Nie mów mi że ja się nie znam pf. Znam się, tylko inaczej. Patrzę przez swoje cztery oka na świat jak prawie każdy człowiek i w ogóle takie tam. Różnica minimalna. No a poza tym ja go doskonale rozumiem. Myślisz, że nie lubie plotkować jak on? No bo w sumie to nie lubie... Ale na pewno nie pogardzę zalewać ludzi falami hejtu jak to on zazwyczaj miał w zwyczaju. W ogóle wiesz co ja ostatnio znalazłam?! Ha ha haaaa, teraz ci nie powiem, ale może jutro jak będziesz grzeczny. - Ależ kochanie, wcale się nad tobą nie znęcam. - Stwierdziła oczywiście fakt, jakże inaczej. Ona była dla niego bardzo dobra i takie tam, wiesz jak jest. - Już chcesz wychodzić? Dopiero przyszliśmy. - Uniosła brwi patrząc na niego w udawanym zaskoczeniu i w ogóle. Dopiero co przed chwilką się przywitali, a ten już chciałby się ruchać. No dobra, w ramach prezentu Szarlotka dostała od niego kieliszek, uroczo. Ale to nie oznacza że od razu rzuci mu się w ramiona i będą pod stołem się pieprzyć czy w ogóle gdziekolwiek na tej sali. Pokiwała główką, całkowicie się z nim oczywiście zgadzając. To, że pasowali do siebie jak mało kto było wiadomo od ich przybycia do szkoły. Takie dwa kundelki w ogóle słitaśne. Jak ten no... Jak sie kurcze ta bajka nazywała o tych psach? OJ WIESZ O CO MI CHODZI - Vanbergowi kurwa. Naleigh, a komu. - Zirytowana łaskawie oświadczyła mu z kim tam za jego plecami się porozumiewa, oczywiście uważała, że za gwałtownie zareagował i w ogóle wydarł się jej do ucha. Ale jako że było to z czystej zazdrości, która tak na marginesie strasznie się jej podobała, dostał od niej jeszcze jednego całuska. No jak ona się dla niego stara to ja nie wierze. Też to doceń kurwa
Clara znów napiła się ponczu i taktownie odwróciła wzrok w bok, udając, że faktura obrusu nagle zaczęła ją szalenie interesować. Sama wprost nienawidziła gdy ktoś się jej przyglądał, kiedy na jej twarzy wykwitał rumieniec, czuła się wtedy wyjątkowo skrępowana. Wolała oszczędzić Kevin'owi tej krępacji, przynajmniej do jakiegoś stopnia. - Eee, chłopaka? - zapytała nieco nieprzytomnie, powracając wzrokiem do Fleetwood'a. - Tak, tak mam chłopaka! - energicznie pokiwała głową, a na jej twarz wpłynął mimowolny, szeroki uśmiech, z resztą jak zawsze kiedy ktoś napomknął coś o Danielu. Szczerze mówiąc nie specjalnie zdziwiła się zadanym pytaniem, plotki i towarzyskie niuanse w Hogwarcie roznoszą się z prędkością równej tej światła. - A Ty? Masz kogoś na oku? - palnęła, nie zastanawiając się nad tym, że może tym pytaniem znów Kevin'a zawstydzić.
To byłoby całkiem romantyczne. Mogliby o tym potem opowiadać swoim dzieciom i wnukom i... dobra, chyba się zagalopowaliśmy. Ale wizja sama w sobie była naprawdę całkiem interesująca! Parsknął śmiechem na porównanie tyłka do jabłka. W sumie trochę przypominał takie jego dwie połówki, które u innych były bardziej płaskie, u innych bardziej jędrne... och nie, lepiej ten temat również porzućmy, bo jeszcze Ioannis zacznie macać tyłek Mii w celach doświadczalnych, czyli pośladki Ursulis i jabłko - różnice i podobieństwa. Wybornie. Podejrzewam, że im obydwojgu nie będzie dziś dane dojść do swoich dormitoriów i na pewno nie o własnych siłach. Ale cóż, tak się umówili, taką podjęli decyzję, więc czas się bawić! Kochaj i szalej i nie pytaj co dalej, uhm. Stuknęli swoimi kieliszkami i zaczęli pić zgodnie z tradycją toastu, kiedy to Mia postanowiła ich bezczelnie opluć! Na pewno zrobiłby zaraz groźną minę i na nią chamsko nakrzyczał, ale kiedy zaczęła działać na jego wyobraźnię swoim palcem (huhu), a potem zaczęła scałowywać z niego alkohol. Bardzo mu się to podobało, naprawdę! Na chwilę zmrużył oczy, a potem odłożył kieliszki na bok i przekręcił się odrobinę w stronę Mii. Ręką sięgnął do jej włosów, by je jej odgarnąć, muskając przy okazji ramię dziewczyny i zostawiając rękę na jej plecach. A następnie szybko przystąpił do ciekawszej rzeczy, mianowicie pocałował ją delikatnie w usta, o.
Kevin ucieszył się, że jednak temat chłopaka Clary nie okazał się być zbyt drażliwym tematem, by o nim nie rozmawiać. Mimo wszystko nie przewidział jednak, że wywołał tym pytaniem reakcję. I padło pytanie, którego on nie lubił. - Może i bym miał, ale która by mnie tam chciała. Mnie żadna nie chce! - roześmiał się. Ale zaraz potem zamilkł i wypił resztkę ponczu. Czuł się znowu skrępowany i czuł, że mimo wszystko nie tak to powinno wyglądać. Ale też w dużej mierze sam do tego doprowadził i musiał się z tym zmierzyć. - Przynieść ci coś jeszcze? - zapytał, zmieniając znowu temat.
Mało tego, że dzieciom i wnukom, robiliby z nimi wywiady do "Proroka" i do "Czarownicy", opowiadając ludziom ich piękną historię o tym, jak przeżyli tragedię, ale dzięki wzajemnemu wsparciu i uczuciu ułożyli sobie życie i są szczęśliwi, a to wszystko dowodzi, że naprawdę ten wątek powinien zostać zakończony. Porzućmy, aczkolwiek Mia chyba nie miałaby nic przeciwko, zwłaszcza w obecnym stanie! W końcu była Krukonką, bądź co bądź, i dla nauki była w stanie poświęcić się całkowicie, a dla nauki z Jankiem to już w ogóle. Sama była zresztą ciekawa, jaki rodzaj jabłka reprezentuje jej tyłek, czy jest to papierówka - raczej nie, antonówka, a może - najbardziej prawdopodobna - malinówka? I czy było to jabłko dojrzałe, mniej dojrzałe, a może całkiem surowe? Sama zresztą mogłaby też przebadać pod tym kątem Gavrilidisa, nie miałaby nic przeciwko temu! Edukacja ponad wszystkim! Było jej bardzo szkoda, że przerwał jej tę jakże fajną operację(tyle alkoholu się zmarnuje!), aczkolwiek nie była szczególnie zła, w końcu zainicjował coś równie ciekawego! Patrzyła na niego spod rzęs, kiedy odstawiał kieliszki, a kiedy już się całowali, jej rączki powędrowały w stronę jego szyi, w ramach większej wygody sadowiąc mu się na kolanach. Znowu zachichotała do swoich myśli, i nawet odsunęła się po chwili, żeby się nimi podzielić. - Trzeba się będzie potem stąd usunąć, bo jeszcze jutro będzie można przeczytać ciekawe wpisy na wizbooku.
Szkoda, że nie znają swoich myśli. Mogliby razem wzajemnie pobadać swoje tyłki, oczywiście w ramach doświadczeń naukowych a nie zbereźnych myśli, dokładnie tak. Tymczasem jednak Ioannis zapragnął nauki mugolskiej anatomii, przynajmniej takie wrażenie sprawiały jego wędrujące po plecach Mii ręce. Może i rzeczywiście trochę alkoholu się zmarnowało, ale Gavrilidis był gotów zaryzykować dla tego oto posunięcia, które na daną chwilę wydawało mu się najciekawsze. Tak samo jak usta dziewczyny, jej włosy, ramiona, szyja... za dużo było w niej fascynujących rzeczy, jak je tu ogarnąć wszystkie na raz? Przez chwilę miał przed oczami bardzo niemiłą migawkę dotyczącą tej dwójki. Bo w zasadzie to kim dla siebie byli? Chyba żadne z nich tego nie zdefiniowało. Krukon mógłby się pokusić o jakże urocze określenie friends with benefits, ale kojarzyło mu się ono z czymś zbyt niefajnym. Niepasującym do tego, co czuł gdzieś głęboko w okolicach klatki piersiowej, choć nie był w zasadzie pewien, co to takiego. I czy w ogóle można to jakoś sensowniej sklasyfikować i czy w ogóle nie chciałby przypadkiem, aby cokolwiek to było, to definitywnie unicestwić. Cóż, trzeba poczekać na rozmowę, a teraz są dużo lepsze rzeczy do robienia! Uśmiechnął się szeroko na jej słowa. Wizzbook, o tak, już trzęsie gaciami. - Uuu będą nagłówki na stronie głównej "uprawiali dziki seks pod stołem na balu rocznicowym" - zaśmiał się, mówiąc to wprost do jej ucha. Zatopił nos w jej włosach gdzieś na ramieniu i na chwilę przymknął oczy. Mia + alkohol = zbyt częste chichotanie Gavrilidisa. To się musi źle skończyć! - A my wtedy powiemy, że to w celach badawczych. Odkrywaliśmy nowe właściwości jabłko-tyłków - parsknął śmiechem ponownie i pocałował ją w szyję. Totalnie chyba już nie wiedział co robi!
odpisałabym pewnie dopiero w środę wieczorem, więc decyduj czy odpisujesz i czekasz z wątkiem czy piszesz, że sobie poszli xd
Clara zrozumiała, że pytanie które przed chwilą zadała nie było wybitnie trafnym, musiała z tego jakoś wybrnąć. Żałowała, że czasem nie potrafi lepiej wyczuć sytuacji, można by wtedy było uniknąć różnych nieprzyjemności. - Ee tam Kevin, na pewno przesadzasz! Czasem wystarczy tylko zacząć myśleć pozytywnie, uwierzyć w siebie. - odparła tonem wielkiej znawczyni - Uważaj, bo przez takie podejście możesz nie zauważyć osoby, której na tobie naprawdę zależy! - Ciocia dobra rada uśmiechnęła się i wstała od stolika. - Nie, teraz ja coś przyniosę, poczekaj chwilkę. - powiedziała i zaczęła się przeciskać przez wciąż dziko baunsującą i pewnie już na wpół pijaną hogwarcką elytkę. W końcu udało jej się dotrzeć do stołu przy którym na początku balu zajadała się z Kevinem tymi smacznymi ciasteczkami. Porwała całą miskę i wróciła do gryfona z miną godną rzymskiego triumfatora.
- Eeeeee tam, gadanie - stwierdził. Uważał, że gdyby Clara miała rację, to by już się taka znalazła, co by go chciała. A nie znalazła się, więc uważał, że takiej nie było. Nie dochodziło do niego, że był jeszcze młody i miał na to czas. Że przez tyle miesięcy w roku przebywał w takim hermetycznym środowisku. Po prostu on wiedział swoje i tyle! - Ale Clara... - zdążył powiedzieć. Jednak nie zdołał zatrzymać dziewczyny, która pobiegła za czymś. Ale ucieszył się, gdy przyniosła te pyszne ciasteczka. Wtedy wpadł na pewien pomysł. - Chodź! - zakomenderował. I zabrał dziewczynę, by poszła z nim, wyszła z Sali gdzieś indziej, w ciekawsze miejsce.
[możesz znaleźć jakieś ciekawe miejsce i pisać, jak nie, to zw]
W głowie Mii też na chwilę pojawiło się pytanie, kim dla siebiebyli i kim dla siebie będą, bo do tego, co było, nie było już drogi powrotniej. A spośród dróg prowadzących naprzód chyba najprostrza była właśnie ta z drogowskazem opatrzonym wymienionym już, wdzięcznym określeniem. I mimo tego, że ten szlak był prosty, Mia wcale nie miała ochoty wyruszać tą trasą. Ale te myśli o ich relacji zostały przytłumione alkoholem, który już zupełnie uderzył jej do głowy. - Nie mogę na to pozwolić, nasze niezmącone reputacje muszą pozostać niezmącone! - powiedziała wzniośle, gubiąc po drodze jakieś pojedyncze sylaby, gdy jej język nie nadążał już do końca. Pocałowała Janka, nie trafiając do końca w usta. - Chodź, znajdziemy sobie jakieś wygodniejsze miejsce - dodała, chichocąc, a potem wylazła spod stołu, ciągnąc za sobą Ioanniego. Szkoda jej trochę było opuszczać ich cudowną kryjówkę, ale w perspektywie wieczoru badań naukowych była gotowa się z nią rozstać! Chwytając Gavrilidisa pod ramię i opierając się na nim dość mocno, ruszyła chwiejnie w stronę wyjścia. Przypomniała jej się nie do końca opróżniona butelka, która została pod stołem. A, co tam. Ogarną coś po drodze. /zt x2
Nastka zeszła do Wielkiej Sali na kolację. Wolno stąpając po schodach, gdyż nos jak zwykle miała utkwiony w książce. Tym razem czytała o przygodach pirata i wyspie, na której dzieci nigdy nie dorastały. Tak, była zapatrzona w "Piotrusia Pana". Ktoś może powiedziec, że była to książka iście dla dzieci, jednak ona zawsze będzie twierdziła, że nie raz książki, na które mówi się że są "dla dzieci" mają więcej wartości niż te przez ogół uznane za "dla dorosłych". Wchodząc do Wielkiej Sali jak zwykle potknęła się o próg, ale już wyćwiczona w tym manewrze nawet nie upadła. Po prostu wykonała lekki skok, bo nie mam pojęcia jak to opisać i maszerowała dalej, by zająć miejsce przy stole swojego domu. Teraz już na pamięć wiedziała jak iść nawet nie patrząc na drogę, ale zdarzało jej się czasem we wcześniejszych latach, że siadała przy stole nie swojego domu. Najgorzej zdecydowanie było, gdy raz zasiadała przy stole ślizgonów. Nie zostawili na biedulce suchej nitki. W końcu prawie dotarłaby do swojego stołu i zasiadała, przykładając nogi nad ławką, cały czas jednocześnie wpatrując się w książkę i nie mogąc przestać jej czytać, jednak nie było jej to dane. Bo jak można było się spodziewać i domyślić, idąc z nosem w książce nie widać drogi którą się idzie. Owszem, można znać ją na pamięć, ale pamięć ta nie uwzględnia różnych przeszkód w postaci osób, które się mijać powinno, czego jednak nie da się robić nie wiedząc z której strony Cię zaatakują. I oto, panna Wodnikov stała się ofiarą, bo też raczej nie taranem, ze swoją masą ciała, jednej właśnie z tych przeszkód. Zderzenie oczywiście spowodowało, że blondynka upuściła książkę i podjęła zatrważającą krew w żyłach walkę o utrzymanie się na nogach, co o dziwo, tym razem jej się udało.
Tym razem Morgan nie wypatrywał jednej ze swoich ulubionych koleżanek. Z zacięciem godnym podziwu próbował posegregować kilka luźnych kartek zawierających jego notatki z wykładu. Ponieważ został zmuszony by je pożyczyć uroczej koleżance z roku, która była wyjątkowo niepoukładana osobą, teraz miał problem ze znalezieniem początku. Zupełnie nie spodziewał się tego, że coś zaraz na niego wpadnie, lecz stosunkowo niezbyt mocne uderzenie w plecy nie wywołało jakiejś wielkiej fali zdziwienia. W Hogwarcie można się było do tego przyzwyczaić. Słysząc jednak dźwięk upadającego tomiszcza i szamotaninę wskazującą na to, że ktoś jednak nie ma zamiaru od tak wędrować dalej, machinalnie odwrócił się by mocnym chwatem uchronić biedaka przed upadkiem. Jakże wielki uśmiech na jego twarzy wywołała sprawczyni całego zdarzenia. zreflektowawszy się, że jednak dziewczyna zaraz sama stanęła w mniej więcej bezpiecznej pozycji, a on chcąc pomóc mógł chwycić ją nieco zbyt mocno za ramię, poluźnił uchwyt i już ze swoją typową delikatnością przejechał po jej barku, płynnie unosząc dłoń ku słodkiej twarzyczce i z dziecięcą radością pacnął ją w nosek. Zajęło to dosłownie chwilkę i już zaraz (znając typowe reakcje dziewczyny) zabrał łapska. -Co tak czytasz śliczna panienko, że wpadasz na niczego niespodziewających się ludzi? Następnym razem celuj w me ramiona. Puścił do niej oczko i schylił się by podać jej książkę. Zerknąwszy na tytuł pokiwał delikatnie głową. -Nie miałam okazji jeszcze tego przeczytać, ale widziałem kilka bardzo miłych filmów. Bardzo dokładnie zlustrował jej sylwetkę i z uprzejmym uśmiechem zatrzymał się wzrokiem na wysokości jej oczu. Już tak dawno jej nie widział, a ostatnio było mu tak bardzo samotnie! Zwłaszcza, że kilka dni z rzędu zmuszony był poświęcić zgłębianiu tajników uzdrowicielstwa, które owszem były interesujące i nie zamieniłby ich na żadną dziewczynę, niemniej cechowały się niezwykłą czasochłonnością. -Będziesz mi musiała ją kiedyś pożyczyć.
No tak, oczywiście szczęście, czy tam szczęśliwy traf chyba już dawno, dawno temu zapomniało o tym, że po tym padole ludzkich żywotów chodzi jeszcze ktoś taki jak tutaj opisywana nam panienka Wodnicov. I nie, nie mogła wpaść po prostu na jakiegoś dzieciaka z pierwszej czy drugiej klasy, nieważne jakiej płci. Te roczniki nie wywoływałyby w niej żadnej reakcji. No, może pominąwszy westchnięcie, utrzymanie się na nogach, sięgnięcie po książkę i kontynuowanie swoje wędrówki. Nie mogła też wpaść na znajomą koleżankę. To by było zbyt wielkie szczęście, a jeśli chodzi o nią, niemal wręcz wygrana życiowa. Ona jednak, że swoim zgubionym gdzieś fartem musiała trafić akurat prosto w plecy faceta. O tak! Oczywiście, że tak, właściwie tego powinna się od razu spodziewać. I to nie byle jakiego faceta, bo Morgana. Niby mogłoby się wydawać iż powinna się cieszyć, że to jednak ktoś, kogo zna. Otóż nie i definitywnie nie w przypadku Nastasji. Chyba cały Hogwart wiedział, jak wygląda jej reakcja na zwykłe "cześć" wypowiedziane w jej stronę. A Rackharrow zdecydowanie do samego "cześć" się nie ograniczał. Gdy już stanęła, a serce zaczęło się powoli uspokajać(wszak uniknęła upadku), uświadomiła sobie, że to nie koniec jej dzisiejszej potyczki że światem. Albowiem od samego dotyku chłopaka jej serce znów przyśpieszyła, krew zaczęła płynąć w żyłach szybciej i już czuła, jak ciepło rozlewa się na jej twarzy. Usta zaś zamykają się i otwierają bąkając to "aaa", to "ooo" i zapowietrzając się co chwilę. Odwróciła wzrok, widząc spojrzenie chłopaka wlepione prosto w jej oczy. No bo przecież jak długo można się komuś w oczy patrzeć. Przygryzła lekko wargę i warknęła do siebie w myślach. -Wodnicov, ogarnij się w końcu! Zaraz osiemnaście Ci stuknie, a ty normalnie z kolegą nie umiesz porozmawiać - już się wydawało, że zaraz będzie dobrze, że już, dosłownie chwilka i uda jej się wykrzstusić zdanie(może nie zdanie, bardziej słowo, góra dwa). Gdy usta chłopaka znów się otworzyły. Spojrzała na niego, i z każdym jego słowem czuła, jak jej twarz znów przybiera różne odcienie czerwieni, a usta pozostają lekko uchylone ze zdziwienia, razem do kompletu z szeroko rozwartymi błękitnymi oczyskami. Ogarnij się Wodnicov! No dalej, to tylko dialog - zganiła samą siebie, zamykając usta i odwracając wzrok, wzięła głęboki wdech i spróbowała ponownie. -Ks.. książkę-wydukała ponownie, a przez jej myśli przeszło: Jakże cudownie logiczna i przemyślna odpowiedź. Lepszej nie dało rady wymyślić idiotko!? Przecież każdy głupi wie że książkę. Westchnęła do siebie w myśli, bo na zrobienie tego normalnie, cieleśnie już nie starczyło jej odwagi. -Pewnie- bąknęła na ostatnie zdanie, nie mając pewności, czy została w ogóle usłyszana. Tak, oto cała panna Wodnicov i jej niesamowite umiejętności komunikacji międzyludzkiej.
Zachichotał cicho pod nosem... dokładnie takiej reakcji się spodziewał i mimo, że w żadnym wypadku nie chciał być przyczyną jej skrępowania czy powodem dla którego ciężej jej się żyło, nie potrafił sobie odmówić tej przyjemności z przyglądania się jej uroczym rumieńcom. dobrze był w jakiś sposób okrutny, ale Puchonka należała do jednego z typów kobiet, któremu Morgan oprzeć się nie umiał (nie żeby takich dziewcząt którym umiał odmówić było jakoś specjalnie wiele). Nie dość, że blond, nie dość że ładna, to jeszcze nieśmiała. Miała w sobie coś bardzo dziecinnego, co sprawiało, że chłopak miał ochotę przytulić ją, szepnąć coś miłego do ucha i zatrzymać dla siebie na zawsze. W dobie takiego wyzwolenia i mocnego podkreślenia braku bezbronności u kobiet, każda taka Nastka zdawała się być Gryfonowi perełką. Przemyślenia te były jak najbardziej szczere i żywił względem niej, jak najbardziej prawdziwe uczucie, jednak biorąc pod uwagę ile takich podobnych uczuć żywił do innych kobiet, mogło się ono wydawać bezwartościowe. W tej chwili nie zastanawiając się jednak nad swoim losem, myśl o tym że owy proceder jest niezwykle obrzydliwym odsunęła się na bok, dając miejsce jedynie wielkim zainteresowaniu. -Świetnie! Odparł radośnie z bardzo wyczuwalną nutą, pewności siebie. Szczerze żadnej innej odpowiedzi się po niej nie spodziewał. Miał jednak wrażenie, że jeszcze niewiele o tej dziewczynie wie i nic nie stoi na przeszkodzie by zgłębić jej osobę, na przykład wtedy gdy... -Nastasjo skoro już tak dobrze nam się rozmawia, pozwolisz że porwę cię w przyszły weekend - przeklął pod nosem swoje egzaminy, które nie pozwalały mu zrobić tego wcześniej. - Chętnie posłucham tego co myślisz o tej książce. Wpadnę jeszcze ją od ciebie pożyczyć i ustalić kiedy możesz poświęcić mi trochę czasu. Byłbym niezwykle szczęśliwy gdyby udało mi się skorzystać choć z kilku twoich minut. Mówił, a w jego głosie dało się wyczuć szczerą nadzieję i pewną dozę radości na wieść o ewentualnym spotkaniu. Nachylił się delikatnie do przodu, jak gdyby nie mógł doczekać się odpowiedzi. Ręce trzymał złożone za plecami w taki sposób by przypadkiem nie pognieść notatek. Każdy powód jest dobry by spotkać się z miłą dziewczyną, a w tym wypadku tak niezbyt zobowiązujący wydał się najbardziej odpowiedni. Grunt żeby nie być zbyt nachalnym ze swoją pogrążoną w błahej miłości do hogwardzkich kobiet wyobraźnią.
No cóż i taka reakcja była zazwyczaj normalną i najczęstszą reakcją z jaką Nastka się spotykała, normalnych ludzi bawiły reakcje jakie targały tą młodą kobietą. Nie to, że ona była jakaś nienormalna, po prostu jej charakter posiadał tą jedną dysfunkcję, która uniemożliwiała jej normalne kontaktowanie się z ludźmi, a ciało posiadało wadę, która idealne współgrała z wymienianą wcześniej dysfunkcją, tak że występowały jednocześnie, wprawiając ją w niemal grobowe milczenie i czerwieniąc policzki od łagodnego różu, po wściekłą czerwień. W sumie bardzo możliwym było iż za tym wszystkim stała jej matka, która sama wychowywała dziewczynę i troszczyła się jak o najcenniejszy skarb i momo tego, że Nastka nie została wychowana na rozpieszczoną smarkulę, to przebojowa matka, mówiąca za zbyt często spowodowała jej nieumiejętność w komunikacji z którą teraz w wieku siedemnastu lat Wodnicov musiała radzić sobie sama. Co do instynktu opiekuńczego, który wzbudzał się w Morganie, to byłabym, a nawet jestem pewna, że takie uczucie pojawia się nie tylko u niego. Mała, niewinna istotka, o wyglądzie uczciwego aniołka w dodatku tak uroczo nieśmiała, kto nie chciałby przytulić tego jakże uroczego stworzenia. Tylko, że każdy znający ją choć chwilę dużej, zacząłby się pewnie zastanawiać jaką wywoła reakcję u tego dysfunkcyjnego dziewczęcia. W to, że chłopak cieszy się na możliwość pożyczenia książki Nastka wierzyła bezgranicznie. Bowiem kochała książki i szczerą, niezmąconą wstydem, reakcję można z niej było wyciągnąć od niej tylko w tym jednym dziale. Podniosła na niego niebieskie ślepia gdy znów zaczął mówić. I znów wytrącił ją z równowagi, sprawiając, że serce załomotało głośno w klatce a na twarz powrócił rumieniec. On chciał ją gdzieś zapraszać? Ją, człowieka, którego się unikało, bo nie sposób było z nim prowadzić żadnej normalnej konwersacji? To ci dopiero. Ale zaraz zaraz. Czy przed chwilą z jego ust nie padło, że dobrze im się rozmawia. "Dobre sobie-pomyślała w duchu-nie widzisz kolego że tak właściwie, to prowadzisz monolog, hm? Tłumaczył Ci ktoś może różnice między tymi dwoma? Dialog to wtedy kiedy dwie osoby mówią Jednak perspektywa rozmowy o książce była zbyt pociągająca, by mogła odmówić, jednocześnie fakt, że jakiś chłopak pragnie się z nią spotkać był znów tak onieśmielający iż jedyne co mogła w tym momencie zrobić to kiwnąć zaróżowioną twarzą na zgodę. Czy on powiedział, że byłby niezwykel szczęśliwy mogąc ukraść jej kilka minut? Działo się coś, co nie dość że wprawiało ją w wielkie zakłopotanie, to jednocześnie sprawiało iż czuła się nad wyraz szczęśliwa. Podniosła do góry dłoń i wsunęła z ucho kosmyk włosów, który gdzieś zakręcił jej się przy twarzy i zagryzła wargę ponownie unosząc spojrzenie na Morgana. Niespodziewanie chłopak nachylił się, co wywołało w niej automatyczną chęć ucieczki. W głowie odezwał się alarm, mówiący: obiekt jest zdecydowanie za blisko. Toteż Puchonka dość niezdarnie niczym spłoszona łanie zrobiła zdezorientowana krok w tył. -Jutro wieczorem powinnam skończyć. - wychrypiała, bo w ustach zrobiło jej się dziwnie sucho. Zamiast więc ładnie i melodyjnie odpowiedzieć jak zwykły człowiek, swoje słowa wychrypiała do chłopaka, obejmując książkę ramionami na wysokości piersi.
Pokiwał głową z uznaniem. Tak właśnie tak. Był niebywale dumny z siebie, że udało mu się wyciągnąć gdzieś tę nieśmiałą istotkę. Oblizał odruchowo usta i wyprostował się nie przestając się uśmiechać. Ten delikatny ruch, który wykonała dziewczyna, to niewinne założenie kosmyka włosów za ucho, tak bardzo mu się spodobało, że próbował odtworzyć go w swojej pamięci i najlepiej zapisać go tam, tak by w każdej chwili mógł go ponownie zobaczyć. Często mu się zdarzało znaleźć u kobiet coś tak specyficznego, coś niby zwykłego, ale jednocześnie mocno przykuwającego jego uwagę, że trudno było mu się z tym rozstać. Największym pragnieniem stawało się wtedy jedynie oglądanie tego gesty, fragmentu ciała, czy słuchanie tego jak partnerka wypowiadała jednak konkretne słowo. Tak naprawdę głównie z tym kojarzył te dziewczyny, kiedy po kilku latach przyszło mu sobie o nich przypomnieć. Nie pamiętał imienia, może ogólnego przebiegu znajomości, ale zawsze, zawsze miał taki haczyk, który zapisywał tę dziewczynę w jego umyśle na kolejne tysiąc lat. Tym razem był to ten nic nieznaczący ruch, pasemko włosów i niewielkie, delikatne (jak zgadywał) uszko. Było w tym coś podniecającego i mimo, że zawsze dostrzegał w dziewczynach tę ich zewnętrzną (bądź wewnętrzną, czasem była głęboko ukryta!) erotykę, ten jego upatrzony haczyk wydawał się mieć o wiele głębsze, nieco bardziej duchowe znaczenie. Jeśli już mowa o seksualności trzeba było przyznać, że był to niezwykle ważny dla Morgana element. Jak okrutnie to nie zabrzmi, nigdy nie zdarzyło mu się "zakochać" w dziewczynie, która go nie pociągała pod tym względem. W takich wypadkach kończyło się na koleżankach i choćby chciał, coś wewnętrznego nie pozwalało mu zezwolić na inny obrót sprawy. Nastasja mimo tego swojego dziecięcego pierwiastka, miała w sobie coś z dojrzałej kobiety, chociaż to najbardziej ta niewinność oddziaływała na Morgana. Nie był aż tak złym człowiekiem, by z rozmysłem pokierować ich znajomością do takiego momentu w którym mógłby ją bezkarnie z tej niewinności odrzeć... Niemniej z pewnością coś w tym było. Można by się zastanawiać czy to jakieś echo tej pierwotnej samczej żądzy dominacji i podporządkowania sobie wszystkiego, co w jakiś sposób wykraczało poza ich naturalne posiadanie. Czy stawiał się w opozycji do tej uroczej dziewczynki? Trudno powiedzieć. Nie w głowie były mu teraz te moralne zagwozdki. Już dawno nie czuł tego, że kogoś tak mocno przy sobie potrzebuje. Przejechał ręką po włosach i zatrzymał ją na karku. Chłodna dłoń przyjemnie kontrastowała z ciepłą szyją. -W takim razie złapie cię jakoś jutro wieczorem. może będę czekał pod drzwiami Hufflepuffu, a może uda mi się ciebie znaleźć na kolacji. Mi to zupełnie obojętne. Powiesz mi wtedy czy dalej masz dla mnie trochę czasu w weekend. Już się nie mogę doczekać. Uśmiechnął się radośnie. Powoli planując się stąd zmyć, by dać dziewczynie trochę odetchnąć. Przypominała mu bowiem w tej chwili małe przerażone stworzonko, chomika, albo coś w tym stylu. Pamiętał jak zdarzyło mu się swojego czasu gonić takie puchate stworzonka i gdy w końcu udało mu się je złapać, miał dziwne wrażenie że serca zaraz wyskoczy mu z piersi. Naprawdę przestraszył się, że niechcący zrobił mu krzywdę!
Tak, udało mu się ją wyciągnąć, to było faktem. I w sumie gdyby ta wiadomość obiegła znajomych dziewczyny większość pewnie by nie uwierzyła i prędzej uznałoby że dziewczyna kłamie. A trzeba zaznaczyć, że Nastasja przy całej tej swojej niewinności była też osobą prawdomówną. W tej chwili Nastasja nadal stała lekko zdezorientowana i zaskoczona całą tą sytuacją. Czy to działo się naprawdę, czy było jakimś dziwnym snem. Nadal nie wierzyła. Ktoś, i to nie byle kto, bo Morgan, chciał się z nią spotkać. Z własnej, nieprzymuszonej woli. Chciał się spotkać i pogadać o książkach, a właściwie o tej jednej, którą teraz trzymała w dłoni, spojrzała na nię właściwie bezwiednie. Może książki potrafią zalatwić też przyjaciół? Kto wie, jaka jest w nich moc. Co do zakładania kosmyka za ucho, jak dla Nastasji nie było w niej nic nadzwyczajnego, ot, zwykłe poprawienie niesfornych włosów, które wredne i nie do ułożenia co chwilę wyskakiwały zza ucha, co cholernie irytowało Puchonkę. Co do zakochiwania, Nastka przezywała tylko pomniejsze miłostki. Obserwując swoje obiekty miłości z daleka, gdyż nieśmiałość nie pozwalała jej na jakikolwiek gest poza ukradkowymi spojrzeniami. Ona, dziewczyna która nie potrafi rozmawiać zwłaszcza z facetami, miałaby się odezwać do chłopaka, który jej się podoba. Chyba eksplodowałaby zanim by wypowiedziała do niego choć jedno słowo, choć to tylko czysto hipotetyczne założenia tego, co mogłoby się zdążyć. Tak więc, reasumując Nastka nie zdążyła przeżyć jeszcze wielkiej i gorącej miłości, bo żaden z facetów, których spotykała na swojej drodze, nie miał tyle cierpliwości, by powoli i stopniowo ją oswoić. Kto wie, może kiedyś się jakiś odważny znajdzie. Chwila rozmowy z Morganem pozwoliła jej na chwilowe przyzwyczajenie się do jego obecności. Gdy nie wykonywał gwałtownych ruchów i nie mówił rzeczy, które wprawiały naszą małą puchonkę w zakłopotanie mogła normalnie przed nim stać, a właściwe była pewna, że w tym momencie byłaby w stanie wypowiedzieć nawet całe zdanie. -Chyba lepiej na kolacji, nie ma sensu żebyś niepotrzebnie stał pod naszymi drzwiami. - odpowiedziała, o dziwo tym razem całkiem normalnym głosem i bez ani jednego zająknięcia. Brawo Wodnicov, w końcu Ci się udało! Pochwaliła się w myślach i zerknęła na chłopaka, który uśmiechał się. Tak więc, niesiona jakimś napływem dziwnej spontaniczności odwzajemniła uśmiech. Mocniej ścisnęła książkę, tak, że aż prawy knykieć lekko zbielał. I co teraz, myśl, myśl, myśl, myśl, myśl! Cholera, co ja mam teraz niby robić?-pytała sama siebie w myślach, bo w sumie to była jedna z jej najdłuższych rozmów z osobą płci przeciwnej. - Zmywaj się, Zmywaj stamtąd póki nie uważa Cię za kompletną wariatkę i nadal z Tobą rozmawia Uśmiechnęła się nieco zakłopotana do chłopaka znów wracając do niego spojrzeniem, które przed chwilą wędrowała po sklepieniu wielkiej sali. Wykonała jakiś dziwny gest wskazując za siebie. Może zrozumiał przekaz. Następnie odwróciła się i przebierając nogami najszybciej jak mogła zaczęła kroczyć ku pokojowi wspólnemu Puchonów. Zaraz jednak stanęła jak wryta. -Wodnicov idiotko, a jakbyś się tak pożegnała?-spytała samą siebie w duchu. Nie ma co się ukrywać, pożegnać jednak wypadałoby się, tak przynajmniej przystoi normalnemu człowiekowi. Odwróciła się więc na pięcie, kilka metrów od chłopaka. -To, do jutra. - powiedziała, po czym znów się odwróciła. Wzruszyła ramionami do siebie, jakby zawierając w tym ulgę i przekonanie, że jednak nie było to takie straszne. Powróciła do swojego energicznego marszu z książką na piersi, stawiając równomierne kroki. A Morgan mógł podziwiać z tyłu jej sylwetkę i miaro podskakujący kucyk usytuowany na czubku głowy.
/zt
Skończyłam słońce, bo padam na twarz a w sumie i tak rozmowa nam się kończyła i nie było co na siłę ciągnąć, ale mam nadzieje, że na dniach znów coś zagramy! ;)
Hohoho! Ten rok nie powinien być jakiś wybrakowany, a nauczyciele już postarali się, aby zorganizować coroczny Bal Bożonarodzeniowy. Przecież bez tego święta byłby paskudne, a wszyscy uczniowie by się po prostu zbuntowali. Jednak po co gdybać, gdy sala wyglądała tak pięknie? Klimat dziś był po prostu nieziemski. Białosrebrzany wystrój sprawiał wrażenie jakbyśmy znajdowali się na dworze. Z sufitu prószył lekki śnieg, który ginął w dziwnych okolicznościach zanim spadł na ziemię. Nie warto było więc martwić się o swoje wymyślne fryzury! Sama magia! Białe obrusy na długich stołach przyozdobione były srebrnymi świecznikami. Oczywiście nie mogło zabraknąć jedzenia, które wręcz wylewało się z półmisków. Plotka nawet poszła, że jeśli podejdzie się do fontanny z czekoladą, która stała w każdym rogu sali i pomyśli się o jakiejkolwiek potrawie, to ona pojawi się na Twoim miejscu przy stole! Jednak nie wiadomo czy nie powiedział tego jakiś naiwny puchon, który usłyszał tę plotkę od ślizgona. Muzyka wesoło wypełniała całą salę. Kolęda, kolęda! Stoły nie znajdowały się w takim ułożeniu jak zwykle. Wszystkie zostały ustawione pod ścianą, aby na środku pomieszczenia powstał parkiet, który został ułożony ze srebrnych płyt. Czasem zaświeciły się one na czerwono, a to na zielono lub pokazywały czyjąś roześmianą twarz, która wcinała wesoło pralinki czekoladowe. Zespół, który został zamówiony przez dyrektora Hogwartu, powoli szykował się do występu. Czas było zacząć bal!
- Nieech żyje bal. Bo to życie to bal jest nad baaleee, niech żyje baaal, drugi raz nie zaproszą mnie wcaleee, alee i tak się wpierdoleee i będzie melanż życiaaaa - z piosenką na ustach i tanecznym krokiem Gilbert przemierzał korytarz przed Wielką Salą ciągnąć za sobą bogu ducha winną Cassandre, której oświadczył dzisiejszego poranka, że będzie jego partnerką na bal. Biedacka, nie mogła się nawet specjalnie stawiać. Dlaczego zaprosił ją dopiero teraz? Przecież to Gilbert, no ludzie. Kompletnie zapomniał, że bal ma być. A czemu nie wziął Szarlotki? Bo ile można wozić się z jedną dupą, no dajcie spokój. Trzeba trochę różnorodności. A zresztą, jak sobie dziewczyna troszeczkę pozazdrości to też się jej nic złego nie stanie, nie oszukujmy się. Oj, ale co tam. Lancaster trafiła sie okazja wyśmienita, to na pewno będzie bal, którego nie zapomni do końca swych dni. Miała tak cudownego partnera, który nawet ubrał się jak współczesny Święty Mikołaj..Bond, no mogła szpanować że ma najlepszą dupę na dzielni. Szkoda tylko, że on nie mógł sie cieszyć, że jego luba ma najlepsze cycki, no nic. Pozostało się tylko rozglądać za fankami pokroju Szarlotki czy Bruk żeby wzbudzać w nich niepohamowaną zazdrość obecnością puchonki. - Jak myślisz, zaprosili w końcu Crucio jako gwiazdę? Byłoby zajebiście, wreszcie ktoś porządny, a nie te frajery pokroju zespołu Dextera - co tam, że i swojego kumpla największym fanem był. Kocham składnie tego zdania, no nic. Slone objął blondyneczkę w pasie co by to wyglądało bardziej kulturalnie, ucałował ją w policzek wprowadzając na salony. - Normalnie jestem dziś twoim prezentem. Poważnie, mam nawet bokserki w kokardki, możesz je spokojnie zdjąć jak z paczki - no to jest naprawdę kusząca propozycja, oby się tylko na niego nie rzuciła już teraz.
CHYBA CI SIĘ COŚ POKRĘCIŁO, SLONE - tak właśnie zareagowała Cassandra, gdy Gilbert nie dość, że ją obudził, to kazał wskoczyć w kieckę i zakomunikować, iż oni, jako para, stawią się na balu. Po pierwsze Lancaster nie chciała w ogóle ruszać się z łózka w wigilię, a po drugie zdecydowanie nie miała sukienki i nie nadążała, dlaczego to Gilbert nie skacze po Szarlotce, opowiadając, jaką to jest miłością jego życia. Jednak Cassandra nie miała po prostu wyboru. Był tak upierdliwy i namolny, więc swoim spojrzeniem biednego psa przekonał ją do umycia zębów, wykąpania się, a następnie ogarnięcia się na bal. Stąd też zostawiła proste, blond włosy, stwierdzając, że jak Gilbert zacznie coś wsadzać do jej loków w stylu paluszki, to załamie się jeszcze bardziej nad własnym istnieniem. Lekko makijażem podkreśliła swoją urodę i wcisnęła się w czerwoną sukienkę. Zdezorientowana wodziła wzrokiem po sali i zastanawiała się, o czym do cholery mówi Gilbert? - Kim jest Dexter? - spytała, niezbyt orientując się w ogóle w jakiś gwiazdorach. Ona słuchała muzyki dla samej muzyki, a nie dla dobrej klaty czy jakiegoś przystojniaczka (o boże beech, meżu mój wybacz co własnie napisałam :C). Naprawdę nie rozumiała, co ona tu robi z Gilbertem i dlaczego nie mogła zostać po prostu w łóżku z nową książką. Do diabła, jeszcze potykała się o własne nogi przez długą sukienkę. Aż złapała za ramię chłopaka, wbijając w nie paznokcie. Pokrzepiająco się uśmiechnęła, może nawet przepraszająco i wtedy ucałował jej polik. - NAPRAWDĘ MASZ BOKSERKI W KOKARDY? - spytała wyraźnie podekscytowana, ciągnąć go lekko za spodnie, żeby stanął bliżej i mogła zobaczyć, jakie tam ma majtki. Nawet podciągnęła mu lekko koszulkę cwaniara!
Oj Slone z pewnością by nie odpuścił. Skakałby po niej i tyle razy ściągał kołdre i podsuwał kolejne rzeczy z kufa aż w końcu by się zgodziła. Swoją drogą, to lepiej że odpuściła jeszcze na etapie marudzenia i słodkich min. W przeciwnym razie musiałaby wyjść na środek balu ubrana w jakieś sprane jeansy, kolorowe skarpetki i wielki sweterek, bo zapewne tak głupkowate rzeczy wygrzebałby jej z kufra Slone i kazał na siebie założyć twierdząc, że to idealny strój na święta i niech ona nie marudzi, że to do siebie nie pasuje, bo jemu się w tym bardzo spodoba, a to przecież ważne. No trudno, ubrała się po swojemu. Może zginie dzisiaj przez tą kiecke, ale za to dostała od ślizgona jakieś dwa miliardy komplementów jak to oan ślicznie dzisiaj wygląda i czy cycki jej przypadkiem nie urosły, a w ogóle to bardzo ładnie pachną jej włosy. Ah to gadanie prefekcika, a właściwie nawalanie słowami jak z karabinu maszynowego. Która tego nie lubi? Szczególnie jak się mówi takie miłe rzeczy. A może powinien to cofnąć? W końcu jego wybranka nie wiedziała o jakim Dexterze mowa, o matko i córko, kogo on wziął ze sobą, śpi w szafie i nic nie wie o jego ulubionej dupeczce, którą normalnie ruchałby całą noc. Patrz jakie smutne, nie mogę sobie nawet z satysfakcją Dexa podissować, bo ona i tak tego nie przeczyta. Chlip. - A taki frajer co ma lamerski zespół i myśli, że jest fajny chociaż tak naprawdę chciałby być jak ja i błaga mnie często żebym się z nim przespał albo udzielił mu rad jak się obchodzić z kobietami. Ale nie ma tak łatwo, póki nie napisze o mnie super kawałka i nie wejdzie do na listy przebojów. Chociaż z jego głosem i talentem nie ma szans - najbardziej trafny opis ziomeczka evaaa. Oh on mógłby tak o każdym po prostu godzinami. Zdecydowanie miał za długi jęzor. Chociaż, dziewczęta na to nigdy nie narzekały, if ju noł łot aj min. Hehehe, jestem okropny. O takich rzeczach w święta. - Zostaw. Zobaczysz jak zasłużysz - pacnął ją po łapkach kiedy próbowała się do niego dobrać, głupia i napalona. Ale co się dziwić, każda jest taka w obecności Gilberta. Wybaczy jej to. - No dawaj, gdzie prezent dla mnie? - dziecko zaczęło się oczywiście wiercić w miejscu i rozglądać szukaj ac superowej niespodzianki, którą na pewno dla niego przygotowała.
I jak on nie jest potworem? Zamiast grzecznie ułożyć się w łóżku, opowiadać niestworzone historie (a przecież z tego był po prostu doskonały) i poić ją herbatą z rumem, to ten wymyślił sobie pieprzony bal. Nie chciała, aby Gilbert rozbierał ją i mył (zwłaszcza że ta czynność pewnie skupiłaby się tylko na piersiach), więc już wolała ruszyć tyłek niż słyszeć co chwila "nooooo chodź". Przecież jak to Slone on nie mógł sobie odpuścić. Jeśli w szafie Lancasterówny znalazł sprane jeansy, to jestem pod wrażeniem, chyba że to były jego spodnie, a on sam poszedłby w samych bokserkach w kokardki. Cassandra oczywiście nie pogardziłaby tym widokiem, jednak wolałaby rozkoszować się tym samotnie. Tak, zdecydowanie, lepiej umierać w dobrej kiecce. I oczywiście w doskonałych butach! Ach, stanąć szpilkami na stópki Gilberta, a już zacznie żałować, że wyciągnął ją z wyrka. Tak, to jest plan na dziś! Komplementów nie traktowała w ogóle poważnie. W końcu to był Slone czyż nie? - Może go słyszałam, nie przywiązuje wagi do nazwisk - wzruszyła ramionami, zaczynając rozglądać za kimś znajomym. Oczywiście nie chciała się od niego uwolnić, bo heloł, miał bokserki w kokardki, ale należałoby się przywitać skinieniem głowy. Prychnęła pod nosem, słysząc, że ONA musi zasłużyć na prezent. Zabrała dłonie z jego paska i położyła je na swojej talii. Przepraszam bardzo, ale czy to nie dla niego w ogóle wstała z łózka, ubrała obcisłą kiecę, w której nie może oddychać, oraz wystawia się na publiczne pożarcie przez znajomych, których bardzo długo nie widziała? Obserwując mowę ciała chłopaka, pokazała mu tylko język, dodając: - Zobaczysz, jak zasłużysz - w końcu kiedy to miała dać mu zajebisty prezent, skoro miała zamiar przespać całe święta?
Oj żeby zaraz tylko na biuście. Wcale, że nie. Ale ty go naprawdę masz za jakiegoś okropnego, ja nie wiem. A tyłek?! Przecież Cassandra miała etż tyłek i to całkiem fajny, dlaczego miałby go pomijać i poświęcać mu mniejszą uwagę niż piersiom? A zresztą. Cóż w tym złego? Nie wydaje mnie się żebby Lancaster jakoś specjalnie narzekała na to. Na pewno byłaby zachwycona i błagałaby żeby ją rozbierał, a nie ubierał. Ja to doskonale wiem. Po to zgodziła się na ten bal. Bo liczy na taką akcje na zwieńczenie tych pięknych, świątecznych dni. Ale nie ma tak latwo, oj nie. Matko kochana ciągle zaczynam zdania od spójników, tak nie wolno. Nieważne! Jak mówiłem, nie ma tak łatwo. On jest wierny, jak ten pies, swojej kochanej Szarlotce. I nie będzie macanki z innymi. No dobra, macanka będzie, ale nie zamoczy, jeju. Czepiasz się szczegółów. - Zapomnij o nim najlepiej, nie możesz sobie zaprzątać ślicznej główki takimi frajerami jak on - ucałował jej włosy zachwycony takim przebiegiem sytuacji. W ogóle, jak ona mogła nie traktować jego komplementów poważnie? Przecież wiedziała, że nie była tylko jego byle fanką, której imienia nawet nie pamięta i chodzi mu tylko o zaliczenie jej. Właściwie z takimi już nie gada, ah te wady narzeczeństwa. Lancaster była ponad to i wszelkie jego słowa są szczere i cenne. A komplementy to on ma oryginalne, w końvu Szarlosie wyrywa na to, że powtarza jaka to ona jest chuda, paskudna i niech się cieszy, że go ma, bo nikt inny jej nie zechce. - Zasłużyłem, przecież istnieje. Oj no prooosze, daj, daj, daj, daj, daj - dziecko napaliło się na prezent i nie ma zmiłuj. Musi dostać, bo przecież inaczej podniesie wrzask na całą sale i wstyd będzie, że puchonka wychować nie potrafi. Dostała nawet słodkiego całusa, tym razem złożonego na jej równie słodkich wargach, ot na zachętę ma się rozumieć.
Weszła na Bal w długiej, białej sukni. I nie, nie jest to suknia ślibna. dziewczyna rozejrzała się po sali. Jeszcze prwie nikogo nie było. namierzyła Cassandreę i Gilberta gruchających sobie jak dwa gołąbki. Do tego paru młodszych uczniów, nikt szczególny. Panna Marion usidała przy jednym ze stołów i nałożyła sobie mały puchar logów śmietankowych. Zastanawiała sie, czy można będzie znaleźć tutaj coś mocnioejszego do picia, czy po takie rarytasy będzie trzeba przejść się do kuchni... Powoli skubiąc lody patrzyła na przybywających balowiczów.
Ostatnio zmieniony przez Elena Marion dnia Wto Gru 25 2012, 23:51, w całości zmieniany 1 raz
Weszłam na bal w swojej ulubionej niebieskiej sukience, rozejrzałam się zauważywszy kilka par flirtujących ze sobą. Podeszłam do stołu z napitkami ale z zasmuceniem stwierdzam że najmocniejszy trunek jaki został to piwo kremowe, ale zauważyłam na stole z jedzeniem swoją ulubioną tarte truskawkową, wziąwszy butelkę piwa i kawałek ciasta kierowałam się do miejsc siedzących, witając się przy okazji z nauczycielami po czym delektowałam się tartą truskawkową oraz wielkimi flirtami ze strony chłopców.
Bal trwał w najlepsze, gdy niespodziewanie do sali lekko tanecznym krokiem weszła wysoka jak wieża dziewczyna ubrana w różową sukienkę. Jej beżowe buty na niewielkim obcasie stukały w rytm muzyki, gdy Dominique rozglądała się po sali pełnej osób. Wszyscy byli elegancko ubrani tak jak przystało na czarodziejów, a ona... Cóż, jej sukienka z głębokim wycięciem na plecach (zbyt głębokim, jak pewnie narzekałaby jej babcia Ariadne...) mogła wydawać się nieco nieodpowiednia, ale Domi wcale nie czuło się z tym niekomfortowo. O balu przypomniała sobie zaledwie parę dni wcześniej, nie było szans by kupić sobie bardziej wystrzałową kreację. I tak wyglądam pięknie, pomyślała niezbyt skromnie, poprawiając spadające na jej ramiona pasma blond włosów. Uśmiechnęła się życzliwie do paru profesorów i znajomych, gdy niespodziewanie dostrzegła inną znajomą sylwetkę koleżanki z Hufflepufu, która siedziała i zajadała się jakimiś pysznościami przy okazji ciesząc się zainteresowaniem ze strony chłopaków. Niewiele myśląc, natychmiast ruszyła do tej dziewczyny- Elizabeth, i gdy tylko znalazła się tuż przed nią, z szerokim uśmiechem na twarzy powitała ją. - Hejka Eli! No nie, a ty już przy jedzeniu? Zapytała.
Tak rzeczywiście zapomniałam, że w ciele kobiety najważniejsze są cycki i dupa. A Gilbert jest doprawdy jest okropny! W końcu wykorzystuje Cassandrę, aby wzbudzić zazdrość Szarlotki, a co jeśli ona coś rzeczywiście czuje do chłopaka? Mogła pokładać w tym wszystkim wielkie nadzieje! Zwłaszcza po tych górach czy huk wie czym, w każdym razie to było bardzo nieładne z jego strony. W końcu co jak co, była fanką, ale po takich akcjach mogłaby przestać za nim latać, ponownie się upić i znów wylądować w szpitalu. Dziś jednak wolała unikać alkoholu, zwłaszcza że nie była pewna, czy wytrzyma z nim na tyle długo, żeby samodzielnie po pijaku trafić do własnego łóżka. I w nim albo obok niego Gilbert nie mógłby ją (znowu) rozbierać, bo again powinien się zająć zupełnie inną kobietą! A Cassandrze dać słodko spać pod wpływem eliksiru. Zgodziła się? Chwileczkę, chyba się totalnie nie rozumiemy. Jestem pewna, że Slone jest zagroził albo zmusił do wstania i ubrania się, a nie że dobrowolnie i z miłą chęcią rzuciła się na pożarcie osób, które celowo ignorowała! Nonono rozpalić i zostawić, cóż za przeurocza filozofia. - Pokażesz mi go jak się pojawi - zakomunikowała niezbyt pytając o przyzwolenie. Chyba nie będzie robił jej łaski, że pokażę, kim jest ten Dexter? A co jeśli okazałby się super przystojniakiem? (Albo osobą za którą całe forum tęskni do cholery i mógłby się pojawić z ognistą whisky oraz przyjacielem felixem). A czy Gilbert zachowywał się w ogóle poważnie? Cudownie mogła się z nim śmiać, ale nigdy komplementów nie potraktuje na serio. W końcu sama w siebie nie wierzyła, a co dopiero osoba, która kolekcjonuje dupeczki, fanki czy jak to tam nazywasz. - Dostaniesz jak zasłużysz - dodała poważnie, klepiąc go po głowie. Skoro mógł zabrać jej łapki to przecież on sobie też poczeka, aż Cassandra wymyśli, co też mogłaby tam mu dać. Gilbert może nawet paść na podłogę i tupać nóżkami! Zabrała z lewitującej tacy dwa kieliszki, podając jeden chłopakowi. Gdy tylko się zorientowała, że próbuje ją (bardzo skutecznie prawie) przekonać pocałunkiem, przygryzła jego wargę. - Powiedziałam, jak zasłużysz, skoro ja nie mogę zobaczyć Twoich bokserek.
Elizabeth przywitała się z przyjaciółka oraz pochwaliła jej sukienkę po czym po krótkiej rozmowie z pewnym uczniem rzuciła się w wir muzyki. Po kilku tańcach zauważyła że jej przyjaciółka tak jak i Ona bawiła się doskonale. Ludzi było coraz więcej niektórzy wchodzili na parkiet inni jedli i pili z przyjaciółmi ( ktoś przeszmuglował ognistą whisky). Aż strach pomyśleć jak będzie wyglądać wielka sala jak pozostali uczniowie przyjdą na bal, ale tym już nikt się nie przejmował wszyscy się bawili na swój własny sposób.