Sala Pojedynków jest specjalnym pomieszczeniem na pojedynki czarodziejów. Jest długa, w sam raz dla walczących par. Na czas dodatkowych zajęć są tu ustawiane niedługie podesty, a gdy nic się nie odbywa - sala jest po prostu pusta. Od czasu do czasu zaglądają tu uczniowie, zwykle z nudów.
Autor
Wiadomość
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Echo nie mogła się doczekać kolejnego pojedynku. Ostatni wspominała bardzo przyjemnie, bo nie dość, że był dla niej zwycięski, mogła poszczycić się wygraną ze studentką. I to nie byle jaką, bo studentką trzeciego roku, a do tego Krukonką! W swoim napiętym planie zajęć musiała wygospodarować czas na pojedynek. Zrobienie luki w nawale rzeczy do zrobienia było trudne, ale jakoś sobie poradziła i teraz gnała do sali pojedynków, aby zmierzyć się z kolejną przeciwniczką. Przybyła pierwsza, co niesamowicie ją zdziwiło, ale nie narzekała. Usiadła sobie pod podestem do pojedynków i otworzyła szkicownik, żeby w czasie oczekiwania zrobić jakikolwiek szkic. Ostatnio, jak na złość, musiała ich robić coraz więcej, choć niektórzy czekali na zaległe prace. Życie, jakoś musiała sobie poradzić!
Nadal się zastanawiał jak to się stało, że został sekundantem. I kto się na to zgodził? No, ale nie ważne. Taka odpowiedzialna fucha mu przypadła, że nie mógł teraz nie przyjść. Choć miał tyle innych ciekawszych rzeczy na głowie. Jak zawsze zresztą. Wszedł do sali myśląc, że już wszyscy na niego czekają, ale się rozczarował. Siedziała tutaj tylko Echo, która coś bazgrała. Albo może pisała jakieś zaległe wypracowanie albo wróżyła sobie czy coś. Nie widział za bardzo, bo z daleka ją widział jak się nad czymś pochylała. A może po prostu modliła się o zwycięstwo? Nie chciał trzaskać drzwiami, ale jakoś samo tak wyszło. - No hej - uśmiechnął się krzywo i sobie przypomniał, że Echo przecież sekundowała w jego pierwszym pojedynku. To stąd ją znał, bo skądinąd? Nieładnie, ale zaraz zaczął zaglądać jej przez ramię, aby zobaczyć co tak zaciekle robiła do tej pory. Nie znalazł tam nic ciekawego, więc usiadł obok dziewczyny i już więcej nie zerkał w kierunku szkicownika. - Powal tamtą drugą na łopatki w trzydzieści sekund, bo mam jeszcze coś do załatwienia. Nie, że nie zamierzał przyłożyć się do swojego zadania. Ale wolał, aby pojedynek poszedł sprawnie.
Oczywiście, że była spóźniona, no bo jakże by inaczej. No bo przecież jakby przyszła na czas, to by trzeba było wtedy ogłosić jakieś święto narodowe czy coś. Bo przecież rzadko się jej udawało zdąrzyć gdzieś na czas. To była sztuka, której jeszcze nie udało jej się opanować. Dlatego teraz gnała po schodach na łeb na szyję, by spóźnić się tylko te dwie minuty a nie jakieś dziesięć. Pokonała ostatni zakręt i wpadła do sali niczym burza. Drzwi zatrzasnęły się za nią z wielkim hukiem. No cóż, wielkie wejście idealnie w stylu Dany. Przeczesała dłonią włosy i spojrzała na dwójkę będącą już w sali. -Sorry. - mruknęła, próbując uspokoić oddech, który od wysiłku przyśpieszył. Policzki zaś zdobiły zaróżowienia powstałe w czasie wysiłku. Gdyby Dany nad tym kiedyś pomyślała, okazałoby się, że właściwie częściej przeprasza za swoje spóźnienia niż wita się z ludźmi. Tak spoglądając na to ze statystycznej strony. No ale. Dany spojrzała na swoją różdżkę a następnie na koleżankę z domu gryfindora. - Możemy zaczynać. Dodała, jakby trzeba było to powiedzieć czy coś. Potem włożyła różdżkę w zęby i sięgnęła do włosów, które związała w koński ogon na czubku głowy. Złapała znów za różdżkę, czekając aż dziewczyna wstanie i normalnie zaczną ten pojedynek. -Dany jestem. - przedstawiła się, bo w sumie Echo udało jej kiedyś chyba nawet poznać, za to chłopaka przebywającego z nimi w sali chyba nie. edit: oczywiście, że zapomniałam o kostkach, ale w sumie mogłam nawet nie rzucać, bo prawdopodobieństwo że i mnie 6 wypadnie bylo bliskie zera no ale wypadło 2
No jakże to tak? W jej szkicowniku było mnóstwo ciekawych rzeczy, a rozwijający się talent (zazdroszczę swojej własnej postaci) ukazywał się na każdej stronie. Im dalej, tym lepiej. Pomysły na prace rosły w jej głowie jak grzybki po deszczu. Kiedy jednak pojawiło się towarzystwo, odłożyła szkicownik na bok, ale na widoku, żeby pamiętać o zabraniu go przed wyjściem. Ostatnio... nie, właściwie jakiś czas temu, po powrocie z Lynwood, zostawiła jeden z zeszytów na ławce i już go nie odzyskała. Od wtedy bardziej pilnowała swoich bazgrołków. - Hejka, role się odwróciły - powiedziała, w duchu ciesząc się, że Ślizgon nie zaczął z miejsca ciskać w nią obelgami. Może nie znał czystości jej krwi, albo trafił jej się wreszcie jakiś normalny człowiek? - He, no pewnie. Ale jesteś stronniczy! - dorzuciła jeszcze, a potem pojawiła się Dany. Znały się, przynajmniej z imienia. - Cześć, Dany! - powiedziała, a potem zaczęli ogarniać się co do rozpoczęcia. Madness zaczął od formalności, ukłoniły się sobie, coby zachować kulturkę, a potem przystąpiły do pojedynku. Lyons miała zaczynać. Przez moment próbowała poradzić sobie z zaklęciami niewerbalnymi, które ćwiczyła dosyć często po ostatnich zajęciach, ale nic z tego nie wyszło. Musiała wiec zadowolić się zwykłymi czarami. - Forp fleoge! - powiedziała, raczej cicho, starając się zaskoczyć przeciwniczkę. Nie wiedziała, czy rzeczywiście jej się to udało, ale nie miało to znaczenia, bo czar wyszedł, odrzucając Puchonkę do tyłu.
To nie był jej dzien. Zdecydowanie nie. Zrozumiała to, gdy odrzuciło ją zaklęcie Echo i poleciała wysoko w górę a następnie spadła z łoskotem na posadzkę. Auć. Zabolało. Oczywiście, że zabolało, w końcu wyrzucenie w powietrze i upadek z kilki metrów musi boleć, jakże by inaczej. Zachciało jej się, zapisać do klubu pojedynków. Niedoczekanie, głupia ona. Teraz już nie można się było wycofać. Znaczy oczywiście, że można było, ale Dany nie byłaby sobą, gdyby nie doprowadziła spraw do końca, nawet jeśli miałaby to być ostatnia rzecz jaką przyjdzie jej zrobić. Pozbierała się z posadzki i pociągnęła za bluzkę, po się jej podwinęła w tym całym locie. - Incarcerous - mruknęła, ale coś zrobiła stanowczo źle, bo liny się nie pokazały. Skrzywiła się i przetarła dłonią czoło. Szok wywołany upadkiem musiał przeszkodzić jej w odpowiednim rzuceniu czaru. - Coś czuję, że dziś to nie jest mój najlepszy dzień Pożaliła się nowym znajomym, jakby miała ich to w ogóle zainteresować. Ugięła trochę kolana i stanęła w pozycji, jak jej się wydawało obronnej, miała nadzieję, że tym razem uda jej się odbić atak czy coś, bo nie miała ochoty znów latać.
Echo nie odpowiedziała na stwierdzenie o nie najlepszym dniu. Nie chciała odganiać swojego szczęścia, ale była uprzejma i poczekała aż Dany pozbiera się z ziemi, nie chcąc atakować jej zbyt wcześnie. Różdżkę uniosła dopiero, gdy Puchonka wstała i ustawiła się, aby móc się bronić. Jej zaklęcie było niecelne, ale Echo uchyliła się mimowolnie, kiedy promień świsnął jej nad głową. - Orbis - powiedziała spokojnie, znów starając się zaskoczyć Anderson. Wyglądało na to, że i tym razem się udało. Może Madness wszystko przewidział? Pojedynek był tak krótki, że teraz mógł iść i załatwiać swoje sprawy. Oczywiście po uwolnieniu Dany ze świetlistych promieni. - O - powiedziała Echo, przypatrując się dziewczynie i dalej nie dowierzając. Nie spodziewała się, że będzie tak sprawnie. Ale nie na darmo uchodziła za zdolniachę, co nie?
6 Madness, zdejmij teraz mój czar z DNA i zrób nam wszystkim zt.
Zaczynał się już nudzić. Nie żeby sam był przesadnie punktualny, ale kiedy przyszło mu czekać zaczynał robić się marudny. Wiedział tylko, że ma do nich dołączyć jakaś Puchonka. W sumie powinien przewidzieć, że przyjdzie im na nią czekać. Pewnie zgubiła drogę albo znalazła kogoś w potrzebie i zapomniała o świecie. Ruszył się z podłogi kiedy drzwi się otworzyły i spojrzał na przybyłą dziewczynę. Na usta cisnął mu się mało przyjemny komentarz, ale się powstrzymał. Czasem mu to wychodziło. Teraz na przykład. - Skoro już wszyscy dotarli - spojrzał na Echo, a później dłużej zatrzymał wzrok na DNA. Rzucił monetą albo dziewczyny ciągnęły patyczki, mało ważne w sumie - Echo, zaczynaj - powiedział zajmując swoje miejsce. Nie spodziewał się tego, że będzie miał dużo roboty, ale kto wie, może dziewczyny go zaskoczą? No i tak się stało, bo jeszcze nie zdążył dobrze wyciągnąć swojej różdżki, a już musiał pomagać Puchonce. Arresto Momentum okazało się w tym przypadku skuteczne i DNA wcale nie spadła z łoskotem na posadzkę, bo Madness tam cały czas był i sobie całkiem nieźle radził w roli sekundanta. Widać Echo dosłownie wzięła do siebie słowa Madnessa. I dobrze, nawet można powiedzieć, że lubił takie zaklęcia. Nim zdążył cokolwiek więcej powiedzieć było po wszystkim. - Szybko poszło - skomentował na koniec, po tym jak zdjął zaklęcie z DNA. No i to by było na tyle madnessowego bycia sekundantem.
zt x 3
// szybkie jesteście xD było chwilę na mnie poczekać, no ;D
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Jak skończyć klasę to w wielkim stylu, prawda? Mandy siedziała teraz w sali przerzucając różdżkę z ręki do ręki. Zastanawiała się kto będzie walczył, bo zarejestrowała tylko zdanie "będziesz sekundantem dziś wieczorem". I tyle. Po prostu przyszła. Martwiła się o Scarlett, oto że Wendy się nie odzywa i oto, że chyba nie wie co powinna ze sobą zrobić. W każdym razie była tu pierwsza i przechodziła od okna do okna raz po raz oglądając się do tyłu na wypadek, gdyby ktoś wszedł do sali niepostrzeżenie. W każdym razie uśmiechnęła się delikatnie pod nosem, bo cieszyła się, że dostała kolejną szansę. Ale którą? Czyżby ta nie miała być ostatnią? Zacisnęła dłonie w piąstki i teraz wzdychała dość głośno martwiąc się o wszystko i jednocześnie o nic.
Echo nie miała pojęcia z kim będzie dziś walczyć oraz kogo przydzielili jako sekundanta. Nie miało to większego znaczenia, bo pojedynek i tak był jej dziś potwornie nie na rękę. W sumie kiedy by był? Zawsze miała mnóstwo zajęć, więc nie robiło to większej różnicy... chyba. Zwlekła się z wygodnego fotela w pokoju wspólnym Gryfonów i ruszyła do sali pojedynków, żeby odstresować się nieco przed dalszą nauką. No i po co im były te cholerne owutemy? Nieco rozeźlona, bo znów zajmowały jej myśli, otworzyła drzwi do sali. Dopiero po dobrej chwili ogarnęła, kto już w niej jest. - O, Mandy - powiedziała, neutralnie. - Walczysz, czy sekundujesz? - zapytała, przysiadając sobie na podeście. - Jak przygotowania do owutemów? Wszystkich nieźle popieprzyło z tymi egzaminami, to trochę smutne - mruknęła, wylewając w tym zdaniu swoją irytację na podejście nauczycieli.
Po swoim ostatnim, i zresztą pierwszym pojedynku czuła się całkiem pewnie. Zapewne to uczucie było złudne, ale co poradzić. Kiedy dostała informację, że ma się dzisiaj pojedynkować, przyszła do sali nawet z ochotą, jeśli tym razem sekundant będzie umiał trochę więcej zaklęć niż samo Fnito, na pewno będzie tylko lepiej niż poprzednio. Przywitała się z dziewczynami, kiedy weszła do środka. Nie znała żadnej z nich, może jedynie kojarzyła z lekcji. Była ich już cała trójka, więc powinny zacząć pojedynek, wszystko jedno z którą, w końcu żadna nie była takim strasznym Madnessem.
Mandy czekając tutaj nie spodziewała się znajomych twarzy. Jakoś w ogóle nie założyła, że przyjdzie tutaj Sethowa siostra. W każdym razie stała sobie spokojnie oddychając ciężko, bo wyjątkowo to nie miała zamiaru uciekać jeśli spóźniliby się nawet te dziesięć minut. Nienawidziła gdy ludzie byli niezdyscyplinowani i zachowywali się całkowicie nie w porządku. W każdym razie nagle drzwi otworzyły się, a do środka weszła zmarnowana Lyons. Na co Mandy zareagowała troskliwym uśmiechem wsadzając w to całą swoją miłą aurę jaką dysponowała. Przecież rzeczywiście chciała zrobić dobre wrażenie, jakkolwiek by to nie brzmiało. - Słabo. Nie czuję się na siłach w tym roku zdawać egzaminów. Nie jestem przygotowana i to chyba najgorsze. - Zwierzyła się Echo po chwili zdając sobie sprawę, że powinna powiedzieć coś odwrotnego nawet jeśli byłoby to kłamstwo. Dlaczego przyznała się do słabości? Mimo to było już za późno, więc jedynie poczekały na drugą dziewczynę pewnie po drodze rozmawiając o czymś jeszcze i do sali weszła Blaise. - W porządku. To zaczynamy. Echo przyszłaś pierwsza, więc zaczynajmy. - Poinstruowała MMS stojąc w odpowiednim miejscu, które zawsze zajmowała podczas takich sytuacji.
Echo niestety byla uczulona na ludzi, którzy pragnęli zrobic dobre wrażenie. Jej poglady w tej sprawie sprowadzały się do tego, że im bardziej się ktoś starał, tym bardziej ogólny efekt tracił na wartości, robił się sztuczny i wymuszony, co z kolei niesamowicie ją irytowało. Do samej Saunders była nastawiona nieco sceptycznie. Nie miała do niej zaufania głównie przez jej skłonności do znikania w niewyjaśnionych okolicznościach oraz przez pokrewieństwo ze Scarlett, o której chodziły różne plotki. Lyons nie chciała oceniać Mandy przez pryzmat siostry, ale mimo wszystko brała je pod uwagę. W rodzinie ucierały się jednak schematy, widziała to u siebie. Miała kilka cech upodobniających do Setha, kilka do Flory. W każdym razie Echo starała się nie oceniać Krukonki pochopnie. Przyjęła jej troskliwy uśmiech. - Na pewno nie jest tak źle. Ja też czuję się nieprzygotowana a ostatnio ciagle ogarniam jakieś wypracowania i ćwiczę. To chyba kwestia samego faktu, że to owutemy. Ustawiła się posłusznie na podeście, gdy już przywitała się z Laurą. Ukloniła się przepisowo i skinęła głową na znak, że zrozumiała. Uniosła różdżkę i wypowiedziala wyraźnie "forp fleoge", ale zaklęcie przemknęło obok Ślizgonki, nie okazują c się zbyt celnym. Była niezadowolona, bo możliwości miała o wiele większe.
Przysłuchiwała się jak dziewczyny rozmawiają i domyśliła się, że mówią o owutemach, jak dobrze, że ona miała je już za sobą, chociaż, z drugiej strony, już za rok czekało ją pisanie pracy na koniec studiów, co chyba było też trochę straszne. Tym razem pamiętała, że na początku pojedynku jest coś takiego jak ukłon, może dlatego, że o nie był jej pierwszy. Dziewczyna rzuciła zaklęcie, a Lara nawet nie usiała próbować rzucać Protego, bo zaklęcie dosyć mocno chybiła. Ona rzuciła tradycyjną Drętwotę i udało jej się wycelować całkiem nieźle.
Echo zasady w tym przypadku znała, więc ukłon był jakiś naturalny i oczywisty. Choć czuła się dziwnie, gdy musiała się kłaniać przed czystokrwistą czarownicą, a do tego Ślizgonką. Nie odpowiadało jej to, ale musiała się przystosować i nie mogła narzekać. Niestety jej zaklęcie obronne nie wyszło, przez co Drętwota Laury trafiła w Echo całkiem zgrabnie i szybko powaliła Gryfonkę na ziemię. Gdyby miała szansę, pewnie by się skrzywiła ze złości, ale nie miała, bo leżała bez ruchu. Szczęście wybitnie przebiegało jej gdzieś obok nosa. Albo czarny kot nosił je na swoich plecach, kiedy przebiegał jej drogę. W każdym razie, nie była z siebie zadowolona, bo kozacki poziom jej zaklęć jakoś nie chciał się ujawnić przy przeciwniczce. Bardzo smutno.
MMS obserwowała pojedynek, który toczyła sethowa siostra z panną Blaise. W sumie to nie miała pojęcia komu kibicuje, jednak chyba uznała, że zachowa pokerową twarz i nic nie zdradzi. Jeszcze przez chwilę analizowała to co mogłoby wydarzyć się w czasie zdawania tegorocznych egzaminów, jednak zarzuciła tę myśl gdy tylko poczuła, że może przesadzić z czarnymi scenariuszami, a gdy te się ziszczą, to już wszystko się rozpryśnie i zniknie. Niesiona właśnie tym przeczuciem nie zareagowała od razu na upadek Echo. Dopiero po kilku chwilach rzuciła "finito" i uśmiechnęła się do Ślizgonki. - Jeden do zera. Twoja kolej Lauro. - Pomogła uprzednio wstać Gryffonce, po czym znów wróciła na swoje stanowisko.
Odwzajemniła uśmiech krukonki, hehs, na razie szło jej całkiem nieźle, kto by pomyślał, że była taka świetna w pojedynkach. Wygrała tę rundę, Echo za chwilę zastygła, a kiedy MMS cofnęła zaklęcie, Laura rzuciła kolejne zaklęcie. - Tarantallegra! - krzyknęła, celując różdżką, serio, czuła, że to zaklęcie trafi idealnie.
Nim się obejrzała wszystko zakończyło się równie szybko, co rozpoczęło. Zaklęcie, za zaklęciem, a dziewczyny naprawdę były godnymi siebie przeciwnikami. MMS nie dane było w tej edycji stanąć wyżej by z kimś walczyć, ale kto wie. Może następnym razem? Przestępując z nogi na nogę zerknęła, jak Laurowe zaklęcie poleciało szybciutko uderzając w Echo tym samym nie dając jej szansy na obronę. Mandy błyskawicznie odesłała zaklęcie kończące "torturę" i uśmiechnęła się znów nieznacznie zakładając ręce na piersiach. - Okej, wygrywa Laura. Gratulacje! - Rzuciła w miarę spokojnie, a potem to już pożegnały się wszystkie i rozeszły w swoje strony.
[ztx3]
Marco Ramirez
Wiek : 37
Dodatkowo : Opiekun Ravenclawu, Animag (Pantera), Zaklęcia bezróżdżkowe
Echo ubolewała, że nie miała już szans na zostanie mistrzem pojedynków, choć mimo wszystko dotarła daleko i pokonała sporo rywali, więc teoretycznie powinna być z siebie zadowolona. Sekundowanie w finałowym starciu również było sporym wyróżnieniem, dlatego postarała się wybrać na czas i, dla odmiany, na miejscu pojawiła się pierwsza, świecąc przykładem. Czekając na Kendrę i Laurę, starała się ignorować fakt, że obie są Ślizgonkami. Nie żeby jej to uwłaczało... zwyczajnie czuła się nieswojo w towarzystwie wychowanków Slytherina. Z drugiej strony - teraz były zdane na jej łaskę! Choć teraz nie miało to absolutnie żadnego znaczenia, bo zasady obowiązywały wszystkich. Miała chwilę na przemyślenie sprawy swoich, może nieco zbyt wygórowanych, ambicji, więc tym właśnie się zajęła, przysiadając na podeście i w zamyśleniu uderzając w niego palcami i wybijając w ten sposób rytm, który zupełnie nie miał sensu.
Myślała chwilę nad tym, czy ma się zjawić. Poddanie się i oddanie zwycięstwa, było jednak zupełnie nie w jej stylu. Tak kurwa bardzo nie lubiła siebie takiej. Takiej biernej, jakby stała obok i patrzyła jak pierdoli się wszystko wokół. Mogła jeszcze tylko zacząć klaskać. Lubiła mieć wszystko pod kontrolą, lubiła trzymać rękę na pulsie. Lubiła wiedzieć, że wszystko dzieje się po jej myśli i tak jak sobie zaplanowała. Tylko teraz nic nie działo się po jej myśli i to wprowadzało ją w stan totalnego rozpierdolu emocjonalnego. Miała w głowie taki pierdolnik, jak chyba jeszcze nigdy. I aby było zabawniej, musiała wziąć się w garść na kilka chwil i pokazać choć nieco klasy. Ja jebie, przecież to pojedynek. Jej ulubiona i chyba jedyna rozrywka w tej szkole. Dawać wycisk słabszym. Tylko teraz ona czuła się wystarczająco słabo i nie wiedziała jak się to wszystko jej tu uda. W sali czekała już na Nią zakręcona Gryfonka. Chyba nigdy nie miały okazji zamienić ze sobą słowa. Wiedziała, że to sekundantka..bo ktoś wcześniej ją poinformował, że walczy z jakąś laseczką z domu Salazara. - Cześć.. Pierwszy raz spotykam sekundanta czekającego. Miłe zaskoczenie.. - powiedziała, wchodząc i stając gdzieś sobie. Czekały teraz we dwójkę na Ślizgonkę numer dwa.
Przyszła do niej wiadomość, że ma się stawić na pojedynku. Finałowym pojedynku! Czy to możliwe, żeby zaszła aż tak daleko? Czuła, że odkąd zapisała się do klubu, jej umiejętności rzucania zaklęć się polepszyły, ale wciąż nie czuła się na tyle dobra... żeby pomyśleć, że zaledwie krok dzieli ją od zostania mistrzem pojedynków. Była z siebie strasznie zadowolona, dlatego idąc na ten ostatni pojedynek, była w wyjątkowo dobrym humorze. Do sali weszła jako ostatnia, dwie dziewczyny już czekały. W jednej rozpoznała gryfonkę, z którą ostatnio się pojedynkowała, druga natomiast musiała być nieco młodszą ślizgonką. Uśmiechnęła się do nich, dzisiaj jakoś łatwiej jej to przychodziło niż zazwyczaj. - Cześć. Zaczynamy? - zapytała prawie, że wesoło, starając nie czuć się głupio tylko dlatego, że to one musiały na nią czekać, a nie na odwrót.
Echo przywitała Kednrę skinięciem głowy i w sumie zdziwiła się tonem, jakim została przywitana. Może Ślizgonki były mniej nieprzyjemne od Ślizgonów? Albo świat stawał na głowie. Zdecydowanie to drugie. - Hej - przywitała Young, nie wstając jeszcze z podestu. - Nie chciałam się spóźnić, w końcu to finał - powiedziała, nie dodając nic o tym, że spóźnianie miała we krwi. Miała teraz ważną funkcję, więc nie paplała na prawo i lewo o tym, w jaki sposób skutecznie obniża swoje kompetencje. Wolała uchodzić za punktualną i zorganizowaną, choć "zorganizowana Echo" zdecydowanie było oksymoronem. Niedługo później dołączyła do nich Laura, którą Gryfonka przywitała, a później wyciągnęła monetę, przypisując dwie dziewczyny do dwóch stron sykla. Podrzuciła go wysoko. - Zaczyna Laura - zarządziła, przyglądając się monecie, którą właśnie złapała. - Znacie zasady, powodzenia.
Obserwowała jak moneta szybuje do góry i potem spada. Pomyślała, że już na początku szczęście jej sprzyja i dobrze by było, gdyby dalej działo się tak samo. Chociaż wiedziała, że nie wszystko zależy od szczęścia... chociaż może nawet mniejszość? Jednak dotychczas, nawet kiedy pojedynkowała się z lepszymi o od siebie uczniami, za każdym razem wygrywała. Weszła na podest, ustawiła się na jednym jego końcu a potem ukłoniła się jak trzeba, teraz o tym pamiętała. - Petrificus Totalus! - rzuciła zaklęcie, a ono pomknęło z jej różdżki prosto w Kendrę. Jeśli tylko nie uda jej się obronić, albo odskoczyć, będzie już punkt dla Laury. 5