Mimo względnie niepozornej nazwy (ale za to jakże adekwatnej!) wnętrze jest naprawdę wypasione, tak samo zresztą jak menu. Tanie alkohole, pyszne przekąski, dobra muzyka i miła, profesjonalna obsługa, która w dodatku rzadko pyta o dowód przy sprzedaży napojów wyskokowych - czego chcieć więcej? Pub mieści się przy ulicy głównej Hogsemade i robi naprawdę dużą konkurencję Trzem Miotłom. Zapraszamy!
Przyszła. Nie rozmyśliła się. W myślach sam sobie przybił piątkę. Jej spóźnienie pozostało całkowicie niezauważone i zapewne nigdy nie zostanie odkryte z prostego faktu - nie miał zegarka. Ciemne oczy zatrzymały się na sylwetce Billie, kiedy ta już weszła w pole jego widzenia. Odbił się od barierki i do niej podszedł, a i nagle odkrył, że nie wie jak ma się z nią przywitać. Ledwo się znają, a już idą na randkę. Hm, nigdy nie musiał się tym przejmować, a więc i teraz postanowił nie zastanawiać się nad savoir-vivre randek. - Serwuus. - obdarzył ją szerokim uśmiechem i z zaskoczeniem zauważył, że ubrała się swobodnie a nie przesadnie elegancko. To przemawiało na jej korzyść - Billie nie wyglądała na dziewczynę, która spędzi pół dnia przed lustrem a następne pół przed szafą. Prezentowała się iście naturalnie i choć Jeremy nie skomplementował jej stroju, to wyraz jego oczu mówił sam za siebie. Po prostu cieszył się, że przyszła. To było niezwykłe w swojej prostocie. Z opóźnieniem poczuł na skórze jej uśmiech, który z dziecinną łatwością odwzajemnił. - Nie wyglądasz zwyczajnie. - roześmiał się całkowicie niegroźnie. - Nie idziemy do opery, idziemy się czegoś napić i coś przekąsić. Chodź. - skinął jej głową, że mogą już oficjalnie wpakować się do pubu, skoro udało się im bez większych przeszkód spotkać. - Raz na jakiś czas tu przychodzę, ale nie wypada siedzieć tutaj samemu. W ogóle Billie... - odwrócił się do niej przodem i chwilę szedł tyłem do pubu. - ... zobacz, nie wpadłaś na mnie, a to nasze drugie spotkanie. Widzisz, twoja zła passa przy mnie nie działa. - powiedział to zapewne przedwcześnie, ale to cały Jeremy - od razu podkreślał zalety spotkania. Odwrócił się do drzwi w ostatnim momencie, kiedy miał w nie uderzyć plecami. Zapatrywanie się na kręcące się kosmyki włosów nie było dobrym pomysłem, jeśli idzie się wspak. Przepuścił Billie w drzwiach i skinięciem brody wskazał na wyposażenie pubu. Wzrokiem odnalazł ulubione miejsce - w kącie sali, stosunkowo blisko okna i poprowadził tam dziewczynę omijając zgrabnie idącego kelnera. Nie było tłoku - jeszcze nie. Poczekał aż usiądzie w czerwonym fotelu i po chwili usadowił się wygodnie naprzeciw niej. - Dobra, to teraz możesz mi już oficjalnie powiedzieć dlaczego obgadałaś mnie z Elijahem. - popatrzył na nią uważnie i niestety nie potrafił pytać poważnym tonem - jego usta mimowolnie wygięły się uśmiechu. Podsunął jej na stole kartę z napojami, trunkami i przekąskami. - Teraz ja powinienem cię obgadać też z jakimś Swansea, ale niestety nie mam żadnego pod ręką. Oprócz ciebie. Co jeszcze powiedział o mnie ten szczwany lis? Domagam się zeznań. - oczy mu świeciły z radości. Nie miał problemu, żeby mówić i zagadywać. Opierał łokcie o stolik i przyglądał się Billie z naturalną dla siebie wesołością. Każdy, kto go znał wiedziałby, że Jeremy dopiero się rozkręca, że to zaledwie początek jego osoby. Gdy kelner do nich doczłapał, zamówił potrójną porcję zapiekanych paluszków (palce lizać! dosłownie) i ulubione piwo kremowe. Jeremy całkowicie nie zorientował się, że Billie nie jest pełnoletnia. Nie wyglądała na siedemnastolatkę, jednak nie zwrócił na to absolutnie uwagi. Za to dyskretnie podziwiał układ piegów zdobiących jej twarz. Wygrał w totka czy nie wygrał?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Pojawiła się w Hogsmeade nie bez przyczyny. Chodziło o korepetycje i 'nadrobienie zaległości'. Ale może od początku. Ze swoimi rzekomymi problemami z transmutacją zwróciła się w swojej desperacji do matki, która od jakiegoś czasu co wakacje jej wspominała, że być może trafnym rozwiązaniem na zaklęciową niemoc byłyby dodatkowe lekcje. Nawet takie poza szkołą, z kimś znającym się na rzeczy i zaufanym. Co prawda na same zaklęcia Moe miała już własny pomysł i plan niedługo miała zamiar wprowadzić w życie, jednak kwestia nabywania umiejętności w kierunku animagii pozostawała otwarta. A, jak się okazało, Eileen w księgarni miała całkiem niezłe znajomości, pośród których trafił się również... animag, co jakiś czas zaopatrujący się w nowe lektury, by studiować swoje przemiany również po opanowaniu tych zmiennokształtnych wyczynów. Z tą wiedzą, to Moe wyleciała z propozycją, aby zapytać jegomościa o możliwość odbycia korepetycji z transmutacji. Nie musiała długo kombinować, aby naprowadzić mamę na to, że animag musiał się znać na transmutacji, z której jej córce przydałoby się wsparcie. Krótko potem panna Davies dowiedziała się, że facet się zgodził. Otrzymała przy okazji informację dotyczącą daty i lokalizacji lekcji, poznała imię i opis wyglądu korepetytora. Z tą wiedzą pojawiła się 'U nieudacznika'. - Co to właściwie są 'Łzy Morgany'? - zapytała barmana skonsternowana, uważnie przyglądając się wspominkom na temat jej imienniczki. Stała przed ladą i zastanawiała się, czy coś byłoby w stanie przebić bezalkoholowe mojito. Niestety - 'Łzy' okazały się trunkiem dla superdorosłych czarodziejów po siedemnastym roku życia. Przewróciła oczami i zamówiła to, po co tu przyszła. Oczywiście nadal żuła tego paskudnego liścia, ale prawie zdążyła o tym zapomnieć. Na szczęście nie doszło jeszcze do tego, by nieświadomie zdecydowała się na połknięcie swojego przekleństwa. Jak na tyle czasu w zębach, zaskakująco dobrze się trzymał. Tak, jak jego aromat.
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Perry czuł podekscytowanie. Ogromne. Przez całkowity zbieg okoliczności w końcu miał okazję przyjrzeć się nieco bliżej mieszczącej się w Anglii szkole, o której słyszał tyle intrygujących historii. Jeśli choć połowa z nich była prawdą żałował, że nie udał się tutaj na studia. Powód ku temu pojawił się dość niespodziewanie, gdy dokonywał kolejnego już zakupu w księgarni niejakiej Eileen Wright. Podczas zapłaty za kilka kolejnych pozycji, które skupiały się na rejonie transmutacji, a przede wszystkim animagii kobieta zagaiła go z ofertą pracy. Polegać miało to na udzielaniu korepetycji jej córki, która uczyła się aktualnie właśnie w Hogwarcie. Będąc szczerym to już sam ten fakt sprawiał, że mężczyzna miał ochotę zgodzić się bez większego namysłu. Nie interesowało go, ile miałby na tym zarobić, a to, że w końcu nadarzyła się odpowiednia sposobność. Zalatany i pogrążony w pracy znalazł w końcu idealny powód do tego, aby nieco się oderwać i zająć czymś innym. Po prawdzie nigdy nie udzielał korepetycji ani też nie miał okazji do nauczania, ale doskonale wryły mu się w pamięć lekcje (życia), których udzieliła mu jego mentorka, dzięki którym udało mu się spełnić swe młodzieńcze marzenie i zostać animagiem. Wymagało to dość sporej wiedzy w rejonie właśnie transmutacji, a więc miał nadzieję, że faktycznie uda mu się pomóc owej Morgan. Już sama obecność w Hogsmeade działała na niego pobudzająco. Czuł się jak dzieciak na wycieczce szkolnej. Z trudem powstrzymywał się od przewertowania asortymentu wszystkich sklepów, które tylko wpadły mu w oczy. Spieszył się na spotkanie z potencjalną uczennicą i nie chciał zrobić złego wrażenia na start. Gdy jednak stanął przed wejściem do pubu "U nieudacznika" zrozumiał, że zapomniał o jednym, istotnym detalu. Zapomniał spytać o wygląd owej Morgan. Znał ją jedynie z imienia. Morgan A. Davies. Cóż, pozostawało mu mieć nadzieję, że w środku nie ma aktualnie zbyt wielu klientów i uda mu się ją jakoś rozpoznać. Z tym właśnie nastawieniem wszedł do baru, rozglądając się po zgromadzonych gościach. Na zewnątrz wydawał się dość spokojnym podróżnym w długim płaszczu, ale w środku nieco gorączkowo próbował odnaleźć nastolatkę, z którą miał się tutaj spotkać. Nagle jednak coś sobie uświadomił i lekko znieruchomiał. Finalnie wziął jedynie dane kontaktowe spotkania, ale nie dość, że nie spytał o wygląd córki pani Eileen to jeszcze zapomniał ustalić, ile tak właściwie miał za to otrzymać. Nie ma co, zaczynało się idealnie.
Minęła godzina spotkania z korepetytorem, a ona nadal stała przy barze, oczekując na swój napój. Zaczęła się rozglądać po zgromadzonych osobach, z naciskiem na te, które siedziały samotnie. Nijak jednak nie potrafiła dostrzec kogokolwiek zgodnego z opisem, jaki zaoferowała jej mama. Odwrócona od lady zerkała również w stronę drzwi. Teoretycznie pojawiali się ciągle nowi klienci i nawet niektórzy przychodzili osamotnieni. Niewiele jednak zdradzały ich spojrzenia - raczej nie poszukujące małoletnich uczennic, a już z pewnością nie w celach naukowych. Davies, rzecz jasna, wpadła na najgorszy możliwy pomysł, zwłaszcza przy jej problemach z zaklęciami. Postanowiła zabawić się w czary. Zdjęła plecak i wyjęła z niego jakiś pusty zeszyt. Po kryjomu wyciągnęła różdżkę, choć nadal skrywała ją pod płaszczem. Wycelowała w zeszyt i wprawnie wykonanym zaklęciem Priopriari sprawiła, że na jego okładce pojawił się ogromny napis 'Transmutacja dla bystrzaków'. Może nie była już z tego przedmiotu aż taka zła, skoro tego typu zaklęcia wychodziły jej (przy dobrych różdżkowych wiatrach) bez większych kłopotów? Zresztą, sama doskonale zdawała sobie sprawę, że z transmutacją, w warunkach szkolnych, szło jej śpiewająco. Ale animagia wymagała czegoś więcej, niż umiejętności odpowiednich dla szóstoklasistki. Jakby tego było mało, swój zeszyt potraktowała również Engorgio, sprowadzając go do rozmiaru nieco większego niż znany niemagom blok rysunkowy A4. Musiało to wyglądać dosyć karykaturalnie. Zwłaszcza w knajpie. Ale barman nie zwracał na nią uwagi. Zresztą - chyba większość założyła, że po prostu tę debilną 'książkę' wyjęła z plecaka. Teraz zatem stała oparta o ladę, z otwartą księgą trzymaną przed sobą. Zapewne zwracała na siebie uwagę. Taki też był plan.
Kostki: 4, Priopriari działa + 3, Engorgio też, wow, po co mi korki xD
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Mężczyzna stał przed chwilę, rozglądając się po pomieszczeniu. Chcąc zyskać nieco czasu w tym jakże strategicznym miejscu zaczął ściągać z siebie płaszcz, który następnie starannie złożył w pół. Faktycznie dało mu to nieco czasu, ale nie na tyle, aby odnalazł ową dziewczynę. Dlatego właśnie, nie do końca zadowolony, ruszył do baru. Zapoznawszy się z menu zanotował w głowie kilka potencjalnych opcji, aczkolwiek musiał je odłożyć na później. Bądź co bądź nie powinien przecież pić alkoholu w momencie, gdy miał udzielać korepetycji uczennicy. Głównie z tego powodu w jego ręce po chwili pojawiła się szklanka z wodą. Ku zdziwieniu barmana i lekkim rozczarowaniu Platypusa. Na szczęście jednak jego myśli szybko ruszyły ku czemuś innemu. Mianowicie wielkiemu napisowi "Transmutacja dla bystrzaków", który momentalnie przykuł jego uwagę tak jak i jego prawdopodobna właścicielka. Dość drobna, młoda, całkiem dobrze pasowała mu do potencjalnej Morgan A. Davies. Rozejrzał się jeszcze ostatni raz po wnętrzu pubu, ale nie dostrzegł nikogo innego w podobnym wieku. Po prawdzie to nawet miał nadzieję, że chodziło właśnie o nią. Nie wiedział, czy to był jakiś celowy przekaz w jego stronę, ale był niezwykle zabawny. Jeśli to jej miałby nieco dopomóc w transmutacji to mogło być ciekawie, zwłaszcza, że chyba nie była w tym aż tak zła, jak mówiła to jej matka. Nie widząc już większego sensu w czekaniu Perry rzucił barmanowi zapłatę, a następnie zostawił bar i ruszył w stronę stolika, przy którym siedziała właścicielka niecodziennego zeszytu. - Witaj. Jestem Perry T.H.E. Platypus. Poszukuję niejakiej Morgan A. Davies, której miałem udzielić kilka prywatnych lekcji transmutacji. Nie mylę się, że w stwierdzeniu, że to właśnie Ciebie szukam? - rzekł z lekkim uśmiechem, kiwając jej głową. Przy okazji odsunął stojące naprzeciw niej krzesło, aczkolwiek nie siadał jeszcze. W końcu zawsze istniało ryzyko, że się pomylił. Gdy tak przy niej stał zmarszczył nieco brwi, podciągając lekko nosem. Zdawało mu się, że poczuł dziwnie znajomy zapach roślinny, ale nie potrafił go zidentyfikować. Wydawało mu się jednak, że pochodził właśnie od tej nastolatki. Póki co jednak nie próbował badać tego jakkolwiek bardziej, czekając na jej odpowiedź. W głowie jednak wciąż przewijało mu się pytanie, skąd kojarzył ten aromat.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nikt szanujący się nie przychodził do baru po szklankę wody. Temu facetowi ewidentnie nie zależało na tym, na czym zwykle powinno podczas odwiedzin w knajpie. Moe wyłowiła go wzrokiem już w momencie, w którym składał zamówienie, a potem obserwowała go znad wielkiego tomiszcza 'Transmutacji...'. Kiedy zbliżył się, początkowo posłała mu śmiech zamiast słów powitania. Odłożyła książkę na blat. - To ja. - skinęła radośnie głową, wskazując palcem wskazującym na swój obojczyk. W pewnym momencie obróciła nadgarstkiem w taki sposób, że ten sam palec wskazywał Perry'ego. - A to Ty. - żartobliwie pomogła mu w identyfikacji jego samego, jakby jeszcze po przedstawieniu się tego potrzebował. Przy okazji postarała się zapamiętać, że jego nazwisko oznaczało 'Dziobak'. Zresztą w ogóle miał zabawne personalia. - Możesz mi mówić Moe. Będę Cię dzisiaj uczyć. - wstała z miejsca, podała nowo przybyłemu mężczyźnie dłoń w ramach kurtuazji, czy innych radosnych tradycji, po czym uśmiechnęła się pod nosem i wróciła na miejsce, wskazując wolne krzesełko również swojemu nowemu znajomemu. Niezbyt pieczołowicie ukrywaną pod płaszczem różdżką wycelowała w swoją książkę i spróbowała zaklęcia Disclore, aby ta wróciła do bycia zeszytem. Niestety, spotkało ją to, co działo się ze świerkiem zaskakująco często ostatnimi czasy. Drewno 'zakasłało' ostatnim podrygiem magii i nie miało ochoty na dalszą współpracę. Zeszyt pozostał księgą o transmutacji. - W sumie chyba odwrotnie. To Ty będziesz uczyć mnie. Ale nadal to ja jestem Moe. Dziwne, co? - być może chciała się przekonać, na ile swoim bełkotem odstraszy rozmówcę - w końcu gdyby facet okazał się sztywniakiem, jak Naczelne-Spięte-Portki-Fairwyn, to żadne z nich nie miało tutaj w dalszej części czego szukać. Może i zależało jej na lekcjach transmutacji, jednak z pewnością nie żadnych typowych, jak klepanie regułek, czy rzucanie zaklęć dla byle młotów, jakich wymagały SUMy. Zresztą, w tym momencie na zaklęcia to już nie miała co liczyć, skoro jej różdżka wyzionęła ducha i potrzebowała czasu na regenerację. Co z nią było nie tak?
Uśmiech, którym potencjalna Morgan przywitała go na sam start był dość obiecujący i nieznacznie podniósł go na duchu. Zagadanie do niewłaściwej osoby nie było jakimś szczególnym problemem, ale pierwszy raz miał kogokolwiek uczyć i nieco go to stresowało. W głowie miał cały czas wizję swojej mentorki, której metody nauczania zapadły mu w pamięć znacznie mocniej niż innych nauczycieli z Red Rock. Miał jednak wrażenie, że pójście tą ścieżką nie było najlepszym pomysłem. Póki co jednak musiał odnaleźć pannę Davies, co ku jego szczerej uldze właśnie mu się udało! Dziewczyna, do której podszedł rzeczywiście była tą, której szukał. Swą radość skwitował jeszcze szerszym niż wcześniej uśmiechem, aczkolwiek nieco zdębiał, gdy został przywitany w tak nietypowy sposób. Odruchowo uścisnął wyciągniętą w jego kierunku dłoń, przy okazji kiwając głową na słowa Morgan. Lekkie zmieszanie oraz początkowe niezrozumienie szybko jednak zastąpiło rozbawienie. Wydawała mu się dość intrygująca, w ten pozytywny sposób. - W rzeczy samej. Ja to ja, a Ty to Ty. Cieszę się, że obydwoje mamy co do tego pewność! Dziwnie by było, gdybyśmy jednak byli kimś innym. - odparł, z trudem powstrzymując rozbawienie, aczkolwiek zdradzało go rozbawienie wręcz wypisane na twarzy. Gdy rzuciła zaklęcie i jej nie wyszło niemal parsknął. Nie chodziło jednak tutaj o fakt, że nie potrafiła tego zrobić, a o to, co rzuciła dalej. Korepetycje okazały się nagle znacznie ciekawsze niźli mógł przypuszczać. Rozmówczyni przypominała mu jego starych znajomych z okresu nauki i mimowolnie poczuł do niej sympatię. Zresztą, trudno było póki co o jakieś inne odczucia. Intrygująca i zabawna, tak póki co mógł ją opisać. - Pozwolisz - rzucił z uprzejmym uśmiechem, a następnie, w miarę dyskretnie, wyjął własną różdżkę i sam użył owego zaklęcia, które jej nie wyszło, przywracając jej zeszyt do właściwego stanu. Następnie skorzystał z jej zaproszenia i zajął miejsce naprzeciwko, posyłając jej pogodne spojrzenie. - A więc... Moe. Skoro już przechodzimy do mówienia sobie po imionach to mów mi po prostu Perry. - słuszna decyzja? Niesłuszna? Po prawdzie to pewnie to drugie. Jako nauczyciel powinien w końcu wzbudzać respekt i szacunek. Platypus jednak nigdy szczególnie się tym nie przejmował. - Jak już zdążyłaś mi pokazać, wiesz co nieco o transmutacji. Chciałabyś mi nieco przybliżyć, z którymi jej elementami masz problemy? Nie chciałbym Cię zalewać tematami, które już opanowałaś. Ach, zaznaczę też, że nie jestem fanem wkuwania regułek na pamięć, więc nie musisz się martwić o niezapowiedziane kartkówki. - dodał, posyłając jej, kolejne już, rozbawione spojrzenie. Żart może nie najlepszych lotów, ale od czegoś trzeba zacząć, prawda?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zerknęła przez moment z niesmakiem na swoją zawodną różdżkę, którą następnie schowała gdzieś za pasek spodni. Z magicznymi popisami wyskoczył natomiast Perry, który jednym ruchem przywrócił jej zeszyt do wersji sprzed modyfikacji. Davies zabrała pusty kajecik do siebie, trzymając go przez jakiś czas w dłoniach i przyglądając się mu, aby potem odłożyć go do plecaka. Jakoś przeczuwała, że notatki nie będą jej szczególnie potrzebne. - Nie mamy żadnej pewności. A w Twoim przypadku udowodnionym jest, że niekiedy bywasz kimś innym. - z wyrazem twarzy wyrażającym śmiertelną powagę przekierowała spojrzenie na rozmówcę, dając mu do zrozumienia, że, choćby fizycznie, nie zawsze jest takim samym Perrym, jak tu i teraz. - Miło Cię poznać, Perry Animagu. - być może wyglądało to nieco niegrzecznie, ale podczas tych słów kilkukrotnie zagryzła zęby na swojej nieszczęsnej żujce. Smak mandragory nie słabł w żadnym momencie jej gryzienia, powiedziałaby nawet, że wręcz przeciwnie. Na szczęście jej organizm zdążył już się do tego smaku na tyle przyzwyczaić, że nie robiło jej to większej różnicy. Bez kłopotów jadła, czy piła, mając jednocześnie liść ukryty gdzieś chociażby pod językiem. Miała dużo czasu, by nabrać wprawy. - Skoro potrafisz zmieniać swoją postać, chciałabym się skupić właśnie na tym. Na transmutowaniu samej siebie. Chociażby zaklęciem kameleona. Ale, póki co, na pewno nie w praktyce. Ten przeklęty świerk jest ostatnio wyjątkowo zawodny. Jesteś w stanie opowiedzieć mi, na czym animag skupia myśli przy przemianie? Co nim kieruje? Co sobie wyobraża? - być może zbyt intensywnie brnęła w pytania dotyczące animagii, jednak jak dla niej nie było w tym nic podejrzanego. Po prostu była ciekawa, a zaklęcia transmutacji wykonywane na własnym ciele z pewnością rządziły się podobnymi prawami. Wydawało jej się zatem, że kieruje swoją dociekliwość właściwymi torami.
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Perry kolejny już raz uśmiechnął się pod nosem, gdy dziewczyna schowała notatnik dokładnie w tym samym momencie, w którym rzekł, że nie będzie go potrzebowała. Cóż, widać już na pierwszy rzut oka dało się poznać, jakiego typu był człowiekiem. Nie, żeby mu to przeszkadzało, wręcz przeciwnie. Był nawet nieco zadowolony, że nie wzięła go za kolejnego nudnego nauczyciela, który będzie wrzucał jej do głowy nie zawsze przydatne informacje. Tutaj jednak urwał swój monolog wewnętrzny, gdyż otrzymał zdecydowanie najdziwniejszy komentarz, przynajmniej do tej pory. Przez chwilę zastanawiał się, czy pije do jego zdolności, czy może po prostu znowu wyciąga żartobliwe teksty z nutką filozofii, ale jej następne słowa zdecydowanie wskazały poprawną odpowiedź. Nie ukrywał, że był lekko zaskoczony. Co prawda był oficjalnym animagiem, ale jeśli się nie mylił przybył tutaj uczyć jej transmutacji. Nie do końca rozumiał, po co wyciągała na światło dzienne tę kwestię. Oczywiście najlogiczniejszą odpowiedzą byłby tutaj fakt, iż do takich przemian trzeba było być dość mocno biegłym w tej dziedzinie magii, ale coś mu tutaj nie pasowało. Do tej pory nie zwracał na to uwagi, ale gdy przyjrzał się nieco dokładniej zauważył, że ciągle coś ukradkiem żuje, ale szybko porzucił to spostrzeżenie. Nie przeszkadzało mu jakoś szczególnie to, że ktoś żułby gumę w jego obecności. Bardziej intrygował go ten delikatny zapach, który czuł. Niezwykle mocno frustrował go fakt, że nie mógł skojarzyć jego pochodzenia. - Hm, muszę przyznać, że to niezwykle precyzyjne pytania. W rozmowach z Twoją matką dowiedziałem się, że masz kłopoty z transmutacją, ale nie wspominała, że dokładnie tą dziedziną... Macie jakieś zajęcia, na które musisz się przygotować? - rzucił, przyglądając się jej nieco uważniej. Robiła się z niej coraz większa niewiadoma. Zastanawiał się jeszcze, czy była z dobrych lub złych. Po chwili odchrząknął i kontynuował. - Oczywiście mogę Ci o tym co nieco opowiedzieć. W końcu jestem animagiem od kilku dobrych lat, aczkolwiek nim przejdziemy do aż tak zaawansowanej magii wolałbym upewnić się, że w odpowiednim stopniu rozumiesz także nieco bardziej elementarne zasady. - dodał, nie usuwając z twarzy uśmiechu. W środku jednak zaczął się nieco intensywniej zastanawiać nad tym wszystkim. Ten zapach... cholera, skąd on znał ten zapach.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Nadal pozostawała w ciężkim szoku, że nauczyciel jeszcze nie zebrał szmatek, zabawek i szpargałów i nie uciekł z tej knajpy po tym, jak Davies przywitała się z nim w sposób, który być może wypadałoby określić ziomalsko-bezczelno-schizowym. Nawet jej samej nie pasowało to za bardzo do sytuacji, a jednak czuła, że właśnie tego potrzebowała atmosfera tych korepetycji. - Nie mam problemów z przedmiotem. Być może mam problem z ambicją i przed wszystkimi chcę opanować takie zaklęcia, jak kameleona, czy Humanum. I, zwłaszcza przy tym ostatnim, trafiam na blokadę. - zaczęła opowiadać, nadal żując liść i myśląc dosyć intensywnie o tym, że wyglądało to raczej niegrzecznie, kiedy memlała sobie tę nieszczęsną 'balonówkę' podczas lekcji z kimś kompletnie nieznajomym. - Mam wrażenie, że to wyobraźnia mnie powstrzymuje przed opanowaniem zaklęcia zmieniającego ludzi w zwierzęta. Dlatego chciałam, żebyś mi opowiedział, jakie to uczucie i co się z nim wiąże. - w jej uszach to wszystko brzmiało wiarygodnie na tyle, że kompletnie nie miała wątpliwości co do tego, czy zadawała zasadne pytania. Jak to mówią, jak chcesz kogoś zmienić w żmiję, najpierw sam stań się żmiją. Albo jakoś tak. Choć w przypadku Davies bycie żmiją momentami było odfajkowane. W czym zatem leżał problem? - Woda? - chwilę później zmieniła temat, skinięciem głowy wskazując na szklankę Perry'ego. Jakoś nie potrafiła się powstrzymać od podejrzeń, że za chwilę zmieni sobie zawartość szklanki w coś kompletnie innego, skoro taki był z niego transmutacyjny spec.
Chwilę później przed @Morgan A. Davies postawiona została szklanka wody. Na jej zaskoczony wyraz twarzy, kelner zareagował tym samym. - Nie życzyła sobie pani? - spytał dwudziestoparoletni chłopak, który przyniósł szklankę. Ted miał bardzo dobry słuch, a do tego problemy finansowe. To połączenie sprawiało, że czasem stawał się odrobinę nadgorliwy, co niestety nie każdy doceniał napiwkiem. Jednak jego świecąca pustką skrytka u Gringotta nie zachęcała do wyciągania wniosków z przeszłości. Był zbyt zdesperowany, żeby uważać na to jak się zachowuje. Nie bacząc na to, że się narzuca, sterczał nad stolikiem patrząc, to na Morgan, to na przyniesioną szklankę wody. - Proszę się napić. To na koszt firmy - woda i tak była za darmo, a on nadal liczył, że jego uczynność jakoś mu się opłaci.
______________________
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Mimo wszystko zaczął się lekko zastanawiać nad całością tej sytuacji. Z jednej strony nie chciał wyjść na jakiegoś sztywniaka, co pomyśleliby sobie o nim jego bracia? Z drugiej jednak musiał rozważyć, czy danie jej pełnej swobody było na pewno najmądrzejszym ruchem. Mimo wszystko jej nie znał, a pierwsze wrażenie było nieco zagmatwane. Wydawała się ciekawą indywidualistką, ale jednak przy okazji jej maniery były... specyficzne. Nie chciał rzec, że jej ich brakowało, ale gdyby starła się z jego matką czekałaby ją sroga przeprawa. - Rozumiem, ale mimo wszystko najpierw chciałbym się upewnić, że możemy przejść do tych zaklęć. Skoro jak sama mówisz nie masz problemu z przedmiotem może mogłabyś mi coś pokazać? Chociażby z notatnikiem? Wcześniej Ci się nie udało, ale rozumiem, że każdemu może się zdarzyć. - odparł łagodnie, posyłając jej uprzejme spojrzenie. Nie chciał wyjść na nieuprzejmego, ale mimo wszystko nie do końca przypadł mu do gustu jej aktualny ton. Miał robić za jej korepetytora, ale sam chciał decydować, jaki materiał będą przerabiali w danej chwili. No i chciał mieć w ogóle pewność, że dziewczyna potrafi tyle, ile mówi. Z tymi słowami na ustach przyjrzał się jej nieco, zastanawiając się, do czego konkretnie dążyła. Bo tego akurat był pewien. Nie wiedział jednak jeszcze, czego dokładnie mu nie mówiła. No i ten zapach, który drażnił jego nozdrza, lekko go irytując. Znajomy, ale jednak odległy. - Oczywiście. Mogę Ci o tym co nieco opowiedzieć, aczkolwiek najpierw wolałbym, żebyśmy... - tutaj urwał, gdyż niespodziewanie podszedł do nich jeden z pracowników, wręczając dziewczynie szklankę wody. Perry jedynie uniósł w zdziwieniu brwi i posłał pytające spojrzenie w stronę rozmówczyni. Okey, Hogwart i jego okolice były znacznie dziwniejsze niż jego dawna szkoła. Zdecydowanie.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Pokręciła głową z zakłopotanym uśmiechem, jednak czym prędzej postanowiła wyjaśnić korepetytorowi swoją sytuację. Jej czarowanie, zwłaszcza ostatnimi czasy, było złożoną sprawą. Już sam fakt, że w ogóle się na nie zdecydowała podczas pobytu w knajpie był dużym wyczynem, ale i ryzykiem. W końcu niekiedy dochodziło do mocno niekontrolowanych zaklęciowych popisów. - Chciałabym, Perry. Ale sam zobacz. - wyciągnęła różdżkę, znów w miarę możliwości po kryjomu i usiłowała zastosować niewerbalne Lumos, na co świerk zareagował wyłącznie jakimś swoim kasłaniem iskierkami światła. Chciała mu jasno dać do zrozumienia, że to nie w jej umiejętnościach leżał w tym wypadku problem. - Uszkodzony rdzeń. - wyjaśniła najprościej, jak potrafiła, choć najpewniej było to kłamstwo. Po co miała mu tłumaczyć fakt niedogadania się z drewnianym orężem, skoro wystarczyło zrzucić na fizyczną usterkę? Koniec końców na jedno wychodziło - różdżka nie miała zamiaru współpracować. - Możemy zacząć od podstaw, nie wiem, od wyjątków od prawa Gampa, jeżeli potrzebujesz wybadania, z kim masz do czynienia. - zaproponowała, pospiesznie chowając świerk i spoglądając na barmana. Uśmiechnęła się do niego, biorąc jednocześnie pod uwagę wszystkie swoje wygłupy, jakich dopuściła się w knajpie w krótkim czasie. - Dzięki, przyda się. Mógłbyś przy okazji przypilnować, aby nikt nas nie niepokoił? - umieściła szklankę wody na środku blatu i sięgnęła do kieszeni po 5 galeonów, które przesunęła po stoliku w stronę barmana, licząc, że w ten subtelny sposób pozbędzie się jego obecności i uwagi. Nie, żeby robili coś zakazanego. Ale spokój był dosyć istotny podczas tej lekcji. - Ale wiem, po co tu przyszłam. Raczej nie jestem nowicjuszką. - wróciła spojrzeniem do Perry'ego i kontynuowała deklarację na temat potrzeby zaspokojenia swojej ciekawości. Wyczekując na odpowiedź, ostentacyjnie zagryzła w ustach liść i czujnie spoglądała na rozmówcę.
- Eeee.. - nadal przenosił wzrok z dziewczyny na szklankę, która teraz stała na środku stolika - Jasne... - zapewnił powoli. Zaczynało do niego docierać, że źle usłyszał i dziewczyna wcale nie chciała pić. Wziął pieniądze ze stolika i już miał się oddalić, ale widać było, że denerwował się popełnioną gafa. Kilka razy prawie odwrócił się od stolika Morgan i Perry'ego, ale ostatecznie zamarł obok. - Przepraszam - wyglądał już nawet na nie tyle co zakłopotanego, co wręcz przestraszonego - Pani wcale nie chciała pić, prawda? Mogę zabrać...
______________________
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zerknęła na barmana, początkowo walcząc z okazywaniem znużenia, ale chwilę później nie musiała już tego robić, bo rzeczywiście się ożywiła. Niby nadal oczekiwała na opowieść Perry'ego, o ile miał zamiar zacząć lekcję bez dalszego przedłużania, jednak postanowiła wyjaśnić z natrętem pewną sprawę. Na szczęście nie był takim złym natrętem. - Mamy już napitek. Ale, jak powiedziałam, dodatkowa szklanka wody nam się przyda. Ostudzi atmosferę. - uśmiechnęła się do Teda, a kiedy spojrzała na niego, na barze ujrzała ozdobną dynię, radośnie sterczącą na widoku, proszącą wręcz o schwytanie jej. Jako szukająca, poczuła się w swoim żywiole. Zerwała się od stolika, ruszając w stronę baru, aby chwilę później mieć trzecią już czaszkę w dłoni. Następnie bez słowa usiadła na krześle, a w zamian za tłumaczenie wyłącznie wzruszyła ramionami. Swój fant ukryła w plecaku, po czym ponownie zamieniła się w słuch, jednocześnie mając nadzieję, że Ted sobie pójdzie i zajmie się swoją knajpą i swoimi klientami.
Ted nie był złym człowiekiem. On po prostu był w ogromnej potrzebie, a i jego cele uświęcały środki. Tylko, że dziewczyna nie chciała współpracować, a bez osiągniętego celu nie było nic, co zagłuszyłoby jego sumienie. Dlatego nie potrafił tak po prostu odejść od stolika, pozostawiwszy na nim wodę. Musiał być obok, inaczej to wszystko nie miałoby sensu. Kończyły mu się wymówki i nawet nagłe zerwanie się dziewczyny z krzesła nie kupiło mu wystarczająco dużo czasu. Przyszło mu jedynie do głowy, żeby udać potknięcie i przewrócić szklankę, jednak w tym momencie drzwi do pubu otworzyły się z hukiem. Do środka wtargnęła nastolatka z dwoma kolegami, którym wskazała palcem Teda. - To ten! - krzyknęła na całe pomieszczenia - Ten mi dodał do kawy amortencji i wyłudził ode mnie pieniądze! Więcej młody kelner nie potrzebował. Rzucił się w stronę baru jeszcze szybciej niż wcześniej Morgan, przeskoczył przez kontuar i zniknął na zapleczu. Za nim ruszyli w pogoń młodzi mężczyźni i ich znajoma. Po chwili w pubie znów zapanował spokój. Goście przez chwilę wymieniali zaskoczone spojrzenia i nieufnie zaglądali we własne szklanki i filiżanki, usiłując przypomnieć sobie, kto im je podał. Większość jednak bardzo szybko wróciła do poprzednich rozmów, ze spokojem sącząc swoje napoje, tak jakby nigdy nic dziwnego nie miało miejsca.
//zt
______________________
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Gdy dziewczyna wyciągnęła różdżkę lekko zdziwiony uniósł brwi. Całkowicie szczerze nie spodziewał się, że tak łatwo pójdzie mu przekonanie jej do pokazania mu swoich umiejętności. Szybko jednak się okazało, że sytuacja była całkowicie inna niźli mu się wydawało. Zepsuta różdżka... cóż, to był całkiem sensowny argument, z którym trudno byłoby mu się spierać. Cóż, jak widać musiał uwierzyć jej na słowo i przejść do nieco innych elementów korepetycji. Po chwili zastanowienia doszedł do wniosku, że w sumie faktycznie mógłby jej nieco przybliżyć kwestie, które tak ją intrygowały. W końcu nie zrobią tym nic złego. Wiedziała o prawie Gampa, więc chyba faktycznie nie była tak nieświadoma, jak przedstawiła mu jej matka. Cóż, tym lepiej dla nich. Oczywiście był przekonany, że potrafiłby ją wprowadzić w temat od samych podstaw. W końcu sam spędził a tym sporo czasu, szczególnie w trakcie okresu, gdy uczył się animagii. Jego nauczycielka była niezwykle surowa i wymagała od niego nauki niemal na pamięć. Trochę go cieszyło, że nie będzie musiał przepuszczać dziewczyny przez to samo. - Dobrze, skoro tak to wygląda chyba faktycznie możemy przejść do bardziej zaawansowanych tematów. - odparł w końcu, aczkolwiek tutaj urwał, gdyż jak się okazało temat wody na koszt firmy wcale nie był skończony. Nieco skonsternowany zerknął w stronę kelnera, mimowolnie mrużąc oczy. O co mu w ogóle chodziło? Dostał napiwek za bycie nadgorliwym, na co więcej on liczył? Musiał przyznać, że robiło się to coraz dziwniejsze... co jednak szybko uległo korekcie, gdy Morgan nagle doskoczyła do baru i równie szybko wróciła na swoje miejsce, trzymając w kieszeni jakiś przedmiot, któremu nie zdążył się przyjrzeć. Tutaj jednak sytuacja eskalowała jeszcze bardziej wraz z wtargnięciem kilku nowych gości, a cel wizyty był chyba kulminacją zdziwienia, jaką Perry mógł teraz osiągnąć. Mimowolnie sięgnął po różdżkę, odwracając wzrok ponownie w stronę kelnera, ale zrobił to zdecydowanie za późno, gdyż potencjalny winny zdążył już uciec. Przez kilka sekund zastanawiał się, czy nie powinien ruszyć za nimi, ale w końcu uznał, że nie powinien się w to mieszać. Wsunąwszy różdżkę z powrotem na swoje miejsce odchrząknął i lekko odsunąwszy od siebie szklankę skupił się ponownie na nastolatce. -Czy tu... czy tutaj zawsze dzieje się tak dużo? - rzucił, wciąż próbując ogarnąć to wszystko, co stało się dosłownie w kilka chwil. - Ach, a wracając jeszcze do tematu. Czego chciałabyś się dowiedzieć najpierw? - dodał zaraz, posyłając jej lekki uśmiech.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Wyglądało na to, że udało jej się wymigać od bycia potraktowaną amortencją. Od początku raczej nie zapowiadało się na to, aby podaną im do stolika wodę ktoś z nich ruszył, ale dobrze było wiedzieć, że nie należało opuszczać gardy ani tracić czujności. Davies postanowiła skupić się na spożywaniu swojego mojito, nawet, jeżeli było to utrudnione przez tkwiący w ustach liść. - Przepraszam, sama też wprowadziłam trochę zamieszania. Ale wydaje mi się, że o tej porze zwykle powinien być spokój. Akurat nam się trafił jakiś dym. - wzruszyła ramionami, choć w swoich wyjaśnieniach kompletnie nie była jakimś znawcą. Raczej nie należała do knajpianych bywalców, a już na pewno nie w jakichś szemranych lokalach. - Chcę wiedzieć, co było dla Ciebie kluczowe podczas pierwszej przemiany w zwierzę. Jaka powinna być wtedy świadomość czarodzieja, co czuje w trakcie zmiany, czym się kieruje. - chyba trochę straciła cierpliwość, bo o ile wcześniej krążyła wokół zaklęcia Humanum, tak teraz zapytała o animagię niemalże wprost. Nie miała jednak zamiaru się tym przejmować. Pragnienie wiedzy było u niej typowe i pewnie ciekawiłby ją ten temat również wtedy, gdyby nie miała zamiaru starać się opanować animagii na własną rękę. April już tak wymęczyła dotychczas odnośnie przewidywania przyszłości, że podziwiała ciocię, że nadal dzielnie znosiła kolejne pytania przy każdym spotkaniu. Co zatem miałoby powstrzymać ją tym razem?
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Perry wsłuchał się w słowa dziewczyny, próbując nieco uspokoić myśli. Nie mógł udawać, że nic się tutaj nie stało, ale jednak nie był to przecież pierwszy raz, gdy spotkało go coś niespodziewanego. Nawet, jeśli pewna doza ekscytacji związana z faktem przebywania tutaj działała na jego niekorzyść to jednak nie mógł pozwolić sobie na takie zachowanie. Dlatego własnie wziął kilka głębszych oddechów, w międzyczasie wsłuchując się w słowa dziewczyny i w sumie niewiele mógł jej odpowiedzieć. Był tutaj gościem, a więc jedyne co mógł zrobić, to wierzyć jej na słowo. Zresztą, dalsze roztrząsanie tego nie miało większego sensu. W zasadzie to otrzymał w odpowiedzi wszystko, co mogło go zainteresować. - Nie przejmuj się. Jestem raczej przyzwyczajony do dziwnych sytuacji. Po prostu... nie spodziewałem się, że korepetycje mogą mieć takie przygody. Ale dobrze, może lepiej przejdźmy do tematu. W końcu Twoja matka nie płaci mi za rozmowy. - rzucił, posyłając jej pogodny uśmiech. Zaraz jednak odchrząknął i wysłuchawszy jej pytania kiwnął głową na znak, że rozumie, a następnie lekko się zamyślił, przypominając sobie rady, jakie na początku otrzymał od swojej mentorki. - Cóż. Przede wszystkim sztuka ta jest niezwykle trudna do opanowania. Wymaga co najmniej kilku lat nauki. No i dobrego mentora, ja miałem to szczęście. Trzeba się też nastawić, że nawet, gdy wszystko będzie już gotowe pierwsze próby mogą okazać się nieudane. Oczywiście całość wymaga kontroli przez odpowiedni urząd. Głównie przez wzgląd na to, jak niebezpieczne dla życia potencjalnego animaga może być nieudana próba przemiany. Natomiast co do niej samej... Najlepiej być skupionym tylko na tym. Nie dać się rozproszyć innym myślom, trzymając kurczowo tej jednej. Ważne jest też dokładne wypowiedzenie formuły oraz oczywiście odpowiednie uwarzenie eliksiru. Dobrze, jeśli opiekun będzie miał na to oko. Natomiast samo uczucie jest... trudno opisać to słowami, aczkolwiek, gdybym miał to określić, to powiedziałbym, że... - tutaj urwał, gdyż zorientował się, że nieco się zagalopował, prowadząc monolog od dłuższej chwili. Dodatkowo powrót do tamtego okresu sprawił, że coś mu nagle zaświtało w głowie. Pewna bardzo niepokojąca myśl. - Jak rozumiem chciałbyś kiedyś spróbować podążyć tą sztuką? Będąc szczerym mógłbym Ci w tym pomóc. Jak sama zresztą wiesz mam w tym niejakie doświadczenie. - dorzucił po krótkiej chwili, posyłając jej przyjazne spojrzenie. W głowie jednak nie był aż tak wesoły. Wydawało mu się bowiem, że w końcu skojarzył ten specyficzny zapach i bardzo mocno zastanawiało go teraz jedno. Czy Morgan A. Davies rzuła właśnie liść mandragory?
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Zdecydowanie odeszli od tematu, jednak nie mogła się temu dziwić. Wydarzenia losowe nieco poprzestawiały kolejność wydarzeń i wybiły z korepetycyjnego nurtu ich obydwoje. Potem jeszcze ta czaszka i już całkiem można byłoby zapomnieć o właściwym celu pojawienia się w pubie i zupełnie przez przypadek udać się do domu. Kiedy opowiadał, patrzyła na niego, jak w obrazek. Opisywał dokładnie to, co chciała wiedzieć i usłyszeć. Może z wyłączeniem konieczności nauki przez kilka lat. Ona niby miała za sobą kilka intensywnych okresów zainteresowania tematem, kilka semestrów w szkole, gdy tylko nad tym się skupiała i wyczytywała, co tylko się dało z tej dostępnej, ale i tej dostępnej nieco mniej bazy książek, ale właściwe przejście do wgłębiania się w temat fizycznie rozpoczęła całkiem niedawno. Czy coś miało z tego wyniknąć w najbliższym czasie? Nie była pewna. - ŻE? - złapała go za słowo z takim zafascynowaniem w głowie, że niemalże wykrzyczała swoje ponaglenie do tego, aby opowiadał dalej, co zaczął. Po podniesieniu głosu trochę się co prawda zmieszała, jednak nadal oczy lśniły jej od zaangażowania w wyobrażanie sobie tego, co słuchała. Chciała więcej. Chciała być przygotowana najlepiej, jak tylko mogła. A praktyczny i namacalny punkt widzenia był przecież tym najważniejszym. Musiała to usłyszeć. - Nie mam siedemnastu lat. - ucięła w odpowiedzi i westchnęła, a jej twarz nachmurzyła się i posępiła. Teoretycznie niczego to nie zmieniało. W końcu przy odpowiednim zaangażowaniu i odpowiednich predyspozycjach nawet genialny jedenastolatek mógłby opanować tę sztukę. Większy problem leżał jednak w legalności całej sztuki przed osiągnięciem pełnoletności. Mimo to, Moe nie miała zamiaru w tym temacie odpuszczać. Jak już się za coś brała, to wiek, zasady i zdanie innych traciły na znaczeniu. Skoro czuła, że byłaby zdolna do osiągnięcia tego już teraz, czekanie na urodziny byłoby wyłącznie stratą czasu i zrobieniem sobie niepotrzebnej pauzy w całym procesie zdobywania wiedzy.
Perry T.H.E. Platypus
Wiek : 33
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178
C. szczególne : nieodłączony kapelusz, rozkojarzone spojrzenie, pierścień z godłem szkoły, drugi pierścień wiszący na rzemyku na szyi
Mężczyzna czuł się nieco skonsternowany całą tą sytuacją. Jeszcze przed chwilą myślał, że to, co przeżyli do tej pory było dostatecznie dziwne. Teraz jednak miał pewne wątpliwości. Zasadniczo nie powiedział tutaj nic złego i nielegalnego. Jedynie swoje własne doświadczenia. Teraz jednak, patrząc na zachowanie dziewczyny i jego skojarzenia względem tego specyficznego zapachu nie był już taki pewien, czy dobrze postąpił mówiąc jej cokolwiek. Oczywiście nie miał pewności. I nie był pewien, w jaki sposób miał ją zdobyć. Jeśli jego podejrzenia były słuszne, a dziewczyna chciała zostać nielegalnym animagiem to z pewnością by się nie przyznała. Z tego, co zdążył ją poznać nie wyglądała na głupią. Może nieco roztrzepaną i... oryginalną, ale nie głupią. Co prawda spory wpływ na jego roztrzepanie miały wszystkie wydarzenia, których byli tutaj świadkiem w tak krótkim czasie, ale jednak. Całkiem nieźle go podeszła. Teraz musiał się zastanowić, co zrobić dalej. Nie bardzo chciał kontynuować swój wywód. Jej podekscytowanie wręcz wymalowane na twarzy świadczyło w pewnym stopniu na rzecz jego obaw, ale to wciąż nie był żaden dowód. Będąc szczerym to nie wiedział nawet, czy chciał się tego dowiedzieć. Morgan przypominała mu trochę jego samego z czasów szkolnych, gdzie chciał się tego nauczyć. Czy gdyby mógł zrobić to wcześniej zrezygnowałby na rzecz skończenia 17 lat? No właśnie. W końcu to tylko data. Najważniejsze w tym wszystkim było, żeby ktoś miał oko na potencjalnych animagów. Gdyby nie jego własna mistrzyni to jego próby raczej nie skończyłyby się zbyt dobrze. Pozostawało więc coraz bardziej szerokie pytanie pod tytułem "co dalej". Początkowo chciał to zgłosić, ale im dłużej o tym myślał tym mniejszą miał na to ochotę. Setki myśli i wątpliwości, a wszystko to w zaledwie kilka krótkich chwil ciszy, która zapanowała w tej rozmowie. - Oczywiście, rozumiem. Cieszę się, że zapoznałaś się z zasadami i prawami związanymi z animagią. Jak mówiłem, może mógłbym Ci w tym jakoś pomóc? Mam całkiem spore doświadczenie, w dodatku pracuję jako amnezjator w Ministerstwie Magii. Widziałem wiele przypadków, gdzie ludzie zabierali się za coś, co przekraczało ich zdolności i nie kończyło się to dobrze. Ważne jest, żeby odnaleźć odpowiednią pomoc. - rzekł, bardzo ostrożnie i powoli dobierając kolejne słowa. Starał się jak mógł, aby nie zabrzmieć, jakby rzucał groźby, a raczej sugerował chęć pomocy. Miał nadzieję, że mu się udało. - Swoją drogą... Jadasz bardzo specyficzne cukierki. To zapach mandragory? Nie wiedziałem, że takie produkują. - dodał jeszcze z lekkim, przyjaznym uśmiechem. Ostatnia próba zasugerowania, że wiedział, o co chodzi i chciał jej pomóc. W końcu to nie było jakieś wielkie przestępstwo. Chodziło o bezpieczeństwo. Czy dziewczyna powinna zostać ukarana za chęć rozwoju? Będąc szczerym nie był tego taki pewien.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Na wieść o Ministerstwie Magii zamarła i na moment utraciła chyba wszystkie funkcje życiowe. Dopiero po chwili zaczęła jej drgać jedna z powiek, choć wyrażała bardziej zszokowanie niż niedobory magnezu. Czy ona właśnie wygadała się przed amnezjatorem, że chciała zostać nielegalnym animagiem? Czy on nie zajmował się DOKŁADNIE takimi przypadkami, jak ten jej? Może wypadałoby się ulotnić, zanim sama skaże się na dementorskie buziaczki w Azkabanie? Perry znał jej personalia, więc co jej ucieczka mogłaby niby zmienić? - Mandragora działa przede wszystkim rozluźniająco i pomaga zwalczać uroki. A ja w wakacje podpadłam pewnemu szamanowi z wioski na Saharze. - ratowała się, jak mogła, ale przy okazji mówiła w zasadzie samą prawdę. Znała właściwości liścia i korzenia mandragory na pamięć, choć z zielarstwem jako takim miała do czynienia prawdopodobnie jeszcze mniej niż z przygotowywaniem eliksirów. - To prawda, że rozglądam się za animagiczną wiedzą, aby któregoś dnia sięgnąć ku praktykowaniu tej sztuki. Ale obiecuję być ostrożną i informować Cię na bieżąco o ewentualnych postępach. Pewnie już się domyśliłeś, że nic mnie od tego nie odwlecze. Ale przede mną dużo czasu, nauki i samodoskonalenia. - tutaj już nie była do końca przekonana, czy mówiła prawdę, czy kłamała, albo czy w ogóle próbowała łączyć jedno z drugim. Nie była do końca pewna nawet tego, co miało się wydarzyć w jej życiu w najbliższej przyszłości. Czy nabierze wystarczająco doświadczenia i odwagi? A może rzeczywiście stchórzy i sobie odpuści na jakiś czas, rozsądnie odkładając przemianę na inny moment w jej życiu? - Z tego, co wiem, to mama Ci płaci za moje lekcje. A ta właśnie się skończyła i nie chcę jej narażać na większe wydatki. Wyślij mi sowę za jakiś czas, adres szkoły i nazwisko znasz. Obiecuję nie narobić głupot. - uśmiechnęła się, jednocześnie żegnając, po czym wstała z miejsca, zabrała swoje manatki i opuściła knajpę, w której jeden chciał jej dolać amortencji, a drugi mógł ją zamknąć za nielegalne praktyki magiczne. Dużo wrażeń, co?
Jade miała zaplanowany naprawdę przyjemny wolny dzień umówiła się na wyjście z Nessą, na początku do pubu, a gdzie ich dalej poniesie Na pewno miała zamiar spędzić cały ten dzień z daleka od książek. Z racji tego, że nikt jej nic nie kazał, a i nie musiała jak niektórzy inni studenci pracować na swoje utrzymanie, mogła sobie pozwolić na długie wylegiwanie się w łóżku, później długą, relaksującą kąpiel, a potem czas by zrobić sięna bóstwo. Trzeba przyznać, że tego dnia była w wyjątkowo dobrym humorze, przez co nawet odpuściła i nie rzuciła jakiejkolwiek kąśliwej uwagi spotkanym przypadkowo w Hogsmeade uczniom czy studentom. Zamiast tego pozwoliła sobie na nieśpieszny spacer uliczkami, co prawda wciąż przeklinając angielski klimat, a kiedy poczuła, że już naprawdę wystarczająco zmarzła weszła do pubu, w którym umówiła się z Nessą. Z racji tego, że była pierwsze i akurat zwolnił się stolik w rogu przy ścianie, tak, że obie miały wygodne siedzenia, to właśnie tam udała się Jade i zajęła to miejsce. Potem podeszła do baru by zamówić sobie coś do picia i jakąś przekąskę na czas jak będzie czekać. Wybór padł na łzy Morgany le Fey oraz zapiekane paluszki. Zapłaciła, zostawiając oczywiście duży napiwek po czym udała się wraz zamówieniem do stolika i tam właśnie oczekiwała właśnie na przybycie Nessy.
Nie spodziewała się zaproszenia od koleżanki od razu po powrocie z ferii, które swoją drogą, były dla niej dość intensywne. Podobnie zresztą, jak zapowiadało się jutrzejsze popołudnie. Postanowiła więc skorzystać, odrobinę się odprężyć i wypić drinka lub dwa, korzystając z okazji, że Fillin nie widział. Wciąż się o to czepiał. Poprawiła materiał czarnego płaszcza, przyśpieszając kroku - miała wziąć motor, jednak pogoda skutecznie uniemożliwiała jej czerpanie przyjemności z tej formy podróży. Krok za krokiem, odgłosy obcasów roznosiły się echem po brukowanych uliczkach wioski, a karmelowe ślepia co rusz wędrowały w stronę zamku. Zgarnęła rudy kosmyk włosów za ucho, gdy ciepłe powietrze z wnętrza lokalu uderzyło w jej buzię, wywołując rumieniec na bladych policzkach. Rozejrzała się, a gdy tylko dostrzegła ślizgonkę, ruszyła w jej stronę, zsuwając z ramion wierzchnie okrycie. Przesunęła palcami po rudych włosach, przewieszając płaszcz na oparciu krzesła i usiadła, zakładając nogę na nogę. Zlustrowała ją bezkarnie spojrzeniem bystrych oczu, siląc się na delikatny uśmiech. -Jade. Miło Cię widzieć. Byłam zaskoczona Twoim zaproszeniem. Jak spędziłaś ferie? Zapytała, przekręcając głowę w bok i łapiąc za leżące na brzegu stolika menu, aby znaleźć sobie jakiegoś drinka i ewentualną przekąskę, chociaż na nic nie miała ochoty. Prefekt westchnęła bezgłośnie, zaciskając maźnięte karminową szminką usta, przesuwając spojrzeniem po bogatej ofercie napojów alkoholowych. Klasycznie na dziś, czy może lepiej przygotować się na nadchodzący sztorm czymś bardziej szalonym i nietuzinkowym? - Co polecasz? Odrzuciła trzymaną kartę, sięgając palcem po jednego z jej paluszków i pałaszując go ze smakiem, rozejrzała się po pubie. Aż przypomniały się jej czasy, gdy sama pracowała w Oasis. Wnętrze i klimat były całkiem różne, jednak uginające się od ciężaru butelek półki wydawały się identycznie. Ciekawe, czy wciąż pamiętała poznane tam sztuczki? Uśmiechnęła się pod nosem, zaciskając palce na w połowie zjedzonym paluszku.
Ferie potrafią być dosyć nużące i męczące, albo świetne i ekscytujące, w zależności od tego w jakim towarzystwie się je spędza. Ale obojętnie jakie by nie były to zawsze są dobry powodem do tego by się spotkać i opowiedzieć jakie mniej lub bardziej szalone rzeczy się robiło. Stąd też to zaproszenie zaraz po feriach, nawet jeżeli dosyć niespodziewane. Kiedy Jade obserwowała zbliżająca się dziewczynę, to musiała przyznać, że pani prefekt zdecydowanie robiła wrażenie, przede wszystkim swoimi pięknymi, gęstymi rudymi włosami oraz pewnością siebie z jaką się poruszała. Za każdym razem nie mogła oderwać od niej oczu, a kiedy Nessa już się zbliżyła to również na ustach Jade zagościł lekki uśmiech. -Cóż lubię robić niespodzianki. Cóż moje ferie, to na szczęście zupełna zmiana klimatu, byłam odwiedzić stare śmiecie w Australii, na szczęście jest tam pełnia lata więc się nie nudziłam. A Ty co robiłaś? zapytała z niekłamanym zaciekawiemi po czym sama również sięgnęła po paluszka. Zawsze usta Nessy pociągnięte taką szminką robiły na niej wrażenie. -Dla Ciebie moja droga...Myślę, że Smocza Krew będzie do Ciebie pasować rzuciła z nieco szerszym uśmiechem. -Jakieś nowe plotki z życia szkoły? Coś o czym powinnam wiedzieć? zapytała i nachyliła się bardziej w kierunku stołu.
Lance może i miała wielu znajomych, jednak nigdy nie była osobą szczególnie wylewną, ograniczając kontakt fizyczny oraz mówienie na swój temat do absolutnego minimum. Wolała słuchać, coś mądrego okazjonalnie doradzić. Widok Jade sprawił, że na pełnych wargach maźniętych karminową szminką zatańczył krótki i zaczepny uśmiech, a ona mimowolnie przyśpieszyła kroku, wsłuchując się w równomierny stukot obcasów. Krzesło zaskrzypiało cicho pod wpływem zaciśniętej na oparciu dłoni, która odsunęła je do tyłu. Usiadła wygodnie uwolniona z płaszcza, zgarniając ruchem głowy burzę rudych włosów na plecy i poprawiła rękawy czarnego, dopasowanego swetra, który miała na siebie. Podniosła na nią spojrzenie, kiwając głową w odpowiedzi na jej słowa i dając tym samym dziewczynie do zrozumienia, że jej słuchała.- No wiesz, był wyjazd do resortu przy Mont Blanc. Głównie chodziłam po górach, nic specjalnego się nie wydarzyło. Żałuj, że nie pojechałaś, mieli świetne lodowisko. Dopadła Cię nostalgia w Australii? Zapytała, zgarniając kosmyk włosów za ucho i posyłając jej jeszcze krótki, zaczepny uśmiech. Przejrzałą kartę, szybkim ruchem dłoni przewracając na drugą stronę, gdzie dominowały pozycję bardziej wymyślnych drinków. Chrupiąc kradzionego paluszka, zaśmiała się cicho, kręcąc głową. - Z nas dwóch, Ty bardziej szalonego smoka przypominasz, moja Droga. - rzuciła, puszczając jej oczko i wstała, kierując się do baru, gdzie złożyła zamówienie, biorąc również dodatkową porcję wyśmienitych paluszków. Cichutko poprosiła o następną kolejkę, gdy tylko skończą pierwsze drinki i wróciła na miejsce, zakładając nogę na nogę i poprawiając materiał dopasowanej spódnicy. - Zobaczymy, co wybrałaś. Hmmmm, zmienili opiekuna Gryffindorowi? - przekręciła głowę w bok, unosząc brew i posyłając jej pytające spojrzenie, złapała za kolejnego palucha, obracając go między palcami. - Wiesz, że nie śledzę wydarzeń towarzyskich, Jade.