Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Naprawdę nie miałem pojęcia, dlaczego na lekcjach Craine zawsze wychodzę na idiotę - no po prostu nie miałem pomysłu, co było przyczyną moich potknięć? Może ten stary dziad specjalnie podkładał mi kłody? No już mniejsza o to, pytanie nie było aż tak złe, jak mogłoby być. Cyrk zaczął się dopiero w drugiej części lekcji. Może ja wypunktuję, co poszło nie tak? 1. Zacząłem wyobrażać sobie niesamowicie dokładny herb Ravenclawu. Wydawało mi się, że wszystko będzie okej, w końcu zaklęcie nie było aż tak skomplikowane. Trochę zbiło mnie z tropu, że Wittenberg podpaliła swój jedwab. Już chciałem jej pomóc, kiedy wyciągnęła aparat i zrobiła zdjęcie swojej pracy. Patrzyliśmy chwilę na dogasający kawałek materiału, po czym parsknąłem śmiechem. - To było łebskie zagranie, muszę Ci to przyznać - powiedziałem do niej, kręcąc głową z niedowierzaniem. 2. Karma jednak nie pozostała mi dłużna, ponieważ gdy mój IDEALNY herb pokazał się na jedwabiu, w ciągu sekundy stanął w ogniu. Co do chuja?! Czy Craine dał nam jakiś łatwopalny materiał tylko po to, żeby się pośmiać? Nie zdziwiłbym się, niezły był z niego skurczybyk, wszystko było możliwe na lekcjach transmutacji. Nie wiem czemu, ale po prostu spanikowałem - skoro Wittenberg nie udało się odratować materiału, czy w ogóle miałem jakiekolwiek szanse? - Kurwa, daj mi to, proszę - powiedziałem szybko do niej, prawie wyciągając jej aparat z rąk i zrobiłem zdjęcie mojej prawie spalonej pracy. 3. Cóż, karma chyba nie skończyła jeszcze kpić sobie ze mnie, bowiem zdjęcie, które zrobiłem, wylądowało prosto w płomieniach. Resztkami trzeźwego umysłu powstrzymałem się od ciśnięcia w kąt aparatem Ruth, czym prędzej wsadziłem jej go w ręce, zanim stało mu się coś złego. - Dzięki... - powiedziałem głucho, patrząc na zwęglony jedwab na ławce. 4. Czując się kompletnie zdewastowany, chciałem zająć się drugim zaklęciem, gdy jakaś laska z tyłu zaczęła mówić do mnie, że mam na plecach herb Hufflepuffu. Co?! Miałem teraz popylać z borsukiem na szacie? Co to to nie. - Przypadkiem wcale mnie to nie dziwi - mruknąłem pod nosem. Pewnie, zaraz Craine przetransmutuje mi czoło i do końca życia będę chodził z trollem na mordzie. 5. Z tego wszystkiego drugie zaklęcie kompletnie mi nie wychodziło, czego nie można było powiedzieć o Ruth. - Błagam, pomóż - powiedziałem w przypływie desperacji, kiedy po raz kolejny moje zaklęcie nie przyniosło żadnego efektu. Czy ktoś mi zabrał magiczną moc, czy o co tu kurde chodziło? Na szczęście Wittenberg miała miękkie serduszko i postanowiła pomóc mi w transmutacji przedmiotów w pionki do gry w szachy. 6. Czy muszę dodawać, że Craine nas na tym złapał?
kostki XDD zadanie 1: 1, 3 -> 1 zadanie drugie: 1 -> 6
Komentowanie po raz enty ich marnych prób przejścia z poziomu charłaka na pierwszoklasistę (tak to wyglądało w oczach nauczyciela), byłoby kompletnym bezsensem i marnotrawstwem czasu. Lekcja na szczęście powoli dobiegała końca, więc właściwie to mógł im ze spokojem wystawić wszystkim po trollu i z uśmiechem przetoczyć na kolację. Tylko po co dać mu minutę wytchnienia, prawda? Pierwszy, oczywiście jak zawsze na posterunku, był ten błazen @Lysander S. Zakrzewski, który nie wiedzieć czemu zawsze jakoś się prześlizgiwał przez zajęcia Pattona, tym razem wymyślając całkiem niezłą wymówkę, żeby nie uczestniczyć w drugim zadaniu. Craine miał uczulenie na studentów i jakoś nie latał na każdej lekcji do skrzydła szpitalnego, ale już niech mu będzie... Jeszcze coś się smarkowi stanie i dopiero będzie cyrk. Kiedy część materiałów zaczęła płonąć, na twarz nauczyciela wypłynął chytry uśmieszek, który zgasł od razu po przedstawieniu, jakie któryś z kolei raz odgrywała wesoła para klaunów @Calum O. L. Dear i @Ruth Wittenberg. Czy oni byli w jakimś aktorskim tandemie, czy co? Profesorowi jednak zupełnie nie było do śmiechu, o czym uczniowie mogli przekonać się już po chwili. -Dear, Wittenberg, po minus dziesięć punktów każde za używanie niedozwolonych sprzętów na lekcji. Dear, kolejne pięć za odzywanie się bez pozwolenia. I jeszcze pięć za przekleństwa - rzucił beznamiętnie, zapisując sobie jednak z ogromną satysfakcją ujemne punkty dla Ravenclaw. No tego by tylko brakowało, żeby go Morris prześcignął w dawaniu ujemnych punktów - przecież jakoś musiał obronić swoje pierwsze miejsce na podium, prawda? Potem jeszcze zostało mu tylko wyrzucić za drzwi @Bocarter Hamilton i ze spokojem mógł wypatrywać klęski @Gemma Twisleton, na którą to patrzył od momentu wyrzucenia Ślizgona z sali praktycznie cały czas. Mimo to zauważył, jak ta bohaterka ujemnych punktów dla domu Wittenberg wykonuje za młodego Deara zadanie. Ciągle to samo. Ujemne punkty nie pomagały? Uczenie w szkole tyle lat wypracowało w Pattonie sposoby na uczniów, które egzekwowały od nich dyscyplinę i straszenie rankingiem domów było jego stałą, aczkolwiek nie jedyną zagrywką. -Powinienem sprawdzić, ile punktów dla swojego domu straciłaś przez ten tydzień - zwrócił się do krukonki - ale z całą pewnością powoli dobijasz do setki. Za wykonanie zadania za innego ucznia kolejne minus dziesięć punktów, choć za ten cyrk powinnaś dostać szlaban. Ale z tego co wiem, jesteś raczej niezła w przesiadywaniu po lekcjach na czwartym piętrze, więc to by nie była dla ciebie żadna kara - uśmiechnął się sarkastycznie, na dobrą sprawę ośmieszając kolejną uczennicę przed całą salą. Odechce jej się bojkotowania lekcji następnym razem. - A ty Dear, troll - rzucił do nich ponownie bez emocji, bo w końcu miał o wiele lepszą rozrywkę na tej lekcji - po sprawdzeniu i ocenieniu większości prac, została mu tylko puchońska gwiazda Twisleton, na której porażkę już zacierał ręce.
Niektórzy twierdzą, że nic tak nie upiększa człowieka jak uśmiech. Najwyraźniej te osoby nigdy nie spotkały Craine’a. Gemm mimowolnie skrzywiła się widząc paskudny grymas na jego twarz. Do złudzenia przypominał teraz Toadie'go – trolla z mugolskiej bajki. Kiedy to sobie uświadomiła, musiała skupić się na powstrzymaniu się od śmiechu tak bardzo, że to co do niej mówił przelatywało gdzieś zupełnie obok. Z jakiegoś powodu wszystko zaczęło ją w nim bawić. Oparła się na dłoni, przyciskając do niej usta i usiłowała zachować powagę. Kiedy jednak pochylił się nad nią i nadal z miną gumisiowego trolla obwieścił jej ocenę, nie wytrzymała i parsknęła śmiechem w rękę. O słodka ironio! Dla ciebie watro umrzeć! Tak naprawdę jednak Gemma bardzo chciała żyć, więc natychmiast kaszlnęła kilka razy, a kiedy udało jej się odzyskać spokój, spojrzała na Craine’a. - Przepraszam profesorze. Trudno przełknąć tak złą wiadomość – odchrząknęła, żeby znów się nie zaśmiać i trochę zła na siebie spuściła głowę, by w miarę możliwości schować się za włosami. Wcale nie chciała go prowokować, tylko że tak jej to jakoś samo wychodziło. Craine przez cały czas gapił się na nią, jakby za chwilę miała zniknąć, co było okropnie deprymujące. W takich warunkach nie dało się rzucać dobrze opanowanych zaklęć, a co dopiero czegoś, o czym wcześniej nie słyszała. Starając się go ignorować wyobraziła sobie herb Hufflepuffu i wycelowała różdżkę w materiał, ale spojrzenie profesora tak ją paliło, że nie była w stanie w ogóle się skupić. To co zaczęło powstawać na jej szmatce nijak nie przypominało borsuka i nawet nie miało dobrych kolorów. Jakby tego było jeszcze mało, jedwab ni stąd ni zowąd zajął się ogniem. Gemma była tym tak zaskoczona, że przez w chwilę gapiła się tylko w płomień z rozdziawionymi ustami. Przeniosła wzrok na nauczyciela, który przyglądał jej się z mściwym uśmieszkiem. "Jebany… sam mi to podpalił", przeszło jej przez głowę. Był w końcu bezróżdżkowcem i pewnie właśnie w tym celu tak w nią wlepiał gały. Ciekawe czy zrobiłby coś, gdyby ona się zajęła… Tego jednak wolała nie sprawdzać, więc oderwała od niego wzrok i wycelowała różdżkę w płomień. - Lotio – rzuciła, przykrywając ogień kolorową pianą. Przyszło jej do głowy, że to będzie najczystszy sposób na ugaszenie go. Nie zdziwiłaby się , gdyby Craine postanowił ją opieprzyć za zalanie wodą ławki. Piana zniknęła po kilkunastu sekundach, a wraz nią ogień i – niestety – jej kawałek jedwabiu. Spojrzała bezradnie na Craine’a, diabli wiedzą czego od niego oczekując. - To ja p-przejdę do n-następnego – wymamrotała cicho. Merlinie, czy on musiał się tak na nią patrzeć? – Outcaver– rzuciła szybko, chcąc to mieć jak najszybciej za sobą. Wyobraziła sobie pierwsze lepsze figury szachowe i o dziwo nawet jej wyszły. Popatrzyła na nie z nieukrywanym zdziwieniem. W sumie to nie była pewna, czy ta druga to hetman, ale coś jej tam wyszło. Craine na pewno nie omieszka wyprowadzić jej z błędu, jeżeli to nie było to. Czekała na jego werdykt, nerwowo obracając różdżkę w dłoniach.
Z pokorą usłyszałam, co na mój temat miał do powiedzenia nauczyciel, i nie odezwawszy się nawet słowem, siedziałam dalej spokojnie w ławce. Ani mowa ciała, ani mimika nie wyrażały żadnych emocji. Poczułam się odrobinę dotknięta komentarzem nauczyciela. Cóż, może i miał rację mówiąc o nieprecyzyjności wypowiedzi, ale wiedza, którą zaprezentowałam, była w pełni rzetelna i zgodna z prawdą. Drugie zadanie nie zdziwiło, ani nie przeraziło mnie specjalnie. Gdy tylko sfrunął przede mnie skrawek materiału, chcąc jak najszybciej zakończyć swoje mało udane popisy, machnęłam różdżką, i wyczarowałam dość brzydkiego borsuka na złoto - żółtym tle. Westchnęłam z rozczarowania i machinalnie pogładziłam tkaninę, myśląc o kolejnych przykrych słowach, jakie zaraz z pewnością usłyszę. Hej, zaraz, coś jest nie halo. Moje ciało, z sekundy na sekundę zaczęła pokrywać czerwona swędząca wysypka, która sięgała coraz wyżej. Gdy drapiąc się wściekle, dotarłam do biurka profesora, zajęła cała moja prawą rękę, szyję, i kawałek twarzy. Odesłał mnie do skrzydła szpitalnego, zlecając resztę do zrobienia samodzielnie. Wolnego mieć nie będę, ale przynajmniej nie osłucham się, jaka to ja zła nie jestem.
Pourbaix wyszła i chwała jej za to, bo Patton chyba nie zniósłby psychicznie kolejnego potoku pseudomądrości z jej ust. Dziewczyna powinna też się cieszyć, że nauczyciel nie miał daru czytania w myślach, bo gdyby dowiedział się, że ta wciąż uparcie stoi przy swojej wersji wydarzeń, na lakonicznym komentarzu dotyczącym odpowiedzi by się nie skończyło. Ile można tłumaczyć, że jak się zadaje pytanie, to na nie trzeba odpowiedzieć? I tylko na nie? Jak dostawała pytania u Fairwyna o translację jednego tekstu to też robiła mu wykład dotyczący zmian języka staronordyckiego na przestrzeni wieków? Edgar na pewno nie posiadał się ze szczęścia, kiedy podłe smarki brzęczały mu jakieś dyrdymały nad uchem - jak resztą i sam Patton. I tak się jakoś dziwnie złożyło, że uczniowie rozeszli się w całkiem sprawny sposób, więc kiedy puchońska gwiazda Twisleton przystępowała do zadania, w sali zostało raptem kilka osób. Nie zareagował na jej podły uśmieszek, bo był bardziej zajęty wyczekiwaniem co zrobi, jak zapali jej się jedwab. I tak jak się domyślał nie zrobiła praktycznie nic. Materiał spłonął, przy akompaniamencie pomruku zadowolenia starego nauczyciela. Sprawdzał jej zadanie przy innych, bez słowa wstawiając jakiś "nędzny", ale gdy zbierała się do wyjścia, pozostając w sali już sama, ponownie pojawił się przy jej biurku. -Twisleton - rzucił obrzydliwie triumfującym tonem, zmuszając ją do odwrócenia się w jego kierunku - Wiem, że to ty nasłałaś kogoś, żeby zdewastował mi gabinet. Pilnuj się smarkulo, bo wypadki nie imają się w tej szkole tylko nauczycieli - patrząc jej w oczy podniósł zaczarowanego hetmana i podtykając go jej niemal pod nos sprawił, że na oczach młodej panny figura zniknęła. Bez różdżki. Po tym incydencie odwrócił się na pięcie i straciwszy zupełnie zainteresowanie uczniakiem powrócił do swoich obowiązków.
Weszłam do klasy i bez zbędnych emocji usiadłam przy pergaminie i zaczęłam rozwiązywać zadanie. Trzy zaklęcia wpływające na wygląd i opis? Nie było to szczególnie wymagające zadanie. Bez zbędnego przygotowania napisałam na dość zadowalający wynik i przeszłam do następnego, praktycznego zadania. Musiałam zamienić dzban w dynię. I w takich chwilach zastawiałam się nad takimi kwestiami jak głód w świecie czarodziejskim i biedota. Praktycznie wszystko można sobie wyczarować, lecz ludzie wciąż bywali zagłodzeni czy biedni. Myśląc nad tym, przemieniłam dzban w dynie i miałam problemy z przekształceniem ją w pierwotną postać, ale w końcu mi się udało. Wyszłam z klasy, nucąc jakąś piosenkę pod nosem.
Weszłam do klasy lekko zaniepokojona - mimo, że dwa poprzednie egzaminy poszły mi świetnie, to trochę niepokoił mnie egzamin z Crainem. Transmutacja nie była moją mocną stroną, a szczerze powiedziawszy nauczyciel nie był szczególnie litościwy. Przywitałam się grzecznie i od razu wylosowałam pytanie - miałam szczegółowo opowiedzieć o drugim prawie Gampa. - Każdy obiekt można dowolnie poddawać działaniu transmutacji. - wyjąkałam zupełnie nie wiedząc co jeszcze mogłabym dodać. Zobaczyłam, że Craine uśmiechnął się sarkastycznie, więc byłam niemalże pewna, że zupełnie zawaliłam sprawę. Cała roztrzęsiona przeszłam do drugiego zadania. Miałam transmutować figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokierować nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. Zawahałam się, ale po chwili wycelowałam różdżkę w figurkę i wypowiedziałam formułę: - Draconifors! Figurka przemieniła się w małego, uroczego smoczka. Wykonałam różdżką odpowiednie ruchy, a smoczek podleciał w górę, po czym okrążył klasę dwukrotnie i wylądował na swoim miejscu. Zobaczyłam aprobatę na twarzach pozostałych egzaminatorów. Drugie zadanie chyba lekko zatarło złe pierwsze wrażenie, bo wyszłam z sali z Zadowalającym.
Transmutacja była jednym z tych przedmiotów, które Bridget uwielbiała w teorii, lecz w praktyce strasznie się ich bała ze względu na nauczyciela. Profesor Craine był najstraszniejszym nauczycielem w Hogwarcie i Puchonka drżała przed każdymi jego lekcjami i już zdążyła się pogodzić z myślą, że nie będzie dostawała na nich dobrych stopni, ponieważ niezależnie od czasu, który poświęcała na naukę, ani od faktycznych umiejętności, które posiadała, nigdy nie potrafiła pokazać ani powiedzieć wszystkiego, gdyż zjadał ją stres na myśl o samej próbie konfrontacji z profesorem. Dlatego też nie stresowała się aż tak bardzo przed egzaminem - wiedziała, że nie będzie na nim Craine'a, czyż nie był to wystarczający powód, by się cieszyć? Zjawiła się pod salą długo przed czasem i niecierpliwie czekała na swoją kolej. Gdy wywołano ją do sali, podeszła szybko do stolika, uśmiechając się nerwowo do siedzącej za nim komisji, po czym przywitała się cichym "dzień dobry" i przedstawiła się, podając swoje imię i nazwisko. Tradycyjnie sięgnęła najpierw po pytanie z czary opatrzonej słowem "teoria" - zdecydowanie lepiej czuła się mogąc najpierw opowiedzieć o czymś, a dopiero potem przejść do części praktycznej. Jej pytanie nie było specjalnie trudne, ponieważ dotyczyło zaklęć pozwalających na przemianę przeciwnika w inne stworzenie. Pamiętała, że jeszcze w tym roku szkolnym mieli jedną taką lekcję z profesorem Dearem, na której ćwiczyli w parach zamianę w borsuki i lisy (tak, to był ten pamiętny dzień, kiedy przypadkiem zamieniła Walkera we fretkę, a później Krukon groził jej, gdy sama była zmieniona w lisa). - Humanum migale - wypaliła od razu. - Zamienia przeciwnika we fretkę. A inne zaklęcie to np...Humanum taxo. Ono... Ono pozwala na zmianę przeciwnika... W borsuka? - W zasadzie powiedziała to takim tonem, jakby pytała egzaminatora, jak dokładnie działa to zaklęcie, więc chyba nie zadziałało to na jej korzyść. Więcej nie powiedziała, więc przeszła do wylosowania zadania z zakresu praktycznego. Wymagało ono wielu czynności, ponieważ najpierw miała przetransmutować jabłko w dwie gruszki, a następnie jedną z gruszek zamienić w ołówek, a drugą w świecę. Używając kolejnych zaklęć udało jej się wykonać to zadanie śpiewająco! Egzaminatorzy byli pod wrażeniem jej umiejętności, a sama Bridget czuła satysfakcję, że wcale nie była tak tragiczna jak przez tych kilka lat próbował jej wmówić ten stary pryk Craine! Opuściła klasę z szerokim uśmiechem i obiecała sobie, że wstąpi po drodze do dormitorium do kuchni w celu zabrania z niej całych garści dyniowych pasztecików w nagrodę.
Chyba nikogo nie powinno dziwić, że tego egzaminu bała się najbardziej. Craine’owi udało się nie tylko skutecznie ją zastraszyć, lecz także odebrać wszystkie resztki pewności siebie. Z jednej strony chciała pokazać staremu dziadowi, że wcale nie jest takim beztalenciem, ale z drugiej zupełnie nie wierzyła, że jest w stanie to zrobić. Przede wszystkim zaś, za nic w świecie, nie chciała go już nigdy więcej spotkać, żeby cokolwiek mu pokazywać. Najszczęśliwsza byłaby, gdyby Craine po prostu o niej zapomniał. Uświadamiając to sobie, miała ochotę w ogóle olać egzamin. Po co jej to było? Po co miała iść na studia? Powinna uciekać z Hogwartu najdalej jak się dało, a nie wpakowywać się do jednego budynku z tym psycholem na kolejne trzy lata. Jednak się wybrała. Porzucić edukację mogła w każdej chwili, a szkoda byłoby potem żałować. Przy teoretycznym zadaniu najzwyczajniej w świecie spanikowała. Nic początkowo nie przyszło jej na myśl i może ostatecznie coś by wymyśliła, ale w głowie siedział jej tylko pochylający się nad nią z wrednym uśmiechem Craine, komentujący jej tępotę. Poddała się i hamując łzy przeszła do praktyki. Kolor płótna na kukle udało jej się zmienić bezbłędnie, a potem zmieniła ją w borsuka. I tu jej dobra passa się skończyła, bowiem gdy próbowała zmienić borsuka w dynię, warzywo nadal miało ogon, uszy i łapki. Trzeciej próby zmiany kukły nawet się nie podjęła. Chciał już tylko mieć to wszystko za sobą, móc wrócić do dormitorium i przytulić kota.
Zawsze przychodził na czas. Nie pojawiał się zbytnio szybko, łypiąc złowrogo na (jeszcze) rozmawiających bez skrępowania uczniów; równie też się nie spóźniał - jakby przed jego wzrokiem widniała zawsze tarcza zegara, z której prześlizgujących się nieustannie wskazówek perfekcyjnie wyważał moment nadejścia. W odpowiedniej więc porze, jak zawsze, objął klamkę zdecydowanym ruchem paliczków; skrzydło drzwi uchyliło się - posłuszne, niemniej z cichą uwagą skrzypnięcia, wpuszczając mężczyznę do doskonale znanego mu pomieszczenia. - Witam wszystkich na dzisiejszych zajęciach z transmutacji - oznajmił oraz bez zatrzymania się zmierzał ku biurku. - Dla tych, którzy jeszcze nie wiedzą, nazywam się Daniel Bergmann - musiał dopełnić formalne kwestie, stąd się przedstawił; świadomy, że część osób - mogła przenieść się z innej szkoły albo mieć styczność wyłącznie z Crainem i było to, jakby nie patrzeć ich pierwsze spotkanie. Wszystko było prawdopodobne. - Podstawy są identyczne, choć w przypadku ewentualnych pytań, można je zadać teraz - dodał; nie przejawiał zbytniego entuzjazmu i nie celebrował niepotrzebnego strzępienia języka, którego nie chcieli słuchać również uczniowie - było to więc działanie na wzór odnoszonej przez obie ze stron korzyści. Nic dziwnego ponadto, że Bergmann, który na co dzień należał do ludzi konkretnych, nie potrzebował bardziej złożonych wstępów - oraz od razu skupił się na meritum spotkania. - W najbliższym czasie będziemy ćwiczyć - zaczął - na pewno przydatne w niektórych okolicznościach zaklęcie. - Jego spojrzenie przetoczyło się ze spokojem po klasie. Z racji, że była to pierwsza lekcja dla studentów w tym roku - pozostawał ciekawy, co z niej wyniknie - kierując się jeszcze do klasy, jego czaszka pęczniała od pytań. Przekonamy się. W głębi duszy aktualnie nic nie żałował, jak zawsze skupiając się tylko i wyłącznie na sednie - czyli nauczanym przedmiocie. Niewiele dziedzin odznaczało się tak rozległym wachlarzem zastosowania zaklęć jak transmutacja - ta jednak wymagała otwartego umysłu, podejścia bez wyuczenia na pamięć, lecz zrozumienia stojących otworem ścieżek. Mając w zamiarze kontynuować, Bergmann poniósł się z krzesła oraz wyciągnął różdżkę. Wycelował jej końcem przed siebie; jego celem były tym razem przetransmutowane przedmioty, których to w klasie znajdowało się multum - niestety, o zgrozo, za pierwszym podejściem żaden z nich nie powrócił do pierwotnego stanu po uprzednich zajęciach dla młodszych uczniów - to akurat, ogólnie spamiętał. Niestety, wszystkie z nich stransmutowały się w małe stworzenia jak szczur, ropucha albo kanarek. Miał ochotę zakląć pod nosem na anomalia, które działy się w świecie - ale było to zrozumiałe, ponadto - ratowało go nieco niewerbalne użycie magii (czyżby miał taki cel dla spotęgowania efektu zaklęcia?). Jeszcze raz; ten akurat był już korzystny, ratując go w oczach studentów. Wszelkie stworzenia w ułamku chwili stały się znów nieruchomymi rzeczami. - Czy ktoś potrafi je nazwać oraz krótko opisać? - Rozejrzał się - znowu - pragnąc tym razem wyłapać pierwszego z chętnych do udzielenia wyjaśnień. Proste a jednak potrzebne rzeczy. Niech będzie - na dobry początek.
Czas odpowiedzi do 22.09. Wszelkie posty po wymienionej dacie traktuję jako spóźnienia, które nie będą rozpatrywane korzystnie. Postaram się następnego posta zamieścić 23.09. Z racji, że mogę być jeszcze wtedy w rozjazdach, istnieje możliwość około dnia dodatkowego oczekiwania.
Pierwsza osoba, która napisze posta, może odpowiedzieć na zadane przez profesora pytanie dotyczące sprecyzowania zaklęcia. Jeśli już ktoś udzieli poprawnej odpowiedzi, pozostałe - odnoszące się do owego pytania - nie będą rozpatrywane. Istnieje wobec tego bonus w postaci punktów dla domu.
UWAGA! Na wszystkich lekcjach stosuję MECHANIKĘ, która będzie posiadać istotny wpływ na osiągane przez was efekty. Osoby niewywiązujące się z niej, otrzymają karę gorszą, niż w przypadku najbardziej fatalnych wyników - oznacza to, że nie czytacie dokładnie moich postów.
OPIS MECHANIKI
rozwiń:
MOŻLIWOŚCI Na wasze możliwości składać się będzie kilka czynników. Poniżej znajduje się opis każdej z części, proszę, aby na dole w poście zamieścić takowy słupek z napisaną wartością.
SZCZĘŚCIE: określa, czy twoja postać ma dobry dzień, czy być może go nie ma i najzwyczajniej w świecie „nic jej nie idzie”. Chcesz się przekonać? Rzuć kością tutaj - wobec tego minimalną wartością jest 1 a maksymalną 6. PREFERENCJE: czy twoja postać jest pozytywnie nastawiona wobec przedmiotu? 1 punkt za pozytywne nastawienie do nauczyciela, zaś drugi punkt za transmutację samą w sobie. Maksymalnie dwa punkty. Nalegam o uwzględnienie tutaj kanonu postaci, punkt w tę czy w tamtą nie gra różnicy! KONCENTRACJA: jak jesteś skupiony na lekcji? Czy obserwujesz ruchy nauczyciela, kiedy objaśnia wykonywanie zaklęcia? Czy może raczej wolisz rozmawiać ze swoim znajomym? Maksymalnie 10 punktów, wartość najbardziej zmienna TALENT: za każde 5 punktów z transmutacji otrzymujesz 1 punkt talentu CAŁOŚĆ: podsumowanie wszystkiego
Czytając Wasze posty, mam prawo odjąć lub dodać wam punkty w zamian za określone z zachowań, przykładowo - jeśli nie skupiacie się na przedmiocie lekcji i 90% waszego posta to rozmowa z koleżanką na niepowiązany temat. OSOBY SPÓŹNIONE - za post zanim napiszę kolejny, niemniej po terminie odejmują sobie po jednym punkcie z każdej ze swoich wartości. Czyli - ich szczęście oznacza liczbę oczek minus jeden i tak dalej. OSOBY, KTÓRE NAPISZĄ POSTA PO MOIM KOLEJNYM I PRZYCHODZĄ PO CZASIE, uzyskują 50% normalnego wyniku, a w przypadku liczb nieparzystych zaokrąglamy z korzyścią dla nich.
Aleksander Cortez
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 194
C. szczególne : Kruczoczarne, kręcone, długie włosy (od ostatniego pobytu w szkole jeszcze dłuższe) luźno opadające. Ubrany w wszystko co wygodne i swobodne - brak garniturów. Karnacja skóry znacznie ciemniejsza. Opalił się w tym Meksyku.
Na zajęciach z transmutacji musiał się pojawić. Co do tego nie istniała inna możliwość. Były to zajęcia które zawsze go najbardziej interesowały. I tutaj pewnie by się zgodził z nauczycielem w stu procentach odnośnie tego, że transmutacja dawała nieograniczone pole do popisu w przeciwieństwie do sztywnych regułek zaklęć. - Dzień dobry - rzucił na wejściu do profesora i zajął jedno z miejsc. Wyciągnął z torby pióro i kilka kartek pergaminu. Po czym zaczekał spokojnie na rozpoczęcie zajęć. Po rozpoczęciu lekcji i krótkiej prezentacji nauczyciela Aleksander podniósł rękę by odpowiedzieć na pytanie - Mamy do czynienia z zaklęciem Enutitatum - powiedział spoglądając się z niesmakiem na odczarowane zwierzątka. - A efekt tego zaklęcia mamy przed sobą, odczarowuje wcześniej przemienione rzeczy, czy też zwierzęta. I zmusza do powrotu do ich prawdziwej formy. Jednak zaklęcie działa w dość ograniczonym polu - dopowiedział po chwili spoglądając się na profesora.
SZCZĘŚCIE: 4 PREFERENCJE: To jego ulubiony przedmiot więc 2 punkty KONCENTRACJA: Raczej wysoka, choć możliwe, że przez pewną ekscytację, może nie przyłożyć się do wykonywanego zadania. 9 punktów TALENT: 3 punkty CAŁOŚĆ: wartość 18 punktów
Ostatnio zmieniony przez Aleksander Cortez dnia Nie 17 Wrz 2017 - 2:28, w całości zmieniany 1 raz
Leonardo O. Vin-Eurico
Wiek : 28
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : Ok. 222cm
C. szczególne : Wzrost; blizny na udzie i łopatce; umięśniony
Na samym początku edukacji transmutacja zupełnie nie trafiła w gusta Leonardo. Jakimś cudem uznał, że jest mniej ciekawa niż same zaklęcia, poza tym zawsze koncentrował się mocniej na ONMS i zielarstwie. Dopiero kilka lat temu zaczął przekonywać się do tej dziedziny nauki. Niestety szczególnie pilnym uczniem nie był, poza tym priorytety chwilami mocno mu się mieszały. Nie wspominał również nikomu o swoim zainteresowaniu animagią (niespodzianka, to o to chodzi!), doskonale wiedząc, że po prostu nie jest wystarczająco utalentowany, żeby się za tę "zabawę" zabierać. Teraz, już od jakiegoś czasu, miał w planach wzięcie się za siebie. Przestał rzucać wszystko tylko na dwa ulubione przedmioty i uznał, że wypadałoby zacząć się poważniej rozwijać. Ponadto zaczął mieć drobną obsesję dotyczącą powyższego tematu. Najwyraźniej musiał pomęczyć się trochę z transmutowaniem jednego przedmiotu w drugi, aby osiągnąć upragniony cel. Wszystko to zachowywał dla siebie, nie chcąc przypadkiem zapeszyć. Informacja o pierwszej lekcji transmutacji bardzo go ucieszyła i wpakował się do klasy jako jeden z pierwszych. Z przyjaznym uśmiechem powitał profesora prostym "dzień dobry" i zajął miejsce w pierwszej lepszej ławce. Początek roku oznaczał dużo, dużo chęci - nic dziwnego, że Leo pokusił się na przejrzenie notatek przed przyjściem do sali. Teraz jedynie wyjął na ławkę potrzebne rzeczy i wbił zaciekawione spojrzenie w profesora. Aż go trochę przerażało, że tak bardzo uwziął się na uważanie na tych zajęciach! Nie musiał długo czekać na rozpoczęcie lekcji, a jeśli ktoś go w międzyczasie chciał zagadywać, to nie mógł liczyć na duże zaangażowanie ze strony Leo. Ten jeden raz chciał pozostać skupionym. Wysłuchał Bergmanna, kiedy ten rozpoczął zajęcia. Drgnął z zaskoczeniem i zmarszczył brwi. Na Merlina, znał odpowiedź na jego pytanie? Chyba opłacało się siedzieć nad książkami... Tak go zatkało, że zapomniał, że powinien się zgłosić i wypowiedzieć publicznie. Zanim udało mu się przetworzyć to wszystko w swoim (jak widać dalej ograniczonym) umyśle, głos zabrał ktoś inny. Leo zerknął na Ślizgona, czując się wyjątkowo głupio. Potem z powrotem przeniósł spojrzenie na profesora, czekając na ciąg dalszy zajęć. Był prawie pewny, że następnym razem nie będzie się durnie wahał i zastanawiał, czy aby na pewno dobrze rozumuje!
SZCZĘŚCIE: 4 PREFERENCJE: 2, Leo do nauczyciela nic nie ma, a transmutacją się od jakiegoś czasu potajemnie bardzo interesuje! KONCENTRACJA: 9, bardzo mu zależy, ale to Leo, zdarza mu się rozproszyć przez przypadek :/ TALENT: 2 CAŁOŚĆ: 17
Clary obudziła się w dobrym humorze. Sama się sobie dziwiła, w końcu ostatnie kilka dni spędziła wtulona w poduszkę lub chodząc bez celu po Hogwarcie. Nie mogła znaleźć dla siebie miejsca, ciągle wypatrywała wiadomości od Kierana. Chyba jedynie rozmowa z siostrą dała jej do myślenia i może to właśnie spowodowało, że ma lepszy humor. Clarissa zawsze wiedziała co zrobić by jej siostra poczuła się lepiej. Ostatecznie powodem może być to, że pierwszy raz od dawna tak mocno popiła. Chyba naprawdę było jej tego trzeba. Z uśmiechem na ustach wstała z łóżka i postanowiła iść na lekcje transmitacji. Jakoś nigdy nie przepadała za tym przedmiotem, jednak może pora na jakieś zmiany. Profesor wydawał się być całkowicie w porządku więc może uda mu się przekonać upartą pannę Fajfer do swojego przedmiotu. Clary czuła, że dziś jest naprawdę dobry dzień. Pierwszy od wielu, które były za mgłą. Weszła do sali i usiadła mniej więcej z brzegu, a żeby móc dobrze widzieć i słyszeć wszystko co przekazuję profesor. Nie chciała być rozpraszana, toteż ucieszyła się gdy nie zobaczyła nikogo znajomego. Jakieś osoby, które często widuje na korytarzu ale nikt poza tym. Słuchała dokładnie profesora robiąc notatki. Clary próbowała sobie przypomnieć odpowiedź na pytanie profesora, jednak po pierwsze za dużo czasu nie spędzała wcześniej przy tym przedmiocie, więc większość wyleciała jej z głowy a po drugie ktoś był szybszy i zabrał głos. Może przy następnej okazji oświeci ją i uda jej się odpowiedzieć na jakieś pytanie. Na razie skupiła się na wszystkim co mówi profesor. Nie chciała by coś jej uciekło. SZCZĘŚCIE: 5 PREFERENCJE: 1, profesora lubiła, jednak nadal do końca nie była przekonana do przedmiotu. Jednak chciałaby to zmienić. KONCENTRACJA: 9, chce wysłuchać wszystkiego od a do z. Ma nadzieję, na polubienie tego przedmiotu. TALENT: 0 CAŁOŚĆ: 15 punktów
Co jak co, ale Transmutacja była ulubionym przedmiotem Li więc ona musiała się tutaj znaleźć. Przedmiot ulubiony, ale od jakiegoś czasu i profesor był jej ulubionym profesorem więc nie mogła sobie odpuścić takiej lekcji. Może czegoś dowie się szczególnego na temat animagii? Lekcje przecież od tego są, żeby się czegoś nowego dowiedzieć, w razie jakichś wątpliwości dostać odpowiednią odpowiedź, która będzie pomocna w przyszłym życiu. Dość szybko zebrała się na zajęcia. Szczególnie dzisiaj się nie stroiła, bo jednak przymus był ubrania się w szkolną szatę więc nie mogła "zaszaleć" choć i tak to do niej nie podobne. - Dzień dobry! - przywitała się z nauczycielem, ale nie tylko z nim, ale również z resztą uczniów. Zasiadła w jednej z wolnych ławek i przyglądała się profesorowi. Ciekawiło ją o czym to będzie dzisiejsza lekcja. Miała nadzieję, że Daniel jej nie zawiedzie i będzie ona naprawdę bardzo ciekawa.
SZCZĘŚCIE: 3 PREFERENCJE: 2 za ulubiony przedmiot KONCENTRACJA: 9 na pewno jej zależy na nauce i doskonaleniu swoich umiejętności TALENT: 2 CAŁOŚĆ: 16
Ezra T. Clarke
Wiek : 27
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
Ezra obiecywał sobie, że w tym roku będzie grzecznie pojawiał się na wszystkich możliwie ciekawych zajęciach. To w końcu był jego ostatni rok w Hogwarcie, czuł coraz większą presję związaną z tym, że być może nie zdąży nauczyć się wystarczająco wiele, nim zostanie wypuszczony do życia w świecie jako pełnoprawny czarodziej. Transmutacja była dziedziną, którą należało znać w chociaż podstawowym stopniu, a Clarke nie uważał się za orła w tej tematyce. Profesor Craine zawsze go w tym przekonaniu mocno utwierdzał. Rozejrzał się po sali, starannie dobierając sobie miejsce. Przez chwilę myślał, żeby przysiąść się do Li, potem jednak stwierdził, że nie ma co dziewczynie przeszkadzać. Za to Leonardo nigdy nie miał problemu z luźnymi pogawędkami w międzyczasie. - Hej, od kiedy to przychodzisz przed czasem? Jeszcze ludzie zaczną mnie oskarżać, że ci coś zrobiłem - szepnął do Gryfona na powitanie, ale w zamian nie otrzymał wiele uwagi. Leonardo wpatrzony był w profesora jak w obrazek... Za to Ezrze nauczyciel ani przypadł mu do gustu, ani nie przypadł. Z całą pewnością daleko mu było do Craine'a, co już klasyfikowało go jako przyzwoitego profesora. Z drugiej zaś strony, nie było nawet porównania do ulubionego nauczyciela niemal każdego ucznia - Liama Deara. Ezra naprawdę żałował, że były opiekun jego domu wyjechał. Ze względnym zainteresowaniem obserwował poczynana profesora, utwierdzając się, że nie, nie ma pojęcia co to za zaklęcie, ale wyglądało fajnie. Może nawet się postara podczas ćwiczeń, kto wie? Na razie siedział cicho, bo Leo nie był zbyt chętny do prowadzenia rozmowy. A mógł wybrać Li, ech...
SZCZĘŚCIE: 4 PREFERENCJE: 1, Ezra jeszcze się musi do nauczyciela przekonać i opinię sobie wyrobi na tej lekcji, ale transmutacje lubi KONCENTRACJA: 7, ale co będzie dalej to zobaczymy TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 13
Transmutacji nie mogłam sobie odpuścić za żadne skarby. Zwykle bywałam uprzedzona do nauczycieli tego przedmiotu. Potrzebowałam kogoś, kto będzie niezwykle inteligentny, doświadczony i przede wszystkim wykształcony w kierunku transmutacji. Osobiście pałałam sympatią do każdego nauczyciela transmutacji, który był animagiem. Zawsze w moich oczach mógł on się nazywać ekspertem w tej dziedzinie. Opanowanie sztuki animagii było jednym z najwybitniejszych osiągnięć w transmutacji i wymagało ogromnej wiedzy i umiejętności. Chodziły słuchy, że nasz nowy profesor tranmutacji był animagiem, przez co jeszcze bardziej wyczekiwałam pierwszych zajęć. Przyszłam do sali przed wszystkimi, usiadłam w jednej z pierwszych ławek. Zwykle nie byłam aż taką prymuską, ale transmutacja była dziedziną magii, na której zależało mi najbardziej i nie mogłam się dać rozproszyć tego dnia. Niestety to chyba nie był mój najlepszy dzień, gdyż wszystko mi nie wychodziło. Nie mogłam nawet rano przywołać swoich kapci, bo różdżka odmawiała mi posłuszeństwa. Odłożyłam ją na bok i wszystko musiałam robić "po mugolskiemu". Miałam nadzieję, że mój brak szczęścia nie wpłynie znacząco na moje rezultaty podczas lekcji. Profesor nie mógł wiedzieć, że jestem metamorfomagiem, ale dla mnie byłoby to osobistą porażką, gdybym nie była w stanie rzucać prostych zaklęć. W końcu do sali prócz dużego grona uczniów wszedł także pan profesor. Przedstawił się i sprawiał wrażenie takiego, którego bym polubiła. Tak mi się przynajmniej wydawało na początku. Może to wieść o tym, że jest animagiem, nie pozwalała mi zauważać jego wad. Profesora Craine'a lubiłam w przeciwieństwie do znacznej większości moich rówieśników. Był konkretny i wymagający, a to ważne, jeśli chce się osiągnąć sukces. Zaklęcie, które pokazał profesor oczywiście znałam. Samej zdarzyło mi się go niejednokrotnie użyć, więc jego efekt był oczywisty. Nie zdążyłam jednak odpowiedzieć na jego pytanie, bo jakiś Ślizgon-lizidupa zdążył mnie uprzedzić, wręcz recytując opis zaklęcia z podręcznika do transmutacji. Co on, własnych zdań nie umie układać? Obruszyłam się nieco, ale odpuściłam. Dobrze, że mnie nie będą potem uważać za prymuskę. Nie potrzebuję jak na razie imponować nauczycielowi.
SZCZĘŚCIE: 1 :c PREFERENCJE: 2, bo transmutacja supi i nauczyciel w porzo KONCENTRACJA: 10, bo skupiam się tylko na lekcji TALENT: 2 CAŁOŚĆ: 15
Co prawda transmutacja nie była eliksirami, więc Courtney nie mogła pochwalić się szczegółową wiedzą, ani też nie przygotowywała się do zajęć z zapałem - ale uważała ją za ciekawą, a już na pewno dość ważną, na drugim miejscu zaraz po eliksirach, dziedzinę magii. Dlatego przybyła do klasy nieco wcześniej niż zwykle - był jeszcze wrzesień, który jako świeżo mianowany prefekt, chciała przeżyć w dobrym stylu. Nie ukrywajmy, że to właśnie wtedy człowiek ma najwięcej chęci do nauki, które pod koniec semestru drastycznie spadają. Zatem wykalkulowała, jak co roku, że jeśli złapie kilka dobrych stopni już na samym początku, będzie miała luźniejsze i spokojniejsze ferie. Przywitała nauczyciela zwykłym "dzień dobry", zajęła miejsce z dala od Leo, który był ze swoim wiernym towarzyszem Ezrą, czy Clary, których towarzystwa nie miała ochoty znosić. Rzuciła za to ciepły uśmiech i krótkie "cześć" w stronę @Melody Kingston, z którą dość dobrze się dogadywała, często również wspólnie imprezowały, darzyła zatem dziewczynę sympatią. Wiedziała też, że puchonka jest także całkiem niezła z transmutacji. Do nauczyciela nic nie miała, choć jeszcze daleko do momentu, w którym mogłaby powiedzieć, że go lubi. Raczej traktowała go neutralnie, pamiętała, że prowadził ciekawe lekcje - a ponieważ nauczał dopiero drugi rok w Hogwarcie, postanowiła dać mu rzeczywiście szansę na nauczenie jej czegoś pożytecznego. Koleś był konkretny, a to dobrze wróżyło.
SZCZĘŚCIE: 1 PREFERENCJE: 1, bo do Bergmanna nic nie ma, ale transmutacji jeszcze nie pokochała KONCENTRACJA: 9, chciałaby być najlepsza we wszystkim, więc stara się no TALENT: 0 ;< CAŁOŚĆ: 11
Blaithin 'Fire' A. Dear
Wiek : 25
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 160cm
C. szczególne : chuda, opaska na twarzy, blizny, tatuaż, zapach damasceńskich róż
Transmutacja była ostatnia w kolejce lekcji, których oczekiwała. A już w połowie listy "oczekiwanie" zmieniało się w niechęć. Było ku temu parę bardzo prostych powodów. Fire nigdy nie odczuwała jakiegoś wielkiego zainteresowania tym przedmiotem. Jedynie na animagii znała się trochę lepiej, poza tym posiadała duże braki. Przez te właśnie braki rok wcześniej Craine straszył Blaithin, że nie zda. Wzięła się wtedy za siebie i z pomocą kuzyna, Szkotce udało się podciągnąć tak bardzo, że na Owutemach uzyskała Powyżej Oczekiwań. Było to dla niej szalenie satysfakcjonujące, zwłaszcza, że utarła nosa Craine'owi i jednocześnie Liam był zadowolony. Ale później LSD, jej jedyna motywacja do nauki transmutacji, żeby nie wywoływać na jego twarzy zawodu, wyjechała w Bieszczady do Beauxbatons. A Fire straciła resztkę chęci. Pozostawał jej Bergmann, do którego nijak nie mogła się przekonać. Może jakieś przeczucie, że to zwykły palant? Może denerwowało ją, że inne uczennice do niego wzdychały? Może po prostu odczuwała potrzebę irytowania któregoś nauczyciela poza Edgarem? W każdym razie po wyjeździe Liama, szła na lekcję, jak na bitwę. Uzbrojona w nieodłączną Tarczę Drwiny, Zbroję Obojętności i Hełm Sarkazmu. Z dużą ilością goryczy w sercu. Założyła czarną, w miarę ładnie wyprasowaną szatę, naszyjnik w barwie ciemnej szarości schowała pod materiał, żeby nikt go nie dostrzegł. Za to przy nadgarstku dziewczyny bujała się delikatnie kuleczka zaczepiona na łańcuszku - światełko dźwiękowe od Leo. Miała też schowaną w torbie broszkę od Caspra. Odkąd wyjechał starała się mieć ją zawsze gdzieś blisko, podobnie jak lusterko dwukierunkowe, które jednak było zbyt cenne, żeby zabierać je na lekcje, gdzie mogło się przypadkiem potłuc. Przed wejściem do sali poprawiła długi, jasny warkocz i przełożyła go sobie na prawe ramię. Specjalnie zamiast książek zapakowała sobie kilka pergaminów z nutami do gry na skrzypcach, żeby sobie coś w nich pozmieniać albo dopisać. Naturalnie nie zamierzała słuchać żadnych wykładów. W tym roku szkolnym wyjątkowo mocno zaczęła cenić sobie swój czas... Transmutacji zamierzała poświęcić go minimum. Skinęła głową Clary, posłała lekki uśmiech do Leo, na moment nieco rozluźniając napięte mięśnie twarzy. Gryfon wyglądał na tak zaaferowanego wizją lekcji, że aż była nieco zaskoczona. Jeśli chciał się skupiać to nie zamierzała mu przeszkadzać. Sama lubiła na eliksirach spokój i ciszę. Zresztą obok już był Ezra, którego też ogarnęła tym samym uśmiechem. Siadła miejsce za przyjacielem, tak, żeby nieco zasłonić się plecami ćwierćolbrzyma przed Bergmannem. Wyciągnęła pergamin i pióro, jakby miała zamiar coś notować. W rzeczywistości jednak przeglądała jeden z utworów, które samodzielnie skomponowała. Inni mogli się bić o pierwsze odpowiedzi, Fire zajmowała się sobą. Zamierzała się ocknąć dopiero, kiedy nauczyciel każe im ćwiczyć owe zaklęcie.
SZCZĘŚCIE: 1, kostki mnie rozumieją PREFERENCJE: 0, nie lubi nauczyciela, nie lubi transmutacji, nie lubi lekcji, nie KONCENTRACJA: 2, bo jednak głucha nie jest i słyszy, co się dzieje xD TALENT: 1 CAŁOŚĆ: 4 Przyszedł mistrz transmutacji
Ostatnio zmieniony przez Blaithin ''Fire'' A. Dear dnia Nie 17 Wrz 2017 - 22:23, w całości zmieniany 1 raz
Dreama Vin-Eurico
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185 cm
C. szczególne : Wyjątkowo szczupła, posiada kilka drobnych tatuaży, kolczyk w nosie.
Ostatnimi czasy Drama starała się wyjątkowo. Była w siódmej klasie i nie przewidywała tego, że uda się na studia, więc chciała zdobyć tyle wiedzy, ile tylko zdoła jej przyzwyczajony do lenistwa mózg. Wysilała się strasznie i oprócz lekcji, sięgała czasem po książki, na które wcześniej nawet by nie spojrzała. Aspektem, który dodatkowo zachęcał Ślizgonkę do uczestnictwa w tak wielu zajęciach byli nauczyciele. Taki Bergmann na przykład, nie dość, że gadał logicznie i wypluwał z swej jadaczki słowa, które udawało się dziewczynie rozumieć, to jeszcze był przystojny, mówiąc wprost młodsza Vin-Eurico była estetką i lubiła patrzeć na ładnych ludzi, a do takich na pewno należał mężczyzna. Kiedy weszła do sali większość miejsc była zajęta. Uśmiechnęła się ładnie do Leo, kiedy przechodziła obok jego ławki. Miała plan by ponownie dowalić się do Fire, jednak dobrze wiedziała, że to rude z charakteru dziewczę przez całą lekcje będzie ją rozpraszać. Bo Fire i transmutacja to dwie różne bajki. Dziewczyna dosiadła się więc do jakiegoś przypadkowego ucznia, całkowicie nie zwracając uwagi na swojego sąsiada, wyjęła z torby pergamin oraz srebrne, metalowe pióro i skupiła się na słowach profesora transmutacji.
SZCZĘŚCIE: 5 PREFERENCJE: 1, Drama nie jest nastawiona wrogo do żadnego z nauczycieli więc wiadomo i 0, bo głównie interesuje się Zielarstwem i ONMS KONCENTRACJA: 7, no ogarnia to co się dzieje, jednak czasem rozproszy ją stukanie piórem o ławkę czy inne wzdychania uczniów, TALENT: 0, ups, brakuje mi punkta CAŁOŚĆ: 13
Mefistofeles E. A. Nox
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 185
C. szczególne : Tatuaże; kolczyki; wilkołacze blizny; bardzo umięśniony; skórzana obroża ze złotym kółkiem; od 14.02.2022 pierścionek zaręczynowy!
Na transmutacji nigdy Mefisto za szczególnie nie zależało, ale on w ogóle rzadko wykazywał jakieś wielkie chęci w temacie nauki. Nie miał pojęcia czemu Slytherin go zechciał, skoro ambicji nie miał nawet za grosz, przynajmniej nie w tych oczywistych dziedzinach. Mimo wszystko skoro już chodził do Hogwartu, to wypadało na jakieś lekcje czasem zajrzeć, a świat niestety nie kręci się jedynie wokół ONMS czy zielarstwa. Rzecz w tym, że akurat tego dnia Nox zupełnie nie miał ochoty patrzeć na ludzi. Wiedział, że zaraz go ktoś zirytuje, że czyjaś głupota wyprowadzi go z równowagi... Głupio tak na samym początku roku zarobić szlaban, nie? Aż do momentu, w którym stanął pod drzwiami klasy z lizakiem befsztykowym w ustach, nie miał podjętej decyzji, czy w ogóle na zajęciach się zjawi. Jeśli chodzi o strój, to wyglądał zaskakująco przyzwoicie! Ciemne spodnie, jasna koszula z niedbale podwiniętymi rękawami i kilkoma pominiętymi guzikami u góry. Pokusił się nawet o krawat z herbem Ślizgonów, chociaż wisiał on mało zachęcająco. Mefisto nie miał pojęcia skąd w nim tyle przyzwoitości. Chyba chciał nadrobić za to, że całą postawą prezentował się o wiele, wiele gorzej. Przygarbiony, skulony w sobie... Wszedł do sali z opuszczoną głową, co już było znakiem, że coś jest nie tak. Oderwał spojrzenie podkrążonych oczu od podłogi dopiero wtedy, kiedy musiał zająć jakieś miejsce. W oczy najpierw rzucił mu się @Ezra T. Clarke, ale obok niego już siedział prefekt Gryffindoru... ale za nim była pusta ławka! Mefisto ochoczo ruszył w tamtym kierunku, kombinując w myślach, jak trochę Krukona powkurzać. Opadł na krzesło, wypuszczając przy tym głośno powietrze. Gwałtowny ruch wywołał w jego ciele krótką falę bólu, która błyskawicznie odeszła w zapomnienie. Po tej chwili zapomnienia jedynymi śladami były napięte mięśnie Noxa. A skoro już siedział, to zorientował się, że nie był sam. @Blaithin ''Fire'' A. Dear najwyraźniej nie interesowała się transmutacją, bo siedziała nad jakimiś papierami. Mefisto wykrzywił usta w cynicznym uśmiechu, zerkając na utwór rozpisany na pergaminie. - Usiadłem z artystką. - Poprawił się i zsunął nieco na krześle, przyjmując pozycję niemal leżącą. Stopą niby przypadkiem zahaczył o nóżkę krzesła siedzącego przed nim Krukona. Nie robił niczego złego, nie? Raptem odrobinkę się droczył... Nie chciał tak na wstępie wszystkich wkurzyć. Ani Ezry, ani Fire, ani tej góry mięsa. Ani profesora, bo on też gdzieś tam był. - Powinienem już błagać o autograf? - Dopytał ze spojrzeniem wbitym w sufit. Ugryzł lizaka, odkrywając, że zęby również zaczynają go boleć i nawet metaliczny, słodkawy posmak krwi nie pozwala o tym zapomnieć. Mefistofeles uwielbiał dni tuż przed przemianą. Profesora właściwie w ogóle nie słuchał, chociaż zerknął na niego raz, kiedy rzucał zaklęcie. Ślizgon nie pchał się do odpowiedzi - nie był pewien, czy w ogóle myśli o odpowiednim zaklęciu. Tak czy inaczej, znalazł właśnie idealną pozycję i nie miał ochoty drgnąć ani na milimetr.
Weszła do klasy bez większych oczekiwań co do lekcji. Byleby tylko nie robili żadnej teorii, ze względu na te zakłócenia. Trudno było jej jednak przewidzieć na co zdecyduje się nauczyciel. Do tej pory trafiała wyłącznie na lekcje Craine'a. W każdym razie na pewno zapowiadało się lepiej niż u tamtego starego psychopaty. Usiadła sobie w pierwszej lepszej ławce, gdzieś na środku klasy i turlając po ławce różdżkę, czekała na początek zajęć. Ktoś mógłby się dosiąść, bo śmiertelnie się nudziła. Uniosła wzrok na nauczyciela, kiedy rozpoczął lekcję i słuchała go ze średnią uwagą. Najchętniej przeszłaby już to tych "przydatnych" zaklęć. Strasznie ją dzisiaj nosiło, żeby coś porobić. Nie zadała żadnego pytania, bo nie przychodziło jej do głowy, ani nie odpowiedziała na to zadane przez nauczyciela, bo nie zdążyła. Trzeba też przyznać, że za bardzo jej się z tą odpowiedzią nie śpieszyło, więc kiedy zrobił to jakoś Ślizgon, gdy ona dopiero leniwie podnosiła się z blatu ławki, machnęła na to ręką.
SZCZĘŚCIE: 5 PREFERENCJE: 1; po 0,5 za oba KONCENTRACJA: dajmy 5, ale może się rozkręci TALENT: 2 CAŁOŚĆ: 13
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget największe zdziwienie przeżyła, gdy otrzymała wyniki swoich owutemów i okazało się, że oceniono jej poziom z transmutacji na powyżej oczekiwań! Jakoś tak ciężko było jej to przyjąć do wiadomości, głównie dlatego, że dotychczas trafiała na zajęcia do Craine'a, który radość w swoim życiu czerpał z dręczenia małych i słabych istot, do których należała panienka Hudson, w związku z czym nie miała jak rozwinąć skrzydeł w tej pasjonującej dziedzinie, jaką była transmutacja. Dziewczyna od zawsze się nią interesowała, jednak nie można było powiedzieć, że był to jej ulubiony przedmiot - zdecydowanie miała ich zbyt wiele na celowniku, by wyłaniać faworytów. Zjawiła się w klasie na czas, rozglądając się za wolnym miejscem. Wypatrzyła je obok @Harriette Wykeham, więc podeszła do młodszej Gryfonki przywołując na twarz szeroki uśmiech. - Cześć, mogę się dosiąść? - zapytała. (Uznam, że Etka się zgodziła) Usadziła się wygodnie na krześle, wyciągając świeżo wypolerowaną różdżkę na blat przed sobą, co jakiś czas zerkając na nowego profesora. - Niezły, nie? - zagaiła Gryfonkę, a w jej oczach pojawił się krótki błysk. - Szkoda, że nie dawali mnie do jego grup w tamtym roku. Jakże przyjemniej byłoby mieć w klasie takiego Bergmanna zamiast Craine, prawda? - dodała jeszcze, wzdychając cichutko. Nauczyciel jednak zaczął mówić, a chwilę później wykonał mały pokaz. Bridget niestety nie znała zaklęcia, którego użył, toteż milczała. Cisza nie trwała jednak długo, bowiem odezwał się chłopak ze Slytherinu. Dziewczyna nie wiedziała jednak, co powiedział, bo się zwyczajnie w świecie zapatrzyła...
SZCZĘŚCIE: 5 PREFERENCJE: 1,5 (1 - oj, jest totalnie zainteresowana nowym profesorem, 0,5 - transmutację lubi, ale jako jeden z wielu przedmiotów) KONCENTRACJA: 4,5? Niby się skupia, ale jest rozproszona. TALENT: 2 CAŁOŚĆ: 13
Maximilian ostatni rok nauki jako uczeń postanowił spędzić na pilnym studiowaniu podawanych treści. Nie, żeby minione lata wyglądały inaczej, ale tym razem zajęcia, które bardziej go interesowały planował traktować szczególnie, stąd też pojawił się na lekcji, która przeznaczona była dla studentów, ale ogłoszono możliwość pojawienia się siódmoklasistów. Przybył odpowiednio wcześniej - nienawidził spóźnień, dlatego dbał by dostatecznie szybciej pojawić się na miejscu. Stanął niedaleko drzwi oczekując na przyjście nauczyciela. Gdy pojawił się Bergmann Max wszedł do sali razem z kilkorgiem starszych kolegów i zajął ławkę w połowie sali - nie całkiem z tyłu, ale i nie wyrywając się do przodu świadom, że nie powinien się wychylać. Jak wszyscy przywitał profesora krótkim - Dzień dobry - usiadł i wyjął pióro oraz pergaminy. Robiąc notatki uczył się najszybciej, przez rękę do głowy. Zaciekawiony zastanowił się nad pytaniem nauczyciela, nie był jednak pewien odpowiedzi, dlatego postanowił pozostać biernym słuchaczem. Okazało się, że o rok starszy ślizgon miał ten sam pomysł - czy słuszny, okaże się. Nie rozglądał się po sali, bo i kogo miałby tu szukać? Owszem, sporo znajomych twarzy, ale nie przyszedł tu spotykać się z kumplami. Przed klasą przywitał się z tymi, których znał i wystarczy. Ciekaw czego nauczy się na dzisiejszej lekcji siedział w ławce notując pytanie nauczyciela, tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś jeszcze miał mu je kiedyś zadać.
SZCZĘŚCIE: 3 PREFERENCJE: 2, mimo, że jego wiedza nie jest jeszcze na wysokim poziomie, Max chce są rozwijać, sporo czytał, a do nauczyciela podchodzi pozytywnie, nie miał z nim za wiele do czynienia, ale nie ma uprzedzeń KONCENTRACJA: 10, Blackburn ma świadomość, że większość obecnych to studenci, nie zna nikogo, a gdy postanawia skupić się na jednej rzeczy robi to i nic nie jest w stanie go rozproszyć TALENT: 0 (tak niewiele brakuje :'( ) CAŁOŚĆ: 15
Od uczty rozpoczynającej rok szkolny minęły raptem dwa dni, ale o zupełnie wystarczyło, żeby w głowie Cynamona rozwinęła się wręcz obsesja. Robiła co mogła, żeby nie dać po sobie znać jak bardzo zafascynowała ją Blaithin Dear. Uściślając: Cymone nie jest stalkerem albo inną świruską. Po prostu Fire zapisała się w jej nastoletnim serduszku łaknącym autorytetów i idolów. Cudownym zbiegiem okoliczności Cymone miała okienko w czasie, gdy starsi uczniowie i studenci (w tym Fire!) mieli transmutację. Chwila analizy i łączenia wątków wystarczyła, Southgate wbija na tę imprezę. Postanowiła udawać, że wszystko jest jak najbardziej w porządku, a ona jest we własciwym miejscu o właściwym czasie. Własnie z taką postawą weszła chicho do klasy. Zajęła wolne miejsce, kątem oka wypatrując Pani Prefekt. O tak, idealnie! Cynamon siedziała po prawej stronie dziewczyny, dwie ławki dalej. Wyjęła podręcznik do transmutacji zdawszy sobie sprawę, że wszyscy wokół korzystają z bardziej zaawansowanej jego wersji. Szybko przykryła okładkę pergaminami. Dopiero gdy lekcja się zaczęła Cymone pomyślała, że w sumie może mieć przypał, jeśli profesor zauważy, że to nie jest jej lekcja.
SZCZĘŚCIE: 6 PREFERENCJE: 2 - transmutacja daje jej dużo funu, a do profesora pała raczej sympatią KONCENTRACJA: 6 - bardzo by chciała skupić się na lekcji, serioszka, ale Fire (!) TALENT: 0 CAŁOŚĆ: 14
To nie było tak, że olewałam transmutację. Tylko jeśli uczył mnie Craine, który sprawiał, że moje serce stawało za każdym razem kiedy na mnie spojrzał, albo po prostu oddychał tym samym powietrzem co ja, nie było to zbyt hm... motywujące. Nie było wcale motywujące, a tym bardziej inspirujące. Cóż, słysząc, że tym razem lekcję będzie prowadził ktoś inny niż człowiek, który nawiedza mnie w koszmarach, nie zastanawiałam się nawet. Nie byłam orłem z tego przedmiotu, ale nie było tez tak, że nie próbowałam. Powiedzmy sobie szczerze, ja po prostu żyłam artyzmem, a nie złożonymi zaklęciami, które należały do jednym z najtrudniejszych. Wiedziałam jednak, że wypadałoby co nieco wiedzieć na ten temat, żeby nie wyjść na ignorantkę. Tego nie chciałam, co to to nie. Nowy nauczyciel otwierał przede mną nowe perspektywy. Brzmi patetycznie, ale no kurcze serio w końcu mogłam się czegoś dowiedzieć! Weszłam do klasy chwilę przed rozpoczęciem lekcji, próbując zetrzeć niebieską farbę z dłoni, o której zapomniałam. Szybko rozejrzałam się po pomieszczeniu i zmarszczyłam brwi, kiedy dotarło do mnie, że wszystkie miejsca obok moich znajomych są pozajmowane. To się nazywa szczęście. Tak więc usiadłam obok @Aleksander Cortez kojarząc, że ten chyba jest całkiem dobry z transmutacji, a to mogło mi wyjść na dobre.
SZCZĘŚCIE: 3 PREFERENCJE: 1, bo dobrze nastawiona do nauczyciela, ale no transmutacja nie jest jej mocną stroną. KONCENTRACJA: 8, ona nigdy nie będzie skupiona na 100% TALENT: 0 CAŁOŚĆ: 11
William Walker
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 26
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : legilimencja i oklumencja, prefekt fabularny
Transmutacja mnie nie interesowała. Nie tyle nie interesowała, co po prostu uznawałem ja za koszmarnie nudną. Nie widziałem żadnego celu w zmienianie kubka w latającego ptaszka. No serio? Co w tym takiego super? Dużo bardziej interesowała mnie obrona przed czarną magią, albo same zaklęcia. Ale pech chciał, że transmutacji również potrzebowałem to swojego przyszłego (miejmy nadzieję) zawodu. Nie bez powodu kariera aurora była jedną z tych trudniejszych ścieżek życia. W każdym razie pojawiłem się na lekcji jakieś nanosekundy przed rozpoczęciem i usiadłem gdzieś z tyłu. W sumie trochę żałowałem, że to nie Craine będzie prowadził dzisiejszą lekcję. Powiedzmy, że lubiłem go wkurzać, takie hobby. Nawet nie pofatygowałem się żeby wyciągnąć książki, może to potem zrobię, może. Na pierwszy rzut oka moja postawa charakteryzowała głębokie znudzenie i lekceważenie przedmiotu, jak i samego nauczyciela. Przepraszam, nawet gdyby przyjrzeć się dokładnie, da się zauważyć to samo. Gdybym tylko nie musiał, to bym nie przychodził, proste. Sam nauczyciel, kolokwialnie rzecz ujmując, mi zwisał. Miałem go głęboko w nosie, to co mówi i to co sobie o myśli. Niewykluczone, że się nie polubimy. Ba! Miałem dziwne uczucie, że Bergmann niespecjalnie będzie za mną przepadał, jak to już bywa w moim życiu. Ale cóż zrobić, to tez miałem gdzieś. Słyszałem, że o czymś gada, ale jakoś bardzo małe było dla mnie znaczenie co. Tak więc na spokojnie kończyłem sobie zadanie z zielarstwa, jednym uchem wpuszczając słowa nauczyciela, a drugim je wypuszczając.
SZCZĘŚCIE: 2 PREFERENCJE: 0 - krótko mówiąc ma w nosie transmutacje i nauczyciela KONCENTRACJA: yyy 2? TALENT: 0 CAŁOŚĆ: 4