebie, niemalże ramię w ramię. Jednak mimo, że byli tutaj razem... On ich odgradzał. Nie potrafił ponownie się do niej uśmiechnąć. Nie dlatego, że nie chciał ale dlatego, że bał się... Zawodu? A jeżeli okaże się inny niżeliby chciała? Niżeli pamiętała? Jego rozsądek mówi "minęły lata, człowiek się zmienia, czego się spodziewała"... Kierowanie się uczuciami to nie jego domena, nie jego rewir, czuł się tam jak ryba bez wody, bez drogi ucieczki, kręcił się bez sensu, nie wiedząc co dalej.
Czy patrzył na nią inaczej? Tak. Oznaczało to coś dobrego, czy niekoniecznie. Między jego brwiami pojawiła się lekka bruzda. Rozum mówił "opanuj się", a pewna część jego chciała krzyczeć i po prostu ją przytulić... To ten chłopiec, który znikł wraz z wyjazdem do Anglii.
Przyglądał się spokojnie jej poczynaniom, choć wewnątrz palił się aby nie skarcić jej za bezmyślność i nieuwagę. Mogła spaść, mogła się poślizgnąć, jedno przesunięcie, jedno pochylenie się w nieodpowiednim kierunku... Oh, R.
Plotkom? Gdyby jeszcze o nich słyszał. Nic z rodzinnej okolicy do niego nie dochodziło gdyż matka odcięła ich od tego miejsca, a tutaj? Tutaj dopiero niedawno dowiedział się o jej istnieniu. O tym, że kroczyła tymi samymi korytarzami, jadła z tych samych talerzy. Bzdura.
Jego brwi mocniej się zmarszczyły, jakby czymś go uraziła. Bo tak było. Jego spojrzenie było twarde, zimne i chowało urazę. Jakby swoim zachowaniem naprawdę go dotknęła, może to był błąd, może powinien być tym samym R., którego znali tutaj. Jednak był jej Remim, czy tego chciał czy nie. Jego dłonie wylądowały po obu jej stronach, trzymając się mocno barierki. Skłoniło go to do przysunięcia się, czego chyba nie zrobił umyślnie. Choć kto wie? Chciał aby poczuła bijącą od niego odrazę. Nie w stosunku do niej ale do całego świata, do ograniczenia jakim kierowała się ona. Bycie wilą to nie wszystko, czym była.
-Tak bardzo upadłem w Twoich oczach?-Wyprostował się i spojrzał ponad jej głową, aby po sekundzie ponownie utkwić spojrzenie w jej oczach.
Wiedział co robiła, wiedział do czego zmierzała. I nie był kolejną zabawką, nie był jej fanem, nie był kochankiem, który zaraz miał zostać zmieniony. Wiedział, że to spotkanie nie było dla niej łatwe, widział co wywołał. A to wszystko przez jej ruchy, przez jej zachowanie i słowa. Jeżeli myślała, że ma go w garści, to popełniła największy błąd swojego życia.
Dlaczego, dlaczego, dlaczego. W jego głowie pojawił się obraz chłopca, który stał pod mosiężną bramą, wysoką na dwa metry.... W deszczu, w śniegu... Czekając na głupiego listonosza, na jakąkolwiek paczkę. Na chłopca, w którego oczach nadzieja nie chciała zniknąć. Jego uśmiech stał się dziwny, może dlatego, że dotychczas zaciśnięte w wąską linię wargi zmieniły swoją pozycję.
-Chcesz odpowiedzi. Chcesz wiedzieć, kim naprawdę jesteś. Chcesz wiedzieć, kim wciąż jesteś dla mnie-Powiedział spokojnie. Czy trafił? Czy była to prawda? Za dużo znaków zapytania a za mało tych cholernych odpowiedzi.
-Nie będą się z Tobą sprzeczał. Nie będę wciskał Ci kitów, uwierzysz w co będziesz chciała. Co będzie wygodniejsze dla Ciebie.-Powoli przesunął po niej wzrokiem. Uważnym, dokładnym.-Jednak nawet wtedy będziesz wiedziała, co jest prawdą.-Powiedział.
Bleau nie miał powodu do kłamstw. Zawsze mówił prawdę, nawet tę najbardziej okrutną czy oczywistą. To się nie zmieniło i nie zmieni.
Powrót do góry Go down


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPon 13 Lip 2015 - 22:56;

Jakież to było ironiczne. Była przecież wilą, a przy nim czuła się, jakby to on rzucił na nią jakiś czar. Czy było to w ogóle możliwe? Kiedyś, to właśni dziwne poczucie przypominało jej, że była zdolna do kochania. Nie tylko do ranienia. Podświadomego uwodzenia mężczyzn. Świadomie wykorzystywała ich znacznie później, a może po prostu szukała ukojenia po stracie najbliższego przyjaciela? Tylko żaden z tych mężczyzn nie równał się Remiemu. Chyba, że… próbowała się oszukiwać. Kiedyś i teraz, kiedy by tu obok niej, z powrotem tkała sobie te same naiwne kłamstewka, jakoby miała nie być taka jak matka. Coraz bardziej ją przypominała. Bezwzględną manipulantkę. Obecność jej Bleau, ściągała ją na ziemię, pozwalała myśleć, że istniała dla niej inna przyszłość od tej, do której zobowiązywała ją rodzina. Chociaż przecież nie wszyscy. Cinny była czysta… może ona też mogła być? Zamilkła, przypominając sobie o smutnym, melancholijnym liście od siostry. Wpatrywała się w tęczówki oczu chłopaka, myślami krążąc gdzieś daleko, analizując swoją naturę, rodowód, jego obecność, prawdę w świecie. Od dawna była nikim innym jak tylko pogubioną małą dziewczynką, taką, jaką zostawił ją we Francji, samemu wyjeżdżając na wyspę.
Dlatego właśnie, przez chwilę miała ochotę z tym skończyć. Nie była pewna, kim teraz dla niej był Remy. Niespełnioną miłością, utraconym przyjacielem, wrogiem? Które z nich było aktualne, które prawdziwe, a co było wymówką, jaką znajdowała dla siebie i swojej natury? Może wmówiła sobie, ze go kocha? Nie była w stanie tego stwierdzić. Pamiętała go przez pryzmat obrazu, jaki wytworzyła sobie o nim jako młoda dziewczyna. Ale nie byli już dziećmi. Coś musiało się zmienić. Nie wiedziała jak odbudować relacje, które budowała z dziecięcych klocków. Burząc je? Układając od nowa? A może wyrosła już z tego zestawu do gier? Z Remy’ego?
— To wrogie spojrzenie… — mruknęła poprawiając ręce na jego karku, powoli przyswajając sobie pewną myśl. Jego towarzystwo, w gruncie rzeczy rujnowało skrupulatnie tworzoną przez lata osobowość. Ranił ją tym. Zrywaniem ochronnej powłoczki, jaką na siebie narzuciła, nie chcąc pozwolić żadnemu innemu facetowi skrzywdzić ją w ten sam sposób w jaki on to zrobił. Jej Remy, po którym spodziewała się wielkich czynów, którego nie chciała posądzać o takie krzywdy. I teraz znów był tu przed nią i znów zachowywał się tak, jakby nie był zdolny do nieczystych zagrań. Łamania serc. Ale przecież już raz to zrobił. Dlaczego teraz miałoby być inaczej?
— Powinnam reagować inaczej na pełen odrazy wzrok, którym na mnie spoglądasz? Nie potrafię udawać, że go nie widzę.
I nie potrafiła sprowokować go, żeby powiedział jej co naprawdę się tutaj między nimi działo. Te iskry, które gotowały im krew w żyłach, czym były? Bo łapała się na tym, że dalej szukała dla niego usprawiedliwień. Mimo tego, jak milczał. Dalej starała się podświadomie wyjaśnić sobie, ze jej Remy nie był zdolny do takiej beznamiętności. Bezpodstawnego skreślania ludzi i patrzenia na kogoś ze wstrętem. Musiała dla tego zachowania znaleźć wytłumaczenie.
—Więc kim dla Ciebie jestem? — spytała w końcu szeptem. Musiała w końcu przełamać ten sposób rozmowy, w którym żadne z nich wygodnie pomijało pewne kwestie, którymi chcieli się podzielić, a przecież każde z nich miało do siebie pewnie dużo pytań. Ona miała. Byłe tyle rzeczy, których nie rozumiała. Ale nie chciała już pytać o przeszłość. Jej nie mogła cofnąć. Chciała pytać o dzisiaj. Jakie mieli szanse na naprawienie ich wspólnej rzeczywistości. Czy w ogóle jeszcze jakąś mieli?
— Remy, widzisz we mnie co chcesz widzieć — mruknęła przeciągając dłonią po jego policzku, przytrzymując ją przy nim — a ja zadaję Ci proste pytania. Próbuję dowiedzieć się, co myślisz. Udowodniłeś mi, ze uważasz, ze Ci uwłaszczam. Dlaczego? Chcesz wiedzieć, co myślę naprawdę? — zsunęła się z barierki, teraz już niemalże opierając się o jego pierś, skoro zamykał ją po obu stronach między ramionami. Zadarła głowę, ściągając ręce z jego szyi i puściła je wolno wzdłuż swojego ciała.
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPon 13 Lip 2015 - 23:58;

Posiadał uczucia, potrafił docenić, potrafił żartować, potrafił tęsknić. Myślisz, że to było takie łatwe? Dla człowieka, który kieruje się rozumem i czystym rozsądkiem trudno pojąć coś, czego nawet nie potrafi wytłumaczyć. Teraz wie, że był cholernie naiwny. Przez to, że otworzył się na nią stał się podatny na zranienie. A może jako dziecko nie potrafił jeszcze tego oddzielić? Może to dlatego, że nie wpadł na pomysł, że to jego własna matka zatruje mu życie? Nie minie sporo czasu zanim zorientuje się jaka jest prawda. W końcu złoży części układanki a wszystko sprowadzi się do ojca, jego matki i jej matki. Do faktu iż Pani Bleau karząc męża, ukarała syna. Zabrała mu najlepszą część jego samego. Zadecydowała za niego. Miała prawo? Miała prawo zabierać wszystkie listy i chować je do szuflady, która według małego R. uznana była za nieistniejącą?
Widziała się jako wilę, jako manipulantkę i robiła dokładnie to, co sama sobie wymyśliła. Prawda jest taka, że Cher kreuje się na osobę, którą starannie nie chce być. Czy jest w tym jakaś logika? Czy sens ma robienie czegoś, czego tak naprawdę nie chcemy? Czy to tylko nasza słabość i beznadziejność powoduje wybranie drogi, która jest najmniejszą siłą oporu.
Ile razy ma sprowadzać ją na ziemię, ile razy ma być głosem jej rozsądku.
On pozwalał twardo stąpać jej po ziemi a ona nauczyła go żyć. Nigdy jej za to nie podziękował, nigdy nie wyznał jej tego, co tak naprawdę czuje. Zawsze uważał, że nie potrzebowali słów. Wystarczyło jedno spojrzenie w jej kierunku. A wiedział. Nawet po tylu latach, bo tylu dniach spędzonych osobno. Jej twarz była znajoma i obca. Uwielbiał ją za to kim była, pomimo, że musi poznać ją na nowo. I to była jego decyzja, którą podjął dawno temu, jednak dopiero teraz był w stanie do tego się przyznać.
Chciał jej.
I nie w tym prymitywnym tego słowa znaczeniu. Nie chciał jej jak każdy facet, który pożąda kobiety. Chciał jej głosu, chciał jej śmiechu. Czegoś prostego, niewyszukanego, naturalnego,prawdziwego. Poznał ją jako dziewczynkę i pokochał ją za jej niewinność. Czuwał nad nią tak, aby nie wiedziała iż robi to nawet kiedy nie ma go przy niej. Mógł udawać, że wymazał wspomnienia. Udawanie wychodziło mu doskonale. Gorzej było kiedy przyszedł czas na rozmowę z samym sobą.
Może za szybko się poddał.
Czemu nie potrafi spokojnie ustać w miejscu, czemu jego palce coraz bardziej zaciskają się na barierce. Czemu przez jego kręgosłup przechodzi dziwny prąd kiedy jej palce stykają się z jego skórą. Nie wiedział. Nie wiedział nawet czy chciał poznać odpowiedzi. Nienawidził uczucia, że posiadała nad nim władzę. A fakt, że była nieświadoma tego faktu jeszcze bardziej go irytowała.Jednak czy tak łatwo złamać chłopaka? Wystarczyła jedna osóbka aby choć na moment otworzył drzwi na świat?
Jedna wielka niepewność. Jeden wielki znak zapytania, który wisi nad nim i czeka.
Niespodzianki, niewiadome. To wszystko idealnie do niej pasowało. Zawsze obtaczała się tą lekką aurą tajemnicy. Tylko on widział, że pod nią kryje się coś jeszcze.
Był samolubny, egoistyczny, arogancki. Zdawał sobie sprawę, że ją zranił a jednak wciąż... Czy nie było to łatwiejsze? Ranienie zamiast odbudowy, zamiast tych wszystkich przeszkód. Ponownego narażenia się. Jednak nie pozwoli aby to strach kierował nim i jego czynami.
Zawsze stał z boku, gotowy aby jej pomóc. Aby być opoką dla złamanego serca, aby sprawić aby ujrzała prawdę, która kryje się gdzieś między wierszami. Ilekroć widział ją bawiącą się z innymi, czuł ukłucie zazdrości. Kiedy widział roześmiane miny chłopców wiedział, jak bardzo będzie oblegana przez nich w przyszłości. A on po prostu był obok niej. Czujny i gotowy. Nigdy nie przekładający uczucia nad rozsądek. Uznał, że swoją miłość pokaże jej w inny sposób. Bo ten, który z czasem się w nim zrodził, na ten, nigdy nie był wystarczająco godzien.
-Nie odczuwam odrazy wobec Ciebie. -Powiedział spokojnie, powoli, uważnie dobierając słowa. Choć jego powaga, zdystansowanie i całe opanowanie chyba szlag dawno trafił.-Raczej wobec tego, że mogłabyś pomyśleć, że tak właśnie... Czuję.-Mruknął.-Fakt iż uważasz mnie za jednego z mężczyzn, którzy dają omamić się ułudzie... Porównanie mnie do nich i próba użycia swojego czaru ubliża mi. Kim dla Ciebie jestem Cher?-Uniósł lekko jedną brew a za tym pytaniem kryło się znacznie więcej.
Trudno było mu spokojnie na nią patrzeć. Nie dlatego, że napawała go negatywnymi emocjami ale dlatego, że nie chciał przestać... Bo. Bo czy ona zaraz nie zniknie?
Spojrzał na nią. I przez chwilę można by pomyśleć, że jej nie odpowie. Iż odejdzie odwrócony na pięcie a pytania będą tak wisieć w powietrzu. Jego klatka piersiowa pierwszy raz uniosła się wyżej niżeli dotychczas. Jakby potrzebował więcej powietrza. Nie potrzebował za to otuchy. Mógł w tej chwili powiedzieć jej wszystko. Powiedzieć o odrętwieniu, o godzinach spędzonych na marzeniach i koszmarach z jej udziałem. O bezsensownym staniu przed domem szarej posiadłości.
Ucisk na barierce zelżał a jego dłonie przesunęły się w górę, ku jej policzkom, ku wystającym kościom. Kciukiem przejechał powoli po jej skórze, jakby sprawdzając jej prawdziwość. Każdy jego gest był uważny, delikatny a może nawet troszkę wycofany. Jakby w każdej chwili był gotów się cofnąć. Wystarczyło coś powiedzieć, drgnąć...
-Byłaś mi marzeniem i koszmarem. Myślałem, że sobie Ciebie uroiłem. Zwykła wyobraźnia chłopca, który pragnął kogoś mieć. Kogoś, przy kim będzie sobą, do kogo zawsze będzie mógł wrócić.-Wreszcie na jego ustach pojawił się cień uśmiechu. Było to miłe czy raczej zabawne wspomnienie? -Widzę w Tobie to kim jesteś. Dostrzegam to, czego Ty nie widzisz. Widzę w Twoich wrak człowieka. I nie wiem tylko, czy jest to moje odbicie czy to Ty. Straciłem część siebie, może to właśnie to teraz oglądam. Zabrałaś mi coś. I chce abyś wiedziała, że zawsze z Tobą byłem...-Zmarszczył brwi, lekko oblizując dolną wargę, jakby tym nadmiernym mówieniem się wysuszyła.
Cholera. Zrobił coś, czego nie powinien robić... Cholera, cholera, cholera.  Ponownie się przed nią otworzył... Wystawił wszystko co miał i jej ofiarował. Jak kilka lat temu. Chwytając go za rękę, zabrała go ze sobą. Nie tylko w dosłownym znaczeniu.
-Chce.-Powiedział cicho. I brzmiało to jak wyznanie lub obietnica.
Powrót do góry Go down


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 15 Lip 2015 - 14:07;

Odetchnęła. Sprawiał, że nie była pewna jak powinna się przy nim zachować. Nigdy się and tym nie zastanawiała. Nie czuła potrzeby kontrolowania swoich zachowań. Czy były one bardziej czy mniej egoistyczne, nie rozckliwiała się nad swoimi działaniami, tylko dlatego, ze pod koniec dnia zawsze miała czyste sumienie. Wiedziała, że nigdy nikogo nie oszukiwała. Nie dawała ludziom złudnej nadziei na coś, czego nie mogła dać. Tylko od nich zależało, w jakim stopniu próbowała się przed nimi wykazać i jaką cząstką siebie potrafiła się podzielić. Z Remym nie chciała podejmować pół-środków. Mogła go albo uwielbiać i ufać mu, jak kiedyś i być przy nim kimkolwiek chciała być – sobą, albo nie mogła mu dać niczego innego. Nie chciała przed nim grać, udostępniać małych cząsteczek swojego jestestwa, tak, jak robiła to z innymi. On znał ją kiedyś za dobrze, żeby teraz mogła mu pozwalać stopniowo poznawać się na nowo, tylko po to, żeby w pewnym momencie skończyć znajomość. Tego by dla nich nie chciała. Mogli trwać w tym zastałym stanie urwanego kontaktu, bądź odbudować to, co mieli. Nie sądziła by istniały dla nich inne drogi, którymi byliby się w stanie zadowolić.
— Nigdy Cię nie oszukiwałam, Remy. Nie stosuję na Tobie żadnej magii. Jeśli nie lubisz osoby, która teraz przed Tobą stoi, to tak naprawdę nie lubisz mnie. Nie mogę Ci zaoferować niczego więcej, bo niczego więcej nie ma. To, co widzisz, to naprawdę ja. To co robię to nie żadne magiczne zagrywki. To moja osobowość. Taka teraz jestem.
Odruchem zaczesała pasma włosów za ucho, Jej tęczówki oczu delikatnie drżały, kiedy badała spojrzeniem każdy szczegół jego twarzy, przeciągając wzrokiem po szczegółach na jego facjacie. Nie potrafiła mu odpowiedzieć na pytanie, kim dla niej był. Musiał prosić o tak wiele? Nie było jednej odpowiedzi. Był dla niej obcym człowiekiem i jednocześnie kimś, kto ukształtował jej życie. Był jej ratunkiem i przekleństwem. Jej miłością i zawodem. Przyjacielem, atrakcyjnym mężczyzną, dręczycielem, jej prośbą, zniewoleniem. Mogła wymieniać w nieskończoność, a i tak nie potrafiłaby powiedzieć, kim koniec końców go to czyniło.
— Jeszcze tego nie wiem… Próbuję to określić. Jesteś kimś od kogo zależy, kim będziesz.
Jego słowa były tak szczere, przepełnione delikatnością i bezpośredniością, bolesne i kojące jednocześnie. A jego gest był tak samo prawidłowy, jak niepoprawny. Przymknęła na chwilę powieki, czując jak jego opuszki przesuwają się subtelnie po jej skórze.
— Chciałabym Ci wierzyć. Bardzo chcę Ci wierzyć, ale oszukałeś mnie i okłamujesz mnie. Nie byłeś przy mnie. Zabrakło Ciebie. Wyjechałeś. Zapomniałeś o mnie. Ja o Tobie nigdy nie zapomniałam. Próbowałam, ale to nie mogło się udać. Dlatego tu jestem. Bo nie zapomniałam. Ale gdybyś mi pomógł… pozwolił zapomnieć. Wtedy przestałabym się łudzić, że wszystko to, co między nami się wydarzyło było tak prawdziwe, że żadne z nas nie chciałoby z tego rezygnować. Zrezygnowaliśmy oboje. Nie wiem, w którym momencie i jaki był powód, ale daliśmy sobie spokój. Przestałam Cię szukać, Remy. Wiesz dlaczego? Bo w każdym człowieku we Francji widziałam Ciebie, nawet kiedy dowiedziałam się, że już tam nie mieszkasz, za każdym razem łudziłam się, że to ty, przyjechałeś, żeby mi powiedzieć, że to tylko zły sen. Ale to była prawda. Nie mogłam spać, bo czekałam aż zapukasz, do drzwi, albo do okna. Przeprowadziłam się do pokoju na parterze, żeby było prościej. Ale nie przychodziłeś. Nie mogłam się skupić w ciągu dnia, bo koncentrowałam się na poczcie, cały czas czekając na list od Ciebie. To musiało się skończyć. Musiałam ruszyć do przodu. Chociaż nieważne, jak bardzo się starałam, nie potrafiłam zapomnieć, o…
Urwała. Spojrzała na jego dłoń, łapiąc się na tym, że to było niemożliwe, żeby nie pamiętać o miłości do niego. Nawet teraz, kiedy nie była jej pewna, co teraz czuje, wiedziała, że pamiętając o tym co, wydawało jej się, że czuła, nigdy nie pozwoliła żadnemu mężczyźnie rozpalić w niej tych samych uczuć.
— Ale byłam tylko dzieckiem. Mogłam się mylić — zakończyła bardziej dla siebie, niż dla niego.
— Nie wiedziałam, że życie bez Ciebie jest tylko wegetacją, dopóki nie dowiedziałam się, że jesteś tu, w Hogwarcie. Ale bycie tu teraz razem z Tobą jest jeszcze trudniejsze i bardziej przykre.
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 15 Lip 2015 - 17:01;

On czuł tę potrzebę. Nigdy nie robił czegoś, bez wcześniejszego zastanowienia się nad tym. Kontrolowanie swojego zachowania, swoich słów i działań była zapisana w jego genach. Nawet gdyby chciał, nie potrafiłby oddać się pełnej swobodzie. Nie był człowiekiem wolnym, choć żaden bodziec zewnętrzny nie stanowił dla niego ograniczenia. On sam był swoim ograniczeniem, barierą, więc jedyne co go powstrzymuje to on sam. Umysł, który wytworzył sobie pewne wzory i ściśle się nimi kierował. Nigdy mu to nie przeszkadzało, nigdy nie czuł iż jest to za mało. Teraz... Teraz nie był pewien niczego. Tego, co stanie się za pięć minut, tego co stanie się z nimi później, jaki będzie koniec tej rozmowy.
Cherisee pojawiła się w jego życiu ponownie i tak jak wtedy, wywróciła je do góry nogami. Poukładany świat, gdzie każda rzecz ma swoje miejsce nagle legł. A najgorsze było to, że nie odczuwał wielkiej potrzeby uporządkowania tego syfu.
Skoro nie chciała przed nim grać, to czego próbowała tego dosłownie chwilę temu? W jakim celu to zrobiła, do czego było jej to potrzebne. Kiedyś z rozbawieniem przyglądał się jak robiła to z innymi. Choć dobrze to ukrywał, a jej ukazywał jedynie dezaprobatę do złego wykorzystywania daru. Wtedy znał każdy jej ruch i wiedział co oznacza, jeszcze przed tym, nim delikwent zdał sobie sprawę, że wpadł jak śliwka w kompot. Powiedz mi, dlaczego zrobiłaś to przed chwilą? Przecież wiesz, że manipulacja nim z góry skazana jest na porażkę.
-Wiesz co miałem na myśli.-Powiedział i spojrzał w punkt nad jej głową. Zapewne gdzieś na odległe tereny Hogwartu. Miejsca, które nigdy nie stało mu się bliskie. Nigdy nie czuł się do niego przywiązany, siedział tu bo musiał. Inaczej nie zdobyłby wykształcenia, które jest mu potrzebne aby dalej ruszyć z jego wielkim planem na przyszłość. Tak, kontrola i planowanie. On już wiedział co będzie robił... A teraz w jego umyśle pojawiła się dziura, która stała między teraźniejszością a przyszłością. Bo Cher była jedną wielką niewiadomą.
-Przez te wszystkie lata nie zmieniłaś się bardzo, wiesz?-Jego usta na moment się rozchyliły, jakby chciał coś dodać a po chwili jednak się rozmyślił.-Zapomniałaś chyba jak szybko potrafię dojrzeć prawdę.-Jego spojrzenie przesunęło się po jej twarzy.
Dlatego tutaj jeszcze stał. Chciał ją jeszcze raz poznać, jeszcze raz przekonać się jak bardzo bliscy potrafią sobie być. Bo nikt inny nie doszedł tak daleko jak ona. Nikt nie odznaczył się w jego życiu w ten sposób, iż przynajmniej jedna myśl dziennie dotyczy właśnie tej osoby. Od zawsze był typem samotnika, dopiero ona pozwoliła mu zobaczyć, że nie na tym polega życie. Choć sprawiła, że nie widział sensu dalszego życia bez niej u swojego boku. Nie był typowym dzieckiem, jego rodzice myśleli, że jest z nim coś grubo nie halo. Oczywiście, że było. Jak na dzieciaka, zbyt dużo wiedział, zachowywał się jak o wiele starsza osoba. Taki po prostu był, co niezmiernie przeszkadzało jego matce i rówieśnikom... Oprócz niej.
Wystarczyłaby mu taka odpowiedz. Przynajmniej by coś miał, jakiś punkt zaczepienia, a tak? Dała mu jednak pełne pole do kontroli, w końcu jak sama powiedziała, od niego zależało, kim się stanie.
Jej słowa w jego uszach brzmiały ostro i wrogo. Niemiłosiernie go kuły a na jego twarzy pojawił się grymas, niezadowolenia? Zawodu? Bólu? Tylko jej pozwalał czytać z swojej twarzy, tylko ona posiadała dostęp do jego uczuć. Jak powinien się zachowywać, co zrobić aby nie odczytała jego sygnałów sprzecznie. Aby nie wzięła go za popaprańca. Jego dotyk zelżał, aż ostatecznie jego dłonie całkowicie zsunęły się z jej policzków. Za to zawisły po obu stronach jego ciała i lekko zacisnęły się. Odetchnął lekko, tak aby zrównać oddech. Ponownie stać się tarczą. Musiał się przygotować na to, co za chwilę mogłoby nastąpić. Jeżeli zinterpretowałaby jego słowa źle...
-Czy to ja muszę Ci tłumaczyć, że istnieje coś więcej poza cielesnością?-Mruknął. Pytanie retoryczne, wypowiedziane w powietrze.  Zmarszczył lekko brwi.-Nie próbuj mi wmówić, że gówno mnie obchodzisz!-Ton jego głosu się lekko podwyższył, co NIGDY mu się nie zdarza. Czyżby aż tak władały nim emocje? Tyle lat je ukrywał, powstrzymywał... To chyba nie był dobry moment na wydostanie się ich.- Bo wiesz lepiej co czułem i o czym myślałem, będąc daleko, prawda? Bo widziałaś mnie, sterczącego jak idiota pod oknem, wyczekując niemożliwego. Czekając pod bramą na cholernego listonosza, który nigdy nie przyniósł listu. Bo widziałaś jak leżałem tysiąc razy w łóżku z powodu stania w deszczu czy śniegu.-Patrzył na jej drobną twarz, na jej niezliczoną ilość piegów, które kiedyś chciał zliczyć ale stracił poczucie czasu po godzinie liczenia.
-Wiesz dlaczego wyjechałem?-Uniósł lekko brwi.-Moja matka dowiedziała się o romansie ojca... Z Twoją matką.-Powiedział spokojnie, ten fakt był dla niego tak normalny, że stał się aż obojętny. Nigdy nie miał pretensji wobec ojca, raczej wobec tego iż do tej pory nie daje znaku życia. Był jego synem...
-I nie myśl, że pozwolę Ci zapomnieć... Nie kiedy mam okazję znowu z Tobą być. Nawet jeżeli oznaczałoby to wojnę, koniec, lepsze to niż niewiedza o Twoim istnieniu.-Mruknął i nieznacznie się do niej przysunął. Sam nie wiedział dlaczego to zrobił, chyba nawet nie zdawał sobie sprawy iż to zrobił.-Pisałem do Ciebie codziennie... Bez końca, bez tchu... Nigdy nie dostawałem ich z powrotem więc uznałem, że jednak do Ciebie dotarły, że przeczytałaś je... I raz pojawiła się myśl, że czasem je czytasz... Kiedy chcesz się pośmiać z naiwnego chłopca, którego życiem stała się pewna dziewczynka.-Był wzburzony i chyba pierwszy raz w życiu w jego oczach było tyle emocji. Namiętność, złość, żal, smutek, radość, tęsknota... Jak miał sobie z tym poradzić? Czemu nie chciała od niego tego zabrać, proszę. Niech mu pomoże.
-Jednak nie mogłem Cię oczernić, bo zawsze znałem prawdę. Nigdy byś mi tego nie zrobiła. Dlatego łatwiej było udawać, że jesteś moim wyobrażeniem. Moim cichym pragnieniem posiadania Cię.-Powiedział cicho i ponownie objął jej twarz, tym razem pewniej. Jakby był pewien, że tam jest miejsce jego dłoni. Tak, jakby doskonale wiedział czego chce.
Ona była dzisiaj jedyną pewną rzeczą. Była prawdziwa i stała przed nim. A w jej słowach kryła się mała, skrzywdzona dziewczynka, którą znał.
-Skoro wiedziałaś gdzie wyjechałem, czemu nie spróbowałaś mnie odwiedzić? Myślisz, że tylko Ty cierpiałaś? -Oparł swoje czoło o jej, lekko przymykając powieki. Jakby był zmęczony. Czym,?-Zajmujesz każdą moją myśl, nawet jeżeli tego nie chce, rozumiesz? Nie potrafiłbym żyć dalej tak jak wcześniej, wiedząc, że jesteś tutaj.-Powiedział cicho.
Nie wiedział, że była w tej szkole razem z nim. Nie zdawał sobie sprawy, że został oszukany. Nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił, dopóki strach nie zawładnął całym jego ciałem. Nie mogła ponownie zniknąć. Nie pozwoli jej na to... Bo jeżeli to się stanie, co z niego zostanie? Chłopiec, który w nim żył zniknie na zawsze. I nie będzie już powrotu, nie będzie ratunku. Dla niego czy dla innych.
Powrót do góry Go down


Cherisee S. Lepeltier
Cherisee S. Lepeltier

Student Hufflepuff
Rok Nauki : II
Wiek : 28
Czystość Krwi : 90%
Dodatkowo : ćwierć-wila
Galeony : 153
  Liczba postów : 142
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9207-cherisee-s-lepeltier#257971
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9213-cherisee-s-lepeltier#258085
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9214-cherisee-s-lepeltier
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyCzw 16 Lip 2015 - 21:35;

Nie rozumiał, tak bardzo nie rozumiał, co się z nią działo. Nie grała przed nim. Grała przed sobą, bo gdyby przestała, zbyt wiele rzeczy dotarłoby wprost do jej umysłu. Tyle informacji, tyle niewiadomych, tyle niezrozumienia, niepewności, żalu, tęsknoty, bólu, uzależnienia, więzi. Wszystkie emocje, których niegdyś przy nim doświadczała i uczucia, które dotykały ją każdego dnia z daleka od niego. Wszystko to naraz, skumulowane, uwięzione w jej wątłej sylwetce. I wszystko to nie potrafiłoby znaleźć ujścia. Odpowiedzi. Ba, pytań. Jakie mogła mieć do niego pytania? Skoro nie rozumiała słów, jakie do niej kierował. Nienawidziła go, potrzebowała go i kochała na setki różnych sposobów, tak samo jak kiedyś, jednocześnie. Nie wiedziała którym uczuciom ma ulegać. Nie była tego pewna. Ale wszystkie te uczucia, które jemu wydawały się trudne, w niej eksplodowały. Stawały się wyraziste, zintensyfikowane i godziły mocniej, bo odczuwała je silniej niż niegdyś. Teraz, kiedy coraz częściej ulegała swojemu pochodzeniu, swojej naturze i tej cząstce siebie, przez którą mogła nazywać się podstępną kreaturą, wszystko doświadczała wzmocnione. Radość, smutek, zdezorientowanie, złość, bezsilność, potrzeby, pragnienia. Wydawały się tak bardzo gęste, kiedy się im nie opierała. Obciążały ją. Natura wili wszystko wyostrzała. Dojrzewanie sprawiało, że wszystko stawało się bardziej skomplikowane. A chociaż wszystko się w niej zmieniło wizualnie. Nabrała pełnych kształtów, idealnego wcięcia w talii, Jej smukła twarz straciła swoją krągłość, wyostrzyła się i wyszczupliła. Skromne, nie za duże, ale miękkie, perfekcyjnie wykształcone piersi zastąpiły prostą płaszczyznę nad żebrami, plecy układały się w nienaganny łuk, pośladki doskonale przyciągały wzrok na siebie i pełniejsze, kobiece już biodra, gładkie uda, o delikatnej mlecznej skórze. Wszystko w niej wydoroślało. Dojrzało. Tylko nie ona. Nie mogła, bez niego. W głębi duszy, duchem, pozostawała dalej zagubioną istotką, jaką była kiedyś. Mogła udawać pewną siebie, niewinną, czy zmysłową Francuzkę, w zależności od nastrojów, kaprysu i człowieka, ale przy nim… Przy nim pozostawała tylko sobą. Tylko ona… była inna. Była mocno zniszczona. Niepewna. Nie wiedziała już, kim naprawdę była. To on ją kształcił, edukował, przygotowywał do życia. To jego zabrakło w jej życiu, żeby wypuścić ją w świat – swoją, taką jaką ją znał, gotową do życia w grupie. Teraz, otaczało ją wiele ludzi. Całe grona, tabuny mężczyzn, ale w gruncie rzeczy, była sama. Od długiego już czasu. Samemu nikt nie jest w stanie się uczłowieczyć, ucywilizować, wypracować charakteru. Dlatego właśnie przeskakiwała z emocji na emocję, z zachowania na zachowanie, z opinii na opinię, z decyzji, na decyzję, z zarzutu w nadzieję. I tak we wszystkim, zupełnie niezdecydowana.
Słuchała go, słuchała go bardzo uważnie, pozwalając mu obejmować swoją twarz, denerwować się i mówić do niej tak, jakby była dziewczynką, jaką znał. Patrzyła w jego tęczówki oczu, nie wyrażając własnych emocji. Była Cheri. Cheri, która przybierała wiele masek, w zależności przy kim stała i co chciała osiągnąć. Nie próbowała go okłamywać. Jego nie dało się oszukać. Ona okłamywała sama siebie, udając, że wiedziała kim była prawdziwa Cherisee Lepeltier. Kiedy skończył, nie była tego pewna. Nie była nawet zdecydowana co do tego czy mówił o niej. Nie zasłużyła na te słowa. Prawie żadne z nich, pomijając momenty, w których krytykował ją, i miał za co. Spuściła spojrzenie, ściągając jego dłonie ze swojej twarzy. Cały czas milczała, cofnęła się, unosząc wzrok. Była tak bardzo mu odległa… tak bardzo ją wyprzedził. We wszystkim. Był taki roztropny, jak go zapamiętała. Poważny i dokładnie wiedział co powiedzieć. Nigdy się nie pogubił. Wiedział tak wiele rzeczy, których nie powinien wiedzieć. Powinien popełniać błędy. On nie czynił żadnych. Był idealny. Bezbłędny. W swoich analizach, w swoich poczynaniach, w myśleniu. Był jej Remym. Przypomniała sobie dokładnie wszystko, co o nim pamiętała. Nie wiedziała jak pachnie jego skóra, była za młoda, żeby sięgać po takie potrzeby jak zapamiętywanie jego zapachu, jego spojrzenia, kształtu jego ust. Kiedyś pragnęła go, ale pragnęła jego umysłu, jego obecności, jego przyjaźni i otaczających ją skrzydeł dających jej bezpieczeństwo. Teraz pragnęła go na większej ilości płaszczyzn. Pragnęła zasmakować jego ust, miękkich, ciepłych warg – była pewna, że takie są. Pragnęła rozkoszować się gorącem jego skóry, oddechu, męskich dłoni. Chciała poczuć oplatające ją ramiona, będąc pewna, że chociaż trzymał ją w nich setki razy, kolejny raz byłby zupełnie inny od poprzednich. Zaprawiony innymi wrażeniami. Pożądała więcej niż mogła prosić. I bała się swoich żądz. Wyminęła go, oglądając się ukradkiem na schody, kilka kroków od niej. Trzymała jego palce lekko między swoimi, bardzo ulotnie, jakby w każdym momencie ten uścisk mógł się łatwo przerwać. Kilka kolejnych kroków i stała już przy schodach. Wbrew temu, że jej palce się rozluźniły, a jego dłoń wysnuła się spomiędzy nich, chwilę potem, chwyciła go pewniej i przyciągnęła do siebie. Nie chciała uciekać. Uciekała za dużo lat, chciała wspiąć się jedną stopą na niski narożnik przy ścianie, nie chcąc go zmuszać do mocniejszego pochylania się do niej, kiedy objęła go za kark. Nie pamiętała żeby różnica wzrostu między nimi kiedyś sięgała 25 centymetrów. Jeśli już, skłonna by była nawet uwierzyć, że może raczej w drugą stronę; ona była wyższa od niego. Teraz, nawet wchodząc na kilkucentymetrowy narożnik, musiała wspiąć się na palce, żeby schować twarz w zagłębieniu jego szyi, ciasno oplatając rękoma jego szyję.
Przepraszam — szepnęła przy jego uchu — Przepraszam za moją mamę. Nie wiedziałam. Przepraszam za siebie, za wszystko. Za to, że nie postawiłam wszystkiego do góry nogami, żeby do Ciebie dotrzeć, ale nie dostałam żadnych listów. Sama wysyłałam Ci je miesiącami, ale nie otrzymywałam żadnej odpowiedzi.
Drżała z emocji. Niektórzy myśleli, że bycie wilą zwalnia z obowiązku czucia. Nieprawda. Gdyby wiedzieli… gdyby wiedzieli, że nawet najmniejsza domieszka wilowatej krwi, zwiększa wszelkie doznania, wszelkie uczucia, a w szczególności wszystkie negatywne, które szargają człowiekiem, może przestaliby rzucać plotki, że wile nie miały serca. Nie były nikim więcej prócz manipulantek. Czuły więcej, dosadniej, agresywniej i gwałtowniej, jak cała ich natura. Dlatego mogła przeskakiwać z niepewności w bezgraniczne przywiązanie i potrzebę, silne pragnienie. Takich emocji nie jest w stanie się zapomnieć.
Wstydziłam się. Wstydziłam się tego, co napisałam, w którymś z listów. Ale musisz zrozumieć… musisz zrozumieć, Remy, że nie miałam tego na myśli. — chociaż teraz już wiedziała, że żaden z jej listów nie doszedł, nie zmniejszyło to jej poczucia wstydu. Cofnęła ręce, spuszczając głowę w dół, a potem w bok, nie patrząc nawet na przestrzeń poza wieżą. Samowolnie narzucając sobie karę. Zakaz spoglądania na wszystko, do czego ciągnęło jej wzrok. Do niego, do smolistego nieba, do gwiazd — gdybyś widział… wiedziałbyś dlaczego… po tym, byłam pewna, że masz prawo być zły. Milczeć. Nawet kiedy dowiedziałam się, już w Hogwarcie, że tu jesteś, nie chciałam Ci tego prawa zabierać. Ale zobaczenie Ciebie znów było zbyt wielką pokusą. Jak dobrze, że nie widziałeś tych listów… Remy, przepraszam Cię za nie.
Zamilkła, cofając ręce z jego barków i przyłożyła je do swojej szyi łącząc razem łokcie przed sobą, pochylając się do przodu. Automatycznie czoło oparła o jego pierś, mówiąc do ziemi:
Niedługo kończy się rok szkolny. Czy jest jakiś powód… nie, czy jest szansa… w porządku, namiastka szansy. Czy jest jakiś ułamek prawdopodobieństwa, że znajdzie się dla mnie powód, żeby nie wyjeżdżać? — uniosła wzrok do jego oczu, patrząc w nie swoimi trochę pustymi już, kiedy wyzbyła się swojej aktorskiej pozy — Czy mógłbyś sobie wyobrazić, żebym została, chodziła znów po tych samych korytarzach szkoły co ty? — spytała wprost.
Powrót do góry Go down


Shenae Halvorsen
Shenae Halvorsen

Student Ravenclaw
Wiek : 26
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172.5cm
C. szczególne : zimne, zdystansowane spojrzenie
Dodatkowo : ścigająca, kpt
Galeony : 4500
  Liczba postów : 2821
https://www.czarodzieje.org/t7146-shenae-d-angelo#204090
https://www.czarodzieje.org/t7148-shenae-d-angelo#204119
https://www.czarodzieje.org/t7244-shenae-d-angelo#204981
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPią 17 Lip 2015 - 21:58;

OWuTeMy poza rozgrywaną na wieży fabułą

Dojście na ten egzamin przyszło jej z wielkim trudem. Musiała opuścić wieżę Ravenclawu i jak tylko znalazła się na siódmym piętrze, kolejny raz trzba było drałowac do góry, tym razem do sali atronomicznej. Wieża, gzie znajdowały się przyrządy astronomiczne należała chyba od najwyższych w Hogwarcie, nic dziwnego, ze trawiona chorobą D’Angelo miała problem z dojściem tam jednym ciągiem. W trakcie drogi musiała dwa razy się zatrzymać, opierając się o ścianę, łapiąc kilka głębszych oddechów. Za drugi razem zrobiło jej się do tego stopnia słabo, ze musiała oprzeć się na kolanach, pochylając głowę do dołu. Powinna była zmusić Halvorsena, żeby ją tu doniósł. Ostatnio wspinanie się po schodach do drzwi z kołatką z nią na rękach szło mu całkiem nieźle. Nie pomagała jej pora, która odznaczała się na ciemnym już niebie. Kiedy tylko przyszedł wieczór, poczuła znacznie zintensyfikowany ból gardła i głowy. Miała szczęście, że pytanie teoretyczne jakie jej się trafiło, była w stanie z miejsca wyklepać bez zastanowienia. Omówiła wszystkie konstelacje i dodała kilka informacji od siebie, dokładnie znając wszystkie historie, byłaby w stanie znaleźć jeszcze kilka ciekawostek, gdyby nie sprowadził ją na ziemię wzrok profesora i pogarszający się stan zdrowia. Jej forma spadała, nic więc dziwnego, ze kiedy przyszło do drugiego zadania, mimo jej szczerych, dobrych chęci na wykonanie go perfekcyjnie, nie dość, że nie pomyślała o przeliczeniu wyniku na inne jednostki, podała go w błędnej, tracąc na tym najpewniej całkiem sporo punktów. Można jednak wierzyć, że jakkolwiek Shenae zwykle przejmowała się nauką, w tym momencie była całkiem zrezygnowana.  Do tego stopnia, że wynik z testu był jej zupełnie obojętny. Chciała tylko jak najszybciej opuścić salę. Nie wiedziała jakim cudem dotarla z powrotem do Wieży Ravenclawu, ale była pewna, że niemalże natychmiast zasnęła, w ciuchach, w jakich tu przyszła. Został jej następnego dnia tylko jeden test magiczny. Czy to było możliwe? Przetrwała te kilka dni? Jak…? Bo miała wrażenie, z umiera.

Kuferek - astrologia i wróżbiarstwo: 2pkt
Kostka - zad. 1: 6
Kostka - zad. 2: 2
Suma: 8
Ocena: Zadowalający
Strona - losowania: http://czarodzieje.forumpolish.com/t8706p510-losowania-na-egzaminy-i-oceny#300847
Powrót do góry Go down


Rémy X. Bleau
Rémy X. Bleau

Uczeń Ravenclaw
Rok Nauki : I
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 50
  Liczba postów : 40
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10789-remy-xavier-bleau
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10929-odpisze-czy-nie-odpisze#298809
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyPią 17 Lip 2015 - 23:24;

Być może tak było, nie rozumiał i nigdy nie będzie wstanie zrozumieć. Bo w sumie, co może wiedzieć taki szaraczek o kimś kto posiada taką moc, prawda? Nie, nie w tym tkwił problem. On po prostu nie potrafiłby wejść w jej skórę, nigdy nie poczułby jak to jest... Odczuwać bardziej i mocniej, być narażonym na wszelkiego rodzaju emocje, stany. Wszystko na nią wpływało, wszystko mogło zmienić jej nastrój w jednym momencie. Jedna chwila mogła wszystko zmienić, wszystko zniszczyć.
On potrafił oddzielić swoje emocje, starannie wszystko sobie poukładał. Każda rzecz, każda osoba miała swoje własne miejsce. Nawet w stosunku do niej miał już pewne schematy, pewne odpowiedzi, pewne zdecydowane ruchy. Wolał być przygotowany na każdą ewentualność... Choć liczył się z tym, że nieprzewidywalność w jej przypadku dosięgnie i jego osoby. Ciągła niepewność, ciągłe oglądanie się przez ramię. Nigdy nie sprawiało mu to przyjemności. Jednak wszystko to, czego nie był pewien i z czym jeszcze nie potrafił się pogodzić, wynagradzał jej uśmiech. Ten delikatny, ukryty za kaskadą gęstych włosów. Już nie jednokrotnie go widział. Zawsze go ukrywała, w momentach, w których myślała, że nikt nie patrzy. Jakby wstydziła się swojej delikatności, tej innej natury, jednej z wielu twarzy.
Potrafiła?
Pomimo swojej powściągliwości i zdystansowania, chciał, bardzo chciał aby zrzuciła na niego ciężar uczuć, których sama nie była wstanie udźwignąć. Nie, kiedy spoglądał na jej wątłe ramiona, zmęczony wyraz twarzy. Dziwna fala ciepła zalała jego ciało. Tak odrętwiałe i zmarznięte... Niemalże czuł jej pragnienie, jakby wyczytał z jej wyrazu twarzy czego by chciała. Czego chciała od niego. Oczy, które lustrowały jego postać, na nowo i na nowo. Racja, wyrósł, zmężniał... Choć do sylwetki atlety wiele mu brakowało. Jakikolwiek przejaw muskulatury zawdzięcza dźwiganiu książek czy bieganiu po wieżach. Jego twarz w okolicach ust i brody stała się twardsza, może nawet szorstka. Było można wyczuć pewne wyrachowanie w jego postawie i mowie. Cała matka.
Pragnął aby wszystko było łatwiejsze, aby nie stali teraz tutaj niepewni swojej przyszłości. Tego, co miało stać się za pięć minut. Uwielbiał ją, tę niewinną dziewczynkę, która kochała życie oraz tę nową, kobietę, niepewną, piękną i silną. Chciał być jej przyjacielem, powiernikiem, kochankiem, szaleństwem, marzeniem, koszmarem, miłością, ramieniem do wypłakania, kotwicą... Chciał aby go potrzebowała. Chciał czuć się potrzebny.
Przez lata chodził po szkolnych korytarzach jak cień, nie zwracał na siebie uwagi, skupiał się na tym, co uważał za najważniejsze. Jadł, spadł, uczył się i ewentualnie odpowiadał za zadane mu pytania. Zawsze mu czegoś brakowało, zawsze uważał, że zbyt bliskie kontakty do niczego nie są mu potrzebne. Owszem, nie potrzebował ich. Czuł się lepiej w swoim własnym towarzystwie, bo jeszcze nikt nie sprawił aby czuł się dobrze, komfortowo i bezpiecznie. Zawsze szybciej poznawał pewnie odpowiedzi, wiedział szybciej co nastąpi później... Nie wnosił w swoje życie niczego ekscytującego a ludzi trzymał na dystans bo wiedział, że nikt nie zajmie JEJ miejsca, nie wypełni luki, dziury, która powstała wraz z utraceniem jedynej sensownej rzeczy w jego życiu.
Nie szukał zrozumienia w tym, co się z nim działo. Z własną rodziną nie posiadał takiego kontaktu jak z nią. Nikt nie patrzył na niego w ten specyficzny sposób. Żadna dziewczyna nie sprawia, że jego dłonie stają się ciepłe, nie miesza mu w umyśle... Dlaczego tylko przy niej stara się zachować twarz czy powagę. Nie potrafi być wobec niej obojętny. Po prostu. I to było jego zgubą. Ona. Miała twarz, imię, ciało. Już nie była tylko koszmarem.
Nie rozumiał. Dlaczego się odsuwała? Dlaczego sprawiła, że zakiełkowała w nim nadzieja? Czemu jej na to pozwolił? Nie patrzyła mu w oczy, uciekała od niego specjalnie, tak aby nie poznał prawda, racja? Nie chciała aby zobaczył rezygnację, odmowę, milczenie, które między nimi zawisło. Atmosfera stała się ciężka i gęsta, bo w pewnym momencie naprawdę uznał, że z nim skończyła. Wycofała się. I za tę niepewność, te wszystkie przyspieszone bicia serca, nienawidził siebie tak bardzo.
Nie chciała się nim bawić, a jednak to robiła. Nieumyślnie, całkowicie szczerze. Nie mógł jej za to obwiniać, tylko siebie... Pozwalał jej zawładnąć każdą częścią jego ciała, chciał aby miała go w posiadaniu. Szukał swojego miejsca, swojego domu... Już wiedział, czego szukał, czego mu brakowało i kto tak naprawdę jest jego domem. Miejscem, do którego zawsze może wrócić.
To wszystko prawda. Jednak co z tego? Co z jego roztropności, powagi, wiedzy i umiejętności odnajdywania prawdy.  
I kiedy tak się od niego odsuwała i kierowała ku schodom, myślał, że to ich ostatnie spotkanie. A nawet, że to kolejny wymysł jego wyobraźni. Ułuda. Proszę, jak szybko i łatwo daje sobą manipulować. Wystarczyła chwila, moment aby uwierzył, że na tym poprzestaną. Jej dotyk był subtelny i delikatny, prawie niewyczuwalny. Jakby miał to być ich ostatni. Zapamiętaj to R. Tym razem zapamiętał, szczelnie zamknij a potem pozbądź się. Bo ile jeszcze zniesiesz?
Przymknął powieki, godząc się z prawdą, z faktem. Nigdy nie był marzycielem.
Potem niespodziewanie przyciągnęła go do siebie, a jego ciało jakby bezwładne przyległo do niej. Musiał oprzeć się łokciem o ścianę, tak, aby wciąż zachować rozsądny odstęp od dziewczyny. Bum... Bum... BUM. BUM. BUM. Jego źrenice lekko się rozszerzyły, wpatrując się w jej postać. Zdziwiony? Zszokowany?
Jak na przekór jemu, lgnęła do niego. A powiew jej ciepłego oddechu na skórze sprawiła, że wszelkie hamulce po prostu puściły. Już nawet nie przejmował się krzykiem, który w nim wrzał. Objął ją, a uścisk wydawał się niemal niedźwiedzi choć w rzeczywistości wyglądało to nieco inaczej. Jego ramiona lekko opadły, oddech się wyrównał a podbródek wylądował na czubku jej głowy. Tak, jakby w każdej chwili miał zacząć ją kołysać i przemawiać spokojnie, jak do dziecka.
-Już dobrze.-Mruknął cicho, szepcząc w jej włosy. Chłonął jej zapach, czekał na jakikolwiek ruch, sugestię. Przyswajał informacje, analizując i próbując wszystko sobie poukładać. Jak to się stało, że obydwoje do siebie pisali i nigdy nie dostali ów listów? To było niemożliwe. Podejrzane. I coś powoli zaczynało świtać w jego głowie. Plan, intencja, pomysł.
Kto zawsze go powstrzymywał przed wychodzeniem z domu? Przez wspomnieniami o Francji? O ukochanej przyjaciółce? Kto wmawiał mu jak złe, podłe i brudne potrafią być panny z rodu rudowłosej...
-Nie bądź nierozsądna. Nie przepraszaj.-Powiedział i lekko zmarszczył brwi.-Nie przepraszaj za coś, na co nie miałaś wpływu. Za naszych rodziców. Za to, że urodziłaś się z genem, którego niekoniecznie chcesz.-Delikatnie się odsunął, jedynie po to aby spojrzeć na Cher.
Jego uścisk stał się mocniejszy, pewniejszy, jakby chciał powstrzymać jej drżenie. Albo aby dała upust swoim emocjom, pozwoliła sobie na głębokie odetchnięcie i uwolnienie się od ciężaru.
Nie wiedział co miał myśleć o tym iż wstydziła się swoich listów. Co takiego w nich było, ? Dlaczego teraz mu o tym wspomniała?  Nie lepiej byłoby zachować to w tajemnicy? Wiele informacji krążyło mu po głowie i bardzo chciał znaleźć na wszystko miejsce. Znaleźć odpowiedzi... A teraz jego ciekawość wzrosła i napierała.
-Cherisee, co się w nich znajdowało? Jaka prawda, jakie przesłanie? Czego dotyczyły? Być może nigdy ich nie przeczytam, jednak chce wiedzieć. -Powiedział. Spokojnie, choć z nutką pewnej powagi i ostrości. Nie powinna była o nich wspominać... A może to i lepiej? Jaki sens jest w kłamstwach i ukrywaniu?-Przeproś mnie wtedy, kiedy będę czuł iż potrzebuje tych słów. W tym momencie nie wiem nawet co one znaczą.-Dodał. Jego dłoń przesunęła się wzdłuż jej pleców, jakby chcąc w ten sposób ją uspokoić. Palce drugiej ręki lekko uniosły jej podbródek, a jego wzrok o sekundę za długo skupił swoją uwagę na jej ustach. Żadna dziewczyna nie sprawiła, że chciał spróbować smaku jej ust.
-Za długo milczeliśmy. Zbyt długo żyliśmy w niewiedzy i niepewności. Chcę wiedzieć wszystko. Każdy szczęśliwy, zły, wzburzony czy niesamowity moment w Twoim życiu. Chcę choć w opowieściach, spróbować stać się częścią tego co mnie ominęło. Nie rozumiesz? -Pokręcił lekko głową. Jakby i jemu nie mieściło się to w głowie.
-Zostaniesz tu.-Powiedział krótko i twardo. Był pewien swoich słów, a jego pewność siebie miała chociaż trochę przysłużyć się jej osobie. Nie mogła wyjechać, nie mogła ponownie go zostawić. A nawet gdyby, czemu nie miałby pojechać za nią? Co stało mu na przeszkodzie aby stać się częścią jej życia?
-Nie. Nie będziesz chodziła tymi samymi korytarzami co ja. -Spojrzał na nią a na jego ustach pojawił się lekki uśmiech, a przynajmniej jego wzór. Coś co spróbował wygrzebać z pamięci i zademonstrować. Jednak był szczery, choć bardzo nieudany.-Będziesz kroczyła nimi wraz ze mną.-Boże.


[z/t x2]
Powrót do góry Go down


Elizabeth Benoit
Elizabeth Benoit

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 274
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10867-elizabeth-benoit#297693
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10875-elizabeth-benoit
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10876-elizabeth-benoit
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 0:15;

Rozpoczął się nowy rok szkolny jakieś parę dni temu. Zaczęła się nauka, w sumie to nic strasznego jak dla Elizy, ona lubi się uczyć. W sumie nic innego jej nie pozostało. Choć w tym roku może jednak sie z kimś zaprzyjaźni,w końcu są przyjezdni z Salem. Trzeba mieć wiarę.
Z delikatnym uśmiechem na twarzy postanowiła wybrać się na daleki spacer, musi pokonać około pięciuset schodków, aby dostać się na Szczyt Wież.Jednak uważała że jest to z pewnością wysiłek warty zachodu. Przecież dla tak pięknego widoku trzeba się poświeci no i oczywiście warto zostać tu do nocy, szczególnie gdy nie ma lekcji i poobserwować nocne niebo, które widać stąd wspaniale. A że panna Benoit kochała takie widok, nie miała nic przeciw temu aby się tutaj wdrapać. W sumie wchodzenie na wieże mogło być dobrym sposobem na zgubienie wagi. Chociaż Liz nie miała co gubić, ale można komuś podsunąć taki pomysł.
Stanęła przy barierce i wychyliła sie delikatnie, było wysoko. BAARDZO wysoko. Zamknęła oczy i zaraz potem je otwarła i przeniosła wzrok na piękne niebo.
Powrót do góry Go down


Exodus Malclès
Exodus Malclès

Student Gryffindor
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 90
  Liczba postów : 51
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11493-exodus-etienette-malcles#308882
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11499-uwielbiam-dostawac-listy-pisz-do-mnie#308995
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11498-exodus-malcles#308993
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 0:29;

Cisza nocna już trwała, to fakt, ale czy kiedykolwiek to powstrzymało Exodus? Właśnie. W ogóle idea ciszy nocnej była... Chociaż nie, miała sens. Pod warunkiem, że to po prostu wszyscy mieli być cicho, a ona mogła się zachwycać i robić wszystko, co jej się chciało robić. Ale jeśli ją też miało to ograniczać, to zdecydowanie była przeciwko. Chociaż w zasadzie... Gdyby ktoś ją zapytał, czym właściwie jest cisza nocna, w jakich godzinach trwa i co się z nią wiąże, nie miałaby pojęcia. Sky is the limit. Czy jakoś tak.
Tak czy inaczej noc była piękna. I nie było to zależne od pogody, bo Exodus generalnie uważała noce za piękne, wszystko jedno, czy było widać wszystkie gwiazdy, czy też przez ulewę nie było widać niczego na metr. Noce są piękne. Koniec.
Ostatnio była na błoniach, teraz więc miała ochotę zostać w zamku, ale tak nie do końca. A gdzie można najlepiej połączyć bycie w zamku i bycie na zewnątrz? No przecież, że na szczycie wieży astronomicznej! Więc tam właśnie się skierowała.
Tyle że to było daleko. Wysoko. Miliony schodów, a jej się znudziło już w połowie. Znaczy może nie znudziło, ale średnio podobało jej się samej. Chciała ludzi, towarzystwa, bliskości, czegokolwiek. Siostry pewnie już spały, zresztą i tak teraz by nie poszła do żadnej z nich. Wychodziło na to, że musi radzić sobie bez nich. Jakoś.
Ale szczęście najwyraźniej się do niej uśmiechało. Kiedy wreszcie doczłapała się na samą górę (zadyszana niemożliwie, ale to nic), zobaczyła kogoś, kto jak nic wyglądał na istotę ludzką. Płci żeńskiej, a to fajnie. Z kolorowymi włosami, a to ją czyniło charakterystyczną, więc ją kojarzyła. Dziewczyna, chociaż jej imię pozostawało tajemnicą, była z tego samego domu, co Genesis! A to wystarczyło, żeby była jak swoja.
- Czeeeeść! - szepnęła entuzjastycznie, nie chcąc się drzeć w nocy, żeby nie spłoszyć żadnych nocnych zwierząt. Zanim tamta zdążyła jej odpowiedzieć, Exodus podbiegła do niej i mocno ją przytuliła. - Przytulaski! Ha, super, że tu jesteś. Co tam? Jak masz na imię, tak właściwie?
Powrót do góry Go down


Elizabeth Benoit
Elizabeth Benoit

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 274
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10867-elizabeth-benoit#297693
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10875-elizabeth-benoit
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10876-elizabeth-benoit
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 0:50;

No tak noc jest piękna, w każdym stopniu. Jest to jedna z najpiękniejszych rzeczy, na którą można się gapić codziennie godzinami i nigdy to się nie nudzi. A najlepiej jeszcze jak księżyc jest w pełni. Uśmiechnęła się sama do siebie na samą myśl i rozkoszowała się ciszą, jaka panowała tutaj na górze. Nikt nie przeszkadzał, było tylko słychać delikatny szum wiatru i odgłosy zwierzyny zdali.Gdyby miała talent to rysowania na pewno narysowałaby widok z wieży. Był po prostu przepiękny, mogłaby tak oni opowiadać godzinami tak samo jak o nocy. Przeczesała swoje różowe włosy dłonią i westchnęła cicho. Chyba czas na zmianę kolory, już za długo ma ten różowy na swojej głowie.A ojciec i rodzeństwo i tak nie zwraca na nią uwagi, więc może robić sobie co chce. Nawet gdyby po szkole nie wróciła do domu, nawet by się tym nie przejęli. Może to lepiej ? Może powinna po prostu iść dalej i rzucić wszystko za siebie. Odczepić sie od rodziny. Byłoby inaczej gdyby ona (czyt.mama) jeszcze żyłą. Ale niestety już jej nie było. A ona musiała iść dalej do przodu. Tylko samemu jest trudno. Przegryzła wargę i westchnęła cicho do siebie.
Stała tak z zamkniętymi oczami i rozmyślała nad swoim marnym życiem, gdy usłyszała za sobą cichy szept. Wystraszyła się jak to ona. Podskoczyła do góry i pisnęła cicho, zakrywając sobie przy tym usta, aby uciszyć pisk. Spojrzała się na dziewczynę i zaczęła głębiej oddychać. Okey panika już jej minęła. Nie zdążyła nawet jej odpowiedzieć a dziewczyna już ją do siebie tuliła. Cóż za miłe powitanie, bardzo przyjemne. Chodź dziwne. Nikt tak jej nie witaj, a na pewno nie nieznajoma osoba. Ale nie przeszkadzało jej to. Uśmiechnęła się delikatnie.
-Hey, wiedzę że nie tylko ja wybrałam się na spacer.Tak właściwie to Elizabeth ale mów jak chcesz- Dodała z uśmiechem i zerknęła jeszcze raz na nią. Nie za bardzo ją kojarzyła ale cóż, szkoła jest duża no i przyjechali uczniowie z Salem. Więc było ich tutaj sporo.-I wszystko dobrze a u Ciebie ?I jak Ci na imię?- Zapytała się nieznajomej jeszcze dziewczyny z imienia.
Powrót do góry Go down


Exodus Malclès
Exodus Malclès

Student Gryffindor
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 90
  Liczba postów : 51
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11493-exodus-etienette-malcles#308882
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11499-uwielbiam-dostawac-listy-pisz-do-mnie#308995
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11498-exodus-malcles#308993
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 1:49;

Też ją czasem nachodziła myśl, że ładne rzeczy mogłaby narysować. W końcu z tego, co mgliście pamiętała, jej rodzice byli artystami. Skończyli jakąś szkołę nawet czy coś. Ale że potem wpadli w drzewo, to ich talent umarł wraz z nimi. Ona jakoś nigdy za specjalnie nie próbowała ćwiczyć, tym bardziej, że jak zbliżyła się bardziej do zwierząt, to przepadła i żadne rysowanie już nie miało najmniejszego znaczenia. A teraz nie było już po co próbować. Za mało czasu, za dużo pomysłów na życie. Zresztą przy jakiejś mocno naciąganej teorii, rysowanie zabijało ludzi. Jak jej rodziców. Proste, nie?
Przytulanie ludzi ją uspokajało. Miała wrażenie, że tą dziewczynę tutaj też uspokoiło, ale istniało ryzyko, że wcale nie trzeba by było jej uspokajać, gdyby jej wcześniej nie przestraszyła. Cóż. To przynajmniej był dowód na to, że chociaż zwykle chrzaniła rzeczy, to raz na jakiś czas jednak udawało jej się coś naprawić - i to samodzielnie! Taka mała, dumna Exodus, a co.
- Elizabeth. Beth. Liz. - Przekrzywiła głowę, myśląc, która opcja pasuje jej najbardziej. - Nah, nie wiem. Zdecyduję potem. A ja jestem Exodus. Znasz moją siostrę, Genesis. Musisz znać, bo jest z Twojego domu i jest prefektem - ostatnie słowo w jej ustach urosło do rangi bohatera narodowego, ale to nic dziwnego, bo ona podziwiała swoją najstarszą siostrę bardzo mocno, więc co się miała nie chwalić. - Co tu robisz? Poróbmy coś!
Powrót do góry Go down


Elizabeth Benoit
Elizabeth Benoit

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 274
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10867-elizabeth-benoit#297693
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10875-elizabeth-benoit
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10876-elizabeth-benoit
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 14:29;

Ale czy nie jest tak że utalentowani ludzie w życiu mieli lepiej ?. Niektórzy potrafili pięknie śpiewać, bardzo dobrze tańczyć, rysować, malować itd. I mieli w życiu lepiej, mieli wszystko czego chcieli. A takie szare myszki,musiała o wszystko walczyć. Życie jest po prostu niesprawiedliwe. Ale cóż , nie będzie się nad tym rozczulać. Przecież każdy mówi że trzeba cieszyć się życiem, a nie użalać się nad sobą. Co jest trudną sztuką, ale wykonalną.
Przytulania jest uspakajające. Nie da się tego ukryć. No bo kto nie lubi się przytulać ?! Tylko po prostu dziewczyna, również zaskoczyła Liz tym że od tak ją przytuliła. Ale każdy ma swoje zobaczenia, może po prostu Exodus uwielbiała przytulać nieznajome osoby ? Każdy robi to co lubi. Np różowo włosa lubi pisać opowiadania fantastyczne.
-Większość osób mówi po prostu Liz - Puściła do niej oczko i uśmiechnęła sie delikatne, pokazując przy tym dołeczki w policzkach.Miło mi Ciebie poznać Exodus. Genesis , ahh tak kojarzę -Pokiwała głową z uśmiechem. Bo jak można nie znać prefekta swojego domu ? Po prostu nie można ! Taką osobę znają przecież wszyscy. Autorytet każdego krukona. -W sumie to podziwiam noc -Oparła i momentalnie przeniosła wzrok na niebo -I rozmyślałam. A ciebie co tutaj przywiało ? A co byś miała ochotę porobić ? Bo ja w sumie jestem nudną dziewczyną Parsknęła delikatnym śmiechem.Czyż była po prostu szczera. Jedyną szaloną rzeczą jaką zrobiła w swoim życiu to jej tatuaże.
Powrót do góry Go down


Exodus Malclès
Exodus Malclès

Student Gryffindor
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 90
  Liczba postów : 51
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11493-exodus-etienette-malcles#308882
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11499-uwielbiam-dostawac-listy-pisz-do-mnie#308995
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11498-exodus-malcles#308993
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 15:06;

Exodus uważała, że ma w życiu talent. Mnóstwo talentów. Może niekoniecznie takich, z których da się wyżyć, ale w końcu talent to talent. Biorąc jednak pod uwagę, co się z nią w życiu działo, nie powiedziałaby, że ma wszystko, czego chce. Na przykład teraz bardzo chciałaby żelki, a ich nie ma - i co? Zresztą to dobrze, że nie ma, bo po żelkach ją brzuch bolał. Nieważne.
Ludzi, którzy nie lubią się przytulać, mogłaby wymienić z miejsca co najmniej kilkoro. Nie żeby się tym przejmowała. Na przykład Genesis z reguły nie przepadała za przytulaniem, ale ani trochę jej to nie powstrzymywało. W końcu to siostra, tak? A siostry muszą się kochać i tulać, taka ich rola, no co zrobisz. Bardzo jej to odpowiadało, więc nie zrobisz nic, nawet nie próbuj.
- Liz, powiadasz? - zamyśliła się. Zmrużyła jedno oko i zmierzyła ją wzrokiem. - Nie. Nie do końca. Będziesz Lizzie. Możesz być Lizzie? Tak.
Odpowiadanie samej sobie na pytanie może nie było jakieś wybitnie grzeczne, ale z drugiej strony to nie do końca było pytanie wymagające odpowiedzi. Bardziej myślenie na głos, a przecież myśli nie wymagają potwierdzenia z zewnątrz, prawda? No, prawdopodobnie. Exodus raczej nie konsultowała swoich myśli z innymi, ale też nie zastanawiała się, czy powinna, więc to pozostanie kwestią nierozstrzygniętą.
Święcie wierzyła w to, że Genesis jest autorytetem wszystkich. Nie tylko Krukonów, zdecydowanie nie. Taka osoba jak ona powinna być guru tego świata, ale może nie wszyscy ją jeszcze znają. Na wszystko jednak przyjdzie czas i pora. Już ona o to zadba. Z drugiej strony nie byłoby dobrze, gdyby przez to ona coś straciła, nie? Na przykład uwagę siostrzyczki. O, co to, to nie. Już na to nie pozwoli na pewno.
- Podziwiasz. E tam, to mało energiczne jest, trzeba coś innego. Ja... Nie wiem. Jeszcze nic. Ale chcę. I mam pomysł. Ale taki pomysł, że padniesz. Nieno, totalnie. Nudna, też mi coś. Głupoty gadasz. Słuchaj, chodź. Pójdziemy... - wyciągnęła rękę przed siebie, błądząc wyprostowanym palcem wskazującym gdzieś w przestrzeni - tu. - Gdyby tak przedłużyć jej palec, zdecydowanie dźgałaby nim właśnie jedno z drzew w Zakazanym Lesie. Tak. To był cel ich wyprawy.
Powrót do góry Go down


Elizabeth Benoit
Elizabeth Benoit

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 274
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10867-elizabeth-benoit#297693
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10875-elizabeth-benoit
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10876-elizabeth-benoit
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 15:41;

Możliwe że Liz też ma jakieś talenty, jeszcze nie odkryte. Lub może jej talentem było pisanie tych fantastycznych opowiadań ? Możliwe cóż nie ważne. I tak ich by nikomu nie pokazała, za bardzo wstydziła się tego że komuś może to się nie spodobać, lub że ktoś ją wyśmieje. No tak dziewczyna nie ma zbyt dużego mieniania o sobie, co zrobisz. Jeszcze nikt jej nie przestawił jej myślenia na dobry tor. Zdarza się i tak..
Siostry muszą się kochać i tulić ?Tsaa. Może i tak powinno być. Ale zdradzę wam sekret, wszędzie to tak nie jest. Nie w każdej rodzinie się tulą i kochają. Gdyby tak Exodus mogła zmienić myślenie jej rodziny, byłaby jej dozgonnie wdzięczna. Tylko czy takich ludzi można jeszcze zmienić ? Niektórych po prostu się nie da i już. Takie życie, nic nie zrobisz.
Mogłaby jej odpowiedzieć na to pytanie, ale właściwie to nie musiała. Dziewczyna najwyraźniej nie potrzebowała odpowiedzi. Cóż Lizz to nie przeszkadzało, nawet ładnie brzmi to Lizzie. Tak słodko i niewinnie, podobało jej się to.
Nie wiadomo czemu Lizzie bardzo dobrze czuła się w towarzystwie znajomo nieznajomej dziewczynie. Jest taka tryskająca energią, miła i zabawna. Bardzo przyjemna odmiana. W sumie to na Szczycie Wieży Astronomicznej spotkały się dwa żywioły. Spokojna oaza i energiczny ocean. Bo tak w oczach Benoit, wyglądała właśnie Exodus, jak energiczny ocean.
No cóż siostra energicznego oceanu na pewno była autorytetem Lizzie. Zawsze jest taka taktowana, inteligentna, wszystko miała pod kontrolą. Choć wydawała jej się czasem dość chłodna i zbyt formalna. Ale słyszała że gdy lepiej się ją pozna jest inna. Nie wydaje się już taka chłodna. No i oczywiście słyszała coś o nieopanowanej furii dziewczyny, ale nic o tym jej nie wiadomo. Nigdy nie widziała jej w takim stanie.
Dziewczyna totalnie żyła w swoim świecie, Lizzie miała wrażenie że może coś. No wiecie może coś ćpała przed tym jak tu przyszła ? Niee pewnie nie. Pewnie to po prostu taki temperament. Uśmiechnęła się delikatnie i powędrowała wzrokiem za jej palcem.-Do zakazanego lasu ? W nocy ?Pisnęła zdziwiona i zszokowana. -Oszalałaś ?- Spojrzała się na nią swoimi dużymi, szerokimi, zielonymi oczami. Dziewczyna chyba upadła na głowę. Liz pokręciła głową i zamyśliła spie przez chwilę. Chociaż może, może.. to nie jest aż taki zły pomysł ? Chyba mogłaby się przejść. W końcu co im może się stać? Dużo mogło się stać ! Ale to zawsze jakaś rozrywka, zagryzła delikatnie wargę. -Chociaż może, w sumie nigdy tam nie byłam
Powrót do góry Go down


Exodus Malclès
Exodus Malclès

Student Gryffindor
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 90
  Liczba postów : 51
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11493-exodus-etienette-malcles#308882
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11499-uwielbiam-dostawac-listy-pisz-do-mnie#308995
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11498-exodus-malcles#308993
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 19:07;

Jeśli nikt jeszcze nie przestawił jej myślenia na właściwe tory, to pewnie w końcu ktoś taki się znajdzie. Mało takich ludzi chodziło po świecie? Takich, którzy czuli się lepiej ze sobą, jeśli dzięki nim ktoś inny się uśmiechnął? Pełno. Exodus mogłaby z miejsca wymienić... Ee... No, może kiedyś kogoś. Na pewno. Po prostu nie musiała się nad tym wcześniej zastanawiać, bo jej nie trzeba było słów podnoszących na duchu, wystarczyła uwaga jej poświęcana, a to było łatwiej znaleźć. Ale ktoś się znajdzie na pewno.
Owszem, istniało ryzyko, że inne rodziny nie były tak wyjątkowe, jak ta jej - właściwie jej obie rodziny - ale było to dla Exodus zbyt abstrakcyjne. Tak naprawdę, mimo całej jej sympatii do ludzi, empatii i wszystkiego, ciężko było jej sięgnąć wyobraźnią do sytuacji, z którymi nigdy nie miała do czynienia. To utrudniało pewne rzeczy - na przykład współczucie i zrozumienie. Ale da się z tym żyć. Tak czy inaczej, nawet jeśli nie ogarniała, to i tak była pewna, że gdyby się zawzięła, ale tak naprawdę mocno, to zmieniłaby świat. W tym dowolną rodzinę. Co to dla niej. Chyba.
Tak, Exodus żyła w swoim świecie, w którym innym ciężko było się odnaleźć, ale o nielegalne substancje nie było co jej podejrzewać. Nie to, że nigdy nie próbowała, pewne tradycje rodzinne nawet sugerowały takie działanie, ale rzadko kiedy w szkole i właściwie nigdy sama, wyłącznie z siostrami. Dlatego nie było możliwości, żeby teraz była pod wpływem czegoś dodatkowego. Nie. To tylko jej zwyczajowy bieg myśli i energia, której nie umiała pohamować.
Pokiwała energicznie głową.
- Jasne, że tak! Nocą jest pięknie. Totalnie, wszędzie. Zresztą sama mówiłaś. No tak czy nie? No. A Zakazany Las w ogóle jest świetny, więc skoro nocą wszystko wygląda piękniej, to on też. Tak? To żelazna logika, przyznasz. - Była pewna swego, łącznie z tym, że prędzej czy później przekona Lizzie do swojego pomysłu. I to raczej prędzej. Słysząc jej słowa otworzyła szeroko oczy ze zdumienia. - Nigdy tam nie byłaś? Serio? Ale tak nigdy, nigdy? No co ty! Ej, nie, idziemy, totalnie, zobaczysz, spodoba ci się!
Złapała rękę i popędziła w dół schodów, ciągnąć Krukonkę za sobą. Siła nie do powstrzymania.

Odpisz tu i daj zt, następnego posta napiszę w Zakazanym ^^
Powrót do góry Go down


Elizabeth Benoit
Elizabeth Benoit

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 25%
Galeony : 274
  Liczba postów : 379
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10867-elizabeth-benoit#297693
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10875-elizabeth-benoit
http://czarodzieje.my-rpg.com/t10876-elizabeth-benoit
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 16 Wrz 2015 - 19:42;

Możliwe że taki ktoś się znajdzie i pewnie jest pełno takich osób na świecie. Ale pierw trzeba wyjść do tych ludzi, prawda ? Cóż nie ważne. Nie wiadomo jaki los ją czeka a gdybać nie będziemy tutaj. Będzie jak będzie.Okaże się pewnie za jakiś dalszy lub bliższy czas.
Akurat Eliza nie miała problemu z wyobrażeniem sobie sytuacji w których nie była. Taki już jej dar. Głowa pełna wyobraźni. Potrafiła wyobrazić sobie wszystko i każdego. Czasem nawet tak bardzo pogrąża się w swoich fantazjach, że nie potrafi odróżnić co jest prawdą a co wytworem jej wyobraźni. A jeśli chodzi o współczucie i zrozumienie. Kto mógłby Ciebie lepiej zrozumieć jak nie panna Benoit ? Nikt. Zawsze jest wyrozumiała i potrafi pomóc każdemu (oprócz sobie).
W sumie co się dziwić, każdy ma coś innego w głowie. I każdy jest inny. Exodus była po prostu energiczną dziewczyną z której energia tryskała na boki. A Eliza była bardziej cicha i przygaszona. Ale nie mozna powiedzieć o niej tego że stąpa mocno po ziemi. Na pewno nie, myślami jest prawie zawsze gdzie indziej.
Nadal nie mogła zrozumieć że aż tak szybko sie zgodziła, na tą wycieczkę do Zakazanego Lasu. Ale kto wie może wyjdzie z tego jakieś nowe podrasowane opowiadanie ? Przeżyje jakąś przygodę z energetycznym oceanem i przeleje ją potem na papier.. Kto wie kto wie. Możliwe że Exodus będzie częścią jej fantastycznego świata, który zamyka w kufrze przed wszystkimi.To się okaże. Lizzie miała tylko nadzieje że przeżyję tą wycieczkę.
-Mam nadzieje że wyjdziemy z tego cało - Pokręciła głową nie wierząc że właśnie wybiera się do Zakazanego Lasu. Wzięła głęboki oddech i dała się jej pociągnąć. Pewnie jakby starała się wyrwać to i tak nic by nie dało. Więc nawet nie próbowała.


[zt] Ciąg dalszy tu.
Powrót do góry Go down


Casper Villiers
Casper Villiers

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 1292
  Liczba postów : 1620
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5219-casper-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9144-nowa-sowa#256102
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7167-casper-villiers#204308
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyNie 20 Wrz 2015 - 13:54;

Nie znał jej. Był tego pewien. Prawie jak tego, że jego życie ssie i już dawno powinno się zakończyć, ale to nie tak, że brakuje mu odwagi. To zupełnie inna kwestia, ale czy warto przesuwać mroczne karty nad tak piękne niebo, jak te dzisiejszego wieczoru? Nie. Zdecydowanie nie. To dlatego Villiers stara się być sobą, tym dawnym sobą. Nie zliczyłby ilu osobom dzisiaj podał rękę, ilu kumplom opowiedział jak to zajebiście jest grać w tamtej drużynie, jak to dobrze mieć coś przed sobą. Nikt nie zapytał przez ten czas o zmarłą żonę, syna, odeszłą Coco, ani Summer... Ani zmarłą Mini. Zupełnie jakby nigdy nie istniały. W porządku? Tak, to było nawet bardzo w porządku. Czuł się tak, jakby wszyscy nabrali wody w usta i chcieli nią plunąć mu w twarz, ale z jakiegoś pokręconego powodu przełykali ją mimo tego pierwszego odruchu, który bezczelnie chciał za nich zadecydować.
Co teraz?
Villiers zastanawia się kim tak naprawdę jest dziewczyna, którą poznał całkiem niedawno, którą przepuścił w drzwiach i życzył jej nawet miłego dnia, bez żadnego sprośnego żartu czy bezczelnej uwagi, która charakteryzowała go w tłumie ledwo co rozdziewiczonych chłopców. Był tym, którego się wszyscy obawiali, w końcu zalewał słowami wulgarnymi, które tworzyły najróżniejsze posągi wiązanek... Kwiatów, które przyjmowałaś nawet wtedy, gdy nie miałaś już wazonu, aby je tam ułożyć. Zdarza się.
Tym razem jednak zabrało w ich rozmowie tego prostego "spierdalaj". Casper wyrafinowaniem ujął jej dłoń, przedstawił się jej. To ona podarowała mu podwójną dawkę uwagi, jakby go znała. Zaintrygowało go to na tyle, że chciał dowiedzieć się o niej więcej. Pozwolił jej na to, aby zajęła w jego głowie odrobinę więcej miejsca niż poranne śniadanie, niż wieczorny drink, niż jutrzejszy trening. Wygrała? Dopiero się o tym przekonamy.
Otrzymawszy od niej list długo przyglądał się napisanym tam literom, jakby domyślał się, czy w ogóle możliwym jest to, aby kiedykolwiek je gdzieś widział. Bez dwóch zdań była nowa, nikt nie obarczał jej żadną plotką, co do tego, co zrobiła w wakacje lub w zeszłym roku. Zatem to był kolejny czynnik motywacyjny do tego, aby odpisał, że przybędzie, a również wybrał z szafki w miarę jednolity styl oczywiście zabierając ze sobą ulubioną kurtkę.
Wbrew obietnicom, co do tego, że się spóźni pojawił się tu zdecydowanie wcześniej. Stanąwszy przy barierce oparł się o nią i zamknął na chwilę oczy. Pozwalał na to, aby wiatr smagał go po twarzy i bawił się krótkimi włosami, których pasma przeganiał z jednej strony na drugą. Nie miał nic przeciwko, a może po prostu jeszcze nie zarejestrował, że go to nie interesuje. W końcu słysząc czyjeś kroki powoli odwrócił się na pięcie pewnie zbyt wzrokiem wpatrując się w szczyt schodów...
W jego oczach nie było jednak zniecierpliwienia, głodu... Panował w nich oceaniczny spokój, swoista głębia. Najwyraźniej nic nie zdążyło go dziś jeszcze poirytować.
Powrót do góry Go down


Vivien Treggard
Vivien Treggard

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 166
Czystość Krwi : 100%
Galeony : 185
  Liczba postów : 29
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11287-vivien-meredith-treggard
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11496-primavera
http://czarodzieje.my-rpg.com/t11497-vivien-meredith-treggard
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptyNie 20 Wrz 2015 - 14:05;

Zmierzając do wieży astronomicznej notowałam sobie w umyśle jak zmienił się Hogwart. Było tego trochę, ale w głębi serca nadal pozostawał tem sam. Plącząc się korytarzami, między obrazami tak starymi, że mogły pamiętać mnie jeszcze sprzed lat, myślałam o wielu rzeczach. Nie interesują mnie ludzie, nie szczególnie. Zazwyczaj lubię się nimi bawić, wykorzystać, może pogadać. Potem mi się nudzą. W przeciągu od kilku sekund do kilkunastu godzin. Potem, cóż, widzę w nich tylko szare eminencje, moich drogich poddanych, gotowych na wszystko pod każdym moim skinieniem palca. Może o tym nie wiesz, Casperze, ale ty jesteś wyjątkowy. Zaprzątasz moją głowę już od wielu dni. Kim jesteś? Co sprawiło, że pojawiłeś się w moim życiu, znowu? Nie miałam pojęcia. Może wyglądam na głupią blondynkę, ale nią nie jestem. Nie lubię czegoś nie wiedzieć. A przecież nie wyśpiewasz mi wszystkich swoich sekretów, prawda? Nie od razu. To byłoby zwyczajnie nudne. Kiedy zbliżam się do wieży, słyszę stukanie moich butów o posadzkę. Mam na sobie sukienkę do kolan, wykonaną z białego materiału i malowaną w kwiaty. Chociaż nad Wielką Brytanią pojawiła się fala upałów wieczory bywają chłodne - nie mogłabym zatem wyjść nie zarzucając uprzednio swetra. Czy to w ogóle dozwolone? Szwędanie się po nocach? Nawet jeśli nie, nie obchodzi mnie to zbytnio. Ruszam dalej przed siebie, pokonując niezliczone stopnie. Czy będzies tam, czy może każesz mi na siebie czekać? Powiadają, że ile jest tych szczebli? Pięćset? Czy warto przejść pięćset stopni dla Ciebie, panie Villiers? Czy w ogóle robię to dla Ciebie, czy może z własnych pobudek? Skąd możesz wiedzieć? Nie znasz mnie. Tak jak ja nie znam Ciebie. A jednak kogoś mi przypominasz, kogoś z dawnych lat. Kogoś kto poruszył moje serce. I chociaż to wcale nie byłeś ty, nie mogę przestać myśleć ani o nim ani o Tobie. Kiedy wychodzę wreszcie na sam szczyt uderza mnie natychmiastowy powiew zimnego powietrza i widok nieba, pełnego gwiazd. Tylko ono przetrwało niszczycielski upływ czasu, tak mi się przynajmniej zdawało. Widok z tego miejsca rozpościera się prawie na całą szkołę, łącznie z błoniami. Kilka sekund potem mój wzrok padł na ciemną sylwetkę, młodzieńca opierającego się o barierkę. Ciemne włosy rwane przez wiatr, ciemne oczy, a w nich ten przerażający spokój. Uśmiechnęłam się promiennie, rozchylając usta czerwone niczym świeża krew i podchodzę bliżej.
- Casperze - wypowiadam Twoje imię cicho, ostrożnie artykulując każdą głoskę, jakby było czymś więcej niż tylko wyrazem.
Jakim cudem zyskałeś sobie moją uwagę? Rzecz tak niezwykle ciężką do zdobycia. Może kiedyś się dowiesz. Tym czasem jednak obdarzam Cię tajemniczym spojrzeniem moich szafirowych oczu. W blasku księżyca moja karnacja wydaje się być jeszcze bielsza, wręcz niezdrowo blada, jak u porcelanowej lalki.
- Niezwykle cieszę się, że zaszczyciłeś mnie dziś swoją obecnością. Wybacz, że niepokoję Cię o takiej porze, ale kogo innego miałabym niepokoić? - pytam słodkim tonem, z lekkim rozbawieniem, uważnie dobierając słowa.
Może wydaję się przesadnie eleokwentna, ale tak po prostu mówiono "za moich czasów". Będę musiała przyzwyczaić się do obowiązującego tu języka, nawet jeżeli wciąż był nim angielski.
Powrót do góry Go down


Casper Villiers
Casper Villiers

Student Slytherin
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 1292
  Liczba postów : 1620
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5219-casper-villiers
http://czarodzieje.my-rpg.com/t9144-nowa-sowa#256102
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7167-casper-villiers#204308
Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8




Gracz




Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 EmptySro 23 Wrz 2015 - 22:34;

Miała rację. Hogwart się zmienił. Ściany pamiętały nie jedno, sytuacje, które wielu chciałoby zapomnieć. Miłe, ale i złe chwile. To my, to naprawdę my, pośród tych wszystkich chwil, których nie ma już w pamięci tych, którzy wstąpili do zamku po nas. Casper miał wspomnienia ze wszystkich dziewięciu lat i szczerze mówiąc są takie, których może nie tyle co by się wyparł, ale po prostu z chęcią nigdy by nie przeżył. To chore? Nasuwa się znów eksperyment z niebieską tabletką, która gwarantuje Ci opcję cofnięcia się w przeszłość, a czerwoną, która daje Ci pieniądze... Nieokreślone ich złoża. Co robisz, którą wybierasz, skoro możesz wybrać tylko jedną. Czy za przyjęcie pieniędzy nie można by było naprawić wszystkiego? Zapłacić tym, którym wyrządziłeś krzywdy, by po prostu w jakiś sposób dać im choćby namiastkę rekompensaty w tej materialnej formie. To ważne, aby zdać sobie sprawę z tego, że jesteśmy mało idealni, popełniamy błędy... Znając jeden scenariusz swojego życia, który próbowaliśmy odwrócić, przesunęlibyśmy się do innego, zapewne równie mało zadowalającego... Ile niebieskich tabletek byśmy potrzebowali, by odnieść zwycięstwo, poznać smak satysfakcji? To my, mało idealni. Te mury pamiętają tych, którzy opuścili zamek z miłością swojego życia, złamanym sercem, uzależnieniem... Mapą do samobójstwa. Ile wcieleń naszych osobowości mogło tu być? Są to kwestie, których nie warto roztrząsać tak bardzo, jesteśmy zbyt mali, by to ogarnąć, mamy za mało czasu. Ale Viv? Ona ma czas, ma jego dużo. Może ona jest kluczem do odpowiedzi na wszystkie pytania, które poniekąd częsciowo obarczając Caspra? Chodź tu mała blondyneczko pozornie młodsza, ale starsza. Chodź i opowiedz w czym tkwi błąd, ta drzazga, która wszystko psuje i niczego nie pozwala naprawić.
Villiers przygląda się Viv, ale nie doszukuje się w niej tego, co mogłoby ją zdradzić... Pokazać, że nie jest do końca tym, za którą on, obecnie ją uważa. Jest dla niego nieszkodliwa, fascynująca. Zdaje się być przy niej mniej wulgarny, bo nie paradoksalnie nie chce jej od siebie odepchnąć, gdy robi to ze wszystkimi innymi. Niedokładnie też wie dokąd zmierza chęć ciągnięcia tego spotkania, ale jest zainteresowany choć kwadransem. On nie wie, że ona ma w tym swój mały interes związany z przeszłością. Czy to źle, że masz coś z urody przodków? Oczywiście splamił swoje ciało tatuażami, których jego pradziad zapewne nie posiadał, lecz nadal miał w sobie nie tylko pierwiastek podobieństwa, ale też burzliwej osobowości, którą z pewnością nie obdarzyli go tylko rodzice, ale też przodkowie. Co to wszystko znaczy?
Słysząc jej słowa uśmiecha się, tak dla zasady, mimowolnie. Nie odparowuje od razu stekiem słów, ale czeka. Milczy, napawa się jeszcze widokiem nieba. Nie zastanawia się czy dostaną szlaban. Są studentami, obowiązują ich nieco inne zasady i nie muszą pilnować się dwudziestej drugiej zbyt mocno. Także Casper nie czuje się speszony późną porą spotkania, ani przez ogólne zasady szkolne, ani też przez to, że jest tu z dziewczyną. Jego życie toczy się przez dwadzieścia cztery godziny, bo spać może również w dzień, tak samo jak w nocy może żyć np. teraz.
- Viv, dla mnie takie spotkania są czystą przyjemnością. Dzięki nim nie siedzę sam w czterech ścianach własnego mieszkania, ale po prostu żyje. To dla mnie dość drogocenne. - odpowiada jej wreszcie choć nie do końca jest pewny czy wymiana tych uprzejmości jest szczera, czy wychodzi z niej zaledwie dla jakiejś zasady, dobrego ułożenia itp.
- Kogóż innego... - powtarza za nią, a jego usta znów wyginają się w półuśmiechu. - Jest zapewne jeszcze parę osób, które jeśli nie Ty poprosiłabyś o spotkanie, to one Ciebie na pewno. - zwraca jej uwage, ale nie gani jej. Dzieli się z nią po prostu spostrzeżeżeniem, a zaraz potem dodaje:
- Podoba Ci się ten zamek? Brakuje Ci tu czegoś? Dużo rzeczy dzieje się w Londynie, może tam powinnaś oprzeć swoje życie, bo w sumie studenci spędzają tu mało czasu. Zawsze byłem zdziwiony, że szkoła integruje studentów i uczniów. Wiesz, idziesz korytarzem, a tu piszcząca jedenastolatka. Niby są skrzydła itp. ale tego się nie da uniknąć. Renoma Hogwartu jest jednak tak duża, że nadal ukrywa to co dzieje się tu czasem naprawdę. - nie tłumaczy jednak już co ma na myśli. Oddala się jednak ku wspomnieniu opanowania biurka w klasie Adena Morrisa, gdzie spędził ze Scarlett dość upojne chwile albo dziedziniec... KIedy zmasakrował twarz Kaia Younga, ale już nie dla przyjemności. To był męski obowiązek. Walka o honor, którego tamten wtedy nie miał, zdecydowanie!
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 QzgSDG8








Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty


PisanieIzba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty Re: Izba na szczycie bocznej wieży  Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Izba na szczycie bocznej wieży

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 12 z 17Strona 12 z 17 Previous  1 ... 7 ... 11, 12, 13 ... 17  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Izba na szczycie bocznej wieży - Page 13 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Wieze
 :: 
wieża astronomiczna
-