Duża łazienka, przeznaczona specjalnie dla perfektów. W końcu oprócz pilnowania wściekłych bachorów muszą mieć też jakieś przywileje. W samym centrum znajduje się spory, dość głęboki basen, a naokoło krany z ilością płynów do kąpieli, o tak szerokim wyborze kolorów i zapachów, że trudno sobie wyobrazić. Uczniowie często ryzykują dostanie szlabanu i przychodzą tu, by popluskać się w ciepłej wodzie choć przez chwilę.
Jeśli nie jesteś nauczycielem, prefektem, kapitanem drużyny, bądź takowy Ci nie towarzyszy, obowiązkowo powinieneś rzucić kością w pierwszym poście w tym temacie:
Parzysta - zakradłeś się tu w taki sposób, że nikt Cię nie złapał. Możesz korzystać z łazienki prefektów przez cały wątek bez obaw, że znajdzie Cię tu ktoś niepowołany. Nieparzysta - masz pecha. Po kilku Twoich postach w tym miejscu przyłapuje Cię (wraz z twoim towarzystwem!) profesor Harrington. Masz do wyboru - zgłaszasz się po szlaban do MG/nauczyciela albo tracisz 20 punktów i musisz to zgłosić w odpowiednim temacie. Mistrz Gry ma ten temat pod kontrolą, a więc uchylanie się od tej kostki będzie dodatkowo karane.
Casper miał ochotę teraz wybuchnąć śmiechem. Oczywiście, że jego zachowanie było jawną prowokacją i bardzo się ucieszył, że Merlin podchwycił temat. Ba! Nawet byłby zawiedziony, gdyby Faleroy uświadomił go, że jest ciotą i niczym więcej. Przecież nie na takich ludzi stawiał w drużynie, więc uśmiechnąć się do niego dwuznacznie i w sumie zamierzał ciągnąć temat... Gdyby, jednak już wtedy zdawał sobie sprawę, jakie zamieszanie wywołał najpewniej stanąłby na podium i skończyłby się dzień dziecka. Wreszcie zrozumieliby, kto tu jest królem. Hehs. Zawsze miał wyobraźnię do takich rzeczy i właściwie cieszył się, że może teraz to wszystko urzeczywistnić. - Merlin. Oczywiście, że pamiętam naszą ostatnią noc. Ale obiecałeś zaprosić Janka. Coś się cykasz, więc musiałem wziąć sprawy w swoje ręce. - Odrzekł, a zaraz potem ujrzał Vanberg'a, który również potraktował go dobrą radą. Oh, jak on uwielbiał tego kolesia! Pomimo różnicy wieku (kogo to obchodzi) niezłe balangi odstawiali, a najlepsze 'najlepsze melanże' to doskonały synonim miksu ich imion. Czyż nie? Wyszczerzył się do niego w uśmiechu i objął ściślej Violet, ale w tym samym momencie Jan postanowił pokazać, że jest mężczyzną i zaskoczył Kacperka uderzeniem... Villiers został odrzucony do tyłu, ale nie zastanawiał się zbyt szybko nad tym co chce zrobić... Trudno. Raz się żyje. Delikatne wkurwienie zastąpiło dobry humor chłopca. Natychmiast podniósł się z podłogi i rzucił się na Ioannisa przy czym przygwoździł, go do mokrej podłogi i usiadł na nim okrakiem. Zaraz potem zaczął go nawalać pięściami bez końca. All day, all night. Nie uśmiechało mu się zrezygnowanie z tej rozrywki, choć mnóstwo krwi nie było czymś, co chciał zobaczyć na twarzy kolegi. Wręcz przeciwnie. Nie wiedział, że dojdzie do takich rzeczy. Może po prostu wystarczyło przeprosić? Ale niestety. Rozmawiamy o Villiers'ie a on najpierw robi, potem myśli. Nawet nie ogarnął, że wszyscy się zebrali by ich podziwiać. Ale kto wie... Może impreza była tak beznadziejna, że oni byli jedyną atrakcją? Trudno. No nic. - Gavirilidis, masz taką siłę, jak czteroletnia dziewczynka, kiedy klaszcze. - I dupa. Osiem imprez. Odciągnęli do od Ioannisa... Dobrze, że Kacperek nie odczuwał tak mocno bólu przez alkohol. Pewnie jutro obudzi się z rozwaloną czaszką i będzie musiał napisać pojednawczy list do Ioannis'a. Pewnie będzie miał za co przepraszać. Za rozwalenie wieczoru na pewno, bo Kacperek i tak się dopiero zaczynał bawić. A teraz dostrzegł, że jakaś idiotka zaczęła tłuc Violet. No kurwa za co? Jak zaraz on jej przysadzi... Albo i nie przysadzi. W sumie dziewczyn się nie bije, a Zoe już coś tam interweniowała. Ale jak widać Ci z wymiany to jacyś stuknięci. Nienormalni! Posłał wzrok zabójcy dla dziewczyny, która atakował Lavoisier i spojrzał z pogardą na ludzi, którzy go teraz trzymali. W sumie po stronie Janka też stali jacyś ochroniarze. Boże... Jaka szkoda. Już właściwie chciał im się znowu wyrwać.
Ona rozumiała, że powaliło tamtych idiotów, którzy się bili i odprawiali gejowski seks. Ale żeby ją? Panienkę Blake wrzucać do wody i bezczelnie się śmiać? Jeszcze zrozumiałaby gdyby to był jakiś bachor niedobry, paskudna jedna, okropna, beznadziejna... A nie chwila. Zrozumie, bo przecież właśnie z takim osobnikiem mieliśmy do czynienia. Otóż to nie był ktoś inny, jak tylko nasz kochany Rainier... Człowiek, którego nie mogła pojąć, bo zachowywał się jak ktoś, kto pozbawiony zabawki zaczyna się wierzgać w piaskownicy z żalem i groźbą, że zaraz skoczy czy coś. Lols. Wszyscy się boimy... Tłumy będą płakać, ale chyba te, które są po drugiej stronie i będą musiały go znosić. Pokręciła głową zażenowana, ale przemyślała to wszystko i nie zamierzała zniżać się do jego poziomu, żeby no wiecie... Drzeć się i narobić jeszcze większego hałasu. W końcu byli na przyjęciu, na którym obowiązywały stroje bikini, więc wrzucenie jej do basenu nie było taką hm... Zbrodnią. Bo i tak miała dołączyć do Pandory, która otoczona była facetami, którym tylko jedno było w głowie. Ale może Pandzia lubi takie zabawy. Kto ją wie... Blair zatem wydostała się z basenu i spokojnie przejechała dłonią po mokrej głowie. Delikatnie roztrzepała włosy wiedząc, że Rainier ją obserwuje i ma z tego nie lada uciechę, acz na pewno go dziwi to, że ona jeszcze nic nie zrobiła. Nawet nie odezwała się, ani słowem. Zwyczajnie patrzyła na niego z uśmiechem i wyższością, która była oczywista, jak dla niej. On był niczym... Nikim ważnym. Zwykły, nadpobudliwy idiota, który dojeżdża do Red Rocks mugolskim autobusem. Czy czymś tam. Zatem wreszcie ruszyła po różdżkę i obracając ją w dłoniach czekała, aż Rainier straci wiarę w zemstę i zajmie się rozgorzałą walką. Długo nie musiała czekać... Zaraz się tym zajął, co było bardzo sympatyczne z jego strony. - Levicorpus! - Krzyknęła w stronę tego niegodziwego chłopca i już po chwili mogła obserwować, jak ta zła istota dynda sobie w powietrzu, a raczej nie widziała tu chętnych do zdjęcia go. I teraz spokojnie mogła się nad nim znęcać. - Oh. Może się zastanowimy co teraz z Tobą zrobić. - Szatański uśmieszek ala Blair.
Niewątpliwą zaletą bycia prefektem, była możliwość korzystania z Łazienki Prefektów o każdej porze dnia i nocy. Jak wiadomo, tych, którzy mogli krzyczeć na bachory bez ponoszenia konsekwencji, nie obowiązywała zasada siedzenia w dormitorium wieczorem, więc wymigując się koniecznością udania się na patrol czy na coś podobnego, czego prefektom raczej nie chciało się robić, Clara postanowiła pójść się popluskać w spokoju. Chciała wziąć też Bell, albo Mię, ale uznała, iż ta druga pewnie jest zajęta Jankiem, ech. Nie mogła jednak usiedzieć we wspólnym, aż ją głowa bolała od tego gwaru panującego u gryfonów. Ci wszyscy przyjezdni wprowadzali taki chaos... Nikt, naprawdę nikt nie rozumiał jej osobistej tragedii, przez którą nie miała żadnej ochoty nawet na luźne pogawędki, na te o Quidditchu zwłaszcza. Nie dość, że wszystko się jej w życiu tak nagle zjebało, to jeszcze nie złapała tego cholernego znicza. Otworzyła drzwi łazienki i stanęła jak wryta, aż ręcznik upuściła! Przez chwilę starała się ogarnąć to co tu się wyprawiało i doszła tylko do dwóch wniosków - albo ktoś wyprawił imprezę, albo to była jakaś ustawka. Myśl o ustawce spowodowała, iż gryfonka zaraz się rozejrzała, próbując odszukać wśród tych wszystkich ludzi Scarlett, której sama zapierdoliłaby z największą ochotą, ale niestety, nigdzie jej nie widziała. Co za ból. Spostrzegła za to gdzieś tam Dexa, Janka Naczelnego Pocieszyciela, Teddrę, która właśnie przywaliła Violet... ciekawie, ciekawie! Nie chcąc jednak na razie dołączać do całej szamotaniny, postanowiła podejść do Madison, którą wypatrzyła, chcąc się dowiedzieć, co tutaj się dokładnie wyprawia. Wyglądało to trochę, jakby imprezę zorganizowali prefekci, szczerze mówiąc. Może w ramach integracji? Zrezygnowana gryfonka przyznała sama sobie, iż nie powinna dziwić się, że żaden z jej kolegów jej nie poinformował o całym przedsięwzięciu. Ostatnimi czasy hm, nie była ani przyjacielską, ani specjalnie chętną do integracji prefektką! Chociaż kogoś tam poznała, nie można powiedzieć. W drodze do swej kanadyjskiej koleżanki zgarnęła z jednego ze stolików jakąś butelką z Ognistą czy czymś podobnym. Co sobie będzie żałować, teraz już nie miała po co się ograniczać. Ech, co to się z Hepburn działo, no ja nie wiem! - Siemsiem, rozumiem, że to jakaś wybitnie szybka integracja? - zapytała, wskazując na zbiegowisko w basenie. Rozejrzała się jeszcze, żeby wypatrzyć Bell, albo Mię i znów się zdziwiła, bowiem nigdzie nie mogła dostrzec przyjaciółek. Dziwna też sprawa, żeby Ioannis nie powiedział ukochanej o imprezie? Coś tu było nie tak, ha! Może to nie inni prefekci byli organizatorami, a podobnie jak Clara, chcieli tylko umyć plecki? ZASTANAWIAJĄCE.
Kanadyjka siedziała sobie nad brzegiem basenu i nie robiła nic produktywnego. Ot tak po prostu przyglądała się wielu nowym twarzom, i nawet nie starając się za bardzo jakieś zapamiętać. Wybrana przez nią lokalizacja, chyba jakoś nie było dobrym rozwiązaniem. To właśnie tu, z tylko znanych sobie powodów zaczęła się gromadzić spora grupa osób. Vienne nic do tego. Choć nie spodziewała się, że tak szybko dojdzie do jakiegoś mordobicia. Nie żeby była jakąś tam wielką znawczynią angielskich imprez. Mało ich zwidziała. A to w sumie wstyd w jej wieku. Nawet nie liczyła, że Anglicy będą tak od razu do rękoczynów się zabierać. Powinna wstać i się oddalić. Dla bezpieczeństwa. Z tym, że... Bez ceremonialnie ktoś ją potrącił i do basenu wrzucił. Nie zadając sobie trudu jej ominąć. Wpadłszy do wody Vienne miała wrażenie, jakby została stratowana przez jakieś wielkie stado ogromnych zwierząt. Na chwilę, aż ją zamroczyło. W uszach jej dzwoniło. Przed oczami zrobiło jej się ciemno. Ogólnie miała się bardzo źle ujmując to delikatnie. Wyłoniwszy się z wody, Vienne była cała mokra. Nic z jej garderoby nie ocalało. Musiała się na moment przytrzymać brzegu basenu, żeby odzyskać równowagę. Jedną ręką się trzymała brzegu, drugą odgarnęła włosy z twarzy. Rozejrzała się i zobaczyła tę, która prawdopodobnie potraktowała ją jak powietrze. A po tym spotkaniu Vienne nie czuła się jak powietrze. W sumie nigdy się nie biła, ale żeby tak kogoś potraktować? Tak tego Vi nie może zostawić. Pal licho co będzie potem. Vi rozejrzała się za butelką, która wypadła jej z ręki w czasie upadku. Chwilę zajęło, De Sauveterre sięgnięcie po nią. Vi postąpiła bardzo nie roztropnie. Oj nie ładnie. Rzuciła pustą już butelką w ciemnowłosą dziewczynę, która ją sponiewierała.
Nagle atmosfera nad basenem mocno się zagęściła. Dexter początkowo nie zdawał sobie sprawy z tego, że chłopakiem, którego wyrywał Merlin był Ioannis. Dopiero, gdy ten znalazł się nieopodal Vanberga by z istną furią przypieprzyć Villersowi, Dex zorientował się, że to on jest tym chłopakiem Merla. Ach te prefeckie romanse! Z resztą nic dziwnego, wszakże trudno oprzeć się tym co to noszą zaszczytną plakietkę prefekta. Ioannis zareagował bardzo ostro, co jednak zdziwiło Dexa, bo ten jeszcze nigdy w swoim życiu nie reagował tak ostro za jakiś pocałunek. I pewnie nie potrafił zbyt wczuć się w rolę Janka, który był tym jakoś urażony, czy coś w ten deseń. Dziwne, naprawdę. Jednak Casper oczywiście nie zamierzał uciec w popłochu, tylko jak się Dex już domyślał, kontynuować tą bójkę. W całym pomieszczeniu zaczęło się dziać coś bardzo, bardzo dziwnego. Prawdopodobnie cios Ioannisa wzbudził we wszystkich osobach dookoła pokłady agresji. - Heeej uspokój... - i nawet nie dokończył, chociaż tak bohatersko i przykładnie chciał rozdzielić Janka i Caspera. Otóż nagle, Violet, która spokojnie stała obok Dexa została zaatakowana przez dziewczynę mającą wcześniej koszulkę Veritaserum. Co więcej, dołączyła do nich jeszcze jedna ciemnowłosa dziewczyna. Oczywiście cała uwaga Dexa została przeniesiona z piorących się facetów, na laski w samym bikini bijące się tuż obok niego. NA BOGA. To był naprawdę nakręcający widok. Dex stał z szeroko otwartymi oczami i po prostu patrzył, jak półnagie dziewczyny, stojące w wodzie usiłują sobie wzajemnie dowalić. I prawdę powiedziawszy, aż zapomniał o tym, że miał rozdzielać tamtych facetów. Dopiero lecąca nieopodal niego butelka, którą rzuciła kolejna dziewczyna, sprowadziła go nieco bardziej na ziemię. - Hejhej, dziewczyny, naprawdę znam lepsze sposoby na rozładowanie energii - powiedział, usiłując między nie wejść i je od siebie odsunąć. I niestety, na boga, musiał zostawić te cudne dziewczęta o walecznych charakterach, bo Villers wyglądał jakby miał zamordować Ioannisa. Porzucił więc na moment swoje piękne koleżanki, by odciągnąć Caspera od Gavrilidisa. No, a kiedy ten stał już spokojnie, znów mógł spojrzeć na te piękne niewiasty. - Tylko kiślu tu jeszcze brakuje - stwierdził chyba do siebie, przyglądając się, jak dziewczęta sobie radzą. Co za dramatyczny i piękny wieczór!
Więc Merlin siedział ponownie w wodzie, chcąc zacząć paplać trzy po trzy i zapomnieć o tym co Casper zrobił. Poszukał nawet swojej butelki whisky, napił się parę łyków i podsunął pod nos Jankowi, co by się rozluźnił, bo najwyraźniej troszkę się przejął zachowaniem Ślizgona. Faleroy otworzył już buzię mówiąc, że nie powinien przejmować się tym typkiem i oferując Grekowi masaże rozluźniające, ale po chwili jego towarzysz wyrwał się spod jego ramienia i zaczął płynąć do Villersa. Zdziwiony Merlin krzyknął jeszcze jego imię, wzdychając, żeby naprawdę nie zawracał sobie nim głowy. Jednak zrezygnowany wyraz twarzy u wila, przekształcić się w absolutne zdumienie, kiedy prefekt Gavrilidis walnął z całej siły Ślizgona, krzycząc coś do niego. Merlinek zamłócił tylko rękami w wodzie zastanawiając się co ma w sumie zrobić. Uznał jednak, że na razi poczeka jak się rozwinie sytuacja, zanim przystąpi do jakiejkolwiek akcji. O ile w ogóle przystąpi. A wszystko rozwinęło się zaiste zaskakująco. Bo głupi Faleroy myślał, że ktoś po prostu zaraz rozdzieli chłopców, na przykład chłopak, który właśnie do nich podpływał. Ale gdzie tam! Ku jeszcze większemu zdumieniu Merlina, nieznany mu typek przypieprzył Casperowi! I kolejny koleś wbiegł do wody, by teraz z kolei przywalić tamtemu. Zanim też Faleroy się obejrzał, kolejne osoby zaczęły wskakiwać do wody, by się bić! Co się dzieje! W ostatnim momencie Merlin powstrzymał się od ewakuacji z basenu i ucieczki, póki nikt nie walnął go w buźkę. Przypomniał sobie jednak, że gdzieś tam jest Janek i skoro on okazał się taki męskim jaskiniowcem, obijającym buźkę, Faleroy nie może uciec jak totalna cipka, którą pewnie jest. Musiał działać, koniecznie! Dlatego to waleczny Merl podpłynął do Dextera Vanberga. - Dex, na boga zrób coś, nie stój tak – powiedział sfrustrowany stając obok niego i zmarszczył brwi, by spojrzeć na co gapi się tak Vanberg. I przez chwilę też Merlin stał gapiąc się na naparzające się dziewczyny i zapominając, że miał zagonić Dextera do rozdzielania reszty. I jego również ocuciła cudownie butelka, która śmignęła mu obok głowy. - Zostaw je – mruknął Faleroy, kiedy Dex chciał je rozdzielać. Jak teraz im przerwie, to potem nie będą mogli popatrzeć. W każdym razie popłynął dzielnie za Vanbergiem, by pomóc mu odciągać Caspera od biednego Janeczka. Kiedy wydawało się, że Dexter miał już kapitana Slythu pod kontrolą Faleroy podpłynął do Greka, sprawdzając jak się ma. Jęknął, kiedy zobaczył, że wokół niego pływa sobie teraz oprócz przyjemnej piany, jest też krew Janka wokół nich. Westchnął i otarł z twarzy Jana jakąś krew, stając tak, żeby nie rzucił się przypadkiem znowu na Villersa, szalony prefekt. - Rozpocząłeś imprezę roku- mruknął w końcu rozglądając się czujnie dookoła, czy przypadkiem jakaś pięść nie leci w jego kierunku. Zaczął powoli przemieszczać się gdzieś do kąta basenu, żeby uciec z linii rażenia i nie pozwolić Jankowi jeszcze bardziej się poturbować.
W iście gwiazdorskim stylu, na imprezę wreszcie przybyli spóźnieni Cedric i Scarlett. Nie wiadomo do końca, czy spóźnili się specjalnie, czy może jednak zatrzymały ich jakieś inne, na pewno miłe sprawy, ale no, ważne, że wreszcie dotarli! Tak zwane podejście numer trzy, eheh, może dzisiaj uda im się dokończyć to co zaczęli w komnacie tajemnic i to czego nie zaczęli na imprezie u Caspra, wszystko przed nami! Tłum oddanych i wpatrzonych w nich ludzi niestety nie padł parce do stóp, jakby Cedric podejrzewał, ale nic straconego! Było dość dużo osób, więc nauczony poprzednimi wydarzeniami Ced, mocniej złapał Saunders w talii i zaczęli się przeciskać przez tę masę ludzi, chcąc dostać się do samego środeczka, czyli zapewne do basenu. Zaraz się też wyjaśniło czemu nikt nie rzucił się do witania Ceda i SMS... no cóż, Bennett musiał przyznać, iż bójki to jednak fascynująca rzecz, nieważne czy się w nich uczestniczy, czy tylko ogląda! Też miał w planach się dołączyć do oglądania tej całej ustawki, nawet chciał sobie wybrać faworyta i skandować jego imię! Co tu się działo, butelki latały, ludzie się unosili, krew tryskała, czyli to co Hogwart miał najlepszego do zaoferowania, integracja pełną parą. Zanim jednak zdążył rozpoznać w tych osobach w basenie swoich znajomych, dostrzegł Ioannisa, leżącego już poza basenem... cococo? Wygląda na to, że i jego przyjaciel dołączył do zbiorowego napierdalania! Kiedy będzie już po wszystkim, Ced obetrze wyimaginowaną (a może nawet nie wyimaginowaną!) łezkę z oka i poklepie Gavrilidisa po ramionach, mówiąc jaki jest z niego dumny. W ogóle nic nie mówię, ale powinien być hogwarcki FIGHT CLUB, przy tylu fajterach na pewno by się przyjął! - Zaraz wracam - mruknął do swej lubej i chociaż zostawiał ją na brzegu basenu z ciężkim sercem, to musiał rozdzielić swojego najlepszego przyjaciela i Villiersa, zanim ten by go zabił. Miał nadzieję, że tym razem nie zgubi Scarlett, a później nie obudzi się nago w mieszkaniu nauczycielki... Zanim jednak zdążył przecisnąć się przez tych wszystkich ludzi, to Dex już zdążył rozdzielić Janka i Caspra. - Villiers, pogięło cie? - rzucił do kolegi, w tym samym czasie wskakując do basenu, żeby pomóc się ogarnąć zakrwawionemu Ioannisowi.
Nie ma co, cała ta impreza rozwijała się w naprawdę szalonym tempie! Minęło zaledwie parę chwil odkąd Madison udało się dotrzeć do Łazienki, a jakaś radosna grupka już urządziła darcie japek i okładanie się po mordkach. Ale jak spektakularne! Dziewczyna bezskutecznie próbowała wcześniej wypatrzyć w tłumie jakieś znajome twarze, ale dopiero teraz dostrzegła swoich kanadyjskich ziomeczków i co wcale nie było dla niej zaskoczeniem, brali czynny udział w powstałym zamieszaniu! Richelieu odsłoniła rządek swoich zębów w szerokim uśmiechu, widząc jak River w dość interesujący i przyjazny o ile to w ogóle możliwe sposób dołączał do ustawki, a następnie Teddra przywala jakiejś randomowej i pewnie bogu ducha winnej brunetce. W sumie całe to zajście na serio ją śmieszyło, jednak kiedy jakaś dzika dziewczyna wyrwała dzidę do basenu, tratując po drodze Vi i rzucając się na Teda, uśmiech momentalnie zszedł z jej ust. Bo jak to! Nikt nie będzie tak poniewierał jej kanadyjskich ziomeczków! Już nawet chciała ruszyć bojowym krokiem w stronę tej małej agresorki i wyjaśnić jej swoje niezadowolenie w mniej lub bardziej dosadny sposób, ale właśnie w tym momencie do pomieszczenia zawitała Clara, która zdawała się być równie zaskoczona jak reszta prefektów. Hehe to dopiero tajniacka impreza skoro teoretycznie sami organizatorzy nie mają pojęcia czyj to był pomysł i kto wszystko rozkręcił! Pozwolę sobie jeszcze dodać, że w zaistniałej sytuacji stwierdzenie „ci wszyscy przyjezdni wprowadzali taki chaos” było wręcz idealnie dobrane! - Hej heeeej! – przywitała się uśmiechając się w troszkę nieobecny sposób, co zapewne wynikało z szybko ubywającej zawartości jej butelki. – Tak tak, tamten o pocałował tamtego, więc tamten się sprzeciwił jego zachowaniu i wtedy poszedł cały łańcuszek i dołączył jeszcze tamten chłopak z Red Rocks, Riverek i Ted i jakaś rozwrzeszczana cziksa chyba z Hoga. – zrelacjonowała szybciutko, chwilowo zapominając o jakże ambitnych planach wpierdolenia lasce, która się rzuciła na kanadyjkę. I niestety kiedy ten pomysł do niej powrócił, wszyscy bijący się zostali już rozdzieleni, więc Richelieu zrobiła tylko smutną minkę i tryknęła toast swoją już prawie pustą butelką z butelką, którą chwyciła Klarcia. Nie miała pojęcia czy jej drużyna ją zobaczyła przez te opary, pianę i masę ludzi, ale gdzieś tam jeszcze w ich kierunku machnęła ręką na przywitanie, żeby nie było, że jest nietowarzyskim gburkiem, alienuje się albo się ich wstydzi, bo ujawniają swoje oblicza prawdziwych barbarzyńców! - To co? OSOBA GODNA PIJE DO DNA! – zawołała bojowo, żeby zachęcić Clarę (i pewnie sporo innych otaczających je osób, bo krzyknęła sobie całkiem dziarsko) do degustacji trunków, po czym pociągnęła spory łyk swojej Ognistej. Może zdzielić nikogo po łbie nie zdzieli, ale spić się pod hasłem integracji zawsze można!
Pięknie! Wrzucono ją do wody, nie zważając nawet na jej protesty, a kiedy tylko wyszła, nie miała nawet czasu na posłanie wściekłego spojrzenia temu, kto to zrobił. Zaraz podszedł do niej Casper, któremu swoją drogą miała odpowiedzieć jakoś złośliwie na jego zachciankę, ale nagle pojawił się przy nich Merlin i... co się dzieje? Czy on właśnie pocałował go w usta i dał jasno do zrozumienia, że oni coś razem tego? Ostatniej nocy? Ja jebie. Nie wiedziała o takich zapędach Villiersa, co przecież całkowicie zmienia postać rzeczy. Zrozumiałaby jeszcze, gdyby podeszła do niego jakaś dziunia i go pocałowała, jednak o tym, że Casper lubi chłopców, nie miała pojęcia. - Serio, Villiers? Masz szanse u Ioannisa, tak? Świetnie! - wyrzuciła z siebie z nutką zdziwienia, po czym odsunęła się na odległość kilku centymetrów. Nie żeby miała coś przeciwko takim preferencjom, przecież to zawsze więcej zabawy, ale chyba go coś łączyło z tamtym chłopakiem. Albo z Ioannisem. A ona powoli przestawała czuć się wreszcie jak laska na zamówienie! W lekkim szoku dostrzegła Vanberga, który właśnie kroczył w ich kierunku i z pewną ulgą przyjęła jego przyjście. Nie odezwała się na wzmiankę o tych wszystkich plotkach, krążących o nich po zamku. Było w nich ziarno prawdy, jasne, ale to było tylko takie niewielkie ziarenko! Naprawdę! Poza tym... nieważne co o tobie mówią, ważne żeby mówili. Przewróciła oczami i wzięła butelkę z alkoholem od Dexa. - Ciebie również - uśmiechnęła się, w duchu dziękując losowi, że ktoś przerwał tą niezręczną sytuację. Casper z Faleroyem albo Casper z Gavrilidisem! Albo od razu trójkącik! Świat upadł na głowę. W dodatku ta druga dwójka zaczęła się bić. No pięknie się ten Villiers prowadzi, nie ma co. Zaraz potem dostała w twarz od jakiejś... No, nie znała jej, w każdym bądź razie wydała z siebie gwałtowny pisk. Miała nadzieję, że na jej nieskalanej twarzyczce nie pozostanie żaden ślad po łapsku Kanadyjki, bo wtedy nie ręczy za siebie! Cholera, ci przyjezdni to dzikusy jakieś! A że była przyjezdną, tego Violet była pewna stuprocentowo, bo gdyby w Hogwarcie znajdował się ktoś tak nieokiełznany, że pozwolę sobie użyć tego słowa, wiedziałaby o tym. W jej obronie stanęła Zoe, bardzo dobrze! Nie będzie jej tutaj podskakiwać jakaś tam przyjezdna! Ta dziewczyna, która ją uderzyła, poczuła się chyba zbyt pewnie. Nie, tak nie będzie. Zlustrowała ją wzrokiem, a zaraz potem Vanberg je rozdzielił. W sumie trochę szkoda, bo ona również z chęcią przywaliłaby dziewczynie, najlepiej zdzieliłaby ją po łbie butelką trzymaną w ręku, choć przecież nie jest tak narwana i woli raczej pokojowe rozwiązania, hehs. - Dzięki, Zoe. Ci przyjezdni są nienormalni, nie sądzisz? - rzuciła do ślizgonki, przy okazji posyłając Teddrze najbardziej mrożące krew w żyłach spojrzenie, na jakie było ją stać, ale nie dała się sprowokować i nie powiedziała już nic więcej na ten temat - jeszcze będzie na to czas. Fajt club to chyba nie takie złe rozwiązanie!
Nimfomanką powiadasz? Ciekawe... Oczywiście nie klasyfikuje ludzi, czy coś, po prostu Peter należał pod tym względem raczej do tych bardziej porządnych, choć dla dowcipu... Mógłby wiele zrobić. Czasami naigrywał się z uczuć małolat, jednak szybko to mu się nudziło... W końcu ile razy można patrzeć na ten sam beznadziejny wyraz twarzy ślepo zapatrzonej gnojówy? Nooo właśnie.... W gust PSL-a było bardzo prosto trafić... W końcu był dość wesołym człowiekiem, skłonnym do wielu dziwactw. Nie rzadko już miewał z tego powodu nieprzyjemności... Ale kto by się tym przejmował? W końcu raz się żyje! - Nie no ludobójstwa bym nie podejrzewał. W końcu... Muszą być pedagogami i wychowywać taką niesforną młodzież jak my - Uśmiechnął się. Zdecydowanie lubił fakt, ze to nie on bierze za szkołę odpowiedzialność. W ogóle ciekawiło go, czemu z nimi nie przyjechał ŻADEN ich nauczyciel... Czyżby tak ufali swoim uczniom, że puścili ich samopas? Tu musiał być haczyk! Pewnie gdzieś w rogu jest ukryta kamera, a te próchna siedzą i stawiają punkty za zachowanie wychowanków. W tym wypadku Peter ma jakieś -50... Ups! - Kanada - Odpowiedział, zdając sobie sprawę, ze nazwa nie wiele powie dziewczynie, jak też innym uczniom tej szkoły, a kraj już tak... Ciekawe, że na takiej dzikiej zasadzie to działało. Kiedyś próbował inaczej, ale patrzyli na niego jak na dziwaka, wiec zmienił taktykę. Powiodło się, miał więc nadzieje, ze i tym razem nie popełnił błędu uznając dziewczynę, za słabo doinformowaną. Ona umarła ze śmiechu na widok tego, co robi ta małolata? W takim razie to on tam zombie po woli się stawała... Była komiczna. Gadanie o misiach wydawało mu się jedną z większych głupot na jakie rozmawiał w ostatnim czasie... W dodatku ona taka zaaferowana. Ciekawe jakby zareagowała, gdyby słoniowi nagle podniosła się trąba, heheszki! Nie wiem, jak jej się udało usiąść na nogach Lazariego, który wręcz umierał ze śmiechu po każdym zdaniu małolaty, czym chyba ją demotywował, jednak udało jej się to. Po tym co ona do niej powiedziała postarał się jednak spoważnieć, ażeby nie zepsuć reakcji dziewczynki. Trzeba przyznać Cornelia miała talent aktorski! Postarał się dołączyć do tej sytuacji udając typowego imprezowicza-kretyna. - Oczywiście kochana - Powiedział pewnie do gryfonki z gorącą nutą w głosie, jakby zaraz miał ją schrupać - Rarrrr - Tak, to już było niczym kot, tak by upikantnić atmosferę. Nie sądził, że jakaś gnojówa da mu kolejny powód do robienia sobie jaj na tej imprezie... A jednak! Teraz tylko wykonać plan i wszystko wyjdzie idealnie!
Ciekawe. Ale nie jest to jakaś szczególnie wybitna i pomagająca w życiu cecha... Osobowości? Być może. Bo w sumie nigdy nie nazwałaby tego chorobą psychiczną choćby dlatego, że jeśli ktoś był dla niej ważny i dawał jej coś na kształt miłości, to dla tej osoby mogła zrezygnować z wielu innych partnerów. Co nie zmienia faktu, że dzięki temu (i dzięki jej dziecięcej naiwności czasem się przejawiającej) bardzo łatwo było ją wykorzystać, a i równie łatwo zazdrosne dziewczyny rozpowiadały ploty na jej temat. Bo chyba facetom raczej się to podobało. Chyba, że byli porządni i odmawiali różaniec co wieczór będąc cnotką niewydymką do ślubu. To co innego. - Nie wiem na ile mają mocne nerwy po tym, co ja im w tej szkole robię już dobre pięć lat – Oj jak fajnie było to wszystko powspominać takim krótkim ciągiem myślowym. Choćby początki jej bytu tutaj jak łajnobomby w gabinetach. Atakowanie uczniów zaklęciami. Próba zabicia koleżanki (tej się akurat należało, ale to już dłuższa historia i lepiej o niej nie wspominać, bo Corin się wkurzy i zacznie przeklinać. A jest w końcu grzeczną dziewczynką). Unoszenie nauczycieli na lekcji pod sufit. Cudowne czasy, kiedy jeszcze nikt nie próbował jej wywalić ze szkoły. A potem się zainteresował nią jeden z psorów i wszystko szlak trafił. - Nie mam pojęcia, która z przyjezdnych szkół jest z Kanady – Niezwykle wybitna dziewczyna dużo bardziej kojarzyła nazwę szkoły niż miejsce, gdzie się znajduje. Między innymi dlatego, że kiedy opuszczała Beauxbatons razem z bratem szukali jakiegoś punktu zaczepienia. Wiele nazw słyszała od niego, aż w końcu trafiło na Hogwart. I bardzo dobrze. Ja za to wiem jakby Corin zareagowała na podniesioną trąbkę. I znając życie o ile Piotrusiowi bardzo by się ta reakcja spodobała... To całej reszcie w około już nie za bardzo. Ale na szczęście była mało spostrzegawcza, jeśli nie myślała o czymś usilnie więc uczniowie – możecie się czuć bezpieczni! Żadnej orgii dzisiaj nie będzie! - Mrrrr – Odpowiedziała mu niezwykle zalotnie podłapując i przedłużając ich zabawę – Jestem o ciebie taka... Zazdrosna – Przy ostatnim słowie przybliżyła się do chłopaka szepcząc je prosto do jego ucha i wypuszczając na nie ciepłe powietrze. Jednocześnie patrzała na dzieciaka z miną wyraźnego tryumfu i wyższości. Biedna dziewczynka... Nie, w sumie wcale nie.
Fanki nimfomanki, politycy, czuję ten fałsz w potylicy. W potylicy jednak czuł ciężki cios jakim go obdarzył River. No tak, zawsze wiedział, że coś nie halo z tymi Indianami. Chociaż jakby się temu bliżej przyjrzeć on sam do najłagodniejszych nie należał. A każdy w jego sąsiedztwie spuszczał wzrok kiedy się pojawiał byleby tylko nie dostać przypadkiem po pysku. Taki fighter z niego był. Z jednym się mogę zgodzić. Ci przyjezdni to same pojeby, aż strach wyjść teraz samotnie na hogwarcki korytarz. Ała, ale go bania teraz boli, niedobrze! Miał zamiar jeszcze złapać parę łyków z butelki, którą tak zaborczo trzymał w ręku, jednak została mu wytrącona podczas entuzjastycznego powitania Kanadyjczyka. Kolejny dobry dzień dla naukowca? Jeszcze nic straconego. Udało mu się dać komuś w pysk i wyhaczyć cios od kolejnej osoby w dosłownie jednym momencie. Normalnie powód do dumy. Chciał może coś jeszcze powiedzieć, zadać kolejny cios albo najzwyczajniej w świecie zacząć ogarniać podczas tej dzikiej sytuacji, w którą się wmieszał... Jednak nie było mu to dane. Udało mu się jedynie rozchylić usta w jakimś niebywałym grymasie, kiedy to Australijka o której zupełnie już zdążył zapomnieć walnęła w niego zaklęciem, a on biedny wisiał teraz w powietrzu. Nosz kurwa! Nie dość, że szumiało mu w głowie od ciosu i wódki, to teraz cała zawartość żołądka niebezpiecznie podpełzła mu do gardła. Kątem oka udało mu się zarejestrować, że nikt się nie kwapi do pomocy. A to pech! Zobaczycie suczyska, karma jeszcze do was wróci! A Rainier, który woli być nazywany Ignasem dopilnuje tego. Och, jego uprzednio ofiara, a teraz herszt od znęcania się zaczęła się na głos zastanawiać jakie krzywdy może mu wyrządzić. Raz jej się udało i teraz myśli, że jest taka cwana? Wisząc do góry nogami spojrzał na nią z rozbawieniem. - Bij mnie i mów do mnie brzydko! - jęknął niczym rasowy amant, spuszczając wzrok z jej twarzy na cycki. Ojej, teraz to dopiero miał widok! Może jak się rozbuja uda mu się między nimi zmieścić twarz? Kto wie, może nawet zaraz tego spróbuje.
Gdzieś tam z oddali usłyszał tylko wołanie Teda, na które oczywiście nawet nie pomyślał by zareagować, bo przecież musiał się teraz bić! I jeżeli tylko była okazja ku temu, to zapewne ani nie wyobrażał sobie ot tak zrezygnować. Szczególnie, że przecież od paru dni nikt nie chciał dać mu się sprać w bludgrze! Z wielką wiec satysfakcją przywalił Rainierowi, acz troszkę poczuł się rozczarowany tym, że ten mu nie oddał i nie dane było im spędzić najbliższych parunastu minut tłukąc się w basenie. Tak się bowiem złożyło, że jakaś niedobra dziewczyna postanowiła rzucić zaklęcie na jego przeciwnika, tym samym zabierając Riverkowi rozrywkę. Posłał jej mordercze spojrzenie, wyrażając przy tym swoją dezaprobatę. - Trzeba było nie rzucać na niego zaklęć, to byś nie musiała tu teraz się zastanawiać co z nim zrobić. Ja nie miałbym tutaj dylematu - rzekł w stronę dziewczyny z Australii, która wylewitowała jego przeciwnika i głupio pytała teraz co z nim uczynić. Cóż mu po tym pozostało? Spojrzał tylko jak Teddra sobie radzi, a ponieważ szło jej całkiem zgrabnie, to Riv uznał, że jej przeszkadzać nie będzie. Wyszedł z basenu i gdzieś na ziemi dostrzegł swoją koszulę, na której nie było już ani jeden borówki, które to wcześniej zbierał ze swoim ziomkiem! Nonie, nawet jagody mu zjedli. Tak tym wszystkim był niezadowolony, że narzucił na siebie tą koszulę i rozejrzał się za alkoholem dookoła. Widział wszędzie tylko słabe, kremowe piwo, co też nie było tym na co miał ochotę. Dostrzegł natomiast stojącą sobie spokojnie Madison, więc zaraz do niej podszedł łapiąc ją za rączkę. - Chooodź ze mną po jakiś alkohol. Ci Anglicy piją tylko te sikowate piwa - powiedział lekko ją ciągnąc, by nie opierała się zanadto. - Chodź, bo się tu zgubię, ponoć w kuchni mają te alkohole, a te kuchnie są gdzieś w piwnicach. Naprawdę nie wiem czemu gotują w lochach. Może mają jakichś niewolników zakutych w kajdany, którzy muszą tam dla nich pracować i stąd to położenie? - Trajkotał głośno się zastanawiając nad sensem chowania kuchni do piwnicy. Wydawało mu się to bezsensowne. O wiele bardziej wolałby gotować w miejscu, w którym są okna i normalne światło. Ach Ci szaleni Brytyjczycy!
zt!
Ostatnio zmieniony przez River Quayle dnia Nie 28 Kwi 2013 - 14:17, w całości zmieniany 1 raz
Głównie znudzenie przyprowadziło w to miejsce mojego chrześniaka, pewnie nawet mu się nie podobała cała ta godna pożałowania impreza. Ale miała dla niego jeden szczególny atut, o którym się przekonał wchodząc do pomieszczenia..tak mam tu na myśli kobiety i to nie poubierane w te śmieszne Hogwarckie ciuszki..echh musiałem w tym przez kilka lat chodzić, ale skupmy się na moim chrześniaku. Szubko pozbył się górnej warstwy ubioru, pozwolił bluzie i koszulce opaść na ziemię i nie przejmował się tym czy jeszcze kiedyś je zobaczy. W tej właśnie chwili interesowały go kobiety i tylko one, powoli szedł chłonąc widok, dobrze wiedział jak spojrzeć na kobietę by się zaczerwieniła lub spłoszyła tylko nieliczne odpowiadały na jego wzrok i w sumie to właśnie te najgorzej kończyły w pewnym sensie. Dopiero po dwóch minutach znalazł odpowiednią „ofiarę”, młodą dziewczynę wyglądającą na kolejną szarą myszkę..prosta zabawka acz dostarczająca pewnej przyjemności z zabawy, ewentualnie popsucia. W tym wypadku bardziej na samym początku chodziło o tym dziewczyny, a nie urodę. Położył się koło niej na pierwszym lepszym leżaku, były tak jakieś ciuchy ale szybko wylądowały na ziemi i jedyne co zrobił to dał dobitnie odczuć swoją obecność i to że się przygląda dziewczynie. Nic nie powiedział nie musiał, bo albo szara myszka ucieknie, albo się skusi i rozpocznie rozmowę, a wtedy zacznie się zabawa.
No i zaczęło się. Prostacka zabawa, która nie ma na celu nic konkretnego. Nie wnikała w to co tam właśnie się działo, nie obchodziło jej to. Nikola przyciągnęła kolana do klatki piersiowej i objęła swoje nogi. Nadal spoglądała w tafle wody nieprzytomnym wzrokiem. Dziadku, miałeś rację. Takie imprezy to tylko prostacka zabawa, która nic nie wnika. Za niedługo mogę zostać wplątana w jakieś kłopoty, albo znowu przyklei się do mnie jakiś dupek, który po chwili znudzi się mną. Właśnie w tej chwili przypomniał się jej Dexter. Aż szlak ją trafiał na myśl o tym, że w ogóle pomyślała, że ktoś taki może być porządny. Kiedy już miała zamiar wyjść przyczepił się do niej ktoś jeszcze. No świetnie, no super, co kolejny gościu, który ma nadzieje na szybki seks? Nie ma mowy. Powiem, że Avan nie trafił na dobry moment. Może Nikola była szarą myszką… ale jej charakter był dosyć specyficzny i nie można go było przypasować do nikogo innego. Spojrzała na chłopaka lekko niezadowolona i uchyliła usta chcąc coś powiedzieć, ale nic nie powiedziała. Odwróciła się z powrotem w stronę wody i starała się go zignorować, co było dosyć trudne. Po chwili półszeptem powiedziała. - Mógłbyś… przestać?
Kto by pomyślał szara myszka chciała powiedzieć coś kąśliwego, to byłoby ciekawe. Ale jednak się rozmyśliła, nie bardzo się jej podobało że mój chrześniak tam mocno zaznaczał swoją obecność i zainteresowanie jej osobą. Szare myszki tak mają chcę tej uwagi a kiedy ją dostają uważają że to nie o to im chodziło, ale mój podopieczny uznał że się z nią zabawi dość delikatnie. Przecież mógł ją zmusić do wybuchu, poderwania się, zdenerwowania, wszystkiego co chciał tego typu reakcji, ale zrobił coś zaskakującego. Nie, nie odezwał się, ale przestał się wpatrywać, nie przygniatał jej swoją obecnością i zainteresowaniem. Dał jej poczuć to że jest zauważalna, że zwróciła jego uwagę ale nic ponadto, ciekawe czy się postara o to by to utrzymać. Dopiero po kilku minutach chrześniak się poruszył a jego ręka prawie dotknęła nagiej skóry dziewczyny, a kiedy założył ręce za głowę powiedział. - Nie potrafisz pływać szara myszko? A może zmagasz się nie z wodą, a całym światem w tym konkretnym przypadku z tym pozbawionym sensu przyjęciem? - Dobrze wiedział że chodziło o to drugie, zawsze chodziło o coś więcej niż było widać przy takich myszkach. Dlatego to była taka ciekawa zabawa.
W końcu przestał! Chociaż szczerze mówiąc nie spodziewała się, że tak po prostu odpuści. No ale cóż, lepiej dla niej! Ponownie wróciła do swoich rozmyślań z nadzieją, że chłopak odpuścił całkowicie. Kiedy ją dotknął zwróciła w jego stronę swoją uwagę. Była zmieszana. Do jasnej cholery, naprawdę mam takie pociągające ciało, że wszyscy faceci muszą mnie od razu dotykać?! Czuję się jak jakiś rzadki obiekt w zoo, a małe dzieci przybiegają wołają „Mamo, mamo, patrz co to jest! Mogę to dotknąć?!” No szkoda gadać! Postanowiła nie kłócić się i już troszkę podirytowana dzisiejszym dniem spojrzała na taflę wody. Jednak było widać po niej, że ją nosi, że chłopak ją drażnił itp. . W końcu kiedy wypowiedział pierwsze słowa odwróciła się w jego stronę i spojrzała niepewnie. Widocznie trafił. Rozgryzł od razu o czym myślę… co to za facet? Nikola wpatrywała się w niego trochę zagubiona i odrobina spokojniejsza. - Skąd… skąd wiesz o czym myślę? – spytała zakłopotana i odwróciła wzrok zawstydzona troszkę.
Patrzył wyczekująco na Teddrę, czy jego przepyszne ciasto naprawdę będzie jej smakować. Prawie podskoczył kiedy uniosła kciuk do góry, tak się ucieszył! Jego męskie ego zostało mile połechtane i nawet zbytnio nie przejął się uwagą o narkotykach, a warto wiedzieć, że czasami brał je bardzo do siebie. Nono, spotykał się niejednokrotnie z takimi, którzy uważali go za dziwaka, bo używek nie używał! Potrafił wywołać z tego aferę... A potem zwyczajnie miał to w dupie i więcej do tego nie wracał, skupiając się na sobie. Chociaż czasami można było odnieść mylne wrażenie, że jest przewrażliwiony, biedaczek. Byle co go denerwowało i mówił o tym bez skrupułów, a gdy tylko ktoś olewał jego uwagi, wściekał się niezmiernie! No, w każdym bądź razie nie zamierzał przejmować się uwagami dziewczyny, przecież nie mówiła poważnie z tymi narkotykami. Prawda?! - Nie tylko ty! - zawołał, bo przecież on był taki seksi i w ogóle, że ojej! Połowa Red Rock chciała go przelecieć, nie ma co. Kanadyjka chyba nie usłyszała jego uwagi, bo zaraz poszła gdzieś w stronę basenu, w którym, tak swoją drogą, bili się. Jakichś dwóch chłopaków i dwie dziewczyny! Wparowałby tam zaraz pewnie, gdyby nie fakt, że przeraził się na poważnie, że to może już się zaczęło. Eliminowanie przeciwników, wiecie. Poza tym święcie był przekonany, że wszyscy dookoła byli wstawieni, oczywiście z wyjątkiem poczciwego Rileya Salingera. On nigdy nie pije i nie pali, więc czułby się nieswojo, gdyby wykłócał się z ludźmi, którzy rano nie będą go nawet pamiętać. Kiedy nowa koleżanka uderzyła jakąś dziewczynę, pobiegł zaraz za nią i również wskoczył do wody, przepychając się między ludźmi. Niby to on tutaj był porywczy! Wparował między to całe zbiorowisko osób i chcąc uniknąć połamań w razie gdyby jutro miał się odbyć mecz, pociągnął Teddrę za rękę. - Zwariowałaś, chcesz rozpętać masową bójkę? Chodź, zjemy więcej ciasta! - zaproponował żywo, choć pierwsze zdanie wypowiedział nerwowo, jakby zaraz miał wybuchnąć. Poza tym miał taką ogromną ochotę komuś przywalić, te bójki dookoła niego bardzo go nakręciły! Ach, ten Riley! - A ty? Może chcesz mojego ciasta? Wszystkim smakuje, mówię ci! - zwrócił się do Ioannisa po drodze, ale nie czekał na odpowiedź, tylko wciąż przepychał się do stolika, coby zadowolić nową koleżankę. Kilka kawałków zostawił w łazience, przecież wszyscy muszą spróbować jego specjałów, a resztę wziął ze sobą i wraz z Teddrą udał się na spacer po Hogsie.
Nawet jej nie dotknąłem, a zareagowała tak gwałtownie, prawdziwa szara myszka. I to z bujną wyobraźnią, a może paranoją? Nie to raczej przewrażliwienie, na cały otaczający ją świat w tym i na mnie. Cieszyło mnie to, bo lubiłem drażnić innych..szczególnie kobiety, a szare myszki były takie uroczo zabawne wtedy. No proszę jak łatwo było zaskoczyć, jak zwykle wszyscy myślą że ich problemy i myśli są schowane gdzieś nie wiadomo gdzie i nikt inny nie ma do nich dostępu. No nic mam punkt zaczepienia. - Może posiadam magiczne zdolności? Albo specyficzny dar? Choć może to doświadczenie? A może tak naprawdę jeśli ktoś z dostateczną uwagą spojrzy na ciebie, będzie w stanie czytać co tylko będzie chciał? Chyba nie myślałaś że wszystkie twoje myśli są tylko twoje? W sumie tak myśli większość tych którzy tu siedzą. - rozejrzałem się po sali, łazience czymkolwiek było to pomieszczenie. Odczekałem chwilę, bo przecież wypowiedziałem trochę słów pewnym siebie i do tego kpiącym głosem. - Do tego myślę podobnie jak ty, to beznadziejna impreza. Ale w przeciwieństwie do ciebie ja im za grosz nie zazdroszczę. Ty pewnie chciałabyś choć trochę tego co mają otaczający cię czarodzieje. A ja wręcz przeciwnie, nie chciałbym niczego. - skończyłem swój drwiąco karcący monolog i obserwowałem z całkiem sporym zainteresowaniem moją szarą myszkę, niech znów poczuje się lekko przytłoczona ciekawe czy ma trochę oleju w tej główce.
Nikola spoglądała na niego nieufnie. Chłopak był zbyt pewny siebie i to było dla niej złe. Dlaczego? Bo mógł zaczepić się wszystkiego i bardzo szybko zapędzić ją w kozi róg. No to mamy problem. Nikola trafiła na wytrwałego przeciwnika, który może nie dać jej szans na obronę, zgniecie ją na boisku jak tylko nadarzy się okazja. Już na początku zauważyła, że jej logiczny tok myślenia nic tutaj nie zdziała. Chłopak najwidoczniej również podążał za logiką, bynajmniej tak się jej wydawało. Kiedy wspomniał o magicznych zdolnościach jej źrenice się lekko rozszerzyły. Tak, naiwność dziecka aż z niej kipiała w tym momencie. Jednak szybko się opamiętała, postanowiła na niego nie patrzeć i wtedy może nie będzie mógł z niej czytać jak z otwartej książki. - Kto… kto… kto niby im zazdrości?! – powiedziała zirytowana, można powiedzieć, że nawet jej policzki zaczerwieniły się delikatnie ze złości. Kto jak kto, ale ona nie lubiła jak ktoś wsadzał ją do jednego worka z innymi ludźmi. - Niczego im nie zazdroszczę, nie potrzebuję niczego co oni mają. Większość co posiadają, to prymitywne i nic nie warte rzeczy. Nie potrzebuje niczego takiego. Zaczęła się mieszać, a to oznacza, że wybiła się z rytmu. Pewnie będzie trudno dla niej wrócić na logiczny tor myślenia. Miejmy nadzieje, że chłopak się nie zorientuje i nie będzie prowokował jej, bądź nie stworzy takiej sytuacji, w której dziewczyna palnie coś bez przemyśleń.
Naprawdę była zabawna i całkowicie nieszczera z samą sobą, to ostatnie było całkowitym kłamstwem. Dobrze wiedziałem co mówiłem, a dokładnie o co mi chodziło w dodatku sama wpakowała się na straconą pozycję. No cóż to nie był przeciwnik dla mnie..ale przecież to ma być zabawka a nie ktoś z kim miałbym rywalizować. Pewnie jest dość inteligentna jak to szara myszka, ale w pojedynkach słownych nie ma dostatecznego doświadczenia. - Daj spokój dobrze wiem że ci wokół nas nie mają niczego ciekawego dla mnie, ale dla ciebie to całkowicie inna sprawa. Za bardzo się motasz by to ukryć i z tego jednego powodu tutaj jesteś. - mówiłem pewny siebie z wyższościom i pewnym rozbawieniem, co jakiś czas dawałem myszce wytchnienie jeśli chodzi o mój wzrok, aż całkowicie przestałą mnie obchodzić. Przynajmniej tak miała się poczuć to trwało kilka sekund ale, miała się poczuć tak jakby przestała dla mnie istnieć a ja zaraz odejdę. Nagle chwyciłem jej podbródek i nawet nie używając siły podniosłem go tak by widziała moje chłodne oczy. - Chcesz jednej rzeczy którą oni mają..uwagi, zainteresowania twoją osobą, relacji i pewnie w końcu miłości..przynajmniej się nie okłamuj. - po tych słowach puściłem ją i znów położyłem się na leżaku. Wpatrywałem się w nią i czekałem na reakcję, czy się rozklei i ucieknie? A może jednak stać ją na coś więcej? Ciekawe, zawsze lubiłem ryzykować z nowymi zabawkami, a tą nawet polubiłem przynajmniej w pewnym sensie.
W tym momencie Zoe czuła się niemalże jak bohaterka, ryzykująca życie dla przyjaciółki. Kolejny raz udowodniła, że NAPRAWDĘ nie zaprzedała tej swojej duszy diabłu. Chociaż Kanada była chyba innego zdania, gdyż gdzie nie spojrzała ktoś rzucał jej mordercze spojrzenia. Ba! Nawet prawie zarobiła butelką w łeb! Chryste panie co tutaj się działo to nie miała pytań. Mówią, że to ona jest jebnięta? No i mają rację. Ona i tak miała teraz w dupie to co ktoś o niej pomyśli. Zresztą... Na Merlina! Wy byście się nie rzucili na jakąś zołzę, która zaczęła na żywca przeprowadzać operacje plastyczne na waszej koleżance? No no, impreza zaczęła się teraz nieźle rozkręcać, a ktoś już rzucił się żeby oddzielić ją od Teda, zanim zdążyła wydrapać Kanadyjce oczy. Na do widzenia posłała jej tylko mordercze spojrzenie pod tytułem 'nie znasz dnia, ani godziny'. Podejrzewam jednak, że za kilka godzin Zoe zupełnie nie będzie pamiętać powodu sprzeczki, ani w ogóle faktu że się z kimś była. Nie wybiegajmy jednak za daleko na przód. - Nie ma sprawy - uśmiechnęła się do Violet, a serducho jej jeszcze łomotało od nadmiaru wrażeń. Chciała jeszcze dodać, że dziewczyna pewnie zrobiłaby dla niej to samo, ale jakoś nie potrafiłaby sobie wyobrazić delikatnej Ślizgonki, naparzającej kogoś po gębie. - SĄ - skwitowała, rozglądając się niepewnie czy aby na pewno znowu obok jej ucha nie przeleci jakaś butla. - Chyba muszę porządnie się teraz napić na odstresowanie. Tobie przepisałabym taką samą receptę - uśmiechnęła się krzywo i poprawiła nieco włoski Lavoisier, które były nieco zwichrzone po walce. Chwyciła czyjąś butelkę, w której było jeszcze trochę wódki i złapała kilka łyków. To chyba była własność tego dziwnego Australijczyka, który wisiał teraz do góry nogami, ale who cares. Miała nadzieję, że nie należał do tych pojebanych obcokrajowców (chociaż na to się zanosiło) i nie dosypał czegoś do napoju. Chociaż czemu by nie. Była taaaka vixa to byłaby i taaaaaaka faza. Ahoj!
Dla profesora Hampson'a wszystko wydawało się proste, jak dwa plus dwa. Łazienki mają jasne przeznaczenie, kuchnia tak samo, sypialnie są tylko od spania! Ale jego młodzież już wielokrotnie udowodniła mu, że każde pomieszczenie w zamku jest wielozadaniowe. Co rusz dochodziły go słuchy o kolejnych wybrykach, ale przymykał na to oko mając nadzieję, że to tylko plotki i nic z tego nie jest prawdą... Dziś, jednak nie wytrzymał. Po prostu musiał się przekonać czy to wszystko jest takie, jak inni zakładali. Kiedy przybyli "donosiciele" złożył dłonie w pokojowym geście mając nadzieję, że to wszystko dowcip. Ale nie! Ta dziewczyna opowiadała coś szybko o prywatce w łazience z dużą ilością alkoholu, mugolskich zabezpieczeniach i przede wszystkim o jakiś nieokreślonych magicznych proszkach, które z pewnością młodzież wciągała. Biedna twarz Gareth'a cała posiniała ze strachu przed tym, co mogą zobaczyć jego zmęczone oczy. Ale cóż począć! Trzeba przecież iść! Rozgonić towarzystwo! O ile to prawda... Chyba jego dobre serce wciąż wierzyło,że ten film zaraz się skończy... Najgorsze były jednak rewelacje chłopca, który mówił, że rozgorzała tam walka i podobno jeden z prefektów (!) leży w kałuży krwi... Już tego jego skołatane serce nie było w stanie zdzierżyć zatem przyspieszył kroku, aby jak najszybciej dotrzeć do stolicy Sodomy i Gomory - łazienki prefektów. Czy oby był dla nich za dobry? Zbyt pobłażliwy? Kto ich tam! Nie można, jednak zapominać o tym, że on chciał, aby czuli się swobodnie w zamku... Ale chyba aż na zbyt swobodnie to wypadło...
A kiedy wszedł do łazienki stanął, jak wryty... Nie dość, że właśnie trwała dyskoteka, to wszyscy byli pod wpływem alkoholu, magicznych proszków, eliksirów, albo wszystkiego na raz! Rzeczywiście Ioannis Gavrilidis leżał poturbowany, ale dyrektor nie miał siły dochodzić, kto z kim i dlaczego!!! Chyba nie wszyscy jeszcze zwrócili uwagę na jego przybycie, bo przechylali butelki do ust i wlewali w siebie hektolitry napojów, które na pewno nie były zwykłym alkoholem! Przyłożył do szyi różdżkę, aby wymówić szybko zaklęcie... - Sonorus! - A zaraz jego głos stał się donośny... Taki był cel. Chciał, żeby wszyscy go usłyszeli! - Otóż! W tej chwili! Nie chcę widzieć, kto i co! Wszyscy uczniowie oprócz Prefektów mają pięć minut na opuszczenie łazienki bez większych konsekwencji! Macie zebrać się w waszych dormitoriach i czekać na przybycie opiekuna domu! Plus minus dwadzieścia punktów dla każdego domu!
Zdecydowanie sam był przerażony tym, co się tutaj działo, ale miał szczerą nadzieję, że prefektowie zaraz mu to wyjaśnią i doprowadzą sytuację do porządku. O ile sami byli w stanie mówić, a nie bełkotać. Westchnął... Zmęczenie było wymalowane na jego twarzy, jakby sam nie wiedział co z tym wszystkim począć. Po drodze zatrzymał dwóch uczniów, którzy wydawali się nieco trzeźwiejsi, by zaraz Gavirlidis'a do Skrzydła Szpitalnego. Oczywiście poprosił też szkolnego woźnego, aby skonfiskował wszystkie "dobra". A teraz znalazł się obok prefektów i czekał... Sam nie wiedział, co chciałby usłyszeć najpierw, albo w ogóle.
Nikola siedziała niezadowolona i obrażona na cały świat. Czuła w sobie taką plątaninę emocji, że nie potrafiła jej opanować. To jego zachowanie było takie… takie… no takie dziwne! On chciał wyczytać z niej całą historię, chciał wiedzieć wszystko po jednym spojrzeniu. Najpierw prowokacja, później czytanie z ludzi, następnie utrzymywanie prowokacji, żeby człowiek przestał myśleć, można z nim zrobić wtedy co się chce. Ludzie żyją wtedy na automacie. Wdech, wydech, wdech, wydech, wdech… Już dobrze. Po chwili uspokoiła się i spojrzała na Avan’a w pełni opanowana. - Naprawdę uważasz, że ci wokół nas nie mają nic do zaoferowania dla Ciebie? – jej słowa były przepełnione pewnością siebie, którą ukrywała zawsze na dnie, którą pokazywała tylko najbliższym. Wiedziała, że jeżeli nie wyciągnie jej może sobie z nim nie poradzić – ja wiem, a raczej widzę wyraźnie, że pragniesz również czegoś, że potrzebujesz tych ludzi. Ponownie się speszyła. Nawet jeśli odwracał ten wzrok i dawał jej odetchnąć, to ponowne spoglądanie na nią wybijało ją z rytmu. Wolałaby już żeby wpatrywał się cały czas, bo do tego mogłaby się przyzwyczaić i zacząć ignorować. Kiedy jej całe ciało ogarnęła ulga, że pan Loyliard sobie idzie rozluźniła się, można powiedzieć, że opuściła gardę i to był jej błąd. Całkowicie nie spodziewała się, że chłopak tak po prostu ją załapie za podbródek i… i zrobi coś takiego. Na jej policzkach natychmiast pojawił się rumieniec, którego nie dało się ukryć. Spoglądała głęboko w oczy chłopaka i czuła strach, ból, kolejną mieszaninę uczuć. Strach był odczuwany tym, że nie wiedziała co może mu odbić i co może zrobić. Ból spowodowany był tym, że wpatrując się w jego chłodne oczy nie mogła znieść, że nie potrafi znaleźć w nich nawet odrobiny jakiegoś pozytywnego uczucia. Tylko ta obojętność. W końcu ją puścił, a ona odwróciła się tyłem do niego. Musiała chwilę odsapnąć. W pierwszej chwili miała ochotę uciec, jednak w drugiej miała ochotę powiedzieć coś. Gdy jej oddech się uspokoił odwróciła się w stronę chłopaka i spoglądała na niego spojrzeniem, w którym można było dostrzec współczucie. Oczy są odzwierciedleniem duszy? U niej się to sprawdzało w stu procentach, ponieważ ona wyrażała wszystkie swoje emocje za pomocą oczy, dlatego były one tak trudno dostrzegalne. Współczuła mu, że nie ma w sobie ani krzty uczuć, tych pozytywnych, chciała coś powiedzieć i przez dłuższą chwilę milczała układając sobie odpowiednie zdanie w głowie, uchyliła usta i… nie zdążyła nic powiedzieć. Do łazienki wpadł nauczyciel, a ona jak oparzona zerwała się i schowała z pola widzenia. Nie chodziło o to, że się bała, ale nie chciała sprawiać dziadkowi większych kłopotów. Zresztą on zawsze martwił się o nią zbyt bardzo. Postanowiła wykorzystać swoją ulubioną zdolność i ukryć swoją obecność, wyciszając się całkowicie. Nie żegnając się z chłopakiem, na co nawet nie miała ochoty, skierowała się do pokoju wspólnego Hufflepuff.
Całe szczęście wszyscy się trochę uspokoili i Dex mógł sobie spokojnie obserwować swoje nowe ulubione koleżanki. Mina mu dopiero zmarniała, gdy ta ciemnoskóra, mająca ówcześnie bluzkę Veritaserum została odciągnięta od dwóch pozostały dziewcząt. W ogóle gdzie ona poszła? Wszystkie trzy powinny się teraz udać z Dexterkiem na spacer, a nie rozdzielać. No nic, takie życie. Dex więc postanowił znaleźć jakieś fajki, bo aura walecznego Hogwartu trochę opadła. Wypadałoby więc teraz zapalić papierosa i trochę się odstresować. Niestety znalezienie na basenie paczki suchych fajek wydawało się graniczyć z cudem! Co gorsza, kiedy Vanberg właśnie przeszukiwał kieszenie jakiejś wiszącej nieopodal bluzki, do łazienki wszedł sam dyrektor! Oczywiście nasz dzielny muzyk, ani by go nie zauważył, dopóki jacyś ludzie nie zaczęli krzyczeć. I niewątpliwie ta wizyta zaskoczyła prefekta. Stał i patrzył na niego, przewracając w rękach paczkę mokrych fajek i zastanawiając się, kiedy w ogóle ostatni raz widział tego faceta. Był jak widmo, każdy wiedział, ze gdzieś tam sprawuje władze siedząc w wieży, ale jednocześnie, nikt go nigdy raczej nie spotykał. A tu proszę, wpadł na ich imprezę! - Wow, dobra impreza, skoro sam dyrek nawet wpada. A już zaczęło mi się już wydawać, że tu po prostu wolno robić imprezy - powiedział do siebie wyrzucając paczkę fajek za plecy. Oczywiście już chciał ruszyć przed siebie gdy usłyszał, że uczniowie mogą sobie iść. Ba, zrobił parę kroków na przód, ale nagle dyrektor dodał, że prefi mają pozostać. I mimo, że Vanberg chciał się sprytnie prześlizgnąć, to został zatrzymany przez tego sprawującego władzę. Powędrował więc wzrokiem za pozostałymi prefami. I aż zaklął w myślach, widząc, że Ioannis dostał przepustkę, bo dostał w buźkę. Może on też powinien był się tam pobić? Wypatrzył na szczęście Merlina, szybko się zastanawiając, co on właściwie ma powiedzieć. Nie przywykł do tłumaczenia się, dlaczego łamie regulamin! - Co za chlew! My tu przyszliśmy się umyć, a tu stado jakichś uczniów i pełno alkoholu. Co więcej nie chcieli w ogóle słuchać, że mają stąd wyjść i jeszcze twierdzili, że jacyś prefekci ich tu zaprosili, na pewno nie my - zaczął mówić, podnosząc z ziemi swój ręcznik, z którym na całe szczęście tu przyszedł. Oni byli tacy niewinni! Przyszli się tu popluskać a tu sodoma i gomora! Co więcej, krzyczeli przecież że wszyscy natychmiast mają wyjść, grozili punktami, wszystko, a i tak ich nikt nie słuchał. Dlatego właśnie musieli się przyłączyć i wypić im część alkoholu.
Specjalnego zaproszenia do picia Clara ostatnio nie potrzebowała, dlatego z ochotą stuknęła się butelką z Madison. Oczywiście gryfonka chciała pokazać swej nowej koleżance, jaka ona to nie jest godna, odważna i takie tam, ale niestety, nie udało się jej opróżnić butelki za jednym razem! Za to zaraz mocno Clarcię skrzywiło, a dzięki jej niesamowitej zręczności, pozostała zawartość butelki znalazła się na płytkach. Ups! - Eheheh, no cóż... - wywróciła oczami, czując jak ciepła Ognista rozchodzi się po jej ciele. Milutko! Niestety nie dane było jej kontynuować tematu osób godnych i tych niegodnych, o których mogłaby trochę Kanadyjce opowiedzieć, bo Madison zaraz została porwana przez swojego kolegę. Clarze nie pozostało więc nic innego, niż klapnięcie na jeden z leżaków za nią. Wpadł jej do głowy nawet niesamowicie szalony pomysł, aby pomóc Jankowi, którego prał chyba Villiers (nie mogła dostrzec twarzy, za nisko na tym leżaczku siedziała) ale zanim chociażby zdążyła podjąć życiową decyzję o podniesieniu się, ktoś już Gavrilidisa ogarnął... ech, no cóż, nie była potrzebna! Znowu. I naprawdę; już, już miała zamiar zmyć się stąd po angielsku, ale jak pech to pech Clarciu! Nie zdążyła nawet wstać, bowiem wpadł dyrektor... co trochę ją zszokowało, bo to był chyba pierwszy raz w historii jego kariery, kiedy postanowił ruszyć tyłek z wieży i tak bezpośrednio wmieszać się w sprawy uczniów! Natychmiast wstała, oczywiście z zamiarem szybciutkiego ulotnienia się stąd, ale podobnie jak Dex, i Clara została zatrzymana! No cóż, teraz to mogła spoglądać z zazdrością na tych wszystkich, którym dyrcio kazał iść do dormitoriów i żałować, że w ogóle postanowiła tutaj przyjść. - Tak było, panie dyrektorze! - poparła Dextera, kiwając energicznie główką - I... no tego, nie chcieliśmy panu przeszkadzać, dlatego zrobiliśmy tajne zebranie prefektów i sami postanowiliśmy ich rozgonić! - dodała z wielkim, trochę za wielkim przejęciem oraz nieco bez ładu i składu, bowiem wypite procenty trochę już plątały jej język.