Wpada tu bardzo dużo słońca, a co za tym idzie kafelki tutaj są bardzo nagrzane. Jeśli szukasz odosobnionego miejsca to jest właśnie ono dla Ciebie, jeśli tylko pokonasz sto osiemnaście kamiennych schodków prowadzących do tej izdebki.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Astronomia
Wchodzisz na szczyt wieży, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Jest wieczór. To jedyny egzamin, który odbywa się tak późno. Wybrałeś Astronomię. Dobrze. Stajesz więc na samej górze, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Souhvězdí. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszym zadaniem jest bez użycia mapy nieba rozpoznać jak najwięcej gwiazdozbiorów znajdujących się na widnokręgu. Oczywiście gwiazdozbiory zawierające się w innych też są liczone, więc masz spore pole do popisu. Drugie zadanie dotyczy jest już nieco bardzie skomplikowane, komisja bowiem wybrała noc, w czasie której widać po świcie da się zauważyć Jowisz za pomocą zwykłej lupy. Zadaniem zdającego jest obliczyć odległość od ziemi Jowisza za pomocą znanych mu sposobów oraz podać datę kolejnego pojawienia się tej planty na widnokręgu.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbierstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Udało ci się odnaleźć wielką niedźwiedzice i nic poza tym. Niebo o tej porze roku najwyraźniej sprawiło ci figla. A może po prostu niedokładnie znasz mapę nieba? W każdym bądź razie to zadanie na pewno nie poszło ci dobrze. 2 – Znalazłeś gwiazdę polarną? Taki zuch z ciebie! Parę najbliższych gwiazdozbiorów też znasz, a co z resztą tych sezonowych? Tu już umarł w butach. Rzucasz komisji nazwami, których nie widzisz, ale kojarzysz, ze mogą teraz występować, Jak nie trudno się domyślić to wcale nie pomaga. 3 – Znasz mniej więcej połowę gwiazdozbiorów, które tej decydującej nocy znajdują się na niebie. Fakt, resztę też widzisz, jednak za wszelkie skarby świata nie możesz sobie przypomnieć ich nazw. Pokazujesz je jednak komisji. Miejmy nadzieje, że to cos pomoże. 4 – Poszło ci całkiem nieźle, wymieniłeś większość nazw bez większych problemów, resztę po dłuższym namyśle. Eh, niestety te nazwy to sprawa, której trzeba się wyuczyć. Czujesz, że twoje jąkanie się, nie zrobiło dobrego wrażenia. Najważniejsze jednak, ze wszystko powiedziałeś, nie? 5 – Rozpoznanie gwiazdozbiorów nie sprawiło ci najmniejszego problemu. Z uśmiechem na ustach mówiłeś kolejne nazwy, po czym za pomocą poziomic określałeś ich położenie. Na pewno ci się to opłaci! 6 – Takie egzaminy to bułka z masłem. O każdym z gwiazdozbiorów powiedziałeś nawet parę zdań, przytoczyłeś legendę lub nazwisko człowieka, który określił dany gwiazdozbiór. Niech wiedzą, że masz nietuzinkową wiedzę.
zadanie nr 2:
wynik:
1 – Całkowicie nie wyszły ci obliczenia, ponieważ z góry założyłeś, że znasz tę wartość i do niej układałeś wzór. Co się okazało, twoje wyliczenia były dostosowane do odległości Jowisza od Słońca, przez co nawet stała Planka była nie realna. Wielka szkoda! 2 – Zaczynasz liczyć, zaznaczając różdżką w powietrz charakterystyczne punkty, jednak wynik podajesz w złej jednostce. Co nóż, nawet najlepszym zdarzają się takie błędy. 3 – Masz wrażenie, że wszystko poszło z godnie z planem, jednak tak nie jest. Przybliżyłeś wynik do tak małej liczby, że wynik stracił sens. Ty jednak zadowolony z siebie, tłumaczysz komisji każdy krok. Może przynajmniej za uśmiech zdasz? 4 – Pogmatwałeś się w obliczenia, jednak wynik wyszedł dobry. Nietypowy sposób nie zawsze oznacza najprostszy, zapamiętaj to na przyszłość. 5 – Obliczyłeś odległość ze wzoru bez większych problemów, prawie jak robot, których oczywiście czarodzieje nie znają. Nie zmienia to faktu, ze komisja jak najbardziej przychylnie patrzy na twoje wyliczenia. 6 – To było tak proste, że gdy skończyłeś wyliczenia, zacząłeś opowiadać historie jak starożytni wpadli na wyliczanie tak dalekich odległości i od kiedy używa się jednostki astronomicznej do ich określania. Brawa dla ciebie!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astrologia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Zazwyczaj nie lubiła wchodzić na tak wysokie punkty. Schody są przecież jej największym wrogiem i tego się będzie trzymała do końca życia. Jednakże kiedy tak sobie myślała ostatnio – jeśli pojawiłaby się sytuacja każąca jej uciekać, to łatwiej jest schodami w dół do dormitorium niż w górę, prawda? Szczególnie, jeśli ktoś ma bardzo słabą kondycję. Pięćset schodów zdawały się mordować wręcz, ale widok był tego warty. Gdy wieczór rozciągał się wokół Hogwartu i zatapiał w sobie wszystkie pobliskie tereny, ten lekki półmrok unoszący się zza pięknych krajobrazów... To wszystko było takie spokojne. Takie przeciwne do jej ostatnich przeżyć, które wywoływały w niej wiecznie rozemocjonowanie tak, jakby cały czas miała okres... Zabawne, że mówię o tym akurat teraz. Kiedy to ma się spotkać z Finnem. Oparła się plecami o jedną z barierek uparcie wpatrując się w wejście na wierzę. Ubrana wyłącznie w jakąś skromną, czarną sukienkę na ramiączkach ze spokojem przyjmowała ciepły wiatr uderzający o jej ciało i rozwiewający długie włosy. Dobrze, że było już blisko do lata. Dzięki temu nie marzły jej nogi odziane wyłącznie w krótkie, czarne stopki. Czekała w zniecierpliwieniu. Powie, co ma powiedzieć i stąd pójdzie. To najlepsze rozwiązanie.
Czekał na jej reakcję na pewno nie spodziewał się, że potoczy się to w taki sposób. Odsunął się o jeden krok do tylu spoglądając na nią zaskoczony. Poczuł bardziej jakby go komar ugryzł, a dziewczyna… no cóż… była najbardziej poszkodowana. ONA SAMA SOBIE TO ZROBIŁA. Żeby nie było na niego. Kiedy zaczęła się śmiać też nie wytrzymał i zaśmiał się pod nosem. On tu takie strategie i taktyki stosuje, a ona co? Niszczy wszystko uderzeniem… ale… musiał przyznać, że to było bardzo ciekawe. - Zgodzę się… o moje czoło mogłabyś sobie rozwalić głowę, jakbyś mocniej uderzyła – powiedział z uśmiechem, już nie chytrym, czy zawadiackim, czy pewnym siebie, a po prostu uśmiech taki normalny jak u CZŁOWIEKA. - Na sto procent skończysz z wielkim guzem – znowu nachylił się w jej stronę, ale tym razem pstryknął ją w czoło, dokładnie w czerwone miejsce, które się utworzyła – następnym razem przygotuj się do ataku w inny sposób i… postaraj się nie zabić – uśmiech mu towarzyszył cały czas. No cóż może polowanie nie wyszło mu za dobrze, ale kto powiedział, że za każdym razem musi wyrywać laskę?
No co ja poradzę na to, że to popaprana kobieta jest. Wiele osób próbowało zanalizować jej typ osobowości. Czy im się to udało? Oczywiście, że nie. Zawsze gdy ktoś był już pewien jak zareaguje Li robiła coś całkowicie przeciwnego. Tylko ona potrafiła się odpowiednio skonkretyzować. - Znaczy, że masz kamienną czachę? - Wytknęła język w jego stronę. To buc. Zrobił jej krzywdę i jeszcze jej dokucza. Do tego pstryknięcie wywołało kolejne "Ałałała". - Następnym razem załatwię Cię po ninjowemu - Mruknęła pod nosem. Potem otworzyła lekko usta na moment, zagryzła wargi i... Haps! Złapała go za kołnierz przyciągając do siebie na tę bliską odległość, którą on zastosował wcześniej. - Chodź Mysia, obiecałeś mi drinka -Poinformowała go puszczając materiał i idąc w stronę schodów. Zaraz przy nich stanęła i odwróciła za nim głowę sprawdzając, czy już się ruszył. Skąd ta nagła zmiana charakteru? Rozdwojenie jaźni? Nie. Musiała wyczuć, czy ślizgon planuje ją gnoić za nieczystość krwi. Wtedy zawsze wolała udawać słodką dziewczynkę. To sprawiało, że ludziom takie dokuczanie się nudziło. Będąc sobą - zadziorną dziewczyną, sprowadzałaby na siebie wrogie pociski, więc musiała być pewna, że to strefa bezpieczna. Chłopak najwyraźniej nic nie wiedział o tym za kogo jest uważana przez niektórych z jego domu, więc postanowiła z tego skorzystać i go nie uświadamiać.
Wpatrywał się w nią odrobinę zdezorientowany. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Bardziej wydawało mu się, że albo na niego poleci, albo dostanie w pysk, albo się zawstydzi. Są trzy opcje, Elishia nie wybrała żadnej i dzięki temu zyskała jego zainteresowanie. - Możliwe… możesz sprawdzić jak chcesz – ponownie się nad nią nachylił, jednak teraz na bezpieczniejszą pozycję, w razie czego jak znowu się zamachnie to uda mu się uniknąć ciosu. - Ninjowemu? Już się boję, możliwe, że będę musiał pilnować się dzień i noc – troszkę go irytowało taki tok, bo nie lubił się tak zachowywać. Tak… normalnie, zazwyczaj rozmawiał w tej sposób tylko i wyłącznie z bratem, a tak teraz… trochę był skrępowany? - Mysia? – spojrzał na nią jak na idiotkę, ale jeżeli to pomoże mu dobrać się jej do majtek to niech będzie. Nagle stało się coś ciekawego, bardzo ciekawego. Kiedy się odsunęła i zaczęła odchodzić, oblizał usta i ruszył za nią. Coraz bardziej podobała mu się ta dziewczyna. Kojarzył ją, wiedział, że jest z jego domu, jednakże… nie ważne co mówią ludzie on będzie miał KAŻDĄ kobietę w tym zamku, nie ma wątpliwości… Nie musiała na niego czekać. - Idziesz kotku? – minął ją i ruszył w stronę pub’u
Victorique siedziała już od dłuższego czasu na szczycie wieży. Uwielbiała tutaj przebywać, ponieważ wiedziała, że nie wiele osób się tu kręci i może pobyć sama. Wpatrując się w przestrzeń pustym wzrokiem czuła jak po jej policzkach spływają łzy, jednak nie reagowała, wyłączyła się całkowicie, odłączyła od rzeczywistości, w której się teraz znajdowała. Miała ochotę zniknąć, zapomnieć o wszystkim. To co się stało nie pozwalało jej zapomnieć. Nie mogła. Cały czas pokazywała się ludziom jako wesoła i ciesząca się życiem dziewczyna. Tylko niektórzy wiedzieli o tym jaki dramat przechodzi w tym momencie. Nie można było tak łatwo zapomnieć i cieszyć się życiem, można było tylko pogodzić się z tym faktem, ale nawet to nie pozbywało się bólu. Nieświadoma tego co się wokół niej dzieje i co robi zaczęła śpiewać pod nosem. - Szary świat i szary świat, za oknem nic prócz smutku i beznadziei. Każdy kto nie może już ze sobą żyć zamknięty jest w małej celi. Muszę, wreszcie, wyrwać się stąd. Czasem czuję, że brak mi sił Nie potrafię oddechu wziąć Walczę w duchu, aby powstrzymać łzy. Niech te emocje skryje mrok Okryje je ciemności płaszcz Bo tylko wtedy czuję, że dam sobie radę Nie zdradzę także tego jak, Prawdziwe imię moje brzmi I tylko druga ja ma siłę, by pokonać mnie.
Co robił Jake? Są trzy opcje. Pierwsze – wyrywał wszystko co się tylko rusza i... A nie, to Nicholas. Opcja druga – dawał się wyrywać wszystkiemu, co się rusza i... Nie, to też nie to. Więc wybierzmy opcje trzecią. Szedł na szczyt wieży z książką w rękach. Właśnie ją wypożyczył i bardzo go zaciekawiła. Niesamowite jak wiele można się dowiedzieć siedząc całe popołudnie w bibliotece. Kolejne zagadnienie nie dawało mu spokoju, to też musiał się w nie zagłębić. Niestety brat odkrył jego kryjówkę, więc musiał uciekać. Stąd zimna wieża jako cel podróży. Już z daleka usłyszał, że ktoś śpiewa. W pierwszym momencie stanął. Potem odwrócił się i planował odejść. Jednak im dłużej dolatywał do niego głos tym bardziej się zastanawiał. Dlaczego Victorique nuci tak przygnębiającą melodie? Tak, oczywiście że od razu rozpoznał kto to, nie jest idiotą. Spierał się w sobie dobre kilka minut. Nadal pamiętał, że czuje się przy niej bardzo nieswojo. Ale jest dżentelmenem. Musi przecież pomóc damie w potrzebie. Zaryzykował. - Victorique – Odezwał się niemal szeptem stojąc przy schodach. Widać go jednak nie było i on również jeszcze jej nie spostrzegł. Mogła nie życzyć sobie być oglądaną w takim stanie, to naturalne.
Czuła się bezsilna i taka… po prostu pusta, wyprana z uczuć. Kiedy usłyszała głos poczuła jak serce podskoczyło jej do gardła. Odwróciła się w stronę głosu, nie dostrzegła nikogo jednak wyszeptała. - Jonatan? – zaskoczyło ją to, że to właśnie jego spotkała. W końcu opamiętała się do porządku i zaczęła ocierać łzy. No dalej przestań płakać Nie było to takie proste. Przecieranie oczu nie pomagało za bardzo, zwłaszcza, że jej oczy robiły się jeszcze bardziej czerwone, a przy jej bladej twarzy były niesamowicie podkreślone. Kiedy wydawało jej się, że wygląda w porządku przykleiła na twarz uśmiech numer 3, czyli wesołość i ruszyła w kierunku głosu. Wychyliła się zza rogu i spojrzała na niego. - Co się tak chowasz? – widać było, że płakała, widać było, że ledwo się opanowała, ale specjalnie dla niego się uśmiechnęła i pokazywała, że wszystko w porządku.
Więc dobrze słyszał mimo odległości. Echo niosło się na tyle, że bez problemu mógł zauważyć, że płakała. Poza tym jej oczy mówiły same za siebie, bo gdy już wypowiedziała jego imię odważył się zajrzeć dalej, prosto na nią. Co jej miał powiedzieć? Nie zignoruje tego, że jej smutno. Jakoś po prostu nie był w stanie. Czułby się jak potwór udając, że nic się nie stało. Szczególnie gdy ona tak się starała nie dać nic po sobie poznać. Al co powiedzieć? Zawsze miał gotową odzywkę na wszystko. I teraz dochodziły do jego myśli epopeje. Ale zdążył ją na tyle zanalizować, że wiedział jedno – to nie zadziała. Dlatego przełknął ślinę dość głośno. Potem zbliżył się do niej. Położył dłonie na jej ramionach, a następnie najzwyczajniej w świecie przytulił ją do swojego torsu.
Wpatrywała się w niego zdezorientowana. Nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić. Nie chciała sprawiać chłopakowi kłopotu, a chyba zrobiła to. Specjalnie udawała, że jest w porządku, żeby nie musiał się tym przejmować, żeby nie musiał dźwigać jej ciężaru. Wystarczą mu jego problemy, czyli brak emocji. Nadal nic nie mówił, dziewczyna przegryzła wargę i już chciała coś powiedzieć kiedy złapał jej ramiona, a później ją przytulił. Dlaczego to zrobił? Bo chciał? Poczuł obowiązek? Uznał, że powinien? Nie wiedział co powiedzieć? Poczuł, że tak będzie najlepiej? To objaw emocji, czy po prostu… chciał się zachować odpowiednio? Wszystkie te myśli uderzyły w nią z wielką siłą, poczuła jak po policzkach znowu spływają jej łzy, a ona złapała koszulę chłopaka i schowała swoją twarz w jego torsie. Stali w ciszy przez dłuższą cześć czasu. Uspokój się… nie płacz… miałaś już nie płakać… obiecałaś to sobie, a jednak… proszę nie kłopocz go tak bardzo… błagam przestań płakać, bo go zniechęcisz do siebie… przestań, nie chce żeby mnie przestał lubić… proszę skończ. Zebrała w sobie bardzo dużo siły, po czym odwróciła głowę w bok. Jej ucho było przyciśnięte do jego klatki piersiowej i nasłuchiwała. Po prostu słuchała bicia jego serca. Nie wiem dlaczego, ale to… zawsze mnie uspokaja… Jesteś zwykłym człowiekiem… masz serce, które bije… ale dlaczego jesteś taki? Z wyboru? Kto Cię takim zrobił… muszę wiedzieć… nie chce żebyś taki był… taki pusty… W końcu łzy przestały lecieć, został tylko smutek wymalowany na jej twarzy, nie chciała się odsuwać, na razie bała się, że gdy to zrobi znowu zacznie płakać. - Dlaczego?
Skoro sam nie ma swoich emocji, to jaki problem udźwignąć te czyjeś? Zabrzmiało to w tym momencie dwojako dla kogoś, kto znałby jego historię. Swego czasu naprawdę uważał, że wszystko to co czuje jest mu obce. Że radość, smutek... Wszystko jest czyjeś inne. Że ktoś mu to przekazuje. I w tym momencie odczucia miał podobne z tą różnicą, że teraz były prawdziwe. Jak mówił lekarz nie powinien bać się ani swoich ani czyichś emocji. Najważniejsze jest to, co sam czuje i nie musi tego z nikim konsultować, ale jeśli będzie mógł pomóc bliskim to warto czasem się uzewnętrznić. Może nie zrobił tego, ale nie pozostał obojętny i to już coś. Widział krople na swoim eleganckim płaszczu, ale to nic. Był czarny, więc tuszu nie będzie widać, a potem i tak sobie to dopierze i... Człowieku, kobieta Ci płacze, a ty się zastanwiasz nad tym, czy na pewno będziesz dobrze wyglądać. To nietaktowne. Skup się na niej. Tak powinno być. - To ja powinienem spytać, dlaczego? - Szepnął unosząc dłoń w stronę jej buzi i ocierając mokre policzki. Zaraz zamarznie. Czy po raz kolejny powinien ją zabrać na coś ciepłego? Przecież tym razem nic nie zrobił. I nie był jej przyjacielem. Nie miał takiego obowiązku. A może jednak? Eh, a jego życie było takie spokojne.
Dziewczyna chyba zawróciła w jego świecie. Powywracała wszystko do góry nogami i usiadła na środku mówiąc: „Przybyłam!”. Odkąd się pojawiła chłopak nie wie co zrobić, co powiedzieć. Sprawia mu problemy, ale czy powoli nie budzi coś w nim? - Powiem ci… pod warunkiem, że ty mi odpowiesz – to był szantaż pełną parą, ale nie odpuści. Musi wiedzieć dlaczego to zrobił. Nie chciała się od niego odsuwać, ale wiedziała, że tylko go tym kłopocze. Nie można się śpieszyć nieprawdaż? Gdy otarł jej policzki zarumieniła się. Co się ze mną dzieje… chciałam Ci tylko pomóc, a… nienawidzę Cię człowieku, bo przez ciebie wariuję! Przegryzła wargę. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymała, powstrzymywała się w tym momencie przed wieloma rzeczami.
Przykro mi, ale co to, to nie. Mogłabym nawet powiedzieć, że w stosunku do niej czuł się na tyle niepewnie, że starał jej się unikać. Więc była kolejną osobą, z którą Jake nie chciał się widzieć (choć Nicholasa i niechęć do spotkań z nim przebić nie można było). Los tymczasem znowu stawiał ją na jego drodze, a on nie potrafił przejść obojętnie. I wciąż i wciąż tłumaczył sobie, że to wszystko dlatego, że Vi jest nieporadną kobietą, której musi pomóc. Trochę jak Sunny. Jej też cały czas starał się pomagać nawet jeśli tego nie potrzebowała, ale to już inna historia. - Jeśli potrzebujesz się wygadać, to jestem gotów słuchać. Jednakże nie mogę Ci obiecać, że odpowiem Ci na pytanie. Są rzeczy, o których nie chcę rozmawiać z nikim. Przepraszam Cię – Postarał się z tego wybrnąć. Poza tym nie pozwoli sobie, żeby ktoś go szantażował. Przykro mi Vivi, ale jest na to zbyt poważny, żeby grać w głupie gierki pt. „Poznaj moje życie”. Jeśli będzie chciał to opowie sam o sobie. Nie trzeba go do tego zmuszać i... Ah, no tak. Nie będzie chciał. Jego dłoń ponownie spoczęła na jej ramieniu i jej nie puszczał. W razie jakby się nagle miała przewrócić.
Nie chciała go zmuszać do odpowiadania na dziwaczne pytania. Nie chciała go poznawać w taki sposób poprzez zmuszanie do odpowiedzi. Chciała po prostu odpowiedzi na jedno pytanie. - Naprawdę nie możesz odpowiedzieć na proste pytanie… dlaczego? – opuściła wzrok wlepiając go w podłogę. Chyba zaczęła przesadzać, sama to zauważyła. Zaśmiała się pod nosem i przegryzła wargę, dosyć boleśnie. Co się z tobą dzieje… opamiętaj się. - Przepraszam… – wydukała i podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Dziewczyna złapała jego dłoń i zdjęła z ramienia. Równocześnie zrobiła kilka kroków do tyłu chcąc zwiększyć dystans między nimi. Nie skończyło się na kilku kroczkach, szła tak długo dopóki nie poczuła na plecach zimnej ściany. Wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. - Ja… zmagam się z problemami, które nie do końca potrafię unieść. To tyle… – nie wiedziała dlaczego tak nagle chciała zwiększyć dystans. Może przez fakt, że nie odpowiedział na pytanie. Jeżeli zrobił tego, bo nie wpadł na nic innego, to nie będzie go kłopotać gestami. Po prostu będzie stała daleko.
Westchnął i podrapał się po nosie. To kolejna jej cecha, namolność gdy czegoś chciała. O dziwo układała się w jedną całość zresztą jej charakteru, ale akurat w tej sytuacji wydawało jej się, że będzie wolała rozmawiać niż próbować go szantażować. - Pytanie nie padło, więc nie wiem, czy jest proste. Dlatego nie masz mnie za co przepraszać, przynajmniej na ten moment – Odpowiedział jej żałując poniekąd, że uciekła. Nie było to najcieplejsze miejsce, a jej obecność obok w pewien po sposób ogrzewała jego lodowate, zimne serce i... Nie, żartowałam. Ogrzewała jego ciało oczywiście. - Przemyśl to. Może jednak chcesz się wygadać? Może jakoś Ci pomogę? - Nie zmuszał jej do niczego, ale to nie zmieniało faktu, że chciał jej zdjąć z barków trochę tego ciężaru. Była miłą i słodką dziewczynką i w jego mniemaniu nie zasługiwała na to, by coś ją tak bardzo trapiło. Chyba, że faktycznie coś przeskrobała, to nie będzie mu gryffonki żal. Ale on na razie nic nie wie, więc nie ma prawa jeszcze jej ocenić. Tak czy siak sam cofnął się opierając ramię o wyjście, jakby chciał na tyle zagrodzić by nikt nie mógł się tu dostać. Spoglądał na nią ze swoją standardowo pustą miną.
- Padło – oburzyła się wręcz. Poczuła jak jej twarz przybiera minę niezadowolonego dziecka. Nie kontrolowała tego, zwłaszcza teraz. Zamrugała kilkakrotnie i wzięła głęboki oddech. Albo unika odpowiedzi jak może, albo naprawdę nie zrozumiał. Zrobiła krok do przodu, żeby dodać sobie pewności. - Dlaczego… mnie przytuliłeś? – nie sądziła, że tak bardzo poczuje się zakłopotana tym pytaniem. Miał kilka opcji, jedna z nich pokazywała, że jednak ma jakieś uczucia, ale była przekonana, że ta opcja odpadnie i pozostanie: „Bo tak trzeba”. Mimo wszystko chciała wiedzieć. Czuła się całkowicie zagubiona zwłaszcza przy nim. Czuła pustkę w sobie i pustkę dookoła. Dlaczego? - Nie chce na nikogo zrzucać ciężaru moich smutków… – wydukała odwracając wzrok. Jej również było zimno, ale w tym momencie chłód był tym czego najbardziej chciała, mogła dzięki temu trzeźwo myśleć.
Więc jednak chodziło jej o to przytulanie. I co? Miał być dla niej tak całkiem szczery? Nie zamierzał. Nie byłoby przyjemne powiedzieć, że czuł się w obowiązku to zrobić. Przecież zasmuciłoby ją to jeszcze bardziej, a ta sytuacja zdecydowanie wymagała innych działań. Cóż dlatego właśnie liczył, że nie o to pytała i że uniknie tego niezręcznego zmyślania odpowiedzi. W każdym razie nawet, jeśli opis sytuacji wydaje się lekko przydługi, to on wypowiedział się błyskawicznie (w myśl zasady, że jeśli ktoś zastanawia się zbyt długo to znaczy, że kłamie i nie chce nic poplątać). - Wydawało mi się, że tego potrzebowałaś – No więc w ten sposób Jonatan jedynie zmienił prawdę, a nie skłamał. Przecież to brzmiało zdecydowanie ładniej i do tego wyglądało tak, jakby jego działanie było ukierunkowanie jej dobrem, a nie uspokojeniem swojego sumienia. Zresztą coś podobnego również czuł w tamtym momencie, choć było znacznie mnie wyraźne - Nie uważasz, że jeśli weźmiesz na siebie za duży ciężar to w końcu Cię przygniecie? Przecież już ledwo pod nim się przemieszczasz – Pociągnął metaforę tak, jak ona nie przestając się w nią wpatrywać. Czy ją to peszyło? Miał nadzieję, że nie, ale dla pewności postarał się odwrócić na kilka chwil wzrok. Spojrzał na przestrzeń rozciągającą się za szkołą. Na jeziora, na las. Nic dziwnego, że oboje lubili tu przychodzić. Było pięknie.
Ona dobrze znała się na kłamcach, czytała wiele artykułów, a przede wszystkim dostrzegała jak to ludzie robią. Miał rację zbyt długie zastanawianie się oznaczało, że ktoś kłamie, ale towarzyszyły temu też różne reakcje, ale błyskawiczna odpowiedź… wcale nie była lepsza, zwłaszcza, że to nie było proste pytanie. Słysząc odpowiedź posmutniała jednak nie pozwoliłaby ten wyraz tworzy pozostał na długo, posłała mu delikatny uśmiech. - Usiądziesz obok mnie? – zapytała siadając na ziemię oparta o ścianę. Poklepała miejsce obok siebie. On… jest trudny. Powinna to zaakceptować i przyzwyczaić się jeżeli chciała się z nim przyjaźnić. - Masz rację… jeżeli zechcesz… weź część tego ciężaru razem ze mną… ale musisz wiedzieć, że to nie jest proste, a dźwiganie go zrzuca na ciebie trochę odpowiedzialności. Powiedziała to w taki sposób jakby popełniła niesamowity grzech, jakby to co mu zaraz powie ciążyło na nim niesamowicie. - Moja mama… – mimo wszystko zaczęła powoli wpatrując się w przestrzeń – nie żyje, zginęła kilka dni temu, w wigilię bożego narodzenia – powiedziała to ze smutkiem, nie rozpaczą – spłonęła wraz z moim domem… – dodała po chwili – po prostu… nie potrafię się pogodzić z tym faktem… pamiętam… nawet słyszę jak śpiewała mi zawsze kołysanki… myśl, że jej nie ma… przeraża mnie.
Więc trafił swego w takim wypadku, bo jak mówiłam już wiele razy Jonatan był tą osobą, która prawie zawsze wiedziała, kiedy ktoś kłamie. Sam wielokrotnie czytał na ten temat, a poza tym przez swoją chorobę miał talent do spostrzegania co jest prawdą, a co fikcją. Choć nie zawsze – czasem role się odwracały, a wtedy Nicholas zaciągał go do psychologa, by mógł z nim porozmawiać i wrócić na właściwy tor. Chyba będzie go to prześladować do końca życia. Właściwie, to pytanie było bardzo proste. „Dlaczego mnie przytuliłeś?”. To pytanie teraz brzmi „A dlaczego nie?”. Spójrz na to Vivi. To po prostu zwykła rozmowa dwóch obcych sobie ludzi, których na chwilę połączył uścisk. Nie ma w tym nic skomplikowanego, a ty coś widzisz? Głupiutka. Kiwnął głową pokazując jej, że się zgadza i czekał. Potem słuchał. Potem zamilkł na długo. Cisza obijała się echem po wieży. Później wypowiedział jedno, jedyne zdanie. - Zaśpiewaj tak, jak ona... - Ile było w tym taktu? Zero. Ile serca? Nie wiem. Pierwszy raz w życiu nie wiem, co Jonatan robi... A jestem jego autorką!
Właśnie i w tym problem. To jest rozmowa DWÓCH obcych ludzi. Obcy człowiek nie przytuliłby jej z taką łatwością, prędzej poklepał ją po ramieniu, albo przytulenie sprawiłoby mu jakiś problem. Ludzie obcy nie działają w taki sposób. Dlatego chciała wiedzieć dlaczego. Jeszcze w grę wchodzi chłopak wyssany z wszelkich uczuć. Kiedy to mówiła czuła jak to się ulatnia. Nie wiedziała w końcu co ma ze sobą zrobić, nie wiedziała co mu powiedzieć i nie wiedziała jak on na to zareaguje, ale wiedziała, że musi się dostosować. To stwierdzenie… wybiło ją z rytmu. Spojrzała na niego niesamowicie zaskoczona po czym posłała mu delikatny uśmiech. Zamknęła oczy i biorąc głęboki oddech zaczęła. - Lacrimosa dies illa Qua resurget ex favilla Judicandus homo reus Huic ergo parce Deus Pie Jesu Domine Gdy skończyła poczuła jak po jej policzku spływa kolejna łza. Otarła ją natychmiast przegryzła wargę. - Mogę się jeszcze raz do ciebie przytulić? – spytała półszeptem.
Może po prostu Jonatan był specyficzny? Ale miała rację. Był to moment, w którym zapomniał o wszystkich społecznych konwenansach. Dał się ponieść czemuś, w czym nie było aż tak wiele logiki. Dziewczyna zdecydowanie źle na niego działała i to był kolejny powód, żeby się od niej odsunąć. Nie powinien więc w ogóle się z nią spotykać. Powinien odwrócić się i po prostu stąd wyjść. Jednak nie wybaczyłby sobie gdyby zostawił ją zapłakaną szczególnie, gdy już mu się zwierzyła. Wysłuchał jej do samego końca. Potem spełnił jej prośbę. Przytulił ją, lecz nadal nie zdradzę wam jaki był jego cel w „zmuszeniu” jej do śpiewania. I nie, nie chodzi o to, że miała piękny głos, a on chciał po prostu posłuchać. Od tego to są łowcy talentów. Chodziło o coś więcej. Ale nie teraz, teraz ją po prostu przytulał.
Och jak ja bym chciała wiedzieć o co chodziło, ale ona teraz nie miała siły się dopytywać zaciekawiona. Po prostu kiedy to śpiewała poczuła… to co poczuła było dziwne i naprawdę nie spodziewała się tego… nie spodziewała się tego, że będzie się tak czuć. Do tego jego uścisk. Działo się z nią coś dziwnego, coś czego ona nie rozumiała, czego nie chciała na tą chwilę rozumieć, po prostu chciała tak zostać. Nawet jeżeli zmusza chłopaka do przytulania i jest tu z nią tylko z poczucia obowiązku to bardzo… naprawdę chciała tak zostać. Zamknęła oczy i po prostu się wyłączyła. Czuła jak ogarnia ją sen… Opamiętała się, uchyliła powieki rozglądając się po otoczeniu. Była niesamowicie zmęczona, ale było jej cieplutko. Jednak nie może tutaj dłużej zostać. Odsunęła się od chłopaka wpatrując się mu głęboko w oczy i uśmiechnęła się delikatnie. - Ja muszę już iść... ściemnia się... - wydukała i wstała niechętnie. Zrobiła kilka kroków w stronę wyjścia i zatrzymała się. Odwróciła się w jego stronę i wyszeptała. - Dziękuję. Chwilę później odbiegła w nieznaną stronę.
Przytulanie było czymś, co koi nerwy człowieka. Muszę przyznać, choć po cichu i w tajemniczy, że on też bardzo lubi się tulić. Właściwie jeśli szukał sobie dziewczyny, to właśnie dlatego, że liczył na jakąś ilość ciepła z jej strony. Uściski, pocałunki. Dotyk – zarówno ten intymni jak i nie. Wszystko było przepełnione magią. Poza tym kiedy wzrastała w nim jakaś nieokreślona namiętność nawet on przestawał nad sobą panować. Dawno mu się już to nie zdarzyło. Właściwie od czasu... Nie ważne. Przysypiała? Przecież on nie może pozwolić jej zasnąć, bo zamarzną tutaj oboje. Albo nie będzie chciał jej budzić, albo będzie to musiał i tak zrobić odnosząc ją pod pokój wspólny. Nie zasypiaj. Uff, posłuchała jego cichych nawoływań. Całe szczęście. - Dobranoc – Tylko tyle odpowiedział. Nie uważał żeby „Nie ma za co” było odpowiednie, dlatego po prostu się z nią pożegnał. Miał nadzieję, że ta cała farsa jej pomogła. Co teraz zamierzał? Zostać tu jeszcze miał przeczucie, że powinien. Zresztą, czy nie łatwiej tak będzie jej unikać? Przecież nie wróci drugi raz w to samo miejsce. Pozostanie tu sam w ciszy i spokoju nadchodzącej nosy. Jedynie pohukiwania budzących się do życia sów rozdzierały powietrze gdy podszedł do okna i rozglądał się po błoniach. Wszędzie pusto. Wszędzie ciemno. Przymknął oczy oddając się przyjemności wyczuwania na skórze chłodnego wiatru.
Nawet Elena, dusza towarzystwa, jedna z najgłośniejszych Gryfonek wszech czasów potrzebowała chwili wytchnienia. I może inni wiedzieli, a może nie... najlepszym miejscem na spędzenie czasu ze samym sobą były albo błonia, albo wieże, a najlepiej jeszcze te w najwyższym punkcie, gdzie niektórym wręcz nie chciało się tam wchodzić. Dzisiaj panna Reeves fortunnie, a może i niekoniecznie, wybrała się w stronę wież i zaczęła przemierzać mnóstwo tuzinów schodów, po bodajże czwartym naprawdę przestała liczyć. Prawie wydała z siebie okrzyk, kiedy ktoś pojawił się zza zakrętu. Światło pochodni oblało postać i przez moment miała wrażenie, że to Victorique, choć oczywiście mogła się mylić. Elena postanowiła, że nie będzie jej zaczepiać, w końcu to miał być samotny wieczór z najlepszym towarzystwem pod słońcem - samą sobą. Jej rozszalałe wcześniej serce zdążyło się uspokoić w momencie, kiedy przekroczyła drzwi wejściowe do jednej z wież. Wyjęła z torby pewien trunek, który udało jej się przemycić i już chciała zapalić świeczkę, kiedy usłyszała niby to szelest. Serce jak na zawołanie zaczęło jej szybciej bić. - Na Merlina, dzisiaj to zawału dostanę. Jest tu kto? - weszła głębiej i podobnie jak wcześniej pochodnia spełniła swoje zadanie. Światło wypełniło się w małej izdebce dając podgląd na osobę, która wcześniej pomyślała o tym, by się tu schować. Elena już miała się wycofywać, gdyby nie rozpoznała w tej osobie Jonatana. Uśmiechnęła się sama do siebie otwierając burbona i przechyliła, pokrótce czując znajome uczucie ciepła we wnętrzu. - Cóż za miła niespodzianka. Czyżby w gwiazdach zapisane było, że dzisiaj się tu spotkamy? - zażartowała jak zawsze i podeszła bliżej rozkoszując się przyjemnym prawie chłodnym powietrzem.
Przeczucie jednak nigdy go nie myliło. Zastawia mnie czasem jak osoba tak bardzo logiczna i tak mało spontaniczna może czasem zaufać chwilowemu przebłyskowi, który mówił „Zostań tu, warto tu zostać”, ale taki już był. Zdarzały się w nim tajemnicze sprzeczności, które pojawiały się w momentach, gdy jego tzw. zaburzenie depersonalizacyjne próbowało znowu przejąć nad nim władzę. Dlatego wolał pozostawać chłodny. Dlatego odtrącał od siebie ludzi. Wszelkie przejawy uczuć rozumiał jako objawy tego stanu psychicznego, z którego wyleczył się już dawno temu. Jednak co jakiś czas musiał udawać się na kontrolę, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że wszystko dobrze. A raczej żeby wiedział to jego ojciec. W końcu liczył na niego. Na to, że zostanie szychą w przeciwieństwie do brata. Ktoś musiał udźwignąć brzemię rodzinnego nazwiska. Nie długo był sam. Usłyszał kroki na schodach. Z jego szybkich obliczeń dotarło do niego, że będzie tu za 15 sekund. Stąpała cicho i delikatnie. Kobieta, szczupła i w miarę wysoka. Musiała minąć się z Victorique. Czy zauważyła, że młoda miała zaczerwienione oczy? Czy ktoś będzie miał do niego pretensje, że płakała? Westchnął i postanowił się nie ruszać. Może to tylko kontrola? Było ciemno. Jeśli ktoś zobaczy, że również pusto, to sobie pójdzie. Z daleka poczuł bardzo znajomy sobie zapach. Nigdy go nie zapomni. Czasem budził się w nocy i był przekonany, że ją czuje. To wszystko było nierealne. Pamiętał to jakby było wczoraj. Smak jej ust, ciepło ciała. Nawet gdyby nie był wybitnie spostrzegawczy, to gdy już się pojawiła zaraz obok niego musiał zauważyć kim byłą ów niewiasta. Elena. Aż zadrżał przez co wywołał niewielki hałas. Ups, nie zamierzał ją przestraszyć. Lecz może dzięki temu sobie pójdzie? To nie jest dobra pora na spotkanie właśnie jej. - Dobry wieczór – Szepnął, kiedy zmuszony był już jej odpowiedzieć. Jak to miał w zwyczaju złapał ją za dłoń i ucałował na powitanie. Róże... Zawracały mu w głowie ilekroć ją spotykał. Zawsze musiał być nienagannym dżentelmenem. Wiedziała o tym. Tak samo jak wiedziała, że jego twarz nie zmieni wyrazu nawet, jeśli cieszył się na jej widok. Nadal stanowiła przysłowiowe poker face. Choć, czy aby na pewno się cieszył? Raczej trapił.
Serce wciąż biło niemiłosiernie szybko, Elena miała wrażenie, że niebawem wyskoczy jej z płuc. Została dwukrotnie przestraszona... może coś chodziło jej po głowie, czymś się zamartwiała? Nieważne, całe myśli zajął jej Jonatan, którego miała przed sobą. Nic się nie zmienił... no bo widziałaś go na korytarzu wczoraj, idiotko? Nie wiedzieć czemu zawsze człowieka nachodziły takie myśli - czy się zmienił, czy wciąż ma taki uśmiech, zazwyczaj wtedy, kiedy te dwie osoby miały za sobą wielką historię. Panna Reeves uśmiechnęła się sama do siebie, co miała w zwyczaju robić. W końcu kto rozbawi ją lepiej, niż ona sama? W końcu uniosła spojrzenie centralnie spotykając się z oczyma Jonatana, które zwyczajnie nie okazywały nic. Najwyraźniej... ona natomiast po ich przeszłości potrafiła czasem coś z nich wyczytać. Z pewnością był zaskoczony, a także niezbyt zadowolony jej widokiem. Postanowiła jednak nie brać tego do siebie. Od razu zrozumiała, że chciał pobyć tu sam, ale... ona nie byłabym sobą, gdyby teraz się odwróciła i zostawiła go ze swoimi pięknymi planami. Elena usłyszała Jego głęboki głos, który w dość dziwny sposób zawsze powodował u Niej dreszcze. Ach, dżentelmen... pomyślała, kiedy ujął jej dłoń i pocałował. Uśmiechnęła się jeszcze szerzej i westchnęła przeciągle rozglądając się. Mieli siebie i ten niebywały widok! Niebo nigdy nie wyglądało tak cudownie, kiedy była tylko mugolską dziewczynką. Szybko jednak wróciła spojrzeniem do byłego. Niby niewinnie zagryzła wargę i podstawiła mu alkohol pod nosem, choć przeczuwała, że z naturalnej grzeczności odmówi. - Myślałam o Tobie ostatnio. - oznajmiła beztrosko, kolejny jej zwyczaj. - I szukałam Ciebie... widzisz, czasami po prostu potrzebuję spędzić z Tobą czas. Idealnie się zgraliśmy. - pociągnęła łyka burbona i syknęła cicho. - Oj, rozchmurz się. Rozumiem, że cenisz swoje towarzystwo ponad wszystko, ale masz przed sobą prawdziwą towarzyszkę do takich wieczornych rozmyślań. - powiedziała, choć sama nie wierzyła w te słowa. Ona i rozmyślanie o życiu? Stąpała twardo po ziemi, romansowała z książkami, ale z pewnością nikt nie powiedziałby, że Elena to ta, która przesiaduje wieczorem, by ogarnąć sens istnienia. Zazwyczaj wtedy znaleźć ją było można wśród ludzi przy miodowym piwie.
Nie wiedział jak się ma w stosunku do niej zachować. Ona nic się nie zmieniła, choć bardzo dawno nie rozmawiali. Nadal była pewna siebie. Wciąż przygniatała go swoją szczerością i błyskotliwością. Swego czasu dopełniali się naprawdę doskonale. Tylko ona potrafiła wykrzesać z niego minimalną chęć do zabawy i choć chwilową (nie potrafił zbyt długo zachowywać się głupio czy nierozważnie jego zdaniem) to jednak potrafiła to zrobić. Życie jednak nauczyło go, że nawet jeśli przy kimś czuje się dobrze, to nie może jej traktować poważnie. I tak pewnego dnia rozmawiał z nią i po prostu jej powiedział: „Nie możemy być razem. Jestem dla ciebie za dobry”. A może powiedział, że to ona jest dla niego za dobra? Nie pamiętał tego tak dokładnie. To takie mgliste wspomnienia, które budziły się do życia niezwykle rzadko. - Wiesz dobrze, że akurat twoje towarzystwo nigdy mi nie przeszkadzało El... – Ze względu na to jak bliskie były ich relacje czuł, że może sobie pozwolić na mówienie do niej skrótowo. Wobec niej nie trzymał aż tak sztywnej elegancki mimo iż próbował. Westchnął pod nosem niewidocznie i jeszcze raz się jej przyjrzał. Przepiękna kobieta. Dlaczego piła samotnie? Bo jak się domyśliła on oczywiście odmówił. Nie był fanem picia alkoholu bez większego powodu jak np. bankiet i drogie wino. Atmosfera, która unosiła się w powietrzu zdecydowani wirowała mu w głowie. Może to dlatego nagle, niespodziewanie jego ręka sięgnęła po jej trunek. Wyjął jej go z dłoni i postawił na zimnym murze. Długo nie musiała czekać na powód tej reakcji. Wiedział, że ona ma do niego słabość. On czuł w stosunku do niej pewnego rodzaju pożądanie. Postanowił to wykorzystać. Już po chwili jej plecy uderzyły lekko aczkolwiek wyczuwalnie o ścianę. Trzymał jej nadgarstki w górze, a sam najzwyczajniej w świecie wpił się w jej wargi. Świat oszalał, a potem zniknął w czarnej dziurze zapomnienia. Nie był sobą. A może właśnie był?
Noc była naprawdę piękna i z pewnością nie tylko ja ona ją doceniała. W końcu zastała tu Jonatana w samotności, który to chłonął wiatr ciszy i przyglądał się mrocznemu niebu. Chyba nieco się uspokoiła, zazwyczaj tak działał na nią ten chłopak - kojąco. Sączyła alkohol nie myśląc nawet o konsekwencjach... w końcu dość ciężko byłoby jej zejść z tylu schodków podczas upojenia alkoholowego, ale w tym momencie to nie robiło na niej najmniejszego wrażenia. I będąc tu z Nim nie myślała o tym, że kiedyś łączyło ich coś w rodzaju miłości. Nie zastanawiała się nad uczuciem, które ją pochłonęło, kiedy tak bezczelnie ze nią zerwał. Oboje byli tego dnia inni, dojrzalsi i zupełnie inne emocje nini kierowały. Czasami na jego widok Elena robiła się cała rozgrzana... pragnęła tylko przycisnąć go do ściany i pozostawić chamski pocałunek. Innym razem wyobrażała go sobie nago, a co... skoro już stawiamy na szczerość. I zrozumiała, że pomimo iż miłość wygasła, pozostało coś w rodzaju pożądania. I ta myśl niemal rozpaliła jej poliki. Nie zdążyła niczego powiedzieć, bo wyraźnie ją zdziwił. Przyjął ode Eleny alkohol, ale tylko po to, aby go odłożyć. Zmrużyła kocio oczy wyglądając w tym momencie naprawdę groźnie. - Ale ja... - próbowała cokolwiek powiedzieć. Zapomniała jednak języka w buzi, kiedy zaczął się do Niej zbliżać z tym swoim cholernie seksownym uśmiechem. Co on sobie wyobrażał? Ponownie odzyskała odwagę, skrzywiła wargi i już by dostał pocisk słowny, gdyby nie przycisnął jej do ściany. Aż jej dech zaparło. Czyżby miała wypisane na twarzy, jak ten Puchon na nią działał? Wypuściła ze świstem powietrze muskając nim Jego usta i szyję. Czułam za sobą zimną ścianę. Ale to nie miało znaczenia. Nic w tym momencie nie miało znaczenia. Poczuła tak znajome, a jednak zapomniane wargi na swoich. Aż westchnęła cicho wprost do Nich natychmiast na nie napierając. Zabawne, że w jednej chwili można stracić głowę, podobnie było z alkoholem, ale z pewnością ten pocałunek podziałał na nią szybciej. I na wypadek, gdyby się odsunął przedłużyła to muśnięcie namiętnie. I chwyciła Jego wargę, by ją odchylić i gwałtownie puścić. Objęła Jego całe usta, w które się wtopiła. Jej Wargi rozciągnęły mi się w nikłym uśmiechu. - Jonatan... - wyszeptała cicho zagęszczając tym atmosferę pomiędzy nimi.
Ostatnio zmieniony przez Elena Reeves dnia Nie Sty 04 2015, 20:30, w całości zmieniany 1 raz