Sala treningów magicznych w ciągu roku szkolnego jest ogólnodostępna, zaś w okresie Owutemów i Sumów wejście do niej jest surowo zabronione.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Magia lecznicza
Wchodzisz do Sali Treningu Magicznego, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Uzdrawianie. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Nora Blanc oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Theravada. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z uzdrawiania można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Opisz chorobę zwaną Brzytwówką. 2 – Opisz chorobę zwaną Spiritu pestilenti. 3 – Opisz na czym polega samoporażenie różdżką. 4 – Opisz zatrucie szczuroszczetem. 5 – Opisz eliksir regenerujący oraz podaj trzy składniki, które trzeba do niego dodać. 6 – Podaj trzy magiczne rośliny o właściwościach leczniczych i opisz je.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Przyrządź eliksir regenerujący. 2 – Użyj odpowiednich zaklęć na magicznych fantomach. Pierwszemu rozgrzej organizm, drugiemu udrożnij drogi oddechowe, a trzeciemu zatamuj krwotok. 3 – Spośród kor różnych drzew wybierz tę, która jest lecznicza i podaj nazwę tego drzewa. Z ziół wybierz dwa trujące. 4 – Zaparz wywar łagodzący ból związany z podeszłym wiekiem i reumatyzmem. 5 – Sparz odpowiednio liście bielunia dziędzierzawa i dodaj do odpowiednich kociołków z eliksirami. 6 – Zdobądź ropę czyrakobulwy i sporządź maść na trądzik.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Uzdrawianie:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Rozumiała, że nauka jest ważna i że każdy z przedmiotów powinna traktować z szacunkiem. Tylko że Fire nie zależało ani na dobrych ocenach ani na posiadaniu wiedzy z, dajmy na to, ONMS. Dlatego ostatnio zorientowała się, jak duże ma tyły z wielu przedmiotów. Koniec roku wcale nie był tak daleko, a nie miała ochoty zostawać rok w ostatniej klasie. Wszyscy wokół, z Liamem na czele, męczyli Szkotkę gadaniem o Owutemach, tak bardzo, że postanowiła trochę doścignąć resztę uczniów. Przez to, że już nie pracowała w Oasis, miała teoretycznie więcej czasu. Tamtego dnia padło na naukę zaklęć z transmutacji, które musiała poćwiczyć w jakimś cichym, spokojnym miejscu. Wszędzie szwendali się inni uczniowie, więc Fire dotarła aż do sali, której nie odkryła podczas swojego paroletniego pobytu w Hogwarcie. Trzymając parę książek pod pachą, wolną ręką poprawiała swój czerwony krawat, który nieprzyjemnie uciskał szyję dziewczyny. Dłonią musnęła także swoją plakietkę prefekta. Jakimś cudem jeszcze mogła się nią chwalić. Weszła do środka ostrożnie popychając drzwi i zastanawiając się czy tutaj także ktoś postanowił spędzić wolny czas. Odetchnęła chłodniejszym powietrzem, wypełnionym cząstkami wirującej magii, którą tak kochała. Wzrok Fire padł na jakąś ciemnowłosą postać. Nie odezwała się, lustrując chłopaka wzrokiem i myśląc nad tym czy powinna skorzystać ze swojej funkcji i po prostu wyrzucić go z sali, żeby mieć calutką dla siebie.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Westchnął ciężko, niestety nie znalazł nikogo chowającego się za kolumnami i wtedy usłyszał jak drzwi się otwierają. No to przepadła oka... Nie dokończył bowiem uznał, że ktoś uciekł z sali, a nie jak na zawołanie wszedł do środka. Wbił szare oczy w rudzielca. Czując dziwną satysfakcję z jej pojawienia się tutaj. - Zgubiłaś się ruda? - rzucił w jej stronę od razu. Wiedział doskonale, że nie była w Hogwarcie od początku i akurat ta osoba była dla niego obca. Tym obcym za granicy, który to wkroczył na nie swój teren. Ruszył kilka kroków w jej stronę, lecz po chwili nagle zatrzymał się. Stał mniej więcej na środku sali. Z wyciągniętą różdżką chciał ją sprowokować, tylko jak? Zwyczajne słowa mogły nie wystarczyć. Książki! Tak te będzie mógł wykorzystać. - Flippendo - rzucił jej zaklęciem w ręce chcąc by rzeczy przez nie trzymane rozrzuciła siła uderzeniowa zaklęcia.
Kostka za atak: 5
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Twarz Fire nie zmieniła swojego wyrazu, chociaż poczuła się dotknięta tym komentarzem jakiegoś zwykłego chłopaczka. Patrząc na niego dostrzegła zielone elementy szaty i uznała, że mogła się spodziewać, że to właśnie Ślizgon będzie tak pyskaty i głupi, odzywając się w ten sposób do prefekta. Otworzyła nawet usta, żeby uświadomić go, jak wielki popełnił błąd. Tylko, że wycelował w nią różdżkę, na co automatycznie odpowiedziała tym samym. Zrobiła to szybkim, wyćwiczonym przez długie lata ruchem. Co ten Ślizgon wyprawiał, na brodę Merlina? - Protego! - rzuciła błyskawicznie, powstrzymując zaklęcie wysłane przez chłopaka. Odpowiedziała od razu bez żadnego wahania. Wiedziała, że pertraktacje nie mają najmniejszego sensu, jeśli została zaatakowana tak zdecydowanie i tak nagle. - Ceruisam!- Blaithin nie chciała go skrzywdzić, chociaż sprawił, że poczuła ukłucie złości. Zamierzała odebrać mu różdżkę, kiedy już upuści ją przez to jak mocno zacznie go parzyć. Książki rzuciła na podłogę, żeby nie przeszkadzały jej w ruchach.
Kostka na obronę: 3 Kostka na atak: 2
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Nie miała pojęcia nawet jak duży powód miał do tego by ją zaatakować. Chciał to zrobić już jakiś czas temu na balu, ale gdzieś zniknęła. Przepadła zanim zdążył jakoś zaatakować dziewczynę. - Protego - odpowiedział również szybko kiedy to ewidentnie zamierzała odebrać mu różdżkę. - Expulso - rzucił jedno z swoich ulubionych zaklęć siejących mały chaos na polu walki przez swoją siłę rażenia. Oczywiście miał świadomość tego, że atakował prefekta, ale nie przejmował się tym ani przez chwilę. W końcu tylko ćwiczyli, bo niby w jakim innym celu przyszliby do tej sali?
Kostka za atak: 3
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Próbowała rozpoznać chłopaka i przypomnieć sobie, kiedy zdołała tak go wkurwić, że teraz chciał się z nią pojedynkować. Ale nie pamiętała ani jego twarzy ani czarnych włosów, nawet głos wydawał się obcy. Postanowiła, że zapyta o to, kiedy już go pokona. - Przestań natychmiast! - zawołała ostrym tonem, odbijając ponownie jego zaklęcie. Zorientowała się już, że Ślizgon jest równie dobry i równie szybki co Gryfonka. Mogliby zapewne wymieniać tak ataki w nieskończoność... Zazwyczaj to bardzo lubiła, ale teraz miała ochotę jak najszybciej unieszkodliwić nieznajomego. Nie chciała ryzykować niszczenia kolumn i całej sali, za co pewnie Fire dostałaby o wiele większy opieprz już po walce. - Everte Statum! - krzyknęła, wkładając sporo siły w swoje zaklęcie, które miało przerzucić Ślizgona przez całą salę. Liczyła, że mocno go zaboli spotkanie ze ścianą.
atak 2
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Dobrze walczyła, musiał to przyznać, bez problemu broniła się przed jego zaklęciami. Co niezwykle mocno go irytowało, choć z drugiej strony napawało większą satysfakcją z walki niż ten jego pseudo pojedynek ostatni organizowany przez kółko. - Pierdol się - rzucił w jej stronę po rosyjsku kiedy starała się go uspokoić i po szybkiej wymianie zaklęć poczuł uderzenie i wyleciał do tyłu. Na spotkanie z podłogą. Sunął jeszcze bo niej może tak z trzy metry. Sycząc z bólu. Nie dobijała go jednak, chociaż miała okazję kiedy to leżał. Szkoda, że to właśnie w takich okolicznościach przyszło im walczyć. A nie był to jedynie pojedynek. Nie ważne jak dobra by nie była, u Corteza była skończona. Nie wybaczał, nie zapominał. Podniósł się w końcu cały obolały dziwnie śmiejąc się przy tym. - I co tylko na tyle cię stać? Myślałem, że Durmstrang to twarda szkoła, a nie z której wychodzą jakieś cioty, co to zamiast walczyć wolą rozłożyć stoliczek i porozmawiać o problemach przy herbatce! - Wykrzyczał to do niej i idąc machnął różdżką znów rzucając expulso. Chociaż i tak było to słabe zaklęcie jako, że nie mógł wypowiedzieć go na głos będąc zajęty krzyczeniem w jej stronę.
Kostka za atak: 1
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Przez chwilę Blaithin wydawało się, że wypadła trochę z wprawy. Kiedy ostatnio wybuchła walka, w której brała udział dostała w zęby typowo po mugolsku i ktoś musiał ją z tego wyciągać. Teraz sama miała różdżkę i nie obawiała się miotać nią wedle upodobania. - Aż mnie tyłek zabolał - rzuciła do niego, pozwalając sobie na uniesienie kącika ust. Nie zamierzała domyślać się co tam burczał pod nosem Wątpiła, by takie słowne zagrywki mogły sprowokować Ślizgona, ale kto wie? Czemu miała odmawiać sobie przyjemności rzucania uszczypliwych komentarzy? Rzeczywiście mogła działać i po prostu to skończyć. Ale dała mu szansę na podniesienie się. Odgarnęła włosy do tyłu, wytrzymując w miarę spokojnie słowa, które miały ją rozwścieczyć. Skrzywiła się tylko, rzucając mu zdecydowanie nieprzyjazne spojrzenie. - Nie wypowiadaj się na tematy o których nie masz bladego pojęcia, kretynie. - warknęła zimno, nadal zachowując pełne skupienie. Obserwowała każdy ruch chłopaka, starając się zapamiętać w jaki sposób lubi atakować, które punkty uważa za słabsze u Blaithin, jaką ma taktykę... Zacisnęła mocniej palce na różdżce, czując gładko wypolerowane drewno. - A ciebie niby stać na więcej? Właśnie widzę... - mówiła szybko. Machnęła różdżką niemal niedbale, broniąc się przed wyrzuceniem w powietrze. - Incendio!
2 atak
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Uśmiechnął się do niej poirytowany. Od razu stwierdziła, że tamta szkoła nic mu nie jest znana. A już od razu powinna wyłapać jego słowa wypowiedziane po rosyjsku. Bowiem chociaż trochę musiała się zaznajomić przynajmniej z jego brzmieniem. Nie odpowiedział, nie widział sensu. To co zamierzał i tak już osiągnął. Rzuciła w niego zaklęciem podpalającym, udało mu się je odbić w jej stronę przez co sama zaczęła się palić. Wycelował zaklęciem jej w twarz, więc dość szybko doleciał do niego smród palonych włosów. - Dobra koniec tego! - Krzyknął i jego postawa wcześniej trochę zbyt luźna stanęła teraz w pełnej ofensywie. Postąpił krok na przód zmieniając nogę i uderzył zaklęciem, które pomknęło w jej stronę. - Fato! - podmuch jednak został odbity i poczuł jak ogarnia go dreszcz. Ten szybko jednak minął. Były więc dwa wyjścia. Albo nie znała tego zaklęcia i nie była w stanie go kontrolować, albo to on nadal miał nad nim kontrolę i już w kolejnej sekundzie anulował działanie klątwy.
Kostka za obronę: 6 Kostka za atak 2
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wzmianka o Durmstrangu wzbudziła w dziewczynie podejrzenie, że on doskonale wie z kim ma do czynienia. Tym bardziej uznała Ślizgona za niebezpiecznego, a nie po prostu głupio odważnego. Targał się na prefekta pochodzącego z jednej z mających najmroczniejszą opinię szkół i nie zamierzał się wycofywać. Nadal męczyło ją czym tak bardzo podpadła ciemnowłosemu. Wielu ludzi miało ochotę pobić Blaithin, ale mało kto wprowadzał to w życie. Nawet nie liczyła na jakąś rozmowę. Teraz ważne były ich działania. Ten kto będzie szybszy wygra. Fire powinna zastanowić się co zrobić z chłopakiem, jeśli uda jej się go ogłuszyć. Miałaby ogromną satysfakcję, gdyby wyrzucili go za to ze szkoły. Tyle, że Ślizgoni zazwyczaj mieli na tyle wpływowe i bogate rodziny, że łatwo załatwiali takie problemy... Zaskoczyło ją odbite zaklęcie i widok płomieni tuż przed oczami. Odruchowo zasłoniła się rękawem szaty, rozsądnie czy też nie. Kolejny raz spotykało to Dear i kolejny raz będzie musiała naprawiać sobie eliksirami włosy. Jak najszybciej zaczęła rzucać na siebie aquamenti, żeby chłodna woda ugasiła ten niewielki pożar. Splunęła na podłogę ze złością wypisaną na twarzy. Mimo to panowała nad sobą, tylko knykcie zaczęły ją boleć od zaciskania ich na różdżce, tak jakby miała ją zaraz połamać. Nie zamierzała pozwolić mu teraz się trafić, o nie. Nadgarstkiem wykonała skomplikowany ruch, którym odbiła zaklęcie, podobnie jak Ślizgon zrobił to przed chwilą. Miała nadzieję na równie spektakularny efekt, ale właściwie nie stało się nic... Nie kojarzyła nazwy zaklęcia, co odrobinę wybiło Blaithin z rytmu. Nie chciała mimo wszystko przyznać, że trafiła na godnego przeciwnika. Czuła zbyt mocny gniew za to, co się stało z jej nadpalonym rękawem, osmaloną twarzą i włosami. Zwłaszcza, że teoretycznie sama to sobie zrobiła. Odgarnęła rękami mokre kosmyki do tyłu. - Clamor - machnęła różdżką, celując w chłopaka. Tu już nie chodziło o zwykłe unieszkodliwienie go albo zrobienie krzywdy fizycznej... Teraz Blaithin chciała go po prostu upokorzyć. Dla niej samej płacz był czymś wyjątkowo upadlającym i miała nadzieję, że Ślizgon podobnie o tym myśli. Dlatego gotowa w każdej chwili na ponowną obronę, wpatrywała się w swojego przeciwnika.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Od czasu kiedy się dowiedział kto był odpowiedzialny za odjęcie im punktów to obrał sobie go na cel. Starał się dowiedzieć wszystkiego na jej temat. A sam Dumstrang... Choć nie spędził tam nawet roku był mu w pewien sposób bardzo dobrze znany. To tam uczyli się jego mentorowie. Wiedział o nim znacznie więcej niż przeciętny czarodziej. I pewnie znał go z znacznie gorszej strony niż dziewczyna. Bowiem ostatnimi czasy strasznie złagodniał cały ich magiczny świat. A co za tym idzie - traktowanie uczniów. On jednak nie doświadczył takiej ulgi, wręcz przeciwnie. Być może dlatego teraz stał tutaj, pomimo, że był Hogwardczykiem to walczył z dziewczyną jak równy z równym. Choć to jej szkoła cieszyła się tą sławą zahartowanych w boju czarodziejach. Oberwał paskudnym zaklęciem. Zaklęciem którym to ostatnio zaatakował dziewczynę z pojedynków. Jak ona tam miała? Nieważne. Rozpłakał się, rzucił na siebie szybko zaklęcie kiedy to i ona gasiła swoje włosy. Miał całą twarz mokrą od łez. Ściągniętą w bardzo ponurym wyrazie. Długie, czarne włosy uwolniły się i dotąd ładnie ułożone spadały mu na twarz. - Humanum porcum - wypowiedział wypruty z emocji. Nie podnosząc się nawet z kolan, na które to padł pod wpływem jej zaklęcia i fali płaczu który go ogarnął. Zaklęcie pomknęło błyskawicznie i zanim to zdążył się podnieść w miejscu gdzie stała dziewczyna była teraz świnia. Zwyczajny prosiak. - Nawet nie wiesz co na siebie ściągnęłaś przez tamto zaklęcie - wypowiedział zbliżając się w jej stronę. Wycelował różdżką w stronę drzwi do sali i zamknął je zaklęciem. - I wcześniej jak tylko mściłem się za Slytherin. Tak teraz Blaithin - Tak znał jej imię. Padło ono podczas rozmowy z Orianą. - To jest już sprawa osobista. Zrobiłaś coś czego nie powinnaś nigdy uczynić. Zmuszając mnie tym samym do wymazania ci tego z pamięci. Wymazania poprzez straszliwy ból, moja mała świnko - powiedział po czym wyciągnął w jej stronę różdżkę. - Fractum Phalanges - wyrzucił w stronę bezbronnej świnki nie przestając się zbliżać w jej kierunku.
Kostka za atak: 4
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Z pewnością na temat Fire nie mógł dowiedzieć się zbyt wiele, nawet jeśli dobrze szukał. Umiała dobierać przyjaciół i niechętnie dzieliła się informacjami na swój temat. Wolała, żeby postrzegano ją jako rozpuszczoną córkę jednego z najbogatszych i najbardziej znanych rodów w Wielkiej Brytanii. Utrzymywanie takiej otoczki było bezpieczniejsze. Uniosła podbródek, gdy patrzyła jak nieznajomy płacze. Zawsze gardziła łzami, zawsze wystrzegała się ich jak tylko mogła i szczyciła się tym, że od lat żadna łza nie spłynęła po jej policzku. Teraz oprócz gniewu skierowanego w ciemnowłosego chłopaka poczuła też gorzką satysfakcję. Mimo wszystko Fire nie była z siebie zadowolona. Nie sądziła, że pozbiera się tak szybko i od razu rzuci zaklęcie. Nim zdążyła dostrzec wycelowaną w nią różdżkę już poczuła, jak coś gwałtownie się zmienia i świat na chwilę zawirował. Myślała, że dostała jakimś mocnym zaklęciem oszałamiającym, ale w końcu do Szkotki dotarło co się stało. Perspektywa uległa takiej zmianie, że Blaithin potrzebowała chwili na ogarnięcie swojej nowej postaci. Powiedzieć, że czuła się dziwnie to niedopowiedzenie. Z tego całego szoku aż wydała z siebie... kwik. Spojrzała na swoje nogi, a raczej raciczki, wyczuła mały ogonek i nadal nie mogła uwierzyć, że zmienił ją w świnkę. Zapewne bardziej zdziwionego wzroku zwierzątka ten Ślizgon już nie zobaczy w swoim życiu. Co tu się, kurwa, dzieje? Blaithin dostrzegła, że strasznie wysoka postać zbliża się w jej kierunku i cofnęła się o parę drobnych kroczków. Nie ze strachu, bardziej odruchowo. Wzrokiem pomknęła ku upuszczonej różdżce. Bez niej nie potrafiła zrobić nic, a bezsilność mogła bardzo szybko wywołać w dziewczynie panikę. Ale wszystkie lekcje, na których ojciec uczył Fire jak sobie radzić w takich sytuacjach nie poszły na marne. Zamiast strachu zaczęła koncentrować się na swojej nienawiści. Patrzyła, jak zamyka drzwi, a w myślach obrzucała go stekiem przekleństw w co najmniej pięciu różnych językach. Nie myślała o ucieczce. Nie mogłaby uciekać, nie ona. Najwyżej mnie zabije ten pierdolony psychopata. A co ja niby Slytherinowi zrobiłam? Chodzi o te punkty? Naprawdę świetny powód, idealny powód. - starała się stać w miejscu, chociaż nadal nie mogła przyzwyczaić się do takich drobnych nóżek. Nie wiedziała, do czego on może się posunąć. Czyszczenie pamięci i tak wydawało się Szkotce czymś okropnym. Miała zapomnieć to wszystko? Tak po prostu? Nie będzie mogła się nawet zemścić? Tak bardzo chciała być teraz w swoim człowieczym ciele i móc chociaż splunąć Ślizgonowi w twarz. Ale musiała być silna na tyle, żeby wytrzymać. Obiecała sobie, że na pewno nie będzie błagać. Ani płakać. Starała się być godną na tyle, na ile pozwalało jej bycie takim prosiakiem. I usilnie unikała myślenia o tym, jak bardzo żałosne to będzie. Nie nazywaj mnie twoją... Powinien wyciszyć pokój, bo kwik, jaki wydała z siebie świnka-Fire po tym, jak poczuła okropny ból łamanego paliczka, był ogłuszający. Zupełnie nie panowała nad tym zwierzęcym wyciem. Torturuj mnie, ale i tak niczego nie osiągniesz. Nie dam ci satysfakcji... Nie mogła mówić, więc po prostu wyzywała go w myślach, powtarzając sobie, żeby wyrównać oddech. Wiedziała, że zaklęcie będzie bezlitosne i okrutne w skutkach. Psychicznie nastawiała się na odwagę, chociaż miała ochotę schować się chociażby za kolumną, żeby Ślizgon dał jej spokój.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Na szczęście się nie wierciła, nie biegała jak prosiak który wie, że ma skończyć jako kotlet. Jakby do tego doszło to skończyłaby jeszcze gorzej, a uwierzcie, że na chwilę obecną jest traktowana łagodnie. - Nie uciekaj, to bezcelowe i tylko na tym ucierpisz - poinstruował dziewczynę, ale widocznie sama zdawała sobie z tego sprawę. No i bardzo dobrze, cieszyło go to nawet. Podszedł do różdżki i podniósł ją. Nie odrywając jednak wzroku od dziewczyny. Dopiero kiedy się wyprostował zerknął na nią i obrócił między palcami. - Ładna, mogę zatrzymać na pamiątkę? - powiedział jeszcze jedynie, kiedy po tym rozległ się głuchy trzask i potworny kwik. Teatralnie złapał się za głowę w okolicach uszu. - Na Salazara! Świnko, to tylko kość, a piszczysz jakby cię co najmniej mantykora dziabnęła. Ciszej, Ciszej... Ciszej moja mała świnko... Silencio! - Rzucił zaklęcie jej różdżką sprawdzając, czy chociaż trochę będzie w stanie się do niej dostroić. Była to wierzba, więc szybko był w stanie się z nią dogadać. Przez co czuł, że zaklęcie nie było aż tak solidne jakby je rzucił swoją różdżką, ale na teraz wystarczyło. - Sermones - Wypowiedział i machnął teraz piękną, czarną różdżką. Andedion uediíumi diíiuion risun Artiu mapon aruerriíatin, mapon aruerriíatin Lopites snleððic sos brixtía anderon - Śpiewał sobie w myślach i zatrzymał się przy dziewczynie kucając przy niej nie patrząc się jednak na nią. Dessumíis luge, dessumíis luge, dessumíis luge - Dośpiewał do końca w myślach i podczas ostatniego "dessumíis luge" podniósł na nią szare oczy po czym wyszeptał: - Sanguinem Ulcus - klątwa rzucona znów przez jej różdżkę. Była słaba, o wiele słabsza. Sprawi ból, oj nadal będzie bardzo bolało, ale nie doprowadzi to do poważnych poparzeń narządów wewnętrznych. Po tym wstał i ruszył ominął ją unosząc swoją różdżkę idealnie nadającą się do transmutacji i wykonując nią obszerne koła zaczął łączyć ze sobą książki z którymi tutaj przyszła. Materiał zlewał się, stworzył jedną wielką księgę, której kartki zaczęły się łączyć, spajać ze sobą. Tworząc jasną bezkształtną masę. Masa ta zaczęła nabierać brązowego koloru. Kilka sekund po tym leżała tam już drewniana laga. Przełożył jej różdżkę do ręki w której miał swoją i podniósł lagę. Odwrócił się w stronę dziewczyny i uśmiechnął szeroko. Roześmiał się. Nie patrz tak na mnie, nie zamierzam cię nią tłuc - Pomyślał ewidentnie dalej rozbawiony jej przestraszoną świńską mordką. A może tylko mu się wydawało? Wydaje mi się, że pod tym względem jesteśmy tacy sami Blaithin. Jesteśmy twardzi, niezłomni. Więc łzy w naszym wypadku są haniebne prawda? Pewnie gdyby nie tamto zaklęcie to już dawno by mnie tutaj nawet nie było. A ty nie musiałabyś tak bardzo cierpieć. No ale cóż... Stało się. Więc i z tobą dzisiejszego wieczoru bardzo dużo się... Stanie. - Mówił do niej znów idąc w swoje poprzednie miejsce. Rzucił badyl na podłogę i szybkimi ruchami pomnożył je kilka razy. Kolejne kilka ruchów i z kilku pałek powstało krzesło. Dość solidne i nawet wyglądające na wygodne. Usiadł na nim, rozsiadł się patrząc na dziewczynę jakimś takim nieobecnym wzrokiem. Tylko w moim przypadku były to sztuczne, nieprawdziwe łzy. Wymuszone zaklęciem, jedynie efektem jakie wywołuje. Natomiast w twoim przypadku moja droga świnko. Będą się lały z bólu, spowodowane przez taką dawkę cierpienia, na który twoje ciało zareaguje samoistnie. Złamię cię, choćbym miał tutaj spędzić z tobą cały wieczór. To, cię, złamię... - Powiedział do niej w myślach po czym znowu zaczął nucić piosenkę. Andedion uediíumi diíiuion risun... Dessumíis luge, dessumíis luge... Dessumíis luge - Stridens Clamorem - Kolejna klątwa. Kolejna rzucona jej różdżką. Po tym swoją wycelował pod drzwi do sali i rzucił: - Caelator Lapis - Powodując, że z podłogi zaczęły wyrastać wpierw pojedyncze pasma kolców, zmieniały się w bloczki, aż w końcu przybrały postać wielkiej bezkształtnej masy. Zlały się całkowicie z drzwiami do komnaty powodując, że tamte nie były w stanie nawet drgnąć, a co dopiero kokoś wpuścić do środka. I nawet bombarda maxima musiałaby być rzucona dwa razy by się przedrzeć do wewnątrz. Szkoda by było, by ktoś miał nam przeszkodzić - powiedział do niej, chociaż wątpił, że jego głos przebije się przez krzyki zaklęcia. Swoje wszystkie czynności robił w chwilach kiedy to dziewczyna była zajęta odczuwaniem zaklęć jakich używał.
SALA JEST ZAMKNIĘTA/NIEDOSTĘPNA Z ZEWNĄTRZ.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Obserwowała każdy ruch chłopaka, chcąc wyłapać moment, kiedy trafi ją kolejna klątwa, bo była pewna, że będzie ich więcej. Uciekać mógł tylko największy tchórz, a Fire nie bez powodu trafiła do Gryffindoru. Wolała znieść nawet najgorsze męczarnie niż pozwolić sobie na utratę honoru i dumy. A tego miała zdecydowanie sporo, chociaż Ślizgon próbował podkopać obie te wartości w dosadny sposób. Przez chwilę Blaithin miała wrażenie, że nieznajomy po prostu złamie jej różdżkę i pozbawi ostatniej szansy na jakiś ratunek. Chyba nawet wolałaby to niż patrzenie, jak ją dotyka i obraca między palcami. Napełniał Fire pogardą, której nawet nie mogła wyrazić w żaden sposób. Jak w ogóle śmiesz?! - zdążyła pomyśleć oburzona i wściekła, że tak bezceremonialnie ją uciszył. Nie sądziła, że różdżka posłucha go z taką łatwością, jakby zupełnie zapomniała o swojej prawowitej właścicielce. To było wręcz jak zdrada, co ubodło mocno Szkotkę. Najgorsze jednak, że znalazła się w tak słabej i żałosnej postaci, że nie mogła zrobić nic. Wolała stanąć do otwartej walki, nawet jeśli byłaby z góry skazana na porażkę. Potrzebowała szansy na postawienie się prześladowcy i pokazanie, że nadal nie czuje się pokonana. Jednak Blaithin pozostawało jedynie nie okazywać strachu, który oczywiście czuła. Zawsze gdzieś się czaił, żeby ukąsić w najmniej odpowiednim momencie. Musiała po prostu nad nim panować, podobnie jak nad swoim gniewem, który mógłby tylko napawać ciemnowłosego większym zadowoleniem. Zdawała sobie doskonale sprawę z tego, że czerpie przyjemność z całej sytuacji. Pieprzony sadysta. Głos chłopaka wręcz wbił się w jej umysł i rozbrzmiewał w myślach Fire, mącąc je skutecznie. Usiłowała wybudować wokół siebie niewidzialny mur siłą woli, żeby nie musieć słuchać słów piosenki w nieznanym Szkotce języku, ale nie udawało się. Uświadomiła sobie, jak szybko bije jej serce napędzane adrenaliną. Zamknij się w końcu. Kiedy zetknęli się spojrzeniami, starała się w swoje włożyć jak najwięcej szyderstwa. Musiał wiedzieć, z kim ma do czynienia. Fire nie była pierwszą lepszą dziewczyną, którą może sobie pomiatać do woli. Potrafiła zaprzeć się całymi swoimi siłami. I z pewnością nie obawiała się śmierci. Zacisnęła powieki i skuliła się na posadzce, kiedy całe ciało nagle zmieniło się w czynny wulkan, który lada chwila miał wybuchnąć. Skąd on znał tak wymyślne torturujące zaklęcia? Blaithin nie wydała z siebie żadnego odgłosu, choć w głębi próbowała skupić swoje myśli na czymś innym niż cierpienie, jakiego doznawała. Żadne przyjemne wspomnienia nie przychodziły na myśl Gryfonce, a nawet jeśli uchwyciła się już jakiejś twarzy czy choćby miejsca, natychmiast parzący ogień trawił te obrazy. I wciąż gorzał coraz bardziej, tak że nie potrafiła się nie krzywić. Zmusiła się do otworzenia oczu i spojrzenia na Ślizgona. Akurat w tamtej chwili to, co zrobi z książkami najmniej obchodziło dziewczynę. Za to nie miała pojęcia, co zamierza zrobić z takim kijem. Jego pomysły zaczynały być coraz odważniejsze, co zauważyła z niechęcią. Z pewnością nie trafiła na kogoś, kto zadowoliłby się prostym Cruciatusem. W-wcale tak nie pomyślałam. Nie mogła męczyć się tak szybko, bo z pewnością czekały ją gorsze rzeczy. Zignorowała ten drażniący uszy śmiech. Jakby nie wystarczał fakt, że i tak słyszała go w swojej głowie. Nie. Nazywam. Się. Blaithin. - wykrzyczała w myślach, choć Ślizgon mógł zobaczyć tylko pełne nienawiści spojrzenie przez które przebijał się ból. Nie waż się mówić, że jesteśmy tacy sami, nie jesteśmy nawet podobni. Nie żałuję, że zmusiłam cię do płaczu. Ani trochę tego nie żałuję. Wątpię, czy byłbyś do tego zdolny bez zaklęcia. Jesteś po prostu bezdusznym sadystą. Ja sobie poradzę... Ja... - pierwsza klątwa znów dała o sobie znać, ale Fire nie mogła wydać z siebie odgłosu. Nie mogła w pełni skupić się na działaniach Ślizgona, ale zdążyła zobaczyć, że tworzy jakieś krzesło. Tron z którego będzie oglądać swoją ofiarę? Prychnęłaby głośno, gdyby tylko mogła. Z trudem podniosła się na nogi, mając nadzieję, że nie trzęsie się jak osika. I jestem gotowa. Pokaż na co cię stać, marna podróbo Toma Riddle'a. Widziała po nim, że ma równie dużo uporu co ona sama. Zapewne będzie się to przeciągać w nieskończoność, bo Fire się nie podda. Znała ból fizyczny bardzo dobrze i ufała swojej silnej woli. Dopóki nie krzywdził Szkotki psychicznie, nie mógł zdziałać wiele. Najwyżej nasłuchałby się wrzasków, a tak pozostawało obserwowanie grymasów cierpienia. Świetnie... Więc przestań pieprzyć i zabierz się do roboty. Chciałaby mu powiedzieć w twarz, jak bardzo nim gardzi i że nigdy nie będzie potrafił jej złamać. Sprowokowałaby Ślizgona tylko po to, żeby wywołał większą falę cierpienia. Dzięki temu mogłaby zemdleć choć na chwilę, jedną krótką chwilę wytchnienia. Nawet, jeśli miałby ją natychmiast ocucić. Melodia dziwnej piosenki ucichła, zagłuszona przez nieludzki skowyt, jaki zaatakował zmysł słuchu Fire znienacka. Gryfonce zdawało się, że ktoś łupnął ją wielkim młotem prosto w skroń. A potem znowu. I znowu i znowu i znowu... Chyba się przewróciła, ale nie za bardzo rozumiała gdzie się podziała góra i dół. Była pewna, że lada chwila pękną jej bębenki i ogłuchnie. Chciała tego. Przynajmniej nie musiałaby dłużej znosić tego wrzasku i płomieni zamiast krwi w żyłach. NIE! PRZESTAŃ! Nawet nie miała szansy zwrócić swojej uwagi na te zamknięte na amen drzwi. SKOŃCZ TO! Z trudem łapała oddech, choć i tak każdy haust powietrza palił żywym ogniem.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Było za cicho, zdecydowanie za cicho. Irytowało go to jeszcze bardziej niż jej wcześniejszy kwik. - Jesteś beznadziejną świnką - powiedział łagodnym tonem, niczym wyrozumiały ojciec do swojego dziecka, pobłażliwie oceniający nieudaną próbę swojej pociechy. - Reparifarge - wypowiedział, a leżąca świnia przemieniła się z powrotem w dziewczynę. Nie śpij Płomyczku bo mi tutaj zgaśniesz całkowicie. A wiedz, że nawet jeśli odpłyniesz mi nawet na sekundę to nakarmię cię takimi koszmarami jakich nigdy nie przeżyłaś. Więc płoń, płoń! - Timor Sol, Lumos Solar - wypowiedział rzucając swoją różdżką to zaklęcie otaczając jasnym promieniem słonecznym całe ciało dziewczyny. Utrzymywał tak zaklęcie dość długo, powodując wpierw lekkie swędzenie na jej rękach, aż się nasilało, tworząc pierwsze oparzenia słoneczne. Druga różdżka była ciągle w nią wycelowana i wystarczyło że się podniosła i rzuciła w jego stronę, bo przecież mogła w tej formie, a błyskawicznie rzuciłby Strappatto. Skutecznie ją unieruchamiając, a do tego dość boleśnie krzywdząc. Podczas tego czynu cały czas nucił tę cholerną melodię. Znów trzask łamanej kości. Trzeci jeszcze dwa i zaklęcie minie. Nie poświęcił mu jednak ani sekundy uwagi, nucił dalej, doprowadzał jej skórę do poparzeń pierwszego stopnia. Do czasu aż piosenka się skończyła. Celebrując ją trzema dessumíis luge, dessumíis luge... Dessumíis luge. Wyłączył efekt zaklęcia, ale nie dał jej nawet momentu na odpoczynek bo znów poleciała kolejna klątwa. - Remordeo - Znów jej różdżką. Zaklęcie zaklęcie było by zbyt mocne nawet jeśli były to tortury jeśli rzucił je swoją. A tak to doprowadził jedynie dziewczynę do konwulsji, które zaczęły szarpać jej ciałem. Spojrzał z odrazą i obrzydzeniem na to co robiła i wstając odsunął nieco swoje krzesło, swój tron. Ponownie zajął jego miejsce. Blaithin, zabawimy się? Powiesz mi czego najbardziej się boisz? Powiedz mi, mój mały Płomyczku, czego się najbardziej lękasz... - Formidul Somium. Veritomnium - rzucił zaklęcia swoją różdżką koszmary miały być silne. Zdjął z niej zaklęcie wyciszające. W końcu zamierzał usłyszeć czego też się najbardziej bała, poznać jej najmroczniejsze lęki. Wstał z krzesła słuchając dziewczyny. W tym czasie stworzył duplikacje krzeseł. Na jedno posadził zaklęciem dziewczynę w stanie śpiączki, a pozostałe złączył z swoim tworząc istny tron niczym krzesła profesorów w Wielkiej Sali. Znów się rozsiadł na swoim tronie i opierając na jednej ręce swoją głowę wsłuchał się w jej koszmary.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Ty za to jesteś beznadziejnym tchórzem. Pozwól mi tylko złapać moją różdżkę. Pokażę ci, że ja też znam czarną magię. Z trudem odnajdywała w sobie nienawiść, ale tylko to pozwalało na jakiekolwiek oderwanie się od przeżywania konsekwencji klątw. Nakładał na nią coraz więcej bolesnych zaklęć, mających złamać jej ducha walki. Blaithin była na początku pewna, że jakoś to wytrzyma, ale teraz w umyśle dziewczyny zakiełkowało ziarno wątpliwości. Co jeśli jednak tego nie zniesie? Jeśli okaże się zbyt słaba? Zwinęła się i skuliła w pozycji embrionalnej w swoim ludzkim ciele. Nie miała pojęcia jak długo zniesie jeszcze ten skowyt, jaki rozsadzał czaszkę Szkotki. Dawno już nie czuła takiej ulgi, kiedy wrzask zelżał i mogła unieść się na drżących rękach. Podparła się łokciami o zimną posadzkę i powiedziała wyraźne "pierdol się" chłopakowi. Opuściła głowę, wytrwale przyjmując falę piekącego bólu. Nie odpłynę, nie odpłynę, nie odpłynę. Najwyraźniej kpił sobie z jej pseudonimu. Fire spróbowała zakryć swoją szatą szkolną jak największą powierzchnię swojego ciała, żeby uniknąć dotyku promieni słonecznych. Blaithin przestała myśleć o sposobie w jaki mogła zaatakować Corteza, teraz bardziej martwiła się obroną. Jak tak dalej pójdzie będzie osłabiona na tyle, że nic nie zdoła zdziałać nawet z różdżką w dłoni. Syknęła bezgłośnie, pozostając w miejscu. Może pomyśli, że już pozostanie taka bierna i w jakiś sposób stanie się nieostrożny? Gryfonce brakowało pomysłów na wyjście z tej sytuacji cało. Tylko, że nawet gdyby go jakoś obezwładniła i zdjęła z siebie klątwy, musiałaby poradzić sobie z barykadą drzwi. Wyglądało na to, że jest w dupie. Wszystko odbywało się w ciszy, przerywanej tylko szuraniem Fire, gdy wiła się po posadzce walcząc z bólem. No i ta piosenka. Co chciał nią osiągnąć? Kolejna kość i kolejne poparzenia na bladej skórze. Dessumíis luge. Co to w ogóle znaczy? Próbowała znaleźć punkt zaczepienia, czekając jednocześnie na moment w którym znudzi go ta tortura. Przynajmniej ocaliła twarz od raniących promieni. Chociaż tyle. Przewróciła się na plecy, wyginając się jednocześnie w łuk. Miała wrażenie, że sufit pokryty jest tysiącem kolorowych plamek. Poczuła uderzenie kolejnego zaklęcia i zgięła się wpół, odwracając plecami do Ślizgona siedzącego na krześle. Każdy ruch objawiał się potwornym bólem. Szkotkę złapał atak kaszlu. Miała wrażenie, że wypluje sobie płuca, ale na podłodze pojawiło się tylko trochę krwi. Otarła usta drżącą dłonią. Nic ci nie powiem, prędzej odgryzę sobie język. Tylko, że takimi myślami próbowała się po prostu pocieszyć i dodać sobie odwagi. Zaraz później zapadła w sen, choć nawet w nim nie znalazła wytchnienia. Pojawiła się nagle na skraju urwiska. - Wysoko... Za wysoko. Nic nie widzę, czemu jest tak ciemno? - mówiła niewyraźnie, czując wyraźny posmak krwi na popękanych wargach i pieczenie w gardle. Spod nóg usuwał jej się grunt, tak że ciągle cofała się o parę kroków dalej. Zacisnęła dłoń w pięść, czując paskudne uczucie, jakie ogarniało ją w momentach zetknięcie się z którąś ze swoich fobii. - Zaraz spadnę. Gdzie moja różdżka... Nie chcę. Nie! Poczuła, że spada z niesamowitą prędkością i w rzeczywistości także spadła, zsuwając się przez niekontrolowane szarpnięcie z krzesła. We śnie zanurzyła się właśnie w głębokiej, lodowatej wodzie. Powtarzała wciąż to jedno słowo "nie", w którym brzmiał prawdziwy strach. - Nie... mogę... oddychać... - wydusiła i zacisnęła mocno usta, wstrzymując swój oddech. Tafla wody zamknęła się nad głową dziewczyny.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Zdecydowanie się opłacało odmienić dziewczynę. Nic tak nie napawa torturującego dumą jak nienawistne spojrzenia ofiary. Znosiła wszystkie jego pomysły dzielnie. Pomału ograniczając już znajome mu zaklęcia torturujące. Spojrzał się na nią uważnie. Wbił swoim wzrokiem głęboko w jej oczy, nie dostrzegł tam jednak łez. Miał w rękawie jednak Asa. Nie było nim konkretne zaklęcie, a wiedza. Wiedza zdobyta przez lata nauki anatomii o różnych zwierzętach. Jego ciekawość i szaleńcze dążenie do zdobycia odpowiedzi na nurtujące go pytanie. Ogon, najbardziej newralgiczna część każdego organizmu. A wiecie, że ludzie też je mają? I jak to powiedział jego mentor: "Takiego bólu nie życzy nawet swojemu największemu wrogowi". Dlatego dziewczyna będzie płakać. Nieważne kiedy, ale będzie. Bowiem nie da się wytrzymać aż takiego cierpienia nie wylewając z siebie łez. I nie jednej kropli, a całego potoku krystalicznie czystych, słonych łez. Do tego nie zamierzał się jednak posuwać. To miało być użyte jako ostateczność, bowiem wziął do siebie sowa mentora, że nawet dla największego wroga jest to zbyt okrutne potraktowanie. Niegodne człowieczeństwa. A Fire nie była nawet jego najgorszym wrogiem. Spoglądał na nią przekrzywiając lekko głowę na bok by spojrzeć na jej wykrzywioną twarz z bólu, utrapioną sennymi koszmarami z tej samej perspektywy. Była nawet ładna. Wstał z krzesła podszedł do niej, przykucnął i zagarnął za ucho pasmo rudych, lekko nadpalonych włosów. Dowiedział się już wystarczająco dużo na temat jej koszmarów. Zastanowił się jak wyglądałby jej bogin. To będzie ciężka iluzja do zrobienia. Ale raczej sobie z nią powinien poradzić. Tylko wpierw trzeba jakoś wybudzić dziewczynę ze śpiączki, a to nie było proste. Ale wpierw musiał dokończyć jej koszmary. Przyłożył swoje usta do jej ucha i znów zaczął cicho śpiewać, w myślach. Ale spowodowało to, że jego słowa docierały znacznie mocniej i były intensywniejsze. Etic secoui toncnaman toncsiíontío meíon toncsesit Buetid ollon reguccambion exsops pissíiumítsoccaantí rissuis Onson bissíet luge dessummiíis luge, dessumíis luge dessumíís luge. - Tym razem ograniczając się jedynie do najważniejszej części. Łącząc jej koszmary z tymi słowami. Miała je wchłonąć. Zapamiętać każde słowo, miała ją męczyć po nocach. Kiedy ogarnie ją mrok nocy. Czaić się cały czas na dnie podświadomości. Znienawidzić, pokochać. A zwłaszcza spodziewać się cierpienia, ogromnego cierpienia po usłyszeniu ostatniego Dessumíís luge. Miał być to znak, umówiony między nim a oprawcą. Znak kończący i zaczynający cierpienia. Kolejne dawki bólu, koniec odpoczynku. Czas na kolejne zabawy. I znów po umówionym znaku wyszeptał jej do ucha zaklęcie, a szept zmienił się w krzyk. - Stridens Clamorem. - Ponownie to zaklęcie, zauważył to wcześniej. To ono sprawiało jej największy ból. Na cielesny starała się mu pokazać, że jest obojętna. A jako uważny oprawca nie zamierzał ciągnąć dalej czegoś co i tak nie miałoby celu. Nie torturował jej dla samej przyjemności torturowania. Zaczął to robić by osiągnąć obrany cel. Cel który osiągnie, nieważne ile to będzie się musiał wysilić i wymyślać coraz to nowsze sposoby, coraz to bardziej okrutne i pozostawiające w pamięci okropną szramę, bliznę która już nigdy w pełni się nie zagoi. Płacz Fire, płacz wyzwala od cierpienia. Na świat przychodzimy płacząc, to rzecz normalna, płacz, a to się skończy. Nadejdzie ulga, wróci normalność. Wszystko zależy od ciebie, to jak długo tutaj jeszcze razem spędzimy. Płacz Fire, płacz... - Jego głos przebijał się między krzykami rozsadzającymi dziewczynie czaszkę. I był w tym wszystkim łagodny, niczym wyciągnięta dłoń do spadającej dziewczyny w czarną przepaść, duszącą się od przytłaczającego nadmiaru wody, za moment będzie się topić. Ponoć to niezwykle okropne uczucie. Zapadające na bardzo długo w pamięci. Tworzące nowe fobie, a tak łatwo się od nich uwolnić. Wystarczy złapać się ręki którą wystawił do niej w jej śnie. W jej najgorszym koszmarze. I zapłakać, Jedynie uronić łzy.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Próbowała zgadnąć, jak długo będzie się nią tak bawił. W końcu powinien się znudzić i zniechęcić tym, jaki upór w sobie miała... Albo wręcz przeciwnie. Mógł uznać Blaithin za wyzwanie. Pogubiła się już w czasie, nie wiedziała ile tak tkwi na posadzce tej sali, która stała się świadkiem tych okrutnych wydarzeń. Czy nikt nie zamierzał się tu zjawić? Sprawdzić, czemu drzwi są zamknięte? Pozostawała w całkowitym władaniu Ślizgona i nie potrafiła znieść tej myśli. Całe życie walczyła o wolność i chciała stać się na tyle silną, żeby nikt nie zdołał jej tego odebrać. Tymczasem ten nieznajomy o długich, czarnych włosach i przeszywającym spojrzeniu, właśnie to niszczył. Trafiła na kogoś bezlitosnego... kogoś, kto doprowadzi swoją zemstę do końca. Zdawał się mieć mnóstwo pomysłów na to, jak jeszcze bardziej dobić Szkotkę. - Boję się... - wykrztusiła i zrozumiała to w pełni dopiero wtedy. Nigdy nie przyznawała się do strachu nawet jeśli był oczywistością. Teraz, kiedy stawiała czoło swojemu największemu wrogowi, kiedy nie widziała nic oprócz wody i ciemnej głębi, kiedy opadała na dno i nawet rozpaczliwe próby wybicia się ku górze nic nie dawały, powiedziała to głośno. I poczuła ukłucie nienawiści do swojej osoby, tym bardziej wzmocnione przez kolejną falę bólu. Przez sen nie zorientowała się, że ciemnowłosy ją dotyka i to lepiej dla Fire. W całym swoim życiu nie przeżyła jeszcze takiej dawki bólu, nienawiści, strachu i gniewu naraz. Właściwie to nawet nie była pewna czy przeżyje. Rozumiała, co robi za pomocą tej specyficznej melodii. Psychika dziewczyny poradziłaby sobie świetnie w innej sytuacji, teraz trzymała się już skraju swoich sił. Blokowanie nic nie dawało, przed jego głosem nie dało się po prostu uciec. Zdawał się rozbrzmiewać z każdej strony, wgryzał się w myśli, doprowadzał powoli do szaleństwa. Nie mogę się poddać... Powtarzała to bez ustanku, ale wiedziała, że słabnie, że dramatycznie szybko traci swoją siłę. Ciało błagało o koniec, język sam składał się do słowa "proszę", chociaż Blaithin z tym walczyła. Nienawidziła w swoim prześladowcy tego, że dawkował to cierpienie. Nienawidziła w nim chłodnego opanowania i tych szarych oczu. Skąd mogła wiedzieć, że nie kłamie? Miała wrażenie, że to się już nie skończy. Trzęsła się z wysiłku, jaki kosztowało ją opieranie się. Nie... mogę... się... poddać... Chęć pójścia na ugodę i uronienia tej jednej łzy niebezpiecznie rosła. W końcu nie kosztowałoby to Fire wiele, prawda? Mogłaby się go chwycić jak ostatniej deski ratunku. Ucichłby wrzask, zniknął ból, zaczerpnęłaby haust powierza, a nie lodowatej wody... Tylko, że nie mogła. Wybrała śmierć. Ale na chwilę jeszcze od niej uciekła, kiedy zamknęła oczy pod powierzchnią wody i zanurzyła się w całkowitej nicości. Zemdlała, rozluźniając swoje palce zaciśniętej w pięść dłoni.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Spojrzał się na opadającą bezwładnie rękę, jak rozluźnia się jej zaciśnięta pięść. Roześmiał się, gardłowo, sucho, krótko. - Pobudka Płomyczku - Powiedział i uznając, że wcześniejsze zaklęcie było zbyt małym bodźcem postanowił pójść dalej. Bowiem co mogło wybudzić kogoś lepiej z takiej śpiączki niż śmierć? - Conversus - wypowiedział przykładając jej do głowy swoją różdżkę. Miało boleć. Boleć o wiele bardziej niż wszystko inne co jej zrobił. Usłyszał głuchy trzask pękających kręgów szyjnych. Wstał od niej i potrząsnął głową z niedowierzaniem. Do czego to go zmuszała. Wiedział, że Gryfoni byli uparci, bardzo dumni. Ale co innego zachowywać się dumnie, a co innego głupio. Między jedną, a drugą rzeczą była cienka linia. A Cortez? Już uważał tę oto umierającą na jego oczach dziewczynę za dumną, silną przeciwniczkę. Ale za to niezwykle głupią. Nie chcąc do końca przyznać się przed samym sobą, że on postąpiłby w identyczny sposób. - Powiedziałem, że masz się obudzić! Non Convertum! - Rzucił w jej stronę po upływie dwóch minut. Odliczał, starannie. Ciągnące się w nieskończoność sekundy. Sekundy podczas których to z dziewczyny uchodziło życie. Zaklęcie cofnęło efekt poprzedniego zaklęcia, nastawiając kręgosłup i łącząc go znów ze sobą. Był to chyba najsilniejszy impuls jaki mógłby tylko teraz sprawić dziewczynie i wyrwać ją z śpiączki. - Everte Statum - wypowiedział wyrzucając ciało dziewczyny pod sam sufit i szybko uderzając kolejnym zaklęciem drugą różdżką. - Levicorpus. - Swoją różdżką chcąc mieć pewność, że złapie ją tuż przy suficie i tam zawiśnie trzymana za jedną kostkę. Powoli zaczynasz mi działać na nerwy. I zmierzać w stronę w którą nie chcę byś mnie zmuszała. Bowiem koniec tej ścieżki jest okrutny. Zbyt okrutny nawet jak na zemstę. I wtedy nie skończy się na płaczu Płomyczku. Z tak okropnego bólu narobisz w gacie. To chyba znacznie gorsze niż pokazanie mi jak płaczesz. A zresztą... Jak chcesz. - powiedział do niej po raz kolejny w myślach. A jego ton głosu nic się nie zmienił. Nadal był suchy, bez żadnych emocji. Jakby to teraz podrzucił kamień, a nie żyjącą osobę. Mam nadzieję, że lubisz spadać, bowiem będziesz to robić przez najbliższe kilka minut aż nie skończy się piosenka, w górę i w dół. W górę i w dół. - wymruczał, a na jego ustach pojawił się sadystyczny uśmieszek. Rzucił zaklęcie pozbawiające dziewczynę funkcji kości. Tak by spadając w dół jedynie wbiła się w ziemię ale nie zabiła. Uderzenie i tak odczuje, lot tak samo i o to mu teraz chodziło. - Liberacorpus - wypowiedział i patrzył jak spada, spadła szybko, choć było to ponad 14 metrów wysokości. Czas, start. Andedion... Zaśpiewał pierwsze słowo i zablokował swoje wysyłanie myśli cały czas nucąc w głowie piosenkę. I tak jak powiedział rzucał na zmianę ciągle te same zaklęcia, podrzucając dziewczynę i łapiąc, uwalniając i patrzył jak znów pokonuje czternaście metrów wysokości. O! To był chyba nowy rekord - Pomyślał kiedy to spada jakoś tak wystarczająco szybko. I podrzucał Gryfonkę jak starą, szmacianą lalkę wprowadzając różne kombinacje rzutów. By to nie stało się zbytnio monotonne i przewidywalne. Raz ją łapał znów w powietrzu, a za dwoma kolejnymi pozwalał by po podrzuceniu spadała swobodnie znów na dół. Znów wbijając się całym gumowym ciałem w podłogę. Skończył dopiero kiedy to zanucił ostatnie słowo pieśni. Zatrzymując ją znów wiszącą przy suficie. - Ufff zmęczyłem się trochę - Powiedział i teatralnie przejechał wierzchem ręki po czole.
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Wiedziała, że ta ulga nie potrwa długo, ale skwapliwie wyciągała z niej jak najwięcej. Tak jak człowiek, który po tygodniach na pustyni na chwilę trafił do oazy, gdzie mógł położyć się na miękkiej trawie i napić wody z jeziora. Tylko, że Ślizgon brutalnie wyrwał ją z bezpiecznej pustki, w której próbowała znaleźć schronienie. Nie miała już pojęcia, co się dzieje. Odróżnianie dźwięków, orientowanie się czy leży czy stoi, odczuwanie bólu w każdej komórce ciała... Wszystko zlało się w jedno. Podświadomie czuła, że umiera i nawet się z tego powodu ucieszyła. W końcu już kiedyś również bardzo chciała umrzeć. Pojawiła się mała iskierka nadziei na to, że nareszcie postanowił Fire zabić. I chociaż przynosiło to ze sobą ból, który mogła z łatwością porównać do Cruciatusa, czekała na moment, w którym minie. W którym wszystko minie i nie będzie musiała nigdy więcej cierpieć. Ciągle nie mogła zrozumieć, czym sobie na to zasłużyła. Popełniła w życiu wiele, wiele błędów, ale żaden nie kosztował Szkotki aż tyle. Wręcz nie mogła uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę. Próbowałaby wmówić sobie, że to koszmar, ale sytuacja była nazbyt realna. Często wyobrażała sobie, jaki będzie jej koniec, ale na pewno nie myślała, że straci życie pod nogami jakiegoś nieznajomego chłopaka. Blaithin była więcej warta, przynajmniej w jej mniemaniu. Ale mogła zaakceptować taki los, jeśli uwolni Gryfonkę od wszechobecnego bólu. Krztusiła się własną krwią o metalicznym posmaku, kiedy Ślizgon jednak wrócił do swojej "zabawy". Spróbowała się cofnąć, chociażby odrobinę od niego odsunąć, ale wyczerpała swoje siły. Popatrz na siebie... Jesteś taka brudna, zniszczona, słaba. Nieznajomy nie obrażał jej słowami, nie dobijał komentarzami na temat tego, jak godna pogardy jest w tej chwili. Więc sama to sobie fundowała. Świadomość dziewczyny nie nadążała za wydarzeniami, więc ocknęła się dopiero wtedy kiedy znowu usłyszała głos w swojej głowie. Poczułaby nawet gorzkie zadowolenie, gdy stwierdził, że zaczyna mu działać na nerwy, gdyby nie to, że skupiła się na wysokości, na jakiej ją zawiesił. Blaithin zacisnęła oczy, nie chcąc patrzeć w dół. Bardzo nie chciała myśleć o tym, co za chwilę z nią zrobi. Zacznij płakać, idiotko. Ale resztki dumy powstrzymały Fire. Chciałaby mu odpowiedzieć, pokazać, że doskonale sobie radzi, ale kiedy otwierała usta potrafiła tylko pluć krwią i chłonąć nierównym oddechem powietrze. Wszystko paliło, wszystko piekło, wszystko w niej umierało. A ona spadała i unosiła się, spadała i unosiła się, tak że cała sala wirowała jak kalejdoskop w oczach Gryfonki. Była tylko małą, chudą dziewczynką zdaną na czyjąś łaskę. ...uediíumi diíiuion risun... Sama machinalnie dokończyła rozpoczętą piosenkę. I chociaż już nie śpiewał, te słowa stale rozbrzmiewały, podążały w locie za rudowłosą. Każde kolejne słowo oznaczało przybliżenie się do końca tej tortury, więc czekała tylko na dessumíís luge. Kiedy je usłyszała w swojej głowie, coś w Fire pękło. Pękło tak, że skaleczyło Gryfonkę mocniej niż jakakolwiek klątwa. - N-n... Nie... - mogła tylko poruszać ustami. Poczuła gorącą łzę spływającą po policzku i wykorzystując resztki sił, jakie jeszcze miała uniosła dłonie, żeby zakryć twarz. Żeby chociaż... żeby chociaż na nią nie patrzył.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
W końcu. Lecz na jego twarzy nie pojawił się nawet na sekundę żaden uśmiech. Nie dało mu to satysfakcji żadnej. Przywołał ją do siebie siadając na swoim tronie, wisiała przed nim mniej więcej na jego wysokości mając swoją twarz. Nie rób tego nigdy więcej, mam nadzieję, że się rozumiemy. Odpowiadaj! - pomyślał, a kiedy uznał, że za długo czeka na odpowiedź. Warknął na nią żądając odpowiedzi. No i oczywiście mam nadzieję, że następnym razem przemówi rozsądek i usłyszysz słowa pieśni zemsty nim postąpisz niewłaściwie i chociaż zechcesz odjąć memu domu Punkty. A jeśli jednak będziesz na tyle szalona to wiedz, że cię znajdę. I skończysz w jeszcze gorszym stanie niż jesteś teraz. Znacznie. Gorszym. - dodał w myślach. Znów rozbrzmiała melodia. Ta sama, powoli, wręcz za powoli, a wraz z nią kolejna klątwa. - Convelocus - rzucił zaklęcie swoją różdżką i spowodował, że bark bardzo boleśnie "powędrował" w stronę łopatki zmieniając i jej położenie popychając nieco w górę. Nie pozna cię nikt, skończysz w tak tragicznym stanie, że nawet własna rodzina cię nie rozpozna twoich zwłok. - Dopowiedział w myślach cofając bark i łopatkę na swoje wcześniejsze miejsce. Dobro Slytherinu podlega mnie i zemszczę się na każdym, dosłownie każdym kto spróbuje w jakikolwiek sposób go zaatakować. Bowiem atakując jednego z nas, atakujesz mnie. A rozumiesz chyba, że ja nie pozostanę dłużnikiem. Dopadnę Cię ponownie i zniszczę. A wtedy nawet łzy nie pomogą, nie zatrzymają twego cierpienia Płomyczku. Zajmując się cały ten czas dziewczyną w ogóle nie zwracał uwagi na blok kamienia, który to blokował wejście do sali. Nie spodziewał się jednak, że ona sama będzie się broniła przed tego typu praktykami i w zasadzie leżało już tam gruzowisko po dawnej blokadzie. Dosłownie rozpadła się z biegiem czasu jak torturował dziewczynę. - Mam nadzieję, że czegoś się nauczyłaś bo inaczej znów będę musiał zacząć od początku. - Powiedziawszy to wypuścił dziewczynę by znów wylądowała na ziemi. Plackiem, pozbawiona kości. Jak szmaciana lalka.
Odznaka prefekta dumnie wisiała na piersi, a krawat w zielono-srebrne pasy luźno zawiązany na szyi. Ktoś kto nie znał Daisy mógłby pomyśleć, że również dumnie. Niewiele jednak w tym wrażeniu było prawdy, bo obecna ślizgonka nigdy nie przestała czuć się Amerykanką w każdym calu, a hogwarckie szaty jedynie pozwalały jej się upodobnić do reszty uczniów... co czasem przynosiło korzyści. Nie była już taka inna - przyjezdna - niemalże należała do nich, a co mniej rozeznani czy młodsi, nawet nie pamiętali, że jest tu całkiem od niedawna. Przemykała korytarzami, nasłuchując podejrzanych odgłosów i zaglądając we wnęki w poszukiwaniu rówieśników w nieodpowiednich pozach. Jedynie koszula, krawat i odznaka świadczyły o jej pozycji, czarna spódnica przed kolano prezentowała się już zdecydowanie mniej skromnie, a pomalowane na różowo paznokcie zwracały uwagę z daleka. Daisy lubiła, kiedy ludzie na nią patrzyli, tak samo jak z chęcią przyglądała się innym. Zadanie prefekta było dla niej idealne, kto inny lepiej wyszukiwałby niedozwolonych zachowań, niż ktoś, kto często był ich sprawcą? W pobliże sali treningowej zawędrowała przypadkiem, ale będąc pod samymi drzwiami i początkowo nawet nie zamierzając tam zaglądać, usłyszał głosy. Daisy nie byłaby sobą, gdyby tam nie zajrzała. Uchyliła wolno wrota i wsadziła głowę do środka - to co zobaczyła ją szokowało. W chłopaku szybko rozpoznała Corteza z ostatniej lekcji quidditcha, a w dziewczynie - po zdecydowanie dłuższej chwili, że względu na stan w jakim była - prefekta. - Na płonące czarownice z Salem! - krzyknęła, kiedy już bez większych oporów weszła do środka. Na wszelki wypadek wyjęła różdżkę i teraz celowała w Aleksa. - Coś ty jej zrobił? Minus dziesięć punktów dla Slytherinu - powiedziała z mściwą satysfakcją, żałując tylko, że nie może odjąć więcej, bo nie pozwalał na to kodeks. Wygląd Fire ją obrzydzał i chwilowo zupełnie nie wiedziała co z tym zrobić. A przecież musiała jakoś zareagować, prawda? Może skoro Cortez to zrobił - bo kto inny - będzie potrafił ją naprawić? Była nogą w magii leczniczej, bo w zasadzie bardziej wychodziło jej psucie niż naprawianie. Jeszcze nie do końca wiedziała co tutaj zaszło (mogła się tylko domyślać), ale odrobinę ją to zaintrygowało, jednak najpierw musiała posprzątać cały ten bałagan.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Na całe szczęście do sali weszła Daisy. Bowiem nie uzyskując jasnej odpowiedzi od niej zamierzał dręczyć dziewczynę tak długo, aż by takową uzyskał. Nagle jednak usłyszał krzyk dochodzący z miejsca gdzie było wejście do sali. Rozpoznał w dziewczynie Daisy. Ich prefekt. Musiał się ratować więc mówił co popadnie. - Zaatakowała mnie, więc pożałowała tego - odpowiedział mówiąc poniekąd prawdę, jeśli się odbierało atak na innego podopiecznego domu jak atak na siebie samego. - No i by od razu karać punktami? Po właśnie przez nie znalazła się w stanie jakim jest. Ale fakt mogło mnie ponieść trochę. Odstawię ją do skrzydła szpitalnego - Odpowiedział i podchodząc do Fire zerwał z niej odznakę prefekta. Podrzucił ją i złapał chowając do kieszeni Przemienił ją raz jeszcze, tym razem w białego kruka, który to cały czas bezwładnie leżał. - Rozumiesz Daisy, że to nie może wyjść poza tą sali od tak, swobodnie. - zapytał się Ślizgonki wbijając w nią swoje niebieskie oczy. Ciekawiło go co tam sobie myślała i jak załagodzić tą sytuację.
Daisy nie miała jeszcze żadnych konkretnych zamiarów - obserwowała, starając się obeznać w sytuacji. Mnóstwo razy widziała, że uczniowie rzucali w siebie niefajnymi zaklęciami w wyniku różnych sprzeczek, ale żeby coś takiego? Starała się udawać przejętego sytuacją prefekta, który jest bardzo oburzony tym, co zobaczył. A co by zrobił prefekt, jeśli nie zabrał do nauczyciela na szlaban? Puściła mimo uszu jego wyjaśnienie. Zupełnie w nie nie wierzyła. No bo, bez przesady z tym żałowaniem. Nie wiedziała co prawda co Aleks wyprawiał tutaj wcześniej, ale i tak wydało jej się to zwyczajnym poniesieniem. Udawała całkiem niewzruszoną i jakby ignorowała część jego słów. - Świetny pomysł. Zabierz wiec ją do Skrzydła Szpitalnego, a ja będę ci towarzyszyć - rzekła, już sobie wyobrażając, jak wytłumaczy pielęgniarce jak to przez przypadek trafił dziewczynę tym... sama nie wiedział czym. - O nie nie, oddaj mi to - zażądała, widząc, że ten jak gdyby nigdy nic chowa odznakę. Podeszła do niego i wyciągnęła w oczekiwaniu rękę. Nie ogarniała tego co robił i nie wiedziała po co. - Expulso - syknęła w jego stronę, ale i tak nie udało jej się zapobiec jego zaklęciu. Chyba ją trochę ponosiło. - Ach tak? Wyjdzie więc z większym uporem - odparła, bez wysilania się na jakieś cięte riposty. - Weź ją. Wciąż na wszelki wypadek mierzyła w niego różdżką. A może i nie wszelki, bo miała wrażenie, że gdyby nie była uważna, mógłby w jej stronę posłać coś nieprzyjemnego.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Ściągnął brwi słysząc jej propozycje. Była mu oczywiście, bardzo nie na rękę. Zamierzał się z nią udać do swojej matki by wymazała jej pamięć, a nie do skrzydła szpitalnego. Oczywiście wątpił, że uwierzy w to, że go zaatakowała. - Dziękuję za pomoc, ale znam drogę do skrzydła szpitalnego. I sam tam dotrę. To co miałem zrobić już zrobiłem tej dziewczynie. Nic więcej jej nie grozi - odpowiedział koleżance. - Jej się to nie przyda, a ja i tak tego nie wykorzystam. Nie wyglądam raczej na Gryffona prawda? To zwyczajna pamiątka. Nagroda do kolekcji - odparł nie zamierzając tak łatwo jej tego oddać. Miał przeczucie, że źle robi ciągle jej odmawiając, a będąc w takim położeniu. Ale nie zamierzał ustąpić i dokończyć to co zaczął tak jak to planował. - Protego - rzucił przeciwzaklęcie szybujące w niego. Miał różdżkę w ręce wiec nie powinno to być wcale trudne. - Na Salazara! Daisy, nie zachowuj się jak wściekła mantykora. Nie zamierzam z tobą walczyć... Nie chcę z tobą walczyć. Jest pozbawiona kości, przez zaklęcie. Nie zamierzam dźwigać takiego truchła do pielęgniarki. Dlatego ją przemieniłem. - Powiedział szybko, tłumacząc swoje zachowanie i to co robi. Teraz sam wycelował swoją różdżkę w Ślizgonkę, nie mając pojęcia czego się może po niej spodziewać. - Zadarła z naszym domem, z Nami Daisy. Wiem, że możesz nie czuć się do końca Ślizgonką, ale skoro to do tego domu cię przydzielili, to teraz jesteś jedną z nas. Ja cię uważam już w pełnym stopniu jako jedną z nas. A więc powinno Ci zależeć równie mocno na tym by ukarać kogoś, kto bez powodu odejmuje nam punkty. Nie wiem czy z zazdrości czy z zemsty, ale ja nie chcę się temu przyglądać bezczynnie. Nie będę siedział z założonymi rękoma - wytłumaczył prawdziwy powód który doprowadził Gryfonkę do takiego stanu, mając głęboką nadzieję na to, że tym razem pozwoli mu dokończyć jego robotę i odpuści sobie to prefektowanie. - Dlatego proszę cię Daisy, przepuść mnie, ten jeden jedyny raz zapomnij co tutaj zobaczyłaś - poprosił dziewczynę, będąc jednak gotowy do tego by zaatakować i ogłuszyć koleżankę.
Daisy uśmiechnęła się widząc jego minę. Prawdziwy prefekt powinien od razu posłać po nauczyciela, czy może nawet dyrektora, podczas gdy ona była zdecydowanie zbyt pobłażliwa. Nie wiedzieli co robili, kiedy dawali jej taką funkcję. - Nie wątpię - że znał drogę, że nie miał zamiaru już jej nic robić już trochę miała. - Accio odznaka - zawołała, żeby już tak nie cwaniakował. Nie zamierzała więcej prosić, to nie było byle jakie trofeum, a w zasadzie własność szkoły... i mogłaby przymknąć oczy, gdyby kradł cokolwiek innego. Z niezadowoleniem zobaczyła, że zwinnie odbił jej zaklęcie, ale już więcej nie atakowała. - Można by było pomyśleć, że umiesz używać chociażby niewidzialnych noszy. Powiedziałabym, że transmutacja jest bardziej skomplikowana. - Jego tłumaczenie jej nie starczało. Głównie dlatego, że nie miała nic do biednej gryfonki, jeśli już używała paskudnych zaklęć to na osobach, które nie zamierzały pozostawać jej dłużne. Słowa Aleksa trochę do niej przemawiały, ale wciąż nie potrafiła się postawić w jego sytuacji. Nie, nie czuła przynależności ze ślizgonami, nawet jeśli dobrze jej było w zielonym. Ludzi w Hogwarcie oceniała zupełnie indywidualnie, a nie na podstawie domu w jakim byli. O tym tutaj jeszcze nie miała wyrobionej opinii, ale to miło z jego strony, że nie zamierzał jej atakować. Wskazała mu rękę drzwi, dając znać, że droga wolna i może iść. Po czym poszła za nim, wcale nie kryjąc się z tym, że go pilnuje.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Jak on nienawidził tego zaklęcia. Wystarczyło wypowiedzieć Accio by wyrwać coś drugiej osobie z ręki. Zgromił ją wzrokiem za to, ale już darował wyrywanie sobie nawzajem tej głupiej odznaki. Bo mogli by tak ciskać tym accio do jutra, aż któreś nie zaśnie na stojąco. - Bo transmutacja jest prosta. O ile się ją praktykuje - odpowiedział i uśmiechnął się delikatnie. - To nie tak, że nie potrafię, nie chcę robić niepotrzebnego widowiska idąc z takim workiem mięcha - wytłumaczył po raz kolejny swoje postępowanie. - Jestem osobą która ceni ciszę i woli załatwiać to w takie sposoby niż tworzyć niepotrzebne przedstawienie. Rozgłos pozostawiam takim jak te bęcwały. - To wypowiadając skinął brodą w stronę przemienionej dziewczyny. Spojrzał się na drzwi które pilnowała, od tak go puszczała? Ruszył ku nim i już dowiedział się co takiego planowała. - Ale wpierw i tak odwiedzimy gabinet mojej matki. Powiem jej by już przygotowała dużą dawkę szkielewzro dla tego Płomyczka - odezwał się przy wyjściu odwracając głowę i spoglądając na nią przez ramię. z/t Lecz nie do Skrzydła Szpitalnego. z Daisy