Do tej przytulnej klasy na szczycie wieży północnej, można jedynie wejść przez klapę w podłodze, do której prowadzi srebrna drabina będąca na siódmym piętrze. Wnętrze klasy wyglądem przypomina poddasze, bądź też herbaciarnię. Znajduje się tam około dwadzieścia stolików, a wokół nich małe pufy. Na co dzień okna są tu zasłonięte grubymi zasłonami, co sprawia, że pokój jest oświetlony jedynie dzięki wielu lamp w czerwonych kloszach. Na półkach w rogu pomieszczenia znajduje się natomiast wiele filiżanek i szklanych kul.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Wróżbiarstwo
Wchodzisz do klasy Wróżbiarstwa, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Wróżbiarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Ardeal. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszy egzamin czeka Cię z ceromancji, czyli wróżenia z wosku lanego na taflę wody. Oczywiście, tym razem nie są dostępne książki, które powiedziałby Ci znaczenie odlanego symbolu. Druga część egzaminu dotyczy aleuromancji, czyli sztuki wróżenia z mąki, a zasadzie za pomocą niej. Nie jest to najprostsza sztuka, jednak na egzamin idealna. Tym razem jednak wszystkie kształty z niej są już przygotowane, tak samo jak opisy, które musisz odpowiednio przyporządkować.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbiarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Odlany kształt to ni mysz, ni wydra, coś na kształt świdra. Całkowicie nie wiesz jak się do tego zabrać, postanawiasz więc napisać znaczenie symboliczne kleksa z atramentu. Ciekawy sposób, jednak chyba nie to przedstawia odlew. Wielka szkoda! 2 – Rozpoznajesz odlew, jednak nie znasz jego znaczenia. Wielka szkoda, że ten dział w książe ominąłeś, uznając go za dziecinnie prosty. Najwyraźniej taki nie jest, bo twoje proroctwa całkowicie nie mają sensu. 3 – Wosk rozlał ci się w pojedyncze kropelki, najwyraźniej za wolno go lałeś. Przez to nie da się z nich wiele wyczytać. Wyjmujesz się więc z wody w kolejności, w jakiej je złapałeś, po czym układasz obok siebie i piszesz znaczenie otrzymanego kształtu. Może parę punktów ci za to policzy komisja. 4 – Nie jest źle, stworzony z wosku kształt nie jest najprostszym, ale przynajmniej coś o nim wiesz. Piszesz swoją odpowiedź bez większego problemu, masz jednak nadzieje, że w kluczu nie ma na ten temat więcej informacji. 5 – Odczytanie symbolu nie sprawiło ci większej trudności. Po chwili przechodzisz do kolejnego zadania, uznając to za banalne. Cóż… Spodziewałeś się, że ten egzamin do najtrudniejszy nie należy. 6 – Twój odlew okazał się tak prosty, ze by podnieść jak najbardziej wynik za to zadanie, postanawiasz napisać dodatkowo jego znaczenie w innych kulturach. Z uśmiechem na twarzy przechodzisz rozwiązywać dalej egzamin.
zadanie nr 2:
wynik:
1, 2 – Niestety źle przyporządkowałeś większość opisów. Najwyraźniej trzeba było się uważniej wczytać, bo wbrew pozorom tam wszystko było napisane. Ach, te skutki stresu! 3, 4 – Większość przyporządkowałeś jak należy, jednak nie okazało się to tak proste, jak mogło by się wydawać. Wszystko przez tę małą ilość czasu, na zrozumienie czytanego tekstu, jakby komisja sądziła, że każdy uczeń zna te opisy na pamięć. 5, 6 – Opisy okazały się być miłym zaskoczeniem, gdyż nie trzeba było posiadać ogromnej wiedzy, by przyporządkować je dobrze, tak jak to w twoim przypadku było. Skoro już wszystko zrobione, to teraz tylko czekać na wspaniałe wyniki!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astronomia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Sebastien wszedł do klasy wróżbiarstwa po męczącej wspinaczce na wieżę, jednak ku jego zdziwieniu wcale nie było tak późno jak się spodziewał. W klasie nie siedziało wiele osób, więc zajął wolne miejsce przy pustym stoliku w rogu sali. Nie umknęły jego spojrzeniu filiżanki zapełnione herbatą oraz nowy nauczyciel. Zmarszczył brwi i rozejrzał się po pomieszczeniu, zaciągając sięprzyjemnym zapachem dymu, unoszącego się w powietrzu. Jeśli węch go nie mylił, czuć było miętą zmieszaną z lawendą. Na jego wargach zagościł mały uśmiech kiedy przyglądał się innym, zupełnie nie zwracając uwagi na głos nauczyciela. Dopiero po kilku minutach, kiedy zauważył jak wszyscy wypijają zawartość filiżanek, pospiesznie wypił wszystko ze swojej...łącznie z fusami. Przeklął w myślach swoją nieostrożność i zastanowił, co może zrobić. Na pewno nie poprosi nauczyciela o pomoc, przecież nie chce wyrobić o sobie złego zdania. Pozostało mu tylko użyć zaklęcia accio i przywołać sobie nowe liście do zaparzenia herbatki, co też szybko zrobił. Kiedy już wypił całą, zajrzał do filiżanki a na jej dnie ujrzał...kupkę fusów, nie przybierających żadnego określonego kształtu. No cóż...albo zupełnie się do tego nie nadaje, albo wyjątkowo dzisiaj jego wewnętrzne oko się zepsuło, czy coś. Sebastien westchnął pod nosem i obrócił w palcach filiżankę, zerkając przelotnie na profesora. Pozostało mu tylko poczekać na dalszą część lekcji, może dowie się na temat wróżenia z kupki fusów czegoś więcej. Kostki 3,3 i 4
Wróżbiarstwo nie było najciekawszym przedmiotem, a przynajmniej tak zawsze uważała Ivy. Była zbyt niespokojna, aby zbyt długo siedzieć w zupełnym bezruchu, a powolna interpretacja dymu kłębiącego się w szklanej kuli jakoś nigdy nie była jej konikiem. Mimo wszystko, była przykładną nową szóstoklasistką, więc starała się nie opuszczać żadnych zajęć, a tak jakoś wyszło, że tym razem musiała wspiąć się na bardzo wysoką wieżę. Zrobiła to o wiele chętniej, niż wkroczyła później do klasy. Trochę oszołomiona dziwnym zapachem, który miał pokryć smród papierosów, zajęła pierwsze lepsze miejsce, siadając gdzieś niedaleko profesora, licząc chyba na to, że w razie trudności, ten pomoże jej z interpretacją. Wzięła filiżankę herbaty, ale zanim zdążyła się napić, już z gracją ją upuściła. - O chol… o kurczę - poprawiła się w ostatniej chwili, uśmiechając się przepraszająco do nauczyciela. Kolejną otrzymaną herbatę już wypiła, sącząc ją powolnymi łykami, a gdy na spodzie nie pozostało już wiele naparu, zakręciła trzykrotnie filiżanką ruchem przeciwnym do ruchu wskazówek zegara i odwróciła ją do góry dnem, chcąc, aby reszta napoju spłynęła po ściankach na spodek. Kiedy wydawało się jej, że to już, podniosła swoją filiżankę, zaglądając do środka. Fusy skłębiły się niemalże przy samym dnie, a poskręcane kształty nie mogły być niczym innym jak po prostu wężem... chyba, że w grę wchodził też wąż ogrodowy lub żelek-dżdżownica, ale to raczej nie pasowało jej do powagi zajęć. Yventhis trochę się zasępiła. - Czy to oznacza, że schodząc z wieży skręcę sobie kark? - zapytała profesora @Ethan Aufiery, popisując się nietuzinkową interpretacją swojej wróżby, no ale hej. Podobno takie ułożenie fusów względem filiżanki oznacza, że wróżba spełni się w bardzo krótkim czasie, a wąż… węże nigdy nie oznaczały niczego dobrego. Odstawiła swoją filiżankę na stolik, niepewna tego czy chce w ogóle dzisiaj wychodzić z klasy.
Lubił wróżbiarstwo. Było tak głupie, że aż fajne. I w ogóle nie wymagające. Przynajmniej jego zdaniem. Poza tym wróżbiarstwo było typowo żeńskim przedmiotem, a to bardzo ważne. Wydawało mu się, że (o dziwo!) się nie spóźni, dlatego zdziwił się widząc nauczyciela w klasie. Początkowo uznał, że ma jakiś niekontrolowany talent do spóźniania się, jednak kiedy zobaczył, że Aufiery jara fajka uznał, że widocznie nie miał co robić i czekał na uczniów. Smutne. - Dobry – rzucił do nauczyciela, szukając gdzie by się tu dosiąść. Szczęście mu dzisiaj sprzyjało, bo zobaczył samotnie siedzącą @Margo Temples. Miał nadzieję , że to szczęście, choć chyba wszystko było lepsze niż to co działo się teraz z jego głową. Mianowicie Salemka nie chciała z tej głowy wyprowadzić. Już miał się dosiąść, kiedy przypomniał sobie, że przecież listownie umawiał się z nią na spotkanie w parku. Miał już wizję tego wieczoru i nie chciał zepsuć nic teraz. Z drugiej strony nie mógł jej przecież ignorować. Targany wątpliwościami stał w wejściu, dopóki profesor nie rozpoczął lekcji. Ocknął się z zamyślenia i usiadł nieopodal Margo – na tyle blisko, żeby wiedziała, że ją zauważył i na tyle daleko żeby widziała, ze nie chce się narzucać i czeka na jej ruch. Po chwili doszedł do wniosku, że przecież może sienie domyślić i złapał jej spojrzenie. - Cześć – powiedział niepewnie i spuścił wzrok. Okej, to chyba załatwia sprawę. Piłeczka jest po jej stronie. Miał nadzieje wzbudzić w niej litość. Żałował, że wygląda tak dobrze. Zmarnowany wygląd lepiej pasowałyby do wiersza, który jej wysłał. Wziął sobie filiżankę. Szkoda, że nigdzie nie było widać szarlotki, której zapach czuł w całej klasie. Popijał herbatę, bawiąc się knutem znalezionym w kieszeni. W pewnej chwili moneta wypadła mu z ręki. Wstał żeby ja podnieść, ale potknął się o rozwiązaną sznurówkę i wylądował na @Ivy E. Heikkonen. Gdyby ktoś jeszcze wątpił, w to, że chłopak miał dziś pecha, to może przekona go fakt, że wstał wciąż trzymając filiżankę w ręku. Nie trudno się domyślić, że cała jej zawartość wylądowała na nim i Gryfonce. - Ożeż, skurwysyn – zaklął, chyba na rozwiązany but – Najmocniej przepraszam – zaczął wycierać ją własnym skąd inąd również mokrym rękawem, kiedy zobaczył, że wszystkie jego fusy wylądowały na plecach dziewczyny - Czekaj! Nie ruszaj się! Chwycił ją za ramiona, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Natychmiast zobaczył w fusach kroplę wody. Skojarzył tak szybko prawdopodobnie dlatego, że fusowa kropla faktycznie wolno ściekała po plecach Ivy. Pojęcia nie miał co to oznacza, ale musiał spróbować. Szybko – skojarzenia! Kropla… kran? Bez sensu. Deszcz? Nieźle… Łzy! O tak! Tego szukał! - To może być łza – zawyrokował i odszukał spojrzenie Margo – oznacza tęsknotę za kochaną osobą, ale i współczucie i miłosierdzie – niesamowite z jaką łatwością przychodziło mu gadanie podobnych głupot, kiedy chciał mieć z tego jakieś profity. Postanowił podkręcić dramatyzm. Puścił Islandkę i patrzył za kroplą zjeżdżającą jej po plecach. - Lub deszcz – dodał cicho, jakby do siebie, ale upewniając się, że usłyszy go Salemka – a po deszczu zawsze wychodzi słońce. Wrócił na swoje miejsce i usiadł unikając wzroku panny Temples. Trochę skrewił z tą Gryfonką, no ale przecież musiał się zdecydować. Przeprosi ją później.
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Jeszcze zanim wspięła się na szczyt drabiny poczuła intensywny zapach świec. Była pewna, że będą wróżyć z wosku, więc trochę zdziwiła się widząc na stołach filiżanki z herbatą. Robiła to już ostatnio i nie miała nic przeciwko, żeby pobawić się w to jeszcze raz. Herbaty nie mogła odmówić nigdy. Musiała przyjść trochę spóźniona, bo wszyscy już siorbali ze swoich filiżanek. Wzięła sobie jedną z jakiegoś pustego stolika i podeszła do @"Ivy E. Heikonnen", gdy wleciał na nią jakiś Krukon. Chłopak wylądował na Ivy i wylał na nią całą herbatę. Ettie spojrzała do swojej filiżanki sprawdzając czy chociaż jej zawartość pozostała na miejscu. W środku był tylko ułożony z fusów kwadrat. Rozejrzała się w poszukiwaniu swojej herbaty i zmroziło ją, gdy ją znalazła. Nie, Ivy jednak nie miała najgorzej. Cały płyn z filiżanki Ettie znajdował się teraz na spodniach stojącego przed nią nauczyciela. Zdenerwowana przygryzła dolną wargę i przechyliła prawie puste naczynko pokazując profesorowi fusy. - Jest jakaś szansa na to, że kwadrat wróży przebaczenie?
Ethan widząc, że wszyscy skończyli wyznaczone przez niego zadanie odłożył papierosa i wstał. Powolnym krokiem przeszedł się po sali, zaglądając do każdej filiżanki i słuchając tłumaczeń uczniów. Nie spodziewał się jednak takiego zaangażowania z ich strony. Stwierdził, że takie ambicje trzeba podbudowywać i poświęcił więcej czasu dla każdej osoby indywidualnie. Pierwsza była @Oriane L. Carstairs”. - Podoba mi się twoja interpretacja. Powinnaś jednak szukać odpowiedzi w jakimś głębszym źródle, niż podręczniku. Poszukaj jej w głębi siebie. Welon ślubny zapowiada spełnienie twych życzeń, nawet jeśli nie są one do końca sformułowane i pewne. Jednak jeśli to nie jest ślubny welon? Bowiem kształt jest ten sam, a barwa może być inna. Fusy nie podadzą Ci wszystkiego na tacy Oriane. Równie dobrze mógłby być to welon żałobny, który z kolei oznacza, że twoje strapienia mogą zniknąć, gdyż symbolizuje smutne wydarzenie, które za pewne męczy Cię bez końca, a jednak się nie ziści. Spróbuj wczuć się następnym razem trochę bardziej w samą aurę, nie skupiając się jedynie na kształcie, który przybrały fusy. Aufiery przeszedł dalej, szukając czegoś co przyciągnie jego zmysły. Tym razem zatrzymał się przy @Leila Cameron. Przez chwilę stał w ciszy nad filiżanką blondynki. Odczuwał bowiem silną aurę od dziewczyny. Po chwili zwrócił się do niej. - Bardzo dobrze rozpoznałaś półksiężyc, panno Cameron. Jest on symbolem zarówno kobiecości jak i ujawnienia prawd, których sami o sobie nie wiemy. Jednak w tym wypadku skupiłbym się na tym, że może przybierać on również formę ostrzegawczą. Wyczuwam tu opuszczenie, oziębłość ze strony otoczenia, relacje, które teraz wydają się być doskonałe, jednak wraz z czasem staną się tak zaniedbane i słabe, że w końcu znikną. Oczywiście będziesz miała szansę temu przeciwdziałać... w końcu wróżby nie zawsze się spełniają. Albo nie od razu. Ethan prawie wyszeptał ostatnie zdanie. Nie chciał straszyć uczniów, jednak jakie miał prawo by cokolwiek przed nimi zatajać? W oczy rzuciła się mu @Cándida Feliciana Miramon, która najwyraźniej mocno głowiła się nad swoją wróżbą. Nauczyciel od razu zauważył motyla w kubku Krukonki. Ta jednak wydawała się kompletnie nie wiedzieć co może on oznaczać. Ethan odchrząknął, po czym spróbował rozjaśnić u niej pewne kwestie. - Nie jest to zwykły motyl, tylko motyl nocny- tak zwana ćma. Może ona oznaczać, że niedługo znajdziesz się w centrum zainteresowania. Niestety w negatywnym sensie. Ćma jest zapowiedzią plotek wokół Ciebie bądź kogoś z bliższych Ci osób. Następnym razem spróbuj skupić się trochę bardziej nad kształtem. W końcu nie przyjdzie to do Ciebie samo. Zakończył swój wywód poważnym stwierdzeniem, po czym oddalił się do @Margo Temples. Wzdrygnął się na sam widok grzebienia, który widniał w jej filiżance. Cóż, obiecał już sobie, że nie będzie nic zatajał przed uczniami na tych lekcjach. - Grzebień bardzo często jest złą wróżbą... zwiastunem nieporozumienia oraz walki o swoją przyszłość. Możliwe, że objawia to twoje przesadne dbanie o zachowanie podanych przez kogoś wzorców oraz braku głębszych wartości do zaproponowania otoczeniu. Może się to jednak rychło zmienić. Miał ochotę coś dopowiedzieć, jednak powstrzymał się i przeszedł dalej. W końcu nie chciał trzymać tu uczniów cały dzień. Wtem jego uwagę zwrócił @Misha Destiel, którego wróżba znajdowała się właśnie na plecach dziewczyny siedzącej przed nim. Ethan przewrócił oczami, jednak widząc kształt, w który uformowały się fusy od razu zmienił swoją postawę. Usiadł obok Destiela na poduszce i z powagą obserwował spływającą kroplę. - Krople spokojnie spływające oknami na chwilę po deszczu... Spotka Cię szczęście, chociaż wpierw będziesz musiał trochę pocierpieć. W końcu po każdym deszczu wychodzi słońce. Niepomyślne zdarzenia skończą się wraz z ostatnią kroplą, po czym deszcz ustanie. Spodziewaj się pomyślności. Brunet mrugnął do ucznia, podnosząc się na nogi. Uwielbiał, gdy przyszłość miała być dobra. Szczególnie dla osób, którym przekazywał swoją wiedzę. Już miał przejść dalej, gdy któraś z uczennic wylała na niego całą herbatę. Ethan nie był osobą o stoickim usposobieniu, więc za pewne chciał już odjąć nieszczęsnej @Harriette Wykeham punkty, gdy ta w ostatniej chwili wspomniała o jej wróżbie. Kwadrat? Nauczyciel uśmiechnął się do niej, po czym zaczął się śmiać. - Masz szczęście. W końcu kwadrat symbolizuje stabilizację. Wszystko przed tobą. Szybko użył zaklęcia Silverto zarówno na sobie jak i na wcześniej wspomnianej "@Ivy E. Heikkonen", którą oblał jej sąsiad z poduszki za nią. Po sekundzie nie zostało na nich ani jednej kropli wody. Przeszedł się jeszcze raz wzdłuż klasy, wysłuchując innych uczniów. Niektórzy po prostu mieli żyłkę do tego przedmiotu. Jednak mężczyzna pokładał takie same nadzieje we wszystkich. Ethan wrócił na swoje miejsce i przyjrzał się uczniom. Przysiadł na parapecie i podjął do ręki papierosa. - Na wyróżnienie w pierwszym zadaniu zasługują @Sheila Violence Villadsen, @Rasheed Sharker, @Leila Cameron oraz @Naeris Sourwolf. Dziękuje wam za taki wkład w to wyzwanie oraz przyznaję po 3 punkty dla każdego z waszych domów. Co do reszty- macie jeszcze szansę dziś zabłysnąć- uśmiechnął się chytrze po czym dodał- w końcu nie będziemy dzisiaj wróżyć tylko z fusów. Proszę niech wszyscy odłożą herbaty! Somnium Libidins! Ethan rzucił zaklęcie i patrzył jak uczniowie zaczynają po kolei zasypiać. Może nie był to zbyt humanitarny sposób, ale wróżenie ze snu wymaga pewnych poświęceń. Teraz czeka ich półgodzinny, intensywny pod względem fantazji, sen. Brunet również skorzystał z okazji i wygodnie ułożył się na parapecie, zaciągając się papierosem.
Zadanie drugie:
Wszyscy uczniowie zasnęli. Jeśli chcesz uzyskać pokaźną liczbę punktów do kuferka, dokładnie opisz sen z motywem, który wylosujesz za pomocą kostek, a następnie postaraj się znaleźć powiązanie pomiędzy snem, a wróżbą, którą uzyskałeś z fusów. Jeśli w twojej filiżance za pierwszym razem nie widziałeś żadnego kształtu, z pewnością dostrzeżesz go po twoim śnie. Równie dobrze może Ci się nic nie przyśnić, jednak w takim wypadku nie zostaniesz wynagrodzony.
Kostki:
Parzyste i...:
1. Śmierć. 2. Potępienie. 3. Mecz quidditcha. 4. Romans. 5. Zachód słońca. 6. Nowa znajomość.
Gdy Profesor zaczął chodzić po sali, Sebastien ukradkiem przysłuchiwał się jego uwagom i stukał paznokciami o filiżankę, odrobinę znudzony. Śledził wzrokiem nauczyciela, aż do momentu, w którym wypowiedział on nieznane chłopakowi zaklęcie. Sebastien zmarszczył brwi, kiedy poczuł jak ogarnia go wielka senność. Po niedługiej chwili jego powieki opadły i ułożywszy głowę na stoliku, jednocześnie przewracając pustą filiżankę, zasnął. Blask słońca nawiedził sen Sebastiena który otworzył powoli i niepewnie oczy. Znajdował się na pustej plaży, wokół niego słychać było skrzeczenie mew i szum fal oceanu. Widok był nieznany, ale nie obcy, jakby coś takiego musiało już się raz zdarzyć, ale wyślizgnęło mu się z pamięci. Kolejną rzeczą z której zdał sobie sprawę, było to, że ściskał kurczowo czyjąś dłoń. Była większa od jego własnej, jednak delikatna, jakby miała zaraz zniknąć. Obrócił się pospiesznie, by dojrzeć kim jest osoba, którą trzyma. Ku zdzwieniu Sebastiena jedynym, co zobaczył był rozmyty cień, mający kształt nieokreślonej, wysokiej postaci. Mimo tego, chłopak poczuł wszechogarniający spokój, jakby odnalazł swoje miejsce na ziemi. Jednak po kilku chwilach niebo zachmurzyło się a cień zniknął, rozpływając się w ciemności. Sebastien znalazł się w dziwnym, nieznanym mu, wąskim korytarzu. Zdezorientowany zaczął iść w przód, mając nadzieję na znalezienie wyjścia, choć nie było go widać, nawet w oddali. Gdy tak szedł, niespodziewanie na ścianach pomieszczenia zaczęły pojawiać się plamki światła. Nie widać było skąd wnikały one do korytarza, zapełniając cały swoim migoczącym blaskiem. Przebudziwszy się ze snu, Sebastien zamrugał kilkakrotnie i rozejrzał niemrawo po sali. Chyba był pierwszą osobą, która się obudziła, ponieważ praktycznie od razu napotkał wzrok profesora. Zrozumiał, że kolejnym zadaniem na tej lekcji było właśnie zrozumienie tego, co mu się przyśniło. Przetarł oczy, próbując choć trochę się rozbudzić i zastanowił się chwilę nad interpretacją swojego snu. Był pewien, że prawie nieznanemu nauczycielowi nie wyjawi dokładnie wszystkiego. -Więc...-zaczął trochę niepewnie, przyciszonym głosem -We śnie byłem na plaży, co powinno oznaczać kreatywność i...bycie na granicy rzeczywistości? Przekartkował swój sennik, rozmyślając przez kilka sekund. Trzymanie czyjejś dłoni wróżyło odnalezienie kogoś godnego zaufania...ale dlaczego wszystko nagle zniknęło? Może miało się to dopiero wydarzyć i jeszcze nie było do końca pewne? -A potem znalazłem się w korytarzu, który chyba nie miał końca, co znaczy, że czeka mnie podjęcie jakiejś trudnej decyzji, która wywoła we mnie wiele wątpliwości...I na końcu pojawiły się jakieś dziwne światełka, nie wiem. Może to jakaś mająca nadejść nadzieja, czy coś podobnego.-Westchnął dość głośno i wzruszył ramionami. Dziś już chyba więcej nie wymyśli, to był wyjątkowo zły dzień dla niego jeśli chodzi o jakiekolwiek wróżby.
Nie spodziewała się, że ktokolwiek podejdzie do niej. Choć z drugiej strony znała większość uczniów. Więc czemu wydało się jej to takie dziwne? Nie wiadomo. Być może miało to związek z ostatnimi wydarzeniami mającymi miejsce w jej życiu. Spojrzała z uśmiechem w stronę @Lilith Nox przytakując automatycznie na jej słowa. - Cześć mała. Faktycznie, nie widziałyśmy się dawno. Może miało to po części związek z twoim zniknięciem? - spojrzała na nią oczekując jakiejś odpowiedzi. Może... Czemu jej nie było. Inni może nie zauważyli braku małej gryfonki na zajęciach, korytarzu, czy w wielkiej sali, jednak ona zauważyła to. Nawet chciała spytać o powód jej nieobecności Jaya, jednak w ostateczności odrzuciła ten pomysł. Reakcja nauczyciela na jej interpretację fusów była całkiem ciekawa. Nie pomyślała nawet aby poszukać rozwiązania w innym źródle niż podręcznik. Bo czyż to nie w nich jest wszystko dokładnie napisane? Najwidoczniej nie. Przytaknęła mu jedynie chcąc rozwikłać tą zagadkę w następnym zadaniu, które z pewnością im zada. I tak też się stało. Gdy sprawdził interpretację każdego z uczniów zaczął mówić o kolejnym zadaniu. Wydawało się zwyczajne. Chciała zapytać o coś nauczyciela, jednak poczuła jak jej powieki robią się ciężkie i po chwili zasnęła. Znalazła się na stadionie quidditcha podczas jednego z meczy. Ubrana w barwy swojego domu kibicowała drużynie Slytherina. Oczywiście w jej składzie znajdował się Lucas. Tylko i wyłącznie ze względu na niego przyszła na ten mecz. Nigdy wcześniej takie rzeczy jej nie interesowały. Nawet nie rozumiała po co oni się w to bawią. Pomimo deszczu stanęła przy barierce, moknąc do suchej nitki. Była taka dumna ze swojego chłopaka. Jeszcze kilka sekund i... Złapie znicza! Mocniej zacisnęła ręce na poręczy wpatrując się w jeden punkt. Lucas. Widziała jak z naprzeciwka leci w jego stronę tłuczek, jednak nie mogła nic zrobić. Chciała krzyczeć, baaa, nawet to robiła, jednak z jej ust nie wydobywał się żaden dźwięk. Mogła jedynie patrzeć na dalszy ciąg wydarzeń. Trzask łamanej miotły był okropny, jednak gorszy był widok spadającego ślizgona na ziemię. Co najdziwniejsze nikt nic nie zrobił. Wszyscy śmiali się dookoła, krzyczeli i wołali nazwy swoich domów. Czuła się jak w jakimś koszmarze. Łzy poleciały po jej policzkach i... Otworzyła oczy. Znów znajdowała się w sali do wróżbiarstwa. Automatycznie otarła policzki na których, o dziwo, znajdowały się prawdziwe łzy. Czyżby płakała przez sen? Bardzo prawdopodobne. Spojrzała na Lilith, chcąc się jedynie upewnić, że nadal jest koło niej. Była. Z ulgą wypuściła powietrze. Jednak nie tylko Lilith znajdowała się obok niej. Również nauczyciel. Najwidoczniej chciał wiedzieć co się jej śniło. Bynajmniej tak mówił jego wzrok. No dalej. Mów. Spojrzała na niego i opanowując swoje nerwy zaczęła mówić. - Znajdowałam się na boisku quidditcha. - mimowolnie zaczęła bawić się palcami. - Odbywał się mecz pomiędzy domami. Poszłam jedynie ze względu na mojego chłopaka i... - zawahała się na chwilę. Dziewczyno, na Merlina, weź się w garść! To był tylko nic nie znaczący sen. - Mój ukochany spadł z dużej wysokości z miotły i się zabił. Nic nie mogłam zrobić. Inni też nic nie robili. - i teraz coś do niej dotarło. A może nie oznaczało to śmierci. Może wcale nie był to welon żałobny. Może oznaczało to koniec jej, a raczej śmierć jej związku z Lucasem. - Miał Profesor rację, źle zinterpretował przepowiednię. nie musi ona oznaczać ślubu. Może oznaczać śmierć związku między dwojgiem ludzi. - zamilkła, zastanawiając się cały czas nad swoimi słowami. Jeśli była to prawda to nie było jej dane być z Kray'em. Spojrzała w stronę gryfonki posyłając jej blady uśmiech. Ciekawa bardzo była co też przyśniło się jej. Miała nadzieję, że było to o wiele lepsze i weselsze niż jej sen.
Mecz quidditcha.
Ostatnio zmieniony przez Oriane L. Carstairs dnia Pon 23 Maj 2016 - 22:30, w całości zmieniany 1 raz
Słysząc słowa Oriany zaśmiała się zakłopotana. Cóż miała innego zrobić? Porozmawia z nią ja będzie czas, a teraz… teraz powinny się zająć lekcją. Nie trzeba było długo czekać. Mała Lilith bardzo szybko pozwoliła się objąć Morfeuszowi. Akurat tego typu rzeczy działały na nią ponad przeciętnie.
Sen:
Dziewczyna uchyliła powieki spoglądając w czarną pustkę. Wokół niej trwała cisza, a ona sama unosiła się w przestworzach, przytulając kolana do swojej klatki piersiowej. Na sobie miała białą, długą suknie, która jako jedyna dotykała ziemi, a raczej tafli wody. Jej wzrok utkwiony był w jeden punkt, a mianowicie w przeźroczyste szkło, które oddzielało ją od kolorowej rzeczywistości. Widziała cmentarz, jakiegoś chłopaka, grób, lilie, medalion. Te wszystkie przebłyski obrazów powtarzały się w koło nie tworząc żadnej logicznej całości. Kompletny chaos, który z minuty na minutę przyspieszał. W końcu w tej pustce rozległ się głos, znajomy, a jednak tak bardzo obcy.
- Cienie przeszłości zgubione w przestworzach by móc się odnaleźć w tym głosie demona na szlaku śmierci półkrwi człeka spotkasz i w jego wspomnieniach odnajdziesz swój blask
by czystej krwi pani uśmiechu skosztować swój strach i niepewność musisz ofiarować gdy przyjdzie ten czas i znajdziesz tę bramę poznasz czyjś ból w mugolskim zwierciadle.
Mimo iż nie była tego świadoma, powtarzała w te słowa bez opamiętania, coraz szybciej, a im szybciej mówiła, tym obrazy przeskakiwały z większą prędkością. Pod koniec nabrały takiego tępa, że na tafli pojawiła się rysa, a zaraz po niej kolejna. W pewnym momencie szkło pękło rozsypując się na miliony kawałków, a ona nie była w stanie wypowiedzieć już żadnego słowa.
Dziewczyna uchyliła oczy i rozejrzała się niepewnie po pomieszczeniu. Co się właściwie stało? To był sen? Tak realistyczny. Czuła jak serce bije jej z niewiarygodną prędkością, a oddech jest dosyć nerwowy. Profesor w tym momencie rozmawiał z Orianą. Chwila spokoju. Musiała się uspokoić. Czuła jak po jej czole spływają kropelki potu. Tak bardzo zmęczył ją zwykły sen? Jak to możliwe? W końcu nastała jej kolej, a ona nie za bardzo wiedziała co ma powiedzieć profesorowi. - Ja… – zaczęła niepewnie, a w jej głowie nieustanie latały te same słowa – widziałam siebie i… migawki różnych obrazów… – widać było jak bardzo jest zagubiona w tym wszystkim co się stało – i słowa… – westchnęła głęboko. Najważniejsze było powtórzyć je głośno i zinterpretować. Wzięła kartkę i bez zastanowienia wypisała słowa ze snu (są wyżej w spoilerze nie będę ich powtarzać). - Wydaje mi się, że… – to było trudniejsze niż mogło się wydawać – spotkam kogoś… i ta osoba, bardzo… bardzo wpłynie na mnie? – zapytała samą siebie. Ciekawe, czy ktokolwiek był w stanie zinterpretować te słowa w prawidłowy sposób – jednego jestem prawie pewna – dodała trochę pewniej i spojrzała na profesora – Cienie przeszłości zgubione w przestworzach, by móc się odnaleźć w tym głosie demona… to jest porzucenie przeszłości, pogodnie się z nią pozwoli ruszyć na przód… tak? – chyba jednak nie była pewna.
Sheila ucieszyła się odrobinkę, kiedy profesor postanowił wyróżnić jej interpretację, chociaż nie do końca była pewna czy chce być wywyższana za taką wróżbę. Chaos towarzyszył jej ostatnio tak często, że w zasadzie powinna być już do niego przyzwyczajona, ale mimo wszystko, wolałaby dojrzeć w filiżance zapowiedź rychłej poprawy stanu rzeczy. Nie zdążyła nawet głębiej nad tym pomyśleć, gdyż dopadła ją nieoczekiwana senność. Nie chcąc uderzyć głową o stolik, zsunęła się w ostatnim świadomym ruchu na podłogę, opierając głowę o puf, na którym przed sekundą siedziała. Nie chciała teraz śnić, zbyt przestraszona swoją wróżbą, ale mimo wszystko nie opierała się zaklęciu, wiedząc, że i tak nie ma szans na powstrzymanie opadających powiek. Odpłynęła i niemalże od razu przysłoniła dłonią oczy, nie mogąc znieść oślepiającego blasku zachodzącego słońca, które znajdowało się tuż przed nią. Stała na kamienistej plaży, czując jak coś chłodnego otula jej stopy. To na pewno była woda, ale Villadsen nie kłopotała się tym, aby zwrócić na to większą uwagę, zahipnotyzowana przez płonącą przed nią tarczę, znikającą powoli za horyzontem. Nie do końca rozumiała jak połączyć ze sobą te wszystkie elementy, ale kiedy się obudziła, postanowiła, że chociaż spróbuje. Otarła oczy, czując pod nimi piasek, a potem popatrzyła na profesora. - Śniła mi się niewielka skalista plaża. Zmierzchało i zachodziło słońce, widziałam jak znika za horyzontem, a potem nastała ciemność. Wpatrywałam się w nią. - urwała na chwilę, przełykając ślinę. Zacisnęła dłonie w pięści, chwytając palcami krawędź mundurka. - Bałam się jej. Dokończyła wreszcie, nieświadomie opuszczając głowę, ale po sekundzie znowu patrzyła na profesora, starając się jakoś skupić rozedrgane myśli. - W filiżance dostrzegłam śmiecie, co może symbolizować aktualny chaos w moim życiu. Niepewność i kłopoty w prywatnej jego sferze. Głównym elementem mojego snu było zachodzące słońce. Wpatrywałam się w nie tak długo, aż całkiem nie zniknęło za horyzontem, po czym obserwowałam również ciemność. Zachód może symbolizować lęk przez tym co mnie czeka, gdy uda mi się wyjść z chaosu oraz ten strach, który zagnieździł się gdzieś wewnątrz mnie już teraz, co dokładnie pokrywa się z tym, co oznacza ciemność w moim śnie. Ja… ostatnio trochę odsunęłam się od moich znajomych. Stanie na skalistej plaży może oznaczać, że mam pewne opory przed nawiązaniem z nimi ponownego kontaktu, co może wiązać się z tym, że należą do dość zgranej paczki. Czuję, że przy nich jestem trochę na uboczu, nie znam ich za dobrze. Może lękam się nie tylko swojej aktualnej sytuacji, ale także tego, że mogą odrzucić moje towarzystwo? Nie jestem pewna… Urwała nagle, zupełnie tracąc wiarę w to co mówiła. Czy tak skomplikowany sens dzisiejszych wróżb w ogóle był możliwy?
Zachód słońca
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Z ciekawości zajrzała do filiżanki Sagi dostrzegła tam półksiężyc. Nie pamiętała z podręcznika, co oznaczał ten kształt, więc ją to zastanowiło. Oparła głowę na dłoni, jednocześnie spoglądając w nadal nic jej nie mówiące fusy ze swojego spodka. Przynajmniej dostała punkty dla domu, Merlin wie za co. - Może to znaczy, że czeka cię jakaś przygoda? Na przykład przy świetle księżyca w Zakazanym Lesie? - uśmiechnęła się do niej kącikiem ust i właściwie nie wiadomo, czy coś sugerowała, czy tylko tak sobie to powiedziała. Nie no, jasne, że tylko tak palnęła, przecież to Nana. - Ale z drugiej strony to może być to... jak to się nazywało... - poczuła się nagle strasznie sennie i właśnie zapomniała, co miała powiedzieć. - No wiesz, Saga...
Oparła się o stolik i zapadła w głęboki sen. Na początku zdawało jej się, że widzi tylko ciemność i czuje jedyny chłód. Dopiero po chwili otworzyła oczy, ale widziała jedynie błękit. Nie wiedzieć czemu pomyślała, że znalazła się w niebie, ale to nie było niebo tylko morze - piękne i błękitne. Uspokoiła się, bo z jakiegoś powodu zdawała sobie sprawę z tego, że śni, a wiadomo, że jeśli tak to będzie mogła oddychać pod wodą. Poczuła jednak, że tym razem jest inaczej. Usiłowała zaczerpnąć tchu, ale jej ciało broniło się przed otworzeniem ust. Zaczęła panikować i machać rękoma, by wzbić się w górę. Opadała jednak w dół, ku niczym niezmąconej ciemności. Co jest, przecież umiała pływać! Z narastającym przerażeniem poczuła, że brakuje jej tlenu, a przed oczami jej ciemnieje. Dopiero w tej chwili przypomniała sobie o różdżce i wymacała ją w kieszeni spodni. Wykrzyknąwszy zaklęcie wzbiła się w górę. Kasłając, opadła na zimny brzeg. Włosy przylepiły jej się do czoła, a ostre kamienie wbiły w dłonie. Podniosła się na klęczki, drżąc i oddychając szybko. Czuła się, jakby była z galarety. Dlaczego wszystko musiała odczuwać tak realnie? Nagle ktoś wypowiedział jej imię. Była niemalże pewna, że znała ten głos, ale gdy uniosła głowę, dostrzegła przed sobą tylko niewyraźną postać. Wyciągała w jej stronę dłoń o długich palcach. Naeris już miała ją chwycić, by dźwignąć się na nogi, gdy się zawahała. Spróbowała dojrzeć oczy postaci, ale zamiast tego tylko uchwyciła nikłe wrażenie, że uśmiecha się ciepło i przyjaźnie. Zacisnęła palce na jej dłoni i wstała. - Dziękuję... - wydusiła, dziwiąc się jak ciężko jest jej mówić. Postać skinęła głową i odwróciła się. Krukonka dopiero teraz zorientowała się, że znalazły się... chyba w jaskini? Poszła za nią niepewnie, trzęsąc się z zimna. - Dokąd idziemy? - spytała, odczuwając coraz większy strach. Postać przystanęła i uśmiechnęła się do niej, po czym błysnęło z niej tak mocne światło, że Naeris oślepiona cofnęła się do tyłu. Krzyknęła, czując, że natrafiła na pustkę. Spadała w ciemność, a słońce bijące ze zjawy, stojącej na skraju klifu niknęło w oddali. Błagała o pomoc, zapomniała, że to tylko sen, że nadal ma przy sobie różdżkę. Była pewna, że lada chwila rozbije się o skały i umrze. Głośne uderzenie o taflę i przerażająco lodowata woda otoczyły ją ze wszystkich stron. Dlaczego ona to zrobiła? - zdążyła pomyśleć.
Wzdrygnęła się. Serce biło jej szybko, mocno pobladła. Rozejrzała się, gotowa do rozpaczliwej walki o życie, ale znalazła się z powrotem w klasie. A uczniowie jeszcze spali... Spojrzała na pogrążonych we śnie Sagę, Candy i Nate'a. Dotknęła dłonią swojego czoła, tylko po ty by przekonać się, że skroplił się na nim pot. Jeszcze nigdy tak się nie bała. Objęła się ramionami, usiłując nie odczuwać takiego chłodu. Nauczyciel chciał, by opowiedziała co widziała. Nie chciała interpretować tego snu, ale mimowolnie połączyła go ze słońcem ze swojej wizji, które zgasło. - Topiłam się. - powiedziała cicho, spuszczając wzrok. - Po prostu nie mogłam zaczerpnąć powietrza... Użyłam zaklęcia i wyrzuciło mnie na brzeg. Tam... ktoś... chyba jakaś dziewczyna... pomogła mi wstać. Dokądś mnie prowadziła. Ale nagle ujrzałam... - chwilę szukała odpowiedniego słowa. - Błysk. Jakby od... zaklęcia? Nie mam pojęcia, ja... - zebrała się w sobie. - Zaczęłam spadać. A ona, ta postać, tylko na mnie patrzyła i nawet nie reagowała. A ja ją wołałam. Ja ją błagałam. - zakończyła z trudem. Wszystko to strasznie mocno na nią oddziałało. Naeris przybita czekała na koniec lekcji. Wierzyła, że sny mają czasami głębsze znaczenie i to ją zasmucało. Nie chciała mówić nauczycielowi, że postać wydawała jej się bardzo znajoma. Po prostu wbiła wzrok w swoją filiżankę.
KOSTKI: 1,6
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Nie spodziewał się wyróżnienia i w zasadzie niezwykle wyraźnie ono po nim spłynęło. Nie wyglądał na bardzo zainteresowanego lekcją, dlatego nagła senność była dla niego zaskoczeniem. Oczy mu się zamykały, ale zdążył jeszcze rzucić profesorowi spojrzenie pełne wyrzutu nim opadł głową na stolik, układając ją wygodniej w ramionach. Potem zaczął śnić. Obudził się na przyjęciu. Wszędzie wokół przewijali się ludzie, ale nie widział ich twarzy. Stanowili jedynie tło, tak samo jak wszelkie dźwięki, na których po prostu się nie skupiał, niemalże nie odnotowując ich obecności. Może zasugerował się tym co zobaczył w filiżance, bo już po chwili wyłowił w tłumie Carmę. Obserwował ją przez moment, ale zaraz zaczął iść w jej kierunku. Nie wiedział kiedy, ale gdzieś po drodze mrok za oknem zaczął jaśnieć, chociaż zabawa wcale nie ustawała. Kiedy zbliżył się do Krukonki, nieoczekiwanie otrzymał od niej czarę, ale jego reakcja była jeszcze dziwniejsza. Nieoczekiwanie dla siebie, nagle zapragnął wyznać jej miłość, ale nie potrafił wydusić z siebie nawet słowa. Zająknął się, a potem sen nagle się urwał, a Rasheed podniósł się do pozycji siedzącej dręczony uczuciem niepokoju. Wcale nie chciał dzielić się swoim snem z nauczycielem, ale tysiące pytań, które przewijały mu się właśnie przez głowę skłoniły go do zastanowienia się czy naprawdę chciałby mierzyć się sam ze swoją wróżbą. Popatrzył na profesora poważnie, jakby chciał tym samym skłonić go do tego, aby się nie śmiał, bo sam uważał to za niewysłowioną głupotę. - Śniło mi się przyjęcie. Rozglądałem się i znalazłem na nim znajomą osobę. Kiedy do niej szedłem, ciemność za oknem pojaśniała. Ona wręczyła mi czarę, a ja chciałem… - urwał, przewracając oczami. - Chciałem wyznać jej miłość, ale nie mogłem tego z siebie wydusić. Próbowałem coś powiedzieć, ale bez skutku, a ona patrzyła na mnie tak dziwnie chłodno. Miałem wrażenie, że z jej strony nic takiego nie ma. Zastanowił się przez moment nad tym ostatnim. Tak właściwie to ten wniosek wysnuł dopiero teraz, kiedy przypomniał sobie jak na tym przyjęciu wyglądała twarz Carmy. - Zabawa do białego rana może sugerować radość z życia. - podjął, wspomagając się podręcznikiem. - A jeśli pamiętamy, że w filiżance zobaczyłem trójnóg, oznaczający odkrytą tajemnicę, można to połączyć z otrzymaniem daru, tej całej czary. Czyli, że… chciałbym komuś coś powiedzieć, ale nie umiem ubrać tego w słowa, a skoro to akurat była czara to chyba chciałem wyznać jej miłość? Tyle, że jeśli ona jej nie odwzajemniała to znaczy to, że to ja tęsknię za uczuciem, ale skoro nie potrafiłem jej niczego wyznać to znaczy, że nie jestem pewien tego co czuje? Zgadywał dalej, znajdując odpowiednie ustępy w podręczniku, a trochę wspomagając się własną interpretacją, głównie wtedy, kiedy starał się odnaleźć nawiązania do swojego życia. To była prawda w bardzo przedziwny sposób. Nawet gdyby chciał się zakochać, wciąż ciążyło na nim widmo Gittan. Wiązało się to właśnie z tym, że nie do końca był pewien tego co czuje i czy chce się tym dzielić z kimkolwiek. - Czyli, że jak już się zdecyduję to będę cieszył się życiem? - zapytał, nagle przypominając sobie o tym przyjęciu. Rety, to było zbyt skomplikowane.
Okej, to było niespodziewane. Może nie tyle zdziwiła się, czując jak coś cieknie jej po plecach, a po prostu cicho syknęła. Herbata była ciepła, więc siłą rzeczy trochę ją oparzyła, kiedy tak rozlała się na jej szacie. Mniejszą uwagę zwróciła na to, że @Misha Destiel poleciał razem ze swoją herbatą, bo jakoś tak jemu udało się uniknąć uwieszenia na jej plecach. Szewskie słownictwo zignorowała jak na damę przystało i nawet może puściłaby to zdarzenie w niepamięć, gdyby nie to, że Misha zrobił sobie z niej podstawek na fusy. - Nie krępuj się. - burknęła sarkastycznie, krzyżując ramiona na piersiach i pozwalając chłopakowi na cudowanie z fusami. Usłyszała co profesor powiedział o tej całej łzie, jaka ułożyła się na jej plecach i skrzywiła się. - Pewnie, że pocierpi… niech tylko jeszcze raz postanowi mnie poparzyć. - mruknęła, nawet nie zwracając uwagi na to czy któryś z mężczyzn ją usłyszał. Była wdzięczna profesorowi, że osuszył ją zaklęciem, ale to wcale nie rozwiązywało problemu fusów, przyklejonych do jej szaty szkolnej. Ivy strąciła je dłonią, licząc na to, że w ten sposób względnie się oczyści, myśląc teraz tylko o tym, aby jak najszybciej opuścić zajęcia. Tyle, że nagle zmorzył ją sen. Śniło jej się rozszalałe morze. Wszędzie wokół szumiały dziko fale, rozbijając się z uporem o nadbrzeżne skały. Yventhis stała na brzegu, ocierając uparcie łzy, które cisnęły się jej do oczu. Gdzieś nad jej głową mignęła błyskawica, a niedługo potem rozległ się grzmot, zwiastując rychłą ulewę. W pewnym momencie, kiedy kilka z nich spadło na wilgotny piasek, dostrzegła jak wokół jej kostki zaczyna zamykać się śliskie ciało węża. Przestraszyła się i zaczęła biec przed siebie, wprost do wody, ale ledwo jej noga dosięgnęła pierwszej z fal, nagle poczuła jak zalewa ją całą. Toń zamknęła ją w sobie, nieoczekiwanie wciągając w swe objęcia, wyduszając z jej płuc resztki tlenu, ale zanim zdążyła nawet pomyśleć o tym, że oto właśnie umiera, obudziła się nieoczekiwanie. Wzięła kilka spazmatycznych wdechów, wciąż mając wrażenie, że nie daje sobie rady z oddychaniem, ukrywając twarz w dłoniach, które… drżały. Przestraszyła się, a to uczucie wcale nie było zbyt przyjemne. Ba, Ivy była pewna, że taka oznaka słabości nie przystoi Heikkonenom, więc spróbowała jak najszybciej się uspokoić. Tyle, ze to wcale nie było proste. Wreszcie udało jej się to, kiedy zaczęła obracać rzemykową bransoletkę oplatającą jej lewy nadgarstek, wspominając miłe chwile jakie się z nią wiązały.
Kostki: 5 i 4
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Odetchnęła z ulgą, kiedy nauczyciel zaczął się śmiać. Było blisko. Wróżba specjalnie jej nie ruszyła. I tak wiodła względnie stabilny żywot, chyba nawet wolałaby żeby był bardziej zwariowany. Chyba, że będzie stabilniej stać na ziemi, a to, biorąc pod uwagę historię z przed chwili, zdecydowanie było jej potrzebne. Tak czy siak, nie wierzyła w całe to wróżenie, wiec co za różnica. Usiadła obok @Ivy E. Heikkonen i zapuściła żurawia w jej filiżankę. - Może pożyczyć ci na zejście trochę stabilności – podsunęła je pod nos swoje fusy, słysząc pytanie, które dziewczyna zadała profesorowi. Nie zdążyły porządnie porozmawiać, gdyż dzięki zaklęciu nauczyciela wszyscy zasnęli. Ettie zawsze miała cudaczne, pokręcone sny. Nie inaczej było tym razem. Siedziała przed domem na huśtawce i podrzucała do góry puszka pigmejskiego. Po którymś podrzucie puszek nie wpadł z powrotem w jej ręce, ale zmienił się w balonik i odleciał do chmur. Znikąd pojawiła się @Lilith Nox ubrana w zbroję i zaczęła kopać ją w łydkę, ponieważ jak się okazało puszek należał do @Saga Demantur. Nic nie trzymało się kupy, począwszy od tego, że Lil przyjaźniła się z Sagą, a kończąc na tym, że huśtawka zmieniła się w nosorożca, który leniwie podgryzał sobie trawę obok dziewcząt. W miejscu, w którym powinien znajdować się dom Wykehamów stała ogromna wieża, ze szczytu której Saga rzucała w nią orzechami. Lilith oznajmiła, że od teraz to Ślizgonka jest jej księżniczką, a Ettie ma natychmiast oddać jej puszka. Jeżeli tego nie zrobi, stanie do walki na kolby kukurydzy z "nim" - Lilith wskazała palcem chłopaka, który siedział do wieżą i w wielkim kotle mieszał kisiel (nie kojarzyła skąd go zna, ale był to ten sam Krukon, który chwilę temu, na jawie, wpadł na nią i wylał herbatę na Ivy). Ettie oczywiście nie mogła oddać puszka, musiała więc zgodzić się na pojedynek. Zanurzyła się w kotle z kisielem, po czym stanęła przed chłopakiem, dzierżąc w dłoni niczym floret kolbę kukurydzy. Już miała zrobić wypad, gdy podbiegła do niej Lilith. "Demantur przesyła pozdrowienia" szepnęła jej do ucha, łapiąc ja od tyłu i wbijając kukurydzę w brzuch. Obudziła się gwałtownie odruchowo łapiąc się za ugodzone we śnie miejsce. Rozejrzała się zdezorientowana po klasie. Lilith i Saga siedziały w pewnej odległości od siebie, poza tym ta druga jeszcze spała. Powoli dochodziła do siebie, a im jaśniejszy był jej umysł tym bardziej uświadomiła sobie jak głupi był ten sen. Normalnie od razu poleciałaby ze śmiechem opowiedzieć go Lilitce, ale biorąc pod uwagę zaistniałe okoliczności… pamiętała drżenie przyjaciółki, gdy ta przed wyjazdem mówiła jej jak boi się skrzywdzić swoich bliskich. Wolała udawać, że nic jej się nie śniło. Sama nie wierzyła we wróżby i nie przykładała najmniejszej wagi do tego snu, ale z ciekawości otworzyła sennik. To co wyczytała miało sens – sen o zdradzie oznaczał, że obawiała się utracić Lilith. Uznała, że to też mogłoby ją tylko zmartwić. Naraz jednak przypomniała sobie o fusach w filiżance i doznała olśnienia. - Lilith, Lilith! Mój sen znaczy, że obawiam się ciebie stracić, – celowo pominęła co dokładnie wydarzyło się w jej podświadomości; warto też dodać, że nie brzmiała jakby obawiała się czegokolwiek – a tu mam stabilizację – wyciągnęła w jej stronę naczynko z fusami – czyli że wszystko będzie git! – rozpromieniła się i w euforii uniosła ręce do góry. W tym momencie uświadomiła sobie, że drze się na pół klasy i to o dość osobistej sprawie. Zmieszana opuściła ręce. - Śnił mi się też nosorożec – powiedziała do wszystkich tych, których uwagę nieumyślnie ściągnęła na siebie – To chyba nawet było ważniejsze… - czuła, że robi się czerwona jak burak i szybko pochyliła się nad sennikiem szukając znaczenia dla nosorożca.
– Czemu miałabym ci wypić herbatę? – spytała z niewyraźnym wyrazem twarzy. Ledwo zdążyła wypić swoją, nie znalazłabym ani miejsca w brzuchu, ani czasu na kolejną filiżankę. Takie oskarżenia! Ale prawda była taka, że faktycznie porcja Nathaniela zniknęła, a Puchon był nad wyraz spokojny. Raczej powinna mu się buzia nie zamykać na tak nudnym przedmiocie. Niestety, czasu cofnąć nie umieli, więc chłopak musiał spróbować odnaleźć jakiś kształt w tym, co pozostało. Może dlatego nic nie widział, bo to nie były jego fusy? – To trochę przypomina klucz… Jest w miarę długi i z jednej strony zaokrąglony. Na dole wprawdzie postrzępiony, ale może to też coś znaczy? – Nie do końca to wszystko widziała, ale przecież przy swojej wróżbie również improwizowała. A ten klucz nawet pasował… Skoro w podręcznik mówił o nowych możliwościach, to pewnie puchon wykaże się w przyszłym roku w drużynie. – Startujesz do drużyny w przyszłym roku? – zagaiła. Chciała wyjaśniać chłopakowi, że cos w tych fusach widzi – a przynajmniej tak jej się wydaje – ale dziewczyna obok okazała się bardziej wyczulona na wróżbiarskie aluzje, dlatego to na niej Candy skupiła swoją uwagę. Pogoń za czymś nieuchwytnym… Niby za czym? Czy ona za czymkolwiek goniła? W tej chwili nie potrafiła odnaleźć celu, do którego mogłaby dążyć, albo człowieka, za którym mogłaby gonić. Przywitała się z Sagą, która pojawiła się tak naprawdę znikąd, i zanim zebrała się w sobie, żeby cokolwiek odpowiedzieć jasnowłosej dziewczynie odnośnie swojej wróżby, profesor postanowił włączyć się do rozmowy. Faktycznie rozjaśnił jej pewne kwestie, ale wcale nie pocieszył Wzdrygnęła się na wzmiankę o byciu w centrum zainteresowania. Nienawidziła tego uczucia, kiedy wszystkie pary oczu były skierowane akurat na nią. To przynosiło pecha. Zaraz to samo dodał profesor, a ona, gdy tylko odszedł, uderzyła czołem w stolik pomiędzy dwiema filiżankami. – Na ostatnim wróżbiarstwie miałam w tych fusach żółwia, a ona podobno mówi o jakiejś krytycznej ocenie, która nie będzie pokrywała się z prawdą. Teraz zaczną mnie obgadywać… Co ja zrobiłam tej szkole? – jęknęła ni to do Nate’a, ni to do Naeris, ni to do Sagi. Wewnętrznie cierpiała i wyrzucała sobie, że mogła tu nie przychodzić. Puchon miał racje – wróżbiarstwo było beznadziejne. I na pewno sprowadzi na nią pecha. Żeby zająć myśli czymś innym, spróbowała spojrzeć w kubek Sagi, ale ciężko było jej to zrobić przez osobę. – A tobie co tam wyszło, Sago? Korona, róża, a może mały smok? – Zgadywała, ale Nana najwyraźniej coś dojrzała. – Romas? Księżyc? Może wilkołactwo? Albo wiesz, dementorzy w Zakazanym Lesie… Kiedyś podobno było ich tu mnó… stwo… – Udało jej się dokończyć myśl, ale jeśli ktokolwiek jej coś odpowiedział, nie mogła już tego pamiętać. Czemu zrobiła się taka senna?
Kuchnia? Tak, czuła te piękne zapachy hiszpańskich potraw, za którymi tak tęskniła. W Calpiatto nie było ucznia, który nie potrafiłby gotować. Zupełnie jakby mieli to we krwi. Czuła się lekko otumaniona, jakby dopiero się obudziła z letargu, a nogi w czasie snu poniosły ją aż na ten odległy korytarz. Właściwie nie wiedziała, gdzie tak naprawdę jest. Ściany wydawały się obce, nie potrafiła nawet przypomnieć sobie, w którą stronę powinna iść, aby wydostać się z budynku. Skoro jednak nie mogła stąd uciec, postanowiła pchnąć drzwi do kuchni i zobaczyć, co tam się dzieje. Jakby te twarze znała… chyba ze szkoły. Tłum ludzi, który mieścił się w porządnie wyposażonym i wielkim pomieszczeniu, był młody. Niektóre postacie znała aż za dobrze. @Saga Demantur, @Thomas Demone… a nawet @Ivoš Rožmitál! Oznaczało to, że byli tutaj nie tylko uczniowie i studenci, ale i inni, których kiedyś spotkała. Ale dlaczego znaleźli się tu wszyscy? Skąd w ogóle wiedziała, że powinna ich kojarzyć? Przecież już dawno przestała ich zapamiętywać. Stała w drzwiach jak idiotka i przebiegała wzrokiem po zebranych. Szlag, wszyscy wyglądali na podenerwowanych albo wręcz zirytowanych jej obecnością, jakby jej pojawienie tutaj było najgorszym możliwym posunięciem. Przełknęła ciężko ślinę. Usilnie szukała wyjścia z tej sytuacji, ale poczuła się jak w klatce. Usłyszała za sobą śmiech, ale kiedy zwróciła się w tamtą stronę, nikogo nie dojrzała. Pomyślała, że to Irytek – w końcu uwielbiał robić wszystkim psikusy. Tylko że to nie był Irytek. Tłum się ożywił i zaczął przeć przed siebie w kierunku Candidy. Parł, dopóki pierwsze osoby nie znalazły się na wyciągnięcie ręki. Wszyscy otwierali usta, ale do krukonki nie docierały żadne słowa. Nie mogła wyłowić z ciszy żadnego wyrazy, żadnego zdania, żadnych wyjaśnień. Chciała pytać, co się dzieje, ale wtedy za jej plecami znowu usłyszała ludzkie dźwięki. Teraz to nie był śmiech, a słowa. Ktoś o niej mówił, opowiadał niestworzone historie, a ona nie mogła się odwrócić. Nagle uwięzła w jednej pozycji, jakby ktoś rzucił na nią zaklęcie. Szamotała się – niestety tylko mentalnie – a głosy nie cichły. Po chwili dołączyły do niej pełne pogardy słowa kucharzy, którym musiała zrobić coś bardzo złego, skoro mówili takie okropne rzeczy. Potępiali ją. Nie mogła nic jednak wytłumaczyć. Usta – jak zaklejone taśmą – nie poruszały się ani o milimetr. Pułapka. Słowa miały moc. Taką moc, jakiej nikt sobie nie wyobrażał. A ona znowu nie miała prawa do obrony. Znowu zostanie porzucona, zeszmacona i wyalienowana. Rozpłakała się, tylko to jej zostało. Tego nikt nie mógł jej zabronić.
Otworzyła oczy i z przerażeniem zauważyła, że ma mokre policzki. Wciąż leżała z głową na stoliku, jakby jeszcze jej nie podniosła. Przetarła twarz i polizała rękę – słone. Musiała płakać przez sen. Dawno nie miała koszmarów. Naprawdę dawno. Właściwie prawie wcale nie śniła… Dlaczego teraz? Przetarła policzki i oczy mocniej, żeby nie było widać łez. Niestety, teraz pojawiły się wyraźnie zaczerwienienia. Niechętnie uniosła głowę, ale wciąż patrzyła w ziemię. Nawet kiedy mówiła do Naeris. – Koszmar? – Uśmiechnęła się blado.
2 i 2 (potępienie)
Katherine Russeau
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Katherine nigdy zbytnio nie lubiła wróżbiarstwa. Zapytacie się pewnie dlaczego. Otóż, dlatego iż z reguły wróżby w jej przypadku zawsze się sprawdzały. Dziś ubrana była w świeżo co wypraną szkolną szatę, a włosy związała w koński ogon. Wyglądała o wiele lepiej niż kilka dni wcześniej, ale było to tylko i wyłącznie za sprawą prochów, które brała, ale które mimo wszystko tłumiły jej gniew. Wiedziała, że w pewnym sensie na wróżbiarstwie się nie wyluzuje, a wręcz odsłoni przed innymi. Przyjęła filiżankę herbaty od profesora i wypiła calutką herbatę, zostawiając na dnie same fusy. Te ułożyły się w idealny wręcz półksiężyc, a przynajmniej tak jej się wtedy wydawało. Starała się jak wiele wynieść z zajęć i naprawdę tym razem się postarać, a nie potraktować ten przedmiot niczym ignorantka. Jak na razie radziła sobie doskonale. Otworzyła książkę na symbolice fusów i zaczęła czytać. To co odnalazła sprawiło, że nie poczuła się lepiej. -Półksiężyc jest symbolem kobiecości jak i ujawnienia prawd, których sami o sobie nie wiemy. Symbolizuje opuszczenie, oziębłość ze strony otoczenia, relacje, które teraz wydają się być doskonałe, jednak wraz z czasem staną się tak zaniedbane i słabe, że w końcu znikną. Przyjaciele najpierw nimi są, a potem opuszczają nas dla byle dziwek. Nie jestem w stanie temu zaradzić- powiedziała niezbyt zadowolonym tonem, wiedząc, że już lepiej nie mogła zinterpretować symbolu swoich fusów. Potem poczuła jak jej powieki robią się coraz cięższe i cięższe. Zasnęła niczym małe dziecko. Na początku w jej śnie nie działo się nic. Potem usłyszała dziwny hałas i krzyki. Slytherin, Slytherin, Slytherin! Gromkie okrzyki dobiegały z trybun, a ona spojrzała w dół i nagle znajdowała się na miotle, a w jej stronę leciał tłuczek. Odbiła go. Ktoś oberwał, słyszała krzyki, chyba wygrali, ale ktoś spadał w dół. Okazało się, że strąciła szukającego swojej drużyny. Nie było jej żal. Nie uroniła nawet łzy. Potem nagle twarz Lucasa zamienia się w twarz Benjamina. Zniknęło boisko, a wokół były same drzewa i roztrzaskana miotła. Głos dziecka był jakby odległy. "On nigdy nie będzie twój, twoje przeznaczenie jest inne, ale suki muszą zapłacić" , potem zaczęła płakać gromkimi łzami. Kolejny epizod był w momencie, gdy wszystko zniknęło, a ona była w Zakazanym korytarzu. Rzucała właśnie jakaś dziewczyną o ścianę, a potem po prostu przebiła ją sztyletem. Była niczym w amoku, a potem stała nad jej ciałem z zakrwawionymi dłońmi i śmiała się histerycznie. Głos w jej głowie krzyczał: wygrałaś, nikt nie ma prawa być lepszym od ciebie i odbierać ci tego co twoje. Znowu obok niej pojawiły się testrale. Katherine zerwała się z krzykiem. Była w sali od wróżbiarstwa, a dłonie były czyste. -W moim śnie wygrałam. Wygraną był odwet, osoba, która odebrała mi to co zdążyłam pokochać i to co sprawiło, że przez chwilę czułam się szczęśliwa. Najpierw szukający zginął obrywając tłuczkiem w głowę i spadając na murawę. Roztrzaskał się, a ja patrzyłam na niego bez smutku w oczach. Nie chciał mnie. Dlaczego ktoś inny ma go mieć? Potem zadźgałam tą dziewczynę nożem. Miałam krew na rękach i śmiałam się z jej martwego oblicza. Było beznadziejnie słabe. Ja mam chyba w sobie zbyt wiele złych emocji, one tłumione coraz gorzej na mnie działają. Nic nie pomaga profesorze- powiedziała ze smutkiem w głosie. Katherine nie była normalna.
- Czyli to nie Ty? Eh, no trudno. - Mruknął niechętnie, bo sam napiłby się tej herbaty. Pech chciał, że wcześniej usnął na mięciutkich poduszkach. Właściwie ta herbata i poduszki to były jedyne plusy zajęć z wróżbiarstwa dla Nathaniela, ale wolał już nic nie komentować, żeby nie narazić się na złowrogie spojrzenia koleżanki z Ravenclaw. - Ah, zapomniałem. Nate, miło mi. - Przedstawił się też zaraz Naeris, a na jego twarzy widać było zakłopotanie. Miał wrażenie, że kiedyś już się jej przedstawiał, ale mogło być ono mylne. Po prostu kojarzył dziewczynę dlatego, że widział ją parę razy w towarzystwie panny Miramon, ale chyba faktycznie nie mieli ze sobą okazji rozmawiać. - Dobra, poradzę już sobie jakoś na tej. - To były ostatnie słowa puchońskiego studenta skierowane do Naeris, przed tym jak zapadł w głęboki sen. Śniło mu się, że idzie po polanie, a delikatny, ciepły deszcz powoli opada na jego ciało. To było ciekawe i przepiękne zjawisko, bo padało, ale przy tym świeciło słońce, przez co na niebie pojawiła się tęcza. Cole szedł jednak dalej, aż dotarł nad rwącą rzekę, gdzie zupełnie coś innego przykuło jego uwagę - był to stary młyn, którego koło toczyło się nieprzerwanie, filtrując wodę. W dodatku tęcza odbijała się od wodnej tafli, co sprawiało wrażenie, że koło przetacza tęczowe płyny. Nate mógłby patrzeć na to godzinami, gdyby nie to, że nagle obudził się, a do jego nozdrzy dotarł zapach herbaty i tytoniowego dymu. - To było psychodeliczne. - Rzucił wyraźnie zaskoczony swoim snem, po czym popatrzył w swoje fusy, a następnie z powrotem rzucił okiem na twarz przyjaciółki, która już wcześniej starała mu się pomóc wykonać zadanie. - Wiesz co, to chyba serio jest klucz. I zobacz, ma skrzydełka. A śniło mi się coś jak... koło fortuny. Myślisz, że to znaczy, że mam szanse dostać się do narodowej drużyny quidditcha? Odczytuję to jako "klucz do sukcesu". - Przedstawiając swoją interpretację, mówił dość donośnie, zwracając się nie tylko do Cand, ale także i pośrednio do nauczyciela, bacząc na to, czy ten ma jakiekolwiek uwagi co do odczytanej przez niego wizji. Prawdę mówiąc, szczerze wątpił w to, by mu się udało prawidłowo zrozumieć jej sens. Dopiero teraz przypomniał sobie o czym mówiły dziewczęta zanim oddalił się do krainy snów i mar. Nie wiedział jak ma pocieszyć pannę z Calpiatto, która najwyraźniej nie miała szczęścia do swoich wróżb. - Nie przejmuj się. Może to po prostu zwykły koszmar jak każdy inny, a ta wróżba z fusów wcale się nie spełni. I tak w to wszystko nie wierzę. - Powiedział do niej z delikatnym uśmiechem, ostatnie zdanie niemal wyszeptując jej na ucho, żeby profesor nie słyszał jego niezbyt pochlebnej opinii o wykładanym przez niego przedmiocie. - I co Ci wyszło, Naeris? - Zagadał zaraz po tym do drugiej z siedzących obok dziewcząt. Stwierdził, że może jak będzie brał aktywny udział w rozmowie, to chociaż ponownie nie przyśnie na tych mięciutkich poduszkach. Chociaż właściwie... chętnie powróciłby do tego dziwnego, kolorowego snu.
Co?! To jeszcze nie koniec lekcji? Wszyscy się tak rozgadali, jakby byli orłami z Wróżbiarstwa. Masakra. Najwidoczniej tylko Lancaster była w tym beznadziejna. Zajrzała jeszcze do filiżanki kilka razy, spoglądając na węża ułożonego z fusów. Co oznacza wąż? Pewnie nic dobrego. Może oznaczał wroga? Albo jakieś negatywne uczucie? Różnie można było by to zinterpretować. Zwłaszcza, że Jolene nie miała pojęcia do jakiego zdarzenia w swoim życiu mogłaby to przypisać. Raczej nie miała poważnych konfliktów z ludźmi. Jakieś tam złe uczucia żywiła w sobie, ale... No i skończyło się na "ale". Dobrze, że w ostatniej chwili zdążyła odłożyć filiżankę, bo w końcu potłukłaby cały serwis panu profesorowi. Niespodziewanie zasnęła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że może być we śnie. Była w jakimś klubie. Zapewne znów Lancaster postanowiła wyjść z koleżanką na imprezę. Tylko czemu była taka niepewna, kiedy przekraczała próg lokalu, czuła jakieś niepokojące uczucie w środku. Nie powinna tu być, a jednak była. Podeszła do baru i zamówiła drinka. Nie pamiętała jakiego, ale chyba go lubiła, ponieważ zaraz jej uwagę zwróciła pewna osoba, która przysiadła się do niej. Jolene odwzajemniła uśmiech mężczyzny. Facet miał pełno tatuaży na ciele. Ślizgonka sama chciałaby mieć chociaż jednego, małego, a on... Wyglądał super. Wstał i zaprosił ją do tańca, ale nagle jego dotyk ją zabolał. Nie wiedziała dla czego, kiedy spojrzała na jego dłoń ujrzała węża. Miał wytatuowanego węża... Obudziła się zdekoncentrowana i rozejrzała po sali. Niektórzy jeszcze spali. Inni opowiadali profesorowi swoje sny. Co tu się dzieje... Aha! I co miała niby powiedzieć. Ten wąż i koleś w pubie... No właśnie! - Eemmm... byłam na jakiejś imprezie. Poznałam kolesia, który był całkiem miły. Cały wytatuowany. - Zaczęła niepewnie. Matko, co za głupota te wróżbiarstwo. - I w filiżance miałam węża, więc może to oznaczać... bo ten koleś miał na dłoni węża i kiedy mnie dotknął, zabolała mnie ręka. Czyli... - Urywała, trochę się plątała, ale starała się jak mogła. - Po prostu chyba muszę uważać na nowe znajomości, w najbliższym czasie? - Dokończyła są wypowiedź, nie będąc do końca pewna, czy w ogóle ma to sens.
Nagle ni stąd ni zowąd pojawił się niedaleko mnie @Misha Destiel. Od razu go zauważyłam. Bo może nie wyglądam, ale mam oczy dookoła głowy. Złapał moje spojrzenie i się przywitał, na co posłałam mu jeden ze swoich uśmiechów. Nie odpowiedziałam jednak. Nie myślałam, że to potrzebne. Wtedy wyluzowany Misha zrobił bałagan. A jego fusy wylądowały na Ivy. Zaśmiałam się pod nosem, ale na tyle wyraźnie, że nie mógł tego nie zauważyć. Wtedy zaczął odczytywać swoją wróżbę, a ja byłam pewna, że zwraca się tym samym do mnie. Nie wiedziałam, czy zmyśla i robi to specjalnie, czy rzeczywiście ma jakieś niesamowite wewnętrzne oko, które mu takie rzeczy opowiada. Uśmiech zszedł z mojej twarzy i już się na niego nie patrzyłam aż usiadł do swojej ławki i unikanie jego wzroku przestało być uciążliwe. Profesor Aufiery powiedział, że grzebień, który dostrzegłam w moich fusach, był raczej złą wróżbą. Oznaczał nieporozumienie i walkę o przyszłość? Poczułam się trochę dotknięta jego wytłumaczeniem ów wróżby, ale oczywiście nie dałam tego po sobie poznać i tylko uniosłam jedną brew z niewzruszoną miną. W każdym razie przyszła pora na drugą część lekcji. Wszyscy zgromadzeni w sali z wyjątkiem profesora usnęli. Ja również. I wtedy po raz pierwszy od bardzo dawna miałam zły sen. A dokładniej… Byłam w jakimś pomieszczeniu z zamku i czegoś namiętnie szukałam. Nie wiem, co to było, ale wydawało się jakbym się bardzo spieszyła. Ręce mi drżały. Byłam bardzo zdenerwowana. Wtem do sali wszedł Misha i zaczął coś krzyczeć, żebym się pospieszyła, bo zaraz tu będzie. Nie wiem kto i nie wiem, dlaczego tak na mnie krzyczał zamiast po prostu mi pomóc. Nagle znalazłam ów przedmiot i był to jakiś sztylet. Nie wiem, po co miałby mi być sztylet. Ale jak tylko go dotknęłam, znalazłam się na korytarzu na parterze. Szłam korytarzem i ledwo powstrzymywałam się od płaczu. Pod ścianami leżeli ludzie. A przynajmniej ich ciała. Wszyscy nie żyli. A ja, jak zaczarowana, szłam do przodu i nie zatrzymywałam się koło nikogo. Doszłam do końca korytarza, gdzie stał Misha. Ale nagle ktoś zaszedł go od tyłu. Złapał za szyję i nie mógł się ruszyć. Nie kojarzyłam tej osoby. Nie wydawała się znajoma. Nie potrafiłam skojarzyć, kim była. Ale zaczęła do mnie mówić. Wyjaśniła, że wszystko to jest moja wina. Zrozumiałam, że musiałam się z tą osobą pokłócić, a ona oszalała. To był mężczyzna, więc pewnie mu dałam kosza. Ale żeby tak zwariować? To nie mogła być prawda. Wtedy przypomniałam sobie treść mojej wróżby. Nieporozumienie? Zła wróżba? Może to o to chodziło. Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć tajemniczy facet pociągnął sztyletem po szyi chłopaka. Sztyletem, który ja wcześniej znalazłam. Dopiero teraz zauważyłam, że nie mam go w ręce. Ale już było za późno. Krew trysnęła z ciała Mishy i opadł na ziemię nieżywy. Zaczęłam biec w stronę zabójcy i krzyczeć. Płakałam. Pierwszy raz od dawna czułam, że płaczę. I wtedy się obudziłam z krzykiem. Cała klasa musiała się na mnie patrzeć, bo moje krzyki wydobywały się chyba nie tylko we śnie. Spojrzałam po wszystkich zmachana i na nauczyciela. Miałam mu za złe, że przez tą jego wróżbę teraz nie będę mogła spać z obawy, że znów przyczynię się do czyjejś śmierci. Już przestała mi się podobać ta lekcja. Siedziałam, próbując dojść do siebie, uspokajając oddech.
Podsłuchiwał ukradkiem co Aufiery mówi o fusach Margo, chcąc i tę wróżbę zinterpretować jakoś na swoją korzyść. No niestety nie brzmiało to zbyt dobrze, choć można było sytuacje uratować. Na to niestety nie miał czasu, bo wykotłował się z własną herbatą. Nauczyciela bardzo zainteresowała jego wróżba, ba nawet zgodził się z nim z tym wychodzącym po deszczu słońcem. Zawsze „wywróżał” sobie to co mu akurat było na rękę. Niesamowite jak często udawało mu się zrobić to poprawnie. Wróciwszy na swoje miejsce chciał zając się odczytaniem po swojemu wróżby Margo. Nie zdążył jednak nawet do niej zagadać nim oboje zasnęli. Jego sen nie był bardzo złożony. Dla Mishy ważny był każdy jego szczegół, ale ja nie będę się w nie zagłębiać. Kochali się z Margo, ale jeden element nie pasował do obrazka. Dziewczyna płakała. Dopiero chwilę po obudzeniu uświadomił sobie jak wszystko dziwnie składa się do kupy. Kropla z fusów, łzy w śnie. Nawet fakt, ze śniła mu się Margo, tak jak pisał jej w liście – co wtedy niekoniecznie było prawdą. Idealnie, nawet nie musiał się wysilać. - Śniła mi się… osoba na której bardzo mi zależy – spojrzał przy tym na Margo dając jej do zrozumienia, że chodzi o nią. Może trochę się zagalopował, ale to wszystko tak ładnie współgrało, że nie mógł inaczej – Płakała. W fusach miałem kroplę, więc o ile uznać, ze ta kropla była łzą to mogę to chyba uznać za dość wiarygodną wróżbę. Łza oznacza tęsknotę, prawda? Czy to znaczy, że ja tęsknię za tą osobą, czy może – tu w zasadzie zwrócił się do Salemki, nie do nauczyciela – że to ona tęskni za mną.
Kostki: Nieparzysta i 4 ---> Łzy
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Z ponurych rozmyślań wywołał ją łagodny głos Cándidy. - Można tak powiedzieć. - powiedziała tylko zbolałym głosem. Dostrzegła, że Krukonka także wygląda, jakby zobaczyła we śnie coś niezbyt przyjemnego. Spostrzegła ślady po łzach na jej policzkach. Błyskawicznie zapomniała o własnym smutku. Poczuła potrzebę pocieszenia Candy. - Całe szczęście, że sny praktycznie nigdy się nie spełniają. - zmusiła się do ciepłego uśmiechu. - Ale chyba pójdę po lekcjach do tego nauczyciela i trochę sobie z nim porozmawiam. Powiem, co myślę na temat usypiania uczniów bez ich zgody i wywoływania u nich koszmarów sennych. Oczywiście, prof. Aufiery na pewno nie chciał, by takie były efekty. Ale sam im to zafundował, nawet nie pytając ich o zdanie. Przecież usypiając całą klasę, mógł z nimi wszystkimi zrobić co tylko by zechciał. Naeris nie wierzyła w to, ale szukała kogoś do obwinienia o swoje złe samopoczucie. Wszystko mówiła w żartobliwym tonie, ale kto wie czy naprawdę nie pójdzie do profesora po lekcjach. Słysząc pytanie Nathaniela zastanowiła się. W końcu zebrała się w sobie. Należało wyciągnąć jakieś wnioski z tego snu, tego oczekiwał nauczyciel... Nawet jeśli były one bolesne. - Wydaje mi się, że mój sen dotyczył zdrady. Ktoś mi bliski... sama nie wiem kto, ale tak czuję, że to ktoś bliski, najpierw mi pomógł, a później zrzucił z klifu do morza. - kiedy przeszło pierwsze, straszne wrażenie, lepiej jej się o tym mówiło. - Wnioski nasuwają się same. Ktoś mnie w najbliższej przyszłości skrzywdzi. Oparła się o krzesło, by rozluźnić spięte mięśnie. Spojrzała jeszcze raz z troską na Candy. - Na pewno wszystko z tobą w porządku?
Słuchała przypuszczeń dziewcząt, kiedy poczuła się bardzo, bardzo śpiąca. W głowie utkwił jej tylko Zakazany las, o którym wspomniały obie dziewczyny. Czy to znaczy, że powinna się tam udać? Chciała o to zapytać, ale głowa Nany wylądowała na stole, Saga była nieco skonfundowana. Odwróciła się do Caramelo, ale już jej nie spostrzegła. Usnęła.
Zakazany las. No tak, to miałoby nawet sens. W końcu dziewczyny o nim wspominały. Była zupełnie ciemna noc, Saga nie mogła znaleźć różdżki by sobie poświecić. Na szczęście świecił wielki, jasny i czysty księżyc. W jego blasku spostrzegła, że coś błyszczy. Latarka i to zupełnie mugolska. Na boku wyryte było "własność Grzyba, użytkowanie bez zgody właścicielki grozi zjedzeniem". Oczywiście, że nie posłuchała ostrzeżenia. Pierwsze co oświetliła po włączeniu latarki to był wilk. Patrzył na nią zielonymi oczyma przez chwilę, a potem zaczął uciekać. Nogi same poniosły ją za nim. Kątem oka widziała jak księżyc zmniejsza się i zwiększa na zmianę. Nagle wilk zatrzymał się przy jakiejś postaci. Nana. Stała pod drzewem i go głaskała. Pokazała Sadze jezioro, które nagle wyrosło obok nich. Saga podeszła i ujrzała... księżyc. Po chwili woda zaczęła falować. Nawet nie zorientowała się kiedy do niej wpadła.Tam też był księżyc, a właściwie koło. Na chwilę znalazła się w środku, ale natychmiast wyrzuciło ją dalej. Do... stołu? Jadła posiłek sama. Na przeciwko było puste krzesło. Nagle usłyszała krzyk "użyłaś MOJEJ latarki"! - olbrzymia Harriette złapała ją w dwa palce i pożarła. W środku było po prostu ciemno, a jednak wszystko widziała. Była tam Candy, przebrana za księżniczkę, bawiła się kręcąc kółkiem, w którym Saga była jeszcze przed chwilą. Znalazła się w nim znowu. Zaczęła biec i biec i biec...
Uniosła gwałtownie głowę. Nikt już nie spał czyżby tylko ona przysnęła? Co to było? Poprawiła gorączkowo włosy i rozejrzała się nieprzytomnie po pozostałych.
Ethan spokojnie czekał aż uczniowie zaczną się budzić. Wiedział, że niektórzy zareagują trochę przesadnie, w końcu sny zawsze pozostawiają po sobie jakieś wrażenie, a tym bardziej jeśli zostały wywołane zaklęciem z zaskoczenia. Większość klasy brzmiała nerwowo opowiadając o swoich snach. Znaleźli się też tacy, którzy prawie nic o nich nie powiedzieli- nauczyciel jednak to rozumiał, w końcu mogły one przyjąć dosyć osobistą formę. Najbardziej zaimponowały mu osoby, które mimo tego zdecydowały się o nich opowiedzieć. W końcu wróżbiarstwo nie polegało jedynie na drzemaniu, a również na przeanalizowaniu snu i podzieleniu się swoją wróżbą. To była postawa, którą liczył dostrzec na tych zajęciach. Całe szczęście nie zawiódł się. Spodziewał się o wiele mniejszej atencji, jednak został pozytywnie zaskoczony. Nawet jeśli nie były to najciekawsze, to prawie każdy uczeń wkładał w wyznaczone zadanie wiele wysiłku. Gdy wysłuchał już wszystkich, wrócił na swoje miejsce i rozpoczął wywód. - Zauważyłem, że niektórzy z was naprawdę przejęli się swoimi snami. Jednak nie wszystkie sny są prorocze, oczywiście nie twierdzę, że takowych nie ma. Bowiem skłamałbym mówiąc tak. Śnicie je częściej niż sobie to wyobrażacie, a czasem nawet nie zdajecie sobie z tego sprawy. Jednak trzeba umieć wyznaczyć sobie granicę pomiędzy snem a rzeczywistością. Często dzieje się tak, że sny są odzwierciedleniem naszych uczuć, myśli oraz ostatnich wydarzeń, które bardziej na nas wpłynęły. Jedynie niektórzy, świadomie, widzą przyszłość. Takie osoby jednak posiadają specjalny dary, którym niestety nie każdy jest obdarzony. To nie znaczy, że nie możecie próbować. Może nie zawsze wasza wróżba okaże się trafna, jednak za każdym razem znajdziecie się bliżej waszego przeznaczenia... Ethan zamyślił się na chwilę i zaciągnął się papierosem. Po chwili "wrócił" i zakończył lekcję. - Dziękuje wszystkim za udział w lekcji, jeśli ktoś miałby jakieś pytania, zapraszam do mojego gabinetu.
Posty można bez konsekwencji dodawać do końca tygodnia, punkty w tym czasie nadal będą dodawane.
Najwyraźniej Nathanielowi również nie śniło się niebo albo wygrana w magicznej loterii pokaźnej sumy galeonów. Może nie wyglądał na niezadowolonego z tego faktu, ale na pewno spodziewał się czegoś innego; nawet tego nie ukrywał. Otrząsnął się jednak szybciej niż Candy i już zastanawiał się nad sensem wszystkich znaków z dzisiejszych zajęć. Swoimi rozmyślaniami chociaż na chwilę pozwalał Candidzie zapomnieć. – Skrzydła oznaczają wiadomość, klucz nowe możliwości, a koło fortuny… koło to na pewno symbol dobrego losu – przypomniała sobie – więc myślę, że przyjmą cię do drużyny bez eliminacji. Może któremuś puchonowi coś się stało i będą potrzebować zastępstwa? – Profesor kazał jej otworzyć umysł, spojrzeć szerzej na symbole i ich znaczenie, ale mimo szczerych chęci nie potrafiła uwolnić się od przytłaczającej rzeczywistości. – Ale jeśli interpretować te znaki w szerszym kontekście, to bardzo możliwe, że usłyszy o tobie drużyna narodowa i jej członkowie osobiście przyjdą prosić cię o dołączenie do zespołu – przytaknęła. Raczej nie przeanalizowała wróżb tak, jak prosił o to profesor, ale przynajmniej próbowała. Chłopak wydawał się zadowolony ze swojej interpretacji – co jeszcze bardziej cieszyło Candidę; dotychczas myślała, że przyprowadziła go tu niemal całkowicie wbrew jego woli – więc i ona musiała się rozpromienić. Nadal czuła, jak bardzo pieką ją oczy, ale starała się ich zbytnio nie trzeć. Oczywiście nie potrafiła się opanować, a im częściej je przecierała, tym bardziej podrażniała. Rozkleiła się. Tak dawno nie zdarzyło jej się płakać publicznie, że teraz nie wiedziała, jak powinna się zachować, żeby wyjść z tego z klasą. Nie po to utrzymywała pozory. – Koszmary bywają aż nazbyt realne – potwierdziła. Nie mogła się nie zgodzić z tym, że sny praktycznie nigdy się nie spełniają. Nie pamiętała, żeby jakikolwiek koszmar kiedykolwiek znalazł odbicie w rzeczywistości. W tym, chociaż wywołanym zaklęciem, śnie, pojawiły się elementy z jej życia. To, czego najbardziej się boi, i to, o czym intensywnie myślała. Wróżbiarstwo polegało na tym, że wmawiano ludziom, iż dana sytuacja niedługo będzie miała miejsce. A im bardziej człowiek wierzy, tym większe prawdopodobieństwo, że do tego wyprowadzi. – Oby się nie spełniła. Mam nadzieję, że się nigdy ode mnie nie odwrócisz, Nate? Przynajmniej dopóki nie zrobię ci jakiegoś świństwa, za które miałbyś prawo mnie nienawidzić. – Zbyt intensywnie rozmyślała nad Lope, zdecydowanie. Prawie podjęła już decyzję o pójściu na wesele. Prawie, bo musiała porozmawiać o tym z innymi. Zaśmiała się pod nosem. Podzielała jego opinię – nie wierzyła w to. Uniósł kąciki ust, aby pokazać dziewczynie, że popiera ją całkowicie. Profesor chyba zapomniał, że ma do czynienia ze studentami, którzy niekoniecznie fascynują się wróżbiarstwem, a także o tym, że takie ingerowanie w stan ucznia może być karane przez dyrektora. Wprawdzie mogłaby go zaskarżyć, ale… nie miała sił. Przysłuchiwała się tylko krukonce, która znalazła w sobie odwagę, aby opowiedzieć sen. – Widzę, że nie tylko przyśniło się coś negatywnego. I już nawet nie chodzi oto, że to było straszne, że to koszmar, bo oczywiście zdarza się, ale wtedy raczej ucieka się przed potworami, a nie… ludźmi. Potępiali mną. Najbliżsi, a także ci, których widziałam może raz w życiu – wydusiła z siebie. Chciała skupić się na śnie dziewczyny, ale gdy zaczęła, nie mogła powstrzymać się przed nawiązaniem do swojego koszmaru. Jakby coś ciągnęło ją za język i kazało mówić akurat o tym. – Wierzysz w to? – zapytała cicho, ale zaraz się poprawiła tak, żeby nikt nie poczuł się pominięty. – Wierzycie w to? Poprawiło jej się. Oczy bolały nadal, były też przesuszone, ale chociaż policzki nabrały kolorów i nie ciekły po nich łzy. Saga, gdy już uniosła głowę, mogła zobaczyć jedynie trochę Zmęczoną, może skołowaną snem Candy. – Tak, już jest w porządku – potwierdziła. – Macie rację, nie mogę się tak tym przejmować. Po prostu… nie mogłam się ruszyć, nie mogłam nic powiedzieć. Oni mnie nie słyszeli. To chyba stąd te łzy. - Ale i tak spojrzała jeszcze raz w kubek. Wciąż była tam ćma.
/Zakładamy, że profesor się jeszcze nie odezwał? I ciągniemy wątek jeszcze chwilę? Jeśli nie, to muszę edytować post./
Nie dało się ukryć, że o wiele chętniej Nate śniłby o wyygranym meczu quidditcha, ale przecież nie miał na to żadnego wpływu. Być może właśnie jednak ta tęsknota za miotłą i uczuciu wiatru we włosach towarzyszącemu lotowi sprawiły, że zinterpretował swój sen i wróżbę z fusów w ten sposób. Profesor nie skomentował jednak jego wizji, toteż puchoński student stwierdził, że chyba nie było tak źle. W końcu, gdyby jego wypowiedź była jedną wielką bzdurą, najpewniej pan Aufiery nie oszczędziłby mu chociaż kilku niezbyt pochlebnych słów. A może to on miał po prostu w głowie negatywną wizję nauczyciela, przez wzgląd na to, że nie przepadał za jego przedmiotem? - To byłoby spełnienie marzeń, ale widzisz, może i lepiej, że te sny nie zawsze się spełniają. Nie wierzę w takie proroctwa. Poza tym nie chciałbym nawet, żeby te wizje były prawdziwe. Wolę zdobyć tę pozycję w narodowej reprezentacji później, byleby Tobie przy okazji nie stało się nic przykrego. - Odpowiedział dziewczynie, uśmiechając się do niej wesoło. Taka była prawda, nie chciałby, żeby jego sukces okupiony był czyimś cierpieniem. A gdyby przyjąć, że te wszystkie sny się spełnią, Cand na pewno nie byłaby z tego zadowolona. - Nic mi nie mów. Kiedyś mi się śniło, że ktoś chodzi po domu. Miałem wrażenie, że naprawdę słyszę skrzypiące deski w podłodze. Jak się obudziłem, to jeszcze przed dwie godziny sprawdzałem, czy aby na pewno jestem sam. - Dodał po chwili dla otuchy, żeby jego przyjaciółka nie czuła, że jest sama. Poza tym, opowiedział rzeczywistą historie. To było w któreś wakacje i żałował wtedy, że rodzice zostawili go samego w domu. Z nimi na pewno czułby się bezpieczniej. - Ty? Świństwa? Nie byłabyś mi w stanie tego zrobić. A nawet jeśli, to musiałabyś mieć chyba naprawdę dobry powód. Także nie masz się czym przejmować. Będziesz zmuszona użerać się ze mną przez całe swoje życie. - Rzucił wyraźnie rozbawiony pełnymi obawy pytaniami Krukonki. Lubił ją, więc dlaczego miałby się od niej odwrócić? Chyba zbyt mocno wzięła sobie ten koszmar do serca. - Na pewno wszystko już w porządku? Może w takim razie masz ochotę na gorącą czekoladę albo kakao? Na pewno poprawiłoby Ci humor. - Po tych słowach uważnie przyjrzał się twarzy panny Miramon, sprawdzając czy aby na pewno nie płacze. Nie chciał widzieć jej smutnej twarzy. Odnosił wrażenie, że jednak miał rację co do tych zajęć. Były beznadziejne, nudne, a w dodatku wywoływały smutek wśród jego znajomych. Nie zamierzał jednak mówić teraz swojej koleżance "a nie mówiłem" - nie był to dobry moment. Zamiast tego zaproponował jej coś, co mogłoby pomóc zapomnieć jej o traumatycznych przeżyciach spowodowanych zajęciami. Z racji, iż Nana i Saga rozgadały się w swoim własnym gronie, Nathaniel pociągnął delikatnie Cand za sobą, nie zamierzając słuchać jej wymówek. Wiedział, że porządna dawka czegoś słodkiego sprawi, że poczuje się lepiej, dlatego nawet, gdyby miał ją przymusić, żeby poszła z nim, nie miał nic przeciwko.
zt. x2 (Nathaniel i Cand)
Naeris Sourwolf
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 167 cm
C. szczególne : Tatuaż anielskich skrzydeł na plecach
Wróżbiarstwo budziło w niej tyle sprzecznych emocji. Z jednej strony ceniła i czuła do tego przedmiotu sentyment ze względu na ciotkę, z drugiego trochę się go obawiała, bo jeszcze nie zdarzyło się, by jakaś przepowiednia jej dotycząca się nie sprawdziła. I w sumie lubić wróżbiarstwo i jeszcze przyznawać się do tego było trochę dennie. Egzamin ten napawał ją większym stresem i musiała chwilę posiedzieć nad jeziorem, by uspokoić umysł. Przecież setki razy powtarzała tematy o tarocie i o odczytywaniu snów. Wszystko powinno się udać, wystarczyło w siebie uwierzyć. Ile razy James jej to mówił? Nie zliczyłaby, a dalej nie umiała się przełamać. W końcu weszła do sali i przedstawiła się uprzejmie egzaminatorom. Na początku proste zadanie wróżenia. Naeris nalała trochę wosku i przypatrzyła się uważnie temu, jak się formuje. Przybrał kształt czegoś kanciastego i po chwili wywnioskowała, że to książka. Błyskawicznie podała jej znaczenie, mając nadzieję, że dokładnie je zapamiętała. Egzaminatorzy uśmiechali się, więc raczej poszło dobrze. Drugie zadanie dziewczyna uznała za znacznie prostsze. Naprawdę myślała, że egzaminy będą o wiele bardziej wymagające, ale może po prostu była tak dobra z wróżbiarstwa? Zaledwie zerkała na kształty utworzone z mąki i opisy, po czym porządkowała je. W krótkim czasie zakończyła swoją pracę i uzyskała pochwałę. Wyszła na zewnątrz, czując świeże tchnienie w piersiach. Naprawdę poszło jej nieźle, jeszcze trochę a byłoby nawet wspaniale.
W końcu luźniejszy egzamin! Matko, błagała tylko los, żeby nie było na egzaminie mąki. Nie potrafiła kompletnie nic z niej odczytać, po prostu mąka jej nie służyła i tyle. Weszła do klasy i stanęła przed nauczycielem, uśmiechając się do niego niepewnie. Spojrzała na przygotowany stół i serce jej stanęło. MĄKA. Pięknie, udupi to. Zaczęła od czytania z wosku, co zawsze wychodziło jej bardzo dobrze. Tym razem odlew wyszedł dziecinnie prosty, więc zaczęła przywoływać z głowy jego znaczenia w innych kulturach, byle tylko zabłysnąć na tyle, żeby zdać na podstawie swojej wiedzy z pierwszego zadania. Uśmiechnęła się do profesora, jakby wcale tak bardzo nie bała się aleuromancji, na którą teraz przyszła kolej. Przeleciała tylko wzrokiem opisy i przypadkowo przyporządkowała je do kształtów. Nawet nie chciało jej się myśleć, bo wiedziała, że i tak to schrzani. Może coś tam trafi, przydałoby się jej trochę ślepego szczęścia. Wyszła z klasy z mieszanymi uczuciami. Pieprzona mąka.