Sala Pojedynków jest specjalnym pomieszczeniem na pojedynki czarodziejów. Jest długa, w sam raz dla walczących par. Na czas dodatkowych zajęć są tu ustawiane niedługie podesty, a gdy nic się nie odbywa - sala jest po prostu pusta. Od czasu do czasu zaglądają tu uczniowie, zwykle z nudów.
Lekki uśmiech zadowolenia wpłynął na twarz Daenerys, gdy wręcz podręcznikowo wykonała zaklęcie tarczy i odbił wyśmienicie rzucone zaklęcie swojej przeciwniczki. Cóż jednak nie jest tak źle nie zaczynać. Dzięki temu, że jako pierwsza nie rzucała zaklęcia mogła spokojnie je odbić i teraz znów ona atakowała. Widziała jak siła zaklęcia odrzuciła Shenae powodując jej upadek i cieszyła się w duszy, że udało jej się odbić zaklęcie i uniknąć takiego zaklęcia. Doskonale. Cześć, jestem Cyril - usłyszała z ust chłopaka w czasie, gdy dziewczyna próbowała się jeszcze pozbierać po zaklęciu, które sama rzuciła. Spojrzała więc w jego stronę i uśmiechnęła się swoim standardowym uśmiechem. Po czym skinęła mu głową, by przywitać się i podziękować za pochwałę, ni uważała, by potrzebne były jakieś wielkie słowa, czy też długie wypowiedzi, jakby nie patrzeć byli w połowie pojedynku, nie? -Dziękuję. - powiedziała Dany na pochwałę, która wypłynęła z ust dziewczyny, chwytając przy tym swoją niewidzialną spódnicę i dygając niczym dama na dworze królewski. Zaraz jednak stanęła w pełni skupiona. Czas się zabawić. W końcu mogła zacząć rzucać swoje ukochane ogniowe zaklęcia, a nie bronić się przed zaklęciami innych. -Fraxinus ignis - krzyknęła,wypowiadając zaklęcie, które ostatnio sporo jej pomogło w walce. Zwinnym ruchem zawinęła różdżkę, której przedłużeniem stał się ognisty bicz. Strzeliła nim, a jego długi ogon pognał w stronę D'Angelo.
Zaraz po ciśniętym przez nią kolejnym zaklęciu odpychającym, dziewczyna zastosowała żywioł Ognia. She przez chwilę przypatrywała się temu w skupieniu, próbując załapać schemat działania. W końcu sama zaczęła ostatnio doszkalać się w Magii Żywiołów. W porę jednak przypomniała sobie, w całej tej swojej analizie i spostrzegawczym wyłapywaniu szczegółów, że były w trakcie pojedynku. W ostatnim momencie podniosła dłoń, wypowiadając formułę zaklęcia obronnego: — Ascendio! Różdżka przeciwniczki została odepchnięta w bok, razem z jej ręką, a bicz śmignął obok D’Angelo, smagając ją tylko po policzku ciepłym powietrzem. Przed tym zaklęciem udało jej się uchronić, ale niesprawne ramię, naruszone od skutecznej obrony, widocznie nie chciało współpracować, zadrżało jej, a z nim zadrżał i nadgarstek. Niepoprawnie wykonany ruch ręką spowodował odrzut jej własnej różdżki. Zaklęcie wystrzeliło w kierunku sekundanta. Wierzcie lub nie, ale nie zrobiła tego specjalnie. — Forp fleoge! Na szczęście, co jednak D’Angelo przyjęła z wielkim zawodem, zaklęcie minęło się z Cyrilem o kilkanaście centymetrów i buchnęło z hukiem o ścianę za jego plecami. Nie miała czasu dłużej się temu przyglądać, zerknęła w kierunku dziewczyny, spodziewając się z jej strony ataku, gotowa na obronę.
Cóż można powiedzieć? Że Dany bardzo podobał się ten pojedynek. Podnosił ciśnienie i adrenalinę. Czuła aż, jak ta buzuje w jej ciele razem z krwią. Jej ognisty bicz nie dosięgnął przeciwniczki. Chodź niewiele brakowało. D'Angelo w ostatniej chwili zdołała się obronić. Musiała czuć ciepły powiew który bił od bicza, ten jednak nie zrobił jej krzywdy. Znalazł się jednak niebezpiecznie blisko sekundanta, który przedstawił się jak Ciryl. - Przepraszam!-krzyknęła Dany i były to chyba jej pierwsze słowa w trakcie tego pojedynku, ale chciała by wiedział, że nie chciała, by jemu coś się stało. Chodź to przez rykoszet od tarczy tak wyszło. No cóż, nie mniej za stosowne Dany uznała, by go przeprosić. Dobrze jednak, że wcześniejsze zaklęcie choć trochę uszkodziło jej przeciwniczkę i ta posłała zaklęcie kompletnie nad nią. Inaczej mogło ją to kosztować ugodzeniem z tego niezbyt przyjemnego zaklęcia. •-Flamego - krzyknęła Dany, nienaruszona jeszcze więc zaklęcie się jej udało. A że polegało ono na magii ognia, cóż, czego można było spodziewać się po zwolenniczce smoków?
kostki: 6 tak, wiem, ze to zaklęcie Shenae mignęło obok Cyrila, ale nie mam siły na poprawki.
Wzruszył ramionami na słowa Shenae. Jeśli liczyła na jakieś ulgi w związku z ich płomiennym romansem, to na pewno bardzo ją zawiódł. Obserwował śmigające z różdżek zaklęcia, z czego te ze strony Shenae uparcie trafiały bardziej w jego stronę, a nie jej przeciwniczki. - Masz celować tutaj - poinformował Krukonkę, wskazując palcem w stronę Anderson. - Tu. D'Angelo, swoim zwyczajem, wcale nie posłuchała swojego przyszłego władcy i kontynuowała próby skrzywdzenia Cyrila. Obroniła się za to ładnie przed ognistym biczem Daenerys. Rzucił mordercze spojrzenie swojej ulubienicy, gdy spowodowała wybuch za jego plecami. Podejrzewał, że dziewczyna jest po prostu roztrzęsiona z podniecenia tym, że znów go widzi i nie może sobie poradzić z tak silnym zauroczeniem. Nie winił jej, rzecz jasna! Gdy nadeszła kolej ataku Daenerys, otworzył szerzej jasne ślepia, słysząc formułę zaklęcia. Słupy ognia zaczęły wybuchać w różnych miejscach sali, kompletnie losowych i nieprzewidywalnych. - Finite Incantatem! - zawołał, zanim piekło rozbuchało się na dobre. Spojrzał w stronę Shenae, której ogień nie dosięgnął, przynajmniej nie tak blisko, by ją zwęglić. - Mocne zakończenie - skomentował, nie bardzo wiedząc jak na to zareagować. Urocza, niepozorna Puchonka właśnie próbowała ich zamordować. - Dwa do jednego dla Anderson, gratulacje - powiedział i skinął głową wygranej. Podszedł natychmiast do Shenae, której werdykt chyba nie przejął aż tak bardzo, bo pewnie była zbyt zajęta bólem. Pożegnał się z DNA, a D'Angelo zabrał do jakiejś klasy obok, by natychmiast zająć się jakoś jej oparzeniami.
/ztx3
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Gdy tylko otrzymała powiadomienie o pojedynku i spojrzała na nazwiska, od razu zerwała się z krzesła na którym tak spokojnie wcześniej siedziała, paląc papierosa i pijąc kawę. Neva? Jack? Nie no, jak taka ekipa się zapowiada, to na pewno nie będzie nudno. Raczej zapanuje taka dość luźna atmosfera, bez jakiś morderczych wymian zaklęć i tym podobnych. Obiecała nawet sobie, że się nie spóźni! No i w sumie niewiele z tej obietnicy wyszło, bo do sali wpadła jakieś 15 minut po czasie, ale kwadrans akademicki chyba obowiązuje, no nie? Najbardziej zdziwił ją fakt, że w pomieszczeniu nie było nikogo, kto mógłby jej wytknąć to spóźnienie, zapisać, przywitać się z nią, czy cokolwiek. Ani Jacka, ani Nevy. Usiadła na jakimś stole i przeczytała jeszcze raz kartkę, czy aby nie pomyliła dnia, godziny, sali, czegokolwiek. Nie pomyliła. Westchnęła ciężko i spoglądając raz po raz w stronę drzwi zaczęła się zastanawiać, czy tym razem będzie miała tyle szczęścia co ostatnio.
Przyszła pora na drugi etap pojedynków, w którym przyszło jej zmierzyć się z.. Maggie! A to ci niespodzianka! Właściwie to Neva bardzo się ucieszyła, że będzie rywalizować z przyjaciółką i wcale nie dlatego, że chciała jej skopać tyłek, czy coś w tym stylu. Po prostu wiedziała, że to nie będzie jedno z tych przesadnie podniosłych i nadętych starć. Co oczywiście nie oznaczało, iż zamierzała podejść do tego pojedynku z nadmierną nonszalancją, o nie. Pełen profesjonalizm moi drodzy, tak, jak przystało na uczniów Slytherinu. Reeve nie musiała ani trochę przejmować się swoim spóźnieniem, bo Neva wparowała do Sali jeszcze jakieś pięć-dziesięć minut po niej. Planowała być punktualnie, ale cóż, wyszło jak zawsze. Szybkie rozejrzenie się po pomieszczeniu utwierdziło jednak Drayton w przekonaniu, że wiele nie straciła, bo brakowało jeszcze sekundanta, który, bądź co bądź, odgrywał dość kluczową rolę, jeśli chodzi o zasady klubu. Brunetka skierowała swoje kroki w stronę Gryfonki, pozwalając, by jakiś rozbawiony, może odrobinę cwaniacki uśmieszek wstąpił na jej usta. - Mags! – przystąpiła do przyjaciółki i uraczyła ją powitalnym cmoknięciem w policzek. – Z góry uprzedzam, że dam Ci popalić. Uśmiechnęła się szerzej. Oczywiście żartowała. A może nie? No zobaczymy. - Spodziewałam się, że prędzej spotkamy się przy kieliszku niż tutaj. – dodała, przygotowując różdżkę i stukając nią o swoją dłoń, w zniecierpliwieniu wywołanym oczekiwaniem tej trzeciej osoby. - Gdzie ten Reyes? To on powinien czekać na nas, nie na odwrót. - pomarudziła, wymownie spoglądając w górę.
Bzdury. To oni powinni czekać na niego. Wszyscy! No dobrze, spóźnił się trochę. Bowiem poprzedniego wieczoru kumple go upili, a on miał teraz kaca. Łeb go napieprzał, a kiedy zorientował się, że miał być sekundantem, zerwał się na równe nogi z łóżka, co nie pomogło jego bolącej głowie. Nie mniej wziął szybki prysznic i tak dalej, by nieskładnie nałożyć na siebie mundurek. Krawat był nie tego, koszula też, nierówno pozapinane guziki... ogółem dramat. Ale nie miał czasu się nad tym zastanawiać. Wdrapał się do sali pojedynków, gdzie z rozmachem wszedł do środka. Były obie, fatalnie. Zapewne się trochę naczekały. NO CÓŻ. ŻYCIE. - No, cześć - przywitał się z nimi, stając na odpowiednim miejscu. Musieli roztrzygnąć kto zacznie. Padło na Nevę, ku jego osobistemu niezadowoleniu, ale nie okazał tego w żaden sposób. Wydawał się być wręcz znudzony. - Drayton zaczyna. Gramy tak jak poprzednio, do dwóch trafień. Powodzenia - dodał naprędce, machając na nie, aby zajęły swoje miejsca i zaczęły pojedynek. Sam również wyciągnął swoją różdżkę i skupił się na tyle, na ile potrafił, aby w razie czego interweniować.
Życie takie ciężkie, tak bardzo brutalne, kac morderca nie ma serca, biedny Jack. Osobiście nie zazdroszczę mu tego fatalnego samopoczucia, w zasadzie to nawet współczuję, ale Neva nie jest tak empatyczna, jak ja, więc w odpowiedzi na przywitanie jedynie zmierzyła sekundanta spokojnym, bacznym spojrzeniem, nie kryjąc cynicznego uśmieszku, gdy przypatrywała się jego dość niechlujnemu, zapewne przez pośpiech, wyglądowi. Wyszło na to, że miała zacząć. Ani jej to nie cieszyło, ani nie smuciło. W zasadzie to kwestia tego, kto rozpocznie pojedynek, była jej całkiem obojętna. Skinęła jednak posłusznie głową i zajęła miejsce. Zanim jeszcze uniosła różdżkę, puściła oko do Mags, a później wypowiedziała : - Drętwota. Klasyczne zaklęcie, klasyczny atak. Aczkolwiek nieudany, bo wygląda na to, że Drayton chybiła - promień minął drobne ciało Mags i pomknął gdzieś dalej, by ostatecznie uderzyć w ścianę. - Dobry start, nie ma co. – pochwaliła samą siebie, spoglądając z rozbawieniem na przeciwniczkę, chociaż już unosiła różdżkę w obronie przed jej ruchem.
No. W końcu ktoś przyszedł. Gdy tylko zobaczyła Nevę, od razu na jej twarz wypłynął uśmiech. Dawno nie widziała tej Ślizgonki, no i trochę się za nią stęskniła, trzeba przyznać, szczególnie, że miała jej trochę do opowiedzenia. No i zastanawiała się, jak Rosjanka się zapatruje na jej ostatni wybryk, jakim było pozbawienie Katherine włosów podczas gry w butelkę. W ogóle nie miała pojęcia, czy NRD się z nią przyjaźni, lubi ją czy też wręcz przeciwnie. No, więc po pojedynku pewnie się udadzą do jakiegoś pubu, no nie? Muszą nadrobić zaległości. - I słusznie. - odpowiedziała, a w jej oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki. - Ja też ci dam popalić. - uśmiechnęła się lekko. - Heh, ja też. Ale takie życie, no nie? - zaśmiała się, bo przecież mają 19 lat i tyle doświadczenia życiowego, że ho ho. -Jack? Pewnie zapomniał, albo ma mnóstwo innych rzeczy na głowie. - powiedziała lekko ironicznie. Ale oto i był! Wyglądał jak wyciągnięty z pralki i nie wyprasowany, ale to nic nie szkodzi. Ważne, że był i gdyby któraś z nich oberwała zaklęciem to był gotów pomóc. Chociaż wyglądał tak, jakby to jemu trzeba było pomóc, ale nieważne. W ogóle wyglądał jakby był skacowany, ale halo, przecież Jack Reyes, przykładny członek drużyny, się nie upija i zdrowo odżywia, czyż nie? Aż tak się zmienił przez ten czas, gdy się nie widzieli? Nie do wiary... Tak więc była kolej Nevy, która nie trafiła. Co teraz? Kolej Margaret, no nie? - Expulso! - rzuciła zaklęcie... no właśnie nie rzuciła. To znaczy, powiedziała formułkę, machnęła różdżką, ale nic się nie wydarzyło. Peszek. - Chyba jesteśmy siebie warte. - uśmiechnęła się lekko przepraszająco i jakby jednocześnie śmiała się z własnej i Ślizgonki porażki.
A pewnie, że pójdą do pubu! Przecież będą musiały opić swój epicki pojedynek, uczcić wygraną jednej z nich i zapić alkoholem przegraną drugiej. W życiu Nevy dawno nie było już porządnych ploteczek ani informacji z życia przyjaciół, więc takie spotkanie było bardzo mile widziane. A że każdy pretekst jest dobry, to i ten się nada! Nastrój Drayton był jakiś podejrzanie rozbawiony. Jej plany co do profesjonalnego podejścia uleciały gdzieś daleko, gdy Mags również chybiła zaklęciem. Nie mogła się po prostu powstrzymać i parsknęła śmiechem, kręcąc przy tym głową. - Iskry lecą, ale się dzieje! – skomentowała z teatralną ekscytacją ich starcie, tak naprawdę drwiąc z całej tej sytuacji. Reyes pewnie łapał się za głowę z poczucia żenady nad ich marnymi próbami ataku, a może z bólu głowy. Tak czy siak, Drayton bawiła się na tyle dobrze, że nie przejmowała ją ewentualna opinia sekundanta. Przyszła pora na jej odwet i cóż, miała nadzieję, że tym razem coś się wreszcie wydarzy, a promień zaklęcia łaskawie pomknie tam, gdzie trzeba. - Everte Statum. Leci, leci i… - No kurwa nie wierzę. Pudło, serio? Drayton opuściła ręce, jej skrzydła zostały zdecydowanie podcięte. - Kto był na tyle mądry, by nas sparować? – rzuciła pytanie w eter, kręcąc głową w niedowierzaniu. Dalej, Reeve. Twój ruch, oby skuteczny!
Oj tam od razu zapić przegraną! Margo na przykład nie pragnęła zwycięstwa do tego stopnia, by przegraną zapijać i dołować się z tego powodu. Luz. Każdemu się zdarza, to tylko pojedynek, nawet nie lekcje, a przecież nawet na nie miała wyjebane. Śmiała się z własnej porażki, z porażki Nevy, ale już po chwili stała przygotowana by odeprzeć zaklęcie Ślizgonki. Tyle że nie było przed czym się bronić, smuteczek. - Hahahahah, ale bieda.- zaśmiała się, po kolejnym nieudanym zaklęciu Drayton. - Nie wiem, ale pewnie jest gdzieś tutaj w pelerynie niewidce i turla się po podłodze ze śmiechu. - powiedziała poważnym tonem, jakby była całkowicie przekonana o autentyczności swoich słów i jeszcze zaczęła się rozglądać. Po chwili jednak przygotowała różdżkę. - Diminuendo. - powiedziała, przekonana o nieskuteczności zaklęcia. Ale co to? Promień poszybował w stronę Nevy, zmniejszając ją do rozmiarów igły. No to zła passa została przerwana, teraz wszystkie ich zaklęcia będą działać!
Jack starał się pozostać skupiony, lecz kiedy obserwował ten pojedynek, który pojedynkiem ciężko nawet nazwać, stał już po chwili zrezygnowany. Czy one nie umieją rzucać zaklęciami? Masakra. Nie komentował tego jednak w żaden sposób, na zewnątrz też wydawał się być niewzruszony ich poczynaniami. To dobrze, sekundant powinien być bezstronny i przede wszystkim nie okazywać żadnych emocji. Trochę głupio, gdyby się z nich naśmiewał, prawda? Dlatego spokojnie czekał, aż nadarzy się okazja do reakcji, aczkolwiek nieco spuścił z tonu, podejrzewając, że może nie doczekać żadnego trafienia. A tu psikus! W końcu Margo przerwała złą passę, zmniejszając Nevę. Świetnie. - Finite - rzucił na ślizgonkę, a ta po chwili zaczęła się zwiększać, oczywiście do swojego naturalnego rozmiaru. - Jeden zero dla Reeve, zaczyna Drayton - poinformował je, tak jakby nie wiedziały, a potem machnął ponownie różdżką, aby je może trochę popędzić. Nie, żeby mu się spieszyło, ale bolała go główka, ojej.
O proszę, nareszcie coś się ruszyło i jakieś zaklęcie trafiło tam, gdzie trzeba. Dziwnym trafem ucieszyło to nawet Drayton, bo nabrała nadziei, że może nie będzie aż tak beznadziejnie i żałośnie. Serio, nie wiedziała gdzie leżą przyczyny tej dzisiejszej karykatury pojedynku. Zawsze była całkiem dobra w zaklęciach, nie narzekała, ale to, co działo się dzisiaj, było fatalnym przegięciem. Tak wielkim, że aż ją to bawiło. Cóż, ostatnimi czasy nie bardzo przejmowała się magią i jej praktykowaniem, więc może stąd te rozpaczliwie skutki. Gdy już powróciła do swoich naturalnych rozmiarów, rzekła : - Serpensortia. Jakże ślizgońskie zaklęcie, nono! Ciekawe, jak Margo z tego wybrnie.
No ruszył się trochę ten pojedynek,chociaż Margo świetnie się bawiła, rzucając zaklęciami, które w ostatniej chwili nie działały czy też nie wychodziły. Owszem było to trochę żenujące, szczególnie że obie wcale nie były takie młode, ale co tam! Kit z tym, że Jack patrzył na nie i coraz bardziej się zastanawiał, co on tu robi, czy to przedszkole czy pojedynek. Na szczęście okazało się, że jednak pojedynek, bo Margo trafiła zaklęciem zdobywając punkt, a Neva korzystając z tego, że miała zaczynać, również zaatakowała, wyczarowując węża. No i co bidulka miała teraz zrobić? -Orbis! - wykrzyknęła i machnęła różdżką, ale wąż zmienił swoje położenie, przez co nie trafiła. -Cholera. - mruknęła pod nosem, patrząc na oślizgłego stwora, zbliżającego się w jej stronę. Punkt dla Nevy, no nie?
Ach, tyle krzyków, machania różdżką, a tak mało skutków! Kiedy jednak Neva wróciła do normalnych rozmiarów, coś jakby wreszcie ruszyło. Bo nawet poprawnie rzuciła zaklęciem i po chwili na ziemi pełzał sobie wesoło wąż, kierując się ku Margo. Jack spokojnie obserwował jego zmagania, tak samo jak próbę jego udaremnienia przez gryfonkę. Westchnął ciężko, kiedy ta chybiła zaklęciem, sądząc, że chyba ma dosyć roli bycia sekundnantem. Ale nie przejmujmy się, zapewne gdyby on miał brac udział w pojedynku, to nie trafiłby ani razu i co więcej zostałby pokonany już przy dwóch pierwszych próbach. Ale oczywiście nie dał tego nikomu po sobie poznać, taki to cwaniaczek, heheh. - Finite - rzucił ponownie, tym razem w kierunku pełzącego gada, który teraz zniknął. Reyes odetchnął z ulgą. - Jeden do jednego, zaczyna Reeve - po raz kolejny raczył je poinformować, zastanawiając się jednak, czy nie mogłyby rzucać jakichś bardziej zajmujących czarów! Jakieś obijanie o ściany i tym podobne rozrywki. Ech, taki to z niego niedobry ślizgon był. W każdym razie dał im znać, iż mają zaczynać.
Okej, okej, niby nie było źle z tymi ich zaklęciami, no ale oczekiwała czegoś, bo ja wiem, lepszego? Przychodząc tutaj spodziewała się, że wraz z Nevą i Jackiem będą się śmiać z tych zaklęć i ta sztywność gdzieś zaniknie, ale biedny pan sekundant był zakacowany, a obu dziewczynom czary po prostu na początku nie wychodziły. Zdarza się. Chociaż w sumie, teraz o tym mogły już zapomnieć, bo zaklęcia śmigały po całej klasie. No cóż, żadna z nich nie chciała jakoś szczególnie zadać bólu tej drugiej, dlatego tutaj z Nevy się zrobił krasnoludek, tu w stronę Margo pełzł wężyk... No i był remis. Margaret przygotowała różdżkę. - Obscuro. - mruknęła pod nosem i machnęła różdżką dość dynamicznie, a już po chwili biedna Neva miała na oczach piękną czarną opaskę.
Wspaniale. Skacowany Jack czekał na coś oszałamiającego, a wtedy Margo rzuciła w Nevę zaklęciem obscuro. Szczerze mówiąc sądził, iż ślizgonka poradzi sobie z tym zadaniem, a jednak... a jednak nie. Bo już po chwili na jej twarzy widniała czarna, oblepiająca opaska. Reyes stał chwilę uśmiechając się głupio na ten widok, jednak ostatecznie machnął różdżką, aby zakończyć te śmieszne czary. - Finite - rzucił w stronę brunetki, a kiedy ta się uwolniła, pokiwał głową. - Dwa jeden dla Reeve, która wygrywa pojedynek. Gratuluję - powiedział, ściskając ich dłonie i takie tam, oraz ciesząc się, że to wreszcie koniec. Wyszli wszyscy, jedni w lepszych, inni w gorszych nastrojach. On zamierzał wypić hektolitry wody i położyć się spać, jak na obolałego człowieka przystało.
z/t x3
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Kolejny pojedynek. Poprzedni był dosyć.. Dziwaczny. Nie dość, że Villadsen..to jeszcze jej myśli lewitowały tam, gdzie nie powinny. Wynikiem tego popełniła tyle gaf, przy rzucaniu zaklęć, że żal dupę ściska. Poważnie. Teraz miała nadzieję, że pójdzie jej lepiej. Choć była wykończona. Sfinksem, natłokiem zajęć, wszystkim naraz. W końcu przez ostatni czas udało jej się znaleźć jakąś pieprzoną skrzynię i zamknąć gębę tej cholernej Jęczącej Wdowie. Na Merlina! Nigdy więcej! Wbiła do sali, jeszcze nikogo nie było. Przycupnęła gdzie sobie i czekała. Zaklęć nie ćwiczyła, znała je jak pacierz. Jedyne co mogła teraz robić, to pracować nad oddechem, próbować wyzbyć się jakichś kurewskich myśli, które pragnęły skutecznie poprzeć jej przegraną. Jakby kibicowały przeciwnikowi i robiły wszystko, byleby tylko poszło jej jak najgorzej. Pieprzona mać! Czasami podświadomość potrafiła płatać takie figle, że chciało się kurwę zabić od ręki.
HALO. 5 DNI MINELO, ale nie bylam na czaro nawet, zeby sprawdzic wiadomosci, a nikt mi nie napisal na fejsiku!:< jesli da rade, to chce i pisze szybko posta z chujowego publicznego wifi znad morza, a jak nie to trudno xd
Pojawiła się w sali mocno spóźniona, ale nie powinno to nikogo dziwić, biorąc pod uwagę jej destruktywny tryb życia. Na kacu, z potarganymi włosami, wczorajszym makijażem i jakimś kolorowym, zagubionym piórem w ciemnych kosmykach, wkroczyła do sali szeroko ziewając i nie racząc nawet zasłonić ust dłonią. Rozejrzała się, mrugając nieobecnie. - Cześć - mruknęła do rudowłosej dziewczyny znajdującej się w sali. - Widzę, że nie tylko ja się spóźniłam - dodała, rozglądając się za sekundantem i uporczywym mruganiem próbując pozbyć się senności z niebieskich ślepii. Wyjęła z kieszeni szortów różdżkę, do której coraz bardziej się przekonywała, z popiołem popiełka. Tęskniła trochę za dzikim bzem i piórem żmijoptaka, a wciąż nie miała pojęcia, gdzie znajduje się jej stara przyjaciółka.
[2]
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Rasheedowi się nie spieszyło. Może to był jakiś swoisty sposób na odreagowanie tego, że sam się nie pojedynkuje, a jest jedynie sekundantem? No wiecie, uprzykrzenie komuś życia za to, że ma coś czego samemu się nie posiada. To było dość dziecinne, ale jak najbardziej pasowało do jego postawy życiowej. W związku z tym spóźnił się po królewsku, ale widząc w jakim stanie Lunarie wpadła do sali pojedynków, wcale nie poczuł się winny. Baa, najchętniej wyszedłby i wrócił jeszcze za pół godziny, żeby mogła sobie na niego poczekać, mała spóźnialska. Mruknął coś do nich na powitanie, po czym westchnął jak człowiek bardzo niezadowolony z tego, że musi tutaj być. - Young zaczyna - powiedział, ze zniecierpliwieniem machając dłonią na Ślizgonkę. Niechże ten pojedynek szybko się skończy.
Znudzona czekaniem na odpowiedzialne zastępy Hogwartu, zaczęła przechadzać się po sali. Stanęła na swoim miejscu. Wysunęła prawą nogę do przodu i ćwiczyła w myślach formułki zaklęć, które postanowiła użyć dnia dzisiejszego. Lubiła wybierać te sprawiające najwięcej bólu. Tak cholernie bolało ją to, że tak mało zaklęć nauczali w do klasy siódmej. Czekała już na studia z tak ogromną gorliwością. - Dzień dobry bardzo.. - mruknęła do wchodzącej dziewczyny, zmelanżowanej na tysiąc sposobów. Pewnie studentka. No i zajebiście. Widzę, że sprawiedliwy pojedynek Nam się szykuje. W końcu przylazł też sekundant, niezadowolony z życia. Zmarszczki na czole, mroczył się jak diabli, minę miał nietęgą. Chryste, idźcie wszyscy do domu. Na kiego tu jesteście? - Poena inflicta - powiedziała od razu, gdy sekundant pozwolił jej zacząć. Była spokojna i opanowana. Może to czekanie jej pomogło? Ostatnim razem, to ona wpadła spóźniona i ciężko było jej dojść do siebie przez co poległa przy pierwszym zaklęciu. Ale nie ważne jak kto zaczyna, tylko jak kończy. Uważaj więc Young.
(6)
Rasheed Sharker
Wiek : 28
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 191cm
C. szczególne : Wysoki wzrost, blizny: trzy linie oplatające jego prawą dłoń
Cóż tutaj dużo mówić, czekając na rozpoczęcie pojedynku, stał sobie wpatrując się w obie dziewczyny ze zniecierpliwieniem. Zdecydowanie wolałby teraz stać na miejscu jednej z nich, ale wcześniej jakoś nie zastanawiał się z kim wolałby walczyć… aż do momentu, w którym Kendra miotnęła sprawnie zaklęciem w LSD. Nawet nie miała możliwości obronienia się przed nagłym atakiem bólu głowy. Huh, miał tendencję do szybkiego oceniania ludzi. Może jednak Lunarie pokaże im zaraz coś ciekawego? W końcu teraz będzie jej kolej. - Finite - mruknął, zdejmując zaklęcie chwilę po tym jak uderzyło w Gryfonkę. - 1:0 dla Young. Deceiver zaczyna.
Przez chwilę ciężko było jej stwierdzić, czy to po prostu kac bardzo intensywnie nasilił się i spowodował, że niemal zachwiała się z bólu głowy, ale takie zaklęcie wybrała sobie po prostu przeciwniczka. Nie zdążyła zareagować i odbić zaklęcia, ani nawet wykonać uniku, dlatego potrzebowała chwili na dojście do siebie kiedy Sharker zdjął już z niej urok. Teraz jej kolej. Uniosła różdżkę i wycelowała nią w Ślizgonkę, podrywając lekko chudy nadgarstek do góry. - Suceratos. - Sprężony strumień wody pomknął w stronę dziewczyny. LSD wiedziała, że zaklęcie może być na tyle mocne, by przeciąć swoją siłą drewno, lecz ona postarała się, by jedynie mógł nabić jej masę siniaków w przypadku dosięgnięcia ciała Young. Obserwowała, jak przeciwniczka stoi już w gotowości do obrony.
[5]
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Dobra. Nie zauważywszy waszych odpisów, a raczej ich daty, ale za to dostawszy cynk o potrzebie dyskwalifikacji i dokonawszy tego dnia wczorajszego cofam tą dyskwalifikację, jednak pojedynek zostanie dokończony po zakończeniu 12, przez wzgląd na brak ogarnięcia.