Duża łazienka, przeznaczona specjalnie dla perfektów. W końcu oprócz pilnowania wściekłych bachorów muszą mieć też jakieś przywileje. W samym centrum znajduje się spory, dość głęboki basen, a naokoło krany z ilością płynów do kąpieli, o tak szerokim wyborze kolorów i zapachów, że trudno sobie wyobrazić. Uczniowie często ryzykują dostanie szlabanu i przychodzą tu, by popluskać się w ciepłej wodzie choć przez chwilę.
Jeśli nie jesteś nauczycielem, prefektem, kapitanem drużyny, bądź takowy Ci nie towarzyszy, obowiązkowo powinieneś rzucić kością w pierwszym poście w tym temacie:
Parzysta - zakradłeś się tu w taki sposób, że nikt Cię nie złapał. Możesz korzystać z łazienki prefektów przez cały wątek bez obaw, że znajdzie Cię tu ktoś niepowołany. Nieparzysta - masz pecha. Po kilku Twoich postach w tym miejscu przyłapuje Cię (wraz z twoim towarzystwem!) profesor Harrington. Masz do wyboru - zgłaszasz się po szlaban do MG/nauczyciela albo tracisz 20 punktów i musisz to zgłosić w odpowiednim temacie. Mistrz Gry ma ten temat pod kontrolą, a więc uchylanie się od tej kostki będzie dodatkowo karane.
Merlin zaczął wycierać biednego Janka, pomagać mu się ogarniać i jakiś typ przyszedł, żeby z pewnością też zabrać mu Greka! Dlatego mruknął coś nieprzyjemnego do Cedrica, już chciał go przegonić czy coś, ale w tej chwili jakiś gwar się wzmógł, wszyscy zaczęli coś krzyczeć i zanim Faleroy zdążył zapytać o co chodzi, dyrektor przemawiał do wszystko, rozkazując im się ewakuować. Wszystkim, oprócz prefektów. Na początku Merlin chciał jakoś uciec, ale cóż chyba trudno go przeoczyć, przez te przeklęte geny, szczególnie, że cały czas klęczał przy Janeczku, na którego też nie trudno było zwrócić uwagę. Posłusznie oddał go w ręce jakiś chłopców, którzy mieli go eskortować do skrzydła szpitalnego i pomachał za nim ręką. Podszedł do dwójki prefektów, karnie stając przed dyrektorem. Dexterowi szło całkiem nieźle, Merlin pokiwał energicznie głową i na dowód swojej niewinności, przyniósł przybory do mycia swoje i Janka, które wcześniej gdzieś rzucili. Cóż Clarze troszkę gorzej już szły tłumaczenia. Dlatego Faleroy westchnął i zrobił zasmuconą, niewinną minę. Dobra teraz już te geny, aż tak mu nie przeszkadzały, kiedy mógł odrobinę wykorzystywać je do przybrania nie tylko wielce zatroskanej postawy, ale i równocześnie pięknej! - Niestety, nie udało nam się ich przegonić, a kiedy próbowaliśmy, Casper Villers, zaatakował Ioannisa Gavirlidisa, wtedy skupiliśmy się na uspokojeniu bójki, która wybuchła – powiedział, nawet trochę prawdy, bo przecież Dex i on rozdzielali parę osób! Szybko podłapał fakt, że jacy prefekci ponoć rozesłali im zaproszenia. - I to chyba jasne kto nas tak wrobił. Tylko Lancaster, Rodwick i Ursulis, mogły wpaść na tak głupi pomysł – dodał jeszcze bardzo niewinnie, odrzucając dramatycznym gestem włosy do tyłu. Biedny, wrobiony wil!
Oh biedne oczęta tego starszego pana! Na co one musiały teraz patrzeć! Porozrzucane szkło, papierosy i inne używki, które niestety były używane przez jego uczniów, którzy przecież wydawali się być tacy niewinni! Np. ten Dexter Vanberg! Przecież był takim dobrym prefektem już od ładnych paru lat. Dobrze współpracował i starał się organizować życie towarzyskie młodszym klasom. Często udzielał (nieodpłatnie!) korepetycji dziewczynom ze swojego roku, jak i tym mniejszym! Przecież to nie lada poświęcenie zrezygnować z rozrywek by spędzić kolejne godziny nad książkami! Na pewno ich co nieco uczył! A ten Merlin Faleroy? To też dobry chłopiec. Od razu Gareth wiedział, że mu dobrze z oczu patrzy i trzeba dać mu odznakę, by niósł dobrą wieść po szkole i obejmował ramionami tych roztargnionych jedenastolatków! Do tego zasłużony gracz drużyny Quidditch'a! A Clara Hepburn? Ulubienica wszystkich nauczycieli! Ukochana! Pupilek! Dobra uczennica! Nie wspominając o Ioannis'ie, który teraz wdał się w bójkę, a przecież to taka spokojna dusza! I teraz jeszcze Ci wspaniali uczniowie tłumaczyli się przed nim, a jego biedne, schorowane serce musiało w to wszystko uwierzyć, a żeby im przebaczyć i dać im czas na poprawę. Może i oszukiwali go, ale ta szkoła to był jego dom! Jego dzieciaki! Jego wychowankowie, którzy chyba nieco zapomnieli się w bałaganie, jakim to wszystko było otoczone! Przecież trzeba im pomóc to posprzątać! Ale jak on mógł tu z nimi rozmawiać?! Ech tam! - Nie interesują mnie wasze tłumaczenia. - Przemówił, kiedy doprowadził swój głos do normalności... A łazienka już naprawdę była pusta! - To karygodne, żebyście rozpijali młodzież. Skoro na tych zaproszeniach było napisane, że to Wy organizujecie i jesteście tu to raczej powinniście się dowiedzieć, kto was to wplątał zamiast szukać wymówek. - Oh, jaki on męski, jak się denerwuje! Aż ta zmarszczka na środku czoła podskakuje rytmicznie! - Zostaniecie tu we trójkę i posprzątacie ręcznie całą łazienkę. Wszystkie "dobra" mają się znaleźć u szkolnego woźnego. A Faleroy pójdzie znaleźć pozostałych prefektów by wam pomogli! - I teraz zamiótł po mokrej podłodze swoją szatą i spróbował wyjść powoli z łazienki, ażeby znaleźć wszystkich opiekunów, coby przemówili dzieciakom do rozsądku. Trzeba przecież im zorganizować jakieś zajęcia, kluby anonimowych alkoholików... Seksuologa trzeba zatrudnić. Matko Bosko Mugolsko!
[zt dla wszystkich oprócz prefektów miłego sprzątania bułeczki :* ]
Pixie od dłuższego czasu z mniejszym lub większym powodzeniem starała się panować nad emocjami. Rozpraszał ją niemal najmniejszy szmer liści a do szału doprowadzał odgłos radosnego gaworzenia pierwszaków. Na brodę Merlina, co ją obchodziło ich gadanie. I tak nie zdają do następnej klasy, ich życie rozpadnie się w drobny mak, czekają ich lata w Azkabanie...ugh. Chociaż to bardziej odnosiło się do niej, ale trudno. Nigdy nie będzie mieć dzieci, jak słowo daję. Nie zrozumiała nigdy co jej matka miała w głowie gdy postanowiła ją urodzić a jeszcze wcześniej jej brata. Toż to w ogóle istne szaleństwo. A właśnie co do niego. Pixie od dawna niem miała z nim kontaktu. Od czasu gdy przyszło mu opuścić Hogwart nie kwapił się by wysłać do niej jakiś list. W wakacje widzieli się tylko przelotnie, oboje na walizkach i w ciągłym ruchu. Co z nim było nie tak? Owszem byli do siebie podobni, rzekłabym nawet jak dwie krople wody. To i tak go nie usprawiedliwia. Olać swoją młodszą siostrę. no jak tak można? Pixie udało się jakoś skołować ognistą. Stare znajomości długi i te sprawy. Generalnie poszło jej, gorzej niż zawsze. Teraz trzeba było licytować się o pół butelki. Miała tylko nadzieję, że nikt jej nie zwinie po drodze. Te patrole teraz to bł jakiś koszmar. Przy okazji aż prawie potknęła się po drodze, rwąc rajstopy. Pal nich ubrania, ważne, że butelki całe. Pandzia by ją udusiła. Gdy doszła do łazienki wysunęła świstek papieru z kieszeni i powiedziała hasło, mając nadzieję, że zadziała. Chwila...dłuższa chwila...a jednak. Miała szczęście. Gdy już wlazła do środka dosyć nieporadnie rozglądała się za blondynką. Przeczesała włosy palcami po czym skierowała się do lustra co by poprawić soją grzywkę, taka jej mała obsesja.
A Panda ze swoimi emocjami nie miała zbyt wielkiego problemu. Władzę nad nią i tak ostatnio przejęła jakaś taka potężna nuda, którą trzeba się było jak najprędzej zająć, bowiem gdyby zostawić ją samą sobie, to w końcu zaczęłaby się zmieniać w jesienną depresję. Dziewczyna i tak już dosyć obojętnie podchodziła do świata, swój brak zainteresowania potęgując jeszcze brakiem ciekawych rzeczy do roboty. Gdyby dorzucić do tego chandrę, otrzymalibyśmy zupełnie inną Pandorę Belrain, która swój wspaniały status szkolnej gwiazdy byłaby zdolna wymienić na jakąś szkolną wycieczkę. Wszyscy wiemy, że to wcale do niej nie pasuje, więc łatwo sobie wyobrazić, jak desperacko dziewczyna próbowała zająć się czymkolwiek. Powysyłała listy do kilku przyjaciółek, mając nadzieję na prędkie odpowiedzi, zamiast tego dostając kilkanaście słów od Pixie. Lubiła ją - nie tak, aby od razu nadać jej status przyjaciółki, ale jednak na tyle, aby zwracać na nią jakąkolwiek uwagę. Miała przy tym całkiem ładną buźkę i kłamstwem byłoby stwierdzenie, że jej głowa jest zupełnie pusta, tak więc przebywanie z nią nie było wcale niczym wstydliwym. Zresztą, była całkiem dobrym kompanem do łamania zasad, dlatego też umawianie się z nią na spotkanie w łazience prefektów, chociaż do prefektów było im bardzo daleko, podchodziło pod dobry sposób na zabicie tego wrednego, małego potworka, którego powszechnie nazywamy właśnie nudą. Blondyna zastanawiała się chwilę, co na siebie włożyć, jak zresztą zwykle, kiedy niby wychodziła z domu, ale nie miała zamiaru pokazywać się zbyt wielu osobom. Był to całkiem duży problem, bowiem niby nie trzeba wyglądać bezwzględnie dobrze, ale należałoby jednak zachować jakieś standardy. Ariadna miała wielką ochotę na ubranie swojej ukochanej, czarnej spódniczki, ale od tego pomysłu odciągnęła ją obecna pogoda. Właśnie dlatego nienawidziła jesieni - wszelkie kaprysy, które pojawiały się zupełnie znikąd, musiały zostać brutalnie odrzucone, bo albo za zimno, albo nie pasuje kolorami, albo jeszcze coś innego. Swoją drogą dziwne, że wspomniane kaprysy z reguły dotyczyły ubioru, ale to nieważne. Wrzuciła na siebie w miarę pasujący do jesieni strój, ogarnęła obiecane Donatelli papierosy, których niewielką paczkę wcisnęła do tylnej kieszeni i wyruszyła. Nie brała ze sobą niczego więcej oprócz różdżki, którą zmuszona była trzymać w dłoni, wysoko, w razie gdyby trzeba było kogoś potraktować Drętwotą, bo był zbyt wścibski i mógł przeszkodzić w spotkaniu. Oczywiście z nauczycielami nie ma tak łatwo - wtedy trzeba po prostu uciekać. Dobrze więc, że widoczne na zdjęciu wyżej buty zmieniła na takie z płaską podeszwą, w innym wypadku zabiłaby się podczas ucieczki, a biedna Oman siedziałaby w tej łazience jak głupia, nie będąc w żadnym wypadku świadomą, że blondyneczka po drodze straciła życie. Debilna byłaby to śmierć, ale przecież zostały podjęte środki, mające jej zapobiec - dlatego też ów temat możemy zostawić w spokoju. Spacer korytarzem, z pozoru spokojny, wiecznie przerywało rozglądanie się dookoła. Pandora nasłuchała się wystarczająco wielu historii o sadystycznym Benedykcie Zauserze, który mając najmniejszą nawet sposobność do karania uczniów, potrafił ich torturować tak, jak ludzie torturowali więźniów w Azkabanie. Dziewczyna miała co prawda zaufanie do swoich zdolności, ale wizja wylądowania u tego konkretnego faceta nie była specjalnie kolorowa. Jeszcze skończyłoby się na tym, że to Panda miałaby krwawy pentagram na plecach, a nie jakaś jej losowa ofiara. Ach, ludzie dawno nie gadali o żadnej popieprzonej satanistce, a przecież tak śmiesznie było tego słuchać! Panna Belrain uśmiechnęła się sama do siebie na myśl o ponownym ożywieniu tej plotki, stając przed drzwiami Łazienki Prefektów. Niespecjalnie dbała o to, czy przyszła jako pierwsza, czy jako druga, bo w obu przypadkach nastawiła się na całkiem dobry wieczór. Było już zbyt późno, aby jakikolwiek prefekt czy inny wtajemniczony uczeń miał naszym dziewczętom przeszkodzić, tak więc nic, tylko korzystać z uroków tego pomieszczenia. Brytyjka wypowiedziała cicho hasło, wchodząc prędko do środka. Obejrzała się jeszcze za siebie, czy przypadkiem nikt jej nie widział, po czym zniknęła za drzwiami. Nie zdziwiła się nawet, widząc Pix poprawiającą z deka maniakalnie swoją grzywkę. Było to dla niej całkiem typowe, chociaż zdawało się zupełnie niepotrzebnym. Czy ogarnięta, czy nie, i tak wyglądała znośnie, dlatego Ariadna czasami zwracała jej uwagę na to, że ma już pewnego rodzaju obsesję. Dzisiaj jednak spotykają się w celach czysto relaksacyjnych, tak więc tego typu wzmianki nie powinny się pojawić. - Och Pix, już jest w porządku, zostaw ją w spokoju. - mruknęła Pandora z nikłym uśmiechem na ustach, upewniając się, że Donatella może zobaczyć jej odbicie w lustrze. Następnie wyciągnęła wspomnianą wcześniej, całkiem małą paczkę fajek i umieściwszy jedną z nich w ustach, resztę podała Ślizgonce. Ciche i krótkie "Incendio" rozbrzmiało w powietrzu, a po chwili Pandzia już raczyła się dymem. Usiadła niedługo potem na schodkach, które prowadziły do basenu - różdżkę zaś położyła obok, coby w razie czego mieć ją pod ręką, ale żeby też nie musieć jej wiecznie trzymać w dłoni. Wsunięcie jej do kieszeni byłoby kompletnym idiotyzmem, którego u Belrainowej próżno szukać. - Dużo masz tej Whisky? - rzuciła na koniec, spoglądając na znajomą.
Pixie powoli zaczynała się nudzić w łazience. Zdecydowanie samotność jej nie służyła za nadto. Czasem i owszem chciała zostać sama ale zdarzało się to tak rzadko jak nagła chęć na bycie miłą. Czekać też nie lubiła. Była ciągle w gorącej wodzie kąpana. Niekiedy brakowało tylko by zaczęła tupać nóżkami jak kiedyś dawno temu w dzieciństwie po czym fuknęła i powiedziała, że chce wszystko ‘już, teraz, zaraz natychmiast’. Nie da się ukryć- z biegiem lat trochę przystopowała z akacjami Ala rozkapryszona dziewczynka. Teraz potrafiła wyartykułować swoje żądania w nieco inny sposób, niekoniecznie trafny i bezbolesny. Nie żeby była nadto agresywna, ale czasie po prostu nie mogła. Chęć dostania czego, albo kogoś bo tak też się zdarzało była silniejsza. Sama nie wiem jak niektórzy z nią wytrzymują. Muszą być równie pokręceni co Donatella, bez dwóch zdań. Gdy grzywka była już jako tako znośna do łazienki wparowała Panda. Dawno się nie widziały. Nie można było mówić o jakiejś nadzwyczajnej zażyłości między nimi, bądź co bądź dziewczyna miała słabość do blondynki a to wystarczyło do napisania kilku listów ze słowami od czapy. Na szczęście łamała stereotyp głupiej blondynki, przez co przebywanie z nią było dużo łatwiejsze niż za sam wygląd. Dobre i to. Ostatnio trudno jej było napotkać bratnią duszę, dlatego różne półśrodki musiały jej to zastąpić. Nie zrozumcie mnie źle, Pandorę naprawdę darzyła sympatią, ale tym były dla niej podobne relacje. Czymś przechodnim. Mało kiedy rozwijały się naprawdę, ale to już może wina Pixie która zaniedbywała wiele rzeczy leżących w jej gestii. -Wybacz. Ona nigdy nie jest idealna. Słowo daję, nigdy nie dam się namówić na podobne udziwnienie. Męczy jak cholera. Westchnęła tylko odchodząc od lustra. Miała grzywkę od dawna i od dawna chodziła za nią ta mania poprawiania. Nienawidziła gdy coś się jej tam zawinęło czy skręciło. Dostawała białej gorączki na samą myśl o sterczących kosmykach na jej jasnym czole. Gdyby wiedziała, że będzie z tym tyle zachodu obcięłaby się na jeżyka. Z kolei potem rozpaczając na brak długich czekoladowych pukli, nawet z tym cholerstwem. Była włosową pedantką i już. -Właściwie to trzy butelki. Rozłożyła ręce w geście niemocy przewracając przy tym rękami.. Liczyła na dwie, ale miała farta. Zapomniała o swoim sekretnym zapasie na złe czasy. Co z tego, że owy zapas z kretesem uszczuplił się do jednej butelki (którą notabene miała zamiar teraz roztrwonić) po ostatniej pijańskiej akcji jakiej dopuściła się w Holandii w czasie wakacji. -Liczyłam na więcej, ale teraz trudno o cokolwiek. Co niektórzy nagle przypomnieli sobie o regulaminie i sama wiesz. Ciężko o cokolwiek. Chociaż myślę, że i z tym możemy mieć zajęcie. Nie wspominałam już o tym, że pije na pusty żołądek. Wiedziała, że to złe jak nic innego, ale cóż. Nie zawsze dotrzymywała sowich postanowień. Niekiedy po prostu miała je najzwyczajniej gdzieś. Od rana jakoś nie miała apetytu. Wiecie nie zawsze ma się ochotę na zjedzeni konia z kopytami w wielkie Sali gdy ma się inne zajęcia i grono chichoczących znajomych koło siebie. Raz się żyje, najwyżej zrobi z siebie pośmiewisko. Nie pierwszy raz i nie ostatni. Wręczyła dziewczynie jedną z butelek po czym sięgnęła po papierosa. Cudownie. Wprost nie mogła ukryć uradowania gdy zaciągnęła się po praz pierwszy. Właściwie to popalała od jakiegoś czasu. Może to tylko kwestia braku fajek w 9nnymwypadku kopciłaby ile wlezie. Na coś trzeba umrzeć. -Świetne. Tęskniłam za tym bardziej niż Samkiem ognistej. Co ta szkoła robi z ludźmi. Tylko się staczamy. Nie uważasz? Pomyśleć, że oni nadal próbują nas czegoś nauczyć. Dobre sobie. Lada moment zacznie gadać jak katarynka. Ta nagła papierosowa euforia dosyć dziwnie na nią oddziaływała. Zgasiła dokładnie to co zostało z jej papierosa po czym wrócił go do zlewy. Na szczęście nie niszcząc kolejnie części swojego stroju. Wyglądała mniej więcej tak. Z tym, że rajstopy były nieco podarte, o czym wspomniałam już wcześniej. Jako, że koszulka zarówno pod pachami jaki i jeśli chodzi o dekolt, odsłaniała znaczną część koronkowego stanika dziewczyny. Nie żeby celowo, ona nie przepadała za tą częścią ciała którą owa cześć garderoby skrywała ,po prostu tak już miała. Lubiła tego typu zestawy, zwłaszcza, że pogoda coraz gorsza i wiadomo trzeba korzystać póki jeszcze można paradować z cyckami na wierzchu. -Niezłe buty. Przyznała patrząc na dosyć wysokie obuwie dziewczyny. Przez większość życia Pixie nie założyłaby obcasów. Nie była za dobra w poruszaniu się na nich, więc unikała tego dosyć często. Do nauki przyszło mniej więcej przed ślubem jej ciotki parę lat temu, coś ją naszło na obcasy i z uporem łaziła w nich po całym domu, aż poobcierała kostki do krwi. Piękne czasy. Była wtedy nieco bardziej pruderyjna. -To co z tymi historiami którymi maiłaś mnie uraczyć Pandzia? Zamieniam się w słuch. Usiadła na brzegu wielkiej wanny otwierając butelkę ognistej. Upiła dużego łyka kontemplując strój dziewczyny. Szczerze mówiąc nie specjalnie ją obchodził. Właściwie miała pretekst do bezkarnego gapienia się na krągłości i buźkę Pandory z czego korzystała beza opamiętania między kolejnymi łykami. -Mam nadzieję, że zaraz ktoś tu nie wparuje, gdyby odjęli nam kolejne punkty pewnie nas współ domownicy obdarłby nas ze skóry. Chociaż…mam to gdzieś. Myślisz, że długo będą nas tak pilnować? Te patrole są żenujące. Zdjęła botki rzucając je w kąt. Wystarczy, tak będzie jej o wiele wygodniej. Zazdrościła im tej łazienki. Cholerstwo było sto razy lepszej od tej w której przyszło się kąpać Pix. Cwane belzebuby, więcej nie mogły już chyba skorzystać na plakietkach.
Oj tak, samotność na pewno nikomu nie służyła, a już zwłaszcza nie służyła takiemu typowi człowieka, który lubi obracać się w doborowym towarzystwie i balować aż do zgonu. Nic więc dziwnego, że zarówno Pixie jak i Pandora otaczały się wieloma przelotnymi znajomościami mającymi za zadanie uratować je od wspomnianej samotności przynajmniej na jedną, krótką chwilę. Można poniekąd stwierdzić, że to słaby punkt obu panien, który bez problemu da się wykorzystać do najzwyczajniejszego w świecie torturowania ich, wymuszania czegokolwiek, ale no błagam - czy one sobie jakoś wreszcie nie poradzą? Już samo spotkanie w Łazience Prefektów pokazuje to, że umieją rozwiązać tego typu problem, zresztą jest to też dowodem na to, że obie raczej często dostają wszystko, czego zapragną. No bo tak na dobrą sprawę to i jedna, i druga mogła odmówić przyjścia tutaj, prawda? To szczegół, że akurat w tym momencie obie chciały tego samego, przez co wszystko poszło jak z płatka! Tak jak było to już wspomniane, ich zażyłość wcale nie osiągała jakiegoś wielkiego poziomu, więc teoretycznie wszystko mogło się zdarzyć. Nawet, jeśli Panda niszczyła stereotyp głupiej blondynki i jeśli Pix obiecała załatwić Ognistą Whisky. - Jak dla mnie to właśnie przez swoją niedoskonałość jest taka śliczna - stwierdziła Ariadna, przyjmując ekspercki wyraz twarzy, któremu wręcz niemożliwe było odmówienie racji. Dlaczego? Bo gdzieś w tych błękitnych oczach kryła się żądza mordu wynikająca z apodyktyczności - czyli głównej cechy naszej bohaterki. Skoro już powiedziała dziewczynie, że ma ładną grzywkę, to po co miałaby zaprzeczać? W tej szkole ciężko byłoby znaleźć kogoś, kto na tego typu sprawach znałby się lepiej niż Panda. A nawet jeśli miałoby się to komukolwiek udać, to ona i tak nie przyjęłaby tego do wiadomości. Wiadomo, nadmiernie ambitna Ślizgonka, która zawsze musi być we wszystkim najlepsza to nie jest zbyt dobry materiał na pokorną, przyznającą innym rację pannę, a ona pokazywała to w najbardziej dosadny sposób. Spytajcie jej rywalki, w jak okropny sposób były torturowane, o ile macie na tyle mocne nerwy aby to usłyszeć! Wracając jednak do tematu samych włosów, który Oman uważała chyba za dosyć ważny, to należy wspomnieć że Pandora nigdy jakoś nie uważała się za taką, co to powinna sprawiać sobie grzywkę. Zaczesywała wszystko do tyłu i było okej. Nie widziała żadnego powodu, aby eksperymentować z czymś tak denerwującym. Zresztą nie sądziła, aby jej to pasowało. Trzy butelki to ma być mało? Fiu fiu, ktoś chyba zapomniał, że będą z nich piły ledwie dwie osoby, a już sama połowa butelki była wystarczająca, aby przeciętnego popijacza nieźle podchmielić. I o ile Pandora wcale przeciętną nie była, to chyba wolałaby pozostać przynajmniej po części trzeźwą. Będąc pijaną miała skłonności do losowego krzyczenia, które mogłoby bez najmniejszego problemu obwieścić całemu zamkowi, że w Łazience Prefektów ktoś jest i robi rzeczy, których robić nie powinien. Zaciągnąwszy się ponownie papierosem, blondynka uśmiechnęła się trochę, po czym machnęła dłonią na znak "nie martw się - wystarczy", odbierając następnie jedną z butelek. Wzięła jeden, spory łyk, odstawiając potem whisky na bok, zamykając oczy i skrzywiając się wyraźnie. Pierwszy kontakt był zawsze najgorszy, a pieczenie najbardziej dokuczliwe. Dobrze jednak, że w miarę jak piło się coraz więcej, to owe irytujące efekty zanikały, zaś odwaga i śmiałość przybywały coraz to większymi falami. Chociaż, może to jednak źle? Cóż, Pandy to na razie wcale nie obchodziło, bowiem najadła się porządnie pół godziny wcześniej, zmniejszając tym samym ryzyko jakichś naprawdę poważnych wybryków. Nie wiedziała, że Pixie okazała trochę mniej zaradności, jednak gdyby było inaczej, z pewnością nie omieszkałaby tego jakoś wykorzystać. - Oj tam, osobiście nie sądzę, żebym się staczała, ja się dopiero wspinam - mruknęła z wyraźnym zadowoleniem w głosie, poprawiając trochę swoją pozycję na schodkach. Takie podejście było oczywiście strasznie szczeniackie i niemoralne, bo styl życia, który wiodła, wcale nie miał w planach jej zaprowadzić na żadne szczyty, wręcz przeciwnie, najprędzej wepchnąłby ją do rowu. Ona jednak nie dostrzegała wcale tej racjonalnej strony swoich poczynań, zawsze działała jakoś tak spontanicznie, byleby tylko coś robić. Rzuciła okiem na Donatellę, wyrzucającą już niedopałek papierosa do zlewu. Szybka była, to pewne. Panda nie zdążyła nawet dotrzeć do połowy, a ta już skończyła. Czyżby komuś doskwierał głód? Och, jaka szkoda, że wszystkie fajki należały do blondyny, która mogła jej przecież zabrać tą paczkę bez najmniejszego problemu! Dobrze jednak, że nie miała wcale takiego zamiaru, bo biedna panna z siódmego roku musiałaby dosyć usilnie kombinować, jak by tu zdobyć trochę więcej tytoniu. Wzruszywszy ramionami, dziewiętnastolatka spojrzała znowu na swoją towarzyszkę, zwracając tym razem uwagę na jej koszulkę. Ten rzucający się w oczy krzyż nie zrobił na niej wielkiego znaczenia, może był aluzją do opinii, którą ktoś przyczepił Belrainowej do pleców, może nie - nieważne. Niebieskie oczęta zatrzymały się chwilowo na dekolcie Dony. Gdyby tak porównać do siebie te dwie dziewczyny, to Pandorę można by wziąć za zakonnicę! Studentka uśmiechnęła się troszkę, zabierając swój wzrok z ciała towarzyszki i przenosząc go gdzieś na ścianę, aby za parę chwil umieścić go na swoich butach. Podziękowała za komplement, wycierając palcem jeden z ćwieków zdobiących front jej obuwia. Ależ to było ostatnio modne, praktycznie każda dziewczyna miała ćwiekowany element garderoby! - Och, no cóż - powiedziała, zastanawiając się chwilę. Rzeczywiście, miała jej przecież coś poopowiadać, pytanie tylko, cóż takiego? - Słyszałam ostatnio, że Villiers wyrwał jakąś kolejną naiwną szmatę, zresztą jego siostrzyczka wcale nie jest gorsza. Ta, którą zajął się Casper jest nawet n nawet niczego sobie! - po ostatnich słowach przygryzła dolną wargę - Ale to wcale nie są dobre historie. Kojarzysz Gabriela Lacroix z pierwszego roku studiów? Taki niski brunet, dosyć dziwny. Zresztą nieważne. Ważne jest to, że prawie przeleciał jakąś czternastolatkę, czujesz to? Ramirez ich przyłapał, wkurwił się nie na żarty i odesłał do Zausera. Do teraz nie wiem, jak ich upierdolił, ale chyba nie było to nic lekkiego. Zresztą cisnę teraz z Francuzika niezłą bekę, bo wszyscy twierdzą że jest popierdolonym pedofilem i chcą trzymać go z dala od dzieciaków - skończyła i zaśmiała się, zakrywając usta dłonią, aby przypadkiem nie przekroczyć dopuszczalnej głośności. Zaciągnęła się ponownie papierosem, próbując puścić z ust kółko. Niespecjalnie jej się to udało. - Kurwa no... - zaklęła cicho, spoglądając znowu na Pix, chwilę po tym jak zagaiła o patrolach - Jak będziesz się cicho zachowywać, to nikt tu nie przyjdzie. Zresztą nikt nas nie będzie cisnął tak jak pana pedofilka, także spokojnie - mruknęła, patrząc na rzucane niedbale botki. Cóż, jej było jeszcze w miarę wygodnie w jej ciemnych, ćwiekowanych butach, które tak na dobrą sprawę nie miały nawet obcasa, więc postanowiła być dla nich trochę milsza. Blondyna wzięła kolejnego łyka Whisky, zaciągając się potem papierosem. Ech, niedługo trzeba go będzie wyrzucić, bowiem zamienia się nieuchronnie w niedopałek. Cykl życia i śmierci, drodzy Państwo!
Samotność nigdy nie jest do końca dobra. Zawsze wiąże się za nią jakaś tęsknota czy powód inaczej nikt się na nią nie pisze. Pixie nie raz wołała posiedzieć sama , ale głownie by coś przemyśleć czy odpocząć. Gdyby miała na co dzień żyć jak jakiś pustelnik pewnie by zwariowała nie ma co. Chociaż u niej to różnie. Raz pałała miłością do wszystkich i mówiła im jacy to oni są super mega swag yolo i tak dalej a później wyzywała od najgorszych. Miała to chyba po matce. Holly też zawsze była wiecznie nieogarnięta i trochę dziwna. Nic więc dziwnego, że Dona poszła w jej ślady. To było rodzinne. Jej brat miał o tyle szczęścia, że po części był o wiele bardziej podobny do ojca. Dzięki temu zyskał parę szarych komórek więcej do kolekcji i zdecydowanie o garści pokory więcej niż Pixie przez całe swoje życie pokazała. Z jednej strony była ulubienicą domowników z drugiej największą czarną owcą w historii Omanów. -No ja nie wiem. Kupa sterczącego pierza, nigdy nie będzie śliczna. Co racja to racja. Akurat w tych kwestiach zdanie Pandory było jakimś argumentem do zaprzestania męczenia tej grzywy. Pixie wiecznie miała z czymś problem. Teraz nadchodził kolejny.; Dla niej i ta butelka to za dużo. Owszem była szybka. Aż za bardzo. Żłopała ognistą jak małe dziecko mleko przez smoczek. Tylko momentami zatrzymywała się by rzucic Pandzie nieobecne spojrzenie przez lekko zamglone oczy. Papierosy nie były jej, ale i tak nie chciała nadużywać uprzejmości dziewczyny i postanowiła ograniczyć się do jeszcze jednego papierosa po czym przesunęła paczkę nieco dalej od siebie. Co by ją nie korciło Długo nie wyrobi pijąc na pusty żołądek ale to Pix. Ona po alkoholu i tak jest znośna. Czasem może bredzi bez sensu, ale przynajmniej nie wywleka brudów z przed lat jak co niektórzy jej znajomi. Co nie zmienia faktu, że pijana Pixie to nie za ciekawy widok. -Skoro tak mówisz. W sumie trudno byłoby mi się od tego wszystkiego odzwyczaić. Co mogę robić, z kim i kiedy. Niby nakazy i konwenanse, a w sumie wolę je mieć, chociażby dla zasady. Żeby potem łamać. Przy ostatnimi zdaniu posłała Pandzie łobuzerski uśmiech. Czasami, aż za bardzo. Ostatnio starała się przystopować. Rodzice mieli już serdecznie dosyć różnych zawiadomień na temat dziwnych akcji których się podejmowała, zgłasza, że podobno nie było teraz za bezpiecznie. Wilkołaki i te sprawy. Nie powiem żeby Oman się jakoś szczególnie obawiała. Była ciekawa ich wszystkich. Czasem Mozę aż za ciekawa. A to przecież pierwszy stopień do piekła. -Coś tam obiło mi się o uszy. No cóż…jak kto woli. Zaraz ile? Czternaście? Pierdziele co z nim jest nie tak? Albo był zdesperowany albo sama nie wiem. Dziwki jakiegoś typa nie robiły na niej wrażenia. Przyjęła tą informację bez mrugnięcia okiem i większego zaciekawienia. Za to ta druga informacja zakołatała w jej głowie nieco ostrzej. Nieźle. Niektórzy ludzie są bardziej popaprani od niej. Pewnie młodszej nie znalazł. Powinna jeszcze zajść w ciążę a byłoby idealnie. Taka słodka patologiczna rodzinka. Czego można chcieć więcej. Ciekawe tylko czy zrobiła to z własnej woli, chociaż i takich nie brakuje. Musiała być naprawdę skupiona na sobie, skoro dopiero teraz o tym usłyszała. Wcześniej dochodziły do niej tylko strzępki informacji, nie zbyt składne. -Fakt, gorsze do niego nie będziemy. Niezależnie co zrobimy. Tylko co zrobią? Upiją się w trupa i obrzygają łazienkę? Nie to nudne. Raptem kilkanaście punktów na głowę i morze szlaban. Pix no dalej postaraj się. Dawno nie zrobiłaś z siebie idiotki po pijaku złociutka. -Czemu oni mają takie supernowe rzeczy w tej łazience? Pixie przez pewien czas bujała się w tył i przód na brzegu wanny. Niczym dziecko z chorobą sierocą no, ale ot drobiazg. Po chwili radosnego biadolenia i tych nieco bardziej wyszukanych zdań nie zaczynających się od ‘łii’ i ‘łaaał’ wpadła z łoskotem do wanny wypełnionej wodą. Normalne wyskoczyłaby co sił w nogach. Marudząc na mokre ubranie. Jednak po paru chwilach zorientowała się, że całkiem tam przyjemnie. Ciepła woda piana i w ogóle. Cud miód i orzeszki, przy tej jesiennej szarówce. -Jak byłam mała zawsze chciałam kąpać się w ubraniu, albo przynajmniej w skarpetkach. Niechętnie dostawiła niedopitą butelkę ognistej , a raczej wypuściła ją z ręki po czym zaśmiała się jak dziecko. Chciała przegrabić włosy do tyłu jednak powstrzymała się w ostatniej chili. Nawet w tym stanie pamiętała o grzywce. O zgrozo. Chciała ochlapać Pandzie ale machnęła dłonią dosyć nieudolnie i kropelki wody ją tylko musnęły.
Bez przesady z tą tęsknotą! Pandora jeszcze nigdy nie czuła czegoś takiego, nieważne jak dużo i "szczerze" by o tym mówiła, a przecież z samotnością stykała się nie raz i nie dwa. Nie nie nie, ona za ludźmi nie tęskni i koniec kropka. Może jej najwyżej brakować rozmowy, wygłupów, albo wspólnego picia, ale to tyle. Nigdy się jeszcze do nikogo tak mocno nie przywiązała, żeby od razu mówić o tak wielkich i pięknych uczuciach. Nie dość, że była do tego zbyt nieludzka, to po prostu pojęcia "Pandora Belrain" i "tęsknota" nie współgrały ze sobą. Porządek świata trzeba przecież jakoś utrzymywać! A skoro w owym porządku jest też zapisane, że Pix to czarna owca swojej rodziny... to czy aby na pewno chcemy go w jakikolwiek sposób modyfikować? Nie sądzę, a przynajmniej nie sądzę, aby Panda tego chciała. Dziewczyna podobała się jej taką jaką była, tak więc gdyby miała stać się przykładną córeczką tatusia połączoną z wzorem wszelkich cnót, to zostałaby przez dziewiętnastolatkę wyśmiana - tylko po to, aby potem zostać wrzuconą do worka wyrzutków, który Panda przekłuwała wielkimi, grubymi igłami szyderstwa niemalże codziennie. Całe szczęście, że ani jedna ani druga nie miała takich planów jak te, o których lałam przed chwilą wodę, bo mogłoby się zrobić naprawdę niemiło! Kupa sterczącego pierza, dobre sobie! Ariadna myślała, że jej znajoma jest bardziej pewna swojego wyglądu, a co ważniejsze, że umie nad nim zapanować. I o ile drugie założenie było spełniane, bo Pix była naprawdę zadbaną dziewczyną, to drugie już niespecjalnie. Irytowało to trochę moją blondynę, bowiem taka niepewność wiązała się całkiem mocno z cechami, których nienawidziła pełnią serca i które nadawały się wyłącznie dla uczniaków z Hufflepuffu, najlepiej pierwszorocznych, nie dla siedemnastoletnich Ślizgonek. Dlatego też rozmawiając czasami z Donatellą, obserwując jej histeryczne miejscami poprawianie włosów, nabierała coraz to poważniejszych wątpliwości, czy aby naprawdę jest osobą wartą pandowego czasu. Ale wtem pojawiały się oznaki tego, że dziewczyna jest w ogromnym błędzie. Picie, palenie, jej specyficzne zachowanie, wszystko to, czego potrzeba rasowemu szydercy. I wszystkie znaki zapytania znikały, pryskając jak bańki mydlane, zaś sama Aria mogła odetchnąć z ulgą. - Dokładnie! "Kiedy łamiesz zasady, łam je mocno i na dobre!" - zacytowała z entuzjazmem, uśmiechając się szeroko. Pixie może i próbowała przystopować, ale Pandora coraz częściej zaczynała brać z życia pełnymi garściami, chociaż i tak brała już całkiem dużo. Rodzice niespecjalnie zwracali uwagę na jakiekolwiek zawiadomienia, bowiem albo przekupiona służba je niszczyła, albo po prostu nie przejmowały one matki na tyle, aby powiedziała ojcu, wywołując tym samym kolejną rodzinną awanturę. Personel Hogwartu był też zbyt tolerancyjny, dając śmiesznie niskie kary i mając idiotyczne nadzieje na poprawę zachowania "panienki Belrain", która z uwagi na swoje wysokie pochodzenie powinna się niedługo odblokować i uspokoić. Ach, gdyby tylko wiedzieli o jej marzeniu, które uwzględnia w sobie liczbę "666"! Już na pewno nie byliby tak przekonani o skuteczności swoich wspaniałych, bezstresowych metod wychowawczych. Swoją drogą głupim było podejmowanie prób wychowania dziewiętnastolatki, która przecież była dorosła i miała konkretnie wyrobiony światopogląd. Metody resocjalizacyjne, nawet jeśli bardziej pasują do jej wieku, to i tak nie dałyby specjalnego efektu, bowiem Belrainowa była już wystarczająco zepsuta - z tak głębokiej dziury już się nie wychodzi, nawet za pomocą dźwigu. Pokiwała twierdząco głową, słysząc pełne niedowierzania pytania Omanowej. Ledwie czternaście lat, a do tego mówi się, że była Krukonką. Cóż, najmądrzejszy dom na świecie nie jest już chyba tak szlachetny i mądry, co? Sądzę, że z szukającymi seksu małolatami nie ma co się kłócić. A mówią, że Slytherin to dom ogólnej demoralizacji, przecież to kompletna bzdura! Gdyby tylko Gabriel wpadł i zrobił jej dzieciaka, oj tak, byłaby to przesłodka, patologiczna rodzinka, aczkolwiek co ważniejsze, Ślizgoni straciliby trochę swojej złej reputacji. A może jednak nie? Lacroix był jednak Wężem, więc srebrno-zielony herb miałby spore szanse na zostanie splamionym, ale gdyby tak rozsiać plotkę, że Tiara miała go najpierw przydzielić do Ravenclawu... Wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie innym torem. Pandzia aż uśmiechnęła się sama do siebie, powolutku rozpoczynając planowanie największej intrygi tego tygodnia. Przerwał jej odgłos wody, do której wleciała Pix. Niebieskie oczy powędrowały na nią natychmiast, pełne zdziwienia. Czyli to dlatego zdejmowała wtedy buty, ale cwana! Ariadna zaśmiała się, dokańczając po chwili papierosa i wyrzucając go do wspomnianego trochę wcześniej zlewu, gdzie dołączył do swojego towarzysza. Dziewczyna wzięła jeszcze kilka łyków ognistej, tym razem nie skrzywiając się już tak bardzo, zamiast tego czując milsze uczucie pieczenia. Oj tak, było o wiele milsze, kiedy przeszło się ten pierwszy, okropny raz. - A później będzie płacz, że ubrania zniszczone! Ej! - ostatnią część wypowiedziała trochę głośniej, bo to właśnie wtedy została ochlapana - nieudolnie, ale wciąż - przez dziewczynę. Wytarła dłonią krople wody ze swojego ubrania i popatrzyła z udawanym grymasem na pływaka, który potem będzie musiał w takim stanie iść przez cały Hogwart do Pokoju Wspólnego. Cóż, zawsze mogłaby zostać zaciągnięta do domu Pandy, ale wtedy posądziłaby ją jeszcze o gwałt czy cokolwiek innego, więc nie warto. - Masz taką słabą głowę, jak ty wracasz w ogóle żywa z imprez? - spytała, przenosząc wzrok ze Ślizgonki na paczkę papierosów, która leżała sobie spokojnie, nikomu nie zawadzając. Palenie było teraz ryzykowne, zważając na to, że Donie może strzelić do głowy wciąganie Pandy do basenu, a gdyby tak miało się stać, to biedna fajka zostałaby na pewno zamoczona, tym samym stając się kompletnie bezużyteczną. Nie, takiej straty nie możemy niestety zaakceptować. Zamiast tego blondyneczka postanowiła pociągnąć jeszcze kilka łyków whisky, której było coraz to, coraz to mniej. Na chwilę obecną zbliżała się do połowy zawartości butelki, ale to ledwie kwestia czasu, jak opróżni ją w całości.
Merlin wyszedł z tej niesamowitej sali pełnej luster, razem ze swoją nową niebiańską koleżanką. Wziął ją za rękę i zaczęli przemierzać stosunkowo ciemne korytarze. Merl z rozmarzoną miną i wielkim uśmiechem na twarzy rozglądał się z ciekawością małego dziecka, jakby po raz pierwszy widział tak cudowne miejsce. Co jakiś czas stawał obok jakiegoś obrazu i z zachwytem ciągał gryfonkę za rękę, powtarzając jak cudowne jest to co widzi i podskakując zdziwiony, kiedy postacie poruszały się i do niego mówiły. Wtedy lekko przestraszony Faleroy uciekał od obrazów w panice. Opowiadał Skaj o tym jak wygląda jego rodzinny dom i wymieniał miejsce gdzie jego matka sieje zazwyczaj kwiatki. To była wyjątkowa poufałość z jego strony, bo nigdy nie lubił wspominać o swojej rodzinie. Ale spokojnie, prawdopodobnie ani ona ani on nie będą pamiętać jego barwnych opowieści o planie jego domu, więc nie ma się czym przejmować. Niestety podłoga nie była wcale taka równa jak być powinna. Merlin przeklinał co jakiś czas powtarzając jak to woźny nie prostuje dywanów, przez co nieustannie potykają się i przewracają na ścianę. A raz czy dwa zupełnie lądując na ziemi. Co jak co, ale ta podróż z pewnością przyprawi ich o niejednego siniaka. Kiedy to zwiedzanie zamku odrobinę znudziło się Ślizgonowi, przypomniał sobie o cudownej łazience prefektów, gdzie kiedyś, dawno temu był na imprezie. Oznajmił Skaj, że to idealny czas na kąpiel i przy okazji opowiadał o tym jak okrutny Casper Villers, pobił tu kiedyś jego ukochanego Janeczka, który teraz pojechał gdzieś do Grecji i do niego nie wrócił. Przy okazji tego opowiadania po policzku Melroy’a spłynęło nawet kilka łez, które natychmiast otarł po oto dotarli do łazienki. Przez chwilę Ślizgon myślał nad hasłem, prawdopodobnie wymieniając wszystkie, które gdziekolwiek prowadziły przez ostatni rok, nawet do Pokoju Ślytherinu, więc Sky mogła skorzystać. Na szczęście w końcu któreś zadziałało i Merl wtoczył się do łazienki ze swoją koleżanką, zatrzymując się nagle, widząc, że ktoś tu jest! Zdziwiony puścił dłoń Skaj, żeby w geście zdziwienia przyłożyć dłonie do policzków. - One nie są prefektami – oznajmił pokazując na Ślizgonki. A na pewno Pandora nie była nią! Przecież ją znał, to jego ziomek! - Panda! –powiedział i podbiegł do niej zgrabnie jak sarenka, ponownie łapiąc Sky, żeby poszła razem z nim. Objął blondynkę radośnie, zgarniając Niebko, żeby też się do nich przytuliła. - Chodźmy się wykąpać! – wykrzyknął szczęśliwy z tego spotkania Merlin i niespodziewanie złapał dziewczyny za nadgarstki, by wskoczyć wesoło do wody. W której jego zdaniem z tej perspektywy, pływały morskie zwierzęta. Ach, życie było piękne!
Tak właściwie to grzybki halucynogenne rzadko kiedy powodowały zaniki pamięci po zażyciu, ponieważ świadomość mimo że otumaniona, wciąż działała sprawnie, w przeciwieństwie do działania świadomości podczas spożywania alkoholu. Zatem istnieje całkiem spore prawdopodobieństwo, że Winterbottom, która zjadła tylko kilka grzybków, zachowa swoją pamięć i wszystkie te opowieści o rodzinie Merlina, w przeciwieństwie do niego samego, który już był pod niezłym wpływem, kiedy do niej dotarł. Sky nie oponowała, kiedy chłopak wziął ją za rękę, właściwie to nawet taka poufałość jej odpowiadała w danym momencie. A przynajmniej do czasu, kiedy chłopak zaczął się potykać - najprawdopodobniej o same nogi, bo dziewczę nie widziało na ich drodze żadnych przeszkód (głównie dlatego, że sama miała wrażenie jakby lewitowała nad posadzką i nie straszne były jej pagórki zsuniętego dywanu). Mimo to nie puściła merlinowej rączki, dając się pociągnąć na ziemię za każdym razem, kiedy ten na niej lądował. Uniknęłaby wielu siniaków, gdyby jednak szli oddzielnie, ale wtedy nie byłoby tak zabawnie! Kąpiel była szalenie dobrym pomysłem, toteż Skaj przystała na niego, ochoczo potakując głową. Nigdy nie była w łazience prefektów! Zabawne, przecież tyle o niej słyszała i nawet niektórzy jej znajomi, którzy naturalnie nie byli prefektami, zaliczyli odwiedziny w tej łazience na przestrzeni kilku lat a Winterbottom? No cóż, chyba była po prostu zbyt fajna na włamywanie się do łazienki. -Kto to Janeczek? - wtrąciła, choć ze sposobu w jaki Ferloy opowiadał swoją historię, mogła wywnioskować, że raczej zignoruje jej pytanie, zbyt pochłonięty retrospekcją dawnych dziejów. Na łzy nie zwróciła uwagi, choćby nawet chciała. Merlin miał głowę za wysoko i nawet kiedy zadzierała swoją łepetynę, w tym momencie widziała niewiele ponad żuchwę chłopaka. Dziewczę moje pustogłowe nie wiedziało, ile czasu im zajęło odkrycie hasła, ale co jakiś czas kiedy Merlinowi dłużej zajmowało przypomnienie sobie następnego, Sky oczywiście dorzucała swoje trzy grosze, dorzucając kilka gryfońskich haseł, które jej zdaniem pasowałyby również do otwarcia łazienki. Koniec końców wygrał Merloy i gdyby nie to, że dziewczę było zbyt zaaferowane swoją pierwszą wizytą w tym miejscu, zapewne mogłoby się obrazić, że to nie jej się udało wpaść na hasło! Tylko pytanie na kogo obrazić; na siebie, Merlina czy na głupie drzwi. W zaskoczeniu wpatrywała się w dwie przebywające w łazience osoby, co jakiś czas przenosząc wzrok na równie zaskoczonego chłopaka. W ogóle co to za opcja, że do łazienki można wejść nawet, kiedy ktoś jest w środku! Winterbottom osobiście by sobie nie życzyła żeby inni prefekci mieli do niej dostęp, kiedy ona by brała kąpiel, gdyby była prefektem. Ktoś tego nie dopracował, zdecydowanie. Najwyraźniej zaskoczenie chłopaka było mniejsze niż jej własne, bo już po chwili ponownie ją za sobą ciągnął jak szmacianą lalkę. Nie oponowała, wychodząc z założenia, że skoro i tak lewituje, nie ma żadnej możliwości zaprzeć się nogami i nie dać pociągnąć. Grupowe tulenie było przeurocze i zabawne, toteż z krtani grygonki wyrwał się cichy chichot, kiedy jej głowa utonęła gdzieś pod ramieniem Merlina. A potem było już tylko mokro, co dziewczę przyjęło z zaskoczonym okrzykiem na ustach. W ogóle jakoś tak łatwo dawała się zaskoczyć tego wieczoru, co było samo w sobie zaskakujące jak na osobę która nie lubiła być zaskakiwana. Mokra woda zdecydowanie nie przypadła Skaj do gustu, w ułamku sekundy od momentu, kiedy udało jej się oswobodzić z objęć Merlina, wyskoczyła z wody krzycząc coś o topieniu grzybków. Jeszcze stojąc nad krawędzią basenowanny wyciągnęła z kieszeni wymęczone już całą tą zabawą grzyby, a właściwie ich resztkę, którą trzeba było szybko skonsumować. Nie przejmując się obecnością obcych osób, ochoczo wpałaszowała dwa kapturki czy tam główki (hehs nie wiem jak się mówi na łby grzybów), po czym wyciągnęła dłoń z pozostałymi w kierunku trójki Ślizgonów. Merlinowi dwa razy powtarzać nie trzeba było, z wanny wyskoczył zaskakująco zgrabnie jak na swój stan, i naturalnie uraczył się specyfikiem. Panie, którym przerwali randkę chyba były w zbyt wielkim szoku żeby jakkolwiek zareagować, zresztą Merloy zjadł ostatnie grzyby, więc nawet gdyby Sky chciała, nie miała już ich czym poczęstować. Chwytając się ponownie za ręce, pomachali dziewczętom, po czym opuścili łazienkę, zupełnie nie przejmując się faktem, iż są mokrzy od stóp do głów i pozostawiają za sobą olbrzymie kałuże.
Karin nie miała co ze sobą zrobić, więc postanowiła przejść się po zamku. Biegać nie moga, bo wczoraj zerwała sobie ścięgno i teraz musiała uważać. Kochany Matt powiedział, że już dzisiaj po południu będzie mogła normalnie zasówać po błoniach, ale jak na razie musi oszczędzać nogę. Tak więc chodziła sobie tu i tam szukając jakiegoś zajęcia aż w końcu tafiła na piąte piętro. I zachciało jej się siku, a że do łazienki prefektów była najbliżej, więc weszła do środka. Hasło udało jej się podsłuchać kilka dni temu więc nie miała większych problemów. Weszła do środka, zrobiła co miała zrobić i stanęła przed lustrem, by spojrzeć na siebie. Mocny, ciemny makijaż już z daleka rzucał się w oczy. Do tego jej ubiór: krótka, czerwona spódniczka; top; skórzana kurtka i na koniec wysokie glany. Miała szczęście, że nie natknęła się na żadnego prefekta ani nauczyciela. Ale, teraz wszyscy siedzą w Wielkiej Sali na drugim śniadaniu. Ona nie była głodna, więc postanowiła jeszcze troszkę tutaj posiedzieć.
Brown trzasnął drzwiami gabinetu, szybko zbiegając po schodach. Nie to, że był zdenerwowany, albo coś. Ot tak po prostu zgłodniał, chciał zjeść kilo frytek i 7 kebabów, miał więc prawo się spieszyć. Idąc korytarzem spojrzał na błonia przez wysokie okno, od którego wiało chłodem i mimowolnie przymknął oczy. Jego podpuchnięte po nieprzespanej nocy oczy nie chciały patrzeć na jaskrawą przestrzeń poza zamkiem, toteż otarł łzy, które zebrały się w kącikach i ponownie ruszył przed siebie. Po kilku minutach gwizdał wesoło, wybudzając się całkowicie i zbiegł ze schodów, przeskakując co trzy stopnie. Nie zatrzymałby się, gdyby nie to, że kątem oka uchwycił jakiś odblaskowy ruch na końcu korytarza. Wydało mu się podejrzane, że jakiś osobnik w stroju czerwonego kapturka w porze drugiego śniadania chodzi po szkole, więc zawrócił, minął posąg Borysa Szalonego i stanął przed drewnianymi drzwiami bez klamki. Zagryzł usta, przypomniawszy sobie, że to łazienka prefektów i jeszcze bardziej utwierdziło go to w przekonaniu, że sprawa śmierdzi. Stał przez kilkadziesiąt sekund z otwartą buzią, starając się przypomnieć sobie hasło, aż wreszcie rzucił to, które pierwsze nasunęło mu się na myśl i z ulgą stwierdził, że miał szczęście, bo drewno drgnęło, odsłaniając marmurowe przejście. Nie dbał o hałas, jaki czynił, łazienka i tak miała jedno wyjście. Wkroczył do środka i rozejrzał się; duży, marmurowy basen był pusty, a wizerunek syreny złowrogo ciskał spojrzenia w intruzów. A, no właśnie, intruz. Przy lustrze stała dziewczyna, najwyraźniej podziwiająca odbicie w lustrze. Brown uniósł brew, nie widząc powodu, dla których i on miałby się zachwycać. Prawdę powiedziawszy, pierwsze skojarzenie, jakie mu przyszło na myśl, to że wszedł na plan filmu porno. Przyjrzał się odbiciu dziewczyny i dostrzegł twarz Karin Cortez; ach tak, szlaban wisiał w powietrzu, ale nie chciał sprawić pozoru, że ukaranie Gryfonki sprawi mu dziką satysfakcję. Uśmiechnął się w duchu na myśl, że to właśnie sprawi mu dziką radość, ale skupił się na tym, by dać znać o swojej obecności. -Panno Cortez, jestem zaskoczony pańską obecnością w tym miejscu. Ty chyba nie jesteś prefektem Gryffindoru, prawda?- zapytał, unosząc brew. Zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów i zagryzł wargę zniesmaczony. -Poza tym, co to za strój? Czekam na wyjaśnienia - dodał chłodnym tonem.[/b]
Znudzony, szedł korytarzem, jednocześnie myśląc, oraz bawiąc się skalpelem. Myślał o dzisiejszym dniu, ile będzie dziś miał uczniów w skrzydle. Właśnie! Musiał jeszcze zobaczyć tą nogę Karin, ale i tak był całkowicie pewien, że dziś będzie już po sprawie. Przechodził obok łazienki prefektów i zobaczył uchylone drzwi bez klamki. Normalnie nie zwrócił by na to uwagi, lecz dziś go coś ukłoniło. Zajrzał i ku jego zdziwieniu i irytacji zobaczył nauczyciela Charlie'go i ku jego zadowoleniu zobaczył także Karin, którą częściowo szukał. Zauważył, że to nie jest miłe spotkanie. Szybko schował jego ulubiony skalpel do tylnej kieszeni spodni i szybkim krokiem pognał do Karin. W duchu śmiał się z miny nauczyciela na temat stroju Karin, ale Matthew'owi się taki styl podobał - Coś pan chciał od tej młodej uczennicy? Czy wejście do łazienki by załatwić swoje potrzeby fizjologiczne? Bo moim zdaniem powinien pan teraz być na drugim śniadaniu szczęśliwie zajadać to co szanowny pan sobie nałoży na talerz, a tą szanowną damę zostawić w spokoju- uśmiechnął się lekko wpatrując się w nauczyciela.
Nie no bez jaj! Nawet w łazience nie ma chwili spokoju? Dosłownie sekundę po tym jak spojrzała w lustro drzwi za jej plecami się otworzyły i w odbiciu lustra zobaczyła, ze do środka wszedł nauczyciel, opiekun Slytherinu. Grzecznie spytał, co też Karin tutaj robi i dał jej do zrozumienia, że jej strój jest gorszący w jego mniemaniu. Na tą ostatnią myśl uśmiechnęła się w duchu. Uwielbiała drażnić nauczycieli swoim stylem. -Witam pnie profesoerze.- Powiedziała grzecznie odwracając sie do mężczyzny.- Ma pan rację, nie jestem prefektem, jednak weszłam tutaj, by skorzystać z toalety, poniważ tutaj było najbliżej.- odpowiedziała na jego pierwsze pytanie. W tej chwilui do łazenki wszedł jeszcze ktoś. Był to Matt, jaj ulubiony pielęgniarz. Podszedł do dziewczyny i stanął w jej obronie. Karin nie miała zamiaru tłumaczyć się ze swojego ubioru. W końcu nie łamała żadnych szkolnych przepisów. W regilaminie szkoły jest wyraźnie napisane, że poza lekcjami uczniowie nie są zobowiązani noszić szat szkonych. Jej spódniczka nie jest krótsza niż wyznaczone 28 centymetrów, a bluzka nie ma zbyt głębokiego dekolu, więc teoretycznie nie było się do czego przyczepić. Z delikatnym uśmiechem i brakiem nawet najmniejszej oznaki poczucia winy czekała na reakcję profesora.
Brown usłyszał kroki za swoimi plecami i zobaczył szkolnego pielęgniarza, zagorzałego przeciwnika mugoli. Ogniki w jego oczach zapaliły się, demon w duchu zarechotał z zachwytu. Usłyszawszy wywód dziewczyny uśmiechnął się tylko, wewnątrz śmiejąc się przeraźliwie, jak naiwna była, próbując tłumaczyć się przepisami. -Przykro mi, panno Cortez, ale pomimo pory drugiego śniadania, obowiązuje Cię mundurek szkolny. Dopiero po zakończeniu dziennych zajęć masz prawo chodzić w innych ubraniach... Ale ubraniach, które nie są ordynarne. Nie muszę Ci chyba przypominać, że w tej szkole uczą się jeszcze dzieci toteż... Gryffindor traci 20 punktów, za nieodpowiedni strój. Co do Twojego przebywania tutaj, żądam wyjaśnień jak i od kogo zdobyłaś hasło do tego miejsca, a jeśli będziesz próbować dalej się wykręcać, zaprowadzę Cię do dyrektora i to on przeprowadzi dochodzenie. Żaden uczeń, bez odpowiednich uprawnień, nie ma prawa znać hasła do tego miejsca, nie wspominając o przebywaniu tutaj - powiedział lodowatym tonem ze złośliwą miną na twarzy. -Nie wtrącaj się Avery, dziewczyna złamała regulamin szkolny, w pobliżu jest mnóstwo innych łazienek, a o istnieniu łazienki prefektów nie powinna w ogóle wiedzieć- powiedział chłodnym tonem, rzucając mu krytyczne spojrzenie. -Dziwne, że tak szybko znalazłeś się w tym właśnie miejscu... Złośliwcy mogliby powiązać fakt jej skąpego ubioru i Twoim niezwykle szybkim pojawieniem się tutaj, aby stanąć w jej obronie- dodał złośliwie, przybierając niewinny wyraz twarzy.
Zaśmiał się cicho - Co ty myślisz, że ona będzie tu mi tańczyć? Lecz ona ma ścięgno zerwane, więc mogła mieć szybciej do tej łazienki, a nie do innej. A co do jej stroju to regulamin uwzględnia, że na lekcje, posiłki i inne uroczystości musi mieć ubrany mundurek. A czy pójście do łazienki jest uroczystością, czy może posiłkiem? Wiesz jeśli uważasz to za posiłek to nie wnikaj do tego uczniów - uśmiechnął się szyderczo. - A jak widać Karin nie jest też głodna co oznacza, że do póki nie chce iść na śniadanie to może chodzić w takim stroju - popatrzył na nauczyciela z szerokim szyderczym uśmiechem czekając na odpowiedź. - I jeszcze dodam, że ja podałem jej hasło do tej łazienki gdyby chciała gdzieś przesiedzieć w samotności.
Karin była wdzięczna Mattowi, że tak gorliwie jej bronił. Sama pewnie zaraz zaczęłaby się wykłucać z nauczycielem i obrażać, a tak wszystko szło spokojnie. Przynajmniej jak na razie. Miała tylko nadzieję, że Matt nie zwróci jej uwagi na to, że znow nie je. Kilka dni temu dostała od niego ochrzan, bo przez cały dzień nie zaglądała do Wielkiej Sali ani do kuchni. No ale przecież nie będzie w siebie wmuszać jedzenia! -Swoją drogą, zastanawiający jest fakt, iż wszedł Pan tutaj nie wiedząc kto jest w środku. A co gdyby którać z dziewczyn-prefektów akurat stała tutaj w samej bieliźnie? Wypadałoby chociaż zapukać, nim pan wejdzie.- powiedziała niewinnym głosem, za to ze zjadliwym uśmieszkiem. Powtórzyła sobie w yślach jeszcze komentarz na temat jej "skpego stroju". -A mój ubiór wcale nie jest taki skąpy. Mam na sobie kurtkę, którą zasze mogę zapiąć, a spódniczka sięga połowy ud, więc mam odsłoniętą tylko ich dolną połowę i kolana.- dodała demonstrując zamek błyskawiczny kurtki i wskazując odsłoniętą część nóg.
Charlie westchnął. Wyciągnął różdżkę, machnął nią, w myślach przywołując z gabinetu regulamin szkoły i odczekał chwilę. Zagwizdał przeciągle, oczekując na pergamin, by po kilku sekundach schwytać go w obie ręce. Rozwinął go, znalazł odpowiedni punkt i odchrząknął, rzucając obojgu złośliwe spojrzenie. - Punkt 3. Uczeń ma obowiązek dbania o swój wygląd zewnętrzny, na lekcje i posiłki ubierać szkolny mundurek, a na szkolne uroczystości szatę wyjściową... o ile się nie mylę, mamy porę posiłku, prawda?-zapytał jadowitym tonem. Zaśmiał się w duchu zauważając, że dziewczyna nie chce odpowiedź skąd ma hasło do łazienki prefektów. Na to pytanie odpowiedział natomiast Avery, a Brown uśmiechnął się tryumfalnie. -Cóż, Avery, mam nadzieję, że rozwiałem wątpliwości, co do tego kiedy uczeń ma nosić mundurek szkolny. Radzę dokładnie przestudiować regulamin... chyba masz jakieś kopie w bibliotece, co?-Umilkł na moment, dając sobie krótki moment na kilka przemyśleń. -Możesz być pewna, Cortez, że opiekun Gryfonów dowie się, że szmuglowałaś w tej łazience. CO do Ciebie, Avery - zwrócił się do mężczyzny, śmiejąc mu się prosto w twarz - to będzie taki mini haczyk na Ciebie. Chyba nie chcesz się narażać dyrektorowi, podając hasła uczniom? Kto wie jakie jeszcze tajemnice im wyjawiasz?- dodał słodkim tonem, nie kryjąc rozbawienia.-Na przyszłość, nie radzę wchodzić mi w drogę... wiesz, kilka takich haczyków i będę w stanie złowić grubą rybę, nieprawdaż? - ponownie umilkł, bawiąc się różdżką. Stwierdził, że czas już iść, toteż odwrócił się na pięcie, chcąc wyjść bez pożegnania, ale rzucił jeszcze krótką uwagę przez ramię.-Cortez, jeżeli jeszcze raz Cię tu spotkam, osobiście zaprowadzę Cię do Hampsona. Życzę miłego dnia. [z/t]
- mamy porę posiłku, ale Karin na niego nie poszła, a w regulaminie nie ma, że w czasie posiłków tylko na posiłkach - powiedział szybko coraz bardziej wyprowadzając się z równowagi - żegnam pana przedyskutuje to jeszcze z nauczycielem lecz nie teraz. I to, żaden haczyk według mnie gdyż prędzej czy później powiem to dyrektorowi, miałem zamiar ostatnio lecz go jakoś nie spotkałem rozlane eliksiry zagrodziły mi drogę - odprowadził jadowitym wzrokiem nauczyciela i, gdy drzwi zamknęły się wpatrzył się w Karin i przytulił jak ojciec córkę. Czasami miał takie momenty, że uważał się za jej ojca i to była jego jedna z wielu wad. - Ładnie się ubrałaś - uśmiechnął się do dziewczyny i puścił ją i usiadł na podłodze.
Właśnie miała powiedzieć, że na posiłku jej nie ma, ale wyręczył ją w tym Matt. A później Psorek sobie poszedł zostawiając ich razem. -Ale nadenty bufon.- powiedziała gdy tylko za Brownem zamknęły się drzwi.- odwzajemniła uścisk Matta i usiadła obok niego na podłodze, trzymając chorą nogę wyprostowaną. Tak, żeby wiedział, ze stosuje się do jego zaleceń. -Dzięki- odpowiedziała na komplement.- Dzięki, że się za mną wstawiłeś. Gdyby nie ty, to pewnie już dawno siedziałabym w gabinecie dyrektora.- powiedziała bawiąc się zamkiem kurtki. Spojrzała na niego ukratkiem i uśmiechneła się. Matt był przystojny, nawet bardzo. I młody. Ale zawsze miala wrażenie, ze tratuje ją jak młodszą siostrę, albo córkę. Kiedyś ją to irytowało, ale zdążyła się już przyzwyczaić. Miło mieć kogoś takiego, kto dba o nasze bezpieczeństwo i nie oczekuje niczego w zamian, albo nie londuje się z nim zaraz w łóżku. Chyba właśnie tego najbardziej jej brakuje w Meksyku. -Swoją drogą co robiłeś w tej części zamku? Chyba nie często wchodzisz wyżej niż na pierwsze piętro.- powiedziała dalej mu się przzglądając.
- Nie ma za co. - uśmiechnął się do dziewczyny - szukałem ogółem i ciebie i dyrektora. Ciebie bo musiałem jeszcze popatrzyć ostatni raz na twoją nogę, a z dyrem powiedzieć mu o rozlanych eliksirach na drugim piętrze. To jest twój pierwsza sprzeczka z Charlie'm? Ciota jakich mało ... oh dobrze pamiętam moją pierwszą sprzeczkę - uśmiechnął się i przypomniał sobie w myślach, kiedy kłócił się z Charlie'm o mugolach. - to było dwa miesiące temu. Było to na błoniach. - zmarszczył czoło - powiem szczerze, lecz nikomu nie wygaduj bo to źle wyjdzie o mnie i będę mieć kłopoty, żer jestem zdumiony jak on, miłośnik mugoli może być opiekunem slytherinu. Gryfindoru, hufflepuff'u rozumiem, ale, że do slytherinu to ja nie ogarniam. A dlaczego nie ma cię znów w wielkiej sali na drugim śniadaniu? Może jak jadłaś pierwsze to rozumiem, nie wiem nie było mnie tam - uśmiechnął się i popatrzył na dziewczynę.- poczekaj tu - wyszedł chwilowo z łazienki i wracając kilka minut później z dwoma pucharami z sokiem dyniowym i talerzami z śniadaniem - jedz, dobrze wpłynie na ciebie, tym bardziej, że dużo ćwiczysz- podsunął jeden talerz do dziewczyny, sam zaczynając od pucharu.
Ostatnio zmieniony przez Matthew Avery dnia Pon Paź 14 2013, 14:14, w całości zmieniany 1 raz
-Ojej. Aż mi się miło robi jak się tak o mnie troszczysz. A co sie stało z tymi eliksirami?- spytała zaciekawiona. Nie miała zielonego pojęcia co się dzieje w szkole. Przez ostatnich kilka tygodni była jakby wyłączona z życia Hogwartu. Dopiero wczoraj wieczorem wróciła do życia, gdy dostała list od Patrica, że on, Cattleya i jej mama są bezpieczni. Sprawiło jej to taką ulgę, że mimo później pory poszła pobiegać. To wtedy, po ciemku zerwała sobie ścięgno. Na szczęście udało jej się uprosić Matta, żeby pozwolił jej spać w swoim łóżku w dormitorium. Oczywiście nie powiedziała mu dlaczego wyszła tak późno na błonia. Chciała uniknąć zbędnych pytań, powiedziała tylko, że po prostu tego potrzebowała. -Charliego znam z lekcji OPCM, no i przez pewien czas był opiekunem Gryffindoru. Ale faktycznie, zastanawiajacy jest fakt, że tak nagle zmienił dom.- powiedziaął troszkę zamyślona. Nigdy nie powiedziała Mattowi, że jest szlamowatej krwi. Zawsze na to pytanie odpowiadała, że przecież nie ma to żadnego znaczenia. Mężczyzna wyczarował trochę jedzenia i podetknął jej tależ pod nos. -Zjadłam syte śniadanie, ale w sumie mogę coś jeszcze zjeść.- powiedziała i dziabnęła trochę jajecznicy.- Noga już nie boli, zastanawiałam się, czy nie pójść dzisiaj popływać w jeziorze. Po poludniu ma być burza, więc woda będzie ciepła.- powiedziała popijając jajecznicę sokiem.
- Na drugim piętrze jakaś gryfonka rozlała po całym korytarzu kolorowe eliksiry, które po dotknięciu jakiegoś obiektu zmieniają kolor tej rzeczy na kolor eliksiru. Gdybyś zobaczyła Gabriela w tych eliksirach... - uśmiechnął się szeroko i zmarszczył czoło - pokaż tą nogę to ja ocenie czy dziś jeszcze będziesz mogła popływać. - Złapał ją lekko za nogę przyglądając się miejscu gdzie jest ścięgno - No dziś już będziesz mogła popływać, ale wolno i biegać nie będziesz mogła przez następne dwa tygodnie. I oszczędzaj się, a tak samo najlepiej ignoruj Charlie'go, chyba, że będzie cię pytać na lekcjach. I jak będzie się nad tobą znęcać z tego powodu powiedz mi ja to zgłoszę i problem z głowy - upił kolejnego łyka soku i wyciągnął skalpel z tylnej kieszeni - albo też mam inną opcję - uśmiechnął się szeroko. - Idziemy stąd? Mam dziwne przeczucie, że zaras Charlie przyjdzie tu z dyrem, albo jeszcze gorzej z opiekunem gryfu.
-To pewnie któraś z tych smarkatych z pierwszego albo drugiego roku. Biedny Pan Woźny...- powiedziała ze smuteczkiem. Lubiła woźnych, zawsze miała u nich jakieś fory. Ściagnęła buta i dała Mattowi swoją nogę do kontroli. A ten orzekł werdykt. Dwa tygodnie bez biegania. Zaraz, zaraz... Dwa TYGODNIE?! Nie, nie, nie... tak to być nie może! Karin musi biegć, musi być w ruchu! Inaczej zwariuje! -Nie da sie tego jakoś przeyspieszyć? nie wiem... Nie ma jakiejś maści, czy cos w tym stylu?- spytała błagalnym tonem. Ona nie może być unieruchomiona na tak długo. Nie, jeśli ktoś chce, żeby została przy zdrowych zmysłach. Pielęgniarz przestrzegł ją przez Brownem. -Tego profesorka znam z lekcji OPCM, ale już na nie nie chodzę. Jakoś mnie nie interesowały. No i kiedyś był opiekunem Gryffindoru. Swoją drogą to ciekawe, ze tak nagle zmienił dom. I to o stro osiemdziesiat stopni.- powiedziała lekko zamyślona. Oczywiście nigdy nie powiedziała Mattowi, że sama jest szlamowatej krwi. Zawsze jakoś udało jej się wykręcić od odpowiadzi. Gdy mężczyzna zaproponował zmianę lokum. Karin włożyła buta, dopiła sok i wstała. -To gdzie idziemy?- spytała otrzepując sobie siedzenie.
- Jest maść, ale skończyły mi się jej zapasy będę musiał się po nie wybrać. A na razie nie mogę nigdzie znaleźć tej maści - zamyślił się nad miejscem - gdzieś gdzie będzie całkiem spokojnie... jedyne miejsce, które ja znam jeśli chodzi o spokój to jest ta łazienka, ale teraz pewnie Charlie będzie tu siedział i pilnował... znam jeszcze jedno miejsce, lecz nie... nie mogę złamałabyś regulamin tak samo jak ja. - zamyślił się. Miał na myśli oczywiście zakazany las, lecz nie mogą. - To jest właśnie dziwne... z jakiego powodu zmienił? To jest troszke podejrzane. Ciekawe czy ślizgoni lubią Charlie'go? Tym bardziej, że on wielbi mugoli... to jest niepojęte moim zdaniem - obracał skalpel w ręku z taką zwinnością, że sam czasami się zastanawia jak on to robi.
Karin również się zastanowiła. Gdzieś gdzie jest spokojnie... -A co powiesz na zapomnianą komnatę na siódmym piętrze?- spytała po dłuższej chwili. Była w tej konacie tylko raz w zeszłym roku, gdy szukała jakiegoś ustronnego miajsca na małe "sam na sam" z jakimś krukonem z trzeciego roku studiów. No cóż... impreza była niezła. Teraz oczywiście do niczego nie dojdzie, po prostu usiądą na starych poduchach i pogadają. Karin ma jeszcze godzinę wolną, więc mieli czas. -Wiesz, ze ślizgonami ostatnio nie dogaduję się najlepiej, więc nic ci nie powiem w tym temacie. Ale słyszałam, że Brown jest gejem... Może spodobał mu się któryś z uczniow? Trzeba przyznać, że Ślizgoni maja całkiem niezłych chłopaków.- powiedziała z uśmiechem znawczyni. Nie miała zielonego pojęcia, czy Matt słyszał plotki jakie o niej chodzą, ale szczerze mówiąc wisiało jej to. -To co, idziemy?