Huśtawka ta odwiedzana jest często przez zakochańców. Wystarczy raz ją trącić a będzie huśtać samodzielnie, powoli i przez dobrą godzinę. Co więcej okoliczne aromaty kwiatów w magiczny sposób zmieszały się przez co w powietrzu wyczuć można zapach swojej amortencji - nie mota ona jednak zmysłów, a jedynie uprzyjemnia spędzony tu czas.
Autor
Wiadomość
Medusa O. A. Nyx
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156cm
C. szczególne : Codziennie inny kolor włosów i fryzura; mocny makijaż;
Lubię Działalność Artystyczną, choć zwykle zaskakuję ludzi tym, jak precyzyjne elementy sztuki mnie intrygują - mogę podziwiać wszystko, oczywiście, w końcu jako przyszła rzeczoznawczyni artefaktów muszę mieć dobre oko... ale w kwestii praktyki największe doświadczenie mam w tym, co rzadko spotykane na lekcjach. Znam się na dokumentacji fotograficznej, więc choć umiem dopasować światło tak, by osiągnąć dobre rezultaty na kolumnach czy ścianach starych budynków, tak nie wiem w jaki sposób uchwycić czyjeś emocje czy dobrać kadr do czyjejś figury. Naprawdę nieźle radzę sobie z rysunkami technicznymi, pamiętając wszystkie wytyczne przy dokumentacji wykopów czy nawet znalezisk, ale nie bawię się cieniem czy kolorami tak, jak prawdziwi artyści. I chociaż wiem, że moje umiejętności są dobre do tego, czym się zajmowałam i zajmuję, tak gdzieś w duchu skubie mnie chęć osiągnięcia czegoś więcej. A może po prostu marzy mi się lekkie stwierdzenie, że "tak, jestem dobra z Działalności Artystycznej"?... - Jamie! - Podskakuję, prawie upuszczając przy tym swoją torbę; łapię ją pospiesznie i uśmiecham się szeroko, na widok Ślizgona nie potrafiąc wymyślić żadnego sensownego powitania. Hej? Zbyt nijakie. Cześć? Dziwnie się układa w ustach. Dzień dobry? Nie mają przecież stu lat... - Tak! Tak, idę, też - przytakuję niezgrabnie i poprawiam nerwowo fioletowy kosmyk włosów. Wcześniej byłam całkiem dumna z nieco bardziej artystycznego makijażu, który zdawał się pasować do takich zajęć bardziej, niż do Eliksirów czy Zielarstwa... teraz mam wrażenie, że przesadziłam, bo przecież i tak mnie nie widać obok Jamiego. - Mam nadzieję, że trochę bardziej manualnie, tak - kiwam głową entuzjastycznie. Ledwo patrzę gdzie idziemy, bo ciężko mi oderwać wzrok od chłopaka - mam nadzieję, że choćby kątem oka może zobaczyć mój uśmiech. - W sensie chyba po prostu wolałabym... nic aktorskiego, może bardziej takie coś do dłubania sobie samodzielnie w spokoju - wyjaśniam, żeby przypadkiem blondyn sobie nie pomyślał, że jestem jakąś wielką artystką. - Hm? - Dziwię się w pierwszej chwili skąd on już wie co będziemy robić, a potem dociera do mnie, że dotarliśmy na miejsce, po prostu nie zwróciłam na to najmniejszej uwagi. Przesuwam uważnym spojrzeniem po przygotowanych materiałach i śmieję się bezwiednie - nie wyobraziłabym sobie lepszej aranżacji do lekcji z Jamiem u boku. - Tooooo umówiłeś się tu z kimś, czy zostajesz ze mną? - Dopytuję, podchodząc już do jednego stanowiska. - Bo ja to bym raczej lepszego modela dla siebie nie znalazła!
Jako pilna uczennica i prefektka postanowiła sobie, że będzie uczestniczyć we wszystkich lekcjach, na jakie tylko da radę pójść. Może i na razie nie szło jej to jakoś rewelacyjnie, ale dopiero zaczynała studenckie życie, które jednak różniło się od tego uczniowskiego, dostosowywała swój plan dnia, wszystkie dodatkowe zajęcia i w ogóle ogarniała milion spraw, które zajmowały jej więcej czasu, niżby się tego oczekiwała. Na działalność artystyczną znalazła jednak czas i z radością podreptała na miejsce spotkania, po drodze spotykając nikogo innego jak samego Ryszarda. Odwzajemniła nieco nieśmiało jego uśmiech, który pogłębił się, kiedy usłyszała jego powitanie. - Muszę cię zmartwić, bo teraz to z tego huśtania to raczej ci nic nie wyjdzie. Zaraz będzie tu lekcja działalności artystycznej - wyjaśniła, sama z pewnym zaskoczeniem dostrzegając dzikie tłumy zgromadzone wokół huśtawki. Nie sądziła, że w zamku było aż tylu miłośników tego przedmiotu. - Nie, spokojnie, z tego co mi wiadomo, to mamy dzisiaj ze Swansea... A czemu tak nie lubisz tego, jak go nazwałeś, starego dziada? - spytała zaciekawiona, przyglądając mu się z przekrzywioną głową, kiedy zaczął grzebać w rozłożonych rzeczach. Nie była pewna, czy powinna go upomnieć, bo przecież na razie nikt im nie kazał nic robić, czy może zostawić w spokoju, bo w gruncie rzeczy nie robił nic złego. Na razie. - Mam nadzieję, że nie będziemy musieli malować jakiejś martwej natury, bo jestem w tym totalnie beznadziejna. Przysięgam, że ona wygląda na naprawdę martwą i to nie w przenośni. W ogóle moje malunki są paskudne, właściwie nie wiem, co ja tu robię - przyznała i sama nachyliła się nieco nad przygotowanymi przyborami. Ciekawość zwyciężyła.
Charlotte Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 169 cm
C. szczególne : Zawsze lekko uniesiony nosek i half-smile na twarzy, jakby wiedziała więcej od innych. Nosi się z dumą. Nierozłączna ze szpilkami, przynajmniej sześciocentymetrowymi! Maluje usta mocnymi kolorami. Aż zauważalne zmiękczenie w jej zachowaniu i noszeniu się, kiedy rozmawia z innym Brandonem.
Przez te cholerne dyżury nogi wchodziły jej tam, gdzie damie nie wypadało wspominać. Już wcześniej miała mało czasu, jednak teraz to była jakaś kumulacja. Tutaj ktoś kradł książki, tam inni dewianci zmieniali się w fotele, jeszcze tylko brakowało, żeby uczniowie zaczęli szczekać jak psy, a co po niektórym nie było do tego daleko ze swoim zachowaniem. Z ciężkim westchnieniem usiadła wreszcie na zasłużoną przerwę z filiżanką kawy i dobrą książką, która wręcz natychmiast została wytrącona jej z ręki, gdy Harry złapał ją i pociągnął za sobą. - Harry? – zapytała stonowanie, jakby wcale jej tym nie zaskoczył (i omal dosłownie nie wyrwał z obcasów), starając się ukryć całe chwilowe zdenerwowanie, szczególnie, że słowa, jakie przyszły jej do głowy były zdecydowanie nieprzystające damie. – Kto jak kto, ale po tobie spodziewałam się, że wiesz o podstawowych zasadach negocjacji. A dokładniej, że najpierw takowa powinna mieć miejsce – upomniała go, jednak nie sprzeciwiała się w pójściu na zajęcia, skoro i tak już wstała. Zaraz też uśmiechnęła się lisio prawym kącikiem ust, kokieteryjnie unosząc jedno ramię i przekrzywiając delikatnie głowę, doskonale zdając sobie sprawę, w jaki sposób eksponowała w ten sposób swoją szyję i jak układała jej się koszula. – Na pewno nie będziesz to ty – zaczęła mrukliwym szeptem, przejeżdżając po jego ramieniu zgrabnym palcem, dłonie jak zawsze miała odziane w rękawiczki, ten komplet był czarny, z półprzezroczystego tiulu, z falbankami na brzegu – jeżeli następnym razem wyciągniesz mnie bez ostrzeżenia – uniosła na niego brwi, wyzywająco mrużąc oczy, a uśmieszek na chwilę jej powiększył w zadowoleniu. Zaraz cmoknęła na niego w powietrzu, nim zwróciła się w stronę przygotowanego na błoniach sprzętu. – Zapozujesz, czy mam cię malować z pamięci? – puściła do niego oczko, nim podeszła do jednej ze sztalug, właściwe podkreślając i dociągając z biodra każdy krok. Złapała w palce jedną ze szminek, obracając nią w słońcu. Faktycznie była to nowa kolekcja. - To na jaki kolor ma się zmienić? – rzuciła zawadiacko do Harry’ego, patrząc na niego niby niewinnie, z uśmiechem, który zdecydowanie do takich nie należał. Wprost uwielbiała takie gierki, dlatego też mówiąc to, w pełni naturalnie, nie ściągając z niego na moment intensywnego, ciemnego spojrzenia, ułożyła dłoń niby pod brodą, jakby chciała oprzeć na niej głowę, tak naprawdę subtelnym gestem przejeżdżając paznokciami sugestywnie po szyi, małym palcem zahaczając o najwyższy guzik swojej koszuli. – Jaką masz na to wizję?
Terry Anderson
Rok Nauki : VI
Wiek : 16
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 173 cm
C. szczególne : mocny szkocki akcent, piegi na całym ciele, kilka pryszczy na twarzy, niedawno przeszedł mutacje
Jak to się stało, że ostatnimi czasy spędzali z Elaine tak dużo czasu razem? Mieli wspólne zajęcia, to jasne, ale w poprzednich latach udawało im się nie wchodzić sobie nawzajem w drogę. Bynajmniej nie oznaczało to, że Terry pałał do starszej koleżanki jakąkolwiek niechęcią, po prostu ich podejście do życia i szkolnych obowiązków różniło się na tyle, że lepiej było pracować w różnych parach. Nawet wówczas Eaine irytowała się sporadycznie infantylnością chłopaka, który z kolei wywracał oczami na jej sztywne przestrzeganie reguł. Choć więc mieli regularny kontakt, ograniczał się on raczej do niezbędnego minimum. W tym roku coś się jednak zmieniło w tej ich wypracowanej przez cztery lata dynamice - oboje dołączyli do drużyny, pracowali razem podczas zajęć, a nawet wspólnie zabrali się za zadanie na kółko transmutacji. Puchon nie miał nic przeciwko takiemu rozwojowi wypadków, niemniej zastanawiało go to bardziej, niżby się spodziewał. Tak czy inaczej nie protestował za bardzo, kiedy dziewczyna zgarnęła go pod ramię i zawlokła na zajęcia z działalności artystycznej. Na początku trochę się zmieszał, to prawda, ale w gruncie rzeczy nie miał nic przeciwko - w końcu i tak musiał wziąć udział w lekcji. Idąc za Puchonką, piętnastolatek rozglądał się nerwowo dookoła. Sam nie wiedział dlaczego, ale okropnie się przejmował tym, co mogą sobie pomyśleć mijane na korytarzu osoby. Milczał praktycznie przez całą drogę, odzyskując mowę dopiero, kiedy El zadała mu pytanie. -Wcale się nie boczę! - zaprotestował z zakłopotaniem, niczym obrażone dziecko - Nie wiem o czym mówiesz. - dodał po chwili, już bardziej opanowany, czując jak uszy mu różowieją. Od rana czuł się niezbyt komfortowo, obudził się bowiem z trzema nowymi pryszczami na czole i przez cały dzień miał wrażenie, że wszyscy wokół wytykają je sobie palcami. Oczywiście nikt tak nie robił, w końcu ponad połowę zamku stanowili nastolatkowie z szalejącymi hormonami i tuzinem wyprysków na twarzach, jednak Terry nie mógł powstrzymać natrętnych myśli. -Jak myślisz, co będziemy dzisiaj robić? - zapytał, chcąc zmienić temat.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Tak złożyło się, że okolice huśtawki przyszedł samemu i bez pary. Może byłoby inaczej gdyby jednak słuchał swoich przeczuć i niektóre rzeczy zachował dla siebie. No ale czasu nie mógł cofnąć. A nawet gdyby, to nie w sposób w jaki by chciał. Zmieniacze czasu ponoć działały w inny sposób. Przynajmniej według książek, bo te ponoć przepadły parę dekad temu. Nie zmieniało to faktu że stanął gdzieś z boku i czekał aż przybędzie ich nauczyciel. Wcale nie aż tak starszy od niektórych studentów. Mimo wszystko by nie marnować czasu na nudzenie się, zbliżył się nieco do @Harmony Seaver - Cześć Harmi. I jak, wypoczęłaś na wakacjach? - Rzucił dosyć nieświadomy faktu że Patton nieco jej i Mulan te wakacje przedłużył. Wtedy może by spytałby się o to nieco inaczej, ale... Raczej nic wielkiego się nie stanie. - Wiecie może co będziemy robić? - W głowie miał tylko jedną myśl, która wołała do nieba. Wszystko tylko nie taniec. Tak długo jak nie będzie to taniec, nic złego się nie stanie.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Pokiwała energicznie głową, od razu entuzjastycznie się z nią zgadzając: - Prawda! Nie mogę się doczekać, jak zrobi zajęcia z muzyką! I tańcem! Na pewno by coś genialnego wymyślił! – zarzuciła w wielkiej gestykulacji aż rękami do góry. Może to i dobrze, że tak zajęła się rozmową, bo odwiodło jej to myśli od krukońskiej sprawy, choć cały czas nasłuchiwała. Gdyby Verka powiedziała jej, co pomyślała o jej powitaniu, Harmony na pewno by się zreflektowała, pewnie nawet pilnowała, by za bardzo nie ponosiło ją przy dziewczynie. Jednak gdy nie miała granic była po prostu tym huraganem, przeżywającym wszystko głośno i pełną piersią. - Verka… W odniesieniu do kogo, czerwonych kapturków? – zażartowała na komentarz o nóżkach, bo nawet rudowłosa, choć była w kategorii wagowej sznaucerka miniaturowego, była wyższa od niej (dumnej kategorii czilali). Zaraz jednak usłyszała nad sobą znajomy głos i obróciła w podskoku, uśmiechając się w ten swój firmowy, promienny sposób do @Drake Lilac. - Drake! – i bez zbędnych ceregieli wskoczyła mu na szyję na przywitanie. – Cudownie! Wiesz ile zwiedziłam! O rany! Muszę ci wszystko opowiedzieć! A w ogóle to znasz Verkę?! To Verka! Jej nie było niestety na wakacjach… Ty byłeś? Zupełnie cię nie widziałam! No w każdym razie mam tyle zdjęć i…! – nawijała jak najęta a słowami to rzucała jak z bombardy, ekscytując się coraz bardziej. Jak jej tego brakowało! Spotkań na zajęciach! – Może malować, ale wiesz co przed tym możemy robić? Huśtać się! Chcesz mnie pohuśtać, bo Ver… – już miała łapać ich dwójkę pod ramiona, gdy zobaczyła, że Ślizgony zajęły huśtawkę. – Wisisz mi po lekcjach rundę! – krzyknęła do @Maximilian Felix Solberg, wystawiając do niego język. – To w takim razie się nie pohuśtamy – zrobiła teatralnie niezadowoloną minkę, by zaraz znów się zaśmiać. – A jak u ciebie?
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Przechodząc obok dwójki Puchonów dosłyszał fragment rozmowy, który stanowił idealny wstęp do zajęć. — Panie @Terry Anderson, to doskonałe pytanie i już spieszę z odpowiedzią! — powiedział nieco głośniej, niż tylko do chłopaka, chcąc przy okazji zwrócić na siebie uwagę uczniów i studentów, żeby powoli zaczęli przyjmować do wiadomości, że lekcja zacznie się lada moment. Dotarł do stolika i zatrzymał się przy nim, stając w taki sposób, by mieć wszystkich w miarę przed sobą, a jeśli ktoś zbytnio rozlazł się na boki, miał nadzieję, że jednak stanie tak, by móc dobrze go słyszeć. Szyję miał obwieszoną aparatami, na wszelki wypadek wolał przynieść je osobiście i mieć pod stałą kontrolą, wolał nie zostawiać ich tak po prostu na błoniach, licząc na to, że bez nadzoru nie stanie się nic złego z ich udziałem. Teraz odkładał je jeden po drugim na stolik, na którym robiło się trochę tłoczno. — Moi drodzy, dziś połączymy kilka różnych dziedzin. Trzeba korzystać z pięknej pogody i dobrego światła, wszyscy wiemy, że to nie potrwa zbyt długo. Taniec i malarstwo jest dobre na deszczowe popołudnia spędzane w zamku, teraz zajmiemy się fotografią. Zrobimy małą sesję, biorąc pod uwagę wszystko, co się z nią wiąże. Wcielicie się w rolę charakteryzatorów, modelów i fotografów, doświadczycie każdej z tych ról po trochu. — Kto wie, może nawet któraś szczególnie trafi komuś do gustu? Pora była idealna, jeśli zamkną się z przygotowaniami w ciągu godziny, może trochę więcej, to powinni trafić w najpiękniejsze zachodnie światło. — Do końca zajęć będziecie pracować w parach, weźcie sobie kocyk, paletę farb i zestaw pędzli. Wszystko jest odpowiednie do malowania po skórze, nie musicie się o to martwić. Wybierzcie sobie dowolne miejsce na polanie, byle nie za daleko, rozsiądźcie się wygodnie i zastanówcie, w jakiej stylistyce widzielibyście osobę, którą będziecie malować. Malujecie siebie nawzajem. — Machnięciem różdżki uniósł stertę koców i posłał je pośród uczniów, tak żeby każda para mogła wziąć jeden dla siebie. Jednocześnie kontynuował opis zajęć: — Nie chcę Wam narzucać zbyt wiele poza tym, że sesja będzie miała miejsce tutaj, na błoniach, i będziemy wykorzystywać naturalne światło, dlatego scenerie w murach zamkowych dziś odpadają. Możecie wykorzystać na przykład huśtawkę, przy której się zgromadziliśmy, jest bardzo fotogeniczna i świetnie sprawdzi się na przykład do wróżkowej stylistyki. Ale nie tylko, bo władamy przecież magią i wszystko zależy od Waszej wyobraźni. Jeśli wymarzycie sobie coś, czego nie potraficie wprowadzić w życie, służę transmutacyjnym wsparciem. W ogóle wsparciem. Uśmiechnął się do nich lekko. Miał nadzieję, że będą się dziś przede wszystkim dobrze bawić i spędzą miło czas, że może uruchomią swoją wyobraźnię. Dziś nie wymagał niczego więcej. — Ach, jeszcze jedno, to ma być charakteryzacja, nie makijaż. Macie do dyspozycji sporą paletę farb i kilka innych przydatnych ozdóbek, zróbcie z nich użytek, puśćcie wodze fantazji. To do dzieła, nie mamy czasu do stracenia, musimy wyrobić się przed najlepszym światłem. Jak skończycie z twarzami, mogę pomóc Wam z transmutacją strojów, jeśli będzie taka potrzeba — ruchem rąk zachęcił ich do pracy, a kiedy każdy wziął już swój pakiet małego artysty i odszedł w swoją stronę, oparł się o stół, zakładając ręce na piersi i korzystając z promieni słońca. Obserwował ich z daleka, nie chcąc krępować ich niepotrzebnie swoją obecnością. Gdyby ktoś jednak chciał go o coś zapytać lub poprosić, był do pełnej dyspozycji.
_____________________________ Etap I – charakteryzacja
Musicie zastanowić się, jak chcecie, żeby wyglądała Wasza sesja i dobrać pod nią charakteryzację. Możecie przemalować swojego partnera na wróżkę, wilkołaka, wiedźmę z nokturnu, co tylko sobie wymarzycie.
Mechanika Każda osoba z pary rzuca swoją kością k100, która określa to, jak Wam poszło. Modyfikatory do wyniku k100: • każde 10 pkt z DA w kuferku + 10 pkt • własny komplet pędzli w kuferku (kupiony przed zajęciami!) + 5 pkt • nowa postać (nie starsza niż 3 msc) + 10 pkt • wspomnienie w kp lub w fabule o zainteresowaniu malarstwem +10 pkt (proszę o link) • wspomnienie w kp lub w fabule o zainteresowaniu makijażem +10 pkt (proszę o link) • możliwość rzucenia zaklęcia imaginem... + 15 pkt • cecha eventowa gibki jak lunaballa (zręczność) + 5 pkt • cecha eventowa połamany gumochłon (zręczność) - 5 pkt
29 pkt lub mniej: rzućcie kością „niepowodzenie” 30-70 pkt: rzućcie „neutralną” kością 71 pkt lub więcej: rzućcie kością na „powodzenie”
niepowodzenie:
1, 2. Wokół Ciebie lata bzyczek i non stop bzyczy Ci do ucha albo próbuje siadać Ci we włosach. Może jadłeś dziś coś słodkiego? W takich warunkach zdecydowanie trudno się skupić. 3, 4. Przypadkiem łaskoczesz partnera w nos, a ten siłą rzeczy kicha i to w kulminacyjnym momencie Twojej pracy wymagającym szczególnego skupienia. Może da się to jeszcze naprawić...? 5, 6. Nakładasz farby za szybko i zamiast utworzyć ładne warstwy, kolory mieszają się ze sobą, tworząc nieestetyczne błoto.
neutralna:
1, 2. Wpadasz na to, żeby użyć gąbeczki i udaje Ci się uzyskać super przejścia tonalne, brawo! 3, 4. Brakuje Ci inspiracji? Może warto rozejrzeć się wokół, przeanalizować otoczenie? Rzuć kością litery, jeśli wylosujesz samogłoskę, możesz dodać do wyniku kości k100 5 pkt i jeśli zmienia to twój próg, rzucić na szczęście. 5, 6. Udaje Ci się podejść do tematu bardzo oryginalnie i nawet jeśli wykonanie nie byłoby najlepsze, to praca i tak broniłaby się sama.
powodzenie:
1, 2. Próbujesz użyć magicznego brokatu/eliksiru neonu i był to naprawdę świetny wybór, udało Ci się uzyskać wyjątkowy, bardzo obiecujący efekt! 3, 4. Czy jesteś artystą na co dzień, czy wstąpiło dzisiaj w Ciebie wyjątkowe natchnienie, idzie Ci tak świetnie, że kończysz swoją pracę trochę wcześniej, co daje Ci więcej czasu na zrobienie zdjęć. Zyskujesz przerzut dowolnej kości w następnym etapie! 5, 6. To bardzo dobra charakteryzacja. Zajęła Ci sporo czasu, ale opłacało się, projekt jest oryginalny, świetnie wykonany i dodatkowo bardzo dobrze komplementuje urodę partnera. Aż żal zmywać takie arcydzieło z twarzy!
Obowiązkowy kod:
Kod:
<zg>Kuferek:</zg> wpisz pkt z działalności artystycznej <zg>K100:</zg> [url=link]x[/link] <zg>Wykorzystane modyfiktory:</zg> wymień <zg>Ostateczny wynik:</zg> <zg>k6</zg> [url=link]x[/link]
Następny post wleci w środę 27.09 w godzinach wieczornych. Wciąż można dołączać, ale bardzo proszę od razu z parą!
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Kuferek: 30pkt. K100:87 Wykorzystane modyfiktory: kuferek (+30), możliwość imaginem (+15) Ostateczny wynik: 87+45 = 132 k63 - przerzut dowolnej kości w następnym etapie
Zaśmiał się na komentarz Lockiego. Oczywiście wiedział, do czego ten pije, ale postanowił pchnąć żart trochę dalej. -To z Vespuccim to był tylko raz, okej? - Przyaktorzył, jakby od tego zależało jego życie i jakby faktycznie trochę się wstydził, choć nie do końca miał czego. Owszem, bo dziwnej zmianie swojej aparycji w postać emerytki, podrywał starego zielarza, ale akurat tego nie żałował ani trochę, bo bawił się wyśmienicie. Na temat relacji kumpla z Elijahem nie miał nic więcej do powiedzenia, więc skinął tylko głową, na znak, że kuma i sobie zapamięta. Temat zszedł na quidditcha i tu już mogli prowadzić dyskusję do świtu, choć tematy poruszone przez Swansea zdawały się być trafne. -Kto jest ich nową? - Zapytał szczerze zainteresowany, naprzeciw kogo przyjdzie mu stanąć na boisku. -A daj spokój, nikomu z nas nie poszło za dobrze. - Ponownie się roześmiał, gdy weszli na wątek kapitaństwa u ślizgonów. -Może przejmie. Nie wiem. Mi to wszystko jedno, byle gryfoni nas nie przelatali w tym roku. - Wzruszył ramionami, bo tak naprawdę to po prostu nie chciał skończyć ostatni w tabeli, a jeśli miał być kompletnie szczery, to tak na prawdę zależało mu na regularnych treningach, zbawiennych dla jego formy mentalnej i fizycznej. Kwestia lidera była dla niego po prostu drugorzędna. -Dla Ciebie wszystko Promyczku! - Rzucił, gdy @Harmony Seaver się na niego wydarła, ale nie było czasu na dalsze pogaduchy, bo wbił Eliasz, cały na krukońsko i zaczął lekcję. -O kurwa. - Wyszeptał elokwentnie Max, gdy usłyszał, co dzisiaj będą robić. -Stary, ja to umiem malować kutasy na ryju, ale to chyba nie przejdzie, co? - Prychnął lekko rozbawiony do Lockiego, po czym już trochę poważniej dodał. -Zamienię Cię w węża. I tak już Ci wiele nie brakuje, a przynajmniej łatwo ze zdjęciami. Usunę Ci ręce i nogi, wpierdolę w trawę i będzie miodzio. - Przedstawił kumplowi swój plan i już podszedł do stanowiska z makijażem, by wybrać potrzebne rzeczy. Oczywiście postawił na ślizgońskie barwy - zieleń i srebro, choć wziął też nieco czerni, żeby porobić jakieś cienie, czy coś. Nie wiedział, jechał trochę na czuja. Co prawda zdarzało mu się w życiu malować czyjeś ryło, ale no nie robił tego w tym klimacie. Zdecydowanie bardziej wolał pracę z ołówkiem niż jakimikolwiek farbami, czy makijażem. -Mam się ograniczyć do twarzy? - Zapytał kumpla, bo nie miał pojęcia, jak się zabrać za to wszystko. Zaczął jednak od spryskania mu włosów wodą i zaczesania do tyłu tak, by wyglądał na praktycznie łysego szczególnie po tym, jak zmienił mu ich kolor. -Posram się nad tymi łuskami. Siedź i się nie ruszaj, miejmy to za sobą. - Westchnął i chwycił pędzel, by powoli machać swoje dzieło. Max miał ruchy sprawne i dokładne, czego sam się po sobie nie spodziewał. Nie chciał kumpla tu zanudzić i pozwolić na to, by mu wąż zastygł od ciągłego siedzenia, więc próbował się streszczać, jednocześnie zaskakująco przykładając się do swojej roboty. Widać było, że wczuł się w to wszystko i choć z malowaniem uporał się bardzo szybko, to nie był to koniec. Wyjął różdżkę i rzucił kilka zaklęć. Najpierw transmutował kumplowi nos tak, żeby bardziej przypominał płaskie szparki węża, potem podał mu soczewki z charakterystycznymi źrenicami, a na koniec zaklęciami dodał jeszcze całości blasku i wykończenia tak, że łuski wyglądały na bardziej realistyczne. -Kurwa, jaki Ty oślizgły. - Rzucił żartobliwie, prawiąc tym samym komplement swojej pracy.
Gibał się na huśtaweczce, obserwując jak nadchodzą kolejni uczniowie i patrzą z zazdrością na to, że to właśnie on i Maxio zajęli najlepszą miejscówkę. - Larsonówna. - wyjaśnił, choć po dziewczynie nie poznałby, że ma zamiłowanie do walenia pałą w krwiożercze kule. Zaśmiał się szczerze razem z Solbergiem na to wspomnienie ich porażkowego treningu - W tym roku nie za dobrze u wszystkich z tym quidditchem... - wciąż źle wspominał pierwszą lekcje tego roku, gdzie został właściwie zmasakrowany przez tłuczki. Na komentarz o Gryfonach prychnął, kiwając głową w zgodzie, choć ukrywał głęboko w sercu swoją obrzydliwą słabość do gryfońskiej pani kapitan, która, dla odróżnienia, nie wiedziała chyba o jego istnieniu. Na widok @Elijah J. Swansea uśmiechnął się lekko. Był on jedynym człowiekiem, przy którym Lockie czuł się swobodnie, dając mu namiastkę wrażenia, że ma prawdziwą rodzinę i choć był ułomny na tyle, by nie umieć mu tego okazać, to jego obecność zawsze wprawiała go w jakiś spokojniejszy i bardziej skoncentrowany stan umysłu. - Jak dla mnie mogą być i kutasy, każdy maluje co mu w duszy gra, nie? A Elijah wyraźnie powiedział, żebyśmy byli kreatywni. - parsknął, kierując się wraz z Maxem do stolika z farbami. Kiedy ten sięgnął po farby, Swansea przytrzymał swój golf przy szyi, patrząc na drugiego ślizgona porozumiewawczo. - Tylko twarz, ok? - nie chciał tłumaczyć, ale miał wrażenie, że nie musiał. W końcu pewne rzeczy da się wyczuć, a to, że tak szybko i lekko zaprzyjaźnił się z tym kretynem podpowiadało mu, że mają wiele podobnych doświadczeń. Usiadł grzecznie na dupie i dał się wymalować, uczesać i upiększyć tak, jak sobie tego Solberg zażyczył. Kiedy ten skończył, Lockie wywalił ozora i zadyndał nim. - Mogę tak pozować? - zaśmiał się, podnosząc z taboretu, by zamienić się z nim miejscami- Ty za to będzieeeeesz... - zamyślił się patrząc na dostępne kolory - Wróżką, kurwa. - postanowił, a jak postanowił tak zrobił. Zaklęciem wydłużył Maxowi włosy i ułożył je tak, by spływały kaskadą na plecy, po czym zabrał się za pełne detali ozdobniki na twarzy bruneta, starając się oddać całe wróżkowe piękno, które ten mógł i mocno w sobie ukrywał.
Obrazki poglądowe: Lockie wygląda mniej więcej tak Max wygląda mniej więcej tak
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
-Nic mi to nie mówi. - Przyznał szczerze, absolutnie nie przejmując się tym, że inni musieli stać, gdy oni grzali dupska na huśtawce. Bardziej ciekawiła go rozmowa ze ślizgonem, który mógł mieć w rękawie kilka interesujących informacji. -Pijesz do pogromu u Walsha? Mi tam się podobało. Tęskniłem za porządnym, srogim tłuczkowym wpierdolem. Choć prawda, nie świadczy to o nas najlepiej. - Nie tracił humoru, przypominając sobie, jak jeden po drugim padali jak muchy na lekcji miotlarstwa. Cóż, ten sezon na boisku mógł być bardzo ciekawy, jeśli wszystkie drużyny prezentowały tak nieistniejący poziom. -No właśnie. Kreatywni. A to oznacza kutasa z wenerą, bo zwykły to taki przeciętny. I to nie problem, ale ni chuja nie umiem malować czyraków. - Zakończył ze smutkiem, jakby to był największy problem w tym wszystkim a nie fakt, że Swanea pewnie musiałby ich za to wyjebać z lekcji. Nie żeby Maxowi zależało na Działalności Artystycznej, ale przecież wrócił z zamiarem nie robienia burdy, a przynajmniej nie od razu. -Tylko twarz, jasne. - Zgodził się, bo sam dobrze to rozumiał. Raczej nie zaopatrywał się dobrze na to, by i jego tutaj roznegliżowano przy wszystkich. -Zapraszam. Ten języczek będzie centrum mojego skupienia. - Puścił mu zalotnie oczko, choć zaraz potem się roześmiał, kończąc swoje dzieło dopieszczeniem kilku szczegółów. -Mogę dodać ciuszki? W końcu masz być wężem, przyda Ci się coś sexi i obcisłego. Spandexik, co Ty na to? - Poruszył sugestywnie brwiami i jeśli Lockie się na to zgodził, przetransmutował ślizgonowi ciuszki w strój dopełniający makijaż. - No i teraz możesz straszyć dzieci w trawie. - Podsumował, zamieniając się miejscami i czekając, w co przemieni go kumpel. -Wróżka? No i zajebiście! Mam w tym doświadczenie! - Rozsiadł się tak, żeby Lockie miał dostęp do jego ryła i dał maestro skupić się na pracy. Nie minęła sekunda, a już miał ochotę machać swoimi nowymi, bujnymi włosami. -A będę kurwa piękny. - Zachichotał z zamkniętymi powiekami, nie mając kompletnie pojęcia, jak wygląda, bo przecież nie patrzył w lustro. Wysiedział co miał, a gdy przyszedł czas na wykończenie detali i zmianę odzieży, poprosił Lockiego o chwilę, po czym wyczarował sobie zamknięty parawan, za którym się ukrył i poukrywał transmutacyjnie swoje blizny. -Teraz rób ze mną co chcesz, maestro! - Zawyrokował, gdy powrócił na stanowisko, czekając co takiego Lockie mu sprezentuje.
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Kuferek: 0 K100:6 Wykorzystane modyfiktory: brak Ostateczny wynik: k66
Póki jeszcze nie było zbyt zimno to faktycznie mogli do woli korzystać z dobrej pogody i urządzać zajęcia na świeżym powietrzu, bo później będzie na to po prostu zbyt zimno. Sama Mina nie wiedziała w sumie, która opcja bardziej jej odpowiadała. Z jednej strony na pewno przyjemniej było siedzieć na otwartej przestrzeni, ale minus był taki, że musiała się tu jakoś przytachać z zamku. I tak źle i tak niedobrze. Odwróciła się w kierunku Puchonki, która jak zwykle zresztą doczepiła się do niej na czas trwania lekcji. Chyba nikogo już w tej chwili podobny stan rzeczy nie dziwił, bo bardzo często można było dostrzec Hawthorne w pobliżu Scarlett. - Malujesz chyba coś na babeczkach, nie? Pewnie dasz sobie radę - odpowiedziała, bo dla niej malowanie i ozdabianie wypieków nie było wcale aż tak różne od siebie. Sama nie miała kompletnie żadnego doświadczenia jeśli chodziło o podobną twórczość artystyczną. Myślała, że jeszcze jakoś sobie poradzi. Przynajmniej do momentu, gdy na scenę nie wkroczył Elio. No i chuj. Tyle z jej malowania. Jeśli chodziło o makijaż to też nie miała jakoś szczególnie genialnego pojęcia. Mogła jedynie liczyć na to, że wspaniałomyślnie ludzka skóra nie okaże się aż tak wymagającym płótnem jak jej sięzdawało. No, ale niestety jej podejrzenia się ziściły. Nie miała pojęcia na temat tego, co robiła, a Faust ochoczo zasyczała z komunikatem, że pomoże i umoczywszy końcówkę ogona w jednej z farb postanowiła smagnąć nim kilka razy twarz Carly. Efekt nie był zbyt ładny. Zwłaszcza, że Mina nie potrafiła nawet pojąć tego jak właściwie powinna wymieszać farby, które w jej przypadku były zbyt płynne i po prostu rozpływały się na twarzy Norwood tworząc albo niezwykle barwne błoto lub też plamę ropy na oceanie. Jury powinno ocenić jaki właściwie efekt otrzymała. - Obiecaj, że nie spojrzysz w lustro... - skomentowała jeszcze swoje starania, muskając końcówką pędzla czubek nosa dziewczyny. Może, gdyby tworzyły jakiś horror o potworze z bagien to ten makijaż byłby idealny, ale w takich okolicznościach? Na pewno by to nie przeszło.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów
- A... no nie że go nie lubię. Swansea jest po prostu ladniejszy - wyjaśnił Eli krótko i zwięźle bardzo głęboki sens swoich preferencji odnośnie nauczycieli działalności artystycznej, po czym zachichotał na jej wyznanie o martwej naturze. Doskonale się dobrali, skoro żadne nie przejawiało talentu do sztuki. - Też mam nadzieję że to nie będzie to, inaczej do grona martwych dołączę też ja bo zdechnę z nudów. O patrz, znalazłem kolor twoich oczu - odparł, podnosząc dwa różne niebieskie odcienie i bardzo podekscytowany odkryciem zaczął je przymierzać do twarzy Puchonki, która dołączyła do oglądania farb. Kiedy podniósł wzrok znad stołu, zobaczył machającego mu @Hariel Whitelight i byłby to bardzo miły widok gdyby nie towarzysząca mu osoba. Odwzajemnił powitanie Harolda, zgrabnie ominął Szarlotę wzrokiem i nie zdążył już nic więcej zrobić, bo Eliasz rozpoczął lekcję i zaczął tlumaczyć ich zadanie. Brzmiało to, musiał przyznać, całkiem fajnie i interesująco. Czegoś takiego chyba jeszcze nie miał okazji robić. - No, Elżunia, chcesz być ze mną w parze? - zagadał zaraz dziewczynę, wykorzystując to że poniekąd przyszli tu razem - Przysięgam że umiem zrobić zajebiste zdjęcie, pod takim kątem żebyś wyglądała zgrabnie i w ogóle, tyle fot Haroldowi natrzaskałem na wizbooka, że pełna profeska normalnie - zareklamował się tak, że dziewczyna nie miała innego wyjścia niż się zgodzić. Zgarnął dla nich kocyk, jakieś miłe miejsce na polance i zabrali się do roboty. Możliwości było tak wiele, że Ryszard kompletnie nie umiał się zdecydować, co zrobić! Siedział z dziesięć minut w totalnym milczeniu i skupieniu, gapiąc się to na Elę to na otaczające ich błonia, usiłując się zdecydować na jakiś motyw. W końcu spojrzał w górę i doznał olśnienia. - BĘDZIESZ SŁOŃCEM - wykrzyknął i natchniony, pobiegł pędem do stołu po przybory. - Na żółto cię pomaluję, tutaj brokatu pierdolnę, włosy już masz po prostu idealne, tak zapozujesz tak ten na tle nieba... d o s k o - relacjonował swój plan i tak jak zapowiedział, pokrył Elę wszystkimi odcieniami słońca jakie znalazł, tu i tam okrasił hojnie skrzącym się w świetle złotem, poprosił ją żeby rozpuściła włosy i włożył jej na głowę cudaczną ozdobę, która przypominała mu promienie. Dorzucił do tego jakieś powłóczyste, żółte szaty i jego dzieło było gotowe. - P i ę k n i e, Ela, ja ci mówię, wygramy tę konkurencję!!! O właśnie. Przepraszam bardzo, mam pytanko, czy to będzie konkurs jak w Czar Model? Totalnie powinien być - zawołał do czającego się gdzieś niedaleko @Elijah J. Swansea, a potem oddał się w ręce Elżbiety, bardzo ciekawy na co go ucharakteryzuje. Może na trupa, skoro twierdziła że na obrazach umie uśmiercić nawet naturę.
Podniósł rękę, pokazując wysokość mniej więcej skrzata domowego: - A taki karzełek, duże oczy, tam stoi. - pokazał palcem bezczelnie @Saskia Larson, a jeśli to zauważyła to wystawił jej środkowy palec i puścił oko- Wiesz co, przy moim stanie zdrowia wpierdol od tłuczków niekoniecznie mnie cieszy. - przyznał. Wprawdzie dawno nie wyjebało mu żadnego organu, ale chociażby ostatnia wizytacja w domu Solberga, kiedy wykrwawił mu się na wycieraczkę. Walnął go w ramie na wieść o kutasie z wenerą, bo wolał nie mieć wenery ani na kutasie ani na twarzy, nawet jeśli namalowanej, także ulga, że max nie umiał tak ładnie rysować. Mimo to, po dłuższym czasie, obaj byli pięknie pomalowani, kto by sie spodziewał, że tacy z nich artyści i wizjonerzy. - Spandex? - uniósł brwi i zaczął się śmiać, a kiedy rzeczywiście jego ubrania stały się obcisłym, może nieco zbyt obcisłym kostiumem jego śmiech stał się niemal histeryczny, tak, że się prawie popłakał- O kurwa, nie dam rady! - -wyjęczał, ledwie panując nas spazmami, czując ból brzucha i policzków- Dobra! Dobra! Czekaj! - ponaglił go jednak gestem, by się przyszykował za parawanikiem, a kiedy wyszedł, Swansea trochę uspokoił swoją padaczkę śmiechową, by zastąpić ją pozowaniem niczym Arnold Schwarzenegger we wczesnych latach kariery kulturysty. - tera pa na to. - sam, choć nie taki biegły w transmutacji, zabrał się za powolną i wymagającą kilku powtórek, ale finalnie sukcesywną przemianę ubrania Solberga w kostium pięknej wróżki, nie zapominając o ślicznych, motylich skrzydłach i dużej ilości różyczek, falbanek i tiulu. - Jak dla mnie to nigdy nie wyglądałeś lepiej. - zbił z nim piątkę, uznając, że są gotowi do dalszych etapów lekcji.
Kuferek: 48 K100:52 Wykorzystane modyfiktory: punkty z DA, możliwość rzucenia zaklęcia Ostateczny wynik: 107 k63
Victoria uniosła lekko brwi, słuchając tego, co właściwie miała zrobić, zdając sobie sprawę z tego, że faktycznie nie miała zbyt wielkiej wyobraźni i być może jednak nie powinna próbować swoich sił w tych zajęciach. Z drugiej jednak strony była pewna, że przydadzą się jej przy tym, co tworzyła, więc dzielnie podeszła do Wacława, uśmiechając się do niego lekko, a później wybrali razem miejsce do pracy, gdzie usiadła na kocu i spojrzała na chłopaka. Westchnęła bezgłośnie, czując doskonale, że faktycznie nie była zbyt kreatywna, ale musiała spróbować, musiała się postarać. - Jeśli będziesz wyglądał, jak kawał drewna, to wybacz – powiedziała, sięgając po farby. Chciała zamienić chłopaka we wróżkę, ale nie do końca taką zwyczajną. Miał być zdecydowanie bardziej skryty, bardziej mroczny, zupełnie, jakby pochodził wprost ze szkockich legend, które lubiła. Nic zatem dziwnego, że sięgnęła po brązy i złoto, starając się w ten sposób zamienić Wacława w coś, czym nie był, nie do końca wiedząc, co robi. Z jakiegoś jednak powodu okazało się, że cała ta zabawa nie tylko jej się podobała, ale szła jej naprawdę dobrze i nie miała większych problemów z tym, żeby go pomalować. Zamienić w nocne stworzenie, we włosy którego za pomocą transmutacji wplotła również przepiękne ćmy, osadzając je ponad złotymi akcentami, które miały podkreślać to, że chłopak nie jest jakąś tam byle jaką wróżką. - Spodziewałam się, że to wyjdzie gorzej – przyznała, marszcząc lekko nos, ale widać było, że była wyjątkowo z siebie zadowolona. Najwyraźniej taka twórczość zaczęła sprawiać jej przyjemność i trudno było powiedzieć, czy tylko dzisiaj, czy była to jakaś większa zmiana, której Victoria się nie spodziewała. Zmarszczyła jeszcze brwi, a później skinęła do siebie głową i transmutowała ubrania Wacława tak, żeby przypominały czarne, powłóczyste stroje, jakie kojarzyły się jej z ciemnością i przeszłością.
Kuferek: 14 K100:83 Wykorzystane modyfiktory: punkty z DA Ostateczny wynik: 93 k63
- Tak, coś tam maluje, zdarza mi się, ale lepiej idzie mi z lepieniem figurek albo składaniem wszystkiego z ciasta. No, Mina, będziesz moim ciastem, jak się na to zapatrujesz? – powiedziała, śmiejąc się, starając się naprawdę zrozumieć cokolwiek z tego, co się działo, bez problemu poddając się zabiegom Miny, śmiejąc się, kiedy Faust postanowiła dołączyć do zabawy i nawet jakoś jej to wyszło, chociaż oczywiście Carly nie miała pojęcia, co tworzyły na jej twarzy. Komentowała jedynie, że to bardzo śmieszne uczucie i w sumie całkiem przyjemne, i ogólnie paplała w najlepsze, jak to ona miała w zwyczaju, bo taka była, wiedząc doskonale, że Minie czasami to przeszkadzało, ale teraz próbowała ją rozbawić. - Poczekam, aż zrobisz mi zdjęcia, wtedy sobie zobaczę, jak wyglądam! – zakomunikowała, patrząc na dziewczynę, potem na Faust, marszcząc lekko nos, a później zaśmiała się i klasnęła w dłonie. – Będziecie dwoma pięknymi wężami, mówię wam – zakomunikowała zadowolona, by sięgnąć po farby, które kolorystycznie odpowiadały temu, jak prezentowała się Faust, bo to było niezwykle wręcz ważne i z wystawionym czubkiem języka zaczęła tworzyć swoje dzieło, nie mogąc się nadziwić temu, że szło jej naprawdę dobrze, bo była pewna, że nie wygląda to tak tragicznie. Wężowa skóra prezentowała się po prostu świetnie, ale to było wciąż za mało, więc zamachała do Elijaha. – Profesorze? Czy ja mogę prosić o pomoc? – zapytała, wyjaśniając mu prędko, jeśli do niej podszedł, że z transmutacji była nogą, a potrzebowała zmienić tak strój Miny, żeby pasował do tej wężowej skóry.
— Wiesz, zawsze mi się wydaje, ze na DA uda mi się trafić na coś naprawdę przydatnego, a to zawsze są jakieś zdjęcia, albo odgrywanie durnych scenek i możesz mi wyjaśnić jak to niby ma mi pomóc w odpowiednim wyrzeźbieniu różdżek? — mówiła do Jo, niespecjalnie się przejmując, że najpewniej były spóźnione. Amelia miała swoje priorytety, a największym z nich była kawa. Gdyby lekcja odbywała się rano, to być może ta wymówka miałaby jakieś podłoże, ale popołudniowej również nie mogła przegapić. Nie przyzna się przecież, że naprawdę jej się nie chciało, nie zamierzała wcale pozwolić, by ktokolwiek miał powód do nazwania ją leniwą. Nie była leniwa, być może czasem przytłoczona ilością rzeczy siedziała bezczynnie, wgapiając się długimi minutami w ścianę, ale zdecydowanie nie należała do osób leniwych. — Przepraszamy za spóźnienie? — powiedziała, nieco pytająco, bo nie wiedziała czy lekcja się zaczęła i czy to w ogóle była lekcja, skoro wszędzie były porozkładane koce. Czasem myślała, że nauczyciele na siłę próbowali być cool. Spojrzała z nieznacznym grymasem na młodego nauczyciela, zastanawiając się przez chwilę czy Wang miała jakiś swój typ i czy zatrudniała studentów, bo profesor wyglądał na niewiele starszego od niej. Usiadła jednak na kocu – wcześniej upewniając się, że nie ma na nim błota, czy piasku, oczywiście. — Ja zacznę — powiedziała i wzięła się do pracy. Szło jej naprawdę dobrze i choć było nieco niedociągnięć to w kilka, a może kilkanaście minut Josephine została duchem. Może mogła być bardziej kreatywna, ale nie sądziła, że był jakiś sens porywać się na nie wiadomo jaką charakteryzację, kiedy nigdy wcześniej na dobrą sprawę tego nie robiła. Nawet zostało jej trochę czasu na robienie zdjęć, więc mogła uznać to za sukces.
Kuferek: 5 K100:95 Wykorzystane modyfikatory: + 10 nowa postać Ostateczny wynik:105 K6:6
Ciągnąc Terry'ego za sobą i nucąc przy tym jakąś piosenkę, faktycznie prosiliśmy się o widownię. Obdarzałam uśmiechem każda mijana osobę, aby oszczędzić sobie komentarzy. Nie patrzyłam na całość po tym samym kontem co mój towarzysz - bardziej się bałam, że posądza mnie o jakieś znęcanie się nad młodszym kolegom. Z drugiej strony, przy moim wzroście i sile, to nie było mowy, abym to ja była stroną dominującą. Chłopak był co prawda niższy ode mnie, ale z pewnością jako facet pokonałby mnie w fizycznym aspekcie. Nie wiem o czym mówisz. No tak, mogłam spodziewać się takiej wymijającej odpowiedzi. Wciąż miałam przed oczami wściekle czerwoną twarz Terry'ego i widoczne na niej zażenowanie i złość. Ewentualnie, jeśli mówił prawdę, to był zdenerwowany na profesora Rose. Pytanie tylko, dlaczego. - Już dobrze, dobrze, niech Ci będzie. - smarku, ale to już dodałam w myślach. Poklepałam go pocieszająco po ramieniu, powstrzymując się przed zmierzwieniem mu włosów. To była miła odmiana, zadawanie się z kimś niższym ode mnie. Zazwyczaj to ja musiałam zadzierać głowę wysoko do góry, by w ogóle zobaczyć, z kim mam do czynienia. Otworzyłam usta, aby odpowiedzieć na pytanie, jednak zanim wyartykułowałam jakiekolwiek słowo, został uprzedzona przez samego profesora. Wzdrygnęłam się nieco, słysząc jego głos tuż obok siebie. Szedł za nami? Śledził nas? Ile usłyszał albo zobaczył? Pokręciłam przecząco głową, niezbyt zadowolona z całej tej sytuacji. To tak...nie ładnie! Jeszcze do tego sam temat zajęć. Mamy sobie robić makijaż? Mam go robić Terry'emu? Czy to jakiś kiepski żart? Pociągnęłam chłopaka za sobą, zaciskając usta w wąską kreskę. Jeśli się wyrwał z uścisku - trudno. Zabrałam ze sobą wszelkie potrzebne rzeczy, po czym odeszłam z nimi na bok, by zarówno mieć miejsce, jak i nie koczować się blisko innych par. Tego mi jeszcze brakowało - głupich komentarzy oceniających moje zdolności makijażu. Które, co by dużo mówić, leżały i kwiczały. Fakt, że miałam robić charakteryzację w niczym mi nie pomagał. Szczególnie, że nie wyobrażałam sobie chłopaka w jakiejkolwiek roli. Postukałam palcem po brodzie, myśląc energicznie nad tym, co mogę zrobić. Kiedy przyszła moja kolej, niezależnie od tego, czy wykonywałam pracę pierwsza, czy druga, postanowiłam zrobić z puchona bajkowego księcia. Zakryć te jego niedoskonałości, wyrównać odcienie, podkreślić naturalne walory. Kontynuowałam swoją pracę, aż nie uznałam, że wystarczy. Miałam przed swoimi oczami piękną wersję Księcia z Bajki ze Shreka. - Voilà! - rzuciłam, cofając się do tyłu i wyciągając małe lusterko ze swojej torby, by Terry mógł się zobaczyć, jak wygląda.
Kuferek: 3 K100: 40 Wykorzystane modyfiktory: brak Ostateczny wynik: 40 k65 neutralne 5, 6. Udaje Ci się podejść do tematu bardzo oryginalnie i nawet jeśli wykonanie nie byłoby najlepsze, to praca i tak broniłaby się sama.
- Nic aktorskiego… Ja właściwie nie wiem po co idę na te zajęcia, więc w sumie to wszystko jedno - stwierdził jeszcze zanim dostrzegł, co było rozstawione na miejscu lekcji. To wyglądało nieco jak koszmar dla kogoś, kto nie był dobry w dziedzinie artystycznej, ale jednocześnie Norwood miał świadomość, że zwyczajnie nie próbował nigdy własnych sił w czymś takim. Nie pociągało go to, nie interesowało w żadnym stopniu, więc zwykle ignorował lekcje z działalności artystycznej. Chyba raz był na aktorskich, albo chciał być, ale zrezygnował, sam nie był już pewien. Pokręcił lekko głową, zaraz próbując zapanować nad mimowolnym spięciem, kiedy usłyszał słowa Medusy. Lepszego modela nie mogła znaleźć? Dlaczego, ponieważ miał tak śliczną twarz? Kolejny raz w duchu przeklinał na krew matki, mając ochotę odwrócić się i wyjść, ale już dawno przestał zachowywać się w podobny sposób. Nie po to uczył się kontrolować swoją gorszą stronę, żeby samemu poddawać się jej przez reakcję innych. A jednak przez to kolejny raz zastanawiał się, czy jakiekolwiek relacje były w pełni prawdziwe, nie zaś efektem uroku. - Jestem wybredny co do towarzystwa, więc zostaję z tobą - odpowiedział dziewczynie, podchodząc do niej i wziął w dłoń jedną z farb, spoglądając znów na Puchonkę, lustrując jej makijaż. Cokolwiek mieli robić, był pewien, że dziewczynie pójdzie lepiej od niego. Chciał coś jeszcze powiedzieć, ale pojawił się Elijah i chcąc nie chcąc musiał skupić się na jego słowach i wyjaśnieniu tematu lekcji. Malowanie twarzy i fotografia. Zajebiście… Może tego nie zdoła spieprzyć. Inna sprawa, że to wyglądało jak coś… Jak randka. No umówmy się, wszystko wyglądało jak wyjęte z poradnika jak zaplanować niezapomnianą randkę i oczarować obiekt westchnień. Dobre światło, natura, malowanie twarzy i robienie zdjęć. Jeszcze pewnie z bliska, żeby uchwycić to, co się namalowało. Norwood miał ochotę roześmiać się, ale zamiast tego oczywiście zmarszczył brwi, próbując całkowicie zignorować okolicę, zignorować właściwie wszystko, łącznie z własnymi myślami i po prostu skupić się na zadaniu, aby mieć lekcję z głowy. Przynajmniej miał towarzystwo kogoś, z kim potrafił się dogadać. - No więc dobrze, weź koc, ja wezmę resztę i chodźmy gdzieś na bok - zaproponował, zabierając przygotowane narzędzia i skierował się nieco na bok, nie chcąc, aby inni wchodzili w kadr przy zdjęciach, czy coś podobnego. - To może ja zacznę? To będzie raczej szybkie, skoro jesteś już i tak pomalowana, a ja nie chciałbym ci tego zepsuć… Zobaczymy - zaproponował, a kiedy dziewczyna zgodziła się na to, żeby zaczął, sięgnął po różową i białą farbę, aby przystąpić do ostrożnego malowania jej. Starał się przy tym, pomimo bycia niezwykle blisko niej, nie naruszać żadnych granic, choć zastanawiał się, czy mogliby farbami zejść niżej, na szyję czy ramiona. Zrezygnował jednak z tego pomysłu, skupiając się w pełni na twarzy Medusy, starając się nawiązać jak najbardziej do makijażu jaki Puchonka miała na sobie. Ostatecznie [url=https://i.pinimg.com/736x/9d/b4/6e/9db46e42e0b3bd95ba8e6738ae5c32e1.jpg]efekt[/uel] został uzyskany i zdaniem Norwooda nie był najgorszy, był wręcz zdania, że broniło się samo, ale wolał jeszcze nie wypowiadać się na ten temat. Jego zdaniem wystarczyło teraz transmutować strój dziewczyny na bardziej zwiewny, na sukienkę, która wyglądałaby, jakby miała za chwilę rozpaść się na wietrze i byłaby gotowa. Byłaby jak eteryczna wróżka z tych wszystkich mugolskich książek, które kiedyś czytał. - Mi się podoba, ale nie wiem jak tobie… W każdym razie możesz odegrać się na mnie - stwierdził, siadając wygodnie, wyciągając przed siebie nogi i podparł się rękami za plecami, wystawiając twarz w jej stronę.
Kuferek: wpisz pkt z działalności artystycznej K100: [url=https://www.czarodzieje.org/t22525p156-kostki#747745]74[/link] Wykorzystane modyfiktory: kuferek, nowa postać Ostateczny wynik: 74 + 20 + 10 = 104 k6 5
— To cyrylica — mówię nieco zmieszany, nie bardzo rozumiejąc, co takiego ma na myśli. Mój charakter pisma może i nie jest najpiękniejszy, ale nie nazwałbym go też bazgroleniem. Przez myśl w pierwszej chwili w ogóle nie przechodzi mi możliwość, że chłopak nigdy w życiu nie widział rosyjskiego alfabetu. Odruchowo biorę za pewnik, że tutaj każdy choć trochę zna się na rosyjskiej kulturze, aż w końcu ścieram się z rzeczywistością z cichym „och” zwiastującym oświecenie, kiedy uświadamiam sobie, że skoro ja wcale niewiele wiem o nich, to oni nas tym bardziej nie musieli znać. — tak się pisze w Rosji — prostuję więc, chowając kartkę, bo wcale nie chcę wyjść na gbura, a chyba trochę tak zabrzmiałem. Wzdycham cichutko na jego stwierdzenie i kiwam niechętnie głową. No tak, nie dało się ukryć, że byłem nowy. Ale zaraz orientuję się, że chyba i on jest tu całkiem od niedawna, skoro gubił się w zamku? Z drugiej strony był tak wielki, że może nie było to niemożliwe i po kilku latach spędzonych w Hogwarcie. Chłopak strasznie dużo i szybko mówi, i choć staram się nadążać, gubię kilka słówek. To, co jednak rozumiem bez problemu, to że się przy nim nie zgubię, a to dla mnie wystarczająco, żeby posłać mu szeroki, pełen wdzięczności uśmiech. Wolałbym pójść sam, niż być tam ciągnięty, ale nie protestuję, bo jeśli ma mnie to przybliżyć do celu, to chyba warto. Kiedy puszcza mnie w końcu, prostuję się i pilnuję, żeby równać się z nim krokiem. — Och! No tak, rzeczywiście, ja Cię też widział... — ale nie miałem odwagi zagadać; milknę, trochę po czasie myśląc, że to może źle zabrzmieć i być nazbyt wylewne. Biła i wciąż bije od niego taka... pewność siebie, jakaś nieznana mi swoboda, a do tego wydaje się kilka lat starszy, dlaczego więc miałby być zainteresowany rozmową ze mną? — Ale dumał, że studenci nie śpią w dormitoriach, a ty chyba nie jesteś uczeń? Mogę odetchnąć z ulgą, bo rzeczywiście znalazł właściwe miejsce, a w dodatku nauczyciel dopiero dociera do grupki, więc nie będziemy spóźnieni. Parskam z rozbawieniem na jego uwagę, jest rozbrajająco bezpośrednia. — Ja śmieszno gadam? A Ty to co? — odbijam piłeczkę w jego stronę. Nie znam się na akcentach, ale słyszę, że chłopak mówi w inny sposób niż inni tutaj, i niż mówiła moja mama. — ja przyjechał z Rosji w lato, dawno nie używałem angielskiego. Dawai, chyba się zaczęło — łapię chłopaka za rękę na wysokości nadgarstka i puszczam się biegiem w stronę nauczyciela, bo nie chcę, żeby skończyło się to tak jak na eliksirach. Chwilę potem trzymam już nie rękę mojego wybawcy, a koc, pędzle i farby na dodatek. Zerkam na bruneta, ale nie umiem zebrać się na odwagę, żeby spytać, czy ma coś przeciwko, żebyśmy byli w parze.
Kuferek: 0 pkt K100:29 Wykorzystane modyfiktory: +10 pkt za postać młodszą niż 3 mc-e Ostateczny wynik: 39 k6:4 (B)
zdjęcie poglądowe efektu końcowego
Niemal podskoczył, słysząc za sobą donośny głos nauczyciela. Szedł za nimi? Uszy chłopca przybrały już odcień purpury, a rumieniec objął także piegowaty nos i policzki. Jak tak dalej pójdzie, do końca zajęć będzie wyglądał jak dojrzała śliwka. Skupił uwagę na słowach profesora, wsłuchując się w opis stojącego przed nimi zadania. Na wieść o makijażu i charakteryzacji zmarszczył lekko brwi, ciut zakłopotany. Zdarzało mu się w przeszłości malować dzieciaki na festynach szkolnych, ale swoje umiejętności oceniłby na co najwyżej mierne, a nie chciał przecież sprawić Elaine przykrości nieudanym popisem artystycznym. Pozostawała też kwestia samego kontaktu fizycznego niezbędnego do stworzenia charakteryzacji – na samą myśl, że miałby machać dziewczynie pędzlem po skórze, piętnastolatek poczuł się nieco skrępowany. Ze zmieszaniem wymalowanym (o ironio!) na twarzy pozwolił się zaciągnąć na bok, z dala od większości grupy. Przynajmniej nikt nie będzie mi spoglądał przez ramię. Z ulgą stwierdził, że mają tutaj odrobinę więcej swobody, postarał się więc rozluźnić na tyle, na ile pozwalały mu okoliczności. Rozłożyli koc i niezbędne przybory, po czym spojrzeli po sobie. – Nigdy nikogo nie malowałem, w każdym razie nie na poważnie. – wydukał, spuszczając przepraszająco wzrok na swoje dłonie. Elaine pewnie teraz żałowała, że wzięła go ze sobą na zajęcia – mogła przecież pracować w parze z jakąś koleżanką, która na pewno wiedziała o makijażu więcej niż on. – Nie znam się za bardzo na kosmetykach. – przyznał, biorąc do rąk otrzymane od nauczyciela przybory i przyglądając im się badawczo. Jego mama na co dzień nie nosiła makijażu zbyt pochłonięta pracą, by mieć na to czas. Terry widział ją malującą się wyłącznie na wielkie okazje, jak wesela znajomych, bal karnawałowy lub urodziny. Rozpoznał paletkę cieni do oczu, kolorowe smarowidła, które musiały być farbkami do twarzy, a także pudełeczka z brokatem. To właśnie te ostatnie przykuły najbardziej jego uwagę. Lubił, kiedy rzeczy się błyszczały. – Może zaczniesz? – zaproponował nieśmiało, licząc, że może podłapie od dziewczyny to i owo, nim przyjdzie kolej na jego popis. Czuł jak pędzelki smyrają go po skórze, łaskocząc delikatnie co wrażliwsze miejsca. Musiał przyznać, że momentami cały „zabieg” był bardzo przyjemny, do tego stopnia, że niemal nie zasnął, gdy El poprosiła go o zamknięcie oczu. Trochę nerwowo zrobiło się, kiedy dziewczyna zakrywała tych kilka okropnych pryszczy, które wyskoczyły mu przez noc. Puchon wpadł w lekką panikę, czując się do granic zażenowany niedoskonałościami własnej buzi. Nie trwało to jednak długo i gdy chwilę później przeglądał się w lustrze, Terry nie mógł oderwać wzroku od swojego odbicia. Wyglądał jak on – Puchonka nie zdecydowała się zrobić z niego kosmity czy innego potworka, natomiast sprawiał wrażenie…lepszego. Twarz promieniała zdrowym blaskiem, loki wydawały się jakieś takie miększe, bardziej sprężyste, niemal złote. Nie miał pojęcia, jak udało jej się to wszystko wyczarować, ale był pod ogromnym wrażeniem jej umiejętności. – Wow, super Ci to wyszyło. – pochwalił jej pracę, oddając kompaktowe lusterko. Zamienili się miejscami i przyszła kolej na niego. – Chciałabyś, żebym ucharakteryzował Cię w coś konkretnego? – zapytał, licząc na pomoc przy chociażby wyborze tematu pracy. Kiedy tylko przeszedł do malowania, od razu zdał sobie sprawę, że nie uda mu się osiągnąć tak dobrego efektu jak koleżance. Starał się jednak jak tylko mógł, ostrożnie nakładając kolory, by nie przerobić dziewczyny na pstrokatą krowę. Nie musiał całe szczęście wyrównywać ani kolorytu, ani tekstury jej twarzy – szesnastolatka miała buzię porcelanowej lalki, idealną niczym Królewna Śnieżka. Oszczędziło mu to problemów z dobieraniem odpowiedniego koloru podkładu czy pudru, a jak mu się wydawało, to właśnie te dwa produkty stanowiły największa pułapkę kosmetyczną. Delikatnie nabrał na pędzelek pastelowych cieni do oczu i napaćkał na powiekach Elaine bladoróżowe smugi, gdzieniegdzie dokładając nieco ciemniejszy, fioletowy kolor. Ostrożnie dodał brokatu w wewnętrzny kącik oka – widział, że starsze uczennice często tak noszą, musiał więc być to jakiś modny efekt, a na koniec, nie mogąc się powstrzymać, dokleił na policzki Puchonki kilka malutkich kryształków, które sprawiały wrażenie mieniącej się strużki łez. Trochę smutne, ale wyglądało to jego zdaniem bardzo ładnie. Odsunął się kawałek, spoglądając na efekt końcowy. Na pewno nie był to makijaż godny modelki, ale Elaine wyglądała całkiem nieźle, co Terry przyjął z ogromną ulgą. Mając za sobą najgorsze, przeszedł do właściwej charakteryzacji. Wyjął z torby szkolny sweter, który wziął ze sobą na wypadek, gdyby dzień okazał się chłodniejszy i wycelował w niego różdżką. Za pomocą Morfiozamienił gruby materiał na bardziej zwiewny, podobny do tiulu, a następnie wykorzystał Abcivioby zmienić kształt ubrania w parę długich wróżkowych skrzydeł. Na koniec rzucił na nie Absorptio i Lumos, tak że po chwili skrzydełka świeciły własnym, delikatnym blaskiem. Pomógł El założyć tak przygotowane akcesoria, a następnie przeszedł do kryształowej tiary, którą stworzył z gałęzi, która znalazł nieopodal, za pomocą Morfio i Abcivio. Włożył diademik na głowę koleżanki. – No, gotowe. Co myślisz? – zapytał, uśmiechając się nerwowo. Jego zdaniem dziewczyna wyglądała bardzo zwiewnie, niemal eterycznie, mieniąc się wszystkimi barwami tęczy. Mogła uchodzić za bardzo ładną wróżkę.
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
Kuferek: 0 K100:63 Wykorzystane modyfiktory: nowa postać (nie starsza niż 3 msc) + 10 pkt Ostateczny wynik: 73 k61 - Próbujesz użyć magicznego brokatu/eliksiru neonu i był to naprawdę świetny wybór, udało Ci się uzyskać wyjątkowy, bardzo obiecujący efekt! Partner:@Daniil Egorov
Nie zwykł zauważać, że ktoś nie skończył mówić, jeśli nie traktował kogoś jak zagrożenie, więc i z uśmiechem wciąż beztrosko prowadził chłopaka dalej, nim nie ściągnął brwi w zamyśleniu, dając zbić się z tropu kolejną uwagą. - Nie no, śpią. W sensie- no mogą spać, chociaż jak tak to powiedziałeś, to faktycznie większość ogarnia sobie jakieś mieszkania ze znajomymi czy coś, ale ja dopiero się tutaj przeprowadziłem, to wiesz, nie ma co się tak od razu rzucać na wynajem. Zamek jest tańszy, mam blisko na zajęcia, nie trzeba się martwić o sprzątanie, zakupy i gotowanie - zaczął wyjaśniać, bardzo chcąc pokazać mieszkanie w dormitorium jako dobrą, a może i nawet najlepszą dla niego opcję, a nie przykry obowiązek, bo i przecież ledwo było stać go na rozpoczęcie nauki w Hogwarcie, więc na wynajem czegoś własnego musiałby sprzedać więcej niż jeden organ. - No i w ten sposób łatwiej pogodzić naukę z poznawaniem nowych znajomych - dodał już jako przypieczętowanie tego, że zdecydowanie niczego nie traci, a tylko zyskuje, porzucając resztki drobnego skrępowania pod pojawiającą się przez komentarz chłopaka myślą, że może mieszkanie w szkole w jego wieku odbierane jest jakoś coś żenującego. - Ja jak już gadam śmiesznie, a nie śmieszno. W tym jesteś sam - odbił od razu z głośniejszym śmiechem, zadowolony nie tylko z tego, że choć chłopak zdradził nieco urażonej dumy, to i przyjął to z humorem, ale też z tego, że w końcu to on mógł kogoś tutaj pouczać, niemal jakby faktycznie był "tutejszy". - Ale to nawet urocze jak tak przekręcasz słowa. No i przez to na pewno każdy bardziej się skupia na tym, co mówisz, bo inaczej miałby problem ze zrozumieniem - zauważył głośniej, by przebić się przez szum pośpiechu nagłego biegu, usłużnie szukając za nowego kolegę pozytywów, gdy już tak w rozbawieniu pozwolił, by role się odwróciły i teraz to on sam był ciągnięty w odpowiednią stronę. - Spokojnie, to tylko Działalność Artystyczna - mruknął w drobnym zaskoczeniu na zaangażowanie chłopaka, bo sam ledwo zdążył rozejrzeć się po obecnych, z szerokim uśmiechem kiwając głową do @Lockie I. Swansea i @Jamie Norwood na powitanie, uznając to za dużo ważniejsze od tego, co właściwie nauczyciel tłumaczył im na wstępie. - W sensie nie że to nie jest ważne czy coś, tylko wiesz, to ma być zabawa, więc nie ma co się zbytnio stresować, aaaa... - urwał z przeciągnięciem, by nachylić się do chłopaka pod pretekstem zabrania z jego rąk koca. - ...słyszałem, że ten nauczyciel ma słabość do przyjezdnych, więc myślę, że jakaś taryfa ulgowa i tak nam się należy - dokończył konspiracyjnym szeptem, wesoło puszczając chłopakowi oczko, nim nie kiwnął na niego głową w wybraną przez siebie stronę, odgórnie zakładając, że skoro przyszli już tutaj razem, a Rosjanin nigdzie błyskawicznie nie uciekł, to i ten gotowy jest być jego parą. - Słuchaj, zrobimy tak - podjął, gdy tylko rozłożył koc na trawie, od razu na nim siadając w gotowości do podkreślenia bezdyskusyjności swoich decyzji wyliczaniem poprzez uderzenia wierzchem dłoni o wnętrze drugiej. - Zrobię z Ciebie wilę, bo ostatnio dużo o nich czytałem i nie wymusisz na mnie większej kreatywności, bo absolutnie nic więcej nie wymyślę. Szybko pomaluję Cię czymś błyszczącym. Zaklęciem rozjaśnię ci włosy. I tyle. Bo w sumie, nie wiem, ładny jesteś, blady, nie ma co tutaj za wiele robić i zostanie Ci dużo czasu na Twoją część roboty - wyjaśnił, samym spojrzeniem pytając chłopaka, czy mu to pasuje, nim nie poklepał miejsca przed sobą, by zachęcić młodego Ślizgona do siadu. - Jestem Wilkie, tak w ogóle - przedstawił się z rozbawieniem skrytym w kąciku ust, gdy przyciągał go już sobie do nieco wygodniejszego "bliżej", faktycznie robiąc niewiele więcej poza rozjaśnieniem jego włosów i brwi do srebrnej bieli przy mocy Colovarii czy ozdobieniem twarzy chłopaka magicznym brokatem. - Tylko musisz pamiętać, że wyglądasz tak, że każdy by dla Ciebie zrobił wszystko, bo bez pewności siebie, to to nie będzie wyglądało zbyt przekonująco - pouczył go cicho, kciukiem rozcierając jeszcze nieco żelowo przezroczystej różowawej farby na jego ustach, jej resztki wklepując w okolice kości policzkowych. - Zrobione. Perfekcja została osiągnięta.
Elaine Morieu
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 165 cm
C. szczególne : fioletowe paznokcie, charakterystyczny zapach perfumy(mieszanka cytryny, mandarynki, konwalii, jaśminu i drzewa sandałowego)
Kuferek: 5 K100:95 Wykorzystane modyfikatory: + 10 nowa postać Ostateczny wynik:105 K6:6
Najlepszy komentarz zanim się za coś zabierzesz? Powiedz, że nigdy wcześniej tego nie robiłeś! Cokolwiek miało znaczyć dodanie słowa poważnie, to i tak z góry byłam skazana na posiadanie gorszego wyglądu. No bo skoro już na początek Terry postanowił się wybronić komentarzem, że tego nie potrafi robić...nie żebym się spodziewała, że jest inaczej, bo był chłopakiem. Pomimo wszystko, widać było na mojej twarzy zrezygnowanie. Czy żałowałam zabranie puchona, a nie jakąś koleżankę? Nie, tego zdecydowanie nie. - To naprawdę nic trudnego. Pokażę Ci. - wytłumaczyłam pobieżnie co do czego służy, chcąc ułatwić chłopakowi zadanie. Widziałam, że jest zestresowany, zdecydowanie bardziej niż ja. Złapałam go prawą ręką za lewe ramię i delikatnie go po nim pomasowałam, uśmiechając się zachęcająco. - No już, wszystko będzie dobrze. - powiedziałam nieco ciszej, kierując te słowa zarówno do niego, jak i do siebie. Uśmiechnęłam się, szczerze zadowolona z usłyszanej pochwały. - A dziękuje, dziękuje. - przekrzywiłam głowę na boki, raz w lewo, raz w prawo. Cieszyłam się, że ta wersja samego siebie odpowiada chłopakowi. Dlaczego nie zmieniłam go w kogoś innego? Uznałam, że jest piękny sam w sobie. Nie potrzebował żadnych dodatkowych rzeczy. - Nie Terry, rób to, na co masz akurat ochotę. - posłałam mu pocieszający uśmiech, dając wolną rękę do wykonania zadania. Zapewne zbytnio tym nie pomogłam, jednak wolałam, by zrobił coś, co uzna za wykonalne, niż próbował spełnić moją prośbę. I wiecie, wyszło mi to na dobre. Widząc siebie w lusterku byłam mile zaskoczona. - Ty, wyglądam jak elfia księżna. - oglądnęłam się pod kilkoma kątami, z niegasnącym uśmiechem na twarzy. Najlepsze to zdecydowanie były te skrzydła. Podskoczyłam, sprawdzając, czy nie zaczną trzepotać i nie uniosę się w powietrzy. To dopiero byłoby arcydzieło. - Powiem Ci Terry, że zachęcasz mnie mocno do podszkolenia zdolności z transmutacji. - pochwaliłam jeszcze raz puchona, mając nadzieję, ze nie obrośnie przez to w pióra.
Ostatnio zmieniony przez Elaine Morieu dnia 1/10/2023, 16:20, w całości zmieniany 1 raz
Wacław Wodzirej
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 172 cm
C. szczególne : Miodowe końcówki włosów | dziwny wąs pod nosem | pieprzyk po lewej stronie nosa | blizna na lewej ręce | zawsze gotów rzucić w Ciebie kasztanem
Początki współpracy bywają trudne. Zwłaszcza, kiedy dostaje się parę z dupy i trzeba zachowywać resztki normalności. A jak wiemy - udawanie kogoś, kim nie jesteśmy jest mega niefajne. Szczególnie, kiedy jawi się to na zajęciach związanych ze sztuką. Gdzie też zaczynał się pewien problem, bo Wacek to może i władał orężem słowa, ale na pewno nie pędzlem. Daleko było mu do Chełmońskiego, Tyszki czy nawet tak obcesowego artysty jak Matejko. Jednak czego szczere chęci i ładny uśmiech nie załatają to Diabeł ogonem przykryje! Zatem, kiedy tylko @Victoria Brandon zajęła się brakiem wiary we własne możliwości - Wacek postanowił ją jakoś wesprzeć i dodać miłości do pracy, którą będzie musiała na nim wykonać. - Kocham drewno. Uważam, że byłbym cudowną kłodą. Chcesz ze mnie zrobić kłodę? Mogę się nawet rozebrać i wejść do rzeki jak potrzebujesz. Jedyny problem jest taki, że źle wychodzę na zdjęciach, ale to też coś, czym nie musimy się teraz przejmować. Bardzo lubię brzozy. Lubisz brzozy? Możesz mnie przerobić na brzozę, jeśli martwisz się, że kłoda wyjdzie źle - zalał ją słowotokiem, ale bardziej pod siebie niżeli pod Wiktorię. W końcu on miał jeno jeden pomysł na tę sesję. Były to akt, bo kto by się spodziewał. Jednak je należy robić z wielką finezją, jak chociażby te dla Piotra Czajkowskiego, a Wacek czegoś takiego podjąć się nie zamierzał. Oddał się więc już bez słowa w objęcia pędzli Krukonki, kończąc jako piękny wróż. - Wyszło ci majestatycznie, czuję się przepiękny - pochwalił jej prace po czym zajął się swoją na niej. - Ja się nawet nie planuje oszukiwać, że wyjdzie dobrze z mojej strony. Musisz też wiedzieć, Wiktorio, że moją jedną z ulubionych estetyk jest turpizm i brzydota. - Złożył ręce tak, jakby do modlitwy i przyłożył je do ust. Wizualizował sobie, co chce zrobić po czym podzielił twarz Krukonki na dwie części. dopiero teraz mógł zacząć pracę. Jednej strony twarz nie dotykał w ogóle. W duchu zastanawiał się czy to nie sam Michał Anioł rzeźbił te porcelanowe rysy twarzy Branodnówny w marmurze. Zapewne tak, robił. Zaś stronę, która namiętnie zajmował się Wacław zmienił na obraz gnijącej twarzy znanej z polskiego folkloru Baby Jagi. Stare, zmarszczonej, poszarzałej. Pełnej dziwnych brodawek. Strój dziewczyny również miał reprezentować taki dualizm: w połowie miała przypominać rusałkę w jedwabnej szacie, a w połowie szmaty wyjęte z dna worka w ciucholandzie. - Sprawa jest taka, że musimy na zdjęciu bardzo dobrze zagrać światłem. Pasmo światła środku ciemnego lasu ma wydobyć z ciebie tę twoją naturalną piękność, a w cieniu będziemy ukrywać brzydotę. Albo na odwrót, jeszcze nie wiem - powiedział doglądając swoje pracy i dobra, może Wiktoria wyglądała jak po charakteryzacji siedmiolatka, ale przynajmniej miała charakteryzację.
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
- Może przez zdjęcia wyćwiczysz stabilny chwyt, żeby przy rzeźbieniu twoja ręka nie trzęsła się jak u starej baby? - rzuciła z uniesioną brwią w stu procentach poważna, bez nawet śladu rozbawienia, choć miała ochotę prychnąć, bo to było niedorzeczne. Co do scenek nie miała już żadnych pomysłów, chyba że po prostu zakładanie odpowiedniej maski przy danym typie klienta. Naciągane? Może i tak, ale co z tego. - Kogo my chcemy oszukać, wiadomo, że szkoła nie przygotowuje do dorosłego życia - dodała po krótkiej chwili, potrząsając głową. Tyle lat spędzonych nad książkami, tyle przemierzonych kilometrów z jednej klasy do drugiej, stresu związanego z egzaminami i na co to wszystko? Nie miała absolutnie żadnego problemu z tym, że już były spóźnione na lekcję. Akurat działalność artystyczna nie była dla niej najważniejsza, a w dodatku zawsze odnosiła wrażenie, że nauczyciele podchodzili do tego przedmiotu na luzie, więc nie spinała się jakoś specjalnie. Otoczenie zresztą nie stwarzało żadnej presji. Wymamrotała coś w stylu "tak, przepraszamy", rzucając krótkie spojrzenie na profesora, a następnie udała się razem z Amelią na jeden z wolnych kocy. To wyglądało prawie jak czas wolny, co zresztą bardzo jej odpowiadało, bo nie miała siły na nic wymagającego. - A proszę cię bardzo, niech wena cię poniesie - powiedziała, kiedy Fairwynówna zadecydowała, że to ona rozpocznie to całe malowanie. Szczerze powiedziawszy było jej to nawet na rękę, bo nie wiedziała, co ona mogła stworzyć na twarzy koleżanki. Wykorzystała więc te kilkanaście minut na rozpatrzenie wszystkich pomysłów, z których żaden nie wydawał jej się szczególnie porywający. - Słuchaj, wpadłam na super oryginalny pomysł, gdybyś siedziała na krześle to normalnie byś z niego spadła - zapewniła, a kącik jej ust drgnął ku górze, kiedy dzieliła się tą swoją koncepcją. Zaczęła też malować jej twarz, po jakimś czasie wpadając na to, aby użyć gąbeczki, co dało fajny efekt przejścia tonalnego i sprawiło, że dzieło prezentowało się jeszcze lepiej. - No a strój to koniecznie jakiś lateks, nie ma przeproś. O, i jeszcze Ci tu takie skrzydła jebnę, tylko czekaj, bo z tą transmutacją to mi czasem nie po drodze - mruknęła, skupiając się tym razem na stroju, bo musiała być pewna, że Amelia będzie najładniejszym motylem na świecie.
Kuferek: 0 pkt K100:99 Wykorzystane modyfiktory: nowa postać (nie starsza niż 3 msc) + 10 pkt Ostateczny wynik: 109 pkt k63 (powodzenia)
Wpatruje się przez chwile w Artiego, który dzisiaj jest jakiś małomówny, czyżby wizja malowania i pstrykania zdjęć nie była pociągająca? Nie to coś innego. Profesor zaczyna zajęcia, jak to Działalność Artystyczna tutaj wcielanie się w różne role to esencja tej lekcji. Sięga po kocyk, paletę farb i zestaw pędzli. Przyjaciel nie ma nic do gadania, wybiera miejsce, a mu tylko pozostaje kroczyć za Marcellą. - Siadaj, ja pierwsza.- Mruży oczy, trzymając pędzel, na szybko szkicują przed twarzą Artiego koncepcje postaci, a także przebrania, które tylko ona widzi, ale już niedługo. - Jak byłam mała, dużo oglądałam Kubusia Puchatka, a tata mi czytał na dobranoc przygody jego i jego przyjaciół. - Tłumaczy, co ma zamiar zrobić z krukonem. - Myślę, że będziesz fajnym Klapouszkiem. - Tak więc, jak Hudson powiedziała, tak zabrała się do pracy. Charakteryzacja na depresyjnego osła to prawdziwa sztuka wychodząca spod pędzla Marcelli. To talent, a może natchnienie, szybko jej to wszystko szło, aż się zdziwiła. - Ja bym była dobrym Puchatkiem, lubię miód, ale musiałabym przytyć. - Mówi do Artiego, który teraz musi się nie ruszać, aby wyszło perfekcyjnie. Po malowaniu czas na różdżkę i transmutacje czapka z uszami, szary strój no, a na koniec ogon. Idealnie. - Wyglądasz cudnie, zrób tylko smutną minę... Nie, nie... Jeszcze bardziej smutną. No świetnie! - Przygląda się swojemu dziełu z wielkim uznaniem. - A co do zdjęć myślę, że transmutujemy tę huśtawkę w szałas, wiesz jako twój dom. - Kończy wcześniej dlatego Artie ma więcej czasu na wyrażenie swojej artystycznej duszy. - Jestem cała twoja. - Mruga do niego, rozglądając ręce, obracając się w miejscu niczym baletnica. Zatrzymuje na nim wzrok, pozwalając krukonowi zrobić z nią wszystko, co sobie wymarzy i na co ma ochotę.
Bez zastanowienia przyznała rację Ryszardowi, bo w istocie profesor Swansea był ładniejszy i jakoś tak przyjemniej się chodziło na jego zajęcia. Działalność artystyczna pełną gębą. Miała ogromną nadzieję, że jej partner jednak nie umrze z nudów na tej lekcji, bo przecież musiała mieć z kim pracować, a poza tym kogo jak kogo, ale takiego Ryśka to byłoby szkoda. Strony się jednak odwróciły i sama znalazła się w sytuacji zagrożenia zdrowia. Zamrugała kilkukrotnie i mimowolnie cofnęła głowę, kiedy przyłożył do jej twarzy farbki. - Weź mi tylko oka nie wybij, chcę jeszcze patrzeć na świat jak normalny człowiek - wymamrotała, trochę bojąc się poruszyć, żeby faktycznie jej wzrok nie ucierpiał. Jeden zły ruch i mogło być po nim, a nie chciała kusić losu. Szczęśliwie dla niej Gryfon był ostrożny, a niedługo potem lekcja się rozpoczęła i zostali zapoznani ze wszystkimi instrukcjami. Już było wiadome, po co były te koce, farby i inne pierdoły, a ona czuła rosnącą ekscytację, bo oto mieli się przygotowywać do prawdziwej s e s j i zdjęciowej! - No jaha że tak. Nie mogę się doczekać, koniecznie musisz mi potem zdradzić ten sekret super zdjęć, a w ogóle to nie myślałeś, żeby w takim razie zostać jakimś fotografem? Takiego talentu nie można marnować - odpowiedziała ochoczo, autentycznie zajarana tą lekcją i perspektywą pracy z Ryśkiem. O jak się cieszyła, że postanowiła przyjść! Co prawda nie widziała tych fot, które natrzaskał Haroldowi, ale nie miała powodów, żeby mu w to nie wierzyć. Najpierw jednak musieli zrobić się na bóstwa, więc czym prędzej zabrali się do roboty, bo przecież nie było znowu tak dużo czasu. Chociaż McGill najwyraźniej myślał inaczej, bo skorzystał ze swojego czasu, zanim wreszcie wpadł na odpowiedni pomysł i zaczął ją malować. - Ej jest tu gdzieś jakieś lustro? Przydałoby się, chcę się zobaczyć, skąd mam mieć pewność, że moje włosy są w porządku. Może powinnam je poprawić? - zapytała i wydęła usta, rozglądając się na boki w poszukiwaniu wspomnianego przedmiotu. Nic jednak nie znalazła, w każdym razie nie w zasięgu wzroku, więc machnęła ręką i przeszła do malowania Ryśka, bo teraz przyszła jego kolej. - Ty, słuchaj, a byłeś kiedyś biedronką? - rzuciła w pewnym momencie, sięgając po jedną z czerwonych farbek. Z początku myślała, czy nie pomalować mu całej twarzy na czarno, ale uznała to za beznadziejny pomysł, a poza tym totalne pójście na łatwiznę. Ostatecznie zrezygnowała w ogóle z pomysłu biedronki, zatrzymując się z otwartą farbą w połowie drogi do ryśkowej twarzy. - O albo nie, zmiana koncepcji - powiedziała, odkładając czerwony na swoje miejsce i sięgając po jakiś brąz. - Będziesz orłem. No albo czymś podobnym, zobaczymy, co mi z tego wyjdzie, ale obiecuję, że dam z siebie wszystko! - zapewniła, zostawiając pierwsze ślady farby. - Wiesz co, tak sobie myślę, mamy tu jakieś drzewa, więc na przykład będziesz się mógł na jedno wpakować i zrobić jakąś ekstra majestatyczną pozę, to będzie prawdziwa b o m b a, mówię ci! - mówiła wesoło, nawet na chwilę nie odrywając się od zadania. Zadbała nawet o to, żeby Ryszard miał dziób, który był przymocowany za pomocą cienkiej gumki. Największe wyzwanie stanowiły skrzydła i pióra, ale i to dało radę zrobić i chociaż zajęło jej to sporo czasu, to w efekcie jego ciało było pokryte piórami imitującymi te prawdziwe. - O rewelacja!