Klasa ta nie różni się niczym szczególnym od innych poza nietypowym wyposażeniem - na tyłach są regały ze starymi książkami mugolskich autorów, przy bocznej ścianie są stoły z niedziałającym laptopem, ekspresem do kawy, małym modelem autobusu, żarówką czy kalkulatorem.
Autor
Wiadomość
Aslan Colton
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 189 cm
C. szczególne : rodowy sygnet na palcu, multum durnych tatuaży
- No, szaleństwo – potwierdził, jednocześnie samemu uświadamiając sobie jak trudne zadanie ich czeka. Co prawda Gazela Nielsen miała w sobie zadatki na psychopatę, co udowodniła już niejeden raz, ale on nie bardzo się znał na sztuce. A i owszem, był oczytany i targany po przeróżnych spektaklach, ale w ramach czystej pokazówki, że Coltonowie to ród doprawdy idealny. Z owych przedstawień Aslan nie pamiętał praktycznie nic, no może poza aplauzem wybudzającym go z drzemki. Z drugiej znowu strony, ostatnimi czasy miał wrażenie, iż jest na skraju normalności, a od szaleństwa dzieli go kilka kroków. I to głównie Freja swoim zachowaniem popychała go ku tej przepaści. – Tak ci szczerze powiem, że niewiele z tej pracy domowej zrozumiałem, a to, co napisałem, nadaje się jedynie do kosza – powiedział cicho, żeby Harrington nie daj Merlinie to usłyszał. Starał się zrobić to dobrze, ale że wyszło jak zwykle to już nie jego wina. Po mugolskim świecie poruszał się po omacku, a przyswajanie informacji na jego temat było trudne – nie ze względu na upośledzenie (które w towarzystwie Krukonki wykazywał), a na to, że musiał przekształcić znane mu do tej pory fakty na coś zupełnie innego. Gdy tylko usłyszał „Pamiętasz jak opowiadałam…” momentalnie zbladł. Zdarzało mu się jej opowieści najzwyczajniej w świecie wpuszczać jednym uchem, a drugim od razu wypuszczać, uprzednio kiwając głową albo komentując o doprawdy fascynujące. Po adnotacji o szafie, skrzywił nieco ryj i wpatrywał się w nią, zastanawiając się w myślach czy może już czasem nie zaczęła odgrywania szaleństwa. Odetchnął z ulgą, kiedy napomknęła o wiedźmie i lwie – no to jako tako kojarzył. Przyjemny dreszcz przebiegł jego ciało, gdy jej dłoń dotknęła aslanowej grzywy. Delikatny uśmiech zatańczył mu na ustach, bo gest ten wskazywał na to, że powoli wszystko między nimi wracało do normy. Względnej. - Uwalnianie swoich dzikich fantazji na mugoloznastwie to nie jest najlepszy pomysł, Nielsen – prztyk w jej stronę był jednocześnie akceptacją owego scenariusza. Mimo nieznajomości tej lektury, słyszał historię o niejakim Aslanie tyle razy, że bez problemu mógł odegrać tę scenę. – Nie wątpię w to, że odegrasz to szaleńcze zabójstwo perfekcyjnie – spojrzał na nią zaczepnie. – Dobra, rozpocznijmy tę szopkę, bo nie mogę się doczekać aż zmartwychwstanę, a potem oberwiesz. Próba odegrania szaleństwa faktycznie wyszła jak szopka – początkowo oboje mocno wczuli się w swoją rolę na tyle, na ile pozwalały im umiejętności aktorskie (a raczej ich brak). Jednak Freja nie potrzebowała dużo, aby w pięknym stylu spierdolić całe przedstawienie swoim perlistym śmiechem. Nie rozumiał co takiego śmiesznego było w tym, że się starał, ale tak jak niezbadane były wyroki boskie, tak do tej pory nie wiadomo co się kryło pod frelową kopułą. Zmierzył ją tylko zdegustowanym spojrzeniem licząc na to, że Harrington doceni jego starania i wypełnione emocjami dialogi. Wszak niełatwo zagrać swoją własną śmierć z rąk Białej Czarownicy aka Freli Nielsen.
Fayette Richerlieu
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 177
C. szczególne : tatuaż ćmy pod mostkiem, magiczna proteza prawej nogi
Poprawiając sznureczki przy dekolcie nie spodziewała się w żadnym razie nagłego dotyku, ataku i zniewolenia. Cała wręcz się zjeżyła z równoczesnego przerażenia i podniecenia czując niespodziewany oddech białowłosej Gryfonki na karku. Dostała gęsiej skórki i nim zdołała coś z siebie wydukać, jej oprawczyni sobie poszła już do klasy pytając czy w ogóle wchodzi. Wystarczyła jej sekunda, aby się otrząsnąć z szoku - dosłownie. Fala loków zatrzęsła się płynnie wraz z jej głową. - Hah, pewnie, że wchodzę. Przy okazji Peril - Zaczęła prostując się, dzięki czemu odzyskała swoją brawurę. - Ty praktycznie zawsze jesteś zmeczona i zła, nie mówiąc o tym jak wyglądasz. - Obrzuciła ją ostentacyjnym spojrzeniem i zaraz na jej buzi wyłonił się uśmieszek psotnego chochlika. Wyciągnęła swoją różdżkę. Złapała delikatnie rękę dziewczyny i przycisnęła do wnętrza jej przedramienia końcówkę. Zaraz pod skórę wlał się magiczny, iluzoryczny atrament tworzący wymyślne logo księżyca, nazwę "Klub Luna" i serię niewielkich run. - Zalecam porządną dawkę oderwania się od problemów życia codziennego. Wpadnij do mojej pracy, powołaj się na mnie przy wejściu, a zapewniam że tam już się porządnie zajmiemy twoimi spięciami. - Wystawiła język mrużąc przy tym oko. -Zmiany zwykle kończę po pierwszej w nocy w weekendy. I odeszła skupiając już w pełni na zajęciach z mugoloznastwa.
Wydawało się, że ten dzień na jednym, czy dwóch szaleństwach się nie skończy. Lekcja ledwo co się zaczęła, zostali porozdzielani do par, wyjaśnione im było zadanie, a dwie kolejne siksy zaczęły wyrywać sobie włosy. Richerlieu naprawdę zaczynała tęsknić za zajęciami stricte z jej grupy wiekowej. Wydawało się, że każdy kolejny, młodszy rocznik miewał coraz to głupsze ewenementy. Fay pokręciła głową nie mogąc powstrzymać zniesmaczenia słownictwem i całym problemem dwójki. Harrington dobrze im powiedział. Upośledzenie idealnie określało tą szopkę. Współczuła tylko Hemah, że będzie musiała się zająć jedną z gówniarek, która to zaczęła. Posłała Śnieżce współczujące spojrzenie nim ta ruszyła za młodą Gryfonką. Gdy sytuacja została zażegnana wróciła uwagą do Yuuko. - Rany, to dopiero był występ, nie? Jestem Fayette! Krukonka ostatniego roku studiów. Nie miałyśmy się jeszcze okazji poznać. - Przedstawiła się z szerokim uśmiechem na twarzy. - Okej. Mamy radość... liczyłam na bardziej wymagającą emocję, a ty? Tańczę, więc aktorstwo jest mi dobrze znane to może zacznę? - Zaproponowała taktownie czekając na jej odpowiedź, po czym przeszła do rzeczy. Wzięła głębszy oddech gestykulując rekami jak w jodze tę czynność, po czym wydech, po którym usta rozszerzyły jej się w szerokim uśmiechu. Otworzyła oczy, aż szklące się od ekscytacji. - Yuuko, nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, że mogę z tobą pracować! - Wyszczebiotała łapiąc jej ręce. - Móc dzielić przestrzeń, powietrze, oraz klasę z tobą. No, aż po prostu, no nie wiem... - Zatrzęsła się z radości. Podskoczyła kilka razy w miejscu i zaklaskała energicznie. W następnej chwili jej cała ekspresja mocno się stonowała i była o wiele spokojniejsza. Popatrzyła na profesora. - To chyba wystarczy na zaprezentowanie radości, co?
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Przynajmniej mógł wyleźć ze szkoły. To nie tak, że z miejsca chciał gdzieś zapierdalać albo po prostu popłakałby się z żalu, że on musi zostać, podczas gdy inni mogą się nieźle bawić, ale tak przynajmniej nie odstawał od grupy. Nie musiał nikomu wyjaśniać, że nie miał jak dostać zgody od swoich, tak zwanych, rodziców. Tak czy inaczej przylazł na tę lekcję i właściwie w ostatniej chwili zobaczył Alise, do której się uśmiechnął, a potem nagle okazało się, ze chuj bombki strzelił i musi się brać za jakieś odgrywanie emocji, co było tak, kurwa, prawdopodobne w przypadku Brewera, jak to, że będzie grzecznym chłopcem. Zmarszczył brwi, bo nie miał pojęcia, z kim jego siostra będzie musiała odgrywać te dziwaczne scenki rodzajowe, a potem zerknął na Aleks i uśmiechnął się do niej zaczepnie, jakby chciał ją zapytać, czy przypadkiem nie ma kurewsko mocnej ochoty na to, żeby go pocałować. - Aktor ze mnie marny - powiedział jeszcze do swojej partnerki, nim zaczęła się jakaś pierdolona, debilna bójka, a on aż parsknął pod nosem. No, kurwa, naprawdę? Jakoś nie zdziwił się za mocno, kiedy zobaczył, kto w tym gównie uczestniczy, a później gwizdnął cicho pod nosem i oparł się plecami o ścianę, bo w takich warunkach to on zdecydowanie smutku odgrywać nie mógł. Jeszcze bardziej parsknął z ubawienia, kiedy okazało się, że panienki wylatują z zajęć, bo to był już chyba jebany szczyt wszystkiego i uniósł brwi, jednocześnie kręcąc głową. Żałosne gówno, nawet nie wiedział, jak należy się lać, żeby cokolwiek z tego wyszło, to było chyba poniżej poziomu jakiegokolwiek dna, kurwa jebana mać. - Dobra, powiedzmy, że teraz jest mi baaaardzo smutno - rzucił, a potem spojrzał w sufit i przyjął minę, którą można było uznać za nieco zmartwioną, spróbował nawet zmarszczyć brwi i w ostateczności spojrzeć na Aleks oczami zbitego szczeniaka, ale to chyba nie szło mu rewelacyjnie, bo naprawdę, w podobnych sprawach był raczej totalnie gówniany. Chociaż nie chciało mu się dołączać do dwóch mądrych panienek, więc próbował coś z siebie wykrzesać, ale nie bardzo wiedział, jak odgrywać smutek. Był tym typem człowieka, który wszystko w sobie kumulował, więc szło mu chujowo. I chyba tylko dobrze, że jeszcze nie załapał, z kim Alise ma być w parze.
______________________
Never love
a wild thing
Yuuko Kanoe
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 166cm
C. szczególne : azjatycka uroda, zawsze na nadgarstku ma bransoletkę z wiecznych fiołków i drugą czarno-żółtą z zawieszką borsuka
Nie spodziewała się tego, że nauczyciel postanowi samodzielnie rozdzielić ich na pary, w których mieli pracować. Może z jednej strony było tak lepiej. Przynajmniej będzie miała okazję do tego, by poznać nowe osoby. Zawsze jakiś plus. Uśmiechnęła się delikatnie na widok podchodzącej do niej Krukonki. Miała nadzieję, że będzie im się dobrze współpracowało. Wolała się nie odnosić do sceny, którą urządziły właściwie na własną rękę dwie dziewczyny, które Harrington wyrzucił z sali za bójkę. Z pewnością nie pochwalała podobnego zachowania, ale swoją opinię wolała zachować dla siebie. Zamiast tego skupiła się na drugiej części wypowiedzi dziewczyny i również jej się przedstawiła. - Yuuko. Pierwszy rok studencki. Miło mi cię poznać - odpowiedziała, a następnie wysłuchała kolejnych słów Fayette. Nie sądziła, że trafi jej się akurat ktoś z talentem artystycznym. Tym bardziej tancerka. Zapewne gdyby tylko miały nieco więcej czasu to zagadnęłaby jeszcze dziewczynę odnośnie jej zainteresowań, ale ta dosyć szybko przeszła do konkretów. I musiała przyznać, że akurat odegranie emocji przez Richerlieu było niezwykle... ekspresyjne. Sama postanowiła postawić na coś o wiele bardziej subtelnego. I choć nie była akurat urodzoną aktorką to jednak miała nieco doświadczenia w tej dziedzinie. I to miejmy nadzieję na tyle, by odegrać odpowiednio całą scenę. - Fayette... - imię dziewczyny opuściło jej usta wypowiedziane miękkim tonem. Zadziwiające było jak jego dźwięki dobrze układały się na języku w czasie mówienia. Wyraźnie rozpromieniła się, spoglądając na dziewczynę, a na jej usta wpłynął radosny uśmiech, który jedynie powiększył się, gdy tylko spojrzała na dłonie Krukonki, które trzymały jej własne. - Też się cieszę, że będziemy razem pracować - stwierdziła, ściskając mocniej ręce Richerlieu z niezwykle rozanielonym wyrazem twarzy. Może nie piszczała ani nie podskakiwała w miejscu, ale przecież radość można przeżywać na wiele różnych sposobów, prawda? I wydawało jej się, że wpatrywanie się w Fayette jak w obrazek było jednym z nich.
Emocja i para: Radość z @Fayette Richerlieu Kość:50 Punkty z DA: 39 Wynik końcowy: 80
Freja Nielsen
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 169cm
C. szczególne : śnieżnobiałe włosy; pojedyncze rzemyki na nadgarstkach
EMOCJA: szaleństwo KOSTKA: 31, frela by sobie generalnie jako – tako poradziła, ale towarzystwo Coltona skutkuje u niej niekontrolowaną głupawką. ROBI CYRK W TEATRZE Z:@Aslan Colton
Nagle pobladła i najchętniej to by rozpłynęła się w powietrzu, bo właśnie zdała sobie sprawę, że jej praca domowa z mugoloznawstwa leżała wygodnie na stoliku tuż przy łóżku. Kompletnie zapomniała ją wysłać. Gdyby emocją do odegrania był szok i niedowierzanie zmieszany z promieniującym wstydem, to może by się załapała na Oscara, statuetkę którą nagradzano najlepszych aktorów w mugolskim świecie. - Ale twoja praca wylądowała w rękach profesora, a on to na pewno doceni. Mój pergamin pokryty tekstem leży w dormitorium – uśmiechnęła się głupio i zrugała w środku za brak zdyscyplinowania. Co jest, Nielsen? Ostatnie miesiące dawały uczniakom ostro popalić pod względem zajęć i zadań domowych, a ona pilnowała wszystkich terminów. Nie dość, że nie wysłała profesorowi odpowiedzi na zadane przez niego na ostatnich zajęciach pytanie, to jeszcze wparowała dziś do klasy spóźniona. Co z tego, że ostatnim razem zabłysnęła swą wiedzą i sprinciarskimi nogami, kiedy teraz drastycznie psuła o sobie opinię na oczach jednego z fajniejszych psorów w Hogwarcie? ECH. - Skup się, Aslan. Muszę odpracować swe dobre imię. – poinstruowała go, nie dając się wciągnąć w potyczki słowne. Była szczerze zmotywowana do jak najlepszego przedstawienia targającego nią szaleństwa. Pokręciła jeszcze tylko głową z dezaprobatą na paplanie jej towarzysza mąk i zabaw, ale jednocześnie uśmiechała się w kierunku Coltona, który natychmiast i bez zbędnego przeciągania wziął się do roboty. - No dalej, mężny lwie. Niech twój hindusi pysk pomoże ci w wymierzeniu mej zacnej osobie gonga sprawiedliwości – zagrzewała do walki, nie mogąc się doczekać wspaniałych rezultatów ich owocnej pracy. Przyjęła dostojną pozę, wyprostowała wszystkie możliwe kręgi, jakby ktoś jej włożył kija w kuper i z zamiarem przejścia z władczości w chaotyczną rozpierduchę miała rozpocząć spektakl spierdolenia, w którym to wymierzyłaby targana wymaganym SZALEŃSTWEM sprawiedliwość aslanowej posturze. Przymknęła oczy, uniosła brodę i zaczęła przedstawienie: - Oto ja, Freja z rodu Nielsenów, Pierwsza tego imienia, Niezamrożona, Królowa Bergen, Królowa Sandałów, Hinduusi Wielkiego Morza Obrywaczy, Wyzwolicielka z Cymbalionu, skazuję ciebie, Aslanie Coltonie… – Tu pozwoliła sobie uchylić powiekę, aby stwierdzić, że Aslan patrzy na nią z najwyższym skupieniem, starając się zachować powagę, której pokłady spierdzielały szpagatami równie szybko, jak on sam gdy dziś zasuwał na zajęcia. Nie mogła tego nie skomentować atakiem śmiechu, który wyrwał się z jej płuc i zaskutkował łezkami rozbawienia. Oczywiście zaraz oberwała, bo Aslan wkurzony zarzucił jej, że wszystko spieprzyła, a przecież tak dobrze im szło! Później roześmiała się raz jeszcze, głównie na wspomnienie wydarzeń sprzed chwili, choć Colton z należytą powagą próbował zaprezentować swe auchałomienie. - Przepraszam – powiedziała, ledwo dysząc. Potem faktycznie na miarę swych żenujących możliwości dali popis szaleńczego uniesienia. Dramatyzm przenikał agresję, kwieciste dialogi opuszczały ich rozedrgane usta, a Frela po zaprezentowaniu szaleństwa niosącego jej ciało w epileptycznym ataku spojrzała dumnie w kierunku Harringtona, mając nadzieję, że ten doceni ich starania.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Pochłaniała ciastka w iście ślimaczym tempie, uciekając myślami daleko od sali. Daleko od Hogwartu. Daleko od Anglii. Wędrowała, sama nawet dokładnie nie wiedząc gdzie, przeskakując z jednego tematu na kolejny, wracając do wspomnień z dzieciństwa i wydarzeń mających miejsce wcale nie tak dawno. Wszystko i zarazem nic. Znajdowała się w tym dziwnym stanie otumanienia, w którym nic dokoła nie było w stanie przywrócić jej do rzeczywistości. Tkwiła tak zawieszona w czasoprzestrzeni, dopóki jakimś cudem nie została ściągnięta na ziemię przez głos. Zamrugała. - Hej - odpowiedziała, prawie krztusząc się ciastkiem, które przed przywitaniem szybko przełknęła. Odkaszlnęła. - Dzień bez ciastek to dzień stracony. - wzięła kolejne i je ugryzła, zerkając na @William S. Fitzgerald z miną mówiącą, że doskonale wie, po co przyszedł. - No weź, jestem Puchonką. Śmiesz wątpić, że ich nie zjem sama? - uniosła brwi, ale kącik jej ust drgnął i po chwili podsunęła foliową torebeczkę chłopakowi. Niech się częstuje, na zdrowie. Nie była z tych, co to by komuś żałowali. Przecież jakby nie patrzeć to specjalnie wzięła więcej, a w dormitorium czekało jeszcze schowane pół pudełeczka. Mamusia rozpieszcza i później się dziwi, jak dzieci proszą o więcej wychodzących spod jej ręki wypieków. Co za szczęście, że Puchonka miała dobrą przemianę materii i mogła zjeść tyle, ile chciała, a nie było tego po niej widać. Wcisnęła Ślizgonowi jeszcze jedno ciastko, kiedy nauczyciel wszedł do sali, co oznaczało koniec rozmów. I początek lekcji, na której, jak się za chwilę dowiedzieli, mieli bawić się w aktorstwo. Nie była tym specjalnie zachwycona, bo udawanie kogoś lub czegoś dla śmiechu i z własnej woli to coś innego niż kiedy ma się to narzucone. A już kiedy okazało się, że jest w parze z Brewerem, skazała całe zadanie na porażkę, przynajmniej ze swojej strony. Ma odgrywać smutek? Chyba nie tym razem. - To nie jesteś sam, też się nie nadaję do takich rzeczy - odparła i zaplotła ręce na piersiach. Mogła przysiąc, że wiedziała o czym pomyślał, kiedy posłał jej uśmiech,bo sama też wróciła na chwilę do tamtego momentu na Celtyckiej Nocy, ale jej uwaga szybko została odwrócona przez jakieś dzikie krzyki. Co było nie tak z tym dniem? Patrzyła z rosnącą niechęcią na dwie dziewczyny, które zaczęły ze sobą walczyć. Serio, na lekcji? Nie mogły chociaż zrobić tego wcześniej? Zajęcia wcale nie zaczęły się tak dawno, więc wybrały sobie złą porę na takie zabawy. Korzystając z zamieszania, wyciągnęła z powrotem woreczek z ciastkami i zaszeleściła nim przed Maxem z pytaniem, czy chce. Sama wpakowała jedno do buzi i zdążyła je pochłonąć, zanim nauczyciel cokolwiek by zauważył. Przynajmniej miała taką nadzieję. - Wyglądasz jakbyś właśnie prosił profesora o pozwolenie na wyjście do łazienki - prychnęła, widząc jego minę. Chociaż może nie powinna była tego robić, bo sama pewnie nie poradzi sobie lepiej. Mogła nawet zaśpiewać, zatańczyć, dając tym samym popis swoich marnych umiejętności, cokolwiek, tylko nie aktorstwo. Pocieszało ją jedynie to, że nie musiała tego robić przed całą klasą, a tylko jedną osobą. Popatrzyła na podłogę, odetchnęła i starała się przywołać na twarz wyraz, jakby się miała zaraz rozpłakać. Tyle że chyba bardziej to wyglądało, jakby zaraz miała zwymiotować.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Oczywiście Tori musiała się wiercić i ból po jaskini odezwał się znowu. Przeklęte węglowe świetliki i pierdolona maść, która wcale tak dobrze nie działała. Czy on kiedyś doczeka dnia, gdzie nie będzie musiał się pierdolić z jakimiś urazami? Nie było czasu o tym teraz myśleć. Zacisnął zęby i odprowadził dziewczyny wzrokiem. Co je napadło, do chuja Merlina? -Przepraszam profesorze, to się nie powtórzy. - Grzecznie wrócił do swojej pary, by wznowić ćwiczenie. No teraz to już na pewno się nie skupi. Nie z tą bolącą nogą. Nie z tym, co przed chwilą widział. -Wybacz zamieszanie. - Odezwał się do swojego lekcyjnego partnera. -Kontynuujmy. - Chciał wykonać to zadanie jak najlepiej i naprawdę się skupić. -Ale, jak to śmiertelnie chory? - Próbował wczuć się w klimat ich scenki, ale nadal wychodziło sztucznie i sztywno. -Ile czasu mi zostało? - Chciał przyłożyć sobie rękę do twarzy, ale zamiast tego dziabnął się w oko. Zaklął w myślach, żeby nie kusić losu. To zdecydowanie nie był jego dzień...
Zastanawiała się cały czas, czym będą się zajmować. Najbardziej jednak intrygowało ją to wyjście poza zamek, bo musiała przyznać, że nie była w stanie wyobrazić sobie, czym mogą się zajmować. Czyżby profesor chciał zabrać ich gdzieś do mugolskiego świata i pokazać im chociażby kino? Jeśli tak, to Victoria z całą pewnością będzie tak podekscytowana, że raczej w miejscu nie usiedzi. Na razie to było tylko gdybanie, przypuszczenia i nic więcej, więc starała się na tym nie koncentrować, a gdy tylko pojawił się profesor, z miejsca wysłuchała, co miał do powiedzenia i pomachała do Darrena, do którego zaraz podeszła. - Nie jestem pewna, czy... - zaczęła i w tym właśnie momencie okazało się, że jakaś Gryfonka ze Ślizgonką postanowiły urządzić sobie zapasy w budyniu. Victoria wzięła głęboki oddech, już zamierzając interweniować, jak na prefekta przystało, ale profesor był szybszy. Widać wyraźnie nie życzył sobie podobnych, dziecinnych zachowań na swoich zajęciach i Brandon wcale się temu nie dziwiła. Odrzuciła dość wściekle włosy na ramię, spojrzała ponownie na swojego partnera i pokręciła głową z niedowierzaniem, bo naprawdę, ktoś był na tyle szalony, żeby robić podobne rzeczy? To jej się w głowie nie mieściło! - Miał być strach, a zaraz wyjdzie mi gniew albo irytacja - powiedziała do chłopaka, zaraz jednak machnęła ręką, starając się przy okazji skoncentrować. Gra nie była łatwa, a już na pewno nie dla kogoś takiego, jak ona, ale skupiła się na swoim największym lęku. Woda, której się bała, z całą pewnością spowodowała, że Brandon pobielała, a jej twarz stężała. Przypomniała sobie przygodę pod mostem, naprężyła mimowolnie wszystkie mięśnie i otworzyła szeroko oczy, niczym królik, który wietrzy drapieżnika. Może nieco zbyt mocno starała się podkreślić te swoje działania, ale na pewno daleko było jej do profesjonalnego aktora i aż trudno było jej dobrać odpowiednio emocje do tego, co chciała pokazać.
______________________
they can see the flame that's in her eyes
Nobody knows that she's a lonely girl
Maximilian Brewer
Wiek : 22
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy, blizna w kształcie kluczy tuż nad sercem, runa jera na brzuchu
Nie było trudno zgadnąć, o czym właściwie pomyślał. Ba, to w gruncie rzeczy było boleśnie oczywiste, ale nie było sensu o tym gadać. Nie traktował tego jakoś niesamowicie serio, nie sądził również, by dla niej to było tak istotne, tak więc ostatecznie zarzucił tę kwestię, tym bardziej że w tym całym zamieszaniu został poczęstowany ciastkiem, co przyjął z przyjemnością. Wsunął je do ust, bo co się, kurwa, miało marnować, a później próbował odegrać tę swoją scenkę, ale na pewno wyglądał jak skończony debil, nic więc dziwnego, że na jej uwagę parsknął z ubawienia i rzucił cicho, że dokładnie o to mu chodziło, bo aż z wrażenia ma chęć się posikać, po czym wywrócił oczami. - Chyba zjadłaś za dużo tych ciastek. Ale jak chcesz rzygać, to sobie wybierz jakieś inne miejsce - rzucił w stronę dziewczyny, wyraźnie rozbawiony jej miną, czy co ona tam próbowała zrobić i westchnął ciężko, poważnie żałując tego, że profesor nie powiedział, że mogą już przestać. - Dobra, spróbuję jeszcze raz, ale chyba nie ma sensu się wysilać - stwierdził jeszcze i wzruszył ramionami, po czym próbował zrobić smutną minę, wyszło mu jednak coś podobnego do gęby Flynna Ridera, gdy ten próbował przekonać Roszpunkę, żeby go wypuściła. Kurwa, ale emocje, ale aktorstwo, nie ma co! Zdawał sobie sprawę z tego, że pewnie wygląda bardziej, jakby mu coś tutaj w chuj śmierdziało, ale nie wiedział, co miałby jeszcze zrobić. - Dobra, poddaję się. Dawaj jeszcze raz.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Obserwowała chłopaka z wyraźnym zmartwieniem wypisanym na twarzy. Gdyby znali się bliżej pewnie przytrzymałaby go, wsparła, pomogła w jakiś sposób, ale nie chciała naruszać jego przestrzeni osobistej, tym bardziej, że dziwny atak powoli zdawał się osłabiać. Czuła się źle, nie mogąc nic w tej sytuacji zrobić. Może faktycznie powinna nieco bardziej skupić się na tym nieszczęśliwym uzdrawianiu? Choćby dla takich własnie sytuacji? Kiedy zdawało się, że chłopak wraca do siebie odetchnęła z ulgą. - Jakbyś czegoś potrzebował to mów... - Dodała tylko, tak na wszelki wypadek, żeby Felinus wiedział, że w razie potrzeby jest do jego dyspozycji i bez dodatkowych uwag czy niezręcznych pytań, uśmiechnęła się do niego ciepło i wróciła do tematu zajęć. - Wiesz co, to nie tak, że nie lubię. Po prostu jestem w tym tak kiepska jak to tylko możliwe... W każdej dziedzinie... - Przyznała z rozbawieniem, wspominając swoje próby zderzenia się jakąkolwiek formą działalności artystycznej. -Ale chętnie podziwiam innych przy pracy i bardzo im zazdroszczę talentu - Dodała jeszcze z uśmiechem, krzyżując spojrzenie dwóch par czekoladowych oczu. Powinni zacząć pracować, zamiast rozmawiać, ale jakoś nie wiedziała jak się za to zabrać i od czego zacząć. - A ty na co innego miałeś nadzieję? - Dorzuciła jeszcze, autentycznie zaciekawiona, przypominając sobie słowa, które wypowiedział chwilę wcześniej, by odwlec jeszcze na chwile moment kompromitacji swoimi aktorskimi zdolnościami (albo raczej ich brakiem). Poza tym liczyła trochę, że to on zacznie tą dziwną zabawę w teatrzyk. Dziwiła ją ta tematyka zajęć, bo nie widziała w tym nic szczególnie mugolskiego. Przecież czarodzieje też mieli swoje przedstawienia i aktorów! Rzadko marudziła na lekcje, zazwyczaj grzecznie wykonywała polecenia, ale tym razem najzwyczajniej w świecie zaczęła się stresować. Pewniej by się czuła w parze z Violą, ale tym razem nie było im dane współpracować.
Aleksandra Krawczyk
Wiek : 22
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162cm
C. szczególne : Podłużna blizna przy prawym obojczyku; pierścień Sidhe na palcu;
Wywróciła oczami na uwagę o wymiotowaniu. Czyli rzeczywiście szło jej beznadziejnie, może nawet jeszcze gorzej, niż jej się wydawało. Najwyraźniej wyglądało to zupełnie inaczej niż w głowie Puchonki, gdzie naprawdę wyobraziła sobie wyraz twarzy, który miała przyjąć. Albo zwyczajnie wmawiała sobie, że jest dobrze, podczas gdy w głębi serca czuła, że wcale nie jest i potężnie mija się z prawdą. - Spokojnie, nie będzie takiej potrzeby - odpowiedziała z przekąsem i splotła ręce na piersiach. Nie zamierzała rzygać ani teraz, ani za pięć czy piętnaście minut. A gdzie by tam, czuła się bardzo dobrze, w innym wypadku w ogóle nie byłoby jej na tej lekcji. Mimo wszystko nie żałowała przyjścia. Tylko, na róg buchorożca, zaczynała ją frustrować ta sytuacja, że nie potrafiła podołać wyznaczonemu zadaniu. Oczywiście spróbowała dopiero raz, ale coś czuła, że im dalej, tym wcale nie będzie lepiej. Dlaczego musiał im się trafić akurat smutek? Całe życie chodziła z bananem przyklejonym na twarzy, a tu nagle musiała wykrzywić kąciki ust w przeciwną stronę, co wcale nie było takie proste, do zrobienia tak o, na już - pstryk i koniec. Kiedy przyszła jej kolej, nie wpadła na żaden lepszy pomysł, który mógłby jej pomóc zrealizować zadanie, więc palcami wskazującymi po prostu pociągnęła kąciki ust w dół. Komedia czy dramat? Może jednak powinna przemyśleć zmianę planów na przyszłość i pójść w kierunku aktorstwa? Oh tak, już to czuła! Ta publika, która wpatruje się w nią świdrującym wzrokiem, tylko czekając na najmniejsze potknięcie, aby potem wypominać je latami... Marzenie. Tyle że chyba nie jej. - Skończyłam. Dziękuję za uwagę, to był smutek roku, następny pokaz prawdopodobnie nigdy. - prychnęła, bo już nie wiedziała, od której strony zabrać się za odgrywanie tej emocji. Jedyne, co przemknęło jej jeszcze przez głowę, to szczypanie się w rękę, dopóki nie wywoła łez, ale wolała uniknąć robienia sobie krzywdy, nawet krótkotrwałej, bo przecież ślady znikną, a ból minie. Ile by dała za zamianę smutku na chociaż złość.
Morgan A. Davies
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 162
C. szczególne : skórzany plecak, nieodłączne bransoletki
'Nie możesz mi tak robić' my ass. W momencie, którym to on bezczelnie pocałował ją, kiedy zaprowadziła go do sali, jego słowa brzmiały co najmniej nie na miejscu. Były prawie tak złe, jak samo ich zbliżenie przy tak dużej grupie świadków. - Ostrożnie, bo jeszcze Cię posłucham. - kąciki jej ust drgnęły jakby w zapowiedzi uśmiechu, który chwilę później wykwitł na dobre na jej twarzy. Raczej nie zapowiadało się na to, by w tej kwestii brała do siebie jego złote rady, czy prośby ocierające się o zakazy. Zamknęła oczy i pokręciła głową. Ah, zakazy. - Większego szaleństwa już chyba tutaj nie zobaczymy. - podsumowała wysiłki tłukących się, a następnie wypie-roszonych z sali dziewczyn, kiedy już przeszli do pierwszej części lekcji. Nie była zbyt dobra w aktorstwo. Jeżeli już uprawiała sztukę, była w niej przede wszystkim szczera, posługując się tym, co czuła rzeczywiście, a nie wyobrażeniami o uczuciach. Jak niby miała teraz zagrać, by nie zdradzić się z czymś osobistym? Zanim zaczęła, pokazała profesorowi swoją zgodę od rodziców na opuszczanie murów szkoły pod opieką szkolnych pedagogów. - Słuchaj, Marlon, nie potrzebujesz tej ręki! - wyrzuciła z siebie podniesionym, roztargnionym głosem, być może poniekąd faktycznie haczącym o lekki obłęd. - Obydwoje jesteśmy głodni. Tak BARDZO CHOLERNIE głodni, Marlon. Rozumiesz, Marlon? Przecież też to czujesz. - namawiała, obchodząc Swansea dookoła i uważnie przyglądając się jego lewemu przedramieniu, przy tym robiąc to z dość wyraźną pasją. - Z jedną ręką nadal będziesz mógł być świetnym pałkarzem! PO CO CI DRUGA, MARLON?! Zjedzmy ją! - rozpaczliwe wołanie o zaspokojenie głodu w oczekiwaniu na bardzo domniemaną, nadchodzącą pomoc mogło wydać się równie śmiesznym, co przerażającym aktem, ale chyba właśnie o to chodziło. - Zjedzmyy - wyszeptała mu do ucha teatralnym szeptem, a na koniec go w nie ugryzła, choć akurat w tym nie było już grama aktorstwa. Ale nikt nie musiał o tym wiedzieć, prawda? Zachichotała z chuligańską satysfakcją.
Kość: 48 -> 50 Kuferek: 31, więc mam bonus +15. Wynik: 65 Emocja: Szaleństwo Para: @Elijah J. Swansea
Ostatnio zmieniony przez Morgan A. Davies dnia Nie Maj 24 2020, 00:06, w całości zmieniany 1 raz
- WOAH! Ale czad! Ale czad! Ale czad! – podekscytował się na opis pierwszego zadania, które przygotował dla nich Harrington. Liam uwielbiał aktorzenie, ale sympatia nie szła w parze z talentem. Niestety brakowało mu umiejętności w tej sztuce. Był to główny powód, dla którego nigdy nie pchał się do szkolnego kółka teatralnego… jego gra za każdym razem wychodziła jak przerysowana parodia… ale hej! Przynajmniej zawsze dobrze się bawił na tych swoich kabaretach! Humor trochę stępiła mu ostatnia zasada profesora. Opadły mu witki. - Onieeeee! – zrobił podkówkę z ust, obracając się w stronę @Virgil H. Turner. Było mu szkoda, że nie spędzi z chłopakiem więcej czasu, skoro już wyczaił go na lekcji i miał okazję trochę pogadać. – A chciałem zaprezentować ci swoje DOSKONAŁE umiejętności aktorskie! – wygiął się w tył, kładąc wierzch dłoni przy czole, układając się w absurdalnie dramatyczną pozę nadobnej dziewicy chwilę przed omdleniem. Wyszło mu okropnie pokracznie i omal się na tyłek nie wywalił, co skwitował chichotem. Zatuszuj fail śmiechem; najlepsza metoda. – Okej, może nie „doskonałe”, ale jak nie mam problemów z równowagą, to idzie mi dobrze, słowo! Złapiemy się po lekcji, okej? – uśmiechnął się wesoło do Ślizgona i zaczął szukać wzrokiem dziewczyny, do której został przydzielony.
Było mu przykro, że rozdzielono go z Virgilem, ale jednocześnie cieszył się, bo nigdy nie miał okazji porozmawiać z "Bonnie Webber" – a przecież była Puchonem! Znajomość wymagana! Ciekawiło go dlaczego częściej nie widywał jej na korytarzu czy w pokoju wspólnym. Czyżby była przyjezdna? - Hej! Jestem Liam! Cooo… co w sumie wiesz, bo Harrington właśnie wyczytał moje imię tuż obok twojego… - poczuł ten error w swojej głowie, przez sekundę wyglądając jak zbity z tropu szczeniak. Szybko zaśmiał się wesoło na ten – kolejny już dzisiaj – fail i gładko przeszedł dalej, udając, że nic się nie stało. – Ale! Nie mieliśmy okazji wcześniej pogadać! Także miło mi się poznać! – dopiero jak skończył trajkotać w typowym dla siebie stylu, zauważył, że… Merlinie najsłodszy, ta dziewczyna się go bała? Zamrugał nieco zaskoczony na postawę dziewczyny, ale absolutnie nie zamierzał z niej szydzić czy mieć wobec niej jakiekolwiek pretensje. Hej, każdy był inny i Bonnie może po prostu była taka turbo nieśmiała? Albo bardzo nie lubiła aktorzyć…? Gdyby dopiero co się nie poznali, zdecydowanie wziąłby ją na ręce, przytulił jak pluszowego misia i poszedł pokazać kolekcję pokemonowych figurek na rozluźnienie… a miał naprawdę uroczego Pikachu, więc był pewien, że dałby radę uspokoić ją od razu. Jak miał ogrywać wstręt, gdy Bonnie była taka wystraszona? Z początku chciał rozegrać to jako chłopczyk z przedszkola, który mówi „fuj, dziewczyna!”, gdy pani każe im się ze sobą bawić, ale chyba nie miał serca kierować do niej żadnych obelg. Więc wpadł na coś głupszego. Przygotował różdżkę i wypluł nią zaklęcie na podręcznik od mugoloznastwa. Bonnie mogła usłyszeć, jak ze słów chłopaka wydobywa się Priopriari, a następnie kraniec pokrętnie ubarwionego patyczka Liama wykonuje kilka drobnych okrążeń w jego ręce. Starał się zmienić kształt książki na nieco bardziej okrągły i dodać naokoło niej zdobioną ramę. Nie chciał czarować w nieskończoność, więc wyszło dosyć prowizorycznie, ale nawet estetycznie. Następnie z uśmiechem machnął po raz drugi, tym razem wypowiadając Speculum Morfio. Chropowata faktura zdobionej, zaokrąglonej książki natychmiast wygładziła się i przemieniła w szklaną powierzchnię, odbijającą wszystko, co znajdywało się przed nią. Stworzył lustro. A później, posłał ostatni przyjazny uśmiech w stronę Bonnie, zapowiadając, że za chwilę zaczyna grę. No i cóż… popłynął. Rzucił się w dramatycznym odruchu na kolana (z cichym „auć”, bo chyba wczuł się za mocno… ale szybko wrócił do gry, naprawdę!), wyciągając przed siebie lustro, trzymane oburącz. - DLACZEGO. OH. DLACZEGÓŻ TO LOS UCZYNIŁ MNIE TAK BRZYDKIM?! – wydarł się na całe gardło, patrząc z niesmakiem na swoje odbicie. – Nienawidzę siebie… nie sądziłem, że można czuć do swojego ciał tak wielką… ee… ODRAZĘ! – stuknął palcem w szklaną powierzchnię, marszcząc brzydko nos z obrzydzeniem. – Nic dziwnego, że nie chcesz mieć już ze mną nic wspólnego moja… ee… yy… córko? Żono? – zerknął na Bonnie, próbując wciągnąć ją do zabawy i nieco nakreślając fabułę. Chciał ją zachęcić, żeby zaczęła wstręciuchować sobie na niego, ale szybko wypadł z gry, bo rozśmieszył sam siebie. – O matko… pfffft-! – parsknął śmiechem, ledwo zdążając zasłonić usta dłonią. – Jak jesteś jednocześnie i moją żoną, i córką, to ja się nie dziwię, że czujesz do mnie wstręt! – i nie wytrzymał. Zaśmiał się wesoło, czyniąc swoją grę tylko bardziej kabaretową, niż była. Niemniej po chwili uciszył się i wrócić do patrzenia na siebie z odrazą, co jakiś czas posyłając przyjazne spojrzenie Bonnie, chcąc zachęcić dziewczynę do zabawy. Był nawet gotów oddać jej lustro, gdyby tylko tego chciała. A później wychylił się nieznacznie w stronę @Vittoria Sorrento i @Katherine Russeau, zerkając wpierw z podziwem, jak genialnie udawało im się rozgrywać złość. - Wow, ale mają talent, nie? – rzucił do Bonnie, po czym zobaczył, że dziewczęta zaczynają się bić i doszło do niego, że to chyba jednak nie była gra. – Oh-… ojej-.. – posłał nieco pocieszający uśmiech w stronę @Hemah E. L. Peril, która musiała na chwilę oddelegować się z lekcji, a przynajmniej oderwać od ćwiczeń. Wrócił zaraz myślami do Puchonki, skupiając się na zadaniu.
Kostka:linkowałam wcześniej, teraz przypominam, że miałam 78, ale z racji, że Bonnie to beznadziejny aktor to zaniżyć najlepiej to jakichś 20stu (nie mam pojęcia do ilu dokładnie :v)
Liam okazał się bardzo sympatycznym Puchonem, jednak nie potrafiła uśmiechnąć się tak szczerze i szeroko jak on skoro skręcała się z obaw przed odgrywaniem akurat tej emocji. W gardle rosła wielka gula przez co nie wiedziała, że głos ją z pewnością zawiedzie. - M-mi też miło cię poznać. - wydukała, bo nie chciała wyjść na nieuprzejmą zołzę. Przygryzała kącik ust i skubała kawałek rękawa, żałując, że nie potrafi wykazać się żadną inicjatywą ani inwencją twórczą. Musiała zrzucać wszystko na tego chłopaka i chciało jej się płakać z powodu swojej bezużyteczności. Zainteresował ją jednak procesem czarów i dzięki temu wyrwał z fiksowania się na punkcie swoich wad. Nie skomentował w żaden sposób jej postawy i braku pomysłów, a po prostu popłynął. Stała sztywno, ale wpatrywała się w niego z szeroko otwartymi oczami, bowiem poruszał bardzo drażliwy temat i czuła, że robi się jej słabo, gdy zaczął opowiadać o odrazie i własnej brzydocie. Tyle dobrego, że nie skierował jej na nią, ale też sam siebie krytykował... musiała powtórzyć sobie jakieś milion razy, że on tylko udaje. Przypomniała sobie, żeby oddychać, co też od razu uczyniła i dobrze, że to zrobiła, bowiem za moment ona miała wejść "w rolę" żono-córki, co wywołało niekontrolowane drżenie jej ust. Parsknęła śmiechem w tym samym momencie co on, co tym samym znacząco rozładowało jej napięcie. - Wolę być... żoną, bo na córkę musiałabym pić eliksir odmładzający. - palnęła, choć przecież ta wypowiedź była trochę bez sensu. Odchrząknęła. - T-tak... - przytaknęła co do talentu gryfonki i ślizgonki, ale całkowicie nie zwracała na nie uwagi, bowiem musiała się zebrać w sobie i zmobilizować, aby poudawać jakikolwiek wstręt. Wzdrygnęła się na samą myśl. - Ale... współmężu, co t-ty... pleciesz, waść odłożyć to... wst... wstrętne zwierciadło. Czyż szeptucha nie mawiała, że to... zaklęte... przeklęte... och... - starała się całą sobą, naprawdę próbowała się przełamać i kosztowało ją to wiele nerwów. - ... zwierciadło...? - świadoma słownego powtórzenia poczerwieniała i schowała twarz w dłoniach. - Przepraszam. - wydukała do chłopaka i marzyła o tym, aby zapaść się pod ziemię i nigdy stamtąd już nie wychodzić. Jej umiejętności aktorskie były żenujące.
Shawn A. McKellen II
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 186cm
C. szczególne : hipnotyzujący wzrok, naszyjnik i sygnet z emblematem rodu.
Uśmiechnąłem się porozumiewawczo do Violi, usłyszawszy, że z nią byłem w parze i będziemy pracować razem. Znaliśmy się z treningów, byliśmy również w tym samym domu, ale gdyby się nad tym zastanowić, nigdy nie miałem z nią żadnej „prywatnej” rozmowy w cztery oczy. Może kiedyś się to zmieni, teraz aczkolwiek musieliśmy skupić się na postawionym nam zadaniu. Gra w emocje była jedną z najbardziej podstawowych rozgrzewek, jakie prowadzono w teatrze, a przynajmniej ja miałem takie doświadczenia. Sześć podstawowych emocji było powszechnym wyborem, nie zdziwiłem się, gdy pojawiły się również i tutaj, nie oczekując nie wiadomo jakich rewelacji i dopieszczonych szczegółów od nauczyciela mugoloznawstwa, który najpewniej sztuki nie wykładał. Choć jakby się tak zastanowić, znalazłby tam swoje miejsce – zawsze jest deficyt na role rzucanych karłów. Ponadto, do tych podstawowych uczuć, zostało dodane szaleństwo, którym mieliśmy się z Violą zająć. Odpłynąłem na chwile, badając w swoim umyśle multum opcji, które mogliśmy przerobić, choć mieliśmy to jedno ograniczenie – musieliśmy to przedstawić w jednej scence, kiedy szaleństwo często było wypadkową wielu wydarzeń i scen. Rzadko kiedy ktokolwiek uciekał do nagłej przemiany w ten sposób, a jeszcze rzadszym było, żeby zrobił to dobrze. Tak więc musieliśmy mocno się zastanowić nad samą inspiracją i pomysłem, który chcieliśmy wpleść w życie. Może było to odrobinę nieuprzejme z mojej strony, że tak odleciałem, kompletnie pozostawiając Viole bez jakiegokolwiek słowa wyjaśnienia, ale zaraz wróciłem do żywych, z płomiennymi iskierkami w oczach, mówiącymi, że miałem jakiś pomysł. Bo owszem, miałem. - Ej słuchaj… – tutaj przerwałem, to był ten moment, kiedy sobie uświadomiłem o mojej chwilowej „nieobecności” – a tak.. sorrki. W każdym razie mam pomysł. – Następnie wyjaśniłem jej cały koncept osoby uzależnionej, szaleńca i „skarba”, tego od kogo jest protagonista uzależniony. Po uwzględnieniu jakiś podstawowych detali, zaczęliśmy odgrywać scenkę. Jak zwykle, przed samym wcieleniem się w postać, zamknąłem oczy i „medytowałem” przez dobre trzydzieści sekund. Nagle kucnąłem, rozglądając się z przerażeniem w oczach po całym pomieszczeniu, wpatrując się w martwą przestrzeń i dysząc ciężko, w przekonaniu, że jestem ścigany. - Och, Merlinie! Cóż ja pocznę, gdzie skryć mogę się, by pan mój i władca okrutny nie objął mnie swoim spojrzeniem? Jestem martwy, jestem żywy, jestem żałosny, jestem piękny! Cóż ja mam począć? – Wyszeptałem teatralnie w eter, następnie udając, jakbym usłyszał kroki, których w rzeczywistości nie było, stłumione głosami innych grup, które miały swoje zadania i pomysły do wykonania. Mi dzisiaj szło nadzwyczajnie gładko i lepiej niż normalnie, każdy gest wydawał się autentyczny i wiarygodny. W ostatniej chwili, zanim to Viola miała zagrać swoją część odegrałem jeszcze uczucie rozpaczy i starałem się na czworakach ukryć za niewidzialnym obiektem.
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wyglądało na to, że miała współpracować tym razem z McKellenem. Może i nie bardzo miała okazję do tego, by jakoś szczególnie rozmawiać z nim na osobności, ale na boisku jakoś się dobrze zgrywali. Jak cała krukońska drużyna, więc zapewne i z tym zadaniem sobie wybitnie poradzą. Nie miała jakiegoś wybitnego doświadczenia aktorskiego choć oczywiście udało jej się odstawić kilka szopek samodzielnie. W zasadzie jakby o tym pomyśleć to zapewne było kilka sytuacji i ról, w których zdecydowanie mogłaby się odnaleźć. Nie miała nic przeciwko temu, że chłopak zdawał się zaginąć gdzieś głęboko we własnych myślach. Głównie dlatego, że sama w tym czasie starała się coś obmyślić, ale Shawn ubiegł ją i wykombinował coś naprawdę genialnego. Przytaknęła mu jedynie na cały ten plan po czym odetchnęła głęboko, starając się w jakiś sposób wczuć w swoją rolę potężnego badassa. Albo przynajmniej świruski z obsesją na punkcie biednego skarbeńka. - Skaaaaarbieee~ - powiedziała, przeciągając melodyjnie samogłoski i przechodząc na środek klasy dosyć blisko miejsca, w którym znajdował się Krukon. - Gdzie jesteś, skarbie? Nie chowaj się. Rozbiegane spojrzenie omiotło salę, by w końcu zatrzymać się na postaci McKellena. Na sam jego widok kąciki Strauss uniosły się w dosyć nieprzyjemnym uśmiechu. Starała się wyglądać niczym drapieżnik, który zbliża się do swojej ofiary. Jak cholerny wiwern podchodzący do swojego obiadu. - Tutaj jesteś, skarbeńku... - nie wiedziała czy przypadkiem głos, który starała się przybrać nie brzmiał zbyt... słodko? Chociaż może dzięki temu był nieco bardziej przerażający i pasował do obłąkanej czarownicy. Podeszła do niego bliżej i kucnęła tuż przed nim. Jedna z jej dłoni natychmiast powędrowała do włosów Krukona, starając się je przeczesywać palcami w czymś na kształt czułości. Dopiero po chwili jej spojrzenie zdawało się stwardnieć, uśmiech opuścił usta, a dłoń zacisnęła się na włosach studenta, odciągając jego głowę w tył. - Znowu chciałeś uciec? - spytała, a wolna dłoń niemal od razu powędrowała do różdżki, którą przejechała delikatnie od uda McKellena, aż do jego torsu, by delikatnie wbić jej czubek w jego brzuch. Miała tylko nadzieję, że ten wybaczy jej później niezbyt delikatne traktowanie. - Dobrze wiesz jak to się skończy skarbie... Nie chciałabym robić ci krzywdy, ale możesz mnie do tego zmusić... Zaplątana we włosach dłoń zwolniła uścisk i przesunęła się na szczękę chłopaka, by ująć jego twarz. - Taki piękny... I cały mój... Byłoby mi przykro, gdyby coś ci się stało. Wiesz o tym? - przekrzywiła lekko głowę, spoglądając na niego pytająco niczym owczarek niemiecki w czasie szkolenia. Miała nadzieję, że dała mu jakiś materiał, z którego mógł ulepić ciąg dalszy sceny. No dajesz, skarbeńku!
Felinus Faolán Lowell
Wiek : 25
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178
C. szczególne : Na prawej dłoni nosi Sygnet Myrtle Snow i Pochłaniacz Magii. Spokojne spojrzenie, łagodna aparycja.
Emocja: Strach Kostka:26 (pozwalam na mocne zaniżenie wyniku, bo Felinus dupa w pokazywaniu emocji. No i trudno jest mu się skupić, poza tym idzie mu to tragicznie, co zresztą widać ) W parze z:@Nancy A. Williams
Nie martwił się zbytnio swoim stanem zdrowotnym. Poniekąd mu pasowało to, iż tak wyglądał. Iż miał takie obrażenia. Wolałby raczej mieć takie, aniżeli stanowić pożywkę dla roślin i jakiegoś bliżej nieokreślonego robactwa... prawda? Jakakolwiek by to myśl nie była, nawet bez jakiejś kończyny było lepiej, aniżeli pięć metrów pod ziemią; zapomniany, nie osiągnąwszy w życiu nic poważnego i spektakularnego. I nawet jeżeli mu na tym nie zależało, to obecnie jego dorobek życia był tak marny, że wolałby raczej pożyć sobie jeszcze kilka lat, aniżeli pchać się od kosę Żniwiarza. Uzdrawianie było dla niego jedyną logiczną rzeczą. Naturalną. Oczywiście sam sobie nie pomoże, gdy straci przytomność, ale nadal, uważał ten przedmiot za jeden z najprzydatniejszych w życiu czarodzieja. Jakby nie było, niebezpieczeństwo znajduje się wręcz na każdym rogu, zakątku. – Nie, spokojnie. Ale dziękuję za troskę. – oznajmiwszy, po krótszej chwili był w stanie funkcjonować poprawnie. Na szczęście plamy dawały się we znaki coraz rzadziej i rzadziej; tylko dzisiaj miała okazja wystąpić sytuacja, że akurat przy rozdzielaniu dziewczyn doszło do czegoś takiego. – Rozumiem... – odpowiedział, poniekąd się zastanawiając nad tym. Zazwyczaj coś ktoś potrafił w działalności artystycznej, nawet jeżeli niezbyt dobrze, to i tak próbował. Nancy wydawała się mieć dwie lewe ręce, jeżeli pisała prawą, w kwestii tego przedmiotu. Ewentualnie dwie prawe - wszak leworęczność jest rzadsza niż praworęczność. – Działalność artystyczna to jakby nieodłączny element naszego życia, prawda? Ale spokojnie. Również jestem w niej kiepski; a przynajmniej w odgrywaniu roli. – odpowiedział spokojnie. Nie powinien się w tej kwestii odzywać, wszak cała jego osoba była jedynie dostosowywaniem się do standardów i sytuacji... A może to właśnie powodowało, iż miał w sobie jakieś poszczególne cechy charakteru? Nie wiedział. Naprawdę. – Nie bez powodu profesor zadał zadanie dotyczące mugolskiego kina. I nie bez powodu niektórzy muszą mieć zgody. Łatwo jest połączyć niektóre fakty. – wzruszył ramionami, by potem przygotować się na falę czystego uczucia zwanego cringe'em, aby odegrać swoją rolę. Strach. Rzadko kiedy pozwalał sobie na to, by ten przejął władzę na jego ciałem, ale tym razem musiał to zrobić. – Dobra, musimy to zrobić... Ale podejrzewam, że będzie dość śmiesznie. Pozwolił na to, by przerażenie pojawiło się na jego twarzy, natomiast ciało, w oszukańczy sposób, zaczęło drżeć, ale nie szło mu to za dobrze. Po chwili Felinus postanowił na chwilę machnąć ręką na to wszystko, jakoby nie wypełniając zadania powierzonego przez profesora; kompromitacja wydawała się być za wysoką ceną jak na uczestnictwo w tych zajęciach. Strach nie był emocją, którą był w stanie odegrać. Za bardzo kojarzył mu się z domem, a do domu i spięcia w nim nie zamierzał tak łatwo powracać. Westchnął, spoglądając na Williams; być może uda mu się wytłumaczyć, że średnio się czuje na siłach? Kto wie. – Dobra, przyznaję się, aktorzenie idzie mi tragicznie. – przyznał się, spoglądając w stronę Nancy. – Może nie zauważy, że praktycznie nic nie robiłem. Jak sądzisz? – zapytał się jej, szukając innego obiektu zainteresowań niż mugoloznawstwo, na którym jednak trwała działalność artystyczna.
Nancy A. Williams
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Burza brązowych loków na głowie i uśmiech przyklejony do twarzy, tatuaż z runą algiz na lewej kostce
Ucieszyła się, że nie trafiła do pary z jakimś specjalnym entuzjastą gry aktorskiej. Felinus miał chyba podobne podejście do tych zajęć i całe szczęście nie zamierzał jej wciągać w odgrywanie bezsensownych scenek. Aż parsknęła z rozbawieniem, kiedy Puchon nakreślił jej co prawdopodobnie będa robić w daleszej częśći spotkania. Może to bójka ją rozproszyła, może to przez związany ze scenkami stres, ale w ogóle nie połączyła ze sobą tych faktów i dopiero teraz domyśliła się, że faktycznie mogą udać się w podróż do Londynu i zająć się czymś przyjemniejszym niż nieudolne aktorzenie. Przynajmniej z jej strony. - Trzeba chociaż spróbować... - Skomentowała, kiedy jej partner postanowił, że powinni wziąć się do pracy. Pewnie powinni, ale czy na pewno profesor tak uważnie wszystkim się przyglądał? Spojrzenie czekoladowych tęczówek odszukało Hrringtona, próbując wybadać jak bardzo mogą się obijać. Po chwili jej wzrok powrócił do chłopaka, by obserwować jego próbę odegrania strachu. Chwilę walczyła ze swoimi kącikami ust, które uparcie chciały się unieść, aż w końcu wygięły się w uśmiechu. Nie było w nim absolutnie nic prześmiewczego, był to ciepły uśmiech, a w jej oczach można było dostrzec zrozumienie. Nie oceniała ani umiejętności aktorskich, ani samego Puchona. - Ok, teraz ja. - Zdecydowała, bo nie zamierzała zostawiać swojego partnera samego w tym cringe'owym do granic możliwości zadaniu. Wzięła głęboki oddech, aby się skupić, a potem spróbowała zmusić mięśnie twarzy do posłuszeństwa. Zmarszczyła lekko brwi, otworzyła szerzej oczy, ręką zakryła usta dla lepszego efektu, ale absolutnie żadna z tych rzeczy nie przypominałą przerażenia, a dodatkowo po paru sekundach Williams najzwyczajniej w świecie parsknęła śmiechem. To chyba byłoby na tyle... - Oboje jesteśmy w tym tragiczni. - Przyznała kręcąc z niedowierzaniem głową. - Udawajmy, że coś robimy jak będzie przechodził i tyle, pewnie i tak nie zauważy. - Wzruszyła lekko ramionami, zerkając kontrolnie w stronę profesora. Miała nadzieję, że nie będzie się na nimi znęcał i zmuszał do ćwiczeń, albo co gorsza kazał prezentować jakieś scenki przez całą grupą! Tego zdecydowanie by nie przeżyła!
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu rozległa blizna ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Był bezczelny do granic możliwości i czuł się z tym wyjątkowo dobrze. Okazywało się, że nawet działanie jej na nerwy niosło ze sobą sporą przyjemność. Nie zdążył jednak odpowiedzieć na jej uśmiech, ani wyrazić na głos jakiegoś komentarza, bo w sali atmosfera znów stała się napięta i tym razem nie chodziło bynajmniej o spotkanie dwóch stęsknionych za sobą osób; wręcz przeciwnie, można było śmiało powiedzieć, że obie dziewczyny wcale nie miały ochoty na siebie patrzeć. Oparł się plecami o ścianę, ani myśląc brać udział w całym tym cyrku, zwłaszcza w momencie kiedy sytuacją zainteresowało się co najmniej kilka innych osób. Zmarszczył jedynie brwi, trochę z niedowierzania, a trochę z nieświadomie wyrażanej dezaprobaty, z zażenowaniem obserwując bójkę dwóch studentek, które po kątach rozstawił dopiero Harrington. Posłał Moe pytające spojrzenie, na końcu języka mając pytanie, czy to aby nie ta dziewczyna, którą Walsh przyłapał ostatnio z Solbergiem, ale ostatecznie wzruszył tylko ramionami, uznawszy, że to nie jego problem. Jeśli chodzi o aktorstwo, to nigdy nie miał z nim dużych problemów. Teatr nie do końca go pociągał, nie marzył o tym żeby połączyć swoją przyszłość z deskami sceny, ale może miał towe krwi? A może po prostu wystarczająco dużo napatrzył się na Éléonore, a znacznie wcześniej – mamę? Przymrużył oczy, wiodąc za nią wzrokiem; wydał z siebie gardłowy, ostrzegawczy warkot godny psidwaka, a kiedy ugryzła go w ucho, wbrew wszelkim zachciankom szczeknął, odskakując na bok. — Zossstaw — tym razem zasyczał jak wąż, wyginając się nieprzyjaźnie — Jesszzcze nie te... co powiedziałeś? — uniósł wzrok ku sufitowi i potrząsnał głową, jakby chciał wytrząsnąć z niej niepożądany głos. Chwilę szeptał coś do siebie, a potem zaśmiał się histerycznie. Ot – koniec przedstawienia.
Darren ledwo zdążył odmachać Victorii gdy Vitti oraz jakaś Ślizgonka zaczęły robić burdel. Chwilę przed rozpoczęciem się lekcji, praktycznie na oczach nauczyciela? Chłopak chrząknął, kręcąc głową - ostatecznie, nie obchodziło go kto i z jakiego powodu wyleci z lekcji, a i porządek został już przywrócony. Krukon nie napełniał się także chęcią przywracania porządku jak prefektka Ravenclawu, więc cała sytuacja bardziej go rozbawiła niż rozzłościła. - Jeśli będziesz się gniewać, tym łatwiej będzie mi ze strachem - powiedział z uśmiechem do Victorii, odsuwając się od niej na półtorej kroku i obserwując jej starania. Jej część wyszła całkiem przekonująco - nawet jeśli częściowo było widać jeszcze po niej, a przynajmniej tak wydawało się Shawowi, że była jeszcze zdenerwowana przez odpał dwójki wyrzuconych dziewczyn. Chwilę potem przyszła jednak pora na Darrena. Chłopak odkaszlnął i rozejrzał się po sali, po czym wbił w Victorię wytrzeszczone oczy. Cofnął się jeszcze pół kroku, wyciągając dłonie przed siebie i uciekając wzrokiem co chwilę to w lewo, to w prawo. - Cz-czego chcesz? Zostaw mnie! - wyjęczał, odpychając w umyśle natarczywe myśli mówiące, że świetny efekt przyniosłaby Victoria grożąca mu odjęciem punktów domu. Cały "występ" Darren zakończył dość przypadkowo - choć przypadkiem bardzo szczęśliwym dla domorosłego aktorzyny - a mianowicie Krukon cofając się o kolejny krok potknął się i upadł na siedzenie. Na chwilę z jego twarzy opadła kurtyna przybranego strachu zastąpiona grymasem zaskoczenia - jednak Shaw szybko zdecydował się skorzystać z sytuacji i podwinął nogi pod brodę i schował w nich twarz, starając się wywołać jeszcze nieco dreszczy. Po kilku sekundach siedzenia na ziemi podniósł lekko głowę i mrugnął do Victorii, jednocześnie szukając wzrokiem krążącego po klasie nauczyciela mugoloznawstwa.
Hemah E. L. Peril
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 175 cm
C. szczególne : Białe włosy, brwi i rzęsy, jasna cera. Akcent cockney. Umięśniona sylwetka. Blizna na jednej brwi po dawnej bójce. Blizny po odmrożeniach na lewej ręce i udach.
Nie spodziewała się tego złapania za rękę. Acz nie wyrwała jej, patrząc w oczy dziewczyny i dopiero później na rękę. Jak przyłożona różdżka rysuje wzory na skórze, tworząc symbol księżyca. Poruszyła palcami, zanim napis zniknął, zostawiając jedynie logo. Klub Luna? - VIPowska wejściówka? - Spytała z lekkim uśmiechem. Jeszcze nie dorobiła się bycia (aż takim) VIPem, a już dostaje zaproszenia. No no. Gorzej, że o pierwszej w nocy to ona smacznie śpi. Przestawiła się całkowicie na tryb życia ujmujący bieganie o 5 i treningi od 6. Ale może po prostu położy się wcześniej i wstanie o północy... To dużo bardziej realistyczne niż bycie świadomą na tyle, aby trafić do klubu w środku nocy. Już ma trudności z nocnymi dyżurami jako prefekt. - Zjawię się... Jak znajdę chwilę czasu - obiecała, nim weszły do klasy.
Teatr? Aktorką akurat nie była zbyt dobrą. Ale hej, to zawsze dobry powód do zabawy. Szczególnie, kiedy dowiedziała się, że ma odgrywać złość. No! To dopiero będzie fajna sprawa. Akurat co jak co, ale rzadko musiała udawać wściekłość. Szczególnie jeszcze, gdy wylądowała z pewnym rudzielcem, który niekoniecznie dogaduje się z Boydem. Wyszczerzyła się do Willa. - No witam - podeszła doń, gdy nauczyciel ją wywołał. Ta lekcja to same zaskoczenia dzisiaj. - Wpierdolę ci za chwilę... Ktoś mnie uprzedził - mruknęła do chłopaka, widząc zamieszanie. No cóż... Niektórych umie zdrowo ponieść, o cokolwiek poszło. Jej wzrok na chwilę spotkał się ze spojrzeniem @Liam A. Rivai i Puchon mógł domyśleć się, iż Hem nie należy współczuć. Należy współczuć tej Gryfonce, która to rozpętała. Wyszła razem z @Vittoria Sorrento i położyła jej rękę na ramieniu, ściskając sugestywnie. - Excuse the fuck outta me? - Sarknęła. - Sądzisz, że jestem tu jako twój biały rycerz, który ma cię chronić? Bitch, idę dopilnować, że nie odpierdolisz niczego na korytarzu - nie wnikała, kto zaczął. Ktoś musiał kogoś prowokować i nawet, jak Vittoria wyglądała na bardziej poszkodowaną, nie wolno wykluczać, że to ona zaczęła. Po prostu pogoniono jej kota równo. Nie odstąpiła dziewczyny na krok, aż nie znalazły się w pokoju wspólnym Gryffindoru. Zdążyła jeszcze blondynce dać jasno do zrozumienia, co myśli o bójkach na lekcji. A potem wyszła i poczekała parę chwil przy portrecie Grubej Damy. Dopiero, gdy upewniła się, że Vittoria nie zamierza uciekać, wróciła na zajęcia. W klasie niemalże od razu, podburzona przez sytuację, podbiła do @William S. Fitzgerald. Nie przejmowała się, że był wyższy czy chuj wie pod jakim względem dominujący fizycznie. Złapała go za ubranie pod szyją i docisnęła do ściany, niemalże rzucając go na nią. Udem zmuszając go rozstawienia nóg, utrudniając ruch oraz wywierając jasny nacisk fizyczny. Sprawnie, szybko, wyćwiczonymi ruchami. Marszczyła brwi i odsłaniała zęby. Brakowało, aby tylko zaczęła warczeć. - Czemu wy zawsze musicie się dowalać do innych, co? - Spytała cicho, ale ze złością tak wyraźną, iż z zewnątrz można by było nominować ją do Oskara. A była po prostu szczerze wściekła. - Zasrane węże, kurwa ich mać, pierdolone w dupę synusie i lafiryndy jebanych burżujów, którzy pieprzą własnych kuzynów, byle tylko zachować "czystość linii" - zacisnęła mocniej palce, aż kłykcie zaczęły bieleć. Nosiło ją go uderzyć, ale nie mogła. Była prefektem. To wciąż można odczytać jako po prostu grę aktorską. - Wracaj do tej kazirodczej dupy, która cię na ten świat wysrała i nie pokazuj mi się więcej na oczy.
EMOCJA: WSTRĘT KOSTKA: 91 ROBI CYRK W TEATRZE Z:@Liselotte Shaw (teraz to już przeszłość)
To było cudowne rozpoczęcie lekcji. Jak tylko nauczyciel wpadł do klasy, zarówno jego dom i Slytherin straciły po 50 punktów, bo panienki postanowiły się pobić. Osobiście nic nie miał do tego, co robiły, ale utrata przez jego dom gromadzonych dóbr, to już inna kwestia. Czy mogło być gorzej? I tak i nie. Pech chciał, że do pary przydzielono mu siostrę przyjaciela, szczęściem było, że uczucie, które miał zagrać wobec niej wcale nie musiało być grą aktorską. Nie ukrywał niechęci do niej. Nie dogadywali się, od razu po usłyszeniu jej imienia zrobił kwaśną minę i dołączył do niej do pary. Nie patrzył na nią i nie odzywał, aż nie przyszła na nich kolej. Zaczął pierwszy, bo nie widział sensu i powodu, dlaczego taką księżniczkę miałby przepuszczać przodem. To nawet nie była gra aktorska, gardził nią tak samo jak ona nim, chociaż nigdy nie dał jej do tego powodu. -Panie profesorze, na prawdę muszę? - zadał pytanie tak, że widać było iż samo stanie przy niej sprawia mu ból. Znajdując się już tutaj nie miał wyboru i musiał dociągnąć lekcję do końca. -Już wolę dołączyć do dziewczyn z sowiarni, niż mówić do tego pustaka. Skończyłem, może mnie pan wyrzucić z zajęć. - dodał i po spojrzeniu na nią na jego twarzy malowała się chęć szorowania klatek z sowich odchodów, niż kontynuowania tego cyrku.
Ostatnio zmieniony przez Ferdinand Emerson dnia Nie Maj 24 2020, 01:43, w całości zmieniany 1 raz
Loulou Moreau
Rok Nauki : VII
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173cm
C. szczególne : francuski akcent, burza loków, ciemniejsza karnacja
Nie była nigdy na tyle zainteresowana aktorstwem, żeby rozmyślała nad spróbowaniem własnych sił. Co prawda była dopisana do grona osób, które miały wystąpić na przedstawieniu Forestera, ale to była zupełnie inna sprawa. Teraz, na lekcji, gdy usłyszała, co mają zrobić, zwyczajnie skrzywiła się, ale na całe szczęście para trafiła jej się całkiem w porządku. Uśmiechnęła się do dziewczyny, którą kojarzyła z imprezy urodzinowej Nancy, po czym poczekała na informację, jaką emocję mają odgrywać. - Czyli smutek nasz - rzuciła, po czym spróbowała przywołać do siebie na szybko jedno ze smutnych wspomnień. Powoli czuła, jak radość z niej ucieka, choć nie mogła patrzeć na swoją partnerkę w trakcie zajęć, żeby nie roześmiać się na wspomnienia urodzin. Zacisnęła zęby, jeszcze raz starając sie przywołać do siebie smutne wspomnienie, co tym razem się udało. W jednej chwili uśmiech spełzł jej z twarzy, ustępując minie zbliżonej do płaczliwej. Chciała nawet uronić jedną łzę, ale nie zdążyła. Skończyło się jedynie na podkówce, wzroku zbitego szczeniaka i koniec. Nie umiała dłużej udawać, ani kryć śmiechu. Rozejrzała się po klasie, aby sprawdzić, jak poszło pozostałym osobom, skupiając swoją uwagę na znanych twarzach. Może nie było tak źle?
William S. Fitzgerald
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 183,5 cm
C. szczególne : tatuaże: motyw quidditchowy na lewym ramieniu, czaszka wężna na prawej piersi i runa Algiz po wewnętrznej stronie lewego przedramienia | amulet z jemioły zawsze na szyi
— Trudno się z tym nie zgodzić — odparł wciąż z uśmiechem na pysku, przytaknąwszy przy tym głową. Zaraz potem uśmiechnął się niewinnie, kiedy @Aleksandra Krawczyk obdarzyła go jakże wymownym spojrzeniem, choć na dobrą sprawę wcale przecież nie krył się ani trochę ze swoimi zamiarami. — Nie, jakżebym śmiał! Ale wiesz… mała pomoc na pewno nie zaszkodzi. Sięgnął do foliowej torebki, kiedy tylko rudowłosa mu ją podsunęła, zgarniając od razu dwa ciasteczka, tak na zapas, a co się będzie. Jedno od razu wpakował sobie do ust i zaraz potem pokazał Puchonce uniesiony kciuk, bo było naprawdę zajebiste. Nie miał niestety czasu zbyt długo się nimi delektować, bo jakąś chwilę później do klasy wszedł Harrington, co było równoznaczne z końcem rozmów i jednocześnie początkiem lekcji. Błysnął zębami w stronę Krawczyk, gdy dziewczyna wepchnęła mu jeszcze jedno ciacho, a zaraz potem uwagę przeniósł w stronę nauczyciela, który zabrał głos. Uniósł nieznacznie brew, gdy okazało się, że mieli się bawić w… aktorstwo. Czy to nie byłoby ćwiczenie bardziej odpowiednie na zajęcia z działalności artystycznej? Wzruszył jednak jedynie barkami, podchodząc do belfra, żeby mu oddać świstek ze zgodą, a moment później prychnął, gdy okazało się, że w parze miał być z Peril. Świetnie. I jeszcze przypadła im do odgrywania złość, no lepiej być kurwa nie mogło. To nawet nie powinno wymagać jakiegoś wielkiego popisu aktorskiego z jego strony. — Aż nie mogę się doczekać — rzucił sarkastycznie, przewracając przy tym ślepiami, by następnie przesunąć spojrzenie w stronę Sorrento i Russeau, które zaczęły odwalać jakąś manianę na środku klasy. Obserwował to ‘przedstawienie’ z uniesioną brwią i rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Kryzys szybko został jednak zażegany, dziewczyny wywalone z klasy i lekcja dalej mogła toczyć się już normalnym torem. Fitzgerald od niechcenia obserwował mniej lub bardziej udane popisy innych duetów, oczekując na powrót Gryfonki, która została oddelegowana do odprowadzenia jednej z prowodyrek cyrku sprzed momentu, całkowicie rozluźniony. Nie spodziewał się kompletnie tej ‘szarży’ ze strony Hemah, gdy wróciła do klasy, więc najpewniej to właśnie elementowi zaskoczenia zawdzięczała to, że tak łatwo dała radę przyprzeć go do ściany. Wyraz twarzy z rodzaju „co jest, kurwa” szybko zastąpiła wyraźna irytacja zaistniałym naruszeniem przestrzeni osobistej. — A czemu wy wszyscy zawsze musicie być tacy wkurzający, hę? — odparował, obnażając przy tym zęby w grymasie zirytowania, choć przy kolejnych inwektywach rzucanych w jego kierunku trudno mu było powstrzymać kpiący uśmieszek cisnący się na gębę. Cała ta sytuacja bardziej zaczęła go bawić niż faktycznie wkurzać, aczkolwiek starał się jednak nie wypaść z ‘roli’, a że mu nie zależało… trochę średnio to wychodziło. — To jakaś cecha wspólna Gryfonów czy co? Chociaż jak mają taką prefekt to czemu ja się właściwie dziwę. Wracaj do tej swojej dziury czy skąd tam wypełzłaś, nie zapomnij zgarnąć po drodze Callahana, świat stanie się od razu przyjemniejszy — wycedził przez zaciśnięte zęby, po czym – mimo niezbyt sprzyjającego położenia – wyłuskał jakoś swoją różdżkę, a następnie końcem cisu dźgnął Gryfonkę. — A teraz z łaski swej się odsuń, bo inaczej pogadamy.
Emocja:złość Kostka:7, czyli miszcz rzutów kostkami znowu w akcji :’D W parze z:@Hemah E. L. Peril
Silas Clark
Rok Nauki : I
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 189
C. szczególne : Długie dredy często wiązane na czubku głowy
Clark nie był zbyt dobrym aktorem. Jako ścisły umysł nie posiadał zbyt wybujałej wyobraźni i praktycznie twardo stąpał po ziemi. Nie miał pojęcia jak zagrać zaskoczenie tak po prostu znienacka albo bez przygotowania lub scenariusza. To było dla niego trudniejsze niż egzamin z eliksirów. Całe szczęście, że Maximilian zaczął, wtedy Silas mógł zacząć grać i chociaż odrobinę spróbować coś stworzyć z niczego. -Doktor Silas Clark, dobrze, że Pana widzę. Mam dla Pana dwie wiadomości dobrą i złą. Może od razu je Panu przekażę- zaczął po czym uścisnął mu serdecznie dłoń, może odrobinę zbyt gorączkowo i natarczywie. - Dobra wiadomość to taka, że zostały Panu 24 godziny życia, a zła to taka, że miałem to powiedzieć wczoraj, ale wyleciało mi z głowy. Sam Pan rozumie, diagnoza nie kłamie- wyjaśnił po czym czekał w tej chwili na dalszą reakcję ze strony Slizgona. Wiedział, że źle zagrał swoją scenę, ale przynajmniej mogło być odrobinę weselej.