Nie mów mi że ja się nie znam pf. Znam się, tylko inaczej. Patrzę przez swoje cztery oka na świat jak prawie każdy człowiek i w ogóle takie tam. Różnica minimalna. No a poza tym ja go doskonale rozumiem. Myślisz, że nie lubie plotkować jak on? No bo w sumie to nie lubie... Ale na pewno nie pogardzę zalewać ludzi falami hejtu jak to on zazwyczaj miał w zwyczaju. W ogóle wiesz co ja ostatnio znalazłam?! Ha ha haaaa, teraz ci nie powiem, ale może jutro jak będziesz grzeczny. - Ależ kochanie, wcale się nad tobą nie znęcam. - Stwierdziła oczywiście fakt, jakże inaczej. Ona była dla niego bardzo dobra i takie tam, wiesz jak jest. - Już chcesz wychodzić? Dopiero przyszliśmy. - Uniosła brwi patrząc na niego w udawanym zaskoczeniu i w ogóle. Dopiero co przed chwilką się przywitali, a ten już chciałby się ruchać. No dobra, w ramach prezentu Szarlotka dostała od niego kieliszek, uroczo. Ale to nie oznacza że od razu rzuci mu się w ramiona i będą pod stołem się pieprzyć czy w ogóle gdziekolwiek na tej sali. Pokiwała główką, całkowicie się z nim oczywiście zgadzając. To, że pasowali do siebie jak mało kto było wiadomo od ich przybycia do szkoły. Takie dwa kundelki w ogóle słitaśne. Jak ten no... Jak sie kurcze ta bajka nazywała o tych psach? OJ WIESZ O CO MI CHODZI - Vanbergowi kurwa. Naleigh, a komu. - Zirytowana łaskawie oświadczyła mu z kim tam za jego plecami się porozumiewa, oczywiście uważała, że za gwałtownie zareagował i w ogóle wydarł się jej do ucha. Ale jako że było to z czystej zazdrości, która tak na marginesie strasznie się jej podobała, dostał od niej jeszcze jednego całuska. No jak ona się dla niego stara to ja nie wierze. Też to doceń kurwa
Przymknęła ciężkie powieki i ze znudzeniem dryfowała wśród chorych myśli i niewygodnych wspomnień, jednocześnie rozkoszując się szmerem ludzkich rozmów, które z wielką radością podsłuchiwała i układała w głowie od nowa, na swój nielogiczny sposób. Ocknęła się w chwili, gdy jakiś głos postanowił wyciągnąć ją z mgły wprost do zimnej, jedynie wizualnie, sali. Otwarła oczy i automatycznie na jej ustach zagościł szeroki uśmiech, bo ujrzała nie kogo innego jak Saturna. Przekrzywiła delikatnie głowę, przyglądając mu się dłużej niż wypadałoby, ale Królowej Nefre zasady już nie obowiązywały. - O tak, te grzywy są idealnym dowodem na to, że Hampson zarządza psychiatrykiem. Ale przynajmniej nie czuję różnicy pomiędzy pobytem w szpitalu, a tutaj - znacząco wskazała na rękę pokrytą bliznami i z przyzwyczajenia strzyknęła palcami, którymi zrobiła sobie już nie jeden zastrzyk. Skinieniem głowy wskazała miejsce obok siebie i podała mu szampana. - Urosły ci włosy - złapała część kosmyków ukrytych pod grzywą i zaczęła się nimi bawić. - Poza tym masz dokładnie minutę na wyjaśnienie mi gdzie się ukrywałeś, bo wyszło ci to całkiem nieźle.
Morgane Charpentier
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Krukona miała ochotę wszystkim przeczesać myśli od podstaw, po czym zacząć się śmiać z połowy towarzystwa. Zazwyczaj nie osądzała ludzi od razu tak, ale zważając na to co się stało, to jak można tego nie zrobić? Przyjrzała się swojemu losowi, nazwijmy chłopaka tak. Patrzyła ciągle pytająco. Miała w głowie pytania Kto to jest? Jaki jest? Co tutaj się do cholery dzieje?. Zerknęła spode łba na Mię. - Och wybacz.. Nie mam najmniejszej ochoty zniżać się do Twojego poziomu. Weź sobie pójdź już lepiej. - Skomentowała cicho po francusku. Aż nagle coś do niej trafiło. Chłopak wyglądał tak na.. Znała włoski, nawet dobrze.. Uczyła się kiedyś go dla ochoty, znała tak na prawdę wiele języków. Najlepiej jednak angielski, który czasem łamała, przez swój narodowy język. - Włoch? To Twoja.. Była? Coś zrobić żeby sobie poszła? - Skierowała pytanie do Fabiana po włosku. Miała ogromną nadzieję, że nikt z towarzystwa, jakie się zebrało. Ów języka nie zna. Zerknęła na jakąś Ślizgonkę, oraz tego tu, no jakiegoś obok tej całej Mii. Sama nie wiedziała skąd zna jej imię. Wkurzył ją tekst tego Krukona, o jej "losie". Ktokolwiek to był, jaki był. Dobrze mu się patrzyło z twarzy, więc wolała skomentować cały ten wyczyn. - Przynajmniej on nie jest dupkiem jak Ty. - Syknęła - Toście się dobrali we dwójkę. Ty i ta cała Twoja.. Mia. - Skierowała spojrzenie właśnie na nią. Jakby chciała zlustrować jej dusze, każdy zakamarek myśli. Ojej, Morgane nagle stała się atakującą. Nienawidziła takich sytuacji, jak już raz ktoś jej nie podpasuje, wyznaje zasadę różdżka, za różdżkę. Panie i panowie, panna Charpentier jest zdenerwowana! Nagle tak teraz, spojrzała na wszystkich, jakie mieli "dodatki" na sobie.. Spojrzała na Ślizgonkę, ta spódniczka.. Ją troszkę rozbawiła. Przypomniała sobie po co tutaj była, żeby się bawić. A teraz podchodzi do niej jakaś tam Mia, a potem.. Wszystko psuje! Nie tak miał wyglądać ten dzień. Oj nie.. Wyjęła z torebki paczkę papierosów. Ni stąd ni zowąd, zaczęła palić. Pomyślała tak sobie, że ktoś tutaj być może nie lubi palaczy, więc sobie pójdzie. Wreszcie chciała czegoś od życia.. Normalnego, mało skomplikowanego. A tutaj.. Taka sytuacja. Nienawidziła swojego szczęścia, oj nie..
Serio? Nauczyciel teraz zaciągnął ją na parkiet i zaczął z nią tańczyć?... Jak to mówią - raz się żyje, wszystkiego trzeba spróbować i nie uciekać przed wyzwaniami! Nawet, jeżeli byłoby to strasznie upokarzające. Ale to już będzie chyba bez różnicy, prawda? Ważne jest to, żeby czegoś spróbować. Przekonać się, jak to wygląda, co z tym jest i tak dalej. Tak właściwie... Od kiedy taniec jest upokarzający? Każdy tańczy jak potrafi i nie należy się z tego śmiać. Dalej nie słuchacie? Sami popatrzcie an siebie. Tak, oczywiście, po wszystkich kursach, zajęciach i zabawach jesteście mistrzami tańca, wszystkie kroki znacie na pamięć. A przypomnijcie sobie, jak to było przed wszystkimi zajęciami? Tańczyliście tak, jakbyście chcieli pójść do toalety. Nie zgadzacie się? Dobrze, to jakby ktoś zrzuciłby wam pięćdziesiąt kilogramów na nogi. Dalej się sprzeciwiacie?... To po prostu tańczyliście jak Andrzej ze swoim kółkiem matematyczno-informatyczno-chemiczno-polsko-angielsko-biol-niemiecko-czesko-technicznym! I żadnych sprzeciwów, bo oni nie umieją tańczyć. I wy dawniej też nie. Jak i Harriet, która od kilku lat uczy się baletu (ha ha ha, śmieszne, mama ją uczy) i tańca nowoczesnego (a tego uczy ją brat). Jednak miała lekkiego cykora przed tańcem z nauczycielem. Tym bardziej, że muzyka zwolniła do umiarkowaniem, a oboje wypili trochę ognistej. Żyje się raz, prawda? Także i Harrietka musiała spróbować zatańczyć z nauczycielem, naście centymetrów wyższym od niej. Parkiet był prawie że pusty, o dziwo, nikomu nie chciało się tańczyć. Ciekawe, czy tylko parka z nosami klauna będzie sobie tańczyła. A może i nie, kto wie. Przecież ta studentka pierwszego roku ledwo zaczynała taniec z profesorem...
Nero Crow
Wiek : 41
Czystość Krwi : 100%
Dodatkowo : Teleportacja, leglimencja & oklumencja
Ach, taniec był świetny. Młoda potężna werwa jaka tkwiła w tym pozornie słabym dziewczęcym ciałem wzięła górę, lody zostały przełamane. Zaczęli tańczyć bardzo świetnie, rytmicznie bla bla bla. No ale pioseneczka się skończyła, więc nie wypadało już męczyć panny Grant. Widać było, a przynajmniej tak sądził Nero, że chce już się uwolnić od niego i pójść do kolegów koleżanek itd. No niestety taki los nauczyciela na zabawach dla młodzieży. Ach, żeby Nero miał tyle lat co oni... dupa, trzydziestka na karku, żony nie ma, dzieci nie ma i taka ogólna życiowa nuda. Właśnie czas najwyższy znaleźć sobie żonę... Mniejsza o większość. Zaprowadził spowrotem Harriet do ich stolika, jednak nie liczył na to, że z nim zostanie..
Oparłaś głowę na ramieniu chłopaka, pozwoliłaś mu się poprowadzić. Był niezłym tancerzem, na pewno lepszym od ciebie (chociaż prawie każdy byłby lepszym tancerzem od ciebie, Rołzi, co tu dużo ukrywać).Kołysaliście się w rytm muzyki, czułaś ją całym ciałem. Byłaś wdzięczna Cyrilowi, że już nic więcej nie mówił, po prostu tańczyliście w milczeniu, a ty czułaś sę związana z chłopakiem jeszcze bardziej niż zwykle. Cieszyłaś się, ze wasza przyjaźń nie zakończiła się tak, jak miała, że w Egipcie znów nawiązaliście kontakt, że wróciliście będąc dla s i e b i e. Niespodziewanie ponad ramieniem chłopaka dostrzegłaś mężczyznę z taką samą pelerynką jak twoja. A więc partner się znalazł, jak miło. Tylko nie bardzo miałaś ochotę na spędzenie wieczoru w towarzystwie nauczyciela, zdecydowanie lepiej czułaś się przy i z Cyrilem. - Przyszedł mój partner - mruknęłaś niechętnie, obserwując profesora teatru czarodziei. - Nie chciałbyś mnie porwać? Nie uśmiecha się do mnie perspektywa towarzyszenia nauczycielowi. Na dodatek Underwoodowi - dodałaś jeszcze z kwaśną mną, podnosząc głowę. Z uwagą wpatrywałaś się w oczy Ślizgona, co chwilę spoglądając na swojego "partnera". Nie, to z pewnością nie był towarzysz na bal, o którym marzyłaś...
Najwyraźniej nie tylko Harvey był zaskoczony swoją partnerką. Toż to normalne; kto nie zaskoczyłby się, gdyby przydzielono mu osobę, która była o wiele młodsza, czy tam o wiele starsza? Dziwadła. Ale, żeby przydzielić młodszego Puchona starszej Krukonce? Tak, oczywiście, Harvey dobrze wiedział, że to tylko losowanie i zabawa. Ciekawe, czy niektórych partnerów i dodatki wybierali specjalnie... - Mi również miło, Janett - odpowiedział. Również się uśmiechnął, co przecież tak rzadko robił. A co do jego ubioru - zdecydowanie, mógł ubrać się w coś lepszego, a nie tylko w te na szybko znalezione rzeczy... Z resztą, nawet jego mama, wielce wytworna pani, która zawsze ubiera swe dziecko elegancko od jego najmłodszych lat, nie przesłała mu od dłuższego czasu ani jednego smokingu, czy tam szaty wyjściowej. Tylko listy, czasem wyjce, czasem paczkę z czymś. Nic więcej. Sprawa dlaczego Harvey wyglądał przy Janett jak plebs przy szlachcie została wyjaśniona. A mówiąc szczerze, to Janett wyglądała przepięknie. Nie zasługiwała na takiego byle jakiego partnera, jakim jest Harvey, mimo tego, że chłopczyna nie mówił bez sensu jak małe dziecko, a tańczyć też potrafił. Mimo tego, że nie zaczęło się ciekawie, to wieczór chłopaka spędzony z Krukonką mógł zapowiadać się ciekawie. Dopasowanie fatalne, ale zawsze może z tego wyniknąć jakaś dobra znajomość, prawda?... - Masz ochotę na taniec, czy może przynieść coś na ząb? - zapytał. O ile matka dobrze go wychowała, to mężczyzna powinien "obsługiwać" kobietę - pytać co jej jest, pytać co sobie życzy, nie pozwolić, by kobieta się przemęczała. Widzicie więc, że Harvey był uczony o najmłodszych lat szacunku. I to nie tylko do płci pięknej. Jedyne czego go nie uczyli, to przykładanie się do lekcji i silna nauka - przez to nie zdał czwartej klasy, biedaczek. Jeżeli mowa o tańcu, to narrator już wspominał - Harvey orientował się w tańcu dość dobrze, znał większość kroków i mógł zatańczyć z dziewczynami. Albo i solo, jak kto woli.
Amadeus szukał swej partnerki, w myślach prosząc jednak Azazela, by tej nie było na sali i by mógł odejść w swą stronę, za pretekst uznając właśnie brak partnerki. Miał naprawdę nadzieję, że Azazel go wysłucha, przecież powinien teraz pracować nad nowymi zaklęciami, to one pomogą przecież Faridowi, a nie jakiś głupi bal! Jednak widocznie Azazel miał jakiś cel w tym, by Amadeus na ten bal poszedł. I by swą partnerkę znalazł. A raczej ona znalazła jego. To nic, mamy przecież równouprawnienie. - Cześć - odparł uprzejmie. - Rzeczywiście, nie poznaliśmy się wcześniej. Amadeus van Laar, miło mi cię poznać - dodał, podając jej przy tym rękę. Cóż, dziewczyna była ładna, miała ciekawy strój, ale nie była w jego typie. Ani żadna inna. - Może chciałabyś zatańczyć? - zapytał. Nie do końca lubił tańczyć, ale przynajmniej nie deptał partnerce po nogach. I bywało, że całkiem nieźle prowadził.
O ja szalona, wiem. Ociekasz dumą i aż nie możesz przestać się zachwycać, już to widzę. I odpierdol się od mojego ryja, bo będziesz miał przejebane do końca życia. Matko kochana, w ogóle to ona pierwszy raz trafiła na jakiegoś innego partnera niż Gilbert. No, aż się dziewczyna zdziwiła, kiedy pod maską pawiana ujrzała jakiegoś innego człowieczka niż Slone! No właśnie, Knoxa z którym chyba nawet nie mam relacji, ale pierdolić to. Pewka, że nasze postacie się zawsze lubią, nie wiadomo jakie by one nie były, no ej. Sprawiedliwość na tym świecie musi być, a poza tym, kto by nie lubił takiej Szarlotki, no prosze was. Tak przy okazji, zanim Ślizgon miał jeszcze do pokonania kawałek drogi do końca sali, gdzie siedziała, jej wzrok przykuła sylwetka jakże cudownego narzeczonego, który jakoś tak niedawno pojawił się na balu. Hoho, i jaką miał fajną koszulkę. I jaką partnerkę, no jaki krejzol. A najlepszy to miał róg jednorożca, normalnie gdyby założył do niego odpowiednio pasujący strój, wyglądałby jak kucyk Pony! No ale, oczywiście ten pomysł mu nie przyszedł do głowy, więc Krukonka mogła go jedynie porównać z Konio-Rafało-Jednorożcem, jaka szkoda. Gdy Knox pojawił się tuż obok, łaskawie pozwoliła mu założyć sobie na twarz tą debilną maskę. Teraz patrzyli na siebie przez pawianie ryje, jakie to urocze i kochane, raju. - No pewnie, to taki ideał, ja ci mówię. Szczęściara ze mnie normalnie straszna, że aż nie wierze. - No mówiła to szczerze, a jak. Trzeba każdemu powiedzieć jakim to się jest szczęśliwym w związku i takie tam, tym bardziej jak się jest zaręczonym i w ogóle. - No ale, co ja ci będę mówić o Gilbercie, skoro go tu nawet nie ma. Ma swoją partnerkę. - Wygodniej oparła się o krzesło, i nonszalancko kiwnęła głową w stronę Gilberta, który gdzieś tam sobie stał. Ci powiem, nawet tym razem nie była zazdrosna o niego, w końcu co się będzie, skoro trafił jej się równie milutki partner jak on. Nie jakaś ciota, jak to zazwyczaj z losowymi partnerami bywa.
Uśmiechnęła się lekko do Krukona wciąż nie będąc pewną czy aby na pewno uśmiecha się mu tu być. Nic jednak więcej na ten temat nie powiedziała. - Sydney Tortuga - odparła i uścisnęła delikatnie jego dłoń. - To dziwne, że nie mieliśmy okazji się poznać. Jesteśmy w tym samym domie przecież. No, ale nic. Nie będę gadała nie wiadomo o czym. - pokiwała głową.- A wiesz, chętnie zatańczę chociaż jeden taniec. Nawiązywanie znajomości to nie była jej mocna strona. Nie wiedziała o czym ma w ogóle rozmawiać z Amadeusem. Wyglądał na osobę wartą poznania, ale narzucała się nie będzie. To nie w jej stylu. Zresztą teraz będą szli tańczyć więc chyba słowa nie będą tu potrzebne? Okaże się wszystko.
No i masz... nero gdzieś pleciał ze swoją partnerką, a do merlina podeszła jakaś panna z trujząbem. A mogła się przełamac i bawić w te idiotyczne dodatki. No ale cóż... trudo. Tych dwoje też zaraz gdzieś wcięlo,a Elena została sama pijąc wódkę. No bo co innego jej zostało? po trzech kieliszkach, stwierdziła, ze chce jej się w to bawić. Wrzuciła małe szklenczki do torebki i zaczęła ciągnąć z gwinta, wypatrując kogoś znajomego. Popatrzyła na Branzoletę i pomyślała o Aleksandrze, a ona pokazała profesota siedzącego w swoim gabinecie. Wyraźnie bardzo zajetego. Aleksander opuszczał bal? Musiał być w takim razie bardzo zajęty... A ona nie będzie mu przeszkadzać. Znów rozejrzała się po sali... kogo ona stąd znała?
No Kevin również Clarę lubił, dlatego cieszył się, że to ona została wybrana przez los, by towarzyszyć mu przez ten wieczór. Wiedział już, że nie będzie to zmarnowany wieczór... Dzięki Merlinowi, że nie dostał jakiejś nudziary, tylko Clarę, Gryfonkę, z którą odnajdowali wspólny język. No i mieli śliczne ogony, najlepsze rekwizyty na tym balu. Powinni zrobić jakiś konkurs na królową i króla balu, oni by to na pewno wygrali, gdyby taki konkurs się odbył, co do tego Fleetwood nie miał wątpliwości. - Się wie! - roześmiał się. Wziął z miski ciasteczko i spróbował go. I zaraz całe ciasteczko zniknęło, znajdując się szybko w żołądku. - Pyszne! - stwierdził. I wziął następne, je również spożył w błyskawicznym tempie. Dobrze, że się nie zakrztusił! - Zatańczymy? - zapytał, gdy rozbrzmiała szybka piosenka. Warto wspomnieć, że generalnie rzecz biorąc, Kevin niezbyt umiał tańczyć. Ale po tych ciastkach się odważył... ciekawe, czy nie dosypali tam czegoś. Niemniej jednak jakoś tak się odważył, miał nadzieję, że z tego nie wyjdzie kompletna klapa. No i trzeba było pokazać wszystkim te śliczne ogony!
No to Gilbertowa zabawa zapowiadał się po prostu zajebiscie. Musiał jakoś rozkręcić tą dość przymuloną zabawę, bo przecież tak nie może być. A jeszcze jego partnerka dawała mu całkowitą wolność w działaniach. No to przemiłe z jej strony, wzruszyłem się jak nigdy w życiu i takie tam. Brunet zastanawiał się przez moment co powinien ze sobą zrobić i od czego zaczać, ciężko pójść jednocześnie po chlańsko i tańczyć i pić. Chociaż wszystko jest możliwe. Wszystko ułożył w głowie, poszło mu to całkiem sprawnie, no po prostu jestem z niego dumny. - To ja idę po coś porządnego na banie, poczekaj - uśmiechnął się do swojego jednorożca i szybko zniknął w tłumie chcąc odnaleźć alkohol. A przy okazji przywitać się ze wszystkimi znajomymi! Dexter, LSD, Deliah, NNN, Jerzy, Tamara, Danier, Chiara, Schuyler i kurwa nie wiem kto tu jest, na pewno pominąłem połowe, ale jesteście zajebiści zostaliscie pogrubieni w moim poście. W każdym razie, wszyscy zostali klepnięci w tyłeczki. Szarlotka z kolei została obrzucona morderczym spojrzeniem. Nic dziwnego, siedziała z takim ciachem. Slone natychmiast musiał sobie znaleźć piękną istotę. Widać miał dzisiaj szczęście. Stanął jak wryty przed Eleną przyglądając się jej przez krótką chwilę - O Bogowie kopulacji, cudownie wyglądasz, no po prostu uosobienie zła w tak dostojnej formie, zaklinam cie i błagam, naszczyć mnie tańcem Eleno, ja nie godny, ale choć skinieniem - szybciutko podszedł bliżej i natychmiast zaczął próby oczarowania jej swoim urokiem osobistym. Kto wie, może zadziała. A na pewnow zbudzi zazdrość Szarlotki.
Najwyraźniej tak już miało być, że znajomi Sarci średnio za sobą przepadają najwyraźniej nie zamierzają spędzać ze sobą czasu. A szkoda, bo w sumie ciekawie by było zobaczyć na przykład Anthonego, Dextera i Cyrila w jednym pomieszczeniu. Ale pewnie nie skończyłoby się to dobrze. No ale nieważne, przecież i tak do tego nigdy nie dojdzie, bo wyżej wymienieni unikają siebie jak tylko mogą. Do rzeczy, ten wieczór był dość osobliwy, chociaż może takie są uroki wszystkich hogwarckich bali. Na dwóch poprzednich tajemniczy partnerzy panny Winters w ogóle się nie zjawili albo nie mieli odwagi się ujawnić. Nie że dziewczyna nie potrafiła sama zorganizować sobie czasu, ale to troszkę lamusiarskie tańczyć solo z alkoholem i wymieniać tylko kilka uprzejmych zdań ze znajomymi, którzy jednak doczekali się swoich partnerów i byli zobligowani do bawienia się w ich towarzystwie. No ale oczywiście nie miała do nikogo żalu o to, że właśnie przyszła urocza blondynka, która okazała się być partnerką Dextera. - Jasne, bawcie się dobrze. – powiedziała pogodnie, uśmiechając się przyjaźnie do krótkowłosej, jednocześnie zastanawiając się, czy kiedyś wcześniej ją poznała, bo nie mogła sobie przypomnieć jej imienia. Po chwili usiadła sobie na stole obok tego okropnie słabego ponczu, zastanawiając się, dlaczego nie przyniosła ze sobą nic sensownego do picia, skoro to było do przewidzenia, że na szkolnej imprezie wyboru powalającego nie będzie. I właśnie mniej więcej wtedy ujrzała chłopaka w okularach, który miał na głowie identyczny dodatek, jak ona! Jej usta rozciągnęły się w uśmiechu, odsłaniając równe ząbki, po czym ruszyła lekkim krokiem w stronę krukona. - Super czółka, partnerze. – rzuciła na przywitanie, wskazując palcem zabójczy atrybut. – Chyba jeszcze nie mieliśmy okazji się poznać, jestem Sarah. - dodała niemal natychmiast, zastanawiając się, czy powinna zaproponować trochę ponczu czy zaciągnąć go na parkiet, czy podejść do kogoś innego i wdać się w super inteligentną konwersację w większym gronie. Więc po prostu posłała chłopakowi swój uroczy uśmiech numer 3, wszak jest facetem, niech się wykaże!
Będę musiał na niego patrzeć przez całe życie, bardziej przejebane mieć nie będe. Dobreeeee! Self five. Jezu, tak mało i rzadko z tobą tutaj pisze, że aż nie wiem jak się zabrać za tego posta. Nie to co kiedyś, pisało się w pięć sekund. A teraz? Zajmie mi to pewnie z kwadrans. Ty, patrze na zegarek. Zacząłem dziesięć po, zobaczymy. Ale wracamy do naszej cudownej balowej pary, która wyglądała po prostu tak zajebiście, że to się w głowie nie mieści. Te maski pawianów dodawały im uroku. No dobra, jej dodawały. Jemu nie musiały, był zajebisty, a ona miała ryj którego nie chce się zobaczyć w ciemnej uliczce. Nie była w jego typie, ale może to i lepiej? W końcu to mają być ziomale, a nie dzika miłość. Może własnie dlatego ślizgon wstał w połowie jej zdania i skierował się w stronę z której mógł wziąć alkohol żeby wrócić po krótkiej chwili całkowicie nim obładowany. Rozstawił to wszystko na stoliku, postanowił się całkowicie nawalić żeby być w stanie jakoś wytrzymać ze swoją partnerką cały wieczór. Ah szkoda tylko, że on nie przepada za piciem i pewnie będzie miał dość po jednym kieliszku. - A co tam on jak dzisiaj w nocy możesz mieć mnie, możemy się pieprzyć do białego rana i takie tam różne - żartował czy mówił poważnie? Ah to już kwestia interpretacji Szarlotki. Kto wie, może nagle zapragnie zdradzić swojego ukochanego? Ma do tego idealną okazje. Obaj są diabelsko zajebiści i niesamowicie przystojni, nie trafi nigdy w życiu na lepszą partie nigdzie na całym świecie. - Ale na parkiet cie nie wezmę, mam nieodparte wrażenie, że tańczysz jak kaleka - podsunął jej większość trunków jakie przyniósł najwyraźniej chcąc upić ją, a potem zaciągnąć gdzieś do schowka na miotły albo innego syfu i tam wykorzystać. Bo sie czuł taki jakiś niekochany ostatnio, bardzo mało rozmawiał z Willow i w ogóle się izolował od tej całej magii, no jak on tak mógł.
Ona sobie siedzi, pobija wódeczke i nagle słyszy znajomy głos naleźący do... Gilberta Slona!! Popatrzyła na niego cłakiem trzeźwo (jedna butleka nie zagnie pupilki starego Rosjanina!) i obrzuciła go delikatnym uśmiechem. -Najpierw się ze mna napijesz.- powiedziała wyciągając z torebki czyste dwa kieliszki... no co, trochę ich tam miała. Elena zmierzyła chłopaka wzrokiem i zatrzyała sie na jego rogu. -Ładna imitacja jednorożca...- powiedzia z lekką nutą kpiny... noc óż widac tego pozyć sie nie umiała. Napełniła kieliszki przeźroczystym płynek i szybko opróżniła swój. Spojrzała Gilbertowi głęboko w oczy praktycznie hipnotyzując go spojrzeniem... ah! jak ona lubiła bawić się facetami!
Gilbert był oczywiście zachwycony faktem, że dziewczyna się nim zainteresowała. Już się obawiał, że całkowicie go zignoruje co by właściwie było zrozumiałe. A tu proszę, wszystko szło tak pięknie. I chciała jeszcze z nim pić. Pokiwał głową zachwycony biorąc jednen z kieliszków jakie wyciągnęła ze swojej tajemniczej torebki. - Ah najpiękniejsza, z twoim dłoni to choćby i trucizne, nie żałuj sobie, nawalmy się - oczywiście wlewał w siebie każdy kieliszek jaki mu tylko podsunęła do ręki, nie żałował sobie i nic dziwnego, że robiło mu się coraz to weselej i lepiej. - Ma się te sterczące, długie rogi tu i ówdzie - szybko zdjął ozdobę z siebie i rzucił ją gdzieś w kąt poprawiajac przy okazji włosy. Miał jeszcze szansę zrobić na niej wrażenie, nawet się udało mu nie oblać samego siebie kiedy tak hipnotyzowała go spojrzeniem.
Podniosła brwi słysząc tekst o "rogach". -Ach tak? A ile jeszcze takich rogów masz?- spytała aksamitnym głosem. Chłopak ściągnął swój róg z głowy, a ona za ten czas rozejrzała się po sali i wypatrzyła dziewcznę z taką samą "zabawkś". -A twoja partnerka, nie będzie zazdrosna? W końcu to miał byc jej wieczór z tobą...- spytała patrząc na niego jakby z pożądaniem, ale to oczywiście była tylko gra. Dla lepszego efektu, gdy wyciagnęła kolejną butelkę trunku "przypadkiem" musnęła dłoń Gilberta i uważnie obserwowała jego reakcję.
Uśmiechnął się cwaniacko poruszając zabawnie brwiami w górę i dół kiedy zapytała się o jego tajemnicze rogi. - A kto wie, może się przekonasz, może nawet jeszcze dzisiaj - no proszę, jak alkohol pięknie potrafi dodać odwagi, kto by się spodziewał? Może i Gilbert będzie jednak w stanie zrobić dzisiaj piorunujące wrażenie na dziewczynie i nareszcie poderwie kogokolwiek godnego w ogóle uwagi, a nie ten plebs, który się za nią ciągnął bez przerwy. - A co mnie obchodzi moja partnerka i jakakolwiek inna istota na świecie przy tobie? - kiedy musnęła jego dłoń oczywiście po całym jego ciele przeszedł dreszcz, a jemu z wrażenia nawet opadła szczena. No zapowiadała się najpiękniejsza noc jego życia, a kto by pomyślał, taki niepozorny wieczór,
- Jasne. - Poopsy kiwnęła głową i poszła w przeciwną stronę. Luuudzie, gdzie tu jest coś do picia?! Po krótkich poszukiwaniach, dziewczyna doszła do alkoholu. O dobry Zeusie, jakiś ty wspaniały. Nie mogąc się powstrzymać, od razu sięgnęła po kieliszek i napełniła go swoją miłością, okay, alkoholem. Póki się impreza nie rozkręciła, ona będzie sobie grzecznie czekała popijając jeden kieliszek. Pijąc dalej, zaczęła wracać w miejsce, skąd przyszła, jeszcze je pamiętała, patrzcie. Obserwowała wszystkie osoby, które też raczyły się dzisiaj na (oczywiście zarąbistym) balu zjawić. O, niektóre buźki nawet rozpoznawała. Kiedy już opróżniła ukochany kieliszek, spojrzała na niego jakby błagając o napełnienie. Ale chamstwo, nic się nie zrobiło. Póki co stała sobie dalej patrząc to na (pusty :c) kieliszek, to na ludzi. Hm, bardzo potrzebowała już tego rozkręcenia.
Dziewczyna nachyliła się blizej niego. -Hmmm... jesteś bardzo miły...- zamruczala mu do ucha i chwyciła delikatnie acz stanowczo za rękę. -Chodź, prosiłeś o taniec.- powiedziała uśmiechając się do chłopaka. Zaciągnęła go an parkiet i silnie, ale i delikatnie objęła. -Połóż mi ręce na talii.- znów mrukneła mu do ucha. Gdy to zrobił zaczeli powoli ale rytmicznie poruszać się w rytm muzyki. Elena przyjrzała sie przy okazji chłopakowi z bliska. W sumie nie był taki zły... Rodzicom by się spodobał... Ślizgon, z dobrej rodziny... Tylko czy potrafi być wredny? Hmm... jeśli nie to tym lepiej... Łatwiej byłoby go sobie ułożyć...
Azazel obecnie milczał, nie grzmiał, dlatego Amadeus wywnioskował, że Azazel akceptował jego poczynania. Nie mogło być inaczej, nie? - Czasem tak bywa, to pewnie przez to, że nie jesteśmy na jednym roku - odparł. Nie mogli być z jednego rocznika, bo tak to by ją znał, znał Krukonów ze swojego rocznika, choćby z widzenia. A jej nie kojarzył... no, może mu kiedyś gdzieś mignęła, ale tak to... Złapał dziewczynę za rękę i poprowadził ją na parkiet. Akurat zaczęła się kolejna piosenka, więc łatwo było mu wejść w rytm. Objął Sydney w talii i zaczął prowadzić ją po parkiecie w rytm muzyki.
Oczywiście, że zostaliby królem i królową balu, z takimi ogonami to tylko wystarczy pstryknąć palcami a do stóp pada Ci cały świat, o! Clara z lekkim uśmiechem obserwowała znikające ciastka, jak widać nie tylko jej tak smakowały. - Pewnie, że zatańczymy, w końcu jesteśmy na balu! - odparła, po czym odłożyła miskę z ciastkami na stolik i wzięła Kevin'a za rękę, przeciskając się przez gibający się tłum, niemal na sam środek sali. Jak szaleć to szaleć! Clara nie miała oporów przed dzikimi bansami, nawet jeśli nie zawsze jej wychodziły. Prawda była taka, że raczej nie mogła pochwalić się najlepszą koordynacją ruchową w Hogwarcie i gdyby miała szansę obserwować siebie z boku, pewnie zapragnęłaby zapaść się pod ziemię. W tym momencie to się jednak nie liczyło, szybka piosenka za bardzo podrywała do tańca. Tak więc, w końcu udało się im dotrzeć gdzieś mniej więcej na środek Wielkiej sali, gdzie włączyli się do wspólnych radosnych pląsów. Hepburn obawiała się tylko zmiany piosenki na spokojniejszą - wolniejsze tańce nie były jej specjalnością, nie chciała przecież podeptać Kevin'a.
- Możliwe. - odparła tylko na jego stwierdzenie. Teraz wdawała się w dyskusje nie będzie. Nie zależało jej na tym? Nie wiem, szczerze. Owszem potrafiła nawijać jak najęta czasami, ale to wśród swoich. Nie z nowo poznanymi. Tych to zazwyczaj obrzucała tylko krótkimi, chłodnymi odpowiedziami. No nic. Wróćmy do balu. Dała się poprowadzić na parkiet. Sama nie wiedziała czy lubi tańce towarzyskie, czy w ogóle w parach. Zresztą rzadko kiedy miała okazję do tego, więc nie była pewna jak sobie poradzi. Jakoś to będzie. Może nie podepcze Amadeusa. Muzyka była bardzo ciekawa. Odpowiadała jej więc pozwoliła się chłopakowi poprowadzić. Patrzyła na niego, ale co można było wyczytać z jej twarzy, oczu? Ciężko stwierdzić. Niby widać było lekki uśmiech, ale co z tego? Chciała go zapytać o tyle różnych rzeczy, ale może on nie lubi opowiadać o sobie? Dlatego nie powiedziała nic.
Odgarnęła niesforny kosmyk z twarzy. Jejku, jakie te włosy potrafią być upierdliwe. Masakra z nimi. W dodatku nie mogły się dziś ułożyć. Zawsze, gdy powinny być 'grzeczne', robią jej na złość... - Przekąsiłabym coś. - odparła, dopiero teraz zdając sobie sprawę z tego, jaka jest głodna. Cóż się dziwić - jeśli nie je się obiadu na rzecz przyczepienia tych głupich skrzydeł, taka kolej rzeczy. Wszystko jednak wyglądało na to, że chłopak jest wychowany. Bardzo dobrze! Gorzej byłoby, gdyby trafiła na kogoś, co to tylko potrafi głupio się gapić i prowadzić bezsensowną gadkę-szmatkę. Tego dziewczyna chyba by nie zniosła! Prędzej wyszłaby i nie wróciła, niż spędziła noc w towarzystwie takiej osoby. A tak, wieczór zapowiadał się całkiem miło. Wreszcie mogła sobie pozwolić na jakąś odskocznię od tego wszystkiego, zwanego również codziennością. A nie wciąż tylko książki, książki, książki. Chociaż właściwie - jak dla kogo. Ona przecież nie uczyła się za wiele, a oceny miała dobre. Wszystko wchodziło jej do głosy z łatwością. Tylko te eliksiry, porażka jakaś. Powiedzmy sobie wprost, jeśli ktoś nie ma dobrych stopni z jakiegoś przedmiotu to znaczy, że zwyczajnie nie ma do niego ręki. A co za tym idzie, musi starać się więcej niż pozostali. Samo odrobienie pracy domowej sprawia takiej osobie trudność. Więc jeśli już zrobi się coś w tym kierunku, powinno się dostać ekstra bonus, o! Za bardzo się rozmarzyliśmy... Chyba czas wrócić do rzeczywistości, głód sam się nie zaspokoi. A jeśli już o tym mowa, Janett poczuła właśnie nieprzyjemne skurcze w żołądku. Powinna czym prędzej coś przekąsić!
- Akurat zalet mam mnóstwo - uśmiechnął się kiedy podeszła jeszcze bliżej. No proszę, jak alkohol dobrze działa na człowieka. Od razu był trochę bardziej rozluźniony i wesoły, idealny wręcz do zaprezentowania swojej najlepszej strony. Szczególnie teraz, gdy gryfonka zgodziła się z nim zatańczyć. Oczywiście z chęcią poszedł z nią na parkiet, ułożył dłonie na jej tali i podobnie jak ona zaczął się bujać w rytm muzyki starając się przy okazji przysunąć do niej jeszcze bardziej, a dłonie ułożyć jak najbliżej jej zacnego tyłka. - Łącznie z talentem do tańca - no tak, nie mógł sobie tego odmówić. Cóż, przynajmniej miał wyczucie rytmu, to plus.
Keith Everett
Rok Nauki : VII
Wiek : 29
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Cienka skóra zdawała się być fałszywą suką, przysiągłby, że skumulowała wokół siebie więcej tłuszczu, niż było tam ostatnio. Miał być idealny, miał bez konieczności dotykania każdej z drobnych kostek, móc je zliczyć poprzez jedno spojrzenie. Patrząc na siebie czuł się tak obrzydliwie pełny, tak wstrętnie okrągły. Niemal nie pamiętał jak to jest być najedzonym. Zamiast smutkiem, naprawiało go to absurdalną dumą. Dziś też tak było, jak każdego innego dnia, policzył każdą kalorię, dokładnie kalkulując w głowie ile spali. Wypił też miksturę, która hamowała głód i próbując zająć myśli czymkolwiek innym, wypychał przesuwający się po jego myślach cień głodu. Był dzielny, ładnie mu szło. Nie interesowały go żadne szkolne bale, nie ciekawiło go picie tuczących napojów, z których korzyść jedynie taka była, że traciło się w jakimś stopniu panowanie nad sobą (a do tego z jego wagą na pewno wystarczyłoby bardzo niewiele), co wydawało mu się wręcz idiotyczne. Nie ciekawiło go też siedzenie w tym rozwrzeszczanym, pijanym tłumie. W ogóle dziś go całkiem niewiele ciekawiło. O wiele bardziej wolał ponuro ślęczeć nad zepsutym aparatem, licząc, że jakoś w końcu go naprawi. Jedynym jego towarzystwem był kochany Samael, który przejawiał równie wysokie zainteresowanie szkolnymi imprezami. Co więc skłoniło ich, by zeszli te piętra niżej i zajrzeli do Wielkiej Sali? Ach, publiczne wyrażenie dezaprobaty dla reszty społeczeństwa z którym na co dzień przebywają, jest najwyraźniej o wiele bardziej kuszące niż samotne przesiadywanie w Pokoju Wspólnym (acz było tam uroczo spokojnie!). Opuściwszy ciche rejony Krukolandu, powoli skierowali się milionem schodów w dół, uważając przy tym, by żaden nie spadł łamiąc się doszczętnie. Im bardziej się zbliżali, tym rosło natężenie dźwięku, nie tylko muzyki, ale i wrzasków rozradowanych studentów. - Jak stado rozjuszonych małp – mruknął jakże optymistycznie w stronę Samaela, gdy znaleźli się tuż przed wejściem na bal.