Tutaj uczniowie i studenci zajmują się roślinami o średnim stopniu zagrożenia. Nie są one tak niebezpieczne, jak mandragory czy wnykopieńki, jednak również trzeba poświęcić im sporo uwagi.
Opis zadan z OWuTeMów:
OWuTeMy - Zielarstwo
Wchodzisz do Pokoju Czterech Pór Roku, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Zielarstwo. Dobrze. Stajesz więc pośrodku Sali, gdzie panuje wiosna, a dookoła rosną przeróżne rośliny. Przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znana Ci Estella Vicario oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Uchawi. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na skraju stołu, przy którym wykonujesz egzamin, leży sporej długości kawałek pergaminu, na którym postać odznacza poprawne odpowiedzi. Pierwsze zadanie, to rozpoznanie jakie rośliny zostały posiane w poszczególnych donicach. Drugie zadanie to zapisanie reakcji odżywiania się różnych, wyjątkowych roślin, które wbrew pozorom nie biorą pożywienia z światła! Są to na przykład rośliny podwodne, do których nie dociera tyle promieni słonecznych, by zachowała fotosynteza, rosiczki i inne czarodziejskie cuda.
Zasady: Rzucasz dwoma kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z zielarstwa można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
zadanie nr 1:
Wynik kostki nr 1:
1 – Fatalnie ci poszło, bulwy w trzeciej doniczce przeszły twoje najśmielsze oczekiwania. Starasz się jednak zachować spokój, by komicja nie wyczuła wszechobecnego napięcia. Zaznaczasz losowo rośliny, mając nadzieje, że tak będzie dobrze. 2 – Pierwsze nasionka były wręcz zbyt banalne. W połowie drogi zaczęła się dopiero tragedia. Siadasz przed pergaminem, nie poddajesz się, wpisujesz najbardziej prawdopodobne według ciebie nazwy. Nie jest to spełnienie twoich marzeń, jednak lepsze to niż nic. 3 – Twoja wiedza w końcu na coś się zdała! Rośliny śmigają ci między przekleństwami w twojej głowie. Kojarzysz je, jednak czy wszystko dobrze napiszesz? Dożyjemy, zobaczymy, teraz jednak uzupełniasz pergamin swoimi propozycjami. 4 – Nie jest źle, tylko dwie roślinki sprawiają ci jakoś problem. Resztę wpisujesz z rozmachu, a czas, który ci pozostał wykorzystujesz na główkowanie na tymi dwoma „kwiatkami”. Będzie dobrze, musi być! 5 – Rozpoznajesz wszystkie rośliny, umieszczasz odpowiednie nazwy na pergaminie i z głowy. Mogli dać coś trudniejszego, masz wrażenie, że to dopiero przedsmak trudności tego egzaminu 6 – Nasiona? Od zawsze uwielbiasz je rozróżniać! Wpisujesz odpowiedzi z zapartym tchem, po czym z szybkością światła dopisujesz ciekawostki lub tworzysz rysunki rozwiniętych już roślin. Niech komisja wie, że rozumiesz temat nieprzeciętnie!
zadanie nr 2:
Wynik kostki nr 2:
1 – Co masz zapisać? Nie orientujesz się całkowicie, fotosyntezę jeszcze dałby się znieść, ale to? Nie, zdecydowanie nie jest to twoją najmocniejszą stroną. Postanawiasz więc napisać tam cokolwiek i modlisz się, by komicja nie zauważyła podpuchy. Może będą mieć gorszy dzień i pominą to w twojej pracy? 2 – Znasz cały jeden schemat, brawo! Co tam, że pozostałe pięć jest dla ciebie czarną magią. Najważniejsze, że nie zawalasz całego zadania. Choć masz wyrzuty do siebie, że nie przeczytałeś do końca podręcznika, to jednak mogło być gorzej. 3 – Piszesz połowę schematów z miejsca, nawet nie zastanawiasz się, czy nie popełniasz właśnie największego błędu w swoim życiu. Nad resztą główkujesz, piszesz jakieś równania skrócone, jednak dochodzisz do wniosku, że to nie ma sensu. Skreślasz je, po czym trzymasz za siebie kciuki. 4 – Napisałeś wszystkie równania, jednak gdzieś w tyłu głowy świta ci, że popełniłeś parę błędów. Za późno już, gdyż zbyt szybko oddałeś prace. To zawsze lepiej, że napisałeś z błędem niż byś nie napisał. 5 – Piszesz równania bezbłędnie, choć zajmuje ci to sporo czasu. Są to jednak na pewno dobre odpowiedzi. Uśmiechnij się, można było trafić na rozmnażanie paprotników! 6 – Piszesz z szybkością błyskawicy dobre odpowiedzi, po czym dopisujesz środowiska, w jakich zachodzą te zjawiska. Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, jednak w świecie czarodziei to drugie raczej ci nie grozi.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - zielarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Autor
Wiadomość
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Widać nie była z tych, co trzymają za długo urazy, a przynajmniej nie te udawane, bo tak naprawdę nic złego się tutaj nie działo. Jeszcze. Bo los miał dla nich o wiele mniej zabawne plany. Widać razem przyciągali pecha jeszcze mocniej niż z osobna. Chwilowo skupił się na wykonywaniu swojego zadania. I szło mu to wybitnie dopóki ten jebany robal nie postanowił zrobić sobie z niego śniadania. Nie usłyszał już słów Kate, ani nie czuł nawet lekkiego pieczenia w ręce, charakterystycznego dla użądlenia. Jedyne, co się liczyło, to rozprzestrzeniający się na jego oczach żywioł i okropny krzyk, który nawiedził jego umysł. Ciało Maxa powoli zaczynało się trząść, a drgawki narastały z każdą chwilą. Trzymał różdżkę, ale jego świadomość kompletnie tego nie rejestrowała, skupiona na obrazach z przeszłości. Dopiero, gdy zobaczył strumień wody, powoli jego mózg zaczął skręcać na inne tory. Riddikulus. Nie Aquamenti. Usłyszał głos byłego partnera i to właśnie myśl, że ma przed sobą bogina, zdawała się go sprowadzać na ziemię. Chciał już rzucić zaklęcie rozbrajające tę istotę, gdy ogień zniknął, dzięki interwencji gryfonki. Stał tam przez chwilę, kompletnie sparaliżowany i trzęsący się, a pierwsze słowa dziewczyny nawet nie zostały zarejestrowane w umyśle Solberga. Wręcz wciąż tkwił we własnej, toksycznej bańce, a twarz osiemnastolatki przypominała inną, znienawidzoną przez niego facjatę. Pierwszym odruchem złapał więc jej dłonie, zaciśnięte na jego kurtce, z zamiarem odepchnięcia dziewczyny od siebie. Jego twarz wyrażała złość i odrazę, choć po chwili, wrócił mu rozsądek, a wraz z nim, pewnego rodzaju nienaturalna pustka, jawiąca się w szmaragdowych tęczówkach. -Pożar. - Wychrypiał w końcu, w odpowiedzi na jej ostatnie pytanie. Próbował nawet się uśmiechnąć, by jak zwykle umniejszyć całej sytuacji, ale zdecydowanie nie wypadło to przekonująco. Poluźnił uścisk na jej dłoniach, spuszczając na chwilę głowę. -Nie przepadamy za sobą. - Dodał jeszcze, jakby to cokolwiek tłumaczyło. -Wracajmy do pracy, Vicario się zapłacze, a Walsh zajebie. Albo zaprosi na herbatkę, sam nie wiem, co gorsze. - Puścił jej dłonie i cofnął się o krok, podnosząc z ziemi różdżkę, którą gdzieś w międzyczasie wypuścił z uścisku.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Mogła zareagować wcześniej, mogła doskoczyć szybciej i rzucić to cholerne zaklęcie, ale zamiast tego jak głupia wpatrywała się w błyszczący ogień trawiący napotkane na drodze rośliny. Choć wywołanie pożaru nie było jej winą, podświadomie wszystko to, co działo się później, brała na siebie. Uważała za swoją winę to nagłe rozchwianie, w które został wprowadzony Max. Patrzyła na niego z dołu ze zmarszczonymi ze zmartwienia brwiami, delikatnie potrząsając kurtkę, by jakimś ruchem, słowem, gestem uwolnić go ze szponów władających nim duchów przeszłości. Zdawało się, jakby wpadł w jakiś trans. Rzucił jej pełne odrazy spojrzenie, które zabolało ją gdzieś głęboko w środku, mimo że liczyła się z faktem, że mógł nie zdawać sobie sprawy z tego, jak ostro ją traktował. Jego dłonie zacisnęły się na jej własnych, poparzonych, toteż syknęła, zaskoczona tym nagłym bodźcem bólowym, który promieniował aż do łokci. Miała wrażenie, że jeszcze moment i dojdzie do rękoczynów. Nie puściła go jednak, zdeterminowana, by odzyskać kontakt z tym Solbergiem, który wszedł do cieplarni kilka chwil temu. - Hej, Max, spokojnie - wyszeptała, niepewna, czy w ogóle był w stanie ją usłyszeć. Cały się trząsł, zaczęła martwić się, że to jakiś neurologiczny atak. Zaraz jednak jego ciało się uspokoiło, a oczy odzyskały pewien poziom przytomności. Zupełnie jakby wcześniej zakrywający je woal uniósł się, przez co zaczął na nowo dostrzegać nie tylko ją, ale również ich otoczenie. Poluźnił uścisk na jej dłoniach, po czym lekko odepchnął ją, odsuwając się, zwiększając dzielący ich dystans. Z jakiegoś powodu poczuła się odrzucona. Stała w tym samym miejscu, w którym tkwiła wcześniej, wczepiona w niego. W głowie miała mętlik, a jej klatka piersiowa unosiła się w przyspieszonym oddechu. Mieli wracać do pracy i zignorować całe to zajście? Jakaś jej część pragnęła ponownie przyciągnąć go do siebie, by zamknąć jego postawną postać w swoim uścisku. Ale wciąż pozostawała tam, gdzie wcześniej, bojąc się przekroczyć tę cienko wytyczoną granicę. - Max... - zaczęła, nie wiedząc, czy mogła kontynuować. Co powie jej jego wyraz twarzy? Będą mogli o tym porozmawiać, czy miała udawać, że nic się nie stało, a spalone donice już tu wcześniej były?
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Całe zajście absolutnie nie było jej winą, ale w chwili obecnej nawet nie przyszło mu do głowy, że mogła się tak poczuć i że powinien cokolwiek tłumaczyć. Liczył się żywioł i pułapka, w jakiej jego własny umysł znów go uwięził. Nienawidził tego z całego serca szczególnie w momentach, gdy był pewien, że wszystko idzie ku lepszemu. A niestety to wtedy zazwyczaj coś się pierdoliło jak dzisiaj i Max, choć nieświadomie, niestety sprawiał innym ból, nie tylko ten psychiczny, ale i fizyczny. W takich momentach nie zdawał sobie sprawy ze swoich reakcji, ani tym bardziej z siły jakiej używał, a fakt, że Kate chwilowo nie miała swojej twarzy, a zdawała się być zupełnie inną kobietą, sprawiał tylko, że nawet nie miał zamiaru się powstrzymywać. Przynajmniej do chwili, gdy cały kurz opadł, a on, jak to miał w zwyczaju, kompletnie się zaczął izolować i próbował udawać, że wszystko jest w porządku. Nawet jeśli oczywistym było, że jest inaczej. Podniósł różdżkę i z całym swoim skupieniem zajął się naprawą szkód, jakie wyrządził. Mamrotał zaklęcia, czyszcząc okolicę z sadzy i spalonych resztek roślin. Starał się nie patrzeć na Kate, bojąc się tego, co może zobaczyć na jej twarzy. Przerabiał to wielokrotnie i za każdym razem bolało go to tak samo. Gryfonka nie miała jednak zamiaru dać za wygraną i już po chwili Solberg usłyszał swoje imię, padające z jej ust. -Hmmm? - Zapytał elokwentnie, wciąż odwrócony do niej tyłem. Na chwilę przymknął oczy, próbując uspokoić galopujące serce, ale na niewiele się to zdało. Zdecydowanie lepiej zadziałałaby butelka Whisky, czy pewien wątpliwy proszek, a w ostateczności nawet eliksir spokoju.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Miała w zwyczaju nadintepretować ludzkie zachowania, często pozwalając swojej wybujałej wyobraźni działać w pełnym zakresie jej możliwości. Fiksowanie się na jakimś problemie oraz overthinkowanie nie było jej obce i właśnie wpadała w tę pułapkę na nowo, dając się uwikłać w cały splot goniących się wzajemnie myśli. Dlaczego nie reagowała wcześniej? Dlaczego on nie zareagował? Czy to było specjalnie? Nie, nie mogło być specjalnie. Ale nic nie robił, czemu? Czy był na nią zły, że zareagowała? Skąd ten brutalizm w schwyceniu jej dłoni? Chciał sprawić jej ból? Czy mogło wydarzyć się więcej, niż się wydarzyło? Czy Max był niebezpieczny? Odganiała jednak te natrętne jak nargle zdania, jedno po drugim, gdy patrzyła na jego nieco zgarbione plecy. Ewidentnie czuł się niekomfortowo z całą tą sytuacją. I chciała mu powiedzieć, że przy niej nie musiał się niczego wstydzić. Ani niczego bać. Że to była bezpieczna przestrzeń - ta krótka, choć zapalczywa relacja, którą zawiązali. Było w niej miejsce również na to, przynajmniej z jej strony. Ufała szybko i zatracała się w chęci pomocy drugiemu człowiekowi - a tak właśnie teraz się czuła, chciała mu pomóc. Wiedziała, że może nie uporać się z wszystkimi jego demonami, lecz naiwnym umysłem osiemnastolatki uznała, że dokona wszelkich starań, by oswajać go z bliskością, którą była gotowa mu zaoferować. Dlatego też, gdy mruknął coś w odpowiedzi, lecz nie odwrócił się, po prostu podeszła do niego i objęła go od tyłu, przytulając policzek między jego łopatkami. Ten gest nie trwał zbyt długo, nie chciała go też obłapiać (choć w przeszłości zdarzyło im się być znacznie bliżej, niż w tej chwili, a znali się gorzej). Puściła go więc i stanęła obok, by pomóc w sprzątaniu bałaganu wywołanego przez pożar. Posłała mu jeszcze jeden ze swoich ciepłych uśmiechów na znak, że wszystko jest w porządku, chociaż ręce miała nie tylko oparzone, ale też obtarte. Zagoją się.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Niebezpieczny bywał, ale głównie dla samego siebie. Owszem, ludziom wokół działa się krzywda w jego obecności i praktycznie przez całe swoje życie biczował się za rzeczy, na które bardzo często nie miał wpływu. W te wakacje zrozumiał jednak, że wcale nie jest tym czarnym charakterem, jakim sam siebie maluje, a czasem po prostu złe rzeczy się dzieją. Co prawda nie pojmował, czemu akurat on musiał być ich świadkiem, ale to i tak był ogromny krok w stronę jego samoakceptacji, która praktycznie od narodzin mocno u niego kulała. Zdarzało się i tak, że świadomie i z premedytacją zadawał innym ból, gdy tamta osoba jakoś naruszyła jego osobiste granice. Dzisiaj jednak nie miało to miejsca i fakt, że zranił Kate był całkowicie poza jego kontrolą. Nie był nawet świadom tego, jak mocno ją chwycił, nie mówiąc już o poparzeniach na jej dłoniach, bo w tym czasie wciąż miał ograniczone pole myślenia. Zdziwiła go jednak ta cisza, która nastąpiła po tym, jak wspomniała jego imię, a to, co zaszło później, zdecydowanie ten stan pogłębiło. Początkowo miał ochotę się jakoś z tego stanu rzeczy wycofać, ale ostatecznie tego nie zrobił czując, jak jego mięśnie się rozluźniają, a głowa oczyszcza. Wiele mógł o gryfonach złego powiedzieć, ale laski z tego domu zdecydowanie rozumiały czym jest empatia i wiedziały, jak sprawić, by poczuł się lepiej. -Dzięki. - Odpowiedział niemrawo, posyłając jej szczery, choć nieśmiały uśmiech. -Nie przejmuj się. - Dodał jeszcze, widząc w jej oczach szczerą troskę. Nie lubił wzbudzać współczucia, choć niestety im dłużej żył, tym więcej sytuacji do tego doprowadzało. -Serio powinniśmy się zająć tym bałaganem. - Powtórzył, bo w tej chwili bezczynność była dla niego najgorszym możliwym scenariuszem i choć czuł się przy niej swobodnie, to zdecydowanie nie znali się na tyle, by zrzucał na nią ciężar swych kłamstw powtarzanych co dnia problemów. -Twoje dłonie. - Zreflektował się, gdy kątem oka dostrzegł pęcherze spowijające skórę nastolatki.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie miał prawa wiedzieć o jej rękach, bo rzecz działa się bez jego udziału i poza zasięgiem jego wzroku. Była to po prostu seria niefortunnych zdarzeń, niezależna od nikogo - no, może mogła nieco wpłynąć na stan swojej skóry, gdyby nie zapomniała o założeniu rękawic. Nie żywiła do niego żalu, przynajmniej nie w sercu, bo jej mózg niestety wciąż podszeptywał jej do ucha, że powinna uważać. Wielokrotnie jednak mówiła "wal się" własnej głowie i pewnie dlatego wiecznie znajdowała się w tego typu sytuacjach. Może klątwa nie została rzucona na nią, lecz nałożyła ją sobie sama przez ciągłe i uparte umykanie rozsądkowi? Czuła, że nieco przegina strunę, więc odwróciła wzrok od jego twarzy, skupiając się na sprzątaniu bałaganu, który przypadkiem narobili. Nie wiedziała, jak interpretował jej spojrzenie, gdyby wokalizował swoją niechęć do współczucia, mogłaby spokojnie sprostować, że była to wyłącznie troska, której ze współczuciem nie należało zawsze utożsamiać. Zresztą nie było w nim ni krzty litości, jedynie obawa, że wypadek odbił się w jego umyśle znacznie boleśniejszym piętnem, niż powinien. Ale nie mogła dywagować na temat jego poznaczonej bliznami duszy, na pewno nie ze sobą samą. - Drobiazg - zaszczebiotała słodko, starając się przybrać jak najbardziej naturalny ton głosu, na jaki było ją stać. - A myślisz, że co robię? - rzuciła jeszcze, ponownie posyłając mu uśmiech, tym razem nieco bardziej charakterny. Nie minęły dwie minuty, a w kącie z nagłym podpaleniem nie było już śladów po sadzy. - Cóż, czyli raczej rezygnujemy z Fovere? I na pewno nie używamy incendio... - rzekła, odwracając się do niego, gdy nagle zwrócił uwagę na jej dłonie. - Och, to nic - żachnęła się, próbując naciągnąć na nie rękawy płaszcza, by choć trochę schować rumień i pęcherzyki. - Do wesela się zagoi - skwitowała, machnąwszy ręką. I tak powinna wstąpić do skrzydła szpitalnego, teraz przynajmniej miała pretekst, dzięki któremu przestanie zwlekać z wizytą.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wychodziło na to, że są do siebie podobni na wielu płaszczyznach i to nie tylko tych całkiem pozytywnych. Przykra sprawa, a jednak nie było na świecie człowieka, który pozbawiony by był pewnych problemów. Plusem w tym wszystkim było to, że faktycznie raczej to radość i beztroska między nimi przeważała, a gdyby nie ten cholerny owad, nawet nie odkryliby tej mniej przyjemnej strony. Czy poczuł się lepiej z tym, że odwróciła wzrok? Jednocześnie tak i nie. Wiedział jednak, że ten prosty gest, jakim było objęcie, wiele mu pomógł i zdecydowanie już sprowadził na ziemię. Wciąż był lekko roztrzęsiony fizycznie, ale przynajmniej mózg nieco lepiej mu pracował. -Szykujesz się na opierdolenie mnie za dodatkową robotę? - Odpowiedział o wiele luźniej i radośniej. Nie do końca jej uwierzył, ale doceniał to, co robiła i nie zamierzał też ciągnąć tematu. -Szybszego sposobu na ogrzanie roślin nie znam niż Incendio, ale niech Ci już będzie. - Wrócił do aktorzenia nieco, po czym zaczął myśleć, jak to wszystko poskładać do kupy, bo nie mogli przecież zostawić większego bałaganu niż zastali. -Radzę precyzować do czyjego. - Puścił jej oczko, ale skoro ona nie drążyła jego tematu, to i on nie miał zamiaru wtryniać się w jej dłonie. Skoro nie działo się nic naprawdę złego, był gotów przymknąć oczy na wiele spraw. Zresztą, byłby hipokrytą, gdyby robił jej z tego problemy wyrzuty i choć zazwyczaj był hipokrytą, tak teraz postanowił odpuścić. -Sprawdzę w kantorku, czy nie trzymają czegoś pomocnego. - Powiedział, zostawiając ją na chwilę z roślinkami, a samemu znikając w ciasnym i strasznie zagraconym pomieszczeniu, przylegającym do cieplarni. Oczywiście korzystając z okazji, zajarał dla rozluźnienia, ale nie próżnował w tym czasie. Udało mu się znaleźć jakąś odżywkę, która wydawała się być pomocna. -Patrz, co znalazłem. - Oznajmij, pokazując jej spray, który według etykiety, pomagał roślinom przy niskich temperaturach. -Może dzięki temu utrzymają ciepło. - Zastanawiał się i stwierdzał jednocześnie, by po chwili zając się pryskaniem otaczającej ich flory.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Jak bardzo byli podobni - czas musiał pokazać. Na razie nie odkrywali przed sobą wszystkich kart, mimo że obojgu rzucała się w oczy swoboda bycia w swoim wzajemnym towarzystwie. Była jednak różnica między zabawą, a faktycznym zbliżaniem i to tym wewnętrznym, nie fizycznym. Do samego kontaktu fizycznego nie każdemu potrzebne były ciasne więzy, jednak do przyjaźni były one bazą. Nie wiedziała, jak potoczy się to wszystko dalej - czy już nigdy mieli nie nawiązać do tego wypadku, radośnie i za obopólną zgodą uznając, że była to zbiorowa halucynacja lub że w ogóle nic takiego nie miało miejsca; czy jednak usiądą kiedyś, by poważnie porozmawiać o tym, co kryło się za jego nagłą reakcją? Kate nie zbierała wybitnych jak grzybów po deszczu, lecz głupia nie była i widziała, że w jego wnętrzu toczyła się wielka walka, którą bardzo skrzętnie skrywał pod fasadą żartów i czarujących uśmiechów. - Nawet nie - powiedziała po chwili namysłu, robiąc miny jakby naprawdę rozważała wkurzenie się na niego za dołożenie roboty do i tak pokaźnego stosu obowiązków, do których się zobowiązali. - Myślę, że chwilę będę obrażona, ale szybko Ci wybaczę - zdecydowała, patrząc na niego nieco wyzywająco. Wszystko było oczywiście okraszone uśmiechem, przewiązane ładną kokardką i dostarczone doń w słodkim tonie głosu. Pozwoliła mu wykazać się i poszperać w schowku, w którym spędził naprawdę sporo czasu. Zwalczyła w sobie przemożną chęć pójścia za nim i sprawdzenia, czy przypadkiem nie postanowił utopić się w jakimś wiadrze z wodą, ale po paru chwilach wyłonił się zza drzwi - zwycięsko trzymając w dłoniach jakiś środek do opryskiwania roślin. - Pokaż to - poleciła, sięgając pod butelkę, by spróbować wyczytać coś mądrego z etykiety. Mruknęła z aprobatą i skinęła głową w uznaniu, że znalazł całkiem przydatną rzecz. - Myślę, że gorzej od pożaru nie będzie - rzuciła, zanim zdążyła ugryźć się w język. Zamiast się zrehabilitować, odwróciła się na pięcie, by wypróbować spray na jednej z pobliskich roślin. Dzielili się później zasobami, by obdarzyć nimi jak najwięcej zmarzluchów, ale przyszedł też czas, że musieli się zbierać.
/ztx2
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie podobało mu się to. Widział, że cieplarnia ucierpiała i nie był w stanie stwierdzić, kiedy do tego doszło. Specjalnie z tego powodu skontaktował się z Vicario, ale kobieta jedynie rozłożyła ręce, jakby jej to nie interesowało i uważała, że to nie było nic wielkiego. Zupełnie, jakby jej zdaniem, każdą roślinę można było naprawić i nadać jej poprzedniej witalności, sił, kształtów i barw. Dla Christophera była to oczywista bzdura, bo wyleczenie choćby jednego krzewu, wymagało wiele czasu i samozaparcia, tym bardziej że zniszczenia, na jakie się natknął, sprawiały wrażenie, jakby pochodziły z podpalenia. Nie dość, że niedawno przyłapał uczniów na kradzieży ziół, to teraz jeszcze okazywało się, że ktoś postanowił urządzić w szklarniach zawody pirotechniczne, co podobało mu się tak bardzo, jak codzienne oglądanie paskudnej twarzy Pattona Craine’a. Czyli wcale. Gdyby tego wszystkiego było mało, do jego uszu doleciał jakichś szelest. Podniósł się zatem, przestając na chwilę oceniać straty, z jakimi przyszło mu się zmierzyć, starając się zorientować, co się dzieje. W cieplarni chowały się różne stworzenia, żyły tutaj również ptaki, które traktowały to miejsce, jako coś niesamowicie pomocnego i bezpiecznego, coś, co było ich niekwestionowanym domem. To jednak, co słyszał, nie wskazywało na stworzenia tak małe, by mógł całkowicie to zignorować, dlatego też skierował się w stronę, z której dochodziły do niego dźwięki. Tylko po to, by ostatecznie stanąć przed jedną ze swych uczennic, która, Merlin raczy wiedzieć, co tutaj właściwie robiła. - Panno Milburn? – powiedział, unosząc w zdziwieniu brwi, starając się zorientować, co tutaj się w ogóle działo. Być może dziewczyna chciała z nim porozmawiać, a dowiedziawszy się, gdzie dokładnie jest, skierowała tutaj swoje kroki. Być może chciała wykonać zadanie koła naukowego. Być może zaś chodziło o coś zupełnie innego, choć Chris miał co do tego nie do końca dobre przeczucia. Stał się podejrzliwy, od kiedy dotarło do niego, że jego uczniowie lubili go oszukiwać.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Gdy usłyszała, że ktoś wszedł do cieplarni, schowała się szybko za jakąś większą rośliną (bo nawet nie wiedziała, co to było... Miała jedynie nadzieję, że nie było jadowite i nie oparzy jej, jak poprzednia, której dotykała). Wyjrzała tylko raz, by dowiedzieć się, że był to nie kto inny jak @Christopher Walsh, czyli jedna z dwóch osób, której nie miała zamiaru tu spotkać. Wróciła dzień po felernym wypadku z Maxem i pożarem, by upewnić się, że wszystkie ślady zostały odpowiednio zatarte. Ze zgrozą zorientowała się zaraz po wejściu, że chyba poprzedniego popołudnia byli srogo zamroczeni szokiem, bo gdzieniegdzie wciąż walała się sadza, a niektóre rośliny miały popalone liście. Chciała się tym zająć, ale najwyraźniej wybrała też złą porę na całe to zacieranie. Przywarła do ściany, skryta za wielkimi liśćmi i próbowała na szybko wymyślić jakąś wymówkę, dlaczego się tu znajdowała. Myśl, myśl!, krzyczała do samej siebie w głowie, ale niestety nie skutkowało to wpadnięciem na jakąś genialną ideę, by usprawiedliwić swoją obecność w cieplarni. Przypadkiem potrąciła jakąś stojącą obok doniczkę, robiąc niewielki hałas. Tak naprawdę w normalnych warunkach nikt nie zwróciłby na niego uwagi, lecz w ciszy panującej w środku, jej oddech brzmiał pewnie podobnie do huraganu. Spodziewając się szybkiego nakrycia, odkleiła plecy od ściany i wyszła nieco naprzeciw profesorowi. - Profesor Walsh! - przywitała się z uśmiechem, pod którym chciała ukryć nerwowość. - Co za niespodzianka! - Doprawdy, cóż za dziwny zbieg okoliczności spotkać w tym miejscu nauczyciela zielarstwa.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie wszystko dało się ukryć, a rośliny, które uległy zniszczeniu, nie podlegały cudownemu reparo, ani innym zaklęciom, które mogłyby sugerować, że wszystko jest naprawdę łatwe do opanowania. Nie tak to działało i chociaż transmutacja mogłaby tutaj pomóc, na pewno Christopher i tak zwróciłby uwagę na to, co się wydarzyło. Ostatecznie bowiem doskonale wiedział, jakie rośliny znajdowały się w tej cieplarni i nawet jeśli czasami profesor Vicario coś przenosiła, rozkosznie zapominając, dokąd właściwie, miał wszystko pod kontrolą. A przynajmniej właśnie o to się starał, bo inaczej zapewne wszystko, o co dbał, rozpadłoby się jak domek z kart. Nie podobało mu się to, co tutaj zastał, choć jednocześnie domyślał się, że nic nie mogło wydarzyć się tutaj tak całkowicie bez kontroli, a przynajmniej tak sądził. Bo spalenie cieplarni, kiedy się do niej zakradło, zakrawało jego zdaniem na skończony absurd. Chyba że ktoś wystraszył się tej, czy tamtej rośliny, myląc ją z shidą. - Czyżby przyszła pani pomóc? – zapytał, przyglądając się Kate, jednocześnie uśmiechając się łagodnie. Jej postawa świadczyła albo o wysokim zdenerwowaniu albo o zawstydzeniu sytuacją, w jakiej się znalazła. Trudno było mu to w tej chwili ocenić, ale zerknąwszy kątem oka na te rośliny, które faktycznie nosiły na sobie ślady zniszczeń, zaczął się mimowolnie zastanawiać, czy zbrodniarz nie postanowił wrócić na miejsce przestępstwa. Nie miał na to, rzecz jasna, dowodów, ale odnosił wrażenie, że Gryfonka mimo wszystko nie czuła się w jego obecności najlepiej. To mogło oczywiście mieć różnorakie podłoża, więc nie zamierzał o niczym przesądzać, jednak wiedział, że będzie musiał to sprawdzić. - Rośliny wymagają teraz szczególnej opieki i nie dziwię się, że profesor Vicario poprosiła o pomoc. Zawsze cieszy nas, kiedy studenci angażują się w drobne działania na terenie zamku, które mogą ułatwić nam pracę – dodał spokojnie, spoglądając ponownie na Kate. Nie zamierzał jej atakować, ani robić niczego podobnego, po prostu prowadząc z nią zwyczajną rozmowę. To, co wydarzyło się w cieplarni, nie było również żadną niesłychaną zbrodnią, choć oczywiście, Christopher nie był zbyt zachwycony tym, co tutaj zastał.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Kate nie była dobrą kłamczuchą. Z natury bywała wręcz zbyt szczera i często dzieliła się rzeczami, które wypadałoby przemilczeć. Teraz jednak zbliżała się przerwa świąteczna, a ona wyjątkowo długo nie miała większych kłopotów z gronem pedagogicznym. Wsypanie się tuż przed profesorem Walshem na tydzień przed wyjazdem do domu brzmiało jak bardzo zły pomysł. Co prawda Christopher słynął raczej z bycia spokojnym i opanowanym człowiekiem, ale kto wie, może to konkretne przewinienie nie skończyłoby się odjęciem punktów, a wyjątkowo trudnym i upokarzającym szlabanem? Starała się więc ugrać tyle ile mogła, nim wpadnie w zabójczy słowotok. - Yyyy - zacięła się w pierwszej chwili, ale postanowiła iść wraz z nurtem rozmowy. - Tak, tak, dokładnie! - odratowała się, okraszając wyjątkowo entuzjastyczne potwierdzenie równie radosnym uśmiechem. - Tak właśnie słyszałam, od profesor Vicario, że potrzeba tu pomocy - zapewniła, co w sumie nie odbiegało od prawdy, bo dokładnie w związku z tym była obecna w cieplarni wczorajszego dnia. Pokiwała też głową na wzmiankę o zaangażowaniu, bo faktycznie starała się, w tym roku może nawet bardziej niż w poprzednim, by uczestniczyć w zajęciach z kół naukowych, niejednokrotnie przyczyniając się dzięki ich działalności całej szkole. Sprzątanie sowiarni, szukanie sów na błoniach, zaopatrywanie skrzydła szpitalnego w eliksiry - wszystko to było bardzo budujące, pewnie nie tylko dla niej jako studentki, lecz także dla nauczycieli. Teraz jednak było jej zwyczajnie głupio. Rzuciła spojrzeniem na jedną z nieco zwęglonych donic i zrobiła zaskoczoną minę. - Komuś się chyba zaklęcie wymsknęło spod kontroli - skomentowała, patrząc na profesora z miną mówiącą wyłącznie o tym, jak niewinną trzpiotką teraz była, zmartwiona stanem cieplarni. W środku jednak zwijała się z dyskomfortu.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher uśmiechnął się ledwie widocznie samym kącikiem ust. Trudno było powiedzieć, co sobie w tej chwili myślał, bo nie był człowiekiem, który faktycznie skakał natychmiast do konkluzji, nie brał wszystkiego, co pomyślał, za pewnik i nie robił mnóstwa innych, podobnych rzeczy. Chociaż, gdyby znajdowali się w innych okolicznościach i choćby zaatakowały ich diabelskie sidła, bez chwili zawahania zabrałby się do pracy. Wolał jednak nie szastać tak swoją odwagą i zdolnościami, preferując życie stosunkowo spokojne. To, że skakał po latających skrzyniach, czy biegał po niebezpiecznym legowisku albo wchodził prosto w szczypce akromantuli, to było już zupełnie inną kwestią. I chociaż zapewne inni, w tym również uczniowie i studenci o tym słyszeli, nie był typem, który natychmiast robił z siebie wszechwiedzącego bohatera. - Cieszę się, że w takim razie zechciałaś pomóc. Obawiam się jednak, że najpierw trzeba będzie przyjrzeć się tym roślinom, żeby mieć pewność, że nie spotkało ich nic złego. Muszę przyznać, że nie jestem pewien, na ile się pani na nich zna - powiedział spokojnie, wskazując faktycznie na niektóre zniszczone okazy. Zmarszczył nos, wciąż się uśmiechając, kiedy Kate zachowała się mniej więcej, jak typowy dzieciak, który próbował coś ukryć. Prawdę powiedziawszy, Christopher był pewien, że zjawiła się w cieplarni w zupełnie innym celu, niż ten, o którym rozmawiali, ale miał czas, żeby przekonać się, o co dokładnie chodziło. Bo równie dobrze mogło się zaraz okazać, że zwyczajnie przyłapał ją na gorącym uczynku i dziewczyna właśnie próbowała coś stąd ukraść. Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Viego i całkiem zwyczajnie, bez najmniejszego problemu, postanowił zarzucić wędkę, żeby przekonać się, czy za chwilę nie upoluje ryby, która okazałaby się nie tylko smakowita, ale również pokaźna. To wszystko bawiło go na swój sposób, pokazując, iż tak naprawdę miał w istocie chochliczą naturę, godną prawdziwego Gryfona. - Mam nadzieję, że pamięta pani, że znajdują się tutaj trudniejsze do opanowania rośliny? Ostatnio przyłapałem tutaj kilku uczniów, którzy uważali, że wykradnięcie stąd ziół dla profesora Honeycotta to wspaniały pomysł - zakomunikował, wyraźnie rozbawiony, wciąż zastanawiając się, jak komuś mogło coś podobnego w ogóle przyjść do głowy.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Jeszcze chwila takiej pogawędki i Kate skora byłaby pomyśleć, że nagle stała się mistrzynią obłudy. Czyżby profesor łyknął powód, dla którego tu była? Czy może byłaby w stanie wywinąć się stąd bez szwanku? Skoro już tu był, pewnie sam w zupełności poradzi sobie z ogarnięciem reszty roślin, zresztą na pewno wiedział znacznie lepiej od niej samej, co każdemu z poszkodowanych okazów należało podać, by poprawić ich kondycję. Czy gryfonka była mistrzynią zielarstwa? Otóż nie, o czym przekonała się nawet poprzedniego dnia - i w zasadzie o czym przekonywała się wszystkie poprzednie lata edukacji. - No nie wyglądają najlepiej - przyznała, kiwając głową i drapiąc się nieco nerwowo po karku, bo jak było, każdy z nich widział - osmalone, przypalone liście, tony sadzy na posadzce, jedna z donic chyba nawet była pęknięta? Spojrzała na nieco, nieco zagryzając brzeg dolnej wargi, poszukując w głowie coraz to świeższych pomysłów na nagłe wykręcenie się z całej tej farsy. Może i zrobiłoby jej na dobre, gdyby posiedziała tu w towarzystwie pana Walsha i przyuczyła się nieco, ale poczucie winy wierciło ją tak zapalczywie w brzuchu, że brakowało kilku chwil, by padła na kolana z błaganiem na ustach, by przebaczył ten pożar. - Chcieli wykraść! A to zbóje! - skomentowała z nieco zbyt gorliwym niedowierzaniem i oburzeniem w głosie, jakby sama nigdy nic w tym zamku nie zwinęła. Zauważyła jednak, że już po raz drugi wspomniał o tym, jak trudne rośliny znajdowały się w cieplarni. Czyżby to była jej furtka to wymigania się? Czy ten pierwszy raz w życiu mogła zasłonić się swoją niewiedzą i amatorstwem, by wyszło jej to na dobre? Z ust wyrwało się jej krótkie "ha", a ręce same klasnęły, nim zdążyła powstrzymać ten gest zadowolenia. - Och, profesorze... Wie pan co? W zasadzie to ja nie jestem pewna, czy się tu przydam do pomocy - zaczęła, zachwycona sama sobą, że wpadła na tak genialny plan. - Nie za bardzo się znam na zielarstwie, ot, chciałam pomóc, z dobroci serca! Chyba powinnam podejść do cieplarni numer jeden, bo w tej tu drugiej to się już wczoraj poparzyłam.
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Mówiło się, że złoczyńcę należało przyłapać na gorącym uczynku. Większość z nich powracała również z jakiegoś powodu na miejsce zbrodni i nie można było wykluczyć tego, że podobnie było w tym przypadku. Dziewczyna bowiem zachowywała się coraz bardziej niepewnie, zupełnie, jakby gubiła się w tym, co miała robić. Niemniej jednak Christopher nie przestawał się do niej uśmiechać, mając wrażenie, że stopniowo, krok za krokiem, był w stanie przejrzeć jej grę. Był jej ciekaw, starając się jednocześnie zrozumieć, czy próbowała coś ukryć z pazerności i pychy, czy może jednak z powodu lęku. Jeśli było to tym drugim, wydawało mu się to słuszniejsze i zwyczajniejsze, choć jednocześnie nie do końca zgodne z gryfońskimi standardami. Jednak było to coś, co robił dosłownie każdy, starając się w ten, czy inny sposób ocalić własne życie. - Nie oni pierwsi, nie oni ostatni. Obawiam się jednak, panno Milburn, że zasoby cieplarni kuszą wielu uczniów. W końcu można pozyskać stąd zioła bardzo różnego rodzaju - zauważył, wzdychając cicho, sięgając w końcu po różdżkę, żeby zabrać się spokojnie za oczyszczanie cieplarni, wiedząc, że posadzka i donice ulegną prostym czarom. Roślinom musiał jednak poświęcić o wiele więcej uwagi i nie nadawały się do tego żadne zaklęcia, za zwyczajna, ciężka praca. Dlatego też, kiedy zaklęcia przywracały porządek, Christopher zdjął sweter, który rzucił na jeden z blatów, by go nie pobrudzić i schylił się, by podnieść wielką donicę, w której znajdowała się jedna z uszkodzonych roślin. Mięśnie naprężyły się na moment pod koszulką, ale nie zaprotestował na ten ciężar, przyzwyczajony do czegoś podobnego. - Ach, czyli widziała pani już wcześniej to pobojowisko? Podejrzewam, że spłoszyła się pani tego, co tutaj zastała i dlatego teraz wolałaby pani znowu się nie poparzyć. Zapewniam jednak, że pozostało jedynie naprawić wyrządzone szkody - stwierdził spokojnie, by skinąć na nią ręką, zachęcając ją do tego, by podeszła bliżej. Ciekaw był, czy zorientowała się już, że wpadła pięknie w zastawione sidła.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Nie ulegało wątpliwości, że Kate byłaby beznadziejnym złoczyńcą, niezależnie czy dotyczyłoby to zniszczenia mienia, czy kradzieży. Tego drugiego na szczęście się nie podjęła, chyba w przypływie głęboko zakorzenionej uczciwości od razu po takim incydencie pomaszerowałaby do gabinetu Walsha, by wręczyć mu z powrotem zabrane dobra. I choć w całej tej farsie z pożarem wczorajszego dnia nie miała udziału we wznieceniu ognia, a jedynie w jego gaszeniu i zacieraniu śladów po wypadku - i tak czuła się winna, że pod jej obecność w cieplarni doszło do takich rzeczy. Christopher przybrał bardzo dobrą taktykę, sprawdzającą się przynajmniej w jej przypadku. Nieschodzący z twarzy ciepły uśmiech i cała jego postawa łagodnego wychowawcy zdecydowanie przyczyniły się do rozluźnienia wszystkich jej mechanizmów obronnych. Cóż by się mogło złego stać, nawet gdyby się dowiedział, co dokładnie spotkało te rośliny? - Och, z pewnością, w końcu hodują tu państwo tak wiele rzadkich okazów roślin! - potwierdziła jego słowa z entuzjazmem, nieświadomie mogąc dawać mu do myślenia, jakoby jednak była jedną ze złodziejek. W istocie nie miała pojęcia o tych wszystkich niezwykłych pędach, nie potrafiła rozróżnić połowy z gatunków obecnych w tej cieplarni, a co dopiero oszacować, czy któryś z nich będzie faktycznie do czegoś przydatny. Patrzyła, jak szybkimi machnięciami różdżki pozbywał się sadzy i brudu, stojąc z boku jak sierotka, nie podnosząc własnej różdżki, niepewna swoich dalszych kroków. Serce mówiło jej, że powinna do sprzątania dołączyć, więc z lekkim wahaniem zaczęła rzucać chłoszczyść na jeszcze niedotknięte magią miejsca, mamrocząc zaklęcie pod nosem, bo w niewerbalne nie umiała zbyt dobrze. Nie odwróciła też wzroku, gdy podnosił donicę - nie przepuściłaby okazji podziwiania tych napinających się pod koszulką mięśni... - Och, niezupełnie! To znaczy... Bo wie profesor, poparzyłam się liśćmi, nie ogniem - rzuciła słowem wyjaśnienia, a dopiero gdy wybrzmiały one w przestrzeni między nimi, zorientowała się, że właśnie się wsypała. Zaniemówiła na chwilę, porażona własną głupotą. Stała przed nim z miną dzikiej zwierzyny w świetle reflektorów. - Ja to wyjaśnię...
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Krzykiem i naciskami z reguły nic się nie osiągało, a przynajmniej z takiego założenia wychodził Christopher, który doskonale znał siłę cierpliwości. Nie zawsze, nie we wszystkich okolicznościach, była jego sprzymierzeńcem, nie na każdym kroku była czymś, za czym chciałby podążać, ulegając również porywom serca, ale przy uczniach i studentach sprawdzała się doskonale. Nie chciał również skakać bezpośrednio do własnych konkluzji, nie chciał od razu zakładać z góry, że znał wyjaśnienia danej sytuacji, gdy z całą pewnością było inaczej, toteż czekał. Wolał, żeby jego osąd był pełen, żeby nic mu nie umknęło, nie znosił bowiem całkowitej niesprawiedliwości. - To dość niebezpieczne stwierdzenie - zauważył, śmiejąc się cicho, jakby chciał przypomnieć jej, że mimo wszystko rozmawiała z profesorem i powinna nieco zwracać uwagę na to, jakimi myślami się z nim dzieliła. Nie przejmował się jednak tym aż tak bardzo, nie widząc w niej złodziejki, chociaż Kate z każdym kolejnym słowem pogrążała się coraz bardziej. Marny z niej był kryminalista, to nie ulegało wątpliwości. Wpadła prosto w pułapkę, a Chris miał przed sobą dowód tego, że doskonale wiedziała, co się tutaj wydarzyło. Niemniej jednak nie rzucił się na nią z oskarżeniami, nie postanowił zrobić niczego, co można byłoby uznać za gwałtowne i jedynie przyglądał się uszkodzonej roślinie. - Mam nadzieję, że byłaś w skrzydle szpitalnym, panno Milburn. Niektóre rośliny są naprawdę niebezpieczne - powiedział i odwrócił się w jej stronę. - Pozwolisz, że zgadnę, co się stało? Próbowałaś faktycznie pomóc w cieplarniach, jednak coś wymknęło się spod kontroli i się poparzyłaś. Wiesz, że mogłaś mnie o tym od razu powiadomić? Nie ganię uczniów, którzy próbują pomóc, a ich błędy uważam, za ważną lekcję i dla nich i dla siebie. Pokaż mi lepiej, co cię poparzyło - dodał łagodnie, choć zmarszczył lekko brwi, co wskazywało na cień niezadowolenia. Nie był on jednak związany ze stanem cieplarni, ale z prostym faktem, że Kate zrobiła sobie krzywdę i nie miała zaufania do nauczycieli, by im o tym powiedzieć.
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Sprawa była już w zasadzie przesądzona. Nie istniało słowo, które mogła wypowiedzieć, by odkręcić całe to bagno, które sama sobie zgotowała. Och, gdyby tylko była w posiadania jakiegoś zmieniacza czasu, by cofnąć się o te pół godziny i nigdy nie postawić nogi w tej cholernej cieplarni! Biczowała się w myślach za własną głupotę, wciąż intensywnie planując swoje dalsze kroki - jak jednak było widać, działanie pod presją niekoniecznie szło jej najlepiej. Liczyła się z ewentualnymi konsekwencjami, bo choć nie złapał jej na gorącym uczynku, przyłapał ją z gorącymi od rumieńca policzkami i strasznie rozwiązłym językiem. - Profesorze... - zaczęła, próbując wejść mu w słowo, lecz zamilkła natychmiast, gdy zaczął kontynuować snucie swojej teorii. Nie odbiegała ona dalece od prawdy, część wydarzeń można by zamienić kolejnością, a do tego warto było zauważyć, że nie była w cieplarni sama. - Naprawdę chcieliśmy... Chciałam pomóc - poprawiła się natychmiast, chcąc całą winę wziąć na własne barki, nieświadoma, że Max i tak złożył już raport do profesor Vicario. Taka była ślepa lojalność Gryfonki, zapałała do kolegi sympatią i w kryzysowej sytuacji bardziej skora była do przyjęcia konsekwencji za niego, niż zwalenia winy na niego. - Nie do końca... Trochę inaczej to wyglądało. Ogień nie był celowy, zwykłe fovere zwariowało - spróbowała usprawiedliwić ich występek zwykłą kapryśnością magii, wszak pewnie sam w swoim życiu doświadczył figli, które potrafiła płatać różdżka. - Opanowałam większość sytuacji... Jak widać. Po prostu w tym szoku... - jąkała się nieco, bo brakowało jej już słów, by rzucić światło na sprawę, ale nie naświetlić jej za bardzo. - Ach, to nic istotnego. Hibiskus, tak sądzę - stwierdziła z machnięciem ręki. - Spotkałam po drodze panią Blanc, od razu mi pomogła, nie ma śladu - dodała, pokazując mu całe i zdrowe dłonie, licząc, że może widok jej długich, szczupłych palców o ładnie wypielęgnowanych paznokciach odwróci jego uwagę. Takie dłonie, co widać było, że za często do ziemi nie sięgały...
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Christopher słuchał jej spokojnie, zajmując się po prostu rośliną, którą miał przed sobą, robiąc to ostrożnie, stopniowo, krok za krokiem, niczym się nie przejmując. Owszem, nie był do końca zachwycony tym, co się tutaj wydarzyło i nawet lekko zmarszczył brwi, kiedy dziewczyna wyraźnie zasugerowała, że nie brała sama udziału w tej katastrofie, ale ktoś jej towarzyszył, ale nie skomentował tego w żaden sposób. Naciskanie na Kate, próba wyciągnięcia z niej tego, z kim właściwie tutaj było, mijała się z celem i mogła prowadzić do większych nieprzyjemności. Nie zależało mu na tym, żeby ją do siebie zrazić, czy zrobić coś podobnego, a bawienie się w inkwizytora było teraz najgorszym możliwym rozwiązaniem. - Następnym razem niech pośle pani po mnie patronusa. Albo zawiadomi o tym, co się stało – powiedział spokojnie. – Nie zamierzam zamieniać pani we wnykopieniek tylko dlatego, że coś poszło nie tak, jak pójść powinno, ale o wiele lepiej byłoby, gdybym od razu się o tym dowiedział. Będę musiał teraz doprowadzić te rośliny do stanu używalności, a pomylone zaklęcie faktycznie mogło zrobić im większą krzywdę, niż podejrzewamy – wyjaśnił spokojnie, przyglądając się teraz uważnie Kate. Na moment zmarszczył brwi i spojrzał uważnie w stronę jej dłoni. Gdyby faktycznie dotknęła hibiskusa, to spotkanie to nie byłoby ani trochę przyjemne. Skoro jednak Nora się nią zajęła, nie było powodu do paniki, nie było powodu do krzyczenia, czy wysyłania jej do skrzydła szpitalnego. Wyglądało również na to, że nawet jeśli faktycznie miała za sobą jakieś nieprzyjemne przeżycia, te bardziej osiadły na jej psychice, a nie na ciele. To również było ważne i Chris nie mógł tak tego zostawić. - Zakładam, że zakradając się tutaj, chciała pani sprawdzić, jak się sprawy mają – stwierdził, a w kąciku jego ust pojawił się znaczący uśmieszek, wskazujący na to, że nie było sensu zaprzeczać. – Skoro tak, zapraszam panią jutro po śniadaniu, pomoże mi pani z tymi roślinami. Pokażę pani, jak ich nie spalić, gdyby następnym razem chcielibyście pomóc – dodał i widać było, że w pewnym sensie bawi go ta sytuacja. Choć jednocześnie nakładał na dziewczynę małą karę, żeby nie myślała sobie, że wszystko przejdzie tak całkiem bez echa. Wierzył jednak, że podobna nauczka pomoże Kate i pchnie ją na jakieś nieco poważniejsze tory. Choć, ponieważ była Gryfonem, miał świadomość, że coś podobnego jest mało prawdopodobne. Skoro zaś tak, to skinął jej głową, stwierdzając, że na razie mogła zmykać, a rano nie miała się zakradać, jak ponurak, bo wystarczyło im tajemniczych wydarzeń w cieplarni.
+
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Ostatnio zmieniony przez Christopher Walsh dnia Sob Mar 16 2024, 18:01, w całości zmieniany 1 raz
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku
Miała ochotę walić głową w ścianę, by ukarać się za tak nieprzemyślane paplanie. Nie mogła już jednak nic na to poradzić, mleko się wylało i choć bardzo walczyła, ślizgała się na nim niemiłosiernie. Musiała zamilknąć, ale jednocześnie doprowadzić tę rozmowę do końca i uniknąć zarówno ujemnych punktów, jak i gorszych konsekwencji - na przykład szlabanu. Chyba nigdy w życiu nie musiała odrabiać szlabanów i gdyby przydarzyło jej się to teraz, w dodatku za coś, czego w sumie nie była winna, chyba by się załamała. Wysłuchała jego słów ze skruszoną miną, kiwając głową, pomijając już wtrącanie, że nie potrafiła rzucać zaklęcia patronusa, więc jedyne co mogła profesorowi zaoferować, to szkolną sowę lub własnego kota jako donosiciela wieści. - Tak, dokładnie - przyznała, uznając, że powrót i sprawdzenie, jak się sprawy mają, ratowało nieco jej twarz w jego oczach. Zamrugała gwałtownie, gdy zapowiedział, że ma przyjść jutro po śniadaniu pomóc mu w ogarnięciu szkód. Kurwa, czy to był szlaban? Przełknęła ślinę i uśmiechnęła się nieco nerwowo, kiwając głową i mówiąc, że na pewno się zjawi. A później przemknęła obok niego i z całą listą przekleństw w głowie opuściła cieplarnię, by wrócić do dormitorium i wykrzyczeć je wszystkie na głos poza zasięgiem niepożądanych uszu.
Czy Adela zasłużyła na ten szlaban? Oczywiście, bez cienia wątpliwości. Ale czy w jakikolwiek sposób zmniejszało to jej ból związany z miesiącem spędzonym w cieplarni? Absolutnie nie. Oczywiście, cieszyła się, że tym razem nie musi szorować zarzyganych pucharów, niemniej tak czy siak, mimo całej ciekawości świata jaką w sobie miała, tyle godzin w cieplarni to było za wiele na jej nerwy. Na całe szczęście, trafiła do cieplarni drugiej, co było zdecydowanie ciekawsze niż praca w pierwszej, najłatwiej. Mimo to, kolejne dni szlabanu mijały dość monotonnie - czyściła donice, przesadzała kwiaty i czekała na zbawienie. W pewnym momencie nawet myślała, że zbawienie przyszło, gdy zobaczyła na blacie pachnące placki z mięsem i beszamelem. Niestety - okazało się, że nikt nie zrobił jej niespodzianki umilającej szlaban. To był tylko kolejne rozczarowujące widziadła, a placki okazały się kamieniami. Godząc się z utratą pysznego posiłku i nieustannie myśląc o tym, że chciałaby zjeść coś pysznego, zabrała się do nawożenia Księżycowej Rosy, która w stosunku do tej widzianej w lesie wydala jej się okropnie rozczarowująca - pewnie dlatego, że nie było pełni, więc nie zachwycała wspaniałymi kwiatami. Ten widok uświadomił ją, że pójście do Zakazanego Lasu było jednak przeżyciem jedynym w swoim rodzaju, nawet mimo konsekwencji jakie z niego wynikły. Następnie z pomocą skrzata, który nagle pojawił się się w cieplarni - Adela zaczęła przesadzać węglowe świetliki. Wspólnie praca szła szybciej i choć skrzat nie był szczególnie śmiały, to jednak dużo lepiej pracowało się, gdy było do kogo gębę otworzyć. Samotne szlabany miały to do siebie, że dostarczały zdecydowanie mniej emocji niż szlabany w grupach, na których mimo całego cierpienia, można było sobie przynajmniej pogadać, jeśli żandarm nie był szczególnie restrykcyjny. Po żmudnej pracy jaką było przesadzanie roślin, Adela i skrzat domowy wzięli się do podlewania roślin. Z racji szlabanu robili to niemagicznie, z pomocą konewki, co zajmowało sporo czasu. Niemniej, w końcu uporali się z zadaniem, a Gryfonka mogła zakończyć szlaban na ten dzień. Starała się nie myśleć o tym, że czekają ją kolejne.
/zt
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Tegoroczny egzamin z zielarstwa odbywa się w Cieplarni Numer Dwa, do której zostaniecie wpuszczeni dopiero o równej godzinie. Nikt zatem nie wie, co dokładnie kryje się za jej szczelnie zamkniętymi drzwiami. I nawet kiedy już profesor Walsh wprowadza was do środka, wciąż nie do końca wiecie, co was czeka, bo cieplarnia wygląda dokładnie tak samo, jak zawsze. Nie ma w niej niczego nadzwyczajnego, ale być może się mylicie? Być może to specjalny zabieg ze strony profesora, który ma was wprowadzić w błąd, a może nawet rozproszyć?
Stoły znajdują się tam, gdzie zawsze, jedyna różnica polega na tym, że ułożono na nich pergaminy, pióra i kałamarze, jakie bez dwóch zdań przydadzą się wam w pierwszej części egzaminu. Ostatecznie bowiem nie można sobie odpuścić czegoś tak ważnego, jak sprawdzenie waszej wiedzy teoretycznej. To dzięki niej będzie wiadomo, czy poradzicie sobie dalej i czy macie w sobie zmysł, który pozwoli wam zostać świetnymi zielarzami.
Tak czy inaczej, pióra i łopatki w dłoń!
Część teoretyczna
Przyszła pora na kreatywność i poszukanie odpowiedzi gdzieś dalej, niż w podręcznikach. Przez większą część roku uczyliście się o roślinach użytkowych, poznawaliście ich właściwości i sprawdzaliście, czy jesteście w stanie samodzielnie wyhodować coś, co w przyszłości będzie przynosiło wam owoce waszych starań.
Profesor Walsh ze spokojem opiera się o jeden ze stołów i spoglądając na was, kiedy już zajmujecie miejsca w przygotowanych ławkach, z łagodnym uśmiechem dyktuje wam temat tegorocznego eseju. Wygląda na to, że testy nie są jego ulubioną formą sprawdzania waszej wiedzy i już teraz powinniście doskonale zdawać sobie z tego sprawę. Tak czy inaczej, pióra w dłoń i do pracy!
Temat eseju Rośliny ozdobne i skrajnie niebezpieczne jako rośliny użytkowe. Czy coś podobnego jest możliwe?
Profesor podkreśla, że w tym roku nie ma błędnych odpowiedzi, chce jedynie znać wasze stanowisko w sprawie, co nie oznacza, że nie macie posługiwać się wiedzą, jaką zdobyliście w tym roku. Kreatywność w końcu zawsze powinna mieć podstawy w tym, co już wiadome!
Mechanika: ● Nie musicie w swoim poście umieszczać napisanego przez waszą postać eseju. ● To, jak idzie wam na tym etapie egzaminu, określa jeden rzut kością stuścienną. Im niższy wynik, tym większe macie trudności z napisaniem czegoś, co w ogóle ma sens. Im wyższy wynik, tym jesteście bardziej kreatywni, a wasze pióro zdaje się śmigać po papierze. ● Dodatkowo każde z was musi odnieść się wyniku jednego rzutu kości sześciennej, który określa scenariusze, jakie musicie uwzględnić na tym etapie egzaminu. Opisuje on sposób, w jaki podchodzicie do przedstawionej wam pracy:
Scenariusze kości sześciennej:
1. Trudno idzie ci znalezienie właściwego tematu, masz wrażenie, że coś cię blokuje i nawet jeśli jesteś bliski złapania tej myśli, która ma dla ciebie wielkie znaczenie, ciągle ci umyka. Widzisz, że inni już piszą, więc w końcu i ty się za to zabierasz, ale ciągle masz przeświadczenie, że wybrany przez ciebie obszar tematyczny nie jest zbyt porywający. Od wyniku kości stuściennej musisz odjąć 10 punktów. 2. Przychodzi ci do głowy dość niedorzeczny pomysł, co do tego nie masz żadnych wątpliwości. Po prostu tak jest, wiesz, że twoje rozumowanie odbiega daleko od szablonowego, ale z drugiej strony, czy to źle? Na pewno jesteś w stanie uzasadnić swoje podejście do zagadnienia, więc możesz dodać do wyniku kości stuściennej 10 punktów. 3. Kiedy zaczynasz pisać, wydaje ci się, że wszystko jest w porządku, ale w miarę, jak brniesz w temat, tym wyraźniej widzisz, że przedstawiona przez ciebie teza nie bardzo jest w stanie się wybronić. Nie jest również tak odkrywcza, jak ci się wydawało, ale też nie jest skrajnie tragiczna, za co powinieneś sobie zdecydowanie pogratulować. 4. Dwoisz się i troisz, szukasz pomysłu na to, jak dokładnie ugryźć ten temat, ale twoja głowa jest tak pusta, że można by pewnie wlać do niej wiele oliwy, a i tak by się nie napełniła. Nie spodziewałeś się takiego zagadnienia egzaminacyjnego, przygotowałeś się na coś innego i teraz z wielkim mozołem tworzysz coś, co jest, cóż, zadowalające. 5. Wygląda na to, że spod pióra lecą ci iskry. Twój pomysł jest niesamowity, jesteś o tym przekonany, a co najważniejsze, umiesz to uzasadnić, dlatego też mkniesz przed siebie, jak szalony. Nic cię nie zatrzyma, a słowa zdają się po prostu spływać na papier, jakby od dawna tylko na to czekały. Do wyniku kości stuściennej możesz dodać 15 punktów. 6. Wiesz, istnieje takie powiedzenie, żeby nie łapać wielu srok za ogon, ale wygląda na to, że o nim nie słyszałeś i to na pewno nie jest zbyt dobre w sytuacji, w jakiej się właśnie znajdujesz. Łączysz masę wątków, tylko chyba jest ich trochę za dużo i zaczynasz się w nich powoli gubić. Nie tak to powinno wyglądać, ale twoja ambicja pozwala ci dodać 5 punktów do wyniku kości stuściennej.
Modyfikatory:
1. Do wyniku kości stuściennej możesz dodać swoje punkty z zielarstwa, ale nie więcej niż 40. 2. Jeśli zielarstwo jest twoją najlepiej rozwiniętą dziedziną kuferkową, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 10 punktów, a jeśli jest jedną z trzech najlepiej rozwiniętych dziedzin kuferkowych, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 5 punktów; 3. Jeśli w tym roku uczestniczyłeś w chociaż jednej lekcji zielarstwa, odrobiłeś przynajmniej jedną pracę domową z zielarstwa albo wykonałeś zadanie związane z zielarstwem w ramach Stowarzyszenia Miłośników Przyrody, albo brałeś udział w spotkaniu koła naukowego, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 20 punktów; możesz jednak wybrać tylko jedną aktywność. 4. Jeśli twoja postać powstała mniej niż 3 miesiące temu, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 10 punktów. 5. Jeśli twoja postać powstała mniej niż 1 miesiąc temu, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 20 punktów. 6. Jeśli posiadasz jakąkolwiek specjalizację kuferkową z zielarstwa, do wyniku kości stuściennej możesz dodać 10 punktów.
Część praktyczna
Kiedy pergaminy lądują na stole obok profesora, ten zakłada ręce na piersi i spogląda na was uważnie, jakby zastanawiał się, czy będziecie w stanie podejść do części praktycznej egzaminu. W końcu długie pisanie na pewno was zmęczyło, ale na podstawie eseju nie będzie niewątpliwie w stanie ocenić waszych zdolności. Dlatego też ostatecznie klaszcze w dłonie, by zwrócić na siebie waszą uwagę.
Po chwili dowiadujecie się, że będzie musieli zająć się rozsadzeniem najróżniejszych sadzonek i nasion, jakie zostały przygotowane na stole za plecami profesora. Dostrzegacie dobrze znane wam rozsadniki, worki pełne ziemi, kubły z nawozem, dosłownie wszystko, czego będziecie dzisiaj potrzebowali. Musicie być jednak bardzo uważni, bo wśród przygotowanych roślin niewątpliwie czają się pułapki, które musicie rozpoznać, zanim w nie wpadniecie.
Mechanika: Przed wami znajdują się różnego rodzaju nasiona oraz sadzonki, które nie zostały podpisane. Stanowią jedną wielką niewiadomą i będziecie musieli uważnie się im przyjrzeć, żeby stwierdzić, z czym dokładnie macie do czynienia. Nie brzmi to zbyt łatwo, a dodatkowo z tyłu głowy macie świadomość, że egzamin nie będzie trwał w nieskończoność, więc zwyczajnie musicie zabrać się do pracy. Każdy z was musi dokonać wyboru samodzielnie, bez konsultowania się z profesorem, czy innymi uczniami i studentami, którzy zamierzają zdobyć dzisiaj pozytywne oceny. Pora zakasać rękawy i brać się do dzieła.
● Każdy rzuca jedną kość literową na to, jaką dokładnie wybiera roślinę. Wasze postaci mogą je znać, ale nie muszą, wszystko zależy od tego, jak dobrze radzicie sobie z zielarstwem. Potknięcia się zdarzają, więc zwróćcie uwagę na modyfikatory. ● Poniżej umieszczone zostały rośliny, z jakimi przyjdzie się wam dzisiaj zmierzyć. Pamiętajcie, że przy każdej z nich mogą znajdować się różnego rodzaju bonusy i straty, jakie będziecie musieli uwzględnić w czasie egzaminu:
Rośliny:
A Frukokwiat - przed tobą kołyszą się charakterystyczne, co prawda na razie niewielkie, wąsy. Liście są niewielkie, podłużne, ale nie masz najmniejszych wątpliwości, co się przed tobą znajduje, więc możesz dodać 15 punktów do wyniku kości stuściennej. B Bieluń dziędzierzawa - nasiona, niewielkie, ale część z nich, jak zauważasz, jest już pęknięta i nawet zaczęło się z nich coś wykluwać. Jeśli nieznacznie się nad nimi pochylisz, poczujesz cień charakterystycznego, nieprzyjemnego, mysiego zapachu i wtedy możesz dodać 5 punktów do wyniku kości stuściennej. W innym wypadku bonus ten nie obowiązuje. By dowiedzieć się, czy otrzymasz ten bonus, dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik parzysty oznacza sukces, a wynik nieparzysty oznacza porażkę. C Ciemiernik - widzisz przed sobą, cóż, kłącza. Gęste, liczne, naprawdę spore, ale poza tym dostrzegasz jedynie grube liście, których nie jest tutaj wcale tak dużo. Niewiele, prawda? To zaś utrudnia ci odgadnięcie, co dokładnie się przed tobą znajduje. D Mięta pieprzowa - nasiona, na dokładkę takie, jakich wiele i właściwie jest ci bardzo, ale to bardzo trudno powiedzieć, na co właściwie patrzysz. Może to rumianek, a może pokrzywa, a może coś zupełnie innego? Na pewno nie jest to żadne zboże! A może jest? Ponieważ nie wiesz, musisz odjąć 10 puntów od wyniku kości stuściennej. E Języcznik migoczący - masz przed sobą zalążek małej paprotki. Przynajmniej dokładnie tak to wygląda. Małe, zwinięte, o listkach, które sprawiają wrażenie, jakby kiedyś miały stać się pierzaste. To nie może być nic innego, prawda? F Wilkomiętka - chyba będziesz potrzebował lupy, żeby dobrze przyjrzeć się tym nasionom, bo są małe i chyba gołym okiem nie dostrzeżesz, z czym masz do czynienia. Jeśli nieznacznie się nad nimi pochylisz, poczujesz cień charakterystycznego, nieco mięsnego zapachu i wtedy możesz dodać 5 punktów do wyniku kości stuściennej. W innym wypadku bonus ten nie obowiązuje. By dowiedzieć się, czy otrzymasz ten bonus, dorzuć jedną kość sześcienną, gdzie wynik parzysty oznacza sukces, a wynik nieparzysty oznacza porażkę. G Lulek - masz przed sobą dość charakterystyczne, czarne nasiona, które mogłyby na upartego przypominać pieprz. Nie mają szczególnego zapachu, nie wyglądają jakoś niesamowicie apetycznie, ale są na tyle rozpoznawalne, że domyślasz się, z czym masz do czynienia, więc możesz dodać 10 punktów do wyniku kości stuściennej. H Jabłoń - to niewielka sadzonka, Nie jest jakaś szczególnie rosła, aczkolwiek widzisz miejsca, w których możesz ją podzielić. Trudno ci jest jednak powiedzieć, jakie to jest dokładnie drzewo, liście nie wydają się jakoś szczególnie charakterystyczne, a ty domyślasz się jedynie, że masz przed sobą jakieś drzewo owocowe. I Pendula - sadzonka o dość giętkim, niezbyt ładnym pniu, ze zwisającymi jasnoczerwonymi pędami, w rachitycznym stanie. Drzewko jest na tyle charakterystyczne, że jesteś w stanie stwierdzić, co przed sobą masz i możesz dodać 15 punktów do wyniku kości stuściennej. J Modligroszek pospolity - groszek. Masz przed sobą groszek, prawda? Te okrągłe nasionka nie przypominają ci niczego innego i dopiero po chwili dociera do ciebie, że groszek na pewno nie ma szkarłatnego koloru! I właśnie to pozwala ci rozpoznać, jaką masz przed sobą roślinę, dzięki czemu możesz dodać 10 punktów do wyniku kości stuściennej.
Żeby roślina miała możliwość się rozwinąć, zanim całkiem zmarnieje, potrzebuje odpowiedniej ziemi, nawozu i posadowienia. Bez tego wszystko skończy się na smutnym, umierającym kikucie. Z tego też powodu musicie dobrać dla sadzonki, jaką się zajmujecie, jak najlepsze warunki dalszego rozwoju. To sprawdzian waszej wiedzy, umiejętności i spostrzegawczości, bo żaden z worków i pojemników nie został opisany. Sami musicie przekonać się, co się w nich znajduje i tym samym dokonać stosownych wyborów.
● Każdy rzuca jedną kość stuścienną na to, jak radzi sobie z doborem ziemi, nawozu, rozsadnika oraz innych, potrzebnych roślinie pomocy. ● Nie musicie opisywać konkretnych wyborów, tj. typu gleby, czy rodzaju nawozu, najważniejsze, żebyście odnieśli się do wyniku, jaki otrzymacie. ● Poniżej znajdują się scenariusze, które pozwolą wam lepiej opisać to, jak radzicie sobie z tym zadaniem:
Dobór:
1 - 15 Ty chyba nie do końca wiesz, czym jest ziemia, a czym jest nawóz. Idzie ci zwyczajnie tragicznie, wszystko ci się miesza, nie masz pojęcia, co się, z czym je, a na dokładkę nie umiesz wybrać niczego, co byłoby dobre dla twojej rośliny. Chyba powinieneś wybrać się na korepetycje z zielarstwa. 16 - 30 Tragedii nie ma, ale daleko ci do jakichś właściwych, pozytywnych wyników. Wszystko, co robisz, jak z gruntu rzeczy poprawne, ale jednak wygląda na to, że twoje wybory to głównie strzelanie na oślep, a nie myślenie przyszłościowe o tym, co zaraz masz osiągnąć. Zdecydowanie musisz popracować. 31 - 50 Przygotowanie do egzaminu powoli owocuje, aczkolwiek trudno powiedzieć, czy na pewno w dobrym kierunku. Twoje wybory nie są do końca pewne, co nie powinno aż tak bardzo dziwić, ale mimo wszystko widać, że starasz się dobrze zrozumieć to, czym przyszło ci się teraz zajmować. To zaś jest już naprawdę spory plus i widać, że się starasz. 51 - 84 Świetnie! Najpewniej dobrze rozpoznałeś roślinę, może spędziłeś nad tym więcej czasu, a może zwyczajnie zgadłeś, ale twoje wybory są zadowalające. Z całą pewnością nie wyniknie z nich nic niewłaściwego, istnieje szansa, że roślina, z którą tak dzielnie właśnie walczysz, pięknie się rozwinie i to wszystko dzięki twojej pracy. 85 - 100 Fenomenalnie. Idzie ci wręcz doskonale i dobierasz poszczególne elementy w odpowiedni sposób. Czy to przypadek, czy doskonale rozpoznałeś roślinę, trudno powiedzieć, ale robisz, co do ciebie należy. Co prawda zajmuje ci to wiele czasu, ale chodzi o efekt końcowy, który jest wręcz zachwycający. Jeśli chciałeś pokazać, że jesteś idealnym zielarzem, to właśnie to zrobiłeś.
Modyfikatory:
1. Jeśli zielarstwo jest waszą najlepiej rozwiniętą dziedziną kuferkową, do wyniku kości stuściennej możecie dodać 20 punktów, a jeśli jest jedną z trzech najlepiej rozwiniętych dziedzin do wyniku kości stuściennej możecie dodać 10 punktów. 2. Jeśli wasza postać powstała mniej niż 3 miesiące temu, do wyniku kości stuściennej możecie dodać 10 punktów. 3. Jeśli wasza postać powstała mniej niż 1 miesiąc temu, do wyniku kości stuściennej możecie dodać 20 punktów. 4. Do wyniku kości stuściennej możecie dodać wszystkie swoje punkty kuferkowe z zielarstwa. 5. Jeśli braliście udział w lekcji zielarstwa, odrobiliście pracę domową, braliście udział w spotkaniu Stowarzyszenia Miłośników Przyrody albo wykonaliście zadanie tego koła, do wyniku kości stuściennej możecie dodać 20 punktów, jednak uwaga musi to być inna aktywność, niż ta wykorzystana przy części teoretycznej egzaminu. 6. Jeśli posiadacie cechę magik żywiołów - ziemia albo co najmniej 20 punktów z zielarstwa, możecie zignorować zły wynik rzutu kości literowej. Oznacza to jednak, że nie przysługują wam żadne bonusy i straty do kości stuściennej! Wiecie jednak, z jaką rośliną macie do czynienia. 7. Jeśli posiadacie jakąkolwiek specjalizację kuferkową z zielarstwa, do wyniku kości stuściennej możecie dodać 15 punktów.
Wyniki egzaminu
By poznać swój wynik z egzaminu, musicie zsumować wyniki części teoretycznej oraz praktycznej. Oczywiście mowa tutaj o wynikach końcowych, już po zastosowaniu wszystkich przysługujących wam modyfikatorów oraz po wykorzystaniu potencjalnych bonusów i strat. Poniżej przedstawiona zostaje punktacja:
• Wybitny: 171 i więcej punktów • Powyżej oczekiwań: 140 - 170 punktów • Zadowalający: 90 - 139 punktów • Nędzny: 50 - 89 punktów • Okropny: 21 - 49 punktów • Troll: do 20 punktów
Każdy z was musi opatrzeć swój egzamin poniższym kodem. Proszę, pamiętajcie o uwzględnieniu wszystkich możliwych modyfikatorów oraz wszelkich bonusów i strat, jakie wynikają z wylosowanych przez was kości!
Kod:
<zg>Wynik egzaminu teoretycznego:</zg> wynik kości k100 + zastosowane modyfikatory (z linkami do kuferka, lekcji, pracy domowej albo wykonanego zadania koła naukowego/spotkani) <zg>Wynik egzaminu praktycznego:</zg> wynik kości k100 + zastosowane modyfikatory (z linkami do kuferka, lekcji, pracy domowej albo wykonanego zadania koła naukowego/spotkania) <zg>Ostateczna ocena:</zg>
Życzę wszystkim powodzenia i przypominam, że profesor Walsh trzyma za was wszystkich kciuki, mając nadzieję, że poradzicie sobie wręcz śpiewająco z tegorocznym egzaminem. Bawcie się dobrze!
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
beautiful
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Wynik egzaminu teoretycznego:43 + 40 kuferek = 83 scenariusz: 3 - bez szału Wynik egzaminu praktycznego:29 + 64 kuferek = 93 Roślina: Ciemiernik Ostateczna ocena: 83+93 = 196 (Wybitny)
Uważał to za skandal, że eliksiry nie znajdują się na początku jego harmonogramu egzaminów. Oznaczało to, że musi okupić tę przyjemność wieloma dniami cierpienia, którego mógł nie znieść. Szczególnie, że ostatnio cierpiał też fizycznie, przez te jebane Ciemne i Jasne Dwory z wróżkowej dupy. Nie podobało mu się to bardzo i chyba tylko fakt, że na pierwszy ogień miał się kompromitować u Chrisa sprawił, że nie pierdolnął tego w cholerę. Jakby nie patrzeć zielarstwo nawet uważał za przydatne, a lekcje Walsha sprawiały Maxowi przyjemność. Wlazł więc do cieplarni, rzucając szeroki uśmiech profesorowi, nim z miną męczennika spojrzał na leżący na ławce pergamin. Zdecydowanie bardziej ciągnęło go do łopatki, ale nie byłby to egzamin, gdyby nie musiał nakreślić kilku zdań. Solberg lubił testy, bo były łatwe, ale eseje bardziej przemawiały do jego duszy. Mógł się naprodukować i nieco nadrobić brak wiedzy lekkim piórem, które uważał, że jakoś mimo wszystko posiada i tak jak ustnie potrafi lać wodę, tak samo jest w stanie przekonać do siebie przy pomocy pisma. Słysząc temat początkowo westchnął tylko, że jest w piździe, bo o roślinach ozdobnych wiedział niewiele, ale gdy w grę weszły już te mniej bezpieczne okazy wiedział, że tutaj pole do popisu ma. Zaczął więc od razu produkować wypracowanie, skupiając się na zaletach tych śmiercionośnych sadzonek, które dla niego były prawie jak milusie kotki. Tylko, że jak już ugryzły to zazwyczaj raz i porządnie. Max nie wiedział nawet, jak piasek w klepsydrze szybko odmierza czas do końca tego zadania, ale na szczęście udało mu się postawić ostatnią kropkę nim wszystkie ziarenka piasku zmieniły swoje położenie. Z dumą oddał Chrisowi pergamin, bo choć w połowie pracy zdał sobie sprawę, że zdecydowanie oddryfował od tematu na jakieś nieznane wody i pewnie wcale nie było to aż tak powiązane z tezą, jak by tego chciał, to jednak nie spodziewał się, że aż tyle uda mu się napisać. Pierwszy malutki sukces, ale za to jak ważny dla samooceny chłopaka i jego podejścia do ukończenia studiów. Może jednak nie będzie się aż tak męczył? Z drugiej strony zielarstwo nie było przedmiotem, który jakkolwiek olewał, czego efekty naprawdę były widoczne, biorąc pod uwagę poprzednie egzaminy Solberga z tego przedmiotu. Zamiast rozważać nad sensem edukacji, skupił się jednak na zadaniu praktycznym, choć tu czuł się o wiele lepiej niż w kwestii teorii. Nic dziwnego, skoro od zawsze był raczej człowiekiem czynu. Przypadł mu ciemiernik, co nie było tragiczną opcją, choć Max wyobrażał sobie mimo wszystko przyjemniejsze rośliny do rozsadzania. Nie spieszył się, zamiast tego w myślach przywołując swoje notatki. Nikt inny by się w nich nie połapał, co nieraz już mu wytykano, ale dla Maxa były swego rodzaju mapą myśli. Mapą, która dzisiejszego dnia zaprowadziła go do odpowiedniego doboru ziemi i nawozu dla ciemiernika, którego już po chwili mógł zacząć przesadzać. Robił to powoli jak nigdy, uważnie bacząc na każdy swój ruch. .Prawdą było, że myślami był nieco gdzie indziej, ale mimo to jego skrupulatność w pracy zaowocowała i ostatecznie poradził sobie z zadaniem lepiej niż zakładał. Mimowolnie wziął to za dobry omen na resztę egzaminów i gdy Chris w końcu pozwolił mu wyjść z cieplarni, Max wyruszył w stronę zamku z ogromnym uśmiechem na mordzie i jeszcze większą chęcią zapalenia.
Nie dało się ukryć, że temat egzaminu kompletnie ją zaskoczył. Nie spodziewała się czegoś, co będzie wymagało kreatywnego podejścia, tylko konkretów weryfikujących wiedzę. Przez dłuższą chwile nie wiedziała jak podejść do zagadnienia roślin ozdobnych i niebezpiecznych, ale w końcu coś zaczęło się jej klarować. Może nie była to najwspanialsza praca, jaką napisała w życiu, ale ostatecznie była z niej nawet zadowolona. Praktyka przypadła jej do gustu o wiele bardziej. Bez trudu rozpoznała fruwokwiat - w końcu razem z Lizzy poświeciła im bardzo dużo uwagi. Od razu też zrozumiała, co roślinkę boli, jakich składników jej brakuje i jakiego powinna użyć podłoża. Nie potrzebowała opisów. Spędziła grzebiąc w ziemi wystarczająco dużo czasu, by umieć ją rozpoznawać po wyglądzie, dotyku i zapachu. Dobrała wszystko jak należy, a potem z pomocą zaklęć pokazała na co ją stać. Kiedy egzamin dobiegł końca, Aneczka była szczęśliwą posiadaczką kolejnego W i mogła z nowym zapałem podejść do następnego egzaminu.
ZT
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Wynik egzaminu teoretycznego:92 Wynik egzaminu praktycznego:58 + 15 za A - fruwokwiat + 20 za obecność = 93 Ostateczna ocena: 92 + 93 = 185 - wybitny
Kiedy szedł do Cieplarni spodziewał się grzebania w ziemi. To takie zielarskie, prawda? Szczególnie po ostatniej serii zajęć z gównianymi eksperymentami z kompostem czy wodą zalewającą stanowiska. Zaczynał lubić zielarstwo, co było bardzo dziwne, bo nigdy się nie nastawiał na to, że zielarzem będzie. Było jednak w roślinach coś bardzo relaksującego o czym starał się pamiętać, kiedy okazało się, że część teoretyczna nie będzie testem wiedzy, tylko referatem. Bo spanikował. Na to przygotowany nie był wcale. Wpatrywał się w kartkę tak długo, że zaczął się martwić, że mu cały czas minie, zanim coś z siebie wyciśnie. Ostatecznie postanowił podejść do tematu kreatywnie, nawiązać do sztuki użytkowej w ogrodach pełnych magicznych roślin ozdobnych, dzięki czemu, ostatecznie poszło mu wcale nieźle i profesor Walsh to docenił! Poczuł się z tym bardzo dobrze. To inspirujące, kiedy nauczyciel dopinguje swoich uczniów, zamiast im dosrywać. Wprawdzie zgnojenie przez Patola też zawsze motywowało go do pracy, ale wolał metodę marchewki niż kija. Kiedy stanął przed swoją roślinką, natychmiast rozpoznał w niej fruwokwiat. Kołyszące się wąsy były niemożliwe do pomylenia z niczym innym. Postarał się przypomnieć sobie co profesor mówił o doborze kwasowości ziemi i nawozu na zajęciach z sadzenia nasion, na których był w tym roku i odpowiednio dopasować wszystkie parametry do rośliny, którą było mu dane się dziś zajmować. Urobił się po łokcie, ze względu na swój brak doświadczenia, ale nadrobił entuzjazmem i dokładnością, która została doceniona.
zt
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wynik egzaminu teoretycznego:66 oraz 5, czyli 66 + 15 + 22 (kuferek) + 20 (lekcja) = 123 Wynik egzaminu praktycznego:G oraz 25 + 10 + 22 (kuferek) + 20 (lekcja) = 77 Ostateczna ocena: 200 (Wybitny)
Nie była gotowa na egzaminy. Ani trochę. To nie ulegało w ogóle wątpliwości, czuła się nimi dziwnie poruszona, zupełnie, jakby miało się okazać, że są ostatnią rzeczą, jaką przyjdzie jej zrobić w życiu. Czuła dziwną melancholię, wiedząc, że po nich nadejdą wakacje, że coś się skończy, chociaż przecież nic się nie kończyło. I nawet poczuła się dziwnie wzruszona, kiedy weszła do cieplarni, kiedy dotarło do niej, że nauka za ostatnie miesiące właśnie dobiega końca, że kolejny rok właśnie się skończył. Tak po prostu. To było dziwne, nieco niepokojące uczucie, które się za nią wlokło, narastało w niej i chyba eksplodowało w momencie, kiedy usłyszała temat eseju, dochodząc do wniosku, że rośliny ozdobne z całą pewnością mogą być roślinami użytkowymi. Nic zatem dziwnego, że otarła oczy, które z jakiegoś powodu jej się spociły i popłynęła, śmigając piórem po papierze, jakby się jej paliło. Wiedziała, co napisać, wiedziała również, jak to uzasadnić, kiedy więc oddawała swoją pracę, była w pełni zadowolona i nie czuła się przerażona tym, że napisała bzdury - każdą swoją myśl udowodniła! I to, znowu, ją wzruszyło. Dlatego kiedy podchodziła do zadania praktycznego, musiała otrzeć oczy, bo jakoś się jej niespodziewanie, a jakże, spociły. Pewnie dlatego musiała spędzić chwilę nad czarnymi nasionami, jakie przypominały nieco pieprz, nim dotarło do niej, że patrzy na nasiona lulka. Lulek czarny. To było takie oczywiste! To zaś pozwoliło jej zdecydowanie lepiej podejść do kwestii nawozu, rozsadnika, ziemi, wszystkich potrzebnych jej rzeczy, jakie zbierała, unikając jakichś niewłaściwych wyborów, chociaż miała pełną świadomość, że aż tak świetnie to jej nie szło. Ale była w normie i była pewna, że nie zabije lulka, zanim zacznie go hodować, a to już wiele dla niej znaczyło i najwyraźniej było dostatecznie satysfakcjonujące dla profesora, bo puścił ją wolno, a Carly odetchnęła głęboko, czując się, jakby coś opadło na jej ramiona. Pierwsza wolność!