Sala Pojedynków jest specjalnym pomieszczeniem na pojedynki czarodziejów. Jest długa, w sam raz dla walczących par. Na czas dodatkowych zajęć są tu ustawiane niedługie podesty, a gdy nic się nie odbywa - sala jest po prostu pusta. Od czasu do czasu zaglądają tu uczniowie, zwykle z nudów.
Podążała różdżką za ich latającymi zaklęciami, żeby móc w razie potrzeby szybko zareagować. Jednak nie było to potrzebne. Rozgrywka szybko się urwała, kiedy krukon trafił puchonkę zaklęciem, przez co cała jej twarz spuchła. Ała. Skrzywiła się nieco, bo nie dość, że musiało to być trochę bolesne, to jeszcze wyglądała okropnie. Ale trzeba być dzielnym, no nie? Na pewno wiedziała na co się pisze, zapisując się do klubu pojedynków. - Nono, to było szybkie! - zwróciła się do krukona. - Dwa zero dla ciebie, wygrywasz pojedynek. Dopiero po tych słowach podeszła do puchonki i zaczęła nad nią odprawiać czary. Czy zwyczajne Finite pomoże? Na wszelkich wypadek rzuciła jeszcze zaklęcie leczące rany, to już na pewno wystarczy.
zasady Na odpis macie 3 dni! Po tym czasie, druga osoba wygrywa walkowerem.
Pamiętajcie o możliwości przerzutów! Sunny ma 1 przez cały pojedynek, Freddy 0. Ale Freddy musisz rozdzielić punkty do kuferka, bo tego nie zrobiłeś i może też będziesz mieć przerzuty .
Kiedy Sunny dostala powiadomienie o pojedynku bardzo sie ucieszyla. Juz myslala, ze sie go nie doczeka. Jednak doczekala. Pospiesznie przebrala sie po wzieciu prysznicu, po czym doprowadzila do ladu. Kiedy byla juz gotowa wziela swoja rozdzke I udala sie do sali pojedynkow. Gdy juz sie tam znalazla okazalo sie, ze nikogo tam nie ma. Troszeczke zdezorientowana rozejrzala sie po sali I stanela przy oknie. Musiala poczekac na swojego przeciwnika. Ciekawe Kim on byl. Byla tego bardzo ciekawa, az nie mogla sie tego doczekac. Stala w milczwniu wpatrujac sie przed siebie. Jak dlugo Sunny bedzie musiala czekac?
W dłoni trzymał zawiadomienie o pojedynku. Zgłosił się już jakiś czas temu, więc wiadomość o jego kolejce bardzo poprawiła mu humor. Jak tylko się ogarnął doprowadzając do porządku ubranie i włosy, ruszył do Sali Pojedynków, by zmierzyć się z konkurentem. Był niezmiernie ciekaw kim on będzie. Nie chciał by była to dziewczyna, bo zwyczajnie będzie mu głupio z nią walczyć. Wolał by to był chłopak, przynajmniej nie będzie się musiał hamować przy rzucaniu zaklęć defensywnych czy ofensywnych. Wreszcie zjawił się na miejscu gdzie nie było nikogo poza jakąś szatynką przy oknie. Zmarszczył brwi i podszedł do niej powoli. Gwoli ścisłości zdecydował się zapytać czy to przypadkiem nie ona będzie dzisiaj jego konkurentką. - Cześć. Jestem Fred. Mam rozumieć, że to z Tobą dzisiaj mam walczyć? - zapytał normalnym tonem, a na ustach pojawił mu się mały, delikatnych uśmiech.
Chyba sprawdziła się ostatnio, bo szybko wyznaczyli ją jako sekundanta kolejnego pojedynku. Trochę miała nadzieję na bardziej emocjonujące widowisko, bo ostatnio skończył się jakby zbyt szybko. Nie wiedziała czy to przez umiejętności krukona, czy może zwyczajne szczęście, ale nie można było długo popatrzeć. Założyła ciemne spodnie i czarną, przylegającą bluzkę, a na to narzuciła szatę w barwach Salem. Miała w zwyczaju tak się nosić, dosyć swobodnie, ale podkreślając swoją przynależność, z której przecież było bardzo dumna. - Witajcie, pojedynkujący się! - rzekła, wchodząc do sali i przerywając kolejne romanse, chociaż nie aż tak zaawansowane jako ostatnio. - Zacznijmy, nie ma co tu stać i się na siebie gapić - powiedziała, wyciągając różdżkę i superową monetę do wybierania rozpoczynającego pojedynek. Zakręciła nią, podrzuciła a potem spojrzała. - Ty - wskazała różdżką na na gryfona. - Rozpoczynasz. A potem się odsunęła, dając im przestrzeń do rzucania zaklęć.
Jak się spodziewał to właśnie ona była jego przeciwniczką. DZIEWCZYNA. Nie no to już szczyt. Ma walczyć z dziewczyną? Szybko przypomniał sobie zaklęcia, które będą odpowiednie dla płci przeciwnej i nie wyrządzą za wiele szkód i znalazł jedno z nich, niezbyt szkodliwe. Musi tylko się skupić, by je poprawnie rzucić. W sumie obojętne mu było czy wygra czy przegra, choć nie ukrywał, że ucieszyłby się ze zwycięstwa, jak każdy zresztą. Grunt, że ma okazję się z kimś zmierzyć i pokazać na co go stać. Pojawiła się także inna szatynka, którą kojarzył z korytarzy, ale jakoś nie miał okazji bliżej jej poznać. A gdy wskazała na niego różdżką, że to on ma zacząć, ustawił się w odpowiednim miejscu, szykując się do rzucenia zaklęcia. - Rictusempra! - rzucił zaklęcie powodujące łaskotki, jednak gdy ugodziło w Puchonkę, wiedział, już, że niezbyt dobrze mu poszło. Mruknął coś niezrozumiałego pod nosem, szykując się na odwet z jej strony.
kostka: 2
Sunny ma szansę na obronę, nie wiesz czy ją trafiło zaklęcie czy nie
Kiedy do sali wszedl chlopak uniosla delikatnie brew ku gorze. Ok..swietnie..miala walczyc z chlopakiem. To jest nie w porzadku. Albo w sumie..nie! No przeciez ona nie bedzie miala z nim szans. Zmierzyla chlopaka uwaznie wzrokiem. -Milo mi Cie poznac. Jestem Sunny. Jak widac chyba tak. Jednak to nie sprawiedliwe. Jest to moj pierwszy pojedynek I trafiam na chlopaka. Jak przegram to..to Bede plakac. -przedstawila sie. Nastepnie odpowiedziala na jego pytanie a pozniej ze smutna mina powiedziala o placzu. Kiedy pojawila sie Daisy, Sunny usmiechnela sie do niej. Zajela wlasciwe miejsce I wyjela rozdzke. Wiec jej przeciwnik zaczynal. Musiala sie skupic na obronie. Zamrugala kilkakrotnie powiekami I ze skupieniem czekala na jego atak. Gdy ten nastapil szybko zareagowala. Obronila sie przed atakiem odbijajac zaklecie, ktore trafilo w sciane. Odetchnela gleboko uwaznie patrzac na swojego przeciwnika. -Niezle.-powiedziala a usmiech nie znikal z jej twarzy. Skierowala rozdzke w strone przeciwnika I machnela nia. -Everte Statum!-powiedziala nieco glosniej, a zaklecie wystrzelilo z jej rozdzki lecac wprost w przeciwnika.
Odbiła jego zaklęcie, co w sumie go nie zaskoczyło. Nie przyłożył się zbytnio do tego zadania i dlatego nie włożył całej swojej mocy i skupienia, by poprawnie je rzucić. Uśmiechnął się tylko pod nosem, gdy usłyszał od niej słowo ,,nieźle'' po czym rzucił zaklęcie tarczy, gdy ona wypowiedziała swoją formułę, ale jak zwykle słabo, bo ochronna bańka pękła, a on sam poleciał na tyłek, boleśnie się o niego uderzając. Stęknął z bólu i dźwignął się od razu na nogi. Wkurzył się, bo mimo wszystko nie chciał być pokonany przez dziewczynę, to byłoby, no po prostu, haniebne! - Expulso! - rzucił szybko w jej kierunku, błysnęło i krąg lichego ognia poleciał ku szatynce.
Cały czas stała tam i czekała na potrzebę reakcji. Zaklęcie latały strasznie szybko i nie wiedziała jak to się stało, że chłopak dostał jednym z nich, a ona nie zdążyła zareagować. Może dlatego, że wyczarował tarczę i była wręcz przekonana, że odbije zaklęcie. W końcu bez przesady, to pojedynek, nie miała się z nimi obchodzić jak z dziećmi? W każdym razie, tak samo szybko jak dostał, tak też zaatakował. - Punkt dla ciebie - zdążyła wtrącić, kiedy gryfon już atakował. Trzeba jednak przyznać, że jej się to podobało. Wyglądało na prawdziwy pojedynek, kiedy rzucali zaklęciami tak szybko, zamiast czekać po wypowiedzeniu każde z formułek na nie wiadomo co.
1 - 0 dla Sunny Sunny się teraz broni, ponieważ Freddy już zaatakował
Kiedy chlopak oberwal zakleciem, ktore walnela troche sie przerazila. Odlecial kawalek w tyl I upadl z hukiem na podloge. Dlaczego Daisy nie zareagowala? Maze spodziewala sie tego, ze Freddy odbije zaklecie. No coz nie ma co nad tym rozmyslac. Jej przeciwnik podniosl sie szybko I od razu zaatakowal. Sunny zareagowala odpowiednio I rzucila zaklecie tarczy. Expulsion odbilo sie od tarczy. Odetchnela z ulga I bez zastanowienia machnela rozdzka. -Dretwota.-powiedziala ze spokojem. Kiedy zaklecie wystrzelilo w przeciwnika i trafilo Sunny wsunela rozdzke do kieszeni. Chlopak opadl nieruchomo na ziemie. Powoli podeszla do niego I zerknela name Daisy czy ta zdejmuje dzialanie jej zaklecia.
Chciała już tworzyć jakąś magiczną poduszkę pod Sunny, gdyby ta miała zamiar upaść, ale nie było to potrzebne. Patrzcie no jak dziewczyna dobrze radzi sobie w pojedynku z facetem! Ale czy to rzeczywiście miała znaczenie? Chyba tylko dla dumy gryfona, który przecież był też dwa lata młodszy. Wielką poduchę wyczarowała pod chłopakiem, żeby ten upadł na nią zamiast na podłogę, rażony Drętwotą. Posłała uśmiech Sunny, po czym szybko ocuciła jej przeciwnika. - Brawo, dwa punkty dla ciebie, wygrywasz - oznajmiła, kiedy Freddy mógł już samodzielnie wstać.
Shenae wkroczyła na salę pojedynków zastanawiając się na kogo trafi dnia dzisiejszego do sparingu. Widząc Daisy uśmiechnęła się kpiąco pod nosem. Nie miałaby nic przeciwko temu, żeby ciskać się z nią zaklęciami. Z przykrością więc przyjęła wiadomość, że to Brandon był jej rywalem. Z nim chętniej poszłaby na kremowe, zamiast miotać w niego jakimiś paskudnymi czarami. — Hej — przywitała się z nim, przystając w miejscu. Wcale nie była zdziwiona, kiedy Daisy zarządziła, że to chłopak rozpoczyna rundę. Wredna małpa. Finlayowi wybaczyła. Nie miał tu nic do powiedzenia, a zresztą, w jakiś sposób zdążyła go polubić w krótkim czasie na tyle, że miał u niej całkiem duże fory, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Przydałby jej się w końcu kumpel-mugolak. Od dawna już nie zgłębiała wiedzy o mugoloznastwie, bo nie miała z kim. Enzo mimo pół-czystości krwi wydawał się strasznie zacofany w temacie niemagicznych wątków.
Chłopak przyszedł na swój pojedynek. Oczywiście był nieco zakręcony ale jednak na szczęście nie zapomniał o tym, że lepiej stawić się i powalczyć trochę. Brandon nie tracił okazji do trenowania swoich umiejętności i chociaż lubił zaklęcia oraz obronę przed czarną magią tak jednak jego ukochanym przedmiotem były eliksiry. Poszedł do sali pojedynków i uśmiechnął się widząc Shenae. - Ooo... hej. Idziemy po pojedynku na kremowe? - Uśmiechnął się po czym wyciągnął swoją palmową różdżkę i zaczekał aż Daisy zadecyduje kto pierwszy rozpoczyna pojedynek.
Kostka: 4
(przepraszam za krótki post ale chory jestem i nie mam weny)
Odwzajemniła uśmiech She, ale nie powiedziała ani słowa. Lepiej było nawet nie zaczynać, bo być może rzeczywiście skończyłoby się to pojedynkiem. Nie, żeby Daisy miała coś przeciwko. W zasadzie, bardzo chciała być w klubie i niekoniecznie jako sekundant, ale wyszło jak wyszło. Ponieważ pojawił się już też Brandon, porzuciła rozmyślenia jakby to było super porzucać w krukonkę zaklęciami. Wylosowała, tak, wylosowała zaczynającego pojedynek i tak jakoś się złożyło, że był to Brandon. Zerknęła na She, żeby nie było, że oszukuje. W końcu była tak uczciwym człowiekiem... - Brandon zaczynasz! - powiedziała do chłopaka, bo chyba nawet znała jego imię z ostatnie historii magii. Mogła jeszcze dodać, żeby zmiótł Shenae z powierzchni podłogi, sobie darowała. Pełen profesjonalizm!
- No to lecimy. - Westchnął Brandon i wycelował różdżkę w Shenae. Próbował się skupić oraz wybrać jakieś zaklęcie, którym mógłby zaatakować przeciwniczkę. Kiedy w końcu zdecydował się czym w nią walnąć machnął różdżką, chociaż niedbale, i wypowiedział czar. - Everte Statum. - I chociaż zaklęcie wypowiedział głośno i wyraźnie to jednak chyba nie tak machnął różdżką, bo zaklęcie minęło przeciwniczkę i walnęło w ścianę pozostawiając w kamieniu ślad. Zapewne wiele razy zaklęcia uderzały w ściany. Brandon był jednak dość zaskoczony tym, że źle wycelował. No cóż... mówi się trudno. W końcu to tylko zabawa!
She tym razem posłała trochę bardziej szczery, lekki uśmiech Brandonowi, chociaż nie mógł i tak złagodzić obecności Manese. D’Angelo kompletnie jej nie ufała od ostatniego ich spotkania w Sali historii magii. Nie wiedziała co takiego się tam stało, ale była prawie pewna, ze to sprawka Daisy. Musiała na nią rzucić jakieś irytujące zaklęcie. Co gorsza, takie, które zadziałało. — Taki jesteś pewien, ze po tym pojedynku oboje z nas będą w stanie iść na kremowe? — posłała mu wredny uśmiech, dodając jeszcze — poza tym, skończyłeś już siedemnaście lat, szczeniaku? Nie mówiła tego po to, żeby go obrazić. Brzmiało to niemalże pieszczotliwie, choć taka ciepławymiana zdań trwała krótko. Zaraz potem przybrała odpowiednią pozycję do obrony. Przewróciła oczami. Spodziewała się, ze ta Manese zagra jej na niekorzyść już od początku pojedynku. Nie musiała nawet używać zaklęcia obronnego, bo te, które rzucił chłopak przeleciało jej koło ucha. — No wiesz? Myślałam, że chcemy się trochę pobawić. Depulso! Przyszła jej kolej na rzucenie czaru, o dziwo, jej był celniejszy. Mimo, że obecność Daisy ją drażniła i najchętniej rzuciłaby to zaklęcie w jej kierunku, a nie w Finlaya.
Nie miała pojęcia dlaczego D'Angelo przewraca oczami, jakby działo się nie wiadomo co. Czy był jakikolwiek powód? Na pewno nie, dlatego Daisy tylko zmrużyła powieki i obserwowała pojedynek, trochę się dziwiąc sposobem w jaki dziewczyna odzywała się do Brandona. Już pogubiła się w jakich relacjach jest ta dwójka, ale jak widać z She niczego nie można było być pewnym. Może poza jednym - była dobra we wszystkim, albo przynajmniej tak pokazywała. Daisy pomyślała to od razu, kiedy tylko ta bez problemu uniknęła zaklęcia, po czym rzuciła (celnie!) własne. Na wszelki wypadek Daisy zastosowała czar amortyzujący upadek za Brandonem, ale Depulso tylko odpychało, a nie odrzucało. - Punkt dla Shenae - powiedziała, nie dając po sobie za bardzo znać, że wcale jej się to nie podoba. Krukonka i tak wiedziała! - Znowu ty, Brandon - pośpieszyła go ruchem różdżki, bo mógłby przestać się obijać.
No dobra. Jakoś udało się wyjść z tego zaklęcia cało chociaż wiedział, że były bardziej nieprzyjemne efekty zaklęć niż takie depulso. Upadek został zamortyzowany przez Daisy i tym razem była kolej Brandona. Tym razem jednak chyba poczuł wewnętrzną motywację i atak obudził w nim chęć rywalizacji. Wycelowawszy końcem różdżki w Krukonkę, sprawnie machnął i powiedział proste oraz krótkie słowo: - Orbis - w chwili wypowiedzenia tego zaklęcia, świetliste liny wystrzeliły w dziewczynę i związały ją tak, że nie miała szansy zarówno na obronę jak i na jakikolwiek ruch. Chłopak uśmiechnął się. Był zadowolony ze skutków swojego zaklęcia. - Coś mówiłaś o zabawie? - Wyszczerzył się do dziewczyny przyjacielsko. Jeju... naprawdę polubił Krukonkę.
Nie sądziła, że w sumie z tego pojedynku będzie miała więcej zabawy. Zwykle do takich rzeczy podchodziła bardziej rywalizująco, ale Brandona poznała w korzystnych dla niego okolicznościach i trochę budził w nim jakieś takie uczucia, jakby znała go znacznie dłużej. Przypominał jej o osobach, które niegdyś były jej bliskie i które traktowała niemalże niczym swoje młodsze rodzeństwo. Nie miałaby nic przeciwko takiemu bratu. Dlatego nie potrafiła podejść poważnie do tego pojedynku. Jedynie tylko obecność Daisy była tu zupełnie zbędna. Spojrzała jednak w jej kierunku z politowaniem, nad jej ociąganiem się, kiedy oberwała zaklęciem. Czy nie jej zadaniem było zdejmować jego skutki, żeby mogli kontynuować pojedynek? Trochę sfrutrowana tą powolnością amerykanki, rozproszona, rzuciła zaklęcie na tyle spodziewanie i banalnie, że dała chłopakowi dużą szansę na obronę: — A ciekawe jaki będzie z ciebie ważniak, jak pozbawię Cię różdżki. Expelliarmus! Stosowała proste zaklęcia, ale przynajmniej nie wiazało się z nimi żadne ryzyko zawalenia ich (autorce nie chce się sięgać do spisu i rzuca zaklęcia z pamięci. xD)
Kostka: 2
Pojedynek zostaje zawieszony do końca stycznia ze względu na nieobecność Brandona. Potem czekamy 3 dni na odpowiedź.
Dziewczyna szła przez korytarze widocznie zdenerwowana. To dzisiaj jest ten dzień. Właśnie dzisiaj rozpocznie się jej pierwszy pojedynek. Zawsze chciała spróbować, ale nigdy nie zebrała w sobie odwagi. Jednak teraz… Wzięła głęboki oddech i starała się rozluźnić wszystkie mięśnie. Będzie dobrze… będzie dobrze. – powtarzała uparcie w myśleć i złożyła dłonie. Czuła jak drżą. To nie był strach, to były nerwy, których nie potrafiła opisać… ale jej oczy zdradzały wszystko. To była ekscytacja. Dziwnego rodzaju podniecenie, którego nigdy wcześniej nie odczuła. Buzowało w całym jej ciele i nie pozwoliło się uspokoić nawet na chwilę. Wiedziała, że najprawdopodobniej przegra pierwszą walkę. Nigdy się nie przykładała do zajęć z zaklęć. Po prostu beztrosko przychodziła sobie i gubiła się w marzeniach. Ale mimo wszystko chciała… spróbować. Kiedy poczuła, że jej dłonie trochę uspokoiły wzięła ostatni pomocniczy wdech i otworzyła drzwi do sali. Promieniała radością i uśmiechem, jednak… jednak w jej oczach można było dostrzec płomyk dziwnej emocji, niezrozumiałej dla dziewczyny. Tak bardzo niepasujący do niej. - Dzień dobry… – przywitała się dosyć formalnie, jednak tylko to udało jej się wydusić drżącym głosem. Chociaż prawdę mówiąc nie zwróciła uwagi na to, czy ktoś jest jeszcze w pomieszczeniu. Jedyne co ją teraz interesowało to... Przegryzła dolną walkę. Jej przeciwnika jeszcze nie było. Nie wytrzyma tego. Każda kolejna sekunda stawała się coraz dłuższa, a ona nie była wręcz w stanie wystać spokojnie w jednym miejscu.
Rience nie wiedział co podkusiło go do zapisania się do klubu pojedynków. Może zrozumiałby swoje pobudki, gdyby miał stać tutaj, ale w roli przeciwnika, a tymczasem musiał zajmować się zdejmowaniem zaklęć i decydowaniem o tym, kiedy czas przerwać walkę. Nawet nie wiedział czy będzie w tym dobry, bo przecież też miał robić to pierwszy raz. To jednak go nie zniechęcało. Przybył do sali jeszcze przed Lilith i oparł się o ścianę naprzeciw jednego z okien, nieco rozgrzewając kości w nikłym blasku słońca przebijającego się uparcie przez szyby. Kiedy weszła Gryfonka, odsunął się od swego oparcia, czując, że teraz już musi zachować się stosownie do sytuacji, nawet jeśli jej przeciwnika wciąż nie było. - Cześć. - odpowiedział na jej powitanie. Widział jak się denerwowała i przez moment chyba wahał się czy może coś z tym zrobić. Kiedy tylko konsternacja zniknęła z jego twarzy, uśmiechnął się pokrzepiająco do dziewczyny, zbliżając się do niej. Położył jej dłoń na ramieniu i poklepał krótko. - Nie martw się, pójdzie Ci świetnie. - spróbował ją pocieszyć, szczerząc zęby w uśmiechu, który chyba miał dodać jej otuchy, ale wreszcie cofnął palce, oddając jej trochę przestrzeni osobistej. Czekali pięć minut, potem dziesięć, aż wreszcie Hargreaves westchnął ciężko, wpatrując się w swój zaczarowany zegarek. - Wygląda na to, że Twój przeciwnik się nie zjawił. - zauważył błyskotliwie. - Wygrywasz walkowerem. Widzisz, to było nawet zbyt proste. Uśmiechnął się do niej, a potem skierował się do wyjścia, machając jej jeszcze na odchodne. Cóż, może pomógłby się jej odstresować, gdyby nie to, że zdecydowanie była za młoda. Jeszcze posądziliby go o molestowanie czy coś.
Jak dobrze, że trafiła na tak miłego osobnika! Od razu poczuła się odrobinę lepiej i łatwiej było jej przebywać w tym otoczeniu. Na jego słowa przytaknęła i nastał czas oczekiwania. Długiego oczekiwania. Znudzona gryffonka już kucała przy ścianie i bawiła się różdżką w dłoniach. No cóż innego miała robić? Cały stres, cała ekscytacja opadła, a ona nadal czekała… Teraz gdyby pojawił się przeciwnik to nie wiem, czy dziewczynie chciałoby się w ogóle wstać do tego pojedynku. Kątem oka widząc, jak krukon zerka na zegarek wstała z ziemi i przyjrzała się mu uważnie. Czyli że… Wygrała pierwszy pojedynek! To był niespodziewany obrót sprawy… chociaż w serduszku czuła się trochę… zawiedziona? Miała nadzieję, że będzie mogła choć chwilkę powalczyć. - Yhym! Dziękuję za wsparcie – powiedziała z szerokim uśmiechem i lekko dygając przed chłopakiem – chociaż mam nadzieję, że kolejne walki nie będą, aż tak proste – lilith zaśmiała się pod nosem i odmachała pełna entuzjazmu chłopakowi. Dopiero kiedy zniknął z jej oczu westchnęła zmarnowana. Troszkę się zwiodłam… no ale w takim razie czeka mnie kolejna walka! Jak zwykle tryskając optymizmem opuściła pomieszczenie.