Wpada tu bardzo dużo słońca, a co za tym idzie kafelki tutaj są bardzo nagrzane. Jeśli szukasz odosobnionego miejsca to jest właśnie ono dla Ciebie, jeśli tylko pokonasz sto osiemnaście kamiennych schodków prowadzących do tej izdebki.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Astronomia
Wchodzisz na szczyt wieży, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Jest wieczór. To jedyny egzamin, który odbywa się tak późno. Wybrałeś Astronomię. Dobrze. Stajesz więc na samej górze, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Souhvězdí. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszym zadaniem jest bez użycia mapy nieba rozpoznać jak najwięcej gwiazdozbiorów znajdujących się na widnokręgu. Oczywiście gwiazdozbiory zawierające się w innych też są liczone, więc masz spore pole do popisu. Drugie zadanie dotyczy jest już nieco bardzie skomplikowane, komisja bowiem wybrała noc, w czasie której widać po świcie da się zauważyć Jowisz za pomocą zwykłej lupy. Zadaniem zdającego jest obliczyć odległość od ziemi Jowisza za pomocą znanych mu sposobów oraz podać datę kolejnego pojawienia się tej planty na widnokręgu.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbierstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Udało ci się odnaleźć wielką niedźwiedzice i nic poza tym. Niebo o tej porze roku najwyraźniej sprawiło ci figla. A może po prostu niedokładnie znasz mapę nieba? W każdym bądź razie to zadanie na pewno nie poszło ci dobrze. 2 – Znalazłeś gwiazdę polarną? Taki zuch z ciebie! Parę najbliższych gwiazdozbiorów też znasz, a co z resztą tych sezonowych? Tu już umarł w butach. Rzucasz komisji nazwami, których nie widzisz, ale kojarzysz, ze mogą teraz występować, Jak nie trudno się domyślić to wcale nie pomaga. 3 – Znasz mniej więcej połowę gwiazdozbiorów, które tej decydującej nocy znajdują się na niebie. Fakt, resztę też widzisz, jednak za wszelkie skarby świata nie możesz sobie przypomnieć ich nazw. Pokazujesz je jednak komisji. Miejmy nadzieje, że to cos pomoże. 4 – Poszło ci całkiem nieźle, wymieniłeś większość nazw bez większych problemów, resztę po dłuższym namyśle. Eh, niestety te nazwy to sprawa, której trzeba się wyuczyć. Czujesz, że twoje jąkanie się, nie zrobiło dobrego wrażenia. Najważniejsze jednak, ze wszystko powiedziałeś, nie? 5 – Rozpoznanie gwiazdozbiorów nie sprawiło ci najmniejszego problemu. Z uśmiechem na ustach mówiłeś kolejne nazwy, po czym za pomocą poziomic określałeś ich położenie. Na pewno ci się to opłaci! 6 – Takie egzaminy to bułka z masłem. O każdym z gwiazdozbiorów powiedziałeś nawet parę zdań, przytoczyłeś legendę lub nazwisko człowieka, który określił dany gwiazdozbiór. Niech wiedzą, że masz nietuzinkową wiedzę.
zadanie nr 2:
wynik:
1 – Całkowicie nie wyszły ci obliczenia, ponieważ z góry założyłeś, że znasz tę wartość i do niej układałeś wzór. Co się okazało, twoje wyliczenia były dostosowane do odległości Jowisza od Słońca, przez co nawet stała Planka była nie realna. Wielka szkoda! 2 – Zaczynasz liczyć, zaznaczając różdżką w powietrz charakterystyczne punkty, jednak wynik podajesz w złej jednostce. Co nóż, nawet najlepszym zdarzają się takie błędy. 3 – Masz wrażenie, że wszystko poszło z godnie z planem, jednak tak nie jest. Przybliżyłeś wynik do tak małej liczby, że wynik stracił sens. Ty jednak zadowolony z siebie, tłumaczysz komisji każdy krok. Może przynajmniej za uśmiech zdasz? 4 – Pogmatwałeś się w obliczenia, jednak wynik wyszedł dobry. Nietypowy sposób nie zawsze oznacza najprostszy, zapamiętaj to na przyszłość. 5 – Obliczyłeś odległość ze wzoru bez większych problemów, prawie jak robot, których oczywiście czarodzieje nie znają. Nie zmienia to faktu, ze komisja jak najbardziej przychylnie patrzy na twoje wyliczenia. 6 – To było tak proste, że gdy skończyłeś wyliczenia, zacząłeś opowiadać historie jak starożytni wpadli na wyliczanie tak dalekich odległości i od kiedy używa się jednostki astronomicznej do ich określania. Brawa dla ciebie!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astrologia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Zazwyczaj nie lubiła wchodzić na tak wysokie punkty. Schody są przecież jej największym wrogiem i tego się będzie trzymała do końca życia. Jednakże kiedy tak sobie myślała ostatnio – jeśli pojawiłaby się sytuacja każąca jej uciekać, to łatwiej jest schodami w dół do dormitorium niż w górę, prawda? Szczególnie, jeśli ktoś ma bardzo słabą kondycję. Pięćset schodów zdawały się mordować wręcz, ale widok był tego warty. Gdy wieczór rozciągał się wokół Hogwartu i zatapiał w sobie wszystkie pobliskie tereny, ten lekki półmrok unoszący się zza pięknych krajobrazów... To wszystko było takie spokojne. Takie przeciwne do jej ostatnich przeżyć, które wywoływały w niej wiecznie rozemocjonowanie tak, jakby cały czas miała okres... Zabawne, że mówię o tym akurat teraz. Kiedy to ma się spotkać z Finnem. Oparła się plecami o jedną z barierek uparcie wpatrując się w wejście na wierzę. Ubrana wyłącznie w jakąś skromną, czarną sukienkę na ramiączkach ze spokojem przyjmowała ciepły wiatr uderzający o jej ciało i rozwiewający długie włosy. Dobrze, że było już blisko do lata. Dzięki temu nie marzły jej nogi odziane wyłącznie w krótkie, czarne stopki. Czekała w zniecierpliwieniu. Powie, co ma powiedzieć i stąd pójdzie. To najlepsze rozwiązanie.
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Emocje silnie wpływały na zdolności logicznego myślenia i w tej chwili krukonka najwidoczniej potrafiła słuchać tylko serca, które krzyczało z bólu. Max znał ten stan, chociaż u niego to głównie złość wywoływała podobny efekt. Uciekanie w używki pomagało to wszystko zagłuszyć, ale było cholernie wyniszczające, przynajmniej dla niego, który nie znał umiaru. -To nie jest liścik pożegnalny. To tylko dwu tygodniowa przerwa. Ona wróci, obiecuję Ci to. Jak nie to możesz wyżyć się na mnie i zrobić to wszystko, co planowałaś zrobić jej. - Co prawda średnio widziało mu się obrywanie tłuczkami, nadziewanie na pal i tym podobne, ale był przekonany, że Brooks jak już coś powie to się tego trzyma. Przysiągł sobie, że jak będzie trzeba to sam ją za szmaty do tego zamku sprowadzi nawet, jakby miał pół świata za nią latać. -Może wiedziała, że będziesz próbowała ją zatrzymać i że może to wpłynąć na jej decyzję? - Kolejny ślepy strzał, ale sam wiedział, że ciężko byłoby wybrać się na taki urlop, gdyby ktoś bardzo emocjonalnie próbował go przekonać do pozostania w zamku. Max był jednak w o tyle złej sytuacji, że miał przy sobie Felka, który zamiast płakać i krzyczeć, albo by mu wyjebał, albo wysłał Schuestera i jego armię plotkarzy, żeby go śledzili. -Jestem IDEALNĄ wręcz osobą. W zeszłym roku się ohajtałem. - Zaśmiał się przypominając sobie tę całą aferę. Zdecydowanie Arl źle wybrała, bo Max i poważne związki to się nigdy nie łączyło. Chociaż z tego, co mu ludzie opowiadali, mógł wiele wywnioskować i nawet czegoś tam się nauczyć. Kolejny napad śmiechu był reakcją na jej pytanie o jego orientację. -No proszę! W końcu ktoś inteligentny w tej krukolandii. - Pokręcił z niedowierzaniem głową, biorąc jej palec ze swoich ust. -Nie, nie jestem gejem. Ale jestem bi. - Przyznał, bo nigdy jakoś nie widział potrzeby trzymania tego w tajemnicy. Widać było natomiast, że Arleigh nie słuchała plotek krążących na jego temat, bo w życiu by go o to nie podejrzewała. Miał wrażenie, że im więcej ludzie o nim wiedzieli, tym bardziej błędne wnioski wysuwali. A przynajmniej w większości.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Zawiązywała się między nimi jakaś prosta, ale jakże przyjemna komitywa, jak gdyby picie razem ognistej i wymyślanie, na czym to świat stoi magicznie łączyło ludzi. Arla czuła, że z minuty na minutę jest jej trochę lepiej, bo chociaż nadal czuła się, jak gdyby wyrwano jej coś z piersi, to zniknęło charakterystyczne kłucie i duszności, którymi zawsze przejawiał się u niej stres. Umysł miała jakby czystszy, chociaż trudno stwierdzić, czy był to stan faktyczny, czy też złudzenie rzucone czarem Campbella. Może wiedziała, że będziesz próbowała ją zatrzymać i że może to wpłynąć na jej decyzję? - Nigdy. - Wypaliła od razu, nie mając co do tego żadnych wątpliwości. - Nigdy nawet nie próbowałabym jej powiedzieć, że to, co chce zrobić jest dobre, albo złe. Wiesz jaka jest. I tak by nie słuchała. - Westchnęła ciężko, usilnie starając się nie popadać w złość i nie podnosić więcej głosu. - Nie miałabym po prostu nic przeciwko potraktowaniu mnie jak myślącej, czującej kurwa osoby, którą jestem. Miałam nadzieję, że mówiąc 'nie zostawię cię', ma na myśli 'nie zostawię cię'. - Wciągnęła powietrze nosem, ale charakterystyczne, płakliwe siorbanie ustapiło czystemu, mocnemu wdechowi. Czuła, że drogi oddechowe przeczyściła jej ognista i towarzyszyło temu przyjemne, piekące uczucie w ustach, jak gdyby coś delikatnie pikantnego musowało jej na języku. Rzuciła na pustą butelkę Aquamenti i opróżniła połowę. Odruchowo podała flaszkę Maksiowi, nie myśląc zbytnio nad tym, czy sam ma ochotę na wodę. Oczy jej się roześmiały, kiedy zaczął mówić o sobie. Wyglądał z jednej strony na nieco zdziwionego, jednak język rozplątał mu się równie szybko, co jej samej. Nie miała pojęcia, o jaki ślub chodzi, bo sama nie nadążała zbytnio za zamkowymi ploteczkami (nie żeby kiedykolwiek było inaczej, ale w ostatnim miesiącu to już w ogóle). Tryumfalnie uniosła ręce, kiedy opadłą kurtyna heteromaksia. - I knew it. - Dźgnęła go palcem w pierś i wyszczerzyła się tak, jak zwykle i tylko spuchnięte oczy i pierdolnik na głowie przypominały o fakcie, że jeszcze chwilę temu wyła w niebogłosy. - Za ładny jesteś na normika. Felinus pewnie też jest cieplejszy, niż wygląda, co? - Uniosła sugestywnie brwi i umościła się wygodniej, zarzucając mu nogi na kolana. - A poza tym, to proszę się odpierdolić od krukolandii. Mówienie, że jesteśmy mądrzy, to taka klisza, jak mówienie, że wy jesteście śmierciożercami. - Zrobiła mądrą, kruczą minę, zadowolona z faktu, że ma okazję wtrącić swoje trzy knuty na temat hogwarckich domów. - Krukoni myślą outside of the box. Ollivander, Flitwick, Lovegoodowie, Lockhart, dziesiątki czy setki innych twórców i artystów. Nie jesteśmy mądrzy, jesteśmy in-te-li-gen-tni. - Na każdą sylabę raz klepała go w ramię, chcąc podkreślić diametralną różnicę. - Ale wiesz, ja równie dobrze mogłabym być zielona. Byłam hatstallem. - Coś, o czym mało kto pamiętał i zdecydowanie mało kto wiedział. Ale faktycznie, tiara długo namyślała się, czy przydzielić ją do Ravenclawu, Hufflepuffu, czy jednak Slytherinu. Ostatecznie, zwyciężył w niej żywioł dążenia do zdobywania wiedzy i poszerzania horyzontów, ale równie dobrze mogłaby przeważyć wiara w sprawiedliwość czy ambicja i już byłaby w innym domu. - Z drugiej strony, to ciekawe, co mówisz. - Sięgnęła do torby po czekoladowe galeony i wrzuciła dwa do ust. - Bo ah chya uae aszneo uchasza - Uśmiechnęła się z czekoladą w zębach, niepewna, czy Maksio ją zrozumiał.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Westchnął lekko widząc, że Arla nie do końcu kuma, co chciał jej przekazać. -Ona Cię nie zostawi. I nie zostawiła. Ale nie możesz liczyć, że będzie przy Tobie 24/7. Tak, wiem jaka jest i wiem, że potrzebuje pooddychać, potrzebuje własnej przestrzeni od czasu do czasu. - Jeżeli Armstrong liczyła na to, że Julka fizycznie zawsze będzie u jej boku, to musiał ją uświadomić, że są na to nikłe szanse. Taki wyjazd, jeżeli dobrze rozumiał intencje nieobecnej tutaj dziewczyny, miał na celu regenerację i chwilowy odpoczynek od tego całego zamkowego zapierdolu, a nie odcięcie się od przyjaciółki i wyjście za mąż za jakiegoś Wietnamczyka. Nie wziął butelki z wodą, a zamiast tego ponownie zwilżył gardło alkoholem. Teraz już czuł, że jest mu potrzebny. Nie miał pojęcia, jak rozmowa nagle przeszła na niego, ale przynajmniej chwilowo odciągało to myśli Arleigh od jej problemu. -Za ładny? Co to w ogóle za wyznacznik? - Uniósł brew i zaśmiał się bo takiego czegoś jeszcze nie słyszał. Zazwyczaj padały pytania, czy przypadkiem nie ma czegoś to danego kumpla, na co zwykle wywracał oczami. -Felek? A chuj to wie. W sumie nigdy nie rozmawialiśmy o podobnych kwestiach. - Było w tym pół prawdy, bo przecież cała akcja z Blake została przez nich krótko przedyskutowana, ale Max pamiętał dobrze, jak puchon powiedział mu, że nie randkuje. Szczerze nigdy nie zastanawiał się nad orientacją przyjaciela, bo to też nie była do końca jego sprawa. Do łóżka zaglądać mu nie miał zamiaru. Przynajmniej w tym sensie. -A Ty co, szpiegujesz dla Schuestera, że tyle pytań? - Spojrzał na nią podejrzanie, bo ostatnio to wyczuwał podstęp na kroku. Nic dziwnego, jeżeli wiele osób próbowało dopowiedzieć sobie jakąś historię do jego osoby i relacji z puchonem. -Spokojnie! Ja nic do was nie mam. Nawet szacunku. - Szturchnął ją łokciem z uśmiechem, bo to akurat dalekie było od prawdy. -Poza tym akurat łatka mądrych, czy tam inteligentnych, to nic złego. - Zdecydowanie kruki zostały nagrodzone jednym z lepszych stereotypów. -No proszę, to mamy coś wspólnego. - Zdziwił się słysząc, że ceremonia przydziału dziewczyny też nie była taka oczywista. Jego chcieli wjebać właśnie do Ravenclaw, ale widocznie był zbyt mhrrroczny i przez to ostatecznie wylądował w drużynie zielonych. Musiał się skupić, by zrozumieć co dokładnie powiedziała, ale chyba zrozumiał sens tego wszystkiego. Dlatego też po raz kolejny się roześmiał. Te wszystkie plotki potrafiły poprawić mu humor i tylko niektórzy wiedzieli, które są prawdziwe, a które nie. -Taa.. Między innymi takie wieści chodzą na mój temat. Jakby ludzie nie mieli o czym gadać. - Wywrócił oczami, bo naprawdę nie rozumiał tego zainteresowania, gdzie wkłada lub nie wkłada swojego penisa. -Nie wiem, czy to aż takie ciekawe. Myśl co chcesz. Chociaż niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie zabawiał się w tych murach. - Był pewien, że oprócz Felka raczej mało kto mógł go przekonać, że przez tyle lat nauki nie zrobił nic podobnego w zamku lub na okolicznych terenach.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Gdyby nie fakt, że ciągle czuła płacz na czubku nosa i nie mogła zapomnieć o absurdzie sytuacji, kiedy zza okna wpadało do pomieszczenia poranne słońce, no a oni siedzieli rozwaleni w kocach i poduchach nad paczką słodyczy i flaszką ognistej, Arleigh mogłaby śmiało powiedzieć, że czuje się świetnie. Nie pamiętała już, dlaczego to do Maksa wysłała swoją pożałowania godną prośbę, ale gdyby mogła, to cofnęłaby się w czasie i podziękowała sobie za tę decyzję. Był, jak sam powiedział, idealną osobą na tę rozmowę. Tak samo wykolejony, tak samo zgubiony. A przynajmniej tak jej się wydawało. - Nie no, ok, nie dopytuję się. - Ucięła temat Lowella, bo nie on ją w tej chwili interesował. Szczerze mówiąc, to w ogóle jej nie interesował - wydawał się raczej oschły i odpychający, ale może po prostu taki był. - Dla kogo? A... Dla niego, nie, nie znam go właściwie. - I była to prawda. Uniosła wysoko brwi, aż czoło je się zmarszczyło, kiedy Solberg wspomniał o własnej ceremonii przydziału. Tak bardzo pasował jej do Slytherinu, że aż trudno było jej na chwilę przestawić myślenie na inne tory i wyobrazić go sobie w innym domu. Po tylu latach spędzonych pod krawatem w jednym kolorze, wracanie myślami do ceremonii przydziału było prawdziwą podróżą sentymentalną. - I dokąd chcieli cię dać? Do Gryffindoru, za odwagę w traceniu punktów? - Wyszczerzyła się, przypominając sobie swoje Solbergowe dissy z zajęć u Ezry. Plotki i ploteczki - to coś, co fascynowało ją tylko powierzchownie, bo miała tendencję do natychmiastowego zapominania wszystkich informacji, które docierały do niej plotkarskimi kanałami. Myliły jej się imiona, czynności i okoliczności, których dotyczyły. Lubiła obrabiać komuś dupę, ale robiła to w sposób wyważony i dowcipny, no i najczęściej w obecności tej osoby. Tak, jak robiła to teraz z Maksiem. - Oj tak, te mury na pewno widziały sporo. - Wskazała dłonią na ścianę, na której roiło się od różnego rodzaju deklaracji miłosnych, abstrakcyjnych formuł matematycznych z literami zamiast cyfr i nawet kilku szubienic, życzących komuś niechybnej śmierci. - A propos murów, jak tam dormitorium po remoncie? I jak w ogóle nastroje? Zapisaliście się już wszyscy do KC? - Była po pierwsze ciekawa, po drugie zaś interesowała ją jego opinia. Sama niedawno dołączyła do Koalicji, chociaż niektóre prezentowane przez partię hasła zaprzeczały wszystkiemu, w co wierzyła. Szukała jednak rozsądku i porozumienia, a tego w SLM odnaleźć nie mogła. Postrzegała pełniącą obowiązki Ministra raczej jako radykalną fanatyczkę, niż bohaterkę. Chociaż była półkrwi, nie czuła się w KC wykluczona, wbrew czarnej propagandzie rządu. W ogóle cały ten chaos polityczny zaczynał ją ostatnimi czasy coraz bardziej interesować. Czuła, że coś się dzieje, że zeitgeist to duch zmian i chciała w tych zmianach uczestniczyć. Jak powtarzała mamusia, bezczynność jest najgorszą z przywar, czy jakoś tak. Nie bacząc na kindersztubę zaczęła sobie dłubać w zębach, wyciągając spomiędzy dwójki i trójki resztkę lukrecjowej różdżki. Miała nadzieję, że Solbergowi to nie przeszkadza. I najprawdopodobniej nie myliła się. Nie była tu na misji uwodzicielskiej, tylko w ciężkiej kondycji psychicznej. Aż przypomniała sobie, czemu tu jest i znowu zdusiła w sobie falę złości. Zacisnęła dłonie na kocu i postarała się, żeby jej rozmówca tego nie zauważył. Było już naprawdę całkiem nieźle. Skutecznie odciągał jej myśli od niej. Suki.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kolejny punkt dla krukonów powinien zostać przydzielony za dedukcję panny Armstrong, gdyby tylko Max potrafił dobrać się do jej myśli. Był pojebany, zagubiony i przede wszystkim nie radził sobie z sytuacjami, które w tym roku spotykały go na każdym kroku. Ale nie miał zamiaru siedzieć bezczynnie i się użalać, więc powoli kroczył do przodu. Jak zawsze, wbrew wszystkim i wbrew samemu sobie. - Żartuję, po prostu ostatnio zaczął się jakoś za mocno interesować naszymi relacjami i próbował wycisnąć ze mnie cokolwiek. - Przyznał śmiejąc się lekko bo sama myśl o tym, że Arleigh pracowałaby dla Schuestera wydawała mu się jakaś niedorzeczna. -No i tu Cię zdziwię, bo mimo że bym tam prawie pewnie pasował, to rozważali moją kruczą przynależność. - Wepchnął sobie toffi to gęby i zaczął żuć, rozmyślając o tym, czy Tiara zawsze oby na pewno ma rację. Oceniać dzieciaki w tak młodym wieku to z perspektywy Maxa nieco za wcześnie, a wmawianie im od małego, że są mądrzy, odważni, przyjacielscy, czy źli mogło skończyć się naprawdę średnio. Odruchowo rozejrzał się po zniszczonych ścianach, czytając niektóre napisy, które wyrażały opinię na temat ludzi, czy domów. Westchnął do siebie dając jakby upust temu, co kłębiło się w jego głowie, a było tego naprawdę sporo. -Dormitorium piękne i nieprzyjazne dla innych jak zawsze. - Cieszył się, że mógł już wrócić do swojego łóżka w lochach. Mimo, że u puszków nie był traktowany źle, brakowało mu tego klimaciku spania pod jeziorem. -Ja tam nie wiem, w politykę się nie mieszam, to nie na moje nerwy. - Przyznał szczerze, wzruszając ramionami, bo te wszystkie przepychanki zdecydowanie nie były dla niego. Nie miał problemu z tym, że dziewczyna postanowiła rzucić wszelkie konwenanse w kąt i po prostu zacząć wydłubywać sobie jedzonko z zębów. Zamiast tego przykleił się do Ognistej pragnąc znów poczuć falę ciepła rozlewającą się po jego organizmie.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Ostatnio zmieniony przez Maximilian Felix Solberg dnia Pon Lis 23 2020, 17:01, w całości zmieniany 1 raz
Pan Solberg w Ravenclawie - ta myśl z jednej strony wydała się jej absurdalna, z drugiej zaś strony przypomniała, jak wcześnie dokonuje się w pięknej, hogwarckiej tradycji, podziałów wśród młodzieży. Sama nigdy nie odczuwała jakiejś silnej niechęci wobec uczniów czy studentów innych domów. Oczywiście, na meczach czy podczas innych okazji sprzyjających konkurencji padło z jej ust sporo gorzkich słów pod adresem tych czy tamtych, jednak w głębi serca traktowała szkołę jako wspólnotę. Zacisnęła mocno usta, kiedy Maksio stwierdził, że to nie na jego nerwy. - Właśnie przez takie podejście młode czarownice i czarodzieje są tu, gdzie są, czyli w dupie. - Odpowiedziała tylko i wzięła od niego butelkę, kiedy sam skończył pić. Czy zdążę wytrzeźwieć przed Runami? Najwyżej nie pójdę. Wzięła kilka płytkich łyków i sięgnęła do maksioworka po ostatnie duże opakowanie, jakie wyczuła ręką - kultowe fasolki wszystkich smaków. - Bo widzisz. - Zaczęła, otwierając wieczko z zawziętością godną kota zamęczającego mysz. - My jesteśmy jak te fasolki. - Wyciągnęła jasnozieloną i ostrożnie umieściła ją w ustach. Na szczęście była o smaku awokado, chociaż spodziewała się limonkowej. - Wszyscy różni i pojedynczo naprawdę... No, różni. - Postukała palcem w opakowanie tuż przed nosem ślizgona. - Zamknięci w tej samej paczce, stłoczeni, tak de facto to nieistotni. Ale, razem... - Potrząsnęła kartonikiem, tak, że fasolki zagrzechotały zgodnie. - ...gdyby ktoś zjadł wszystkie na raz, to po prostu by się porzygał. I tak samo jest z młodymi. Nic nie robią. Trzymają się osobno. A ta idiotka w Londynie chce nas wszystkich ujawnić. A my co robimy? Kłócimy się, napierdalamy się ze sobą, bo jesteśmy w innych domach, bo tiara tak zdecydowała. To nas nigdzie nie doprowadzi. - Cieszyła się, że mogła zająć myśli czymś innym, niż wyprawą Brooks, a policzki aż jej się zaróżowiły. Jeżeli coś mogło jej w tej chwili pomóc, to poczucie wspólnotowości, celu i przydatności, coś, czego silnie potrzebowała, a teraz, po flaszce ognistej i zagryzce ze słodyczy rozwiązanie to wydawało się wyjątkowo banalne i logiczne. - Musimy coś robić, Maksio. Bo inni zrobią coś za nas. W tej szkole kiedyś walczono ze złem, o przyszłość naszego świata. A teraz co robimy? Łapiemy kurwa chochliki. - Aż złapała go za rękę, wyczuwając, że wchodzi na jakieś wyższe, ambitniejsze poziomy myślenia i mówienia. Czy ja już się nawaliłam, czy na serio tak myślę? Wiedziała, co powiedziałaby matka - że bezczynność nie przystoi, czy cośtam. Może faktycznie tego potrzebowała? Ktoś musiał kopnąć ją w dupę, pokazać, że ludzie są zmienni, raz są, a raz ich nie ma, że kłamią, zwodzą, nie można na nich polegać? Zawsze czuła, że na wielki świat, odważne decyzje i jasne deklaracje będzie jeszcze czas, ale może ten czas był właśnie teraz?
ZADANIE DLA KC /DEZAPROBATA/ - 1/4
Ostatnio zmieniony przez Arleigh Armstrong dnia Pon Gru 07 2020, 17:05, w całości zmieniany 1 raz
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Solberg z kolei za bardzo wspólnoty tutaj nie widział. Podziały królowały wszędzie i chociaż sam nie widział w tym zbytnio sensu, przyzwyczaił się do takiej, a nie innej rzeczywistości. Westchnął ciężko słysząc pierwsze słowa Arl, bo dostał dość mocnych flashbacków z rozmowy, którą przeprowadził w zeszłym roku szkolnym z jakimś zgorzkniałym typem w barze. Zastanawiał się, czy znowu usłyszy podobne rzeczy, ale postanowił poczekać, co dziewczyna ma mu do powiedzenia nim ostatecznie zacznie się sprzeciwiać temu ogółowi. Musiał przyznać, że analogia do pudełka fasolek była niezwykle trafna. Nieważne jak bardzo się od siebie różnili, wszyscy siedzieli w tym samym szambie i próbowali jakoś w nim egzystować. Trafne porównanie nie było jednak wystarczające, by Solberg wziął proporczyk i zaczął aktywnie działać na rzecz tej, czy innej partii politycznej. -Dobra, rozumiem co masz na myśli, ale to nic nie zmienia. Kiedyś tu walczono, bo była taka potrzeba. Jakby jakiś chujożerca przyszedł i zaczął napierdalać w nas zaklęciami też bym się odwdzięczył. - Zaczął zgodnie ze swoim sumieniem. -Po co mam brać udział w wojnie, która jeszcze nie istnieje. Kłótnie o stołki gówno mnie obchodzą i powiem Ci, że nieważne która partia dojdzie do władzy i tak mamy przejebane. A osoby półkrwi, takie jak ja, nie są nigdzie za bardzo brane pod uwagę. - Na pusty żołądek Ognista zdecydowanie szybciej wchodziła i tylko przez to dał się w tę dyskusję wplątać. -Wszyscy biją się o to, czy wielbić czystą krew, czy tępić mugoli. A co z nami? Z ludźmi, którzy nie pasują do żadnego z tych modeli? Mają w nas wyjebane, więc ja mam wyjebane w nich. - Zakończył swoją tyradę dość mocnym przyssaniem się do butelki z alkoholem, w której już praktycznie nic nie zostało.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Już po raz kolejny wydęła usta, słuchając Solberga. Był typem, który doskonale znała. Zbyt zniechęcony wobec wielkiego świata, wzgardzony przez wielki świat. Doskonale go rozumiała, bo sama by się tak czuła, gdyby nie matka, która wpajała jej przez całe życie aktywną postawę obywatelską. A jednak, rozumiała ślizgona, jak gdyby wyrażał jej własne myśli. - Chujowośc naszej sytuacji polega na tym, że jeżeli my nie wstąpimy do Ministerstwa, to prędzej, czy później, Ministerstwo wstąpi do nas. - Stwierdziła ponuro i odnotowała w pamięci, żeby nie zamęczać więcej Maksia polityką, a przynajmniej nie bez dobrego powodu. - Ale fakt, my, półkrwiaki, zawsze mieliśmy przesrane. Sam Wiesz Kto, Potter, Mcgonagall... - Zacięła się na chwilę, nie mogąc przypomnieć sobie kolejnej istotnej postaci. - No, w każdym razie, mugolaki kłócą się z czyściochami, a kto zbiera bęcki i zapierdala? My, klasa kurwa średnia. - Uśmiechnęła się do własnego porównania i wyrwała Maksiowi butelkę, tym samym ostatecznie pozbawiając ich alkoholu. Położyła się na plecach i oparła głowę na Maksiowych kolanach, intensywnie wpatrując się przez chwilę w sufit. Ciągle robiło się jaśniej i jaśniej, a może to od ognistej jej wzrok tak się wyostrzył? Miała ochotę na coś głupiego, na coś, co jeszcze dalej odciągnie jej myśli od Brooks, na coś, czego będzie potem żałowała. Ale nie wiedziała jeszcze, na co konkretnie. - Odpierdolmy coś. - Stwierdziła po prostu i uniosła wzrok, wbijając stalowe tęczówki w zielonkawe oczka ślizgona. - Jesteś Solbergiem, zaproponuj coś, nie wiem, kurwa, straćmy punkty. Albo godność. Może lepiej godność. - Wyszczerzyła się i stuknęła go palcem w nos. Chciało jej się palić, ale fajki zostawiła przy łóżku, a magibluntów nie miała w rękach już od jakiegoś czasu.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Arl miała rację. Polityka rządziła się takimi prawami i z tej pozycji nie mogli zbyt wiele zrobić. Albo próbowali coś zmienić i się tam pchać, ale trzeba było się dostosować do tego, co zostanie im narzucone i to był problem z każdej strony. A przynajmniej dla Solberga. -Sama widzisz. Nie pasujemy nigdzie i nikt nie zwraca uwagi na to, co mamy do powiedzenia. Z jednej strony usłyszysz "zamknij się nie jesteś prawdziwym czarodziejem", a z drugiej dojebią Ci, że jesteś pojebanym czarodziejem, który nie ma prawa wiedzieć czegoś o świecie mugoli, bo latasz z patyczkiem i gardzisz światem, który oferuje Ci nauka. - Przyłożył dłoń do skroni, bo cała ta dyskusja zaczęła przyprawiać go o migrenę. Ostatnio dość często miał z nimi do czynienia i powoli miał tego dosyć. -Ja już nie mam co tracić, ale... - Sięgnął do torby, po czym wyjął malutki flakonik. -Jeśli chcesz się nieco rozluźnić i poprawić sobie humor to polecam. Nic wielkiego, tylko eliksirek euforii. Ale jak chcesz dotrzeć trzeźwa na runy to nie bierz całego flakonika od razu. - Dał dziewczynie krótką instrukcję, po czym zamknął w jej dłoni naczynko z eliksirem, a gdy po Ognistej nie było już śladu zebrali swoje manatki i opuścili wieżę, jakby nigdy nic się tutaj nie wydarzyło.
//zt x2
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mulan Huang
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, zmieniający kolor poruszający się tatuaż chińskiego smoka na niemal całe plecy, runa jera na lewym boku na wysokości żeber, ślad po zaklęciu Agere na prawym przedramieniu, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Powszechnie znany wszystkim był fakt, że Mulan podobnie jak brat zafascynowana była magizoologią, która stanowiła chyba jej największą pasję. Nic więc dziwnego, że swój czas poświęcała poszerzaniu swojej wiedzy w tym zakresie. Zwłaszcza jeśli przy okazji mogła jeszcze nawiązać kontakt z językiem chińskim, którego nie chciała zaniedbać. Robiło się coraz cieplej dlatego też postanowiła, że zaszyje się na błoniach, aby tam zająć się lekturą nowej książki poświęconym fantastycznym zwierzętom, na które można było natrafić w Azji, zwłaszcza na jej południowo-wschodnich krańcach. Większość ludzi zdawała sobie sprawę głównie z istnienia takich stworzeń jak Zouwu czy Kappa, które były niezwykle popularne. Głównie za sprawą tego, że zostały one opisane w książce Newta Skamandera, którą czytała tak wiele razy. Tym razem jednak skupiała się na mniej popularnych gatunkach, które były natywne dla takich miejsc jak chociażby tak bliskie jej sercu Chiny. Rozsiadła się na błoniach, przewracając kolejne strony zapisane mniej lub bardziej skomplikowanymi znakami Hanzi. Całe szczęście, że w nawiasach podane były łacińskie nazwy nadane wielu stworzeniom dzięki czemu później mogłaby odszukać jak dokładnie brzmią one w języku angielskim. Chwilowo jednak wystarczało jej jedynie to, że potrafiła rozpoznać dane zwierzę na podstawie jego wyglądu. Przyglądała się uważnie szczegółowym ilustracjom zamieszczonym w książce oraz żywym fotografiom, które wykonane były w magicznym rezerwacie. Najbardziej jednak ciekawiły ją nie tyle opisy charakterystycznych cech fizycznych danych zwierząt i bardziej szczegółowe specyfikacje związane z ich rozmiarami czy wagą, a raczej opisy ich zachowań. Chciała poznać bliżej zwyczaje tych zwierząt i dowiedzieć się przede wszystkim o tym w jaki sposób żyją oraz jaką mają dietę. Zaczytywała się w podobne informacje z żywym zaciekawieniem. Jej oczy podążały za każdym wytłoczonym ciemnym tuszem na miękkim papierze znakiem, chłonąc kolejne słowa, które w jej głowie przetwarzały się na konkretne wiadomości. Interesujące także były dla niej wspomnienia o tym jakie magiczne właściwości oraz zdolności mogły mieć poszczególne stworzenia, na które niestety często polowano w celach pozyskania składników, z których wykonywano nie tylko wszelkiego rodzaju eliksiry i maści, ale także talizmany. Mulan nie miała zamiaru omijać żadnego z kartek swojej lektury, która pochłonęła ją całkowicie. Nie omijała nawet sekcji poświęconych zwierzętom, które już wcześniej znała, uznając, że zawsze może dowiedzieć się o nich czegoś więcej i poszerzyć już posiadaną wiedzę. I faktycznie udało jej się doczytać nieco więcej o zwyczajach godowych chińskich ogniomiotów oraz dowiedzieć się paru ciekawych rzeczy na temat rozwoju małego smoka w jaju jeszcze przed wykluciem, co wiadome było dzięki szczegółowym badaniom prowadzonym w regionie Guangdong, w którym szczegółowo nadzorowano wzrost tych majestatycznych stworzeń w nadziei na zwiększenie ich liczebności. W końcu jednak poczuła jak zaczęło jej się robić niezwykle zimno i postanowiła, że chyba najwyższa pora wrócić do zamku i być może podprowadzić coś z kuchni, aby się rozgrzać. Tam mogła też w nieco bardziej komfortowych warunkach kontynuować lekturę.
z|t
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Okazuje się, że jesienią wiele rzeczy kręci się wokół przyjezdnych. Profesor Bennett oznajmiła, że uczniowie z zagranicy mogą czuć się tu niewystarczająco swojsko i na dodatek jest wszędzie za mało miejsca... I oto znowu zostajecie rozesłani po całym zamku z kilkoma zadaniami do zrobienia. Możecie iść powiększać jakąś salę i powielać ławki dla uczniów, bądź inne miejsce - Ursulla zwraca szczególną uwagę na tłok w toaletach. Jeśli wybieracie tę opcję możecie rzucić kostką k100, by sprawdzić o ile procent udało wam się powiększyć dane pomieszczenie. Za wynik powyżej 75 macie dodatkowe 10 punktów dla waszego domu. Możecie do wyniku dodać wszystkie punkty z transmutacji. Oprócz tego macie sprawić by któryś pokój czy inna sala kojarzyła im się bardziej z domem. Dodajcie coś południowoamerykańskiego bądź z dalekiego wschodu i dodajcie lekkie kostki, które wypiszecie poniżej i zostaną wstawione do opisu lokacji aż do końca roku. Za kostki dostaniecie dodatkowe 10 punktów dla waszego domu. Wybierzcie zadanie i wyruszajcie do dzieła!
Zawsze wierzył, że przyciąga do siebie szczęście, więc i losując karteczkę z przydzielonym mu do poprawek miejscem był pewien, że wyniknie z tego coś dobrego, nawet jeśli nie wiedział jeszcze nic o tajemniczym Norwoodzie, któremu trafiło się to samo zadanie. Humor zresztą dopisywał mu hojnie, bo i po ponownym zdobyciu muzogramu samotność nie przeszkadzała mu aż tak bardzo, gdy każdy krok zdawał mu się przyjemniejszy, podczas przemierzania Hogwarckich korytarzy z muzyką dyktującą mu tempo marszu. I choć on sam był pewny swojego szczęścia, to sam Jamie musiał dziś mieć tego pecha, że los podsuwał Riverowi same powolniejsze piosenki Amortentii West, przez które nieznacznie ale jednak, spóźnił się na ustalone odgórnie spotkanie. - Jamie, prawda? Dzięki, że na mnie poczekałeś. Jestem super wdzięczny za Twoją cierpliwość - zagadnął zamiast powitania, uśmiechając się od razu szeroko, nawet jeśli od pokonanej ilości schodów zdążyła złapać go drobna zadyszka. - Mam nadzieję, że jesteś dobry w transmutację, bo ja to tak bardziej ogarniam w estetykę, niż takie dzikie bajery jak powiększanie całego pomieszczenia - pociągnął od razu dalej, zawieszając "słuchawki" muzogramu na łańcuszku z glinianych perełek, lubiąc wciąż mieć przy sobie to ciche melodyjne granie w tle. Zmierzył chłopaka ciekawskim spojrzeniem, gdy wymijał go, by przysiąść na ziemi pod środkowym oknem, chcąc złapać dla siebie jak najwięcej światła, od razu zaczynając grzebać w zagraconej torbie, by wyciągnąć z niej ołówek i notes po zbyt wielu przejściach. - Chyba zdążyłeś się już rozejrzeć, to może masz już jakieś pomysły? - podpytał wstępnie, samemu dopiero teraz omiatając pomieszczenie większą uwagą podekscytowanego mimowolnie spojrzenia. - ...Chociaż nie ma tu zbyt wiele do oglądania. Dostało nam się prawdziwe białe płótno.
Zadanie z kółka nie było teoretycznie czymś obowiązkowym, ale tak się złożyło, że raz przypadkiem Jamie wspomniał, że może coś zrobić i nim się zorientował, miał wręczoną kartkę z instrukcją, co powinni zrobić. On i jakiś Coon, River Coon. Nie znał chłopaka, a nazwisko poza tym, że kojarzyło się z rasą kotów, które lubił, nie mówiło mu nic. Na jego nieszczęście z pewnością Gryfon nie miał wiele wspólnego z maine coonami. Czekał na niego w izbie na szczycie bocznej wieży, gdzie właściwie nie było niczego i nie rozumiał, dlaczego mieli akurat to miejsce ozdabiać tak, aby przyjezdni czuli się, jak u siebie. To było bezsensowne działanie, zdaniem Jamiego, a to z kolei powodowało wzrost irytacji u chłopaka, który zaciskał dłonie w pięści, nim nagle drzwi do izby się otwarły i do środka wszedł, Coon-Nie-Maine-Coon. - Cierpliwości nie mam i nie czekałem na ciebie, a zastanawiałem się, jak powiedzieć, że to zadanie nie ma sensu - odpowiedział ostro chłopakowi, spoglądając na niego w dół, gdy tylko Gryfon zbliżył się nieznacznie, szybko tracąc jednak nim zainteresowanie, choć słowa chłopaka rozbijały się w jego głowie, zmuszając do bycia, choć odrobinę szczerym. Westchnął poirytowany, przeciągając dłonią po włosach, szarpiąc za nie nieznacznie. - Nie jestem dobry z transmutacji - odpowiedział krótko, zaraz spoglądając na Rivera z wyraźnym rozdrażnieniem. - Powiedz mi zresztą, co tu chcesz transmutować? Nic tu nie ma, a ma być właściwie co? Przytulne gniazdko dla przyjezdnych? Może od razu damy kilka poduszek ze wzorem azteckim i namalujemy na ścianie kwitnące wiśnie? - wycedził, zaraz zamykając oczy, które ucisnął nieznacznie palcami, gdy tylko zdał sobie sprawę, że jeszcze trochę, a straci nad sobą panowanie, a tego zdecydowanie nie chciał. Nie potrzebował szarpać się z nieznajomym. - Jeśli masz jakieś pomysły, to słucham. Spróbuję jakoś pomóc - dodał, siląc się na spokojny ton.
Skrzywił się mimowolnie, nie lubiąc zakładać, że cokolwiek miałoby być bezsensowne, jeśli chociaż nie spróbował sprawić, by nabrało sensu. Milczał jednak, potrzebując jeszcze chwili obserwacji do wyciągnięcia wniosku co motywowało u Ślizgona tak aroganckie i pełne bezcelowości myślenie, więc i śledził go czujnie lisio zmrużonym spojrzeniem, czekając tylko na opuszczenie gardy. Szybko jednak miał okazję uśmiechnąć się mimowolnie przy dostrzeżonej irytacji, a nawet miał już gotową odpowiedź na gradobicie retorycznych pytań, a jednak zupełnie dał zaskoczyć się nagłą gotowością do pomocy i spokojowi, który na moment wybił mu brwi ku górze. - A co Ty taki humorzasty? - zapytał wprost, zbyt ciekawy jaki efekt wywoła, by sobie teraz opuścić, więc i szybko uśmiechnął się szerzej, łapiąc notatnik, by z nim pod pachą stanąć znów na nogi. - Nafukałeś się czegoś? - strzelił ciekawsko, przechylając głowę nieco w bok, gdy podchodził bliżej, by lepiej zerknąć w jasne oczy, po których najłatwiej było mu poznać odurzenie narkotykowe. - Zostało Ci coś jeszcze? - dopytał na granicy śmiechu i powagi, błyskając pełnym ekscytacji spojrzeniem w Norwoodowe oczy. - Cokolwiek wziąłeś, to pomysły masz po tym całkiem dobre. Nie wiem tylko czy brak empatii jest efektem ubocznym, czy jednak to wynik bycia uprzywilejowanym białym heteroseksualnym mężczyzną.
Ekscytacja w oczach gryfona wywołana rozmową ze ślizgonem została zagrożona, gdy @River A. Coon poczuł okropny ból w okolicach swojego krocza. Ból wywołany został formującą się tam naroślą, która dzięki szczęśliwemu trafu zaczęła tworzyć się z rzadko występującym opóźnieniem. Niestety, ostatnie hulanki nastolatka zaczęły dawać o sobie znać w postaci nieprzyjemnej i zdecydowanie bardzo zaraźliwej Nitini, która w tej chwili wchodziła w najmniej przyjemną fazę. Objawy w końcu miały stać się widoczne i już niedługo oprócz bólu i narośli miał pojawić się również wielce nieprzyjemny, acz szalenie charakterystyczny zapach.
//Rivuś niestety, ale dostałeś wenerkę. Żeby ją wyleczyć potrzebujesz dwóch jednopostówek, wrzuconych w odstępie przynajmniej tygodnia, gdzie pod opieką profesjonalnego uzdrowiciela, radzisz sobie ze wstydliwą przypadłością. Posty tradycyjnie min. 3k znaków i z oznaczeniem @Maximilian Felix Solberg
Jamie spojrzał wprost na drugiego chłopaka, czując, jak gniew na nowo zaczyna w nim buzować. Mało kto potrafił go od razu zirytować, doprowadzając do granicy i do tej pory nie spodziewał się, aby ktoś zupełnie obcy potrafił to osiągnąć w czasie godnym Carly. A jednak musiał przyznać, że Gryfon był utalentowany w irytowaniu, czy raczej zwiększaniu i tak tlącej się złości. - Humorzasty? Skoro tak nazywasz próby zachowania spokoju, niech będzie - powiedział chłodno, a jego jasne oczy nie przejawiały niczego poza złością. Dłoń nieznacznie mu drżała, kiedy powstrzymywał się, przed sięgnięciem po różdżkę, aby dać upust własnej irytacji. Zaraz jednak prychnął, spoglądając w dół z chłodnym rozbawieniem w spojrzeniu. - Jeśli twoje zdanie determinuje twoja orientacja, to czekam na pomysły, ciekaw twojej empatii - powiedział prosto, zaraz krzywiąc się nieznacznie, jakby zamierzał warknąć, niczym pies. - Skoro przyjechali na wymianę, to znaczy, że sami się zgłosili. W takim razie, dlaczego mamy się starać i tworzyć miejsca w zamku, aby oni czuli się jak w domu, zamiast umożliwić im zobaczenie Hogwartu takim, jaki jest? To, czego nie lubię to kłamstwo, a nasze zadanie widzę dokładnie w takich kategoriach - wyjaśnił swoje zdanie, nim ostatecznie zacisnął palce na różdżce, starając się wyczarować kilka większych poduszek w rogu izby, na których można byłoby z przyjemnością usiąść, zapadając się w nie. To, że nie uważał zadania za konieczne, czy mające większy sens, nie oznaczało, że nie zamierzał przyłożyć się do niego.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Instynktownie uniósł podbródek wyżej, jakby pewnością siebie naprawdę mógł nadrobić różnicę w ich wzroście i faktycznie uśmiechał się przy tym z takim zadowoleniem, że trudno było wątpić, że wynosi z tej sprzeczki zbyt dużo przyjemności. - To nie jest standardowa wymiana, niektórzy nie mieli zbyt dużego wyboru - zaprotestował, ściągając brwi jakby głębokość zmarszczki między nimi była równoznaczna z siłą użytego argumentu. - Zresztą JA przeniosłem się z własnej woli, a i tak bardzo doceniłbym, jakbym, nie wiem, mógł chociaż wypić prawdziwe włoskie espresso zamiast tej hogwarckiej lury - wyrzucił z siebie, gestykulując żywo dłońmi w typowo południowoeuropejskiej ekspresji. - To, że w kilku miejscach na chwilę pojawią się jakieś zmiany, to nie zmienia faktu, że to wciąż Hogwa-ghh... - urwał, początkowo mając wrażenie, że złapał go jedynie silniejszy skurcz, a jednak już zaraz nie mógł powstrzymać się od zgięcia się pod gwałtowniejszym szarpnięciem piekącego bólu. - Co ty mi... - zaczął, ale urwał znów, czując, że dławi się na granicy zduszenia w sobie przepełnionego ogniem jęku. - Co. Ty. Mi. Kurwa. Robisz? - wydusił w końcu z siebie serią krótkich oddechów, czując jak z bólu zalewa go fala gorąca, ale i tak osuwając się po ścianie na ziemię nie spuszczał ze Ślizgona wzroku, otępiałym z wysiłku umysłem próbując zrozumieć czym ten go tak osłabił. - Przestań już - jęknął ponaglająco, coraz wyraźniej czując jak jeszcze przez chwilą rozchodzący się po połowie ciała ból zaczyna pulsować w zdecydowanie zbyt prywatnym do podzielenia się tą anegdotą miejscu.
- Ma mi być żal, że ktoś może tęsknić za domem? Jeśli nie odpowiada ci kawa w zamku, możesz napić się jej w kawiarni, albo zrobić ją sam. Nic z tego do mnie nie przemawia. Dziś upiększamy nieużywane pomieszczenia, a jutro będziemy starać się rozmawiać z nimi w ich językach, żeby nie czuli się wyobcowani? Wybacz, żaden ze mnie altruista i przestań jęczeć. Łazienki są dalej, jak musisz to biegnij - mówił twardo, rzucając kolejne zaklęcia, dzięki którym pojawiało się więcej azteckich wzorów wokół nich, starając się nie patrzeć na chłopaka, choć ten stał tuż przed nim, reagując dopiero, gdy usłyszał jego jęk. W pierwszej chwili naprawdę myślał, że Gryfon ma problem z jelitami, zaraz jednak zmarszczył brwi, dostrzegając, jak ten osuwa się po ścianie. Coś było nie w porządku i nie wiedział, gdzie szukać przyczyny jego zachowania. No, może w głupocie, jaką nagle się wykazał, prosząc, aby to on przestał cokolwiek robić. - Gdybym próbował zrobić ci krzywdę, nie bawiłbym się w jakieś tanie sztuczki. To, że jestem Ślizgonem, nie znaczy, że czekam na okazję, aby zadać ból durnym Gryfonom - warknął na chłopaka, kucając zaraz przy nim, wpatrując się w niego z wyraźnym rozdrażnieniem. Tylko tego brakowało, żeby dali mu kogoś chorego, albo w inny sposób słabego do współpracy. - Jeśli jesteś na coś chory, powinieneś być albo w Skrzydle Szpitalnym, albo w łóżku. Co ci jest? - warknął, sięgając do twarzy chłopaka, unosząc ją nieznacznie, aby na niego spojrzał, próbując dostrzec cokolwiek więcej w jego twarzy, jakieś sygnały o potencjalnym zatruciu, ale niczego takiego nie widział, więc w końcu puścił go, czekając na wyjaśnienia, zapominając w jednej chwili o tym, co mieli zrobić z izby. Zupełnie, jakby naprawdę azteckie, czy inne wzory mogły być ważniejsze od wkurwiającego już Rivera.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
River A. Coon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 174
C. szczególne : Ruchome tatuaże, drobna przerwa między lewą jedynką a dwójką, melodyjny głos, lekko włoskie zaciąganie, zapach (figa, cytryna, czarna porzeczka, cedr)
Nawet w otumaniającym go bólu musiał zerknąć na Norwooda w powątpiewaniu, będąc całkiem pewny tego, że właśnie tak powiedziałby każdy bawiący się w jakieś tanie sztuczki Ślizgon. Nie odezwał się jednak, bojąc się jak słabo mógłby teraz zabrzmieć, zamiast tego oddychając głęboko i spokojnie, by skupić się na tym, że faktycznie gwałtownie łapiący go ból schodzi z niego powolnie, nawet jeśli przy okazji koncentrował się w miejscu, na które nie mógł teraz swobodnie zerknąć. - Nosz kurwa, jakbym wiedział, to bym się nie pokładał po ziemi w panice, tylko... - urwał, pomrukiem chcąc zatuszować fakt, że z piersi próbował wyrwać mu się kolejny jęk bólu przy mocniejszym spięciu. - Okej, okej, cokolwiek to jest, to już przechodzi - skłamał częściowo, by nieco to sobie wmówić, biorąc głębszy wdech dla oczyszczenia myśli. - Ja- Chwilkę tu sobie posiedzę i możemy ustalić... coś. Na przykład, em... - urwał, pstrykając palcami w próbie koncentracji podczas kolejnego, ale faktycznie mniej już bolesnego ściągnięcia bólu. - Mogę narysować jakiś wzór, który machniemy na okna jako witraże. Jakiś wschodni, a całą resztę udekorujemy w jakieś meksykańskie mozaiki... oczywiście wzór, nie takie prawdziwe, bo to by zajęło za dużo czasu, by tak każdy kawałek transmutować oddzielnie - rozgadał się, próbując odciągnąć swoje myśli od bólu, więc pospiesznie wyciągając już z torby notes, by zacząć kreślić łatwe do skopiowania linie układające się w kwitnące drzewo wiśni. - Em, weź trochę mnie porozpraszaj - poprosił nieco łagodniej, bo i z większą pokorą, czując przez to na policzkach drobne szczypanie wstydu, dlatego też nawet nie podniósł na chłopaka spojrzenia znad kreślonych w notesie linii. - Opowiedz mi na przykład... Jak według Ciebie wyglądałby perfekcyjny dzień?
Jamie wpatrywał się w chłopaka z coraz większą irytacją w spojrzeniu. Nienawidził słabości, a to, co widział w tym momencie, dokładnie wpisywało się w znaczenie tego słowa. Złość, irytacja, przeplatały się z niechęcią i znudzeniem. Jednak nie mógł go tak po prostu zostawić w izbie, bo jeszcze rzeczywiście zacząłby twierdzić, że to on był odpowiedzialny za jego stan, a nie było wiadome, co mu dolega. Zacisnął jedynie zęby, próbując nie parsknąć śmiechem, gdy widział, jak River próbuje uporać się z bólem. Przynajmniej to działało na jego korzyść - zamiast zacząć płakać, jak jakiś dzieciak, starał się dokończyć to, co zaczął. To, czy później pójdzie do uzdrowiciela, albo nie, nie interesowało już Jamiego. Chciał mieć za sobą strojenie izby, aby móc wrócić do swoich zajęć, z dala od irytujących młodziaków. - To rysuj, a ja będę na bieżąco próbował nanosić wzory na ściany. Szybciej skończymy, to szybciej będziesz mógł wrócić do swojego dormitorium, domu, czy gdzie tam śpisz - mruknął, podchodząc na tyle blisko, żeby widzieć, co też Gryfon zaczął rysować w notesie. Odczekał chwilę, nim zaczął tworzyć podobne wzory na ścianie, mając wrażenie, że zdecydowanie mogłoby to wyglądać lepiej, gdyby skupiał się bardziej na zajęciach z transmutacji. - Jasne, jeszcze może na randkę pójdziemy - prychnął, kręcąc głową, gdy usłyszał prośbę o porozpraszanie go, przypominając sobie w jednej chwili, jak podobne słowa wypowiedziała Brooks, z którą skończył na niezobowiązującej randce. Zaśmiał się krótko, kręcąc głową, ale zaraz spojrzał uważniej w stronę Gryfona, dochodząc do wniosku, że być może rozmowa nie była zła, jeśli dzięki temu mogliby szybciej skończyć zadanie. Niestety nie należał do szczególnie rozmownych osób, nie był duszą towarzystwa, więc podejrzewał, że szybciej Coon powie, aby już milczał, niż zechce słuchać więcej. - Idealny dzień… Bez marudzenia siostry, najlepiej gdzieś pośród pól z psami - odpowiedział w końcu, o wiele spokojniejszym tonem, uśmiechając się nieznacznie. Przestał spoglądać krzywo na Gryfona, przenosząc wzory z jego notesu na ścianę, tworząc powoli obraz kwitnącego drzewa wiśni. - Może trochę nudny, ale… Idealny.
Skoro dzień był trochę nudny, miało się to zmienić, a w Hogwarcie tylko jedna istota, jak nikt inny potrafiła dostarczyć wrażeń wszelakich. Podczas, gdy prowadziliście sobie rozmowę, bezcielesny cień krążył w pobliżu wieży, by w końcu dać o sobie znać charakterystycznym chichotem. -A kogo my tu mamy? Makaron i księciunio... - Drwiące przywitanie dobiegło waszych uszu. -Nieładnie tak rysować po ścianach, przystojniaczki. - Irytek szczerzył się do was złowieszczo, a znając poltergeista mogliście wiedzieć, że zaraz odwali coś, co skutecznie popsuje waszą miłą pogawędkę i zakłóci spokój. -Poczekajcie, pomogę wam! - Nie wiadomo kiedy i skąd, duszek wytrzasnął wielki pojemnik pełen farby, który już leciał w waszą stronę.
Jamie:
Rzuć k6:
1,2 - Farba obryzguje Cię całego, ale na szczęście uniknąłeś zderzenia z twardym pojemnikiem. 3,4 - Masz zbyt wolny refleks, dostajesz z całej siły pojemnikiem z farbą. Co prawda jesteś cały kolorowy i masz kilka potężnych siniaków, ale żyjesz! 5,6 - Udaje Ci się uniknąć farby
/M.F.S.
______________________
Ostatnio zmieniony przez Mistrz Gry dnia Pon Lis 13 2023, 13:49, w całości zmieniany 1 raz
Księciunio. Kolejne określenie, które mógł dołożyć do listy mających go zirytować a brzmiących tak beznadziejnie, że nie przywiązywał do tego wagi. Jednak czym innym była sama obecność Irytka w miejscu, gdzie próbowali wypełnić powierzone wszystkim zadanie. Zdążył jedynie odwrócić się w stronę poltergeista, gdy ten nagle cisnął w ich stronę puszką farby. Skąd ją wziął?! Ślizgon zrobił unik, jednak nie na tyle, żeby nie zostać skąpanym cały w farbie. Otarł jedynie twarz, aby wbić lodowate spojrzenie w Irytka, zastanawiając się nad sposobem zabicia czegoś, co i tak nie było żywe. Najchętniej zamieniłby go w kamień i roztrzaskał na pył, co również nie było możliwe. - Zajebisty kawał Irytku. Jestem pewien, że Krwawy Baron również się uśmieje, kiedy dowie się, że próbowałeś namalować jego karykaturę, a powstrzymywany obryzgałeś podopiecznego jego domu farbą - powiedział powoli, chlodno, wpatrując się w poltergeista, jakby chciał zapytać, co teraz zrobi.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Irytek nie bez powodu miał takie a nie inne imię, uwielbiał działać innym na nerwy i utrudniać życie wszystkim wkoło. Dzisiaj akurat padło na tę dwójkę i nic nie mogli na to poradzić. Przynajmniej z pozoru, bo widać Jamie nauczył się przez te lata, co działa na duszka i swoją odpowiedzią trafił idealnie w punkt. Choć wcześniej to on został trafiony kubłem farby. -I po co te nerwy. Żałosny studencik, nawet zabawić się nie umie. Nic dziwnego, że przy Tobie nawet Marta przestaje jęczeć... - Obruszył się, wyraźnie nie chcąc mieć do czynienia z Krwawym Baronem, po czym nucąc jakąś zbereźną piosenkę zniknął za ścianą, szukając nowych ofiar do zabawy.
Podstawowe lekcje przetrwania w Hogwarcie polegały na nauczeniu się, w jaki sposób można dostać się do kuchni, jak obłaskawić pracujące tam skrzaty, jak unikać woźnego wieczorami i jak pozbyć się Irytka. Każdy tak naprawdę robił to na różne sposoby, choć Jamie zaryzykowałby stwierdzenie, że było wiadome, że poltergeist boi się Krwawego Barona. Jeśli ktoś o tym nie wiedział i nie potrafił tego wykorzystać na swoją korzyść, cóż, nie odrobił zadania domowego. - Dziękuję za komplement - mruknął, przewracając oczami, po czym zaczął rzucać na siebie kolejne zaklęcia czyszczące, próbując pozbyć się farby z szat. W końcu mruknął do Gryfona, że wraca do dormitorium, nie dbając o to, czy ściana była wykończona, czy nie. Raczej nikt z przyjezdnych nie zwróci na to uwagi.
z.t.
+
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole