Klasa ta znajdująca się na piątym piętrze, jest jedną z największych w zamku. Przestronna i dobrze oświetlona zapewnia przyjemną atmosferę. W końcu sali znajdują się wysokie półki po brzegi zapełnione różnymi przedmiotami, które zapewne nieraz były transmutowane. Między nimi widnieją także najbardziej znane książki dotyczące tego przedmiotu.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Transmutacja
Wchodzisz do Klasy Transmutacji, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Transmutację. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Patton Craine oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Stavefjord. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z transmutacji można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Przytocz i opisz dokładnie pierwsze prawo Gampa. 2 – Przytocz i opisz dokładnie drugie prawo Gampa. 3 – Opierając się o prawa Gampa stwierdź, czy można transmutować następujące przedmioty: ołówek, sowa, duch, eliksir Felix Felicis, różdżka. 4 – Podaj trzy zaklęcia wpływające na zmianę wyglądu przeciwnika i opisz ich działanie. 5 – Podaj trzy zaklęcia pozwalające na przemianę przeciwnika w stworzenie i podaj ich działanie. 6 – Podaj nazwę i opisz dokładne działanie zaklęcia, tworzącego iluzję osoby rzucającej to zaklęcie.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Transmutuj jabłko w dwie gruszki, a następnie zamień jedną gruszkę w ołówek, a drugą w świecę. 2 – Zmień trzy kamienie w ptaki - kanarka, papugę i wronę. 3 – Transmutuj figurkę trytona w małego smoka, a następnie pokieruj nim tak, aby okrążył salę dwukrotnie. 4 – Zamień dzban w dynię, a następnie przywróć go do pierwotnej postaci. 5 – Wydłuż kielich, zmień szkło w plastik oraz zmień barwę tworzywa na czerwoną. 6 – Zmień kolor płótna, w które ubrana jest kukła, na zielony. Zmień wygląd kukły używając trzech dowolnych zaklęć transmutacyjnych - przed każdym zaklęciem powiedz, jaki chcesz osiągnąć efekt.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Transmutacja:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Znów spóźniony. To weszło już w zwyczaj profesora Crow'a więc tym razem się nawet nie spieszył. Wmaszerował na taką wysokość niosąc swą torbę, notatki, nieco zadumany wkroczył do klasy. No proszę. Nawet uczniowie go wyprzedzają. - Witaj Scarlett Powiedział do dziewczyny z uśmiechem na twarzy. Następnie rozpakował się, uniósł brew i rozglądając się po klasie rzekł: - Na transmutacji jak zawsze tłumy. Uroczo. W każdym bądź razie, witam Ciebie Scarlett. Jesteś sama, jako jedyna przyszłaś na lekcję, więc Slytherin dostaje 5 punktów. Na dzisiejszej lekcji nauczysz się transfiguracji. Jest to stara, zapomniana sztuka, odłam transmutacji, jednak jest dosyć przydatna. Przy użyciu transfiguracji możemy zamieniać właściwości przedmiotów, właściwości fizycznych i chemicznych. Jak to zrobić możesz spytać. A tak, iż wskazujesz przedmiot różdżką i wypowiadasz transfiguro. W myślach musisz wiedzieć z którego do którego przedmiotu przekazujesz właściwość i jaką. Więc proszę spróbuj!
/Rzucasz naturalnie i tak: 1-powodzenie 2-przedmioty się połączają 3-przedmioty się rozpływają 4-powodzenie 5-różdżka wyskakuje Ci z ręki i z zabójczą prędkością pędzi przed siebie 6-przedmioty ożywają!
Z zawieszenia, jakiego doznała podczas czytania notatek, wybudził ją nauczyciel, który wszedł do klasy. Uniosła swą blond główkę z lekkim zdumieniem, po czym uśmiechnęła się, aczkolwiek ledwo zauważalnie. Cóż, nie miała najlepszego humoru, a poza tym... Mimo, iż był opiekunem jej domu, nie miał u niej żadnych specjalnych względów. A że Scarlett średnio lubiła belfrów, no to cóż...! Może jej się jednak odmieni? - Dzień dobry - odparła mimo wszystko, starając się być dobrze wychowana, choć zazwyczaj tego unikała. Nieco znużona czekaniem podparła ręką głowę, aby wysłuchać tego, co profesor Crow miał do powiedzenia. Tymczasem Cyanide ruszał się niespokojnie po ciele ślizgonki, wpatrując się w mężczyznę i obserwując jego ruchy. Chyba poczuł się zestresowany nagłym wtargnięciem do pomieszczenia jakiegoś intruza. Saunders jednak o nim chwilowo zapomniała, dlatego nawet nie próbowała go uspokoić. Chęć wykonania poprawnie zaklęcia była silniejsza! Wyciągnęła z kieszeni szaty jednego galeona i lakier do paznokci. Ambitnie! Jednakże plan był prosty - otrzymać lakier w kolorze pieniędzy. Czyli coś, co tygryski lubią najbardziej. Uśmiechnęła się niemalże diabolicznie, po czym sięgnęła po różdżkę. Zamknęła oczy i skupiła się na tym, co chce zrobić. - Transfiguro - powiedziała, kiedy była już gotowa. A kiedy uniosła powieki, aby zobaczyć swoje dzieło, zauważyła, iż... zarówno galeon jak i lakier ożyły! Saunders gapiła się na to najpierw w niemałym zdziwieniu, by po chwili zachwycić się tym widokiem. Hej, na takiej sztuczce można zarobić! - Ale czad - skomentowała więc, zupełnie zapominając, iż czar się nie udał, smuteczek. - Jest jakieś specjalne zaklęcie na ożywianie przedmiotów? - spytała nagle nauczyciela. Oby tylko menda nie podprowadził jej pomysłu na złoty interes!
Cóż za urocza sytuacja... Cholera ile to można spać?! Ktoś go ściągał z łóżka... Darł się coś, że jest już późno, że jest debilem i ma przestać tu ściągać panienki, bo go zabiją... Nie będą spać na kanapach obok. Cholera, co za agresja. Przecież takie nocki zdarzały się rzadko. Przecież co najmniej dwa razy w tygodniu. Co za idioci. To nie Caspra wina, że lubił to co lubił, a dziewczyny chciały mu to dawać. Łóżko tu, łóżko tam. Trudno. Przez jakiś czas będzie musiał się przenieść się do nich. W sumie co za różnica. Były genialne, młode, gibkie... Jego, dla niego... Dobra koniec tych fantazji, bo zaraz znowu przyjdzie idiota... Oczywiście obiecał, że w weekend pójdą na piwo i razem ośmielą resztę panienek, czyli odpali kilka akcji z czego panienki zakochają się w jego kumplach i oni zyskają trochę dobrodziejstwa Villersa... Tylko, że one zawsze wracały do niego, cóż za boskie stworzenie. Zaśmiał się cicho, a zaraz potem zrobił tę swoją minę, kiedy natknął się na pierwsze lustro w tym zasyfionym pokoju. Nie sposób, aby umknęło nam, że odbyło się to zaraz po tym, kiedy ściągnął z niego wczorajszą koszulkę, która była cała w błyszczyku jakiejś Puchonki... Jak zwykle nieokiełznane i proste, bez higieny... Nienawidził kiedy smarowały go tym ciulostwem, ale najwidoczniej uważały, że to słodkie. Huk tam. Wolał perfumy, ale nie ciężkie. Kiedyś miał dziewczynę, zostawił ją bo nie wystarczała mu i używała znienawidzonego zapachu: "pies na facetów". Cholera, chyba warczący i jakiś niedobry... Cholera z nią. Była głupia. Żaden ideał.
Znowu ktoś krzyknął... - Villers, ruszaj dupę... Masz transmutację idioto! - koleś chyba był rudy i brzydki... Trudno. Potem go obrazi, że tak się odnosi do takiej zacnej dupeczki... O ironio. Dobrze, ze z tym tekstem tylko żartował, bo narcyzm, aż śmierdziałby na pół Hogwartu, ale faktycznie to zadziałało... Zerwał się z łóżka i sięgnął po pierwszą, lepszą koszulę... Powąchał ją... Nie. Ta z zeszłego poniedziałku się nie nadawała... O coś świeżego... Ojej, znowu nietrafione. Wreszcie otworzył szafę kumpla i wyjął coś co uznał za normalne i czyste, żeby podbijać świat. Potem rzuci wszystko skrzatom i rachunek się wyrówna. Ubrał się szybko i zaraz potem przyglądał się krawatowi, który trochę kontrastował z jego bladą cerą i tatuażami... Zabiją go za to spóźnienie... Wreszcie złapał plecak i spojrzał na niego. Przecież ten plecak był pusty... A gdzie do cholery różdżka? - Ja pierdole. - Zajęczał pod nosem i rzucił się w wir poszukiwań, aż wylądował pod łóżkiem i zagrzebał się we wszystkim co tam schował. Wow, pół ognistej... Pewnie ta z wczoraj ją tu zostawiła. Już miał na to patent. To będzie za pożyczoną koszulę. Położył, więc to na łóżku "przyjaciela" i zaczął grzebać dalej... Już myślał, że znalazł tego swojego kija, ale kiedy nim machnął ten zamienił się w majtki. Świetnie. Głupie dowcipy tępych dzid... Zaraz, zaraz. A tam pomiędzy swetrem, a spodniami? TAK! BRAWO VILLERS... Seksiak z ciebie... Zaśmiał się i stanął nad swoim łóżkiem śmiejąc się do pościeli, która wczoraj zwiedzała podłogę... Był ciulem. To fakt... Przybrał na twarz jeden ze swoich uśmiechów i wrzucił coś jeszcze do plecaka i wybiegł.
Znów ktoś coś jęczał... Zobaczył jakąś panienkę, więc posłał jej najszczerszy uśmiech i całusa... Oczywiście znacząco spojrzał na jej dekolt, który polecił gestem, by trochę uwydatniła... Nie mógł ukryć zadowolenia, kiedy zamiast prychnąć zawstydziła się. Była jego. Na później rzecz jasna... Odchrząknął i biegł dalej... Piąte piętro? Serio? Powaliło was wszystkich?! Ale dobrze. Już dobrze. Dotarł... Uśmiechnął się i grzecznie wszedł do sali opierając się o framugę drzwi. Cholera, tylko SMS? Co tu się dzieje...
- Witam profesorze... - Powiedział i usiadł w odpowiedniej odległości od SMS, aby posyłać jej znaczące spojrzenia i mieć dobry widok na jej uda, które były mu dobrze znane... Nawet te znamię, które było dla niego czystą iluzją chyba... Albo prawdziwe... Sprawdzi to. - Co dzisiaj... - Przerwał zawstydzony trochę i położył plecak przed sobą chcąc, żeby ożył... A po chwili jego różdżka wypadła mu z ręki i pomknęła do przodu...
- MAŁA WRACAJ. - Krzyknął... Ruszając z miejsca, jak oparzony, aby z poślizgiem zahamować przed nauczycielskim biurkiem...
Niedługo po profesorze oraz Casprze, do klasy wpadła Skyla - tym razem nie zatrzymało jej rozwiązywanie problemów obrazów i portretów, bądź inne zajęcie, wymagające tego jej niesamowitego talentu do mediacji. Dzisiaj przyszła spóźniona przez coś nieco bardziej przyziemnego - nie mogła zdecydować się, jaki przedmiot zabierze na lekcje. A co, jeśli jej nie wyjdzie i nie uda jej się z powrotem doprowadzić tej rzeczy do pierwotnego stanu? Dlatego z zabrania ze sobą pudełka z Fryderykiem zrezygnowała już na starcie. Z drugiej strony, może udałoby się jej stworzyć całkiem nowy przedmiot, może nawet funkcjonalny? Albo przynajmniej taki, który mogłaby postawić w pokoju wspólnym, jako przerywnik tej wszechobecnej tam czerni i zieleni? Zamiast tej szklanej kuli wypełnionej kamyczkami, bleh. W końcu, idąc za tym impulsem, porwała ze sobą tę kulę, w której zamyśle, zamiast tych pożal się Merlinie kamyczków miały pływać złote rybki - w domu Skyla nawet miała takie akwarium! Wysypała więc zielono - srebrno - czarną zawartość na podłogę (ups, ale ona tego nie posprząta, niech ktoś inny płaci za zły gust tego, co to cholerstwo wystawił do ludzi) i z kulą pod pachą udała się na lekcje. Swoją drogą, często irytował ją właśnie ten zestaw kolorów, czemu Slytherin, ten najfajniejszy dom musiał mieć takie barwy? Sama miała kilka propozycji na nowy zestaw! ECH. Wchodząc, skinęła głową w kierunku Nero, ale zaraz jej uwagę przykuły żywy galeon... i lakier do paznokci? Cooo? - Ooo to jest... świetne! Scarlett, planujesz to zatrzymać? Bo wiesz, można je później nauczyć jakiś sztuczek! - stwierdziła, wlepiając niebieskie tęczówki w ożywione przedmioty. W końcu jednak udało jej się oderwać od tego duetu i idąc za przykładem przyjaciółki, położyła na ławce szklaną kulę, a z kieszeni spodni w groszki (i bynajmniej nie były to kropki, to naprawdę były GROSZKI) wyjęła magiczny, odblaskowy marker - i nie, wciąż nie udało jej się odkryć, dlaczego był magiczny. - Transfiguro! - wypowiedziała z uśmiechem, a przezroczysta kula zmieniła się w odblaskowo - różową, niemalże oczojebną! - Ech, ja to jednak mam talent. - skomentowała, oczami wyobraźni już widząc skandujący tłum ślizgonów. Z pewnością będą całować jej stópki, kiedy położy nową ozdobę w salonie wspólnym. Skyla Astrid Quinley Pierwsza Wspaniała, pogromczyni bezguścia i brzydkich kolorów.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Powolnym, leniwym wręcz krokiem wszedł do sali w której jak okazało się zaledwie chwilę później, nie było praktycznie nikogo prócz samego Profesora Cow, jakiejś Slizgonki i innych uczniów. - Dzień dobry Panu Profesor-z szacunkiem skinął głową kolejno w kierunku siedzących po czym zajął miejsce gdzieś pośrodku klasy przytulając się do chłodnej, kamiennej ściany. Wyciągnął ze skórzanej torby niezbędne do zajęć pomoce naukowe czyli kamien w krztałcie serca oraz kilka galeonów. Przymknął oczy i skupił się na tym co chce otrzymać kamien w kolorze pieniędzy. - Transfiguro - powiedział był w stanie gotowości wskazał przedmiot różdżką.W myślach juz wiedziedział z którego do którego przedmiotu przekazuje właściwość i jaką. huraaa, udało się! A poza tym udało się zaklęcie za pierwszym razem! - dodał
I tak już była spóźniona, więc na jakiego kija miała się spieszyć? Przyzwyczaiła się już do tego, że wchodziła do klasy jako jedna z tych ostatnich. Nie spieszyła się szukając szaty szkolnej, której oczywiście nie było w szafie... Dopiero po chwili znalazła ją pod oknem po przeciwnej stronie pokoju. Jej lokatorki ciągle denerwowały się za ten szerzący się przez nią bałagan, ale nie miały innego wyjścia jak się przyzwyczaić. Przebrała się, przeczesała ręka włosy, zarzuciła torbę na ramię i pomaszerowała w stronę klasy transmutacji. Weszła do klasy zamaszystym krokiem i rozejrzała się. Tak mało uczniów? Czyżby pomyliła godzinę? - Dzień dobry! - Przywitała się z profesorem i rzuciła swoją torbę na ławkę. - Cześć! - Rzuciła do Caspera i posłała mu wesoły uśmiech. Miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor. Zresztą jak zwykle... Chwilę przyglądała się Ślizgonom, żeby ogarnąć co też ma dzisiaj zrobić i wygrzebała z torby różdżkę. Z tego co widziała musiała wybrać jeszcze jakieś dwa przedmioty. Wyjęła dodatkowo tabliczkę czekolady i jakąś starą pracę na eliksiry, która już całkiem się w torbie wygniotła. Wycelowała różdżką w przedmioty. - Transfiguro - Wypowiedziała formułę, a na jej oczach kawałek pergaminu zaczął brązowieć. Czyżby się udało?! Właśnie zamieniła pracę domową na czekoladę? Uśmiechnęła się do siebie z zadowoleniem i ułamała kawałek papieru. Włożyła go do ust i pokiwała głową z zadowoleniem. Pełen sukces!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Nero zapatrzony wcześniej w stos kartek, podniósł wzrok na klasę. Tańczący galeon i szminka. Uroczy widok, jednak niezamierzone to było. Wyjął różdżkę i zaklęciem Finite zakończył brykający taniec przedmiotów. Zwrócił się w stronę Caspera, zdążył jedynie zauważyć lecącą różdżkę, uchylił głowę, a różdżka z hukiem wbiła się w ścianę. - Hahha. Mam nadzieję, że to nie był zamach na mnie Zażartował. Gdy zobaczył powodzenie przy ławce panny Quinley wstał i pogratulował jej: - Świetna robota Skyla. Dobra, to przećwiczycie w domu, a teraz kolejny czar. Będzie to protege sollicitat. To zaklęcie jest dosyć skomplikowane, ale jakże przydatne. Zaklęcie to zaklina przedmiot, tworząc wokół niego barierę ochronną, strzeżoną zagadką. Bariera nie dopuszcza do przedmiotu nikogo, dopóki zagadka nie zostanie złamana. Aby nałożyć pieczęć wymyślamy zagadkę i mając ją ciągle w zamyśle wypowiadamy protege sollicitat wskazując na przedmiot docelowy. Ilekroć ktoś dotknie pola, usłyszy zagadkę, jednak dopiero dotrze do przedmiotu, gdy ją odgadnie. Proszę!
/Rzut: 1-nakłada się pieczęć, jednak bez zagadki, co sprawia, że pieczęć jest prawie niemożliwa do zdjęcia 2-przedmiot staje się niewidzialny 3-z różdżki wydobywa się bardzo głośny i niemiły pisk 4-powodzenie 5- 1 6-powodzenie
Casprowaty jeszcze przez chwilę zastanawiał, co się dzieje, że mu nie idzie na transmutacji. Cholera. Przecież nie miał zaległości z tego przedmiotu... Może po prostu otoczenie dziewczyn go rozpraszało? To na pewno ich wina! Zakładały te krótkie spódniczki i pokazywały ciało, jakby faktycznie nie miał nic do roboty tylko musiał na nie patrzeć. Okej, więc wina tego nie powodzenia spoczywa na udach SMS, który spowodowały lekki uśmiech Kacperka, który chyba był zakochany w kobiecych kształtach... Cholera. Nimfoman, jak nic... Powinni tak za nim krzyczeć. Roześmiał się i rzucił się za różdżką patrząc na profesora, który chyba nie zamierzał go karać za tę nieudaną próbę! Jak dobrze być w domu. Ten przynajmniej chyba go lubił i jeszcze nie wywalił za drzwi za podrywanie wszystkiego co się rusza... Ale to pewnie wina tego, że nie zdążył jeszcze... Mmm... Cóż za uroczy obrazek... SMS chyba te tańczące pieniążki to dla niego zrobiła, bo aż ciary go przeszły. Może sugerowała mu, że dzisiaj się zabawią trochę inaczej? Cóż... Może ją zapyta.
Potem do pomieszczenia wtargnęła Laoise... I jego wzrok spoczął na niej na dłuższą chwilę trochę ogłupiały całym zdarzeniem... Wow. Coś tu było nie tak. Musi się z nią spotkać po lekcjach i koniecznie dowiedzieć się co tu się zmieniło, może sprawdzić namacalnie, żeby nie poczuła się opuszczona. Uśmiechnął się do niej. - Ależ witaj cukiereczku. - i zaraz potem spojrzał na profesora, który coś kleił o kolejnym zadaniu. Wreszcie odzyskał swoją różdżkę, więc był gotowy wrócić do ławki... Halo... Ale, co on zaczaruje? Na dnie plecaka leżało pudełko zapałek. Może być w sumie, zawsze to już coś, a gdyby ożywił zapałki i zrobił z nich służbę? Nie. Zły pomysł. Niedobry Kaceprek, znowu myśli o wykorzystywaniu dosłownie wszystkiego... Co za umysł. Bu. Zdecydowanie to nie był jego dzień... Uśmiechnął się do wszelkich ludzi obecnych tutaj i nawet chciał im zaimponować, a więc ułożył się w nonszalanckiej pozycji i przyjrzał się pudełko zapałek.
Łe. zjebał. Słuchajcie, nie wyszło. Ewakuujemy się. - Protege sollicitat. - Rzucił, ale nic się nie stało. Nie dość, że nie pomyślał zagadki, to pudełko zniknęło mu z oczu i nie zapowiadało się na to, że zamierza wrócić. Zaklął pod nosem i teraz to się obraził. Do końca lekcji nie będzie nic robił. Nara wam, fagasy i kujony, którym się udało.
dwójka.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Ciekawy przebieg tej lekcji.umiechnął się lekko do siebie potem spojrzał na profesora, który mowil cos zadaniu. Wrócił do ławki siegnął na dno torby po puste opakowanie gumy do zucia. Uśmiechnął się do wszelkich obecnych tutaj zamyslił sie na chwile Zamknłą oczy - Protege sollicitat. - Rzucił zaklecie ale nic nie było.Nie,nie pomyślał zagadki,moze uda się nałożył pieczęć ktora jest prawie niemożliwa do zdjęcia bez zagadki oczywiscie ,to ja juz nic nie zrobie swoj limim wykończyłem na dzis -odparł siadajac do lawki
Och, och, och! Cóż to za tłumy się zebrały w sali? Scarlett aż oczom nie wierzyła. Ale mogliby nie przychodzić, fajnie było. Nie no dobra, Skyla zawsze spoko, Casper ujdzie w wielkim tłoku. Tylko co on się tak gapił? Hej, uda miała zasłonięte szatą, więc to chyba tylko jego dziwna imaginacja była. W każdym razie biedna Saunders niczego nie podejrzewała. Ale zaśmiała się z jego fajtłapowatości. Skinęła głową ślizgonce na przywitanie, by potem zająć się ponownym podziwianiem ruszającego się lakieru i galeona. Ach, już oczami wyobraźni widziała bogactwo, w jakim będzie się tarzać, kiedy... och, profesor nie dość, że olał jej pytanie, to jeszcze sprawił, że tańcząca para znów wróciła do stanu nieożywionego. Wrażliwa Scarlett oczywiście omal nie zalała się łzami. Mhm. - Jak widać nie - powiedziała smutno na pytanie Quinley. A rzeczywiście, mogła ich nauczyć paru sztuczek! No nic, ma teraz motywację, aby znaleźć zaklęcie, które pozwalałoby ożywiać przedmioty. Fajna sprawa. Gorzej jednak było z Cyanide, który teraz już naprawdę zaczął się stresować tyloma nowymi osobami w klasie, którzy na domiar złego wparowywali na lekcje jak burza. Na szczęście blondynka miała wszystko pod kontrolą i zaczęła uspokajać swojego węża pieszczotliwym głaskaniem go po główce i ciałku i zdecydowanie się chłopak bardziej rozluźnił. Nie skomentowała talentu towarzyszki, zaciskając usta w wąską linijkę. Karma to jednak suka. Ostatnio udało jej się na OPCM, kiedy to Skyli wybuchła różdżka, teraz zaś różowowłosa zdecydowanie zaczęła odbijać piłeczkę. To trochę za dużo dla biednej, egocentrycznej Saunders. Nie była pewna, czy drugie zaklęcie nie ma czegoś wspólnego bardziej z właśnie wcześniej wymienionym OPCM niż z transmutacją, ale nie chciała się wtrącać. - Protege sollicitat - wypowiedziała natomiast, machając różdżką i rzucając zaklęciem. Niestety, zaklinany przedmiot nagle... zniknął. Smuteczek.
Właśnie, wypraszam sobie, Skyla miała na sobie spodnie w cud grochy, nie żadną krótką spódniczkę! Więc nie wiem kogo o to rozpraszanie się oskarża, ale na pewno nie Quinley! Kiedy Nero sprawił, że lakier i galeon Scarlett z powrotem powróciły do pierwotnego stanu, Skyla zmierzyła profesora iście morderczym spojrzeniem. Ugh, niektórzy to się naprawdę nie potrafili bawić. Za to do Scarlett posłała pocieszający uśmiech, którym starała się jej przekazać, że urządzą przedmiotom ślizgonki należny pogrzeb - taak, Saunders na pewno odczytała to spojrzenie, takie czytelne było, ehe. Słuchając tego co mówił Crow, tylko podnosiła brwi z politowaniem. Trafiła na złą lekcję? Bo miała wrażenie, że szła na transmutację... no ale okej, przecież nie będzie dyskutować z profesorem, jeszcze straciłaby punkty! - Protege sollicitat - machnęła różdżką (która oczywiście była nowa, musiała takową niestety zakupić po ostatnim OPCM), a kula, którą obrała sobie za cel, lekko zaświeciła i po chwili wytworzyła się bariera ochronna! Sky zbliżyła rękę do owego przedmiotu, po czym usłyszała (w myślach?) zagadkę, na którą zaraz z uśmiechem odpowiedziała, na głos oczywiście. - Trzy antylopy, zebrę, rój motyli oraz słonia. - wypowiedziała, a kula znów rozbłysła i chwilę później znów bez jakiejkolwiek bariery, była już trzymana przez właścicielkę. Jak na razie naprawdę jej pięknie szło! Widocznie ta karma faktycznie gdzieś tam zaczęła działać, bo Sky zaczęła sobie odbijać niepowodzenie na obronie!
Cukiereczku? Jak ona nie lubiła takich zdrobnień... Wywróciła oczami i spojrzała na Caspera błagalnym spojrzeniem, by więcej jej tak nie nazywał. Chyba nigdy się do tego nie przyzwyczai... Przeniosła spojrzenie na profesora, który właśnie zadał kolejne zadanie. O niee... Liczyła na to, że już będzie mogła wrócić do dormitorium, a tu znowu trzeba się wysilać. Westchnęła ostentacyjnie i ponownie wzięła różdżkę do ręki. Wycelowała w swój czekoladowy pergamin. - Protege sollicitat! - Powiedziała myśląc nad zagadką. "Co robią lekarze w kuchni? Leczo!" Hehe... Taki właśnie suchar usłyszała idąc dzisiaj jednym z korytarzy. Niestety chyba coś jej nie wyszło... Bo jej czekolada po prostu... Zniknęła?! Hej! Co to ma znaczyć! Miała ją zjeść, a tu puf i nic jej nie zostało! - Hej, hej! To nie tak miało być! Oddawaj czekoladę! - Warknęła do ławki i zajrzała pod nią, czy może przypadkiem jej smakołyk gdzieś nie spadł, czy coś... Nic. Pusto. Co za strata... Czyli początkowe powodzenie było jedynie przypadkiem. A już zdążyła się ucieszyć, że jednak coś tam umie z tej transmutacji! Tak to się kończy, kiedy olewa się wszystkie zadania domowe, a na lekcjach szkoli się w rysunku. Prychnęła cicho stwierdzając w końcu, że czekolada zupełnie przepadła, Usiadła w ławce krzyżując ręce na piersi i zdmuchnęła grzywkę z oczu. Czemu akurat czekolada musiała zniknąć?! Czemu nie podręczniki? Pióro? Krzesło z ławki obok?
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Widząc, że niewielu osobom się udało, profesor uśmiechną się i rzekł: - Tak jak powiedziałem... Nie jest to zaklęcie łatwe. Dobrze. Słyszę, to znaczy widzę, że jest żal po utraconych rzeczach więc... I po machnięciu różdżki rzeczy, które zniknęły, znów się pojawiły. - Poznamy dziś jeszcze jedno zaklęcie. Nosi ono nazwę flexibile obiecta. Dzięki temu zaklęciu, możemy zmieniać kształt przedmiotów, niczym plasteliny. Proszę uważać z tym zaklęciem! Jeśli nieumiejętnie go użyjecie wasza różdżka może się rozpłynąć, a zaklęcia odwracające są skomplikowane! Jazda!
// 1 - przedmiot zamienia się w psotliwego ognika, który nęka osobę, której zaklęcie się nie udało 2 - przedmiot duplikuje się 3 - przedmiot zamienia się w substancje silnie toksyczną 4 - POWODZENIE! 5 - różdżka się rozpływa 6 - włosy rzucającego zamieniają się w węże
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
O niee, nie,nie...kolejne zadanie.znowu trzeba się wysilać nad zaklęciami. Westchnął ponownie wyjął różdżkę z kieszeni spodni. Wycelował w swoj kamien w krztałcie serca -Flexibile Obiecta - Powiedział skupiwszy myśl o takim samym identycznym kamieniu,przymknął oczy, zamyslony a juz po krodkim czasie ukazał sie kamien w krztałcie serca.Tak miało być powodzenie było przypadkiem czystm przypadkiem. Usiadł w ławce podpierajac głowę rękoma.
Scarlett wychwyciła to spojrzenie, ale nie umiała go dokładnie zinterpretować. Szczególnie, iż wciąż nosiła żałobę w serduszku po tańczącym lakierze do paznokci i galeonie. Ich żywot był krótki, ale jakże widowiskowy! Umarli również w blasku chwały. Należy im się królewski pogrzeb, bez dwóch zdań. Blondynka pokiwała główką na swoje myśli, jakby zgadzała się z nimi niepodważalnie. No nie, Skyli znowu się udało! Och. Wkurzyła się odrobinę. Nie na nią, tylko na jej fart, oczywiście. Czemu Saunders dziś nie błyszczała? To ją doprowadzało do frustracji. Tak to już zresztą bywa u egocentryków. Postanowiła się jednak nie poddawać, dlatego ponownie chwyciła różdżkę, by wypowiedzieć zaklęcie. Na swoim świętej pamięci galeonie. - Flexbile obiecta - rzuciła spokojnie, zrobiwszy odpowiedni gest nadgarstkiem. I wtem szczęście się do niej uśmiechnęło, albowiem pieniądz zaczął być bardzo elastyczny! Wzięła go w ręce i widząc, że można go modelować, uśmiechnęła się tryumfalnie. Ha! Za to należą się jakieś punkciki, bez dwóch zdań.
Niestety dobra passa Skyli została przerwana, kiedy przyszło im rzucać zaklęcie numer 3. Cóż za ból, pewna siebie ślizgonka, zapewne rozpraszana przez chęć niewerbalnego przekazania Scarlett wiadomości o pogrzebie i ogólnej wierze w swoje niezachwiane umiejętności rzucania zaklęć, po prostu za bardzo sobie zaufała, ech. - Flexbile obiecta - wypowiedziała spokojnie, wykonując mały ruch nadgarstkiem. Niestety jej opanowanie było tylko powierzchowne, myśli zajęte były całkowicie czym innym - obrazem jej samej nad grobem tego biednego lakieru i galeona, wygłaszającej chwytającą za serce przemowę. Rodziny przedmiotów płakały, poklepując się nawzajem po plecach, a Sky niezachwianie dalej wygłaszała przemowę, wywołując następne wybuchy ogólnej rozpaczy. I tym sposobem, zanim się obejrzała, z jej kuli akwariowej zrobiły się... dwie kule akwariowe! - O, rozmnożyła się - zauważyła mądrze, przyglądając się swojemu dziełu. Tak, były identyczne! A to nawet jeszcze lepiej, jeśli ten bezduszny morderca lakierów do paznokci i galeonów, pozwoli jej zatrzymać te dwie kule, w dormitorium ślizgonów zrobi się jeszcze bardziej milutko, niż zrobiłoby się za sprawą tylko takiej jednej!
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Rozejrzał się po klasie. Oceniając wyniki jako zadowalające uśmiechną się i rzekł: - No cóż. Może być. Ćwiczcie sobie to w zaciszu i prosiłbym was o odrobienie pracy domowej, zapisanej na tablicy. Swoimi słowami! Nie chcę regułek z książek! Odsłonił tablicę, na której widniał napis - Dokonaj podziału transmutacji na rodzaje, działy i każdy po krótce opisz zt wszyscy
Dziś chyba odbył się mecz quiddicha, Hufflepuff kontra Gryffindor. Nie wybrała się na niego, przecież i tak wiadomym było, że to gryfoni wygrają, zresztą nie kibicowała innym drużynom, niż ślizgonom. Spotkała po drodze kogoś z Domu Lwa, kto był w szampańskim nastroju i gadał coś o jakiejś imprezie w pokoju wspólnym. Przynajmniej oni mają co świętować. Ona była nazbyt zajęta własnymi myślami. Czy aby nie przesadziła wtedy, na urodzinach Skyli? Na tę chwilę postanowiła o tym jednak nie myśleć, wciąż jednak zastanawiało ją, czy i Casper był na tej imprezie i widział całe zajście. Biedaczek, hehe. Na pewno będzie "wdzięczny" temu komuś, kto się w niego przemienił, a nie będzie wiedział, kto to taki! W każdym bądź razie ostatnio wyszedł z ciemni tak nagle, zwyczajnie i po prostu, co było do niego zupełnie niepodobne. A moze całkiem na porządku dziennym? On to wie, jak mącić ludziom w głowach! Dobrze, że teraz nie musi mieć z nim do czynienia, przecież co byłoby gdyby nie potrafiła zachować się normalnie? Dziwnie czułaby się ze świadomością, że ostatnio była nim, ale trzeba przyznać - było fajnie, hihi. Poczuła potrzebę przejść się gdzieś, wyjść do ludzi, ale daleko nie zawędrowała, weszła do klasy transmutacji i postanowiła przesiedzieć tam kilka najbliższych minut. Taka nagła potrzeba, nie miała żadnego celu, a może chciała uchronić się przed nawałnicą wracających gryfonów, których teraz było wszędzie pełno i gadali tylko o swoim zwycięstwie. Prawdopodobnie to drugie, serio musięli się aż tak cieszyć? Skrzywiła się i podeszła do biurka, otwierając szufladki na chybił trafił. Może znajdzie coś ciekawego. Nastrój miała dziś wyjątkowo dobry, choć trzeba przyznać, trochę irytowało ją to zwycięstwo gryfonów, bo swoją imprezę w pokoju wspólnym będzie miała dopiero po kolejnym meczu. Oczywiście nie ma innej opcji, Ślizgoni wygrają jak nic i chociaż nie interesowała się za bardzo quiddichem, to nie mogłaby przepuścić meczu, co nie? No właśnie!
E. No dobra. Bo właściwie to on miał zaległy esej do oddania i musiał ugadać nauczycielkę, żeby dała mu jeszcze jeden termin, ewentualnie przesunęła wszystko o dwa tygodnie i pamiętała o nim, jak będzie wystawiała mu ocenę. W sensie pamiętała, czyli postawiła te 'powyżej oczekiwań', co by się zgadzało... Bo to co robił rzeczywiście przewyższało czyjekolwiek oczekiwania. Był bezczelny, niewychowany, zupełnie inny niż Ci wszyscy ludzie, którzy podlizywali się i ciągle uśmiechali, jak kretyni. Wiedział, że nie potrafiłby tak. No w sumie raz o mało, co nie zaliczył nauczycielki, ale nie był pewien czy to by mu pomogło podciągnąć ocenę, bo szczerze mówiąc jakaś nie za ładna była i wszystko było udawane. Ale miała na niego ochotę, a on oczarowywał takich ludzi jeszcze bardziej. Kobieta szybko straciła pracę i przeniosła się dalej od niego, bo jak sama stwierdziła był pieprzonym złem. Przynajmniej ona jedna podjęła próbę scharakteryzowania go całego i bez żadnych oporów. A teraz to wszystko się kumulowało... Nie mógł po raz kolejny rozkochać w sobie nawet nauczyciela zainspirować go... Wszedł do sali, a ona była pusta. Ach nie! Jednak ktoś był! Szybko zdał sobie sprawę, że to Violet, która... Podobno ostatnio jej wyznał miłość. I co ona sobie teraz pomyśli? Przecież to Villiers, a z nim nigdy nie można na spokojnie, jak inni. I teraz ta ciemnia, impreza Sky, jakieś eliksiry... Miłości, romanse. Boże broń. - Cześć mała. - powiedział po czym objął ją i delikatnie musnął w szyję. - Może czas, żebym pokazał Ci jak bardzo Cię kocham? - Zaśmiał się. Prowokator się obudził.
Jest takie jedno, mugolskie powiedzenie... O wilku mowa, a wilk tu. W tym przypadku właściwie raczej powinna być nieco zmieniona wersja, bo Violet wcale o nim nie rozmawiała, a myślała. Właśnie w tym momencie usłyszała bowiem głos nikogo innego, jak Villiersa. Cudownie. Co za wredny los, uwziął się na nią? Innego wyjaśnienia nie widzę. Co ją w ogóle podkusiło do wyznania sobie miłości na tej imprezie u Sky? Teraz ma wyrzuty sumienia, a miewała je przecież nieczęsto i cholernie ich nie lubiła. Zaraz też poczuła, jak ślizgon ją obejmuje. W pierwszej chwili znieruchomiała, ale kilka sekund później rozluźniła się całkiem. Głupia! Przecież nikt nie wie, że to ona. Nie ma więc czym się przejmować, zresztą to wcale nie jest taki szalony i zły wyczyn. Gorsze rzeczy się już w życiu robiło, poza tym Villiers robił na pewno jeszcze gorsze i mu się należy. - Łał, kochasz mnie? Pierwsze słyszę - zapytała luźnym tonem, nie oczekując nawet odpowiedzi. Nie żeby chciała uznać ten incydent na imprezie za niebyły, trochę zdziwiło ją, że Casper tego nie dementuje i nie rzuca się z wyjaśnieniami. Jednak to przecież cały on, nigdy nie wiesz jak postąpi, a już na pewno nie tak jak sobie tego życzysz. - No, nie miałabym nic przeciwko. - usłyszała własny głos. Co się z nią dzieje? Miała zbyt dobry nastrój, nie potrafiła być oziębła ani zdobyć się na jakikolwiek podobny gest, a może czuła się nieco nieswojo wiedząc, że wszyscy myślą, że Casper ją kocha, podczas gdy w rzeczywistości tak nie jest. A może jeszcze nie do końca pozbyła się wspomnienia z ciemni? Nie chciała dawać mu wszystkiego od razu, ale coraz trudniej było jej z tym walczyć, a przynajmniej dziś. Musi się ogarnąć! Przecież Villiers jest taki... nie wiedziała nawet, jak to nazwać. Pełen sprzeczności. Raz totalny palant, innym razem dałaby mu wszystko, co tylko zechce. I jak tu funkcjonować?
Problem był taki, że uwielbiał mścić się na ludziach i doprowadzać ich do szaleństwa... To dlatego nigdy nie wyznał nikomu miłości i uciekał od tych uczuć, ponieważ obawiał się, że zaraz po tym, jakby tego dokonał wszystko by się połamało przez nieporządek, który zrobił wcześniej... Dlatego trzymał ją na dystans... Znaczy Violet. A teraz to wyznanie miłości... Ktokolwiek to zrobił może nieco ułatwił porypaną sprawę, ale też nie wyprostował jej całkowicie... Violet w pewnym stopniu oczarowywała go i nie do końca wiedział, jak powinien na to zareagować. Uśmiechnął się do niej lekko choć tego jeszcze nie mogła zobaczyć... Delikatnie ją obrócił do siebie tak, aby stanęła z nim w twarzą w twarz... Wtedy jego dłonie bezczelnie zjechały na jej pośladki aż znalazły miejsce na udach, aby ją podnieść i bezczelnie zanieść na biurko... Naprawdę miał szczerą nadzieję, że nikt tu nie wejdzie, bo sytuacja nie byłaby ciekawa, a on ma chyba ochotę to wszystko odreagować i pokazać jaki to on nie jest... Pocałował ją delikatnie, a zaraz potem jego dłonie rozpoczęły wędrówkę po jej ciele bezczelnie zaglądając w miejsca, w które normalnie nie wypadało... Co za zły człowiek z niego! Bezczelny! Paskuda jedna! - W takim chyba nie mogę Cię dłużej trzymać w niepewności. - Stwierdził czując swój przyspieszony oddech, który poprowadził jego zwinne palce do krawędzi bluzki, którą pomógł jej ściągnąć... Patrzcie co się dzieje... Będzie ją rozbierał! Zaraz potem odrzucił jej włosy do tyłu i pocałował ją w dekolt... Nie wiedział, kiedy zaczepił zębami o materiał stanika i pociągnął za niego... W sumie miał ochotę go już rozpiąć, ale może wypadało zobaczyć czy chociaż będzie do tego pozytywnie nastawiona? Pokusił się oto by przylgnąć do niej ścisło... - A Ty? Kochasz mnie? - Spytał uśmiechając się do niej lekko chwilowo znów ją obdarowywał pocałunkami, a to w szyję, a to w jego ulubione miejsce pomiędzy piersiami dziewczyny... Wow.
Violet nawet nie sądziła, że Villiers potraktuje te słowa tak dosłownie. Prowokatorka jedna! Nie miała nawet zamiaru go zatrzymywać, takie myśli zostały wyparte przez inne z jej głowy, zanim jej mózg zdążył je zanalizować. Jesteś mu coś winna, tak sobie to tłumaczyła, ale kiedy nie protestowała wcale nie czuła się tak, jakby spłacała jakiś dług, nie! Zwyczajnie jej się to podobało, choć nie chciala się do tego przyznać, nawet sama przed sobą. To oznaczałoby, że przegrała, właściwie sama nie wiedziała co przegrała, ale założyła się sama ze sobą, że ona i Villiers, że nigdy... Tymczasem sytuacja przedstawiała się zupełnie odwrotnie, zrobiło jej się gorąco, krew zaczęła jakby szybciej krążyć w żyłach. Nawet nie wiedziała, kiedy jej górna część garderoby znalazła się gdzieś na podłodze, nie zauważyła. Mimowolnie oddawała się tym wszystkim pieszczotom serwowanym przez Caspra, przyjmowała je coraz chętniej, jednocześnie chcąc więcej. Objęła go w pasie nogami. - Ja? - zapytała tylko po to, aby zaraz odwrócić uwagę od tego niewygodnego pytania, ściągając koszulkę Casprowi i skupiając się na jego torsie, powoli częstując pocałunkami jego usta. W jej oczach szkliła się niepewność, dziwna niewiedza. Sama nie miała pojęcia, co do niego czuje. To była taka dziwna mieszanka, chciała czegoś, choć nie wiedziała czego, a może wiedziała, że tego nie dostanie więc próbowała nie dopuszczać do siebie tej myśli. Niby traktowała go jak... no, jak Villiersa, ale czy aby na pewno tak traktuje się człowieka, od którego nie oczekuje się niczego więcej? Była taka uległa, zdawała sobie sprawę, że powinna być twarda, wciąż miewała wątpliwości raz po raz przeplatane z... no właśnie, z czym? Nie mogła sobie odpowiedzieć na to pytanie, a tym bardziej na to, które zadał on. Nie chciała go kochać. Podświadomie bała się, jak to się skończy. Może zwyczajnie ją oczarowywał, jak większość zresztą osób, miał w sobie coś takiego, że aż chciało się przebywać z nim w jednym pomieszczeniu i chłonąć jego zapach, by potem zachodzić sobie w głowę, że jest się takim bezmyślnym, beznadziejnym i łatwym. Ale gdzie tam rozsądek! Przecież to Violet Lavoisier, ona doskonale wie, co robić i tak dalej. Szkoda, że nie tym razem. A zatem - no właśnie - co to było? Złożyła na jego ustach niepewny pocałunek.
Ciekawe, jakby to było zamknąć się w celibacie, żeby być tylko z nią. Dla jednej Violet używać całego siebie i jednocześnie nie zastanawiać się czy ta nowa Gryffonka ma wolny wieczór. Ciekawe, jakby to było odmawiać sobie połowy imprez, albo zwiększyć je o te, na których Violet musi się pokazać z chłopakiem... Albo zwyczajnie by tego chciała. Ciekawe, jakby to było słuchać podnieconych szeptów na korytarzu, zazdrosnych spojrzeń... Które komentowałyby to, jak kolejny pomysł Villiers'a. Rzecz jasna bez przyszłości. A co na to powiedziałaby Cornelia? Ona... Jego siostra? Ona byłaby zadowolona? Pewnie nie. Ona pewnie zaraz by się rzuciła z mostu i zaczęła wierzgać się w wodzie, żeby zostawił to biedne dziewcze. Bo widzicie... Cornelia doskonale wie, jaki jest Casper. I jeśli już poświęciłby swojego serce (którego musiałby najpierw poszukać) dla V. to... To gdyby doszło do zdrady z jej strony... Zwyczajnie by zmieszał ją z błotem... I to by się źle skończyło. Bo nawet jego późniejsze przepraszam niewiele by zmieniło. Zwyczajna przepaść mogłaby się zamienić w bezkresną, czarną dziurę. Ot tak to jest być w gorącej wodzie kąpanym i nie ogarniać systemu umysłowego, który gości w jego głowie od wielu, wielu lat. Taki Villiers... Nic nowego. Tylko wstydliwe wiadomości... A teraz zajmował się nią całą. Po kolei całował każdą część jej ciała... Używając zębów zsunął prawe ramiączko od stanika i lewe... Zostawił na prawym ramieniu drobny, zaróżowiony znaczek... Mógł to nazywać Villiers'ową pieczęcią, albo zwyczajnie malinką. Choć to pierwsze brzmiało bardziej wyniośle i aż prosiło się oto, by tak to zostawić. Uśmiechał się do niej lekko obserwując zakłopotanie i brak odpowiedzi... Ani zaprzeczyć, ani potwierdzić. Prawda Lavoisier? Znalazłaś się między młotem, a kowadłem. On jest gówniarzem, badboy'em, czy jak to się teraz nazywa... A Ty jesteś dziewczyną potrzebującą troski i kogoś na stałe. Przeciwieństwa... Inne potrzeby... Inne charaktery... Zatem co wy tu robicie razem w sali od transmutacji?!! Nie sposób pominąć koligacji, które występują pomiędzy Villiers'em, a bliźniaczkami Saunders czy nawet tą nową Puchonką. Znaczy w Hogwarcie to ona była, ale zasmakowała magii Villiers'a dopiero teraz... Biedna. Skazana na niego. No i Violet. Co on biedny mógł w tej sytuacji zrobić? Pokręcił głową, ale szybko wyparł z siebie te myśli i powrócił do zajmowania się nią. Delikatnie pieścił, aż pokusił się o "zwolnienie blokady", która umiejscowiona była na plecach... Objął ją ścisło i czuł bijące serce Violet... Te przyspieszenie było jego dziełem... Delikatnie ucałował miejsce, z którego dochodził go ten proces i znów zaczął błądzić dłońmi po ciele, które okrywała aksamitna, delikatna skóra... Kochać i być kochanym? W jego przypadku zadanie niemożliwe. No chyba, że...
No chyba, że... co? Powiedzmy sobie wprost - związek Violet i Caspra miał niewielkie szanse na zaistnienie, przynajmniej według niej samej. Ona nie widziała go w swojej wyobraźni, to było dla niej niemożliwe, nierealne. On by nie potrafił, ona potrzebuje kogoś, kto byłby pewien swoich uczuć wobec niej. Kto zaopiekowałby się nią, kto nie traktowałby jej jak zabawki. Tymczasem wolała oddawać się krótkiej chwili przyjemności, zaserwowanej w dodatku przez człowieka, z którym nigdy nic nie wiadomo. Nie żeby miała coś przeciwko temu, ale kiedy zaczynała mieć wątpliwości co do tego, czy jej taki układ odpowiada, to oznaczało tylko jedno - zaczyna się źle dziać. Źle dla niej, oczywiście. Z dnia na dzień będzie pojawiał się coraz większy mętlik, chociaż już nie raz Villiers doprowadził ją do szewskiej pasji. Te wszystkie aluzje, gesty... tak bardzo ją irytowały. A potem kończyło się na tym, że wylądowała gdzieś z nim sam na sam i... cóż, różnie to bywało. Lavoisier i zdrady? Prawdopodobne czy nie? Cóż, bardziej pewnym jest, że to Casper pierwszy zdradziłby ją, przynajmniej takiego zdania była ona. Wolała nie ryzykować, różne rzeczy o nim słyszała, poza tym z ostatnich wpisów Obserwatora wywnioskowała, że nie jest jedyna. Może zwyczajnie coś jej się plącze w głowie, może nieświadomie sobie wmawia, może wcale nie dałaby szansy Villiersowi, gdyby o nią poprosił. Nawet nie miała pojęcia, o jakiej szansie teraz pomyślała. Coś przychodziło jej do głowy, a ona nie wiedziała, o co jej właściwie chodzi. Taki mały mętlik, nieogarnięte myśli, jak niedopasowane elementy układanki. Teraz zaś tkwiła w sali od transmutacji razem z nim. Głupia. Chciałaby w tej chwili myśleć o czymś przyziemnym, typu czy Ślizgoni wygrają następny mecz albo czy to biurko nie rozwali się pod ich ciężarem. Tymczasem Villiers rozbudzał jej wyobraźnię, a ona mimowolnie uruchomiła część swojego mózgu odpowiedzialną za decyzje podejmowane pod wpływem chwili. Może zwyczajnie brakowało jej towarzystwa, ludzie o niej zapomnieli, zajęci własnymi sprawami, a on miał tyle tych swoich lasek, o czym ona oczywiście nie wiedziała, ale przecież czyta Obserwatora, więc nie była tak do końca nieświadoma tego wszystkiego. Może w to nie wierzyła. Nieważne co było motywem, sprawiło, że poddawała się temu dotykowi, sama serwując własny, unosząc kąciki ust, wpatrując się w jego oczy, co rusz obdarowując jakimś pocałunkiem... No i jeszcze ta "pieczęć Villiersa", to będzie wspaniała pamiątka i jeśli następnym razem będzie chciała ulec, to na pewno stanie się swoistym przypomnieniem tego wieczoru i przyczyni się do tego, że kolejnym razem nie będzie taka beznadziejna. Tak! Na pewno! Na pewno...
Tymczasem jego irytowało ciągłe rozgarnianie tego czy on chce z kimś być czy nie. Rano stoczył prawdziwą bitwę umysłową w dormitorium. Musiał wyjaśnić kumplowi, co go łączy z tymi wszystkimi... Dlaczego jest w Obserwatorze i dlaczego osobiście ma tego dość. Ciągłego stania na granicy zrobię/ nie zrobię. To mogło być zbyt trudne, jak dla siedemnastolatka. No nic. Nie pozostawało mu nic innego, jak wyżyć się na ludziach inaczej. Chyba rozumiecie w jak trudnej sytuacji znalazł się Villiers? Chyba zaplątał się pomiędzy własnymi pionkami i spowodował lawinę nieszczęść i złamanych serc. Tak bardzo mu przykro. No naprawdę. Szkoda, że aż wcale nie było tego po nim widać. Wciąż te same roześmiane oczy planujące coś niedobrego... I ten chód, który mówi, że dziś skończy z inną w ramionach. To prosta matematyka... On dodaje siebie do kogokolwiek z tej szkoły, a otrzymuje to czego potrzebuje. To kim była dla niego Violet pozostawało chyba tajemnicą dla wszystkich uczniów Hogwartu. Co tu się rozpisywać... Wiadomo jaki był Kacper. Nawet jeśli obiecałby jej coś, nie umiałby tego po prostu utrzymać, bo zauważmy. Tutaj SMS z kimś łaziła, a ewidentnie nie lubił oddawać ludzi dla innych, jeśli nie wyraża na to wcześniej zgody. Potem pojawiła się właśnie Violet, która kręciła jego dziwnymi zmysłami. Może to też była taka opcja, że było jej mało, a jednocześnie dużo? Że jego umysł nie przesycił się tym, co zobaczył? Nie wiadomo. Ale przecież poza tym pojawiała się jeszcze MMS, tylko ta chciała go chyba wykorzystać. A tamta Puchonka? Kimkolwiek była, było bardzo przyjemnie, ale chyba nie oczekiwała niczego. Pośle jej bombonierkę za udane popołudnie... Albo pofatyguje się sam. Ale wtedy... Wtedy znów się zaplącze, a więc żeby coś obiecać musiałby... No wiecie. Iść w zaparte i posprzątać cały ten syf. Pozbyć się ludzi i wiecie... No wiecie! Na pewno wiecie! Musiałby zerwać kontakty z tymi kobietami i po prostu zmienić coś w swoim życiu. A wtedy to nie byłby ten sam Villiers. Umarłaby jakaś jego część pytanie tylko czy to byłaby dobra opcja... Dla kogokolwiek. Uśmiechnął się do niej czując, że myśli, które ich splątały teraz przeszkadzały w kontynuowaniu aktu, w którym zamierzał się zatracić... Może to była kolejna opcja? Może przy niej chciał się zastanawiać i się zatracać, może nie ogarniał tego co się dzieje, ale na pewno nie chciał tego stracić... Także wodził po jej ciele dłońmi wszędzie składając drobne pocałunki. To czy ktoś tu teraz wejdzie czy nie... To trudno stwierdzić czy w ogóle chciał tego... On po prostu by wstał i wywalił kogoś na zbity pysk, a potem wyczyścił mu pamięć. Miał dość dziwnych plotek. A one się piętrzyły, jak na złość. Dobrze, że chociaż Cornelia się nie wypinała nigdzie. Ucałował ją jeszcze raz powoli i mocno przytulił, jakby chciał jej coś powiedzieć... Takie nieme: "kocham cię"? A to nie wiadomo. To trzeba dzwonić po psychiatrę.
Chciała odpowiedzi na niezadane pytania. Dlatego spojrzała w oczy Caspra, w te brązowe oczy, do których pewnie niejedna ma słabość. Tak przenikliwie nie patrzyła na nikogo już od dawna, przynajmniej jej zdawało się, że przenikliwie. Ona tylko chciała wiedzieć, na czym stoi! Czy to tak wiele? - To wszystko jest takie dziwne... - nie wiedziała nawet, czy powiedziała to na głos. Nie miała pewności, że przerwała tą ciszę, która zresztą była bardzo wymowna, a została nagle przecięta jakimiś jej słowami, które można zdefiniować na sto różnych sposobów, nie wiedizała. Cholerne "nie", występuje w co drugim zdaniu. Nie wiem, nie potrafię, nie jestem... Ta niewiedza piętrzy się z każdą chwilą, z każdym dniem, jednak przecież ona nie znosi niewiedzy. Nie cierpi jej najbardziej na świecie, ona zawsze musi mieć odpowiedź na każde pytanie, nawet na takie, które sama sobie zada. Chyba zapomniała już, czym jest samokontrola, skoro tak łatwo umiała pożegnać rozsądek na dziś dzień i oddać się tej chwili, kolejnemu ulotnemu momentowi. Villiers w ogóle kiedyś się ustatkuje? Kiedy skończy studia (jeśli na nie pójdzie) i będzie musiał sam myśleć o życiu, ciekawe co wtedy zrobi. Co zrobi ona, z kim będzie, bo taki układ jaki był w tej chwili, odpowiadał jej, zdecydowanie, ale jednocześnie nieco męczył. Czuła się niedoceniona, mimo wszelkich starań, nieustannie miewała wątpliwości, co raz to inne, co raz to nowe... Cholera. Może miała zbyt wiele czasu dla siebie, może też powinna być zabiegana, jak wszyscy wokół. Wtedy nie miałaby czasu na myślenie, bo kiedy myśli się za dużo, wtedy wszystko przeżywa się ze zdwojoną siłą. A najgorsze jest, kiedy mamy do czynienia z niewiedzą, ona przytłacza nas coraz bardziej, aż pewnego dnia wybuchamy, zmieniamy nagle wszystko wokół, bo tak przecież być nie może. Zamrugała oczami. Że też wzięło ją na takie filozofie! Wydało jej się to śmieszne - ona, wielka myślicielka, bla bla, pierdoły. Jakoś nigdy się nie przejmowała takimi sprawami, aż tu nagle zaczęła o nich myśleć? Skończ już Violet, skończ, bo nie wyjdziesz na dobre. W ogóle czasami miała dość samej siebie, nie mogła się zdecydować, nie mogła być po jednej stronie barykady, tylko wciąż przemieszczać się między nimi dwoma. Ziewać jej się chce na samą myśl o tym, gdyby była innym człowiekiem i miała ze sobą do czynienia, pewnie zabiłaby się wzrokiem. Przylgnęła do niego, jakby zaraz miał się skończyć świat. Całowała, jakby to był ostatni pocałunek w ich życiu i patrzyła, jakby więcej spojrzeć nie mogła. Chyba chciała coś sobie udowodnić. Chyba czas pójść na całość.