Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 Kamienna ławka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next
AutorWiadomość


Twan Nguyen
Twan Nguyen

Student Gryffindor
Rok Nauki : I
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : wilkołak lunarny
Galeony : 237
  Liczba postów : 511
http://czarodzieje.my-rpg.com/t1020-twan-nguyen
http://czarodzieje.my-rpg.com/t1021-twanowa-poczta
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 28 Sie - 22:19;

First topic message reminder :


Gdzieś tam na moście, kawałek od punktu widokowego jest sobie taka kamienna ławeczka, z której również rozciąga się całkiem ładny krajobraz z tym, że można tutaj też usiąść.

Powrót do góry Go down

AutorWiadomość


Darcy U. Hirrland
Darcy U. Hirrland

Student Gryffindor
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : amerykański akcent, blizna na lewym przedramieniu, przygarbiona postawa i czerwona szminka na ustach
Dodatkowo : Likantropia
Galeony : 118
  Liczba postów : 61
https://www.czarodzieje.org/t17869-darcy-u-hirrland?nid=1#505748
https://www.czarodzieje.org/t17906-korespondencja-darcy
https://www.czarodzieje.org/t17890-darcy-u-hirrland
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySob 1 Lut - 14:15;

Ucieleśnienie wolności. Ależby by była dumna z siebie wiedząc, co chodziło mu teraz po głowie. Faktycznie była niezależną duszą, buntującą się i nieznoszącą tłamszenia. Uwielbiała sama o sobie decydować, łamać obyczaje i ustanawiać nowe, własne zasady. Zresztą czy nie to właśnie urzekło ją w Rowle'u? Chłopak dawał jej możliwość zakosztowania tej słodkiej wolności, dawał jej swobodę, której potrzebowała i był przy tym niczym zakazany owoc, który przyciąga najbardziej. Może nie była to najzdrowsza relacja, w końcu zaczęła się od tego, by zrobić na złość apodyktycznej matce, jednak z czasem przerodziła się w coś nowego, uzależniającego jak narkotyk. Z każdym kolejnym spotkaniem chciała więcej, mocniej i intensywniej przeżywać wspólne chwile.
-Czyżby? Chcesz mi powiedzieć, że wcale nie chodzisz z nosem zadartym pod samo sklepienie? - rzuciła złośliwie, choć wiedziała, że z całego grona arystokratów, Charlie akurat wyróżniał się normalnością. Nie zgrywał inteligentniejszego niż był, nie próbował być wyszukanym na każdym kroku i przede wszystkim miał gdzieś konwenanse.
Słysząc jego uwagę w pierwszym odruchu uniosła powątpiewająco brwi, by po chwili zmrużyć oczy i niemalże sykliwie dodać - Zapominasz, że potrafię być groźna Rowle..
Bardzo rzadko myślała o sobie w kategoriach atrakcyjności. Było jej wszystko jedno, jak wygląda, byle tylko nikt nie zwracał na nią większej uwagi. Kiedy jeszcze mieszkała z rodzicami, czasami specjalnie ubierała się najgorzej jak to możliwe, tylko po to, żeby wyprowadzić matkę z równowagi. W końcu co może być gorszego, niż arystokratka ubrana w potargane jeansy i za dużą dresową bluzę. Ile satysfakcji dawało jej obserwowanie, jak twarz rodzicielki staje się trupio blada, by po chwili wykwitły na niej czerwone od gniewu plamy, aż wreszcie cała stawała się purpurowa. Teraz jednak nie miała komu robić na złość, bo nikt od niej niczego nie wymagał, ubierała się więc tak, by wtopić się w tłum. Oczywiście, schlebiało jej, jeśli ktoś czasem spojrzał na nią pożądliwym wzrokiem, tym bardziej, że mogła takiego jednego czy drugiego imbecyla wyśmiać, jak to miała w zwyczaju. Niemniej nie uważała się za ładną, tym bardziej seksowną, w końcu czy ktoś z jej przypadłością mógłby się komukolwiek szczerze spodobać?
Prychnęła w rozbawieniu na kolejne pytanie chłopaka. Charlie miał czasami doprawdy niezrozumiałe upodobania kulinarne. Na przykład ten dziwny pudding, który ponoć je się tutaj na święta, a którego Darcy nigdy w życiu by się nie tknęła. Albo właśnie wspomniane chipsy z czekoladą - kto wpadł na pomysł, żeby połączyć te dwa smaki? - które to jednak dziewczynie całkiem smakowały.
-Ostatnio raczej wolę wino, ale dobrą czekoladą też nie pogardzę. - uśmiechnęła się na wspomnienie pralinek, które kiedyś od niego dostała. Rozpływały się w ustach, pozostawiając na wargach taki posmak, jakby dosłownie chwilę wcześniej przestali się całować. Nawet słynne tabliczki Harshley'a nie dorastały im do pięt.
Przez kilka minut oboje milczeli, napawając się swoją obecnością i układając sobie wszystko w głowie, w końcu żadne z nich nie spodziewało się tego spotkania, mieli więc wiele do przemyślenia. Darcy nigdy nie była dobra w panowaniu nad swoimi emocjami, tym bardziej w analizowaniu ich. Przywdziewając na co dzień tę samą obojętna maskę nie musiała obawiać się, że obnaży się przed kimś ze swoich prawdziwych uczuć. A jednak, stała tu teraz obok kogoś, kto potrafił przejrzeć ją na wylot, kto znał jej zagrywki i uniki, ale także komu sama zwierzyła się kiedyś ze swoich ukrywanych przed światem tajemnic. Sama nie wiedziała do końca, dlaczego zapytała o Hogwart - może była ciekawa jego opinii, może potrzebowała wskazówki o tym miejscu, w każdym razie nie spodziewała się, że ta rozmowa potoczy się dalej w takim kierunku. Postanowiła więc porzucić ten temat, który przyniósł im obojgu tylko nieprzyjemne wspomnienia.
Pierwszy krok chłopaka w jej stronę zignorowała, traktując go jak nic nieznaczący ruch, jakich wiele podczas rozmowy. Jednak gdy z każdym słowem brunet przybliżał się, coraz bardziej zmniejszając dystans między mini, Darcy pojęła, o co może mu chodzić. Ani jeden mięsień na jej twarzy nie drgnął, kiedy hardo spojrzała w zielone tęczówki, jakby pytając go, na co czeka. I choć mogła sprawiać wrażenie gotowej na wszystko, tak w jej głowie roiło się od wątpliwości. Czy faktycznie to zrobi, czy może tylko się z nią drażni? Szybko jednak dane jej było się przekonać, kiedy wpierw poczuła na twarzy ciepły oddech chłopaka, by chwilę później zatopić się w jego miękkich wargach. Ta krótka chwila była niczym powrót w dobrze znane miejsce, dawniej często odwiedzane, a na tyle lat porzucone gdzieś w odmętach pamięci - znajome, jednak nie bez zmian. Całował pewniej niż przed laty, w końcu wtedy byli dużo młodsi, i było w tym pocałunku coś jeszcze, jakby tłumiona przez lata tęsknota, zawód i pretensje, wszystko wymieszane razem i teraz wreszcie znajdujące upust. Pocałunek nie trwał długo, jednak Darcy miała wrażenie, że stali tak na tym wiadukcie, chłostani zimnym wiatrem przynajmniej kilka godzin. Gdy wreszcie odsunęli się od siebie, na twarzy dziewczyny można było dostrzec lekko rumiane lica, czy to z emocji, czy też z chłodu.
-Jak zawsze przewidywalny - skontrowała jego komentarz, przewracając oczami. Nie chciała teraz myśleć o charakterze tej relacji. Zresztą co za różnica, czy miała być kochanką, czy przyjaciółką. Materiałem na dziewczynę na pewno nie była, chociaż i tak nie podejrzewała Charliego o takie zamiary. Właściwie nigdy nie rozmawiali o tym, czym właściwie jest ich relacja. Zobowiązania ograniczały, a oni chcieli korzystać z życia.
-Jak za starych dobrych czasów, co?
Powrót do góry Go down


Charlie O. Rowle
Charlie O. Rowle

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Galeony : 1802
  Liczba postów : 829
https://www.czarodzieje.org/t17714-charlie-oliver-rowle#498256
https://www.czarodzieje.org/t17716-cygaro#498257
https://www.czarodzieje.org/t17715-charlie-oliver-rowle#498254
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySob 15 Lut - 20:44;

Pod tym względem byli niebywale podobni. Obydwoje nade wszystko cenili sobie niezależność i wolność, uwielbiali smak przygody. Gdy ją poznał, miała w sobie więcej niewinności, która znikała z każdym ich kolejnym spotkaniem, każdy dotykiem jego rąk. Pasowała do nich idealnie. Wyzwalały w niej ukryte pokłady buntu, wyzwalały umysł z okowów i nakazów, których tak wiele miała przez swój rodzinny dom. Wiedział, że wszystko, co jej dawał — oddawała podwójnie. Zawsze to czuł, w najmniejszym nawet geście. Nic więc dziwnego, że oczy ślizgona tak błyszczały, gdy na nią spoglądał.
- Pewnie trochę chodzę, ale to też we mnie lubisz. - odparł całkiem pewnie, puszczając jej oczko i posyłając jeden ze swoich filmowych uśmiechów, aby zaraz się roześmiać i zmierzwić włosy. Brązowe, przydługie kosmyki uginały się z łatwością pod wpływem jego palców. Nie przejmował się, że był głupszy od takiego Cassiusa czy nawet swojego brata, Dominika — wiedząc, że nadrabia swój prosty umysł innymi rzeczami, których im brakowało. Nie był idiotą, był bystry i całkiem łatwo wchodziły mu do łba interesujące go rzeczy, jednak zdecydowanie brakowało mu finezji i filozoficznego myślenia. Nie potrafił gdybać godzinami i snuć scenariuszy. Pokręcił głową, mierząc ją wzrokiem. - Nigdy o tym nie zapominam, Darcy. Po prostu staram się Cię sprowokować, brakuje mi widoku Twojej buźki w amoku namiętności, gniewu i chciwości.
Wyglądała zjawiskowo. Miała tak nietypową dla jego rodzinnych stron urodę, że trudno było studentowi odwrócić wzrok. Nie było żadnym sekretem, że jej chciał. Nigdy się z tym nie ukrywał. Niezależnie czy tkwiła w luźnej bluzie, czy w dopasowanej sukience, miała w sobie coś hipnotyzującego. I był pewien, że uczniowie tej szkoły to zauważą. Na szczęście jego głowa nie brnęła dalej w tę jedną, pojedynczą myśl i tym samym uniknął zdenerwowania. Po co wyobrażać sobie, że ktoś inny mógłby ją trzymać tak, jak on wcześniej? Przymknął na chwilę oczy, odganiając głupoty i zaraz posyłając jej jeden ze swoich luźniejszych uśmiechów, po czym znów spojrzał na zamek.
Lubił ją rozbawiać, lubił, gdy się śmiała. Gdy czerwone usta układały się w szczery uśmiech, najładniejszy, jaki miała. Lubił pokazywać jej nowe smaki. Najczęściej, jako osoba z sympatią do gotowania i eksperymentów kulinarnych, zawsze cieszył się, że może coś dla drugiej osoby przygotować. I chociaż ojciec uważał to za niezbyt męskie i przystające komuś z jego nazwiskiem, miał to gdzieś. Przecież to nie tak, że odrzuci wizję pracy w Ministerstwie na rzecz otworzenia restauracji, chyba.
- Wino? Zapijasz problemy, Hirrland? - zapytał z odrobiną ciekawości, jak i troski w głosie, zerkając na nią kątem oka. Wiedział, że czekoladą nie wzgardzi, bo chyba żadna dziewczyna, która nie miała na nią alergii, wyjątkowo lubowała się w tym afrodyzjaku. Jego dłoń wysunęła się w kierunku gryfonki, zgarniając jeden z krótkich kosmyków za ucho. - Wiesz, że możesz mi wszystko powiedzieć.
Dodał jeszcze całkiem niezobowiązująco, bo chociaż nie był najlepszym spowiednikiem, to zawsze się starał i był w stanie dostrzec w problemach rozwiązania lub ideę, które mało kto widział. Pewnie przez jego pogląd na świat. Zerknął na nią podejrzliwie, badał jej profil, doszukiwał się czegokolwiek w spojrzeniu, jednak na próżno. Zapadła cisza.
Otuleni nocą wpatrywali się w olbrzymi zamek pełen lśniących okien, rzucający cienie na jezioro u swoich podnóży, którego wody targane były wiatrem. Zakazany las też przyjemnie się kołysał, uwalniając szelest i sprowadzając na dwie sylwetki na moście pierwsze powiewy zimy. Odetchnął głębiej, czując przyjemne dreszcze na ciele, wywołane chłodnym powietrzem. Zwilżył wargi, czując, że to byłby dobry moment na papierosa. A potem już musiał odpowiedzieć i spełnić swoją egoistyczną zachciankę. Stęsknił się. Jej wargi były miękkiej, słodkie. Pocałunek, chodź krótki, nabrał na intensywności, a ślizgońskie ręce ułożyły się wygodnie na jej talii, zaciskając palce na materiale płaszcza. Znał ich smak, znał ich ruchy tak dobrze, dzięki czemu zgrywali się po prostu doskonale, wychodząc sobie naprzeciw. Obydwoje nabrali doświadczenia na płaszczyźnie kontaktów fizycznych i całowali inaczej, jednak wciąż towarzyszyły temu te same wrażenia, co sprzed lat, ze Stanów. Zanim się odsunął, przygryzł dolną część jej ust, dając jeszcze krótkiego buziaka na koniec. Uśmiechnął się zadowolony, patrząc jej w oczy w milczeniu, uspokajając walące w piersi serce i przyśpieszony, gorący oddech, który wciąż rozbijał się o jej twarz, niknął w ustach. Nie pocałował jednak drugi raz. Ignorował nawet ślady szminki, wcale mu nie przeszkadzały. Nie odsunął się daleko, wciąż jedną rękę trzymając na jej talii.
- Jak zawsze, zapieram Ci dech w piersiach i to uwielbiasz. - odgryzł się całkiem pewnie, lustrując jej twarz wzrokiem. Sam nie wiedział, dlaczego to zrobił i co właściwie chciał sprawdzić. Oczekiwał od niej czegoś, czy to było jednorazowe? O tym mogły przekonać ich tylko nadchodzące dni. Był jednak pewien, że nie chciałaby, żeby ją uwiązał. I on też nie. Określanie tego, co mieli, byłoby w jego mniemaniu głupotą. Zabiłoby te iskry, wolność temu towarzyszącą. Mogli robić to, co chcieli. - Za starych czasów, to byś mnie objęła i całowała dłużej. Muszę Ci jednak przyznać rację, czuć w tym nostalgię.
Odchylił głowę do tyłu, pierwszy raz od dłuższego czasu odwracając od niej spojrzenie i patrząc w ciemne, listopadowe niebo. Było mu jakoś lepiej, że znów ją zobaczył. Przyciągnął Darcy do siebie, przytulając i chroniąc przed kolejnym podmuchem wiatru, pozwalając jej ukryć twarz w swojej bluzie.
- Poradzisz sobie tutaj, cokolwiek by się nie działo.
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPon 13 Kwi - 19:01;

Dobra, dał ciała... Niekoniecznie chwyciło go to za serce, jednak starał się dotrzymywać słowa. Nie dlatego, że był dobrym chłopcem, który został tak nauczony. Nie lubił zostawać po sobie nieprzyjemnego smrodku. Nie powinien zaprzepaścić znajomości, które były tak owocne i orzeźwiające w swojej swobodzie. Brakuje takich damsko-męskich połączeń. Postanowił podwędzić coś z kuchni, aby Ślizgonka już się nie dąsała... Albo nie przywaliła mu tak mocno, ciasto może zamortyzować moc uderzenia. Może nie miał najpiękniejszego ryja, jednak cenił sobie gładkość swojej skóry i to charakterystyczne skrzywienie, no nie skopiujesz go. Było niepowtarzalne jak sam Dickens.
Nie wiedział, czy przyjdzie pierwszy, czy może Kath już tam była, a sowę dosłała podczas siedzenia. Narzucił na siebie za dużą, gdzieniegdzie dziurawą bluzę i wyszedł z zamku, z zaciekłym wyrazem twarzy. Był zdeterminowany, chociaż tak naprawdę niczym się nie denerwował. Zakradł się do kuchni i podwędził jakieś ciasto, wyglądające jak masa kaloryczna. To był chyba kajmak lub coś w ten deseń, nie znał się na deserach, bo zwyczajnie takowych nie jadał w swojej życiowej niedoli. Tak więc...
Kiedy zaszedł na kamienną ławkę, nie zauważył nigdzie dziewczyny. Raczej rozpoznałby ją z daleka, dlatego dziwił się, że jeszcze jej tutaj nie ma. Wystawi go? Niee, gdyżby znowu. Rozsiadł się wygodniej, kładąc słodkość obok siebie. Ile da sobie czasu?
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 14 Kwi - 17:59;

Oj tak, Katerina była niczym wściekła smoczyca, której ktoś podwędził jajo. Dosłownie gotowa rozszarpać. Niestety po drodze coś ją zatrzymało i dlatego musiała się cofnąć do dormitorium. Otóż zapomniała tego co tak było ważne w obecnej sytuacji. Zapomniała ciastek z kuchni nad którymi tak pieczołowicie pracowała kilka dobrych godzin. Ciastka zwane owieczkami nie wyglądały zbyt okazale, ale ona nie można było im odebrać uroku dzięki ilości brokatu jakie w nie wpakowała. Biegła przez większą część drogi, ale na końcówce zwolniła, nie chciała bowiem aby chłopak usłyszał ją i wiedział że się zjawiła. Sądziła, że uda się jej zejść po zboczu tak by nie było widać, że idzie, jednakże noga jej się lekko powinęła i otrzymała taką prędkość, że dosłownie sturlała się przelatując nad ławką i przy okazji uderzyła ręką w ramię chłopaka i wylądowała przd ławką w dziwnej siedzącej pozie.
-Na brodę merlina ! - wrzasnęła po czym złapała się za krwawiący łokieć. Nie brakowało wiele by zrobiło jej się słabo, ale starała się to opanować. Kath tak bardzo nie lubiła krwi,a w dodatku lekko jej się jeszcze kręciło w głowie.
-Dick, śpiąca królewno, mam dla ciebie owieczki, krwią zdobyte- powiedziała siląc się na uśmiech i wyciągając w jego kierunku dłoń z ciastkami, a potem po prostu odpłynęła. Na pewno jedno było pewne tutaj w stu procentach, była wariatką.
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 15 Kwi - 10:19;

Tak? Powinien więc uważać na jej łuski, które w niektórych okolicznościach mogły przeciąć człowiekowi skórę. Nie będzie dotykania ani dwuznacznego ocierania się o nią. A szkoda. Pomimo swojej kategorycznej porażki, jaką było niepojawienie się w kuchni na robieniu wypieków (chociaż bardziej żałował, że nie przywdział swojego fartucha, wiedział również, że tylko o to Ślizgonka mogła mieć pretensje), wiedział, że uda mu się swoim urokiem naprawić wszystkie krzywdy.
Nie przysnął na ławce, chociaż tak mogło to wyglądać. Głowa była odchylona do tyłu, a ręce ułożył na oparciu ławki, jakby chciał się jej przytrzymać. Zamknął oczy. Czy faktycznie był zmęczony? Może coś go nieźle wykończyło. Nie był to pracowity tydzień, chociaż dla niektórych z pewnością. Kiedy usłyszał hałas, otworzył jedno oko, aby po chwili poczuć szarpnięcie z drugiej strony. Ktoś zahaczył o jego ramię, a raczej uderzył w nie z dosyć mocną siłą, za co można winić rozpęd... Odwrócił się i spojrzał na leżącą na ziemi dziewczynę. Jego brwi uniosły się dosyć wysoko (nawet bardzo wysoko). Trzeba jej przyznać, wejście miała spektakularne.
Dopiero po sekundzie spojrzał na ramię, które chwyciła. Krew. Przelatywała jej już przez palce. Babeczki ciągnęły się po trawie z kilka metrów, zapewne od momentu, w którym zaczęła lecieć jak długa. -Babeczki? Zostały Ci jakieś półtorej całej babeczki.-Mruknął, wstając z ławki i kucając przed nią, aby chwycić nie tyle babeczki, a jej ramię, chcąc podnieść jej szanowne litery z ziemi. Gdyby tego nie zrobił, runęłaby ciałem dalej. Zemdlała? To przez krew? Syknął cicho, kiedy zaczęła wysuwać się spomiędzy jego palców. Przysunął się i chwycił ją pod pachy, aby podnieść i ułożyć na ławce. Zapomniał swojej różdżki, dlatego nie uda mu się szybko zatamować krwawienia. Czy miała swoją przy sobie? Przeszukiwanie pięknej dziewczyny nie powinno wyglądać w ten sposób.
Wstał, układając ją na ławce. Pozwolił, aby jej głowa odchyliła się do tyłu, nie mógłby się nią zająć, gdyby ją przytrzymywał całkowicie. Kucnął przed nią i spojrzał na łokieć, nie było tragedii. Drama queen była z niej dobra, można było zobaczyć uśmiech na jego wargach, jakby rozbawiony był faktem, że ta nieznośnie zadziorna baba mdleje na widok krwi. Na szczęście miał pod bluzą koszulkę, dlatego przeciągnął ramiona bluzy i pozbawił się koszulki. Przy wkładaniu z powrotem bluzy, kaptur nasunął mu się na głowę. Swój T-shirt owinął wokół jej łokcia, zaciskając nie za mocno, jednak stabilnie. Dopiero teraz na nią spojrzał, lekko poklepując ją po policzku.-Ej, królewiczu. Możesz już się obudzić, wszystko pięknie wygląda.-Mruknął, chociaż na tyle głośno, aby móc ją obudzić.
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 21 Kwi - 22:06;

@Dickens V. Vardana

Katherine chcąc, czy też nie, prawdę mówiąc zrobiła naprawdę niesamowite show. Gdyby teraz ktoś cały jej pokaz obserwował z boku i miałby wystawić noty, to gdyby była to trójka jury to od każdego by dostała nie mniej niż 9 na 10 punktów. Jeden by wypomniał delikatnie mało efektowne lądowanie, z kolei drugi by to pochwalił, ale stwierdziłby, że technika leży totalnie i kwiczy niczym ranny psidwak.
Katherine niestety nie znosiła krwi. Krew nieważne, czy jej własna, czy krew cudza wywoływała okropne emocje. W przypadku jej krwi potrafiła zemdleć, a w przypadku cudzej krwi na rękach, od razu jej się w głowie pojawiały obrazy przedstawiające małe bezwładne i powykręcane ciało Benjamina Russeau. Niezbyt przyjemny to byłby widok dla osoby postronnej. Nie kojarzyła wcale momentu, gdy chłopak położył ją na ławce i cucił, by zaczęła kontaktować. Co by było, gdyby ojciec się o tym dowiedział? Byłby wyjec i straszny przypał wśród znajomych. Nadal otumaniona uderzeniem i efektem po omdleniu widząc nagi tors z lekko przymglonym wzrokiem położyła na nim swoje dłonie i przesunęła zakrwawioną dłonią po nim.
-Lucas - powiedziała tylko szeptem po czym położyła głowę na jego ramieniu po czym po chwili bez ceregieli po prostu go pocałowała. Potem było to niczym grom z jasnego nieba. Do jasnej anieli, to nie był Lucas Kray, jego tutaj idiotko nie było! Co ty odpierdalasz! Odsunęła się od niego odrobinę zbyt gwałtownie, podniosła się, ale musiałą od razu usiąść ponieważ znów zakręciło jej się w głowie. Spojrzała na chłopaka bardziej przytomnymi oczami po czym poprawiła odruchowo włosy, na niewiele się to jednak zdało bo w sumie i tak nadal wyglądała jak kupka nieszczęścia. To nic nie znaczyło,więc nie zamierzała się z tego zbytnio tłumaczyć, ani z tego, że dawno nie miała okazji pocałować faceta i że wiedziała, że to nie Lucas, a może faktycznie próbowała się tylko oszukać, że pomyliła Dickensa z Krayem. Ślizgon mimo iż był gnojkiem to tak naprawdę Kath go uwielbiała i miała do niego straszną słabość, ale gdy przez niego spędziła długi czas w psychiatryku bo obydwoje praktycznie psychicznie się wykończyli, to nie miało naprawdę żadnego znaczenia dla niej. Po prostu tęskniła,ale miała też okropną słabość do łobuzów.
-Pomyłka- powiedziała tylko krótko i odrobinę beznamiętnie, tak jakby po prostu zjadła nie ten owoc co trzeba. Siedziała teraz nieruchomo na ławce, podkuliła nogi pod brodę, bo tak jej było o wiele wygodniej.
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPią 24 Kwi - 12:37;

Zdecydowanie nadawało się to na jakieś pokazy. Czy by wygrała? Był to autentyczny występ, znaczy, nie przedstawiła go specjalnie... Dlatego konkurs trochę mijałby się z celem, skoro tam tylko odgrywali pewne sceny. Wielokrotnie widział ludzi mdlejących, z powodu krwi czy też innych, nieznanych mu przyczyn. Czy obchodzenie się z ludzkim ciałem jak z mięsem to ludzkie traktowanie? Mhm.
Chociaż trzeba było mu przyznać, nie tylko umiał zachować zimną krew, ale z jakim spokojem odegrał swoją rolę! Jak opiekuńczym gestem ułożył ją na tej ławie, a później próbował ocucić. Jeszcze ktoś postronny by pomyślał, że faktycznie zależy mu na tym, aby wszystko skończyło się dobrze. Czy tak było? Czy nie zrobił tego tylko dlatego, że tak powinien? Jak zachowałby się Vardana, gdyby okoliczności, czytaj, miejsce, okres i osoba, były inne?
Nie do końca zarejestrował to, co zaszło. Zajmował się wtedy innymi sprawami, a jego nagi tors był sprawą drugorzędną. Jej krew całkowicie mu nie przeszkadzała, uważał nawet, że świetnie wyglądał na jego skórze, która była zupełnie innego koloru od niej. Jaśniejsza, z pewnością. Wtedy kolor był bardziej intensywny, wręcz agresywnie odbijał się od płótna. Kath miała oliwkową cerę, ciemniejszą i z pewnością gładszą... Tam kolory się mieszały, delikatnie przechodziły, wcale nie wyglądały tak, jakby do siebie nie pasowały.
Dokończył zakładanie bluzy i spojrzał na nią wymownie. Wiedział, że to pomyłka. W końcu nazwała go jakimś obcym imieniem, znał tylko jednego Lucasa, a to zapewne nie ten, o którym myślała ona. Oparł łokieć na kolana i uśmiechnął się leniwie.-Jeżeli chciałaś mnie podejść, wystarczyło powiedzieć, że chcesz się całować.-Powiedział, podnosząc się lekko i siadając na ławce. Powrócił do swojej wcześniejsze pozycji, tak, jakby przygotowywał się do przyjęcia nowych promieni słonecznych.
Spojrzał na nią, przez moment obserwując całą jej postać. Począwszy od czubka butów, po skalane wieloma myślami czoło. Westchnął.-Nie przejmuj się. Wcale nie złamałaś mi serca, nazywając mnie imieniem innego faceta.-Faktycznie tak było, chociaż wyraz jego twarzy oraz ton głosu, mówiły inaczej. Jednak to prawda, nie musiała się tym tak przejmować. To w końcu nie tak, że leżeli nago w łóżku, upojeni zajebiście spędzonymi chwilami, a ona nazwała go imieniem innego faceta. Ha! Byłoby komicznie, na pewno. Rozejrzał się i chwycił na wpół zniszczoną babeczkę. Podniósł ją z tacy i ugryzł, przez moment mrużąc oczy, jakby rozważał fakt, czy jest obrzydliwa, czy zjadliwa. Czy zwyczajnie chciał odwrócić jej uwagę od tego, co się wydarzyło? Może jednak nie był takim dupkiem, co?
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 13 Maj - 0:40;

LEKCJA ZAKLĘĆ/ INNY CZAS

Max pociągnął ją w stronę kamiennej ławki, którą bardzo dobrze znała. Wdrapać się tam było nie lada wyczynem, ale w końcu stanęli na miejscu. Chwilę im to zajęło ale mimo to kondycję miała nie najgorszą ostatnimi czasy. Sądziła, że faktycznie trafili w dobre miejsce.
-Czyli tutaj ma być druga wstążka? Jesteś pewien? -Spojrzała na niego podejrzliwie, ale zaczęła przeszukiwać najbliższą okolice. Nawet szukała pod ławkami, ale tam nic nie było, wszędzie pełno piachu i trawy, oraz brudu. W końcu była to rywalizacja i miała nadzieję to wygrać. Wygrana była dla niej bardzo ważna i uważała, że muszą to osiągnąć.
-Solberg tutaj nic nie ma! - stanęła patrząc na niego z oskarżającą miną. Prawdopodobnie właśnie stracili kupę czasu, a w tym czasie ktoś inny już znajdował kolejne wstążki.

@Maximilian Felix Solberg


Ostatnio zmieniony przez Katherine Russeau dnia Sro 13 Maj - 11:58, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry Go down


Maximilian Felix Solberg
Maximilian Felix Solberg

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Galeony : 5407
  Liczba postów : 13180
https://www.czarodzieje.org/t18528-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18530-poczta-maxa-felixa
https://www.czarodzieje.org/t18529-maxmilian-felix-solberg
https://www.czarodzieje.org/t18677-max-felix-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 13 Maj - 0:42;

Był pewien, że zagadka prowadził właśnie tutaj. Nie bacząc na wątpliwości Kath, pruł dziarsko do przodu. W końcu stanęli na miejscu i zaczęli szukać. Materiału nigdzie nie było widać. Czyżby Felix się pomylił? Chyba nie było innej opcji. Zdecydowanie nie było tu żadnej wstążki.
-Wybacz Kath, musiałem coś źle zrozumieć. - Rzucił jej przepraszające spojrzenie i ponownie wczytał się w zagadkę na jej nadgarstku. Teraz był prawie pewien, że odgadł prawidłową lokację.

/zt x2

______________________



 
I thought that I could walk away easily
But here I am, falling down on my knees
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 13 Maj - 12:15;

dalszy ciąg sesji z Dickensem. Wybacz, ale zapomniałam całkowicie o tym wątku:

Katherine nie czuła się jeszcze najlepiej. Musiała naprawdę solidnie grzmotnąć, ale tak to jest jak ktoś chce przedobrzyć. Była naprawdę śliczną dziewczyną, ale teraz po prostu wyglądała niczym siedem nieszczęść. Teoretycznie było już lepiej bo odzyskała przytomność i kontaktowała. Wiedziała, że jest tutaj z Dickensem i wszystko wracało już do normy. Złapała się za głowę, by na moment powstrzymać migocące szaro-czarne plamy przed oczami. Przymknęła oczy i wciągnęła powietrze, po czym po chwili je wypuszczając. Potem otworzyła oczy i szczerze odpowiedziała mu prosto w twarz - Dick, nie można zranić kogoś kto nie ma serca, wielokrotnie to powtarzasz, znamy się już od dawna- powiedziała po czym poklepała go po torsie, traktując to po prostu jako zabawę, gdy jednak zaczął jeść ciasto, szybko go powstrzymała. Było na pewno brudne i do niczego się już nie nadawało.
-Te owce z ciasta wyszły fatalne, możemy się wybrać do kuchni i przygotować nowe ciastka w zamian za to, jak ostatnio się nie pojawiłeś- zaproponowała w miarę już pewnym tonem, wszak głos już jej się nie trząsł. Nie pocałowała go dlatego, że chciała właśnie jego całować, tylko w momencie upadku wróciły wspomnienia i miała dziwne wizje, które pokazywały jej twarz kogoś zupełnie innego. Tym bardziej stwierdzenie chłopaka, że mogła po prostu poprosić, było naprawdę okropne, bo Kath miewała takie dni, że to słowo ciężko przechodziło jej przez gardło. Tutaj jednak chciała mu zrobić na złość, bo przecież uwielbiali się drażnić nawzajem. Im bardziej złośliwa była druga osoba, tym ciekawiej im się spędzało wspólnie czas. Spojrzała na niego pewnym siebie spojrzeniem i poważną miną ani na moment nie mrugając.
-Skoro tak to chcę - oznajmiła twierdzącym, odrobinę rozkazującym tonem, sądząc że w żadnym wypadku nie spodziewał się takiej właśnie odpowiedzi z jej strony. Pewnie uzna, że za mocno uderzyła się w głowę. Ona z kolei wiedziała, że wygrała,a on się wykręci i będzie na przegranej pozycji. Już z tyłu głowy czuła wygraną.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 19 Maj - 12:26;

Wystarczyło jedno jej słowo, a pójdzie z nią do Skrzydła. Raczej nie chciała, aby to on łatał jej dziury w głowie... Jeszcze coś by tam namieszał i byłaby normalną dziewczyną, a nie tą z tymi wszystkimi problemami i istnym chaosem w środku. A przecież normalność jest nudna, straciłaby cały swój urok nieokrzesanego zwierzęcia, które tak lubił, i z którym było tak zabawnie.
Wywrócił teatralnie oczyma, ale dziewczyna wiedziała, o czym mówi. Cały czas to powtarzał, jednak jako jedyna faktycznie brała to pod uwagę. Co bardzo mu się podobało. Uniósł leniwie kącik ust.-Piękne jest to, jak dobrze mnie rozumiesz.-Powiedział, a kiedy powstrzymała go przed zjedzeniem babeczki, jego brwi powędrowały do góry. -Uważaj, bo pomyślę, że się o mnie martwisz... Nic mi nie będzie.-Powiedział i odsunął lekko jej dłoń, aby móc swobodnie zjeść to, co przygotowała. Napracowała się nad tym, prawda? Poza tym ta babeczka wcale nie była taka zniszczona, tylko trochę się pogniotła. Ostentacyjnie oblizał palce i uśmiechnął się do niej szeroko.-Piecz dla mnie częściej... Tylko następnym razem uważaj, jak idziesz.-
-Merlinie, kobiety umieją człowiekowi wypomnieć wszystko, co?-Zaśmiał się i wytarł palce o spodnie. Westchnął spokojnie i przechylił głowę do tyłu, tak jak zrobił, kiedy tutaj przyszedł. Pogoda była znośna, a on okropnie zmęczony. Drażnienie jej było ulubionym jego zajęciem, bo całkiem łatwo można było wyprowadzić ją z równowagi. Była idealnym obiektem, jeżeli chciało się trochę poćwiczyć... Całowanie go znienacka nie było problemem, nawet nazywanie go imieniem innego faceta. Nie wiedział, co dokładnie siedziało w jej głowie i co takiego widziała, nawet nie prosił, aby to wyjaśniła. No tak, on również nie prosił.
Otworzył oczy w momencie, w którym słowa wypłynęły z jej ust. Spojrzał na nią, bez większego szoku na twarzy. Zwyczajnie jej się przyglądał, jakby była czymś niezwykle interesującym w tej konkretnej chwili. Bez słowa, bez zawiadomienia jej w jakikolwiek sposób, przeciął powietrze, które ich dzieliło, składając na jej ustach pocałunek. Wcale nie pomyłkowy, delikatny, czy nieśmiały. Ujął jedną dłonią jej szyję, przyciągając do siebie. Naprawdę myślała, że się wycofa? Miał okazję i ją wykorzystał. Nie chciała bawić się z nim w wyzwania. Wtedy na pewno znajdzie się na przegranej pozycji.

@Katherine Russeau
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyCzw 21 Maj - 19:21;

Katherine i Skrzydło Szpitalne? Dick musiałby ją tam zaciągnąć siłą, jeżeli chciałby, aby tam się znalazła. To jednak nie będzie miało miejsca, ponieważ Katerina jest dużą dziewczyną i poradzi sobie sama. Nawet jeśli nie miała pojęcia jak radzić sobie ze wstrząsem, to tak naprawdę w tej chwili mało ją to interesowało.
Była nieokrzesana, a przede wszystkim nieprzewidywalna. Nigdy nie miał pojęcia czego się po tej dziewczynie spodziewać, a on z kolei też nie należał do nudziarzy.
To, że jadł jej ciastka, a raczej ciasteczkowe owieczki, było ogromnym poświęceniem z jego strony. Chciał, żeby jej nie było przykro, aczkolwiek doskonale by go zrozumiała, gdyby ich nie tknął. Nie byli przecież dziećmi by sobie takie rzeczy wypominać.
-Dobrze wiesz, że na miotle dobrze latam, ale na stałym lądzie to czasem plączą mi się nogi, zupełnie jakby chciały iść w zupełnie innym kierunku niż ja im karzę - powiedziała zupełnie tak jakby chciała się tłumaczyć, ale hola, niby czemu ona się tłumaczy, przecież to jest jak najbardziej tutaj zbędne, no i Dick tego nie wymaga. W przypadku wyprowadzania jej z równowagi był mistrzem, a ona zawsze przegrywała z kretesem w tej grze. Była najgorszym graczem jaki był w Historii Hogwartu. Nie spodziewała się, że ten ją pocałuje. W jednej chwili, szok, niedowierzanie, w drugiej jego usta na jej ustach. To za cholerę nie powinno mieć miejsca, bo przecież takie wyzwania i zabawy powinny być zakazane. Zabije go za to co zrobił, ale najpierw wykorzysta tą całą sytuację. W pierwszym momencie nasza spragniona pieszczot Slizgonka oddała pocałunek, mógł też poczuć metalowy kolczyk na jej języku, gdy wsadziła mu go bezceremonialnie do gardła. Miała tylko nadzieję, że nikt ich nie widzi i nie rozniesie dalej dziwnych plotek. W końcu nic ich nie łączyło, a to wszystko było tylko głupią grą w którą Dick nigdy nie przegrywał. Potem nagle oderwała się od niego.
-Starczy, jeszcze pomyślę sobie, że ci się spodobało- powiedziała pewnym siebie tonem, celowo tak by mu wbić tą przysłowiową szpileczkę, by aż zakuło, auć.
-Dick, mój ty przyjacielu przebrzydły...- zaczęła po czym przesunęła palcami po jego twarzy. Bardzo lubiła jego skórę, po czym dodała- nie wiem jak ty, ale ja mam ogromną ochotę na lazanię. Jesteś mi coś winien- tutaj uśmiechnęła się szeroko po czym dotknęła mu palcem nosa i cofnęła dłoń. Była z siebie bardzo zadowolona.

@Dickens V. Vardana
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPią 22 Maj - 12:15;

Czyli była zwyczajnie głupia. I wcale nie była taką dużą i zaradną dziewczynką, za jaką chciała uchodzić. Dickens doskonale znał konsekwencje źle zrośniętych kości, źle zszytych ran... I musiał przechodzić wszystko od samego początku, aby wrócić do stanu używalności. To nie ujma, kiedy pozwolisz komuś opatrzeć rany. Oczywiście, jeżeli nie potrafisz dobrze zrobić tego w pojedynkę.
Oj, nie zrobił tego dla niej. Wcale nie chciał, aby było jej miło, bo jadł jej wypociny. On zwyczajnie był cholernie wygłodniały, bo ostatni posiłek jadł może dnia poprzedniego. Opuścił się z regularnością, chociaż czy kiedykolwiek jej przestrzegał?
-To się nazywa zbyt duża ilość głębszych, Kath.-Zaśmiał się lekko i spojrzał na nią.-Dziwi mnie, że o takiej porze... Nie myślałaś, aby iść z tym problemem do kogoś? Co, jeżeli następnym razem nie trafisz na rycerza mojego pokroju?-Uniósł nieznacznie brwi. Nie dało się nie używać przy niej drobnych żarcików, wplątując w nie odrobinę jadu... W końcu nikomu nigdy nie zaszkodziła, chyba że w dużych ilościach.
I dlaczego cały czas wygrywał? Był tak cholernie dobry, czy ona tak cholernie słaba? Zastanawianie się nad tym nie było większego sensu, dlatego odpuściłby ten temat. Był po prostu zajebisty i trzeba się z tym pogodzić... Lata doświadczeń. I chociaż miał ich mniej od niej, musiał zaczynać już jako niemowlę.
Uwielbiał kolczyki w językach, mówił już o tym? Fakt, że podrażniały jego język, sprawiał, że całowanie stawało się dwa razy bardziej ekscytujące. Przecież to nie tak, że coś do siebie czuli. Nie wiedział, jak podchodzili do tego w tym kraju, ale jego kultura była swobodnie nastawiona do cielesnych, czy nawet niewinnych uniesień. Plotki? Z pewnością podniosłaby się w rankingu popularności, chociaż nie wiedział jak z reakcjami zazdrosnych studentek, które nie miały nawet odwagi do niego podejść. A tak szczerze, kogo to kurwa obchodzi?
Kiedy się odsunęła, zmarszczył lekko brwi. Wymiękała już przy pierwszej rundzie? No proszę. Zaśmiał się, odchylając lekko głowę do tyłu.-Nie wyobrażaj sobie za dużo, nie oświadczam się.-Niby co miało go zakłuć?-Jestem tylko facetem, oczywiście, że mi się spodobało.-Powiedział lekko, jakby w jego mniemaniu nie znaczyło to nic wielkiego. Ze wciąż odchyloną głową, spojrzał na jej osobę. Zmarszczył lekko brwi.-I co, jeszcze mam Ci ją przygotować?-Westchnął i przymknął powieki.-Nic nie jestem Ci winien, Kath... Chyba że chcesz jeszcze troszeczkę Dicka.-Zaśmiał się, wiedząc jak, fatalnie to zabrzmiało. Merlinie, musiał być faktycznie zmęczony. Nawet jego żart stał się osłabiony.-[b]Zrobię ją... Jak pójdziesz do Skrzydła, aby Cię, chociaż dobrze opatrzyli. Niehigienicznie chodzić tam po kuchni.-[b]Mruknął.

@Katherine Russeau
Powrót do góry Go down


Katherine Russeau
Katherine Russeau

Student Slytherin
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 27
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 170
C. szczególne : kolczyk w języku i pępku, blizna na dłoni od noża, tatuaż jaszczurka na łydce
Galeony : 325
  Liczba postów : 1894
http://czarodzieje.org/t7531-katherine-nadia-russeau#211124
http://czarodzieje.org/t7533-poczta-kat-russeau#211125
http://czarodzieje.org/t7535-katherine-nadia-russeau
https://www.czarodzieje.org/t18720-katherine-russeau-dziennik
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPią 22 Maj - 20:19;

Nie była głupia, po prostu lubiła robić sobie krzywdę i być w centrum uwagi. Każdy miał swoje sposoby. Jednych zamykali w puchowym pokoju bez klamek bo inaczej zrobiłby sobie krzywdę i Dickens doskonale o tym wiedział. Pierwszy pewnie dowiedział się o tym, bo brat Katherine mu o tym powiedział, gdy tylko dziewczę zniknęło i zabroniono jej kontaktu ze światem. Usłyszał wtedy słowa "Kath trafiła do Świrusowa, znów! Jest niereformowalna!" - tyle z rozmów brata z przyjacielem Kattie, obiecał jej, że przekaże informację i tak zrobił. Katherine jadła regularnie, bo dbała o swoją idealną linię i nie chciała w żaden sposób przytyć chociażby jednego zbędnego kilograma. To byłoby dla niej tragedią. Była okropna, ale niestety emocjonalnie na tyle rozchwiana, że chociażby się starała to zawsze na tym podłożu przegrywała z chłopakiem. Próbował znów jej wbić szpileczkę, ale ona się nie da.
-Zawsze znajdzie się jakiś rycerz. Nie twojego sortu to gorszego- powiedziała wymijająco. Zawsze wszelkie zabawy z chłopakiem nazywała rozładowaniem emocji i napięcia seksualnego, a on doskonale ją w tym rozumiał. Nikt nie szukał partnerstwa,a w razie gdyby któremuś zamarzyło się wskoczyć na wyższy poziom, to drugie stało z młotkiem by wybić mu ten pomysł z głowy. Ostatnio piła bardzo mało alkoholu, a przede wszystkim nie mieszała leków z ognistą, więc tutaj powinien jej raczej przybić piątkę.
-Nie próbuj nawet, szkoda na pierścionek, zostaw go dla tej która poważnie będzie zainteresowana tobą i będzie chciała codziennie oglądać twoją facjatę w swoim łóżku i znosić twoje humorki. Kocham cię ale w moim łóżku byś nie zamieszkał- odpowiedziała dość poważnym tonem. Marzeniem większości facetów, było widzieć ją w drogiej koronce, ale nie każdy miał możliwość oglądać jej wysportowane ciało bez odzienia wierzchniego.
-Dobrze, niech ci będzie - powiedziała z przekąsem, aczkolwiek jej mina obecnie sprawiała wrażenie nieszczęśliwej i pokrzywdzonej. Na co jej było Skrzydło Szpitalne, to nie był aż tak poważny upadek. Straciła przytomność tylko dlatego, że przeraża ją cholerny widok jej własnej krwi, nad którym nie zawsze potrafiła zapanować. Chłopak myślał, że ma jej gotować? Zdurniał?
-Zgłupiałeś? Jeszcze sobie przypiszesz całe zasługi. Zrobimy lazanie razem, kucharka rodziców robiła świetne lazanie i wiem jak takie przyrządzić. Akurat tym nikogo nie potruję - powiedziała bardzo poważnym tonem, praktycznie z trudem powstrzymując się by nie parsknąć śmiechem.
-Ciągle mi mało Dicka, chcę go więcej - powiedziała po czym wystawiła mu język. Niech się z nią męczy, sam zaczął.
Powrót do góry Go down


Dickens V. Vardana
Dickens V. Vardana

Student Slytherin
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : ścięte na wojskowo włosy, kilka tatuaży, kolczyk w uchu, jednak najbardziej charakterystyczne jest jego zagryzanie dolnej wargi lub własnych kości u dłoni
Galeony : 141
  Liczba postów : 241
https://www.czarodzieje.org/t17727-dickens-vigen-vardana#499359
https://www.czarodzieje.org/t17743-nie-pisz-do-mnie#499369
https://www.czarodzieje.org/t17728-dickens-v-vardana
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 30 Cze - 20:30;

Jej sprawa. Nie zamierzał się w to pakować, bo to zwyczajnie nie jego działka... Ani życie. Owszem, kilka informacji zostało mu przekazanych... I czy w jakikolwiek zmienił swoje zachowanie wobec niej? Nie. Czy jego spojrzenie patrzy z politowaniem? Nie. A może wyczuwa się w jego słowach i spojrzeniu obawy, przed tym, co mogłaby w danej chwili odpierdolić? Nie... Dickens zachowuje się jak najbardziej naturalnie, jakby informacje o jej ześwirowanej rzeczywistości kompletnie do niego nie dotarły. W końcu, z czego tu robić wielkie halo? Każdy z nas był popierdolony, na swój własny sposób. Niektórzy przyjmują po prostu leki.
-I tak uciekłby po pięciu minutach w Twoim towarzystwie.-Powiedział, uśmiechając się lekko, jakby wiedział coś znacznie więcej.-Wystarczy tylko Cię poznać.-Wzruszenie ramionami miało oznaczać, że wiedział, o czym mówił? Czy poznał Kath? Nah. Nikt tak naprawdę się tu nie znał. Ludzie zbyt bardzo dbali o własne tyłki, za bardzo obawiali się tego, co mogłoby ujrzeć światło dzienne. Czy Kath należała do bojaźliwych osób? Hm, raczej przekonanych, że większość uciekłaby z krzykiem, gdyby tylko poznali się na jej popapranej osobowości.
Nie mieszać? Na pewno byłaby wtedy o wiele zabawniejsza. Powaga i zmarszczka między brwiami, zdecydowanie jej nie pasowała. Wywrócił teatralnie oczami.-Wiesz słońce... Ja ewentualnie mógłby zamieszkać pod nim, aby za każdym razem, kiedy Twój wybranek będzie wychodził, pokazałbym Ci to, na co faktycznie zasługujesz.-Puścił jej perskie oczko i zaśmiał się głośno, kładąc ręce na brzuchu, jakby mocno go ta wizja rozbawiła. Jak wspomniał, nie oświadczał się, nawet nie myślał o niej w ten bardziej podniosły sposób. Czy nie była w jego typie? Nie o to chodziło. Każdy mógłby być w jego typie. Dickensa zwyczajnie nie interesowały mrzonki o wspólnej przyszłości, czy partnerstwie, czy innej słabej nazwie podobnej relacji.
Nie chodziło o postawieniu na swoim. Jeżeli mielibyśmy zajrzeć w jego głębie, tam, gdzie powinna znajdować się dusza... Z łatwością człowiek by stwierdził, że nawet go to nie interesowało. Dlaczego więc? Pytając, nie zabłądzisz... Jedynie bardziej zamieszasz.
Uniósł dłonie, w obronnym geście... Jakby zaraz miała mu przywalić za propozycję ugotowania jej czegoś. Naprawdę to nie chciał gotować, nie wiedział nawet, czy posiadał do tego zdolności. Nie przypalał wody... Zwyczajnie nigdy nie zastanawiał się nad tak przyziemnymi czynności, one zwyczajnie się wydarzały.
Wstał z ławki i spojrzał na dziewczynę, ponownie wywracając oczami.-Każdy by chciał. Zobaczymy, czy faktycznie go dostaniesz.-Zaśmiał się. W końcu świat jest mały, prawda? A on tylko jeden. Nie powinna być taka samolubna i troszkę się nim podzielić. Ruszyli do zamku, w sumie to już nie wiadomo, z jakim konkretnie zamiarem.

/zt dla Dicka
Powrót do góry Go down


Narcyz Bez
Narcyz Bez

Student Hufflepuff
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Wiecznie goszczący na ustach uśmiech, twarda angielska wymowa z wyraźnymi końcówkami
Dodatkowo : Metamorfomag
Galeony : 289
  Liczba postów : 383
https://www.czarodzieje.org/t19726-narcyz-bez
https://www.czarodzieje.org/t19736-tofu
https://www.czarodzieje.org/t19727-narcyz-bez
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 31 Mar - 23:00;

Zdarzenie losowe #20
Kostka: 5

Czasami myślę że nic w świcie magii mnie już nie zaskoczy... Nie, inaczej. Wiem, że jeszcze wiele rzeczy mnie zaskoczy, ale w sposób bardziej oczekiwany, jak na przykład gdy poznam jakieś magiczne stworzenie, o którym jeszcze nie słyszałem albo przeczytam wreszcie rozdziały o bardziej zaawansowanych zaklęciach. Ale nigdy nie spodziewałbym się obudzenia przez okropne burczenie brzucha tylko po to, aby odkryć, że zacząłem mieć problem z kontrolowaniem moich... Atomów? Cząsteczek? Po prostu moja ręka wprawia się w intensywne wibracje, a ja totalnie nie mam pojęcia, w jaki sposób nad tym zapanować. Szybko jednak odkrywam, skąd tak dziwna właściwość i co jeszcze za sobą niesie...
Znam to z komiksów. Pewnie powinienem teraz odkryć powołanie do ratowania ludzkich żyć, lecz to, na czym skupiam się przede wszystkim, to to, jak bardzo wariuje moja metamorfomagia. I skoro już jestem najszybszym człowiekiem w Hogwarcie, to pewnie mógłbym w chwilę dostać się na lekcję, zamiast tego decyduję się je wszystkie pominąć i przynajmniej godzinę spędzam zamknięty w łazience, próbując wymusić na sobie zmiany. Nie chcę, by ktoś widział mnie w takim stanie, odpowiedzialność woląc zrzucić na Nadzieję. W końcu z trudem mi się to udaje. Wydaje mi się, że w takiej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak wynieść poważne zapasy z kuchni i wyruszyć na testowanie nowych możliwości - bo skłamałbym, gdybym powiedział, że nie jestem podekscytowany!

@Dominique Zagumov
Powrót do góry Go down


Ambrose Hawthorn
Ambrose Hawthorn

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
Galeony : 13
  Liczba postów : 8
https://www.czarodzieje.org/t20877-ambrose-hawthorn#668362
https://www.czarodzieje.org/t20889-ambrose-hawthorn#668820
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPią 29 Paź - 23:05;

Ambrose mlasnął z niezadowoleniem, podwijając rękawy czarnej, zdecydowanie zbyt długiej koszuli aż po same łokcie; przy okazji musnął palcami swój tatuaż, jakby musiał upewnić się, czy ten nie zniknął w przeciągu kilku ostatnich godzin. Bywały dni, gdy siedemnastolatek czuł się tak, jakby tracił swoją tożsamość. Najczęściej zdarzało się to po tych wszystkich rodzinnych obiadach, na których spotykali się Hawthornowie i Blackburnowie, będący jednocześnie gotowi do tego, aby skrupulatnie obgadać całą przyszłość najmłodszych dzieci. Brose miał dość przytakiwania na wszystkie obietnice jego matki; Ambrose świetnie zajmuje się Hazen, nie musicie się o to martwić. Oczywiście, że ma na nią oko, przecież znali się od dziecka. Wiedział, do czego była zdolna, a więc poluzowanie smyczy, w jej wypadku, było absolutnie niemożliwe. Jeszcze ściągnęłaby na niego jakieś obrzydliwe plotki, z których próbowałby się uwolnić przez kolejne tygodnie, a on naprawdę nie potrzebował dodatkowych problemów. Osiemnastolatka była kłopotliwa sama w sobie, a ze swoim zachowaniem i nieco nieokiełznanym temperamentem, mogła stać się prawdziwą udręką. Ambrose i Hazen wyglądają ze sobą cudownie, z pewnością przyciągają wzrok. Z tym akurat nie potrafił się nie zgodzić; bo tak jak było wiele rzeczy, które z przyjemnością zmieniłby w swojej dziewczynie, tak nie mógł zaprzeczyć, że była po prostu ładna. Ba, musiałby być ślepy albo głupi, żeby nie zauważać, że w tej kwestii, naprawdę mu się przytrafiło. Miał szczęście, jak zwykle. Ostatnie czego by chciał to niezbyt urodziwej narzeczonej, której musiałby podkładać eliksir wielosokowy, aby chociaż przez kilka godzin go nie krzywdziła. Blackburn była więc ładna i dobrze prezentowała się przy jego boku, a więc naturalnie, spacerując razem po szkolnym dziedzińcu, mogli przyciągać wzrok innych uczniów. Nie, żeby Brose jakoś szczególnie narzekał; nigdy nie miał nic przeciwko uwadze. Podobało mu się bycie gorącym tematem innych ludzi i uwielbiał słyszeć swoje imię na językach studentów, czy profesorów, którzy równie intensywnie potrafili rozmawiać o sojuszu ich rodziców. Tego wieczoru, poza licznymi komplementami i zdeterminowanymi obietnicami, oboje usłyszeli coś, co sprawiło, że po ciele Ambrose’a przeszedł dreszcz strachu; co prawda, nie takiego prawdziwego, ale bardziej… niedowierzenia? To zabawne, że jego matka, tyle razy powtarzała, aby nie pozwalał innym decydować o jego życiu, kiedy sama, wraz z ojcem, dokładnie to robiła. A on, jak na przykładnego i oddanego syna przystało, robił dokładnie to, czego sobie życzyli. Nawet, jeśli do samej dziewczyny miał dość obojętne nastawienie, to nie wyobrażał sobie brać ślubu w wieku osiemnastu lat. Jak oni to sobie wyobrażali? Miał skończyć Hogwart, a potem skończyć przy boku Hazen i udawać, że każdy dzień to szczęście, bez którego się nie obejdzie? To przecież brzmiało absurdalnie. A mimo to, Brose pokiwał głową, mówiąc, że to świetny pomysł i że nie może się doczekać.
Wchodząc na teren szkoły i widząc pojedyncze osoby, które uczyły się na zewnątrz — póki pogoda dopisywała — Ambrose uśmiechnął się z wyraźnym rozbawieniem; nawet wyciągnął dłoń, żeby chwycić starszą dziewczynę za rękę i przyciągnąć ją bliżej siebie. Zresztą nie było w tym nic zaskakującego; lubił chwalić się tym, że nie jest sam i że ma kogoś, kto jest na równym poziomie, co on. Splatając ich palce razem, spojrzał na nią z rozbawionym i nieco złośliwym błyskiem w oku. — Uśmiechnij się, Hazen, masz powód do radości. Uratuję ci tyłek i nie zostaniesz starą panną do końca życia — wymruczał, przeczesując palcami długie kosmyki włosów, które przez wiatr zdążyły wpaść mu na buzię. — Zapomniałaś jakie to uczucie być wdzięczną? Powinienem ci o tym przypomnieć? —zaśmiał się, unosząc pytająco brew, nim zerkając przelotnie w stronę wejścia do budynku. — Możesz nauczyć się tego też od swojej matki, bo prawie trzęsła się ze szczęścia, jak usłyszała o zaręczynach — mruknął, z łagodnym uśmiechem, machając do któregoś ze swoich znajomych. Ambrose uwielbiał to robić; udawać, że wszystko jest w jak najlepszym porządku i że wcale nie jest wytrącony z równowagi przez swoją rodzinę. Bo nawet, gdy się z nimi nie zgadzał, to nigdy tego realnie nie pokazywał. Nie lubił im się przeciwstawiać; nie lubił, gdy ojciec był na niego wściekły, bo wynik jego złości, często odbywał się na jego psychice. W gorszych dniach, nawet na ciele — dlatego unikał rozczarowywania ich jak ognia. Nie miał też nic przeciwko temu, aby żyć wygodnie; do tej pory, wszystko podawano mu przecież na tacy. Byłby strasznie niekulturalnie, jeśli ponownie zdecydowałby się na odtrącenie ich darów, racja? Dlatego zamiast zbuntować się, Brose wykorzystywał to, co miał pod ręką, aby dać upust swoim emocjom; Hazen Blackburn.
Powrót do góry Go down


Hazen Blackburn
Hazen Blackburn

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Pieprzyk pod lewym okiem
Galeony : 12
  Liczba postów : 9
https://www.czarodzieje.org/t20915-hazen-blackburn?nid=1#669910
https://www.czarodzieje.org/t20916-hazen-blackburn?nid=2#669911
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySob 30 Paź - 13:50;

Hazen miała ochotę krzyczeć; na tyle głośno, żeby usłyszał ją każdy. Wszyscy uczniowie, którzy od lat jej zazdrościli, każdy członek rodziny, który dostrzegał w niej ogromny potencjał, a nawet osoby, które zupełnie jej nie znały, nie wiedząc, dlaczego nastolatka przez całe popołudnie uśmiechała się tak sztucznie. Tyle że Hazen Blackburn nie mogła sobie na to pozwolić. Nie miała prawa przeciwstawiać się rodzicom i nie mogła wyrażać swojego zdania na głos, przy innych ludziach. Bo co wszystkie te osoby pomyślałyby wtedy o ich rodzinie? Studentka nie mogła przecież zrobić nic, co zmiażdżyłoby wizerunek państwa Blackburn, jak i całej tej otoczki idealnego rodu ambitnych czarodziejów i czarownic. Nic dziwnego więc, że w momencie, w którym usłyszała o pomyśle swoich rodziców, na krótki moment zamarła. Ślub miał być jej ostatnim zmartwieniem, o którym nie powinna myśleć jeszcze przez kolejne lata; a jednak. Przytaknięcie, kulturalny uśmiech i cisza były jej jedyną reakcją na ten absurdalny plan, który miał zostać wprowadzony w życie za jakiś czas; jedyną, dzięki której nie wyraziła swojego niezadowolenia i gniewu, które momentalnie odczuła. Nie miała przecież dziesięciu lat; rodzice nie powinni mieć większego wpływu na jej życie, a mimo to zgadzała się z każdym ich słowem, zgrywając nieustraszoną. Jakby z tych wszystkich nerwów i nadmiaru emocji nie chciała wymiotować i krzyczeć. Ale przecież właśnie tego od niej wymagano, prawda? Dumnej miny i pokory. Wchodząc na szkolny dziedziniec, Hazen nie spojrzała na Ambrose’a; jak i przez pół tego dnia, gdy unikała jego widoku jak ognia. Wiedząc, że nastolatek mógł jedynie dolać oliwy do ognia, automatycznie wyprowadzając ją z równowagi; sprawiając, że zapomniałaby o swoim nienagannym wizerunku i uśmiechu, który w towarzystwie ich rodzin powinien nieustannie zdobić jej twarz. Ignorowanie młodszego chłopca bywało jednak trudne; a przecież próbowała. Niejednokrotnie traktowała go jak powietrze, gdy ten znów zaczynał ją denerwować. Tyle że znali się od lat; ich rodziny znały się od lat. Byli przyzwyczajeni do swojej obecności i zgodnie z szeptami, które często roznosiły się za ich plecami, wyglądali jak wszystkie te sukcesywne, przyszłościowe pary. A oni, jak na dwójkę dzieciaków z tak potężnymi temperamentami dobrze o to dbali; pielęgnowali wszystkie te spostrzeżenia innych, przy swoich bokach prezentując się niemalże perfekcyjnie. I nikt nie musiał wiedzieć, jak w rzeczywistości wyglądała ich znajomość; jaką rolę odgrywało tam przyzwyczajenie i wola ich rodziców. Jak często mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, nie zgadzając się ze sobą w wielu kwestiach. Ich relacja była więc zmienna; zupełnie niemożliwa do opisania i zdefiniowania w paru słowach. Bo czy ktokolwiek mógłby podjąć się tego zadania, wiedząc, że ich nastawienie do siebie nawzajem zmieniało się w tych najbardziej niespodziewanych momentach? W tej chwili Hazen nie widziała w nim jednak swojego sojusznika, który mógł doskonale zrozumieć, przez co przechodziła, jeśli tkwili w tym wspólnie. Bo teraz, przez jakiś czas nie chciała mieć z nim nic wspólnego; byleby móc wszystko dokładnie przemyśleć, zastanawiając się, jak wybić swoim rodzicom z głowy ten absurdalny plan związany ze ślubem w tak młodym wieku. Dlatego też, gdy tylko Ambrose chwycił jej dłoń, Hazen nareszcie na niego spojrzała; nie był to jednak przyjazny czy wyjątkowo ciepły wzrok. Podczas gdy Hawthorn przyglądał się jej z rozbawieniem, ona zmrużyła ślepia i parsknęła drwiąco pod nosem. — Myślisz, że wyświadczasz mi przysługę? — zapytała, powracając do przyglądania się okolicy i wszystkim tym uczniom, którzy uśmiechali się, jakby mieli do tego setki powodów. — Jeśli nie ty, to znalazłby się ktoś inny. Moi rodzice mają paru kandydatów na twoje miejsce, Brose — poinformowała go, przy minięciu innych ślizgonów subtelnie się uśmiechając; jakby wszystko szło po jej myśli, mimo że nad niczym nie panowała. Więc gdy tylko usłyszała o wdzięczności, ścisnęła palce chłopca, myśląc o tym, że znacznie przyjemniejsze od krzyku byłoby połamanie mu wszystkich kości. Zatrzymując się w miejscu, Hazen zmusiła go do tego samego, wyrywając dłoń z jego uścisku, żeby móc odwrócić go w swoją stronę, układając palce na kołnierzu jego koszuli; zupełnie tak, jakby chciała jedynie wygładzić materiał. W rzeczywistości jednak przyciągnęła go do siebie nieco bliżej, znów przymrużając oczy. — Jeszcze jedno słowo o mojej matce i zaręczynach, a to ja przypomnę ci, z kim rozmawiasz, Ambrose — wycedziła nieco ciszej i dopiero gdy kolejni uczniowie przeszli obok, uśmiechnęła się całkiem uroczo, poprawiając jego kołnierz, otrzepując też jego ramię z jakiegoś drobnego zabrudzenia. — Zrozumieliśmy się? — zapytała. — Zamiast zachowywać się w ten sposób, zastanów się jak nas z tego wyplątać. Nie wiem jak ty, ale ja nie chcę w wieku dwudziestu lat skończyć z pierścionkiem na palcu — wymruczała i znów chwyciła jego dłoń, ponownie ruszając w stronę zamku; przedstawienie musiało przecież trwać.
Powrót do góry Go down


Ambrose Hawthorn
Ambrose Hawthorn

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
Galeony : 13
  Liczba postów : 8
https://www.czarodzieje.org/t20877-ambrose-hawthorn#668362
https://www.czarodzieje.org/t20889-ambrose-hawthorn#668820
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 2 Lis - 10:53;

Ambrose nie wzdrygał się z obrzydzeniem na myśl o ślubie, ani nie spoglądał panicznie w stronę Hazen, rzucając jej porozumiewawcze spojrzenie, że powinni wyrwać się z tego jak najszybciej. Było mu to obojętne, a może nawet i całkiem na rękę, jeśli dłużej by się nad tym zastanowić. Wiedział, że decyzja ich rodziców, nie brała się znikąd i wiedział też, że ich związek miał bardzo dużo korzyści, których starszyzna nie bała się wykorzystywać. Poza tym byłby głupi, gdyby chciał się teraz zbuntować i odrzucić dobrą wolę Blackburnów; nawet, jeśli jego relacja z dziewczyną, nie należała do najprostszych czy najprzyjemniejszych, to nadal była dla niego ważna. Nie dość, że życie z Hazen było łatwe, bo dzięki niej, potrafił zdobyć wszystko, na czym mu zależało, to jeszcze świadomość, że mógł zatrzymać taką osobę, jak ona blisko siebie, sprawiała, że naprawdę nie chciał się dzielić. Co pomyśleliby ludzie, gdyby zobaczyli, że ślizgona zaczyna spotykać się z innym chłopcem? Może jej rodzina znalazłaby kogoś bardziej oczytanego albo znanego? Brose nawet nie chciał o tym myśleć; nie mógłby przynieść tak ogromnego upokorzenia swoim rodzicom — szanował ich i był im wdzięczny. Nie mógł pozwolić na to, aby głupie zachcianki Hazen czy jej brak humoru, zniszczyły ich „nieskalany” związek i dobrą opinię. Całe szczęście, że Blackburn też byli dość zdeterminowani, jeśli chodziło o zachowanie tych więzi; dzięki temu, Ambrose czuł, że ma nad nią przewagę. Ślub nie wydawał się czymś przerażającym, bo i tak spędzali ze sobą wiele czasu, a ich rodziny znali się od bardzo dawna; może nawet od czasów, gdy ani siedemnastolatka, ani osiemnastolatki, nie było jeszcze na świecie. Uczeń podejrzewał, że być może taki koniec mógł być im nawet pisany. Nie, żeby jakoś szczególnie wierzył w życia zapisane w gwiazdach, ale wydawało mu się to bardziej prawdopodobne niż wszystkie te teorie wróżek, do których jego matka chadzała całkiem regularnie. Podejrzewał, że to jedna z tych staruszek, pomagała jej podejmować te najbardziej skomplikowane decyzje; no cóż, zgadywał, że każdy wierzył w to, co chciał. On, na przykład, był święcie przekonany, że do samego wesela nie dojdzie zbyt szybko i to z kilku prostych powodów. Ambrose był jeszcze nieletni i nie zaczął nawet studiów, na których zależało jego rodzinie. Wątpił więc, że przełożą ich rodzinę poza jego edukację. Miał więc przed sobą cztery lata spokoju i martwienia się o swoje sprawy, zanim pomyśli, co zrobić z zaręczynami i całym tym cyrkiem, który zaczął się dość przedwcześnie. Póki co, nie widział powodu do szaleństwa, które kryło się też w oczach Hazen; nie oznaczało to też tego, że Brose tego nie skomentuje. Nie był przecież osobą, która skutecznie trzymała język za zębami i nie wyobrażał sobie nie naprostować swojej dziewczyny, kiedy ta ewidentnie tego potrzebowała.
— Myślę, że bez mojej pomocy, byłabyś skończona poprawił ją grzecznie, zanim rozciągnął usta w mocno rozweselonym uśmieszku; nawet, jeśli palce zaczęły go boleć od nagłego ucisku. — Myślisz, że ktoś inny naprawdę byłby w stanie z tobą wytrzymać? Każdy inny czarodziej, dobrowolnie wtrąciłby się do Azkabanu, żeby od ciebie odpocząć — wytłumaczył, posyłając jej jeszcze pełne politowania spojrzenie. Zupełnie tak, jakby ślizgonka nie miała nic ciekawego do zaoferowania, jakby była jedynie męczącym obowiązkiem, a nie kimś, na kim warto było skupić swoją uwagę. Czasami więc czuł się jak bohater, bo poświęcał się dla dobra innych uczniów, których być może spotkałby jego los. W końcu Hawthorn wiedział już, jak obchodzić się z Hazen; miał wieloletnie doświadczenie. A przynajmniej to sobie wmawiał, gdy za każdym razem patrzył na jej obrażoną, chłodną minę, którą próbowała odstraszyć wszystkich wokoło. — Twoi rodzice zrobiliby ci prywatne igrzyska śmierci. Jak uroczo westchnął, gdy wspomniała o tych licznych kandydatach; w co jakkolwiek ciężko byłoby mu uwierzyć. Mimo to pokiwał głową, jakby zgadzał się z jej słowami; jakby był w stanie już teraz, zrobić miejsce swojemu następcy i to tylko dlatego, żeby przyjrzeć się jak odpadają w ciągu niecałego tygodnia. Nikt nie potrafiłby mu wmówić, że będzie inaczej. Nie spodziewał się jedynie tego, że Hazen nagle się zatrzyma, jednocześnie zmuszając go do tego samego. Spojrzał więc na nią beznamiętnie, dość odruchowo unosząc kąciki ust, gdy ta przyciągnęła go do siebie. Wyczuwając jej dłonie na swoim kołnierzu, spojrzał jej w oczy, przechylając głowę na bok, jakby nie mógł się nadziwić, jak uczynna była, próbując wygładzić materiał. — Ciężko zapomnieć — parsknął, przenosząc dłonie na jej talię, jakby jej nagły gniew, nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Sam wówczas przyciągnął ją bliżej siebie, nie spuszczając z niej rozbawionego spojrzenia; bo wyglądało to idealnie dla osób, które nie wiedziały, o czym właśnie rozmawiali. Dopiero po chwili wypuścił ją, samodzielnie poprawiając kołnierz czarnej koszuli. — Prawdę mówiąc to w ogóle mnie to nie obchodzi. Mogę zyskać sporo korzyści, jeśli się na to zgodzę — mruknął, ruszając we właściwą stronę. — Poza tym nie panikuj. Nie będzie żadnego ślubu, dopóki nie skończę studiów. Zdążysz przywyknąć do mojego nazwiska — westchnął, poprawiając czarne kosmyki włosów, które po tylu godzinach, przestały się układać tak jak powinny.
Powrót do góry Go down


Hazen Blackburn
Hazen Blackburn

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Pieprzyk pod lewym okiem
Galeony : 12
  Liczba postów : 9
https://www.czarodzieje.org/t20915-hazen-blackburn?nid=1#669910
https://www.czarodzieje.org/t20916-hazen-blackburn?nid=2#669911
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPią 5 Lis - 11:51;

Dla Hazen wszystko działo się zdecydowanie za szybko. O ile związek z młodszym chłopcem był dla niej czymś normalnym, tak myśl o ślubie, sprawiała, że po jej plecach przechodził nieprzyjemny dreszcz. Znali się przecież od lat i nigdy nie mieli zbyt wiele do powiedzenia w pewnych kwestiach. Ich wspólna przyszłość była najpewniej zaplanowana wiele dni przed ich narodzinami, do czego dziewczyna po prostu przywykła. Bo przecież Ambrose nie zbył zlepkiem wszystkich cech, który Hazen szczerze by nienawidziła. Nie miała ochoty grozić mu różdżką za każdym razem, gdy tylko otwierał usta i nie mogła powiedzieć, że ich relacja była spisana na porażkę; czasem przecież ze sobą współgrali i rozumieli się jak nikt inny. Mieli szansę na osiągnięcie czegoś wielkiego; czegoś więcej niż tytułu jednej z tych bardziej rozpoznawalnych par w Hogwarcie. Ślub, chcąc nie chcąc, był więc naturalnym biegiem rzeczy; kochali się, razem prezentowali się zupełnie nienagannie, a ich rodziny z pewnością chciałyby, żeby ich rody połączyło coś więcej niż dziecinny związek, który mógł przecież posypać się w każdej chwili. Hazen nie powinna więc narzekać i przecząco kręcić głową, a mimo to nie potrafiła się cieszyć. Bo co jeśli wszystko to miało wydarzyć się w bliskiej przyszłości? Nigdy nie zależało jej na ślubie, wystawnym weselu i świadomości, że zarówno Hawthornowie i Blackburnowie chcieliby zrobić z niej idealną panią domu i jeszcze lepszą żonę. Przestarzałe tradycje i wymagania rodziców przestały podobać się jej już wiele miesięcy temu. Myśląc o odrobinie wolności, którą chciałaby osiągnąć, wiedziała, że wciśnięcie pierścionka na palec byłoby jej osobistym końcem. Jak na razie nie chciała więc do tego dopuścić i przez jakiś czas łudziła się, że Ambrose będzie stał po jej stronie; przecież okazjonalnie się ze sobą zgadzali. Ale jak na złość w tak istotnej kwestii ich zdania były podzielone. Co tylko potęgowało jej złość. Bo dlaczego nikt nie rozumiał jej obaw? I ostatnie, na czym zależało jej tego dnia, to jakieś durne kłótnie z młodszym. Nikt, kogo Hazen miała okazję poznać, nie był przecież tak bezpośredni, co on. Tak bezczelny i irytujący, o czym ślizgonka przypominała mu całkiem regularnie, nigdy przesadnie nie powstrzymując się ze swoimi słowami. Życie z nim nie było przecież łatwe, a Blackburn wiedziała, że nie mogła pozwolić na to, aby chłopiec w którymś momencie wszedł jej na głowę. Nie była słaba i miała własny rozum; co wyjaśniałoby, dlaczego tak często spoglądała na niego dość krytycznie, zastanawiając się, czy to otrucie go, czy rzucenie go na pożarcie smokom szybciej rozwiązałoby wszystkie jej problemy. I o ile w tej chwili starała się ograniczyć z nim wszelkie kontakty, nie chcąc przypadkiem wyjść z roli idealnego dziecka i studentki, tak wystarczył pierwszy komentarz Hawthorna, by Hazen uznała, że to uderzenie w niego jednym z tych zakazanych zaklęć, było teraz jej największym marzeniem. Na to jednak nie mogła sobie pozwolić, przez co tylko mocniej ścisnęła jego palce; bo czy naprawdę byłaby bez niego skończona? Ambrose zawsze był gdzieś obok; i przyzwyczajając się do tego od małego, Blackburn nie wyobrażała sobie momentu, w którym jego drażniący uśmiech i głupie zaczepki miałyby zniknąć. Jednocześnie jednak sądziła, że Brose był jak wielka kula przyczepiona do jej nogi; jak to największe ograniczenie, które tego dnia wyjątkowo ją drażniło i sprawiło, że cicho parsknęła, zaraz po tym wędrując w jego stronę całkiem rozmarzonym spojrzeniem. 
Więc ty też kiedyś to zrobisz? Rodzice z pewnością załatwiliby ci jakąś ładną celę, żebyś przypadkiem nie przeziębił się, śpiąc na ziemi — rzuciła nieco przesłodzonym głosem, jakby ta wizja wyjątkowo jej odpowiadała. W tym szczególnym momencie pewnie sama wtrąciłaby go do Azkabanu, prosząc jedynie o chwilę spokoju; i czy było to tak wiele? Ambrose był jednak gorszy niż jakakolwiek klątwa; bo nawet jeśli Hazen chciałaby od niego uciec, to przecież nie mogło trwać to zbyt długo. Bo co powiedzieliby wtedy jej rodzice? Hawthorn był przecież idealnym kandydatem na jej chłopaka. Pochodził z dobrej rodziny, próbował zapanować nad dziewczyną, a do tego zachowywał się dokładnie tak, jak ci sobie wymarzyli. Gdyby zawiódł, pewnie znalazłby się inny; ale jak na złość Brose był ich wyśnionym ulubieńcem, którego na ten moment państwo Blackburn nie chcieli zastąpić nikim innym. Na wspomnienie o igrzyskach śmierci, Hazen jedynie rozciągnęła usta w krzywym uśmiechu, wyobrażając go sobie w samym środku tego starcia; dla własnej satysfakcji, bo w jej wizji, to Hawthorn byłby pierwszym wyeliminowanym. Szybko jednak zapomniała o tym absurdalnym pomyśle, chcąc wybić ten równie idiotyczny z głowy młodszego chłopca. Czasem jednak zapominała, jak wiele jej nagłych przypływów gniewu przeżył już Ambrose i jak niewzruszony wtedy pozostawał. Dłonie na jej talii czy jego rozbawione spojrzenie nie mogły więc jej zdziwić, a mimo to sprawiały, że miała jedynie ochotę udusić go gołymi rękami, przy okazji całkowicie zdzierając mu uśmiech z twarzy. — Nie będzie żadnego ślubu, dopóki nie uznam, że chcę go z tobą wziąć — poprawiła go, kontrolując się, żeby nie wyrwać się z jego uścisku; bo nie chciała teraz zwracać na siebie uwagi, jedynie szkodząc swojej reputacji. — Więc nie zachowuj się, jakbyś tylko ty miał coś do powiedzenia w tej kwestii — rzuciła, nadal próbując postawić na swoim; szczególnie teraz, gdy miała już świadomość, że Ambrose nie popierał jej stanowiska. Idąc kilka kroków przed nim, Hazen nadal nie potrafiła pozbyć się uczucia rozczarowania i złości; i jak zwykle nie potrafiła wtedy milczeć. Tego dnia trzymała język za zębami wystarczająco długo; i jeśli miała obrzucić kogoś swoją irytacją, to mógł to być tylko Brose. — Zawsze myślisz tylko o tym, co będzie dobre wyłącznie dla ciebie, co? — zapytała, zaczesując kilka ciemnych pasm włosów za uszy. — Nikt inny się nie liczy, dopóki możesz żyć wygodnie — dodała. — Przejrzyj w końcu na oczy, Ambrose. Nie żyjemy w średniowieczu i ostatnie, czego nam trzeba, to ślub zaraz po tym jak skończysz studia — wycedziła przez zaciśnięte zęby, mimo wszystko nie zwalniając kroku; chcąc wrócić do zamku i ochłonąć.
Powrót do góry Go down


Ambrose Hawthorn
Ambrose Hawthorn

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
Galeony : 13
  Liczba postów : 8
https://www.czarodzieje.org/t20877-ambrose-hawthorn#668362
https://www.czarodzieje.org/t20889-ambrose-hawthorn#668820
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyNie 28 Lis - 23:05;

Ambrose i Hazen znali się od dziecka; ciężko było więc mówić o jakiejś nienawiści, kiedy spotykali się prawdopodobnie częściej niż ze swoimi rodzicami. Hawthorn po prostu jej nie trawił; jak kukurydzy, czy przeterminowanego batonika, od którego mógł boleć go brzuch. Była nieprzyjemnym, a jednocześnie nieodłącznym elementem jego życia, do którego przywykł, bo musiał, bo został wychowany na chłopca, który musi zachowywać się tak, jak należy. A więc nie spoglądał w jej stronę z odrazą; nie po tylu latach trzymania jej za rękę, przytulania na oczach starszych, czy dawania czułych buziaków w policzek. W którymś momencie zaczął traktować ją jak swoją, jakby od momentu, w którym usłyszeli, że powinni zacząć się spotykać, poczuł się, jakby miał do niej jakiekolwiek prawa. Nie był też wiecznie wredny czy obrażony; wiedział, że w takim wypadku, dziewczyna po prostu by to sobie na nim odbiła. Brose po prostu nabrał do tego dystansu — zarówno do świadomości, że ich życia już na długo pozostaną ze sobą splecione, jak i do tego, że ich relacja po prostu należała do tych specyficznych. A że mu nie zależało na jej autentyczności, to wzruszał ramionami, ilekroć Blackburn krzywiła się z niesmakiem na jego widok. Nie obchodziło go to, czy ma ochotę na spotkania z nim, czy też nie. Miała zadanie do wykonania, miała pewien styl życia, którym musiała się kierować i nie było w tej kwestii zbyt wiele do gadania. Nie, żeby którekolwiek z nich w ogóle próbowało się zbuntować. A więc po tylu latach spotykania się tylko we dwójkę, oboje wypracowali sobie system, w którym łatwiej im się żyło. Na co dzień pewnie korzystali z chwili samotności, robiąc to, na co mają ochotę, a gdy spotykali się, aby odstrzelić swój pokaz, zgrywali profesjonalistów. Aż do czasu, gdy robiło się to tak niewygodne, że z chęcią ponownie się rozdzielali. Wszystko chodziło tak jak w zegarku, więc nikt nie mógł się do niczego przyczepić. Nawet Brose zaczął dostrzegać zalety ich związku i spodobało mu się to do tego stopnia, że wiadomość o ślubie, nie wzbudziła w nim zbyt wielkich kontrowersji.
Słysząc jej nieco przesłodzony głos, siedemnastolatek parsknął z niedowierzaniem; znowu to robiła, próbowała udawać niewinną i taką, którą nikomu nie zrobiłaby nic złego. Czasami nie mógł uwierzyć w to, że wszystkie te osoby z zewnątrz, wierzyły w to, co widzą. Może to dlatego, że sam znał ją lepiej niż ci obcy, obserwujący ich z boku? Może po prostu sam doświadczył wystarczająco dużo, żeby wiedzieć, że za tą ładną buzią, kryje się prawdziwa wariatka? — Nie znasz mnie, Blackburn? Myślisz, że byle laleczka, da radę mnie złamać? — zapytał równie niewinnie, mierząc ją od góry do dołu, nieco rozbawionym spojrzeniem. Dosłownie tak, jakby oceniał, jak wielkim mogła być dla niego zagrożeniem. Wtrącenie do Azkabanu (i to dobrowolne), było ostatnią rzeczą, na jaką mógłby się zgodzić. Poza tym czuł się przygotowany do życia u boku Hazen; był w stanie wyciągnąć z rękawa na tyle dużo asów, żeby uciszyć ją na znacznie dłużej. Wiedział, że dla ślizgonki, pozbycie się go byłoby proste i znacznie ułatwiłoby jej normalne funkcjonowanie. Ambrose jak chciał, to potrafił być naprawdę upierdliwy i wkurzający. A jeszcze chętniej robił to, gdy widział, że ta denerwowała się i posyłała mu te wielce złowrogie spojrzenia. — To słodkie, że myślisz, że możesz coś z tym zrobić. Ale skoro nadzieja to ostatnie, co ci zostało, to nie będę tak brutalny i ci tego po prostu nie odbiorę — zaśmiał się, nie przestając się uśmiechać w charakterystyczny dla siebie sposób. — Jasne, księżniczko — rzucił ulegle, nieco poluzowując swoje dłonie na jej talii. Wtedy też całkowicie zabrał swoje ręce, zamiast tego, dość nonszalancko wciskając je w kieszenie od swoich spodni. — A o kim mam myśleć? O tobie? — zapytał, głośno cmokając. — Słuchaj, zamiast zachowywać się jak rozkapryszona dziewczynka, mogłabyś pomyśleć nieco przyszłościowo i zastanowić się, ile plusów ci to przyniesie — powiedział, nie próbując jej nawet dogonić. Patrzył na jej plecy i na to, jak ta nabiera tempa, samemu idąc całkowicie swobodnie. — Myślałaś, że umawiamy się dla żartu? Mam znacznie lepsze rzeczy do roboty, zamiast uganiać się za jakąś upartą dziewuchą — wycedził, ostatecznie wyciągając dłoń, żeby szarpnąć ją za przedramię; bo nagle poczuł się tak, jakby stracił z jej strony cały ten fałszywy szacunek, którym go obdarzyła.
Powrót do góry Go down


Hazen Blackburn
Hazen Blackburn

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Pieprzyk pod lewym okiem
Galeony : 12
  Liczba postów : 9
https://www.czarodzieje.org/t20915-hazen-blackburn?nid=1#669910
https://www.czarodzieje.org/t20916-hazen-blackburn?nid=2#669911
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 30 Lis - 2:48;

Hazen od samego początku mogła spodziewać się, że jej relacja z młodszym chłopcem nie będzie należeć do najnormalniejszych. Wychowując się w tak szanującej zasady rodzinie, Blackburn wiedziała, jak działały wszystkie te magiczne rody, szczycące się czystością swojej krwi; wiedziała więc, że bliscy Hawthorna najpewniej chcieli upchnąć go w tak sztywne ramy, jak i ją. I zdawała sobie też sprawę z tego, że mimo wszystko nie różnili się od siebie tak bardzo; że każdego dnia mogło dochodzić między nimi do pewnych zgrzytów, których jednak starali się unikać na widoku. Nie mogli przecież przerwać tego wspaniałego spektaklu, który odstawiali przed swoimi rodzinami, gdy spotykali się w większym gronie. Ich kłótnie były więc zarezerwowane wyłącznie dla nich; bez zbędnej widowni i nuty niepewności, że ich najgorsze cechy charakteru mogłyby ujrzeć światło dzienne w nieodpowiednim momencie. Hazen nie mogła więc wybrzydzać i marudzić, mówiąc, że Ambrose doprowadzał ją do szału i że o ślubie nie chciała nawet w tej chwili myśleć; nie mogła pozwolić sobie nawet na jeden krzywy uśmiech w towarzystwie swoich rodziców. Dlatego też wszystkie te wrogie spojrzenia i grymas niezadowolenia zdobiący jej twarz był zarezerwowany wyłącznie dla ślizgona; szczególnie w momentach takich jak ten, gdy nie chciała nawet na niego patrzeć, wiedząc, że wystarczyło jedno nieodpowiednie słowo, aby wybuchła. A Ambrose, jak na złość, za każdym razem wypowiadał ich zbyt wiele. Blackburn mogła więc spodziewać się, że w tej chwili będzie podobnie; że Hawthorn jak zwykle odezwie się zupełnie niepotrzebnie, przez co sama odrzuci na bok maskę niewinnej i ułożonej dziewczyny. Widząc jego rozbawione spojrzenie i słysząc ton jego głosu, Hazen jedynie westchnęła, spoglądając na niego z politowaniem; wtedy jeszcze znacząco kontrolując swoje słowa.
Myślisz, że zamierzam brudzić sobie ręce? Sam prędzej czy później sobie to zrobisz — rzuciła, mierząc go spojrzeniem od góry do dołu; oczywiście, sama z pewnością mogła zagrać mu na nerwach. Mogła zrobić naprawdę wiele, żeby zemścić się na nim za całe to pyskowanie i brak szacunku, ale jeszcze bardziej satysfakcjonowałaby ją świadomość, że Ambrose sam sobie zaszkodził; przynajmniej teraz. W innych okolicznościach pewnie nie byłaby wybitnie szczęśliwa; bo ich reputacja już od dawna łączyła się w jedność. Każdy błąd młodszego mógłby więc odbić się na niej; i nawet jeśli sama by to zniosła, tak pewnie nie mogłaby powiedzieć tego samego o swojej rodzinie. Hazen nie chciała więc pozwalać sobie na zbyt emocjonalne działania i podejmowanie decyzji pod wpływem impulsu; tyle że w towarzystwie chłopca bywało to czasem zupełnie niemożliwe. — Ach, więc myślisz, że zamierzam kiwać potulnie głową, już teraz wyobrażając sobie, jak wystawne będzie nasze wesele, Ambrose? — zapytała, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. To prawda, w rzeczywistości nie miała zbyt wiele do powiedzenia w tej kwestii; potrafiła jednak osiągnąć swoje cele na tyle niepostrzeżenie, żeby jej rodzice nadal widzieli w niej złote dziecko, który trzymało się wszystkich zasad i ich zaleceń. Nie zamierzała więc zgadzać się na ten przeklęty ślub, nawet jeśli tego dnia się nie sprzeciwiła i uśmiechając się dość sztywno w stronę rodziców chłopca, nie wyraziła swojego niezadowolenia. Teraz jednak robiła to wyjątkowo widocznie. Dlatego głośno parsknęła, usłyszawszy słowa Hawthorna; i nadal idąc przed siebie, zacisnęła mocniej zęby, walcząc z samą sobą. Nie mogła przecież pokazać mu, że była aż nazbyt rozdrażniona i że każde to określenie, które Ambrose kierował w jej stronę, z każdą sekundą jeszcze bardziej działało jej na nerwy. — Oczywiście, dlaczego nie pomyślałam o plusach? Będę mogła z tobą zamieszkać, wysłuchiwać twojego gderania jeszcze częściej, a do tego zamienię się w cudowną panią domu, która będzie zajmować się ogródkiem i dziećmi w przyszłości. Piękna wizja. Może jednak powinnam zmienić zdanie? — rzuciła ironicznie, wszystko to traktując teraz jak największe przekleństwo. I wyliczając wszystkie te pozytywne aspekty ich wspólnej przyszłości, Hazen jedynie rozszerzyła oczy, gdy Ambrose chwycił ją za przedramię; i to wystarczyło, żeby cała złość kumulująca się w niej od samego rana, całkowicie się uaktywniła. — Zaczynasz naprawdę mnie drażnić, Hawthorn. Zachowujesz się jak rozpieszczony bachor, który myśli, że wszyscy będą padać mu pod nogi i wznosić pod same niebiosa — wycedziła, wbijając paznokcie w jego dłoń, żeby uwolnić się z jego uścisku. — A tak naprawdę jesteś jedynie bękartem i wszystko zawdzięczasz swojej matce, bo w innym wypadku byłbyś jedynie porażką — syknęła, wlepiając w niego wzburzone spojrzenie. — Może boisz się, że bez tego ślubu będziesz nikim, co? Twoi rodzice pewnie pomyśleliby, że nie potrafisz niczego zrobić dobrze. Więc chyba jednak masz jeszcze szansę na zostanie największą klęską swojej rodziny — dodała bez zastanowienia; bo czemu miałaby przejmować się tym, co mówiła?
Powrót do góry Go down


Ambrose Hawthorn
Ambrose Hawthorn

Uczeń Slytherin
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 179
Galeony : 13
  Liczba postów : 8
https://www.czarodzieje.org/t20877-ambrose-hawthorn#668362
https://www.czarodzieje.org/t20889-ambrose-hawthorn#668820
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyPon 10 Sty - 0:45;

Ambrose nie rozumiał, dlaczego miałby trzymać język za zębami w towarzystwie Hazen. Dziewczyna była ostatnią osobą na całym bożym świecie, o której zdanie realnie by dbał. Poza tym Blackburn była kimś, przy kim ślizgon nie czuł żadnych oporów, aby być stuprocentowo sobą; mówił więc to, co chciał i zachowywał się tak, jak mu się podobało, nie uważając na konsekwencje lub na jej krzywe spojrzenia. Znała go przecież bardzo dobrze, może nawet lepiej niż ktokolwiek inny, skoro praktycznie z nim dorastała. Siedemnastolatek nie czuł potrzeby odgrywania przed nią księcia z prawdziwego zdarzenia; a przynajmniej nie w momencie, kiedy nie miał do niej żadnej sprawy. Myślał, że to było już jasne; w końcu Hazen wiedziała, do czego był zdolny. Wielokrotnie była świadkiem jego humorków czy chwil, w których tracił cierpliwość względem swojej rodziny lub innych uczniów. Nigdy nie była dla niego wyjątkowa, a więc nigdy nie traktował jej z należytym szacunkiem. Powinna podejrzewać, że chłopiec nie będzie tracił czasu i energii, aby przypaść jej do gustu. Poza tym, kłótnie ze starszą dziewczyną, bywały ogromnie zajmująca i zabawne. Sprawiały, że Brose rozciągał usta w mocno zadowolonym uśmieszku i wzruszał niewinnie ramionami, ilekroć ta próbowała go rozdrażnić. Emocje. Emocje były wszystkim, czego potrzebował, by poczuć się trochę bardziej żywym, a tylko te najintensywniejsze, dostarczały mu tego, na czym mu zależało. Denerwowanie jej czy bezustanne prowokowanie było jego codziennością; dlatego też bywały dni, gdy z uporem maniaka, szukał jej na szkolnych korytarzach, by z uczuciem wysłać jej buziaka. Albo skomentować jej wygląd tuż przy swoich znajomych, aby utwierdzić ich w przekonaniu, że Hazen Blackburn w całości należała tylko do niego; i robił to tak, aby usłyszał go każdy. Nie tylko osoby w ich otoczeniu, ale też cały Hogwart, bo ostatnią rzeczą, na jakiej mu zależało, było walczenie z jakimś gówniarzem, który za cel ustawił sobie podlizanie się ślizgonce. A przecież ta, nawet z czystej zabawy, z pewnością chętnie by na to popatrzyła.
— Och, och. Jestem naprawdę przerażony. Co teraz zrobię? — rzucił w teatralnym tonie, posyłając jej pełne politowania spojrzenie. Jej groźby już dawno przestały mieć dla niego znaczenie; jedynie od czasu do czasu sprawiały, że przełykał nerwowo ślinę. Zdarzało się przecież, że dziewczyna wiedziała więcej niż powinna. Plotki dość łatwo roznosiły się po szkole; obawiał się, że niektóre informacje na jego temat, mogły być od niego znacznie szybsze. — Dobrze. Wolę zginąć ze swoich rąk niż z twoich. To byłoby upokarzające, gdybym przez ciebie zginął — westchnął, wywracając z niedowierzaniem oczami. Nawet wzdrygnął się, jakby była to najbardziej przerażająca myśl na świecie. A Ambrose jak zwykle starał się przez swoje zachowanie pokazać, że starsza nie robiła na nim żadnego wrażenia i że nie miał do niej żadnego szacunku. W jego odczuciu, miała znaczenie tylko dlatego, że umawiała się z nim i miała odpowiednie kontakty z jego rodziną. Brose zawsze uważał, że Hawthornowie są najważniejsi na całym świecie; choć sam nie był pełnoprawnym członkiem rodziny. Nie, jak jego bracia. W rzeczywistości, siedemnastolatek był tylko doczepką, która miała zamaskować wszelkie defekty. I był to jego słaby punkt, który starał się ignorować, by nie czuć, że tracił tego całego asa w rękawie. — Cóż, możesz o nim myśleć już teraz, żebyś potem nie darła się, że wszystko wygląda beznadziejnie — cmoknął, jakby ślub miał zacząć się już za kilka miesięcy, a nie za rok czy dwa. Zupełnie tak, jakby i dla niego nie było to nic wielkiego, a przecież taka uroczystość też potrząsnęłaby jego życiem. Nie mógłby umawiać się oficjalnie z innymi dziewczynami i musiałby udawać dorosłego, a na samą myśl o tym, robiło mu się potwornie niedobrze. Swoje zmartwienia wolał jednak zachować dla siebie; Hazen była (znów) ostatnią osobą, z którą chciałby się tym wszystkim dzielić. — No i na co się gapisz, księżniczko? Dotarło w końcu do ciebie, że nie masz wiele do gadania na ten temat? — zapytał, wytrzymując je spojrzenie i co więcej, potęgując je ze swoim fałszywym uśmieszkiem. Bo Ambrose nie wierzył, żeby mogła mieć jakikolwiek wpływ na decyzję ich rodziców. Wydawali się być dość zaangażowani w całą sprawę i ucieszeni świadomością, że młodzi „nie mieli nic przeciwko”. I tak jak początkowo, udawanie niewzruszonego szło mu całkiem sprawnie, tak z każdą sekundą, wściekał się jeszcze bardziej i bardziej. — Jakie znowu dzieci? Myślisz, że chciałbym mieć z tobą jakiegoś pasożyta? — burknął dziecinnie, patrząc na nią jak szczeniak, który na myśl o założeniu rodziny, miał ochotę schować się za maminą spódnicą. — Ale ty jesteś płytka, ja pierdolę. Naprawdę uważasz, że chciałbym, aby moja żona zamieniła się w jakąś kurę domową? Hazen, jakbyśmy wszyscy połączyli siły, to moglibyśmy osiągnąć wszystko. Przestań zachowywać się tak, jakbyś była ograniczona i nie widziała nic więcej poza statusem — parsknął, zaciskając palce na jej przedramieniu. Dopiero wyczuwając paznokcie, wbijające się w jego dłoń, Ambrose zabrał rękę, dość spokojnie gładząc podrażnioną skórę. Niestety, ślizgonka poruszyła ten jeden temat, który sprawił, że Hawthorn porzucił swój rozweselony uśmieszek, znacznie poważniejąc. Rzucając jej nieco beznamiętne spojrzenie, zbliżył się do niej, chwytając za materiał od jej koszuli i zrobił z nią krok do przodu; wystarczyło to jednak, by znaleźli się przed kamienną ławką, na którą Brose ją popchnął. Dopiero jak ta na niej usiadła, stanął przed nią, pochylając się nieznacznie w jej stronę. — Niczego nie zawdzięczam ani jej, ani tym bardziej tobie — wycedził, nie odrywając od niej pustego spojrzenia. — Nie myśl, że jesteś wielce łaskawa, bo się ze mną umawiasz. Równie dobrze, możesz po prostu umrzeć i znaleźliby kogoś na twoje zastępstwo — parsknął gorzko. — Jeśli ja nie jestem wyjątkowy, to ty też nie. Musiałaś od zawsze wyglądać na tak nieudolną, skoro swatali cię od tak młodego wieku. Aż mi ciebie szkoda — westchnął, mrużąc przy tym nieznacznie oczy.
Powrót do góry Go down


Hazen Blackburn
Hazen Blackburn

Student Slytherin
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 165
C. szczególne : Pieprzyk pod lewym okiem
Galeony : 12
  Liczba postów : 9
https://www.czarodzieje.org/t20915-hazen-blackburn?nid=1#669910
https://www.czarodzieje.org/t20916-hazen-blackburn?nid=2#669911
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptySro 23 Lut - 13:44;

Hazen już od samego początku spodziewała się, jak może wyglądać jej znajomość ze ślizgonem. Wychowywali się w podobnych kręgach; tam, gdzie liczyły się odpowiednie maniery i zachowanie, dzięki którym nie przynosili wstydu swoim rodzinom. Blackburn potrafiła więc grać, byle jej rodzice się nie krzywili, mając ją za jakiś wadliwy model, który mogliby zastąpić kimś lepszym. Dlatego też potrafiła funkcjonować z młodszym chłopcem. Nie irytowała się tak bardzo, jak na początku, gdy Ambrose tylko się odzywał; a do tego nauczyła się go ignorować. Wdawanie się z nim jakiekolwiek dyskusje było przecież niebezpieczne; bo żadne z nich nie wiedziało, kiedy się wycofać. W swoim towarzystwie nie musieli przecież udawać; nie musieli posyłać sobie sztucznych uśmiechów ani zapewniać innych, że ich związek był tak kolorowy, jak wszystkim się wydawało. I może dlatego tak często dawali upust swoim emocjom, gdy wszyscy gdzieś się rozchodzili, a oni zostawali sami. Bo to wtedy wychodziły z nich te najgorsze cechy, których nie starali się wtedy ukrywać. W takich momentach Hazen przyglądała mu się z pogardą; jakby Ambrose był naprawdę uciążliwym elementem w jej rzeczywistości. Czymś, czego nie mogła się pozbyć. Bywały więc dni, gdy to Hawthorn rozumiał ją lepiej niż inni i bywały też dni, gdy miała ochotę wepchnąć go do jeziora tuż przy zamku, mając szczerą nadzieję, że chłopiec się utopi. A teraz, gdy kolacja z ich rodzinami wystarczająco mocno wyprowadziła ją z równowagi, każde słowo, którym rzucał w jej kierunku młodszy, sprawiało, że zaciskała mocniej zęby, powtarzając sobie, że Ambrose nie był wart jej uwagi. Powinna więc po raz kolejny go zignorować, nie odpowiadając na jego zaczepki; zaznaczając tylko, że w najbliższej przyszłości nie weźmie z nim żadnego ślubu, niezależnie od tego, czego wymagali od niej rodzice. 
Sam się upokarzasz, Ambrose. Nie potrzebujesz do tego mojej pomocy — rzuciła przez zaciśnięte zęby; z każdą minutą irytując się jeszcze bardziej. Przyzwyczajenie się do tego, że Brose zupełnie jej nie szanował, nie było łatwe; tym bardziej jeśli od zawsze była oczkiem w głowie swoich rodziców, a więc od małego wciskali jej do głowy pewne wartości. Wedle starszych Blackburnów była więc najważniejsza i najlepsza. A później pojawił się Ambrose, który momentalnie odebrał jej to złudne wrażenie, pokazując jej, że zupełnie nie dbał o szacunek wobec niej. Hazen musiała jednak do tego przywyknąć; byle nie toczyć z nim wiecznych wojen, dając swojej matce powód do złości. Słowa młodszego przestały więc robić na niej wrażenie; a raczej nie docierały do niej tak mocno jak jeszcze parę lat wcześniej. Nie sprawiały, że patrzyła na niego z jakimkolwiek żalem. Zamiast tego coraz częściej przewracała oczami, wyobrażając go sobie za kratami jakiejś celi w Azkabanie; to było znacznie przyjemniejsze niż przejmowanie się jego słowami. — Musisz być naprawdę zapatrzony w siebie, żeby wierzyć w to, że wezmę z tobą ten ślub — parsknęła gorzko, bo nadal była to dla niej abstrakcyjna wizja. Coś, do czego nie zamierzała dopuścić. — Ale w porządku, Brose. Jeśli będziesz spał dzięki temu spokojniej, to możesz łudzić się, że tak będzie wyglądać nasza bliska przyszłość — dodała, jakby była pewna tego, ze nie wciśnie żadnego pierścionka na swój palec; bo to było dla niej równoznaczne z prawdziwym uwięzieniem. Jakby wraz ze ślubem miała stracić całą swoją niezależność, wszystkie plany na życie i nawet swój cięty język. A na to z pewnością nie mogła sobie pozwolić. I wiedziała, że w tej kwestii miała naprawdę nie wiele do gadania. Wydawało jej się przecież, że ich rodziny wszystko dokładnie zaplanowały i że zarówno ona, jak i on, grali w tym wszystkim jakieś marne role. Jednocześnie jednak nie zamierzała do tego wszystkiego dopuścić. Bo od zawsze stawiała na swoim i w tym wypadku nie mogło być inaczej. Tyle że Ambrose był podobny; i zdawało się, że nie przyjmował odmowy, tak samo jak i ona. — Myślisz, że masz coś do gadania w tej kwestii? — zapytała, znów parskając. — Otworzysz kiedyś oczy? Nie widzisz, że nie masz nawet prawa głosu? Liczy się tylko to, co powie twój ojciec. I naprawdę chciałabym zobaczyć, jak się mu sprzeciwisz, ale prawda jest taka, że nigdy tego nie zrobisz i do końca życia będziesz tańczył tak, jak ci zagra — rzuciła, przymrużając oczy. Patrząc w dół, by zawiesić wzrok na jego dłoni, którą Ambrose zaciskał na jej przedramieniu. — Nie. To ty jesteś ograniczony, bo naprawdę wydaje ci się, że możemy połączyć siły i osiągnąć… co właściwie chcesz osiągnąć? Dopóki nie przestaniesz latać za swoim ojcem, jak jakiś piesek, to niczego nie osiągniesz — warknęła, chwilę po tym uderzając w czuły punkt Hawthrona. I co więcej, zdawała sobie z tego sprawę. Była to jedna z tych granic, do których nigdy się nie zbliżała, nie traktując tego jako argument, którego mogłaby użyć podczas którejkolwiek z ich kłótni. Zauważyła więc znikający uśmieszek chłopca, dlatego też uniosła nieco wyżej brodę, czekając na jego reakcję. Co nadeszło jednak znacznie szybciej, niż przypuszczała. Dlatego gdy młodszy pchnął ją na ławkę, Hazen nie czuła niczego poza wzrastającą złością. Jednak to jego słowa były tym, co przeważyło szalę. Blackburn momentalnie podniosła się więc do pionu, uderzając go w twarz; choć nigdy wcześniej tego nie zrobiła. — Jesteś taki żałosny, Ambrose — wycedziła, odpychając go na bok, żeby od razu się od niego oddalić. — Nie wiem, kto inny potrafiłby z tobą wytrzymać — dodała zaraz, mierząc go chłodnym spojrzeniem, poprawiając swoją koszulę i włosy; byle nadal wyglądać zupełnie nienagannie. — Powinieneś znać swoje miejsce. Dla własnego dobra — przestrzegła go, teraz nie widząc w nim kogoś wartego swojej uwagi; bo w tym momencie naprawdę chciała, żeby Hawthorn zniknął jej z oczu.
Powrót do góry Go down


Basil Kane
Basil Kane

Student Slytherin
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 182
C. szczególne : heterochromia, wiecznie pogryzione wargi
Dodatkowo : Prefekt
Galeony : 751
  Liczba postów : 702
https://www.czarodzieje.org/t21736-breasal-o-cathain-zanglizowane-basil-kane#709152
https://www.czarodzieje.org/t21738-bazyl#709234
https://www.czarodzieje.org/t21735-basil-kane#709151
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Gracz




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 11 Paź - 20:15;

Męczyły go jego własne stany. Chwiejność postrzegania ekstatycznych wieczorów, wypełnionych towarzystwem i głośnym śmiechem, przeplatanych dłużącymi się, czarnymi nocami, pełnymi niekończących się koszmarów i dławionych poduszką jęków. Był zmęczony sobą samym, rok szkolny ledwie się zaczął, a on już na nowo utopił się w zadawanym samemu sobie cierpieniu, wielki męczennik, obserwując perypetie rówieśników. W domu wcale nie było weselej, matka z uporem powtarzała, że jeszcze tylko dwa lata i będzie mógł rozpocząć własną karierę, ale przecież znał jej intencje i wiedział, że to nie o karierę chodzi. Myśl o tym, że zostały mu tylko dwa lata potencjalnej wolności i nurzania się w fantastycznym świecie barwnych osobowości, jakimi szczycić mogła się szkolna społeczność, napawała go dziwnym strachem. Strach był bliźniakiem złości, a stamtąd już tylko prosta droga do kolejnej, spierdolonej spirali autoagresji.
Starał się odepchnąć od siebie myśl o brzmieniu tego głosu, którego melodia, jak dawno nic, zagotowała mu krew w żyłach, być może dlatego sięgnął po jedną z książek pożyczonych mu jeszcze w zeszłym semestrze przez Walsha. Był niemal pewien, że nauczyciel podrzucił mu ten tom bez większej intencji, biorąc po prostu pierwszą z brzegu książkę ze swojej biblioteczki podczas ich rozmowy, Bazyl jednak z typową sobie wnikliwością zapoznał się z jakże mylącym tytułem. "Psychologia lotu" okazała się bowiem nie być podręcznikiem instruktażowym quidditcha, czego pewnie się spodziewał, jako, że był kompletnie anty-uzdolniony w temacie odrywania się od ziemi w jakikolwiek sposób, tylko wnikliwie opisaną historią Briana Tracy, obrońcy Wingtown Wanderers, którego kariera przyćmiona była przez sławę rodziny Parkin. W życiu nie spodziewałby się utożsamiać w takim stopniu z jakimkolwiek graczem quidditcha, a jednak rozterki związane z wyborem życiowej drogi Tracy'ego okazały się leżeć dość blisko serca ślizgona.
Wychodząc na błonia zwinął tomik w rurkę i wetknął w tylną kieszeń wymęczonych, ciemnych spodni, po czym naciągając skrupulatnie rękawy na nadgarstki wyprostował się i rozejrzał w poszukiwaniu profesora. Jeden portret na drugim piętrze powiedział mu, że dwa gnomy z portretu w holu widziały, jak wychodził na dwór, a Bazyli wiedział, że akurat dwóm gnomon z obrazu w holu można ufać. Z daleka dostrzegł postać nauczyciela, który akurat odprawiał jakichś dwóch uczniów, uniósł więc lekko rękę by zwrócić na siebie uwagę, zaraz jednak poczuł się jak debil i po prostu skierował w jego stronę.
-Profesorze, ma Pan chwilę? - zagaił zbliżając się i wyciągając książkę z kieszeni.
Powrót do góry Go down


Joshua Walsh
Joshua Walsh

Nauczyciel
Wiek : 37
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 193cm
C. szczególne : runa algiz za lewym uchem, obrączka z bladoróżowej muszli, bransoletki na lewym nadgarstku
Galeony : 4710
  Liczba postów : 2196
https://www.czarodzieje.org/t18077-joshua-walsh
https://www.czarodzieje.org/t18086-poczta-profesora-walsha#514412
https://www.czarodzieje.org/t18084-joshua-walsh#514388
https://www.czarodzieje.org/t18300-joshua-walsh-dziennik#520887
Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8




Moderator




Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 EmptyWto 25 Paź - 18:51;

Uciekał z zamku na błonia, starając się być jak najdalej od magicznej zwierzyny. Nie wiedział, jak długo ma jeszcze trwać jego klątwa, czy to, co było odpowiedzialne za odczuwany przez miotlarza ból, ale wiedział, jak tego uniknąć. Kiedy tylko nie musiał być w gabinecie, wychodził na błonia, aby tam albo sprawdzać zadane prace domowe, albo trenować, bądź planować następne zajęcia.
Dokładnie to ostatnie próbował robić o tym razem, ale trochę czasu stracił na wpatrywaniu się w domek gajowego, wspominając stare czasy. Później przyszło mu rozmawiać z dwoma uczniami, tłumacząc, na czym polegały ich błędy w trakcie zajęć miotlarstwa. Były dosyć powszechne i łatwe do wykrycia, jednak pozbycie się ich już trudniejsze i wymagało sporo wysiłku ze strony młodych graczy. W końcu był przekonany, że wiedzą, na czym mają się skupić następnym razem, pożegnał więc ich i już miał iść w stronę jednej z ławek, aby zacząć planować nieco trudniejsze zajęcia, gdy usłyszał, że ktoś go woła. Zaśmiał się sam do siebie, odwracając w stronę Ślizgona, wiedząc już, że lekcję będzie musiał przemyśleć w domu.
- Panie Kane, zawsze znajdę chwilę, gdy ktoś czegoś potrzebuje - odpowiedział, uśmiechając się ciepło, a jego spojrzenie uciekło do trzymanej przez chłopaka książki. Był to dość ciekawy wybór, od razu sprawiający, że miotlarz zastanawiał się, na ile świadomie chłopak ją wybrał.
- Lepiej, żeby nikt z biblioteki nie widział, jak chowasz książkę. Usiądziemy sobie? - dodał, gestem wskazując na kamienną ławkę stojącą nieopodal. Miał dość stania jak na tę część dnia, a podejrzewał, że jeszcze trochę go czeka, skoro miał zaplanowane zajęcia z pierwszoklasistami, z których większość dopiero uczyła się odbijać od ziemi. Miał również świadomość, że z pewnością nie czekała ich prosta rozmowa o tym, jaką miotłę najlepiej wybrać i dlaczego obręcze do witek były tak ważne.

@Basil Kane

______________________


Peace in your gardens and light from your eyes
No one can hold me the way you do
Powrót do góry Go down


Sponsored content

Kamienna ławka - Page 10 QzgSDG8








Kamienna ławka - Page 10 Empty


PisanieKamienna ławka - Page 10 Empty Re: Kamienna ławka  Kamienna ławka - Page 10 Empty;

Powrót do góry Go down
 

Kamienna ławka

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 10 z 11Strona 10 z 11 Previous  1, 2, 3 ... , 9, 10, 11  Next

Pozwolenia na tym forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: Kamienna ławka - Page 10 JHTDsR7 :: 
hogwart
 :: 
Okolice zamku
 :: 
blonia
 :: 
most wiszący
-