Uwaga. Nielegalny – niezlecony przez nauczyciela – pobyt tutaj może być karany szlabanem i minusowymi punktami dla Domu (automatycznie wyrażasz w tym temacie zgodę na ingerencję Mistrza Gry).
W tym miejscu znajduje się dużo połamanych gałęzi i przewróconych drzew. W nocy panuje tu absolutna ciemność, a z mroku wyłonic się może groźny stwór. Miejsce jest tu niebezpieczne dla samotnych wędrowników.
Jeju jak fajnie wszystko się układało. Wszakże słoneczko nie grzało, a do maja jeszcze trochę czasu to nic nie stoi na przeszkodzie, żeby pójść do zakazanego lasu z mięsem? Dziwne trochę. To znaczy dla przeciętnego Kowalskiego, bo dla Quentiny to zwykła przyjacielska pomoc. Lubi nosić mięso, jeść je, patrzeć na nie. Kiedyś, będąc na wakacjach w domciu przeglądała telewizję i natrafia na jakieś dziwie stworzenie okładające się mięsem. Może będą sobie robić maseczki mięsne. Jeju jak mięsko! Jednak nie, bo będą karmić jakieś tam żyrafki czy coś tam. Ale fajnie, zobaczy żyrafy! Od dziecka chciała nakarmić surowym mięsem taką mąłą żyrafkę. Wślizgnęła się do kuchni po surowe mięso, schowała je do torby i biegła w kierunku zakaznego lasu. Miotało nią jak szatan po tych błoniach. Dwa razy wpadła do kałuży, ale co tam. Dla żyraf zrobi się wszystko! W końcu dotarła na miejsce. Z oddali zauważyła jakieś sylwetki postaci. - EEEEJ WY KMIOCIKI CZEKAJCIE! MAM MIĘSO! - heheszki, jak ona uwielbia tak zdrobniale mówić do ludzików.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Alan to najlepszy punkt wycieczki, Alan to główna atrakcja wycieczki, Alan jest wycieczką! Przez niego nigdy nic się nie psuje, no przecież. - Głodnemu chleb na myśli, Mijuńko. - mruknął pod nosem wyżej wymieniony, kiedy nasza kochana pani prefekt przekręciła jego imię. W ogóle jaki ona daje przykład? Zaraz też zjawił się jego najlepszy kumpel od wyrywania lasek, a ze sobą miał supermodne w tym sezonie płaszczyki dementorów! Gdyby czarodzieje mieli jakieś magazyny o modzie, pewnie pojawiliby się na okładce, hihih. - Laila nie nosi mojego rozmiaru, niestety. W każdym bądź razie te płaszczyki są czaderskie! - zapiął się pod samą szyję. Zaczął rozmyślać, jaką pozę mógłby przybrać na okładkę, toteż słowa Clary docierały do niego niewyraźnie i słyszał tylko urywki. Zaraz też zobaczył jakąś wariatkę, drącą się w niebogłosy, że ma mięso. Po chwili jednak dostrzegł, że to tylko Quenia - ta sama wariatka, która kiedyś wpakowała go do Skrzydła Szpitalnego, hehe. - Zjawiasz się niczym... - zaczął poetycko Alan, ale chyba miał jakieś zaćmienie mózgu, bo dokończył trochę inaczej niż planował. - ...w odpowiednim momencie. Teraz już skierował towarzystwo w stronę Lasu. No nie mogli tego tak przeciągać przecież!
- Tak, tak, a głodny głodnemu wypomni - odrzuciła z uśmiechem Alankowi starą i sprawdzoną ripostę. Potem odwróciła się w stronę Clarci, nie chcąc dłużej tracić na niego czasu i wysłuchała jej monologu na temat testrali. Sama nie uczęszczała już na opiekę nad magicznymi stworzeniami i nigdy jej to szczególnie nie pasjonowała, więc jedyne, co o nich wiedziała, to warunki, jakie pozwalają je zobaczyć i to, że ciągną powozy z Hogsmeade. Zaraz potem zjawiła się niespodziewanie śmieszna Puchonka, wydzierająca się w niebogłosy. - Świetny plan! Krzyczmy najlepiej wszyscy, to na pewno nas przyłapią! - rzuciła Mia z udawanym entuzjazmem, kiedy ta już znalazła się obok nich, jednocześnie wpadając na pomysł, by użyć swojego dementorskiego płaszcza jako szaliczka, bo chociaż wszyscy je przywdziali, ona, jedyna nie będąca umysłowo chorą w towarzystwie (hihi) nadal nie miała takiego zamaru. Owinęła więc go wokół szyi, ciągle niecierpliwiąc się, że jeszcze tu stoją, na zupełnym widoku. - Czy możemy już ruszać? - zapytała niecierpliwie.
Kiedy Quenia w głośny i dobitny sposób oświadczyła, że ma ze sobą mięso, Clara westchnęła nieco teatralnie. Nono, Hepburn też od czasu do czasu zdarzało się przechadzać z siatką surowego mięsa na skraju zakazanego lasu. Podobno to na cerę dobrze robiło. Może piegi znikną? - Tak, tak, chodźmy. - pokiwała głową, ale dopiero po chwili oderwała wzrok od Queni i jej siatki z mięsem. Cóż tutaj puchonkę zesłało? Widocznie nad poszukiwaczami testrali czuwała opatrzność, nie ma innej opcji! W końcu Clarcia ciaśniej otoczyła się swoją dementorską pelerynką i ruszyła w głąb lasu, co chwilę odwracając głowę i sprawdzając czy cały pochód idzie za nią. Co rusz zerkała też na powoli ginące w oddali światełka w hogwarckich oknach - nie wiadomo, może jakiś nauczyciel cierpiał na chroniczną bezsenność i jego nocnym zajęciem było właśnie spoglądanie na tereny naokoło zamku? Cóż, odjęcie punktów mogłoby być najłagodniejszą karą za taką wyprawę - ale co tam, raz się żyje! - Okeeej, to może ma ktoś pomysł, w którą stronę mamy mamy iść? - zapytała pozostałych, rozglądając się wokoło. Hogwartu już nie było widać, ale krzyczenie bądź nawet głośne mówienie, wciąż raczej nie było wskazane - kto wie, co czai się w tych krzakach? - Lumos! - wyjęła różdżkę zza pelerynki i wymruczała zaklęcie, po czym pochyliła się i poświeciła po ściółce. - Eee nie to, żebym nie wiedziała jak wyglądają ślady testrali, ale może ktoś tutaj jeszcze posiada tę wiedzę? - meh, tak, tak, oczywiście, że wiedziała, ale w jej piersi biło takie dobre gryfońskie serducho, że chciała dać szansę innym, niech też się wykażą! A tak naprawdę to nie miała pojęcia jak wyglądają takie ślady, kawalarka, hehs.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Nie żeby coś, ale Mijuńka zagięła Alanka, szalona. Chciał odpowiedzieć jej coś równie mocnego, ale jego mózg dziś nie pracował, zapewne różowy płaszczyk pozbawił go szarych komórek. W każdym bądź razie nie odezwał się nic na to, w gruncie rzeczy nie odzywał się całą drogę. Od czasu do czasu tylko wymsknęło mu się coś w stylu "Kiedy dojdziemy?" albo "Dochodzimy?", ale nic więcej. Ktoś mógłby sobie pomyśleć, że był obrażony na Mijuńkę, biedaczek, a może zastanawiał się, czy wszystkie dziewczyny biegają z mięsem po Zakazanym Lesie? Zdecydowanie to drugie, na Mijuńkę już mu przeszło, bo tak naprawdę to kochane dziewczę jest, tylko jeszcze o tym nie wie! - Raczej wątpię, żeby ktoś, kto nawet nie widział tego stwora na oczy, wiedział jakie zostawia ślady - trafnie zauważył Analny. Opieki nad magicznymi stworzeniami już nie miał, czasem przypadkowo zdarzyło mu się zawędrować na tą lekcję, ale żadna siła nie zaciągnęłaby go do otworzenia podręcznika z tego przedmiotu. Przecież po co miałby to robić? Wtedy byłby zupełnie jak Quenia, wariatka z mięsem. Nie przewidział tylko jednego: czasem to wszystko wychodzi na plus i się przydaje. Mniejsza z tym. - Nie lepiej zwabić jakiegoś na mięso? Wiecie, wyciągnąć z tej siatki. Może same przyjdą, jak poczują rozchodzącą się woń - Alan znawca się znalazł, hehe. No ale cóż, skoro biedne niewiasty sobie nie radziły, musiał zapanować nad nimi jakiś mężczyzna, a on był jedyny w tym towarzystwie... Dobra, jedyny nie licząc Marvelka.
Cicho wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie, co to będzie? Nad tym mogli się zastanawiać bezecni uciekinierowie z hogwarckiego zamku, którzy za nic mając zasady i swoje bezpieczeństwo, wybrali się na wyprawę do Zakazanego Lasu! I mylił się ten, kto sądził, iż podróż ta będzie miła i przyjemna, a uczniowie i studenci pohasają sobie miło między drzewami, pośmieją się ze swoich super-kul-zabawnych-żarcików i wrócą potem niezauważeni do zamku. Ha, to się nigdy nie zdarzy! Bowiem kiedy cała gromadka stawiała kolejne kroki naprzód, coś, gdzieś, nie wiadomo gdzie, ale wydało z siebie bardzo podejrzany i przerażający dźwięk... ciężko go było sklasyfikować. Czy należał do zwierzęcia? A może do czegoś dużo bardziej strasznego? Jakby tego było mało, to zazwyczaj tętniący życiem Las nagle... umilkł. Nie było słychać dosłownie niczego, jedynie przyspieszone oddechy nieproszonych gości w postaci ludzi i ich kroki. Czy stworzenie, które przed chwilą tak przeraźliwie wyło (?), po prostu sobie odeszło czy... to była cisza przed burzą?
Kosteczki! Dla kogokolwiek.
1,5 - idziecie powoli do porzodu, a jedna z niezdar, która widzi testrale (Clara, Emrys, ktokolwiek - osoby, które nie widzą testrali nie zobaczą ich śladów) potyka się przerażona o konar drzewa i upada wprost na... ślady! Alleluja! Do kogo (a raczej czego) one należą? Gdybyście byli na tyle odważni, aby podążyć za nimi - prowadzą one za bardzo wysokie i grube drzewo... 2 - No nie, co za pech! Quenia i Marvel słyszą za swoimi plecami jakiś dziwny klekot... hm, czyżby to były dwie aktomantule, które w dodatku nie żywią sympatii do studentów spod skrzydeł Helgi Hufflepuff? 3 - kiedy wszyscy brną do przodu, spostrzegawczy Alan dostrzega na jednej z gałęzi... najprawdziwsze włosy jednorożca! Kiedy student postanowi je zebrać, nagle zorientuje się, że cała grupka poszła już dalej, nie zauważając braku jednego członka eskapady. Ups? 4 - Emrys podchwytuje pomysł Alana i zabiera z siatki trochę mięsa, kładąc je na pobliski pieniek. Niby nic się nie dzieje, ale po Lesie znów rozlega się ten przeraźliwy dźwięk, co przed chwilą. W dodatku zdajecie sobie sprawę, że jest on zdecydowanie głośniejszy niż wtedy! CHYBA COŚ SIĘ DO WAS ZBLIŻA. 6 - idziecie do przodu, prawie sikając w majty, a tu nagle na dokładkę... tuż obok głowy Mii przelatuje strzała, która ostatecznie wbija się w drzewo nieopodal. W dodatku słyszycie tętent kopyt, który staje się coraz głośniejszy.
Emrys jak to nie Emrys dzisiejszego wieczoru niezwykle zamilkł i tak sobie po prostu podążał grupa, nie dając z siebie żadnego pożytku, czy też czegokolwiek, nawet strat dzisiaj nie przynosił, co było dziwne. Można by powiedzieć nawet, że bardzo dziwne. Najdziwaczniejsze z dziwnych po prostu już i no. Szedł tak sobie, gdzieś tam w środku tej zwariowanej grupy po prostu jednym uchem słuchając o czym mówią drugim wypuszczając. W pewnym momencie zdziwił się ogromnie, bo idąc tak, miał przed oczami normalnie las, a tu nagle bum, bam i przywitał się twarzą z ziemią. -Cholera. - mruknął z twarzą w ziemi. Nie starczyło jednej wywrotki. Miał dziś gorszą koordynację niż jakaś baba normalnie. Podniósł się na dłoniach i potrząsnął głową. Już miał wstawać gdy coś przykuło jego uwagę. -Panie i Panowie, czapki z głów dla EJ Moolera! - powiedział trochę głośniej, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich. - Znalazłem ślady. Dodał, o by przedstawić im sytuację i to dlaczego w ogóle postanowił sobie coś powiedzieć. Podniósł się i pochylił nad śladami święcąc na nie różdżką. -Chodźmy za nimi. - dodał, ruszając za śladami i mając nadzieję, że reszta pójdzie w jego ślady. Bądź co bądź sam po lesie łaził nie będzie, o.
Alan Howett
Rok Nauki : III
Wiek : 31
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : Legilimencja i oklumencja, teleportacja
Już miał pokierować całą wesołą gromadkę gdzie indziej, już miał głośno rzec, że tutaj niczego nie znajdą, kiedy... No właśnie, kiedy Emrys zauważył ślady. Sam Alan nie potrafił nic zobaczyć, doszukiwał się jakiegoś znaku, czegokolwiek, byle tylko móc stwierdzić, że i on coś zauważył, byle tylko mieć namacalny dowód, że tutaj naprawdę coś jest. - Clarcia? To prawda? Są tutaj ślady? - wolał się upewnić, że nikt nie robi go w bambuko. Jednak zanim doczekał się odpowiedzi, ruszył za przyjacielem, patrząc bez przerwy pod nogi. Dlaczego testrale widzą tylko wybrane osoby? Przez to czuł się taki niedoświadczony, niewyspecjalizowany, zdany na innych. Bez nich nie udałoby mu się znaleźć stworzonek, a za cel przybrał dziś lot na jednym z takich właśnie niewidzialnych zwierzaków! Rozglądał się dookoła, przecież za każdym drzewem może czaić się testral. Musiał, on po prostu musiał znaleźć je pierwszy! Nieważne, że ich nie widzi. - Dobry jesteś, Emrys! Może trochę niezdarny, ale nie każdy musi mieć takie kocie ruchy jak ja... - zrobił efektowną pauzę, coby uwznioślić wypowiedź - ...poza tym znalazłeś ślady! Trochę spóźnił się z tym komplementem, ale nieważne! Dobry humor go nie opuszczał i czuł, że nic nie jest w stanie im przeszkodzić w emocjonującej eskapadzie i zajebistym locie. Tak, ten dzień będzie pamiętał długo.
Nawet Clara szła w milczeniu, co chwilę tylko oglądając się za siebie. Wciąż szukała śladów, ale podczas całej wędrówki żadne takie, które choć trochę przypominałby te pozostawiane przez testrale, nie rzuciły jej się w oczy. Tyle przegrać! Wędrówkę, która zaczynała robić się już nieco monotonna, przerwał upadek Emrysa, który faktycznie wykazał się koordynacją ruchową godną Clary Hepburn! - O rany, faktycznie! - uklękła przy Emrysie i za pomocą lumos, poświeciła po śladach. - Nono, chyba są testrali, bo ty nie widzisz, a my tak! - oparła Analkowi i podniosła się, na szczęście już z zapałem o połowę większym, niż chwilę temu. Ach, dobrze, że oni wszyscy tutaj byli tutaj tacy zręczni, bo gdyby Emrys nie zaliczył gleby, pewnie wciąż błądzili by bez celu z siatką z mięsem, w środku zakazanego lasu. Rozsądnie! - Okeej, to idziemy za nimi! - rzuciła uradowana, a cała gromadka ruszyła w kierunku tego drzewa, za które ślady zdawały się prowadzić.
Od jakiegoś czasu interesował mnie Zakazany Las, już w Kanadzie słyszałem na jego temat wręcz legendy. W duszy śmiałem się z nich i nie dawałem wiary w to co mówiły..no we wszystko co mówiły bo przecież nie mogły całkowicie kłamać. Mając konkretny cel w tej całej niewielkiej eskapadzie usiadłem na trawie otworzyłem szkicownik i zacząłem. Trochę topornie mi to szło z jednego powodu..szara myszka. Gdzieś tam błądziła po mim umyśle lekko mnie irytując, nie lubiłem jak mi się przeszkadza nawet jeśli tym kimś byłem ja sam. Więc skupiłem się na tym temacie by mieć go z głowy. Jej słowa były zabawne i może miały coś w sobie, ale i tak się dziewczyna myliła. Może ją uświadomię następnym razem jak się spotkamy bo planuję kolejne spotkanie. Ciekawiło mnie też współczucie dziewczyny, jasne że się spodziewałem miłej, współczującej prawie że samarytanki jak się nadarzy okazja, ale ona mnie od razu skreśliła i to było ciekawe. Może pobawię się z nią i dam jej trochę nadziei że jest inaczej? Tak to dobry pomysł. Wróciłem do szkicu który teraz dopiero nabierał pożądanych kształtów.
Nikola spacerowała dosyć już długo. Odczuwała, że jej nogi powoli zaczynają się buntować. Na ten znak postanowiła wracać, ale… gdzie ona jest? Szlak, znowu się zgubiła! Jej wielkie zamyślanie się o wszystkim i o niczym zawsze sprawiało, że nie wiedziała dokąd idzie. To było okropne! Naprawdę! Zdezorientowana ruszyła niepewnie do przodu. Może jakoś uda się jej wydostać stąd i wrócić do zamku. Jeju, czemu ona miała taką słabą orientację w terenie (Którego nie znała). No cóż, koniec biadolenia, czas na działanie, najlepiej szybkie, bo nie była pewna ile czasu straciła i kiedy zacznie się ściemniać. Dodatkowo nie wzięła ze sobą różdżki, dlatego ta praca będzie utrudniona. Kilka minut później jej wspaniała osoba potknęła się o kamień i upadła na ziemie. No tak, bez twojego potykania się dzień jest stracony! Ech… Powstała i zaczęła się otrzepywać. Ta scenka pojawiła się na scenerii, którą rysował Avan. Musiał się nieźle bawić widząc taką niezdarę.
Właśnie trzymałem B6 w ręku i zamierzałem wykończyć szkic kiedy moim oczom pojawił dość absurdalny obraz, szara myszka i jej powiedzmy pokraczna orientacja w terenie. Dodając do tego ślamazarność, naprawdę nie byłem pewien czy mam jej zrobić w tej konkretnej chwili krzywdę za to że mi przeszkadza, czy się roześmiać. To drugie zbytnio do mnie nie pasowało co nie znaczy że o tym nie pomyślałem. - Wybaczam Ci za to że mi przeszkadzasz szara myszko. Twój sposób na zwracanie na siebie uwagi jest dość oryginalny, ale chyba trochę niebezpieczny dla ciebie, warto tak ryzykować? - może trochę rozbawienia słychać było w moim głosie i to nie jakiegoś zimnego lub złośliwego, choć to była tylko ledwo dostrzegalna nuta. Odłożyłem szkicownik i postanowiłem nawiązać do naszej wcześniejszej rozmowy. - Nie pożegnaliśmy się i nie odpowiedziałem jeszcze na twoje ostatnie słowa. Ciekawi cię to co bym odpowiedział? - znów zacząłem skupiać cała swoją obecność na tej dziewczynie. - I jeszcze jedna sprawa, nie jestem aż takim potworem byś mi współczuła z braku pozytywnych uczuć. - po tym zamilkłem, ostatnie zdania nie były wypowiadane jakimś specjalnym tonem, były jak zawsze pełne pewności siebie i chłodu.
Dziewczyna już miała zamiar iść dalej gdy usłyszała ten głos… aż normalnie myślała, że wyjdzie z siebie i stanie obok! Nie mogła trafić na kogoś innego?! Tego kogoś nawet nie można spytać o drogę powrotną, bo jest zbyt dumny i zbyt… no po prostu nie można się go spytać i tyle. Zresztą nie będzie pokazywać mu, że się zgubiła! O nie ma szans! - Thi – wydobyła z siebie dosyć charakterystyczny dźwięk po czym kontynuowała – jakby komukolwiek zależało, żeby zwrócić twoją uwagę… – dokończyła bardzo niezadowolona. Ojej zwrócił na nią uwagę, odłożył dla niej szkicownik i co? Ma być z tego powodu zachwycona?! Nie, nie, nie! Dobra uspokój się Nikola. Wiem, że jego osoba cię drażni i nosi Cię na sama myśl o nim, ale nie możesz się tak szybko denerwować, bo dasz mu jedynie pole do popisu. Kiedy zaczął rozmowę na temat spotkania w łazience prefektów westchnęła i odwróciła wzrok. Na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce. No cóż, jak dla niej to co robił było trochę… kłopotliwe. - Znając życie, zaprzeczysz i podasz mi jakiś argument, który nie będzie wcale logiczny, ale przedstawisz go w taki sposób, żebym nie mogła go złamać – skwitowała. Wcale nie zrobiło to na niej wrażenia. Znaczy tak wyglądała – aktorska natura się przydaje. Była zdenerwowana, że tak prosto z mostu rozmawia z kimś. Że tak po prostu zaprzecza i wyraża swoje zdanie, ale on ją tak drażnił! Nie mogła się powstrzymać. Gdy powiedział o współczuciu uspokoiła się troszeczkę. Spojrzała mu prosto w oczy znowu czując ten chłód. Przełknęła niepewnie ślinę – za każdym razem czuła dreszcz gdy się w nie patrzyła. - Może i nie jesteś, ale… – wydukała niepewnie podchodząc do jakiegoś wystającego pniaka. Weszła na niego i obróciła się do niego z powrotem. Teraz była wyższa (dop. yey ^^) i skończyła spokojnym tonem – … skoro nie mogę znaleźć w twoich oczach ani odrobiny tych uczuć, to oznacza, że nigdy ich tak naprawdę nie poznałeś… szkoda mi ciebie, naprawdę… bardzo szkoda, że nie miałeś takiej szansy…
Wyprostowałem się i lekko przeciągnąłem bo moje ciało lekko zesztywniało, przez te minuty szkicowania. - Tobie zależy na uwadze, jak na razie nie zdecydowałaś jeszcze kogo, więc prawie każda jest dla ciebie ważna. I żartowałem z tym zwracaniem mojej uwagi. Pewnie mnie nawet nie zauważyłaś i przewróciłaś się z całkowicie innego powodu niż ten że chciałaś. I do tego założę się że nie wiesz gdzie jesteś. - widziałem jak cała moja osoba ją drażniła, ale mówiła dalej i to nawet całkiem bezpośrednio. Jak to szare myszki jak nie uciekną to zaczynają się zbliżać do pułapki. Miała rację tak bym powiedział, a może się z nią pobawić i trochę inaczej to ująć? Zobaczmy. - Ludzie mi nic nie oferują, ja biorę to co chcę tak to wygląda. Nie czekam na zaoferowanie czegoś. Życie mnie nauczyło że to często się nie sprawdza. To nas odróżnia, ty czekasz ja biorę, czasami oferując coś w zamian. Jak chcesz to łam, mi to nie przeszkadza bo będziesz to robiła tylko w twoich oczach. - ciekawie reagowała kiedy na nią spoglądałem, miała reagować nie obchodziło mnie w prawdzie jak tylko by reagowała. Nie mogła i nie potrafiła być obojętna przy mnie i o to mi chodziło. A późniejsze dukanie i wchodzenie by się poczuć wyższą było dowodem jak niepewnie się czuje w mojej obecności może jednak jeszcze bardziej zachwiać jej poglądem co do mojej osoby? To byłoby zabawne. - Mylisz się, poznałem. Ale czemu uważasz że to właśnie ty zasługujesz na to by je ujrzeć, by zostać obdarowaną właśnie takimi uczuciami przeze mnie? - w pewnym sensie było to oskarżenie, coraz intensywniej się jej przyglądałem i skupiłem się na jej oczach. - Możesz mi powiedzieć dlaczego miałbym być choćby miły dla każdego? Dlaczego to nie miałoby być tylko dla tych wybranych do których naprawdę będę czuł właśnie coś takiego? - zamilkłem, mój głos był odrobinę podniesiony, nadal zimny, ale ta pewność tego co mówiłem i moje spojrzenie wwiercające się w szarą myszkę które oczekiwało odpowiedzi były inne niż dotychczas. To była gra, ale odkryłem rąbek czegoś co było częścią mnie.
Dziewczyna wpatrywała się w niego z nutką zainteresowania. Jego odpowiedzi były czasami zaskakujące, a czasami wręcz przeciwnie, proste do przewidzenia. Gdy wspomniał o tym co zrobiła odwróciła wzrok niezadowolona. Mimo wszystko miała kropelkę nadziei, że się nie zorientuje. No ale cóż, zgubiła się, no i co z tego?! Przecież, to nic złego zgubić się! Każdemu może się zdarzyć przecież. Na jego kolejne słowa nawet nie zareagowała, ona wiedziała, że zmieni to. To była ta część prosta do przewidzenia. On chciał ją drażnić, teraz była już tego pewna. Stara się zrobić wszystko, by czuła się niepewnie i żeby zgubiła wątek. Szczerze jeszcze nigdy się jej nie zdarzyło, że gdy wyczytała zachowanie kogoś, zachował się on tak jak ona powiedziała. Ludzie tego nie robią, bo czują się niepewnie, wydaje im się, że każdy ich następny ruch może być z łatwością odczytany. Po jego kolejnych słowach dziewczyna spojrzała na niego i zasłoniła usta powstrzymując się od śmiechu. Tak… ona się śmiała. Nie zależało jej, żeby otworzył się przed nią. Ona wiedziała, że nie przeżył żadnego z tych uczuć, a kiedy już mu się udało, to nie było to wystarczające, nie było to zbyt wyraźnie, nie było za silne, żeby wyryć się w nim. - Wiesz… nie wiem kiedy zinterpretowałeś moje słowa na coś takiego… Cały czas gadasz o tym, że potrzebuje ludzi, ich uwagi, a sam rozpaczliwie wołasz, krzyczysz, by ktoś cię dostrzegł – była dziwna. Chociaż ona dostrzegała cały świat inaczej niż komuś mogłoby się wydawać – nawet teraz, moje zwykłe stwierdzenie odebrałeś jako chęć otwarcia cie, zainteresowania się tobą. Tobie potrzebna jest osoba, która będzie chciała ci udowodnić, że masz uczucia. Może masz nawet nadzieję, że one są w tobie ukryte, ale nikomu nie udało się ich wyciągnąć. Za wszelką cenę chcesz mnie rozdrażnić, dlatego zaprzeczasz wszystkiemu co mówię – po tych słowach zeskoczyła z pieńka i podeszła do niego. Można powiedzieć, że otworzyła się trochę przed nim – ale teraz… pokazałeś, że nie jesteś pustym naczyniem, który chce tylko drażnić ludzi. Może twój głos był zimny… chłodny, ale był również odrobinę zdenerwowany. Złość to też jakieś uczucie, nieprawdaż? – spytała z szerokim uśmiechem. Dopiero teraz zorientowała się co rak naprawdę powiedziała. Jej uśmiech zszedł z jej twarzy, a ona odwróciła wzrok zakłopotana i zarumieniona. Głupio się jej trochę zrobiło.
Ach, wiosno, ach wieczorze! Nic nie smakuje lepiej niż spacer pośród kwitnących, śmierdzących kwiatków, które zapewne występują w każdym romantycznym filmie. Jednak dziś musimy pożegnać się z każdą formą słodkości i dobroci. Chociaż może jednak nie? Może Mistrz Gry w Zakazanej Części Fabularnej będzie miał po prostu dobre serce bo właśnie kończy się pierwszy dzień majówki? Możemy również podejrzewać, że nauczyciel, który właśnie przechadzał się po lesie, zbierając składniki do eliksirów, po prostu nie zauważył tej dwójki. Jednak żyjemy w brutalnym świecie, pełnym zasadzek i nie ma litości! Otóż to, nauczyciel eliksirów, a raczej asystent nauczyciela, który chciał się dostać na tę posadę, lecz jest zajmowana przez długie lata, chciał czymś zabłysnąć. Dlatego też, stając za parką chrząknął głośno. Czy mógłby bardziej zabłysnąć? Załapał mocno dziewczynkę i chłopaka za ramiona. - Przepraszam, czy państwo się zgubili? - spytał, kierując w ich stronę koniec różdżki.
I właśnie o to mi chodziło, szara myszka się zbliżyła, była zaledwie krok może dwa ode mnie i przyszła do mnie z własnej woli. Oczywiście nią pokierowałem, ale to wszystko było częścią planu. Choć nie przypuszczałem że się uśmiechnie w chwili kiedy pozwoliłem jej na tą krótką chwilę poprowadzić, prawie być górą. Kiedy powiedziała to co miała powiedzieć i kiedy zrobiła się czerwona zrobiłem jeden krok w jej kierunku i nachyliłem się nad nią. - Ciesze się że pułapka się udała. Mylisz się, ja nie krzyczę o uwagę i albo o osobę która odkryje uczucia we mnie. Ja dobrze wiem że one są we mnie, a jeśli chodzi o uwagę..to bardziej skomplikowana sprawa. Dzięki niej życie jest ciekawsze, poświęcając komuś uwagę ta osoba robi to samo, choć nie zawsze w ten sam sposób. - dłonią pochwyciłem policzek dziewczyny i odwróciłem w swoją stronę złapałem jej spojrzenie i zacząłem mówić, a kiedy skończę zdanie zamierzałem ją pocałować, miała to wiedzieć cała moja osoba to mówiła. - Zgadza się złość to...- w tej właśnie chwili ktoś mi przeszkodził, chwytając za ramię tak samo postąpił z szarą myszką, zirytowało mnie to i to nie na żarty. Już planowałem sięgnąć po nóż bo idiota mi przecież przeszkodził a tego wręcz nienawidziłem, ale spoglądając na szaty zauważyłem że to jednak pracownik szkolny. Uznałem że jednak się dowiem o co chodzi głupkowi zanim cokolwiek mu zrobię. Dziewczynę puścił celując we mnie różdżką, widocznie byłem większym zagrożeniem i się nie mylił bo pewnie na szarą myszkę nie miałem co liczyć. - Mogę wiedzieć dlaczego pan do mnie celuje różdżką? Jeśli w taki sposób nauczyciele się zwracają do uczniów to zdecydowanie Hogwart nie wyszedł z praktyk średniowiecznych. - wypowiedziałem słowa spokojnie, przecież nie zrobiłem niczego złego tak naprawę. No przynajmniej jeszcze.
Jezuuuu! Jak ja to drażniło, irytowało, wnerwiało i wszystko w jednym momencie! Kiedy wreszcie wydawało jej się, że wszystko w porządku i że chociaż raz udało jej się zapanować nad sytuacją on musiał wszystko zepsuć. A więc wydaje Ci się, że kierujesz mną jak samochodzikiem na pilota? Chyba sobie żartujesz! To są moje decyzje, moje rozmyślenia! Nie są kierowane przez zbyt pewnego siebie dupka, który uważa, że pozjadał wszystkie rozumy! Jeżeli Ci się wydaję, że nadal będziesz się mną bawił z taką łatwością, to się grubo mylisz… Tak była pewna, że uda się jej sprawić, by chłopak nie wiedział, że ona tak postąpi. Wyrwie się z tej jego gry, przewidując jego ruchy o krok! Zresztą… dlaczego on mi się tłumaczy? Mógł pozostawić mi stwierdzenie, że pułapka się udała i zostawić mnie ze świadomością, że przewiduje moje ruchy i kieruje mną jak zabaweczką… po co się tłumaczył? Może po prostu… potrzebował tego. Kiedy chłopak odwrócił jej twarz w jego stronę, a ich spojrzenia się spotkały, na jej policzkach pojawiły się rumieńce. No niee! Sparaliżowało ją! Nie mogła się ruszyć, aż tu nagle pojawił się wybawiciel! Wybawiciel? Aaa! To pracownik Hogwartu! Pani Mary Abney będzie bardzo, bardzo, bardzo zła! A tak bardzo starała się nie wpakować w kłopoty! Wystarczyło tylko, że nie wzięła różdżki i straciła orientację w terenie! A tak w ogóle… to co oni zrobili? Nie żeby Nikola była nadal nieświadoma, że stoi na skraju Zakazanego lasu, a nawet jeśli stoi, to prawdą jest, że się zgubiła i nie miała zamiaru dalej wchodzić! A nawet jeżeli tam stała, to co w tym złego?! Kiedy owa osoba złapała ich za ramiona, spanikowała. Przestraszyła się i skuliła lekko jakby była zwierzątkiem, które podejrzewało, że musiało coś źle zrobić. Gdy padło pytanie chciała przytaknąć, ale pan starający się o posadę nauczyciela wystawił w stronę chłopaka różdżkę. - Proszę poczekać! Przecież nie zrobiliśmy nic złego! A nawet jeżeli zrobilibyśmy coś nie tak, co mogłoby łamać jakiekolwiek zasady, to wystarczy omówić to na spokojnie, a nie od razu grozić różdżką, tak nie powinno się robić! - może była szarą myszką, która bała się z kimkolwiek porozmawiać, ale jeżeli chodziło o to, by komuś pomóc, to mogła być pierwsza. Dlaczego on celował w niego różdżką? Jakim prawem się pytam? Tak jak Avan wspomniał, to jakieś średniowieczne praktyki? Może jeszcze weźmie ich na tortury, co?!
Muszę napisać szybkiego posta, aby mi totalnie net nie padł, więc w razie czego nie płaczcie tam! Asystent zdecydowanie nie był ślepy. Wszak nie przyłapał ich jeszcze w zakazanym lesie, ale kto wie, może właśnie z niego wrócili? Musiałby się poważnie zastanowić, jak to mógł sprawdzić. Nie lubił czegoś takiego jak nauczyciele obrony przed czarną magią zaniedbują przedmiot i nie pokazują uczniom z czym mają tak naprawdę do czynienia. Czy w ogóle wiedzą, że mogli tam naprawdę nie wyjść z tego lasu cali? Różne rzeczy chodzą po ludziach, a los też lubi zaskakiwać. Asystent oczywiście opuścił różdżkę, widząc, że zamiary dwójki uczniów są jak najbardziej czyste. - Mam nadzieję, że tam nie wchodziliście. Odejmuje Wam 5 pkt za bezczelne zachowanie i zapraszam ze mną. - rzekł krótko, przepuszczając tę dwójkę przed siebie i zaprowadzając ich prosto do zamku, w którym ich drogi się rozeszły. - A Pan otrzymuje szlaban, proszę się stawić w gabinecie Adena Morrisa, jak najszybciej to będzie możliwe.
(z racji tego ze A. jest przyjezdnym nie moge mu odjac punktow)
A kogo to obchodzi, że tu wcale nie ma uczniów? No nikogo. Farid miał tu super plan. Chciał ich zabrać do lasu zakazanego i pokazać ładne zwierzątka, a potem może nawet pozwoliłby im porobić foteczki na łizbuka, kiedy oczywiście sam by się odwrócił. Bo przecież ani nie będzie z nimi pozował, ani nic. Przepełniała go wściekłość, że nie mógł nic z robić z tym całym Aaronem. Oby go pochłonęły czeluści diabelskie i więcej go świat nie widział. On - Farid Sherazi, popełnił ten żałosny błąd. Właśnie on. Gdyby to się przytrafiło komuś innemu... Ale nie. On spryciarz i wódz zła został wykiwany przed studenta bez dwóch przednich zębów (zamierzał mu je wybić, wizja z przyszłości). I oto szedł do Zakazanego Lasu na miejsce zbiórki. Ale co? Nikogo nie ma? Na pewno? A oni chcą minus pięćset za same twarze? Może chociaż Lunarni by tu przyszli? Nie? Na pewno? O wy małe... (tu stos niecenzuralnych określeń). No dobra. Zostało jeszcze trochę czasu do rozpoczęcia zajęć. Farid zaczął obracać różdżkę w dłoniach, choć próbował się tego oduczyć. Wszak było to często narzędzie zbrodni, a nie zabawka dla malucha.
Zajęcia nie wybierają, to nie miejsce gdzie idą tylko elitarne jednostki. Obowiązek... Wen niechciany, często omijany szerokim łukiem przez wielu. Ostatnio Pierre też tak miała, zdecydowanie powrót z wakacji nie wpłynął na nią najlepiej. Po tym, jak w tamtym roku słabo zaliczyła, nie miała zamiaru z nikim się spotykać, prowadzić jakiegoś życia towarzyskiego. No ok... Ona nigdy nie prowadziła rozbudowanych relacji. Jednak... W tym przypadku nawet nie za bardzo trzymała kontakt z dziewczynami z dormitorium. Czasem tylko napisała do Soph, by rozmarudzi o tym, jak to wszystko jest beznadziejne. W wolnych chwilach nauka... I oczywiście skrzypce, jej sentymentalne odejście od rzeczywistości, sens jej istnienia, piękno jej umysłu. Dzieliła z nimi duszę... Tę muzyczną i nie tylko. Były niczym jej zmarła matka, która to nieraz w dzieciństwie grała jej na nich do snu. A teraz... Były to dźwięki, którymi chciała otaczać siebie. Tylko siebie. W każdym bądź razie, to teraz należało skupić się na tym cudownym obowiązku edukacyjnym i pomknąć na beznadziejne zajęcia - w końcu żadne na skraju Zakazanego Lasu nie były dobre. Dodatkowo z tak beznadziejnego przedmiotu jak ONSM i z NAJUKOCHASCZYM psorem... Świetnie, kurwa świetnie. W każdym bądź razie ubrała się ciepło, założyła jakieś całkowicie niestosowne obuwie, nie zważając, że idzie do lasu, po czym zrobiła makijaż. Wyglądała zwyczajnie. Tylko smutek w oczach mógłby wskazywać na to, że coś się w niej zmieniło w ostatnim czasie. To już nie to samo zimne spojrzenie. Przyszła na zajęcia... Jako jedyna? No halo, w tej szkole nie ma lekcji indywidualnych... Choć w sumie lepiej dla niej, mniej znoszenia irytujących puchonów. Kto jak kto, ale oni ostatnio irytowali ją co nie miara. Przywitała się z profesorem, po czym czekała na dalszy rozwój zdarzeń. Nie spodziewała się, by zajęcia się odbyły. Czekała raczej na jakieś chore pretensje z serii "Dlaczego nie zabrałaś z sobą swojej kochanej prefekt"... Kochanej i z czym do ludzi. W końcu chyba wszyscy wiedzą jak bardzo nie na rękę jest Cait ten cały slytherin. Niby oddaje idealnie charakter stereotypowego ślizogna... Ale w tej szkole nie ma stereotypów, więc tamte puste lale typu Scarlett tylko ją wnerwiają. Kiedyś je potopi... Wszystkie bez wyjątków
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Po jakimś czasie zaszedł na skraj Zakazanego Lasu. Teraz nasuwa się pytanie, co on tu robił? Po prostu potrzebował jakiegoś miejsca żeby się pozbierać i poukładać fakty, bo tak naprawdę mało pamiętał z ostatnich dni. Wyciągnął sobie jakąś tam kanapkę z serem i zaczął jeść, kiedy jego wzrok przybija sam profesor z uczennicą. No, to będzie ciekawie..., pomyślał. Ej, zaraz,oni wydawali mu się jacyś znajomi.Nie zastanawiając się dłużej podszedł bliżej. - Em, dzien dobry? - powiedział
Ostatnio to życie zmieniało ludzi. Wszyscy jacyś jeszcze rozjuszeni po ostatnich akcjach, a i podnieceni balem. Farid nie rozumiał po co to wszystko. Mieli poprzebierać się za rybki i tyle? W gruncie rzeczy nuda! No bo jak to? Stary poczciwy Hogwart był niegodzien, aby urządzać w nim takie libacje. Cóż ta młodzież wyprawiała? A gdy pojawił się jeszcze Huan Bedau, to już naszego Farida cholera wzieła. - Jak nie masz pojęcia co tu robisz, to zaraz Cię odprowadzę tak do zamku, że po drodze będziesz składał kości. Bez opiekuna nie masz prawa przebywać w lesie. - Warknął, a potem spojrzał na Pierre. - Cóż, nie ukrywam, że się spodziewałem większej grupy. Wszak mieliście posprzątać w lesie i rozpoznać kolejne gatunki zwierząt. Najwidoczniej muszę porozmawiać z opiekunami klas siódmych. - I już wyobrażał sobie torturowanie kolejnych uczniaków, którzy tak działają mu na nerwy.
Pierwsza część zadania kostka parzysta - po przystąpieniu do oczyszczenia terenu bezmyślnie usuwasz jedną z gałęzi drzewa, co powoduje złość nieśmiałka... Chyba masz przeciwnika? Jak sobie z nim poradzisz? - tutaj też kostka 1,4,2 - udaje Ci się pokonać nieśmiałka - 2,3,6 - zostajesz pokonana przez nieśmiałka, a raczej ich zgraję, ale Farid ratuje Cię z opresji jednym machnięciem różdżki i wypomina szaloną głupotę
kostka nieparzysta - i bardzo chciałeś byc dobrym czarodziejem i usunąć pokrzywy plus inne zarastwo, ale okazuje się życie nie jest takie słodkie, bo atakuje cię trzminorek - 1,2,5 - bagatelizujesz owada, ale kiedy ten zaczyna Ci się naprzykrzać machasz rękoma, a ten jeszcze gorzej rozjuszony przywołał przyjaciół co chyba nie jest zbyt dobre... - 3,4,6 - świetnie radzisz sobie z pozbyciem się trzminorka. Duma nauczyciela jest ogromna.
Wieczór taki ponury, ludzi tak mało. Przykro, ale dla Pierre pora idealna. Wiecie w końcu ona jest chora... na smutek, na dumę, na samą siebie. Jej charakter to coś strasznego, niezrozumiałego. Aż się dziwie, że jeszcze nie zdjęłam jej rangi. Ona w końcu jedyne co sobą reprezentuje to reklama najmodniejszych francuskich marek ubrać. Dodatkowo uwielbia perfumy deutche cabana o nieznośnym zapachu bzu i agrestu. A w głowie pustki... Co pokazało świadectwo, ale też jej zachowanie na tych zajęciach. Nie prawie jednak więcej beznadziejnych informacji, które chyba wszyscy o naszej 'niemowie' wiedzą. Wyobraźcie sobie z jakim 'entuzjazmem' Pierre przyjęła myśl o sprzątaniu jakiegoś globalnie obsranego i oszczanego przez wszystko co chodzi, lata lub pełza lasu. No po prostu super zabawa! Zwłaszcza, że jak zawsze ta beznadziejnie uboga szkoła nie zafundowała rękawiczek czy chociażby wora na to świństwo... Bo przecież to takie logiczne, że każdy frajer przychodzący na zajęcia będzie nosił przy sobie zapasy wszystkiego. W końcu w tej szkole tyle psycholi! Nie mniej jednak postanowiła być dobrą uczennicą, w końcu skoro kiedyś nią była, to czemu nie teraz? Podwinęła rękawy, związała włosy i do dzieła. Tu ziemia, tam liście! No po prostu potęga czynów w tej kobiecie wezbrała. Tak bardzo przejęła się swoja robotą, że przy wyrywaniu pokrzyw całkowicie zapomniała o jakimś trzminorku. Odganiała go rękami, by dały jej spokój, ten jednak nie dając za wygrana, przyczepił się do niej. No chciała jak dobrze, a wyszło jak zawsze. Cholerne zwierzęta. No i to o czym myślała się sprawdziło... Zajęcia z ONSM jak zawsze beznadziejne, Farid jak zawsze uroczy, w dodatku musiał przyjść puchon, no tragedia jakaś po prostu, umarł w butach, ta szkoła się stacza niczym głaz z urwiska... To już nawet nie jest powolny, łagodny proces. Ona leci na łep, na szyję, a raczej na wierzę, na podziemia. Nic tylko brać nogi za pas i uciekać, nim to wszystko nie stanie się drugim tytanikiem... Bo wiecie scenariusze najczęściej są smętne.
Huan Bedau
Wiek : 29
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 175
C. szczególne : brunet,oliwkowo-szare oczy,na ramieniu i łokciu ślady kłów po wilkołaku.
Huan spojrzał z nie smakiem na koleżankę i profesora, po czy wziął się do roboty mimo że, bardzo chciał być dobrym uczniem po usuwał pokrzywę inne zielsko,lecz okazało się ze nie spodziewanie zaatakował go nie jaki trzminorek. -No cóż na to puchon może poradzić najprościej jak można po prostu bagatelizował owada ignorując,po kilku chwilach trochę owad zaczyna się naprzykrzać Huanowi machając rękoma aby odgonić od siebie.Owad jeszcze gorzej rozwścieklony przywołał przyjaciół co chyba nie było zbyt dobre -pomyślał. Paskudne owady przyczepił się jak nie powiem co..zawsze coś nie tak,pomyślał o jednej rzeczy która się zawsze sprawdza. -No świetnie dałem rade z pozbyciem się trzminorka. -czy ale duma nauczyciela będzie ogromna?-mruknął pod nosem cicho.
Ponieważ życie zmienia ludzi i każdy szanujący się młody czarodziej musi przejść proces edukacji, to nie pozostaje nam nic innego jak zaakceptować ten fakt i brać garściami z tego, co szkoła przygotowuje, więc niech panna Pierre nie narzeka, bo zawsze mogli ją już w wieku jedenastu lat wysłać na ulicę, by zamiatała chodniki, a Huan Bedau mógł rozdawać gazety dla zamożnych. I tyle by było z ich życia. Ale zamiast tak beznadziejnego losu, dostali oni szansę w postaci dołączenia do wybrańców, którymi niewątpliwie byli uczniowie Hogwartu. To od nich zależały los tak beznadziejnych jednostek jak mugole. Spojrzał spokojnie na Huana, który lepiej sobie poradził z zadaniem niż Pierre. No zdarza się. Wszak faceci to bardziej ogarnięty rodzaj, więc zapewne to był główny czynnik jego powodzenia. Dla kobiet czasem wszystko potrafiło rozpadać się w rękach. Farid machnął różdżką, aby usunąć przeszkodę od Pierre i pokręcił głową szczęśliwy, że za chwilę powinien być koniec zajęć. - Pierre, jutro na moim biurku ma się znaleźć wypracowanie na temat trzminorka. Mam nadzieję, że to nie sprawi Ci tylu problemów zważywszy na to, że w napisaniu takiego wypracowania pomoże Ci Huan Bedau. Skontaktuję się z bibliotekarką, aby was przypilnowała. Jasne? - Spytał zastanawiając się czy praca zespołowa to to, czego oni pragną najbardziej. - Okej. Skończcie to sprzątanie i będziecie wolni. - Wzruszył ramionami, przy czym ruszył na mały obchód, co by zobaczyć czy nie kręci się tu jeszcze jeden przypadkowy uczeń.
1,3,5 - udaje Ci się sprzątnąć wyznaczony obszar przy czym praktycznie nie odniosłeś żadnych ran, wszak zadrapania na rękach da się przeżyć, gorzej gdybyś przewrócił się o ten wielki konar i wylądował na kamieniach. Bądź z siebie dumny, posypią się punkty dla domu! 2,4,6 - Wszystko fajnie i super, ale jednak nie tędy droga. Bo tak gorliwie zająłeś swe dłonie wszystkim i niczym, że aż cóż... Przewracasz się na kamienie, co powoduje powstanie głębszych ran na Twoich dłoniach i kolanach. Cóż... Chyba musisz udać się szybko do Skrzydła Szpitalnego, by się tego wszystkiego pozbyć.