Gdzieś tam na moście, kawałek od punktu widokowego jest sobie taka kamienna ławeczka, z której również rozciąga się całkiem ładny krajobraz z tym, że można tutaj też usiąść.
Aż tak nurtowało ją właśnie to? W sumie dla większości czarodziejów coś takiego jest raczej nie do pomyślenia i o takich rzeczach się słyszy raczej w historiach z przeszłości niż w obecnych czasach. Ale jeśli tak bardzo che wiedzieć to nie problem, ma tylko stać i ze mną rozmawiać. Aktualnie robi to idealnie, więc należy jej się nagroda. Mogłem kłamać w odpowiedzi na każde pytanie, ale w sumie po co? Moje życie i przeszłość idealnie się naddawały do moich aktualnych celów. Szybkimi pociągnięciami ołówka robiłem to czego chciałem i zdecydowanie nie miałem ochoty przestać,a rozmowa o dziwo pozwalała mi się lepiej skupić, przynajmniej teraz kiedy się uspokoiła. - Zwyczajnie mój ojciec chrzestny jest głową rodu i ma wielu wrogów, powiedzmy że jego środowisko jest mroczne. A że wszyscy uważają mnie za jego spadkobiercę to jestem oczywistym celem. Nic nadzwyczajnego, to kim jestem sprawia że mnie próbowano zabić. - raczej dość krótko i bez uczuciowo mówiłem o tym wydarzeniu. Prawda była taka że naprawdę najadłem się sporo strachu wtedy, ale po tym wydarzeniu zmieniłem się jeszcze bardziej. I od tamtego czasu wiem że..mniejsza o to, skupiłem się ponownie na szkicu. - Pozostało trzecie, ostatnie. Chyba że chcesz kolejne, ale te już nie będą za darmo. - powiedziałem z lekkim rozbawieniem. Nie chodziło mi o nic konkretnego, ale nie rzadko zdarzało się że mnie ktoś źle zrozumiał kiedy nie byłem w pełni skoncentrowany na rozmowie.
Nikola wpatrywała się w niego. To było wręcz zaskakujące, że mimo, że z nią rozmawiał potrafił tak po prostu szkicować. Słuchała jego odpowiedzi z wielką uwagą. A więc status rodziny… Pewnie to musiało być dla niego trudne. Nie dziwie się więc, że jest taki jaki jest. Ja się cieszę, że ten strach przed śmiercią, który przeżyłam nie zmienił mnie diametralnie… że potrafiłam być w miarę taka jaka jestem. Wygląda tak jakby to nie było nic strasznego, jakby to było nic nie warte, albo, że nie było ważne - Nie potrzebuję większej ilości pytań – powiedziała i w końcu zbliżyła się do niego. Usiadła obok na ławce i spoglądała przed siebie. Przecież tamte pytania nie były takie trudne do zadania, a to, które nie było z niczym takim ważnym związane, przychodziło jej z trudem. Głupio jej było, że chciała zmarnować pytanie na coś takiego! Co tam rysujesz? Kurde no nie mogę. Jak zmarnuje pytanie na które odpowie mi tylko prawdą na takie coś uzna mnie za wariatkę! - Jakie masz pasje? Znaczy… chodzi mi o to co jest dla ciebie najważniejsze?
Na jej pierwszą odpowiedź przytaknąłem tylko głową, słowa były zbędne. A kiedy zaczęła się zbliżać wiedziałem że nie mam już wiele czasu, szczególnie kiedy usiadła obok. Nie to że mnie irytowała, ale nie lubiłem jak ktoś mi zagląda przed ramię jak szkicuję, były oczywiście wyjątki ale bardzo niewiele ich było. Dobrze że nie starała się zajrzeć do szkicownika, w sumie już kończyłem, a dokładnie została mi jedna rzecz do zrobienia. W pewnym sensie wykończony odłożyłem ołówek i wyciągnąłem różdżkę. Kilka odpowiednich ruchów powinno powielić to co właśnie wyszło spod mojej ręki. Kiedy to właśnie robiłem odezwałem się lekko zamyślony. - Jest tego trochę. Ale najważniejsze to kobiety także pod względem cielesnym i szkicowanie, na koniec zaliczyłbym magię. Potem czarodziejska odmiana hokeja, wspinaczka wysokogórska i broń biała. Tak naprawdę to bez dwóch pierwszych rzeczy bym nie mógł żyć, reszta nie jest tak ważna. - wstałem i wyciągnąłem jeden arkusz z bardzo szybko wykonanym szkicem, byłem zadowolony z tego jak wyszedł. Wręczyłem szarej myszce kartkę jednocześnie nachylając się nad jej uchem. - Szkoda że nie zgodziłabyś się na akt. - po tych słowach wypowiedzianych z pasją i pożądaniem ruszyłem w kierunku szkoły wypowiadając słowa. - Ciekawe spotkanie Panienko Nightmare, ale nie sądzę bym następnym razem był tak miły. - a co było na arkuszu? Naprawdę szybko wykonany szkic szarej myszki jak tak stała i się czerwieniła, oczywiście posiadałem orginał. Ale z jakiegoś powodu chciałem jej właśnie coś takiego dać, w pewnym sensie właśnie tak ją widziałem..czasami..
Dziewczyna wpatrywała się w niego z wyczekiwaniem. Tak jak ją, jego też dużo rzeczy interesowało, widocznie byli w czymś podobni… NIE! Nie byli w niczym podobni, on jest nie miły i w ogóle! Nawet jeżeli teraz się przyjemnie rozmawia to on nie jest ani trochę fajny, prawda? Gdy wręczył jej kartkę, spojrzała na niego pytającym spojrzeniem. Później przyjrzała się szkicowi i na jej policzki znowu wtargnął rumieniec. Dla… dlaczego on mnie narysował… to dlatego mnie zagadywał, żebym się nie ruszała… Nikola spojrzała na niego kątem oka i naburmuszyła się kiedy wspomniał o akcie. - O… oczywiście, że nie zgodziłabym się! – powiedziała zapewniając siebie i jego. Nie sądzę, żeby było coś takiego jak następne spotkanie! Ale muszę przyznać, ma talent… Nie sądziłam… że mogę tak ładnie wyjść. - Dzię… – chciała mu podziękować, ale zanim się zorientowała chłopak był daleko. Wpatrywała się w jego plecy, aż całkowicie zniknął z pola widzenia, a potem sama odeszła w nieznanym kierunku. [z/t]x2
Matt uwielbiał spacery w samotności. Mógłby godzinami przemierzać odcinki dookoła Hogwartu. Najbardziej jednak lubił wiszący most. Patrzył w dół i czuł, że jest taki mały. Lubił się sprowadzać na ziemię i myśleć ile go jeszcze czeka do roboty w przyszłości. Jakże to dorośle brzmi. W głębi duszy uważał się za osobę bardzo dojrzałą. Chociaż odbijało się to pewnie na jego otwartości na innych i umiejętności poruszania w towarzystwie. Był zamknięty na innych i ciężko mu się nawiązywało kontakty. Pewnie dlatego snuł się sam po zamku i nie robił sobie z tego problemu. Tak też było dzisiaj. Matt jak w każdy dzień udał się na spacer. Myśląc o niebieskich migdałach jak wyniki z egzaminu czy zbliżające wakacje dotarł do Wiszącego Mostu. Przespacerował się wzdłuż niego i wracając wpadł na pomysł, że usiądzie na ławce. Pogoda nie była jakoś dokuczliwa, więc mógł tu sobie powegetować jak to miał w zwyczaju. Siedząc tak przypomniał sobie o balu. Musiał na niego iść. Nawet nie wiedział, czemu dał się przekonać wziąć udział w takim idiotycznym przedsięwzięciu. Chwila słabości, czy coś. Ale cóż, raz się żyje. Będzie chociaż mógł pośmiać się z ludzi, którzy na poważnie potraktują tą wielką schadzkę i będą się bawić do rana, żeby potem wstydzić się za większość wyczynów. Cóż, ludzie są głupi. Co zrobić?
Po odpracowaniu swojej kary, która w gruncie rzeczy była bardzo nieuczciwa poszła do swojej sypialni, aby tam się trochę odświeżyć. Sama nie wiedziała co ma teraz ze sobą począć. Postanowiła się przejść. Przemierzając zamek zamieniła jeszcze kilka słów z kolegą z roku. Za bardzo nie mieli o czym rozmawiać, ale dowiedziała się kilku nowych rzeczy. Chłopak był gorszy niż baba wszystko musial wiedzieć, ale Deidree nie należała do takich dziewczyn, która będzie płakała na ramieniu przyjaciółki. Owszem, zwierza się, ale jest na tyle twarda, że jeszcze nie płakała przez żadnego faceta, bo to na prawdę nie miało żadnego sensu. Tak na prawdę to dziewczyna miała zamiar udać się w stronę Hogsmeade, ale po drodze ujrzała ślizgona z którym dość często ostatnio rozmawiała. Lubiła go i to bardzo, ale czy coś z tego będzie. Boris również był zawsze miły i subtelny, a zostawił ją. Trochę to przeżywała, bo uważała to za pierwszy taki prawdziwy związek. Ale brakowało jej bliskość innego faceta. Nie chciała zostać starą panną. Oczywiście jeszcze za wcześniej na takie myśli, ale jednak jeszcze parę lat i może się właśnie tak stać. Nie myśląc o tym, czy chłopak ją wykopie ze swojego miejsca czy przyjmnie bardzo mile postanowiła do niego podejść. Bez pytania, bez zbędnych celegieli usiadła koło niego. - Matt czemu życie jest takie beznadziejne? - zapytała patrząc przed siebie. Wcale się nad sobą nie użalała, po prostu ostatnio nie mogła sobie miejsca znaleźć i sensu swojego życia.
Co jak co, ale Matta zaskoczył znajomy głos. Nie często zdarzało mu się, żeby ktoś się o niego troszczył. Ale to chyba jego wina, że tak bardzo zniechęcał do siebie ludzi. Nie narzekał na to. Był typem samotnika i utożsamiał się z tym na każdym kroku. Mimo wszystko przyjemnie mu się zrobiło jak usłyszał swoje imię w czyichś ustach. To chyba tęsknota za normalnym kontaktem ze znajomą osobą. Po krótkiej chwili podniósł głowę i upewnił się, że to Deidree. Poznał jej głos, chociaż wolał to sprawdzić. Czasami miał dziwne przewidzenia i przesłyszenia, więc nie polegał na tym jak tylko mógł tego uniknąć. Uśmiechnął się w jej kierunku. Chyba należało się jej chociaż tyle za odrobinę troski. Potarł powoli dłonią swoją skroń i zaczął się zastanawiać co powiedzieć. W sumie nie wiedział co powiedzieć. Dla niego nic nie było beznadziejne. Mimo, że był jaki był szklanka zawsze była do połowy pełna, nie na odwrót. - Nie jest beznadziejne. Tak Ci się tylko wydaję. - powiedział zaraz po tym jak odwrócił w jej kierunku głowę. Wymusił na twarzy kolejny uśmiech i szturchnął ją w łokieć. Co ma jej powiedzieć? Będzie dobrze, nie przejmuj się? To idiotyczne. Trzeba przekonywać innych, że jest dobrze, tylko trzeba poszukać zalet. To nie boli, prawda? Ehh, gdyby tylko każdy podzielał jego opinię świat byłby dużo piękniejszy.
Matta bardzo lubiła i wcale jej nie przeszkadzał fakt, że on był ze Slytherinu. O nie. Deidree nigdy nie patrzyła na to kto jest z jakiego domu. Chodziła już ze ślizgonem i miała przyjaciółkę z tego domu mimo iż ona jest z Gryffindoru. Matt był bardzo fajnym chłopakiem i chyba najlepszym jakiego do tej pory poznala. Czuła się przy nim bardzo komfortowo, nie musiała się niczego obawiać. Byl szczery czasami aż do bólu, ale jej się to bardzo podobało, po prostu nie owijał w bawełnę i ona zresztą też tak miała. Nigdy nie umówili sie nawet na kawę, ani jej nigdzie nie zaprosił. Szkoda, bo nie kiedy oczekiwała tego od niego, ale w końcu facet sam się niczego nie domyśli, prawda? Nie można powiedzieć, bo Matt był bardzo przystojny, ale co z tego jak Deidree nie chciala mu o tym nic mówić. Bo po co? Pewnie by ją wyśmiał i tyle by z tego miała. A nie chciała stracić przyjaciela, bo chyba może go tak nazwać. - Mnie sie nigdy nic nie wydaje kochany... - zaśmiala się. Po prostu dzisiaj miała taki dziwny dzień. Nie mogła optymistycznie myśleć, a zazwyczaj właśnie tak dziewczyna myśli, a dzisiaj nie dawała rady.
Nie lubił pesymizmu. Od niego samego bił mimowolny optymizm, co podkreślał na każdym kroku. Nie ma bliskich przyjaciół? Trudno. Nie musi się przynajmniej rozczarowywać przez nich. Nie jest duszą towarzystwa? Ma chociaż czasu dla siebie ile tylko chce. Nie przeszkadzało mu w innych za bardzo to co robią. Ich podejście do życia go nie interesowało za bardzo. Był strasznym samolubem i wszystko co robili inni mogłoby w ogóle nie mieć miejsca. Po co zaprzątać sobie głowę jeszcze cudzymi problemami? Skoro nie miał w tym żadnego interesu to był to czysty idiotyzm. Zdziwiło go jednak to, że Deidree powiedziała do niego 'kochany'. Chyba pierwszy raz usłyszał coś takiego od kogoś, prócz mamy czy babci. Dziwne uczucie. Może to przez brak przyzwyczajenia albo po prostu to, że czuł się bardzo nieswojo w tym momencie. Nie wiedział zareagować, no bo co ma zrobić? Poza tym użyła tego w tak absurdalnym zdaniu, które do niego wcale, a wcale nie docierało. - Nie mów tak, to głupie myślenie - powiedział uśmiechając się. Trzeba było zarażać innych pozytywną energią. Chociaż Matt Cunningan i pozytywna energia nie pasowały do siebie na pierwszy rzut oka to jednak tak było. Nie musiał się z tym odnosić ciesząc się z byle głupoty. Osiągał swoje małe sukcesy i z nich się cieszył w samotności. Nikt potem nie mógł mu robić przykrości z tego powodu.
Deidree miała swoich przyjaciół, nigdy się na nich nie zawiodła, chociaż zdarzało się, że oni zawodzili się na niej. Żałowała tego, bo na prawdę żałowała. Nie chciała nikogo nigdy skrzywdzić, a tak zrobiła. O kim mowa? Dahlia. Nie mogły się ostatnio spotkać, żeby porozmawiać o ich przyjaźni, bo szczerze powiedziawszy to Deidree nie wie na czym stoi, a zawsze doskonale się dogadywały. Uwielbiały swoje towarzystwo, a teraz? Teraz Deidree przyjaźni się z Laoise, Ulką, oraz z Megan. Z Megan może najkrócej sie znała, ponieważ była z innego domu i od pierwszej klasy nie rozmawiały ze sobą często, ale teraz się to zmienilo. Oczywiście nie są jeszcze na tym etapie, aby mówić sobie dosłownie wszystko, ale pewnie dziewczyna na to zasługuje, bo na prawdę starała się zawsze pomóc jak tylko mogła Deidree. Gryfonka również się nie przejmowała innymi problemami ludzi, ale nie można do tego wliczać jej przyjaciółek, bo jeśli chciały pomocy to od Deidree zawsze ją dostaną. - Wiem zazwyczaj inaczej myślę, ale dzisiaj nie wiem co się ze mną dzieje. - mruknęła, jednak po chwili przeniosła na niego taki bardziej żywszy wzrok. - Dobra, nie rozmawiajmy o tym. - mruknęła. Nie lubiała rozmawiać o sobie.
Ciężko nie rozmawiać o sobie. Dla Matta on sam był tematem przewodnim w całym jego życiu. W sumie chyba każdy tak ma. Ale on w szczególności. Nadszedł ten niezręczny moment. Chyba ona chciała, żeby ją zagadał, pocieszył albo pozwolił zapomnieć o tym wszystkim. Jeszcze jakby to potrafił robić. Jedyne co mu się udawało to zazwyczaj szydzić i dobijać ludzi, więc to nie jego brożka chyba. Marny był w te wszystkie towarzyskie zabawy. Niestety. - A o czym chcesz rozmawiać? - zapytał śmiejąc się. Tak, jeden z tych momentów kiedy zacznie ciągnąć ją za język. Niech się dzieje co chce, ale chyba nie jest w stanie podjąć teraz żadnego stosownego tematu.
/przepraszam za taki post eeee... marny ? nie mam dziś w ogóle nic siły, a wolałem, żebyś nie czekała :(
Pewnie i by chciała, ale dobrze wie, że Matt nie zawsze był rozgadanym ślizgonem, ale szczerze powiedziawszy wcale jej to nie przeszkadzało, bo przecież nie musiał caly czas nawijać, bo jeszcze powiedziałby jej coś przykrego i dopiero by sie stało. Nieco sie zdziwiła, że z Mattem mogła się na prawdę zaprzyjaźnić. Jednak Deidree oczekiwała od niego nieco więcej i właśnie teraz przyszedł ten moment, aby mu to powiedzieć i pokazać. Przybliżyła usta do jego ust i po prostu go pocałowała. Trochę nieśmiało, ale jednak był to bardzo namiętny pocałunek. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że ten może ją po prostu odepchnąć i powiedzieć co Ty kurwa robisz. Ale miała nadzieję, że jednak trochę inaczej ją potraktuje. Może nie będzie tak źle. - Właśnie o tym. Matt nie chciałam Ci nigdy o tym powiedzieć, bo... Bo kocham Cię. Czuję coś do Ciebie. Wiem, zachowałam się jak dziwka rzucając się na Ciebie, ale inaczej nie potrafiłam Ci tego okazać. - powiedziała. Odwróciła głowę na bok. Kompletnie nie wiedziała co ma teraz zrobić. Zapadłaby się pod ziemię, jakby ją wyzwał jak psa, ale czula potrzebę zbliżenia z nim i musiała to zrobić. Prędzej czy później musiało się to stać.
Co właściwie miał zrobić? Jedyne czego by się nie spodziewał w swoim życiu to był chyba fakt, że po pierwsze dziewczyna mu wyzna coś takiego. Jakakolwiek. A po drugie sama go pocałuje. Dziwne uczucie. Nie wiedział tylko czy przyjemne. To chyba przez cały szok. No bo jak miał na te zareagować. Nie był na to jakkolwiek przygotowany. Po większości ludzi chyba da się jednak poznać jaka coś do Ciebie czują, prawda? Cały jego świat jakby runął. W sumie nie była mu obojętna. Ale miłość? Nie docierało to do niego. Poza tym teraz. Zaraz rozjadą się do domów, a ona mu stawia takie wyzwanie. Co ma zrobić? Pierwszy raz chyba nie wie co powiedzieć. - Emmmm.. Zaskoczyłaś mnie.. - powiedział dziwnie nieśmiało jak na siebie. Popatrzył na nią, mimo tego, że się odwróciła. I co zrobisz, Matt? Lekko dotknął ją za przedramię. - Nie wiem co Ci powiedzieć. Jestem inny, wiesz o tym? - zapytał mając nadzieję, że go zrozumie. Sam chciałby to zrozumieć. Jedyne co wiedział, to że czuje się niezręcznie i nie wie jak się teraz zachować. Jak ma podjąć decyzję, skoro nie wie jaką?
Wydurniła się i tyle. Czuła się okropnie. Mogła sobie zamknąć tę buźkę i nic się na ten temat nie odzywać. Teraz to już pewnie będzie miała po przyjacielu, ale nie wcale nie miała zamiaru go za to przepraszać. Pokazała mu to na co ostatnimi czasy się szykowała i musiał się z tym pogodzić i zrobić to co uważał za słuszne. Obawiała się jego innych reakcji, ta nie była najgorsza w jej mniemaniu. No a co miała mu powiedzieć? Uważaj zaraz Cię pocałuję. To byłoby nieco głupie, no ale dla niego na pewno łatwiejsze. Wtedy Matt mógłby jakoś zareagować. Odepchnąć ją czy po prostu delikatnie przesunąć w bok, ale to by chyba nic nie dało. Deidree musiała to zrobić czy jemu się to podobało czy nie. - Bo to miało być zaskoczenie. - powiedziała do niego, ale nawet na niego nie spojrzała, chyba nie mogła po prostu mu spojrzeć w oczy. No co miała zrobić? Patrzeć na niego jak w obrazek? Ona tak nie potrafiła. - Jesteś inny? Z tego co pamiętam to nie wspominałeś mi, że zmieniłeś swoją orientacje, więc chyba nie o to chodzi, prawda? - kolejne pytania. Gejem raczej sie nie stał, chyba, że Deidree na prawdę nic o nim nie wiedziała.
Dla dziewczyn wszystko musiało mieć podwójne znaczenie, prawda? Czasami Matt myślał jak można tak wszystko odbierać na opak. To było trochę dziwne. Podawać coś wprost, na tacy a i tak mieć z tym problem. Nie miał nic przeciwko niej tylko.. Chyba wydawało mu się, że bardziej skrzywdziłby ją będąc z nią niż odrzucając jej zaloty. To też jest dziwne. W końcu nie jest odpowiednią osobą do tworzenia jakiegokolwiek związku. Oschły, szczery do bólu, wręcz chamski. To chyba największe wady jakie może mieć czyjś partner. Ale z drugiej strony. Nie czuł się przy niej nieswojo tak jak przy innych osobach. Miał ten komfort, że wszystko jest na jak najlepszym torze. Ciężka decyzja. - Nie o to mi chodzi. - powiedział cicho i wyraźnie. Na krótką chwilę zastopował. - Nie wiem, czy byłbym dobrą osobą dla Ciebie.. - powiedział i się lekko uśmiechnął z myślą, że powinna go zrozumieć. Taki dziwny konflikt interesów. Część jego mówiła mu, żeby jednak dał jej szansę. Ale co zrobi jak ją skrzywdzi albo zaniedba? Chyba bardziej by ją bolało jak zachowywałby się jak ostatni gbur niż jakby teraz odmówił.
Oczywiście Deidree żartowała z tą orientacją, nie miała tego nawet na myśli, że mogłoby tak rzeczywiście być, ale pewnie w takiej sytuacji każdy by to wykorzystał i powiedział nieprawdę, ażeby ta się tylko od niego odczepiła. Matt tego nie zrobił, nie wiedziała czy specjalnie czy po prostu chociaż trochę mu na niej zależy. Deidree nie chciała się tak szybko poddać, bo niby dlaczego? Ona się nigdy tak łatwo nie poddaje. Pewnie, że się domyslała, że będzie właśnie mówił tak jak teraz. Że jest oschły, blablabla. Przecież Deidree go dobrze zna. Wie jaki on jest, a najwyżej później będzie płakać w poduszkę, przecież w końcu od tego sa poduszki, nie? To jak on się czuł w jej towarzystwie to nie miał pojęcia, bo jednak Matt nie mówił jej wszystkiego. Nie miał takiego obowiązku. - Matt... - jedynie powiedziała jego imię z jakby małym wyrzutem, że w ogóle tak o sobie myśli. Chciała mieć już to za sobą, szczerze powiedziawszy. Cholernie bała się tej rozmowy i czuła się dziwnie, gdy nie wiedziala co zrobić i co powiedzieć. Ale i takie chwile w jej życiu się przecież zdarzaly i musiała sobie z tym zdawać sprawę.
Co on ma w ogóle zrobić? Pierwszy raz nie wie jaką ma podjąć decyzję. Ciężko to opisać słowami. Znajduje się między młotem a kowadłem, jakby to powiedzieli mugole. Miał wrażenie, że czego nie wybierze może wyrządzić komuś krzywdę. Przykra sytuacja. Może lepiej nic nie robić? Nie.. Tak się nie da. Spojrzał na nią i się uśmiechnął. Ty wiesz jak skomplikowałaś życie biednego Matta Cunningana? Nigdy nie sądził, że będzie mu przeżywać takie trudne chwile. Ta cała otoczka związków i przyjaźni wydawała mu się zawsze jakby obca. - Co? Nie wiem co zrobić. - powiedział do niej ze smutnym uśmiechem na twarzy. Jedyne co potrzebował to oderwać się od tego wszystkiego. Chyba wtedy wiedziałby co zrobić. Ale przecież nie może jej teraz tak odrzucić. Ahh, gdyby tylko zechciała mu pomóc w tym wszystkim. Najgorsze jest to czekanie.
Pewnie teraz chciałby, żeby Deidree wstała i zaczęła się śmiac mówiąc, że to był po prostu żart, ale tak nie było. Nawet Deidree miala przez chwilę taką myśl, aby tak zrobić, ale nie mogła. Skoro już odważyla się powiedzieć mu prawdę co do niego czuje to nie będzie teraz tego marnować, to byłoby tchórzostwo z jej strony, a Deidree z pewnością nie należy do tchórzy. No i z czego on się tak śmiał? Gryfonce wcale nie było do śmiechu. Szczerze powiedziawszy to myslala, że inaczej się nieco zachowa, ale jego zachowanie było zupełnie inne niż sobie to wyobrażała, ale cóż musiała to jakoś przetrwać, oby z pozytywnym rezultatem. - Najlepiej mnie teraz przytul. - powiedziała. Nawet jakby teraz odszedł od niej ona by za nim nie poszła? Jeśli tak myślił to bardzo się mylił. Będzie teraz dla niego jak zmora, będzie go prześladywać i nocami straszyć.
Jako przyjaciel chyba spełniał się w tej roli. Ale partner? Nie wyobrażał sobie tego. W sumie jedno z drugim się łączy, ale to ciężka decyzja. Ona na prawdę nie wiedziała jak skomplikowała jego spokojne i sielankowe życie, które dotąd wiódł. Nie wiedział, czy był gotowy na zobowiązanie. Co miał robić? Ten śmiech to chyba z nerwów. W sumie mogło jej się zrobić przykro. Zależało mu na niej. Nie wiedział tylko czy w takim samym stopniu jak jej na nim. Ale chyba trzeba to sprawdzić. Słysząc radę dziewczyny zdziwił się. Odważna była, nie ma co. No i śmiała. Sam nie pomyślałby o tym. Popatrzył na nią i się uśmiechnął. Jedną ręką dotknął jej dłoni a drugą objął. Chyba o to jej chodziło. Poczuć bezpieczeństwo? - Wszystko okej? - zapytał się jej nie wiedząc co zrobić. Musiał na prawdę dziwnie wyglądać. Nie był przygotowany na coś takiego. Zwłaszcza nie pod koniec roku. Znaleźć partnerkę przed wakacjami? Towarzyskie samobójstwo. Jak dobrze, że on taki nie był nigdy.
Wiedziała doskonale, że tym wyznaniem sprawiła mu wielką niespodziankę i chłopak kompletnie nie wiedział co o tym myśleć. Deidree nie lubiła odstępować, ale niestety chyba w tym przypadku będzie musiała. Nie chciała stracić przyjaciela, a widać Matt do niej nic nie czuł i chciał, aby nadal zostało tak jak jest. Może tak będzie lepiej? Deidree robiła sobie za wielkie nadzieję, ale chociaż by spróbował, tak? Jednak nie chciała wymusić tego na nim. Bo co to wtedy będzie za związek? Bezsensu. Cieszyła się kiedy Matt jednak postanowił ją przytulić i to bardzo czule jak na chłopaka. Aż się trochę zdziwiła, bo niby byli przyjaciółmi, ale nie mieli okazji się nigdy przytulać. Nie wypłakiwała mu się w ramionach, bo wtedy gdy były takie sytuacje szła do swoich przyjaciółek, bo co jak co, ale one ją chyba najlepiej by zrozumiały. - Jasne. Nie przejmuj się mną. Chyba będzie lepiej jeśli sobie pójdę... - mruknęła. Jednak czekała na jego reakcje. Może potrzebował czasu na to wszystko, w końcu nie codziennie przeżywa się takie coś.
Co ona w ogóle chciała zrobić? W jednej chwili chce, żeby ją przytulił, a zaraz potem mówi, że lepiej, żeby sobie poszła. Chyba nigdy nie zrozumie tych kobiet. O co jej chodziło właściwie? Nie był dobrą osobą do rozmawiania o uczuciach i powinna to wiedzieć. Zresztą. I tak według niego się postarał. To chyba pierwszy raz kiedy postanowił zrobić coś dla innej osoby. To było trudne. Czego oczekiwała w zamian? Nic nie zmienia się od razu i z Mattem też tak pewnie będzie. Ale mimo wszystko nie chciał, żeby odchodziła jeszcze. Fajnie byłoby usłyszeć od niej coś jeszcze. Musi się chyba przyzwyczaić do jego małomówności jeszcze bardziej. - Jesteś pewna? Chyba nie tego chcesz. - powiedział i na nią spojrzał. To chyba ta jego pewność siebie podpowiadała mu co ma robić. Jak miał zareagować inaczej? Mógłby ją zranić dodatkowo i po co ją męczyć? Chyba dobrze zrobił. Trzeba mieć nadzieję, że wszystko pójdzie po jak najlepszych torach dla obojga.
Dlaczego Deidree chciała teraz iść? A po co miała zostać? Pewnie Matt wolałby, żeby w ogóle nie było tego zdarzenia, żeby nigdy się o tym nie dowiedzial i szczerze powiedziawszy dziewczyna zaczynala żałować, że w ogóle mu o tym powiedziała. Mogła siedzieć cicho i trzymać to w sobie. Owszem, poczuła się o wiele lepiej, ale teraz już i tak było to nie ważne. - Owszem nie tego chcę... - mruknęła i stanęła odwracając się w jego stronę. Dlaczego ona zawsze musi się zakochać w osobie, która ją nie chce. No na razie na to wychodziło. Matt robił wszystko, aby jej wytłumaczyć, że nie jest dla niej przeznaczony. Deidree uważała inaczej, ale to nie ona zadecyduje. Gdyby to od niej zależało już oby dwoje siedzieliby uśmiechnięci od ucha do ucha. - Matt przepraszam. Nie powinnam Ci w ogóle o tym mówić. Nie było tematu, ok? - zapytała. Miała nadzieję, że ten jednak nie będzie szedł dalej w tym kierunku. - Wydurniłam się i tyle. - mruknęła na zakończenie. Nie chciala tego mówić, ale tak podpowiadał jej rozum, aby teraz to wszystko odwrócić i aby zostało to tak jak wcześniej.
Na prawdę, nigdy nie zrozumie toku rozumowania dziewczyn. W jednej chwili jest pewna siebie, żeby mu powiedzieć co czuje, a za chwilę mówi, że nie było tematu. Lekko absurdalne zachowanie. Zresztą. Nie chciał, żeby odchodziła teraz. To nie jej wina, że jest niezdecydowany. Powinna wiedzieć, co ją czeka. Zwłaszcza, że Matt był jaki był. Wiedziała na co się porywa. Popatrzył na nią i próbował dalej zrozumieć. Co Ty masz w tej głowie, Deidree? Tak bardzo chciałby się nauczyć legilimencji. To tak ułatwiłoby mu życie.. - Nie mów tak. Po prostu nie wiem co mam powiedzieć. To trochę trudne dla mnie. - powiedział do niej z lekkim uśmiechem na twarzy. Był raczej wymuszony. W końcu trzeba dodawać otuchy innym. Gdyby była bardziej cierpliwa.. Nie umiał teraz jej odpowiedzieć. Chyba powinna się uzbroić w cierpliwość? Brakowałoby mu jej.
Matt był dla niej wymarzonym facetem, ale co mogła zrobić, aby ten się jednak skusił na nią? Nie miała zielonego pojęcia. I chyba chiała się juz poddać i dać mu spokój. Każdy jej powtarzał, że ma za długi język i teraz przekonała się, że właśnie taka jest prawda. Gdy byal z Borisem nie musiala sie nawet starać. Chłopak sam jej powiedział to co czuje, a teraz już go nie ma. Teraz odszedł i miala nadzieję, że na zawsze. Szkoła sie kończy i pewnie jedzie gdzieś dalej na studia, ale kto tam wie. - Matt dajmy już spokój... - ponagliła go. Czemu to akurat przyszło jej na koniec roku szkolnego? Gdy czeka ich rozłąka? Niby później są wspólne wakacje na które oczywiście Deidree się pisała gdy rozmawiała z nauczycielami o niej. Może Matt tam nie jedzie? Teraz tego nie wiedziała i nawet o tym nie myślała w tym momencie. Chciała tę szopkę jak najszybciej zakończyć.
Najświeższe wspomnienia zdawały się krążyć wokół jej świadomości, odbijać od niej echem i sprawiały wrażenie, jakby wcale nie należały do niej. Czuła się, jakby zaledwie czytała o wakacjach w Japonii, a później w Grecji, napadzie na pociąg, śmierci, porwaniu, niespokojnej nocy spędzonej w wielkiej sali, a później kilku niespokojnych nocach w mieszkaniu jej i Clary, jakby wcale nie nie była czynnym uczestnikiem tych wydarzeń. Poza tym wszystkie dni zlewały się w jeden sen, niezależnie od tego, czy były to dobre dni, czy dni brodzące we krwi. Czuła się, jakby to wszystko było snem, ale jednak istniało przeświadczenie, że to by było zbyt piękne - gdyby to wszystko okazało się jedynie nocną marą, to by było za proste, a życie lubi ukrócać próby korzystania z prostych rozwiązań. Ławeczka były dla niej skrawkiem planety oderwanym od tego wszystkiego. Tu potrafiła na nowo myśleć. Tu potrafiła się cieszyć z prostych rzeczy, jak obecność Clary, jej ciepłe ramię do złożenia nań głowy. Tu potrafiła doceniać wszystkie złe wspomnienia jako duchy, które nauczą ją czegoś przydatnego. Na chwilę. Była potwornie zmęczona, a większość ostatków jej, już tylko legendarnej, siły, wyssały wydarzenia z samego początku września, prześwidczenie o winie w zaginięciu Aarona, obca krew na rękach, wspomnienie drażniącego dźwięku pociągu sunącego po szynach, a przede wszystkim udawanie, że jej siły wystarczy jeszcze do podzielenia się z innymi. Nie miała jej tyle, naprawdę. Zresztą, nikt nigdy nie mówił, że jest silna. Nigdy taka nie była. Wystarczyło spojrzeć na nią teraz, gdy jeden zawód miłosny i niemożność uporania sobie z własną głową doprowadził ją na skraj rozpaczy i popchnął do regularnego sięgania po butelkę z drażniącym przełyk płynem. Przynajmniej to właśnie przypominało jej bębniące nieprzerwanie poczucie bycia nażałośniejszą istotą świata. W takim stanie tylko ławeczka i Clara były w stanie ukoić jej nerwy przynajmniej na kilka pięknych kwadransy. Wysłała więc do Hepburn krótką notatkę, schodząc ze swojego patrolu w lochach zamku i szybko dosięgnęła Ich miejsca. Kiedy kładła się styrana na ławeczce, by zaczekać na przyjaciółkę, w jej głowie wykwitła szalona myśl, by wydrzeć ławkę z tego kawałka ziemi i umieścić w mieszkaniu. To byłoby znacznym ułatwieniem ławeczkowych schadzek, skoro miały w tym roku swoje własne cztery ściany w Hogsmeade.
Wakacje w Japonii zdawały się kilkoma tygodniami nienależącymi do życia Clary. Jak gdyby raz w życiu, ze swoich wyobrażeń, udało się jej stworzyć coś, co wciągnęło ją na tyle, że skutecznie przysłoniło rzeczywistość. Ten czas spędzony u boku Griga, na festynach, z Mią i... naprawdę udawało się jej zapomnieć o tym wszystkim, co oczywiście kiedy zaledwie przekroczyła granicę Szkocji, znowu się odezwało - i utwierdziło Clarę w przekonaniu, że raczej powinna się trzymać od tego przeklętego kraju oraz szkoły z daleka. Po tym jak rozpłakała się w wielkiej sali przed Danielem (ugh, brzmi to taaaaaaaaaak bardzo żałośnie, snif, ale w sumie nie wiem jak to się tam zakończy hehe), dni również zaczęły się zlewać, nieprzespane noce (teraz już w nowym, pięknym mieszkanku!) czyniły z Clary istotkę nerwową, naznaczoną cieniami pod oczyma. Ani nie wyglądała zdrowo, ani się tak nie czuła. Poza tym, tęskniła za Grigiem, który WCIĄŻ BYŁ W TEJ PRZEKLĘTEJ ROSJI. Być może ławeczka była dla przyjaciółek czymś tak względnie bezpiecznym, jak Japonia z której wróciły? Miało się wrażenie, że ten skrawek mostu, na którym stała ich ukochana ostoja, leżał daleko, daleko, poza Szkocją. Był znacznie oddalony od tego cholernego zamku i jego mieszkańców. Były tylko one; Mia, Clara i ławeczka. Żadnych wilkołaków, niewiernych krukonów czy sukowatych ślizgonek, które ostatnio doskwierały Clarze w liczbie x. Ona już nawet nie starała się sprawiać pozorów silnej, czy tej, która obejmie rolę pocieszycielki. Ostatnie wydarzenia okazały się zbyt dużym obciążeniem i robiła wszystko, aby zagłuszyć poharatane uczucia i myśli, które jakby z lubością i wystudiowaną brutalnością, zmieniały się w obrazy ukazujące scenę z przedziału nauczycielskiego. Kiedy zakończyła już wszystkie wykłady i patrole, przydzielone jej na dzisiejszy dzień, zbiegła szybko w stronę wyjścia z zamku, kierując się do ławeczki. Ach, Mia była pierwsza! Hepburn puściła się biegiem przez most i niemalże potykając się o własne nogi, klapnęła obok przyjaciółki, którą zaraz przytuliła i w tym uścisku trwała kilka minut, nie mówiąc ani słowa. Ostatnio potrzebowała tego o wiele bardziej, niż jakiegokolwiek innego pocieszenia. I miała wrażenie, że tylko Mia ją rozumie. Ale w sumie nic dziwnego, to w gruncie rzeczy właśnie Mia zawsze wszystko rozumiała. - Chciałabym uciec. Ale chyba nie mogę.