Uwaga. Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
W tym miejscu znajduje się dużo połamanych gałęzi i przewróconych drzew. W nocy panuje tu absolutna ciemność, a z mroku wyłonic się może groźny stwór. Miejsce jest tu niebezpieczne dla samotnych wędrowników.
Nie wiesz, że ktoś cię obserwuje. Całą twoją uwagę skradły te niezbadane czeluścia szpalerów drzew, gdzie nie ma wydeptanych ścieżek, gdzie człowiek mierzy się ze swoim zwierzęcym instynktem. Ale jednak stoisz tu, na tej cienkiej granicy, jak gdyby niewidzialna siła powstzrymywała cię przed jej przekroczeniem. Przecież nie brak ci odwagi. A jednak zamierasz w miejscu. Coś nie pozwala ci dalej iść. Coś, co zaczyna ciążyć w twojej dłoni, jakby nagle zmaterializowały się w niej zimne kamienie. Chłód promieniuje od palców, poprze nadgarstek, aż do łokcia, jest już w okolicy barku i nagle czujesz, jak całe twoje ciało jest zupełnie zimne, i dobrze wiesz, że to nie las cię tu przywołał, a coś znacznie większego. Nie wiesz, co może się za chwilę wydarzyć, ale wyłączasz instynkt samozachowawczy i zaciskasz palce mocniej wokół rączki przedmiotu, choć masz wrażenie, jakby za chwilę miały ci odpaść z powodu odmrożenia. Liście na drzewach zaczynają się niebezpiecznie poruszać, grając swoja melodię, drzewa kołyszą się wraz z nimi, ale szybko gubią rytm, bo ten przyspiesza w zastraszającym tempie. Czujesz się taka mała wobec tego zjawiska - z serca lasu zaczyna dmieć silny wiatr, który chce cię oderwać z ziemi, ale ty zapuszczasz korzenie najmocniej jak możesz, walcząc z żywiołem, który dotąd był ci raczej sprzyjający i bliski. Ty nie poddajesz się, ale drzewa okazują się być słabsze. Widzisz, jak gałęzie łamią się i lecą w twoją stronę, jak pomiędzy tobą padają cztery kłody, które zdawały się być niepokonane. Teraz to ty jesteś od nich silniejsza. To zjawisko zdumiewa cię i przeraża jednocześnie, i choć ciekawość jest w tobie silna, nie potrafisz dłużej zaciskać dłoni na rączce parasola, bo zupełnie straciłaś w niej czucie. Nie panujesz nad tym, on sam wypada ci z ręki, wielki wiatr ustępuje, a ty pozostajesz na skraju lasu, pośród wywróconych drzew i leżących gałęzi. Dopiero teraz zauważasz, że nie byłaś sama. Chowasz swój przedmiot do torby i powoli zaczynasz iść w stronę chłopaka, choć w twojej głowie tysiące myśli właśnie zderza się o siebie, a ty cała trzęsiesz się od środka, starając jednak tego nie ukazywać. - Cotobyło, cosięstało? Cojestwtymlesie? – głoski sklejasz za szybko i trudno ci stwierdzić, czy bardziej przeraziło cię samo zjawisko, czy fakt, że ktoś widział to samo.
Powoli się ściemniało, ale przecież w Zakazanym Lesie zawsze nastrój był ten sam. Było mrocznie, chłodno i całkiem nieprzyjemnie, a nad ściółką i trawą unosiła się delikatna, śnieżnobiała mgła, która za kilkanaście godzin, nad ranem pozostawi po sobie zbierającą się na liściach rosę. Ostatnie promienie słońca oświetlały twarz Noela, który siedział na skraju lasu, na złamanym konarze drzewa, czekając na uczniów, którzy mieli pojawić się na jego pierwszej w życiu lekcji. Nie nudził się jednak. Patrząc na Hogwart i błonia, zastanawiał się, czego się spodziewają po nim. Nie był w końcu zwykłym nauczycielem. W gruncie rzeczy dopiero zaczynał swoją przygodę z „nauczaniem” choć bynajmniej nie robił tego z powołania i chęci dzielenia się swoją wiedzą. Był uczniem Hogwartu przez wiele lat i wiedział jak wygląda życie tutaj, nauka, magia tutaj… ale gdy przeniósł się do Durmstrangu doznał prawdziwego olśnienia, bo nagle rzeczy zakazane, nielegalne i niemożliwe do nauczenia jawiły się na wyciągnięcie ręki. Nie wystarczało mu nigdy bycie czarodziejem. Chciał być czarnoksiężnikiem, a swoje działania z przeszłości, morderstwa, znęcania nad innymi z pewnością nie plasowały go na podium najlepszych i najszlachetniejszych nauczycieli jacy byli w tej szkole. Był zły i chciał mroku i ciemności jeszcze bardziej niż można było się po nim spodziewać. Wiele rzeczy jednak oficjalnie robić nie było wolno, prawda? Uprawiać czarną magię, nawet w formie prezentacji. Nie można było wchodzić w zbyt bliskie stosunki z uczniami, nie wolno było odpowiadać za czyny niegodziwe… A przecież Payne łamał wszystkie te zakazy, ale… nikt o tym nie wiedział o tak miało zostać. Był świetnym kłamcą, dobrym aktorem, który teraz rozpoczynał najlepszą ze swoich sztuk – teatr życia, a akt pierwszy o nazwie: perfekcyjny nauczyciel właśnie miał się rozpocząć. Dlatego spotkanie z uczniami było dla niego prawdziwą zabawą. Traktował to jak zajebisty fun, a nie przykry obowiązek, czy pracę, jaką miał wykonać. Był zafascynowany tym, że za chwilę miał zorganizować uczniom prawdziwe polowanie na demony, zabawę, z której pewnie wyjdą w różnym stanie, w zależności od tego, co im stanie na drodze. O dziwo, miał cichą nadzieję, że będzie ciekawie, a nie że wszyscy wyjdą z tego cało. W gruncie rzeczy czuwał nad bezpieczeństwem tych dzieciaków – bo musiał. Ale kto powiedział, że wszystko musi iść zgodnie z planem? Nie niecierpliwił się i nie patrzył na zegarek, bo czas nie miał dla niego znaczenia. Pierwszy raz czekał na kogoś, więc było to dla niego całkiem nowe. Póki nie zaczął mówić wcale mu to czekanie nie przeszkadzało. Liczył jednak, że jak już zacznie nikt nie wejdzie mu w słowo, bo to pewnie wzbudziłoby w nim irytację. Leniwym wzrokiem ogarniał najbliższe otoczenie, a w końcu z nudów ułożył się na pniu, podkładając dłonie pod głowę i przymknąwszy oczy zaczął gwizdać jakąś melodię.
Kolejny post pojawi się 20.09 rano, ze względu na moją weselną sobotę, do tej pory możecie się schodzić. Później już wszystko potoczy się energiczniej. Taką mam nadzieję!
Na skraju lasu pojawiła się chyba jako jedna z pierwszych osób. Nie spodziewała się zastać nauczyciela tak rozwalonego na pniaku. Nic więc dziwnego, że w pierwszym momencie, patrząc w tamtym kierunku, spodziewała się, że to jeden ze studentów starszego roku. Widziała Noela jakiś jeden raz w życiu, co było dziwne, bo w większości kojarzyła od zawsze wszystkich kończących Hogwart, ale przecież bardziej niż ze starszym z braci, wiązała ją historia z młodszym, zawodnikiem w drużynie Quidditcha kruków. Dlatego teraz, próbując mocno przekonać siebie samą do tego, że ludzie to nie paskudne żuki gnojowe, których trzeba było się bezzwłocznie pozbyć, żeby dać upust swoim nieblaknącym emocjom, podeszła do "studenta", przysiadając na krawędzi pniaka, mrucząć: — Hej, Dopiero teraz przyjrzała się... mężczyźnie i aż poderwała się z miejsca, patrząc na nauczyciela krytycznie. Bo nie zakładałaby, że będzie zachowywał się tak swobodnie. Skrzywiła się, dając sobie reprymendę w głowie. Mało co, a już miala rzucać jakąś uwagę na temat profesora Payne'a, który w dupie miał poszanowanie dla czasu swoich uczniów. Tymczasem... po prostu go nie poznała. Brawo, D'Angelo, gdzie ty ostatnio masz ten łeb? Bo na pewno nie na karku. — Słabo Ci... panu? Chociaż ludzie, którym było słabo, nie leżeli, gwizdając jakieś wesołe piosenki. W wykonaniu She to pytanie zabrzmiało jednak trochę kpiąco. Jakby czaiło się tam drugie dno, ktorym chciała mu udowodnić, żę jego postawa była co najmniej... niestosowna. Po prostu - inna niż ta, do której przywykła w wykonaniu profesorskim.
Wiele zajęć sobie odpuszczał, ale nie obronę przed czarną magią czy zaklęcia. Nie wiedział czego się spodziewać po Hogwarcie. Niby przed końcem roku szkolnego spędził w nim kilka tygodni, ale to i tak mało. Zresztą wszyscy mówili, że doszło kilku nowych nauczycieli. Co prawda nie wiedział czy teraz zajęcia będzie prowadził jeden z nich, ale zjawił się na skraju lasu, nawet przed czasem? Póki co niewielu było uczniów, ale i tak w oczy rzuciła mu się D'Angelo. Zatrzymał się w niewielkiej odległości od niej i zajął się rozglądniem za kimś, kogo znał. Miał tylko nadzieję, że nie będą mieli do czynienia z magicznymi stworzeniami, bo wiedział, że to się dla niego źle skończy. Zawsze tak było jeżeli w grę nie wchodzili ludzie. Nie ufał zwierzętom, a one doskonale to wyczuwały, więc nie trzeba było wiele, aby skończył bez palców. Nie da po sobie tego poznać. Nie raz przecież bywał w niekomfortowej sytuacji, więc i tym razem sobie poradzi. W ogóle po co o tym myślał na zapas. Tak naprawdę nie wiedział jeszcze co będzie tematem zajęć. Jednak to, że nie będą się odbywały w klasie było tylko ich atutem.
No proszę, pojawiła się jako trzecia. Nie mogła przegapić obrony przed czarną magią, w końcu bardzo dobrze sobie radziła na tym przedmiocie. Nie chciało jej się iść, ale niestety była to pierwsza lekcja w tym roku szkolnym, nie mogła tego przegapić. Dziewczyna znalazła się na terenie Zakazanego Lasu, lubiła to miejsce. Zawsze było tu tak mrocznie i niebezpiecznie. Może kiedyś. za tę chęć poznawania nowych rzeczy i umiejętności pakowania się w rożnego rodzaju kłopoty jej się oberwie. Teraz nie musiała się o to martwić, w końcu szła na lekcję. Co mogłoby jej się stać po drodze? Dziewczyna znalazła się w końcu na południowym skraju lasu. Nie licząc nauczyciela były tu już dwie osoby, Zoell i dziewczyna, której chyba nie znała - kojarzyła ją tylko z wyglądu. Stanęła nieopodal chłopaka. Nauczyciel faktycznie zachowywał się dość swobodnie, ale co miał do stracenia? Przecież nikt go za takie poczynanie nie wywali. Szczerze mówiąc nie chciało jej się stać, więc zapewne skończy się to tak, że na początku będzie stać, a później usiądzie na trawie.
Obecność Shenae go nie zdziwiła, ale jej głos sprawił, że uśmiechnął się szerzej i otworzył oczy, przez chwilę wpatrując się w jej twarz w kompletnym milczeniu. Oczywiście, że czuł się dobrze i oczywiście miał totalnie gdzieś to, czy zachowywał się właściwe, czy nie. Nigdy nie lubił dopasowywać się do ogólnie panujących norm i reguł, więc i jako nauczyciel miewał z tym problem. Zresztą… był młody, niedawno skończył Hogwart, ledwie ukończył Durmstrang i nie miał kija w dupie, tak jak większość grona pedagogicznego. Utarło się w końcu, że powinni być autorytetem dla wszystkich, ale to nie wymagało powagi. Szacunek można było zdobyć w różnorakie sposoby, nie tylko przez dystans, co wbrew pozorom – było najtrudniejszą i najbardziej zmudną drogą. Stanie w klasie i bazgranie na tablicy wcale go nie interesowało. Chyba, że miał czekać na Henley i jej obiecany szlaban, na którym zetknie się z Krwawym Piórem. — A tobie słabo, panno D’Angelo? — odpowiedział pytaniem na pytanie i uniósł brwi w zastanowieniu. Otaksował jej dziewczęcą buzię wzrokiem, a następnie spojrzał jej w oczy, nieznacznie mrużąc swoje i uśmiechnął się leniwie. Powoli podniósł się do pozycji siedzące i rozejrzał dookoła. —Cześć— powiedział głośniej do nowo przybyłych, a kąciki ust wygięły się szerze.
Nie rozumiała jego poczucia humoru, ale chyba nie musiała. Obserwowała go spokojnie, wpatrując się w jego niewzruszoną sylwetkę. Ten rok zapowiadał się ciekawie. Albo to ona się starzała, przez co różnice wiekowe między nią, a nauczycielami sprawiały wrażenie coraz mniej widocznych, albo to Hampson zatrudniał do szkoły coraz to młodszych nauczycieli. Niemniej jednak, ona nie narzekała. Z doświadczenia wiedziała, że Noel mógł się okazać naprawdę wybitną jednostką, a i nie jest wcale tajemnicą, że młodsi nauczyciele do zajęć podchodzili z większą werwą, bardziej kreatywnie, nie byli jeszcze spaczeni przez lata doświadczenia, więc ich lekcje mogły bardziej trafiać do uczniów. Jak miało być z profesorem Paynem, to chyba miało się dopiero wyjaśnić. Na razie splotła ręce na piersi, obserwując go wnikliwie, kiedy podnosił się do pionu. Słysząc jego pytanie, uśmiechnęła się kpiąco. Z początku nie planowała odpowiadać w żaden błyskotliwy sposób na te słowa. Patrzyła tylko zimnym spojrzeniem niebieskich oczu w jego własne, utrzymując jego wzrok. Może to był jakiś test sprawdzający jej wytrzymałość? Uciekła spojrzeniem w bok tylko dlatego, że usłyszała czyjeś kroki. Nie byle kogo, bo Zoella. Jej usta wykrzywił niezadowolony grymas, który zamiast oszpecić jej delikatną twarz, jedynie nadał jej dodatkowego intrygującego wyrazu. Skąd w niej nagle pojawiło się tyle złości. W mimice i w szpilkach ostrzejszego nagle spojrzenia. — Tak — w zastanowieniu przyznała Noelowi rację i wstrząsnęła głową — Nie — poprawiła się niemalże natychmiastowo, ale nie brzmiała na niezdecydowaną. Wręcz przeciwnie. Pałała zdecydowaniem, kiedy rzuciła — Nie słabo. Niedobrze mi — wzroku nie odwracała od Wellsa, ściągając brwi. To na jego widok reagowała alergicznie. W końcu jednak odetchnęła, bo przyszła dla nauki, nie zbędnych kłótni. Najlepiej było ignorować niechciane persony.
Kto wpadł na ten genialny i przebiegły pomysł, żeby na samym początku roku szkolnego przeprowadzić lekcję ochrony przed czarną magią w Zakazanym Lesie? Skończony idiota, kretyn i debil. Dobrze, że to tylko myśli. Z drugiej strony wiedział przecież, że myśli też można wychwytywać. Ale nie może być odpowiedzialny za to, że ktoś wtargnie do jego umysłu. Swoją drogą, mimo warunków w jakich przyjdzie mu się uczyć, brakowało mu trochę tych zajęć. Klimat jaki był w Hogwarcie i na terenie wokół zamku nie był porównywalny do jakiegokolwiek innego. Mimo tego, że wracało dużo wspomnień. I nie tylko w jego przypadku. Dużo osób z niechęcią przypominało sobie o wybrykach i zdarzeniach z poprzedniego roku. Gdy dotarł już na miejsce, które najwidoczniej było punktem zbiórki dostrzegł kilka znajomych twarzy. - Cześć She! - rzucił do pani kapitan drużyny Quidditcha, która zamęczała go przez wakacje, żeby z nią ćwiczył. Dostrzegł też kilka innych osób, z którymi niekoniecznie chciał się witać. Nie był w zbyt dobrym humorze, jak zresztą przez cały ostatni czas. Ale nie chciał za dużo mówić. Nawet podczas ostatniego spotkania z Felicią wydawało mu się, że zbytnio się otworzył.
Patrzyła na Payne’a uważnie. Miał magnetyzujące spojrzenie. Nie wiedziała czy to kwestia automatycznego szacunku do profesorów, czy po prostu jego usposobienia, że już nie odrywała spojrzenia, utrzymując jego własne, jakby spodziewając się, ze w takim razie ta rozmowa chyba trwała dalej. Jej uwagę rozproszyło powitanie Benjego. Przerzuciła instynktownie, przelotnie, spojrzenie na krukona obserwując jego dołączenie do grupy. Nie mogła się powstrzymać od krytycznego przechylenia głowy na bok, mrucząc leniwie: — Hej — i zawiesiła ton, jeszcze chwilę taksując Benjego wzrokiem. — Jeśli myślisz, ze jak staniesz tak daleko mnie to unikniesz kolejnego treningu to się pomyliłeś. Widzimy się w pierwszy weekend na boisku. Trzeba Cię przygotować do meczu. I nawet uśmiechnęła się niemrawo, żeby jej słowa nie brzmiały tak bardzo oschle. Powoli, wróciła wzrokiem do Payne’a. W zasadzie miała go nawet o coś spytać, ale zacisnęła wargi powstrzymując się od komentarza, teraz, jak na skraju lasu pojawiło się coraz więcej ludzi.
Ubrała się ciepło. Związała swoje włosy w koński ogon i podreptała na jej pierwsze zajęcia w tym roku. OPCM. A o czym w tej chwili myślała ? W sumie chyba o niczym. Może o tym aby tylko przeżyć jakąś tą pierwszą lekcje, potem pójdzie z górki. Zawsze trudno wejść w ten cholerny system lekcyjny po wakacjach. Które dla Alyssy okazała się nawet udane. Dobra koniec o tych wakacjach, właśnie doszła do miejsca zbiórki. Chyba się nie spóźniła prawda ? Pewnie nie ! W sumie jakoś mało tutaj ludzi, ale pewnie się jeszcze zejdą, a jak nie, to mają pecha. Proste. Stanęła sobie gdzieś z boczku. -Cześć Wszystkim.- Skinęła im głową i poczekała aż wszystko się potoczy do przodu.
Lekcja Obrony Przed Czarną Magią... czy kogoś mogło dziwić, że Cassie natychmiastowo zabrał co trzeba (czyli w gruncie rzeczy długą na dziewięć i pół cala, ukochaną różdżkę) i szybko wyruszył na miejsce spotkania z nauczycielem. Nowy profesorek, z którym nie miał jeszcze okazji mieć do czynienia, wydawał się być całkiem przyjemną osobistością... Wszyscy wiemy, że Ślizgon wartościował ludzi w naprawdę dziwaczny sposób, ale skoro facet na pierwszą lekcję zapraszał ich do Zakazanego Lasu to musiał mieć albo zdrowo nawalone we łbie, albo po prostu smykałkę do tego co robił. W końcu chyba nie tylko Arterbury chodził na lekcje OPCM żeby pouczyć się czegoś o Czarnej Magii samej w sobie. Najlepszą obroną jest atak – czy jakoś tak. W każdym bądź razie, Cas znalazł się na miejscu zbiórki chwilkę przed czasem i teraz wypadało czekać na rozpoczęcie lekcji... i ewentualnie pojawienie się jakiejś przyjemnej mordy jednego ze znajomych, z którymi mógłby zmarnować te kilka minut, dzielących go od rozpoczynających się wkrótce zajęć.
Dotarłszy na skraj lasu, omiótł spojrzeniem wszystkich obecnych, zatrzymując na chwilę wzrok na ich nowym nauczycielu. Hawkeye nic nie mógł poradzić, że wzbudzenie szacunku do tak młodej kadry przychodziło mu z wielkim trudem i niekiedy musiał zmuszać się, aby wycedzić uprzejme "profesorze", nie mówiąc już o dodatku "pan" lub "pani". Przemknął więc gdzieś w tle, witając się krótko z Shenae i Benjem, aby znaleźć sobie w miarę wygodne miejsce. Wypatrzył sobie nawet dogodnego pieńka i pewnie usiadłby na nim, gdyby nie Kapećkot, zawzięcie syczący gdzieś obok. - Idź stąd, pomiocie - burknął do niego, celując różdżką w swojego pupila i odsyłając go zaklęciem na bok. Kręcił się niepotrzebnie pod nogami. Szybko wyszło na jaw, że kot złościł się na Morticię. Hawkeye wcale się nie dziwił. Zacisnął lekko szczękę, widząc konkurencyjną burzę miedzianych włosów, która nie przypadła mu do gustu ani trochę. Tylko on i jego kot mogli być rudzi. Kot zniknął, ale nie dawało to kolejnego miejsca na rudzielca. Oczywiście nigdy nie przyznałby tego na głos, ale nie lubił rudych. Odbierali mu wyjątkowość, na którą sobie zapracował. Do złości było mu jeszcze daleko, ale mimo tego ulokował się gdzieś za panną Slippery i uniósł różdżkę lekko do góry, mrucząc pod nosem: - Crinus Muto - zaklęcie przyciemniło włosy Gryfonki, w które zaplątał się jakiś upierdliwy owad. - Wingardium Leviosa - dodał, swoim majestatycznym tonem, transportując owada przed twarz Gryfonki. W sporej odległości, mimo wszystko. - Coś ci się zaplątało we włosy - poinformował, puszczając owada wolno. Znaj łaskę pana, owadzie. - Yishai. Myślałaś kiedyś, żeby zmienić kolor włosów? W brązie całkiem ci do twarzy - przedstawił się i zmyślił na poczekaniu, licząc na to, że dziewczyna podłapie jego pomysł i zmniejszy grono rudzielców. Musiałby kiedyś namówić także Rodwick, która uparcie trzymała się tego koloru. Oni wszyscy na pewno byli farbowani. Na pewno.
Lekcja obrony przed czarną magią. Jak ironicznie dla mnie, człowieka który sam się nią posługuje. Może właśnie z tego powodu OPCM szło mi tak dobrze. Umiesz rzucać zaklęcie, to zazwyczaj umiesz je też zniwelować. Pełen przemyśleń o dotychczasowych wydarzeniach w Hogwarcie skierowałem się na pierwszą w tym roku lekcję, by ujrzeć tam nie kogo innego jak profesora @Noel Payne. Stary znajomy Evelyn, czyż nie? Mieliśmy już okazję się poznać. Teraz zobaczyłem go w cieniu drzew Zakazanego Lasu. Co właściwie było w Tobie tak zakazane, lesie? Co kryły Twoje najmroczniejsze cienie? Jeszcze się przekonamy. Wypowiedziałem dość ciche "Dzień Dobry" i skierowałem się w stronę uczniów. ostrzegłem gdzieś @Shenae D'Angelo i posłałem jej kolejny ze swoich tajemniczych uśmiechów. Fakt, że uczyła się w Hogwarcie był dość ciekawy. Czemu wszyscy moi starzy, tajemniczy znajomi się tu znajdowali? Nie wiedziałem. Wielokrotnie słyszałem o tym, że Hogwart kolekcjonuje talenty, przyjezdnych, z różnych stron świata. Zobaczymy jak poradzi sobie z Salemczykami. Co się zaś ich tyczy ujrzałem również @Zoell E. Wells i machnąłem mu na przywitanie. Oprócz tych kilku znajomych twarzy na skraju lasu widziałem jeszcze dwóch ciemnowłosych chłopaków, jedną rudą dziewczynę, blondynkę i jeszcze jednego faceta. Gdzie podziewała się @Eiv C. Henley? Zobaczymy, czy zaszczyci nas swoją obecnością.
No proszę, coraz więcej osób pojawiało się na skraju Zakazanego Lasu. Spojrzała na D'Angelo, po której spojrzeniu widać było, że chyba nie przepada za bardzo za Zoellem. Czyżby biedny Salemczyk popadł jeszcze jej? Z rudą się jakoś dogadał, a to był wyczyn w ich przypadku. Oczywiście machnęła do niego na powitanie, ba nawet się ładnie uśmiechnęła. Na skraju lasu pojawiła się również Carry, dziewczyna, którą kojarzyła z imprezy. - No hej. Odparła do niej z uśmiechem i usiadła na jakimś dość dużym kamieniu, który właśnie dostrzegła. Dotarł jeszcze jakiś Koreańczyk i rudy chłopak. Jej uwagę zwrócił kot, który był czymś zdenerwowany. Uniosła pytająco brew, nie wiedząc za bardzo co mogło aż tak zirytować biednego kociaka. W tym momencie nie pomyślałaby o tym, iż była to ona sama. Tak samo jak nie poczuła żadnego irytującego robaka, który zaplątał się w burzy rudych loków dziewczyny. Zdecydowanie zwróciła uwagę na to, że jej włosy zrobiły się ciemniejsze. Co to miało być, do cholery?! Otworzyła szerzej zielono-niebieskie oczy, przed chwilą były rude! Na szczęście osoba, która była za to odpowiedzialna - w pewien sposób się do tego przyznała. Nie dość, ze miała brązowe włosy, to jeszcze podnosząc oczy dostrzegła dosłownie przed swoją twarzą jakiegoś dużego robaka. Wydała przytłumiony pisk, zasłaniając twarz dłońmi. - Jakie obrzydliwe robactwo! Warknęła, po czym machnęła ręką by owad odleciał. Robaki były obrzydliwe. - Dzięki, że go stamtąd usunąłeś. Powiedziała, po czym westchnęła. No fakt, ładnie było jej w brązie, ale naturalny kolor to zawsze naturalny. Poza tym, rude włosy były rzadkością. Uniosła brew z zaciekawieniem. Podłapała, ale niestety, nie zmniejszy grona rudzielców. - Morticia. Myślałam, ale tego nie zrobię. Po co mam się farbować na kolor, który może mieć każdy, podczas gdy ta cudowna rudość jest naturalna i dodatkowo bardzo rzadka? - Zapytała, obserwując włosy chłopaka. - Równie dobrze Ty mógłbyś zmienić kolor włosów, lecz wiem, że też tego nie zrobisz. Więc czemu ja miałabym to zrobić? Dodała z uśmiechem.
Eiv średnio się uśmiechało do chodzenia na lekcje Noela. Nie wyobrażała sobie tego w żaden sposób, ale to chyba z przyczyn dość oczywistych, prawda? Musiała jednak zawziąć się w sobie i po prostu postawić wszystko na jedną kartę po raz kolejny, a przecież nie byłaby sobą, gdyby nie zaryzykowała. Nie myślała o tym, czy i dlaczego powinna zjawić się na OPCM, ale przyświecała jej idea, która miała zobrazować Payne’owi, że jest w stanie się postarać dla dobra ogółu. Może to i dlatego uśmiechnęła się na samą myśl tego, że mężczyzna jeszcze nosił ślady po ostatnim starciu z nią? Smutno, że tylko ona znała prawdziwy powód tego siniaka, którego miał na szyi, ale przecież… -Dzień dobry, panie profesorze. – Powiedziała luźno, gdy po raz pierwszy nie spóźniła się na lekcje, no a przynajmniej się starała nie spóźnić. Podeszła nawet bliżej, by skinąć głową @Shenae D'Angelo, a następnie wzrok zawiesić na @Julian O'Shea, z którym zdecydowanie mogła przebywać, bo tak jakby było to bezpieczniejsze, gdyby do głowy wpadł jej jakikolwiek głupi pomysł. Miała ich w końcu całe mnóstwo i wystarczyło czekać na moment, w którym odwinie kolejną akcję, za którą dostanie szlaban. -Przygotowałam dla pana tą pracę, którą otrzymałam w ramach szlabanu. Po lekcji ją dostarczyć? – Zagaiła jeszcze luźno, bo przecież była bardzo sumienna. Kiedy zapewne uzyskała jakąkolwiek odpowiedź, spojrzała na przyjezdnego i uśmiechnęła się szerzej. -Dobrze, że tu jesteś, Julek. – Mruknęła ledwie słyszalnie, a następnie zagryzła policzek od środka. Nie do końca wiedziała czego się spodziewać, ale Zakazany Las, jak już niedawno pisałam, nie należał do jej ulubionych.
— Ach, rozumiem… — mruknął wymownie i przeniósł wzrok z @Shenae D'Angelo na @Zoell E. Wells, a po chwili jego męską twarz wygiął chłopięcy uśmiech, jakby wpadł na wyśmienity pomysł, albo jakby usłyszał świetny żart. Rzeczywiście, od razu coś mu się w głowie pojawiło i chyba brakowało słów dla jego geniuszu, ale na razie nikt mu pogratulować nie mógł, tak samo jak… przekląć za to co zamierzał zrobić. — Jak to mówią, kto się czubi ten się lubi. Mam nadzieję, że drobne różnice zdań nie przeszkodzą Wam, ani mnie… w lekcji — dodał dosadnie, posyłając D'Angelo przeciągłe spojrzenie. Pamięć do twarzy miał świetną, więc bez trudu sobie przypomniał jej starcie z Zoellem na Wielkiej Sali w trakcie powitania Salemczyków. Payne akurat nowo przybyłymi był bardzo zainteresowany i tym, co mogli przywieźć ze sobą do Hogwartu, albo jaką wiedzą się podzielić. Jego fascynacja Czarną Magią tak jak i jej uczeniem się w Durmstrangu była jednak tajemnicą i jedyne, co mogło go zdradzać to błysk w oku, gdy o tym mówił. Spojrzał więc na chłopaka, przyglądając mu się przez dłuższą chwilę, aby wkońcu odwrócić twarz na nowo przybyłych: @Morticia Slippery, @Benj Potocky, @Carrie Alyssa Collins, @Casey Marvell, @Y. Yishai Hawkeye, witając ich szelmowskim uśmiechem, bo o cieple, czy życzliwości w jego przypadku trudno było mówić. Miał w sobie przecież coś… z wiecznej kpiny i nieustannej szydery. Zerknął kątem oka na poczynania @Y. Yishai Hawkeye, który zmienił koleżance kolor włosów szybko zdając sobie sprawę, że to będzie czarodziej, który albo szybko mu podpadnie albo z łatwością go polubi przez może powierzchowną zbieżność charakterów. Gdy na miejscu zjawił się @Julian O'Shea zawiesił na nim wzrok, a za chwilę przeniósł go na @Eiv C. Henley i przygryzł policzek od środka, hamując powiększenie się uśmiechu na twarzy. — Dzień dobry, panno Henley. Czyli wszystko wskazywało na to, iż byli już w komplecie i mógł zacząć to, co miał im do przekazania, zanim zacznie się prawdziwa zabawa. Miał dla nich przygotowane małe wyzwanie i liczył na to, że większość mu sprosta. — Na co komu obrona przed czarną magią w świecie totalnie pozbawionym zagrożenia? Cały ten przedmiot sprowadza się do umiejętności honorowego i kontrolowanego pojedynkowania się — powiedział z ironią i nieskrywanym żalem bardziej chyba do siebie niż swoich uczniów. Uczniów?! Kiedy on ledwo skończył być studentem. Wewnętrznie był jednak daleko w przodzie, myśląc o rzeczach wielkich, niebezpiecznych, przesiąkniętych tym, co było nieatrakcyjne i groźne. Czy wyglądał na nauczyciela? Z pewnością nie. — Nie mam nic do pojedynków, właściwie szalenie je lubię i mam nadzieję, że szybko uda nam się spotkać na ciekawej lekcji z ciekawych… nieco mrocznych zaklęć. Ale stricte o złej magii… Nic złego się nie dzieje, nikt nie planuje przejąć na razie kontroli nad światem i nawet dementorzy są daleko w Azkabanie i nie zamierzają się do Was zbliżyć. Czarna Magia nie jest praktykowana, a niebezpieczni czarodzieje zostali ujęci i zamknięci. Jedynym zagrożeniem dzisiaj jest przedawkowanie magicznych ziół, które zamiast dodać nieco nastroju zaprowadzą Was do Świętego Munga, albo odwodnienie przez długi, wyczerpujący seks, więc na co komu obrona przed Czarną Magią... Dlatego będziemy się bawić według moich zasad i uznamy, że jednak mamy co robić w ramach tego przedmiotu. Dzisiaj to ja Wam urozmaicę wieczór i mam nadzieję, że cholernie się z tego powodu cieszycie bo nazywam się Noel Payne, co pewnie już wiecie i jestem Waszym nowym nauczycielem obrony przed czarną magią — powiedział z nieskrywanym rozbawieniem, uśmiechając się szeroko i w końcu podniósł się z konaru. Stanął na kawałku drewna i wsunął dłonie w kieszenie ciemnych dżinsów, które nosił pod rozpiętą szatą, po czym rozejrzał się po zebranych twarzach ponownie. — Zanim zaczniemy się bawić w poszukiwaczy skarbów a zasadzie kto pierwszy ten lepszy… A to naprawdę moja ulubiona gra — wtrącił i przewrócił oczami. —…zadam Wam banalne pytanie na początek. Mówiąc o czarnej magii— zagaił, rozglądając się po przybyłych, mając nadzieję, że nim dojdzie do sedna nie będzie musiał robić przydługiego wstępu na temat magii, która go cholernie fascynowała. — Ktoś może jest zorientowany na co się dzieli, albo co do niej zaliczamy? Patrząc na to z perspektywy jej samej. Wiemy, czym jest, wiemy, że jest rodzajem czarów rzucanych w złej intencji, w niegodziwym celu, aby kogoś skrzywdzić, zranić… uprzykrzyć życie,blah, blah, blah. Czarna Magia sieje chaos, ale w jakiś sposób oddziałuje na otoczenie. Wiemy, że przez zaklęcia, ale nie tylko. Spokojnie możemy wyróżnić jeszcze dwa typy. Ktoś słyszał kiedykolwiek o Mrocznym Różańcu?
Miałaś nadzieję, że nie spóźnisz się na pierwszą lekcję w tym roku, jednak słynne ruchome schody postanowiły ci to skutecznie utrudnić. Między pierwszym piętrem a parterem nieoczekiwanie zmieniły swój bieg, wypluwając cię w takiej części zamku, której wcześniej nie widziałaś na oczy. Błądziłaś po korytarzach, a zbawienie nadeszło dopiero wtedy, gdy wpadłaś na grupkę drugoklasistów, którzy wskazali ci drogę, choć żaden z nich nie ukrywał śmiechu. Już z daleka rozpoznałaś Juliana i Zoella. W zasadzie na tym listę znanych ci twarzy można było zakończyć, gdyż pozostałą część stanowili uczniowie Hogwartu, z których nie znałaś nikogo. Twoją uwagę przykuła jedna z dziewczyn, która zdawała się rozmawiać z Julkiem. Jakbyś już gdzieś ją widziała – nie na statku, nie w Hogwarcie. Wcześniej, w jakimś miejscu zupełnie nie związanym z Wielką Brytanią. Ale nie zajmowałaś nią myśli, bo najprostszą drogą wydało ci się wyciągnięcie rachunku prawdopodobieństwa od brata. Kiedy byłaś już wystarczająco blisko, okazało się, że nauczyciel rozpoczął lekcję. Stanęłaś obok Zoella, który znajdował się gdzieś w tyle kręgu uczniów, przez chwilę wymieniając z nim spojrzenie nieco dłużej, niż powinnaś. Z letargu wyrwał cię dopiero głos nauczyciela, który wspomniał o Mrocznym Różańcu. Twoja dłoń natychmiast powędrowała do góry. - To przeklęty przedmiot, którego korzenie sięgają średniowiecza. Tych, którzy go dotkną, doprowadzi do szaleństwa przerażającymi wizjami. Dla każdego będzie to coś innego. Mroczny różaniec porusza najczulsze punkty, najbardziej intymne strefy. W zasadzie obłęd to tylko początkowe stadium. U niektórych może wywołać chęć odebrania sobie życia. To zamiast przepraszam za spóźnienie, prawda, złotko?
Eiv… Miała problem z udzielaniem się na lekcjach. Zawsze robiła posłusznie wszystkie polecenia, a przynajmniej się starała, jednak ustne odpowiedzi? To nie była jej brożka. Miała umysł analityczny i wolała zastanawiać się nad tym, co próbują osiągnąć uczniowie, aniżeli ona sama. Teraz było jednak inaczej. Nauczycielem, który miał doprowadzić ja do końca trzeciej klasy był człowiek, który wiele dla niej znaczył i pomimo ostatniego spotkania, które miało swoje wzloty i upadki, emanowała w tym momencie pełnym respektem względem niego. Oznaką mogło być to, że słuchała jego słów z ciekawością, bo dobrze wiedziała o niektórych mrocznych występkach, a przecież nie miała zamiaru w żaden sposób utrudniać mu lekcji; wręcz przeciwnie. Zamierzała dołożyć wszelkich starań, by te lekcje mu ułatwić, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalał jej charakter. Odwróciła głowę w stronę głosu, który tak skrupulatnie odpowiedział na pytanie Noela, a następnie uśmiechnęła się ledwie widocznie, gdy padło tych kilka znaczących słów. Henley wydawało się nawet, że gdzieś widziała tą dziewczynę, bo przecież tak perfekcyjnie jasny kolor włosów był dość charakterystyczny. Pytanie tylko… Gdzie? -Owszem. – Przyznała bez zawahania, a następnie nie odwracając głowy od @Ceres O'Shea, kontynuowała. -W średniowieczu stworzyła ten artefakt czarownica Esther. Dokładnie tak jak powiedziała koleżanka… Ma on specyficzne właściwości, ale kiedy ofiara popadnie już w dany obłęd, który zacznie wyniszczać, a wyobrażenia będą na tyle realne, to… – Zawiesiła głos i tym razem jej oczy błysnęły w ten niejednoznaczny sposób, gdy w końcu zwróciła się spojrzeniem na Noela. -Nie zawaha się zrealizować żadnej najmroczniejszej wizji. Przykro byłoby czegoś takiego zasmakować, bo w najprostszych czynnościach nieszczęśnik jest w stanie dostrzec coś bardzo niebezpiecznego i zapragnie to zrobić… Już nie tylko chodzi o zabicie siebie, ale i choćby swoich najbliższych. – Zastanowiła się na moment, a następnie przypomniała jej się rozmowa z Payne’m, dosłownie ulotna i chwilowa, która opiewała o ulubioną broszkę Sweeney’a. -Załóżmy, że ktoś robiąc herbatę będzie sobie wyobrażał wlewanie do filiżanki trucizny, którą ostatecznie wleje i poda osobie dla siebie niezwykle ważnej… Brzmi trochę, jak creepy opowieść z Mrocznych Czasów, ale wydaje się interesujące. – Nie zrobiła tego celowo, ale chodziło o zobrazowanie i nawiązanie, które zapadło Evelyn w pamięci. Dostrzegła w Ceres osobę, która wie trochę więcej na pewne tematy, jakie mogą okazać się bardziej interesujące, niż cokolwiek innego.
Shenae podniosła spojrzenie do profesora. Nie wyczuła żadnego niecnego planu ani w jego tonie głosu, ani w jego spojrzeniu, a mimo wszystko naszedł ją jakiś niepokój kiedy wspomniał o dobrej współpracy na lekcji. Jak na razie przecież nikt nie sprawiał żadnych trudności. Splotła ręce na piersi, nie odzywając się już jednak w tej kwestii, skoro zaczęły się zajęcia. Słuchała profesor Payne’a uważnie. Nawet wtedy, kiedy jej wzrok powędrował do Yishaia. Spoglądała na niego uwagą, zauważając złośliwość z jaką zmienił koleżance kolor włosów. Byłaby się nawet uśmiechnęła gdyby dla niej ostatnio Hawkeye nie bywał bardziej zachowawczy, chłodny, jakby miał jej coś do zarzucenia. Gorszego niż kolor włosów. O to nie musiała się martwić. Atramentowej czerni daleko było do rudego. — Hej — rzuciła dość nieprzekonana, podzielając emocje z jakimi witał ją Yohonatan i prychnęła pod nosem. Mimo, że sprawiała wrażenie odciętej od przebiegu zajęć. Nie słuchając nawet koleżanek. Nawet Eiv, której kiwnęła głową na powitanie, już chwilę potem przeniosła spojrzenie na mężczyznę. — No dobrze, ale jaki to ma związek z innymi typami magii, jakie rodzą Czarną Magię? Ten cały artefakt, który stworzyła Esther… to przecież też skutek jej magii. Jej uroku. To nie wina artefaktu, że doprowadzał ludzi do szaleństwa, tylko rzuconego na niego przekleństwa, uroku. Jak zwał, tak zwał, to dalej tylko zaklęcie. A gdzie te inne formy? Różaniec sam w sobie był po prostu zwykłym świecidełkiem. Nie widziała powiązania. A była sceptyczna, bo miała słaby humor. Czasem jednak trzeba było być sceptycznym. Sceptycy często motywowali rozwój magiczny. Chociaż jej chyba nie z tego powodu brakowało wiary.
Przecież ten nauczyciel, jeżeli można tak było o nim powiedzieć, był od nich niewiele starszy. Czyżby był tak wyuczony i wyćwiczony, żeby w tym wieku móc uczyć niewiele młodszych od siebie? Póki co miał jeszcze dużo energii do pracy i chciało mu się urozmaicać zajęcia. Benj jednak czuł, że nie potrzeba tak wiele i po prostu straci zapał i będzie wolał oglądać się zaa niewiele młodszymi studentkami, które będa uczestniczyły w jego zajęciach. Sama jego gadka była trochę pokręcona, Pokazywał zbyt dużo zapału i mogło się to dla niego źle skończyć. Ale póki był zaangażowany.. Czemu nie? Benj i tak nie miał tu nic lepszego do roboty. Chociaż się pośmieje w myślach z tego typa, który ma w głowie marzenia i ambicje, które szybko się ulotnią. - Moim zdaniem artefakty zawierające czarną magię niekoniecznie muszą być wywołane mrocznym zaklęciem. Klątwa nie pojawia się sama, ale może zostać wywołana rodzajem magii na którą nie mamy zbyt dużego wpływu. Tak samo jak z horkruksami. Powszechnie wiadomo o medalionie, który w postaci Horkruksa źle wpływał na nosiciela, a jednak nie został zaczarowany w tym celu. To był tylko jeden z objawów. Ale to tak odchodząc od tematu konkretnego artefaktu. - powiedział z boku Benj. Nie miał do powiedzenia więcej jeśli chodziło o różaniec, ale wierzył, że przedmioty nie zostają zaklęte tylko poprzez zaklęcie. - Poza tym, panie profesorze. Mogę się mylić, ale czy po Bitwie o Hogwart dementorzy nie zostali odsunięci od Azkabanu? Oczywiście mogę się mylić i jest to tylko historyjka, która ma pocieszyć skazańców, jednakże doszły mnie podobne słuchy. - Raz, dwa i trzy. Benj rozejrzał się dookoła i popatrzył chwilę na She, która do tej pory wydawała mu się okropną panią kapitan, która zamęczała go podczas treningów.
Kiedy @Ceres O'Shea pojawiła się na miejscu prowadzenia lekcji, spóźniona i pozbawiona skruchy od razu jego spojrzenie poleciało w jej stronę, chociaż nie stanęła z przodu, a gdzieś ukryła się pomiędzy innymi czarodziejami. Payne’owi pewnie wystarczyłby szelest trawy, by rozpoznać czyjąś obecność, dlatego przenikliwym spojrzeniem jej się przyglądał, oceniając wbrew pozorom nie jej kobiece walory, ale przede wszystkim analizując jej możliwości i predyspozycje, kiedy mówiła. Był młody, a większość dzieciaków teraz myślała, że jedyne na co miał ochotę to zaprosić wszystkie atrakcyjne uczennice na szlaban do swojego gabinetu, ale Noel wcale o tym nie myślał. I nie chodziło o to, że nie było to w jego stylu, bowiem nadużywanie władzy i wykorzystywanie możliwości było typowe w jego przypadku. Głównie chodziło o to, że podrywanie kobiet zaczęło go nudzić. Lubił kobiety błyskotliwe, intrygujące i mające coś ciekawego do powiedzenia, a jako całkiem popularny niegdyś ślizgon szybko zdał sobie sprawę, że rozkładanie nóg na pstryknięcie palców nie jest żadnym wyzwaniem. Trzeba było więc najpierw zdobyć jego ciekawość, a następnie zainteresowanie. Zeskoczył z konaru i ruszył w kierunku, z którego dobiegał głos i gdzie widział ledwie skrawek dziewczęcej buzi. Chciał spojrzeć w oczy tej, która się spóźniła, ale i pierwsza opowiedziała na jego pytanie. Przeprosiny przyjęte. — Dobrze. Właściwie doskonale. — Gdy przeniósł wzrok z jasnowłosej dziewczyny na Eiv, zawiesił go na niej na zbyt długo, ale nieco przy tym spoważniał.— Panno Henley, Gryffindor zyskuje swoje pierwsze dziesięć punktów, tak jak i team z Salem, panno…?— mruknął, spoglądając ponownie na przyjezdną niewiastę, wyczekując jej nazwiska. W końcu rozejrzał się też po twarzach zebranych osób, przyglądając im dość wnikliwie, jakby w swoim umyśle do każdej pamięciowej fotografii dopisywał swoje notatki, które miały mu w przyszłości przybliżyć rys każdego z tych czarodziejów. Odezwał się po chwili, gdy jego oczy natknęły się na D'Angelo: — Magiczny Różaniec to bardzo potężny artefakt, który jest wynikiem jej magii, ale to dokładnie tak jak większość magicznych przedmiotów - gdyby nie pierwiastek magii byłyby kompletnie zwyczajne. Esther stworzyła go nie bez powodu, a taki twór wymagał od niej potwornie dużo siły, magii i umiejętności. Więc, panno D'Angelo, Czarna Magia…to między innymi, zaklęcia, ale też uroki i klątwy rzucane na ludzi, zwierzęta, istoty, ale także przedmioty, tak jak w przypadku Mrocznego Różańca. Czy to rozwiązuje Pani problem związku różańca z Czarną Magią? — spytał i uśmiechnął się szelmowsko, robiąc krok w przód, by zwrócić się już do całej reszty. — Zaklęta w nim czarna magia oddziałuje na psychikę osoby, która go dotknie tak silnie, że nie raz popada w prawdziwy obłęd. Fikcja miesza się z rzeczywistością, wyobrażenia i wizje z realiami. Klątwy rzuca się o wiele trudniej niż uroki, bo trwają znacznie dłużej niż one, są trudniejsze do złamania i dotyczą tylko i wyłącznie Czarnej Magii. Uroki zaś mogą być mało szkodliwe, czasem nawet totalnie głupie i zwykle oddziałują na jeden aspekt życia człowieka, podczas gdy klątwy władają całym. Zatrzymał się przy młodym krukonie, który się odezwał i spojrzał na niego z ciekawością. I gdyby tylko wiedział, że jest legilimentą to trzymałby się od niego z daleka. Ale nie wiedział. — To jest bardzo trafne spostrzeżenie, panie Potocky — mruknął po chwili dość powoli i zainteresowaniem, bo spodobało mu się to, że zaczął ten temat, chociaż szybko jego usta wykrzywił naturalny, kpiący uśmiech. — Czarna Magia zawsze niesie ze sobą jakieś skutki, nad którymi nie ma kontroli. To się nazywa efekt uboczny działania — skwitował, bo dla niego to było oczywiste, ale nie oderwał wzroku od młodego mężczyzny. — Kiedy rzucasz zaklęcie z zakresu Czarnej Magii to twoja dusza pęka, niczym szkło, ale nie rozpada się. Drobna pajęczynka się rozszerza za każdym razem gdy używasz tych zaklęć. Jest jak trucizna, która powoli zatruwa twój krwiobieg. Robi to powoli. Gdy zabijasz czarodzieja, a praktykując ten rodzaj magii prędzej czy później to zrobisz… jeden jej kawałek zostaje wyrwany, dusza się dzieli. I nigdy już nie będziesz taki sam — dodał jeszcze zniżając ton głosu i nieznacznie marszcząc brwi. Szybko jednak jego wyraz twarzy zmienił się, jak za dotknięciem różdżki gdy wzruszył ramionami i uśmiechnął się do wszystkich. — Tak mówią. Ale horkruksy to nie temat na dziś i z pewnością nie temat dla Was. A co do Azkabanu, panie Potocky… Proszę się nie martwić. Tak było kilka lat temu, ale dementorzy wrócili tam gdzie ich miejsce. Jeśli Pan wyraża taką cheć to spytam dyrektora, czy nie wyraziłby zgody na wycieczkę oprowadzającą po więzieniu. Dostałby Pan wtedy pierwszeństwo wzięcia udziału. Spojrzał krótko w kierunku nieba, a po słońcu nie było już śladu. To znaczyło, że nastała odpowiednia pora na zabawę, ale zanim miał zadać im pierwsze zadanie musiał im jeszcze nakreślić, czego będzie dotyczyć, prawda? — Czy ktoś z Was chciałby spróbować podać jakiś… prosty podział strukturalny klątw? Zapewniam, że to nie jest trudne, trzeba tylko wpaść na to. Jakieś pomysły? Ktoś… Coś? Cokolwiek?
No proszę, jak widać... Lekcja już się zaczęła. Dziewczyna słuchała uważnie nauczyciela i uczniów. Już miała odpowiedzieć na zadane pytanie, lecz została prześcignięta przez pewną dziewczynę, też z Gryffindoru. I tak Gryffindor zdobył dziesięć punktów, zaraz będzie kolej na kolejne. Nie będzie się wypowiadać na temat czarnej magii, nie teraz. Później nastąpi jej "czas". Dziewczyna złożyła ręce na klatce piersiowej, patrząc po zgromadzonych osobach. Temat czarnej magii nie był jej obcy - wręcz przeciwnie, był bardzo bliski. Ogólnie rzecz biorąc lekcje OPCM zawsze były interesujące. Odkąd rozpoczęła naukę w Hogwarcie, ten przedmiot był jej ulubionym. Zawsze mogła dowiedzieć się czegoś nowego i bardzo interesującego w danym temacie. Poza tym, nauczyciel był całkiem młody. Wygląda na to, że ma dobry kontakt z uczniami. - Co do Czarnej Magii... Niektórzy czarnoksiężnicy uważają, że to ich "wzmacnia", nie przejmują się efektami ubocznymi, po prostu ich nie dostrzegają i twierdzą, że wszystko jest w porządku. Są różni czarodzieje i dla każdego jest to inne przeżycie. Po rozmowie z niektórymi osobami okazuje się, że każdy ma nawet swoją własną definicję czarnoksięstwa. Teraz nadszedł czas na klątwy, wiele o nich czytała. Poza tym, to już jest dość logiczne. Słysząc pytanie nauczyciela dotyczące podziału klątw, podniosła rękę w górę. - Moim zdaniem klątwy można dzielić w sumie na wiele kategorii. Można je rzucić prawie na wszystko, więc ciężko będzie wyodrębnić poszczególne kategorie. Jednak najbardziej ogólne... Jak dla mnie będą to klątwy rodzinne. Klątwy rodzinne rzucane są na członków rodziny, trudno jest się od nich uwolnić, bo cała rodzina jest przeklęta. Mogą być też osobiste, rzucane na jedną osobę. Niektórzy stosują nawet klątwy własne, żeby się chociażby ukarać. Klątwy, jako kary... Które rzucane są przez ministra magii na osobę, która złamała jakieś prawo. Mogą być klątwy rzucane na przedmioty, na zwierzęta. Klątwy narodowe, albo stanowe. Odpowiedziała. Jej zdaniem właśnie tak można było podzielić klątwy. Wiadomo, było ich mnóstwo. Wymieniła akurat te, które przyszły jej do głowy w danym momencie. - Jeśli chodzi o większe uogólnienie... Możemy je podzielić na emocjonalne i śmiertelne.
Zadziwiającym był fakt, kiedy dziewczyna, która jako jedyna przykuła twoją uwagę, zdecydowała się mówić do ciebie. Nie do nauczyciela. Kierowała swoje słowa tak, jakby chciała przekazać tę wiedzę właśnie tobie, pokazać, że stać ją na więcej – a może raczej zaintrygować cię na tyle, by z każdym jej słowem kąciki twoich ust wyginały się w coraz szerszym uśmiechu? Och, wiedziałaś wszystko i znacznie więcej. Ale doświadczenie nauczyło cię, że czasem lepiej było milczeć, niż publicznie pokazywać swoją wiedzę. Jedno było pewne. Musiałaś nadrobić czas i jak najszybciej ją poznać. Nie sądziłaś, że nauczyciel w ogóle zauważył twoje spóźnienie. Nie spodziewałaś się też, że ruszy w twoją stronę, by zmierzyć cię chłodnym, analitycznym spojrzeniem. Zupełnie mimowolnie zamknęłaś swój umysł w swojej lodowej świątyni, w obawie przed – no właśnie, przed czym? Tego nie wiedziałaś. Jeszcze nie. - Ceres O’Shea – dokończyłaś za profesora, jeszcze raz zerkając na Gryfonkę. Henley. Czy to nazwisko mówiło ci cokolwiek? Och, doprawdy, zamiast skupiać się na lekcji, skierowałaś swoje myśli na wertowanie odmętów pamięci. Nie znalazłaś w nich jednak żadnej wartościowej informacji. Wróciłaś więc do wsłuchiwania się w słowa Payne’a, czując, jak endorfiny powoli rozpływały się po twoim ciele. Nie mogłaś tego wiedzieć, ale instynkt podpowiadał ci, że Payne był kimś, z kim warto było porozmawiać po zajęciach. Z pewnością posiadał wiedzę, którą nie wypadało mu dzielić się z uczniami. Takich ludzi lubiłaś trzymać blisko siebie. Może Hogwart wcale nie był dla ciebie karą? Nigdy tego tak nie traktowałaś. - Jedna z klątw stanowych dotknęła nawet nauczycieli Hogwartu – postanowiłaś rozwinąć wypowiedź Gryfonki. Kto by pomyślał, że wiedza z historii magii będzie użyteczna na zajęciach z obrony? – Odkąd Czarnemu Panu odmówiono posady nauczyciela obrony przed czarną magią, przeklął to stanowisko. Profesorowie zmieniali się co roku, większość z nich pręczej czy później, choć zwykle działo się to prędzej, tragicznie zginęła bądź popadła w obłęd. Słynny oszust Gilderoy Lockhart stracił pamięć. Dopiero po śmierci czarnoksiężnika klątwa przestała działać. Niemniej jednak, do tego podziału dodałabym jeszcze klątwy śmiertelne – tak jak w przypadku tej, którą opisałam - oraz emocjonalne, do których zaliczyć możemy właśnie działanie mrocznego różańca. Reasumując - ma pan szczęście, że naucza pan w tych czasach, profesorze. Strzelałaś oczami między Paynem, Henley, a swoim bratem. Zupełnie tak, jakbyście znajdowali się tu tylko we czwórkę.
Ostatnio zmieniony przez Ceres O'Shea dnia Pon Wrz 21 2015, 12:59, w całości zmieniany 1 raz
Pierwsza lekcja w tym roku szkolnym. Plan zajęć przedstawiał się dość ciekawie, zaintrygował nawet pannę Shnaure - dziewczynę, która była wręcz mistrzynią w spóźnianiu się na zajęcia. Zdarzało się, że przychodziła na ostatnie dwadzieścia minut zajęć, ponieważ zaspała. Tym razem nie zaspała, po prostu się nie spieszyła. Powinna zrobić zupełnie inaczej, ponieważ zaklęcia i ochrona przed czarną magią były jej ulubionymi zajęciami, tym razem nie chciało jej się iść. Postanowiła to rozegrać w taki sposób, by nauczyciel nie dostrzegł jej spóźnienia. Zauważywszy zbiór uczniów i nauczyciela na skraju lasu postanowiła przejść tam, gdzie stały najwyższe osoby. W taki sposób znalazła się za jakimś chłopakiem, i dziewczyną (Benj i Angel). - Przepraszam, ale muszę się tu jakoś wbić... Szepnęła, tak by ta dwójka ich usłyszała. Nie była zbyt wysoka, 165 cm to było dość mało. Spokojnie więc stanęła, słuchając uważnie nauczyciela. Miło się za nimi stało. Trafiła akurat na fragment w którym wspominane były magiczne artefakty, w tym przypadku Magiczny Różaniec. Odetchnęła z ulgą, gdy już było po wszystkim. Miała tylko nadzieję, że nie będzie zbyt dużego ochrzanu. Teraz temat się zmienił i była mowa o klątwach. Nie miała co dopowiedzieć, ponieważ obie dziewczyny, które przed chwilą się wypowiadały zdążyły już wszystko opowiedzieć. Poza tym, nie byłby to najlepszy pomysł, gdyby teraz tak nagle się odezwała.
Pokręciła przecząco, nieświadomie głową. Noel w żaden sposób nie odpowiedział jej na jej pytanie. Powtórzył dokładnie to samo, tylko rozwinął wypowiedź. Dlatego uśmiechnęa się kwaśno i już nic nie powiedziała. Zresztą zauważyła, zę kilk osób desperacko pragnęło uwagi profesora. Przeniosła wzrok na Ceres, chwilę utrzymując ten wzrok na niej. Truno powiedzieć czy to zazdrość, jej niechęć do nowych osób w Hogwarcie, czy może po prostu zwykły brak humoru, ale patrzyła na nią w pewien sposób zimno, zanim oddaliła się, robiąc miejsce dla wszystkich co bardziej wyrywających się osób, nie dających szansy odezwać się innym. Odsuwając się zahaczyła ramieniem o jakąś drobną dziewuszkę. Azjatka stała za nimi. Ciężko było ją nawet zauważyć. Posłała jej słaby, nieszczery uśmiech na moment przed tym, jak siadła na konarze, podpierając głowę na ręce wspartej na kolanie. Chociaż sprawiała wrażenie jakby jej myśli krążyły gdzieś indziej, zdecydowanie nieskupione na przebiegu lekcji, słuchała dokładnie wszystkiego, nie mając jednak najmniejszej ochot udzielać się w tej dyskusji, odkąd prekursorstwo przejęła Ceres, wyraźnie szukajaca aprobaty nauczyciela. A przynajmniej Shenae sobie tak skwitowała dziewczynę, łatwo przypinając jej bardzo niepochlebną łatkę. Taka już była wada D’Angelo. Próbujac nie tracić koncentracji, wzrok uniosła o Benjego. Patrzył na nią dziwnie, wiec wzruszyła w jego kierunku ramionami, wyraźnie dając mu do zrozumienia, że nie ma zielonego pojęcia o co mu chodzi. — Zaklęcia niewybaczalne — dorzuciła po momencie, po wywodzie Morticii, która zdecydowała się odebrać innym szansę udziału w dyskusji, rzucając co jej ślina na język przyniesie — to jedne z najbardziej znanych w świecie czarodziejskim klątw i chyba najwęższa grupa, złożona z trzech zaklęć-klątw. Skoro już wymieniamy wszystkie podziały jak leci Więcej nic nie powiedziała. Zmarszczyła brwi. Napięły się jej mięśnie na szyi, kiedy przełknęła ślinę, przypominając sobie, kiedy sama dostała Cruciatusem. To był ten jeden raz, w którym naprawdę zrozumiała siłę tych klątw. Przeniosła spojrzenie na Juliana. Zwykle pomagał jej umknąć przed ciężką atmosfrą panujacą na bankietach, czy i teraz mógł ją zabrać z tej lekcji?
Edycja:
— Są jeszcze klątwy świadome i nieświadome. Nieświadome o krótkotrwałym działaniu i świadome o długofalowym. Właśnie, to ciekawe. Czytałam o tym w podręczniku do uroków. Świadome często wymagają podjęcia pewnych rytualnych kroków, ale zalicza się do nich czarną magię, różne techniki magiczne wykorzystywane często przez sekty magiczne i margines społeczeństwa, pentagramy, stanizm, czarna tantra. Wszystko brzmi tak groźnie, ale co z hipnozą? Która zalicza się również do klątw, przecież to nie jest tak jednoznacznie ciemna magia? Eiv? Wiesz coś o tym więcej? — nie chciała wtrącać się w ogólną dyskusję, skoro Noel już zajął się bardzo dobrze ogromem pupilków, z których zaskakująca większość to były dziewczyny, więc skierowała swoją uwagę na dziewczynę. W końcu to jej ostatnio nauczyciel zlecił esej o hipnozie.
Już na początku lekcji Carrie, się po prostu zgubiła. Za dużo na raz. Spoglądała na każdego po kolei. Nie zabierała głosu przy pytaniu o Mroczny Różaniec, bo po prostu nic o nim nie wiedziała. A raczej nic nie przychodziło jej do głowy. Zagryzła delikatnie wargę czując się jak najgłupsza ze wszystkich tutaj. Najwyraźniej zaklęcia obronne to nie wszystko, trzeba też znać teorię. Zerknęła na Scille, która przyszłą spóźniona i skinęła jej głową na powianie. Wracając do lekcji, oczywiście się przysłuchiwała wszystkiemu z uwagą. "Prosty podział strukturalny klątw ?". To chyba nie jest aż takie trudne. Dziewczyna zmrużyła na chwile oczy i zastanowiła się. Oczywiście większość już została wymieniona, za nim ona zdążyła zabrać głos ale, jak nie wszystkie. Brawa dla tej pani za spóźniony zapłon. Czyli sumując jest wiele rodzai klątw. Śmiertelne, emocjonalne, nieświadome, świadome, czarnej magii,klątwa czarnej tantry, klątwa pentagramu, klątwa hipnozy, klątwa satanizmu, rodzinna, osobista, narodowa, stanowa, własna, klątwa jako kara.