Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
No tak. To było zupełnie do przewidzenia, że luzując trochę lejce na tej lekcji, jakiś geniusz w końcu wpadnie na pomysł, żeby stać się bohaterem klasy i wyrzucić z siebie bezwartościowe obelgi w stronę nauczyciela. Craine nie rozumiał, co niektórzy mieli w głowie, ale zaczynał przypuszczać, że musiała być tam jakaś dziura, przez którą przelał się cały rozsądek tych młodych ludzi. To, co zrobiła Twisleton było nie tylko szczeniacko głupie, ale też nad wyraz nieodpowiedzialne. Nikt nie odleje jej za to pomnika i nikt nie będzie klaskał, bo co roztropniejsi mogli się domyśleć, że dziewczyna nie zrobiła nic więcej, ponad podpalenia lontu materiału wybuchowego, jakim był profesor i ucieczki. Czy to było bohaterstwo? Patton dostał jej obelgami właściwie w plecy, bo kiedy smarkula wykrzykiwała swoje wydumki, ten już wracał do swojego biurka, toteż tylko @Aleksander Cortez mógł zobaczyć grymas ostatecznego rozdrażnienia profesora. Nie odpowiedział jednak nic, pozwalając temu rudemu tchórzowi uciec i powoli zaczął przymierzać się do sprawdzania prac. Krukona (@William Walker), który udawał cwańszego niż w rzeczywistości był, nauczyciel zignorował z całą świadomością, kręcąc tylko z niedowierzaniem głową na jego słowa. Ten smarkacz był prefektem? Czy ktoś uczył w ogóle tę nieopierzoną bandę szacunku? Kiedykolwiek? Niemniej jednak nie wszyscy mieli dziś tak wielkie szczęście jak Walker, aczkolwiek on pewnie swoje dostanie od uczniów kiedy indziej. -Zakrzewski, masz jakiś problem ze słuchem? - zapytał @Bianca Zakrzewski, patrząc wyczekująco na jej nieprzemienione kielichy. – Niezaliczone – rzucił w jej kierunku i odszedł, bo czuł, jak wprost gotuje się w nim, widząc jaki przekrój miernot przyszło mu uczyć. Chyba źle wybrał trasę, bo od razu po Gryfonce, zatrzymał się przy pracy @Ezra T. Clarke. -Następny… Clarke, czasem mam wrażenie, że przyjąłeś sobie za punkt honoru bycie miernotą. Nic nie potrafisz zrobić porządnie, żonę też sobie znajdziesz na odwal? - zapytał ucznia, patrząc na jego kielich tak, jakby co najmniej miał za chwilę na niego zwymiotować. Wzrok pogardy nie przestawał opuszczać Craine’a, który widząc, co wyprawia kilkanaście osób z prostym zaklęciem zaczynał modlić się chyba najbardziej z nich wszystkich o koniec tej lekcji. Mieli napisane proste polecenie na tablicy, to nie była jakaś wielka filozofia zamienić pięć pucharów w jeden. Mało tego, posadził Corteza przed nimi, żeby pokazał poprawną inkantację. Na nic i to, większość i tak nie potrafiła wykonać dobrej transmutacji. Nie będzie przecież marnował każdej lekcji na pokazywanie im machania różdżką od nowa. Ile ci ludzie mieli lat? Jedenaście? Przechodził między ławkami, sprawdzając prace bez słowa, kiedy to rzuciły mu się w oczy dwie papużki nierozłączki, które postanowiły zrobić z lekcji transmutacji gabinet psychiatryczny. @Naeris Sourwolf i ta beksa @Lotta Hudson. O ile ta pierwsza wykonała chociaż zadanie, mimo nie posłuchania polecenia dotyczącego absolutnej ciszy to ta druga nie dość, że zrobiła syf, a nie transmutację po raz kolejny, to jeszcze wyła jak bóbr. Na Merlina! Tego było już za wiele dla starego profesora, którego wściekłość najwidoczniej właśnie wybuchła z lontu odpalonego przez Twisleton. -Hudson, na każdej lekcji będziesz mi tak wyła? Ja rozumiem, że proste zaklęcie może przerastać twoje możliwości, ale jakbyś była łaskawa raz się nauczyć na zajęcia, to nikt z nas nie musiałby znosić twojego atencyjnego płaczu – powiedział dobitnie, sugerując jednoznacznie uczennicy, co o niej myśli. Po sprawdzeniu prac odesłał Corteza do jego ławki i stanął przy swoim biurku. -Domy tych, którzy wyszli przed sprawdzeniem ich pracy otrzymują po minus pięć punktów. Sourwolf, za niesłuchanie poleceń nauczyciela Ravenclaw dostaje kolejne minus pięć punktów. – potarł sobie czoło w wyrazie skrajnego wyczerpania tą koszmarną bandą. –Aha, Wykeham i Vin-Eurico, obie po pięć punktów dla domu za najlepsze prace. Wykeham, to była bezbłędna transmutacja – kiwnął z uznaniem głową i uznawszy lekcję za zakończoną pozwolił uczniom się rozejść. Zignorował rudą Dear, wiedząc, że dalsza dyskusja z tą bezmyślną dziewuchą nie ma sensu, zanotował, żeby dać taryfę ulgową Lebiediew na zaliczeniu tego zadania w następnym terminie za rozbrajającą szczerość i poinformował, że wszyscy, którzy nie zaliczyli mają stawić się w jego gabinecie w konkretnym terminie na poprawkę. Te lekcje to już nie na jego nerwy. -I przekażcie Twisleton, że zgłaszam sprawę o jej zawieszenie w prawach ucznia do dyrektora – powiedział na odchodne wychodzącym, z jednej strony nie czując, że powinien ich o tym informować a z drugiej – czy aby Hufflepuff nie miał mieć niedługo meczu Quiddicha? Chyba przyda im się nowy kapitan.
Lekcję uważam za zakończoną.
Wszyscy, którzy mają niezaliczone drugie zadanie (przyznany tylko 1 punkt kuferkowy) powinni napisać post w gabinecie dot. poprawki. @Gemma Twisleton – masz sprawę o zawieszenie no i ofc dla swojego dobra nie pojawiaj się na poprawce @Bocarter Hamilton – w drugim rzucie miała być tylko jedna kostka, ale z racji tego, że u ciebie było to 6 oczek, zaliczam.
Na ostatnich zajęciach z Craine'm Ruth była bliska płaczu, bo ten stary... człowiek wymyślił, że zamiast przystąpienia do zadania praktycznego z resztą uczniów powinna zacząć nie wiedzieć do końca czemu uprzątnąć błonia z kamiennych kolców. Mimo to pisała egzaminy z transmutacji i musiała na nią chodzić, jak wielkim draniem nie był by nauczyciel. Nie wydawało jej się, żeby przyszła za wcześnie, ale pusta sala sprawiła, że dwa razy sprawdziła czy lekcja zaczyna się dokładnie o tej porze, co myślała. Nic nie budziło jej wątpliwości jeśli chodzi o termin, ale fakt, że wylądowała sama w sali trochę ją z początku zmartwił - jeśli nauczyciel wejdzie tu zaraz po niej to po pierwsze pewnie nie powstrzyma się od jakiegoś komentarza a po drugie ona nie będzie mogła robić nic, co zazwyczaj robiła, będąc w sali przed czasem z resztą uczniów. Kiedy było więcej ludzi w klasie, spokojnie wyciągała sobie książki i zagłębiała się w lekturze, teraz jakoś nie wyobrażała sobie, że bezczelnie wyciągnie jakieś pergaminy o magii bezróżdżkowej pod nosem Craine'a. Na szczęście kawaler nie przyszedł, a i inni uczniowie nie spieszyli się z przybyciem przed czasem - czyżby zapomnieli, że podobno miała być kartkówka na wejście? Ruth ostatecznie przestała o tym myśleć w ogóle i otworzyła sobie jakąś książkę, którą postanowiła skończyć do końca tygodnia (co było trochę łatwiejsze, bo ostatnio jej czas mijał w szpitalu na oddziale zatruć przykuta do łóżka), po czym zupełnie pochłonęły ją informacje, umieszczone na kartach księgi.
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget pojawiła się na transmutacji bardzo zestresowana. Liczyła na szczęście, że tego dnia profesor Craine nie zaszczyci jej swoją uwagą i nie będzie się do niej w ogóle odzywał. Na ostatnich dwóch czy trzech lekcjach dawał im naprawdę popalić, a Bridget tylko obserwowała sytuację z boku, nie odzywając się i liczyła, że taki stan rzeczy się utrzyma. Ostatnio nawet Raynott odezwała się do niej w niezbyt przyjemny sposób i dziewczyna nie wiedziała, czy to przez zbliżające się przesilenie, czy o co im wszystkim chodziło? Mniejsza o to, Bridget musiała się przygotowywać do egzaminów, które zbliżały się nieubłaganie. Zjawiła się w klasie, w której siedziała wyłącznie Ruth. Puchonka podeszła do niej i uśmiechnęła się, odsuwając krzesło obok. - Cześć, można? - liczyła na twierdzącą odpowiedź, ale nie miałaby problemów, gdyby Ruth kazała jej znaleźć inną ławkę. Wiedziała, że dziewczyna ma masę innych znajomych i niekoniecznie chciałaby akurat z nią siedzieć na transmutacji.
Bałam się nieco chodzić na transmutację ze względu na nauczyciela, bowiem profesor Craine przerażał mnie jak nikt inny w tej szkole. Lubił się wyżywać i ogólnie nie szczędził przykrych słów względem uczniów, szczególnie tych, którym nie szło zbyt dobrze, a niestety bardzo często zdarzało mi się znajdować w tym gronie, mimo naprawdę ogromnych starań. Dzisiejszego dnia postanowiłam naszprycować się eliksirem pamięci licząc, że pomoże mi on uniknąć niepowodzenia i ośmieszenia na oczach całej klasy. Sprawdziłam godzinę i stwierdziłam, że mam jeszcze sporo czasu, więc do klasy zmierzałam powolnym, spacerowym krokiem, pogrążona w rozmyślaniach na temat ostatnich kilku dni, których wspomnienia wracały do mnie ze zdwojoną siłą (miłe uczucie). Przestąpiłam próg klasy i ze zdziwieniem stwierdziłam, że na miejscu są tylko dwie dziewczyny, w tym @Ruth Wittenberg. Uśmiechnęłam się do niej przyjaźnie, lecz usiadłam gdzieś z boku i zajęłam się polerowaniem różdżki.
Wciąż osłabiona działaniem choroby przywiezionej z Egiptu, weszłam do klasy. Zdawałam sobie sprawę, że to nie jest zbyt świetlany pomysł, przychodzić na tak wymagające zajęcia nie będac w pełni możliwości, ale bardzo mi na nich zależało, więc nieobecność nawet nie wchodziła w grę. Zajęłam ławkę mniej więcej po środku. Za mną, na szczęście, nikogo nie było, więc ewentualne problemy, że ktoś czego nie widzi przez mojej włosy, miałam z głowy. Pochyliwszy się do przodu, kryłam twarz w dłoniach, opatrych na ławce. Tak, zdecydowanie, brakowało mi jeszcze sporo do pełnej witalności, ale wedle słów pielęgniarek w szpitalu, mogę, a nawet powinnam chodzić na wszytskie lekcje, nawet te najbardziej wymagające. Helikopter w mojej głowie nie potwierdzał słuszności tych słów, ale jak już przyszłam, i siadłam, to zostanę. Weschnąwszy nad swoim marnym losem, wyciągnełam Transformacje przez wieki, opasłe tomiszcze o ewolucji transmutacji. Doskonały sposób na zapomnienie o chorobie, bo transmutacja, jako dziedzina złożona i trudna, formowała się w bardzo ciekawych okolicznościach, a lepiej jest wiedzieć wiecej niż mniej, na takich lekcjach, jak ta. Grzmotnęłam nią o ławkę i otowrzywszy na zakładce, zaczełam czytać.
Wszedł do sali i zajął swe zwykłe miejsce w pierwszej ławce, przygotowując się do zajęć poprzez powtórzenie sobie ostatnio omawianych tematów, gdyż spodziewał się, że jak zawsze lekcja rozpocznie się kartkówką, a ostatnie wydarzenia nie przysporzyły mu uznania w oczach wymagającego profesora, toteż postanowił bardziej się przyłożyć, żeby powrócić do jego łask. Wiedział bowiem, że po ostatnich zajęciach, jakie odbyły się poza zamkiem, Craine będzie spoglądał nań krzywym okiem.
Kiedy wybiła dokładna godzina rozpoczęcia lekcji transmutacji, Patton swoim typowym, mocnym krokiem wszedł do klasy i rozłożył na nauczycielskim biurku notatki. Był łaskaw spojrzeć na uczniów dopiero po chwili, a zarejestrowawszy jedynie pięć osób mało nie opadł na ziemię. Ba! Wśród tych pięciu osób na jego lekcji były aż trzy puchonki. Miały zaparcie, trzeba było im przyznać, szczególnie ta @Bridget Hudson, która dostała od niego w cugi na poprzedniej transmutacji. Szczerze? Czuł, że studenci zamiast się uczyć zaczną omijać lekcje szerokim łukiem, głupio tłumacząc się strachem przed nauczycielem, czy innymi niestworzonymi argumentami, dlatego o ile frekwencja go nie zdziwiła, o tyle – co było doprawdy niespotykane – pokiwał z uznaniem głową, że to właśnie Hufflepuff okazał się najodważniejszym, najbardziej zaprawionym w boju domem. Bardzo ciekawe… -Porażająca frekwencja. Mam nadzieję, że się nie udusimy z braku tlenu pod koniec lekcji – przyznał pogardliwie, patrząc na ten żeński wieniec z małym, zielonym kwiatuszkiem na środku – szanownym panem Hamiltonem. -Jestem zaskoczony szczególnie wytrwałością uczennic Hufflepuff – tutaj omiótł zdegustowanym spojrzeniem Bridget, żeby po chwili znów wylewać z siebie słowa tym samym, zgniłym tonem. – Hufflepuff, piętnaście punktów za obecność. Wittenberg, Hamilton, niech wam będzie po dwa, żebyście zaraz nie polecieli do dyrektora na skargę, że się nad wami znęcam psychicznie. I zakończywszy swój akt łaski wstał, poprawiając podstarzałą kamizelkę. -Miała być kartkówka, ale skoro jest was powalająca ilość pięciu osób, wszyscy po kolei do odpowiedzi – niewzruszonym głosem potraktował piątkę wybrańców i podszedł do rzeczonej Hudson, żeby odpytać ją jako pierwszą.
Odpowiedź ustna
Rzucacie dwiema kostkami, pierwsza mówi o zaklęciu, które musicie opisać i zaprezentować jego działanie, druga o tym, jak wam poszło (a właściwie jaką dostaliście za to ocenę). Pamiętajcie, im większą uwagę nauczyciela skupicie na sobie, tym gorzej dla was w kolejnej części.
Kostki:
Kostka 1: zaklęcie (jeśli ktoś już wylosował je przed tobą, bierzesz oczko wyżej 6->1, oczywiście) 1- Outcaver 2- Pomnuro 3- Scribblifors 4- Mutareiri 5- Herbifors 6- Enutitatum (przetransmutowany został regał stojący w rogu Sali. Teraz stoi tam wieszak)
Kostka 2: ocena, którą postać otrzymała za odpowiedź i prezentację. 1-T 2-O 3-N 4-Z 5-PO 6-W
Przy czym ocenę wybitny dzielimy na pół (3/3), resztę ocen według uznania, zgodnie z legendą:
Teoria: 0-fatalnie, nic nie potrafiłeś powiedzieć 1-coś tam dukasz, ale bez rewelacji 2-w miarę, choć nauczyciel i tak patrzy na ciebie, jakbyś miał braki elementarnej wiedzy 3-Craine nie ma się do czego przyczepić, brawo.
Praktyka: 0-albo ci kompletnie nie wychodzi, albo rzucasz zaklęcie tak niepoprawnie, że coś niszczysz 1-z różdżki wydobyły się tylko iskry, z wielkim bólem udało się rzucić zaklęcie dopiero za trzecim razem 2-potrzebowałeś delikatnej korekty, ale wykonałeś zadanie 3-Craine nie ma się do czego przyczepić, brawo.
Uwagi:
-Opis kostek celowo jest tak lakoniczny. Sami wymyślacie, co dokładnie poszło nie tak podczas rzucania (lub opowiadania o zaklęciu) przy odpowiedzi i finalnie zakończyło się taką, a nie inną oceną.
@Bocarter Hamilton za uwzględnienie w poście, że uczył się przed lekcją dostajesz +1 do wylosowanej liczby oczek w drugiej kostce.
@Lucienne Pourbaix - Craine zauważył książkę o transmutacji, którą masz na ławce i zadał ci pytanie dodatkowe:
-Jakie przedmioty nie podlegają transmutacji?
Musisz na nie odpowiedzieć w poście. Od tego, jak ci pójdzie będą zależeć twoje dalsze losy na lekcji.
Uwagi dla spóźnialskich:
Można przychodzić do 14.06 do 23:59, potem sala zostaje zamknięta. Oczywiście spóźnialscy nie dostają bonusów i losują te same kostki zakładając, że wszyscy w sali byli już po odpowiedzi, kiedy osoba weszła. Jeśli kolejny spóźnialski wylosuje to samo zaklęcie do odpowiedzi, co poprzednik musi założyć, że nie słyszał odpowiedzi dot. swojego pytania.
Wpadłem na lekcję spóźniony i przez moment zastanawiałem się, czy na pewno dobrze trafiłem. Na miejscu był Craine, Wittenberg, Hamilton, Hudson i jeszcze jakieś dwie laski z Hufflepuffu. Co to za szopka? Pięć osób na transmutacji? Wszedłem w momencie, w którym profesor przydzielał 15 punktów Żółtym - czy dziś jest dzień na opak i ja o tym nie wiem? - Przepraszam za spóźnienie - wymamrotałem do nauczyciela, nie mogąc pojąć całej tej sytuacji. Zdjąłem torbę przez głowę i odstawiłem ją na blat ostatniej ławki, po czym usiadłem i wysłuchałem tego, co mamy robić na zajęciach. Odpowiedź ustna? Spoko, w sumie lepsze to niż kartkówka. Zawsze można pozmyślać i pokręcić, nie to co na papierze,gdzie trzeba zapisać dokładnie każde słowo. Na szczęście nie wypadłem jako pierwszy, postanowił podejść do Hudson i ją przemaglować jako pierwszą. W drugiej kolejności już nie umknąłem jego uwadze. Miałem do opisania zaklęcie Scribblifors i trochę się przy nim zaciąłem. - Jest to na pewno zaklęcie transmutujące - zacząłem, obserwując wędrówkę brwi profesora aż po samą linię włosów (a jako że miał już poważnie postępujące zakola, była to niesamowicie długa i pasjonująca podróż). - Coś tam z piórami - dodałem, starając się jako tako wyciągnąć wnioski po samej formule zaklęcia. Craine był chyba jednak zirytowany i polecił mi rzucenie tego zaklęcia na jakiś przedmiot, więc prędko machnąłem różdżką w kierunku mojego kałamarza. Samo zaklęcie wyszło mi idealnie, przede mną leżały teraz dwa pióra, a Craine chyba nie miał się już do czego przyczepić, więc przeszedł dalej, a ja odetchnąłem z ulgą.
Bridget szybko pożałowała swoich zuchwałych myśli, jakoby miała unikać gniewu Craine już zawsze. Z niecierpliwością czekała na nadejście kolejnych osób, do czego nie dochodziło i przez co dziewczyna coraz bardziej się stresowała. Szybko policzyła, ile uczniów zebrało się na lekcję... PIĘĆ? PIĘCIORO UCZNIÓW? No to nici z pozostania niezauważoną... Craine wkroczył do klasy i wyglądał, jakby miał dostać zawału ze względu na frekwencję, której nie omieszkał skomentować. Bridget ze strachem zorientowała się, że wzrok profesora wciąż powraca na jej twarz, co powodowało u niej natychmiastowy rumieniec i przyspieszony oddech. Jeszcze jak powiedział o odpowiedzi ustnej... Trzeba przyznać, że Puchonka bardzo gwałtownie reagowała na sytuacje stresowe, a w tej chwili poziom stresu u niej wzrósł do tak niebotycznego poziomu, że cudem siedziała na swoim miejscu. Czuła napięcie w każdym mięśniu swojego ciała i gdy jeszcze okazało się, że nauczyciel ją zamierzał przepytać jako pierwszą, w głowie miała pustkę, w uszach biały szum i mroczki przed oczami. - Mutar... mutareiri - zaczęła trzęsącym się głosem, czując tak ogromną suchość w gardle, że jej język odmawiał współpracy. - Zaklęcie to... Zaklęcie... Ono zmienia... - Zamilkła na sekundę, próbując opanować drżenie i jakiś dziwny odruch jąkania. - Zmienia kolor, na ubraniu - wydukała w końcu, patrząc z dołu na profesora wielkimi oczami. Jeśli chodzi o praktykę, szkoda słów. Bridget w ogóle nie potrafiła się skoncentrować na zadaniu i zaklęcie kompletnie jej nie wyszło. Poczuła gorąco uderzające jej do głowy i musiała na chwilę zamknąć oczy, szykując się na potok obelg ze strony nauczyciela. I na co jej to było?
To nie był najlepszy dzień Ruth. Zamknęła książkę jeszcze przed przyjściem nauczyciela, chowając ją głęboko do torby i z przerażeniem obserwując, jak pusta sala minuty przed rozpoczęciem lekcji... wciąż stoi niemal bez żywej duszy. Siedzieli tak w piątkę, kiedy ich ulubiony profesor wszedł i zaczął opowiadać jakieś głupoty, finalnie podsumowując Puszki piętnastoma punktami. Wtedy dopiero Ruth podniosła wzrok na Craine'a i wtedy odniósł się bezpośrednio do niej ( i do jakiegoś chłopaka obok), przyznając i im po dwa punkty. O, panie Pattonie, lepiej wcelować z punktacją dla krukonki pan nie mógł, bo właśnie tym oto małym gestem wyrównała swoją punktację, którą przynosiła domowi Roweny do zera. I nawet była w miarę ucieszona faktem, że będą odpowiadać ustnie z zaklęć - w końcu była całkiem niezła z tej dziedziny. Co ciekawe, na pierwszy ogień poszedł spóźniony Calum, któremu poszło wręcz idealnie (bo ustalmy, teoria Ruth niewiele obchodziła w wypadku oceniania cudzych umiejętności magicznych), po czym biedna Bri kompletnie straciła to zadanie. Ten stary padalec jak zwykle musiał stać i zionąć siarką z ust nad uczniami podczas odpowiedzi - nic dziwnego, że wszyscy się stresowali. Kiedy przyszła jej kolej mina jej trochę zrzedła, bo totalnie nie znała zaklęcia, które jej zadał. To znaczy, coś tam kiedyś słyszała, ale żeby od razu recytować pełną definicję? -Yyy... - zaczęła wyjątkowo elokwentnie - Zamienia w zioła? - zapytała bardzo mądrze samego nauczyciela, robiąc przy tym pewnie całkiem głupawą minę. Naprawdę, nie wiedziała - W kwiaty?- dodała po chwili ton wyżej i modląc się w duchu, że nie umrze rzuciła w siebie zaklęcie, jednocześnie zamykając oczy. Po ich otwarciu już wiedziała, co owe zaklęcie w kwiaty zamienia. W żółte kwiaty, gwoli ścisłości. Niepewnie obejrzała samą siebie i zauważyła, że końcówki jej włosów mają poprzyczepiane (choć wydawało jej się, że są po prostu wrośnięte) żółte, drobne kwiatki. Chyba nie o to chodziło... Rzuciła zaklęcie jeszcze raz, przy czym wiedząc już, co dokładnie powinno robić skończyła z burzą kwiatów we włosach, wyglądając jakby ktoś położył jej na głowie dziesięć wianków. Szybko się odczarowała i zaróżowiona usiadła z powrotem do ławki. zaklęcie:5 ocena:N(1/2)
Zaklęcie, które miał opisać i zademonstrować okazało się bardzo proste, toteż bez trudu zaliczył zarówno teorię, jak i praktykę. Czas poświęcony na naukę nie poszedł na marne, toteż mógł być z siebie naprawdę zadowolony. Bez najmniejszego trudu udało mu się przemienić wieszak z powrotem w regał, a wcześniej bezbłędnie opisał słowami działanie zaklęcia, polegające na odkryciu przedmiotów przetransmutowanych w promieniu kilku metrów. Craine postawił mu najwyższą ocenę, toteż z dumą powrócił na swoje miejsce.
I KOSTKA: 5+1=6 (ponieważ osoba wyżej wyrzuciła 5 oczek) II KOSTKA: 6
Gemma Twisleton
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 0%
Dodatkowo : vel ENEMA - one man band, prefekt fabularny
Chyba miała jakieś zapędy samobójcze, bo jak inaczej wyjaśnić to, że znów wybierała się na transmutację. Raczej wątpiła w to, że Craine'a uzna, że są kwita po tym jak solidnie uszkodził ja na poprzednich zajęciach i nie było tak, że się go nie bała. Przeciwnie - robiło jej się niedobrze na samą myśl o ponownym spotkaniu profesora. Ale na litość boską, nie mogła przecież zawalić owutemów z powodu tego ciecia! Lekcjom Craine'a bliżej było do mąk piekielnych niż do nauczania, coś tam jednak zawsze dało się z tego wyciągnąć. Żaden zdrowo myślący człowiek, na jej miejscu nie przyszedłby na tę lekcję spóźniony i Gemma również tego nie planowała. Nie tak łatwo jednak dotrzeć gdzieś o czasie na nogach jak z waty i z wewnętrznym głosem krzyczącym, żeby zawracać. Chyba nawet troszeczkę liczyła na to, że nie zdąży. Niestety, kiedy został jej już do przemierzenia tylko korytarz, na jego drugim końcu pojawił się Craine. Skoro już ją zobaczył, musiała chyba iść. Przyśpieszyła i właściwe zetknęła się z profesorem w drzwiach. - Dzień d... - urwała, bo końcówkę mówiłaby już tylko do drzwi, które zamknął jej przed nosem. Chwilę stała, zastanawiając się co powinna zrobić. Czy ona właśnie wyleciała z klasy, zanim do niej w ogóle weszła? A może Craine po prostu chciał być wredny? Martwiła się tym, że jeśli teraz wejdzie, dostanie ujemne punkty za "spóźnienie", z drugiej strony... biorąc pod uwagę, że była na czarnej liście Craine'a, prawdopodobnie za nie pojawienie się też by dostała, a skoro już zaszła tak daleko równie dobrze mogła pójść jeszcze ten krok dalej. Zapukała i nie czekając na zaproszenie, weszła do klasy. - Dzień dobry - spróbowała ponownie, tym razem z powodzeniem - Przepraszam za spóźnienie. Miałam ważne, niespodziewane spotkanie. Z drzwiami. Nie mogła się powstrzymać, mimo swojego krytycznego położenia. Nic tak nie rozładowywało w niej napięcia jak sarkastyczne żarty. Usiadła obok @Lorraine Needles, którą kojarzyła z pokoju wspólnego. Chciała wtopić się w tłum, problem był tylko taki, że nie było tłumu. Co gorsza, Craine wszystkich odpytywał. A jej się wydawało, że nie ma nic gorszego niż te jego kartkówki… W ogóle nie znała zaklęcia, które jej zadał. Trzeba było nie przychodzić. - No to jest ten, taki, że… ono… eee… To ja może zaprezentuję! Szczerze powiedziawszy nie liczyła na to, że pójdzie jej lepiej niż odpowiedź. Jak niby miała rzucić zaklęcie, znając tylko inkantację? Nie wiedziała nawet, na co powinna je rzucać. Zerknęła na sąsiadkę z ławki, błagając wzrokiem o jakąś pomoc i o dziwo ta nadeszła. Powiedzmy… Lorraine dyskretnie wskazała jej swoje włosy, a ponieważ Gemm zastanawiała się właśnie, co zaczarować, tak też zinterpretowała jej podpowiedź. Niepewnie wycelowała w nią różdżkę i wypowiedziała formułę, a z jej różdżki wystrzeliły iskry. Gemma szybko skierowała ją gdzie indziej. Noż w dupę, chyba nie o to chodziło. Chyba, że starsza Puchonka też była samobójcą. - Sorki… - szepnęła do niej – Mogę jeszcze raz? Przy kolejnym podejściu nie wydarzyło się nic, ale za trzecim razem włosy Lorri zmieniły się w kwiaty. Efekt był bardzo ładny, chociaż Gemma nadal nie wiedziała czy poprawny. Przeleciała spojrzeniem po klasie, a na koniec nieśmiało spojrzała na Craine’a. - No – wydusiła z siebie – I tak właśnie działa zaklęcie Herbifors.
Trudno ukryć, że miałem skłonności do spóźniania się, ale zazwyczaj nie robiłem tego jakoś szczególnie celowo. Tym razem jednak specjalnie wyszedłem z dormitorium po rozpoczęciu zajęć i powoli przemierzałem korytarze by dotrzeć do klasy jak najpóźniej. Nie ukrywam, że bardzo zależało mi na tym by zirytować naszego kochanego Craine'a. Bardzo cieszyło mnie to, że w gruncie rzeczy mi się upiekło i oprócz kilku (no może kilkudziesięciu straconych punktów) i szlabanu nie zostaliśmy z Harriette jakoś szczególnie mocno ukarani. Plotki głosiły również, że do nauczyciela transmutacji nie dotarło kto zrujnował jego gabinet (Hampson jednak był równym ziomkiem!), więc mogłem czuć się niemalże zupełnie bezkarny. - Dzień dobry - rzuciłem nonszalancko po wejściu do sali. W klasie było bardzo niewiele osób - i trudno się dziwić, bo nauczyciel miał skłonności do zniechęcania całego świata. Craine zmierzył mnie jednym ze swoich okropnych spojrzeń, po czym wezwał mnie do odpowiedzi (widocznie zdążył już przepytać całą klasę). Uśmiechnąłem się beztrosko i wysłuchałem zadanego mi przez nauczyciela pytania. Mimo iż nie byłem mistrzem transmutacji to czułem się tak pewny siebie, że niemal bez problemu udzieliłem odpowiedzi na pytanie: - Rzucenie zaklęcia Outcaver powoduje transmutacje dwóch różnych przedmiotów w inne przedmioty. Jak się okazało taka odpowiedź nie zaspokajała tego chimerycznego impotenta. Przyczepił mi się tego, że nie zaznaczyłem iż na skutek transmutacji również powstają dwa przedmioty. W moim mniemaniu było to oczywiste, ale on oczywiście musiał się przyczepić. Co do praktyki - poszła mi bez problemu. Bez problemu zamieniłem dwa pióra w dwie spinki do krawata, po czym z nonszalancją zająłem miejsce z tyłu klasy w międzyczasie posyłając uśmiech @Ruth Wittenberg i @Bridget Hudson.
Zaklęcie: 1 (Outcaver) Kostka: 5 (2 na teorię, 3 na praktykę)
Z pasztecikiem w ustach Eric biegł przez korytarze Hogwartu. Zorientował się, że jest już spóźniony na lekcje transmutacji dopiero przed chwileczką, i to właściwie tylko dlatego, że unosząc nieśpiesznie w dłoni zachowany na później przysmak spojrzał mimochodem na zegarek, na co reakcją było wybałuszenie oczu w akcie ogromnego zdziwienia. Nie mógł zrozumieć jak to możliwie, że aż tyle czasu zajęło mu wchłanianie obiadu. Naprawdę się śpieszył. Śpieszył do takiego stopnia, że konsumował jego część już podczas marszu do klasy. Działo się tutaj coś bardzo dziwnego, ale Eric nie miał teraz czasu na zastanawianie się nad tym. Obecnie cały jego czas zajmowały próby nie udławienia się pasztecikiem, nie wpadnięcia na poruszających się w ślimaczym tempie innych - zwłaszcza tych młodszych - uczniów oraz wyobrażanie sobie ile punktów odejmie mu tym razem ten złośliwy staruch Craine, o ile oczywiście skończy się tylko na odjęciu punktów, a nie na jakimś szlabanie, zwłaszcza, że ostatnio też się spóźnił. Po jakichś dwóch minutach spritnu, Gryfon zatrzymał się gwałtownie przed drzwiami do klasy, przełknął wreszcie przekąskę i uspokajając oddech wkroczył do klasy przywołując na twarz najbardziej niewinną i pełną skruchy minę jaką był w stanie. -Dzień dobry, panie psorze, bardzo przepraszam za spóźnienie - powiedział przełykając głośno ślinę i odsłuchawszy kazania nauczyciela udał się na miejsce będąc pewnym, że gorzej być już nie może. Okazało się jednak, że może, bowiem został zaciągnięty do odpowiedzi ustnej. Eric, delikatnie mówiąc, nie był urodzonym mówcą, a zaklęcie o które został zapytany było mu zupełnie obce. Oczywiście nie miał zamiaru dawać za wygraną, dlatego wstał i spojrzał na profesora, próbując nie okazywać strachu. - Enutitatum...no tak..yyy...no...jest to zaklęcie transmutacyjne, taak - powiedział kiwając przy tym głową, jakby próbował wmówić sobie, że jego słowa traktują o czymś naprawdę ważnym i interesującym - Niestety nie pamiętam co robi, ale już kiedyś je rzucałem, chyba, to znaczy na pewno, pamiętam coś... - dodał niezbyt składnie w przypływie paniki, próbował improwizować, ale niespecjalnie mu to wychodziło, dlatego zamiast dalej się pogrążać po prostu uśmiechnął się głupio i wymówił zaklęcie. W oczekiwaniu na efekt aż podskoczył gdy wieszak z rogu sali zamienił się w regał. -No tak, tak właśnie mi się wydawało od samego początku, tylko nie byłem pewien z tym regałem i wieszakiem, wie pan psor, pomyliło mi się z komodą, myślałem, że to zamienia wieszaki w komody, a nie w regały, no i tak jakoś...- oznajmił rozpromieniony Eric widząc jak sprawnie poszło mu rzucanie zaklęcia o którym nie miał zielonego pojęcia, zwłaszcza, że nawet nie celował we wieszak. "Dziwne" - pomyślał i podrapał się po głowie czekając na reakcję nauczyciela.
6 -Enutitatum 3- Teoria(0) i praktyka(3)
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Cholera jasna! Krótka drzemka okazała się długą drzemką dlatego wleciałam na lekcję transmutacji ponad piętnaście minut spóźniona - spodziewałam się, że Craine wyciągnie z tego konsekwencje, nie mogłam jednak tak po prostu odpuścić. Wleciałam do sali z zadyszką i rozejrzałam się - nawet ten kretyn Zakrzewski był przede mną. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo wściekły nauczyciel niemal od razu wywołał mnie do odpowiedzi. Na szczęście miałam bardzo proste zaklęcie - Herbifors. Jego definicję znałam tak dobrze, że wypowiedziałabym ją nawet zaraz po przebudzeniu w środku nocy, dlatego bez wahania wyrzuciłam z siebie: - Zaklęcie to powoduje transmutacje włosów celu w żółte kwiaty. Praktyka poszła mi trochę gorzej - byłam bardzo roztrzęsiona, więc rzuciłam na siebie zaklęcie, ale jedynie część włosów zmieniła mi się w kwiaty. Dokonałam korekty rzucając zaklęcie ponownie, a gdy to już się udało przywróciłam mojej głowie normalny stan i zajęłam miejsce w ławce.
Zaklęcie: Herbifors (5) Wynik: 5 (3 na teorię, 2 na praktykę)
Kiedy tylko usłyszałam nadchodzącego Craine'a, zamknęłam książkę, i siadłam wyprostowana, zaznaczając gotowość do lekcji. Z lekkim zdziwieniem wysłuchałam jego słów, jaki niby jest związek z Hufflem i brakiem tlenu? No nic, zagadne kogoś o to, na pewno nie jego. Życie mi jednak drogie, aczkolwiek zaskoczył , tym razem in plus, miły gest, te piętnaście punktów. Może mamy jednak jakieś szanse na Puchar Domów? Kiedy padła informacja o odpytywaniu, momentalnie zrobiło mi się gorąco. Odruchowo odrzuciłam włosy z karku, instynktowanie szukając chłodu. Jeden wielki stres. Bezrozumny stres. Patrzyłam jak przez mgłę na kolejne wywołane osoby, nie rejestrując tego co mówiły, a pokazy zaklęć docierały do mnie jakby z oddali. Wszystko właściwie działo się poza mną, do momentu, kiedy powietrze jak świst bata przęciął głos Craine'a wygłaszającego moje nazwisko. - Dostałam zaklęcie... - i w tym momencie głos totalnie uwiązł mi w gardle. Patrzyłam na profesora ,czując sie jak ryba wyjęta z wody, nie mogąc z siebie wydusić słowa. Skłonilam głowę w niemych przeprosinach, i wycelowałam różdżką w pióro leżące na stoliku. Za pierwszym razem iskry. Nie dałam się, stałam wciaż wyprostowana, nie pozwoliłam sobie na łzy cisnące się do oczu. Drugi raz to samo. Już czułam wilgoć w kącikach oczu. Nie chcąc przedłużać, ostatni raz wysiliłam się całkowicie i udało mi się zamienić póro w cztery kałamarze. Dwa z nich były pęknięte, więc usunełam je szybko. Więcej kłopotów nie było mi potrzebnych. Już chciałam odchodzić od biurka, brać swoje rzeczy i zakopać się gdzies ze wstydu, kiedy padło pytanie: - Jakie przedmioty nie podlegają transmutacji? O złota godzino, o tym przed chwilą czytałam! O przedmiotach, które nie mogą podlegać transmutacji mówi II prawo Cristoffa, które brzmi następująco: „Wszystko na świecie jest materią, więc można to poddać przemianie transmutacyjnej. Jedyną rzeczą, której nie można transmutować jest próżnia kosmiczna.” Jednakże, niejaki aneks do tego zapisu stworzył Ernest Gamp, formuułując podobne prawo, ale dodając do niego, oprócz próżni, także inne wyjątki: jedzenie - nie można stworzyć jedzenie z niczego; można je przywołać, jeśli wiadomo gdzie się znajduje, albo zwiększyć jego ilość, pieniądze i metale szlachetne - nie można ich wyczarować ani pomnożyć, obrażenia zadane klątwami - ran zadanych zaklęciami czarnomagicznymi nie da się w pełni wyleczyć, zawsze zostaną po nich blizny, przywrócenie do życia umarłych, uczucia - żadna magia nie potrafi stworzyć prawdziwych, długotrwałych uczuć Zostałam odesłana do ławki, bez żadnego gestu czy miny, które mogłyby być wskazówką co do tego, czy zostane na lekcji, czy nie. Odpowiedz poszła mi po prostu fatalnie, ale dodatkowe pytanie na pewno miałam dobrze, mogłam się za to pokroić. Ryzyk-fizyk zobaczymy. Siadłam w ławce wyprostowana, nie czując juz potrzeby płaczu. Jest jeszcze nadzieja!
I to by było tyle w temacie dania ostatniej w ich karierze karty ulgowej uczniom. Dzisiejszy dzień był wprost idealny już od samego rana – Craine nie miał porannych lekcji, doszły go słuchy o coraz większej liczbie szlabanów dla uczniów w słoneczne, czerwcowe dni (dobrze im tak, podłym smarkom) a na obiad skrzaty podały duszone plumpki. Jakby tego było mało, ostatnia lekcja Pattona dzisiejszego dnia wydawała się być całkiem znośna – w końcu im mniej roszczeniowych studenciaków na zajęciach tym lepiej dla jego zdrowia psychicznego, którego przez ich szczeniackie wybryki i tak już prawie nie posiadał. I dał im szansę. Ustną odpowiedź, w dodatku zaklęcia, naprawdę proste. Nie mieli zrobić nic poza wyrzuceniem z siebie krótkiej definicji i małą prezentacją. A ci zaczęli dukać i stękać, jakby im te plumpki z obiadu stanęły w tchawicy. Na bredzącą jakieś głupoty @Bridget Hudson spojrzał tylko jakby miała śluz z gumochłona na twarzy i złapał się za głowę, kiedy jej marne próby rzucenia zaklęcia spełzły na niczym. A jeszcze chwilę temu taki miał dobry humor, po trzaśnięciu drzwiami przed nosem Twisleton, ale… Po chwili i ta wlazła do sali. Merlinie, za jakie grzechy! Zignorował puchońską gwiazdę i zaczął odpytywać @Calum O. L. Dear. Następny błyszczący wiedzą. Oczywiście podniósł brwi na jego beznadziejne wyjaśnienie. -Thank you, Captain Obvious* – rzucił do niego, kiedy krukon błyskotliwie uznał swoje zaklęcie za „transmutujące”. Miał szczęście, że chociaż dobrze je rzucił. Dobrze, to może mądrala Wittenberg? A gdzie tam, ta to już w ogóle zaczęła artykułować samogłoski, zamiast powiedzieć cokolwiek sensownego. Craine nabrał powietrza, żeby to skomentować, ale nagle bezmyślna dziewucha rzuciła w siebie zaklęcie, którego działania nie znała. No, to był dopiero popis! -Czy ty właśnie rzuciłaś na siebie zaklęcie, którego kompletnie nie znasz? Ja bym na miejscu Morrisa zamknął cię w izolatce daleko od swojego gabinetu, bo z tobą strach siedzieć w jednym pomieszczeniu… Naprawdę był zażenowany ich poziomem. Na szczęście Hamilton uratował sytuację. -No, w końcu. Wybitny, Hamilton. I pięć punktów dla Slytherinu – skomentował lakonicznie, przechodząc do… gwiazdy Twisleton! Stanął przed dziewczyną z coraz szerszym uśmiechem patrząc, jak się kompromituje. -Pozwól, że podsumuję to przedstawienie nędzy i rozpaczy. Nie potrafisz złożyć zdania po angielsku, nie wiesz, co robi zaklęcie, rzucasz je na niewinną osobę obok i kiedy widzisz, że z różdżki wydobywają się iskry… rzucasz je na nią jeszcze raz. Czy zdajesz sobie sprawę, Twisleton, że za spowodowanie zagrożenia życia drugiego ucznia grozi wydalenie ze szkoły? – nachylił się nad nią z obrzydliwym uśmieszkiem i z całą przyjemnością obwieścił, że dostaje trolla. Drzwi otwierały się i zamykały co chwila, więc nie tylko poziom wiedzy uczniów, ale też spóźnialscy zaczęłi skutecznie wyprowadzać z równowagi Craine’a. Ten błazen @Lysander S. Zakrzewski, był chociaż całkiem nauczony, toteż Patton nie bardzo miał się do czego przyczepić. -W dwa inne przedmioty – burknął tylko gryfonowi i podszedł do pana @Eric Henley. -Yyyy… A e i o u y, bawimy się w rozgrzewanie aparatu mowy? – zapytał pogardliwie, splatając ręce na piersi. Kiedy jednak kolejny mędrek zaczął rzucać zaklęcie, którego nie znał Craine nie wytrzymał. -Gryffindor, minus dziesięć punktów. Jeśli będziesz miał czelność zapytać za co, to odejmę ci kolejne dziesięć, za brak oleju w tym zakutym łbie. Nie wstawię ci nędznego za ten popis błaznowania. Troll – skorygował ocenę uczniowi, który powinien nauczyć się, że dyskutowanie z Craine’m po prostu nie miało większego sensu. Beksa Hudson na swoje szczęście prześlizngnęła się przez odpowiedź ustną bez komentarza nauczyciela, ale za to panna @Lucienne Pourbaix tak bardzo nie tak podeszła do tematu, że aż sam Craine był zaskoczony jej brakiem instynktu samozachowawczego. Nie dość, że ciskała różdżką kilka razy na oślep (bo oczywiście działania zaklęcia nie znała) to jeszcze wyczarowała pęknięte kałamarze, z których atrament popłynął wprost na buty profesora. I to tłumaczenie! Wprost przepiękne! -Może mi pani wyjaśnić, czego pani nie rozumie w zdaniu „jakie przedmioty nie podlegają transmutacji”? Co mnie obchodzą obrażenia po klątwach, albo martwi ludzie? Nie kazałem pani popisywać się umiejętnością bezmyślnego powtarzania z pamięci tekstu, tylko odpowiedzieć na pytanie precyzyjnie, a tego pani nie zrobiła. Chciał jej też wlepić dodatkowy referat, ale właściwie to musiałby go potem czytać, więc tylko machnął ręką i dał sobie spokój. Została jedna dziewczyna do przepytania i chyba będą mogli zaczynać normalną (a pewnie raczej nienormalną) lekcję.
*nie znalazłam adekwatnego tłumaczenia na polski, ale chyba dacie radę xD //drugi etap w niedzielę 18.06 o 20:00 przyspieszamy, ale i tak będzie sporo czasu na oddanie pracy
Ostatnio zmieniony przez Patton Craine dnia Pią 16 Cze 2017 - 15:27, w całości zmieniany 1 raz
Mogłam się spodziewać, że nawet przy tak niskiej frekwencji okaże się, że lekcja z profesorem Craine nie skończy się dobrze. Z niepokojem obserwowałam, jak profesor przepytuje kolejne osoby, nawet te, które się spóźniły, a do mnie wciąż nie podchodził. Nie zadawał chyba trudnych pytań, eliksir pamięci działał na tyle dobrze, że o większości zaklęć byłam w stanie powiedzieć kilka słów, a chyba nauczycielowi znacznie bardziej zależało na tym, byśmy byli w stanie w teorii opisać zaklęcie, którego mamy użyć, niż żebyśmy perfekcyjnie je rzucili. Przyczepił się o to kilka razy przedtem, więc wiedziałam, że jeśli mam osiągnąć jakiś sukces na tej lekcji, muszę się skupić nad przypomnieniem sobie teorii. Modliłam się też, abym dostała zaklęcie, które znałam i potrafiłam rzucić - miałam naprawdę spore szczęście, że dostałam pomnuro. - Zaklęcie to zmienia kolor ubrania, na które się je rzuca - powiedziałam jednym tchem, po czym zrobiłam krótką przerwę, w czasie której wyciągnęłam różdżkę i wycelowałam ją w samą siebie. Wolałam zademonstrować zaklęcie na własnym ubraniu, będzie mniej problemów, gdyby nie wyszło. - Mutareiri - powiedziałam cicho, a na przodzie mojej szaty pojawiła się jaskrawo różowa plama. - Oj, przepraszam, już poprawię - dodałam szybko i machnęłam różdżką jeszcze raz i tym razem całe moje szaty zmieniły barwę na różową. Spojrzałam z zadowoleniem na nauczyciela, który jednak wydawał się nie być aż tak zadowolony z mojego wyboru barwy.
Needles co prawda potrafiła powiedzieć, czego dotyczy zaklęcie, o które zapytał profesor i właściwie to nie miała większych problemów z rzuceniem go na siebie, ale Craine szczerze wątpił, czy różowe plamy na bluzce zachwycą egzaminatorów, kiedy przyjdzie jej zdawać… No właśnie – z którego ona była w ogóle rocznika? Westchnął ciężko widząc, że na tyle osób postawił zaledwie trzy, czy cztery pozytywne oceny (bo nędzny absolutnie nie był dla niego jedną z nich). Czas brać się za naukę, bo inaczej to jedyną osobą, która będzie w stanie podejść do egzaminów będzie sam Craine, a i to wątpliwe po jego stanie psychicznym pogarszającym się z dnia na dzień przez tę grupę nieuków. -Na egzaminie praktycznym z transmutacji często trzeba prezentować bardzo złożone zaklęcia, które wymagają przede wszystkim absolutnego skupienia, nie tylko wiedzy. Nie macie ani jednego, dlatego po raz kolejny powtarzam, bierzcie się za naukę, zostało niewiele czasu– powiedział nad wyraz poważnie i merytorycznie, przelewitowując na ławki przed każdego ucznia po kawałku białego jedwabiu oraz dwie drewniane figury szachowe – skoczka i wieżę. – Waszym zadaniem jest rzucenie dwóch zaklęć: Exemplar i Outcaver. Pierwsze wyczarowuje wyobrażony wzór na materiale, każdy z was ma na koniec lekcji oddać mi herb swojego domu na jedwabiu. Przypominam, że wyobrażenie następuje PRZED inkantacją. Różdżka lekko w dół, nadgarstek luźno, akcent na pierwszą sylabę – dodał po chwili, w akcie łaski pokazując im działanie zaklęcia, wyczarowując ogromnego węża na wiszącej w oknie zasłonie. -Outcaver transmutuje dwa różne przedmioty w dwa inne, co zresztą dawno powinniście wiedzieć i mieć opanowane. Zbieram pionki i hetmany i tylko te figury szachowe zaliczam. Ruch sztywny, niesprężynujący – jak zobaczę kogoś machającego różdżką bez sensu, wylatuje z sali -powiedział, po czym rzucił zaklęcie na tablicę, na której pojawił się rządek dwudziestu zaklęć. -I do jutra macie mi przynieść pracę pisemną dotyczącą działania i obszaru zastosowań wymienionych na tablicy zaklęć. Minimum trzy rolki pergaminu. Jeśli ktoś się nie wyrobi do jutra, podwyższam próg do sześciu rolek - opadł na krzesło i zajął się kartkowaniem prac poprzedniej grupy, co jakiś czas rzucając kontrolne spojrzenie na salę. Jeden fałszywy ruch i był gotowy wyrzucić tych nieodpowiedzialnych, bezmyślnych uczniaków za drzwi, ale ktoś w końcu egzaminy napisać musiał, może tym razem czegokolwiek się nauczą?
zadanie pierwsze: Exemplar:
rzucacie 2 kostki, pierwsza mówi o tym, jak poszło wam zaklęcie, druga opisuje zdarzenie losowe.
1 kostka (czyli jak ci poszło zadanie) - im niższy wynik, tym wasza praca lepiej odzwierciedla herb domu. (1-idealny, 6-jakaś niezidentyfikowana plama).
Za każde 7 punktów z transmutacji można odjąć sobie jedno oczko.
2 kostka (czyli zdarzenie losowe podczas wykonywania pierwszego zadania) – 1-3: czarujesz sobie w spokoju zaklęcie, kiedy nagle materiał zaczyna płonąć. Nie wiesz, co się dzieje i zaczynasz oskarżać nauczyciela o bojkotowanie zadania (oczywiście w myślach). Lepiej szybko coś z tym zrób, bo jeśli jedwab spłonie, nie oddasz pierwszego zadania! Rzuć dodatkową kostką: parzysta – udało ci się ugasić pożar, możesz oddać swoją pracę. Nieparzysta – no niestety, jedwab spłonął, chyba masz przechlapane… 2-4: za pierwszym razem poszło ci świetnie (bez względu na to, jak finalnie wyczarowałeś herb), ale… Coś poszło nie tak i wyczarowałeś herb swojego domu na plecach osoby siedzącej przed tobą (=tej, która napisze post pod tobą). Czy to się da w ogóle naprawić? 5-6: Czujesz, że coś jest nie tak. Dotykasz materiału i zaczyna cię swędzieć skóra… Po chwili na twoim ciele pojawiają się czerwone plamki, promieniujące od rąk aż do szyi. Nauczyciel z przerażeniem odsyła cię do skrzydła szpitalnego (prawdopodobnie na jedwabiu był jakiś alergen, którego nie tolerujesz) i zleca wykonanie drugiego zadania w ramach pracy domowej (nie musisz pisać posta w skrzydle, ale robisz zt i wychodzisz z Sali).
zadanie drugie: Outcaver:
Rzucasz jedną kostką. Im wyższy wynik, tym lepiej ci poszło (patrz kostki poniżej, zawierają zdarzenie losowe wewnątrz).
Za każde 7 punktów z transmutacji możesz dodać sobie 1 oczko do wyniku.
1 – nic ci nie wyszło, goniec i wieża jak stały, tak stoją, ale nauczyciel jest tak zaczytany, że możesz spróbować poprosić kogoś, komu się udało o pomoc i oddać (nie)swoją pracę – przynajmniej uratujesz sobie skórę! (Osoba, która wylosowała kostkę 5 lub 6 może ci pomóc z transmutacją, przy czym musi rzucić kostką na nakrycie przez nauczyciela: parzysta – zostaliście nakryci, nieparzysta – nie zostaliście nakryci). 2 – zamieniłeś tylko gońca w… króla. I to byłaby cała twoja robota na dziś. Szkoda tylko, że nauczyciel wyraźnie zaznaczył, jakie figury zbiera. Rzucasz zaklęcie raz po raz, ale finalnie w dwa pionki udaje ci się zamienić… swoje pióro. Cóż, przynajmniej masz co oddać Craine’owi, ale hej! Przecież ktoś obok wyczarował dwa hetmany! Może uda wam się wymienić i będzie po kłopocie? Jeśli to ty proponujesz zamianę, rzucasz kostką na wykrycie: parzysta – zostaliście nakryci, nieparzysta – nie zostaliście nakryci. 3 – Miałeś skoczka i wieżę, masz dwa hetmany. I jakkolwiek byś się nie starał, nie udaje ci się wyczarować nic innego, ale hej! Przecież ktoś obok wyczarował dwa pionki! Jeśli to ty proponujesz zamianę, rzucasz kostką na wykrycie: parzysta – zostaliście nakryci, nieparzysta – nie zostaliście nakryci. 4 – udało ci się wyczarować i pionek i hetmana, niestety nauczyciel zauważa, że twój ruch dłonią nie przypominał poprawnego wykonania zaklęcia. Zabiera twoją pracę, ale wyrzuca cię z sali. 5 – poszło ci naprawdę nieźle. Co prawda z początku zastanawiałeś się, jak w ogóle wygląda hetman w szachach, ale ostatecznie udało ci się wyczarować dwie inne figury z dwóch innych. Są równej wielkości, jednak to nie powinno stanowić większego problemu. Możesz też pomóc osobie, która wyrzuciła kostkę 1 (patrz zasady dla kostki 1) 6 – postarałeś się! Wystarczył ci jeden krótki ruch dłonią i oto przed tobą stanęły dwie piękne figury szachowe, o które prosił nauczyciel. Uwaga – jeśli twój wynik przekracza 6, twój dom dostaje 5 dodatkowych punktów. Możesz też pomóc osobie, która wyrzuciła kostkę 1 (patrz zasady dla kostki 1).
praca domowa:
Oczywiście niczego nie musicie pisać, ale wskazane by było, żebyście w następnym poście fabularnym zaznaczyli, jak bardzo pokrzyżowała wam plany na wieczór (ew. czy się z nią w ogóle wyrobiliście).
Czas do 21.06, ale jeśli ktoś wyrobi się wcześniej, postaram się wpisywać punkty na bieżąco.
Zaperzyła się nie na komentarz Craine'a, chyba pierwszy raz tak emocjonalnie podchodząc do sprawy wylewania z nauczycielskich ust zbyt wielu słów. Ostatnio była tak zdenerwowana, jak Hall o mały włos nie podała całej klasie jej drugiego imienia, jakby Ruth chciała się chwalić wszystkim, że nazwali ją po sędzi, którą nigdy nie będzie i której na oczy nie widziała. A teraz Craine nie dość, że odniósł się do jej konfliktu o którym jak najprędzej chciała zapomnieć, to jeszcze sformułował to tak, jakby szlaban nie był powodem, dla którego Ruth chadza sobie do gabinetu Morrisa. Dziewczyna zaczęła zastanawiać się, czy gorszy będzie teraz kolejny numer Obserwatora, czy obśmianie roku Szwedki przez Caluma, który przecież dobrze wiedział o jej całowankach po kątach z Dorienem. Świetnie, stary dziadu, dzięki! Czym była najbardziej przerażona podczas tłumaczenia im zadania? Ano tym, że nie grała w szachy. Skąd ona miała niby wiedzieć, jak wygląda hetman?! No bo jeszcze tak źle z nią nie było, żeby nie rozróżnić pionka, ale hetman?! Co to za figura w ogóle... Załamała ręce i przez to nie widziała prezentacji Craine'a dotyczącej zaklęcia exemplar. Znała je, ale nie do końca potrafiła sobie wyobrazić, jak to wszystko powinno wyglądać, dlatego owszem, rzuciła zaklęcie, ale cały herb był tylko naszkicowany, z nieśmiałymi plamami srebra i granatu. Już chciała to poprawić, kiedy nagle materiał jedwabiu zaczął płonąć. PŁONĄĆ. Spojrzała na nauczyciela, piorunując go wzrokiem i zaczęła uskuteczniać akcję ratunkową. Na nic - po jej herbie nie został by żaden ślad, gdyby nie fakt, że bezczelnie wyjęła swój aparat fotograficzny z torby i zrobiła trzy zdjęcia, na których widniał jej średniej jakości herb, okalany przez paskudne płomienie. Odgłos rozniósł się po całej sali, ale miała to już gdzieś - serio, na miejscu nauczyciela podjęła by środki trochę powyżej pasa, żeby dowalić uczniom. Odłożyła aparat, szykując się na najgorsze i rozejrzała po sali - może ktoś tego hetmana już zaczarował? I owszem, uczeń obok miał już coś obok pionka co nie było ani skoczkiem, ani wieżą, więc Ruth zadowolona z obserwacji rzuciła czar, krzyżując ręce na piersi w oczekiwaniu na sprawdzenie. Stary dziad, serio.
zadanie 1: 5 (-2 za kuferek) = 3 za efekt zaklęcia; zdarzenie losowe: 1 -> 3 (jedwab spłonął, ale zrobiła mu zdjęcie) zadanie 2:3 (+2 za kuferek) = 5 za efekt zaklęcia, mogę komuś pomóc!
Kiedy tylko otrzymał skrawek jedwabiu, na którym miał wyczarować herb swego domu, od razu wziął się do pracy. Najpierw zamknął oczy, skupiając się na wyobrażeniu sobie zielonego węża z otwartym pyskiem. Następnie spróbował rzucić zaklęcie, po czym otworzył oczy i przyjrzał się z zadowoleniem swojemu dziełu. Jednak jego radość nie trwała długo, bo nagle znienacka jego jedwab zaczął płonąć! Widząc to aż podskoczył, nie spodziewając się czegoś takiego. Domyślił się, że płomienie powstały za sprawą profesora, który siedział za biurkiem, udając niewiniątko. Szybko spróbował je ugasić, jednak nie zdołał tego dokonać, przez co jedwab doszczętnie spłonął, nie pozostawiając ani śladu po jego pracy. Zawiedziony posłał nauczycielowi rozzłoszczone spojrzenie spode łba, po czym zajął się drugim zadaniem, które poszło mu znacznie lepiej niż poprzednie. Udało mu się bowiem wyczarować wymagane przez nauczyciela figury szachowe, jednak stwierdził on, że wykonał nieodpowiedni ruch dłonią, toteż zabrawszy jego pracę, wyprosił go z sali. Chłopak spakował swoje rzeczy i szybkim krokiem opuścił klasę, oburzony na cały świat.
z/t
ZADANIE I: 3-1=2 , 1 ZDARZENIE LOSOWE: 5 ZADANIE II: 3+1=4 KUFEREK: 7
Lotta Hudson
Wiek : 26
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 174
C. szczególne : Mała blizna na palcu dłoni, mocne oparzeliny na rękach i lekkie na szyi
Ze skupieniem spojrzałam na kawałek jedwabiu wyobrażając sobie herb Ravenclawu. Gdy już miałam się zabrać za rzucenie zaklęcia nagle mój kawałek materiału zajął się ogniem. Byłam niemal pewna, że stoi za tym nauczyciel. Na szczęście zachowałam zimną krew i szybko wyszeptałam odpowiednią formułę: - Aguamenti! Ogień zgasł, a ja mogłam ponownie zabrać się za zadanie. Ponownie zwizualizowałam sobie herb Ravenclawu i odpowiednio ustawiając różdżkę rzuciłam zaklęcie stawiając akcent na pierwszą sylabę. Widocznie moje Exemplar nie było idealne, bo herb miał lekko rozmyte brzegi, ale i tak wypadał bardzo dobrze. Byłam z siebie bardzo zadowolona, chociaż wiedziałam, że na pochwałę ze strony nauczyciela nie mam co liczyć, więc od razu podjęłam się drugiego zadania. Właściwie nie byłam pewna jak wygląda hetman (dopiero po chwili sobie przypomniałam), ale finalnie udało mi się zamienić gońca i wieżę w pionka i hetmana. Craine nie przyczepił się też mojego ruchu dłonią, więc chyba było przyzwoicie. Czekając na resztę zaczęłam bazgrać małe rysuneczki na marginesie mojego notatnika.
Zadanie 1: 3 - 1 (kuferek) = 2 Zdarzenie losowe: 3, 6 (parzysta - udało się) Zadanie 2: 4 + 1 (kuferek) = 5, mogę pomóc!
Ostatnio zmieniony przez Lotta Hudson dnia Sob 17 Cze 2017 - 11:17, w całości zmieniany 1 raz
Wizualizowałem sobie w myślach herb Gryffindoru i zabrałem się do działania. Wykonując lekki ruch różdżką rzuciłem na jedwab zaklęcie: - Exemplar! Widocznie zbyt mało skupiłem się na łapach lwa, bo jego pazury był dość mocno niewyraźne, poza tym reszta herbu zarysowała się idealnie. Czułem dziką satysfakcję - Craine uważał mnie za okropnego debila, a ja wciąż dawałem sobie radę z jego kretyńskimi zadaniami lepiej niż większość klasy. Dotknąłem materiału by sprawdzić czy z herbem jest wszystko w porządku. Miałem już przejść do następnego zadania, gdy zobaczyłem, że na mojej ręce pojawiła się wysypka, która dość szybko promieniowała wyżej. Świetnie! Idealny powód, żeby urwać się z tego pierdolnika. Wpakowałem moje rzeczy do torby i pokazałem Crainowi krostki, które objęły w szybkim tempie całe moje ramię, a teraz dosięgały już mojej szyi. - Idę do skrzydła szpitalnego, do widzenia - oznajmiłem i z nieskrywaną radością opuściłem salę.
Gryffindor stracił dziesięć punktów, a Henley dostał Trolla. Cóż za zaskakujący obrót spraw, no doprawdy. Scenariusz tak oryginalny, że jego autor prawdopodobnie dostałby Oscara, albo jakąś inną prestiżową nagrodę, którą ustawiłby na półce obok podobnych, wręczanych mu regularnie - mniej więcej co lekcję - statuetek. Tak czy inaczej, dzisiejsza norma już niemal wyrobiona, a jedyne co pozostało Ericowi, to przeklinać Craine'a w duchu za rażącą niesprawiedliwość. Co takiego zrobił, że zasłużył na tak duże zmieszanie z błotem? Zapomniał definicji jednego z setek zaklęć transmutacyjnych? Ekstra. Co było niby nie tak z wieszakiem i regałem?. Miał ochotę zapytać i zaryzykować utratę kolejnych dziesięciu punktów, ale spojrzawszy w stronę Fire wyobraził sobie jak ta wali go po głowie jakąś książką za głupie stracenie dwudziestu punktów, co sprawiło, że w porę się opamiętał i tylko krzywo się uśmiechnął siadając na swoim miejscu. Nieco poirytowany czekał na kolejne instrukcje starucha. Nie żeby się tym jakoś strasznie przejmował, ale liczył, że uda mu się odkuć punktowo i odzyskać honor domu, nie wspominając o otrzymaniu jakieś pozytywnej oceny. Naprawdę lubił transmutację, ale nie była to na pewno zasługa prowadzącego ten przedmiot nauczyciela. Była niezbędna do objęcia posady aurora, dlatego poświęcał jej sporo czasu, ale podczas zajęć niestety nie dopisywało mu szczęście, delikatnie mówiąc. A przynajmniej nie dopisywało do dzisiaj, bowiem okazało się, że jednym z zadań podyktowanych przez Craine'a było stworzenie herbu własnego domu na kawałku jedwabiu. Pestka, albo raczej bułka z masłem - brzmi znacznie smaczniej. Eric robił to już dziesiątki razy, właściwie niemal zawsze ilekroć na horyzoncie pojawiał się mecz Quidditcha, albo jakaś impreza w wieży. Na transparenty, chorągiewki i inne niezbędne do kibicowania gadżety popyt był zawsze większy niż podaż, dlatego Henley, jako samozwańczy mistrz trybun, osobiście dbał o odpowiedni doping. Gdy tylko otrzymał kawałek jedwabiu uśmiechnął się pod nosem i pewien swoich umiejętności szybko rzucił zaklęcie. Za szybko. Brak odpowiedniego skupienia sprawił, że herb, który przed inkantacją pojawił się w jego umyśle prawdopodobnie nie był wystarczająco wyraźny, bowiem niektóre kontury były lekko rozmazane. Eric jednak nawet tego nie zauważył i dumny ze swojego sukcesu przeszedł do kolejnego zadania. Wprawdzie figury szachowe miały cała masę szczegółów, ale samo outcaver nie należało do zaklęć wyjątkowo skomplikowanych. O wiele prościej byłoby stworzyć zwykłego, mugolskiego Hetmana, jednego z tych umieszczonych w zapomnianym pudełku leżącym pod jego łóżkiem w Leicester. Chłopak już miał się zabierać za figury, lecz oto niespodziewanie leżący przed nim kawałek jedwabiu zapłonął, sprawiając, że w przypływie paniki zaczął go gasić książką do transmutacji. Co zresztą wbrew zdrowemu rozsądkowi przyniosło pożądany efekt. Stara, mugolska szkoła. Uporawszy się z problemem Eric rozejrzał się po sali, ale jako, że jedyny Ślizgon nie zachowywał się podejrzanie, wzruszył tylko ramionami i wrócił do zabawy z figurami. Ze skupieniem wymalowanym na twarzy przyglądał się figurom, a gdy już w jego myślach pojawił się odpowiedni obiekt wypowiedział zaklęcie i wykonał odpowiedni, dość sztywny ruch hebanowa różdżką. To samo powtórzył w przypadku pionka, a gdy - jak mu się wydawało - wszystko poszło idealnie po jego myśli, rozsiadł się wygodnie na krześle czekając na ocenę.
Zadanie 1: 2 Zdarzenie losowe: 1 i 2 na pomyślne ratowanie Zadanie 2: 5, również mogę pomóc :)
Bridget Hudson
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 167cm
C. szczególne : nieodparty urok osobisty, łabędzia szyja
Bridget ledwo pozbierała się po tym upokorzeniu, które spotkało ją na lekcji transmutacji. Nie popisała się, wręcz zupełnie sknociła sprawę, a jeszcze przecież przed chwilą czuła się pewnie, prawda? Przed lekcją wydawało jej się, że potrafi powiedzieć coś o wszystkich znanych jej zaklęciach transmutujących, nie od wczoraj chodziła na lekcje, więc dlaczego aż tak się zestresowała? Puchonka po prostu bała się postaci nauczyciela, który wywoływał w niej tak ogromny strach, że ze stresu nie potrafiła się nigdy w pełni skoncentrować. Zaklęcia ćwiczone w pokoju wspólnym zawsze dawały pozytywny efekt, a w klasie? Totalna porażka! Na szczęście nie oberwało jej się bardziej, dostała zupełnie zasłużonego trolla i Craine zostawił ją w spokoju, bowiem poszedł przepytać resztę uczniów. Bridget było głupio, bo nie dość, że sporo ludzi zdążyło usłyszeć jej beznadziejną odpowiedź, to jeszcze dostała najgorszą możliwą ocenę akurat na koniec roku szkolnego. Czy mogło być gorzej? Cóż, chyba mogło, ponieważ gdy przyszło do następnego etapu lekcji, Bridget była wciąż w rozsypce. Nie mogła się do końca skoncentrować nad wyobrażeniem herbu własnego domu, wobec czego na jedwabiu, który miała rozłożony na ławce przed sobą, pojawiło się coś w rodzaju karykatury borsuka na tle krzywego kształtu, który może po wielu poprawkach zacząłby przypominać tablicę herbu. Jedynie kolory były dobrze oddane, żółty był intensywny, a czarne elementy również nie wyglądały na wyblaknięte. Coś jednak znów poszło nie tak, ponieważ parę sekund później jedwab zapalił się! Bridget otworzyła szeroko usta będąc w szoku. - Aquamenti! - rzuciła szybko zaklęcie, gasząc ogień strumieniem wody. - Silverto - dodała szybko, osuszając materiał oraz ławkę i podłogę wkoło. Rozejrzała się po sali i dostrzegła, że nie tylko ona miała podobny problem z tym zadaniem. Materiały kilkoro innych uczniów również się zapalały. Czy to jakiś sabotaż ze strony profesora? Oddała mu swój herb nie patrząc mu w oczy, po czym wróciła do ławki, by zająć się drugim zadaniem. Outcaver nie poszło jej aż tak źle jak mogłaby się spodziewać! Chwilę później miała na ławce gońca i pion. Co prawda nieco różniły się rozmiarem, ale nie jakoś bardzo, więc nie powinno to stanowić większego problemu.
Odetchnęłam z ulgą, że Craine postanowił nie komentować za bardzo mojego pokazu, a także że wystawił mi pozytywną ocenę. Mogłam z powodzeniem przystąpić do drugiego etapu lekcji, tak więc zabrałam się czym prędzej do roboty. Wyobrażenie sobie herbu Hufflepuffu o dziwo sprawiło mi ogromną trudność. Jaki był dokładnie jego kształt? A jakieś szczegółowe zdobienia? Zerknęłam w dół na własną szatę, ale do góry nogami nie zobaczyłam zbyt wiele, a poza tym kolory nieco się zmieniły, jako że ubrana byłam teraz w różową wersję szkolnego mundurka. Rzuciłam więc zaklęcie na kawałek jedwabiu przede mną... Ale nic się na nim nie pojawiło. Zmarszczyłam brwi, a po chwili wszystko stało się jasne! Chłopak przede mną miał mój nieudany herb na plecach! - Hej, pssst - powiedziałam cichutko do niego. - Przypadkiem wyczarowałam herb Hufflepuffu na twojej szacie - dodałam robiąc smutną minkę, bo przecież nie chciałam mu zniszczyć ubrań, prawda? Drugie zadanie wcale nie poszło mi lepiej, bo najpierw wyczarowałam króla, a potem przy kolejnej próbie moje pióro przeobraziło się w dwa pionki. No i co ja zrobię z dwoma pionkami? Rozejrzałam się dookoła, ale niestety nikt w promieniu widzenia nie posiadał dwóch gońców. Nawet ten Krukon przede mną miał dwa pionki. Szkoda, oddam tylko to...
kostki: 1 zadanie: 5, 2 2 zadanie: 2 nie wymieniam się