Uwaga. Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
W tym miejscu znajduje się dużo połamanych gałęzi i przewróconych drzew. W nocy panuje tu absolutna ciemność, a z mroku wyłonic się może groźny stwór. Miejsce jest tu niebezpieczne dla samotnych wędrowników.
Autor
Wiadomość
Matthew C. Gallagher
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : zawadiacki uśmiech, podczas którego jego prawa brew zawsze unosi się nieco wyżej niż lewa; dołeczki w policzkach
Nie słyszał za bardzo rozmów gryfońskich chłopaków z grupy z uwagi na fakt, że oczywiście jako pierwszy z nich wyrwał się do zbierania owoców. Odezwała się w nim nuta sportowca, i nie byłoby pewnie w tym nic złego, gdyby nie to, że w swojej dzielnej wspinaczce zupełnie zapomniał o drodze powrotnej. Nie dość więc, że pośród tych liści nie dostrzegał praktycznie żadnych owoców, to jeszcze zrobił z siebie kompletnego błazna. No cóż, zielarstwo nigdy nie należało do jego ulubionych przedmiotów i sam zaczynał poważnie zastanawiać się nad rezygnacją z tych lekcji. Uczepiając się jedynej nieco grubszej gałęzi pośród tych, które zdecydowanie nie zdołałyby utrzymać ciężaru jego ciała, spoglądał na Rosjanina, który bardzo szybko go wyprzedził i o wiele lepiej radził sobie także z wynajdywaniem jagód. Może i nie był w tym wybitny, ale do rywalizacji z Gallagherem naprawdę niewiele mu było trzeba. O dziwo jednak, Lazar wcale nie zamierzał zostawiać go na pastwę losu. Kiedy Matthew usłyszał jego głos, z nadzieją myślał o tym, że zaraz zejdzie na ziemię. No tak… szkoda tylko, że Grigoryev urwał swą wypowiedź wpół, podobnie jak i gałąź pod swoimi stopami. Żaden z nich nijak nie mógł przeciwstawić się dalszemu splotowi wydarzeń. Rosjanin leciał w dół jak długi, a co gorsza zahaczył o niego, próbując złapać się za materiał jego ubrania. Nie oszukujmy się, może i ta akcja ratunkowa była spektakularna, ale zdecydowanie nie można było powiedzieć, by zakończyła się ona sukcesem. Obaj runęli na twardy grunt, a właściwie… to przede wszystkim Lazar uderzył o nią z dużą siłą swoimi plecami, amortyzując tym samym upadek Ślizgona, który – jak do spania – ułożył się na jego klatce piersiowej. Czuł się tak, jakby oberwał ogromną pałką od trolla górskiego, ale wreszcie zmusił się do podniesienia głowy. W tym samym momencie do jego nozdrzy dotarł intensywny zapach mandarynek, świeżo upieczonych kruchych ciasteczek, wraz z nieco subtelniejszą nutą karmelu. A chociaż tego nie wiedział, najpewniej Grigoryev poczuł właśnie woń płonącego w kominku drewna, świeżo skoszonej trawy i średnio-krwistego steka. Nie zdążył się zorientować, co jest grane, kiedy Rosjanin wydał mu się jeszcze bardziej atrakcyjny. Oczywiście i tak był przystojnym chłopakiem, ale teraz czuł, że musi… chce spędzić z nim jeszcze więcej czasu. No a kiedy zapytał go z taką troską czy nic mu się nie stało… już w ogóle odleciał. - Nie. Wszystko w porządku… A Tobie? Tobie na pewno nic się nie stało? – Zapytał wyraźnie zmartwiony, bo przecież to Lazar uratował go przed bolesnym spotkaniem z ziemią. W tym stanie zaś wmówił sobie, że z jego strony było to jak najbardziej celowe zachowanie! Wsparł się więc jedną ręką o trawę, palcami drugiej zaś przesuwając delikatnie po jego policzku. – Dziękuję. – Nie byłby sobą, gdyby po tym wszystkim nie pomógł mu wstać, czyż nie? Ba, miał ochotę dać mu jeszcze buziaka w policzek za tę akcję, w której wystąpił niczym rycerz na białym koniu, ratując go z wysokiej wieży (a raczej drzewa), ale niestety w miłosnych harcach przeszkodził mu wyraźny i stanowczy ton nauczycielki. Sam jej głos pewnie nie odwiódłby go jeszcze od realizacji swych miłosnych planów, ale kiedy tylko odwrócił głowę i zasłuchał się w wypowiadane przez nią słowa, efekt amortencji zaczynał coraz bardziej słabnąć, a on zdał sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. - Na Merlina… sorry. – Mruknął więc do Grigoryeva, bo i nie miał pewności czy chłopaka też tak mocno siekła ta mieszanka różnych zapachów. Patrząc jednak po innych grupach, chyba i tak nie byli tacy najgorsi. Mimo wszystko było mu trochę głupio, nawet jeśli nie zdołał posunąć się aż tak daleko. Wolał więc chociaż na chwilę uniknąć wzroku rosyjskiego chłopaka i szybko zgarnął owoce całej grupy, by odłożyć je w wyznaczone miejsce. Pogratulował przy tym Madeline, nawet nie mając świadomości tego, że wcześniej próbowała do nich zagaić. Był zbyt pochłonięty rozbieraniem Lazara wzrokiem, by zwrócić na nią choćby odrobinę uwagi. Kiedy uwinął się z ich niezbyt zadowalającym dorobkiem jagodowym, zgodnie ze wskazówkami pani profesor, nałożył na siebie maskę i rękawice, po czym zaczął powoli nakładać eliksir amortencji. Nauczony doświadczeniem do kolejnego zadania podszedł z większą ostatecznością, co zresztą od razu przyniosło zauważalny efekt. Obchodził się z eliksirem jak z dzieckiem, więc nie było obawy o to, że ten znów namiesza mu we łbie. Tego samego nie można było jednak powiedzieć o innych uczestnikach lekcji. Dlatego też Matthew, gdy tylko skończył swoją robotę, zaczął z zainteresowaniem przyglądać się zachowaniu tych, którym amortencja uderzyła do głowy zbyt mocno. Obserwował również przy tym członków swojej grupy, by w razie jakichkolwiek komplikacji móc w porę zareagować na ich potencjalnie zbyt gwałtowne uniesienia.
Uspokoiła się dopiero, gdy Jerry zaczął rzucać wiązanką zaklęć, a ona mogła w tym czasie czule odgarnąć zabłąkany kosmyk z policzka Moe, by założyć go delikatnie za jej ucho, jednocześnie wodząc po jej ustach tęsknym wzrokiem i starając się ignorować rozchodzącą się po własnym ciele falę ciepła. Wstała pierwsza, wyciągając w jej stronę dłoń, aby pomóc jej podnieść się do pionu, nie puszczając jej ręki tak długo, aż nie było to konieczne do wykonania zadania. Założyła swoją maskę, choć miała lekkie podejrzenia, że mogła zostać uszkodzona podczas tego widowiskowego upadku Gryfonki. Nie miało to jednak żadnego większego znaczenia, bo nie bała się uroku amortencji, skoro jej miłość już tutaj była, tuż obok. Właśnie ze względu na nią zależało jej na sprawnym i poprawnym wykonaniu zadania, więc przyłożyła się do tego z niebywałym jak na nią skupieniem, prawie w ogóle nie zerkając w tym czasie na tą pociągającą piękność obok. Gdy skończyła swoją część, odgarnęła loczki z zaczerwienionych policzków i przysunęła się bliżej Moe, czując, że z wrażenia zagubiła gdzieś ciekawostkę, którą chciała jej powiedzieć, więc rozchyliła tylko lekko wargi, po czym przymknęła je, uśmiechając się jak na siebie niezwykle szczodrze i spojrzała w jej oczy z nieskrywanym zachwytem. Nie była dobra w słowach. To musiało wystarczyć.
Fillin Ó Cealláchain
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175
C. szczególne : czarne, wąskie ubrania; mocny irlandzki akcent; prawie udany tatuaż na szyi, nad karkiem : all four boyd;
Punkty z Zielarstwa: 0 Litery:G 60% Kostki: 1 Nessa Dodatki:brak
Poszło nam chyba stosunkowo nieźle, nie licząc oczywiście tej całej sytuacji dziwnej z Balbina. Rozglądam się jeszcze czujnie dookoła kto mógł zrobić to tak uprzejmej i uroczej Rosjance, ale na szczęście wszystkich, nie widzę nikogo podejrzanego. Dlatego pytam się tylko jeszcze raz czy aby na pewno wszystko w porządku i podchodzę razem z nią zanieść wszelki potrzebne owocki i odłożyć jemioły gdzieś tam, żeby po chwili musieć je brać! Już wcale nie podoba mi się to przebieranie w owocach, między listkami i takie tam. Chcę nawet zaproponować ziomkom z grupy jakąś potajemną ucieczkę, ale szybko otumania mnie ten zapach amortencji unoszącej się z krzaków zdradliwej rośliny. Aż wzdycham sobie i zastanawiam się co tak naprawdę tutaj tak cudownie pachnie. Bo na pewno nie Bogdan, tak nagle skupiony na swoim zadaniu, że chyba tam o mało nie skisł, coby się nie przypodobać Estelli. Albinka też tępo odrobinę gapi się otumanione przez opary. Nie to co ja! Ale kto tak ładnie pachnie? Ach to Nessa, jak mogłem nie zauważyć jak moja koleżanka ostatnio pięknie pachniała na każdej lekcji. Zerkam na nią raz za razem, by zobaczyć jak jej idzie i i jakkolwiek by to nie było, jestem naprawdę pod wrażeniem. Chcę ją zostawić w spokoju, by sobie sama poćwiczyła, ale naprawdę, nie mogę się powstrzymać. - Jak tam?- pytam Ślizgonki, przybliżając głowę tak, że mój długi nos niemalże nie dotykał jej rudych włosów. Cóż to za niesamowity zapach? Aż sztachnąłem się powietrzem mocno dwa razy, by upewnić się, że to ona.
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Zmarszczyła nos słysząc wymianę zdań między Caelestine a Charlim, która wprowadzała do ich grupy nieco nieprzyjemną atmosferę i o ile po Ślizgonie spodziewała się tego typu zagrań, tak puchońska koleżanka ją zaskoczyła. Na szczęście szybko mogli przejść do zadań, które powierzyła im nauczycielka, dzięki czemu blondynka nie zaprzątała swojej główki niepotrzebnymi myślami. Była i tak już bardzo zdekoncetowana nagłą bliskością Williama, której nie spodziewała się zaznać przez długi czas. Tymczasem przypadek sprawił, że znalazła się w jego ramionach i może to dziwne, lecz chciała pozostać tam dłużej. Rzeczywistość szybko zweryfikowała marzenia niemądrej Gabrielle, która najpierw traciła Cysie, by następnie wpaść na panicza Rowle - ten w ostatniej chwili chwycił ją, broniąc przed kompromitującym upadkiem na mokrą trawę. Spięła się czując, jak dłonie chłopaka zaciskają się na jej pasie, nieco zbyt mocno, jak na drobne ciało blondynki. Wstrzymała oddech, czując wokół siebie tą znajomą mieszankę zapachów, w której dominowała woń tytoniu i choć jej nienawidziła, w przypadku Ślizgona, nie wyobrażała sobie, by pachniał inaczej. Otrząsnęła się z dziwnego staniu dopiero, kiedy Charlie zabrał głos, a opuszczające jego usta słowa zirytowały blondynkę. Wymierzyła w jego ramię delikatnie uderzenie, w ten jakże subtelny sposób dając mu do zrozumienia, że gada głupoty. Wyswobodziła się z jego dłoni na twarzy przybierając kolor dojrzałej truskawki, stając kilka kroków dalej, jednak wciąż na swoim ubraniu czuła jego zapach. Westchnęła, nieco zirytowana pechem, który ewidentnie ją dziś prześladował. Dlatego kiedy Vicario zarządziła, aby skropić jemioły amortencją przygryzła dolną wargę, denerwowała się, podświadomie czując, że to nie skończy się dla niej dobrze. Mimo wszystko idąc za przykładem całej reszty ubrała maskę oraz rękawiczki, po czym z eliksirem podeszła do stołu. Z wyraźnym skupienie zabrała się za skrapianie swojej gałązki i trzeba przyznać, że początkowo szło jej naprawdę dobrze, a przynajmniej dopóki uwagi Gabrielle nie zwróciła Caelestine, która wydawała się być całkowicie pochłonięta osobą Fitzgeralda. Blondwłosa czarownica otworzyła usta zaskoczona widokiem malującym się przed nią, tracąc poczucie rzeczywistości. Ułamek sekundy wystarczył, aby poczuła wokół siebie woń dojrzałych owoców winogron, zapach piasku obmywanego o poranku przez słone wody i tytoniu. -Amortencja - powiedziała tylko, zaciskając mocniej palce na jednej z jemioły - niszcząc ją. Wzrokiem pełnym przerażenia omiotła sylwetkę Charliego, aby skupić się na parze będącej w jej grupie, gdzie całkowitą uwagę blondynki zwracała drobna Puchonka. Zamrugała raz i już znalazła się przy niej. Chwyciła za rękę, w ostatniej chwili odciągając ją od rudowłosego Ślizgona, którego prawdopodobnie chciała pocałować. W pierwszej sekundzie wydawać się mogło, że teraz to Gab stanie naprzeciwko niego z zamiarem skosztowania jego ust, zwłaszcza, że nigdy nie czuła ona pociągu do dziewczyn, a William zwyczajnie się jej podobał - i nie tylko jej. Mimo pierwszego wrażenia panienka Levasseur całkowicie zignorowała chłopaka, skupiając się na Caelestine. W myślach Gabrielle dominowała jej postać, zaś ciałem zawładnęła potrzeba sprawdzenia, jak słodkie są jej usta. Czy dorównują miękkości ust Charliego, a może są znacznie słodycze? Nie potrafiła myśleć o niczym innym, dlatego kiedy młodsza koleżanka zszokowana obróciła się w jej stronę Gab przyciągnęła ją do siebie, tak że ich nosy stykały się ze sobą; była silniejsza. Położyła dłonie na jej policzkach, chcąc w ten sposób zatrzymać ją przy sobie. Oblizała nieco spierzchnięte wargi pochylając usta w stronę ust dziewczyny. Tak bardzo chciała poczuć ich smak.
Punkty z Zielarstwa: Zielarstwo 2 pkt Litery:I - 90% Kostki:4 - @Caelestine Swansea Dodatki: - 10 punktów za zniszczenie jemioły
Cassius Swansea
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : Niewielkie blizny łobuza weterana, dość często ma ślady farby na dłoniach. Na lewej dłoni nosi prostą i cienką złotą obrączkę.
Kompletnie nie myślał nad tym co się działo, nie miał na to czasu. Kiedy Gabriel był tak blisko, wszystkie negatywne względem zbliżeń z kuzynem myśli czy poczucie, że nie powinien tego robić zdawały się być jedynie zbędnym fałszem. Jego dotyk sprawił, że przeszedł go dreszcz. Nawet stosunkowo obce Cassiusowi poczucie zakochania nie wzbudziło w nim potrzebnej mu teraz czujności, a jedynie spotęgowało uczucie zagubienia w tej całej sytuacji. Warknięcia Eliego nie miały najmniejszego znaczenia, tak samo jak obecność Ignis. Swansea był w pełni skoncentrowany na ciemnowłosym. Wyciągał do niego rękę, zupełnie nieskory do zbierania jagódek i łapał go za ramię. Chciał przyciągnąć go do siebie, jak zwykle wyjątkowo podatny na eliksiry i nieświadom tego co się z nim działo. Kto wie do czego by tutaj doszło. Może w jakiś przedziwny sposób dawno temu skłóceni ze sobą, wreszcie przełamaliby w ten sposób te dziwne lody, jakie narosły między nimi już wiele lat temu? W przypadku Cassa wszelkie niestandardowe rozwiązania zwykle miały rację bytu, więc aż trochę szkoda, że Estella powstrzymała ich zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć. Nie zareagował na jej słowa, zanadto skoncentrował się na tym, aby utrzymać zawartość własnego żołądka w tym samym miejscu co wcześniej. Po zaciągnięciu się trzeźwiącymi ziołami wcale nie był jakiś mocno rozkojarzony, ale za to okropnie go mdliło. Niemniej, kiedy tylko zorientował się w swoim położeniu to odsunął się znacząco od dwójki swoich kuzynów, najwidoczniej nie rozumiejąc dlaczego są tak blisko i czemu prawie trzymał Gabriela za rękę. Wolał się nad tym nie zastanawiać i bez namysłu wybrał towarzystwo @Ignis C. Hodel, która chyba jako jedyna z ich grupy zebrała jakąś pokaźniejszą liczbę jagód. Włożenie maski i rękawic poszło mu szybko, więc wkrótce już nakładał amortencje na jemiołę z całkiem niezłym skutkiem, a nawet nie przykładał się do tego jakoś bardzo. - Jak ci idzie? - Zapytał Ślizgonkę, co by chociaż przez moment móc się do kogoś tutaj odezwać i całkiem nie zwariować od natłoku nielubianych kuzynów, nauczycielek, zajęć i ludzi wokół siebie. Nie wiedział jeszcze, że najlepsze dopiero przed nim. Gdzieś ponad wszystkimi dojrzał co dzieje się w grupie @Caelestine Swansea. Najpierw jego młodsza siostrzyczka, jego oczko w głowie, perełka niewinności położyła dłoń na policzku Williama. No, to jeszcze mógłby jakoś zaakceptować i zrozumieć, ale już mu się ciśnienie podniosło. Żeby tego było mało, to nie był koniec, bo jego Cysię nagle odciągała od Willa jakaś blondynka. Pieprzona @Gabrielle Levasseur, której urok co prawda nie mógł równać się z magią Diny, a jednak coś mu tam w głowie mącił. Na tyle, że aż go ścięło, kiedy dostrzegł jak ta przebrzydła flądra owija swoje łapska wokół jego siostry. Natychmiast się podniósł i podążył w ich kierunku. - Zostaw ją, mieszańcu. - Syknął, bezpardonowo kładąc swoją dłoń na twarzy Gabrielle i w ten sposób (wbrew pozorom) delikatnie odpychając jej twarz od twarzy swojego skarba. Wziął też Cysię za ramię i pociągnął w swoją stronę na bezpieczną odległość od jej grupy, prowadząc ją wprost do nauczycielki. Nawet nic nie mówił. Licząc na zioła trzeźwiące, chmurnym spojrzeniem zerkał na rudowłosą. - Dałaś jej powód do sądzenia, że może cię tak dotykać? - Zapytał siostrę, kiedy już wróciło jej rozum i mógł wziąć ją na bok i zajrzeć jej w twarz. Czuł pewnego rodzaju zmieszanie. Niezależnie od tego co robił, nie chciałby nigdy oglądać swojej własnej siostry w takim wydaniu jak przed kilkoma minutami. Nawet w tak niewinnej wersji.
Wszyscy mają na nazwisko Swansea i to na pewno skutek amortencji, że zachowują się, jakby mieli zaraz się rozebrać i kochać przy południowym skraju zakazanego lasu. Ignis zdecydowanie jest w szoku. Przygląda się tej wymianie uczuć, po czym z ulgą stwierdza, że Vicario w samą porę zainterweniowała. Nie podobają jej się te zajęcia. Ingerowanie w czyjeś uczucia. Nie powinno dopuszczać się do takich sytuacji. Nie czuje się tu dobrze. Nie chce tego. Chciałaby stąd uciec, ale stoi i obserwuje. Słucha nauczycielki, która mówi gdzie należy odkładać zebrane owoce - tak też robi. Posłusznie zakłada maskę i rękawice. Powoli, starannie nakłada krople amortencji na jemiołę. Chyba nie jest to takie łatwe. Dłonie jej lekką drżą. Coś jest nie tak. Ta maska musi być wadliwa. Ignis powoli zostaje opętana przez miłosne opary - tak nie powinno być. Chyba wszystkiemu winien jest @Cassius Swansea, który coś mówi. - Idzie dobrze. - Mówi, zamykając oczy na kilka chwil. Nie tak ma być. Nie tak powinna się czuć. W końcu ślizgon gdzieś odchodzi, bo kiedy znowu patrzy na jemiołę nasączoną amortencją; nie ma nikogo poza @Melusine O. Pennifold, na którą pada jej spojrzenie. Zawsze piękna, teraz wręcz idealna, mamiąca ją tą swoją syreńską urodą. Nie chce tak bardzo, nie chce zrobić to, co właśnie ma zrobić. Jak tu nie pragnąć jeszcze raz posmakować jej ust, jak to było wcześniej za nim wróciły do Hogwartu. Krótki związek, wydawający się iluzją. Pennifold nie zasługuje na to. Hodel zamknęła się przed całym światem i zamyka nadal. Teraz jednak mur zniknął. Znowu stała przed nią na nowo perfekcyjna Melusine. Ślizgonka, gdyby wiedziała, co właśnie się z nią dzieje na pewno zaczęłaby krzyczeć, żeby ktoś ją powstrzymał; jednak teraz nie było odwrotu, kiedy sunęła w stronę krukonki jak zahipnotyzowana. Zatrzymuje się przy @Melusine O. Pennifold i łapie ją za ramie, a gdy ta się odwraca, zbliża swoje blade wargi do jej ust, pragnąc tylko jednego - pocałunku, który przyniesie jej ukojenie i zaspokoi tą amortencjonową rządzę kłamliwej miłości.
Nie zdążyła się dowiedzieć co myśli na temat pojednania w pocałunku William Fitzgerald. Zbadała ledwie fakturę jego skóry na policzku, muśnięciem palców na żuchwie zażegnując jego bliskość. Z niespodziewanym impetem została przyciągnięta przez Gabrielle, jednocześnie nie mogąc jeszcze oddzielić myśli od Ślizgona. Nie do końca orientując co się dzieje i dlaczego odebrano jej możliwość zaspokojenia swojej ciekawości, opadła z palców na stopy, ze skonfundowaniem opuszczajac lekko podbródek do oczu Gabrielle, pamiętając jeszcze na jakim poziomie spotkała się spojrzeniem z tęczówkami Williama. Obracając się w jej stronę, uniosła obronnie jedną dłoń ku górze, powoli nakierowując ją na palce francuzki, zamykające przegub Ces w pewnym uścisku. Miała się uwolnić i zerknąć ostatni raz za Fitzgeraldem, ale ciepłe dłonie koleżanki ściągnęły jej uwagę. Rozchyliła wargi w zaskoczeniu, chcąc coś powiedzieć. Zaznaczyć swoją obecność i niemy sprzeciw, ale tylko jedna głoska opuściła jej wargi: “o”. Zanim do otumanionego amortencją umysłu Caelestine dotarło, że Gabrielle chce skraść z jej ust tą niewinność, jaką ona sama miała oddać komuś innemu, też nie za sprawą własnego wyboru, minęła długa chwila. Blondwłosa puchonka zdażyła już pochylić się nad nią, a Ces zamknięta w jej rękach, spróbowała się cofnąć. Potem głos Cassiusa odbił się wyraźnym tembrem w jej głowie. Przymknęła powieki, spłoszona i spanikowana, że dzieje się coś nad czym nie ma kontroli i czego nie może powstrzymać, na co jej brat reaguje krytyką. Wlaśnie ten ton uderzył Ces mocniej niż przyjemna woń perfum Gabrielle, które zakręciły się wokół jej nozdrzy. Chwilę później, potknęła się, a w pionie utrzymał ją tylko stabilny uścisk brata. Wpadła na bok jego ciała, zadzierając do niego podbródek, w zaistniałych okolicznościach reagując tylko stonowanym: — Cassius. Nie. Podążyła bezwiednie za swoim bratem, patrząc na niego z dołu, pierwszy raz od dawna odczuwając prawdziwy wstyd, pierwotny, oblewający jej twarzy rumieńcem. Wstydziła się nie tego, co chciała zrobić, bo wiedziała, że to było dobre. Wstydziła się z jakiegokolwiek powodu Cassius był na nią zły i że doprowadziła go do tego stanu. Swoim odurzeniem, albo biernością w stosunku do czynów Gabrielle. Obejrzała się za nią, posyłając jej przepraszające spojrzenie, ale zaraz, postawiona przed nauczycielką, a potem odciągnięta na bok, skołowana, wróciła uwagą do starszego brata. — Nie… nie wiem. Ja… Cassius — zakończyła z mieszanką zdezorientowania, żałości i nikłego oburzenia — Nie sądzę, żeby to była czyjaś wina. To ta jemioła… Spojrzała na swoją, którą kurczowo od pewnego czasu trzymała w ręku, całkowicie zgniecioną, niezdatną zdecydowanie do niczego. I kiedy wróciła zielonymi tęczówkami oczu do jego twarzy, patrząc prosto w jego srogie oczy, poczuła się jeszcze mniejsza i jeszcze bardziej winna temu co się wydarzyło niż moment temu. — Nie dałam nikomu tak myśleć — mruknęła w końcu ledwie słyszalnie, odwracając od niego spojrzenie, kiedy dodała jeszcze ciszej — ale to mogłoby być nawet miłe, gdyby było prawdziwe.
Madeleine Ford
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
Punkty z Zielarstwa: 8 i rękawice Litery: I - 80%+ 10% (wadliwa maska) = 90% Kostki: 1 @Lazar Grigoryev Dodatki:Jeśli ktoś kto ma poniżej 80 % w grupie nie odciągnie Cię od całowania drugiej osoby, zostaniesz wysłany do skrzydła szpitalnego w trybie natychmiastowej. Jeśli ktoś Cię powstrzymał, nauczycielka wciąż odejmuje Ci aż 10 punktów
Dziewczyna założyła maskę i rękawice, nie zamierzała zostawić ani jednej gałązki, a co! Każda z tych roślinek jest bardzo droga, a ona ryzykowała życie a raczej swój węch.Spokojnie i powoli nakładała eliksir amortencji na każdą gałązke jemioły bardzo ostrożnie.Nie miała pojęcia w co wierzyć, gdyż nie zdawała sobie sprawy z tego co jest prawdą, a co fikcją, wytworem jej wyobraźni. Tak bardzo odleciała przez to wszystko. Mad całkowicie straciła rozum. Brunetka nie wytrzymała z tego wszystkiego i zaczęła próbować całować @Lazar Grigoryev jak tylko się da. No tak i przez to całe zamieszanie z amortencją zniszczyła jedną z jemioły w grupie. -Przepraszam nie chciałam to wszystko ta cała amortencja
Ostatnio zmieniony przez Madeleine Ford dnia Pią Gru 06 2019, 09:24, w całości zmieniany 3 razy
To było wyjątkowo żenujące. Sam nie wiedział, co go hamuje i jakim cudem nie może zejść. Od kiedy te odległości między gałęziami były takie duże? Jak wchodził, wszystko wydawało się być znacznie bliżej siebie. W momencie, w którym zobaczył, że Chloé leci w kierunku ziemi, miał ochotę zignorować trudności i po prostu zeskoczyć z tego drzewa. Na szczęście z pomocą przyszła Billie, która ściągnęła na ziemię w wyjątkowo mało komfortowy sposób. Nie wyglądało jednak, żeby ślizgonka miała go oceniać, miała raczej teraz inny problem na głowie. Szybko podbiegł do niej i pomógł jej wstać. - Nic ci nie jest? Chcesz iść do skrzydła? Chyba powinien cię ktoś obejrzeć - stwierdził, widząc, że nie było to byle jaki upadek. Był skłonny ją namawiać i jeśli odmówiła, na pewno jeszcze przez chwilę naciskał i dopiero po czasie odpuścił, bo nauczycielka przeszła do kolejnego etapu lekcji. Cały czas jednak na nią zerkał i dopytywał jak się czuje. Przelewali eliksir w skupieniu. Wiedział, że wszelkie wypadki mogą skończyć się... ciekawie, albo i tragicznie, więc starał się zdobyć na względną celność. Nie przewidział jednak, że maski mogą być nieszczelne. Prawdę mówiąc, założył, że przed takim zadaniem nauczycielka dokładnie to sprawdziła. Jak się okazało, nic bardziej mylnego, a opary do niego dotarły nie wiadomo kiedy, zdecydowanie nie zarejestrował momentu, w którym poczuł się inaczej. Dotarło to do niego dopiero kiedy spojrzał na Chloé i zobaczył w niej najpiękniejszą kobietę na świecie. Nie, żeby wcześniej mu się nie podobała, ale teraz wydawała się być prawdziwym ideałem. - Wiedziałaś, że jemioła rośnie tylko na drzewach o miękkim drewnie? - zagadał ją, nie odrywając od niej oczu, z jakiegoś powodu uznając, że to niesamowicie ciekawa informacja, którą dziewczyna musi poznać. Na pewno od razu zyskał w jej oczach. Tylko czy to wystarczyło? Jak jeszcze powinien zdobyć uwagę tej piękności?
Punkty z Zielarstwa: 19 Litery:E Kostki:2 Dodatki: +5 dla domu
Bruno O. Tarly
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 183,5
C. szczególne : mocno zarysowane kości policzkowe, baran na głowie, typowo brytyjski akcent
- Trolli zad! Nic Wam nie jest?! - wykrzyknął przerażony, gdy tylko usłyszał głuche łupnięcie. Wyjrzał zza drzewa i zobaczył, że @Matthew C. Gallagher leży na Lazurze, przygniatając go do trawy. Miał ogromną nadzieję, że nie złamali sobie żadnych kręgów. Z pewnością nie było to miękkie lądowanie. Rzucił okiem w stronę nauczycielki, ale chyba miała aktualnie ważniejsze rzeczy na głowie, bo nawet się im nie przyglądała. Jeśli trzeba będzie iść z tą dwójką do Skrzydła Szpitalnego, to on z chęcią im potowarzyszy. Nie dlatego, że nie ma ochoty na zabawę z jemiołą, tylko... no, tak dla towarzystwa. Pobladły, obserwował jak jego współpracownicy podnoszą się z ziemi. Wyglądało na to, że jeszcze trochę pożyją. Na całe szczęście skończyli część zadania wiążącą się ze wspinaczką i udawaniem małp. Odłożył wszystkie zebrane przez siebie owoce na wskazane miejsce. Wracając, bacznie przyglądał się chłopakom. Czuł nawet... pewną nutkę zazdrości? Szybko jednak wyzbył się dziwnych myśli i powrócił na ziemię. W międzyczasie, gdy zakładał rękawice, zerknął na @Madeleine Ford i rzucił w jej kierunku: - Dobrze się czujesz? Coś niewyraźnie wyglądasz. - była to z jego strony czysta życzliwość. Teraz czekała ich bardziej żmudna część lekcji. Wziął do ręki potrzebne akcesoria i ten nieszczęsny eliksir. Połączenie Tarly-Eliksiry nigdy nie było bezpieczne... Nałożył maskę na swoje ryło i przystąpił do działania. Zmarszczył brwi, jakby to miało pomóc mu się skupić i ułatwić pracę... Szło mu, o dziwo, całkiem nieźle. Nie nachlapał bardzo amortencją, czuł nawet pewną dumę z tego powodu. Czuł też... dziwną potrzebę zaimponowania Lazarowi. Przez myśl przeszło mu, że to on mógł wspinać się po tym nieszczęsnym drzewie i spaść na Rosjanina. Zawsze to jakiś kontakt fizyczny... Biła od niego taka przyjemna woń czekolady i karmelu... I ten jego słodki uśmiech, ach. Zerknął na @Lazar Grigoryev nieśmiało, przyglądając się temu, jak pracuje. Czuł silną potrzebę powiedzenia czegoś mądrego, ale (jak zwykle w takich sytuacjach) brakowało mu języka w gębie. - Skończyłem. Chyba jest... dobrze. - wymamrotał. No brawo, Bruno! To ci się udało zaimponować! Nieznacznie przybliżył się do chłopaków. Na brodę Merlina, czy ktoś właśnie otworzył na skraju lasu cukiernię? Skąd ten zapach?
Kiedy nauczycielka trochę go otrzeźwiła i sprawiła że przejrzał na oczy, poczuł jak zapada się pod ziemie i cały czerwienieje, tak szybko jak się dało, odstawił dziewczynę na ziemie, przy okazji odzyskując swój płaszcz. Po całej tej sytuacji nie potrafił spojrzeć na Melusine bez całkowitego spalenia buraka. Kiedy rozpoczął się kolejny etap, z chęcią założył maskę, by chociaż w ten sposób częściowo ukryć się przed wzrokiem swojej koleżanki z grupy. Podczas pracy, zadbał także o to, by znaleźć w jak największej odległości od krukonki. Całe szczęście tym razem, okropny eliksir nie wpłynął na Izaaka nawet w połowie tak mocno jak wcześniej, jedynie czuł się raczej średnio. Zrzucił to jednak na stres i wstyd płynący z sytuacji, która miała miejsce w czasie pierwszego etapu. W końcu jednak nie przeszkodziło mu to, w pełnym oddaniu się pracy i stworzeniu całkiem niezłej jemioły, co prawda nie była idealna, ale raczej nie była też zła. Biorąc pod uwagę fakt, że ostatnio na lekcjach nie wychodziło mu dosłownie nic, był z siebie szczerze dumny i zadowolony. Małe rzeczy jednak potrafiły cieszyć. Teraz jedynie dotrwać do końca lekcji bez żadnej wpadki, może zdobyć jakieś punkty dla domu i udać się na spoczynek, nie wymagał wiele i miał nadzieje, że tak się stanie. Punkty z Zielarstwa: 0 Litery: D - 30% Kostki: Nie dotyczy Dodatki:-
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
Dotyk jej dłoni był ciepłym promykiem szczęścia w całym tym niefortunnym wypadku, a zatopienie myśli w ustach układających się w ten blady i zniewalający uśmiech sprawiły, że żaden ból w kolanie nie istniał. Nic już nie istniało poza dwiema iskrzącymi uczuciem źrenicami otulonymi porywającą zielenią. Nic - poza nowym zadaniem w ramach lekcji, które brutalnie wyrwało ją z miłosnego transu. Nie była szczególnie zadowolona z tego, że ktoś odbierał jej towarzystwo Aconite, jednak miała zamiar dać z siebie wszystko i pokazać, że dzięki swoim staraniom uda jej się bezbłędnie dokonać odpowiednich przygotowań na jemiołę. I tak też było, a w tym wszystkim towarzyszył jej delikatny zapach konwalii. Czy to nie jemiołę mieli przygotowywać? Niemniej, wszystko poszło świetnie. Tylko jej Jeremy poszedł źle! - Jerry! Wróć do... - zamilkła, aby nie wykrzyczeć przy wszystkich, jak bardzo ona sama potrzebowała jego obecności. - Swojej grupy! - dokończyła wreszcie, choć właściwie wszystko powinno być jej jedno, skoro w jej życiu liczył się tylko Dunbar. - Skończyłeś swoją jemiołę? - zagadnęła łagodnie, ale i stanowczo, wcześniej oczywiście nie sprawdzając, jak mu poszło, bo priorytetem było odciągnąć go od tej kłamliwej żmiji. Złapała go za ramię z mocą stalowego dźwigu i odciągnęła od Chloé. Jak się jednak okazało, nie ona jedna była zainteresowana losem Gryfona.
Rozczuliło go to zmartwienie w głosie Ślizgona. Uśmiechnął się do niego, a uśmiech ten został na jego ustach, bo chłopak wykonał gest czuły w swojej prostocie i prosty w czułości. Miał ochotę otrzeć się policzkiem o jego dłoń jak domagający się pieszczot kociak, ale chłopak poruszył się i wstał, czego omal nie skwitował głośnym i jakże wymownym westchnięciem. Niemniej, nauczycielka właśnie ochrzaniała jakąś inną grupę i to nieco go otrzeźwiło. Zacisnął zęby, po części dlatego, by przywołać się do porządku, a po części po to, by nie jęknąć z bólu kiedy sięgnął po wyciągniętą ku niemu rękę i naprężył mięśnie, by podnieść się z ziemi. Nic mu nie było, ale ewidentnie był poobijany i nie czuł się najlepiej. Będzie potrzebował maści na siniaki... ale teraz musiał skupić się na czymś zgoła innym. Było mu łatwiej kiedy Matthew się odsunął. Wciąż spoglądał na niego od czasu do czasu, nie potrafiąc uwierzyć, że wcześniej nie docenił wystarczająco jego uroku, ale zajął się pracą z jemiołą, i... Nie, zaraz, to wcale mu nie pomagało. Spojrzał na Bruna i omal nie przetarł oczu z zachwytu i zaskoczenia, tak dobrze dziś wyglądał. Poczuł, że serce zabiło mu znacznie mocniej, w żyłach bez mała zawrzała krew, a policzki pokryły się warstewką ciepła, a co za tym idzie, pewnie i delikatnym odcieniem czerwieni. Czy Bruno też to czuł? To niemalże fizycznie namacalne napięcie jakie między nimi powstało? Próbował pochwycić spojrzenie chłopaka, ale ten jakby unikał go wzrokiem... w końcu miał się odezwać, zapytać, powiedzieć cokolwiek, ale zanim zdążył choćby otworzyć usta, dopadła go dziewczyna z ich grupy, ewidentnie próbując go pocałować. Popatrzył na nią z rozkojarzeniem i stanowczo odsunął ją na bok, starając się jej nie popychać, ale jednocześnie wkładając sporo siły w to, by tak go nie napastowała. W innej sytuacji może by coś do niej powiedział, ale teraz... teraz liczył się tylko kędzierzawy Gryfon i kusząco miękkie wargi, które zdawały się wołać go z daleka. Nie potrafił oprzeć się tej pokusie. Z jemiołą wciąż trzymaną w ręce, uwolnił się od dziewczyny i dopadł do chłopaka, zaciskając ręce na jego ramionach i przyciągając go do siebie. Jemioła wyleciała mu gdzieś po drodze, chyba nawet ją przydepnął – nie zważał na to. — Zawsze pachniesz przeklętymi mandarynkami, czy dziś zrobiłeś to specjalnie? — zapytał, ale wcale nie czekał na odpowiedź, gdyż brak mu było już cierpliwości. Dorwał się do jego warg, całując je wcale nie delikatnie, a już na pewno nie nieśmiało i wcale nie zamierzał go wypuszczać. Ktoś musiałby chyba odciągnąć go siłą.
Punkty z Zielarstwa: 0 Litery:I + 10% =90% Kostki:2 → Truno Barly Dodatki: -10 dla Gryfonów :smut:
Na szczęście nie stało się z nim chyba nic wielkiego. Wyglądało na to, że nadal jest w dobrym humorze, więc albo znosił ból dzielnie, albo nie był on zbyt znaczący. Ona też nigdy nie była pod wpływem amortencji, ale miała okazję wypić dziwny drink na Saharze i to nie było najprzyjemniejsze uczucie. Kiedy z tego otrzeźwiała, była przerażona tym, jak bardzo była poza własną kontrolą i do czego byłaby zdolna. Amortencja działałaby pewnie jeszcze intensywniej i miała nadzieje, że nigdy nie będzie miała okazji się o tym przekonać. - Ja też nie, na szczęście - przyznała i zabrali się do pracy nad amortencją. Nie sądziła, że cokolwiek w związku z tym im grozi. A jednak, po chwili uniosła spojrzenie na chłopaka i dostrzegła w nim zupełnie inną osobę. Nie, żeby normalnie czegoś mu brakowało, ale teraz był jeszcze przystojniejszy. Już otwierała usta, żeby coś powiedzieć, kiedy nagle on zainteresował się jakąś ślizgonką. Co on wyprawiał? Zmarszczyła nos oburzona i już chciała interweniować, ale zrobiła to za nią Morgan. Niestety, to też jej się do końca nie spodobało. Zwłaszcza, kiedy pociągnęła go za ramię. Emily podeszła do nich i pociągnęła Jeremy'ego za drugie ramie, patrząc na Moe z niechęcią. - Pracowaliśmy razem, nie wtrącaj się. Jerry, wiesz, że nie ma żadnego zaklęcia, które działa podobnie do amortencji? A w ogóle to mugole mają coś co podobnie działa? Ty się na tym tak dobrze znasz - spojrzała na niego rozmarzona i przegryzła wargę. Miała nadzieje, że da już sobie spokój z zagadywaniem innych dziewczyn. Miał ją, nie wystarczyło? Prawdę mówiąc, najchętniej w ogóle wyciągnęłaby go z tej lekcji.
Uśmiechnęła się z wdzięcznością do @Billie J. Swansea, która podeszła, pytając czy wszystko w porządku. No, nie do końca było, ale kiwnęła głową. Nie chciała wyjść na jesczcze większą ofiarę. Pogrzebała w torbie i wyjęła jakąś chusteczkę, którą otarła krew z kostki. Jako tako, bo skóra znowu zalśniła od krwi, ale więcej nie mogła zrobić. Trudno, najwyżej nogawka zaplami się krwią, ale może nie będzie tak źle. Po chwili podbiegł do niej @Asphodel Larch, którego Billie ściągnęła wreszcie z drzewa. Ujęła go za rękę i przyjęła pomoc. Wstała powoli, starając się nie stawać na uszkodzonej nodze. - Nie, naprawdę nic mi nie jest - starała się nie brzmieć na zniecierpliwioną, bo chłopak autentycznie się martwił, a jednocześnie był przecież taki kochany. Nie dało się na niego zirytować. Musiała jeszcze kilkukrotnie powtórzyć, że nie chce iśc do Skrzydła i Asp odpuścił dopiero, kiedy nauczycielka przeszła do kolejnego etapu lekcji. Mieli nakładać amortencję na jemiołę. Chloé westchnęła. Przestała jej się podobać ta lekcja, była rozdrażniona i wolała iść do zamku. Założyła jednak maskę i zabrała się za zadanie. Nawet dobrze jej szło! Ta amortencja, swoją drogą, bardzo ładnie pachniała. Chwila... Czy, mimo maski, powinna czuć zapach tego eliksiru? W pewnym momencie Asp zwrócił jej uwagę ciekawostką na temat jemioły. Uśmiechnęła się uprzejmie. - Nie wiedziałam - przyznała. - Czy twardość drewna ma jakieś znaczenie? Usłyszała obok nowy głos i z ciekawością spojrzała na @Jeremy Dunbar, zwłaszcza, że wspomniał o niej. Uśmiechnęła się i uścisnęła jego wyciągniętą rękę. Schlebiał jej i w sumie miło było posłuchać takich słów od przystojnego młodzieńca. Chloé nie znała go blisko, ale parokrotnie zwrócił jej uwagę, uważała go bowiem za jednego z przystojniejszych Gryfonów. Asphodel, oczywiście, też był urodziwy, ale jednak... jeszcze młody. Jeremy za to był starszy od dziewczyny i to był plus. - Cześć, Jerry. Chloé - przedstawiła się. - Cóż, może i zdarzyło się kilka razy to usłyszeć, ale dość dawno, więc... mów dalej! - zaśmiała się. - Mówisz? - spojrzała na niego z ciekawością. - Miło to słyszeć, dziękuję. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby to nadrobić - podtrzymywała rozmowę w tonacji flirtu. Jak już zrobiła z siebie sierotę i uszkodziła sobie nogę to mogła urozmaicić sobie tę lekcję. Coś jednak dziwnego krążyło w powietrzu, chłopak tak nagle podszedłby do niej podczas lekcji? Spojrzała na Billie, aby się z nią skonsultować i nagle... Jakby ją piorun strzelił. Czuła jakby zobaczyła kuzynkę po raz pierwszy i aż skrzywiła się lekko, myśląc o tym, że są spokrewnione. Czy to jednak może być przeszkoda dla miłości? Tak, bo właśnie poczuła, że to Billie jest jej drugą połówką. Że też wcześniej nie zwróciła na to uwagi! Piękne zapachy krążyły wokół, Chloé miała wrażenie, że wszędzie panuje słodka, miłosna atmosfera, a ona w tym momencie znalazła miłość swojego życia! Przysunęła się bliżej dziewczyny, nachylając się do niej, aby zadać pytanie czy ma jakiś pomysł, żeby zbyć gryfona. Jednak w tym momencie pojawiła się jego koleżanka z domu, @Morgan A. Davies. Chloé spojrzała na nią zdumiona, kiedy zamknęła jego ramię w żelaznym uścisku i zaczęła odciągać od ich grupy. Zaraz pojawiła się też @Emily Rowle i zaczęła ciągnąć chłopaka za drugie ramię. Chloé spojrzała na obie dziewczyny z politowaniem i posłała uśmiech Billie. Co im wszystkim odwaliło? Sama nie zauważyła, że, tak samo jak oni, jest pod wpływem eliksiru. Vicario zagwarantowała im bardzo ciekawą lekcję... Nie chciała być niemiła dla Jerry'ego, ale nie interesował ją w tym momencie ani on, ani lekcja. - Niech go sobie zabierają - rzuciła i przytuliła się do Billie. W sumie Asp też mógłby zostawić je same, ale niech już będzie. - Nie chce mi się już w lekcje - powiedziała, wzdychając. - Można by było odwiedzić Hosgemade albo porobić inne fajne rzeczy - powiedziała, kładąc głowę na ramieniu kuzynki. Dobrze, że Billie była przyzwyczajona do przytulasów Chloé! - Mówiłam ci już, że te twoje loczki są tak baaardzo urocze?
Hipnotyzowała go wzrokiem, odpowiadała w tonie flirtu i go zachwycała. Czuł, że powinien zaprosić ją na randkę, póki są ku temu możliwości. Nie był pewien tylko jak to sensownie uargumentować. Tworzył już w myślach plan w jaki sposób częściej pojawiać się w towarzystwie Chloé, a nawet uznał, że trzeba pogadać o tym z Matthew, by była okazja do ponownego spotkania z dziewczyną. Nie mógł oderwać od niej wzroku... a ten lekki i miły stan przerwał głos Morgan, a następnie Emily. Nim się obejrzał trzymały go po obu stronach i holowały na drugą stronę polany. - Ej no, nawet nie zdążyłem się pożegnać z Chloé. Nie musisz mnie ciągnąć, przecież już ci wyleczyłem kolano. - pokaprysił trochę w kierunku Moe, a wzrok miał uwieszony non stop na Chloé przytulającej teraz Billie. Pokręcił nosem, chciał tam zostać. - Jemiołę? Aaaa... no chyba tak. Nie wiem. - przeniósł na nią wzrok nieco skołowany i zapomniał się szczerzyć w swój standardowy sposób. Z drugiej strony usłyszał kąśliwy głos Emily, zamrugał i teraz jej przypatrywał się zdziwiony. Żałował, że nie może wrócić do Chloé, ale ewidentnie obie coś chciały od niego. W innych okolicznościach byłby zachwycony taką atencją, ale teraz mu czegoś brakowało. - Emm, Moe to przyjaciółka. - zwrócił uwagę, bo przecież nie pozwoli jej przeganiać, skoro była jego kompanką do wpadania w kłopoty. - Nie ma zaklęcia? - (nie)chcący zawiesił wzrok na jej przygryzionej wardze, przypominając sobie, że mu się przecież podobały zwłaszcza, gdy były podkreślone szminką. Schlebiało mu to pytanie, uśmiechnął się nawet i choć wciąż chciał wrócić do Chloé, to wyswobodził ręce. Jednym ramieniem otoczył Morgan, drugim Emily, skoro już stali tak blisko siebie. - Mugole nie mają takiego środka sztucznej miłości. Są pewne tabletki, surowo zakazane, które mogą otumanić osobę na tyle, że można potem zrobić się z nią co się chce, a ona nad ranem nie będzie nic pamiętać. Niebezpieczne dla zdrowia, dlatego amortencja jest lepsza, bo nie zalatuje na ciało, a tylko na mózg. Ej, ciekawe czy Chloé interesuje się mugolami. Znacie ją może? Wiecie coś o niej interesującego? - spoglądał to na jedną to na drugą, a raz po raz zerkał w kierunku ślizgońskiej Swansea, podświadomie knując jak ponownie wkraść się w jej towarzystwo.
Charlie O. Rowle
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 188cm
C. szczególne : łobuzerski, i rozbrajający uśmiech. nadmiar energii, pali
Przyglądał się wszystkiemu z boku, wciąż poirytowany całą tą lekcją. Zerkał ciągle w stronę @Melusine O. Pennifold, jakby chcąc się upewnić, że nic jej nie jest. Jego grupa była komiczna, Fitz skupiał się głównie na Gabs, a Celestine nie pałała do niego raczej sympatią, za co nie mógł jej winić. Przeczesał dłonią włosy, wzdychając ciężko, aby następnie podskoczyć kilka razy i się przeciągnąć, nic sobie nie robić z uderzenia @Gabrielle Levasseur, bo nawet go nie poczuł. Nie pozwoliłby, żeby spadła i jego reakcja wydała się mu w pełni uzasadniona, nawet jeśli przyjaciel uznałby inaczej. Te zajęcia wydawały mu się coraz bardziej poplątane. Z trudem ogarniał, co się działo, bo zdaje się, że większość potłukła swoje fiolki i teraz zaczęła się zabawa w berka na całusy. I nawet parsknął rozbawiony jakąś gryfonką, dopóki nie zobaczył ciemnowłosej dziewczyny, która chciała skraść pocałunek Melusine. Zacisnął pięść i chciał wstać, obronić ją przed tym — kiedy uświadomił sobie, że jego ulubionej krukonce nie musi to przeszkadzać. Przeklął pod nosem, chowając ręce w kieszeni i wtedy zobaczył, jak @Caelestine Swansea rusza w stronę Williama z rumieńcami na policzkach, na co wytrzeszczył oczy i pokręcił głowa z niedowierzaniem — dla niego siostra @Cassius Swansea była ostatnią ostoją niewinności w tym zamku, chronioną objęciami brata. Ruszył prędko w ich stronę, chcąc ratować sytuację, kiedy to sam obiekt pożądania obrócił się w stronę jakieś dziewczyny z maślanymi oczyma. Więc nawet @William S. Fitzgerald uległ tej głupiej jemiole. Jęknął niezadowolony, niczym ostatni dorosły, przyśpieszając kroku i dostrzegając jednocześnie, że druga puchonka z ich grupy czaiła się na usta panny Swansea, próbującej dosięgnąć ust jego przyjaciela. - Ja pierdole, cyrk. - pokręcił głową, nie wiedząc, czy ma właściwie się śmiać, czy płakać. Niczym rycerz w srebrnej zbroi pojawił się brat drobnej czarownicy, niezbyt elegancko odgarniając od niej adoratorkę i nazywając ją mieszańcem, czego Rowle nie zrozumiał. Zmarszczył brwi, a gdy zaciągnął się powietrzem — poczuł, jak Gabrielle słodko pachnie, skupiając na niej całą swoją uwagę. Zawsze tak pachniała? Stanął przed nią, patrząc na przyjaciela z odrobiną zaskoczenia na twarzy spowodowanego reakcją na zachowanie siostry. Każdy wiedział, że kochali się aż nazbyt i przesadnie o siebie dbali, jednak pomysł na lekcję należał do nauczycielki i żadna z tych sytuacji nie była winą uczniów. - Wyluzuj Cassius, to tylko jemioła i amortencja. Żadna z nich nie robiła tych głupot świadomie. Rzucił tylko w jego stronę, broniąc jednocześnie obydwu dziewcząt, Williama, reszty zakochańców, siebie i zwalając wszystko na nauczycielkę, do której ślizgon zabrał siostrę. Posłał tylko Celesitne krótkie, nieco współczujące spojrzenie i odwrócił się, stając przodem do Gabrielle. Zapach znów uderzył jego nozdrza, a on nachylił się nieco, patrząc jej w oczy. - W porządku? Dlaczego Swansea nazwał Cię odmieńcem? - zapytał z ciekawością, robiąc kilka kroków w bok i łapiąc za kurtkę Williama, aby przyciągnąć go do nich. Musiał pilnować, żeby nie robił czegoś głupiego, a jego poczucie lojalności miało pomóc mu w pozbyciu się efektu amoretencji, która sprawiała, że ciągle trzymał dłoń na ramieniu puchonki. Na Melusine wahał się spojrzeć, nie wiedząc, czego oczekiwać. - No już William, zostaw koleżankę.
Uwaga drodzy zielarze! @Melusine O. Pennifold prosiła, żeby przekazać, że coś jej się w pierwszym poście pomyliło i termin odpisu jest do niedzieli, 08.12. do 21:00. Dziękuję za uwagę!
Theo, który jeszcze na początku zajęć mentalnie utyskiwał na podmokłą ziemię kalającą brudem jego fikuśny obuw, po jednym zaciągnięciu się oparami amortencji nie miał absolutnie nic przeciwko byciu w nią wciskanym przez leżącego na nim Anfima. Byłby gotów leżeć tam jeszcze wieczność i jeden dzień dłużej, gdyby nie fakt, że ze stanowiska obok usłyszał głośny pisk przyjaciółki. Izaak, któremu metaforyczna jarmułka ewidentnie za mocno uciskała głowę, zamiast ciskać zaklęciem w gałęzie, cisnął w Meluzynę, przez co ta spadła z drzewa, lądując na Puchonie równie widowiskowo, co Anfim na Theodorze. Szczęśliwie, strach o drugą połowę ich dynamicznego oratorskiego duetu okazał się uczuciem znacznie silniejszym niż wywołane amortencją zauroczenie i Courtenay - zanim miał szansę popisać się jeszcze bardziej godnymi pożałowania tekstami na podryw ("Polecimy w ślimaka???") - stanowczym ruchem zepchnął z siebie @Anfim Abrasimov, a następnie niezgrabnie poderwał się z ziemi i rzucił truchtem za Izaakiem, dzierżącym w ramionach owiniętą płaszczem jak dżem naleśnikiem Melusine. Stanął nieopodal nich z rękoma założonymi na piersiach, obserwując jak profesor Vicario pobieżnie egzaminuje stan Pennifold i trzeźwi Rothschilda jakimiś ziółkami. Fakt, że Puchon wykazał się brakiem ostrożności przez rozbitą fiolkę z eliksirem trochę ostudził wielki gniew Theodora, co nie powstrzymało go jednak przed posłaniem mu pełnego dezaprobaty spojrzenia. - Melu, wszystko w porządku? - spytał, łapiąc przyjaciółkę za ramiona i przyglądając jej się badawczo. Następnie - stwierdziwszy, że pozostawianie władzy nad ich grupą w rękach Ślimaczego Imperatora może w bardzo niedalekiej przyszłości skończyć się złamanym karkiem albo czterema - postanowił, że od teraz to on przejmie funkcję doglądania poczynań całej trójki. Najpierw odeskortował Meluzynę na stanowisko, przy którym mieli wykonać kolejne zadanie, a następnie odniósł wszystkie zebrane przez grupę jagody do profesor Vicario. Wracając do kolegów przyuważył @Ignis C. Hodel uskuteczniającą dość niestosowne (jak na charakter sytuacji, w jakiej się znajdowali) praktyki na ustach @Melusine O. Pennifold. Z niemałą konsternacją zorientował się, że to już druga lekcja, na której przyjaciółka całuje się z jakimś wychowankiem domu Slytherina, ale szybko doszedł do wniosku, że to przecież nie jego sprawa. Ubrał maskę, rękawice i zabrał się do skraplania amortencją jemioły, uważając, żeby tym razem już nic na nikogo nie wylać.
Punkty z Zielarstwa: 0 Litery:C, 30% Kostki: - Dodatki:-
Była sceptyczna, miała niezadowoloną minę i dziękowała w duchu, że maskę i fiolkę zostawiła bezpiecznie w torbie. Obserwując te wszystkie poczynania uczniów dookoła, wywróciła oczyma. Naprawdę nie chciała, żeby ją to spotkało. Amoretencja była czymś złym, podobnie jak afrodisia. Nie było usprawiedliwienia dla kogoś, kto stosował to na drugiej osobie dla własnej korzyści. Nessa westchnęła, dostrzegając, że niezbyt poszło im z jagodami. Milczała, stojąc przy swojej grupie i obserwując z nutą zazdrości wspinanie się Albiny i Boyda na drzewo, ostatecznie chowając różdżkę w kieszeń. Nie chciała wnikać w relacje kolegów, więc sytuacji nawet nie skomentowała. Kolejnym zadaniem było przeniesienie i przygotowanie jemioły, dodanie jej do eliksiru. Westchnęła, wsuwając rękawiczki i zabrała się do pracy, kątem oka obserwując zachowania innych. Ludzie stali się kochliwi, ciągle chcieli kogoś całować. Najdziwniejsze, im dłużej to robiła, tym ładniej pachniało. Jej ulubiony, cynamonowy zapach mieszał się z przyprawami korzennymi, wywołując uśmiech na jej twarzy — pierwszy raz od dawna. Zerknęła na gryfonkę, która nie czuła do niej jakieś większej sympatii, ale pachniała obłędnie i Nessa poczuła, jak bardzo chce spędzić z nią czas. Czym jednak mogła jej zaimponować? Z zamyślenia wyrwał ją głos Filina, na co odwróciła głowę w jego stronę i praktycznie stuknęli się nosami, patrząc na siebie w milczeniu. Czemu miał takie mętne oczy? Wzruszyła delikatnie ramionami,posyłając mu krótki uśmiech. - Dobrze. Mam małe dłonie, więc całkiem wychodzi. A jak u Ciebie? Wiesz.. Znasz może Albinę lepiej? - zapytała z ciekawością, lustrując go jeszcze chwilę wzrokiem, po czym odwróciła głowę w stronę gryfonki. Ten cynamon otumaniał.- Jesteś naprawdę dobra z zielarstwa! Powinnaś dawać korepetycje! Wiedziałaś, że maść z jemioły doskonale działa na twarz? Widziałam też mydła z jej dodatkiem. To chyba popularna roślina w kosmetykach. Zagadała z uśmiechem, nie spuszczając z niej wzroku. Przestała nawet zajmować się owocami jemioły, znów odwracając głowę w stronę Filina, który chyba ją wąchał.. Wypadło jej z głowy, że pracują z amortencją przez te zapachy? Zaśmiała się cicho, unosząc brew. - I czym tak pachnę, co? Bo panna Abrasimova przypomina świeże ciastko! Zagaiła wesoło, szturchając go nieco łokciem. Był uroczy z tymi swoimi loczkami. Miała naprawdę dobry humor, to pewnie przez tę ciekawą dziewczynę.
Pracował jak mrówka i szło mu o wiele lepiej niż w przypadku wcześniejszej wspinaczki. Przynajmniej tym razem nie rozlewał amortencji, a miłosny eliksir nie miał na niego żadnego efektu, czego zdecydowanie nie można było powiedzieć o pozostałych członkach jego grupy… Najpierw dostrzegł jak panna Ford próbuje pocałować Lazara. Obserwował ich uważnie, by w razie czego zainterweniować, ale wydawał się Rosjanin sam doskonale poradził sobie z jej napadem czułości. Sytuacja wyglądała jednak o wiele gorzej między nim a Bruno – chyba obaj padli ofiarą mikstury, bo lgnęli go siebie, zupełnie nie zważając na to, że znajdują się w trakcie zajęć. Coś mu podpowiadało, że to wszystko źle się skończy, ale nie wiedzieć czemu, postanowił im zaufać. Dopiero kiedy Grigoryev przysunął się niebezpiecznie do Tarly’ego, ruszył z kopyta, żeby rozdzielić chłopaków. Nie chciał, żeby czujne oko nauczycielki sprawiło, że obaj wylecą z zajęć. Złapał ich więc za poły ubrania i odciągnął siłą od siebie. - Możecie z tym poczekać do końca lekcji? – Mruknął zaraz po tym do nich konspiracyjnym tonem, ruchem głowy wskazując na przechodzącą nieopodal panią profesor Vicario.
Odciągam od siebie Lazara i Bruno.
/przepraszam za gównopost (uczę się); to tylko prywatny, mój z kostkami jest wcześniej
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Jedynie uniósł brew w odpowiedzi na reakcję Rowle’a na swoją drobną zaczepkę, decydując się pozostawić to bez głębszego komentarza. Coś go chyba użarło, a zważając na to w jakim kierunku uciekało spojrzenie drugiego Ślizgona – wbrew pozorom uwaga Williama nie skupiała się wyłącznie na Gabrielle – był w stanie nawet domyślić się w jakimś stopniu co mogło być tego przyczyną. Prawdopodobnie byłby w równie kąśliwym nastroju, gdyby to jasnowłosa Puchonka trafiła gdzieś indziej na tej pokręconej lekcji, więc był nawet w stanie go zrozumieć. Całe to zamieszanie z Levasseur i nie do końca udanym zaklęciem w rolach głównych go ominęło, bo w tym czasie akurat znajdował się na drzewie i całej sytuacji mógł jedynie przypatrywać się z wysokości, więc nawet nie był w stanie powiedzieć co dokładnie się wydarzyło. Żal mu tylko trochę było, że nie był jednak na dole. Nic jednak nie dało się po nim poznać, gdy jego stopy z powrotem dotknęły ziemi. Nie było też czasu by jakkolwiek to wszystko podsumować, bo Vicario dosłownie moment później przeszła do kolejnej części zajęć, czyli skrapiania jemioły amortencją. William początkowo założył maskę, ale zaraz ją jednak zsunął, bo było mu w niej niewygodnie, a poza tym nie sądził, żeby same opary mogły mu jakoś bardzo namieszać w głowie i to pomimo ostrzeżeń nauczycielki. Dobre samopoczucie przy pracy jedynie go w tej myśli umocniło; najwyraźniej nie jest na to w ogóle podatny i to pomimo tego, że wokół było aż gęsto od oparów. So little did he know. W pewnym momencie mocniej zaciągnął się powietrzem i od razu poczuł tą niezwykle nęcącą mieszaninę zapachów. Bezwiednie i trochę od niechcenia zaczął omiatać spojrzeniem resztę zebranych, chcąc zlokalizować źródło tej cudnej woni, aż jego ciemnobrązowe oczy nie natrafiły na Nessę (@Nessa M. Lanceley), a do niego samego nie dotarło jak bardzo chciałby znaleźć się w jej towarzystwie. Przeczesał sobie palcami włosy. Czym mógłby jej zaimponować, żeby uznała go za równie interesującego? Nawet nie dostrzegał jak bardzo to jest absurdalne, przecież nigdy wcześniej mu na takich rzeczach nie zależało. Odwrócił spojrzenie od rudowłosej pani prefekt, gdy usłyszał swoje imię wypowiedziane gdzieś bliżej. Padło ono z ust @Caelestine Swansea, która znalazła się blisko niego. Nawet bardzo blisko. Poczuł jak miękka dłoń dziewczyny muska jego policzek, ale wyglądało na to, że nie ma zamiaru poprzestać wyłącznie na tym. Nie wydało mu się to jednak właściwie i już chciał lekko, acz stanowczo odsunąć od siebie Puchonkę, ale w tym dokładnie momencie z ‘odsieczą’ przybyła @Gabrielle Levasseur. Nie po to jednak, żeby zastąpić swoją koleżankę z Domu Borsuka, ale by samemu zrobić to, czemu on chciał odmówić przed chwilą. Co tu się właśnie odwala i czemu to się odwala akurat tutaj? Cyrk to mało powiedziane. Na szczęście dzięki interwencji Cassiusa, której sam akurat nie zobaczył, bo korzystając z chwili spokoju jakby nigdy nic odwrócił się i skierował ku stanowisku, gdzie pracowała Lanceley, sytuacja nie eskalowała już jednak bardziej. — No cześć — zagaił drobną Ślizgonkę, poruszywszy przy tym lekko brwiami, a kącik jego ust uniósł się w zawadiackim uśmiechu, kiedy nonszalancko przystanął obok. Delikatna zmarszczka przecięła jego czoło, gdy zauważył jak @Fillin Ó Cealláchain się do niej przystawia, a sama prefekt wydawała się chyba zaabsorbowana jakąś Gryfonką. Nic to jednak, już on sprawi, żeby to jednak na nim się skupiła! — Wiem, że to nie ma dużo wspólnego z zielarstwem, ale czy wiedziałaś, że pierwsze mistrzostwa świata w quidditchu odbyły się w 1473 roku między drużynami Flandrii i Transylwanii? Był to najbardziej gwałtowny mecz w historii, na którym popełniono wszystkie możliwe faule, a jest ich ponad siedemset. — Wprawdzie dobrze wiedział, że panna Lanceley i gry miotlarskie nie idą ze sobą za bardzo w parze, ale to właśnie był jego największy konik i liczył po prostu, że dziewczyna doceni jego wiedzę. Chciał dodać coś jeszcze, bo zdecydowanie nie wyczerpał tematu, ale w tym momencie @Charlie O. Rowle chwycił go za kurtkę i bezpardonowo pociągnął z powrotem w stronę ich grupy. — Ej, co z ciebie za przyjaciel, nawet nie pozwoliłeś mi dokończyć! — rzucił nieco obruszonym tonem, gdy kumpel mu przerwał, dając mu przy tym lekkiego kuksańca w bok. W innej sytuacji, gdyby nie był pod wpływem amortencji, pewnie od razu zwróciłby uwagę jak Rowle poufale trzyma dłoń na ramieniu Gabrielle i mimo wszystko raczej nie byłby z tego faktu specjalnie zadowolony, ale niestety miał w tej chwili nieco inne priorytety. Wprawdzie grzecznie pozostał przy swojej grupie, ale wzrokiem wciąż mimowolnie uciekał w kierunku prefekt naczelnej.
Punkty z Zielarstwa: 0 Litery:D → 30% + 10% (miał sprawną maskę, ale zdjął) = 40% Kostki:5 → @Nessa M. Lanceley Dodatki: + 5 pkt dla Domu
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Jestem już odrobinę zmęczona tą lekcją. Kiedy Izaak donosi mnie do nauczycielki, jako seksowne burito, okazuje się oczywiście, że nic mi nie jest, bo tylko chwilowe zauroczenie Puchonem spowodowało, że nie wymknęłam się z jego ramion od razu. Staję na nogi, dostaję sole, czuję się teraz znacznie słabiej niż kiedy faktycznie spadłam z tego piekielnego drzewa. - W porządku - mówię do mojego Teo, który stoi obok mnie, ale tak naprawdę wczepiam długie palce w jego kościste ramię i opieram czoło o wysokie ramię, dając się prowadzić przyjacielowi na miejsce jak dziecko. Staram się też usiąść w jego okolicy, żeby chronił mnie od wszelkiego złego. Zakładam maskę, nie wiedząc, że równie dobrze mogłabym założyć na twarz gacie Króla Ślimaków, tak samo by to pomogło. Okropny zapach amortencji znowu, drażni moje nozdrza. Oczywiście w przenośni, tak naprawdę wciąż jest tak piękny jak zwykle, kiedy go wyczuwam. Odwracam się w kierunku Izaaka, który znowu wydaje mi się nieprzyzwoicie atrakcyjny, chłonąc znajomy mi zapach eliksiru. Puchon kojarzy się ze wodą na plaży, pomieszany z wilgotnymi włosami, tylko tym razem, zamiast duszącego zapachu piwnicznego, jak to było zwykle, mam wrażenie, że po raz pierwszy zapach mojej wody jest orzeźwiający. Jakbym nie była ponownie na wilgotnej plaży jeziornej. Teraz jestem na chłodnym morskim piasku, przy rześkich falach. Póki co jedynie na początku zauważam tą znaczną różnicę, nie zdążam się nad nią zastanowić, bo mój umysł nie mąci całkowicie amortencja. - To było bardzo miłe wiesz, jak zaniosłeś mnie do Estelli - zaczepiam @Izaak Juda Rothschild, nie mogąc się powstrzymać od komentarza, by nie zainteresować sobą mojego partnera z grupy. Kiedy chcę zagaić na jakiś inny, ciekawy temat, wtedy nagle nade mną pojawia się znana mi dobrze @Ignis C. Hodel i chociaż okres naszej świetności minął, kiedy zamknęłam go w mniej lub bardziej precyzyjny sposób, najwidoczniej amortencja przywiodła Ignis zwyczajnie do czegoś co jest już jej znane, gdzie mogła zostawić odrobinę tęsknoty. W zaskoczeniu daję sobie złożyć pocałunek na ustach, wciąż z otwartymi oczami, tylko całkowite zdumienie sprawia, że nie odskakuję nagle. - Ignis, wszystko w porządku? - pytam bardzo podenerwowana, bo przecież Izaak z pewnością widział to zajście, co on sobie o mnie pomyśli! Pyrgam łokciem mojego Theo, który znowu mnie nie broni przed pocałunkami, tylko biernie pozwala wszystkim robić ze mną co chcą. Co z niego za obrońca?
Tak naprawdę mogło być na lekcji znacznie gorzej, biorąc pod uwagę ile oparów amortencji wisiało w powietrzu. Estella nie była niezadowolona ze swoich uczniów, którzy wymagali tylko kilka większych interwencji. Kiedy tylko zauważała, że ktoś rzuca się na innego ucznia natychmiast odciągała ich na bok, dając już nie tylko ziółka trzeźwiące, ale nie pozwalając się ruszyć do niezakończenia działań. - Słuchajcie, gratuluję drużynie kuzyni Swansea i Ignis! Zdobyliście najwięcej jagód i z pewnością szkoła bardzo skorzysta na waszych zbiorach! Specjalnie dla was mam przygotowane nagrody. Profesor podeszła do wciąż mniej lub bardziej odurzonych uczniów z grupy i dała każdemu szkolną fiolkę na eliksiry. - Cała reszta z was też spisała się doskonale! Ci którzy trochę zbytnio poszaleli z rozlewaniem eliksiru, proszę o zgłoszenie się do skrzydła szpitalnego! Każdy z was komu została jemioła ma za zadanie rozwiesić ją i zgłosić mi miejsce, z pewnością rozdam dodatkowe punkty dla domu! Na zimę Hogwart niech zapachnie miłością! No może nie tak intensywnie jak dziś...
----
Podsumowanie: 1. Uwaga każdy kto miał powyżej 90 % lub powyżej musi pilnie napisać posta w Skrzydle szpitalnym do 15.12, 21.00. Tyczy się też tych, którzy mieli mniej procent, ale i tak całowali kogoś. Będę sprawdzać i każdy kto nie napisze dostanie szlabanik od Estelli. W razie problemów, próśb o przedłużenie terminu, jak zwykle odsyłam na PW Melusine O. Pennifold. To dotyczy: @Gabrielle Levasseur@Madeleine Ford@Ignis C. Hodel@Lazar Grigoryev. Mam nadzieję, że nikogo nie pominęłam. 2. Jeśli chcecie możecie uznać, że nie wzięliście ziółek od Estelli i napisać sobie jeden wątek wciąż odurzeni amortencją po lekcji. Jeśli zrobią tak osoby wymienione powyżej, jest to równoznaczne z nieudaniem się do Skrzydła szpitalnego i uzyskaniem szlabaniku. 3. Będzie też większa praca domowa związana z tą lekcją, zapraszam serdecznie do jej wykonania! Wszystko będzie w powiadomieniach o lekcji. 4. @Ignis C. Hodel, @Gabriel R. Swansea, @Elijah J. Swansea@Cassius Swansea Dostajecie przedmiot za wygraną: FIOLKA (ZWYKŁA LUB KRYSZTAŁOWA) Służą do przechowywania magicznych ingrediencji, zarówno pochodzenia zwierzęcego, jak i roślinnego, oraz jako miara podczas warzenia Eliksirów. Magicznie udoskonalone kryształowe fiolki sprawują się bardzo dobrze nawet w transporcie składników ruchomych czy toksycznych. Kuferek: +1pkt zielarstwo lub eliksiry (zwykła)
Dzięki za lekcję i za żywe uczestnictwo, wszelkie punkty, przedmioty zostaną rozdane mam nadzieję zaraz.
Nagrody, punkty, itp., dla mnie :
Wybaczcie za niezbyt ładny tego wygląd, ważne, że powinno być wszystko dobrze. Tu są wasze zebrane owocki oraz punkty zdobyte tylko z lekcji. Dodatkowo każdy kto napisał na obydwu etapach dostaje 10 pkt, za jeden etap 5 pkt. Policzone już pięknie punkty zostały już rozdane w temacie.
Owoce: Melu 20 Anfim 5 teo 10 izaak 0 = 35 Elijah 25 Cass 5 ignis 30 gabryś 0 = 60 Nessa 5 Albina 15 Fillin 15 boydpałka 10 = 40 Matthew 0 Bruno 10 Mads 25 Lazar 15 =50 Haze 25 Morgan 0 Jeremy 30 Ems 0 = 55 william 13 gab 15 celka 5 charlie 0 = 33 asp 25 Chloé 0 billie 25 = 50
Gryffindor: + 5 Albina + 10 Boydzik + 5 Jeremy - 10 Mads + 5 Asp - 10 Lazar
Ręce jakoś mu się trzęsły, fiolka z eliksirem wydawała nagle cięższa, wyjątkowo nieporęczna. Nie mógł się skupić w pełni na zadaniu, bo nieustannie czuł w nozdrzach ten kuszący zapach. Niczym magiczna ścieżka prowadził go ku Lazarowi. Z trudem panował nad emocjami i tym, by nie wlepiać swoich oczu w Rosjanina. Poświęcał całą swoją manę na to, by pieczołowicie wykonać zadanie. Kątem oka dostrzegł jakąś szamotaninę pomiędzy niesamowicie przystojnym kolegą z grupy, a Madeline. Nieco go to otrzeźwiło i odwrócił się w ich stronę. I to był błąd... Cudowny aromat czekolady i karmelu uderzył w niego z podwojoną siłą. Dostał nim jak obuchem. Nie mógł nic zrobić, stał tylko jak wryty i czuł, że miękną mu te jego koślawe kolana. Zapomniał o tym, że obok stoi Matt, że nieopodal kręci się nauczycielka, a z każdej strony otaczają ich inny studenci. Nie mógł oderwać wzroku od Lazara, no po prostu n i e. - A Ty zawsze pachniesz jak czekoladki? - Wymruczał półprzytomnie, a na jego twarz wpełzł błędny uśmiech. I nagle się to stało. Nie wiedział czy to tylko sen, czy może faktycznie dzieją się te wszystkie rzeczy. Jego usta spotkały się z tymi lazurskimi. Poczuł przyjemne ciepło i dreszcz podniecenia, jednakże odsunął się na krok w wyniku silnego szoku. A potem poczuł, że ktoś szarpie go za ubranie. Czar prysł. Może to i lepiej..? Wybałuszył oczy na Matta, jakby ten opowiadał im niestworzone historie, a sytuacja sprzed chwili nie miała miejsca. Nie, nie wypierał się jej. To jego mózg próbował doszukać się racjonalnego wytłumaczenia i... nie mógł. Zamrugał kilkukrotnie, a potem odkaszlnął. - Do końca. Zaczekać. Tak. - Powtórzył przypadkowe słowa z wypowiedzi chłopaka poważnym tonem. Zmierzwił swoje włosy i popatrzył w stronę nauczycielki, która chyba właśnie kończyła zajęcia. Całe szczęście! Zobaczył, że ludzie zbierają swoje rzeczy i rozchodzą się. Postanowił pójść w ich ślady. - Co dzieje się w Vegas, zostaje w Vegas. - Powiedział do Lazara, ale kącik jego ust drgnął nieznacznie. Chciał jakoś wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji, a najlepszym pomysłem, jaki przychodził mu do głowy, było obrócenie wszystkiego w żart. - Ale jakbyście chcieli kontynuować tę... lekcję, to wiecie gdzie mnie znaleźć. - Puścił im oczko i oddalił się w stronę zamku. Wewnątrz jego głowy wrzało, a w brzuchu czuł ogromny ścisk. Udało mu się tylko na chwilę stłumić emocje. W połowie drogi powrotnej spostrzegł, że uśmiecha się sam do siebie, co strasznie go zdziwiło. Amortencja czy... naturalny urok Rosjanina?
|zt
Gabrielle Levasseur
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 171 cm
C. szczególne : długie, blond włosy, w okresie letnim - piegi na nosie i policzkach, tatuaż kwiatu niezapominajki na prawym obojczyku
Gabrielle nie potrafiła zapanować nad własnymi myślami, które wciąż krążyły wokół rudowłosej koleżanki, zaś jej ciało żyło własnym życiem, posuwając się do czynów, których w normalnych okolicznościach by nie wykonała. Nigdy nie czuła pociągu fizycznego do żadnej dziewczyny i nie sądziła, żeby to kiedykolwiek uległo zmianie. Wszystko co działo się podczas lekcji było dla blondynki tak absurdalne, że właściwie mogłaby pomyśleć, iż śni, gdyby nie poczuła jak czyjeś szarpnięcie zabiera od niej obiekt pożądania, przy okazji z siłą odpychając ją. Jęk opuścił usta dziewczyny, chociaż ciężko było stwierdzić czy był on wywołany "atakiem" Swansea czy może brakiem bliskości jego siostry. Otworzyła usta chcąc coś powiedzieć, jednak szybko je zamknęła widząc minę chłopaka, zaś słowa wypowiedziane w złości sprawiły, że skupiła się w sobie. Nie miała żadnych wątpliwości do tego, co ma na myśli określając ją "mieszańcem", mimowolnie przestraszone spojrzenie Gabrielle utkwione zostało w Elijahu (@Elijah J. Swansea), a umysł zalały myśli, jakoby przed kuzynem zdradził jej tejamnice. Czy to było możliwe? A może cała rodzina Swansea wiedziała o jej "przypadłości"? Czy Elio byłby zdolny, do czegoś takiego? Pokręciła głową z niedowierzaniem, nie, on nigdy by nie mógł pomyślała. Uświadamiając sobie, że patrzy na niego zbyt długo i zbyt nachalnie odwróciła wzrok, napotykając przepraszające spojrzenie Caelestine, która widocznie czuła się winna zachowania Cassiusa. Blondynka uśmiechnęła się do niej delikatnie, choć ta dziwna potrzeba pocałowania dziewczyny wciąż nie minęła. Nagle, jakby spod ziemi pojawił się między nią a rodzeństwem Charlie, w roli obrońcy. Przymknęła powieki zmęczona tą lekcją i wydarzeniami, jakie miały miejsce, serce w jej piersi uderzało ze dwojoną siłą, chciało się jej wymiotować od zapachu, który wypełniał powietrze. Otworzyła je dopiero kiedy do jej uszu dobiegło pytanie. Ujrzała przed sobą Ślizgon, znajome zielone oczy patrzyły na nią jakoś tak inaczej. Nie potrafiła dokładnie zinterpretować tego spojrzenia, choć sama przed sobą musiała przyznać, że chyba nikt nigdy w taki sposób na nią nie patrzył. Było to w takim samym stopniu miłe i budzące pewien niepokój. - Nie wiem - skłamała - Chyba coś mu się pomyliło od tych oparów - stwierdziła i choć nie lubiła kłamać oraz nie potrafiła tego robić, miała nadzieję, że Charlie (@Charlie O. Rowle) jej uwierzy. Zupełnie zignorowała pierwsze pytanie, gdyż nie była pewna, jakiej odpowiedzi powinna udzielić. Nie czuła, żeby wszystko było w porządku, wręcz przeciwnie - zupełnie jakby trafiła grunt pod nogami. W duchu podziękowała Williamowi, że choć na chwilę odwrócił uwagę swojego przyjaciela od niej, jednocześnie nie będąc zadowoloną z takiego obrotu sprawy, gdyż jej przypuszczenia - jakoby Will zainteresowany był panną Lanceley - się potwierdziły. - Nie jestem do końca pewna, czy jej zaimponowałeś, Fitzgerald(@William S. Fitzgerald) - stwierdziła, zwracając się bezpośrednio do niego, usta przyozdabiając cyniczny uśmieszkiem. Nie potrafiła powstrzymać swojego komentarza, czyżby była to oznaka zazdrości? Westchnęła, otworzyła usta jakby chciała dodać coś jeszcze, a wtedy głos zabrała profesor, co było równoznaczne z zakończeniem lekcji. - Yhmm… - zaczęła przygryzając dolną wargę. Była pewna, że należy do tej grupy, o której wspomniała Vicario, dlatego spojrzała na chłopaków z niemą prośbą w zielonych tęczówkach. - Pójdzie ktoś ze mną? - zapytała, marszcząc nos - Nie lubię szpitali - dodała. Otuliła się szczelniej szlakiem, po czym ruszyła w stronę zamku.
/ zt (Skrzydło Szpitalne)
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
Delikatnie zamglone oczy o ciemnobrązowych tęczówkach od razu zwróciły się w stronę panny Levasseur, kiedy dziewczyna odezwała się wyraźnie adresując swoje słowa do niego. Jej nieco kąśliwie brzmiący komentarz zwieńczył uśmieszek o dość cynicznym wydźwięku, poruszając jakąś strunę w jego wciąż lekko otumanionej oparami amortencji głowie (co już wystarczało, żeby nie był w stanie myśleć do końca racjonalnie). Można powiedzieć, że zwyczajnie go to ubodnęło i wcale nie chodziło o to, że blondynka w zasadzie zakwestionowała jego umiejętności podrywu. Na tym polu nie miał sobie nic do zarzucenia, to była przecież bardzo quality ciekawostka! Nieważne, że normalnie na pewno nie próbowałby w taki sposób zdobyć atencji interesującej go dziewczyny, to zupełnie nie w jego stylu, teraz jednak wydawało mu się to naprawdę dobrym pomysłem. Charlie go jednak odciągnął, więc nie przekonał się ostatecznie czy to zadziałało, czy nie. W sumie to może troszeczkę jednak wjechała mu tym na ambicje, ale bardziej liczył się fakt, że to w ogóle powiedziała, a on gdzieś w głębi czuł, że nie rzuciła tego raczej ot tak. Nim jednak zdołał jej cokolwiek odpowiedzieć, nauczycielka zabrała głos, a zajęcia oficjalnie dobiegły końca. Wprawdzie Fitzgerald nadal czuł się dobrze, ale i tak przyjął od Vicario mieszankę trzeźwiących ziół, tak na wszelki wypadek. Na pewno mu przecież nie zaszkodzi, skoro nic mu nie jest. Chyba. I bardzo dobrze, że to zrobił, bo gdy tylko ich ostra woń wypełniła jego nozdrza, doznał wrażenia jakby jakaś mgła opadła z jego umysłu i w końcu mógł spojrzeć na wszystko trzeźwym okiem. Zmierzwił palcami swoją rudą czuprynę. Cóż, na pewno nie mógł być z siebie dumny, na ‘trzeźwo’ zdecydowanie by czegoś takiego nie zrobił (A poza tym serio Lanceley? Lubił ją, nie można powiedzieć, że nie, ale na pewno nie w takim sensie), ale też nie dostał od razu jakiegoś kaca moralnego ani nic w tym guście, bo jakby nie patrzeć – nie było to jego winą; za jego – i nota bene nie tylko jego – durne zachowanie odpowiadała amortencja, z którą kazała im pracować Vicario. Wniosek więc był prosty, wina leżała po stronie belferki od zielarstwa, a jego sumienie pozostawało tu czyste niczym łza. Nie miał przecież żadnego wpływu na to, że to dziadostwo jednak zdołało w jakimś stopniu namieszać mu we łbie. Kompletnie jednak w tej kalkulacji pominął drobny szczególik w postaci zdjętej przez siebie maski, która mogła – ale nie musiała! – ochronić go przed niebezpiecznymi wyziewami miłosnego eliksiru. A może jednak nie tak do końca tak czyste, jak mu się początkowo wydawało, bo kiedy ponownie spojrzał na Gabrielle i raz jeszcze przeanalizował jej słowa oraz ten okraszony cynizmem uśmiech na końcu (w szczególności ten uśmiech), konkluzja nie do końca przypadła mu do gustu. Miał dziwne wrażenie, że chyba wkradło się tu jakieś nieporozumienie i zdecydowanie nie chciał tego tak zostawiać; lepiej to ogarnąć zawczasu niż pozwolić się temu urosnąć do nie wiadomo jakich rozmiarów, jeśli oczywiście się nie mylił w swoim osądzie. Z racji, że na Puchonkę amortencja podziałała o wiele mocniej niż chociażby na niego, nauczycielka poleciła jej – oraz paru innym osobom – żeby udała się do Skrzydła Szpitalnego. — Jasne, nie ma problemu — odparł od razu na jej prośbę, kiwnąwszy przy tym głową. — A kto lubi? — dodał z uśmiechem, po czym zerknął w stronę kumpla i rzucił mu spojrzenie z rodzaju ogarnę to, przeczuwając jednak, że ten raczej na pewno nie będzie mieć z tym problemu, że się zgłosił na ochotnika. Po tym już ruszył w ślad za dziewczyną w kierunku zamku, prawdopodobnie dość szybko ją doganiając.