Huśtawka ta odwiedzana jest często przez zakochańców. Wystarczy raz ją trącić a będzie huśtać samodzielnie, powoli i przez dobrą godzinę. Co więcej okoliczne aromaty kwiatów w magiczny sposób zmieszały się przez co w powietrzu wyczuć można zapach swojej amortencji - nie mota ona jednak zmysłów, a jedynie uprzyjemnia spędzony tu czas.
Autor
Wiadomość
Marcella Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.67 m
C. szczególne : piegi na całej twarzy, gęste brwi, rumiane policzki i pomalowane usta
K10068 Modyfikatory + 5 pkt za ceche powab wili (urok osobisty) i + 5 pkt dla nowych postaci, które są na forum krócej niż 3 miesiące (liczone z datą początku lekcji), Ostateczny wynik 78
Fotografowanie
Spoiler:
K10035, błędy: 4 i 3 Modyfikatory + 5 pkt dla nowych postaci, które są na forum krócej niż 3 miesiące (liczone z datą ppoczątku lekcji), Ostateczny wynik 40
Wynik z całej lekcji 109 + 78 + 40 = 227
Jej spojrzenie jasnych brązowych oczu błądzi po Artim. Coś mu dzisiaj nie idzie, coś jest mało rozmowny. Może źle się czuje? Czyżby aura Klapouszka ze Stumilowego lasu przesiąknęła jego umysł, serce i duszę? Czoło Marcelli na chwilę pokrywa się zmarszczkami zamyślenia. Nic nie mówi, chociaż korci ją, aby zapytać, czy przyjaciel nie potrzebuje pomocy. Przytulenia, łyżki miodu czy zaprowadzenia do skrzydła szpitalnego — odpoczynku. Układa kilka patyków w chatkę dla smutnego osła, czary pomagają to wszystko utrzymać w kupię. Jednak nie za bardzo to pomaga. Słońce świeci w obiektyw, złe ustawienie aparatu i nie za bardzo jej to wychodzi. Sesja zdjęciowa idzie topornie, a niepokój Hudson się tylko zwiększa, dlatego nie wytrzymuje, podnosząc rękę do góry, chce zwrócić na siebie uwagę @Elijah J. Swansea; ale może nie, może nie tak, lepiej podejść, tak też robi. - Profesorze Elijaha, bo Artie wygląda, jakby jakaś strzyga upominała się o jego duszę. - Niemal szepczę, wskazując konspiracyjnie krukona, któremu bliżej do Prosiaczka niż Klapouchego. Gadd'owi zostaje udzielona potrzebna pomoc, ale Marcella nie wie co dalej. W końcu przyjaciel umalował ją na Kubusia Puchatka, czerwona koszulka i kamień transmutowany w kubeł z miodkiem, w środku zero miodku, ale wystarczy napis Honey i prezentuje się idealnie. - Profesorze zrobi mi profesor zdjęcia. - Unosi dzban, przygotowując się do ustawienia w pozycji, zaglądającej do pojemnika z miodem, aby wyglądać jak prawdziwy Winnie the Pooh pragnący tylko jednego — słodkiego co nieco.
Zaufała Ryszardowi na słowo harcerza, bo kimże była, żeby je podważać. Nie mogła się już doczekać, aż przejdą do następnego etapu i wreszcie będzie mogła poznać ten wielki sekret, bo to na pewno było kluczem do zdobycia dziesiątek, o ile nie setek czy nawet tysięcy polubień i znajomych na wizbooku. Zawsze trzeba było łapać takie okazje, bo kto wie, czy to nie tylko jednorazowe takie podarunki od losu. Niesamowicie się ucieszyła, że jej pomysł spodobał się Ryśkowi, chociaż z drugiej strony i tak nie miała najmniejszego zamiaru przyjmować żadnych reklamacji, bo kto to widział coś podobnego... Orzeł pasował idealnie, a to jak chłopak prezentował się na koniec to już w ogóle przebiło nawet jej najśmielsze oczekiwania. - Słuchaj, zawsze możemy założyć jakąś spółkę i kto wie, może kiedyś zostaniemy zauważeni przez jakieś gwiazdy i zechcą z nami współpracować?? To by dopiero było! - ekscytowała się równie mocno co on, bo taka perspektywa była naprawdę kusząca, a z takim współpracownikiem to nic, tylko podbijać rynek. Świat na nich czekał, to było pewne. - UWAŻAJ, bo go zniszczysz - upomniała Rycha ze śmiechem, kiedy próbował dziobnąć ją w czoło. Nie po to tyle się namęczyła, żeby teraz przez wygłupy jej praca poszła na marne jeszcze przed zrobieniem super foteczek. No nie mogła do tego dopuścić, więc czym prędzej wzięli się do roboty. Modela miała tak profesjonalnego, że chyba nie dało się zrobić czegoś źle z aparatem, żeby zdjęcia nie wyszły. - Obiektyw dosłownie cię kocha, weź ty może jednak rozważ karierę modela - powiedziała do Ryśka, zachwycona tym, jak odnalazł się w roli orła i co on wyczyniał. Może i nie widziała jeszcze efektów, bo zdjęcia trzeba było wywołać, ale była pewna, że wyszły niczym wyjęte z Czaropolitana. Jak nic zostałyby wyznaczone nowe trendy w modzie. Jej już natomiast nie poszło tak rewelacyjnie, może była to kwestia tego, że pierwszy raz pozowała do tak profesjonalnej sesji i chciała zrobić to jak najlepiej, przez co efekt był zupełnie odwrotny do zamierzonego, a może tego, że jej fotograf miał ewidentnie problem ze sprzętem. Nakłady zajebistości zostały w każdym razie wyczerpane, ale kompletnie się tym nie przejęła, machając jedynie ręką i odpowiadając Ryśkowi, że trudno, następnym razem pewnie będzie lepiej. I tak była bardziej niż zadowolona z ich pracy, lepszego partnera chyba nie mogła znaleźć. Kto by ją zrobił na takie piękne dziecko słońca?
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
K10034 Modyfikatory brak Ostateczny wynik 2 lub więcej błędów
Fotografowanie
Spoiler:
K100 43 Modyfikatory wypisz użyte Ostateczny wynik zdjęcia bez statywu, źle statyw zrobiony rzuty
Wynik z całej lekcji 93
Chyba naprawdę nie było innej możliwości, gdy chodziło o duet Miny i Carly niż to, aby stworzyły swoje całkowite przeciwieństwa. W końcu nie tylko swoistą różnicę można było widzieć w charakterach obu dziewczyn, ale także w ich zainteresowaniach oraz bardziej praktycznych umiejętnościach, co też miało się objawić w przeciągu zaledwie kilku chwil. - Bycie ciastem z pewnością brzmi dziwnie, ale jeśli musisz eksperymentować to droga wolna - odpowiedziała, bo w zasadzie nawet nie miała innego wyjścia. Skoro Elijah zarządził taki, a nie inny przebieg zajęć to nie mogły się wyłamać z tego schematu. Zresztą, w zasadzie chyba niemal zawsze tak czy siak ulegała wszelkim życzeniom Norwood, więc pewnie tak czy siak skończyłaby jako modelka dla Puchonki, która zdecydowanie czuła się niezwykle podekscytowana perspektywą tych malowniczych eksperymentów. Hawthorne nie wiedziała czego ma się spodziewać, ale mogła się domyślić, że plany przyjaciółki z pewnością były niezwykle ambitne. Jak zwykle zresztą. - Jesteś pewna, że chcesz zobaczyć te zdjęcia? - dopytała dla pewności, bo naprawdę nie było czym się chwalić. Przytaknęła jeszcze na komentarz dziewczyny, która postawiła sobie za cel upodobnienie Ślizgonki do węża. Zapewne całe te poczynania finalnie będzie mogła ocenić i skomentować Faust, która jako właściwy wąż chyba miała dosyć spore kompetencje w ocenianiu podobnych dzieł. Sądząc po zachowaniu Scarlett, mogła domyślić się że efekt jej starań raczej należał do tych udanych. Przynajmniej jedna z nich się popisała w tym zadaniu i mogła być zadowolona z efektów. Posłusznie pozwoliła Elio na rzucenie odpowiednich zaklęć transmutacyjnych i poczekała na to, co miało się wydarzyć w kolejnym, etapie lekcji. W teorii pozowanie i robienie zdjęć nie powinno być niczym trudnym. Nie powinno jeśli była mowa o cykaniu zwyczajnych fotek, ale te wykonywane na lekcji miały mieć jeszcze jakieś walory artystyczne. Mina kompletnie nie wiedziała, co niby powinna zrobić, aby przybrać odpowiednią pozę. Czuła się jakoś tak pokracznie. Nie potrafiła dobrze ułożyć ramion i miała też chyba po prostu kłopoty z podążaniem za instrukcjami Carly, które nie zawsze były dla niej zrozumiałe. Potem sama chciała odwdzięczyć się koleżance, ale miała pewne problemy z odpowiednim ustawieniem aparatu. Wpierw chciała po prostu trzymać go w rękach, ale odkryła, że był na to za ciężki i jedynie trzęsły jej się ręce, gdy go unosiła. Później zdecydowała się na użycie statywu, ale miała kłopot z rozstawieniem go i obsługiwaniem ustawionego na nim urządzenia. W końcu jednak wykonała kilka ujęć, które za bardzo jej nie zadowoliły.
Medusa O. A. Nyx
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156cm
C. szczególne : Codziennie inny kolor włosów i fryzura; mocny makijaż;
K10040 Modyfikatory +5 za nową postać Ostateczny wynik
Fotografowanie
Spoiler:
K10089 Modyfikatory +5 za nową postać Ostateczny wynik
Wynik z całej lekcji 40 + 45 + 94 = 179
- Wy? - Dopytuję, nieco zbita z tropu. W pierwszej chwili zakładam, że może chodzi o Puchonki, bo przecież jego siostra też jest z Hufflepuffu, ale zanim mam możliwość porządnie utonąć w swoich myślach, to daję się rozproszyć nauczycielowi. Wychodzi na to, że naprawdę robimy sobie takie małe sesje zdjęciowe - jestem tylko ciekawa co się stanie z tymi wszystkimi fotkami, w końcu mogłaby to być niezła pamiątka... albo wręcz przeciwnie, coś godnego jedynie kominkowych płomieni. - Dobra... dobra, tylko mów mi jeśli coś wygląda głupio, okej? - Proszę ze śmiechem, rzeczywiście idąc na trawę. Najpierw siedzę niezręcznie i od razu wiem, że to nie wychodzi zbyt dobrze; później próbuję się położyć, ale mi niewygodnie i mam wrażenie, że jednak wyglądam absurdalnie głupio. Mam w głowie wizję jak powinno to wyglądać i uparcie do niej dążę, ale wcale nie wiem czy wychodzi to tak, jak sobie wymarzyłam. - Ja bym chciała jak najwięcej światła... Może jakbyś przykucnął przy tych krzakach i spojrzał w tamtą stronę? - Kieruję chłopaka, o dziwo w tej roli czuję się zdecydowanie lepiej - w końcu nie muszę już starać się wyglądać za dobrze, teraz moim zadaniem jest tylko jak najlepsze przedstawienie Jamiego, a to jest banalnie proste. Daję mu jeszcze kilka wskazówek z uniesieniem brody czy zamknięciem na chwilę oczu. - Poprawię ci troszkę włosy, nie ruszaj się - ostrzegam, na chwilę znowu wpadając w swoją niezręczność, by zaraz uśmiechnąć się w przyjemnym poczuciu, że to nie jest nic takiego dziwnego, a jasne kosmyki układają się dokładnie tak, jak chciałam. - Spójrz na mnie? - Proszę, co jest też moim ostatnim komentarzem, bo po całym tym ustawianiu i w tym przemykającym przez gałązki świetle, spojrzenie Ślizgona kompletnie odbiera mi głos. Odkładam aparat z cichym odchrząknięciem. - Jesteś naprawdę dobrym modelem, wiesz?
K10024 Modyfikatory + 13 kuferek, + 20 pozowanie w przeszłości (balet - kp), + 5 gibki jak lunaballa + 5 powab wili,+ 5 nowa postać Ostateczny wynik 72
Fotografowanie
Spoiler:
K1009 Modyfikatory + 7 kuferek, +5 nowa postać, Ostateczny wynik 21
Wynik z całej lekcji 104 + 72 + 21 = 197
Nie patrzę na to, jak na coś śmiałego. To znaczy... owszem, doskonale zdaję sobie sprawę, że namawianie kolegi do rozbierania się na zajęciach szkolnych nie jest na porządku dziennym, że nie jest to codzienna prośba, i że są osoby, które za nic by jej nie spełniły, ale kiedy chodzi o sztukę, widzę to zupełnie inaczej. Jestem przyzwyczajony do pracy z ciałem – swoim i swoich partnerek. Nie przeraża mnie widok odsłoniętego ciała, bo stroje, które noszę i oglądam przez większość swojego życia, choć wszystko zakrywają, uwydatniają każdy mięsień, niewiele pozostawiając wyobraźni. Nie boję się dotykać i być dotykany, bo na tym polega... polegała moja praca, pasja, codzienność. Kiedy każde pas de deux wiąże się z dotykiem, to oczywiste, że w końcu przestaje to być dziwne. Dlatego dopiero na jego komentarz zadzieram ku górze brew i powoli dociera do mnie, że może dla niego nie jest to wcale takie oczywiste, że może nie myśli w ten sposób. Zamiast jednak dać mu się zbić z tropu, zagryzam policzek i kurczowo trzymam się profesjonalizmu, który pozwala mi tworzyć na jego skórze malunki nawet w chwili, kiedy nachylam się ku niemu, by wykonać kilka detali, a ciepłe wydychane przeze mnie powietrze, rozbiwszy się o karmelową skórę, wraca do mnie, niosąc ze sobą nęcący zapach. I tylko moje zniekształcone imię, które słyszę tuż po tym, powoduje, że kreska wychodzi mi zupełnie krzywa, a ja zastygam na pełne dwie sekundy, nim podnoszę na niego całą głębię pytającego błękitu, tak jakbym chciał zapytać „dlaczego”? Bo chcę, nic z tego nie rozumiem – zwłaszcza tego, że czuję, jak stres spina mi barki, a ręce drżą i choć tylko delikatnie, to w pełni niekontrolowanie. Prędko żałuję, że w ogóle na niego spojrzałem, zamiast udawać, że nie wytrącił mnie z równowagi, bo wpadam prosto w ciemną otchłań, która – jestem tego pewien – w całym swoim bezczelnym, figlarnym rozbawieniu tylko czekała na to, żeby mnie wciągnąć. — Daniil — powtarzam po nim, robiąc wszystko, żeby mój głos zabrzmiał normalnie. Kładę akcent na drugą sylabę, w charakterystyczny sposób przedłużając i, a na koniec wymawiając coś pomiędzy l a ł, co dla mnie jest zupełnie naturalne, a dla niego prawdopodobnie na granicy osiągalności. — Ale możesz mówić Daniel. Albo Danny, Dan... jak Ci wygodnie — drażnię sam siebie, bo brzmi to tak strasznie potulnie, ale nic już nie dodaję, zamiast tego słucham go tylko z rosnącym przerażeniem. Jestem już gotów cieszyć się ze zwycięstwa nad podenerwowaniem, jakie we mnie wywołuje, ale całkiem zbija mnie z tropu. Cieszę się tylko, że sam odchyla się do tyłu, bo odsuwa się tym samym ode mnie; fakt, że wyeksponował się na słońce w godnej uwiecznienia pozie, jest mi stosunkowo łatwo zignorować, jestem mistrzem w udawaniu, że na pewne rzeczy nie zwracam najmniejszej uwagi. — Chcę Cię pomalować — odpowiadam nieco ciszej, mniej pewnie siebie, zmuszając się do tego, by znów podnieść na niego wzrok. Tym razem jestem na to gotów, nie pozwalam się zaskoczyć. Próbuję założyć na twarz maskę dezaprobaty, i choć nie wiem, czy mi to wychodzi, to jestem przekonany, że w najgorszym wypadku pozostanie bez wyrazu, pusta, bez zaskoczenia. Umiem błyskawicznie zastygnąć w bezruchu i dobrze, bo gdyby moja twarz pokazywała wszystko, co myślę i czuję, byłbym odgórnie i nieustannie skompromitowany; tak przynajmniej zachowuję resztki godności. Kiedy czuję już, że odzyskałem nad sobą panowanie, unoszę nieco podbródek i prostuję się, patrząc na niego z góry, choć w najmniejszym stopniu nie czuję, żebym w tej sytuacji był ponad nim. Prędko udowadniam i sobie, i jemu, że nie jestem, bo kiedy tylko odzywam się znowu, z trudem znajduję w głowie angielskie słowa, a mój akcent – aż dziw, że to możliwe – tylko się pogarsza. — I ja nie znaju, poczemu Ty dumajesz, szto ja by miał chcieć coś jeszcze. Szto ja tak wyglądam na takiego? To Ty chyba naprawdę jesteś powierchnostny — pierwszy raz zdarza mi się coś takiego. Jestem mistrzem przyjmowania obelg na klatę, naprawdę. Wszystko zawsze spływa po mnie jak po kaczce, a przynajmniej takie sprawiam wrażenie. Problem polega jednak na tym, że wszystko, z czym do tej pory musiałem się mierzyć, miało miejsce w Rosji, gdzie mówiłem w ojczystym języku. Tutaj pierwszy raz ktoś nadepnął mi na odcisk i boleśnie przekonuję się o tym, że po angielsku poprzeczka drastycznie się podnosi. W efekcie panuję nad miną, mój głos jest zimny i spokojny, ale język zupełnie wymyka mi się spod kontroli i spodziewam się, że Wilkie w odpowiedzi zaraz wybuchnie gromkim śmiechem. Wzdycham bezgłośnie i zabieram się do dalszej pracy, bo i tak straciliśmy zbyt dużo czasu. — Ja nie myślę, że to jest powierzchowne, że Ty uważasz, że ja jestem atrakcyjny, Wilkie — dodaję, kiedy znów pochylam się nad ciałem będącym dzisiaj moim płótnem. Brzmię ciszej i jestem spokojniejszy, choć z jego perspektywy mój głos być może jest ciągle taki sam. Główna różnica polega na tym, że znów trochę łatwiej mnie zrozumieć. W gruncie rzeczy prawie wcale nie widać, jak bardzo mną to wszystko wzburzyło. Łapię go delikatnie za brodę i kieruję go, żebym mógł domalować mały szczegół na jego twarzy, ale po części po to, żeby na mnie spojrzał. — Powierzchowne jest to, że jak widzisz zadbanego chłopaka, to myślisz, że on taki. A to nieprawda. — Kłamstwo powtarzane po tysiąckroć smakuje zupełnie jak prawda; dla mnie niczym już się od niej nie różni. Jeśli kiedykolwiek musiałem wkładać energię w to, żeby to w sobie tłamsić, to od dawna kompletnie nie sprawia mi to problemu, stało się częścią mojej natury i tyle. Chcę, żeby miał jasność, żeby nigdy więcej już się ta nie pomylił, żeby przestał mi to sugerować. Po ostatnim słowie uśmiecham się do niego łagodnie, trochę wymuszenie, ale w dobrych intencjach, bo chcę go zapewnić, że nie mam mu za złe, i że między nami wszystko jest okej. Bo bardziej niż na prawdzie, zależy mi na znajomości, której nie chcę skreślać przez jedną niefortunną rozmowę. Dalej jest już łatwiej, również dlatego, że zaraz kończę pracę z malowaniem, mogę wstać, narzucić lekki dystans, no i nie ma czasu na rozmowę. — Ja miał apart w rękach jak był dzieckiem. To chyba niezbyt nam pomoże — chichoczę, również obserwując nauczyciela, choć nie z takim zainteresowaniem – a już na pewno nie tak jawnym. Omal nie przewracam oczyma, na jego tekst, ale przede wszystkim mało co nie parskam śmiechem. — Nigdy nie spotkał kogoś tak bespo... bezpośredniego — oznajmiam chłopakowi, kiedy staję po drugiej stronie aparatu, w roli modela. Powinienem czuć się jak ryba w wodzie, a tymczasem nieco się krępuję – a wszystko przez ciemne oczy, które śledzą każdy mój ruch. Nie potrafię nie myśleć o tym, w jaki sposób mnie widzą, jakie myśli pojawiają się pod tą równie ciemną czupryną. Wciąż jestem napięty po naszej wcześniejszej wymianie zdań i generalnie nie tak sobie to wszystko wyobrażałem. Z początku siadam na huśtawce i staram się wyglądać po prostu ładnie, ale czuję, że to nie to. Poza tym miałem mu pokazać ruch, więc zamierzam dotrzymać słowa. Ustawiam się na tle lekko przekwitłego krzewu i robię próbny piruet – dość niezgrabnie. — Poczekaj, jeszcze raz. Spróbuj wcisnąć kogda będę do Ciebie tyłem przy drugim piruecie, da? — instruuję go, bo mam nadzieję, że jak zrobimy to właśnie w taki sposób, to aparat uchwyci mnie w ruchu idealnie w momencie, kiedy będę zwrócony twarzą do niego – w końcu piruet jest płynny i szybki. „Strzepuję” ręce, żeby nieco się rozluźnić, zakładam na twarz jeden z ładniejszych uśmiechów, przyjmuję pozycję i robię trzy perfekcyjne piruety, starając się nie myśleć o tym, że jestem teraz w szkole i naprawdę nie powinienem.
Saskia Larson
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161cm
C. szczególne : Duże, piwne oczy oraz charakterystyczny pierścionek z lisem na lewej dłoni.
K10013 Modyfikatory + 20 doświadczenie w pozowaniu (kp - rzeżbiarka + wątek z pozowaniem) + 5 za zwinność + 5 za powab wili + 8 z kuferka Ostateczny wynik 51
Fotografowanie
Spoiler:
K10030 Modyfikatory + 5 za spostrzegawczość + 17 z kuferka Ostateczny wynik 52
Wynik z całej lekcji 58 + 51 + 52 = 161 —> 5 punktów dla kruków
Niemal każdy jej krok naznaczał brokatowy ślad. Gdzie się nie ruszyła - tam się z niej sypało, złociło i srebrzyło, drobinami obsypując nie tylko ubranie, ale i koc i trawę. Coś miała przeczucie, że nawet za kilka tygodni będzie odnajdywać błyszczące drobinki w najmniej oczekiwanych miejscach. Kida z charakteryzacją jednak poradziła sobie świetnie - Saskia obejrzała się w lustrze, niemal nie wierząc, że coś takiego można wyczarować ot tak, bez profesjonalnego sprzętu i sali. Jako że w głowie miała wizję bardziej na fotografowanie, niż pozowanie, zarządziła, że kolejka pozostaje niezmienna. — Kida, słuchaj, mam taki plan — jaki? — sprytny bardzo. — Tylko musiała jej zaufać, tak samo, jak Sasia musiała wierzyć, że to, co kreowało jej się w głowie, było wykonalne i na zdjęciu będzie wyglądać równie dobrze. Podniosła duże, okrągłe lustro, które dotychczas służyło im do sprawdzania postępów w nakładanych charakteryzacjach, biorąc Kidę pod rękę, zaprowadziła ją ku huśtawce, korzystając ze sposobności, że ta chwilowo była wolna. Pokrótce wytłumaczyła jej, co ma zrobić: zadanie było banalnie proste, musiała wdrapać się na jej górę, zawisnąć, trzymając się kolanami, jednocześnie w rękach trzymając lustro. Gdy ta się ustawiła, Saskia wetknęła długie pasma Kidowych włosów za pas spodni, co by coś tak na wskroś sprzecznego z artystycznym duchem, jak grawitacja, nie zaburzyło planów krukonki. Na czystej, szklanej tafli położyła kilka kwiatów. — Wytrzymaj dwie, trzy minuty — zawołała, chwytając za aparat. Już po kilku ujęciach wiedziała, że powinna wziąć statyw, ale nie było na to czasu - lustro ważyło swoje, a pozycja daleka była od wygodnej. Mimo wszystko Kida radziła sobie w tej ekstremalnej sytuacji świetnie — Jesteś gwiazdą, słuchaj, tutaj jest potencjał, tutaj jest magia, tu się dzieją rzeczy nieopisane! Plotła i plotła, cykając zdjęcia, aż w końcu zrobiła takie, które było najbliżej wizji, jaką miała, dodając “mamy to”. Nie skończyła jednak na jednej pozie, chcąc, by powstało coś na miarę kolekcji. W głowie już widziała te wywołane w ciemni ujęcia i wystawę “Po drugiej stronie lustra”. Uwolniła dłonie koleżanki z ciężaru, podając jej rękę, jakby co najmniej potrzebowała wsparcia w sprawnym zeskoczeniu z huśtawki. Fotografia nie była dziedziną, której najchętniej oddawała się Saskia, ale czasem aparat w rękach trzymała. Znała się na podstawowych funkcjonalnościach, ale daleka była od rozpoznawania, jak dane czynniki na siebie wpływają - głównie wiedziała, żeby nie robić zdjęć pod światło, bo zwykle, cóż, wychodziły prześwietlone. I, żeby nie wkładać przypadkiem palców w obiektyw. Często ta niewiedza sprawiała, że nie mogła na fotografię przełożyć swoich oczekiwań. A to było bardzo frustrujące. Gdy twarz Kidy przestała być taka rumiana, a krew wróciła do normalnego obiegu, znalazły ustronne miejsce, w którym mogły usiąść, a i nikt się w lustrze nie odbijał - to stało teraz, w odbiciu ukazując brzeg jeziora. — Spróbuj oprzeć o nie brodę. O tak, trochę bardziej w moją stronę — dyrygowała, zanim w wizjerze nie zobaczyła upragnionego obrazu — jeszcze dosłownie… już! Nacisnęła spust migawki. Na wszelki wypadek wypróbowały jeszcze jeden pomysł, ale i na tym etapie Saskia była już zadowolona. Świetnie jej się pracowało z Kidą, która niczym prawdziwa modelka, gotowa była nawet usiąść w błocie, byleby tylko móc zrobić “to” zdjęcie. Kiedy nastąpiła zamiana ról, nie czuła się zbytnio skrępowana. Kilkukrotnie w swoim życiu pozowała, ostatnio nawet nie tak dawno - i na to wspomnienie, mimowolnie, zerknęła w stronę @Lockie I. Swansea, który nawet nie wyglądał jak on, a jaszczur jakiś, do tego wyginający się przed obiektywem. Elijah jednak, w trakcie ich wieloletniej znajomości, wyszkolił ją na tyle, że potrafiła odpowiednio stanąć, ustawić głowę, wiedziała, który jej profil jest lepszy i jak patrzeć, by nie mrużyć oczu na zdjęciach, mimo oślepiającego słońca. Ciężko jednak było to nazwać profesjonalnym doświadczeniem, starała się jednak oddać na zdjęciach to, czego chciała Kida.
Kida A. Thakuri
Rok Nauki : VII
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168
C. szczególne : Bardzo długie, sięgające do kolan kruczoczarne włosy, zwykle w celu wygody spięte w gruby warkocz lub koka.
Bardzo szybko zrozumiała koncepcję Saskii, której pomysł niesamowicie się jej spodobał. Prawdopodobnie nie mogła wymyślić sobie lepszej okazji do pozowania niż akrobatyczne figury na huśtawce. Czuła się w tym przecież jak ryba w wodzie! Z wolna podeszła do obiektu swojej destynacji i przyjrzała się mu uważnie, szukając odpowiedniego zaczepienia, które będzie w stanie ją utrzymać i nie pęknie, a później zwinna niczym kotka wskoczyła na górę i stanęła na gałęzi, na której zaczepiona była wcześniej rzeczona huśtawka. W jej nogach wyglądało to niezwykle łatwo i nieskomplikowanie, ale w istocie były to lata pracy i wyrzeczeń. Powoli kucnęła, odwróciła się na pięcie i zawisnęła do góry nogami, łapiąc lustro podane przez drugą Krukonkę i zapozowała dokładnie tak, 1:1 jak wymarzyła sobie Larson. Po wszystkim, napinając mięśnie brzucha podniosła się i znów stanęła na gałęzi, aby tym razem z niej zeskoczyć. Później wyjaśniła swoją koncepcję koleżance, mianowicie chciała ustawić ją na ławce, a zaklęciem stworzyla kaskady wody powoli spływające po huśtawce na ziemię, gdzie kałuża odbijała obraz jej 'syreny'. Niestety - o ile wcześniej radziła sobie świetnie, tak teraz całkowicie się zagubiła. Miała pierwszy? może drugi raz do czynienia z magicznym aparatem, tak więc kompletnie nie wiedziała co ma robić. Zaczęło się od niewinnego złego ustawienia statywu, aby później okazało się, że wybrała zły obiektyw, słońce nie świeciło w taką stronę jakby chciała, ustawienia były do dupy, a na koniec kiedy chciała rzucić to wszzystko w cholerę i odrzuciła opcję ze statywem aby dopasować się do wybranego obiektywu, to ze złości już trzęsły jej się ręce. Obawiała się, że nic z tego nie wyszło.
Josephine Harlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : Zawsze starannie wykonany manicure.
To całe charakteryzowanie się nawzajem było całkiem dobrą zabawą i musiała przyznać, że nawet ona się wkręciła, chociaż w życiu nie powiedziałaby tego na głos. W zupełności wystarczające było to, że tu przyszła i ograniczyła narzekanie do minimum, w pełni skupiając się na wykonaniu zadania. Może i nigdy wcześniej nie miała okazji sprawdzić się jako charakteryzator czy ktoś podobny, do efekt końcowy był całkiem fajny, wobec czego mogły przejść do pozowania i fotografowania. To już co prawda wymagało innych umiejętności i jej zdaniem było nieco trudniejsze, bo wystarczyło lekko przekrzywić ciało, żeby wyjść na zdjęciu niekorzystnie, ale w tej kwestii całkowicie postanowiła oddać się Amelli, ufając, że gdyby zauważyła coś do poprawki, to by ją o tym poinformowała. Przecież nie istniało nic cenniejszego niż komunikacja, prawda? - Mogłaś ze mnie zrobić jakąś gnijącą pannę młodą, tam to dopiero miałabym pole do popisu - parsknęła, mimo wszystko starając się jak najlepiej wywiązać ze swojej działki, bo skoro już coś robiła, to chciała mieć tego fajne efekty. Nie mogło jednak być idealnie i oczywiście nie wszystko poszło tak po jej myśli, jakby sobie tego życzyła. Ułożenie ciała rzeczywiście nie było takie proste i w pewnym momencie miała z tym większy problem, co zresztą nieco ją podirytowało. Później nadeszła jednak zamiana miejsc i to jej przypadło fotografowanie Amelii. Chociaż miała wcześniej do czynienia z aparatem, to jednak nigdy nie robiła takiej poważniejszej sesji, więc nic dziwnego, że nie udało jej się właściwie ustawić statywu i chybotał się on na wszystkie strony. To była prawdziwa walka, żeby go ustabilizować i zrobić wyraźne zdjęcie, a najgorsze było to, że nawet nie wiedziała, czy na pewno jej się to udało.
Wilkie Marrok
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 182.5
C. szczególne : Blizny po pełniach, tatuaże, gdy może i jest ciepło - chodzi boso, zapach mięty, lekko warczący sposób mówienia, śmiech podobny do szczeknięć
K100:93 Modyfikatory: + 5 za nową postać Ostateczny wynik: 98
Fotografowanie
Spoiler:
K100:12 Modyfikatory: +5 za nowa postać; +5 za cechy eventowe Ostateczny wynik: 22 Błędy: Masz problemy z ustawieniem się względem słońca x2
Wynik z całej lekcji 73 + 98 + 22 = 193
Brwi mimowolnie uciekły mu w górę, gdy stracił pewność czy chłopak w ogóle wciąż posługuje się jeszcze angielszczyzną i choć z początku kąciki ust zadrżały mu w rozbawieniu, to już zaraz znieruchomiały instynktownie, gdy nie wyczuł od Daniila tej samej pozytywnej wibracji. Przekrzywił ciekawsko głowę w bok, zupełnie jak pies, który nie rozumie czemu ktoś przed nim ma piłkę w dłoni, ale wcale jej nie rzuca. Nie potrafił go zrozumieć - nie potrafiłby nawet, gdyby ten wyłożył mu to wzorcowym angielskim z luizjańskim akcentem i nawet wtedy, gdyby dostał na to cały wieczór a nie tylko lekcyjną chwilę pełną rozproszeń - więc tylko ściągnął brwi w zamyśleniu czy naprawdę instynkt zawiódł go po raz pierwszy. - Pomyślałem, że lepiej zaproponować i żebyś nigdy nie skorzystał, niż żebyś nie skorzystał, bo nigdy nie dostałeś wyraźnego zaproszenia - wyjaśnił spokojnie, bo i starał zbytnio się nie ruszać, półleżąc ze spojrzeniem czujnie wbitym w swojego udawanego wila. I nieszczególnie wiedział co to znaczy, że mężczyzna jest zadbany, ale i nie chciał wcale teraz już chłopaka podjudzać, więc na moment sam odpłynął ku odmętom swoich myśli, próbując odkryć co to jedno słowo znaczy dla niego samego, by później móc lepiej skonfrontować się z wyobrażeniem innych. Z pozoru najłatwiejsze zadanie zmęczyło go najsilniej, więc i z pewną ulgą przeszedł do działania, w końcu mogąc rozruszać zastygłe w bezruchu mięśnie. Uśmiech od razu wkroczył na jego usta, gdy mógł obserwować zaangażowanie młodego Ślizgona, faktycznie w tych jego staraniach i skrytej w ruchach gracji odnajdując ten urok, który oprócz jasnej palety barw podpowiedział nadanie mu takiej a nie innej roli. - Nigdy nie widziałem, żeby ktoś się tak ruszał - przyznał szczerze, nie będąc pewnym czy aby na pewno dobrze udało mu się to uchwycić aparatem, ale też nie był w stanie zbytnio się tym przejąć, zbyt skupionym będąc na tym, by zrozumieć w jaki sposób chłopak w ogóle to zrobił. - Jeszcze raz - zachęcił go więc zaraz, uśmiechając się mimowolnie, tym razem nie robiąc zdjęcia w ogóle, bo i prosząc o powtórkę już tylko dla swojej czystej przyjemności. - Od zawsze tak potrafisz? - podpytał ciekawsko, gdy już przestawiali się ze sprzętem bliżej obrzeża lasu, by móc usiąść na granicy promieni słonecznych i cienia, wspierając się o drzewo w półleżącej pozie pełnej beztroski wypoczynku. - Faun powinien mieć jakiś instrument, nie? - przypomniał sobie, zgarniając z ziemi gałązkę, którą od razu skrócił trzaskiem niemal impulsywnego złamania, jej resztki z szelestem liści porzucając gdzieś w bok. Ułożyć palce na wyimaginowanych dziurkach, niemal dla siebie niewyczuwalnie wspierając krawędź drewna o dolną wargę, gdy tęsknym spojrzeniem uciekał w głąb lasu, musząc wygiąć brwi w nagłym zrozumieniu jak obca była dla niego ta leśna zieleń, z pozoru tak podobna do tej, w otoczeniu której się wychował.
Drake Lilac
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 218 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nie był zawodowym modelem, jednak Hyung się postarał i Drake wyglądał całkiem nienajgorzej. Poza tym był raczej dobrze zbudowany, więc aparat na szczęście na niego nie pluł. Pozował uważając jednocześnie żeby nie wywalić się o własne nogi. W końcu zdjęcia były magiczne i się ruszały, a to oznacza jedno. Jego wizerunek na zdjęciu również by się wywalał jak głupi, a każdy mógłby z niego cisnąć bekę stulecia. Przynajmniej wyglądałby przy tym zabójczo. Sprawa miała się znacznie gorzej jeśli chodziło o robienie zdjęć. Nigdy wcześniej nie miał aparatu w rękach i chyba tylko dzięki nauczycielskim poradom nie doprowadził do zniszczenia urządzenia i konieczności odkupowania go. Mimo wszystko jakoś wyszło, a on mógł z ulgą odetchnąć.
Harmony Seaver
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 156 cm
C. szczególne : Wiecznie obecny, promienny uśmiech (SeaverSmile™). Często chodzi z łyżwami przewieszonymi przez ramię. Bransoletka z charmsami. Tatuaż na lewym przedramieniu - fiolka zamknięta zwojem, z którego wypływa syrenka, otoczona falami. Blizna w kształcie kluczy nad sercem.
Wynik z całej lekcji 88 + 134 + 116 = 338 -> +20pkt dla domu <3
Słysząc o nowym zaklęciu @Drake Lilac już chciała się podekscytować, ale równie szybko się zreflektowała, gdy podzielił się też dużo mniej przyjemnymi wieściami. Zazwyczaj wiedziała co w takich chwilach powiedzieć i zrobić, ale to zazwyczaj obejmowało też inne okoliczności, jak chociażby rozmowa w komfortowym miejscu przy winie czy pijama party. Nie miała za dużo doświadczenia w podejmowaniu podobnych rozmów tuż przed zajęciami i to w dodatku z gromadą innych uczniów i coś czuła, że zdobycie takiej wiedzy na zasadzie prób i błędów przy innych też nie było najświetlniejszym z pomysłów. - Drake - powiedziała ciszej, uśmiechając się do niego pocieszająco i kładąc mu dłoń na ramie… No dobra, nie oszukujmy się, z tą różnicą wzrostu to jednak bardziej poniżej łopatki. - Jak się teraz czujesz? - to chyba było najlepsze pytanie, bo nie podejmowało raczej delikatnego tematu w mało prywatnych warunkach. - Chcesz po tym… Przejść się do Hogsmeade i porozmawiać? Może jakaś kawiarenka? Ja stawiam - zapewniła ćwierkająco. Zaraz jednak zaczęła się lekcja a wraz z nią wszelka prywata musiała zaczekać.
Musiała, a wręcz chciała i z wielkim entuzjazmem to robiła, przyznać, że @Veronica H. Seaver w roli czarnego łabędzia odnajdywała się fantastycznie, jakby ta klasyczna, ponadczasowa wręcz postać była stworzona dla niej do odegrania. A na tle czerni piór i makijażu jej powiewające w ruchach rude włosy wyglądały jak płomienie. Wraz z zamkiem w oddali wyglądała równie majestatycznie i tajemniczo, co niebezpiecznie. Idealnie wczuła się w rolę. - Jesteś do tego urodzona! - komplementowała ją głośno i dobitnie, chcąc, by wyzierała z niej ta Verkowa pewność siebie, ta doskonale pasująca do czarnego łabędzia. - Ooo! Zrób tak jeszcze raz, tylko teraz zatańcz tak, jakbyś chciała przyatakować apart! Albo coś za nim! Może z jakimś skokiem! Dokładnie! Work it girl! - każdy pstryk flesza to każda kolejna pochwała, mająca ją jeszcze bardziej zagrzać do wczucia się w postać, nie, żeby tego potrzebowała. - To będą najlepsze zdjęcia, jakie kiedykolwiek zrobiłam, mówię ci! Gdybyś się widziała! Dziewczyno! Byłaś czarnym łabędziem! - ekscytowała się, niemalże podskakując w miejscu i dopiero po kilku chwilach absolutnej radości i hype’owania jej sesji, teraz to ona wybiegła przed obiektyw, gotowa do działania. - No dobra, to co robić? - uśmiechnęła się do niej, gotowa odnieść się do wszelkich instrukcji. Choć sama też wyszła przy tym z inicjatywą, lisy były dzikie, ciekawskie i psotne, wyjątkowo rozrywkowe, nieszczególnie nieśmiałe, nawet w stosunku do ludzi i starała się to wszystko oddać, jednocześnie przybieranymi pozami kierując uwagę na makijaż.
Anna Brandon
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 156
C. szczególne : Odznaka prefekta naczelnego na piersi i bransoleta Urqharta na ręce
Z pomocą nauczyciela udało się osiągnąć taki efekt złota, jakiego Aneczka sobie na Cleopatrze życzyła, a przynajmniej coś w miarę zbliżonego do jej wizji artystycznej. Niestety później nie było tak łatwo, bo musiała zapozować, a niestety nie miała z tym większego doświadczenia. Na szczęście Cleo poradziła sobie doskonale z fotografowaniem, więc Ania miała nadzieję, że jej problem ze swobodnym ułożeniem ciała dało się jakoś zatuszować. Nie czuła się swobodnie taka uniesiona zaklęciem, nie mogła więc z pełni oddać emocji, więc ostatecznie efekt wypadł dość blado. Jeszcze gorzej poszło jej z fotografowaniem. Okazało się, że jej szczątkowe doświadczenie związane z fotografowaniem manekinów na lekcji mugoloznawstwa nijak się miały do fotografowania żywego człowieka. A to nie łapało jej ostrości, a to nie mogła się ustawić względem słońca, zawsze coś. No ale ostatecznie jakieś zdjęcie powstało, a choć Aneczka nie była z niego zadowolona, ostatecznie udało jej się w jakimś stopniu wykonać zadanie.
K10024 Modyfikatory + 13 kuferek, + 20 pozowanie w przeszłości (balet - kp), + 5 gibki jak lunaballa, + 5 powab wili, + 5 nowa postać Ostateczny wynik 72
Fotografowanie
Spoiler:
K1009 Modyfikatory + 7 kuferek, +5 nowa postać, Ostateczny wynik 21
Wynik z całej lekcji 104 + 72 + 21 = 197
Dość szybko zapominam o złości i oburzeniu i jego słowa nie są tu bez znaczenia. Widzę w nich dużo sensu i muszę przyznać mu rację. Robi mi się też głupio, bo dociera do mnie, że to ja mam problem, nie on. Że to w moim rozumowaniu jest luka, że to moje kompleksy, a nie jego mylne przypuszczenia. On tylko złożył mi propozycję i gdyby trafił na osobę, dla której ten temat nie jest tak wrażliwy, zapewne odmówiłaby i tyle. Pewnie ma mnie teraz za wariata, jeśli tylko zauważył, że mnie to ubodło. Pozostaje mi mieć nadzieję, że rzeczywiście udało mi się stłumić to w sobie jak zwykle. — Od dawna — odpowiadam wymijająco, lecz wesoło już w chwili, kiedy robię przed nim piruety i rzeczywiście robię go raz jeszcze, wkładając w to tyle gracji, ile tylko jestem w stanie. Rasputin jeden wie, co mną kieruje, by tak się przed nim wdzięczyć, ale staram się co najmniej tak, jakbym był na przesłuchaniu do ważnego przedstawienia. I muszę naprawdę pilnować się, żeby nie zacząć mu tłumaczyć co to za ruch, i że tak wygląda balet, ani nie oferować, że mogę mu pokazać więcej. Pierwszy raz odkąd tu jestem naprawdę gryzie mnie decyzja o tym, by nie chwalić się swoją pasją... a jest to przecież zaledwie wrzesień. — Ty postaraj się popatrzeć na mnie od dołu — instruuję go, kiwając z zadowoleniem głową, kiedy ten sam proponuje, że zagra na improwizowanym flecie. Niby Swansea wytłumaczył nam co i jak, ale ja i tak czuję się zagubiony. Gubię się w tych wszystkich ustawieniach, które niewiele mi mówią. A jak już udaje mi się w miarę z tym poradzić, to nic nie wygląda tak, jak chcę i zajmuje mi to sporo czasu, nim orientuję się, że to wszystko kwestia światła.
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Kiedy zaczęli fotografować, ruszył się w końcu od stolika i zaczął przechadzać między nimi, udzielając wskazówek, kiedy widział, że są im potrzebne. Nie interweniował, kiedy coś szło nie tak i starali się naprawić swoje błędy, odzywał się dopiero wtedy, kiedy widział, że dana osoba utknęła w miejscu, albo w ogóle nie jest w stanie zacząć, lub kiedy został o to poproszony. Ostatecznie był jednak zadowolony z tego, jak pracowali – całość poszła sprawnie i udało im się trafić idealnie w golden hour. Kiedy nadszedł już czas, żeby zakończyć lekcję, a on widział, że raczej zdążyli zrobić co najmniej kilka fotek, klasnął w ręce, żeby zwrócić na siebie ich uwagę i znów podszedł do stolika, który stał się widać czymś na kształt podestu dla nauczyciela w sali lekcyjnej. — Moi drodzy, chcę Was wszystkich bardzo pochwalić, bo pracowaliście sprawnie, profesjonalnie i mieliście naprawdę świetne, oryginalne pomysły. Brawo, jeśli tak będzie wyglądać nasza współpraca w tym semestrze, to nie mogę się doczekać kolejnych zajęć — skłonił się nawet lekko w ich stronę, uśmiechając się zupełnie szczerze. To miały być luźne zajęcia i widział, że przynajmniej część z nich rzeczywiście znalazła tutaj dobrą zabawę, a to było dla niego najważniejsze. — Waszym zadaniem domowym przed następną lekcją będzie wywołanie efektów dzisiejszej pracy. Cały proces macie opisany w podręczniku, zapoznajcie się z nim, proszę i postępujcie zgodnie ze wskazówkami. A teraz uciekajcie do zamku, zanim zrobi się ciemno Żartobliwie popędził ich ruchem ręki, a sam zajął się sprzątaniem – przywołał do siebie wszystkie koce, zmniejszył stolik, zebrał wszystkie materiały i rekwizyty, i wylewitował to ze sobą do zamku.
z/t dla wszystkich chętnych
——————————————————————————— Kochani, pracę domową macie tutaj, bardzo zachęcam do jej wykonania!
Jeśli chodzi o punkty domów, to jednak moje progi były zbyt optymistyczne, a kostki brutalne i na pewno je zmniejszę lub rozdam określonej liczbie osób z najlepszymi wynikami. Wszystko zobaczycie w temacie z punktami domu, na pewno zostaniecie tam oznaczeni.
Dziękuję Wam bardzo za tak liczne pojawienie się na lekcji
Pogoda robi się na tyle piękna i słoneczna, że część uczniów i studentów zaczyna z większą przyjemnością spędzać czas na błoniach, nie zwracając zbyt wielkiej uwagi na unoszący się wszędzie pył wróżek. Nic zatem dziwnego, że i ty musisz opuścić bezpieczne mury zamku.
Przechadzając się po błoniach widzisz grupkę uczniów uczestniczących w bójce. Nie wiesz, o co poszło, ale fakt, że są wśród nich zarówno pierwszoklasiści, jak i dorośli studenci, jest zdecydowanie bardziej niepokojący niż byle bitka o dziewczynę. Lepiej zareaguj, nim komuś stanie się poważna krzywda!
Rzuć dwie kości k100, gdzie pierwszy wynik to twoja siła, a drugi to siła grupy. Jeśli twoja kość będzie przynajmniej o 30 większa od drugiej, wychodzisz z tego bez szwanku. Jeśli będzie większa o mniej niż 30, udaje Ci się rozwiązać konflikt z małą szkodą dla siebie, natomiast jeśli będzie równa lub mniejsza kości przeciwników, walka jest dla ciebie przegrana - nie udaje Ci się ich powstrzymać, a zbiegowisko rozchodzi się w swoją stronę, zostawiając cię poszkodowanego na środku błoni.
zadanie prefektów kwiecień moja siła vs siła grupy28 vs. 88 widziadłaE tak scenariuszkapłanka
Prefekt. Został pieprzonym prefektem. Naprawdę Whitelight nie miał już komu dać odznaki, że wybrał akurat jego… Ewentualnie chodziło o to, że było dostrzegalne, jak unikał wszystkich wokół, nawet innych Ślizgonów i ich opiekun uznał, że zwyczajnie zmusi go do dawania przykładu czy innego gówna. Tyle szczęścia w tej funkcji było, że drugim prefektem była Mina. Miał przynajmniej pewność, że nie będzie się tak bardzo nudził. - Czyli co… jako prefekt naprawdę trzeba robić obchody po korytarzach i sprawdzać, czy nikt nie wałęsa się po zakazanym piętrze, nie próbuje wejść do Zakazanego Lasu i inne takie? - dopytywał przyjaciółkę, spoglądając na nią z wyraźnym powątpiewaniem w spojrzeniu, kiedy kierowali się na błonia i dalej. Widać było z oddali przy jakże romantycznej huśtawce zbiegowisko dzieciaków i Norwood miał nadzieję, że nie będzie konieczne kazanie im wracać do zamku z uwagi na zbliżający się wieczór. Poprawił odznakę na piersi, spoglądając na nią z wyraźną niechęcią. Nawet broszka z wężem, jaką dostali wszyscy od Camaela, a która nawet mu się podobała, nie poprawiała humoru, równie mocno błyszcząc. - Czy one naprawdę muszą krzyczeć z daleka, że jesteśmy prefektami? Próbowałem kilkoma zaklęciami ją zmatowić, ale się nie dało. Myślisz, że gdyby wrzucić ją do kociołka w trakcie szykowania eliksirów, mogłaby przestać tak błyszczeć? - zapytał jeszcze, nie kryjąc swojego niezadowolenia, po czym wydał z siebie pomruk pełen niezadowolenia, gdy zbliżali się do grupki i coraz wyraźniej było widać, że ci nie zatrzymali się w tym miejscu na pogawędkę. W końcu ktoś rzucił pierwsze zaklęcie i grupa przed nimi zaczęła ciskać w siebie kolejnymi czarami i być może nie byłoby w tym niczego niepokojącego, gdyby nie różny wiek uczestników bitwy. - Więc pewnie nie możemy tego zignorować, co? - zapytał Minę, choć wiedział jaka będzie odpowiedź. Jednak niepokoiło go jeszcze jedno - skąd nagle wziął się wokół nich las?
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
zadanie prefektów kwiecień moja siła vs siła grupy48 vs. 29 widziadła Nie
Raczej nie spodziewała się tego, że z całego Slytherinu kolejnym prefektem do jej pary okaże się akurat Jamie. Jakoś nie pasował jej do tej roli, ale z drugiej strony jakby się nad tym zastanowić to chyba faktycznie nie widziała żadnego lepszego kandydata do tej roli. Chociaż naprawdę ucieszyła się z tego, że ma kogoś znajomego z kim mogłaby dzielić obowiązki. Liczyła na to, że dzięki temu będzie jej nieco łatwiej. W końcu zawsze mogła polegać na Norwoodzie więc ich współpraca w ramach prefektowania również powinna się doskonale układać. - W zasadzie to tak. Kręcimy się i sprawdzamy czy wszystko w porządku. Pomagamy jak ktoś ma jakieś pytania i reagujemy, gdy ktoś łamie regulamin... Niby łatwizna, ale czasami potrafi to być niezwykle upierdliwe - skwitowała, bo jednak nie zawsze miała ochoty na spacer po błoniach, zwłaszcza przy niepogodzie, albo zwracać uwagę innym uczniakom na pewne zachowania, które niestety nie były zgodne z regulaminem choć w jej odczuciu właściwie nikomu nie szkodziły. Słysząc pytanie przyjaciela, przyjrzała się uważnie obu plakietkom świadczących o ich przynależności do prefektury. Sama zdążyła już do swojej przywyknąć na tyle, że nie zauważała już wspomnianego przez Jamiego blasku. Niemniej z pewnością miał rację. Z jednej strony rozumiała, że podobny projekt ozdoby miał swoje zastosowanie. Dzięki temu każdy mógł ich łatwo wypatrzeć i zidentyfikować jako prefektów, gdyby tylko miał do nich jakąś sprawę. Może miało to też działać jako straszak na urwisów. Dla niej jednak z pewnością było to niepotrzebne. - Nie jestem pewna. Mam wrażenie, że powierzchnia może być zaczarowana tak, aby wchłaniała podobne efekty i nie pozwalała na powstawanie jakichkolwiek zabrudzeń. Możemy rzecz jasna spróbować pozbyć się tego blasku, ale nie wiem na ile to się zda - przyznała, bo równie dobrze podobne eksperymenty mogły się w jakiś sposób na nich zemścić. Oderwawszy wzrok od broszek również zorientowała się w tym, że w pobliżu huśtawki zgromadziła się pewna grupka, która zdecydowanie nie zamierzała sobie urządzić w tym miejscu niewinnego pikniku. Mina z trudem powstrzymała się od ciężkiego westchnięcia, które miałoby ukryć jej frustrację. To miał być miły spacer z pogawędką, a jednak wyglądało na to, że nie uniknie zaprezentowania w praktyce tego na czym właściwie polegało bycie prefektem. - Uwierz bardzo bym chciała to zignorować, ale niestety nie mamy wyjścia - przyznała, sięgając po swoją różdżkę chociaż miała poczucie, że ze swoimi zdolnościami w dziedzinie czarowania mogłoby się to wszystko skończyć naprawdę marnie.
Oczywiście że nie pasował do tej roli! Jednak wyraźnie ich opiekun miał inne zdanie i teraz to Jamie musiał zaciskać zęby, aby mimo wszystko nie zachować się niewłaściwie. Spojtzał na Minę, kiedy potwierdziła jego przypuszczenia i skrzywił się, wyraźnie dając znać, co o tym wszystkim myślał. Nie miał ochoty pilnować dzieciaków, żeby nie łamali regulaminu, a powtarzanie studentom, że zachowują się jak właśnie gówniarze, także nie sprawiało mu frajdy. Skoro jednak nie mógł w żaden sposób od tego uciec, musiał się z tym pogodzić i znaleźć własny sposób na ogarnianie podobnych problemów. - Chyba najgorzej jest z tymi punktami regulaminu, które też dla ciebie wydają się bez sensu, albo kiedy wiesz, że sama robisz coś podobnego… Ale z drugiej strony, gdy Carly narazi się nam kolejnymi randkami w ciemno, będziemy mogli kazać jej szorować łazienkę przez tydzień - zauważył, uśmiechając się kącikiem ust, próbując znaleźć pozytyw zajmowanej obecnie pozycji. Nie było to tak łatwe, jakby chciał, ale perspektywa odegrania się na siostrze, korzystając ze swojego stanowiska… Tak, była naprawdę kusząca. Słuchał jej odpowiedzi w sprawie plakietek i ponownie skrzywił się z niezadowolenia. Nie miał ochoty marnować żadnego eliksiru, aby jedynie pozbyć się błyszczącej powłoki z plakietki. Domyślał się, że zostały w jakiś sposób zabezpieczone, skoro nawet jak ją ubrudził, ona po chwili znów lśniła. Choć była jeszcze szansa, ze jakiś hogwarcki skrzat miał za zadanie pilnować blasku odznak prefektów. - Nie, szkoda marnować na nią czasu. Za chwilę i tak wszyscy będą wiedzieć, że jestem prefektem, skoro tak głośno się to ogłasza, a jeszcze są te całe dyżury. Zacznę ją przypinać do ramienia, żeby jej nie widzieć i będzie dobrze - stwierdził w końcu, wzruszając lekko ramionami, dając tym samym znać, że zupełnie nie miał zamiaru zastanawiać się nad tym problemem dalej, choć jednocześnie jego skrzywiona mina świadczyła o niechęci. To z pewnością nie miało się zmienić za szybko, skoro samo stanowisko mu nie odpowiadało, kiedy nie miał zamiaru użerać się z idiotami. Niestety jego nadzieje nie miały się ziścić, co już po chwili stało się jasne, kiedy grupka, do której się zbliżali, zaczęła się wzajemnie atakować. Sięgnął po różdżkę i nagle niemal znieruchomiał, kiedy miał wrażenie, że znalazł się w leśnym wąwozie. Niby widział innych, ale nie do końca, chowali się w jego oczach za drzewami i nie potrafił sobie z tym poradzić. Pieprzone halucynacje. - A czy powiedzenie im, że jesteśmy prefektami i mają się uspokoić, pomogło kiedyś? - zapytał jeszcze Minę, nim i ona zniknęła mu za jakimś drzewem, a on sam miał wrażenie, że coś woła go, aby przeszedł przez ten wąwóz, do tajemniczego miejsca na jego końcu. Przeklął pod nosem, po czym próbował zaklęciami spacyfikować tych uczniów i studentów, których widział pomimo halucynacji, co jednak nie wychodziło tak, jakby sobie tego życzył. Co najwyżej zwrócił na siebie ich uwage, po chwili samemu obrywając zaklęciem, które nie przerwało halucynacji.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Również nie miała na to najmniejszej ochoty i najchętniej odmówiłaby sprawowania tej funkcji to jednak wiązały się z nią pewne przywileje. Była to swego rodzaju przepustka do snucia się w godzinach ciszy nocnej po korytarzach zamku, gdy inni nie mogli wychodzić z dormitoriów czy też do zaglądania w te nieuczęszczane czy nawet zakazane miejsca pod pretekstem pilnowania porządku. Nie można też było zapominać o przestronnej łazience, która zapewniała im dużo większe wygody i prywatność niż tak, która była oddana do powszechnego użytku. A co do przestrzegania regulaminu... Zdarzało jej się przymykać oko. Głównie w momentach, gdy w pobliżu nie znajdował się nikt kto mógłby donieść o tym, że nie spełnia swojego obowiązku. Wtedy po prostu ignorowała uczniów, których nieco poniosło i zdobyli się na łamanie któregokolwiek z punktów regulaminu. - Będziemy prawnie do tego upoważnieni - uśmiechnęła się na samą myśl, że w zasadzie mogli teraz gnębić Carly na swój sposób. - Zresztą... O ile ktoś nie widzi tego, że nie reagujesz to nie masz co się martwić. Byłą pewna tego, że Jamie wkrótce sam pojmie sporą część tego jak przetrwać w Hogwarcie jako prefekt. Na początku wszystko wydało się takie skomplikowane i obce, a z czasem każdy jakoś się obchodził i wiedział jak zachowywać się w danej sytuacji i jakie mogą być ewentualne konsekwencje różnych akcji. - Przyzwyczaisz się do niej. Ja swojej już nie zauważam póki czymś o nią nie zahaczę - przyznała wprost, bo na co dzień nawet nie myślała o tym, że faktycznie była prefektką. Wiedziała jednak, że czas, który mogliby spędzić na próbach wymatowienia plakietki mogli spędzić w o wiele praktyczniejszy i bardziej przydatny sposób. Chociażby próbując w dalszym ciągu stworzyć swoje wegańskie eliksiry. Może i był to szalony pomysł, ale miał jakąś tam rację bytu. - To działa tylko na zestresowanych pierwszaków - mruknęła w odpowiedzi, rozwiewając jego nadzieję na to, by rozwiązać konflikt bez wtrącania się w niego. Zapewne miała szczęście, że znajdowała się za Jamiem, bo dzięki temu to właśnie Ślizgon oberwał jednym ze zbłąkanych albo i nie zaklęć. Sama uniknęła takiego losu i chociaż nie była ekspertką w dziedzinie OPCMu to najwyraźniej trafili im się jacyś amatorzy, których poniosło poznanie kilku podstawowych zaklęć. Hawthorne liczyła na to, że szybko uda jej się rozbroić ich przy pomocy Expelliarmusa, a zwyczajne Protego, które nie przychodziło jej aż z tak wielką łatwością okaże się wystarczającą obroną przed kolejnymi atakami ze strony grupki uczniów. - W porządku? - zapytała jeszcze przyjaciela, nie odwracając na niego spojrzenia, aby nie stracić ze wzroku atakujących.
- Czyli bycie prefektem może jednak mieć swój urok - zaśmiał się, po chwili po prostu przestając już o tym myśleć. Mina miała rację - były sposoby, żeby być prefektem i nie miec z tego powodu dodatkowych problemów. Co prawda upierdliwe były dyżury i konieczność patroli, ale z drugiej strony mógł wszędzie wejść, o każdej porze i zrzucić to na karb wypełniania obowiązków. Całkiem ciekawy sposób na dalsze unikanie przesadnej integracji z młodszymi od siebie. Jeszcze pozostawała sprawa zignorowania odznaki, ale sądził, że i w tym temacie przyjaciółka miała rację - musiał po prostu poczekać, a z pewnością zdąży się przyzwyczaić do dodatkowej ozdoby na szacie. A później o niej zapomnieć i znów żyć, jak wcześniej, kończąc powoli studia… Co nagle wydało mu się dziwnie blisko, choć nie tak dawno miał wrażenie, że się dusi. Dalej się dusił, ale może jednak mniej, gdy wiedział już, czego chciał i w którą stronę powinien się kierować? Wkrótce jego uwagę w całości pochłonął dziwny leśny wąwóz w jakim się znajdował, który zasłaniał mu część dzieciaków, przez co nie do końca wiedział, jak miał sobie z nimi radzić. Starał się mieć Minę za plecami, aby w razie czego móc ją osłonić, a jednocześnie wiedział, że sam także będzie osłonięty. Gdyby nie to, że już na początek został trafiony zaklęciem ogłuszającym, który nawet nie przerwał widziadeł. W taki sposób nie było dane walczyć, czy nawet bronić się, ale duma nie pozwalała Jamiemu narzekać. Jednak nie mógł też udawac, ze jest dobrze. - Nie. Widzę leśny wąwóz, mam wrażenie, że powinienem nim biec aż do końca i jeszcze kretyni jakby chowali się za tymi drzewami, przez co nie widze w kogo trafiam - odpowiedział warkliwie, zastanawiając się przez moment, czy nie byłoby łatwiej poddać się złości i pozwolić półharpii ujrzeć światło dzienne. Najwyraźniej jednak ich przeciwnicy usłyszeli jego słowa, bo po chwili ponownie oberwał zaklęciami, czując, że ktoś użył paskudnych zaklęć, które naprawdę go raniły. Żadne kwiaty we włosach, czy użądlenia, a prawdziwe rozcięcia. Przeklął pod nosem i rzucił bombardą, szczęśliwie nie trafiając w nikogo, choć wzbił w powietrze trochę ziemi, tworząc w niej małą dziurę.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Nie potrafiła ile to razy nie mogła spać i po prostu decydowała się na to, aby przykładowo przejść się do biblioteki po książkę bądź też decydowała się na to, by po prostu się gdzieś poszlajać i przykładowo dotlenić. W momencie, gdy trafiłaby na jakiegoś innego prefekta to mogłaby po prostu wcisnąć mu jakiś kit. Chociaż raczej starała się unikać ich, aby uniknąć podobnych spotkań. Co do młodszych roczników to miała wrażenie, że właśnie przez bycie prefektem tym bardziej była zmuszona do tego by rozmawiać z młodszymi uczniami. Głównie przez to, że musiała ich oprowadzać na początku roku szkolnego czy też pomagać im w razie zgłoszonych problemów i tym podobnych. Inaczej mogłaby bez większego trudu po prostu ignorować innych uczniów i nikt nie mógłby jej nic z tego powodu zrobić. Nie miała nawet pojęcia przez co właśnie przechodził Ślizgon. Widziała jedynie to jak oberwał zaklęciem, ale czemu tak się stało i jak się czuł? Tego już nie wiedziała. Dopiero kiedy powiedział jej o swoich doznaniach wizualnych mruknęła twierdząco i starała się raczej nie wychodzić przed niego, by nie kusić zanadto losu. Jeszcze niechcący sama oberwałaby jakimś zaklęciem rzuconym przez Norwooda. - Dasz radę wyczarować tarczę przed sobą? Ja zajmę się ich rozbrojeniem - zaproponowała, bo biorąc pod uwagę, że nie była męczona przez żadne halucynacje to miała o wiele większą szansę na to, aby jednak trafić jakoś w znajdujących się przed nimi oponentów. Nawet jeśli nie była ekspertką gdy chodziło o zaklęcia w dowolnej formie. Chyba powinna jednak nieco przysiąść do nauki OPCMu. Sama starała się raz jeszcze wznieść protego, które mogłoby osłonić ich oboje. Chciała upewnić się czy na pewno przyjacielowi nic nie dolega i czy jest w stanie utrzymać jakieś zaklęcie ochronne nim sama przeszłaby do ataku. Ewentualnie to jemu zostawiłaby ofensywę, gdyby tylko nie potrafił wyczarować w miarę stabilnej tarczy. Chociaż nie była pewna czy nawet bez ogłuszenia będzie w tym jakoś szczególnie lepsza.
Leśny wąwóz nie chciał odpuścić. Jakkolwiek Jamie próbował ignorować to, co widział i starał się jakkolwiek zareagować na to, co się działo wokół. Chciał w jakiś sposób zacząć się bronić, zacząć paraliżować walczących, ale nie był w stanie. Najwięcej skupienia poświęcał na powstrzymanie się przed biegiem w głąb tego wąwozu, ku czemuś, co z pewnością na niego czekało. Wszystko podpowiadało mu, że właśnie to powinien zrobić - biec, aż dotrze do miejsca niosącego za sobą tak wiele obietnicy, że aż sprawiało ból. Jednak rozum podpowiadał, że były to halucynacje z tego prostego powodu, że w tym miejscu nie było żadnego wąwozu. Nie było niczego podobnego, a już na pewno nie istniało miejsce, które zwabiałoby w podobny sposób do siebie niewinnych studentów. Zacisnął zęby, czując rosnącą wściekłość nad którą trudno było zapanować. - Próbuję, ale albo uderzają wszyscy na raz i protego nie daje rady, albo zwyczajnie stawiam osłonę nie w tym miejscu, co trzeba - stwierdził, prosto, nieco warkliwie, zdradzając, jak niewiele brakowało, żeby stracił nad sobą panowanie. Podejrzewał jednak, że gdyby pozwolił sobie stać się półharpią w tej chwili, straciłby nie tylko odznakę prefekta, ale i być może zostałby zawieszony w prawach ucznia. Mimo wszystko były granice takich zachowań, a on nie chciał ich przekraczać. Ale jego cierpliwość także miała granice. - Pieprzyć to - warknął i przestał próbować zasłaniać się zaklęciami ochronnymi. Zamiast tego ruszył przed siebie, ciskając zaklęciami pomimo problemów z percepcją. Pamiętał jedynie, gdzie była Mina i starał się nie celować w tamte strony. Jednak choć miał wrażenie, że zdołał trafić kilku uczniów, sam również oberwał zaklęciami, które nie były zbyt przyjemne. Kolejny raz przeklął, kiedy oberwał zaklęciem galaretowatych nóg, które posłało go na ziemię. Być może śmiałby się z tego, może nawet będzie w przyszłości się śmiał, ale w tej chwili mógł jedynie warknąć i wznieść wokół siebie tarczę, aby jednak nie skończyć jak najgorszy prefekt na świecie.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
Jeszcze chyba nigdy jej nie dotknęły podobne dolegliwości. Przynajmniej nie tak mocne, bo oczywiście jak chyba każdy padła swego czasu ofiarą tego przeklętego pyłu. Najwyraźniej chyba jednak miała szczęście, co wydawało się aż niemożliwe z jej kiepskim systemem odpornościowym, które reagował silnie już na słabe dawki podstawowych eliksirów. Była gotowa do tego, aby w razie potrzeby chwycić Jamiego za ramię i powstrzymać go przed jakimś durnym zachowaniem i działaniem dyktowanym przez halucynacje. Myślała, że będzie mu łatwiej stawiać na obronę, bo ofensywa jednak wymagała większej celności, aby uderzyć dokładnie w to miejsce, gdzie znajdowali się przeciwnicy. Myliła się chyba jednak. Raz jeszcze uniosła różdżkę, by postawić barierę ochronną, która miała zasłonić ich przed kolejnymi lecącymi w ich stronę zaklęciami. To było istne utrapienie, a ona mogła jedynie starać się jakoś panować nad sytuacją, co wcale nie było takie łatwe. Czemu zawsze trafiała na coś, co było tak nieprzyjemne do ogarnięcia? Była bardziej rozczarowana niż zła, gdy tylko Norwood odpalił tryb berserka, ruszając na przeciwników z różdżką. Teraz tym bardziej musiała w jakiś sposób zadbać o jego bezpieczeństwo i rzucić na niego jakieś zaklęcie, które mogłoby pochłonąć wrogie ataki i zapewnić mu ochronę. Sama starała się osłonić znanymi jej zaklęciami i równocześnie uderzyć w pozostałych przeciwników. Na pewno oberwała kilkoma Drętwotami, co wywołało nieprzyjemne mrowienie w okolicach, w które trafiły zaklęcia. Parę razy czuła jak coś zaczyna się owijać wokół jej ciała. Liny? Pnącza? Nie miała do końca pojęcia, ale efekt ten zniknął, gdy tylko użytkownicy tej magii zostali zaatakowani przez Ślizgona i nie mogli dłużej utrzymać koncentracji. Przynajmniej tyle dobrego. Szkoda tylko, że przed nimi wciąż znajdowało się długie i wymagające starcie, z którego mogli wcale nie wyjść zwycięsko. Chyba, że Norwood się ogarnie lub przybędzie im ktoś z pomocą, aby pomóc ujarzmić tych chuliganów.
Nie wiedział, jak czuła się Mina z jego nagłym ruszeniem, ale nawet gdyby wiedział, że bła rozczarowana, zdecydowanie nie robiłby sobie z tego nic. W tej chwili nie liczyło się nic, poza irytacją na walczących i fakt, że nie potrafił ich tak szybko wyłączyć z walki, jakby chciał. W końcu jednak wąwóz zaczął znikać i nim Jamie zauważył, że coś się zmienia, zorientował się, że widzi już poprawnie wszystkich walczących. - Halucynacje minęły... Pora się zrewanżować - powiedział wciąż wściekłym tonem, ale wyraźnie zdeterminowany, aby oddać studentom i dzieciakom z nawiązką każde zaklęcie, jakim w nich trafiono. Upewnił się, że z Miną było dobrze, ale widząc, że przyjaciółka wyglądała o niebo lepiej od niego, aż prychnął pod nosem. - Część zaczęła uciekać, a mi przyda się później pomoc z opatrzeniem - powiedział jeszcze do Ślizgonki, wznosząc wokół nich barierę, aby nic nie mogło w nich trafić, a oni mogli zorientować się w sytuacji. Pamiętał, że dziewczyna nie była miłośnikiem opcm, ale on już przeciwnie. Wiedział jednak, że nie mogą tak naprawdę zrobić krzywdy nikomu z walczących. Zaczął więc celować w każdego z nich po kolei rzucając zaklęciem conjunctivitis aby chwilowo oślepić przeciwników, których mogli spokojnie spętać, pozbawić różdżek i postawić przed profesorami. Niestety nie wziął pod uwagę współpracy pozostałych i część z tych, którzy zdołali odbić zaklęcia, brała pod ramię oślepionych i zaczęła uciekać w stronę zamku. - Ale nie dam rady ich gonić - powiedział Jamie, czując się, jakby przebiegło po nim kilka abraksanów. Zachwiał się, cudem zachowując równowagę. Dopiero teraz dostrzegł, że był w niektórych miejscach nieznacznie poparzony, miał kilka rozcięć na skórze i był cały obolały. Szczęśliwie Minie nic nie było, a przynajmniej tak wyglądała, więc kiedy tylko wokół nich wszystko się uspokoiło, zapytał ją, jak się czuła i czy wszystko było z nią w porządku. - Mam nadzieję, że takie ustawki nie są jednak codziennością - powiedział słabym głosem, czując lekkie zawroty głowy.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Mina Hawthorne
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak, praktycznie zawsze towarzyszy jej blady pyton królewski imieniem Faust
To nie była jedna z tych sytuacji, gdzie mogli swobodnie dyskutować na temat swoich planów odnośnie przeprowadzanego ataku. Tutaj wszystko działo się zdecydowanie zbyt szybko i nie było czasu na jakiekolwiek zastanawianie się czy ustalanie planu. Musieli sobie jakoś radzić w tej sytuacji i postępować zgodnie z tym, co podpowiadał im instynkt. Nie mieli za bardzo innej opcji. Dlatego też godziła się na to, co też strzeliło Norwoodowi do łba. Było z nią całkiem dobrze chociaż nie mogła zaprzeczyć temu, że pewnie była nieco oszołomiona przez oberwanie kilkoma słabszymi zaklęciami ofensywnymi, przed którymi nie miała okazji się schronić. Najważniejsze jednak, że mogła się poruszać i rzucać własne zaklęcia. - Zabiorę cię do szpitalnego jak tylko się z nimi uporamy - zapowiedziała, żałując jeszcze bardziej tego, że nigdy w zasadzie nie radziła sobie szczególnie dobrze z zaklęciami różnego typu. Powinna chyba nieco większą uwagę przykładać do tego, co pojawiało się na lekcjach. Próbowała wspomagać Jamiego, zapewniając mu dodatkowy ogień w czasie atakowania przeciwników, ale nie szło jej to jakoś szczególnie dobrze. Zresztą nie mieli co się łudzić, że uda im się rozbroić i pojmać do zamku tak liczną grupę uczniów, która robiła sobie ustawki. - Może sobie odpuścimy, co? - zaproponowała, bo szczerze nie miała ochoty na ganianie za tymi cymbałami chociaż zdecydowanie napsuli jej oni krwi. Przez moment przyjrzała się jeszcze Norwoodowi, starając się ocenić to w jak poważnym był stanie, bo jednak oberwał dużo bardziej niż ona. Miała nadzieję, że nie odbije się to w nim jakoś szczególnie, bo szkoda, gdyby jego kariera jako prefekta miała się rozpocząć od większego uszczerbku na zdrowiu. - Całe szczęście nie. Miałeś po prostu zajebistego pecha - skomentowała jeszcze, bo jej samej nigdy coś podobnego się nie zdarzyło. Chyba tylko pech sprawił, że los zdecydował się na takie, a nie inne ochrzczenie nowego pana prefekta już pierwszego dnia pracy.
- Trzymam za słowo - odpowiedział Minie, nim skupił się znów na pojedynku, czy nawet walce o przetrwanie. We dwójkę, gdy oboje byli w pełni świadomi tego, co działo się wokół nich, jakoś dawali sobie radę. Co prawda nie było mowy o całkowitym rozgromieniu grupki walczących wcześniej, ani złapaniu ich. Choć w pewnym stopniu chciał w jakiś sposób pochwycić choć jednego z tych idiotów, ucieszył się, gdy Mina przyznała, że tez nie ma ochoty za nimi biec. Nie miał sił, aby biec za nimi i miał wrażenie, że nie da rady nawet dojść do skrzydła szpitalnego. Żadne zaklęcie, jakie go trafiło, nie było samo w sobie niebezpieczne, ale zbyt wiele nałożyło się na siebie i teraz czuł, jak nogi po prostu uginają się pod nim. - Jestem za, odpuszczamy - powiedział, po czym po prostu pozwolił sobie na upadek na ziemię. Przymknął oczy, oddychając głęboko, próbując dojść do siebie na tyle, żeby móc spokojnie ruszyć dalej, korzystając z pomocy Miny. W końcu po chwili spojrzał na nią, uśmiechając się ledwie widocznie kącikiem ust. Miał pecha… Tak, od momentu, w którym otrzymał odznakę, zdawało się, że miał pecha i musiał sobie jakoś z tym radzić. Pokręcił lekko głową, mając wrażenie, że jeszcze chwila i ta eksploduje z bólu, że aż jęknął, próbując się podnieść. - To zostaje pytanie, jak odczynić pecha. Może powinienem poszukać sobie talizmanu? - zapytał, próbując żartować, ale oczywiście niewiele z tego wyszło. Jako prefekt miał niezbyt udany debiut, ale początkowa irytacja minęła. W pewnym sensie mógł uznać to, co się wydarzyło, za dowód, że jeśli chciał być lepszy, musiał więcej ćwiczyć. Tłumaczenie się, że przeciwników było więcej - było marne. Tak jak móienie, że jako prefekt dopiero zaczynał. - Ale zdecydowanie za bycie prefektem powinni dawać galeony - dodał jeszcze, po czym podniósł się z trudem, prosząc Minę, aby pomogła mu dojść do skrzydła szpitalnego.
+
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Ostatnio zmieniony przez Jamie Norwood dnia Czw Maj 02 2024, 14:20, w całości zmieniany 1 raz